poniedziałek, 18 maja 2015

Epizod 166



"Opuszczony szpital"


Półmroczny, spowity delikatnym zielonym światłem, okrągły tunel, który po mimo swej tajemniczości i zaokrąglonego kształtu, przypomina typowy szyb do kopalni. Ciemne skały, piaszczysta ziemia i drewniane pale wkomponowane w ściany tunelu nadają mu jednocześnie niezwykłego klimatu. który z jednej strony jest chłodny, przepełniony niepokojem i strachem, a z drugiej strony jest przyjemny, majestatyczny i nieobliczalny. Pełny neczańsko-bromiański oddział stanowczym i szybkim krokiem przemierza nieznany teren, jednocześnie dość niespokojnie rozmawiając.
- Jak sądzicie gdzie dojdziemy tym tunelem? - spytał dociekliwie Skauti.
- Zobaczymy ... chociaż ja myślę, że w jakąś wyszukaną pułapkę. - odpowiedziała Diuna.
- Nie rozumiem jak możecie, aż tak ufać niepotwierdzonym informacją od wroga. - narzekał Kapitan.
- Hmm... nawet jak mu nie ufamy - odpowiedział Hachi.
- To w końcu ktoś musi sprawdzić tę informację ... - dodał Otachi.
- W brew pozorom jesteśmy bardzo ciekawscy. - dopowiedziała Diuna.
- Słuchajcie, nasze urządzenia pokazują, że powoli zbliżacie się do źródła sygnału SOS - wtrącił stanowczo generał.
- Szanowny generale oczywiście, że to sprawdzimy! Dopilnuje tego! -odpowiedział bromiański kapitan.
W tym momencie w słuchawkach zapanowała przenikliwa cisza, która po chwili przerodziła się w nieznośne szeleszczenie.
- Co jest? - Spytała dociekliwie Diuna.
- Coś chyba zakłóca nasz sygnał ... - odpowiedział niepewnie Skauti.
- Tłumoku to mogła by zrobić jedynie antena nadawcza, a tych tutaj nie ma, więc pewnie Szanowny generał zaakceptował moją decyzję i nie ma nam nic więcej do powiedzenia. - odparł Uamuzi.
W ten odział usłyszał w słuchawkach, głośną, nieznacznie zniekształconą wiadomość:
 - Jestem Szeptunem, który wpadł do podziemnej jaskini. Złamałem nogę i oczekuję na pomoc, żadnego żołnierza nie widziałem. …Która jak zapętlona wkoło rozbrzmiewała w słuchawkach i bezlitośnie opanowała całą łączność.
- Zajebiście chyba łączność nam siadła ... - stwierdził Hachi.
- Ona chyba działa, tylko zachowuje się jakby zmieniła częstotliwość. - stwierdził Skauti.
- Nie gadaj bzdur, to na pewno sprawka tamtego głupiego kundla! On musiał nam zniszczyć łączność! - odparł Uamuzi.
W między czasie Kurai, z rękami w kieszeniach cofnął się, a następnie stanowczo powiedział:
- Generale wszystko jest w porządku. - a następnie dodał: - Łączność działa.
Na te słowa wszyscy z niedowierzaniem cofnęli się do elenktycznego reczanina i wtedy okazało się, że łączność rzeczywiście działa.
- Czemu wyłączyliście łączność? - spytał Rudy.
- Nie wyłączyliśmy to to miejsce! - odpowiedziała Kiazu.
- My słyszeliśmy w słuchawkach wezwanie szeptuna. - dodała Diuna.
- Najwidoczniej mamy tu do czynienia z nakładaniem się fal, a droga przed Wami jest punktem gdzie fala sygnału SOS, ma rosnące natężenie fali oraz pozornie wyższą częstotliwość co wpływa na poprawne działanie sprzętu. - odparł spokojnie generał po chwili namysłu.
- Że co? - spytał Kapitan.
- Wezwanie sos zakłóca działanie naszego sprzętu. - odparła Diuna.
- Kurcze, wychodzi na to że na czas nie określony możemy stracić łączność... - stwierdził neczański generał nie przejmując się rozmową t tle.
- Bardzo możliwe. - odparł chłodno Kurai.
- Kurna no ... upierdliwe... dobra idźcie dalej, odezwijcie się do mnie jak tylko przejdziecie przez falę wiadomości tego "Szeptuna"... - odpowiedział poddenerwowany neczański generał, a następnie dodał: - Tym czasem my będziemy działać nad wzmocnieniem naszych fal ... aha i uważajcie na siebie
- Spoko Ru.... generale będzie git i nic nam nie będzie, damy radę - wtrąciła energicznie i entuzjastycznie Kiazu.
- Jednak nade wszystko upominam Was uważajcie na siebie - odparł Generał po chwili zastanowienia.
- Luz generale, nie martw się. - dopowiedział Otachi wchodzą w strefę działania wezwania sos.
- Damy rade, a jak nie to przynajmniej misja się powiedzie - dodał Hachi podążając za bratem.
- W tej chwili liczy się powodzenie misji, a my damy z siebie wszystko i nie martw się o nas przeżyjemy. - dopowiedziała Kiazu z uśmiechem i udając się za braćmi.
W tym momencie delikatnie obrażony kapitan z nieznacznym i wrednym uśmiechem udał się za neczanami. Tuż za nim udał się delikatnie wystraszony Skauti oraz stosunkowo wyluzowana Diuna.

Nagle Rina złapała Kurai'a za jego prawy nadgarstek i tym samym powstrzymała go od pójścia dalej. Po chwili elektryczny neczanin odwrócił się, a speszona dziewczyna pokazała mu ekran swojego telefonu. Kurai uważnie przyjrzał się ekranowi, a następnie po dłuższej chwili ciszy i bez słowa udał się do strefy, w której króluje wezwanie szeptuna, a delikatnie speszona Rina z przyjaznym uśmiechem poszła za nim.


************

- Witam Generale, czy możesz mi powiedzieć jak się sprawy mają?
- Oczywiście Ambasadorze, oddział specjalny od ponad dwóch godzin jest w strefie w której nie mam z nimi kontaktu.
- To nie najlepsze wieści, mamy jakąś pewność, że jeszcze żyją?
- Niestety, nie mam żadnego zapewnienia, że żyją, jednak intuicja mi podpowiada, że jeszcze żyją...
- Niebawem przekonamy się jak bardzo można zaufać Twojej intuicji generale. Tym czasem mam dla Ciebie pewne informacje rytuał, który odprawia Dae Cheetah dobiega do końca i dostałem nawet informację, że w przeciągu 48-52 godzin dobiegnie on do końca..
- Aj, czyli mój oddział ma maksymalnie 52 godziny aby opuścić podziemia?
- Dokładnie generale.
- Zrozumiałem, chociaż to nie są komfortowe wieści.
- Zdaję sobie z tego sprawę, jednak od samego początku ta misja była ryzykowna, swoją drogą Generale co z oddziałem medycznym?
- Zekereński oddział medyczny, gotowy do działania stacjonuje w naszym obozie i czeka na dalsze rozkazy.
- Doskonale. Mają przy sobie wzmocnioną surowicę?
- Owszem, mają przy sobie surowicę z czasów kiedy Pisaca panowały w świetle dziennym.
- To bardzo dobre wieści.
- Ambasadorze racz mi wybaczyć, ale muszę już kończyć.
- Rozumiem generale. - odparł Ankara rozłączając się.
- Heh ... - westchnął generał wstając z swojego stanowiska nasłuchowego, udał się do wyjścia do namiotu, uchylił je, a następnie głośno powiedział: Amis, Moyoshi do mnie!
Po paru chwilach do generalskiego namiotu wparowali obydwaj kapitanowie, a Rudy od razu stanowczym tonem przekazał swoje rozkazy:
- Moyoshi, każ gościom z Zekeren natychmiast ruszać pod wrota do piekła.
- Tak jest! - stwierdził posłusznie Moyoshi.
- Aha i pamiętaj o racjach żywnościowych dla nich.
- Wedle rozkazu! - odparł Moyoshi wychodząc.
- A co ze mną? - dopytywał się Amis.
- Amis od Ciebie chce raportów z naszych pozostałych dwóch obozów, oraz tego co dzieje się na froncie.
- To tak drugi obóz odpiera regularne ataki wroga, zresztą jak kilka innych obozów tamtych okolicach....
- Przydało by się połączyć obozy wtedy ich defensywa, na pewno zyska na sile, dowiedz się kto tam dowodzi i zorganizuj mi wideo rozmowę.
- Tak jest!
- Aha jak tam sprawy łączności?
- Tragicznie nie jesteśmy wstanie przebić fali tego nagrania....
- Zajebiście ... kurcze zajebiście ...

************

- Oszaleć można z tym wezwaniem o pomoc ... - Narzekał Uamuzi, maszerując przez tunel.
- Nie żeby nasza łączność była wyłączona ... - odparła Kiazu.
- Fala tego nagrania, musi być tak silna, że działa nawet na wyłączone urządzenia ... pierwszy raz coś takiego widzę. - odparł z niedowierzaniem Skauti.
- Piękny dzień ... nie ma co ... zbieranie obozu w trybie natychmiastowym ... brak śniadania ... i jeszcze ten narzekający kapitan ... no cudo ... bez kitu ... dodała Diuna przewracając oczami.
- I kto to mówi ... - odparł Hachi.
- Bro ale śniadaniem to bym nie pogardził... - dopowiedział Otachi.
- Śniadanko to dobra sprawa! - wtrąciła radośnie i entuzjastycznie Kiazu.
- Taaa... zwłaszcza, że zbliża się pora obiadu! - dodał oburzony kapitan.
- Wiecie ... bo ja zrobiłam wczoraj wieczorem kanapki na drogę ... - wtrąciła nieśmiało Rina, wyjmując kilka sztuk kanapek z swojej torby.
- Super! - stwierdziła radośnie Kiazu, sięgając po zapakowane kanapki.
- Z czym są? - spytała dociekliwi Diuna.
- A czy to ważne? Grunt, że mamy śniadanie. - dodał Hachi, odbierając kanapki.
- Z czymkolwiek by nie były to i tak je zjem. - dopowiedział radośnie Otachi, szukając czegoś dla siebie.
- Mamy się najeść kilkoma marnymi i nędznymi kanapkami? ... Przecież to nawet nie starczy dla wszystkich! - marudził Uamuzi.
- Myślę, że starczy ... zrobiłam ich sporo ... - odpowiedziała przyjaźnie Rina z uśmiechem, wręczając kanapki kapitanowi i zwiadowcy.
- Dziękuję. - odparł odruchowo Skauti.
- Dzięki .... - stwierdził chłodno Kurai, biorąc swoją porcję kanapek.
- Proszę. - odpowiedziała uśmiechnięta Rina.
- W sumie ja też nie pogardzę ... - wtrąciła Diuna zabierając się do jedzenia.
Tym sposobem po paru chwilach wszyscy zajadali się już wspaniałymi kanapkami i wędrowali dalej przez mroczny, tajemniczy, podziemny tunel.

************

Szklany balkon z widokiem na rozgwieżdżone, bezkresne kosmiczne niebo. Książę Volaure zapatrzony w ten wspaniały i niewiarygodnie piękni widok, pali papierosa i rozmyśla. W ten rozdzwonił się telefon władcy.
- Słucham?
- Hej Volaure wiadomo coś? - odezwał się przyjemny kobiecy głos.
- Nie Ery jeszcze nic nie wiadomo ...
- Dasz mi znać jak wyjdą?
- Martwisz się o Kiazu? ... Tak jasne, że dam znać ...
- Dzięki będę bardzo wdzięczna ...
- A jak tam Twój mąż? Dobrze Cię traktuje czy mam sobie z nim pogadać?
- Dobrze mnie traktuje, w końcu jestem jego najcenniejszym skarbem, chociaż głośno się do tego nie przyzna... i choć ciężko w to uwierzyć to obdarza mnie miłością ...
- To bardzo dobrze... Hehehe ... swoją drogą mam nadzieję, że nie jesteś zazdrosna o Rinę?
- Nie no coś Ty ... nie mam powodów ... Już pomijając fakt, że oboje jesteśmy kubami i skoro jesteśmy razem to akceptujemy swoje zabawy z innymi .... to ta wredota bardzo ją lubi i jest dla niego ważna, ale to ja jestem na pierwszym miejscu i ona tego nie zmieni... W sumie cieszę się, że ona się z nim przyjaźni bo uczy go dbania nie tylko o swoją dupę ... ale i troszczenia się o kogoś jeszcze ... Ja jestem równie twarda jak on i nie potrafię go nauczyć troski o drugą osobę a ona robi to doskonale...
-Hehehe ... Co racja to racja ... - odparł Volaure z uśmiechem, a następnie dodał: - Szczerze to ja w życiu nie sądziłem, że ktoś będzie wstanie do niego dotrzeć i się z nim zaprzyjaźnić.
- Prawda? Ja też nie, przecież jego nie da się lubić....
- Powiedziała jego żona ...
- Oj cicho ... dobrze wiesz, jak to między nami jest ...
- No wiem wiem ... droczę się ...
- Dzięki za rozluźnienie, czekam na wieści o Kiazu ...
- Cała przyjemność po mojej stronie... pewnie jak tylko coś będę wiedział to zadzwonię ...
- Dziękuję ...

************

Półmroczny, zielony półokrągły tunel wreszcie znalazł swoje ujście ciemnym korytarzu, w którym jedynym źródłem światła są jaskrawe świetliki Diuny. Dzięki nim widać jak wygląda pomieszczenie. Jest to obskurny i obdrapany korytarz,w którym na podłodze znajdują się resztki pomarańczowo-czerwonych kafelków, a na ścianach resztki białej i zielonej farby. Po prawo od wejścia wydać drewnianą, paskudną ramę drzwi z wybitą częścią szyb. Ten konkretny mroczny korytarz nie posiada okien i wygląda tak straszliwie, że budził lęk i nie dowierzanie.
- Co za paskudne miejsce... - stwierdziła Diuna.
- Matko mam ciarki ... - stwierdził przestraszony Skauti.
- Sądzicie, że to ten szpital? - spytał Hachi.
- Tak. - odparł chłodno Kurai, pokazując na paskudną, zaniedbaną, obdrapaną i porysowaną zieloną tablicę z biało-rdzawym napisem "Szpitalna droga ewakuacyjna nr.4"
- No to mamy odpowiedź. - dopowiedział Otachi.
- No dobra to czas znaleźć pomieszczenie z "szczepionkami i surowicami". - dodała radośnie Kiazu.
- Fuj i ja mam się poruszać w takim paskudnym miejscu? To miejsce jest nie godne obecności kapitana! - Narzekał Uamuzi.
- Oj przestań, prędzej to ty nie jesteś godny aby stąpać po tym obskurnym szpitalu. - odparła Diuna.
- Nie pozwalaj sobie, ja jestem kapitanem a ty tylko pomiotłem!- odparł kapitan.
- Uamuzi, zamknij się już ... - wtrącił chłodno i stanowczo Kurai.
W ten kapitan nie chętnie zamilkł i grzecznie podążał za grupą, jednocześnie mierząc pozostałych przeszywającym, chłodnym wzrokiem.
- Dobra teraz jak my u mamy znaleźć to czego szukamy? - spytała Diuna.
- Skoro zachowały się oznaczenia ewakuacyjne przerwały to jest duża szansa, że jakieś plany czy rozkład pomieszczeń, również się zachowały. - stwierdził chłodno Kurai.
- Ja myślę, że po pierwsze powinniśmy poszukać tego kto wzywa pomocy. - wtrącił obrażony kapitan.
- Nie, po pierwsze surowica. - odpowiedział chłodno elektryczny neczanin.
- O zobaczcie plan szpitala. - wtrącił radośnie Otachi stojący przy ogromnej poszarzałej tablicy.
- Hmmm.... my jesteśmy na poziomie -1 ... - odparł Hachi.
- Hmm... wychodzi na to, że pomieszczenie z lodówkami i surowicami znajduje się na drugim piętrze ... - dodała Diuna uważnie oglądając plany i pokazując na jedno z pomieszczeń.
- Trafne oko - pochwaliła radośnie Kiazu, a następnie dodała: - To czas dostać się na górę!
- Kiazu, nie tak narwanie tu może roić się od Pisaca, więc musimy zachować najwyższa czujność i gotowość na wszystko. - odparł chłodno Kurai.

- Jasna sprawa! - odparła energicznie Kiazu.
- Jesteście rąbnięci... - wtrącił pod nosem kapitan, a następnie dodał w myślach: - Bez łączności jesteście nikim, ja mam jeszcze pokaże, że to ja jestem kapitanem...i należy mi się szacunek ... a sam król się Wami zajmie i słono zapłacicie za moje zdetronizowanie...


************

Po długich paru, raczej parunastu minutach, podążając przez zniszczone, opuszczone i przepełnione mrokiem pomieszczenia nasi bohaterowie dotarli do dużego chłodnego pokoju, w którym znajduje się kilka białych zdezelowanych szafek (w tym kilka ma nawet urwane drzwiczki) duże, zielone, obdrapane i pobrudzone łóżko, które wygląda jakby za chwile miało się rozpaść, oraz dwie ogromne, szare, matowe i obdrapane lodówki. Do tego okropnego i przerażającego pomieszczenia pierwszy wszedł bardzo zniesmaczony kapitan, a zanim spokojnie weszła reszta oddziału.
- Czy tu wszystko może być brudne i paskudne? Jak śmiecie w ogóle prowadzić mnie w takie okropne miejsca! Ja jestem kapitanem a nie byle śmieciarzem! - narzekał oburzony Uamuzi.
- Ojej Primadonna boi się kurzu ... no straszne ... - odparła Kiazu, przewracając oczami.
- Uamuzi, jesteś gorszy niż modelka ... i nie jeden bogacz ... - dodała złośliwie Diuna.
- Bo mam do tego prawo! Jestem bromiańskim oficerem! - odparł oburzony kapitan.
- Eh ... weź już przestań ... bo wnerwiasz mnie jak nie wiem ... - stwierdziła Kiazu.
- Ty wypierdku nie pozwalaj sobie! - odpowiedział stanowczo Uamuzi.
- Wymienicie swoje poglądu później, a teraz zajmijcie się szukaniem surowicy. - wtrącił chłodno i stanowczo Kurai.
- No dobra ... - odparła Kiazu zabierając się do szukania.
- Jak sobie życzysz... - odparł złośliwie kapitan i z wrednym uśmiechem, szybkim i stanowczym ruchem, gwałtownie otworzył jedna z szarych lodówek.
W tym momencie cała zawartość lodówki z ogromnym hukiem wylądowała na ziemi. Większość bezbarwnych fiolek rozbiła się na białych, zniszczonych kafelkach, a cała ich zawartość lepka i płynna zawartość rozlała się.
- O nie ... - stwierdził zawiedziony Skauti.
- No to po surowicy, więc wychodzi na to, że będziecie musieli mnie chronić nawet za cenę waszego marnego życia. - stwierdził dumnie kapitan, wyśmiewając się pod nosem.
- Świetnie ... normalnie brawo, panie niezdaro. - odparła niezadowolona Diuna.
- HA HA! Teraz nie macie wyboru musicie mnie słuchać! - napawał się kapitan.
- Tak jasne ... zawijam kiece i lecę aby ciebie słuchać ... - odparł Kiazu.
- Co powiedziałaś!? - odpowiedział oburzony Uamuzi.
- To co słyszałeś! - odparła Kiazu.
- Nie słyszałeś? Powiedziała, że ma cię gdzieś ... - dodała Diuna.
- Już mówiłem abyście swoje interesy załatwili później... teraz szukamy surowicy i nie zajmujcie się teraz głupotami ... - wtrącił chłodno, a wręcz ozięble Kurai, przeszukując szafki.
-Ale Kurai ... kapitan zniszczył nam surowicę ... - wtrącił zaniepokojony Skauti.
-Spoko Ziom, ja tam zajrzałem zanim zrobił to kapitan. - odparł Otachi.
- Ja za to zajrzałem do drugiej, w obu nie było tego czego szukamy. - dodał Hachi.
- Zaraz, przecież właśnie rozbiłem surowice.... - odparł zaskoczony Uamuzi.
- Nie Ziom nie rozbiłeś,gdyby tak było to nie bylibyśmy tacy spokojni.... - odparł Hachi.
- Stary tam były tylko jakieś szczepionki i inne leki ... ale surowicy tam nie było ... - dodał Otachi.
- Kłamiecie! Przecież one miały być w lodówce! - oburzał się kapitan.
- Eh ... tak miały być ... ale nie było mowy, że akurat w tej ... - stwierdziła spokojnie Diuna.
- Ale... ale ...
- Nie ma "Ale" ....- wtrącił chłodno elektryczny neczanin.
W tym momencie cały odział powrócił do uważnego przeszukiwania starego pomieszczenia. Skauti unika kontaktu z kapitanem, do tego stopnia, ze bardziej uważa na kapitana niż na to co się wokół niego dzieje. Nagle Bromiański zwiadowca potknął się i upadając złapał się poszarzałej zasłonki, która nieznacznie przysłaniała okno. Nie minęła nawet chwila jak Skauti wylądował, wraz z kinkietem z hukiem wylądował na ziemi.
- Skauti, w porządku? - stwierdziła odruchowo Rina.
- Spoko... żyję ... - odpowiedział oszołomiony Skauti podnosząc się.
- Łamaga i do tego jeszcze zwiadowca! - wtrącił Uamuzi, wyśmiewając się.
- Powiedział słoń w składzie porcelany ... - odparł Hachi.
- Ha ha ha ... za cienki w uszach jesteś aby dorównać mojej wspaniałości.. - odpowiedział dumnie kapitan.
- Taaa ...wmawiaj sobie tak dalej ... - odpowiedział Hachi.
- Ej ... zobaczcie za zasłonką były drzwi. - wtrącił zaskoczony Otachi.
- Ciekawe co tam jest? - spytał dociekliwie Skauti.
- Pewnie nic ... albo jakiś schowek na rupiecie ... - opowiedziała Diuna.
- Zaraz się przekonamy co tam jest ... - dodał z uśmiechem Otachi, jednocześnie bez trudu otwierając spróchniałe drzwi.
W ten oczom wszystkich pojawiło się, spowite mroczną ciemnością pomieszczenie, od którego biło przenikliwym chłodem i nieznośnym zapachem starości.


************

W wysokiej sali tronowej, wśród wodospadów lawy, na złotym tronie zasiada jednym starszy mężczyzna, którego pokrytą zmarszczkami twarz zdobi wspaniała i zadbana, biała, szpiczasta broda i cienkie, długie wąsy, które sięgają, aż do jego klatki piersiowej i idealnie pasuje do jego klasycznego, a zarazem dostojnego, intensywnie czerwonego kimona, szczenie zakrywającego stosunkowo blade ciało. Dodatkowo ma on poważne, bladoniebieskie oczy, które przepełnione są chłodem i doświadczeniem, i wydają się być bardzo stanowcze i surowe. Całości dopełnia jego wysokie, pomarszczone czoło i dostojny, biały kok, a sam mężczyzna wydaje się być silny, rozważny i młody duchem. Od tego władcy wręcz bije determinacja i potęga.
- Damu! - stwierdził stanowczo władca popijając krwisto czerwone wino.
W tym momencie do sali tronowej wszedł główny generał Desteoms. Jest to młody, poważny, dobrze zbudowany, mężczyzna, o krótkich i zadbanych ciemnofioletowych włosach i poważne żółte oczy. Jego nienaganny generalski mundur, w skład którego wchodzi dopasowana, purpurowa marynarka, na długi rękaw, z wysokim kołnierzem i zapinana z boku, o złotych zdobieniach i guzikach oraz czarne jeansowe spodnie i wysokie czarne wojskowe buty, jest niebywale dobrze zadbany i godny podziwu.
- Tak Panie? - odezwał się pokornie przybysz.
- Powiedz, mi jak idą przygotowania do naszego planu?
- Świetnie Panie, niebawem będziemy gotowi.
- Dobrze, w razie co przyda się dobry argument.
- Z całym szacunkiem Panie, czy to nie jest zbyt straszliwy argument?
- Damu, czyżbyś robił się miękki? Przecież nie tego Cię uczyłem!
- Nie Panie, skądże znowu ...
- Jednak targają Tobą wątpliwości, to nie dobrze. - stwierdził poważnie władca, a następnie w mgnieniu oka Chifuin pojawił się przy swoim generale, złapał go za gardło i w bijając mocne paznokcie w skórę Damu, trzymał go nad jeziorem pełnym gorącej i majestatycznej lawy.
- Damu, chyba zapomniałeś, że mimo swojego wieku to ja jestem potęgą! - stwierdził groźnie Ambasador.
- Nie ... nie... nie zapomniałem Panie ... - odparł z trudem generał.
- Damu, albo pozbędziesz się swoich wątpliwości i będziesz mi bezwzględnie wierny, albo zginiesz w mojej matczynej lawie!
- Oczy...oczywiście Panie! - odparł pokornie, bez zastanowienia i automatycznie podwładny.
- Ależ oczywiście Damu. - odparł chłodno władca, a następnie zakrywając lewą dłonią przestraszone oczy generała powiedział: - Jednak ja nie mogę sobie pozwolić na niesubordynację.
W tym momencie Ambasador, jak i jego podwładny zostali otoczeni czarno-fioletowym, mrocznym smogiem, który nieopanowanie panoszył się po całej komnacie. Nagle cienista mgła zgęstniała i zmieniła się w zbyty dym, który do cna został wchłonięty przez ciało generała.
- BUAHAHAHAHAHAHA.... - zaśmiał się demonicznie i złowrogo władca, a następnie odstawiając podwładnego na podłogę powiedział: - Powstań mój drogi i wierny Damu! Powstań i niezachwianie chroń moją potęgę!