Witaj Przybyszu, właśnie trafiłeś do nowego świata,w którym możesz odnaleźć wspaniałe przygody, dobrą zabawę i wiele przeróżnych emocji. Pragnę Ci przedstawić Kurai'a i jego piątkę towarzyszy Hachiego, Kiazu, Diunę, Rinę i Otachiego. Ich życie jest pełne wspaniałych przygód, niezwykłych stworzeń i niewiarygodnych walk, a wszystkiemu towarzyszą majestatyczne smoki. Otworzyłam przed Tobą właśnie mój niezwykły świat, proszę rozgość się w nim i baw się dobrze. :)
środa, 31 grudnia 2014
Happy New Year :)
Dzisiaj z całego serca życzę Wam mnóstwo dobrego szampana, pełnego odlotowych bąbelków... super zabawy do białego rana ... przyjemnego szelestu w kieszeni ... i ciepłych słońca promieni ... dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności ... nieugiętej potęgi przyjaźni .. siły młodości .. samych radości ... Niech taneczny, lekki i swobodny krok towarzyszy Wam cały rok ... prowadząc Was bez stresu od sukcesu do sukcesu oraz by rok cały, po prostu był wspaniały. Pozdrawiamy :*... DOSIEGO ROKU :*
czwartek, 25 grudnia 2014
Merry Christmas :)
DZISIAJ PRAGNĘ WAM ŻYCZYĆ NADZIEI, WŁASNEGO CUDOWNEGO SKRAWKA NIEBA, ZADUMY NAD PŁOMIENIEM ISKRZĄCEJ SIĘ ŚWIECY, FILIŻANKI DOBREJ, AROMATYCZNEJ I PACHNĄCEJ KAWY … EWENTUALNIE KUBKA WSPANIAŁEJ, ESENCJALNEJ HERBATY … PIĘKNEJ POEZJI, PIESZCZĄCEJ ZMYSŁY MUZYKI, RADOSNYCH I POGODNYCH ŚWIĄT ZIMOWYCH, BŁOGIEGO ODPOCZYNKU, ZWOLNIENIA ZMĘCZONEGO ODDECHU. … NABRANIA DYSTANSU DO OTACZAJĄCEGO NAS SZALONEGO ŚWIATA …WSPANIAŁYCH CHWIL PRZY ROZISKRZONYCH KOLENDACH, RADOSNYM ŚMIECHEM I CUDOWNYMI WSPOMNIENIAMI … TEGO WSZYSTKIEGO I JESZCZE WIĘCEJ … ORAZ WSPANIAŁYCH ŚWIĄT W RODZINNYM GRONIE ŻYCZY KIRCIA Z RODZINĄ :*
piątek, 19 grudnia 2014
Epizod 156
"Podwoje
do mroku"
Wczesnym
rankiem po sytym rybno-warzywnym śniadaniu i szybkim zebraniu
obozowiska neczańsko-bromiański oddział pod dowództwem kapitana
Uamuzi wyruszyła w dalszą podróż po nieznanym terenie. Wojskowi
szybko i sprawnie przeszli przez wąski i przejrzysty strumień i w
względnej ciszy podążali za pewnie idącym oficerem, na którego
szczęście Rinie nic się nie stało. Mimo wszystko kapitan zdaje
się w ogóle nie przejmować porannymi wydarzeniami, chociaż
przestał się czepiać o byle drobnostkę. Być może dla tego, że
oficer jest pomrożony w odmętach własnego umysłu:
-
Ordynans, będący jednocześnie ochroniarzem władający
elektrycznością to by było coś ... to bardzo opłacalna sprawa
... nawet jeśli musiałbym nakazać mu szkolenie to w końcu ja nie
poniosę kosztów ... teraz trzeba go tylko odpowiednio nastraszyć
i pokazać kto tu rządzi ... a to nie powinno stanowić problemu ...
w końcu to tylko zwykły neczański szeregowiec....
************
-
Generale co taki nerwowy z rana?
-
Wydaje Ci się ... jestem oazą spokoju...
- Niech zgadnę ... raczyłeś się kawą i rozmawiałeś z Uamuzi, który wpadł na swój kolejny genialny pomysł ...
- Niech zgadnę ... raczyłeś się kawą i rozmawiałeś z Uamuzi, który wpadł na swój kolejny genialny pomysł ...
-
Blisko …
- Rudy z całym szacunkiem, lecz myślałem, że masz go w dupie ....
- Rudy z całym szacunkiem, lecz myślałem, że masz go w dupie ....
-
Amis, ja mam go w czterech literach ...
-
Właśnie widzę 3/4 obozu się już wyniosło ...
-
Przypominam, że mieliśmy przenieś obóz do innego sektora, jednak
z racji tego, że trwa ta misja to 1/4 obozu pozostaje na miejscu ...
-
A no tak ... skleroza ... a już myślałem, że nasz Kochany
bromiański kapitan zdążył Cię już w kurzyć ...
-
Bo zrobił to, ale to nie powód abym tracił głowę, po za tym na
dłuższą metą wydaje się być zabawny...
-
Co masz na myśli?
-
Widzisz rano wkurzył się na Rinę, bo jest fotografem i aby nie
"pyskowała" zamroził ją ...
-
Idiota ... przecież z daleka widać, że jest uległa i pokorna ...
no ale to u niego klasyk, że zamraża swojego rozmówcę ...
zwłaszcza jak chce postawić na swoim ... rany ... jakby nie
istniały inne metody ... czekaj ... czy on nie dostał krótkiego
raportu o żołnierzach których dostaje?
-
Oczywiście, że dostał... jednak jak widać nawet do niego nie
zajrzał ...
- Kretyn ... heh .... a z Riną wszystko ok?
- Kretyn ... heh .... a z Riną wszystko ok?
-
Tak, zamrożenie było na tyle słabe, że nic się jej nie stało
... wiesz Uamuzi, nie chciał jej zabić, jedyne co chciał to tylko
aby go słuchała...
-
Jasne, czuli tak naprawdę zapewne to była tylko delikatna lodowa
bariera, przed która się nie broniła …
- I dobrze ...
- I dobrze ...
-
Co racja to racja .... pewnie mundur ją dodatkowo obronił .... co
na to Kurai?
-
Spokojnie i na chłodno ...
-
Cały on .... chociaż ten jego spokój i opanowanie mnie czasem
przerażają .... dobra a co dalej z kapitanem?
-
Następnie wymyślił sobie, że Kurai ma zostać jego ordynansem...
-
Dobre sobie ... prędzej zjem swoje oficerki niż Kurai zostanie jego
ordynansem ...
-
Cały Uamuzi ... nic się nie zmienił przez te wszystkie lata ...
-
Szkoda słów na niego ...
************
Po
dobrej godzinie marszu dwunastoosobowy odział pod dowództwem
bromiańskiego kapitana dotarł na niewielką, piaszczystą i
złocista pustynię, która graniczyła z masywnym pasmem górskim o
czarno-białych skałach.
-
Szanowny Generale dotarliśmy do masywu górskiego... Mamy iść
dalej czy zawracać?- stwierdził nagle bromiański Kapitan.
-
Idźcie dalej, tylko pamiętajcie aby łączność była cały czas
aktywna. Nie wyjmujecie słuchawek i nie zatykajcie mikrofonów oraz
ustawcie je na maksymalną czułość! Mam słyszeć Wasze oddechy
czy picie serc zrozumiano? -
odpowiedział twardo Rudy.
-
Tak jest Panie Generale! - odparli zgodnie wojskowi.
-
Świetnie! Teraz proszę o zdjęcie terenu, a następnie jak tylko
natraficie na cokolwiek zwracającego uwagę to macie mi natychmiast
wysłać zdjęcie... - stwierdził Rudy.
-
Szanowny Generale ... Zaśmiecisz sobie telefon, ale skoro takie jest
Twoje życzenie... to będziemy robić zdjęcia. - odpowiedział
frywolnie kapitan.
-
Tak, panie generale ... - wtrąciła nieśmiało Rina, która
natychmiast wykonała zdjęcie masywu górskiego i pustyni.
-
Dobra koniec tego wolnego idziemy dalej! - zarządził twardo
bromiański kapitan.
-
Tak jest!... - padł w miarę spójny odzew wojskowych.
************
Mroczny,
ciemny pałac, który jest idealną mieszanką stylu gotyckiego i
chińskiego, błyszczy hipnotyzującym blaskiem w świetle,
intensywnych promieni słońca. Pałac ten otoczony jest gorącą,
przyciągającą, czerwono-pomarańczowo-żółtą lawą, która
nadaje niepowtarzalny klimat temu wspaniałemu miejscu. Na jednym z
pałacowych balkonów stoi delikatnie przygarbiony starszy, średniego
wzrostu mężczyzna. Jego twarz zdobi wspaniała i zadbana, biała
szpiczasta broda i cienkie, długie wąsy, które sięgają, aż do
jego klatki piersiowej i idealnie pasuje do jego klasycznego, a
zarazem dostojnego, intensywnie czerwonego kimona. Dodatkowo ma on
poważne, bladoniebieskie oczy, które przepełnione są chłodem i
doświadczeniem, i wydają się być bardzo stanowcze i surowe.
Całości dopełnia jego wysokie, pomarszczone czoło i dostojny,
biały kok. Staruszek, z przyjemnością łapie każdy promień
słońca.
-
Dzień dobry Ambasadorze....- odezwał się nagle głos z wnętrza
komnaty.
-
Witaj Damu - odpowiedział spokojnie Chifuin wygrzewający stare
kości w promieniach porannego słońca.
-
Panie, widzę, że dzisiaj czujesz się znacznie lepiej...
-
Owszem, czuje się jak młody bóg, który bez trudu przenosi góry.
-
Nie wątpię Panie, jednak zalecał ostrożność.
-
Damu, nie mam zamiaru bez potrzeby marnować energii na zaklęcia.
Masz dla mnie jakieś wieści?
-
Tak Panie, udało nam się przechwycić jedna rozmowę, któregoś z
wojskowych oddziałów naszego wroga.... Wynika z niej, że w pewnym
regionie giną im ludzie.
-
To nic istotnego, pewnie trafili na smoki czy inne maszkary.
-
Pewnie masz rację Panie jednak jestem pewien że rozmowa która do
nas dotarła, nie dodarła do naszych przeciwników.
-
Skąd ten pomysł?
-
Widzisz Panie, dopiero jak nasi radiowcy odpowiedzieli, to tamci
żołnierze zaczęli nas ostrzegać przed miejscem zza bramą, a
następnie wręcz błagali o jakąś surowicę. Następnie rozmowa
przerywa się...
-Ciekawe,
a wręcz bardzo ciekawe... co dalej?
-
Niestety Panie,tylko tyle udało nam się usłyszeć wśród krzyków,
trzasków i innych hałasów.
-
Tak, tak ... mnie interesuje jak konkretnie zakończyła się
rozmowa?
-
Trzaski ... krzyki .... Odgłosy duszących wymiotów ... jakieś
głosy w tle ...
-
Hmmm... drogi Damu, może jednak moje nie udolne zaklęcie
zadziałało....
-
Co masz na myśli Panie?
-
Nic, nic ... dowiesz się w swoim czasie, a teraz zbierz jak
najwięcej informacji o tamtym miejscu, chce wiedzieć dokładnie
wszystko!
-Tak
jest Panie!
************
Po
dłuższej chwili, uciążliwego marszu przez pustynię, oczom neczan
i bromiańczyków ukazały się wysokie, masywne, srebrne, ozdobne,
uchylone wrota, które są wspaniale wkomponowane w czarno-białe
skały. Uchylona brama, pomimo, że jest skryta w cieniu to cała
iskrzy przyjemnym, białym, bladym blaskiem.
- A to co u diabła jest? - spytał Kriger.
- A to co u diabła jest? - spytał Kriger.
-
A czy to ważne? Wchodzimy tam, czas wyrzucić stamtąd tych
neczańskich dezerterów, aby doprowadzić ich przed oblicze sądu.
- odpowiedział twardo kapitan wchodząc do środka.
-
CZEKAJ! - Wykrzyknęła Kiazu podpalając dłonie.
W
ten przed ognistą neczanką stanął Kurai, który chłodno
powiedział:
-
Zostaw go, nie jest tego wart.
-
Ale? - protestowała Kiazu.
-
To on tu dowodzi. - odparł twardo Kurai.
-
Kiazu, odpuść ... nie tylko Tobie kapitan
załazi za skórę ... -
wyszeptał Otachi, ognistej neczance do ucha.
-
Prędzej czy później i tamta czara się przeleje ...
- dodał Hachi szepcząc siostrze do ucha i pokazując na
Kurai'a.
-
Macie racje ... ale przysięgam, że jeszcze pan kapitan mnie
popamięta. - odparła zdeterminowana Kiazu.
W
tym samym czasie Kurai, podszedł do swojej ukochanej i powiedział:
-
Rina...
-
Tak? - odparła nieśmiało Rina.
-
Wyślij proszę, zdjęcie tej bramy mojemu bratu ... - odpowiedział
elektryczny neczanin.
-
Ja chyba śnię .... może od
razu wrzućcie je na jakiś portal społecznościowy? Wy tępaki, o
szczegółach misji nie każdy musi wiedzieć! Zabraniam wysyłania
zdjęć komukolwiek prócz Szanownego Generała!- wtrącił
stanowczo bromiański kapitan.
-
Taak ... panie kapitanie ... - odparł lekko drżącym głosem Rina.
Po
chwili większość oddziału mniej lub bardziej chętnie przekroczył
widowiskową bramę i udała się za kapitanem. Wykorzystując tą
sytuację Kurai podszedł do spłoszonej Riny i wyszeptał jej coś
na ucho.
-
Szeptanie w towarzystwie, ciekawe co jej właśnie mówi? - spytał
dociekliwie Vaatleja
-
Kto go tam wie .... - odpowiedziała Kiazu.
-
Jego sprawa Ziom ... i nie wnikaj ... - dodał Hachi.
************
-
Rudy może Cię zastąpić? - spytał Amis.
-
Nie, nie ... wkroczyli na teren za dziwaczną bramą, której ni w
ząb nie kojarzę ... - odparł Rudy wpatrując się w zdjęcie.
-
Też nie kojarzę tej bamy, może Ambasador Ankara lub inny władca
będzie wiedział co to za miejsce?
-
Też tak pomyślałem. Wysłałem to zdjęcie Ambasadorowi i czekam
na odpowiedź, ale ta brama jest strasznie dziwna.
-
Srebrna masywna brama nic wielkiego.... - odparł Amis oglądając
zdjęcie.
-
Widzisz ten blask w którym ona bije? Dam sobie rękę uciąć, że
to magia...
-
Ty wiesz, że możesz mieć racje ... w końcu tam jest cień ...
-
No właśnie ... Amis...
- Tak?
- Tak?
-
Natychmiast odnajdź Dae Cheetah i go tu sprowadź.
-
Tak jest Panie generale! - odparł Amis, a następnie wyszedł z
namiotu.
************
Długi,
mroczny, kamienny korytarz, który z każdą sekundą robił się
coraz mroczniejszy. Chłodne orzeźwiające powietrze, sprawia że
podczas oddychania czuć jak zimne powietrze przenika aż do płuc i
schładza je bezlitośnie. Dodatkowo wędrującym towarzyszy gęsta,
szara o delikatnym błękitnym zabawieniu, wilgotna mgła, która
plącze się pod nogami podróżnych. W tym specyficznym miejscu,
jedynym źródłem bladego światła jest mgła.
-
Kurai ...- stwierdziła cicho Rina podchodząc
bliżej do elektrycznego neczanina, idącego z rękami w kieszeniach.
Kurai, nie czekając na dalsze słowa wodnej neczanki, wziął ją za
rękę. Rina nic już nie odpowiedziała, jedynie z delikatnym
uśmiechem i szczęśliwa szła dalej za ukochanym.
-
Kurai wiesz może czemu ta mgła świeci? - wtrąciła zaciekawiona
Kiazu zasłaniając mikrofon.
-
Jest przepełniona mistyczną magią. - odpowiedział spokojnie
Kurai, nadal trzymający Rinę za rękę.
-
Czyli co? Na końcu tego tunelu jest jakieś super niezwykłe
miejsce? - spytała dociekliwie Diuna.
-
Hmm... Być może, jednak bardziej prawdopodobne jest to, że ta mgła
jest pozostałością po jakieś pieczęci czy rytuale.... -
odpowiedział chłodno Kurai.
-
Pieczęci? - spytał Hachi.
-
Co to takiego? - dodał Otachi.
-
Pieczęci, jak sama nazwa wskazuje to rodzaj magii do zapieczętowania
różnych rzeczy takich jak na przykład stare opuszczone kopalnie
czy inne miejsca do których nie powinno się wchodzić. - odparł
spokojnie elektryczny neczanin.
-
CZY MOŻECIE PRZESTAĆ GADAĆ! - wtrącił
stanowczo kapitan, po czym dodał: - Misja to nie
miejsce na wasze durne pogaduszki.
-
To nie są durne pogaduszki ... - stwierdziła Kiazu.
-
Skoro ja mówię, że są durne to są! Ty byle
szeregowiec nie będzie mi się tu wymądrzał! - odparł
twardo Kapitan.
-
Przysięgam, najchętniej
wzięłabym ten twój durny lep i rozbiła go o ścianę...-
Wymamrotała Kiazu pod nosem.
-
Co tam mamroczesz? - spytał Uamuzi.
-
Nic nic ... - odpowiedziała lekko poirytowana Kiazu.
-
Oby rzeczywiście tak było! -
odpowiedział stanowczo kapitan, a następnie dodał: -
A teraz ty elektryczny migiem do mnie! To jest rozkaz! ...
W
tym momencie Kurai puścił dłoń swojej ukochanej i bez słowa z
rękami w kieszeniach udał się do przodu.
-
No nie wierze ... tak bez słowa poszedł do niego? - stwierdziła
zaskoczona Diuna zatykając mikrofon.
-
W końcu do bym rozkaz ... - stwierdził Hachi, również zasłaniając
mikrofon.
-
Kurai, to ma cierpliwość do tego typa ... - dodał Otachi,
przysłaniając sprzęt.
-
Moja już się dawno skończyła ... - dopowiedziała Kiazu, robiąc
to co rodzeństwo.
-
Hmm.... Nie chciałabym być w jego skórze .... jak Kurai'owi
cierpliwość skończy ... - dodała lekko speszona Rina, chowając w
dłoni mikrofon.
-
Popieram. - dopowiedział Hachi.
-
Hu ... huuu ... to będzie boleć - dodał Otachi szczerząc kły.
************
-
Wyłączyłeś sprzęt prawda? - spytał twardo Uamuzi.
-
Chyba nie o tym Pan kapitan chciał ze mną rozmawiać? - odparł
twardo Kurai.
-
Nie pyskuj mi tutaj! Jak masz być moim ordynansem, to musisz ogarnąć
swój niewyparzony język!
Kurai
nic nie odpowiedział bromiańskiemu kapitanowi. Po chwili mroźnej
ciszy, Uamuzi kontynuował:
-
No i tak ma być! A teraz słuchaj kmieciu rozkazuje Ci być moim
ordynansem i ochroniarzem!
W
ten dłonie kapitana otoczyły się krystalicznym lodem, który w tym
mrocznym tunelu dostał dodatkowego straszliwego efektu. Jednak nie
zrobiło to na neczaninie, żadnego wrażenia.
-
Panie Kapitanie, proszę spojrzeć - wtrącił Vaatleja pokazując
przed siebie.
W
tym momencie oczom wszystkich ukazała się ogromna jaskinia w której
znajdowało się mrowie, starych kamienic. Podziemne, mroczne miasto
zrobiło ogromne wrażenie na podróżnych, którzy nie mogli oderwać
od niego oczu.
-
Panie generale, melduję, że dotarliśmy do podziemnego miasta. -
stwierdził nagle Kurai.
W
ten Uamuzi wystrzelił lodową energię, zgromadzoną w dłoniach.
Ogromny lodowy pocisk niczym kometa przemknął tuż pod sklepieniem
jaskini i zamroził kilka stalaktytów,
robiąc przy tym bardzo dużo hałasu.
-
Do
miasta? CO TO ZA ODGŁOSY? -
odparł neczański generał.
-
Szanowny generale to wygląda jak zwyczajne podziemne miasto, zresztą
na Desteoms było ich pełno. Więc wychodzi na to, że pańscy
ludzie udali się do SPU zamiast służyć w armii. - odpowiedział
złośliwie kapitan.
-
Generale na moje oko, to nie jest SPU ... - wtrącił chłodno Kurai.
-
Nie słuchaj go szanowny generale, co taki prostak może wiedzieć o
SPU... - odparł kapitan z niezadowoleniem.
-
Rozumiem. Zachowajcie szczególną ostrożność. -
odparł Generał Rudy.
W
ten po jaskini rozległ się przeszywający głos masywnych dzwonów,
który zmusił przybyszy do zatkania uszu. Kujące, przenikliwe i nie
miłe dźwięki, wręcz paraliżowały umysły, przenikając każdą
najdrobniejszą komórkę ciał przybyszy. Nagle straszliwy głos
zamilkł szybciej niż się pojawił i nastała głucha cisza.
-
Pewnie ci neczańscy dezerterzy chcą się nas pozbyć - stwierdził
twardo kapitan, a następnie ruszając do przodu stanowczo dodał: -
Schodzimy na dół i to już!
-
Tak Panie Kapitanie! - odparła bromiańska część oddziału udając
się za kapitanem.
Wkrótce
również neczanie, mniej lub bardziej chętnie, ruszyli za resztą
oddziału.
************
-
Brama przesiąknięta magią ... Mroczne stare miasto ...coś
tu jest stanowczo nie tak ... Oby Amis szybko odnalazł Dae Cheetah
... bo mam nieodparte wrażenie, że jego pomoc może okazać się
nie oceniona... Heh ... obawiam się jednak, że kapitan Uamuzi
jeszcze da się oddziałowi we znaki... na szczęście mam pewien
plan, który sprawi, że Pan kapitan będzie musiał spokornieć ...
Hmmm... kurcze mam dziwne przeczucie .... - zamyślił
się nanczański generał po otrzymaniu kolejnego zdjęcia.
************
Po
dłuższej chwili marszu dwunastoosobowy oddział doszedł na
podwórko delikatnie zniszczonej, małej kamienicy, która ma jedno
piętro. Jest ona cała brudnobiała, a tam gdzie odpada tynk to
widać czerwone, wypłowiałe cegły. Delikatnie zniszczone schody i
odrapane okna uzupełniają zaniedbany wygląd domostwa, obok którego
znajduje się równie zaniedbany i zarośnięty ogród pełen gęstych
krzaków i wysokich drzew. W koło panuje panuje półmrok przełamany
jedynie przez nieliczne, ledwo tlące siedliska błękitnej mgły.
-
Co za rudera... - stwierdziła Diuna.
-
Jak sądzicie ktoś tu mieszka? - dodał Otachi.
-
A nie widzisz, że to rozpadająca się kamienica? To logiczne, że
nikt tu nie mieszka! - wtrącił poirytowany kapitan, który bez
zawahania podszedł do drewnianych drzwi, kamienicy i złapał za
klamkę. Jednak drzwi nie otworzyły się.
-
Kriger!
-
Tak Panie? - odparł bromiański wojownik.
-
Wyważ mi te drzwi ale to już! - zarządził Uamuzi.
-
Na rozkaz Panie! - odparł dziarsko Kriger z pełnym szaleństwa
uśmiechem.
-
Ja uważam, że noc powinniśmy spędzić w ogrodzie ... -
stwierdziła Kiazu obserwując domostwo.
-
Bo co? Pani modelka nie sypia w takich miejscach? O jak mi przykro,
ale rozkazuje Ci spać w tym domu! - odparł Kapitan.
-
Ta... jasne ... już wole ogród i robale ... - wtrąciła Diuna.
-
Panie Kapitanie spanie w tym budynku to nie jest dobry pomysł. Nawet
jeśli nikt tu nie mieszka to budynek może się zawalić pod naszym
ciężarem ... - dodała Kiazu.
-
GŁUPOTY GADACIE! - odkrzyknął Uamuzi.
W
ten Kriger wyważył drzwi do kamienicy i wyraźnie zadowolony z
siebie powiedział:
-
Gotowe Panie Kapitanie.
-
Świetnie! - odparł Kapitan, a następnie grożąc Kiazu, lodową
dłonią, powiedział: - A Ty lepiej się nie wymądrzaj w końcu to
ja tu dowodzę!
-
Ale Twoje rozkazy są głupie! - odpysknęła Kiazu, jednocześnie
otaczając się czerwono-pomarańczowo-żółtym iskrzącym
płomieniem.
-
TY MAŁA LARWO JAK ŚMIESZ! - odparł zdenerwowany kapitan,
jednocześnie atakując neczankę lodową dłonią.
-
NATYCHMIAST PRZESTAŃCIE! - wtrącił stanowczo generał,
a następnie dodał: - TO
ROZKAZ!
-
Tak szanowny generale? - odparł niezadowolony kapitan niwelując
atak.
-
ALE! - Próbowała protestować Kiazu.
-
KIAZU! TO BYŁ ROZKAZ! -
odpowiedział stanowczo generał.
-
No dobra ... Jak sobie życzysz ... - stwierdziła Kiazu gasząc
swoje płomienie.
-
Dobra to skoro jest już spokój to teraz słuchać! Kapitanie jak
Cię tak bardzo irytują moi ludzie to niech śpią w ogrodzie z dala
od Ciebie! ... - rozkazał Rudy
-
Tak szanowny generale .... - odparł naburmuszony Uamuzi.
