„Mrok
ognia”
Jedna
z komnat księcia. Siedzi on na lekko senny na kanapie, a na prost
niego stoi Carmen i Diuna. Po chwili książę ziewnął i spytał:
-
Tak więc co Was sprowadza do mnie o tak później porze?
-
No więc ….no ….
-Przepraszam,
dalej Panienko opowiedz Księciu wszystko. - wtrącił za pozwoleniem
Carmen dodając tym samym otuchy Diunie.
-
Strasznie mi głupio. Dałam się wyrolować jak małe dziecko. -
powiedziała.
-
No mów Mała. - powiedział twardo władca.
-
Jakoś po ostatniej walce dałam się namówić Sachinerowi, na mały
sparing na sali treningowej. Wszystko było ładnie, ślicznie.
Jednak w pewnym momencie zaczął się do mnie dobierać. Pocałował
mnie. Wtedy zakręciło mi się w głowie. Zaczął mną szarpać, a
ja zaczęłam z nim walczyć. Jednak on nie przestawał i ….
-
Zrobił Ci coś? - spytał nagle stanowczo i twardo książę.
-
Nie zdążył. Carmen mnie uratował. - odparła speszona Diuna.
-
To dobrze. Nie martw się zajmę się tym. - powiedział Volaure, po
czym wstał podszedł do niej i ostrożnie oparł jej rękę na
ramieniu i dopowiedział:
-
Bardzo dobrze zrobiłaś przychodząc tutaj. Jesteś bardzo dzielna.
Czy mogę wziąć Twoją dłoń?
-
Yyyyy .. tak … - odparła niepewnie Diuna.
Władca
wziął ja za rękę, nachylił się, cicho powiedział:
-
Igne ke ren.
Po
czym pocałował ją w dłoń jak to robią dżentelmeni. W tym
momencie dziewczyna się osunęła. Carmen złapał ją w ostatniej
chwili i wziął ją na ręce, po czym powiedział z wyrzutem:
-
Książę!
-
Spokojnie Carmen, nic jej nie będzie. Powiedzmy, że sprawiłem, iż
to wszystko będzie jedynie złym snem.
-
Rozumiem, słyszałem o czymś takim ale nigdy tego nie widziałem.
Biedna dziewczyna, to nie łatwe przeżycie. Dobrze, że ten drań
tego nie potrafi. Za pozwoleniem ciekawi mnie dlaczego wybrał Diunę?
Łatwość, zachłanność, moce? Nie mam nic do niej ale myślę, że
Kiazu ma dużo bardziej kuszącą energię. W końcu ma moc ognia,
więc ma bardzo łatwo przyswajalną energię dla Sachinera.
-
To prawda, ale zapewne myślał, że Diuna będzie łatwym posiłkiem.
Niestety dla niego bardzo się pomylił. Ona wcale nie jest taka
słaba. Tak naprawdę jest równie silna co Kiazu.
-
Książe co teraz zrobimy?
-
Carmen zanieś ją proszę do jej pokoju i opowiedz o wszystkim
Kurai'owi oraz poinformuj go że czekam tu na niego. Spiesz się.
-
Tak panie. Ze mną będzie bezpieczna.- powiedział z pokorą Carmen.
************
Sachiner
siedzi w swojej komnacie, przed kominkiem, jak to miewa w zwyczaju, i
popija wino pogrążony w myślach. Nagle zza niego odezwał się
jakiś głos.
-
Dobrze się bawisz?
-
Owszem dopóki mi nie przerwałeś. Za kogo Ty się masz!
-
Hmm... może za księcia Zekeren.
Sachiner,
aż podskoczył i zerwał się na równe nogi. Następnie odwrócił
się plecami do kominka i powiedział:
-
Eh. Witaj książę co Cię do mnie sprowadza? Haroldzie zaproponuj
Panu wina.
-
Nie kłopocz się Haroldzie i zostaw nas samych.
Po
tych słowach sługa inkuba spojrzał na swojego pana, który dał
nieme przyzwolenie, na rozkaz władcy. Po chwili sługa, grzecznie
wyszedł, a Sachiner powiedział ziewając:
-
OoooO, ale już późno. Czas udać się na spoczynek.
-
Czekaj, czekaj. Powiedz mi proszę co robiłeś po turniejowej walce?
