poniedziałek, 24 listopada 2014

Epizod 51


Mrok ognia”


Jedna z komnat księcia. Siedzi on na lekko senny na kanapie, a na prost niego stoi Carmen i Diuna. Po chwili książę ziewnął i spytał:
- Tak więc co Was sprowadza do mnie o tak później porze?
- No więc ….no ….
-Przepraszam, dalej Panienko opowiedz Księciu wszystko. - wtrącił za pozwoleniem Carmen dodając tym samym otuchy Diunie.
- Strasznie mi głupio. Dałam się wyrolować jak małe dziecko. - powiedziała.
- No mów Mała. - powiedział twardo władca.
- Jakoś po ostatniej walce dałam się namówić Sachinerowi, na mały sparing na sali treningowej. Wszystko było ładnie, ślicznie. Jednak w pewnym momencie zaczął się do mnie dobierać. Pocałował mnie. Wtedy zakręciło mi się w głowie. Zaczął mną szarpać, a ja zaczęłam z nim walczyć. Jednak on nie przestawał i ….
- Zrobił Ci coś? - spytał nagle stanowczo i twardo książę.
- Nie zdążył. Carmen mnie uratował. - odparła speszona Diuna.
- To dobrze. Nie martw się zajmę się tym. - powiedział Volaure, po czym wstał podszedł do niej i ostrożnie oparł jej rękę na ramieniu i dopowiedział:
- Bardzo dobrze zrobiłaś przychodząc tutaj. Jesteś bardzo dzielna. Czy mogę wziąć Twoją dłoń?
- Yyyyy .. tak … - odparła niepewnie Diuna.
Władca wziął ja za rękę, nachylił się, cicho powiedział:
- Igne ke ren.
Po czym pocałował ją w dłoń jak to robią dżentelmeni. W tym momencie dziewczyna się osunęła. Carmen złapał ją w ostatniej chwili i wziął ją na ręce, po czym powiedział z wyrzutem:
- Książę!
- Spokojnie Carmen, nic jej nie będzie. Powiedzmy, że sprawiłem, iż to wszystko będzie jedynie złym snem.
- Rozumiem, słyszałem o czymś takim ale nigdy tego nie widziałem. Biedna dziewczyna, to nie łatwe przeżycie. Dobrze, że ten drań tego nie potrafi. Za pozwoleniem ciekawi mnie dlaczego wybrał Diunę? Łatwość, zachłanność, moce? Nie mam nic do niej ale myślę, że Kiazu ma dużo bardziej kuszącą energię. W końcu ma moc ognia, więc ma bardzo łatwo przyswajalną energię dla Sachinera.
- To prawda, ale zapewne myślał, że Diuna będzie łatwym posiłkiem. Niestety dla niego bardzo się pomylił. Ona wcale nie jest taka słaba. Tak naprawdę jest równie silna co Kiazu.
- Książe co teraz zrobimy?
- Carmen zanieś ją proszę do jej pokoju i opowiedz o wszystkim Kurai'owi oraz poinformuj go że czekam tu na niego. Spiesz się.
- Tak panie. Ze mną będzie bezpieczna.- powiedział z pokorą Carmen.


