niedziela, 24 stycznia 2016

Epizod 184


"Tajemnica męskiego obozu"


Niewielki, jasny pokój z aneksem kuchennym, w którym znajduje się łóżko, z rozwaloną pościelą, szafa, regał i wysoki blat łączący pokój z kuchnią. Po tej niewielkiej i sympatycznej komnacie, chodzi delikatnie podrapany młodzieniec o krótkich wiśniowych włosach z białymi kocówkami, oraz wspaniałymi, głębokimi liliowymi oczami. Młody mężczyzna ma w ręku jakiś zeszyt i ewidentnie czegoś się uczy. Nagle rozległa się głośna skoczna melodia w stylu contry, którą zresztą mieliśmy już okazję słyszeć przy występie starego kozła podczas "starcia odważnych". W ten młodzieniec wyjął z kieszeni swój telefon i przeczytał SMS. Z każdą sekunda jego czytania, na jego twarzy malował się coraz weselszy uśmiech, aż w końcu mężczyzna, rzucił zeszyt na łózko i pospiesznie wybiegł ze swojej komnaty.

************
Hachi, Otachi i Kurai przez dłuższą chwilę chodzili po obozie, oglądali wspólne prysznice i siłownię, aż w końcu trafili w okolice płonącego, iskrzącego się czerwono-żółto-pomarańczowego ogniska, gdzie zasiada obozowy kucharz.
- Ej Kurai! - krzyknął Chushin, machając lewą ręką i paląc papierosa.
- Ziom Ty go znasz? - spytał cicho Otachi.
- Powiedzmy. - odparł chłodno Kurai podchodząc do ogniska.
- Hehehe jutro przyrządzę Ci coś specjalnego. - stwierdził kucharz szczerząc kły.
- Posłuchaj, jestem nauczony szanować jedzenie, jednak nie chce być w Twojej skórze, jak uraczysz mnie kolejnym obrzydlistwem. - odpowiedział chłodno,a wręcz lodowato Kurai, przeszywając wojskowego stanowczym spojrzeniem.
Kucharz z trudem przełknął ślinę i prawie zakrztusił się dymem z własnego papierosa, a Hachi powiedział:
- Powiało chłodem ... eh ... Ziom lepiej weź to na poważnie ...
- O tak, Ziom to dobra rada. - dodał Otachi.
- Emmm.... - z trudem mamrotał kucharz, a następnie szybko zmienił temat: - chyba nie mieliśmy się okazji poznać ... Jestem Chushin, a Wy?
- Miło poznać Ziom, ja jestem Hachi a to mój Bro Otachi. - odpowiedział ziemny neczanin, z uśmiechem a następnie podał kucharzowi prawą dłoń.
- Kucharz ma wartę, a to ciekawe. - stwierdził Otachi.
- Nie mam warty, chwilowo zastępuję kolegę. - odparł beztrosko Chushin, a następnie dodał: - Tylko nie mówcie nic majorowi.
- Luz Ziom. - odparł Hachi.
- Mam wrażenie, że znacznie więcej ukrywacie przed majorem. - wtrącił chłodno i podejrzliwie Kurai.
- Hmmm... To zależy jak bardzo umiecie trzymać dziób na kłódkę? - odpowiedział intrygująco kucharz.
W tym momencie neczanie spojrzeli po sobie, a po dłuższej chwili milczenia, Hachi w końcu powiedział:
- Ziom bez problemowo.
- Dochowywanie tajemnic to moje drugie imię. - dodał Otachi.
- A On? - spytał Chushin.
- Kurai? Stary on to jak kamień w wodę. - odparł Otachi.
- Hmmm .... Dobra słuchajcie ...

************
Młodzieniec o krótkich wiśniowych włosach z białymi kocówkami, ubrany w niebieskie jeansy oraz granatowy T-shirt, szybko i radośnie biegnie przez białe korytarze Zekeren. Wygląda na to, że labirynt korytarzy, wspaniałej mechanicznej planety, która obecnie jest satelitą świata, nie stanowią dla niego wyzwania, gdyż młody mężczyzna doskonale wie dokąd zmierza. Po dłuższej chwili Bromiańczyk wparował do jednej z komnat, tam zobaczył księcia Volaure, który wśród kilku ludzi podpisuje jakieś, zapewne ważne dokumenty.
- Volaure! - stwierdził uradowany chłopak, podbiegając do władcy.
- Siemasz Skauti. - odparł radośnie książę, oddając ostatnie dokumenty.
- Cześć książę! - odpowiedział uśmiechnięty zwiadowca, stając w końcu przed obliczem Volaure, a następnie dodał: - I jak było?
- Daj spokój masakra.
Po chwili Bromiańczyk nieśmiało zbliżył się do księcia i dał mu delikatnego i niepewnego buziaka w policzek, po czym trzymając się lewą ręką za głowę, z lekkim zakłopotaniem powiedział:
- Wiesz no ... em ... tęskniłem.
- Hmm... na pewno? - spytał tajemniczo władca.
- Oczywiście, że tak! Tęskniłem jak za przyjacielem! - odparł pewnie bromiańczyk, z delikatnym rumieńcem.
- Wierze - odparł tygrysia fura z uśmiechem, a następnie dodał: - Też się stęskniłem.
- Em... no ... wydaje mi się, że jesteś delikatnie na ....
W tym momencie Volaure, złapał niższego młodzieńca za policzki i mocno przyciągnął go do siebie i dość namiętnie pocałował go w usta, w komnacie rozbłysło blade jasne światło, a następnie po dłuższej chwili kiedy delikatnie rozgrzane usta rozdzieliły się, władca powiedział:
- To następnym razem, kiedy wydaje Ci się, że jestem głodny, to tak mnie przywitaj. - a następnie z uśmiechem pochwalił zwiadowce: - Ale zrobiłeś bardzo duże postępy i już widzę ogromną różnicę.
Nagle, zanim bromiańczyk zdążył cokolwiek odpowiedzieć całe pomieszczenie zatrzęsło się, a wkrótce zaczęły wyć syreny a cała komnata zaczęła migać na czerwono.
- Co ... co się dzieje? - spytał zdezorientowany zwiadowca.
- To alarm. - odparł stanowczo władca, udając się do wyjścia.
- Mogę iść z Tobą? - spytał gwałtownie Skauti.
- Jeśli dotrzymasz mi kroku to jasne. - odparł twardo Volaure po czym pośpiesznie wyszedł z komnaty.

