"Opuszczony
szpital"
Półmroczny,
spowity delikatnym zielonym światłem, okrągły tunel, który po
mimo swej tajemniczości i zaokrąglonego kształtu, przypomina
typowy szyb do kopalni. Ciemne skały, piaszczysta ziemia i drewniane
pale wkomponowane w ściany tunelu nadają mu jednocześnie
niezwykłego klimatu. który z jednej strony jest chłodny,
przepełniony niepokojem i strachem, a z drugiej strony jest
przyjemny, majestatyczny i nieobliczalny. Pełny neczańsko-bromiański
oddział stanowczym i szybkim krokiem przemierza nieznany teren,
jednocześnie dość niespokojnie rozmawiając.
-
Jak sądzicie gdzie dojdziemy tym tunelem? - spytał dociekliwie
Skauti.
-
Zobaczymy ... chociaż ja myślę, że w jakąś wyszukaną pułapkę.
- odpowiedziała Diuna.
-
Nie rozumiem jak możecie, aż tak ufać niepotwierdzonym informacją
od wroga. - narzekał Kapitan.
-
Hmm... nawet jak mu nie ufamy - odpowiedział Hachi.
-
To w końcu ktoś musi sprawdzić tę informację ... - dodał
Otachi.
-
W brew pozorom jesteśmy bardzo ciekawscy. - dopowiedziała Diuna.
-
Słuchajcie, nasze urządzenia pokazują, że powoli
zbliżacie się do źródła sygnału SOS - wtrącił
stanowczo generał.
-
Szanowny generale oczywiście, że to sprawdzimy! Dopilnuje tego!
-odpowiedział bromiański kapitan.
W
tym momencie w słuchawkach zapanowała przenikliwa cisza, która po
chwili przerodziła się w nieznośne szeleszczenie.
-
Co jest? - Spytała dociekliwie Diuna.
-
Coś chyba zakłóca nasz sygnał ... - odpowiedział niepewnie
Skauti.
-
Tłumoku to mogła by zrobić jedynie antena nadawcza, a tych tutaj
nie ma, więc pewnie Szanowny generał zaakceptował moją decyzję i
nie ma nam nic więcej do powiedzenia. - odparł Uamuzi.
W
ten odział usłyszał w słuchawkach, głośną, nieznacznie
zniekształconą wiadomość:
- Jestem Szeptunem, który wpadł do podziemnej jaskini. Złamałem nogę i oczekuję na pomoc, żadnego żołnierza nie widziałem. …Która jak zapętlona wkoło rozbrzmiewała w słuchawkach i bezlitośnie opanowała całą łączność.
- Jestem Szeptunem, który wpadł do podziemnej jaskini. Złamałem nogę i oczekuję na pomoc, żadnego żołnierza nie widziałem. …Która jak zapętlona wkoło rozbrzmiewała w słuchawkach i bezlitośnie opanowała całą łączność.
-
Zajebiście chyba łączność nam siadła ... - stwierdził Hachi.
-
Ona chyba działa, tylko zachowuje się jakby zmieniła
częstotliwość. - stwierdził Skauti.
-
Nie gadaj bzdur, to na pewno sprawka tamtego głupiego kundla! On
musiał nam zniszczyć łączność! - odparł Uamuzi.
W
między czasie Kurai, z rękami w kieszeniach cofnął się, a
następnie stanowczo powiedział:
-
Generale wszystko jest w porządku. - a następnie dodał: - Łączność
działa.
Na
te słowa wszyscy z niedowierzaniem cofnęli się do elenktycznego
reczanina i wtedy okazało się, że łączność rzeczywiście
działa.
-
Czemu wyłączyliście łączność? - spytał
Rudy.
-
Nie wyłączyliśmy to to miejsce! - odpowiedziała Kiazu.
-
My słyszeliśmy w słuchawkach wezwanie szeptuna. - dodała Diuna.
-
Najwidoczniej mamy tu do czynienia z nakładaniem się
fal, a droga przed Wami jest punktem gdzie fala sygnału SOS, ma
rosnące natężenie fali oraz pozornie wyższą częstotliwość co
wpływa na poprawne działanie sprzętu. - odparł spokojnie
generał po chwili namysłu.
-
Że co? - spytał Kapitan.
-
Wezwanie sos zakłóca działanie naszego sprzętu. - odparła Diuna.
-
Kurcze, wychodzi na to że na czas nie określony możemy
stracić łączność... - stwierdził neczański generał nie
przejmując się rozmową t tle.
-
Bardzo możliwe. - odparł chłodno Kurai.
-
Kurna no ... upierdliwe... dobra idźcie dalej,
odezwijcie się do mnie jak tylko przejdziecie przez falę wiadomości
tego "Szeptuna"... - odpowiedział poddenerwowany
neczański generał, a następnie dodał: - Tym czasem
my będziemy działać nad wzmocnieniem naszych fal ... aha i
uważajcie na siebie
-
Spoko Ru.... generale będzie git i nic nam nie będzie, damy radę -
wtrąciła energicznie i entuzjastycznie Kiazu.
-
Jednak nade wszystko upominam Was uważajcie na siebie
- odparł Generał po chwili zastanowienia.
-
Luz generale, nie martw się. - dopowiedział Otachi wchodzą w
strefę działania wezwania sos.
-
Damy rade, a jak nie to przynajmniej misja się powiedzie - dodał
Hachi podążając za bratem.
-
W tej chwili liczy się powodzenie misji, a my damy z siebie wszystko
i nie martw się o nas przeżyjemy. - dopowiedziała Kiazu z
uśmiechem i udając się za braćmi.
W
tym momencie delikatnie obrażony kapitan z nieznacznym i wrednym
uśmiechem udał się za neczanami. Tuż za nim udał się delikatnie
wystraszony Skauti oraz stosunkowo wyluzowana Diuna.
Nagle
Rina złapała Kurai'a za jego prawy nadgarstek i tym samym
powstrzymała go od pójścia dalej. Po chwili elektryczny neczanin
odwrócił się, a speszona dziewczyna pokazała mu ekran swojego
telefonu. Kurai uważnie przyjrzał się ekranowi, a następnie po
dłuższej chwili ciszy i bez słowa udał się do strefy, w której
króluje wezwanie szeptuna, a delikatnie speszona Rina z przyjaznym
uśmiechem poszła za nim.
W wysokiej sali tronowej, wśród wodospadów lawy, na złotym tronie zasiada jednym starszy mężczyzna, którego pokrytą zmarszczkami twarz zdobi wspaniała i zadbana, biała, szpiczasta broda i cienkie, długie wąsy, które sięgają, aż do jego klatki piersiowej i idealnie pasuje do jego klasycznego, a zarazem dostojnego, intensywnie czerwonego kimona, szczenie zakrywającego stosunkowo blade ciało. Dodatkowo ma on poważne, bladoniebieskie oczy, które przepełnione są chłodem i doświadczeniem, i wydają się być bardzo stanowcze i surowe. Całości dopełnia jego wysokie, pomarszczone czoło i dostojny, biały kok, a sam mężczyzna wydaje się być silny, rozważny i młody duchem. Od tego władcy wręcz bije determinacja i potęga.
************
-
Witam Generale, czy możesz mi powiedzieć jak się sprawy mają?
-
Oczywiście Ambasadorze, oddział specjalny od ponad dwóch godzin
jest w strefie w której nie mam z nimi kontaktu.
-
To nie najlepsze wieści, mamy jakąś pewność, że jeszcze żyją?
-
Niestety, nie mam żadnego zapewnienia, że żyją, jednak intuicja
mi podpowiada, że jeszcze żyją...
-
Niebawem przekonamy się jak bardzo można zaufać Twojej intuicji
generale. Tym czasem mam dla Ciebie pewne informacje rytuał, który
odprawia Dae Cheetah dobiega do końca i dostałem nawet informację,
że w przeciągu 48-52 godzin dobiegnie on do końca..
-
Aj, czyli mój oddział ma maksymalnie 52 godziny aby opuścić
podziemia?
-
Dokładnie generale.
-
Zrozumiałem, chociaż to nie są komfortowe wieści.
-
Zdaję sobie z tego sprawę, jednak od samego początku ta misja była
ryzykowna, swoją drogą Generale co z oddziałem medycznym?