************

Sachiner siedzi w swojej komnacie, przed kominkiem, jak to miewa w zwyczaju, i popija wino pogrążony w myślach. Nagle zza niego odezwał się jakiś głos.
- Dobrze się bawisz?
- Owszem dopóki mi nie przerwałeś. Za kogo Ty się masz!
- Hmm... może za księcia Zekeren.
Sachiner, aż podskoczył i zerwał się na równe nogi. Następnie odwrócił się plecami do kominka i powiedział:
- Eh. Witaj książę co Cię do mnie sprowadza? Haroldzie zaproponuj Panu wina.
- Nie kłopocz się Haroldzie i zostaw nas samych.
Po tych słowach sługa inkuba spojrzał na swojego pana, który dał nieme przyzwolenie, na rozkaz władcy. Po chwili sługa, grzecznie wyszedł, a Sachiner powiedział ziewając:
- OoooO, ale już późno. Czas udać się na spoczynek.
- Czekaj, czekaj. Powiedz mi proszę co robiłeś po turniejowej walce?
- Nic, siedziałem tutaj pogrążony myślach.
- Na pewno? - spytał groźnie Volaure.
- A no tak wychodziłem na posiłek o ile wiesz co mam na myśli. Dorwałem śliczną dziewuszkę i zrobiłem to co do mnie należało. - odparł trochę olewająco Inkub.
- Mogę zapalić?
- Skoro musisz...
Volaure zapalił papierosa, zaciągnął się i powiedział:
- Doszły mnie słuchy, że dziewuszka wcale nie chciała się z Tobą dzielić.
- O a to Ci niespodzianka, z mojej strony wyglądało to zupełnie inaczej. Ona bardzo chciała.
- Mówisz? A miała może na imię Diuna?
- Nie. Nie wiem o kim mówisz.
- Smaczna chociaż była?
- O tak, dawno nie zgarnąłem neczańskiej energii, przyprawionej siłą. Szkoda, że tak mało, ale i tak nieźle jak na fakt przeszkodzenia mi. Ten idiota Carmen miał czelność mi przeszkodzić. A zapowiadał mi się naprawdę udany i sycący posiłek. Już po pierwszym pocałunku była moja. Gdyby nie uciekli to bym złapał kolacje i skopał mu cztery litery ...Upss... - Sachiner zdał sobie sprawę z tego co powiedział.
- Wiesz, że gwałty są zakazane na Zekeren? - spytał stanowczo, chłodno oraz spokojnie książę.
W tym momencie inkub zaczął się powoli wycofywać, aż w końcu wpadł na coś czego nie powinno być w tym miejscu. Odwrócił się z przerażeniem i zobaczył Kurai'a, który spytał:
- Wybierasz się gdzieś?
Sachiner został otoczony i nie miał już drogi ucieczki. Jego pewność siebie została zachwiana.
- I co fajnie jest być osaczonym? - spytał książę wypuszczając dym z ust.


************


- Witamy Państwa na kolejnej ćwierćfinałowej walce naszego turnieju. W dzisiejszej walce wystąpią dla Was Rex i Jego smok Zaaran oraz Darkarilem i jego smokiem Maradą!
W tym momencie zatrzęsła się cała arena. Wszyscy zamarli. Jedyne co było słychać w tym momencie to potężne kroki. Nagle na arenie pojawił się olbrzymi ciemnofioletowy smok z brązowymi rogami i skrzydłami oraz czarnym brzuchem. Na jego grzbiecie siedzi równie potężny w posturze Darkaril. Bestia jest godna swojego właściciela. Po chwili tłumy znowu zaczęły skandować i wiwatować jak to ma w zwyczaju. Rex i jego smok, aż osłupieli. Co prawda wiedzieli iż Marada jest ogromny ale co innego widzieć go na arenie i słyszeć historie o nim, a co innego stanąć z nim oko w oko.
- Łał! Widziałeś Zaaran jakie wielkie smoczysko? - Spytał radośnie i z podziwem Rex.
- Wraaar. - odparła równie radośnie bestia.
- A właśnie drogi przeciwniku Tobie jeszcze nie pokazywałem swojego maluszka. Czekaj akurat mam zdjęcia przy sobie i chętnie Ci pokarze.
Po tych radosnych słowach Rex ze swoim przyjacielem podlecieli bardzo blisko do Darkarila. Psia furra wyjęła z kieszeni zdjęcia swojego szczeniaka. W tym momencie Olbrzym uderzył go z pogardą dłoń tak, że zdjęcia mu wypadły. Zaaran złapał je w ostatniej chwili zanim upadły na ziemie. W tym czasie sędziowie dopiero zdjęli Darkarilowi bransolety.