************
Neczanie wraz z obozowym kucharzem weszli do pustego muszelkowego namiotu, stojącego na uboczu obozu, gdzie pod jednym z łózek znajdują się długie jasne schody na dół.
- Major tu nie zagląda? - spytał Hachi.
- Nie ma po co tu zaglądać. - odparł kucharz schodząc po schodach.
- Hmm.... o ile dobrze pamiętam nie jesteście stałym obozem... - dodał Otachi, udając się za wojskowym.
- Nie jesteśmy, ale wykopanie i zasypanie takiej kryjówki to kwestia chwili. - odpowiedział dumnie Chushin.
- W sumie racja. - dodał Hachi, również schodzący po schodach.
- A tak zmieniając temat Ziom, co za tatuaż masz na szyi? - spytał Otachi.
W tym momencie kucharz zatrzymał się i odsłonił swój niewielki tatuaż,na szyi i powiedział:
- To ośmiornica wydostająca się z zegara, a godzina 9:00 oznacza godzinę zdania mojego egzaminu na kucharza.
Rzeczywiście, po zatrzymaniu się i przyjrzeniu się tatuażowi doskonale widać, że szyję kucharza zdobi stylowy tatuaż z białymi mackami ośmiornicy, które wychodzą z czytelnej tarczy zegara.
- Ekstra! - stwierdził z podziwem Otachi.
- Fajny pomysł Ziom! - dodał Hachi.
- Dzięki. - odparł spokojnie Chushin.
Wkrótce czterej mężczyźni weszli do sporej, dość mrocznej sali, gdzie znajdowała się znaczna część męskiego obozu. Spora część z nich siedzi na drewnianych skrzyniach, ustawionych w koło, i popija napoje przeróżnego typu. Natomiast pozostali prowadzą sparingi pośrodku sali, gdzie znajduje się jedyne źródło światła.
- Chushin, kogo Ty nam tu sprowadzasz? - spytał jeden żołnierzy siedzący na wysokich skrzyniach tuż koło wejścia.
- Ręczę za nich. - odparł Kucharz przypalając papierosa.
- No dobra, ale jak to dojdzie do majora, to wiem gdzie mieszkasz. - odparł żołnierz dopijając swój napój z szklanki.
- Ekstra sparingi! - stwierdzili entuzjastycznie bracia, a następnie Hachi dodał: - Możemy wziąć w nich udział?
- Jasne, musicie tylko podejść do Saqie, to ten typek o zielono-żółtych włosach stojący tam pod skrzyniami, i z nim zagadać, a on już da Wam przeciwnika. - odpowiedział spokojnie kucharz zaciągając się.
- Chushin, a są jakieś zasady? - spytał Otachi.
- Z tego co wiem to nie można używać broni i mocy, aby major tu nie wparował. - odparł wojskowy.
- Fajnie taka czysta walka w ręcz! - odparł entuzjastycznie Hachi.
- Super! Czas na zabawę! - dodał radośnie Otachi.
Po tych słowach bracia z zaciekawieniem udali się do wskazanego żołnierza, a Chushin spytał:
- A Ty nie chcesz się zabawić?
- Nie ... - odparł chłodno Kurai, udając się bliżej miejsca walk sparingowych.

************
Książę Volaure, wraz z Skautim, wparował do ciemnej komnaty w której znajduje się masa, przesiąkniętych danymi, monitorów, oraz spora liczba personelu. To zaawansowane technologicznie, jedno z pięciu, centrum dowodzenia, robi oszałamiające wrażanie i przytłacza swoim ogromem.
- Kapitanie Majnym co się dzieje? - spytał twardo książę Zekeren, tuż po wejściu do komnaty.
- Księże siedem myśliwców klasy DD zaatakowało nas od strony południa. - odparł spokojnie mężczyzna siedzący, pośrodku sali i tyłem od wejścia, a po chwili dodał: - I kolejne już zmierzają w naszym kierunku.
- No to czeka nas intensywny dzień. - stwierdził pod nosem Volaure, przypalając papierosa, a następnie dodał: - Jak są ostrzeliwani?
- Według taktyki GGowsian. - odparł kapitan.
- Świetnie, jednak przygotujcie działa bojowe i tarczę na terenie całej planety. - stwierdził stanowczo książę.
- Tak jest! - odparł kapitan.
- Książę przepraszam, jednak uczono mnie, że taktyka pułapek i skrytych ataków wystarczy na myśliwe z Eghart. - wyszeptał Skauti, księciu na ucho.
- Doskonale wiem, że tego uczą w wojsku jednak ja uważam, że Królowa Bisho też to wie, a co za tym idzie ostrożności nigdy za wiele. - odparł spokojnie i cicho Volaure, zaciągając się, a następnie dodał: - Zapamiętaj Skauti w walce trzeba być gotowym na każdą ewentualność.
- Tak jest książę. - odparł młody zwiadowca.


************
W czasie gdy niczego nie świadome neczanki siedzą w swoim namiocie i rozmawiają przy kolacji przygotowanej przez Rinę i dobrze się bawią w swoim towarzystwie, w podziemnej kryjówce męskiego obozu, trwają ekscytujące walki sparingowe oraz relaks wśród różnych napojów. Natomiast neczanie dobrze się bawią w towarzystwie żołnierzy z Konware i poznają tajemnice męskiego obozu. Tajemniczy Saqie wpisał już Hachiego i Otachiego na swoją listę sparingową, dokładnie wytłumaczył zasady i kazał poczekać im na ich kolej.
- Nie mogę się doczekać. - stwierdził entuzjastycznie Hachi, obserwując czyiś sparing.
- O tak Bro to będzie dobra zabawa! - dodał radośnie Otachi.
- Jeszcze nie widziałem aby się ktoś aż tak ekscytował sparingiem. - wtrącił kucharz, zaciągając się.
- Ziom, żebyś widział Kiazu.. ona to dopiero napala się na sparringi. - odparł Hachi.
- To jedna z lasek w Waszej drużynie? - spytał Chushin
- No a no ... - odparł Otachi.
- Laską wstęp wzbroniony, niech się cieszą, że w ogóle mogą przebywać w obozie, więc mi tu ich nie sprowadzać rozumiecie? - stwierdził kucharz.
- Tak, tak ... - odparł Otachi przewracając oczami.
- Swoją drogą Ziom, fajną tajemnice ma ten męski obóz. - zmienił temat Hachi.
- Phi, to to jeszcze nic ... mamy tutaj też tajemny pokój z telewizorem, gdzie oglądamy mecze, tajny pokój do ukrywania się przed majorem, chłopaki mają również bimbrownie, siłownie .... hmm... saunę i pokój do gry w lotki... - odparł dumnie Chushin.
- Wow Ziom i to wszystko ukrywacie przed majorem? - stwierdził Otachi.
- Pewnie, to żaden problem. Major Smoczysław jest strasznym biurokratą i korzystamy póki nie został przeniesiony, a skoro Admirał wyjechał nie długo po Waszym przybyciu to jesteśmy bezpieczni. - odpowiedział spokojnie kucharz zaciągając się.
- Ładnie sobie pozwalacie. - stwierdził Hachi.
- Bo mamy dobre plecy. - odparł Chushin.
- Co masz na myśli? - spytał zaintrygowany Otachi.
- Słuchajcie chłopaki to jest tak ... Saqie jest Bosmanem, ale ten obóz chwilo należy do majora Smoczysława. - odpowiedział kucharz.
- Dziwne, obóz zawsze należy do wyższych oficerów. - stwierdził Hachi.
- Widzicie major Smoczysław stara się o awans więc dostał nasz obóz aby się podszkolić. Bosman Saqie go szkoli i ukrywa pod ziemią rzeczy które pod jego rządami były na powierzchni. - stwierdził Chushin, a następnie dodał: - Po wyjeździe Smoczysława, albo dadzą nam nowego majora na szkolenie, albo nasz Bosman wróci na stanowisko.
- Rozumiem, a czemu to Smoczysław decyduje? - spytał Hachi.
- Już pomijając spryt Bosmana i chęć odpoczynku, to między innymi po to aby nauczyć się dowodzenia i odpowiedzialności. - odpowiedział kucharz.
- I wszystko jasne. - stwierdził Otachi.
- Zapamiętajcie sobie, obóz jest jak rodzina i w każdym obozie kryje się więcej tajemnic niż Wam się zdaje. - dopowiedział Chushin.