-
Nic, siedziałem tutaj pogrążony myślach.
-
Na pewno? - spytał groźnie Volaure.
-
A no tak wychodziłem na posiłek o ile wiesz co mam na myśli.
Dorwałem śliczną dziewuszkę i zrobiłem to co do mnie należało.
- odparł trochę olewająco Inkub.
-
Mogę zapalić?
-
Skoro musisz...
Volaure
zapalił papierosa, zaciągnął się i powiedział:
-
Doszły mnie słuchy, że dziewuszka wcale nie chciała się z Tobą
dzielić.
-
O a to Ci niespodzianka, z mojej strony wyglądało to zupełnie
inaczej. Ona bardzo chciała.
-
Mówisz? A miała może na imię Diuna?
-
Nie. Nie wiem o kim mówisz.
-
Smaczna chociaż była?
-
O tak, dawno nie zgarnąłem neczańskiej energii, przyprawionej
siłą. Szkoda, że tak mało, ale i tak nieźle jak na fakt
przeszkodzenia mi. Ten idiota Carmen miał czelność mi
przeszkodzić. A zapowiadał mi się naprawdę udany i sycący
posiłek. Już po pierwszym pocałunku była moja. Gdyby nie uciekli
to bym złapał kolacje i skopał mu cztery litery ...Upss... -
Sachiner zdał sobie sprawę z tego co powiedział.
-
Wiesz, że gwałty są zakazane na Zekeren? - spytał stanowczo,
chłodno oraz spokojnie książę.
W
tym momencie inkub zaczął się powoli wycofywać, aż w końcu
wpadł na coś czego nie powinno być w tym miejscu. Odwrócił się
z przerażeniem i zobaczył Kurai'a, który spytał:
-
Wybierasz się gdzieś?
Sachiner
został otoczony i nie miał już drogi ucieczki. Jego pewność
siebie została zachwiana.
-
I co fajnie jest być osaczonym? - spytał książę wypuszczając
dym z ust.
************
-
Witamy Państwa na kolejnej ćwierćfinałowej walce naszego
turnieju. W dzisiejszej walce wystąpią dla Was Rex i Jego smok
Zaaran oraz Darkarilem i jego smokiem Maradą!
W
tym momencie zatrzęsła się cała arena. Wszyscy zamarli. Jedyne co
było słychać w tym momencie to potężne kroki. Nagle na arenie
pojawił się olbrzymi ciemnofioletowy smok z brązowymi rogami i
skrzydłami oraz czarnym brzuchem. Na jego grzbiecie siedzi równie
potężny w posturze Darkaril. Bestia jest godna swojego właściciela.
Po chwili tłumy znowu zaczęły skandować i wiwatować jak to ma w
zwyczaju. Rex i jego smok, aż osłupieli. Co prawda wiedzieli iż
Marada jest ogromny ale co innego widzieć go na arenie i słyszeć
historie o nim, a co innego stanąć z nim oko w oko.
-
Łał! Widziałeś Zaaran jakie wielkie smoczysko? - Spytał radośnie
i z podziwem Rex.
-
Wraaar. - odparła równie radośnie bestia.
-
A właśnie drogi przeciwniku Tobie jeszcze nie pokazywałem swojego
maluszka. Czekaj akurat mam zdjęcia przy sobie i chętnie Ci
pokarze.
Po
tych radosnych słowach Rex ze swoim przyjacielem podlecieli bardzo
blisko do Darkarila. Psia furra wyjęła z kieszeni zdjęcia swojego
szczeniaka. W tym momencie Olbrzym uderzył go z pogardą dłoń tak,
że zdjęcia mu wypadły. Zaaran złapał je w ostatniej chwili zanim
upadły na ziemie. W tym czasie sędziowie dopiero zdjęli
Darkarilowi bransolety.
************
Władca
stoi u siebie w loży oglądając obecne starcie i obserwując co
jakiś czas zegarek. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Książę
lekko się dziwił, lecz poszedł je otworzyć. Jego oczom ukazał
się Kiazu w czerwonej krótkiej sukience bez ramiączek. Kiedy drzwi
tylko się otworzyły dziewczyna spytała radosnym głosem:
-
Cześć Volaure co porabiasz? Mogę obejrzeć z Tobą walkę?