************

Władca stoi u siebie w loży oglądając obecne starcie i obserwując co jakiś czas zegarek. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Książę lekko się dziwił, lecz poszedł je otworzyć. Jego oczom ukazał się Kiazu w czerwonej krótkiej sukience bez ramiączek. Kiedy drzwi tylko się otworzyły dziewczyna spytała radosnym głosem:
- Cześć Volaure co porabiasz? Mogę obejrzeć z Tobą walkę?
- Witaj, no dobra wskakuj. Jednak wiedz, że czakam na bardzo ważną rozmowę i nie będę przez cały czas do Twojej dyspozycji. - odparł książę wpuszczając ją do środka.
Po chwili rozległo się dzwonek który lekko pulsował dźwiękiem. Nim Kiazu zdąrzyła spytać co to książę powiedział:
- Proszę usiądź sobie tam (wskazał ręką na kanapę przed telewizorem) ja muszę iść do gabinetu odebrać rozmowę.
Po tych słowach władca zrobił to co powiedział. Kiedy wszedł do ciemnego gabinetu znajdującego się nieopodal wejścia do jego loży, zamknął za sobą drzwi, i od razu odebrał rozmowę mówiąc:
- Witam ambasadorze, zechciej wybaczyć zwłokę.
W tym monecie wielki obraz holograficzny rozświetlił całe pomieszczenie.
- Witam, nic się nie stało. Domniemam, że ważne sprawy Cię zatrzymały.
- Tak, Zastanowiłeś się już Ambasadorze?
- Owszem podjedliśmy już decyzję. Zatem naszą decyzją jest …



************


Kiazu siedziała grzecznie na kanapie, czekając na księcia i oglądając walkę. Tymczasem na arenie Darkaril szalał. Wypuszczał jeden ognisty atak za drugim. Póki co Rex i jego smok całkiem nieźle sobie radzili. Jednak nie bez problemu. Obrywali co i raz, ale też nieźle się musieli się natrudzić aby uniknąć ataków przeciwnika. Rex radośnie się śmiejąc i krzycząc, robi beczki, obroty i masę ostrych zakrętów. Darkaril też chyba się świetnie bawił. Jeśli można to tak ująć. Słychać jedną eksplozje za drugą. Nagle wielka Eksplozja przysłoniła cały obraz, a do Kiazu podszedł książę i usiadł koło niej a następnie spytał:
- No i co tam Mała, co Cię do mnie sprowadza?
- Mówiłam chce obejrzeć z Tobą walkę. - odparła z uśmiechem Kiazu.
- Aha, przyszłaś tak ubrana aby oglądać brutalne mordobicie. Czyżbyś gustowała w świeżej krwi o poranku? Mała nie urodziłem się wczoraj.
- No dobra, przejrzałeś mnie. Pamiętasz obiecałeś mi coś?
- Hmmm... wydaje mi się, że powiedziałem „może innym razem”...
- No weź no książę czepiasz się szczegółów. No proszę … będę grzeczna ….
- Heheh, a czy ja powiedziałem nie?
- No nie …
- W sumie czemu by nie, ale po walce.
- Dopiero po walce. - odparła zawiedziona Kiazu.
- Owszem dopiero po walce i ani chwili wcześniej.
- No dobrze. To może chociaż buziaka?
W tym momencie Volaure ją pocałował, zupełnie od tak, jak gdyby nigdy nic. Efektem tego było rozpłynięcie się Kiazu. Po chwili rozmarzona i z uśmiechem powiedziała:
- Łał jak Ty to robisz? Za każdym razem mam wrażenie, że całujesz coraz lepiej.
- Już Ci mówiłem … Lata praktyki moja droga … lata praktyki …
- No tak, ale wiesz mam ciepłe i przyjemne ciarki na całym ciele … no i tak mam tylko jak Ty to robisz. Dziwne prawda?
- Nie nie dziwne, po prostu nigdy nie trafiłaś na kogoś kto latami trenował pocałunki, oraz by miał wrodzony talent do tego.
- Skoro tak mówisz. W takim układzie skoro i tak mam czekać, to opowiedz mi proszę coś o tym całym Rexie?
Władca uśmiechnął się lekko pod nosem i po chwili powiedział:
- Hmmm... Rex, Rex … niech no pomyślę, no jak widzisz jest psią furrą. Ma żonę i małego synka. Jest wielkim optymistą. Wywodzi się z majętnej "psiej" rodziny a jego ojciec był poważanym rycerzem, który wyróżnił się podczas wojny. On sam jest najemnym ochroniarzem. Ma odwiecznego rywala, który jest assasinem., to znaczy płatnym zabójca. Ma on na imię Tokage. Ich rywalizacja trwa od lat, a dzięki niej ich umiejętności stale rosną. Słyszałem, że ten assasin pokonał kiedyś Rexa i miał okazję go zabić i tym samym zakończyć wieloletnią mękę. Nie zrobił tego jednak. Może zdał sobie sprawę, że dzięki psiemu przeciwnikowi jego zdolności cały czas rosną. Ponoć powiedział mu tylko "Nie mam na ciebie zlecenia" i oszczędził jego życie. Obaj się nawzajem nie znoszą, ale mają do siebie ogromny szacunek.
- Zatem jest na pewno silniejszy niż mi się wydawało. Ma szanse wygrać?
- Wiesz sama siła nic nie znaczy, trzeba mieć jeszcze taktykę oraz spore umiejętności. Trzeba oszacować swoje siły i zawsze zachowywać rezerwę mocy. Nie raz widziałem jak pozornie słabszy przeciwnik wygrywał. Każda walka jest trudna i praktycznie do samego końca nie wiadomo kto wygra. Większość walk ma zaskakujące zakończenie.
- Czyli nawet ja bym mogła wygrać?
- Wybacz nie widziałem Twoich umiejętności, więc nie wiem.
- Szkoda, a wracając do Rexa to bardzo małego malucha ma?
- Jest całkiem młody, ma jakieś kilka miesięcy. A jak chcesz go zobaczyć to Rex bardzo chętnie pokazuje jego zdjęcia i opowiada o nim. Jak chcesz to po walce zagadaj do niego. Jest bardzo przyjacielski. Mogę zapalić?
- Spoko chętnie to zrobię. Spoko pal ….- odparła z uśmiechem Kiazu. Po chwili dodała: - Nie da się szybciej? Ja bym chciała już …
- Nie Mała, musisz poczekać na koniec walki. Po walce zajmę się Tobą, wcześniej nie ma mowy. -odpowiedział książę przypalając papierosa.
- Eh, no wiesz co, żeby mecz był ważniejszy niż kobieta?
- Nie naciskaj Mała, dobrze Ci zrobi jak poczekasz. - odpowiedział Volaure mrugając okiem i zaciągając się.


************


Darkaril przestał się bawić z przeciwnikiem. Jego wielki i potężny smok trzymał w garści rywali. Zaaran przeraźliwie krzyczał i się szamotał. Niestety Rex nie był wstanie mu pomóc, gdyż on również nie potrafił wyrwać się z ucisku wielkiej bestii. Po dłuższej szamotaninie udało mu się wyśliznąć z uścisku i zaczął spadać bardzo szybko w kierunku ziemi. Nagle dało się usłyszeć bardzo głośny dźwięk łamania, a następnie przeraźliwy ryk. Cała publiczność zamarła. W tym samym czasie Darkaril wystrzelił wielkie ogniste tornado, które porwało spadającego Rexa. Nie minęła nawet dłuższa chwila jak przeciwnicy uderzyli z wielką siłą o ziemie. Zatrzęsła się cała arena, a Darkaril zaśmiał się złowrogo. Kiedy dym opadł na ziemi leżała nieruchoma psia fura oraz strasznie ryczący smok, który nie mógł się ruszyć. Sędziowie podbiegli do Rexa i dokładnie go obejrzeli. Po dłuższej chwili sędziowie oznajmili, że Rex żyje, lecz obecnie nie da się go wybudzić.
- W tej rundzie zwycięża DARKARIL wraz ze smokiem MARADĄ.
Na te słowa czekał brutalny oprawca. Z demonicznym śmiechem świętował swoje zwycięstwo. Tłumy wiwatowały, a sędziowie zabrali Rexa do szpitala. Natomiast nie wiedzieli co zrobić z ryczącą bestią. Metaliczny smok wpadł w straszliwy amok, nie dał się nikomu do siebie zbliżyć i na dokładkę nie mógł się ruszać. Część strażników ruszyła aby obezwładnić smoka. Jednak bez większego skutku. Po dłuższej chwili na arenie pojawił się książę, a jeden z sędziów spytał:
- Książę co robimy ta bestia ma poważne rany ale jak tak dalej pójdzie to rozsadzi arenę.
- To nie jest miła rzecz, ale trzeba będzie go uśpić. - odparł władca.
W tym momencie na arenie tuż obok Volaure pojawił się Kurai, który powiedział:
- Daj mi spróbować.
Książę nie odwracając się do niego zmierzył go wzrokiem i powiedział:
- Dobra, ale jak nie dasz rady, to go uśpimy.
Kurai nic mu nie odpowiedział tylko spokojnie podszedł do rozszalałego smoka. Po chwili kiedy zobaczył, że ktoś się do niego zbliża skupił na nim swoje wielkie rozwścieczone oczy. Jego żółte oczy były przepełnione krwistymi żyłkami. Kurai bardzo powoli i spokojnie zaczął się do niego zbliżać. Cała arena ponownie zamarła w ciszy. Jednak Darkaril domagał się wiwatów. Nie trzeba było długo czekać na ponowną wrzawę publiczności. Metalowa bestia warczała i ciężko dyszała, strzygąc uszami. Jednak nasz bohater się tym nie przejmował i dalej robił swoje. Tuż przed smokiem zatrzymał się i wyciągnął prawą rękę tak aby dotknąć jego pyska. Smok nadal warczał, ale pozwolił mu położyć rękę na pysku. Po chwili neczańczyk położył na jego mordzie swoją drugą rękę. Nagle na pysku smoka pojawił się elektryczny kaganiec. Bestia warknęła i potrząsnęła głową, jednak powróciła do swojej poprzedniej pozycji. Kurai ponownie położył mu swoja prawą rękę na pysku, drugą ręką natomiast dał znać księciu i sędzią, że mogą podejść. Po chwili smok był już wstępnie opatrzony i przeniesiony na nosze. Kiedy uspokoił się do końca to został zabrany do szpitala.
- No, no Stary to było coś. Doskonała robota. Dawno tego nie widziałem. Jak widać smoki nadal Cię uwielbiają.- powiedział książę.
- Dzięki. - odparł Kurai.
- Mam u Ciebie dług.
- Daj spokój, to żaden problem.
- Dobra spadam czeka na mnie napalona ognista laseczka, która i tak już nie może się doczekać i wierci mi dziurę w brzuchu.- wtrącił władca mrugając okiem, po czym znikł.


************


- Wow kurcze to co zrobił Kurai było niewiarygodne. - powiedział z ekscytacją Deti.
- Ja pierwszy raz coś takiego widzę. - wtrącił Myo.
- Ja widziałem coś podobnego ale nie na taką skale. To dzisiejsze było niewiarygodne.- stwierdził Otachi.
- Co masz na myśli mówiąc „ widziałem coś podobnego ale nie na taką skale”? - spytał Myo.
- Pewnie chodzi mu o Yuri, mam racje? - wtrącił Hachi.
-Yuri? - spytał Deti.
- Tak o Yuri mi chodzi. Wiecie mamy małego kotosmoka imieniem Yuri...
- Właściwie to smoczek Riny... - przerwał bratu Hachi.
- Nom, masz racje. A wracając do tematu to Yuri wręcz uwielbia Kurai'a. Myślę, że ma w sobie „to coś” co sprawia, że zwierzaki i smoki go lubią. - powiedział Otachi.
- Słyszałem, że niektóre istoty mają „to coś”, ale nigdy tego nie widziałem na własne oczy. - stwierdził Deti.
- To macie w domu smoka i nie potrafiliście jeździć na smoku? - spytał z wielką ciekawością Myo.
- Bo widzicie, nasza Yuri nie jest dużym smokiem. Jest wielkości niewielkiego kota, więc niestety nie da się jej dosiąść. - odparł Hachi.
- No to by było dość trudne. - wtrącił z uśmiechem Deti.
- Już widzę tego smoczka przygwożdżonego przez kogoś i robiącego „wehweehweeheeeh” i machającego łapkami. - powiedział machający rękami i rechoczący Myo.
Doskonale udaje małego uwięzionego smoczka. Wszyscy wybuchli nieopanowanym śmiechem.


************


Władca siedział luzacko na kanapie w swojej loży i czekał na zniecierpliwioną towarzyszkę, która obecnie znajduje się w łazience. Siedział tak przez jakąś chwile, aż w końcu Kiazu wyszła. Kiedy tylko zobaczyła księcia, rozbiegła się i skoczyła mu z dużą szybkością na kolana i przyssała się do jego ust. Nagle kanapa runęła do tyłu i z hukiem uderzyła o ziemie. Nasi bohaterowie polecieli wraz z nią. Teraz księże leżał na ziemi z nogami w górze a na jego klacie siedziała Kiazu. Po chwili Volaure roześmiał się mówiąc:
- No Mała możesz być z siebie dumna! Takiego pocałunku jeszcze nie miałem.
- Zdolna jestem i tyle.- odparła Kiazu śmiejąc się.
- Właśnie widzę.
- No wiesz chciałam wygodnie usiąść. - odparła nadal uśmiechnięta Kiazu zmieniając pozycje.
Złączyła nogi księcia i wygodnie oparła się o nie. Następnie wyciągnęła swoje nogi na torsie władcy, tak że jej stopy sięgały jego brody.
- Mówisz, że tak Ci wygodnie? - odparł „przygwożdżony” władca.
Kiazuchna pokręciła się chwile w miejscu i powiedziała:
- O tak! Zdecydowanie tak! - odparła radośnie.
W tym momencie Volaure uśmiechnął się pod nosem i złapał Kiazu swoją prawą ręką za jej kostkę lewej nogi. Następnie zaczął ją łaskotać po stopie. W tym momencie dziewczyna zaczęła się bardzo głośno i upojnie śmiać i wyrywać.
- O jak widzę masz łaskotki. - stwierdził zadowolony książę.
- Przestań. - odparła piskliwym głosikiem i nadal się śmiejąc, ofiara.
- Hehehe nie ma tak łatwo.
Dziewczyna zeszła z księcia i próbowała uciec, jednak on mocno ją trzymał. Kiazu była łaskotana jeszcze przez jakąś dłuższą chwilę, za nim władca postanowił ją puścić. Jej nieopanowany śmiech był naprawdę uroczy i przepełniony „szczęściem”. Szamotała się i próbowała się wyrwać spod wpływu łaskotek, jednak księże nie dawał za wygraną i łaskotał ja dalej. Kiedy jej towarzysz ją w końcu puścił leżała zdyszana i „rozpalona” na podłodze. Po chwili Volaure wstał, odwrócił się i postawił kanapę tak jak stała wcześniej. W tym czasie Kiazu zakradła się cicho do niego i zaczęła go łaskotać. Jednak bez efektu.
- Ej co jest? - stwierdziła zdziwiona.
- Widzisz Mała ja nie mam łaskotek. - odparł książę uśmiechając się pod nosem.
- Upsss... kurcze mamy problem.
W tym momencie księże odwrócił się ze „złowrogim” ale przyjaznym śmiechem, a neczanka odsunęła się od niego. Po chwili Volaure dość namiętnie ją pocałował i powiedział:
- Wybacz Mała obowiązki wzywają.
- Ej no weź!
- Tak, biorę bluzę i spadam. Masz jeszcze jednego buziaka na pocieszenie Mała.
Kiazu dostała kolejnego soczystego buziaka, po czym powiedziała rozczarowana:
- Mało miałeś dla mnie czasu dzisiaj, Ale w sumie było całkiem fajnie.
- Widzisz taka rola władcy. Mam masę swoich obowiązków, których nie mogę pominąć. Któregoś dnia Ci to wynagrodzę. - odparł książę mrugając okiem i wychodząc z komnaty.


************


- ZGUBIŁ! JAK TO ZGUBIŁ!? - wykrzyczał Darkaril.
- Przykro mi Panie.... nie mamy sygnału, tak jakby go zgubił...
- ZAMKNIJ MORDE! JEST CI PRZYKRO TAK? Nie dość, że przynosisz mi takie marne informacje to jeszcze mówisz mi, że zgubił go! Jeszcze się z Tobą policzę. A teraz spieprzaj mi z oczu. - warknął groźnie olbrzym.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz