piątek, 22 grudnia 2017

Epizod 239


"
Kłótnia i konsekwencje..."


Blady świt nad pustynną wioską wstał bardzo szybko i z pewnością za wcześnie. Po nocnych wydarzeniach neczanie mieli mało czasu aby się wyspać, dlatego spali pod postacią kotów i przemienili się w ludzi dopiero rano tuż po wstaniu. Wtedy okazało się, że Hachi z nimi nie nocował. Jednak nikt tego nie komentował, właściwie to nasi bohaterowie w ogóle ze sobą nie rozmawiali, aż do wyjścia z gospody.
- Hachi z nami nie nocował...mam nadzieję, że nie zmarzł w nocy... - powiedziała w końcu Rina.
- Zasłużył sobie aby zamarznąć. - stwierdziła Kiazu.
- Myślałam, że ten głupek ma więcej rozumu. - dodała Diuna.
Nagle neczanie przy tytanach zobaczyli Hachiego siedzącego na masce jednego z nich.
- O patrzcie pan obrażony. - powiedziała Diuna.
- Milcz. - odparł chłodno Kurai.
- Cześć, Hachi. - wtrąciła pokornie Rina.
- Siema. - odparł Hachi, a następnie dodał: - Jedziemy?
- Dobra, marudo co poniektórzy martwili się o Ciebie, gdzie spędziłeś noc? - spytała Kiazu.
- Nie Twój zakichany interes.- odparł nadal zły Hachi.
- Ej! Nie pozwalaj sobie! Bo to Ty nabroiłeś a nie ja! - odpowiedziała Kiazu.
- Wypchaj się nie rozmawiam z Tobą. - stwierdził Hachi.
- Teraz to wypchaj się!? Ty popaprańcu, uratowałam Ci skórę a Ty się tak odwdzięczasz!? - Krzyknęła Kiazu.
- O nie tego już za wiele! Powaliło Cię i to do końca! Daj mi spokój suko! - odparł Hachi.
W tym momencie ich awantura zaczęła się rozkręcać i stawać się coraz głośniejsza.
- Spokój! - powiedział chłodno, stanowczo i głośno Kurai.
Jednak wyzywające się i kłócące się rodzeństwo w ogóle nie zareagowało na te słowa. W ten Kurai głośno gwizdnął na palcach. Neczanin zrobił to tak głośno, że bez trudu zagłuszył kłótnie, która nagle ucichła.
- Powiedziałem spokój! - powiedział po chwili Kurai.
- Ale... - próbowała coś powiedzieć Kiazu.
- Nie ma ale! - kontynuował twardo Kurai, a następnie dodał: - Kiazu jedziesz z Riną, Otachi z Diuną a Hachi jedzie ze mną, a teraz do wozów.
- Ziom, ja che...
- Nie ma ja chce. - wtrącił chłodno Kurai, przerywając wypowiedź Hachiego, po czym dodał: - Jeszcze słowo, a będziecie mieli poranna przebieżkę po pustyni w tempie tytanów i to będzie dopiero początek przyjemnego dnia, na koniec którego będziecie błagać o śmierć.
Na te słowa nikt, dosłownie nikt nie odważył się odezwać. Neczańskie rodzeństwo bez słowa wsiadło do maszyn bojowych. Po chwili Kurai również wsiadł do wozu i cały oddział pospiesznie odjechał z wioski.


************

- Co za ciołek! - stwierdziła poddenerwowana Kiazu, zasiadając na fotelu pasażera.
- Nie wiem co mam Ci powiedzieć... - odpowiedziała pokornie Rina prowadząc tytana.
- No ale weź, on cała tą sytuację porównuje do moich wyczynów...
- Jest poddenerwowany … pewnie nie myśli racjonalnie ...

- No, ale to kretynizm …
- Czasem.... czasem też tak masz... - odpowiedziała niepewnie Rina.
- NIE! … Może .. ale się ogarniam!
- Tak... em … Kiazu czemu tak długo nie wracałaś wczoraj wieczorem?
- Rozmawiałam z ta całą Uriea i powiedziałam jej parę rzeczy do słuchu...
- Brzmi groźnie …
- Wiesz powiedziałam jej, że jest za młoda na takie zabawy i czym grozi nieodpowiedzialna zabawa...
- Hmm... wystraszyła się niechcianej ciąży?
- Kochana, ciąża to najmniejszy problem … już pomijając choroby weneryczne to nieodpowiedni partner może wyrządzić Ci krzywdę...
- Rozumiem...
- Wiesz porozmawiałam z nią jak kobieta z kobietą, a potem odstawiłam ją do jej domu, tak aby jej coś głupiego nie przyszło do głowy.
- Ciekawe ile zrozumiała z tej rozmowy?
- Myślę, że sporo … Uriea to bardzo inteligenta dziewczyna, ale nie wiem co zrobi z tą wiedzą...
- Tego nie wiem … a powiedziała Ci dlaczego to robi?
- Powiedziała mi, że robi to bo lubi … i do mnie to przemawia...
- Sabina .. jej matka … powiedziała, że Uriea ma starszą siostrę, która zakochała się w jakimś przejezdnym i przespała się z nim … ten jeden raz wystarczył aby zaszła w ciążę … i wyjechała z nim ...
- I ta mała uważa, że jak złapie byle przejezdnego na dziecko to się wyrwie z tej dziury?
- Jakoś tak …
- Szkoda słów .. ona nawet okresu jeszcze nie ma … heh … wiem jedno albo ogarnie się po moich słowach, albo ta zabawa się dla niej bardzo źle skończy …
- Oby się opamiętała … ale chyba teraz mamy większy problem...
- Mówisz o Hachim? Ten głąb powinien przejrzeć na oczy.
- Pewnie masz rację … przepraszam na chwilę... - powiedziała Rina, a następnie dodała do łączności: - Kurai, czy możemy się pilnie zatrzymać proszę?
-
Co się dzieje? - spytał chłodno Kurai.
- Em … muszę … się zatrzymać … - powiedziała nie pewnie Rina.
-
Dobrze, zatrzymajmy się tam koło kamiennego tunelu... - odparł chłodno Kurai.
- Rina co tam? - spytała Kiazu...
- Nie za bardzo się czuję ... - odpowiedziała Rina wyciszając łączność.
- Rozumiem.... Hmm... podejrzewam, że przyjechała pewna Ciocia...
- Tak … nad ranem przyjechała …
- Jakby co to powiedz, to dam Ci swój zapas …
- Dobrze …
- Aha i potem ja prowadzę …
- Jak sobie życzysz …

************

Po paru chwilach maszyny bojowe zatrzymały się w wyznaczonym miejscu. Rina szybko poszła na stronę, a w tym samym czasie reszta, zrobiła sobie krótką przerwę aby rozprostować kości.

- Kiazu co się dzieje? - spytał zaciekawiony Otachi.
- Nic, normalna sprawa... wyższa potrzeba. - odpowiedziała spokojnie Kiazu.
- Rozumiem, nie wnikam. - odparł Otachi, a po chwili dodał: - Bro zagramy w coś?
- Nie rozmawiam, z zdrajcami. - odpowiedział chłodno Hachi odwracając się.
- No nie! Trzymajcie mnie po jak mu zaraz przydzwonię to wyląduje na Zekeren! - wtrąciła poirytowana Kiazu.
W tym mocnienie oboje przez chwile zostali otoczeni przez błyskawice, które zarówno szybko się pojawiły jak i szybko z nikły.
- To moje ostatnie ostrzeżenie, a teraz wsiadać do aut. - rozkazał chłodno Kurai.
Neczanie w ciszy czekali na Rinę, która niebawem wróciła do swojego oddziału i w ten sposób nasi bohaterowie mogli ruszyć w dalszą podróż.

************

-
Jak Kiazu mnie wkurwia swoim zachowaniem. - wymamrotał pod nosem Hachi, siedzący na miejscu pasażera, a po chwili dodał: - W sumie Ziom udzielisz mi kilku informacji?
- Podobnież nie chciałeś z nikim rozmawiać... - odpowiedział chłodno Kurai, prowadząc tytana.
- Weź Ziom, ja tak nie potrafię … to jak?
- Dobra odpowiem, ale pod warunkiem, że Ty będziesz udzielał informacji mi...
- Spoko... jak dla mnie nie ma problemu … - odpowiedział Hachi szczerząc kły, a po chwili spytał: - Masz dzieci?
- Nie mam, skutecznie się zabezpieczam, podobnie jak kuby … wiesz tak aby nie było niespodzianek.
- Czyli wychodzi na to, że poważnie podchodzisz do tematu...
- Owszem, a teraz kolej na Ciebie … Powiedz mi czy wiesz dlaczego Kaziu przeszkodziła Ci w igraszkach?
- Z zazdrości, albo z innego dennego powodu. - odparł naburmuszony Hachi.
- Mylisz się, na dobrą sprawę Kiazu uratowała Twoje przyrodzenie …
- Jak to? Nie rozumiem...
- Na Bromano karą za takie igraszki jest obcięcie przyrodzenia...
- Mówisz o igraszkach przed małżeńskich? O rany …
- Nie, mówię o seksie z nieletnią …
- E to mnie nie dotyczyło Ziom, ja mam pełnoletność i ona tez miała... powiedziała mi, że ma 17 lat i że według prawa jest pełnoletnia.
- Gdyby miała 17 lat to owszem byłaby pełnoletnia, gdyż na Bromano pełnoletność ma się już w wieku 16 lat...
- No więc było w porządku.. zaraz czekaj powiedziałeś gdyby miała?
- Tak, widzisz ona ma 12 lat...
Na te słowa Hachi zamilkł i milczał bardzo długo, ponieważ ta nowina wywołała u niego duży i drastyczny szok. Prawie, nieświadomie dopuścił się czynu karalnego, który podążał by za nim do końca życia, powodując u niego traumę. Nie wiele brakowało, a poprzednią noc spędził by u boku dwunastolatki, która miała wyrafinowany plan. Wojna zmusza ich do wielu rzeczy, ale to nie jest jedna z tych rzeczy, co prawda świat jest różny, ale Hachi nie wybaczył by sobie do końca życia, gdyby zrobił coś takiego.
- Żartujesz?- spytał niepewnym głosem, zszokowany Hachi.
- Nie zwykłem żartować na takie tematy. - odparł chłodno Kurai, po czym dodał: - Była u nas jej matka, pokazała nam jej legitymację szkolna i wyjaśniła sytuację.
- O rany... to dlatego Kiazu tam wparowała jak po ogień ….
- Dokładnie...
- Szkoda tylko, że nie powiedziała o co chodzi... masakra … rany jak dobrze, że do niczego między nami nie doszło …
- Twoje szczęście, że ktoś przerwał Ci chwilę uniesienia...
- O tak …. - powiedział z ulgą Hachi, który jest bardzo zaskoczony, a po chwili dodał: - Hmm... ciekawość ile lat miała Twoja najmłodsza dziewczyna z którą no... baraszkowałeś?
- Miała 10 może 11 lat …
- O rany... a to ja prawie zostałem oskarżony o pedofilię, i mam wyrzuty sumienia, że w ogóle dałem się skusić... ale Ty Ziom to przegiąłeś po całości ...
- Nie przegiąłem... sam wtedy byłem w podobnym wieku, więc można powiedzieć że robiłem to wtedy z rówieśnicą... i żadne z nas nie było pełnoletnie na większości planet... to na pewnej planecie oboje byliśmy już pełnoletni …
- No chyba że tak … w takim układzie wcześnie zacząłeś …
- Po raz tam gdzie się wychowywałem wiek to była tylko liczba.... a po dwa dużo rzeczy wcześnie zacząłem...
- No spoko … - powiedział zmieszany Hachi, a następnie dodał: - Niech zgadnę to baraszkowanie za dzieciaka było Zekeren?
- Nie, to była pomniejsza planeta gdzie 10 latki wychodziły już za mąż na starych dziadów, tam kończąc 10 lat osiągało się pełnoletność...
- Grubooo...
- Życie …
- Skoro już, ze mną rozmawiasz to …

************

Czas powoli i leniwie płynął do przodu, jednak nużąca jazda zdaje się nie mieć końca. Neczanie są już dość mocno znudzeni tą podróżą. Na ich szczęście właśnie zbliża się wieczór, a zmęczone słońce delikatnie zachodzi na tle horyzontu, który sam w sobie zabiera dech w piersiach. Wkrótce wojskowi dotarli nad rozległe jezioro, skąpane w złotym kolorze nieba, i o śnieżnej plaży, która w idealny kontrastowy sposób zupełnie nie pasuje do krajobrazu.
- Łał! Niesamowite miejsce. - powiedziała Rina wysiadając z auta i biorąc aparat.
- Powiedzcie, że mamy tu tylko przerwę a nocujemy gdzie indziej. - stwierdziła Diuna siadając, na masce jednego z tytanów.
- Nie narzekaj, czas rozprostować w końcu nogi, bo inaczej zwariuje ... - dodała Kiazu, przeciągając się i porządnie rozciągając się.
- Ziom, rozbijamy obóz? - spytał dociekliwie Otachi skacząc po dachach pojazdów.
- Tak. - odparł chłodno Kurai.
- Czyli co? Tak klasycznie drewno, woda, kamienie i kolacja? - dodał Hachi, opierający się o tytana.
- Dokładnie. - odpowiedział Kurai.
- Ta ja idę po drewno i kamienie. - powiedział Otachi zeskakując z dachu jednej z maszyn, a następnie spytał: - Bro idziesz ze mną?
- Z Tobą zawsze! - odpowiedział radośnie Hachi.
-
O komuś foch przeszedł. - wtrąciła Diuna, pod nosem.
- To ja zajmę się z przygotowaniem obozu. - zaproponowała Rina.
- Dobrze, Kiazu, Diuna pomożecie jej. - powiedział stanowczo Kurai.
- Tak, tak … - odpowiedziała niezadowolona Diuna.
- Oczywiście, że tak! - dodała ochoczo Kiazu.
- A Ty co lenienie? - spytała Diuna.
- Nie, idę zadbać o dodatek do zapasów. - odpowiedział chłodno Kurai odchodząc.
- Heh … i jak tu z nim wytrzymać? - spytała Diuna.
- Tak jak zawsze. - odpowiedziała Kiazu, a następnie dodała: - Dobra, czas ogarnąć okolice, bo jak wróci i nic nie będzie zrobione to da nam popalić.
- Taaa... coś w tym jest. - dodała niechętnie Diuna.

************

Iglasty, ciemno zielony las, który przykryty jest delikatną śnieżą pokrywą, która nieznacznie przykrywa ziemię oraz gałęzie licznych drzew. Przez ten stosunkowo ponury teren spokojnym krokiem idzie Kurai trzymający w ręku dwa spore kremowobiałe króliki, które z pewnością nic już nie odczuwają, nawet chłodnego wiatru, który spowija okolicę.
Jednak z im neczanin jest bliżej obozu, tym jest głośniej i nie przyjemniej. Słychać krzyki, wyzwiska i bardzo ostre słowa, które zdecydowanie nie wróżą niczego dobrego.
Wkrótce oczom Kurai'a ukazało się źródło tego nieznośnego hałasu. Hachi i Kiazu nerwowo wyzywają się, jednocześnie wrzeszcząc. Po między nimi stoją Otachi i Rina, którzy za wszelka cenę próbują uspokoić szalejące rodzeństwo. Natomiast Diuna leży na masce tytana zaparkowanego blisko palącego się ogniska i przede wszystkim nie ingeruje w zaistniałą sytuację.
- POPAPRAŁO CIE! - krzyknął Hachi.
- MNIE!? CHYBA CIEBIE DEBILU JEDEN! - odkrzyknęła Kiazu.
- Ej....uspokójcie się … - wtrącił Otachi.
- Proszę przestańcie... - dodała Rina.
- PRZESTANE JAK TA IDIOTKA ZEJDZIE MI Z OCZU! - wykrzyknął Hachi.
Nagle w obozie rozległ się głośny, donośny i przenikliwy gwizd, który skutecznie zagłuszył kłócących się i zwrócił ich uwagę.
- Kurai … - stwierdziła niepewnie Rina.
- Ziom to ona zaczęła. - dodał Hachi.
- Nie prawda to on zaczął! - zaczęła bronić się Kiazu.
- Dobra starczy tego. - powiedział chłodno i stanowczo Kurai, odkładając królicze truchła na ziemię.
- Ej … psujesz widowisko … - powiedziała Diuna, dalej siedząca na masce pojazdu.
- Ale … - próbowali coś powiedzieć oboje kłócący się.
- Nie ma ale! - wtrącił stanowczo Kurai, a po chwili dopowiedział: - Wy dwoje idziecie ze mną. Reszta ma ogarnąć obóz.
- Tak jest … - odpowiedziało, mniej lub bardziej zgodnie neczańskie rodzeństwo.
Po chwili Kurai, Hachi i Kiazu udali się na stronę. Ognista neczanka wraz z bratem, idąc za przywódcą dość mocno przepychali się między sobą. Jednak gdy ten chociaż na sekundę się odwracał, z minią niewiniątek udawali, że nic nie robili.

************

-
Czasami w snach pytasz mnie czy to ścierwo nie żyje? Żyje ale już nie długo, jednak jestem pewien, że znajdę sposób abyś to Ty moja ukochana dokonała zemsty na tym, który śmiał Cię tam uwięzić...obiecuję Ci moja droga, że znajdę sposób aby Cię uwolnić! Nawet za cenę własnego życia! - rozmyślał Chifuin, popijając wieczorną herbatę.

************

Nieduży kanion, skąpany w pierwszym, srebrzystym blasku księżyca, o ciemno pomarańczowej barwie. Kiazu, Hachi i Kurai stoją tuż obok chwiejnego mostu prowadzącego na drugą stronę miejsca, które w świetle dnia, za pewne byłoby bardzo malownicze.
- Po co nas tutaj przyprowadziłeś? - spytała w końcu Kiazu.
- Dowiecie się jak przejdziecie na drugą stronę. - odpowiedział tajemniczo Kurai.
Neczańskie rodzeństwo niewiele myśląc pokornie i w ciszy weszło na bujający się most, który nie zachęcał do chodzenia po nim. Wkrótce oboje byli już bezpieczni po drugiej stronie kanionu, most za nimi, z hukiem runął w przepaść.
- Ej! On nie mógł się od tak zawalić! - powiedział Hachi, gwałtownie odwracając się.
- Masz rację, pomogłem mu. - stwierdził chłodno Kurai.
- I co tak nas tu zostawisz? - spytała poirytowana Kiazu.
- Tak. - odpowiedział bez emocjonalnie elektryczny neczanin.
- Weź Ziom, nie mam ochoty z nią spędzić ani minuty dłużej! - dodał Hachi.
- I vice versa łomie. - dopowiedziała Kiazu.
- To Wasz problem a nie mój. Macie do 8:00 dotrzeć do obozu. Jeśli tego nie zrobicie to ruszymy dalej bez Was. - powiedział Kurai, odchodząc.
- Nie no Ziom Ty tak na poważnie? - zapytał Hachi, a po chwili kiedy nie dostał żadnej odpowiedzi zaczął krzyczeć: - ZIOM! NIE RÓB MI TEGO! ZIOOOM!!
- KURAI!!!! - wrzasnęła w końcu Kiazu.
- Weź już się nie drzyj, on na nasze nieszczęście nie wróci …
- Powiedział ten co się nie darł …
- To Ty się drzesz nie ja!
- Ha ha ha … no Ty to normalnie szepczesz...

************


Nad rozległym jeziorem, skąpanym w gwieździstym niebie, na śnieżnej plaży, Otachi, Diuna, Rina i Kurai siedzą na kamieniach, przy cudownie iskrzącym się ognisku i kończą jeść kolację.
- Ziom naprawdę musiałeś ich tam zostawić? - spytał z zaciekawieniem Otachi.
- Tak. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Czyli zostajemy tu na kilka dni? - zapytała Diuna.
- Nie, rano o 8 z godnie z planem ruszamy dalej. - odparł Kurai.
- A co jak nie dotrą? - spytania zaniepokojona Rina.
- Ich problem a nie mój. Ich powrót jest przygotowany tak, że jeśli nie będą marnować czasu na kłótnie to bez problemu wrócą na czas. - odpowiedział Kurai.
- Są tak zaszczuci na siebie, że prędzej się pozabijają niż tu dotrą. - dodała Diuna.
- To będzie po problemie. - stwierdził Kurai, a następnie szybko dodał: - biorę wartę od 3:30 do 6:00, druga dłuższa warta przypada Tobie - Otachi, reszta bez zmian.
- Dobra Ziom, a w jakiej kolejności? - zapytał Otachi.
- Jak Wam wygodniej. - odpowiedział Kurai, po czym wstał i odszedł od ogniska.
- To jak już muszę to ja chce mieć pierwszą wartę. - powiedziała Diuna.
- Ja mogę wziąć środkową. - dodała Rina z uśmiechem.
- Dobra, mi to pasuje... w takim układzie czas się zbierać. - odparł Otachi wstając.
- Już odpadasz? Cienki jesteś. - powiedziała delikatnie złośliwie Diuna.
- Wolałbym nie zasypiać za kierownicą, zwłaszcza, że Hachi i Kiazu nie dadzą rady prowadzić po nocy. - odpowiedział spokojnie Otachi przeciągając się, a następnie odchodząc dopowiedział: - Dobrej nocy.
- Dobranoc Otachi. - powiedziała Rina z uśmiechem.

piątek, 8 grudnia 2017

Epizod 238



"Uriea dziewczyna z Moleko... "


Czas mija szybko, więc wkrótce nastał wczesny wieczór. Przepiękne, gwieździste niebo spowiło najbliższa okolicę jadących maszyn bojowych. Nagle neczanie na horyzoncie zobaczyli światła, sugerujące, że gdzieś niedaleko w tym pustynnym terenie znajdują się zabudowania.
- Hachi, co to za miejsce? - spytał chłodno Kurai, przez łączność.
-
Hmm.. Ziom … Według mapy to Moleko, pustynna wojska, z Bromano, więc powinni być przyjaźni. - odpowiedział Hachi.
- W takim układzie, nie zmieniamy planów, jedziemy dalej. - odparł chłodno Kurai.
-
Ej, a nie możemy przespać się w wiosce? - zaprotestowała Kiazu.
- Nie. - odpowiedział chłodno Kurai.
-
No weź … - dołączyła się Diuna.
- Nie potrzebujemy wioski do noclegu. - kontynuował Kurai.
-
Kurai, no proszę zgódź się. - nalegała Kiazu.
- Wymieńcie trzy dobre powody. - odpowiedział w końcu elektryczny neczanin.
-
Poznamy nowych ludzi i spędzimy milszą noc niż pod namiotami. - odpowiedziała Kiazu
-
Dziewczyny nie będą Ci marudzić i truć czterech liter. - wtrącił Otachi.
-
Hmm... będzie łatwiej odbyć warty i nie będziemy generować dodatkowego światła. - dodał Hachi.
- Dobrze, zatem jedziemy do wioski. - odpowiedział chłodno Kurai.
-
YAY! - krzyknęli radośnie pozostali.
- Nie cieszcie się tak, zostaniemy tam o ile władze wioski na to pozwolą.
W tym momencie wszystkie tytany z pełną szybkością ruszyli w kierunku iskrzących się, jasnych świateł. Ciche maszyny bez trudu pokonują ten trudny i nieprzystępny teren i dzięki temu neczanie bardzo szybko dotarli pod wioskę, gdzie czekał już mały tłum zaciekawionych ludzi. Wkrótce neczanie zaparkowali i wysiedli z maszyn, a Kurai chłodno powiedział:
- Macie jakiegoś dowódce?
- Tak sołtys Indon jest u siebie. - odparł ktoś z tłumu.
- Czy mogę z nim pomówić? - spytał chłodno Kurai.
- Tak, ja Cie zaprowadzę. - odpowiedział starszy mężczyzna o lekko siwych włosach i brązowych oczach, a po chwili dodał: - Dobrze Ci radze weź kogoś milszego od siebie.
Elektryczny neczanin nie wiele myśląc, samym spojrzeniem dał znać Rinie aby poszła z nim. Wodna neczanka bez słowa podeszła do Kurai'a, i oboje wraz z przewodnikiem ruszyli na spotkanie z sołtysem. W tym samym czasie tłum w ciszy rozszedł się do swoich domostw.
- To chyba tyle jeśli chodzi o poznanie kogoś nowego. - stwierdził Hachi.
- Starsi tak mają. - odezwał się nieznajomy kobiecy głos.
W tym momencie neczanie rozejrzeli się po okolicy i wśród żółtych domów z piaskowca, koło studni zobaczyli dziewczynę o krótkich czerwonych włosach i fioletowych oczach. Jest ona ubrana w krótkie czarne szorty, oraz biały obcisły T-shirt z dość sporym dekoltem.
- Mam na imię Uriea, a Wy? - powiedziała nieznajoma podchodząc do neczan.
- Ja jestem Hachi, a to Kiazu, Diuna i Otachi. - odpowiedział ziemny neczanin.
- A ta dwójka co poszła do sołtysa to Kurai i Rina. - dodała Kiazu, a po chwili dopowiedziała z uśmiechem : - Miło Cie poznać.
- Jest tu jeszcze jakaś młodzież? - spytał Hachi.
- A co moje towarzystwo Wam nie wystarcza? - spytała Uriea.
- Wystarcza. - stwierdził Hachi z uśmiechem.
- Po prostu zwykle w wioskach jest zróżnicowane towarzystwo. - wtrąciła Diuna.
- Są w gospodzie, tam się jak to określiliście „młodzież” się zbiera. - odpowiedziała Uriea.
- Ciekawe. - Stwierdziła Diuna.
- Jak sołtys pozwoli abyście zostali, to zaprowadzę Was tam. - powiedziała Uriea z uśmiechem.
************

Nie duży gabinet, o ścianach z białej cegły. Po środku niego stoi drewniane biurko, za którym jest drewniana rama z półek która jest idealnie wpasowana w ścianę z oknem. Przed czarnym biurkiem stoją dwa stylowe czarne fotele, na których siedzą neczanie, a za biurkiem zasiada mężczyzna o średniej długości kasztanowych włosach, spokojnych lawendowych oczach.
- Dobry wieczór, Pan Indon jak dobrze myślę? - spytała pokornie Rina.
- Tak młoda damo,
Każdą razą bądź co sprowadza was pewnie noclegownia? - odpowiedział Indon.
- Hmm... Tak, jeśli byłby Pan tak miły to chcielibyśmy przenocować w pańskiej wiosce.

- Może'ta, tylko jak kur słon'eko u'obudzi to wy od'jechać i pojedz'im dalej.
Rina zrobiła delikatnie zakłopotaną minę, a Kurai, który do tej pory milczał, spokojnie powiedział:
- Pan mówi, że możemy tu przenocować, ale jak słonce wstanie to mamy ruszyć dalej.
- Dobrze, jak pan sobie życzy. - odpowiedziała pokornie Rina.
- A tera idz'iem wy, a tera nie duż głowy. Pako. - odpowiedział Indon wskazując drzwi.
- Mówi, abyśmy już sobie poszli i nie zawracali mu głowy, oraz pożegnał nas. - przetłumaczył chłodno Kurai.
- Dziękujemy i dobranoc Panu. - powiedziała pokornie Rina, wstając i udając się do drzwi, za ukochanym.
-
Au'adna dziewoja, an modzeli na rencach ni ma i ni gawotna. Ić nie naszoja. - wymamrotał pod nosem sołtys, a po chwilo głośno dodał: - Dziewoja stoju na zeksa?
- Tak, ta ładna dziewczyna stoi na warcie. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Dobr'a … O, Patrz, żeb szczun ucho zapuszu. - odparł Indu.
- Am ni szczun, am dobr'e 'uch, a ta dziewoja an wojenka, taka adekwatna. - odpowiedział chłodno Kurai.
- O ja widzu' że u wojacki gwarowni ucz'uli. Za'dwalony ja idz'ta i wypoczywajta. - stwierdził sołtys zamykając za gośćmi drzwi.
- Czy mogę wiedzieć o czym rozmawialiście? - spytała pokornie Rina.
- Pod nosem powiedział, że jesteś ładną dziewczyną, ale nie masz odcisków na rękach, ani nie mówisz gwarą, więc widać że nie jesteś z wioski. Potem spytał czy stoisz na warcie.
- I wtedy odpowiedziałeś mu że stoję, a co potem? - zaciekawiła się Rina.
- Przytaknął i powiedział coś w stylu „ Szczyl usłyszał co mówiłem”, a co mu odpowiedziałem, że nie jestem „szczylem” i że mam dobry słuch, a potem powiedziałem, że jesteś wojskowym i że umiesz znaleźć się w każdej sytuacji. - odpowiedział chłodno Kurai, a po chwilo dodał: - Na koniec sołtys stwierdził, że jest zadowolony, że w wojsku uczą gwary, i kazał nam iść i wypoczywać.
- Rozumiem … a skąd znasz tą gwarę?
- Pamiętasz takie wielkie książki co dostaliśmy od Rudego do przeczytania?
- Tak... Hachi albo Otachi wyrzucił je do kosza...
- Tam znajdował się słownik podstawowych gwar. Wystarczyło przeczytać.
- Rozumiem. - odpowiedziała spokojnie, speszona Rina.
************

Neczańskie rodzeństwo dobrze się bawi w towarzystwie mieszkanki tej pustynnej wioski. Dziewczyna jest bardzo kontaktowa i bardzo wesoła, więc bardzo dobrze dogaduje się z naszymi bohaterami. Wkrótce do rozchichotanych neczan siedzących na maskach pojazdów, podszedł Kurai, wraz z Riną, mówiąc:
- Sołtys pozwolił nam zostać do świtu.
- Tylko do świtu? Czemu tak? - spytała Diuna.
- Pewnie dlatego, że to pustynia i wciągu dnia wypijalibyśmy dodatkowe racje wody. - odparł Kurai.
- W ciągu dnia jest tu bardzo gorąco, i obcy nie radzą sobie z naszym klimatem, więc sołtys jak już pozwala zostać w wiosce to tylko do świtu. - wtrąciła Uriea.
- Dobra, w sumie logiczne. - odparła Diuna.
- Przepraszam, kim jesteś? - spytała zaciekawiona Rina.
- A tak, ja jestem Uriea, a wy to Rina i Kurai. - odpowiedziała mieszkanka wioski a następnie dodała: - To co idziemy do gospody?
- Pewnie! - odpowiedział radośnie Hachi.
- Dobra! - dodały radośnie Diuna i Kiazu.
- To zapraszam. - odpowiedziała Uriea, idąc w kierunku gospody i delikatnie wtulając się w Hachiego, szepcząc mu: -
Chłodno się robi.
-
Spokojnie ogrzeję Cię. - odparł Hachi.
-
Na to liczę. - odpowiedziała mieszkanka wioski z uśmiechem.
W tym momencie wszyscy ruszyli w drogą za Uriea i Hachim, a już po paru chwilach wszyscy dotarli pod piętrowy budynek zbudowany z piaskowca. Wygląda tak jakby miał liczne pokoje i dużą przestrzeń do imprezowania, a swoją stylizacją przypomina średniowieczne karczmy.
- Ciekawe miejsce. - stwierdziła Kiazu.
- Ciekawie to jest dopiero w środku. - odpowiedziała Uriea wpuszczając gości do środka.
Głośna muzyka i dużo bawiącej się młodzieży to coś co rzuca się w oczy zaraz po otwarciu drzwi.
- Tylko nie siedźcie za długo, o wschodzie słońca ruszamy dalej. - powiedział chłodno Kurai, odchodząc w mrok pustyni.
- Spoko Ziom! - odparli zgodnie neczańscy bracia.
- Nie psuj nam zabawy. - dodała Kiazu mrugając okiem.
- My nie siedzimy do bardzo późna, zwłaszcza że rano każdy z nas ma jakieś obowiązki. - dopowiedziała Uriea
************


Piękne nocne, bezkresne i przepełnione miliardem gwiazd nocne niebo. Na chłodnym białym piasku, błyszczącym w świetle nocy siedzi Kurai, patrzący w przestrzeń. Jego aspołeczna, chłodna, natura samotnika pozwala mu napawać się takimi sytuacjami, podczas których jest tylko sam ze sobą i swoim wszechświatem. Wkrótce elektryczny neczanin wstał i udał się w dalsza samotna podróż po magicznej, otulonej nocnym płaszczem pustyni. W ten Kurai, dostał SMS, którego spokojnie przeczytał i odwonił, a kiedy nawiązał połączenie, chłodno powiedział:
- Zgadzam się na niego.
Po tych słowach neczanin rozłączył się, schował telefon do kieszeni i uważnie obserwując pustynię ruszył dalej przed siebie.


************

W rogu gospody, na drewnianej ławie siedzi Hachi z wtulającą się w niego Uriea. Dziewczyna kokieteryjnie go zaczepia. W tym samym czacie Kiazu i Diuna rozmawiają przy barze, Otachi tańczy na parkiecie z nieznajomą dziewczyną, a Rina jak zwykle robi zdjęcia.

- Dzisiaj zamieniałaś się rolą z Hachim czy co? - spytała Diuna.
- Nie ma tu nikogo na kim można by było zaczepić oko. - odpowiedziała Kiazu, a po chwili z delikatnym uśmiechem dodała: - Jak dla mnie ta noc może należeć do Hachiego.
- Ciekawe, że nie mają tu alkoholu...
- Z tego co widzę to przesiaduje to młodzież w różnym wieku, zobacz tamta grupka...O tam ma niewiejącej niż 9-10 lat …
- Niby tak, ale znaczna większość jest w naszym wieku...
- Owszem, ale nie ma tu „dorosłego” więc nikt by ich nie upilnował...
- Racja... - odparła Diuna, a następnie dopowiedziała: - Jak sądzisz tak by wyglądało nasze życie jakbyśmy nie stracili pamięci i żyli swoim dawnym życiem?
- Któż to wie... ciężko wyczuć kim byliśmy wcześniej...
- W sumie z Twoim zacieniem to mogłabyś być jakimś wojskowym czy rycerzem...
- Heheheh … to co Ty byłabyś wielka damą?
- Może...
- Rozmyślasz o tymczasem?
- W sumie tak … ciekawi mnie kim wtedy byliśmy i czemu jesteśmy aż tak rożni...
- Przyznaję, że ciekawie byłoby się w końcu tego dowiedzieć.
- Hmm... Kto mógł nam przybliżyć naszą historię?
- Hmm.... najprędzej Królowa Neko, ale ona z nami gadać nie będzie... zwłaszcza, że teraz otaczają nas ważniejsze zdarzenia. - odpowiedziała Kiazu popijając swoją kolę.
- Taaa....
************

Minęło sporo czasu, Otachi, chodzi po pomieszczeniu jednak młodzież zaczęła się już wykruszać, a ci co zostali nie bardzo chcą rozmawiać z neczanami. Więc wietrzny neczanin nie wiele myśląc dosiadł się do Kiazu i Diuny pytając:
- I co tam dziewczyny?
- W sumie powiem Ci, że całkiem nudno... - odpowiedziała Kiazu, a po chwili dodała: - Jestem rozrywkowa, i próbowałam ich rozkwiecić, ale to jakieś sztywniaki co połknęły kije od szczotek.
- Taaa... wyjątkiem jest Uriea, ale ona gada tylko z Hachim. - dodała Diuna.
- Myślicie, że Hachi znalazł sobie tu dziewczynę? - spytał Hachi.
- Ciężko stwierdzić, ale wiem, jedno ona nie zachowuje się tak jakby chciała być z nim na stałe. - odpowiedziała Kiazu.

- Jak nie na stałe to jak? - spytała Diuna.

- No wiesz ona zachowuje się tak jakby chciała go jedynie na jedną noc. - odparła Kiazu.
- Amis też miał być na jedną noc? - zapytał Otachi.
- Nie, z Amisem było inaczej … To była miłość od pierwsze zerknięcia, a to że już kilka godzin po pierwszym spotkaniu wylądowaliśmy razem w łóżku to zupełnie inna historia. - odpowiedziała Kiazu.
- Dobrze to teraz powiedz, mi dlaczego u Hachiego nie może być tak samo? - zapytała Diuna.
- Jej inaczej z oczu patrzy … mam wrażenie jakby chciała się sprawdzić czy może wyrwać go na jedną noc. - odpowiedziała Kiazu.
- W sumie, patrząc na Ciebie to, to nie jest złe... - skwitowała Diuna.
- Czyli myślisz, że to przelotne? - dodał Otachi.
- Tak, tak myślę. - odparła Kiazu.


************

Rina chodzi po praktycznie pustym pomieszczeniu i robi klimatyczne zdjęcia, wykorzystujące urokliwe światło i nietypowe pomieszczenie gospody, która jest pięknym pomieszaniem ciemnego drewna i piaskowca. Tym czasem jej rodzeństwo wstało właśnie od batu i ruszyło w kierunku schodów na piętro. Nagle do neczańskiego rodzeństwa podeszła kobieta, która na oko wygląda na jakieś 30-35 lat. Ma ona rozpuszczone, czerwono-beżowe włosy do ramion oraz fioletowych oczach.
- Przepraszam, widzieliście gdzieś może taką dziewczynę o krótkich czerwonych włosach, fioletowych oczach i bardzo ładną? - spytała zaniepokojona kobieta.
- Hmm... pyta Pani o Uriea? - zapytała Kiazu.
- Tak, dokładnie widzieliście ją? - pytała dalej kobieta.
- Tak, ona nas tutaj przyprowadziła i jeszcze jakiś czas temu tu była. - odpowiedział Otachi.
- Teraz nie wiemy gdzie jest. - dodała Diuna.
-
Ta dziewoja to szczun, ni dziewoja... kaj on'a j'est? … Ana zalatywać tu na chwile, a i'j ni ma... - powiedziała przybyszka do siebie.
- Przepraszam, co Pani powiedziała? - spytała dociekliwie Diuna.
- To po naszemu, zastanawiam się gdzie ona jest bo miała tu przyjść na chwilę, a jej nie ma. - odpowiedziała zaniepokojona kobieta.
- Proszę, poczekać. - stwierdziła Kiazu, a następnie głośno zawołała: - Rina, podejdź proszę.
Na te słowa wodna neczanka podeszła do rodzeństwa i nieznajomej kobiety i pokornie spytała:
- Tak słucham?
- Widziałaś może gdzieś Uriea? Ta pani jej szuka.- odpowiedział Otachi.
- Hmm... z półgodziny temu wyszła z Hachim... ale nie wiem gdzie poszli. - odpowiedziała pokornie Rina.
W tym momencie przybyszka cała z bladła i rozbiło jej się słabo. Neczanie szybko posadzili ją na jednej z ław i przynieśli szklankę wody.
- Jesteś pewna? - spytała kobieta.
- Tak, mogę nawet zdjęcia pokazać... - odpowiedziała pokornie Rina.
- Nie musisz... ale .. To źle bardzo źle... - zaczęła mówić bardzo poddenerwowana kobieta.
- Dlaczego? Nawet jak nie poszli tylko na spacer to nic złego … - spytała Kiazu.
- Ty nic nie rozumiesz … ona ma ...

************

Nie duży klimatyczny pokoik, o żółtych ścianach, w którym znajduje się jedynie duże łózko, przykryte zieloną pościelą. Natomiast jedynym zapalonym oświetleniem są lampy znajdujące się w zagłowiu łóżka, które dają niesamowicie przyjemny klimat. Na brzegu łóżka siedzi Hachi bez koszuli i T-shirt, dzięki temu jego zgrabne umięśnione ciało, ładnie współgra z przytłumionym światłem. Dodatkowo neczanin ma rozpuszczone swoje białe włosy, w czarne kropki, które są delikatnie kręcone i sięgają mu do ramion. Na jego kolanach zasiada Uriea ubrana już jedynie tylko w szorty i biały koronkowy staniczek. Para namiętnie się całuje jednocześnie dopieszczając swoje podniecone ciała, przyjemnym dotykiem. Rozkoszne chwile pełne uniesienia, nakręcają się z każdą sekundą. Po dłuższej chwili całusów i pieszczot Hachi rozpiął biustonosz dziewczyny, która automatycznie zdjęła go do końca, odsłaniając tym samym swój nie za duży i nie za mały krągły i jędrny biust. Ziemny neczanin położył prawą dłoń na lewej piersi dziewczyny i zaczął ją przyjemnie całować i delikatnie podgryzać, przynosząc tym samym partnerce dużo rozkoszy.
W tym monecie do pokoju wparowała Kiazu, która głęboko i szybko oddychając krzyknęła:
- Hachi powariowałeś do reszty!?
Ne te słowa, Hachi schował głowę w biust dziewczyny, jednocześnie załamując się. Następnie po chwili podniósł głowę i patrząc na siostrę, stanowczo powiedział:
- Kiazu wyjdź stąd!
- To Twoja dziewczyna? - wtrąciła Uriea.
- Nie to moja, siostra.. - odpowiedział Hachi, a następnie dodał: - No dalej wynoś się!
- NIE! Zrozum wy nie możecie...
- Bo co!? - wtrącił Hachi, przerywając wypowiedź siostry i zdejmując z kolan dziewczynę, a następnie zanim Kiazu cokolwiek zdążyła powiedzieć, kontynuował:
- Tobie wolno, ale mi już nie!?
- To nie o to chodzi!
- To co!? Zazdrosna jesteś bo ja dziś mogę się zabawić a TY nie!? - odkrzaczał Hachi.
- Jesteś jeszcze głupszy niż myślałam! - krzyknęła Kiazu, a następnie dodała:- A Ty mała szujo co stoisz i śmiejesz się pod nosem?
- Ej zostaw ją dobrze?! To sprawa między Tobą, a mną! - krzyknął Hachi.
- Nie! - krzyknęła Kiazu.
- Wiesz co?! Zazdrość zżera twoje sucze ego! - wykrzyczał Hachi.
- Odwołaj to kretynie jeden! - kontynuowała Kiazu.
- Wal się na ryj! - odparł Hachi zbierając swoje rzeczy, a następnie ,mocno poddenerwowany wybiegł z pokoju trzaskając drzwiami.
Na ten gest śmiejąca się pod nosem Uriea, również chciała wyjść z pokoju, ale Kiazu zagrodziła jej drogą mówiąc:
- O nie! Ty nigdzie nie idziesz! Najpierw pogadasz ze mną!
- Po co mam z Tobą rozmawiać? Nie czuję takiej potrzeby.
- To zaraz poczujesz, Twoja matka jest na dole.
- Oj...
- No właśnie oj... a teraz siadasz i rozmawiasz.
Na te słowa dziewczyna w miarę potulnie usiadła na łóżku.

************


Rina, Otachi oraz Diuna, siedzą na ławie i krzesłach koło roztrzęsionej kobiety, który poprosiła ich o pomoc.
- Myślicie, że ich znajdzie zanim coś się stanie? - spytała kobieta.
- Powinna, tych pokoi nie jest tu aż tak dużo. - odpowiedziała Diuna.
- Co tutaj się dzieje? - wtrącił chłodno Kurai, który przyszedł do pomieszczenia.
- Ta Pani, to Mama Uriea... - powiedziała pokornie Rina.
- Mówcie mi Sabina. - wtrąciła kobieta.
- I Sabina szuka Uriea. - dodała Diuna.
- Ziom, a Hachi z nią poszedł na stronę. - dopowiedział Otachi.
- Takie rzeczy to nic nadzwyczajnego i z reguły nie wywołują u kogoś takiego stanu. Więc obstawiam, że coś jest na rzeczy. - odpowiedział spokojnie i chłodno Kurai.
- Widzisz ona jest nieletnia.... - powiedziała Diuna.
- Moja Uriea ma zaledwie 12 lat … - dodała Sabina.
- To grubo... - odparł chłodno Kurai, a następnie powiedział: - Czemu ich nie szukacie?
- Kiazu ich szuka, tu jest tylko 20 pokoi... - odpowiedziała pokornie Rina.
- Rozumiem. - odparł Kurai.
W tym momencie do gospody wszedł wkurzony Hachi, który po drodze zdążył się już ubrać.
- Bro jesteś! Powiedź że Kiazu znalazła Was w porę? - spytał Otachi.
- W porę?! Nie no kurwa Bro Ty też!? - odpowiedział Hachi.
- Ej... naprawdę nie rozumiesz powagi sytuacji Bro? - kontynuował Otachi.
- A dajcie wy mi kurde wszyscy święty spokój! - wykrzyczał Hachi, po czym jeszcze bardziej wściekły wyszedł z gospody ponownie trzaskając drzwiami.
- Hachi czekaj! - krzyknęła Rina, ruszając za bratem.
Jednak Kurai, złapał ja za rękę i zatrzymał ją, chłodno mówiąc:
- Daj mu spokój, dzisiaj nie będzie chciał rozmawiać.



 

piątek, 24 listopada 2017

Epizod 237

*


"Szybki odpoczynek
… i czas ruszać dalej
"


- Nie mogę się doczekać! - powtarzała raz za razem pełna ekscytacji Kiazu idąc wąskim korytarzem, prowadzącym do sali która służy tutaj za jadalnie.
Wkrótce ognista neczanka wparowała do jednej z komnat, w której przy kamiennym, sporym i masywnym stole siedzą Hachi, Otachi, Diuna, Yorokobi oraz Rudy z Arishim na kolanach.
- Spóźniłam się na obiad? - spytała Kiazu siadając przy stole.
- Nie właśnie go mają podać. - odpowiedziała Yorokobi z uśmiechem.
- Uff... to dobrze. - odparła radośnie Kiazu.
- A gdzie Rina i Kurai? - zaciekawiła się Diuna.
- Tuż za Tobą. - odpowiedział Rudy, widząc wchodzącą parę do pomieszczenia.
Rina ubrana jest już w swoją wersję neczańskiego munduru.
- Gdzie byliście? - kontynuowała zaciekawiona Diuna.
- Na kontroli lekarskiej. - odpowiedział chłodno Kurai zasiadając do stołu.
- I jak przebiegła kontrola? - spytał Rudy.
- Szybko, sprawnie i pozytywnie. - odparł spokojnie Kurai, a w tym czasie Rina delikatnie się zarumieniła i próbowała dłońmi ukryć swoje rumieńce.
- Rozumiem, to dobrze … czyli możecie prowadzić maszyny bojowe? - kontynuował Rudy.
- Tak. - powiedział Kurai.
- Ej czemu oni mieli dodatkowe badanie a my nie? - spytała dociekliwie Diuna.
- Pewnie dlatego, że Kurai został otruty przez tego świra a my nie. - wtrąciła Kiazu.
- No tak, a Rina? - naciskała Diuna.
W tym momencie do pomieszczenia wniesiono tace z częściami pieczonego kurczaka, kolejną tacę z ziemniakami oraz trzy spore miski z rożnymi kolorowymi surówkami. Wojskowi postawili wszystko na stole i wyszli. Generał podziękował im, a następnie powiedział:
- Yorokobi też będzie miała kontrolę, a Hashi i Arishi już mieli. Widzicie istniało ryzyko, że i oni mogą być pod wpływem trucizny.
- Rozumiem. - odparła Diuna.
- Ej no właśnie a co z Hashikitą? - spytał dociekliwie Hachi.
- O ile mi wiadomo to wyjechała z samego rana i chce teraz być sama. - odpowiedział generał.
- Taaa.... pewnie poleciała do tego świra... - wtrąciła Diuna.
- Nie na pewno nie... Rudy załatwił jej nawet przepustkę na Zekeren, gdzie ma się ze mną później spotkać. - odpowiedziała Yorokobi.
- Szkoda, że się nawet nie pożegnała. - powiedział Otachi.
- Hashikita jest dumna i pewna siebie, a co za tym idzie rozmowa z Wami w zaistniałej sytuacji to największe upokorzenie. - wtrącił chłodno Kurai.
- Tak, w dużej mierze tak... Hashi wstydziła się pokazać Wam na oczy. - dodała Yorokobi.
- Zapewne również obawiała się masy pytań. - dopowiedział Rudy.
- To by było bardzo w jej stylu. - skwitowała Kiazu.
- Właśnie słyszałem, że sprawdzaliście maszyny bojowe... - zmienił temat Rudy.
- Tak Ziom. - odpowiedział Hachi.
- Na tej ilości benzyny powinny swobodnie dojechać do obozu. - dodał Otachi.
- To bardzo dobre wieści. - pochwalił Rudy.
- Właśnie wy jedziecie z nami do obozu? - spytała Diuna.
- Nie, Yorokobi później przeteleportuje się na Zekeren, a ja przeteleportuje się do obozu. - odpowiedział generał.
- To już teleporty w pełni działają? - zaciekawił się Hachi.
- Plus minus tak, póki co teoretycznie tylko władcy i wysocy rangą oficerowie mogą z nich korzystać. - odparł Rudy.
- Rozumiem. - stwierdziła Diuna.
************

Po sytym obiedzie Neczanie udali się do pobliskiego parku, w którym znajduje się nie duży plac zabaw, składający się z karuzeli, piaskownicy oraz kilku huśtawek i nie dużych trampolin. W koło jest masa bujnej, przyjemnie zielonej trawy i kilka wysokich drzew oraz znajduje się tam parę kamiennych alejek i drewnianych ławek.
- To tutaj. - powiedziała Yorokobi z uśmiechem, puszczając raczkującego syna na trawę.
- Ciekawe i przyjemne miejsce. - stwierdziła Diuna.
- Dobrze młodzieży, to tak, Arishi zostaje z Wami, a my idziemy na badanie lekarskie. - powiedział Rudy.
- No wiecie co... zabierzcie malucha ze sobą. - narzekała Diuna.
- W gabinecie będzie się nudził. - odparł Hachi.
- Spoko idźcie, mi tam młody nie przeszkadza. - dodał Otachi z uśmiechem.
- Pewnie popilnujemy go. - dodała Rina.
- Dzięki, niedługo wracamy. - odpowiedziała Yorokobi odchodząc wraz z mężem.
- Eh … to miała być chwila lenistwa. - narzekała Diuna.
- Nie narzekaj i patrz. - dodała Kiazu, pokazując palcem na plac zabaw.
W tym momencie neczanki zobaczyły jak Hachi i Otachi trzymającego Arishi'ego bujają się na równoważni. Wkrótce po okolicy rozniosły się nie tylko wesołe śmiechy młodzika, ale również wesołe okrzyki Hachiego i Otachiego.

- Dzieci... normalnie dzieci. - stwierdziła Diuna.
- Może... ale wiesz dzięki temu młody ma zajęcie. - dodała Kiazu z uśmiechem.
Tym czasem Rina usiadła na trawie, pod jednym z drzew, a Kurai położył głowę, na jej lewym udzie i tym samym położył się na trawie.
- A Tobie co? - spytała Diuna.
- Daj mi spokój. - odpowiedział chłodno Kurai, zamykając oczy.
- Taaa.... rozmowny jak zawsze … - stwierdziła Diuna.
- Posłuchaj, za jakiś czas wsiadamy do maszyn bojowych i ruszamy w drogę. Korzystam z chwili i chce odpocząć przed jazdą. - kontynuował stanowczo i chłodno Kurai.
- Zostaw go... jechaliśmy do późna, potem Rudy zerwał go jeszcze wcześniej z łóżka niż nas, potem wysłał na misję. Ma prawo odpocząć. - wtrąciła Kiazu, a następnie z uśmiechem dodała: - Rincia, a co z sesją w tym ekstra stroju?
- Pomyślałam, że jak Rudy się zgodzi to można by było zrobić ja w gabinecie lekarskim... - odpowiedziała pokornie Rina delikatnie bawiąc się srebrnymi włosami ukochanego, który w tym momencie zmienił się w kota i położył się na kolanach wodnej neczanki.
- Fajny pomysł, może jeszcze da się jakieś rekwizyty załatwić. - odpowiedziała radośnie Kiazu.
- Byłoby fajnie. - odparła Rina z uśmiechem.
- Powiesz mi co jemu dzisiaj? - wtrąciła Diuna.
- Hmm... w tej formie szybciej się odpoczywa. - odpowiedziała Rina.
- To to wiem, ale kolanka i te sprawy. - kontynuowała Diuna.
- Diuna, ta forma sprawa, że chce się bardziej bliskości niż normalnie. - wtrąciła Kiazu, a następnie dodała: - Dobrze wiesz, że w postaci kota robią się z nas pieszczochy. Nawet to działa na niego, tylko w znacznie mniejszym stopniu niż u nas.
- W sumie masz racje … w końcu na Zekeren zaraz po turnieju tez tak miał... - odpowiedziała Diuna.
- No właśnie! - powiedziała Kiazu, siadając koło Riny a następnie pogłaskała Kurai'a, który momentalnie cały się naelektryzował i w ten sposób dał do zrozumienia, że tego dotyku nie chce. Następnie biało-srebrny kot, o błyszczącej sierści przeciągnął się jak na prawdziwego kota przystało i w kilku szybkim szusach zniknął z pola widzenia, a ognista neczanka powiedziała:
- Widzisz? Nadal jest sobą.
- Tak, zdecydowanie tak. - odparła Diuna, również siadając pod drzewem.

************

Yorokobi i Rudy schodzą wąską, betonową i krętą klatką schodową.
- Można się zabić na tych schodach. - stwierdziła Yorokobi.
- Da się przyzwyczaić, ale ciesze się że nie muszę tu gościć na co dzień. - odpowiedział spokojnie Rudy.
- Swoją drogą czy tylko ja mam takie wrażenie, że ta twierdza pobudza dziwne zachowania?
- Nie wykluczone, że być może jest tu jakaś aura czy coś.
- Hmm... te gabinety powinny być lepiej rozmieszczone.
- Być może, ale dzięki temu możesz cieszyć się wolnością.
- W sumie, chociaż następnym razem muszę odezwać się to Volaure może on mi kogoś załatwi na nagłe wypadki.
- Dobry pomysł, już pomijając fakt, że następnym razem jak ten świr się do Was odezwie to dajcie mi znać i najpierw porozmawiajcie ze mną zanim pojedziecie na spotkanie z nim.
- Tak, tak... chociaż ja bym wolała już nigdy więcej go nie spotkać...
- Coś w tym jest...
- Rudy, czemu schodzimy na dół? Myślałam, że po kontroli pójdziemy na górę, albo wrócimy do syna, a nie będziemy zwiedzać podziemia...
- Prowadzę Cię do zbrojowni, a co?
- Hmm... do zbrojowni mówisz... hmm... zapowiada się miło...
- Oczywiście, że będzie miło.. - odpowiedział Rudy otwierając masywne drzwi.

************

Ambasador Ankara w swojej zadbanej białej szacie medytuje w ciemnym pomieszczeniu. Wkrótce od władcy bije oślepiający blask, który próbuje walczyć z otaczająca go ciemnością. Raz w pomieszczeniu jest więcej mroku, a raz więcej jasności, a obie strony kłócą się z sobą o dominację. Nagle kiedy obie strefy uzyskały równowagę, Anki otworzył oczy i ujrzał zachmurzone niebo, na którym nagle pojawiła się duża, krwawiąca rana, wyglądająca jak brutalne zadrapanie, powiększające się z każą sekundą. Coś a może ktoś rozrywa tą niebiańską ranę od środka. Po dłuższej chwili niespodziewanie pojawiła się aura magii leczącej, która niestety nie dała rady uleczyć tej powiększającej się rany. W ten skaleczenie eksplodowało szkarłatną krwią. W tym momencie światłość otaczająca Ankarę prawie znikła, a sam władca został brutalnie wyrwany z transu i z ogromnym trudem łapał oddech.

************

Potargana i naga Yorokobi, ponętnie leży na brzuchu a jej długie, zielone włosy w nieładzie zakrywają jej biust. Znajduje się ona na wielkiej skrzyni prawdopodobnie z amunicją. Na tej samej skrzyni siedzi Rudy, ma on na sobie jedynie spodnie od munduru. Dodatkowo w jego wspaniały nagi tors wtulona jest jego żona.
- Mogłabym tak kilka razy dziennie... - powiedziała słodkim głosem Yorokobi.
- Ja też, ale nawet w domu byłoby to wyzwaniem. - odparł Rudy zaciągając się.
- Co powierz na jeszcze raz?
- Chętnie, jednak mam rozmowę z naszą jaśnie panią i lepiej aby nie widziała, że zamiast wypełniania raportów zabawiam się z własną żoną..
- Racja, jeszcze by zawału dostała... albo co gorzej mogło by jej coś stanąć …
- Jeśli chcesz mi obrzydzić igraszki to nie dasz rady, za bardzo Cię kocham...
- Nie mam zamiaru, i na moje nieszczęście też to sobie wyobraziłam...
- Hehehe, sama wpadłaś w swoją pułapkę...
- Taaa...
************

Po ładnych paru godzinach kiedy upalne słonce zaczęło chować się za chmurami, nasi bohaterowie po uzupełnieniu zapasów, byli już gotowi do dalszej drogi. Wkrótce na parking przed twierdzą wyszła Yorokobi z śpiącym synem na rękach, oraz neczański generał.
- Ładnie go wymordowaliście. - stwierdziła Yorokobi z usmiechem.
- Tak, jakoś dobrze się z nim bawiło. - odparł Otachi szczerząc kły.
- Dobrze, że ich nie widziałaś bo nieźle szaleli. - dodała Diuna.
- Hehehe... my też szalałyśmy. - dopowiedziała radośnie Kiazu.

- Tak, to fakt. - odparła Diuna.
- To bardzo dobrze. - odpowiedziała Yorokobi.
- Dobra ruszajcie w drogę i widzimy się w obozie maszyn. - wtrącił Rudy.
- Tak, tak. - odpowiedziała Diuna.
- Patrz jak nas wyrzuca, ewidentnie nas nie lubi. - powiedziała żartobliwie Kiazu.
- No kurcze zdemaskowała mnie, muszę bardziej się maskować. - odpowiedział Rudy, rozkładając ramiona w przyjaznym geście.
- Zdecydowanie, bo z naszym sprytem nie masz szans. - kontynuowała Kiazu, dając generałowi buziaka w policzek.
- Hehehe … postaram się z nim zmierzyć. - odpowiedział Rudy, przyjaźnie targając, grafitowe włosy ognistej neczanki.
- I po moim, nienagannym luku … ciesz się, że nie mam randki. - powiedziała Kiazu odchodząc i poprawiając włosy.
Cała ta sytuacja wywołała trochę uśmiechu wśród zgromadzonych neczan. Więc reszta pożegnania przebiegła jeszcze w milszej atmosferze, aż w końcu nadszedł czas na pożegnanie Yorokobi z jej rodzonym bratem, więc lodowa neczanka oddala syna mężowi, i podeszła do Kurai'a mówiąc:
- Zainteresujesz się czy Hashi wszystko w porządku?
- Nie widzę takiej potrzeby, sama jest sobie winna, że dała się mu tak omamić. - odpowiedział chłodno Kurai, który następnie, zanim jego oburzona siostra zdążyła się odezwać, szybko dodał: - Ale jak spotkam Eish na swojej drodze, to porozmawiam z nim, o tym, że swojej siostry nie pozwolę tak traktować.
- A myślałam, że Ty i Hashi się nienawidzicie. - wtrąciła Diuna.
- Nie wtrącaj się... - odpowiedział chłodno Kurai, po czym stanowczo dodał: - To, że się nie trawimy to wcale nie oznacza, że pozwolę jakieś szui traktować ją jak śmiecia.
- No proszę, zaskoczyłeś nawet mnie. - powiedziała zaskoczona Yorokobi, a następnie dodała: - Czyżby mój oziębły brat zaczął dorastać?
- Musiałem dorosnąć dawno temu i dobrze o tym wiesz. - odpowiedział chłodno elektryczny neczanin.
- Taaa... jakoś tak było … - odpowiedziała Yorokobi.
- Nara. - powiedział chłodno Kurai, wsiadając do tytana.
- Do zobaczenia. - powiedziała Yorokobi.
Wkrótce neczanie oraz wszystkie maszyny bojowe ruszyły w dalszą, nieprzewidywalną podróż. Dym, kurz spowiły cały parking, a tytany praktycznie bezszelestnie opuściły teren nietypowej twierdzy.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* Urodzinowy art autorstwa Kage <3, po więcej informacji zapraszam na swoją stronę na facebook:
https://www.facebook.com/Kircia.neko/ tam znajdziecie wszelkie informacje na temat arta <3 

niedziela, 5 listopada 2017

Epizod 236






"Pielęgniarka, która zdziała cuda”
Przestronny surowy gabinet. Ma on szare betonowe ściany, oraz kamienną podłogę. Po środku niego stoi stylowe brązowe biurku utrzymane w starym stylu, oraz dwa krzesła. Po jednej stronie mebla zasiada neczański generał, oraz na prost niego siedzi speszona wodna neczanka.
- Tak to się przedstawia. Jak się na to zapatrujesz? - powiedział w końcu Rudy.
- Em … no nie wiem... - odpowiedziała pokornie Rina.
- Posłuchaj mieliśmy tu lekarza, ale musiał wyjechać do obozu niedaleko stąd, a skoro Ty znasz się na tym to jesteś idealną osobą aby go zastąpić.
- Wiem...
- Posłuchaj to tylko 42 zastrzyki, a ja będę towarzyszył Ci w gabinecie. Dasz radę?
- Tak... dam... - odpowiedziała z uśmiechem Rina.
- Świetnie. W takim układzie chodź ze mną.

************


Przed gabinetem lekarskim jest długa kolejka wojskowych czekających na spotkanie z lekarzem. Neczańskie rodzeństwo, które stoi na czele stawki nie spodziewało się, że w twierdzy znajduje się tyle osób.
- No proszę, ta twierdza jest jednak uzbrojona. - stwierdziła Diuna.
- I dobrze. - odparła Kiazu mrugając okiem.
- Oho, czyżbyś zaczęła polowanie? - spytał Hachi.
- Nie, jeszcze nie … ale w niektórych przypadkach to jest na co popatrzeć. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- A Kurai'owi znowu upiecze się … Nie było go na treningu i teraz nie ma go na wizycie lekarskiej, taki to ma dobrze. - narzekała Diuna
- Zazdrościsz? - spytał Otachi.
- Myślę, że nie ma czego... pewnie Rudy da mu jeszcze popalić. - dodał Hachi.
- E tam … Kurai ma u niego chody. - odparła Diuna.
W tym momencie drzwi do gabinetu otworzyły się, i wkrótce wyszedł z niego neczański generał mówiąc donośnie:
- Dobrze wchodzicie pojedynczo, a potem wracacie do swoich zajęć.
Na te słowa rozległo się głośne „Tak jest!”, a po chwili Rudy z tonowanym głosem dodał: - Wasza czwórka po zastrzykach uda się do Yorokobi, ona powie Wam co i jak.
- Dobra! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
- To kto pierwszy wchodzi? - spytał Rudy.
- JA! - powiedział śmiało Otachi.
- Świetnie to wchodź. - odpowiedział Oficer, który następnie wpuścił Otachiego do gabinetu, wszedł za nim i zamknął drzwi.
-Też macie wrażenie, że on coś knuje? - spytała Diuna.
- Może, tylko co? - zaciekawił się Hachi.
- Hmm... Generał zawsze coś knuje... - dodała Kiazu.
- Tu się zgodzę. - dopowiedziała Diuna.



************

Nie duży, skromny gabinet lekarski, który ma jasnoszare betonowe ściany i drewnianą podłogę. Dodatkowo w pomieszczeniu znajduje się jedynie białe łózko, nie duże czarne biurko z krzesałem i zielony parawan, który zasłania sporą część gabinetu. Generał swobodnie a zarazem kulturalnie, siedzi na krześle, a na łóżku siedzi już Otachi. W tle słychać odgłosy stukania i szperania po szafkach.
- Rinka pomóc Ci? - spytał nagle Otachi.
- Nie... dziękuję … już idę. - odpowiedziała niepewnie wodna neczanka wychodząc zza parawanu.
W tym momencie ukazała się Rina z rozpuszczonymi długi różowo-fioletowymi włosami i pielęgniarskim czepkiem na głowie. Dziewczyna ma wystraszone, szklane oczy i intensywne rumieńce, ponieważ ma na sobie biało- czerwone, obcisłe body z dużym dekoltem, które podkreśla jej powabne kształty. Całości jej kuszącego, seksownego, a zarazem wyrafinowanego wyglądu dopełniają długie białe podkolanówki, czerwone obcasy, oraz wisiorek z złotą gwiazdką, który wręcz kusi aby patrzyć na wspaniały i kuszący rowek, zdobiący powabny biust.
- Jest i nasza pielęgniarka. - stwierdził spokojnie Rudy.
- Ziom, Ty oszalałeś tak? - spytał zaskoczony Otachi, który chcąc nie chcąc nieznacznie się zarumienił.
- Nie, nie oszalałem, moim ludziom również się coś należy, a tak się składa, że Ona skrupulatnie wypełnia rozkazy. - powiedział generał z uśmiechem, a po chwili zawołał: - Rina masz coś na ustach.
Na te słowa dziewczyna delikatnie odwróciła się i trzymając w prawym ręku strzykawkę z zieloną substancją, położyła palec wskazujący swojej lewej dłoni na ustach. W tym momencie w pomieszczeniu dało zobaczyć się jasne światło flesza od aparatu.
- No wiesz, robisz takie zdjęcia własnej siostrze? - spytał Rudy.
- To nie dla mnie. - odpowiedział Otachi.
W tym momencie Rina podeszła do brata i zrobiła mu zastrzyk z witamin. Dziewczyna ma wprawę w takich działaniach więc odbyło się to szybko i sprawnie.
- To będzie dla kolegów co? - naciskał Rudy.
- Nie, nie dla nich. - odpowiedział Otachi, próbując wyjść.
- Wychodzisz tamtymi drzwiami. - odparł Rudy pokazując drugie wyjście z gabinetu.
Otachi nie wiele myśląc szybko wyszedł z gabinetu, a generał podszedł do drzwi wejściowych, uchylił je powiedział:
- Następny.
************


Kurai znajduje się w swoim, sprzątniętym już pokoju. Ubrany jest w granatowe jeansy i czarny T-shirt i białym ręcznikiem wyciera swoje srebrne włosy. Nagle jego telefon leżący na łóżku zaczął wibrować. Elektryczny neczanin rzucił ręcznik na łóżko, wziął telefon do ręki i kiedy zobaczył, kto dzwoni, odebrał telefon mówiąc:
- Co chcesz?
-
Przyjazny jak zawsze, sprawę mam. - odezwał się znajomy głos w słuchawce.
- To mów...
-
Co powiesz na to aby Twój oddział nieco się powiększył?
- Co masz na myśli?
-
Mam plan aby Twój oddział powiększył się o jedną osobę. Co Ty na to?- Hmm... Kogo widzisz w moim oddziale?
- Kogoś kogo już znasz, później przyśle Ci SMS z danymi.

- To jak przeczytam SMS to zadecyduję.
- Dobra dobra, to ja już kończę bo obowiązki mnie wzywają.
- Nara. - odpowiedział chłodno Kurai rozłączając się.
W tym momencie telefon neczanina ponownie przez chwilę wibrował, jednak tym razem to była tylko wiadomość. Kurai, odczytał wiadomość, szybko zabrał koszulę od munduru i wyszedł z pokoju. W międzyczasie elektryczny neczanin dostał jeszcze parę wiadomości.


************

Neczańskie rodzeństwo siedzi w sporej sali, w której znajduje parę czerwonych sof i kilka fioletowych foteli, oraz granatowy puszysty dywan. Wraz z nimi w tej sali znajduje się Yorokobi oraz śpiący, na jednym z foteli mały Arishi.
- Łał nie spodziewałam się tutaj takich luksusów. - stwierdziła Diuna.
- To sala reprezentacyjna twierdzy. Tu generał czy Królowa przyjmują swoich gości. - powiedziała Yorokobi.
- To wiele tłumaczy, zastaw się a pokaż się. - dodała Diuna.
- Powiedz mi skąd Rudy wziął strój dla Riny? - spytała w końcu Kiazu.
- Chodzi Ci o strój pielęgniarki? Był w jednej z szaf dla personelu. - odpowiedziała Yorokobi.
- Fuuuuuuuj.. w życiu nie dała bym się ubrać w coś takiego, zwłaszcza, że to pewnie jest od lat nie prane. - dodała Diuna.
- Z tego co mi wiadomo, to wszystkie ubrania znajdujące się w twierdzy są prane raz w tygodniu bez względu na to czy były używane czy nie. Oczywiście jeśli były używane to są prane częściej. - odpowiedziała Yorokobi.
- E to i ja bym chciała taki ciuszek. - dopowiedziała kokieteryjnie Kiazu.
- Jak chcesz to możesz, widziałam w szafie jeszcze kilka takich ciuszków, więc jestem pewna, że znajdziesz tam coś dla siebie. - odpowiedziała Yorokobi z uśmiechem.
- To namówię Rinę na małą sesję. - powiedziała radośnie Kiazu.
- Taaa... a Tobie nie przeszkadza, że Twój mąż cały czas siedzi z tak ubraną panną? - wtrąciła Diuna.
- Póki tylko patrzy to niech patrzy i tak uwielbia tylko moje kształty. - odpowiedziała Yorokobi, a następnie dodała: - Dobra my tu gadu gadu a trening sam się nie zrobi.
- Trening? - spytał zaciekawiony Hachi.
- Tak zrobimy sobie mały trening wzmacniający. - odparła Yorokobi wstając.

************

Wojskowi gromadzeni w jednym z wąskich korytarzy twierdzy, entuzjastycznie i ożywienie rozmawiają ze sobą.
- Nie mogę się doczekać spotkania z naszą medyczką.
- Podobnież jest bardzo urocza!
- Słyszałem, że przebiła się przez mięśnie Rozesa i nie złamała igły!
- No co Ty przecież on ma mięśnie jak skała!
- To spytaj się go!
- A ja słyszałem, ze Koral ten co ma
Aichmofobię też dzielnie zniósł zastrzyk!
- Niby co ma?
- No lęk przed igłami i strzykawkami...
- Aaaaaa.... to ten …
- No nasza doktor działa cuda!
Między nimi szybko i sprawnie przemyka Kurai, który praktycznie niezauważenie dostał się pod drzwi gabinetu, które w tym momencie otworzyły się.
- Ej Ty! Kolejka jest! - oburzył się jeden z wojskowych stojących tuż przy drzwiach i blokujących wejście..
- Spokojnie wpuście go, to ja go wezwałem, bo ma dla mnie raport - powiedział Generał wyglądając z gabinetu.

- Tak jest! - odpowiedzieli wojskowi przepuszczając elektrycznego neczanina, który bez zawahania wszedł do lekarskiego gabinetu. Zaraz po wejściu jego oczom ukazała się Rina, ubrana w przyjemną, koszulową, białą sukienkę do kolan z podwójnym kołnierzem i jasno czerwonym paskiem w połowie talii. Dodatkowo dziewczyna ma włosy splecione w warkocza i uroczy uśmiech na twarzy oraz białe podkolanówki i czerwone obcasy.
- O Kurai! Już wróciłeś. - powiedziała radośnie wodna neczanka podchodząc i po chwili przytuliła się do niego.
- Tak wróciłem. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Rina, pogadacie później teraz masz obowiązki. - zganił generał siedzący na krześle.
- A tak … - odpowiedziała dziewczyna i szybko przygotowała zastrzyk z witaminami. Natomiast po chwili powiedziała z uśmiechem: - Kurai usiądź proszę i daj mi prawą rękę.
Elektryczny neczanin wykonał posłusznie polecenie, za co został obdarzony słodkim uśmiechem.
- Rina, zrób sobie przerwę, a my pójdziemy na papierosa. - powiedział Rudy wstając.
- Dobrze. - odpowiedziała pokornie neczanka,w tym czasie obaj Panowie wyszli.

************

- Ciekawy był ten trening. - powiedziała pochwalnie Kiazu pijąc wodę.
- I nawet nie wykończyłaś nas. - dodała zaskoczona Diuna.
- To w sumie dobrze. - odpowiedziała Yorokobi wycierając się ręcznikiem.
- Yorokobi możemy iść do szafy? Jestem ciekawa czy znajdę tam coś dla siebie! - dopowiedziała entuzjastycznie Kiazu.
- To ja proponuje tak, idziemy pod prysznic, później zjemy obiad i potem zaprowadzę Was do magicznej szafy z ciuchami. - zaproponowała Yorokobi.
- Dobra! - powiedziała radośnie Kiazu.
- O to my w międzyczasie sprawdzimy maszyny czy są gotowe do drogi. - powiedział Hachi.
- Dobra myśl Bro, trzeba je ogarnąć. - dodał Otachi.
- Uzupełnicie jeszcze zapasy. - dopowiedział Yorokobi.
- Hmm jest tu jakieś fajne miejsce do polenienia się czy tylko głazy i kamienie? - spytała dociekliwie Diuna.
- W samej twierdzy są tylko kamienie, ale tu nie daleko jest park i po obiedzie możemy tam iść to zaznacie trochę relaksu, przed trasą. - odpowiedziała Yorokobi.
- Brzmi spoko. - powiedziała zaciekawiona Diuna.

************


Przed twierdzą stoją Rudy i Kurai, którzy są delikatnie oparci o maskę jednego z tytanów. Generał spokojnie pali papierosa, zupełnie jakby to że może przebywać na świeżym powietrzu było najlepszą rzeczą jaka go dzisiaj spotkała.
- Sprytna bestia z Ciebie. - stwierdził w końcu Kurai.
- Jakoś trzeba było sprawić abyś wykonał rozkazy, a awantura i wojna charakterów nie miałaby sensu. - odpowiedział Rudy, a po chwili dodał: - Wiedziałem, że Cię powiadomią o jej stroju i że prędzej czy później przyjdziesz do mnie.
- A jednocześnie nie chciałeś zrobić jej krzywdy.
- Dokładnie,w tym stroju widziało ją tylko jej rodzeństwo i domniemam że Ty, reszta musi obejść się smakiem.
- A Ty to nie?
- Nie, specjalnie siedziałem na tym krześle aby mieć możliwość obserwacji bez patrzenia na nią. - odpowiedział Rudy, a po chwili dodał: - Przypominam, że mam żonę, jej wdzięki mi starczają.
- Rozumiem.
- A jej uśmiech i przyjazne usposobienie i tak działo cuda, i żołnierze aż nie mogą się doczekać zastrzyków.
- Taka już jest ...
- Jednak mam wrażenie, że rozgryzłeś mnie jeszcze przed wejściem.
- Mniej więcej tak.
- Tajemniczy jak zawsze.
W tym momencie na podwórko wjechał nie duży czarny samochód o dość kanciastym kształcie.
- Oho... już wrócił .. - powiedział spokojnie generał, a tymczasem z samochodu wsiadł niski, szpakowaty mężczyzna, który od razu powiedział:
- Panie generale, palenie szkodzi.
- Nie bardziej niż bycie wojskowym. - odparł Rudy.
- Tak, tak … zastrzyki już zrobione? - spytał medyk
- Masz jeszcze 1/3 wojskowych do obskoczenia. - odpowiedział generał.
- Tak jest! Przebiorę się i mogę się nimi zająć. - powiedział lekarz.
- Dobrze doktorze, jak przebierze się pan to proszę do mnie przyjść. - odpowiedział Rudy.


************

Rina pootwierała wszystkie ona w dusznym gabinecie i odpięła kilka guzików, od swojej koszulowej sukienki. Dziewczyna stoi w oknie, z którego wieje przyjemny wietrzyk i pije zimną, przyjemną wodę. Nagle drzwi od gabinetu otworzyły się, więc neczanka odwróciła się i wychodząc zza parawanu, przyjemnym głosem powiedziała:
- Przepraszam, ale gabinet jest jeszcze zamknięty, proszę jeszcze chwilę poczekać.
- Mam prywatną wizytę u Pani doktor. - odpowiedział Kurai zamykając za sobą drzwi.
- Hmm.... Pan już miał dzisiaj wizytę. - powiedziała Rina z uroczym rumieńcem na twarzy.
- Proszę sprawdzić w kalendarzu, jestem pewien, że dzisiaj mam dwie wizyty... - stwierdził Kurai, delikatnie podchodząc.
- Hmm... być może … jednak dopiero po wszystkich pacjentach...
- To w takim układzie przyszedłem w samą porę, gdyż Pani doktor ma pustkę przed gabinetem...
- Naprawdę? - zdziwiła się zaskoczona neczanka.
- Tak, wrócił lekarz i to on dokończy robotę. - odpowiedział Kurai delikatnie bawiąc się włosami neczanki.

- To w takim układzie rzeczywiście pora na Pana wizytę. - powiedziała Rina rumieniąc się i delikatnie odsuwając się, a po dłuższej chwili zaczęła rozpinać guziki sukienki pytając: - Chciałbyś zobaczyć jaki strój pielęgniarki znaleźliśmy w jednej z szaf twierdzy.
- Pewnie..
W tym momencie koszulowa sukienka upadła na ziemię, a oczom Kurai'a ukazał się jego ukochana w obcisłym, seksownym białym body. Wcześniej w tym stroju widziało ją jej rodzeństwo.
- Zawsze lubiłem prywatne wizyty. - powiedział chłodno Kurai, obejmując jedną ręką w pasie ukochaną, a drugą dotykając jej policzków.
- A co jak ktoś tu wejdzie?
- Nikt nie wejdzie w końcu gabinet i tak jest zamknięty. - odpowiedział spokojnie Kurai muskając ustami ukochaną po szyi.
Wkrótce neczanin wpił się w gorące usta swojej ukochanie i zaczął ją namiętnie i pieszczotliwie całować, jednocześnie napierając na nią swoim ciałem i zmuszając tym samym neczankę do cofania się. Po paru chwilach wodna neczanka natrafiła swoją krągłą pupą o blat biurka, jednak Kurai nadal napierał co spowodowało że dziewczyna na nim usiadła.
- Hmm... nie powinniśmy … - wyszeptała spokojnie Rina.
- Zdecydowanie powinniśmy Pani Doktor, myślę, że nie tylko moje migdałki, ale i reszta mojego ciała wymaga kontroli lekarskiej. - odpowiedział Kurai, całując ukochaną po szyi, ramionach i ponętnym dekolcie. Jednocześnie pieszcząc każda komórkę jej ciała.
- Myślałam, że to było sprawdzenie pojemności płuc …
- Hmm... możemy sprawdzić ich pojemność skoro takie jest życzenie Pani doktor … - odparł Kurai, po czym przyparł ukochaną do ściany a następnie ponownie namiętnie i głęboko pocałował neczankę w usta.
Rina nie pozostała mu dłużna i swoimi delikatnymi dłońmi pieści, pod koszulką, umięśnioną klatkę piersiową ukochanego, tak aby przyjemne dreszcze przenikały jego całe, przyjemnie ciepłe ciało. Kurai zaczął się nawet delikatnie elektryzować i iskrzyć, a małe pioruny zaczęły otaczać jego ciało.
- Kurai … elektryzujesz się … - stwierdziła pokornie, drżącym głosem Rina.
- Dzisiaj bardzo nie lubię dotyku … - odpowiedział chłodno neczanin, zdejmując z siebie ręce partnerki, a następnie położył jej dłonie na biurku, oparł się o nie.
- Przepraszam.... - odpowiedziała speszona Rina.
- Nie masz za co przepraszać … w końcu sam tego chce... a Twój dotyk mimo wszystko lubię … nawet jak się elektryzuję … - powiedział chłodno Kurai zdejmując swój czarny T-shirt i rzucając go na podłogę. Tym samym odkrywając swój wspaniały, umięśniony i kuszący, zadbany tors, oraz złoty medalion w kształcie pioruna. Następnie położył on swoją prawą dłoń na karku neczanki, mocno i stanowczo, przyciągnął ją do siebie, po czym dość czule wyszeptał:
-
Kocham Cię...
- Też Cię bardzo kocham...
- odpowiedziała szeptem neczanka.
W tym momencie usta kochanków, po raz kolejny splotły się w niesamowitym, głębokim i niezwykle namiętnym pocałunku. Wkrótce Kurai położył obie dłonie na ramionach dziewczyny i stanowczym, a zarazem delikatnym ruchem zsunął górną część body, tak, że obcisły materiał dał powabnemu ciału odrobinę luzu i odsłonił krągły, powabny i piękny biust.