-
Witaj, no dobra wskakuj. Jednak wiedz, że czakam na bardzo ważną
rozmowę i nie będę przez cały czas do Twojej dyspozycji. - odparł
książę wpuszczając ją do środka.
Po
chwili rozległo się dzwonek który lekko pulsował dźwiękiem. Nim
Kiazu zdąrzyła spytać co to książę powiedział:
-
Proszę usiądź sobie tam (wskazał ręką na kanapę przed
telewizorem) ja muszę iść do gabinetu odebrać rozmowę.
Po
tych słowach władca zrobił to co powiedział. Kiedy wszedł do
ciemnego gabinetu znajdującego się nieopodal wejścia do jego loży,
zamknął za sobą drzwi, i od razu odebrał rozmowę mówiąc:
-
Witam ambasadorze, zechciej wybaczyć zwłokę.
W
tym monecie wielki obraz holograficzny rozświetlił całe
pomieszczenie.
-
Witam, nic się nie stało. Domniemam, że ważne sprawy Cię
zatrzymały.
-
Tak, Zastanowiłeś się już Ambasadorze?
-
Owszem podjedliśmy już decyzję. Zatem naszą decyzją jest …
************
Kiazu
siedziała grzecznie na kanapie, czekając na księcia i oglądając
walkę. Tymczasem na arenie Darkaril szalał. Wypuszczał jeden
ognisty atak za drugim. Póki co Rex i jego smok całkiem nieźle
sobie radzili. Jednak nie bez problemu. Obrywali co i raz, ale też
nieźle się musieli się natrudzić aby uniknąć ataków
przeciwnika. Rex radośnie się śmiejąc i krzycząc, robi beczki,
obroty i masę ostrych zakrętów. Darkaril też chyba się świetnie
bawił. Jeśli można to tak ująć. Słychać jedną eksplozje za
drugą. Nagle wielka Eksplozja przysłoniła cały obraz, a do Kiazu
podszedł książę i usiadł koło niej a następnie spytał:
-
No i co tam Mała, co Cię do mnie sprowadza?
-
Mówiłam chce obejrzeć z Tobą walkę. - odparła z uśmiechem
Kiazu.
-
Aha, przyszłaś tak ubrana aby oglądać brutalne mordobicie.
Czyżbyś gustowała w świeżej krwi o poranku? Mała nie urodziłem
się wczoraj.
-
No dobra, przejrzałeś mnie. Pamiętasz obiecałeś mi coś?
-
Hmmm... wydaje mi się, że powiedziałem „może innym razem”...
-
No weź no książę czepiasz się szczegółów. No proszę … będę
grzeczna ….
-
Heheh, a czy ja powiedziałem nie?
-
No nie …
-
W sumie czemu by nie, ale po walce.
-
Dopiero po walce. - odparła zawiedziona Kiazu.
-
Owszem dopiero po walce i ani chwili wcześniej.
-
No dobrze. To może chociaż buziaka?
W
tym momencie Volaure ją pocałował, zupełnie od tak, jak gdyby
nigdy nic. Efektem tego było rozpłynięcie się Kiazu. Po chwili
rozmarzona i z uśmiechem powiedziała:
-
Łał jak Ty to robisz? Za każdym razem mam wrażenie, że całujesz
coraz lepiej.
-
Już Ci mówiłem … Lata praktyki moja droga … lata praktyki …
-
No tak, ale wiesz mam ciepłe i przyjemne ciarki na całym ciele …
no i tak mam tylko jak Ty to robisz. Dziwne prawda?
-
Nie nie dziwne, po prostu nigdy nie trafiłaś na kogoś kto latami
trenował pocałunki, oraz by miał wrodzony talent do tego.
-
Skoro tak mówisz. W takim układzie skoro i tak mam czekać, to
opowiedz mi proszę coś o tym całym Rexie?