-
Zekereński oddział medyczny, gotowy do działania stacjonuje w
naszym obozie i czeka na dalsze rozkazy.
-
Doskonale. Mają przy sobie wzmocnioną surowicę?
-
Owszem, mają przy sobie surowicę z czasów kiedy Pisaca panowały w
świetle dziennym.
-
To bardzo dobre wieści.
-
Ambasadorze racz mi wybaczyć, ale muszę już kończyć.
-
Rozumiem generale. - odparł Ankara rozłączając się.
-
Heh ... - westchnął generał wstając z swojego stanowiska
nasłuchowego, udał się do wyjścia do namiotu, uchylił je, a
następnie głośno powiedział: Amis, Moyoshi do mnie!
Po
paru chwilach do generalskiego namiotu wparowali obydwaj kapitanowie,
a Rudy od razu stanowczym tonem przekazał swoje rozkazy:
-
Moyoshi, każ gościom z Zekeren natychmiast ruszać pod wrota do
piekła.
-
Tak jest! - stwierdził posłusznie Moyoshi.
-
Aha i pamiętaj o racjach żywnościowych dla nich.
-
Wedle rozkazu! - odparł Moyoshi wychodząc.
-
A co ze mną? - dopytywał się Amis.
-
Amis od Ciebie chce raportów z naszych pozostałych dwóch obozów,
oraz tego co dzieje się na froncie.
-
To tak drugi obóz odpiera regularne ataki wroga, zresztą jak kilka
innych obozów tamtych okolicach....
-
Przydało by się połączyć obozy wtedy ich defensywa, na pewno
zyska na sile, dowiedz się kto tam dowodzi i zorganizuj mi wideo
rozmowę.
-
Tak jest!
-
Aha jak tam sprawy łączności?
-
Tragicznie nie jesteśmy wstanie przebić fali tego nagrania....
-
Zajebiście ... kurcze zajebiście ...
************
-
Oszaleć można z tym wezwaniem o pomoc ... - Narzekał Uamuzi,
maszerując przez tunel.
-
Nie żeby nasza łączność była wyłączona ... - odparła Kiazu.
-
Fala tego nagrania, musi być tak silna, że działa nawet na
wyłączone urządzenia ... pierwszy raz coś takiego widzę. -
odparł z niedowierzaniem Skauti.
-
Piękny dzień ... nie ma co ... zbieranie obozu w trybie
natychmiastowym ... brak śniadania ... i jeszcze ten narzekający
kapitan ... no cudo ... bez kitu ... dodała Diuna przewracając
oczami.
-
I kto to mówi ... - odparł Hachi.
-
Bro ale śniadaniem to bym nie pogardził... - dopowiedział Otachi.
-
Śniadanko to dobra sprawa! - wtrąciła radośnie i entuzjastycznie
Kiazu.
-
Taaa... zwłaszcza, że zbliża się pora obiadu! - dodał oburzony
kapitan.
-
Wiecie ... bo ja zrobiłam wczoraj wieczorem kanapki na drogę ... -
wtrąciła nieśmiało Rina, wyjmując kilka sztuk kanapek z swojej
torby.
-
Super! - stwierdziła radośnie Kiazu, sięgając po zapakowane
kanapki.
-
Z czym są? - spytała dociekliwi Diuna.
-
A czy to ważne? Grunt, że mamy śniadanie. - dodał Hachi,
odbierając kanapki.
-
Z czymkolwiek by nie były to i tak je zjem. - dopowiedział radośnie
Otachi, szukając czegoś dla siebie.
-
Mamy się najeść kilkoma marnymi i nędznymi kanapkami? ...
Przecież to nawet nie starczy dla wszystkich! - marudził Uamuzi.
-
Myślę, że starczy ... zrobiłam ich sporo ... - odpowiedziała
przyjaźnie Rina z uśmiechem, wręczając kanapki kapitanowi i
zwiadowcy.
-
Dziękuję. - odparł odruchowo Skauti.
-
Dzięki .... - stwierdził chłodno Kurai, biorąc swoją porcję
kanapek.
-
Proszę. - odpowiedziała uśmiechnięta Rina.
-
W sumie ja też nie pogardzę ... - wtrąciła Diuna zabierając się
do jedzenia.
Tym
sposobem po paru chwilach wszyscy zajadali się już wspaniałymi
kanapkami i wędrowali dalej przez mroczny, tajemniczy, podziemny
tunel.
************
Szklany
balkon z widokiem na rozgwieżdżone, bezkresne kosmiczne niebo.
Książę Volaure zapatrzony w ten wspaniały i niewiarygodnie piękni
widok, pali papierosa i rozmyśla. W ten rozdzwonił się telefon
władcy.
-
Słucham?
-
Hej Volaure wiadomo coś?
- odezwał się przyjemny kobiecy głos.
-
Nie Ery jeszcze nic nie wiadomo ...
-
Dasz mi znać jak wyjdą?
-
Martwisz się o Kiazu? ... Tak jasne, że dam znać ...
-
Dzięki będę bardzo wdzięczna ...
-
A jak tam Twój mąż? Dobrze Cię traktuje czy mam sobie z nim
pogadać?
-
Dobrze mnie traktuje, w końcu jestem jego najcenniejszym skarbem,
chociaż głośno się do tego nie przyzna... i choć ciężko w to
uwierzyć to obdarza mnie miłością ...
-
To bardzo dobrze... Hehehe ... swoją drogą mam nadzieję, że nie
jesteś zazdrosna o Rinę?
-
Nie no coś Ty ... nie mam powodów ... Już pomijając fakt, że
oboje jesteśmy kubami i skoro jesteśmy razem to akceptujemy swoje
zabawy z innymi .... to ta wredota bardzo ją lubi i jest dla niego
ważna, ale to ja jestem na pierwszym miejscu i ona tego nie
zmieni... W sumie cieszę się, że ona się z nim przyjaźni bo uczy
go dbania nie tylko o swoją dupę ... ale i troszczenia się o kogoś
jeszcze ... Ja jestem równie twarda jak on i nie potrafię go
nauczyć troski o drugą osobę a ona robi to doskonale...
-Hehehe
... Co racja to racja ... - odparł Volaure z uśmiechem, a następnie
dodał: - Szczerze to ja w życiu nie sądziłem, że ktoś będzie
wstanie do niego dotrzeć i się z nim zaprzyjaźnić.
-
Prawda? Ja też nie, przecież jego nie da się lubić....
-
Powiedziała jego żona ...
-
Oj cicho ... dobrze wiesz, jak to między nami jest ...
-
No wiem wiem ... droczę się ...
-
Dzięki za rozluźnienie, czekam na wieści o Kiazu ...
-
Cała przyjemność po mojej stronie... pewnie jak tylko coś będę
wiedział to zadzwonię ...
-
Dziękuję ...
************
Półmroczny,
zielony półokrągły tunel wreszcie znalazł swoje ujście ciemnym
korytarzu, w którym jedynym źródłem światła są jaskrawe
świetliki Diuny. Dzięki nim widać jak wygląda pomieszczenie. Jest
to obskurny i obdrapany korytarz,w którym na podłodze znajdują się
resztki pomarańczowo-czerwonych kafelków, a na ścianach resztki
białej i zielonej farby. Po prawo od wejścia wydać drewnianą,
paskudną ramę drzwi z wybitą częścią szyb. Ten konkretny
mroczny korytarz nie posiada okien i wygląda tak straszliwie, że
budził lęk i nie dowierzanie.
-
Co za paskudne miejsce... - stwierdziła Diuna.
-
Matko mam ciarki ... - stwierdził przestraszony Skauti.
-
Sądzicie, że to ten szpital? - spytał Hachi.
-
Tak. - odparł chłodno Kurai, pokazując na paskudną, zaniedbaną,
obdrapaną i porysowaną zieloną tablicę z biało-rdzawym napisem
"Szpitalna droga ewakuacyjna nr.4"
-
No to mamy odpowiedź. - dopowiedział Otachi.
-
No dobra to czas znaleźć pomieszczenie z "szczepionkami i
surowicami". - dodała radośnie Kiazu.