-
Kiazu.... -
stwierdził generał.
-
Tak...? - odparła ognista neczanka.
-
Pamiętaj o pokorze ...
Kwestionowanie rozkazów, nie jest mądre ... -
odpowiedział spokojnie Rudy.
-
Tak jest Panie Generale .... - odparł poirytowana Kiazu.
-
Uważajcie na siebie ...
- stwierdził neczański generał.
-
Tak jest szanowny generale ... - odpowiedział Uamuzi, a następnie
dodał: - Neczanie zostają na dworze, a reszta za mną! Aha Skauti
ty zostaniesz z nimi! W końcu ktoś ich musi pilnować.
-
Tak jest panie kapitanie! - odparli mniej lub bardziej zgodnie
wszyscy.
W
tym momencie Kapitan i znaczna część jego macierzystego oddziału
udała się do środka starej kamienicy. Natomiast reszta wśród
wysokich krzaków, zaczęła rozbijać jeden namiot.
poniedziałek, 8 grudnia 2014
Epizod 155
"Pierwsza
nocna warta"
Nastał
wczesny wieczór, a łączony, dwunastoosobowy oddział kapitana
Uamuzi Cagada, doszedł nad rozległą,ukwieconą polanę, przez
którą płynął wąski strumień o krystalicznie czystej wodzie i
bystrym nurcie. Delikatny ciepły wiatr owiewa twarze żołnierzy,
przynosząc im przyjazne orzeźwienie i ukojenie po całym dniu
wędrówki.
-
Żołnierze natychmiast rozbijamy tu obóz. - stwierdził twardo
bromiański kapitan.
-
Na rozkaz Panie Kapitanie! - odparł zgodnie oddział.
-
Dobra lenie nie ociągać się za max 10 minut ma się tu pojawić
obóz!- stwierdził twardo oficer.
-
Chyba żartujesz ... - odburknęła Kiazu pod
nosem.
-
Słucham? - spytał twardo Uamuzi.
-
Nic nic ... działamy Panie Kapitanie ... - odparła Kiazu cedząc
słowa przez zęby.
-
I tak ma być! No już ruszajcie się! - rozkazał stanowczo oficer.
-
Tak jest Panie Kapitanie. - odparli zgodnie wojskowi.
W
tym momencie bromiański kapitan za pomocą swoją mocy stworzył
wygodny lodowy fotel, na którym spoczął. Niebiesko-biały,
błyszczący i krystaliczny fotel, wspaniale się iskrzy w
promieniach zachodzącego słońca, a oficer dumnie i wygodnie na nim
siedzi i z znudzoną miną obserwuje krzątający się oddział.
-
Prawie jak Sachiner ... - wymamrotała Kiazu.
-
E tam ... do pięt mu nie dorasta... - odparł
Hachi.
Po
chwili Skauti podszedł do kapitana i wręczył mu nie dużą książkę
w czerwonej oprawce mówiąc:
- Panie Kapitanie, może tak książkę na umilenie czekania?
- Panie Kapitanie, może tak książkę na umilenie czekania?
-
Bardzo chętnie Skauti. Dziękuję. - odparł naburmuszony kapitan,
który wyjął słuchawkę z prawego ucha i od razu zajął się
lekturą.
Dzięki
temu zagraniu Skauti, kupił swojej drużynie trochę dodatkowego
czasu. W tym czasie w obozie panował istny chaos, żołnierze
biegali jak oszalali nie wiedząc w co wsadzić ręce. Czas
nieubłaganie uciekał, a żołnierze w żadnym stopniu nie zbliżają
się do postawienia obozu. Nagle na malowniczej i kwiecistej polanie
rozległ się krótki, intensywny i donośny gwizd. W ten wszystkie
oczy, prócz oczu oficera, który nie oderwał się od książki,
zwróciły się w kierunku z którego dobiegł gwizd.
-
Podejdzie tu. -stwierdził chłodno i stanowczo Kurai
Po
chwili wszyscy neczanie oraz bromiański zwiadowca podeszli do
elektrycznego neczanina, a reszta załogi patrzyła na niego jak na
wariata i nerwowo wrócili do swoich zajęć. W tym momencie Kurai
spokojnie podszedł do Krigera, a kiedy przerwał pracę i
stwierdził:
-
Czego chcesz?
-
Zorganizować pracę. - odpowiedział twardo i chłodno Kurai.
-
Po co? Przecież nie jesteś dowódcą, a my mamy postawić obóz i
tyle...
-
Jesteś wojownikiem i założę się że boisz się gniewu swojego
kapitana.
-
Nieprawda!
-
Prawda, podchodzisz nerwowo do prostego zadnia i za wszelka cenę
chcesz zadowolić swojego dowódcę aby był zadowolony i nie wpadł
w gniew. Jednak jeśli nadal będziemy działać pod presją i
będziemy zagłębiać się w tym niekontrolowanym chaosie to Pan
kapitan skończy czytać swoją książkę, a my będziemy w lesie i
tym samym ześlemy na siebie jego gniew. - odpowiedział chłodno
Kurai, a następnie dodał: - No chyba, że kapitański gniew jest
nieodzowną częścią dnia to pracuj tak dalej.
W
tym momencie zapadła przenikliwa i bardzo niezręczna cisza.
Elektryczny neczanin nie czekał na odpowiedź tylko spokojnie się
odwrócił i z rękami w kieszeniach udał się do grupki która
chciała go słuchać. Po paru chwilach, kiedy Kurai dodarł już do
grupy chcącej współpracować, bromiański wojownik nagle krzyknął:
-
Zaczekaj! - a kiedy Kurai zatrzymał się i odwrócił się w jego
kierunku, dopowiedział: - Co proponujesz?
-
Po pierwsze zwołaj resztę swojego oddziału. - stwierdził twardo
Kurai.
Na
te słowa wojownik gestem zawołał resztę swojego oddziału, a
kiedy wszyscy stanęli w już w koło elektrycznego neczanina, to
Kriger powiedział:
-
Dobra i co teraz? Tylko szybko bo czas leci.
-
Hachi i Otachi zajmiecie się naszym namiotem. - odpowiedział twardo
Kurai.
-
Spoko Ziom. - odparli zgodnie bracia.
-
Kiazu, Kriger wy pójdziecie do pobliskiego lasu i zbierzecie dużo
drewna na opał. - kontynuował elektryczny neczanin.
-
Spoko da się załatwić. - odparła Kiazu.
-
Dobra może być, chociaż to zajęcie jest mało godne wojownika. -
dodał zmieszany Kriger.
-
Nie ma nie godnych zajęć....- odparł chłodno Kurai, a następnie
dodał: - Lecimy dalej Daktari i Gynimas wy zajmiecie się Waszym
namiotem.
-
Jak sobie życzysz... - odpowiedział spokojnie Daktari.
-
Dobra ... - dodał Gynimas.
-
Diuna i Rina wy pozbieracie kamienie do otoczenia ogniska oraz
zaopatrzycie obóz w wodę. - kontynuował elektryczny neczanin.
-
Dobrze ... - odpowiedziała Rina z uśmiechem.
-
Spoko, lepsze to niż drewno. - dopowiedziała Diuna przeciągając
się.
-
W takim układzie została ostatnia kwestia ... - powiedział
stanowczo Kurai, a następnie dodał: - Vaatleja, Skauti oraz ja
zajmiemy się namiotem kapitana.
-
Niech będzie. - odpowiedział Vaatleja.
-
Spoko ... - stwierdził zaskoczony Skauti.
-
Skoro wszyscy wiedzą już co robić to czas do pracy. - stwierdził
stanowczo Kurai.
-
Nie wiem po co ta interwencja w rozkazy ale zgadzam się -
odpowiedział twardo Kriger.
************
Bromiański
kapitan tak bardzo się zaczytał w swojej książce, że nie
zauważył upływającego czasu. Wieczorne, zachodzące słońce
zaszło praktycznie już zaszło. Ponura szarówka, pomału wkrada
się krajobraz i zwiastuje nadejście nocy. Właśnie ten nadchodzący
mrok i wspaniałe i smakowite zapachy rozchodzące się po okolicy
wyciągnęły oficera z transu. Uamuzi złożył książkę,
przeciągnął się i zobaczył rozpalone, nie za wysokie,
czerwono-pomarańczowo-żółte ognisko, nad którym gotowała się
już aromatyczna strawa, której sam zapach sprawiał, że człowiek
robi się głodny. Następnie wzrok kapitana przykuły trzy namioty
i jego ludzie rozmawiający przy ognisku. W tym momencie oficer
przypomniał sobie, że wyjął z ucha słuchawkę, więc od razu
włożył ja z powrotem, aby mieć pod kontrolą swój oddział.
-
Nie za dobrze się bawicie? - spytał twardo kapitan.
-
Nie Panie kapitanie. - odpowiedział spokojnie Vaatleja.
-
Melduje posłusznie Panie Kapitanie, że rozstawiliśmy obóz,
przydzieliliśmy warty i czekamy na kolację. - wtrącił Kriger.
-
Rozumiem, czyli wszystko jak należy, ale myślę, że bez śmiania
się zrobilibyście to znacznie szybciej. - odpowiedział pogardliwie
Uamuzi, a następnie dodał: - Nie było wcześniej czasu na pewną
kwestię, jednak skoro jesteście aż tak źle wychowani to poruszę
ją. Słuchajcie Ja jestem kapitanem a wy jesteście niżsi rangą,
ale różnicie się stażem co widać bo Waszych odzywkach co za tym
idzie zabraniam się wam spoufalać z kimś niższym bądź wyższym
rangą czy stażem. Jesteśmy żołnierzami i nam nie przystoi
spoufalanie się z kimś niższym.
-
Czyli co nie można nam się śmiać i ze sobą rozmawiać? - spytała
dociekliwie Diuna.
-
Dokładnie tak. - odparł chłodno Kapitan.
-
To chore ... - stwierdziła Kiazu.
-
Mylisz się ponieważ rozmowy i śmianie się dekoncentruje Was. To
jest wojsko a nie karczma, przyjaźnić możecie się poza wojskiem,
bo w wojsku nie ma czasu na takie fanaberie. - odparł pogardliwie i
z irytacja kapitan, a następnie dodał: - Idę do siebie, gdzie będę
czekać na dużą porcję kolacji. A wy zaraz po posiłku macie się
rozejść i zając się pracą.
-
Tak jest mości kapitanie ... - odpowiedział pokornie Daktari.
W
tym momencie kapitan udał się do swojego namiotu, gdzie zapalił
lampę oliwną i zajął się swoimi jakże ważnymi sprawami.
-
Co za sztywniak ... on tak zawsze? - spytała Kiazu.
-
Ciiiii... po Cię jeszcze usłyszy i będzie draka ..
- odparł cicho Vaatleja zakrywając mikrofon.
-
Odkąd go znamy to taki jest. - dodał Skauti
również zakrywając mikrofon.
-
Za pozwoleniem, co prawda słyszałem, że nasz kapitan
podobnież został kapitanem po znajomości gdyż jego wuj jest
jednym z bromiańskich generałów, ale chodzą słuchy, że jest
mocny i jemu nie załazi się za skórę. - dodał stłumionym
głosem Daktari
-
Eh ... lipa ... - stwierdziła Diuna.
-
Panie Generale nie da się z tym nic zrobić? - spytała dociekliwie
Kiazu.
-
Pan Generał
ma obecnie przerwę, ja kapitan Amis Yangryu obecnie go zastępuję
... . - odparł głos w słuchawkach, a następnie dodał:
- Teraz to kapitan Uamuzi jest
waszym bezpośrednim przełożonym i do końca misji musicie to on za
Was odpowiada, a wy macie się go słuchać ... zrozumiano?
-
Tak tak ... - stwierdził Otachi.
-
Kiazu tylko bez głupich pomysłów
... - stwierdził stanowczo neczański kapitan.
-
Dobrze ... - odparła Kiazu przewracając oczami.
W
ten ze swojego namiotu wyszedł poirytowany kapitan mówiąc:
-
Po pierwsze zakazałem rozmów, a po drugie skoro Wam nie pasuję to
wszyscy robicie bo czterdzieści długości strumień - las, a jak
dostanę przypaloną kolację to urządzę Wam nocną musztrę! A
teraz wynocha!
-
Tak jest panie kapitanie. - odparli bromiańczycy.
Następnie
wszyscy, mniej lub bardziej chętnie, wstali od ogniska i w celu
wykonania rozkazu, zaczęli biec w kierunku lasu.
-
Śpieszymy się? - spytała Kiazu.
-
E tam... nie ma po co... stwierdziła Diuna.
-
Kto pierwszy ten dostanie dodatkową porcje kolacji - stwierdził
Hachi prześcigając wszystkich.
-
Ej Bro nie myśl sobie, że tak łatwo oddam dokładkę. - odparł
Otachi z uśmiechem i przyśpieszając.
-
Najpierw będziecie musieli prześcignąć mnie! - stwierdził
Kriger.
-
Łatwizna! - odparła Kiazu przyspieszając
-
Za rozmowy macie dodatkowych 10 długości.
- wtrącił stanowczo kapitan.
-
Tak jest! - odparli zgodnie wszyscy jednocześnie próbując się na
wzajem prześcignąć.
************
-
Drogi Generale, przepraszam za tak późną porę ...
-
Nie szkodzi Panie Ambasadorze.
-
Generale, wiadomo już coś na temat zagrożenia?
-
Niestety jeszcze nie ... moi ludzie oraz bromiański oddział po
całym dniu marszu niczego nie znaleźli, a teraz rozbili obóz w
sektorze za smoczą bramą.
-
Niech spojrzę na mapę.... Tak koło strumienia wydaje się dobre
miejsce na obóz.
-
Tam się właśnie rozbili i z samego rana mają zamiar ruszyć w
dalszą podróż w głąb nieznanej ziemi.
-
Rozumiem... Ah uleciało mi ... Drogi Generale, poprosiłem księcia
Volaure aby trzymał w gotowości oddział medyczny wraz z kapsułą,
więc proszę w razie potrzeby natychmiast zadzwoń do księcia
Zekeren aby medycy mieli szanse dotrzeć do nich na czas.
-
Tak jest, Panie Ambasadorze.
-
Zatem dobranoc generale i czekam na wieści.
-
Oczywiście... dobranoc Ambasadorze.
W
tym momencie rozmówcy rozłączyli się a Generał zdejmując
słuchawki, stanowczo powiedział do jednego ze swoich kapitanów:
-
Moyoshi ja idę spać, a za cztery i pół godziny zmienisz się z
Amisem.
-
Tak generale.
-
Aha i w razie potrzeby natychmiast mnie budzicie, rozumiemy się?
-
Tak jest!
************
W
tą delikatną, chłodną i stosunkowo wczesną noc neczanki siedzą
przy ciepłym i wysokim ognisku, jako pierwsze pełnią wartę.
Przyjemne, czerwono-pomarańczowo-żółte płomienie ogrzewają
twarze dziewczyn, oświetlają całe obozowisko i na pewno są
widoczne z daleka. Neczanki wykorzystują fakt, że reszta oddziału
już śpi, zasłoniły swoje mikrofony i rozmawiają.
-
Irytuje mnie nasz kapitan. - stwierdziła Kiazu.
-
Ja mam ochotę go wypatroszyć. - dopowiedziała Diuna, a następnie
z niezadowoleniem dodała: - Heh ... pewnie Rina niebawem się z nim
za kumpluje i będziemy musieli go znosić.
-
Nie sądzę ... - odpowiedziała Rina.
-
Tak? A to dziwne przecież nasz kapitan to wypisz wymaluj Sachiner
tylko jeszcze się do Ciebie nie dobiera... - odparła Diuna.
-
Dobrze, że Sachiner nie słyszy tego pojazdu ... - stwierdziła
Kiazu, po czym dodała: - Jakbym miała wybierać między Uamuzi a
Sachinerem to zdecydowanie wole Sachinera.
-
Ja żadnego ... dwa jełopy który mają się za pępek świata. -
stwierdziła pogardliwie Diuna.
-
Hmm... Sachiner jest mądry i inteligentny ... - wtrąciła
nieśmiało Rina.
-
Hmmmm... dobra tu mnie masz ...- odparła Diuna po chwili namysłu.
-
Hehehe ... i Sachiner jest przystojniejszy ... chociaż nasz kapitan
też jest niczego sobie. - dodała kokieteryjnie Kiazu.
-
To dawaj poderwij go to może da nam spokój ... - stwierdziła
Diuna.
-
Kuszące ale nie ... po pierwsze na przyjemność trzeba sobie
zasłużyć ... a po dwa niestety mam nie odparte wrażenie że to
nam zaszkodzi a nie pomoże ... Kapitan wydaje się być na swój
dziwny sposób służbistą - odparła Kiazu.
-
Skoro tak mówisz ... ja mam nadzieje, że nasza misja się szybko
skończy a my już nigdy nie spotkamy Uamuzi ... - stwierdziła
Diuna.
-
Hmmm... nasze dwie godziny zaraz miną ... czas obudzić Hachiego i
Otachiego. - stwierdziła Kiazu z lekko wrednym uśmiechem.
-
Chętnie dołączę się do budzenia - dodała ochoczo Diuna.
-
Tylko nie obudźcie całego obozu ... - stwierdziła Rina.
-
Spoko ... zobaczę co da się zrobić. - odparła Kiazu chichocząc.
-
Luz ... namioty trochę tłumią dźwięki. - dodała Diuna.
W
tym momencie obie siostry, chichocząc i po cichu knując udały się
do na miotu, a Rina została przy ciepłym i hipnotyzującym ognisku.
Po paru szybkich chwilach z namiotu neczan wyszedł Kurai, który
spokojnie i bez emocjonalnie podszedł do wspaniałych, tańczących
płomieni..
-
Przepraszam, że Cię obudziły .... - stwierdziła nieśmiało Rina.
-
Nie szkodzi .... - odpowiedział chłodno Kurai.
-
To dobrze ... - odpowiedziała Rina z uśmiechem, a następnie z
zaciekawieniem dodała: - Hmmm... co tym razem wymyśliły?
-
Nie chcesz wiedzieć...a z resztą już idą ... - odparł chłodno
Kurai z rękami w kieszeniach.
W
ten z namiotu wybiegły roześmiane neczanki, a tuż za nimi wybiegli
poddenerwowani Hachi i Otachi. Rodzeństwo zrobiło kilka szybkich
rundek w koło obozu, a następnie kiedy przebiegali tuż koło
ogniska to niespodziewanie Hachi i Otachi poczuli mocne i gwałtowne
pociągnięcie za koszulki.
-
Ej co jest? - stwierdził zdziwiony Hachi.
-
Koniec zabawy ... zemścicie się później ... - odpowiedział
chłodno Kurai, który złapał Hachiego i Otachiego za koszulki i
tym samym dość raptownie i skutecznie ich zatrzymując.
-
No weź Ziom ... - stwierdził Otachi.
-
Macie warte ... - stwierdził twardo Kurai.
-
Wiemy, ale Ziom .. - narzekał Hachi.
-
Eh no daj się nam zabawić ... - wtrąciła niezadowolona Kiazu
-
Zemsta najlepiej smakuje na zimno ... a teraz zajmijcie się wartą!
- odpowiedział stanowczo Kurai, puszczając przyjaciół.
-
Eh i koniec zabawy ... - stwierdził niezadowolony Hachi.
-
Dobra niech będzie "Tato" ... - stwierdził złośliwie
Otachi.
-
Kto Ci powiedział? - odparł Kurai.
W
tym momencie wszyscy zrobili zaskoczone i niedowierzające oczy oraz
mocno zdezorientowane miny. Po chwili przenikliwej ciszy, Hachi z
trudem wykrztusił:
-
Żeee....coooo?
-
Przecież .. przecież to nie możliwe ... masz tylko dwa lata więcej
niż my ... - stwierdziła Diuna.
- Czekaj Ty nas wkręcasz? - stwierdził Otachi.
- Czekaj Ty nas wkręcasz? - stwierdził Otachi.
-
Uffff.... A już się bałem ... - dodał Hachi z ulgą.
-
Ty spryciarzu jeden... - stwierdził Otachi z uśmiechem.
-
Dobra Panowie na Was czeka warta, a my wracamy do śpiworów -
wtrącił twardo Kurai.
-
Spoko Ziom. - stwierdził Hachi z uśmiechem.
-
W sumie luz ... na dobrą sprawę nie chce się użerać z naszym
dowódcą ... - dodał Otachi.
-
Jeszcze wcześnie ... - wtrąciła Kiazu.
-
Jak chcesz to siedź nawet do rana ... - odparł twardo Kurai.
-
Naprawdę!? - spytała Entuzjastycznie Kiazu, a następnie nie
czekając na odpowiedź dodała: - Super to chodźcie do namiotu!
-
Dobra - stwierdziła Diuna z lekkim uśmiechem.
************
Dziewczyny
urządziły sobie radosną i energiczna wojnę na poduszki i śpiwory,
po której wszystkie poszły spać. W tym samym czasie spokojna warta
Hachiego i Otachiego, pomału zbliżała się do końca.
-
No niedługo koniec warty ... -stwierdził radośnie Otachi
przeciągając się.
-
Bro a potem czekają na nas ciepłe śpiwory. - dodał
entuzjastycznie Hachi.
W
ten w blasku roztańczonego, pomarańczowo-czerwono-żółtego
ogniska pojawili się zaspani Kriger i Vaatleja, którzy wychodząc z
mroku byli gotowi na przejęcie warty.
-
Dobry .... - stwierdził Vaatleja ziewając.
-
Siema ... - odparli zgodnie neczanie.
-
Jest gdzieś kawa? - spytał mocno zaspany Kriger.
-
Chwila moment i będzie świeża. - stwierdził Hachi.
-
Świetnie - stwierdził zadowolony Kriger.
Nagle
rozległy się tajemnicze szmery, dobiegające z nad polany. W tym
momencie wszyscy wojownicy zrobili się czujni, bardzo uważni i
gotowi na to co lada moment pojawi się w blasku ogniska.
-
Dobra ruszamy! - stwierdził Kriger.
-
Nie ... poczekaj ... - stwierdził Otachi.
-
Ziom to może być jakiś zwierzak ... a ktoś nam kiedyś
powiedział, aby zachować spokój. - dodał Hachi.
-
No ale... - nakręcał się Kriger.
-
Kriger, ja chętnie poobserwuję więc daj się młodym wykazać. W
końcu przez jeszcze parę minut to ich warta więc niech się dzieje
co chce. - wtrącił Vaatleja.
-
No dobra, najwyżej będzie na nich ... - odparł Kriger, trochę
luzując.
Mimo
wszystko wojownicy nawet na sekundę nie stracili czujności, a
szmery i szelesty z każda chwilą robiły się coraz głośniejsze.
W ten w blasku wysokich płomieni pojawił się ostry dziób i smukłe
pierzaste ciało, wysokiej bestii o groźnym, krystalicznym,
przenikliwym, błękitnym spojrzeniu. Przybyła bestia ma masywne i
rozbudowane lwie ciało oraz łapy, dodatkowo posiada orlą głowę z
długimi uszami dzikiego osła. Cała postura bestii budzi lęk i
szacunek.
-
Co to za cholerstwo? - stwierdził mocno zdziwiony Kriger.
-
To chyba Alce ... samiec gryfa ...tylko jakiś mały ... - stwierdził
z podziwem Otachi.
-
A Ty niby skąd wiesz? - spytał dociekliwie Vaatleja.
-
Nasz mistrz nam kiedyś o nim mówił ... - odparł Hachi.
-
To jedziemy! Wybić bydlaka! - stwierdził Kriger.
-
Ciiiiiicho Ziom ... - stwierdził Otachi zatykając usta
bromiańskiemu wojownikowi.
-
Idę po Kurai'a ... - dodał Hachi, ukradkiem udając się w kierunku
namiotu.
Ziemny
neczanin szybko i sprawnie wszedł do neczańskiego namiotu.
-
Ej Ziom ... - stwierdził Hachi.
-
Ciszej ... Co jest? - spytał twardo Kurai podnosząc się.
-
Sory, że budzę... ale chyba mamy w obozie Alce ....
-
Dobrze zrobiłeś ....
Po
tych słowach elektryczny neczaniń szybko się zebrał i wraz z
Hachim wyszedł z namiotu. W tym samym czasie delikatnie spłoszony
samiec gryfa kręcił się w blasku płomieni i uważnie obserwował
cały obóz. Alice nie pewnie obwąchiwał namioty, pojąc się
jakiegokolwiek szmeru.
-
Ziom co robimy? - wyszeptał Otachi.
-
Zachowajcie spokój, to młodziak pewnie szedł się napić a nasze
obozowisko stanęło mu na drodze.. - odpowiedział chłodno Kurai.
-
Czyli co? Olewamy go, tak bez walki? - wtrącił Kriger.
-
Nie unoś się. - stwierdził twardo Kurai, a następnie stwierdził:
- Otachi przywołaj delikatny wiatr, który przyniesie tutaj zapach
strumienia za nami.
-
Już się robi ziom. - odpowiedział Otachi z uśmiechem, a następnie
wietrzny neczanin wziął głęboki oddech, zamknął oczy.
-
Powariowaliście? - stwierdził z niedowierzaniem Kriger.
-
Milcz i pozwól mu działać. - odparł twardo Kurai.
Bromiański
wojownik bardzo niechętnie się powstrzymywał od zaatakowania
bestii. W ten wszyscy poczuli delikatny, ciepły wietrzyk, który
niesie ze sobą intensywny zapach świeżej i czystej wody. Młody
gryf postawił uszy jednocześnie głęboko oddychając. Po paru
chwilach Alce podążył za zapachem strumienia i wkrótce spokojnie
opuścił obozowisko.
-
Kurai skąd wiedziałeś, że to młodzik i że tak łatwo z nim
pójdzie? - spytał zainteresowany Vaatleja.
-
Mam swoje sposoby - odparł chłodno Kurai.
-
Czyżby płochliwość? - spytał Vaatleja.
-
Błękitne oczy, dorosłe osobniki mają je zielone. - odpowiedział
stanowczo i chłodno elektryczny neczanin, a następnie dodał: -
Skoro sytuacja opanowana to ja wracam spać.
-
A co mamy robić jak ten cały gryf wróci? - Vaatleja.
-
Vaatleja co się martwisz skopie mu dupę i tyle. - dodał Kriger.
-
Ty go lepiej zostaw, szkoda energii... a młodzik nie wróci, nie ma
po co. - stwierdził chłodno i twardo Kurai wchodząc do namiotu.
-
Oszalał czy co? - spytał Kriger.
-
Kto go tam wie ... ale na waszym miejscu zaufałbym mu. - stwierdził
Hachi.
-
A wy mu ufacie? - pytał dalej Kriger.
-
Jasne ... zresztą sami się już przekonaliście, że warto -
odpowiedział Otachi.
-
Dzieciaki mają racje. - stwierdził Vaatleja , a następnie spojrzał
na zegarek i dodał: - Czas puścić dzięki spać i przejąc wartę.
-
No to my lecimy ... spokojnej warty - stwierdził Hachi z uśmiechem
udając się do namiotu.
-
Oby kawa dała rade i udanej warty. - dodał Otachi.
-
Dobrej nocy dzieciaki. - stwierdził Vaatleja.
************
Przyjemna
gwieździsta noc, pomału ustępuje miejsca bardzo chłodnemu,
szaremu świtowi. Nieubłaganie zbliża się najzimniejsze cześć
nocy, gdyż jest równo godzina przed wschodem słońca. Właśnie
Daktari i Gynimas oddają swoją wartę w ręce ostatniej już grupy
wartowników. Zaspany, mocno ziewający i trzęsący się z zimna
Skauti oraz, spokojny i chłodny jak zawsze, Kurai są już przy
bladym ognisku.
-
Kawa, dopiero wstawiona. - stwierdził oschle Gynimas.
-
Fantastycznie ... Zieeew ... przyda się ... - odparł Skauti.
-
Ah, zapomniałbym uważajcie Pan Kapitan niedawno wstawał. -
stwierdził Daktari, a następnie dodał - A teraz pozwólcie idę
dospać. Chodź Gynimas.
-
Jasne ... spoko ... - odparł Skauti grzejąc się przy ognisku.
W
tym momencie wojownicy oddający zmianę udali się do namiotu, aby
jeszcze chwilę pospać, a bromiański zwiadowca powiedział:
-
Kurai, trzeba uważać i mieć oczy szeroko otwarte... widzisz nasz
kapitan pali, w sumie prócz Daktari, to palimy wszyscy... w każdym
bądź razie nasz kapitan ma zwyczaju palić w "łóżku" i
zdarza mu się zasypiać z papierosem.
-
Rozumiem ... odparł chłodno Kurai.
-
Eh ... szkoda, że dziewczyny nie mają porannej warty ... eh ..
gdyby miły to na nas czekałoby jakieś dobre śniadanie ... a tak
to ... dupa blada ... - stwierdził zwiadowca delikatnie narzekając.
-
Raczej nic nas rano nie spotka, więc możemy sami coś ugotować. -
odparł chłodno Kurai.
-
Żartujesz? Ja mimo swojego wieku nadal mieszkam z rodzicami i nie
umiem gotować... za to moja matka świetnie gotuje ... mhmmmrrr...-
rozmarzył się Skauti.
-
Wstaw wodę, tylko jej nie przypal. - stwierdził Kurai, a następnie
udał się w kierunku strumienia.
-
Spoko .. Ej gdzie idziesz? Mamy warte ...
-
Uznajmy że idę na obchód.
-
Jak tam sobie chcesz ....
- W razie co jestem w pobliżu... tylko nie przypal wody...
- W razie co jestem w pobliżu... tylko nie przypal wody...
-
Tak jest ... - stwierdził entuzjastycznie Skauti a następnie lekko
zmieszany, z ciszonym głosem dodał: - Mam nadzieje że
podołam ...
************
Wczesnym
rankiem po tymczasowym obozie rozszedł się intensywny, aromatyczny
i kuszący zapach, zapowiadający dobre śniadanie. Zdumiony Skauti z
podziwem obserwował efekt pracy Kurai'a.
-
Stary to wygląda mega smakowicie ... - stwierdził niedowierzający
zwiadowca, a następnie z fascynacją spytał: - To jest jadalne?
-
Owszem jadalne.. - odpowiedział chłodno Kurai, mieszając gesty
wywar.
-
Nie potrujemy się od tego?
-
Spokojnie, nie musisz się obawiać.
W
ten zaczęli schodzić się pozostali wojownicy, którzy w dużej
mierze są zaskoczeni smakowitymi zapachami, które dostają się w
każdy zakamarek obozu.
-
Mhmm... pachnie mi jak śniadanie.. - stwierdził Kriger oblizując
się.
-
Co za wspaniałe zapachy! - dodała zadowolona Kiazu.
-
Ziom co tym razem wyczarowałeś? - spytał zaciekawiony Hachi.
-
Gulasz rybny... - odpowiedział chłodno Kurai.
-
Stary obłędnie pachnie. - dodał Otachi.
-
Mam nadzieje, że te wasze dziwaczne wymysły, są zjadliwe. -
wtrącił Kapitan Uamuzi.
-
Dzień doby Panie Kapitanie. - odparli mniej lub bardziej zgodnie
żołnierze.
-
Dzień dobry. - odparł lekko naburmuszony kapitan, a następnie
dodał: - Przed śniadaniem, żądam rozmowy z Kiną.
-
Chyba Riną ... - stwierdziła Diuna.
-
Przecież mówię. - odpowiedział stanowczo oficer a następnie
wracając do swojego namiotu pogardliwie dodał: - Do mojego namiotu,
to rozkaz.
W
tym momencie lekko spłoszona wodna neczanka pokornie udała się do
namiotu kapitana.
-
Jak sądzicie czego od niej chce? - spytała Diuna.
-
Nie wiem ... ale na jego miejscu bym nie szarżował ... - stwierdził
Hachi.
-
Luz ... to jego problem a nie nasz ... - dodała Kiazu.
************
Przestronny
ciemnozielony namiot, po środku którego stroi wygodny lodowy fotel
za którym stoi wysokie łoże z lodu na którym leży nie
prześcielony śpiwór. Uamuzi siedzi dumnie na na swoim
wyrafinowanym siedzeniu i rozmawia z wodną neczankę, która stoi
przed nim.
-
A więc jesteś fotografem?
-
Tak Panie Kapitanie ... - odpowiedziała pokornie Rina.
-
Kapitanie Uamuzi, jeszcze nie wypiłem porannej kawy
a już mnie wkurzasz ... zostaw Ty ją w spokoju! -
wtrącił stanowczo neczański generał.
-
Szanowny Generale ja tylko rozmawiam. - odparł Uamuzi odkładając
mikrofon i swoja słuchawkę,a następnie dodał: - A Ty nie waż się
nic powiedzieć!
-
Tak Panie Kapitanie.
W
ten bromiański oficer podniósł się, podszedł do wystraszonej
neczanki, po czym lewą ręką złapał ją mocno za ramie, a prawą
zasłonił usta i patrząc w przestraszone oczy dziewczyny, stanowczo
powiedział:
-
Miałaś zamknąć mordę! - a po chwili ciszy z wrednym uśmiechem
dodał: - Jednak i na to mam sposoby. Zamrożenie to bardzo przydatna
umiejętność.
W
tym momencie kapitan zaczął zamrażać neczankę, która w wkrótce
cała pokryła się lodem, a zadowolony z siebie oficer powiedział:
- No teraz mam pewność, że bez dziamgania mordą wysłuchasz tego
co mam ci do powiedzenia, oraz będę miał pewność, że nikt nas
nie podsłucha.
Zamrożona
Rina nie miała wielkiego wpływu na to co się dzieje i chodź
doskonale słyszała swojego oprawcę to nie była wstanie ani się
ruszyć ani odezwać. Tym czasem kapitan ponownie rozsiadł się na
swoim lodowym fotelu.
************
-
Coś zamilkli ... - stwierdził Otachi.
-
Pewnie wyjęli słuchawki ... - odparła Diuna.
-
Tak mi przyszło do głowy, że chyba wiem o czym kapitan chce z nią
rozmawiać.. - wtrącił Skauti.
-
No dajesz Ziom o czym? - spytał zaciekawiony Hachi.
-
Hmm... o ile dobrze pamiętam generał stwierdził aby zrobiła
kilka zdjęć bramy ... - odpowiedział Skauti.
-
No i? - naciskała Diuna.
-
Prawdopodobnie nasz kapitan uznał, że jest fotografem .... a ich
nie lubi równie mocno co zwiadowców. - odpowiedział zwiadowca.
-
Skauti dramatyzujesz, kapitan chyba zwiadowców nie znosi bardziej.
Zapewne powie jej tylko parę rzeczy do słuchu i tyle a ze zwiadowcą
byłaby poważniejsza rozmowa - wtrącił Vaatleja.
Nagle
Kurai bez słowa odszedł na bok i odebrał telefon. W ten wszyscy z
zaciekawieniem zaczęli obserwować elektrycznego neczanina, który
bez emocjonalnie wysłuchiwał dzwoniącego.
************
-
Rozumiesz!? Nienawidzę fotografów, a skoro nim jesteś uprzedzam
jak będziesz robić zdjęcia to zamrożę cie i porzucę gdzieś na
odludziu, abyś już nikomu nie przeszkadzała. - stwierdził twardo
Uamuzi.
W
tym momencie do kapitańskiego namiotu Kurai, który rozejrzał się
po namiocie i bez słowa podszedł do zamrożonej neczanki i prawą
dłonią dotkną krystalicznej lodowej powierzchni.
-
Niech zgadnę śniadanie? Już idę. - stwierdził chłodno Uamuzi, a
następnie spytał: - CO TY WYPRAWIASZ?! Chciałem abyś tu
posprzątał i wyniósł śmieci, jednak ten miał być na końcu...
Kurai
jednak mu nic nie odpowiedział, jedynie przy pomocy swojej
elektryczności rozmroził ukochaną i wziął ja na ręce.
-
EJ! - stwierdził kapitan łapiąc Kurai'a za ramię, a następnie
dodał: - Ty władasz elektrycznością?
-
Owszem ... - odparł chłodno Kurai zrzucając z siebie rękę
oficera, dopowiedział: - Panie Kapitanie, Generał natychmiast żąda
rozmowy z Panem.
-
Tak Tak poczeka... zostaniesz moim
osobistym ordynansem
i ochroniarzem!
-
Nie sądzę ... - odparł chłodno Kurai, a następnie jak
gdyby nigdy nic wyszedł z namiotu, z delikatnie drącą neczanką na
rękach. Tym czasem zdezorientowany i niezadowolony kapitan
wymamrotał pod nosem:
-
Do diaska ... elektryczność?
Jakim cudem?
Po
czym włożył słuchawkę do ucha i powiedział:
-
Szanowny Generale, przeszkadzasz mi w pracy ...
-
Kapitanie przypominam, że to ja jestem pańskim
bezpośrednim przełożonym! - odparł stanowczo generał,
a następnie twardo dodał: - Uamuzi grabisz sobie, do
tego stopnia, że kwalifikujesz się pod sąd!
-
Szanowny Generale, ja? Na jakiej podstawie?
Po
pierwsze dostaliście rozkaz aby być stale w łączności, a wyjęcie
słuchawek było złamaniem rozkazu. Po drugie miałeś tylko
rozmawiać z moim podwładnym a nie go zamrażać. -
odparł chłodno Rudy po czym dodał: - A co
za tym udzie niesubordynacja, zaszastanie a wręcz mobbing oraz
narażenie zdrowia i życia ludzi...
-
Ależ Szanowny Generale ...
-
Uamuzi nie tłumacz się słyszałem każde Twoje słowo i wiem co
zrobiłeś.
-
No dobrze, przyznaję wyjąłem słuchawkę, ponieważ chciałem
zamienić kilka słów na osobności z żołnierzem... jako ich
dowódcza mam do tego prawo. - stwierdził kapitan, a następnie
dodał: - Mobbing, to pomówienie, nie znoszę zwiadowców oraz
fotografów wojskowych i jedynie stanowczo dałem to do zrozumienia.
-
A jakie wytłumaczenie masz na narażenie życia
żołnierza?
-
Szanowny Generale, jak dobrze obaj wiemy zamrożenie nie jest groźne.
-
Owszem, jednak pragnę zaznaczyć, że mój fotograf jest wodą.
-
Wodą? - stwierdził z niedowierzaniem Uamuzi głośno przełykając
ślinę.
-
Dokładnie wodą, a to kapitanie jedyny wyjątek od Pańskiej reguły.
-
Tak szanowny generale ...
-
Nie musiałeś jej zamrażać ... ona jest tak pokornym żołnierzem,
że by Cię wysłuchała..
-
Tak, tak szanowny generale ale ja lubię zamrażać podwładnych
kiedy do nich stanowcze uwagi Wtedy mam pewność, że mnie słuchają.
-
Eh ... Uamuzi, wojsko to nie miejsce na prywatne
uprzedzenia, jako dowództwa musisz tolerować cały swój oddział,
a nie tylko wybrańców.
-
Rozumiem szanowny Generale.
-
Heh ... słuchaj ja wiem, że jesteś kapitanem
po znajomości... ale bądź chociaż profesjonalny i wypełniaj
rozkazy! Przypominam, że Twoje plecy na wojnie już Cię nie
chronią...
-
Masz racje generale, przecież mnie znasz .... a ja przepraszam za
swoje nie dojrzałe zachowanie. Dałem się ponieść i będę
bardziej uważał na to co robię.
- Dobra Uamuzi skoro tak stawiasz sprawę to zrobimy tak, Ty się ogarniesz i przestaniesz się czepiać moich ludzi bez powodu, a ja uznam, że dzisiejszej sytuacji w ogóle nie było. - stwierdził twardo Rudy, a następnie dodał: - Jednak jeśli tego nie zrobisz, albo mój żołnierz źle zniesie Twoje zamrożenie, to osobiście doniosę na Ciebie samemu Ambasadorowi Ankarze i wtedy nic nie uratuje Twojego stanowiska. Rozumiemy się!?
- Dobra Uamuzi skoro tak stawiasz sprawę to zrobimy tak, Ty się ogarniesz i przestaniesz się czepiać moich ludzi bez powodu, a ja uznam, że dzisiejszej sytuacji w ogóle nie było. - stwierdził twardo Rudy, a następnie dodał: - Jednak jeśli tego nie zrobisz, albo mój żołnierz źle zniesie Twoje zamrożenie, to osobiście doniosę na Ciebie samemu Ambasadorowi Ankarze i wtedy nic nie uratuje Twojego stanowiska. Rozumiemy się!?
-
Tak jest szanowny generale.
************
-
Poście mnie do niego! - krzyczała szamocząca się Kiazu.
-
Luz siostra. - stwierdził Hachi z trudem utrzymujący siostrę.
-
Kiazu w rzuć na luz ... - dodał Otachi pomagający bratu.
-
Jak go dorwę to z czterech liter zrobię mu jesień średniowiecza!
- kontynuowała Kiazu.
-
Hmm... ona tak zawsze? - spytał zaciekawiony Skauti.
-
W dużej mierze tak ... - odpowiedziała spokojnie Diuna, stojąca z
boku.
-
Jest strasznie narwana ... - stwierdził Vaatleja.
-
Co poradzić ... taki jej temperament ... - odparła Diuna.
W
ten z kapitańskiego namiotu, wyszedł Kurai wraz z Riną na rękach.
Elektryczny neczanin szybko podszedł do ogniska i posadził ukochaną
tak aby się przy nim grzała.
-
Dziękuję ... - stwierdziła z uśmiechem Rina.
-
Rina nic Ci nie jest? - spytała zatroskana Kiazu, podbiegając do
siostry.
-
Chyba nic ...- odpowiedziała Rina.
-
Oby tak było, po szanowny pan kapitan jeszcze zapłaci mi za
zamrożenie siostry. - stwierdziła twardo Kiazu.
-
Eh ... znając życie ona i tak mu za chwilę wybaczy ... - wtrąciła
Diuna.
-Przepraszam
za kapitana ... on niestety już tak ma ... powinienem Was uprzedzić
... - dopowiedział Skauti.
-
Luz Ziom .... - stwierdził Otachi z uśmiechem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)