Władca
uśmiechnął się lekko pod nosem i po chwili powiedział:
-
Hmmm... Rex, Rex … niech no pomyślę, no jak widzisz jest psią
furrą. Ma żonę i małego synka. Jest wielkim optymistą. Wywodzi
się z majętnej "psiej" rodziny a jego ojciec był
poważanym rycerzem, który wyróżnił się podczas wojny. On sam
jest najemnym ochroniarzem. Ma odwiecznego rywala, który jest
assasinem., to znaczy płatnym zabójca. Ma on na imię Tokage. Ich
rywalizacja trwa od lat, a dzięki niej ich umiejętności stale
rosną. Słyszałem, że ten assasin pokonał kiedyś Rexa i miał
okazję go zabić i tym samym zakończyć wieloletnią mękę. Nie
zrobił tego jednak. Może zdał sobie sprawę, że dzięki psiemu
przeciwnikowi jego zdolności cały czas rosną. Ponoć powiedział
mu tylko "Nie mam na ciebie zlecenia" i oszczędził jego
życie. Obaj się nawzajem nie znoszą, ale mają do siebie ogromny
szacunek.
-
Zatem jest na pewno silniejszy niż mi się wydawało. Ma szanse
wygrać?
-
Wiesz sama siła nic nie znaczy, trzeba mieć jeszcze taktykę oraz
spore umiejętności. Trzeba oszacować swoje siły i zawsze
zachowywać rezerwę mocy. Nie raz widziałem jak pozornie słabszy
przeciwnik wygrywał. Każda walka jest trudna i praktycznie do
samego końca nie wiadomo kto wygra. Większość walk ma zaskakujące
zakończenie.
-
Czyli nawet ja bym mogła wygrać?
-
Wybacz nie widziałem Twoich umiejętności, więc nie wiem.
-
Szkoda, a wracając do Rexa to bardzo małego malucha ma?
- Jest
całkiem młody, ma jakieś kilka miesięcy. A jak chcesz go zobaczyć
to Rex bardzo chętnie pokazuje jego zdjęcia i opowiada o nim. Jak
chcesz to po walce zagadaj do niego. Jest bardzo przyjacielski. Mogę
zapalić?
-
Spoko chętnie to zrobię. Spoko pal ….- odparła z uśmiechem
Kiazu. Po chwili dodała: - Nie da się szybciej? Ja bym chciała już
…
- Nie
Mała, musisz poczekać na koniec walki. Po walce zajmę się Tobą,
wcześniej nie ma mowy. -odpowiedział książę przypalając
papierosa.
- Eh,
no wiesz co, żeby mecz był ważniejszy niż kobieta?
- Nie
naciskaj Mała, dobrze Ci zrobi jak poczekasz. - odpowiedział
Volaure mrugając okiem i zaciągając się.
************
Darkaril
przestał się bawić z przeciwnikiem. Jego wielki i potężny smok
trzymał w garści rywali. Zaaran przeraźliwie krzyczał i się
szamotał. Niestety Rex nie był wstanie mu pomóc, gdyż on również
nie potrafił wyrwać się z ucisku wielkiej bestii. Po dłuższej
szamotaninie udało mu się wyśliznąć z uścisku i zaczął spadać
bardzo szybko w kierunku ziemi. Nagle dało się usłyszeć bardzo
głośny dźwięk łamania, a następnie przeraźliwy ryk. Cała
publiczność zamarła. W tym samym czasie Darkaril wystrzelił
wielkie ogniste tornado, które porwało spadającego Rexa. Nie
minęła nawet dłuższa chwila jak przeciwnicy uderzyli z wielką
siłą o ziemie. Zatrzęsła się cała arena, a Darkaril zaśmiał
się złowrogo. Kiedy dym opadł na ziemi leżała nieruchoma psia
fura oraz strasznie ryczący smok, który nie mógł się ruszyć.
Sędziowie podbiegli do Rexa i dokładnie go obejrzeli. Po dłuższej
chwili sędziowie oznajmili, że Rex żyje, lecz obecnie nie da się
go wybudzić.
-
W tej rundzie zwycięża DARKARIL wraz ze smokiem MARADĄ.
Na
te słowa czekał brutalny oprawca. Z demonicznym śmiechem świętował
swoje zwycięstwo. Tłumy wiwatowały, a sędziowie zabrali Rexa do
szpitala. Natomiast nie wiedzieli co zrobić z ryczącą bestią.
Metaliczny smok wpadł w straszliwy amok, nie dał się nikomu do
siebie zbliżyć i na dokładkę nie mógł się ruszać. Część
strażników ruszyła aby obezwładnić smoka. Jednak bez większego
skutku. Po dłuższej chwili na arenie pojawił się książę, a
jeden z sędziów spytał:
-
Książę co robimy ta bestia ma poważne rany ale jak tak dalej
pójdzie to rozsadzi arenę.