************

Ogromne Zekeren co i rusz atakowane są przez myśliwce, strzelające laserami z przeróżnych mocy, które zależą od pilotów. Wielka planeta bez trudu odpiera setki ataków i całkiem dobrze się chroni.
- Hmmm... Majnym są tam jakieś inne jednostki niż myśliwce? - spytał w końcu książę, obserwujący główny ekran.
- Radary wykrywają tylko myśliwce które zbliżają się z zawrotną szybkością. - odparł kapitan.
- Książę, coś Cię niepokoi? - wtrącił Skauti.
- Hmm... te jednostki na godzinie jedenastej lecą w dziwnym szyku, zupełnie jakby coś eskortowały. - odparł Volaure zaciągając się, a następnie dodał: - Majnym ...
- Już prześwietlam teren ... - wtrącił kapitan.
- Doskonale. - odparł książę.
Po dłuższej chwili w pomieszczeniu rozległy się dziwne, nieprzyjemne i głośne szmery.
- Książę system wykrył ...
- Bojowy szturmowiec z Desteoms. - wtrącił książę, przerywając wypowiedź swojemu oficerowi.
- Książę jest ich co najmniej sześć. - dodał z przerażeniem kapitan.
- Majnym zawiadom Ambasadora Ankarę, że zostaliśmy zaatakowani. - stwierdził stanowczo Volaure.
- Tak jest! - odparł kapitan.


************

Po długim oczekiwaniu na swoją kolej do sparingu stanął Otachi, wypełniony ekscytacją, oraz wysoki granatowy mężczyzna o długich zielonych włosach splecionych w grubego warkocza, który podobnie jak Otachi jest tylko w spodniach od munduru. Obaj dobrze zbudowani Panowie stoją na przeciwko siebie i czekają na sygnał. Saqie zbiera ostatnie zakłady, a następnie w końcu daje sygnał do rozpoczęcia starcia, mówiąc lekko zachrypniętym głosem:
- Dobra Panowie, koniec zakładów! Czas rozpocząć starcie między naszym Dafirą a przybyszem Otachim! Panowie czas zacząć!
W tym momencie wojownicy zmierzyli się przeszywającym, lecz nie zawziętym wzrokiem i rozpoczęło się starcie. Dafira zadał pierwszy szybki cios lewą pięścią, przed którym neczanin uchylił się, jednocześnie wyprowadzając swój cios, który bez trudu został zablokowany. Po dłuższej chwili, szybkiej wymiany ciosów Otachi uśmiechnął się pod nosem, gdyż wychodzi na to, że ten wojownik z Konware nie będzie łatwym przeciwnikiem i trzeba znacznie więcej aby go pokonać. Nie tylko Kiazu lubi takie wyzwania.






poniedziałek, 11 stycznia 2016

Epizod 183




".... Typowo męski obóz ..."


Nasi bohaterowie koło południa, w ruinach jakiegoś dworu, zasiedli w końcu do aromatycznego i apetycznego śniadania, na które wszyscy z pewnością zasłużyli. Po pewnym czasie wesołych rozmów wtrącił się chłodny Kurai:
- Nie jest mi to na rękę, ale muszę Wam o czymś powiedzieć ...
W tym momencie cała drużyna, z ciekawością spojrzała na elektrycznego neczanina, a Diuna pewnie stwierdziła:
- Pewnie po śniadaniu wracasz do Inci i nas zostawiasz? Spoko, miłej zabawy.
- Byłbym wdzięczny za nie podejmowanie za mnie decyzji, które nawet przez myśl mi nie przeszły. No chyba, że chcesz aby to źle się dla Ciebie skończyło ... - odparł chłodno i groźnie Kurai, a następnie twardo powiedział: - Jakiś czas temu dostałem awans na kapitana.
- ŁAŁ! Graty ZIOM! - stwierdził radośnie Hachi.
- Super! - dodał równie radośnie Otachi.
- No nieźle! To ekstra wieści! - dopowiedziała ucha-chana Kiazu.
- Ej! Dlaczego Ty a nie ja? - spytała Diuna.
- Już ja bym była lepszym przywódcą od Ciebie ... - stwierdziła Kiazu.
- Kurai, zasłużył na awans w końcu i tak nami dowodził. - dodał Hachi.
- Przepraszam ... czyli królowa Sansha już wie, że jesteśmy w armii? - spytała nieśmiało i nie pewnie Rina.
- Nie, Sansha nic nie wie. Awans został wykonany przez Rudego na zlecenie Ankary.- odparł chłodno Kurai.
- Rozumiem ... - odparła Rina.
- Z całym szacunkiem Ziom, rozumiem tajemnica oraz znając Ciebie pewnie źle się czujesz z tym awansem, ale dlaczego nam dopiero teraz to mówisz? - pytał dociekliwie Otachi.
- Najchętniej w ogóle bym Wam ani nikomu innemu o tym nie mówił, jednak zostałem poinformowany o nowym rozporządzeniu, że wszyscy dowódcy muszą ujawniać swój swój stopień, gdyż dla bezpieczeństwa najwyższym oficerom nie wolno podróżować po obozach bez spełnienia pewnych warunków. - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał:- Natomiast pozostali oficerowie, muszą się ujawniać aby można było śledzić ich losy i "dbać o ich bezpieczeństwo".
- Tiaaa.... brzmi to jak kolejny szalony pomysł naszej królowej. - odparł Diuna przewracając oczami.
- I niech zgadnę Ziom rozkaz ten rozszedł się po wszystkich jednostkach i nie da się już utrzymać tajemnicy Twojego awansu? - dodał Hachi.
- Dokładnie. - odparł Kurai.
- Dobra zaraz to po co Ci ten awans skoro nie zamierzałeś nikomu o nim mówić? - spytała Diuna.
- Przede wszystkim aby nasz oddział mógł się w ogóle poruszać. - odparł elektryczny neczanin.
- Hmm... Ale do tego wystarczył by stopień porucznika. - odparła Kiazu.
- Ale porucznik nie może brać udziału we wszystkich misjach oraz pewne ma to coś wspólnego z szacunkiem i przywilejami, mam racje? - dodał Otachi.
- Dokładnie. - stwierdził chłodno Kurai.
- Spoko Ziom i tak gratuluje awansu. - powiedział entuzjastycznie Hachi.
- Mamy gości... - wtrącił chłodno Kurai.
W tym momencie w kamiennym, zniszczonym łuku, gdzie kiedyś znajdowała się brama, pojawiło się dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn o niebieskawej karnacji. Jeden z nich ma krótkie, zielone włosy i żółte oczy, a drugi ma długie morskie włosy, splecione w luźnego kucyka oraz brązowe oczy. Obaj przybysze ubrani są w czarne wojskowe buty oraz długie materiałowe i luźne grafitowe spodnie ozdobione wspaniałym pasem, z złotą klamerką. Dodatkowo mają na sobie lekką metaliczną zbroję, zakrywającą ich torsy, oraz przedramiona oraz długą włócznie na plecach. Wszystko to ładnie ze sobą współgra i sprawia wrażenie, że to nowoczesna wersja średniowiecznego rycerza.
- WOW! Niezłe mundury - stwierdzili zgodnie Hachi i Otachi.
- Co za ciacha! - dodała kokieteryjnie Kiazu
- Kim jesteście i co robicie na naszym terenie? - spytał twardo zielono włosy przybysz.
- Jesteśmy oddziałem ChiZ02 i podróżujemy do obozu maszyn. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Kto tu dowodzi. - spytał drugi z przybyszów.
- Ja! - stwierdził stanowczo Kurai podnosząc się.
- Dokumenty proszę. - stwierdził zielonowłosy żołnierz.
- Wszystkie są tutaj. - odparł elektryczny neczanin wyciągając swój wisiorek, a następnie dodał: - Przyjdź i sobie zobacz.
Na te słowa obaj przybysze bez zawahania podeszli do Kurai'a i bez trudu z czytali informacje zawarte w symbolu neczanina.
- Mówi Pan, prawdę Panie Kapitanie. - stwierdził pokornie zielono włosy mężczyzna, a następnie dodał: - Zapraszam, do naszego obozu, czekamy na Was.
- Ty to kapitan ... powinieneś mu się najpierw przedstawić .. - stwierdził drugi przybysz szturchając w bok towarzysza.
- A tak, ja jestem szeregowy Aquas to to szeregowy Shuinem, Panie Kapitanie zapraszam, do naszego obozu, czekamy na Was. - poprawił się zielonowłosy przybysz.
- Miło Was poznać! Ja jestem Kiazu, a to Diuna, Otachi, Hachi, Rina i Kurai. - wtrąciła entuzjastycznie Kiazu.
- Jesteście z Konware prawda? - spytał Otachi, a następnie entuzjastycznie dodał: - Macie świetne mundury!
- Dzięki ... - odpowiedział zaskoczony Shuinem.
- Panie kapitanie ... Za pozwoleniem proszę, abyście udali się z nami. - wtrącił Aquas.
- Po pierwsze, mów mi Kurai,w końcu nie wszyscy muszą od razu wiedzieć kto w tym gronie jest oficer. - odparł chłodno i twardo elektryczny neczanin.
- Tak, Panie jak sobie życzysz. - odparł z trudem przełykając ślinę Aquas.
- A po drugie... - kontynuował Kurai zasiadając ponownie do niedokończonego śniadania - Najpierw dokończymy co zaczęliśmy.
- Tak, Panie ... - dodał Shuinem.
- A może się przyłączycie? - wtrąciła przyjaźnie Rina z uśmiechem, a następnie dodała: - Spokojnie starczy dla każdego.
Na te słowa żołnierzom, aż zaburczało w brzuchach i bardzo chętnie skorzystali z propozycji neczanki.
- Tutaj siadajcie tutaj! - stwierdziła kokieteryjnie Kiazu wskazując wojskowym wolne miejsca obok siebie.
- Kurcze ale szacunek ... jak jemu to tak strasznie przeszkadza to ja bardzo chętnie przejmę tytuł kapitana ... niech mi go tylko odda... luksusy i szacunek to bardzo kuszące, a ja przy tym nie musiałabym nic robić ... ach jakie to byłoby piękne.... ciekawe jak go namówić aby zrzekł się awansu i abym to ja go dostała? hmm... - zamyśliła się Diuna.
- Ten nowy rozkaz, zdaję się go irytować ... Kurai nigdy nie lubił się wyróżniać... a teraz przez jeden durny rozkaz w każdym obozie będzie musiał się meldować i ujawniać ... widać, że nie bardzo mu to leży, ale chyba tyle o ile pogodził się już z tym ... chociaż to nie jest dla niego bardzo komfortowa sytuacja ... - rozmyślał Otachi.
- Hmmm.... on chyba przez ten awans może nas jakoś ochraniać ... inaczej raczej by go nie przyjął i nominował by chociażby Kiazu czy któregoś z nas ...Myślę, że to, że on jest oficerem ma jakieś głębsze dno, które w ostateczności może się okazać szczególną troską o nas ... zwłaszcza, że o ile dobrze zrozumiałem to Ankara nominował go do awansu.... no nic dobrze, że go ma przynajmniej to nam ułatwi dostawanie się w niektóre miejsca ... i najważniejsze, że awans nie uderzył mu do głowy i nadal jest sobą ... w sumie to ten awans pozwala mu być sobą zawsze i wszędzie bez zbytecznych awantur ... - zagłębiał się w odmętach swojego umysłu Hachi.

************

Minęło trochę czasu więc neczanie zdarzyli już zjeść śniadanie, zapoznać się z mapą oraz posprzątać prowizoryczny obóz i pozbierać wszystkie swoje rzeczy. Przybysze z Konware dumnie prowadzą naszych bohaterów w kierunku wyjścia z tajemniczych i nieznanych ruin. Kiedy już praktycznie wszyscy przeszli przez rozpadającą się bramę, Rina nieśmiało złapała Kurai'a za rękę i tym sposobem zatrzymała go, a następnie wyszeptała:
- Kurai .. mogę... mogę Ci zająć chwilę?
- Tak. - odparł chłodno Kurai, odwracając się.
W tym momencie oboje skrywali się za rozpadającym się murem i stali się nie widoczni dla innych, którzy się zatrzymali.
- Gdzie Wasz dowódca? - spytał zaciekawiony Shuinem.
- Pewnie w ruinach. - odparła Kiazu.
- Pójdę po niego. - stwierdził Aquas.
- Luz Ziom, zaraz przyjdzie.- odparł Hachi.
- Kurai, lubi wszystko dokładnie sprawdzić i to nawet kilkukrotnie. - dodał Otachi.
- Rozumiem, niektórzy oficerowie są bardzo skrupulatni. - odparł Shuinem.
- Dobrze to poczekamy na niego. - dodał Aquas.
- Nawet nie zauważyli, że Rinę też wcięło. - wymamrotała Diuna.
- Cicho siedź! - warknęła Kiazu.
- Coś nie tak? - spytał Shuinem.
- Nie nic Ziom. - odparł Hachi.
W tym samym czasie Rina pocałowała ukochanego w policzek i lekko zarumieniona, spokojnym przyjaznym i ciepłym tonem oraz uśmiechem mówiła:
- Gratuluję awansu... - a następnie dodała: - Wiem, że to nie jest dla Ciebie komfortowe i to bardzo odpowiedzialne stanowisko ... jednak mimo wszystko uważam, że Ankara bardzo docenił Cię tym awansem.... to duże wyróżnienie ... i jestem pewna, że nie zrobił tego bez powodu ...
- W sumie nie mylisz się. - odparł chłodno Kurai.
- Nie będzie tak źle ... zobaczysz. - odpowiedziała rumieniąca się neczanka, z uśmiechem.
- Owszem, pewnie tak...
Po chwili ciszy, wodna neczanka delikatnie spoważniała, i zmieszana powiedziała:
- Kurai .. mogę ... czy mogę zadać Ci pewne krepujące pytanie?
- Chcesz wiedzieć co łączy mnie i Inci?
- Tak ...
- Nic mnie z nią nie łączy i nigdy nie łączyło, jedynie dawno temu na jednej imprezie u Volaure, raz się z nią przespałem i nic więcej. - odparł bez emocjonalnie Kurai.
- Aha ... - odparła niespokojnie Rina, a następnie niepewnie spytała: - Tę ...tęsknisz czasem,za tamtą nocą?
W tym momencie elektryczny neczanin złapał neczankę, w okolicach drżącej szyi, za jej koszulę od munduru i jednym gwałtownym ruchem mocno ją do siebie przyciągnął, po czym bez słowa namiętnie, głęboko i pieszczotliwie pocałował ją w jej zatroskane usta. Po dłuższej chwili usta kochanków rozdzieliły się, a elektryczny neczanin powiedział:
- Posłuchaj po pierwsze tamta noc dla mnie nic nie znaczy, a po drugie jak bym tęsknił za tamtą nocą, to bym przyłączył się do najemników aby móc sypiać z nią co noc...
Rumieniąca się Rina na te słowa uśmiechnęła się przyjaźnie i już nic nie odpowiedziała, a tym czasem Kurai kontynuował:
- Stanowczo bardziej wole, wyobrażać sobie Ciebie ubraną w czerwoną kokardę, niż zaprzątać sobie myśli moja przeszłością.

Po tych słowach wodna neczanka stała się czerwona jak burak, ale te słowa mimo wszystko przyjemnie rozgrzały jej zatroskane i przejmujące się serce. A po chwili zakochani spokojnie wrócili to reszty swoich towarzyszy. 



************

Późnym popołudniem nasi bohaterowie, prowadzeni przez żołnierzy z Konware dotarli do niezwykłego i niecodziennego obozu, ukrytego w śród wysokich liściach drzew. Wszystkie namioty stylizowane są na muszle morskich stworzeń i są ustawione w koło sporego ogniska. Jest ich masa i praktycznie wszystkie są zielono-lemonkowe i okrągłe(przypominają nawet muszle winniczka). Wszystkie prócz jednego namiotu, który jest podłużny, morsko-zielony i znacznie większy od pozostałych. Pośród tych niezwykłych i niecodziennych namiotów znajduje się masa wojskowych w mundurach Konware, tylko płci męskiej.
- Wow! Trafiliśmy na plażę? - stwierdziła z podziwem Diuna.
- Która przy okazji jest niebem! - dodała Kiazu z błyszczącymi oczami.
- To tylko standardowy obóz Konware. - odparł Shuinem.
- W tych okrągłych muszlach mieszkają zwykli wojskowi, a w tym jednym wyjątkowym mieszkają oficerowie. - dodał Aquas
W tym momencie obaj wojskowi podlegający królowi Ashga zatrzymali się i gwałtownie się odwrócili, a Aquas powiedział:
- Do obozu mogą wejść tylko mężczyźni, Kobiety rozbijcie sobie namioty gdzieś w pobliżu poza granicami obozu a panów zapraszam za nami.
- Chyba żartujesz! - stwierdziła przerażona Diuna.
- Że co?! Te wszystkie ciacha mają być po za moim zasięgiem? - dodała Kiazu.
- W takim układzie my też, będziemy nocować po za obozem. - wtrącił chłodno Kurai.
- Jak to? Przecież Wy możecie korzystać z dobrodziejstw obozu. - odparł Shuinem.
- Nie możemy pozwolić aby Pan Kapitan spał poza obozem. - dodał Aquas.
- Posłuchajcie, jestem dowódcą tego oddziału i jestem za nich odpowiedzialny, więc albo wszyscy możemy wejść do obozu, albo nikt. - kontynuował twardo Kurai.
- My mamy rozkazy. - stwierdził Aquas.
- Ja też mam swoje rozkazy i nie mam zamiaru ustąpić. - odparł Kurai.
- Pójdę po majora. - odparł z trudem Shuinem, a następnie udał się w głąb obozu.
- To może potrwać. - stwierdził Aquas.
- Świetnie ... - stwierdziła Diuna przewracając oczami, a następnie dodała: - Kurai, poradzimy sobie ... a tak to naciągasz zasady obozu.
- Nie naciągam, żołnierz to żołnierz ... i w każdym obozie powinno się ich traktować tak samo. - odparł chłodno Kurai.
- W sumie ma racje i takie jest założenie powinno obowiązywać w każdym obozie. - dodał Otachi.
- Pewnie tu też, z tym, że oni tutaj zakładają, że wojskowymi są tylko mężczyźni. ~ dopowiedział Hachi.

************

Czas nie ubłaganie płynie, a neczanom ewidentnie się nudzi. Hachi i Otachi siedzą pod jednym z drzew, na którym zresztą siedzi Kurai, i grają wspólnie w jakąś komórkową grę. Rina spokojnie i grzecznie stoi przed Aquas, natomiast Kiazu z błyszczącymi oczami i śliniąc się, pokazuje Diunie co lepsze ciacha, chodzące po męskim obozie. Po dłuższej chwili do naszego oddziału powrócił Shuinem w towarzystwie wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyzny, ubranego w oficerski mundur ozdobiony złotymi, grubymi paskami wieńczącymi rękawy. Ma krótkie szpiczaste włosy o oliwkowym kolorze oraz cudowne i piękne cytrynowo-pomarańczowe oczy. Całości wyglądu przybysza dopełnia błękitna cera, która o dziwo nie ginie w zestawieniu z niebieskim mundurem, i nie wielkie błoniaste uszy oraz blada wręcz biała blizna nad lewym okiem.
- Słuchajcie, o to nasz Admirał ....
-AAAAAAAA! Nie wierze to TY! - wtrąciła radośnie i szaleńczo Kiazu, przerywając Shuinem.
- WOW! Ty tutaj! - dodali entuzjastycznie neczańscy bracia.
- Witam książę Shebon. - wtrąciła pokornie Rina delikatnie kłaniając się.
W tym momencie przybysz spokojnie rozejrzał się, a następnie z przyjaznym, delikatnym uśmiechem powiedział:
- Witajcie, przyznam, że nie spodziewałem się Was tutaj.
- Witam Sh... Admirale Shebon! - dodała entuzjastycznie Kiazu.
- Ah, witaj płomyczku, ten Twój ogień w oczach nadal jest wspaniały, żywiołowy i pełen waleczności. - odparł Shebon.
- Ale ... ale ... - próbował wydukać zaskoczony Aquas.
- Spokojnie żołnierzu wszystko jest w porządku.- odparł spokojnie Admirał, a następnie dodał: - Myślałem, że jako bliski i zaufany oddział Ambasadora Ankary, będziecie w barwach Ineeven, a nie neczańskich.
- To długa historia ... - odparł chłodno Kurai.
- Rozumiem, to opowiecie ją innym razem. - odparł spokojnie Shebon, a następnie dodał: - Słyszałem, że pewien neczański kapitan sprawia problemy i nie chce się podporządkować... a, że Major tu obecny jest niższy stopniem od neczańskiego kapitana to postanowiłem się sam tu pofatygować. W czym rzecz?
- Bo oni ... - próbował powiedzieć Aquas.
-Cisza, chciałbym wysłuchać ich wersji. Tak więc Kurai możesz mówić. - wtrącił admirał.
- Książę Admirale skąd Pan wie, że to on jest kapitanem? - spytał zaskoczony Shuinem.
- To proste, wystarczy tylko obserwacja oraz trochę spostrzegawczości i rozumu. W jego oczach widać chłód, opanowanie, twardość, doświadczenie i charyzmę, a obserwując cały oddział widać, że darzą go zaufaniem i czekają na jego decyzję. - odpowiedział spokojnie Shebon, po czym dodał:- Tak więc, Kurai słucham..
- Oddział zwiadowczy który nas tutaj przyprowadził, zażądał aby część mojego oddziału nocowała poza granicami obozu. - odparł spokojnie Kurai.
- Panie ten kapitan stwierdził, że "jestem dowódcą tego oddziału i jestem za nich odpowiedzialny, więc albo wszyscy możemy wejść do obozu, albo nikt" i pogardził gościnnością naszego obozu! - wtrącił Shuinem.
- Ma racje, dowódca nie opuszcza swojego oddziału. ~ stwierdził admirał, po czym dodał: - Nie przedłużając Aquas, Shuinem zbierzcie kilku ludzi i przygotujcie pusty namiot SKA2a na ugoszczenie pań i postawcie w koło niego parawan. Natomiast Panów ulokujcie w namiocie SKA22c.
- Na rozkaz Panie! - odparli zgodnie żołnierze z Konware, po czym udali się do obozu w celu wykonania swoich obowiązków.
- Zechciejcie tu proszę poczekać, jak namioty dla Was będą gotowe, tym czasem ja zapraszam Kurai'a aby udał się ze mną do namiotu oficerskiego. - kontynuował Admirał.
- Spoko. - odparła Kiazu z uśmiechem.
- Jak sobie życzysz - odparł chłodno Kurai.
Po tych słowach obaj oficerowie odeszli w kierunku wyróżniającego się namiotu, a neczańskie rodzeństwo posłusznie zostało nieopodal obozu.


************

Mroczne, duże pomieszczenie o ścianach i suficie w intensywnym czarnym kolorze. Jedynym oświetleniem tej komnaty jest podłoga z płynącą, gorącą lśniącą, czerwono-pomarańczowo-żółta lawa. Nad jeziorem lawy znajduje się wisząca , czarna platforma w kształcie "karo" do której prowadzą ciemne mroczne ceglane schody. W tej lawowej, błyszczącej komnacie o czerwono-pomarańczowo-żółtym zabarwieniu na mrocznej platformie stoi zamyślony i mocno skoncentrowany ambasador Chifuin.
- Eh ... moja droga szkoda, że Cię tu nie ma .... heh ... Tu wszystko się zaczęło, nie doceniłem bandy dzieciaków i teraz moja biedna żona, utknęła tam na zawsze. Jednak na głównym planie mam ważniejszą zemstę.
W ten pomieszczenie przeszyły groźne i straszliwe wrzaski, jednak sędziwy władca jedynie westchnął i ponownie powrócił do odmętów swoich myśli:
- Darkaril, to piekielne nasienie kiedy się nudzi to jest nie do zniesienia. Czas wysłać go na pewną ważną misję, za nim maszyny bojowe będą już gotowe, bo jeszcze gotów jest roznieść mi pałac ... I tak niespodziewanie przeprowadzimy pewną akcję... w sumie to dobrze, bo jeśli zdarzyłoby się tak, że mielibyśmy w swych szeregach kreta, to do Ankary dotarły by stare rozkazy, a nie nowe tylko dla zaufanych ludzi ... to jest dobra myśl ...

************

Admirał Shebon oraz Kurai stoją w zaokrąglonym pomieszczeniu o perłowych ścianach, nie ma w nim żadnych mebli. Neczanin z założonymi rękami,opiera się o jedną ze ścian, natomiast książę stoi na wprost niego, patrząc mu w oczy.
- Posłuchaj Major Smoczysław jest niższy stopniem od Ciebie, lecz dobrze by było abyś jeśli to nie jest konieczne nie podważał jego decyzji, to jego obóz i to on tu dowodzi.
- Jak sobie życzysz. - odparł chłodno Kurai.
- Jesteś ciekawą istotą, jak już dobrze wiesz jestem spostrzegawczy, potrafię czytać z oczów,  a nawet potrafię wyczuwać emocje, przez chociażby ton głosu czy postawę, a Ciebie nie potrafię rozgryźć w żaden możliwy sposób. - stwierdził chłodno Shebon, a następnie dodał: - Jedyne co widzę w Tobie to wszystko to co mówiłem przy moich ludziach. Jesteś dla mnie prawdziwą zagadką.
- Wybacz książę nie otwieram się przed każdym. - odparł chłodno Kurai.
- Wiem, i szanuję to, chociażby dlatego, że dzięki temu masz rokowania na świetnego żołnierza nie do zdarcia. - odpowiedział spokojnie Admirał, po czym dodał: - Jednakże, Twoi ludzi są gotowi wskoczyć za Tobą w ogień, nawet jeśli mają swoje humorki, jestem ciekaw ile oni wiedzą o Tobie?
- Wiedzą tyle ile potrzeba.
- Rozumiem, i jedno jest pewne wiedzą więcej niż ja, mimo, że po naszym ostatnim spotkaniu szukałem o Tobie informacji, a właśnie intryguje mnie Twój kolczyk w uchu.
- Kolczyk jak kolczyk. - odparł lodowato i bez emocjonalnie Kurai.
- Czyli nic nie wiesz o Awalinzi?
- To jakiś zespół rockowy? - odparł automatycznie Kurai.
- Nie, i już nie ważne, jakbyś był jednym z nich to właśnie pożegnałbym się z życiem.
- Wybacz Shebon nie zabijam istot tylko dlatego, że zadają dziwne pytania.
- To szczęście jest po mojej stronie, aha Kurai zapomnij o moim pytaniu, lepiej dla Ciebie byś nie wiedział kim oni są.
- Ale o jakim pytaniu?
- Bardzo dobrze i niech tak pozostanie. - stwierdził admirał z uśmiechem, a następnie dodał: - Dobrze, a teraz chodźmy.


************

Neczanki rozgościły się już w przestronnym, perłowym wnętrzu namiotowej muszli, w której są ustawione trzy pojedyncze łózka, na wprost, których znajduje się spory czarny telewizor. Dziewczyny mają własny prysznic i łazienkę oraz wydzielone niewielkie podwórko z drewnianym, ciemnym płotem i sznurkami.
- Przytulnie tutaj jak na męski obóz. - stwierdziła Diuna wylegując się na wygodnym łóżku.
-Jak na męski obóz? Proszę Cię takich luksusów nie było nawet u Rudego w stałym obozie. - odparła Kiazu poprawiająca się przed lustrem w kafelkowej, błękitnej i doszorowanej łazience.
- Mniejsza po męskim obozie spodziewałam się zupełnie innych warunków. - odparła Diuna.
- Przyznam, że ja też... - stwierdziła Kiazu, a następnie dumnie i radośnie stwierdziła: - Dobra pora na szamę!
- Szkoda, że nam jej nie przyniosą tutaj, no nic czas się ruszyć. - odparła Diuna.
Po chwili neczanki wyszły, z swojego wspaniałego namiotu, przeszły przed podwórko, następnie przeszły koło wysokiego, błyszczącego ogniska, po czym weszły do dużej muszli. Dziewczyny ledwo zdążyły wejść, a poczuły duszący fetor oraz usłyszały znajomy głos.
- Hej! DZIEWCZYNY TUTAJ!
- Zobaczcie tam siedzą nasi! - stwierdziła radośnie i entuzjastycznie Kiazu, pokazując na jeden z długich, masywnych, drewnianych, lekko matowych stołów, stojący pod ścianą.
Niewiele myśląc neczanki, odprowadzane wzrokiem wszystkich obecnych mężczyzn, szybko usiadły koło swoich towarzyszy. Cała ogromna sala, wypełniona mężczyznami z Konware, uważnie obserwuje trzy piękne dziewczyny.
- Ha to lubię! cała sala jest moja. - stwierdziła radośnie Kiazu ukradkiem obserwując salę.
- Ujdzie, chociaż patrzą na nas jak na wygłodniałe zwierzęta. - dodała Diuna.
- Źle się z tym czuje .. ale .. ale dobrze, że Kiazu mnie zasłania .. - dopowiedziała niespokojnie zaczerwieniona Rina.
- A zauważyliście, że jeden koleś nie patrzy na Was? - wtrącił Hachi.
- Hmm...który mi się oparł? - spytała z niedowierzaniem Kiazu.
- Ten, blady, niebiesko włosy, z czarnymi końcówkami i bawiący się czarną kostką. - odparł Otachi.
- Wiesz może jest jest mało spostrzegawczy. - stwierdziła Diuna.
W tym momencie drewniane okno, w głębi sali otworzyło się, a następnie rozległ się gruby męski i donośny głos.
- PANOWIE WYŻERA!
Neczanie spojrzeli w kierunku okna i wśród ustawiającej się kolejki po jedzenie, zobaczyli tam potężnego mężczyznę, o ciemnoniebieskiej karnacji z ogromnym brzuchem i białym, wybrudzonym fartuchem. Ma on ciemnozielone włosy, dość srogi wyraz twarzy i bliżej nieokreślony biały tatuaż na szyi.
- Fuj ... chyba nie prał go tego fartucha od lat. - stwierdziła Diuna.
- Hmm... raczej to tylko po dzisiejszym gotowaniu. - odparł Hachi.
- Widać, że kolega nie obija się w pracy. - dodał Otachi.
- Dobra my tu gadu gadu, a tam jedzenie nam ucieka! - wtrąciła Kiazu, podnosząc się.
- Ej czekaj! - stwierdził Hachi, udając się za siostrą.
- Lepiej się ruszmy bo te głodomory wszystko zjedzą. - dodała Diuna udając się za rodzeństwem.
Po dłuższej chwili neczanie wrócili do stolika wraz z bliżej nie określoną brązową papką, z wystającą kością i o nieprzyjemnym zapachu.
- Jestem żarłokiem ale to wygląda okropnie. - stwierdziła Kiazu z obrzydzeniem patrząc na jedzenie w misce.
- I ten urokliwy smród. Ble... Nie tknę tego. - dodała Diuna, ledwo powstrzymując się od zwymiotowania.
Tymczasem panowie, bez marudzenia mniej lub bardziej chętnie zajadają się, tą niecodzienną kolacją.
- Jak możecie to jeść? - spytała Diuna.
- Normalnie, jedzenie to jedzenie. - odparł chłodno Kurai.
- Eh faceci... strusie żołądki bez dna ... - dodała Kiazu, przewracając oczami.
- Co za obóz ... pisuar w łazience ... obrzydliwe jedzenie ... - narzekała Diuna.
- No co? To Typowy męski obóz.- stwierdził Otachi.
- Dobrze, że ni byłaś w naszym namiocie. - dodał Hachi.
- Właśnie, nasz pokój z akademika wymięka przy tym co dzieje się u nas w namiocie. - dodał Otachi.
- Ohyda, dobrze, że nie mam zamiaru tam wchodzić ... - odparła Diuna.
- Nie marudź już ... mi też się tutaj nie podoba, ale na szczęście zostajemy tu tylko do jutra, wiec przeżyjemy to urokliwe miejsce. - wtrąciła Kiazu.
Nagle Rina, trzymając się za usta, pośpiesznie wybiegła z stołówki, a żołnierze z Konware zaczęli się szyderczo i głośno śmiać.
- HA HA HA! BARDZO ŚMIESZNE! - warknęła Kiazu, wstając.
- HEHEHE ma pecha! - stwierdził jeden z wojowników.
- Pecha to zaraz Ty możesz mieć, jak się spotkasz ze mną twarzą w twarz. - stwierdziła Kiazu.
- Ziomy to jedzenie jest obrzydliwe i dobrze o tym wiecie! ... wiec przestańcie się z niej wyśmiewać! - dodał stanowczo Otachi.
- Tak jedzenie jest paskudne ale nie wywołuje wymiotów! - dodał któryś z wojskowych.
- Chyba, że trafi się na "specjał kucharza"! - dopowiedział wyśmiewając się kolny żołnierz.
- No chyba, że jest aż tak cienka! - dodał jeden z mieszkańców Konware.
- Faceci ... heh ... nigdy nie zrozumiem ich poczucia humoru ... - stwierdziła Diuna przewracając oczami.
- Weźcie się ogarnijcie! To nie jest zabawne! - dodał twardo Hachi.
- Marny sposób witania gości. - dopowiedział Otachi.
- Oj przestańcie dzieciaki, to tylko niegroźny śmiech. - odparł jeden z żołnierzy.
-A ja Wam dobrze radzę zluzujcie ... - wtrąciła beztrosko Diuna.
- Bo co? Ten płomyczek da nam popalić? - stwierdził pogardliwie jeden z żołnierzy Konware.
-Phi, ona bez trudu wytrze Tobą podłogę ... jednak ja bym się bardziej obawiała tego gościa. - odparła pewnie Diuna pokazując na Kurai'a, który właśnie się podniósł i lodowym, przeszywającym i stanowczym spojrzeniem zmierzył całą salę. Wzrok ten spowodował, że wszystkich obecnych żołnierzy z Konware przeszyły zimne dreszcze, a w oczach pojawił się strach.

************

W szarym blasku zachodzącego słońca, które ostatnimi promieniami oświetla męski obóz, szykujący się powoli do nocy. Rina stoi z tyłu stołówkowego namiotu i wymiotuje. Po dłuższej chwili neczanka trzymając się za brzuch z trudem oparła się o stabilny namiot.
- Hmm... ktoś tu gardzi moim jedzeniem? - odezwał się nagle gruby męski i donośny głos.
- Nie ...to ... nie do końca... - wydukała z trudem Rina.
- Przynajmniej w końcu jakaś normalna reakcja. - wymamrotał przybysz.
- Słucham? - odparła zaskoczona neczanka, odwracając się w kierunku mężczyzny. Wtedy dziewczyna spostrzegła, że rozmawia z palącym, postawnym facetem.
- Dawno nikt nie zwymiotował moich potraw. - odparł mężczyzna zaciągając się.
- Prze ...przepraszam .... nie ... nie chciałam ... - wydukała Rina.
- W sumie to nawet miła odmiana.
- Wybacz nie rozumiem....
- Heh ... - westchną kucharz, a następnie zaciągnął się i powiedział: - Od lat gotuję dla żołnierzy, jednak szybko zauważyłem, że cokolwiek nie ugotuję oni i tak to zjedzą. Z czasem przestałem się starać i gotowałem coraz paskudniejsze rzeczy, a oni i tak to zjadali i to bez marudzenia. W sumie gdybym zebrał Twoje wymioty w miskę i im podał to też by je zjedli.
- Fuj ... em ... Rozumiem ... Stra... straciłeś całą chęć do gotowania i za ... zamiast się rozwijać wręcz się cofasz ... - odparła nieśmiało neczanka rumieniąc się.
- Hmm... interesujące - stwierdził palący kucharz podchodząc bliżej do neczanki.
- Em ... Co ta ...co takiego? - wydukała Rina, cofając się do ściany.
- Podejdź bliżej, a ja inaczej z Tobą pogadam. - wtrącił stanowczo znajomy głos.
- Zawsze możesz się przyłączyć, skoro nasz major sprowadził nam dziewczynki to starczy dla każdego. - odparł spokojnie kucharz.
- Dla Twojej informacji te dziewczyny są wojskowymi i należą do neczańkich sił znojnych. - odparł twardo przybysz.
- Hmm... to całkiem możliwe ... - odparł mężczyzna z brzuszkiem, delikatnie odchodząc i gasząc papierosa.
- Kurai! - wtrąciła uradowana Rina.
- Dobrze się czujesz? - spytał chłodno neczanin wręczając dziewczynie butelkę z wodą.
- Już dobrze ... - odparła z uśmiechem neczanka.
- Dobra, jestem Chushin, a pan o żołądku ze stali, który się oparł mojemu przysmakowi to kto? - spytał kucharz.
- Kurai. - odparł chłodno neczanin, a następnie dodał: - Chodź Rina, idziemy.
A następnie neczanie oddalili się od nowo poznanego żołnierza, który nie reagował na ich odejście i wrócili do namiotu dziewczyn, gdzie przesiadują pozostali neczanie.
- O Rina! Jak dobrze!- uradowała się Kiazu, a następnie energicznie dodała: - Kochana proszę, zrób mi coś dobrego na kolacje! Bo w tym męskim raju umrę zaraz z głodu!
- Dobrze, zaraz coś Ci przyrządzę. - odparła z uśmiechem wodna neczanka.
- Ja też coś poproszę. - dodała Diuna, trzymając się za burczący brzuch.
- Dobrze. - odparła Rina.
- A Ty Ziom gdzie idziesz? - spytał Otachi widząc jak elektryczny neczanin wychodzi.
- Pozwiedzać męski obóz. - odparł chłodno Kurai.
- Możemy iść z Tobą? - spytał Hachi.
- Skoro chcecie .. - odparł bez emocjonalnie Kurai.
- No Ziom weź się zgódź. - stwierdził Otachi, a następnie ocknął się i powiedział: - Zaraz ... chwila ...
- Ziom Ty się zgodziłeś! - dodał Hachi.
- Owszem. - odparł elektryczny neczanin.
- Super! - dopowiedział radośnie Otachi.