-
Fuj i ja mam się poruszać w takim paskudnym miejscu? To miejsce
jest nie godne obecności kapitana! - Narzekał Uamuzi.
-
Oj przestań, prędzej to ty nie jesteś godny aby stąpać po tym
obskurnym szpitalu. - odparła Diuna.
-
Nie pozwalaj sobie, ja jestem kapitanem a ty tylko pomiotłem!-
odparł kapitan.
-
Uamuzi, zamknij się już ... - wtrącił chłodno i stanowczo Kurai.
W
ten kapitan nie chętnie zamilkł i grzecznie podążał za grupą,
jednocześnie mierząc pozostałych przeszywającym, chłodnym
wzrokiem.
-
Dobra teraz jak my u mamy znaleźć to czego szukamy? - spytała
Diuna.
-
Skoro zachowały się oznaczenia ewakuacyjne przerwały to jest duża
szansa, że jakieś plany czy rozkład pomieszczeń, również się
zachowały. - stwierdził chłodno Kurai.
-
Ja myślę, że po pierwsze powinniśmy poszukać tego kto wzywa
pomocy. - wtrącił obrażony kapitan.
-
Nie, po pierwsze surowica. - odpowiedział chłodno elektryczny
neczanin.
-
O zobaczcie plan szpitala. - wtrącił radośnie Otachi stojący przy
ogromnej poszarzałej tablicy.
-
Hmmm.... my jesteśmy na poziomie -1 ... - odparł Hachi.
-
Hmm... wychodzi na to, że pomieszczenie z lodówkami i surowicami
znajduje się na drugim piętrze ... - dodała Diuna uważnie
oglądając plany i pokazując na jedno z pomieszczeń.
-
Trafne oko - pochwaliła radośnie Kiazu, a następnie dodała: - To
czas dostać się na górę!
-
Kiazu, nie tak narwanie tu może roić się od Pisaca, więc musimy
zachować najwyższa czujność i gotowość na wszystko. - odparł
chłodno Kurai.
-
Jasna sprawa! - odparła energicznie Kiazu.
- Jesteście rąbnięci... - wtrącił pod nosem kapitan, a następnie dodał w myślach: - Bez łączności jesteście nikim, ja mam jeszcze pokaże, że to ja jestem kapitanem...i należy mi się szacunek ... a sam król się Wami zajmie i słono zapłacicie za moje zdetronizowanie...
- Jesteście rąbnięci... - wtrącił pod nosem kapitan, a następnie dodał w myślach: - Bez łączności jesteście nikim, ja mam jeszcze pokaże, że to ja jestem kapitanem...i należy mi się szacunek ... a sam król się Wami zajmie i słono zapłacicie za moje zdetronizowanie...
************
Po
długich paru, raczej parunastu minutach, podążając przez
zniszczone, opuszczone i przepełnione mrokiem pomieszczenia nasi
bohaterowie dotarli do dużego chłodnego pokoju, w którym znajduje
się kilka białych zdezelowanych szafek (w tym kilka ma nawet urwane
drzwiczki) duże, zielone, obdrapane i pobrudzone łóżko, które
wygląda jakby za chwile miało się rozpaść, oraz dwie ogromne,
szare, matowe i obdrapane lodówki. Do tego okropnego i
przerażającego pomieszczenia pierwszy wszedł bardzo zniesmaczony
kapitan, a zanim spokojnie weszła reszta oddziału.
-
Czy tu wszystko może być brudne i paskudne? Jak śmiecie w ogóle
prowadzić mnie w takie okropne miejsca! Ja jestem kapitanem a nie
byle śmieciarzem! - narzekał oburzony Uamuzi.
-
Ojej Primadonna boi się kurzu ... no straszne ... - odparła Kiazu,
przewracając oczami.
-
Uamuzi, jesteś gorszy niż modelka ... i nie jeden bogacz ... -
dodała złośliwie Diuna.
-
Bo mam do tego prawo! Jestem bromiańskim oficerem! - odparł
oburzony kapitan.
-
Eh ... weź już przestań ... bo wnerwiasz mnie jak nie wiem ... -
stwierdziła Kiazu.
-
Ty wypierdku nie pozwalaj sobie! - odpowiedział stanowczo Uamuzi.
-
Wymienicie swoje poglądu później, a teraz zajmijcie się szukaniem
surowicy. - wtrącił chłodno i stanowczo Kurai.
-
No dobra ... - odparła Kiazu zabierając się do szukania.
-
Jak sobie życzysz... - odparł złośliwie kapitan i z wrednym
uśmiechem, szybkim i stanowczym ruchem, gwałtownie otworzył jedna
z szarych lodówek.
W
tym momencie cała zawartość lodówki z ogromnym hukiem wylądowała
na ziemi. Większość bezbarwnych fiolek rozbiła się na białych,
zniszczonych kafelkach, a cała ich zawartość lepka i płynna
zawartość rozlała się.
-
O nie ... - stwierdził zawiedziony Skauti.
-
No to po surowicy, więc wychodzi na to, że będziecie musieli mnie
chronić nawet za cenę waszego marnego życia. - stwierdził dumnie
kapitan, wyśmiewając się pod nosem.
-
Świetnie ... normalnie brawo, panie niezdaro. - odparła
niezadowolona Diuna.
-
HA HA! Teraz nie macie wyboru musicie mnie słuchać! - napawał się
kapitan.
-
Tak jasne ... zawijam kiece i lecę aby ciebie słuchać ... - odparł
Kiazu.
-
Co powiedziałaś!? - odpowiedział oburzony Uamuzi.
-
To co słyszałeś! - odparła Kiazu.
-
Nie słyszałeś? Powiedziała, że ma cię gdzieś ... - dodała
Diuna.
-
Już mówiłem abyście swoje interesy załatwili później... teraz
szukamy surowicy i nie zajmujcie się teraz głupotami ... - wtrącił
chłodno, a wręcz ozięble Kurai, przeszukując szafki.
-Ale
Kurai ... kapitan zniszczył nam surowicę ... - wtrącił
zaniepokojony Skauti.
-Spoko
Ziom, ja tam zajrzałem zanim zrobił to kapitan. - odparł Otachi.
-
Ja za to zajrzałem do drugiej, w obu nie było tego czego szukamy. -
dodał Hachi.
-
Zaraz, przecież właśnie rozbiłem surowice.... - odparł
zaskoczony Uamuzi.
-
Nie Ziom nie rozbiłeś,gdyby tak było to nie bylibyśmy tacy
spokojni.... - odparł Hachi.
-
Stary tam były tylko jakieś szczepionki i inne leki ... ale
surowicy tam nie było ... - dodał Otachi.
-
Kłamiecie! Przecież one miały być w lodówce! - oburzał się
kapitan.
-
Eh ... tak miały być ... ale nie było mowy, że akurat w tej ... -
stwierdziła spokojnie Diuna.
-
Ale... ale ...
-
Nie ma "Ale" ....- wtrącił chłodno elektryczny neczanin.
W
tym momencie cały odział powrócił do uważnego przeszukiwania
starego pomieszczenia. Skauti unika kontaktu z kapitanem, do tego
stopnia, ze bardziej uważa na kapitana niż na to co się wokół
niego dzieje. Nagle Bromiański zwiadowca potknął się i upadając
złapał się poszarzałej zasłonki, która nieznacznie przysłaniała
okno. Nie minęła nawet chwila jak Skauti wylądował, wraz z
kinkietem z hukiem wylądował na ziemi.
-
Skauti, w porządku? - stwierdziła odruchowo Rina.
-
Spoko... żyję ... - odpowiedział oszołomiony Skauti podnosząc
się.
-
Łamaga i do tego jeszcze zwiadowca! - wtrącił Uamuzi, wyśmiewając
się.
-
Powiedział słoń w składzie porcelany ... - odparł Hachi.
-
Ha ha ha ... za cienki w uszach jesteś aby dorównać mojej
wspaniałości.. - odpowiedział dumnie kapitan.
-
Taaa ...wmawiaj sobie tak dalej ... - odpowiedział Hachi.
-
Ej ... zobaczcie za zasłonką były drzwi. - wtrącił zaskoczony
Otachi.
-
Ciekawe co tam jest? - spytał dociekliwie Skauti.
-
Pewnie nic ... albo jakiś schowek na rupiecie ... - opowiedziała
Diuna.
-
Zaraz się przekonamy co tam jest ... - dodał z uśmiechem Otachi,
jednocześnie bez trudu otwierając spróchniałe drzwi.
W
ten oczom wszystkich pojawiło się, spowite mroczną ciemnością
pomieszczenie, od którego biło przenikliwym chłodem i nieznośnym
zapachem starości.
************
W wysokiej sali tronowej, wśród wodospadów lawy, na złotym tronie zasiada jednym starszy mężczyzna, którego pokrytą zmarszczkami twarz zdobi wspaniała i zadbana, biała, szpiczasta broda i cienkie, długie wąsy, które sięgają, aż do jego klatki piersiowej i idealnie pasuje do jego klasycznego, a zarazem dostojnego, intensywnie czerwonego kimona, szczenie zakrywającego stosunkowo blade ciało. Dodatkowo ma on poważne, bladoniebieskie oczy, które przepełnione są chłodem i doświadczeniem, i wydają się być bardzo stanowcze i surowe. Całości dopełnia jego wysokie, pomarszczone czoło i dostojny, biały kok, a sam mężczyzna wydaje się być silny, rozważny i młody duchem. Od tego władcy wręcz bije determinacja i potęga.
-
Damu! - stwierdził stanowczo władca popijając krwisto czerwone
wino.
W
tym momencie do sali tronowej wszedł główny generał Desteoms.
Jest to młody, poważny, dobrze zbudowany, mężczyzna, o krótkich
i zadbanych ciemnofioletowych włosach i poważne żółte oczy. Jego
nienaganny generalski mundur, w skład którego wchodzi dopasowana,
purpurowa marynarka, na długi rękaw, z wysokim kołnierzem i
zapinana z boku, o złotych zdobieniach i guzikach oraz czarne
jeansowe spodnie i wysokie czarne wojskowe buty,
jest niebywale dobrze zadbany i godny podziwu.
-
Tak Panie? - odezwał się pokornie przybysz.
-
Powiedz, mi jak idą przygotowania do naszego planu?
-
Świetnie Panie, niebawem będziemy gotowi.
-
Dobrze, w razie co przyda się dobry argument.
-
Z całym szacunkiem Panie, czy to nie jest zbyt straszliwy argument?
-
Damu, czyżbyś robił się miękki? Przecież nie tego Cię uczyłem!
-
Nie Panie, skądże znowu ...
-
Jednak targają Tobą wątpliwości, to nie dobrze. - stwierdził
poważnie władca, a następnie w mgnieniu oka Chifuin pojawił się
przy swoim generale, złapał go za gardło i w bijając mocne
paznokcie w skórę Damu, trzymał go nad jeziorem pełnym gorącej i
majestatycznej lawy.
-
Damu, chyba zapomniałeś, że mimo swojego wieku to ja jestem
potęgą! - stwierdził groźnie Ambasador.
-
Nie ... nie... nie zapomniałem Panie ... - odparł z trudem generał.
-
Damu, albo pozbędziesz się swoich wątpliwości i będziesz mi
bezwzględnie wierny, albo zginiesz w mojej matczynej lawie!
-
Oczy...oczywiście Panie! - odparł pokornie, bez zastanowienia i
automatycznie podwładny.
-
Ależ oczywiście Damu. - odparł chłodno władca, a następnie
zakrywając lewą dłonią przestraszone oczy generała powiedział:
- Jednak ja nie mogę sobie pozwolić na niesubordynację.
W
tym momencie Ambasador, jak i jego podwładny zostali otoczeni
czarno-fioletowym, mrocznym smogiem, który nieopanowanie panoszył
się po całej komnacie. Nagle cienista mgła zgęstniała i zmieniła
się w zbyty dym, który do cna został wchłonięty przez ciało
generała.
-
BUAHAHAHAHAHAHA.... - zaśmiał się demonicznie i złowrogo władca,
a następnie odstawiając podwładnego na podłogę powiedział: -
Powstań mój drogi i wierny Damu! Powstań i niezachwianie chroń
moją potęgę!