-
To nie jest miła rzecz, ale trzeba będzie go uśpić. - odparł
władca.
W
tym momencie na arenie tuż obok Volaure pojawił się Kurai, który
powiedział:
-
Daj mi spróbować.
Książę
nie odwracając się do niego zmierzył go wzrokiem i powiedział:
-
Dobra, ale jak nie dasz rady, to go uśpimy.
Kurai
nic mu nie odpowiedział tylko spokojnie podszedł do rozszalałego
smoka. Po chwili kiedy zobaczył, że ktoś się do niego zbliża
skupił na nim swoje wielkie rozwścieczone oczy. Jego żółte oczy
były przepełnione krwistymi żyłkami. Kurai bardzo powoli i
spokojnie zaczął się do niego zbliżać. Cała arena ponownie
zamarła w ciszy. Jednak Darkaril domagał się wiwatów. Nie trzeba
było długo czekać na ponowną wrzawę publiczności. Metalowa
bestia warczała i ciężko dyszała, strzygąc uszami. Jednak nasz
bohater się tym nie przejmował i dalej robił swoje. Tuż przed
smokiem zatrzymał się i wyciągnął prawą rękę tak aby dotknąć
jego pyska. Smok nadal warczał, ale pozwolił mu położyć rękę
na pysku. Po chwili neczańczyk położył na jego mordzie swoją
drugą rękę. Nagle na pysku smoka pojawił się elektryczny
kaganiec. Bestia warknęła i potrząsnęła głową, jednak
powróciła do swojej poprzedniej pozycji. Kurai ponownie położył
mu swoja prawą rękę na pysku, drugą ręką natomiast dał znać
księciu i sędzią, że mogą podejść. Po chwili smok był już
wstępnie opatrzony i przeniesiony na nosze. Kiedy uspokoił się do
końca to został zabrany do szpitala.
-
No, no Stary to było coś. Doskonała robota. Dawno tego nie
widziałem. Jak widać smoki nadal Cię uwielbiają.- powiedział
książę.
-
Dzięki. - odparł Kurai.
-
Mam u Ciebie dług.
-
Daj spokój, to żaden problem.
-
Dobra spadam czeka na mnie napalona ognista laseczka, która i tak
już nie może się doczekać i wierci mi dziurę w brzuchu.- wtrącił
władca mrugając okiem, po czym znikł.
************
-
Wow kurcze to co zrobił Kurai było niewiarygodne. - powiedział z
ekscytacją Deti.
-
Ja pierwszy raz coś takiego widzę. - wtrącił Myo.
-
Ja widziałem coś podobnego ale nie na taką skale. To dzisiejsze
było niewiarygodne.- stwierdził Otachi.
-
Co masz na myśli mówiąc „ widziałem coś podobnego ale nie na
taką skale”? - spytał Myo.
-
Pewnie chodzi mu o Yuri, mam racje? - wtrącił Hachi.
-Yuri?
- spytał Deti.
-
Tak o Yuri mi chodzi. Wiecie mamy małego kotosmoka imieniem Yuri...
-
Właściwie to smoczek Riny... - przerwał bratu Hachi.
-
Nom, masz racje. A wracając do tematu to Yuri wręcz uwielbia
Kurai'a. Myślę, że ma w sobie „to coś” co sprawia, że
zwierzaki i smoki go lubią. - powiedział Otachi.
-
Słyszałem, że niektóre istoty mają „to coś”, ale nigdy tego
nie widziałem na własne oczy. - stwierdził Deti.
-
To macie w domu smoka i nie potrafiliście jeździć na smoku? -
spytał z wielką ciekawością Myo.
-
Bo widzicie, nasza Yuri nie jest dużym smokiem. Jest wielkości
niewielkiego kota, więc niestety nie da się jej dosiąść. -
odparł Hachi.
-
No to by było dość trudne. - wtrącił z uśmiechem Deti.
-
Już widzę tego smoczka przygwożdżonego przez kogoś i robiącego
„wehweehweeheeeh” i machającego łapkami. - powiedział
machający rękami i rechoczący Myo.
Doskonale
udaje małego uwięzionego smoczka. Wszyscy wybuchli nieopanowanym
śmiechem.
************
Władca
siedział luzacko na kanapie w swojej loży i czekał na
zniecierpliwioną towarzyszkę, która obecnie znajduje się w
łazience. Siedział tak przez jakąś chwile, aż w końcu Kiazu
wyszła. Kiedy tylko zobaczyła księcia, rozbiegła się i skoczyła
mu z dużą szybkością na kolana i przyssała się do jego ust.
Nagle kanapa runęła do tyłu i z hukiem uderzyła o ziemie. Nasi
bohaterowie polecieli wraz z nią. Teraz księże leżał na ziemi z
nogami w górze a na jego klacie siedziała Kiazu. Po chwili Volaure
roześmiał się mówiąc:
-
No Mała możesz być z siebie dumna! Takiego pocałunku jeszcze nie
miałem.
-
Zdolna jestem i tyle.- odparła Kiazu śmiejąc się.
-
Właśnie widzę.
-
No wiesz chciałam wygodnie usiąść. - odparła nadal uśmiechnięta
Kiazu zmieniając pozycje.
Złączyła
nogi księcia i wygodnie oparła się o nie. Następnie wyciągnęła
swoje nogi na torsie władcy, tak że jej stopy sięgały jego brody.
-
Mówisz, że tak Ci wygodnie? - odparł „przygwożdżony” władca.
Kiazuchna
pokręciła się chwile w miejscu i powiedziała:
-
O tak! Zdecydowanie tak! - odparła radośnie.
W
tym momencie Volaure uśmiechnął się pod nosem i złapał Kiazu
swoją prawą ręką za jej kostkę lewej nogi. Następnie zaczął
ją łaskotać po stopie. W tym momencie dziewczyna zaczęła się
bardzo głośno i upojnie śmiać i wyrywać.
-
O jak widzę masz łaskotki. - stwierdził zadowolony książę.
-
Przestań. - odparła piskliwym głosikiem i nadal się śmiejąc,
ofiara.
-
Hehehe nie ma tak łatwo.
Dziewczyna
zeszła z księcia i próbowała uciec, jednak on mocno ją trzymał.
Kiazu była łaskotana jeszcze przez jakąś dłuższą chwilę, za
nim władca postanowił ją puścić. Jej nieopanowany śmiech był
naprawdę uroczy i przepełniony „szczęściem”. Szamotała się
i próbowała się wyrwać spod wpływu łaskotek, jednak księże
nie dawał za wygraną i łaskotał ja dalej. Kiedy jej towarzysz ją
w końcu puścił leżała zdyszana i „rozpalona” na podłodze.
Po chwili Volaure wstał, odwrócił się i postawił kanapę tak jak
stała wcześniej. W tym czasie Kiazu zakradła się cicho do niego i
zaczęła go łaskotać. Jednak bez efektu.
-
Ej co jest? - stwierdziła zdziwiona.
-
Widzisz Mała ja nie mam łaskotek. - odparł książę uśmiechając
się pod nosem.
-
Upsss... kurcze mamy problem.
W
tym momencie księże odwrócił się ze „złowrogim” ale
przyjaznym śmiechem, a neczanka odsunęła się od niego. Po chwili
Volaure dość namiętnie ją pocałował i powiedział:
-
Wybacz Mała obowiązki wzywają.
-
Ej no weź!
-
Tak, biorę bluzę i spadam. Masz jeszcze jednego buziaka na
pocieszenie Mała.
Kiazu
dostała kolejnego soczystego buziaka, po czym powiedziała
rozczarowana:
-
Mało miałeś dla mnie czasu dzisiaj, Ale w sumie było całkiem
fajnie.
-
Widzisz taka rola władcy. Mam masę swoich obowiązków, których
nie mogę pominąć. Któregoś dnia Ci to wynagrodzę. - odparł
książę mrugając okiem i wychodząc z komnaty.
************
-
ZGUBIŁ! JAK TO ZGUBIŁ!? - wykrzyczał Darkaril.
-
Przykro mi Panie.... nie mamy sygnału, tak jakby go zgubił...
-
ZAMKNIJ MORDE! JEST CI PRZYKRO TAK? Nie dość, że przynosisz mi
takie marne informacje to jeszcze mówisz mi, że zgubił go! Jeszcze
się z Tobą policzę. A teraz spieprzaj mi z oczu. - warknął
groźnie olbrzym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz