niedziela, 29 maja 2016

Epizod 194

".... Wioska Anerwalkan ..."

Wczesnym wieczorem neczanie dotarli do zaśnieżonego iglastego lasu, pełnego szarych kamieni, skał oraz krystalicznego lodu, w którym z każdą chwilą robi się coraz ciemniej i chłodnej. Jednak mundury i wspaniały ciepły, ognisty wiatr nadal bez trudu dają radę utrzymać neczan w błogim cieple.
- No przyznam, że dajecie rade. - stwierdziła Diuna z uśmiechem idąc po kostki w śniegu.
- Proste! - odparli jednym zgodnym głosem Otachi i Kiazu, przybijając sobie radosnego żółwika.
- Kto jak kto ale oni zawsze dają radę. - dodał Hachi z uśmiechem przeglądając mapę.
- Ale śniegu nie przewidzieliście ... - odparła Diuna.
- Śnieg przyjdzie, ten wiatr zwiastuje tylko zmianę pogody. - stwierdził Otachi napajając się wiatrem.
- Ja tam wierze przeczuciom Otachiego. - wtrąciła delikatnie Rina z uśmiechem i idąc za rękę z ukochanym.
- Ja też i jestem pewien, że jak chodzi o pogodę to Otachi nie myli się. - dodał Hachi, szczerząc kły.
- Niech Wam będzie, ale i tak śniegu nadal nie widać. - stwierdziła Diuna.
W tym momencie po środku kamiennej drogi pokrytej śniegiem, Kurai nagle zatrzymał się, a wraz z nim zatrzymała się Rina. Wkrótce reszta neczan również się zatrzymała.
- Co tam knujecie moje gołąbki? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Heh ... Kiazu daj spokój przecież On jest tak chłodny, że ta lodówka na dworze jest cieplejsza od niego ... - odparła Diuna.
- Diuna siedź cicho ... - stwierdził Hachi.
- Oj nie broń go .... przecież jest ...
- Bądź w końcu cicho ... - wtrącił chłodno i twardo Kurai, przerywając tym samym wypowiedź psychicznej neczanki.
W ten pośród przenikliwej ciszy, dało się usłyszeć delikatne, wręcz prawie nie słyszalne szmery.
- Co to? - spytała niepewnie Diuna, nie dowierzając, że coś jednak słychać.

************
Głucha cisza ... nieprzenikniona cisza ... klująca i niczym nie skażona pusta cisza .... ta niespokojna cisza wręcz rozchodzi się po zaśnieżonym lesie, w którym nic już nie słychać ... Po chwili zaczął wiać delikatny, chłodny i przenikliwy wiatr, który stara się dotrzeć w najskrytsze zakamarki zaniepokojonych neczańskich ciał jak i w najdalsze zakamarki zimnego wieczornego iglastego lasu.
Nagle coś niespodziewanego poruszyło krzakami, strącając z nich śnieg i z impetem udało się w kierunku neczan, czujnie obserwujących teren.
- Uważajcie! - padło stanowcze i chaotyczne stwierdzenie, które ciężko było przypisać do kogoś konkretnego.
W ten to co zaatakowało naszych bohaterów z impetem uderzyło w błękitną wodną barierę, która szczelnie otaczała neczan. W tym momencie okazało się, że w koło przezroczystej tarczy chodzą dwa duże psowate stworzenia, o masywnych i długich łapach oraz nie dużych zaokrąglonych uszach. Jeden zwierzak ma lśniąca kremowo-białą sierść o przyjemnym delikatnie szarym odcieniu, natomiast drugi jest w czarny z grafitowymi refleksami. Oba duże psowate mają cudowne oczy w kolorze zielonego szkła i powarkując, szczerząc kły, obserwują swoje, gotowe do walki, ofiary.
- Dzikie psy? Wilki? - spytała Diuna obserwując stworzenia.
- To Nuilup - odparł chłodno Kurai.
- Czy ty mnie obrażasz? - spytała Diuna.
- Nuilup to górskie wilki z Angelis... - odparła Rina oglądając stworzenia, jednocześnie dotykając swojej bariery na wysokości nosów bestii, a po chwili z fascynacją dodała: - Są przepiękne...
- Hmm... chyba są rzadkie skoro nie widzieliśmy ich na Jushifulu ... - stwierdził Otachi.
- Owszem są .... dodatkowo żyją jedynie w śnieżnych iglastych lasach wysoko w górach na Angelis ... - odparła Rina, robiąc zdjęcia bestiom.
- Dobra my tu gadu gadu, a walka czeka. - wtrąciła niecierpliwie Kiazu.
- Nie możemy im zrobić krzywdy... - odparł chłodno Kurai.
- Niby czemu Ziom? Przecież spokojnie damy im rade. - stwierdził Hachi.
- Są pod ochroną, a ceną za ich zgładzenie jest nawet głowa. - odparł chłodno Kurai.
- Świetnie i szlag jasny trafił zabawę... - stwierdziła rozczarowana Kiazu.
- Czyli co mamy czekać jak sobie pójdą? - spytała Diuna.
- Ziom, to nie jest dobry pomysł ta burza śnieżna niebawem przyjdzie. - stwierdził Otachi.
- Nie będziemy czekać. - odparł Kurai.
- To co walka? - spytała entuzjastycznie Kiazu.
- Może szybka przebieżka sprintem do wioski? - zaproponował Hachi.
- A może jednak czekamy? - dodała Diuna.
- Spróbujemy czegoś innego... - odpowiedział twardo Kurai.

************

Rina kuca przy granicy swojej wodnej tarczy i trzymając aparat na kolanach, prawą ręka opiera się o barierę i swoimi wspaniałymi oczami patrzy na górskich przybyszów. W tym czasie reszta neczan stoi rozmawiając i obserwując.
- A może jednak czekamy? - dodała Diuna.
- Spróbujemy czegoś innego... - odpowiedział twardo Kurai, podchodząc do Riny, a następnie ukucnął koło niej i spytał: - Dasz redę się z nimi dogadać?
- Hmm... no nie wiem ... - odpowiedziała niepewnie Rina.
- Wiem, że tu nie ma alfy, wystarczy, że odnajdziesz betę. - kontynuował Kurai.
- Hmm... mogę spróbować... - stwierdziła z uśmiechem Rina, oddając aparat i torbę.
Elektryczny neczanin wziął od ukochanej jej rzeczy a następnie wrócił do reszty oddziału.
- Dobra panie mądralo, jak tu nie ma tego całego alfy to gdzie jest? - spytała Diuna.
- Zapewne w pobliżu, ale nie tutaj. - odparł chłodno Kurai.
- Też mi odpowiedź ... - odparła Diuna przewracając oczami.
- Rina dasz rade! - wrzucili entuzjastycznie Hachi i Otachi.
Na te słowa wodna neczanka wstała, wzięła głęboki oddech i obydwoma dłońmi dotknięcia swojej tarczy. Na ten gest czarna psowata bestia zainteresowała się dziewczyną i mocno powarkując uważnie ją obserwowała. Po dłuższej i napiętej chwili Rina zmniejszyła swoją tarczę, tak,że ona sama znalazła się poza nią. Duże nozdrza wilka znajdują się na wysokości rąk neczanki, dokładnie w po środku nich. Czarna bestia przenikliwym i wrogim spojrzeniem mierzy zaniepokojoną, a jednocześnie opanowaną dziewczynę, która spokojnym i przyjaznym tonem szepcze do stworzenia.
- Zaraz ją pożre. - stwierdziła Diuna.
- Nie, nic jej nie będzie ... - odparła Kiazu, przygotowana do nagłej reakcji.
- Uspokój się. - stwierdził chłodno Kurai.
Na te słowa Kiazu stosunkowo nie chętnie przestała emanować swoją ognistą mocą. W tym samym czasie Rina nadal zajmuje się groźnym zwierzęciem. Nagle bestia ruszyła się i potrąciła głową dłoń wodnej neczanki. zachęcając ją do pogłaskania. Na ten gest dziewczyna radośnie zaczęła głaskać dużego wilka, a po paru chwilach Rina głaskała już obie bestie, niwelując przy tym swoją barierę.
- Dobra robota! - stwierdził entuzjastycznie Otachi.
- Prościzna. - stwierdziła Diuna, a po chwili, patrząc wymownie na elektrycznego neczanina, dodała: - Tylko czemu Ty tego nie robisz?
- Wole smoki i ich pochodne, niż futerkowe stworzenia. - odparł chłodno Kurai, a następnie w miarę ciepło (jak na niego) dodał: - Dobrze się spisałaś.
- Dzięki. - odparła Rina z uśmiechem, głaszcząc puszyste i czujne, chociaż spokojne wilki.
- Idzie "alfa". - stwierdził chłodno i twardo Kurai, odwracając się w kierunku lasu, a następnie głośno dodał: - Wyjdź wiem, że tam jesteś.
Na te słowa zaintrygowani neczanie spojrzeli w tym samym kierunku co ich przywódca. W tym momencie zza krzaków wyszedł wysoki, przystojny i olśniewający mężczyzna. który jest widocznie starszy od naszych bohaterów, lecz nie jest starcem. Na oko ma około 35-40 lat, zielono-żółte długie włosy, piwne oczy, delikatną bliznę na nosie, niebieski szal oraz długi czarny płaszcz i strzelbę zawieszoną na lewym ramieniu.
- Grix, Lalin do nogi! - odezwał się głośno i twardo przybysz.
Na te słowa oba wilki odeszły od neczan i merdając ogonami przybiegły do przybysza, który jak bestie tylko przybiegły pogłaskał je.
- WOW! Ale ciacho! - zachwyciła się Kiazu, która automatem stała się uwodzicielska i kokieteryjna. - Hej przybyszu kim jesteś?
- Neczańscy żołnierze, na moim terenie to niecodzienny widok. - stwierdził przybysz a następnie stosunkowo szarmancko, a zarazem oschło dodał: - Moja Pani jestem Esiad Ode, a to Grix i Lalin.
Na te słowa najpierw odezwał się czarny wilki, a następnie biały, natomiast ich pan nadal kontynuował:
- A Wy kim jesteście i co Was tu sprowadza?
- Ja jestem Kiazu, to Rina, Diuna, Hachi, Otachi i Kurai. - odparła ognista neczanka z promiennym uśmiechem.
- Chcemy dostać się do wioski Anerwalkan. - dodał Hachi.
W tym momencie zaczął padać drobny puszysty śnieg i zaczął wiać mroźny wiatr. a przybysz powiedział:
- To dobrze się składa, to moja ojczysta wioska ... zaprowadzą Was tam. - odparł przyjaźnie przybysz, uważnie obserwując neczan, a po chwili dodał: - Jednak musimy się śpieszyć, gdyż idzie śnieżyca, a jej nie przetrwacie w tym miejscu.
- To prowadź Ziom. - stwierdził Hachi.

************

Droga przez las, w kierunku wioski, mimo padającego śniegu mija stosunkowo spokojnie i w przyjaznej atmosferze. Dwa wilki radośnie biegają w koło neczan i przybysza, co i rusz radośnie zaczepiając Rinę.
- Ziom, czym zajmujesz się na co dzień? - spytał Hachi.
- Jestem myśliwym. - odpadł spokojnie Esiad, spoglądając ukradkiem na dziewczyny.
- Esiad, chyba jesteś kobieciarzem ... - stwierdziła Diuna.
- Moja Pani, oczywiście, że jestem. - odpowiedział myśliwy z subtelnym uśmiechem, a następnie zwrócony w kierunku Riny, dodał: - Moje wilki z reguły nikogo nie lubię, a z nią bawią się w najlepsze.
- Ziom, Rina ma dar do zwierząt, więc mnie to nie dziwi. - odparł Otachi szczerząc kły.
- Hmm... całkiem ładna i do tego z darem ... - stwierdził pod nosem Esiad.
- Esiad, a czy polujesz tylko na zwierzynę łowną? - spytała kokieteryjne Kiazu.
- Mniej więcej tak. - odparł Esiad.
- Mniej więcej? Cóż się za tym kryje? - odpowiedziała uwodzicielko ognista neczanka.
W tym momencie myśliwy objął Kiazu, a następnie twardo, a zarazem szarmancko wyszeptał jej na ucho:
- Kochana, wiem jak zadowolić damę,i zrobił bym to bardzo chętnie i jestem gotów tu i teraz, z tym, że wiesz dobrze by było aby burza śnieżna nas tu nie zastała, wiec bądź łaska ogarnąć się i zaczekać, aż dojdziemy do wioski, tam obiecuję, że spełnię Twoje marzenia.
- Mrrrrrr....chętnie ... czekaj ... Hmm... jesteś inkubem? - spytała nagle Kiazu
- Tak jestem, tak jak przynajmniej połowa wioski do której zmierzamy. - odpowiedział spokojnie Esiad.
- To wiele tłumaczy... - stwierdziła pod nosem Diuna przewracając oczami.
- Mam nadzieję, że to nie problem? - spytał myśliwy.
- Nie nie ... spoko Ziom My z Kubami za pan brat. - odpowiedział Hachi z uśmiechem.
- Miło to słyszeć. - odparł Esiad z wymownym uśmiechem.
- Esiad masz rodzinę? - spytała nagle Diuna.
- Diuna przestań ... - stwierdził karcąco Hachi.
- Spokojnie, szanuję ciekawość. - odparł Esiad, a następnie dodał: - Mam kobietę i z nią dwójkę dzieci, a ogólnie mam dziesięcioro dzieciaków.
- Wooow chłopie zaszalałeś. - stwierdziła Diuna.
- E tam, ja mam piętnaścioro rodzeństwa w tym ośmioro przyrodnich. - odparł otwarcie myśliwy.
- O Stary ... - stwierdził Hachi.
- Słuchajcie ja rozumiem, że wśród innych nacji to mało popularne, jednak wśród kubów duża liczba rodzeństwa to norma. - stwierdził myśliwy, a następnie podchodząc dodał: - Srebro włosy masz coś do mnie, że milczysz?
- Milczę z natury i jeszcze nic do Ciebie nie mam. - odparł chłodno Kurai.
- Aha... - myśliwy przyjął do wiadomości wypowiedź elektrycznego neczanina.


************
Malowniczo położona wioska idealnie w komponowana w szczyt ogromnej szarej góry. Wszystkie budynki są o kamiennych parterach i drewnianych piętrach, które w większości wchodzą w górski szczyt, są zaśnieżone co sprawia, że mimo późnej pory, padającego śniegu i nie wielkiej ilości latarni w całej wiosce jest jasno i uroczo. W tym wspaniałym miejscu przed jednym z domów, w blasku sztucznego światła stoi starszy, szpakowaty mężczyzna, o krótkich granatowo-siwych, delikatnie przerzedzonych włosach i o mądrych,bystrych, nieznacznie zmęczonych, złocistych oczach. Mężczyzna, ubrany jedynie w elegancką koszulę i czarne spodnie na szelkach, wyprasowane w kant, chodzi o lasce, i nerwowo stara się kogoś wypatrzeć. Zupełnie jakby na kogoś czekał i marudząc, na głos pod nosem stawał się coraz bardziej nerwowy.
- No gdzie on jest? Gdzie ten jełop się podziewa?
W ten rozległo się wycie wilków, a oczom szpakowatego mężczyzny ukazało się siedem osób i dwa psowate stworzenia.
- No nie! - stwierdził oburzony mężczyzna, ruszając stanowczym i kuśtykającym krokiem do przodu, wychodząc na przeciw przybyszom, a po krótkiej chwili marszu zobaczył myśliwego w towarzystwie wojskowych i głośno z oburzeniem stwierdził: - Esiad Atcer Ode nie wiem co tym razem zrobiłeś, ale marsz do siebie i nie chce Cię już dzisiaj widzieć! - a następnie pokornie dodał: - Państwo wojskowi wybaczą, już ja się nim zajmę...
Na te słowa myśliwy w geście załamania, zakrył ręką oczy i z niedowierzaniem kręcił przecząco głową, mówiąc:
- On naprawdę to zrobił...
- Kto to jest? - spytała dociekliwie Diuna.
- Zoteh to nie tak jak myślisz. - kontynuował Esiad, zdający się nie słyszeć psychicznej neczanki.
- Cicho siedź! Ty niewdzięczny skurczybyku, powiedziałem wynocha do siebie! - odparł twardo starszy mężczyzna.
- Przepraszam Pana, ale jest Pan w błędzie. - stwierdził Otachi.
- Proszę Pana, Esiad przyprowadził nas jedynie do wioski. - stwierdziła Kiazu.
- Jesteśmy wojskowym, którzy zmierzają dalej jednak zbliża się burza śnieżna i szukamy miejsca na nocleg a nie na awantury... - dodała Diuna.
- Czyli ten nicpoń nic nie nabroił? - spytał Zoteh.
- Owszem. - odparł chłodno Kurai.
- W takim układzie witam Was serdecznie w mojej wiosce, jestem sołtys Zoteh Weleru i zapraszam Was do mojego domu. - odpowiedział spokojnie sołtys zapraszając przybyszów do swojego domu.
- Zoteh, też mogę iść? - spytał z Esiad
- Tak też możesz, ale masz być grzeczny i te Twoje wilki też mogą.... - odparł Zoteh, a po chwili dodał: - Mimo, że one nikogo nie lubią to mniej z nimi problemów niż z Tobą ...
- E tam, to tylko dlatego, że się czepiasz. - odparł pewnie Esiad, a po chwili dodał: - Umiem być grzeczny dobrze wiesz.
- Tak, tak ... na pewno .. Esiad masz wybujałą fantazję. - stwierdził twardo Zoteh, a po chwili, zapraszając przybyszów do swojego dodał: - Chodźcie, chodźcie zaraz będzie burza śnieżna.


************
Wczesnym wieczorem czarne, burzowe chmury przetaczają się przez wysokie, szare góry. Intensywne opady białego śniegu, znacząco ograniczają widoczność. Dodatkowo towarzyszą im niewiarygodne, intensywne wyładowania atmosferyczne, które co i rusz pokazują swoją nieokiełznaną siłę. Górskie szczyty, a nawet domostwa w wiosce Anerwalkan, trzęsą się w posadach, jednak nie mają zamiaru runąć z hukiem, a jedynie górować nad siłami nieokiełznanej i nieobliczalnej natury.
Neczanie po kolacji wraz z gospodarzem, myśliwym i jego wilkami zasiadają w ogromnym salonie o wspaniałych drewnianych ścianach o mocnym ciemnym kolorze, na pograniczu czerni i szarości, suficie z białego drewna oraz brązowej drewnianej podłodze. Na lewo od wejścia tuż pod jedną, ze ścian stoi ogromna beżowo-szara kanapa z poduszkami i skórami różnych zwierząt, przed nią stoi masywna jasnobrązowa, drewniana ława w koło której znajdują się fotele utrzymane w stylu kanapy, natomiast nieopodal stoją dwie wysokie lampy, o brzozowych nogach. Na prost kanapy znajduje się duży kominek z białego kamienia, w którym płonie przyjemny czerwono-pomarańczowo-żółty, tańczący ogień. Dodatkowo nad kominkiem wiszą głowy różnych zwierząt łownych oraz inne trofea łowieckie, takie jak poroża czy kły oraz dwie dubeltówki, natomiast pod nim leży ogromna biało-brązowa skóra górskiego jelenia.
Dziewczyny oraz Hachi i myśliwy zasiadają na kanapie, natomiast Otachi, gospodarz i Kurai zasiadają na wspaniałych, stylizowanych fotelach, za to wilki leżą pod kominkiem i uważnie obserwują delikatnie niespokojną wodna neczankę.
- Zoteh też jesteś myśliwym? - spytała dociekliwie Diuna.
- Owszem, ale dawno temu w lepszych czasach. - odparł spokojnie gospodarz siedząc na fotelu i dzierżąc swoją laskę w dłoni.
- Te trofea są Twoje? - spytał Hachi.
- Nie tylko moje, ale wszystkich innych myśliwych z mojej wsi. - odparł sołtys, a następnie ozięble dodał: - Potrawy z dzisiejszej kolacji były z tego co oferuje nam las.
- I były bardzo smaczne. - odparł Otachi.
- Jedno z Was jest bardzo spięte, dziecko czyżbyś była obrońcą praw zwierząt i niezręcznie się czuła w myśliwskim domu z tradycjami? - spytał Zoteh
- Ja? - spytała niepewnie Rina, a po chwili delikatnie dodała: - Nie jestem obrońcą praw zwierząt ... czuje się dobrze...
- Ona jest nieśmiała i zawsze jest speszona w towarzystwie obcych. - dodał szybko Otachi.
- Spokojnie, nic złego się nie dzieje. - dodała Kiazu.
- Przepraszam, jeśli pana uraziłam. - wtrąciła speszona Rina.
- Nie szkodzi dziecko, nie szkodzi jednak moja starość mówi mi, że jest coś nie tak ... - odparł sołtys.
- Gash, bo zaraz będziemy musieli spać na dworze. - wtrąciła Diuna przewracając oczami, a następnie szybko dodała: - Rina boi się burzy, a skoro za oknem szaleje burza z piorunami to ma stracha.
- HAHAHA! Jak można być takim cieniasem i bać się burzy? - szydził Esiad.
- Normalnie Ziom. - stwierdził Hachi.
- Esiad, uspokój się. - wtrącił sołtys.
- Skoro mamy takich wojskowych to możemy się już poddać zamiast walczyć. - myśliwy kontynuował naśmiewanie się.
- Ziom ona jest medykiem i dobrze Ci radze, skończ. - odparł twardo Otachi.
- HAHA ...
- Esiad skończ wreszcie! - wtrącił twardo i stanowczo Zoteh, uderzając laską o drewnianą podłogę.
Na te słowa myśliwy w miarę potulnie zamilkł, natomiast jego biało-kremowy wilki podszedł do smutnej i wystraszonej wodnej neczanki, a następnie położył swoją masywną głowę na jej kolanach, domagając się głaskania. Po chwili wielkie zwierze zaczęło wpychać się na kolana zdezorientowanej dziewczyny.
- Lalin! - odezwał się karcącym głosem myśliwy. Na te słowa wielki zwierzak z powrotem stanął na ziemi, jednak nadal domagał się głaskania.
- Zaskakujące, Ty kogoś ewidentnie nie lubisz, za to Twoje wilki ja uwielbiają, to bardzo miła odmiana - stwierdził Zoteh.
- Daj mi już spokój! - odparł twardo Esiad.
- Przepraszam, nie będę już przeszkadzać. - odparła niepewnie Rina, a następnie wstała i wybiegła z pokoju, tuż za nią wybiegły obydwa wilki, nie reagując na wołania swojego Pana.
- Rina czekaj! - stwierdził Otachi, podnosząc się.
- Młodzieńcze dobrze Ci radze zostań, jak podejdziesz do niej w takich nerwach to gwarantuję Ci, że te dwa wilki zrobią sobie z Ciebie kolacje. - stwierdził Zoteh popijając herbatę, a następnie dodał: - Esiad Ty i ten Twój niewyparzony język! Przesadziłeś Ty hultaju jeden!
- Zoteh, nie przesadzaj po pierwsze jest przyjemniej, po drugie mogę zając się wspanialszymi paniami, a po trzecie nie zrobiłem nic złego... - odparł spokojnie Esiad rozsiadając się między Diuną a Kiazu.
- Esiad nigdy się nie nauczysz. -skarcił myśliwego sołtys a następnie dodał: - Musicie mu wybaczyć, ta pierdoła lubi niszczyć słabszych od siebie i jeszcze nie nauczył się trzymać języka za zębami.
- Będzie miał okazję. - wtrącił ozięble Kurai podnosząc się i udając się do wyjścia.
- Nie słyszałeś, nerwusie! Moje wilki Cię zjedzą! - stwierdził Esiad.
- Zaryzykuję ... - odparł chłodno Kurai wychodząc.
- Jaki zadufany w sobie nerwus... - stwierdził myśliwy.
- Dla Twojej informacji Ziom, on jeszcze jest spokojny i to bardzo. - odparł Hachi.
- Zlewa Cie od góry do dołu... - dopowiedziała Diuna, przesiadając się na fotel.
- Po za tym Ziom dla Twojego dobra lepiej aby wyszedł. - dodał Otachi.
- Facet weź się ogarnij, nie można tak traktować innych. - dopowiedziała Kiazu, z delikatnym obrażeniem,a po chwili dodała: - Nie znoszę takich gburów.
- Tak Tak no pewnie, heh ... - westchnął Esiad, a następnie wychodząc dodał: - Zrozumiałem, jak chce spędzić miło noc lepiej abym się ruszył.
Po chwili myśliwy spokojnie opuścił pokój.


************

Drewnianym, delikatnie oświetlonym korytarzem podąża spokojnie Kurai, z rękami w kieszeniach. Nagle podbiegł do niego myśliwy mówiąc:
- Poczekaj no! ... proszę.
Na te słowa elektryczny neczanin zatrzymał się, jednak nic nie powiedział.
- Odpowiesz mi na kilka pytań ...
- Nie... - odparł Kurai odwracając się, a następnie mierząc myśliwego przeszywającym spojrzeniem dodał: - To Ty mi odpowiesz na kilka pytań.
- Phi niby jakich? - odparł delikatnie szydząc Esiad.
- Co łączy Cię z rodziną Cusan?
- Nic, gdzie mi do takich arystokratów...
- Przy szalu nosisz, broszkę z herbem rodowym rodziny Cusan, a oni nie dają jej od tak. - odparł twardo Kurai, a następnie dodał: - Jestem pewien, że jej nie znalazłeś, gdyż na na szyi nosisz sygnet z identycznym herbem, a Twoje wilki mają ten herb na obrożach.
- Spostrzegawczy jesteś i widzę, że tak łatwo Cie nie oszukam. - odparł Esiad, a następnie spokojnie dodał: - No dobrze ... jestem myśliwym i poluję na przeróżną zwierzynę, w tym szukam niezwykłych kobiet które były by dawcami energii.
- Z tak nie wyparzonym językiem chyba się nie spisywałeś.
- Spisywałem, byłem jednym z najlepszych, jednak znudziło mnie to i wróciłem do rodzinnej wioski, aby odpocząć.
- Oczywiście, a jak było naprawdę?
- Heh, dobra. - odparł Esiad wywracając oczami, a następnie dodał: - Jestem kobieciarzem, kilka panien, które miało być dawcami energii zaciążyło, a jeszcze kila miało niedobrą energię. Tak, dodatkowo nie raz nawaliłem i rodzina Cusan zesłała mnie tutaj, abym polował jedynie na zwierzynę łowną, bo w tym jestem dobry.
- Teraz lepiej. - odparł twardo Kurai.
- Heh to ja miałem Cię przepytywać, a nie Ty mnie... - odparł Esiad.
- Co nabroiłeś?
- Przespałem się z Amelią Cusan.
- Oboje jesteście Kubami, w waszym świecie to nic złego.
- Tak pozornie tak, powiedz mi wiesz kim ona jest?
- Owszem wiem, to kuzynka Pana Siwentei Cusan.
- Dokładnie, jest panna i była we mnie zakochana, dla mnie była jedynie przelotnym romansem i mam z nią córkę, a głowa rodu wściekł się i zesłał mnie tutaj.
- Rozumiem, to wiele tłumaczy. Dobra jedziemy dalej, po co za mną idziesz?
- Liczę na miła noc, wiec muszę naprawić moje zachowanie.
- Nie liczyłbym, że to pomoże. Kiazu nie lubi jak ktoś od tak dokucza słabszym.
- Świetnie to się wkopałem, ale musisz wiedzieć że nie z takimi sobie radziłem.
- W to nie wątpię...
- Dobra koniec tego przesłuchania, idę aby udobruchać pewną pannę, kto wie jak dobrze pójdzie to może będę miał podwójną, a może potrójną noc
W tym momencie Kurai uderzył naelektryzowaną pięścią o ścianę tuż koło głowy wysokiego mężczyzny, który mimo swej twardości z trudem przełknął ślinę.
- Tknij którąkolwiek z nich, a obetnę Ci to co masz najcenniejsze. - stwierdził twardo i stanowczo Kurai, patrząc na myśliwego przeszywającym straszliwym wzrokiem. A po chwili elektryczny neczanin odszedł od niego, natomiast przerażony Esiad stał jak wryty.
- Ojej jaki cienias, boi się małego wyładowania. - stwierdził wrednie Kurai, odchodząc na dobre.

************

W salonie neczańskie rodzeństwo nadal rozmawia z sołtysem.
- Esiad, tak samo traktuje nawet swoją kobietę. To niereformowany gówniarz, za którego nie chce już świecić oczami. - stwierdził Zoteh.
- To czemu tak dbasz o niego? Przecież typ na to nie zasługuje. - odparła Diuna.
- Esiad jest myśliwym, należy do naszej myśliwskiej rodziny i czuję się za niego wpełni odpowiedzialny. - odparł Zoteh.
- Rozumiemy. - stwierdził Hachi.
- Co za typ. - skwitowała naburmuszona Kiazu.
- Oby nie zalazł Kurai'owi za skórę. - stwierdził Otachi.
- To będzie nie miłe, ale uważam, że powinien mu znaleźć za skórę. - odparł sołtys, a następnie dodał: - Może wtedy by się w końcu nauczył, chociaż jednocześnie uważam, że jest niereformowany.
- Phi bo jeszcze nie spotkał mnie, jak nie zalezie Kurai'owi za skórę to normalnie dam mu taką lekcje, że do końca życia odechce mu się kobiet. - odparła stanowczo i z determinacją Kiazu.
- Dziecko, podoba mi się Twój płomień w oczach. - odparł z podziwem Sołtys, a następnie zmienił temat mówiąc: - Burza śnieżna na pewno potrwa dwa może trzy dni.
- No to jesteśmy tu uziemieni. - narzekała Diuna,a po chwili dodała: - Czy jest tu coś do roboty?
- Jutro mamy święto nocy, jak chcecie możecie pomóc w przygotowaniach oraz uczestniczyć w naszym święcie. - stwierdził Zoteh.
- Święto w taką pogodę? - dalej narzekała Diuna.
- Dzieci, jak Wy mało wiecie o tej wiosce. - stwierdził gospodarz, a po chwili dodał: - Burze śnieżne to u nas codzienność, wiec mamy pod wioską system korytarzy prowadzący do naszej sali spotkań, gdzie zwykle spotykamy się całą społecznością i świętujemy.
- Fajna sprawa na czym polega to święto? - zaciekawiła się Kiazu.
- Czad! - dodał Otachi.
- Tym świętem czcimy noc, miłość i księżyc, a w tajniki święta wprowadzą Was jutro mieszkańcy mojej wioski, dzięki temu będziecie mieć milszą niespodziankę. - odparł Zoteh.
- Super! - stwierdził radośnie Hachi.
- Zapowiada się fajny dzień! - dodał entuzjastycznie Otachi.
- Lubie tajemnice. - dodała Kiazu z uśmiechem.
- Czyżbyśmy, aż tak mieli się rozczarować? - spytała obrażona Diuna.
- Sądzę, że się nie rozczarujecie. - odparł Zoteh.

************

Półmroczny spory przedsionek, w którym jedynym źródłem światła, jest blask wpadający przez delikatnie uchylone drzwi. To ponure i mroczne miejsce jest przedsionkiem miedzy domem sołtysa a piwnicą, a znajduje się w nim skulona Rina oraz dwa wilki które dają jej ogrom swojego ciepła. Neczanka cała się trzęsie, a jej wspaniałe żółte oczy toną w łzach. Nagle uchylone drzwi, otworzyły się, a dziewczyna usłyszała znajomy głos.
- Hmm... To tu się skryłaś...
- Ta...tak ... - odparła niepewnie Rina.
W tym momencie oba wilki delikatnie warknęły, a następnie wyszły z przedsionka i położy się pod drzwiami, nadal powarkując.
- Już lepiej? - spytał przybysz kucając koło neczanki.
- Nie...nie wiem ...
- Hmmm.... przejmujesz się zdaniem wielkiego pana myśliwego?
Na te słowa neczanka pokiwała potakująco głową i schowała ją w swoje ramiona.
- Esiad ma niewyparzony język i specyficzny styl bycia, nie przejmuj się nim.
- Kurai, ale ... ale on prze zemnie ma cała naszą drużynę za dno ... i za nic ...
- Hmmm... owszem ma, jednak dobrze wiesz, że tacy nie jesteśmy i ten kto nas nie docenia szybko przekonuje się, że popełnił błąd. - odparł spokojnie Kurai, a po chwili dodał: - Każdy z nas jest inny, lecz jesteśmy drużyną, zgraną dobrze uzupełniającą się drużyną.
- Skoro tak mówisz ...
- Przecież wiesz, że to co mówię jest prawdą. Tak samo dobrze wiesz, że nam nie przeszkadzasz i my doceniamy to, że z nami jesteś.
- W sumie to ... to ... wiem ... ale ...
- Posłuchaj masz wspaniały dar i to nie jeden, a to doskonale uzupełnia zdolności naszej drużyny, którą doceniają Volaure, Król Ashga jak i sam Ambasador Ankara. A Ty dobrze wiesz, że my nigdy się nie poddajemy i z każdym dniem rozwijamy się i stajemy się mocniejsi. - odparł spokojnie Kurai a po chwili dodał: - Pamiętaj nawet w najgorszą burzę, jesteśmy przy Tobie i z nami przetrwasz wszystko. Tak jak my przetrwamy dzięki Tobie.
Na te słowa neczanka uniosła głowę, spojrzała na elektrycznego neczanina, a następnie uklękła i mocno przytuliła się do swojego, kucającego ukochanego. Natomiast wilki z zainteresowaniem uniosły swoje masywne głowy i zaczęły patrzeć w dal.
- Kim Ty jesteś? - spytał naglą Esiad stojący za rogiem.
- Aniołem stróżem. - odparł spokojnie Kurai, podnosząc się.
- No tak neczanie nazywani są "Aniołami" widzę, że Ty to bierzesz bardzo na serio. - odparł Esiad.
- A teraz jeśli pozwolisz my wracamy do reszty oddziału. - odparł chłodno Kurai, podając dłoń wodnej neczance i odchodząc. Tym czasem wilki podeszły do swojego pana i merdając ogonami radośnie domagały się pieszczot.
- Teraz sobie o mnie przypomniałyście - stwierdził Esiad przyjaźnie tarmosząc swoje zwierzaki, a po chwili dodał: - Co jest w niej takiego, że aż tak ją lubicie?

************

Nie duży drewniany pokój, o wspaniałych ścianach z widocznymi słojami i pachnącymi świerkiem deskami, oraz o ciemnej podłodze. Na prawo od wejścia stoi oraz duża jasnobrązowa szafa, wyglądająca na bardzo starą. Za to po prawej stronie tuż pod oknem stroi biały stół z drewna oraz cztery krzesła, oba te meble swoją stylizacją przypominają szafę. Natomiast na wprost wejścia znajdują, się drzwi, oraz kolorowa, wisząca tkanina, a między nimi jest stoi ciemne, pojedyncze łóżko zaścielone puszystą białą pościelą. W drzwiach wejściowych tego pokoju stoi sołtys oraz neczanie.
- Dzieci to jest Wasz pokój, tu za drzwiami znajduje się łazienka a za kotarą znajduje się drugi pokój.- stwierdził spokojnie Zoteh, zapraszając neczan głębiej do pomieszczenia.
Po tych słowach zaciekawieni wojskowi zajrzeli za kotarę, a tam ich oczom ukazała się kolejna sypialnia, utrzymana w drewnie. A tam na ścianie wejściowej znajduje się antresola z dwoma łóżkami, a na wprost wejścia znajduje się duże łoże, które zajmuje przestrzeń prawie od ściany do ściany. Każde łóżko jest pościelone białą puszystą pościelą. Dodatkowo na podłodze leży zielony dywan, oraz przy oknach wiszą jasno zielone zasłony. Całościowo oba pokoje przypominają spokojny, wiosenny las.
- Łał! - stwierdzili neczanie.
- Dziękujemy, za możliwość noclegu. - stwierdziła pokornie Rina delikatnie kłaniając się przed gospodarzem.
- Dziecko cała przyjemność po mojej stronie. - odparł Zoteh, a następnie marudząc wymamrotał pod nosem: - Tu przynajmniej ta łajza nie zrobi sobie z Was obiadu.
- Bardzo klimatyczne miejsce. - dodała entuzjastycznie Kiazu.
- Dziękuję dziecko, a teraz rozgośćcie się i zobaczymy się rano. - odparł Zoteh wychodząc i zostawiając otwarte drzwi.
- Dobranoc! - odparli neczanie, jednak nie otrzymali już odpowiedzi.
- Przyjemne miejsce. - stwierdziła z podziwem Diuna.
- Ja zajmuję górne łóżko! - stwierdził ochoczo Otachi wskakując na górne łóżko.
- Mi tam pasi bro, zajmuje dół. - dodał Hachi, zajmując dolne łózko.
- Ej ... ja chciałam spać na górze... - stwierdziła rozczarowana Diuna.
- Heheheh kto pierwszy ten lepszy. - odparł Otachi śmiejąc się.
- Diuna, tu masz fajne łózko. - stwierdziła Kiazu.
- No tak, ale ja bym chciała spać na górze. - odparła obrażona Diuna.
- To co Diuna na pojedynce a Rina, ja i Kurai na tym ogromnym wyrku? - stwierdziła ochoczo Kiazu.
W tym momencie do pokoju wpadły radosne wilki, które od razu przyszły do wodnej neczanki, a tuż za nimi do sypialni wszedł Esiad mówiąc:
- To, żadna z pań nie chciała by spać ze mną?
- Nie ... - odparła Diuna.
- Hmm... nie mamy lepszą propozycję na miły wieczór. - odparła Kiazu.
- Rozumiem, w takim układzie do zobaczenia rano moje miłe panie. - odparł Esiad wychodząc, jednak jego wilki za nim nie poszły. Na ten gest myśliwy jedynie trzasnął drzwiami i udał się na dół, a neczanie rozmieścili się na łóżkach i tak Hachi i Otachi zajęli piętrowe łóżko, Kurai pojedyncze łóżko, a duże łoże dostało się dziewczynom oraz wilkom, jednak mimo to wszyscy mieli bardzo wygodnie oraz sporą przestrzeń.
W tym samym czasie Esiad, schodząc po schodach zamyślił się:
- Oswoiła moje bestie a one z jakiegoś powodu bardzo ja lubią ... hmm... co o niej wiem? hmm... jest wodą, to rzadka energia, która może pomogłaby mi ponownie wkupić się w łaski rodziny Cusan, jednak ... jej uroda pozostawia wiele do życzenia ... Kiazu, bardzo kuszący ideał, władający moją ulubioną mocą ..... hmm... a właśnie Ognisty seksowny płomyczek sypia z tym wymoczkiem, a to ciekawa informacja... bardzo ciekawa...i warta wykorzystania...



niedziela, 15 maja 2016

Epizod 193



"Zaginiona zguba"

W prowizorycznym obozie naszych bohaterów, szumiące drzewa, szemrząca woda i wspaniałe delikatnie chłodne powietrze błogo kołyszą neczan do snu. Błyszczące gwiazdy i długie rozmowy zapewniają wspaniałe sny. Odpoczynek dzięki, któremu nabiorą sił przed kolejnym ciężkim dniem, był największą nagrodą po szalonym dniu.
Piękne i błogie sny towarzyszyły neczanom przez całą wspaniałą i delikatnie chłodną noc. Kiedy nastał słoneczny i sympatyczny ranek nasi przyjaciele wstali, zjedli szybko śniadanie, zebrali obóz i wybudowali niewielką tratwę, na której będą przemierzać, przez głęboką wodę. Wszystko po to aby ruszyć dalej przed zbliżającym się wielkimi krokami upałem.
Hachi i Otachi długimi, mocnymi kijami odpychają tratwę od drzew oraz piaszczystego dna, doskonale widocznego dzięki przejrzystej i krystalicznej wodzie. W tym samym czasie dziewczyny moczą nogi w przyjemnej wodzie, a Kurai siedzi po turecku z rękami opartymi o kolana.
- Tak to ja mogę podróżować. - stwierdziła błogo i radośnie Diuna przeciągając się i kładąc się na tratwie.
- Fajnie, ale nudno ... ja bym tak wiecznie nie mogła. - dodała Kiazu łapiąca każdy prześwitujący promień słońca.
- Cała Kiazu. - dodał Hachi.
- Dobrze, że mamy przygody a nie siedzimy tylko w obozach. - dopowiedział Otachi z uśmiechem.
- Weź zwariowałabym jakbyśmy byli na stałe w jednym obozie. - odparła Kiazu.
- Kamraci do wioseł! - wtrącił radośnie Otachi.
- Tak kapitanie! - odparł żartobliwie Hachi.
- Chyba śnisz! - odparła niezadowolona Diuna.
Tym czasem Kurai wstał, wziął trzeci kij i wiosłując, chłodno powiedział:
- Aye ...
W tym momencie cała tratwa uniosła się delikatnie w górę i zaczęła płynąć z niewiarygodną szybkością. Wkrótce okazało się, że niewielkie stado Aihe płynąc w koło neczan, radośnie popycha, rozkołysaną tratwę.
- Ahoj Kamraci! Ku przygodzie! - kontynuował radośnie Otachi, sterując tratwą.
- Weeeeeee! - dodała z ekscytacją Kiazu stając na przodzie tratwy.

************
Jeden z prowizorycznych, neczańskich obozów w którym wśród namiotów i krzątających się wojskowych, stoi wspaniały, niesamowity i masywny samochód pomalowany w czarno-szare moro. Na pierwszy rzut oka jest to szeroki i potężny samochód terenowy bez dachu, jednak po chwili okazuje się, że auto jest wspaniałym połączeniem luksusowego samochodu osobowego i terenowego czy jest autem typu "SUV" tyle, że jednocześnie jest kabrioletem. Po dłuższej chwili z jednego z większych namiotów wyszedł wysoki dobrze zbudowany mężczyzna, ubrany w oficerski mundur najwyższego stopnia oraz o wspaniałych krótkich rudych włosach. Tuż za neczańskim generałem wyszli jego dwaj wierni kapitanowie. Wkrótce oficerowie podeszli do wspaniałego auta i zaczęli rozmawiać.
- Ile jeszcze mamy obozów? - spytał nagle generał zdejmując swoją rogatywkę i rzucając ją na tylne siedzenie auta, jednocześnie przeczesując swoje rude włosy.
- Będzie z 50... - odparł Moyoshi przeglądając coś na tablecie.
- Wspaniale. - odparł Rudy przewracając oczami, a następnie dodał: - Dobra idźcie po nasze rzeczy, a ja idę się przejechać.
- Tak jest. - stwierdził Amis oddając kluczyki do auta.

Po tych słowach kapitanowie udali się do jednego z namiotów, a neczański generał zdjął marynarkę, położył ją na tylnym siedzeniu i usiadł za kierownicą auta.


************
Po długiej i wspaniałej, wesołej i szalonej podróży tratwą neczanie dotarli tuż pod wysokie skaliste góry, których kamienne ciemne, szare szczyty schowane były w spaniałych, delikatnych szaro-białych chmurach.
- Whoaaaa ...co za widok! - stwierdziła z wielkim podziwem i niedowierzaniem Diuna.
- Zajebiste miejsce! - dodała entuzjastycznie Kiazu z determinacją w głosie.
- Fantastyczne miejsce ... - dopowiedziała zachwycona Rina, robiąc zdjęcia.
- Ekstra miejsce! - dodał radośnie Otachi, a po chwili stukając kijem w skałę, dopowiedział: - Ale to oznacza koniec naszej kozackiej podróży.
- Bro teraz czeka nas kozacka wspinaczka. - stwierdził Hachi patrząc na masywne góry.
- Będzie ostra jazda. - stwierdził Otachi.
- I bardzo dobrze. - dodała Kiazu z uśmiechem.
- A nie ma jakieś łatwiejszej drogi? - spytała Diuna.
Na te słowa Hachi wyjął swoją mapę, a Kurai chłodno powiedział:
- Wątpię ...
- Hmmm... jakaś droga jest dopiero w połowie wysokości tych gór, a do niej niestety prowadzi jedynie wspinaczka. - odparł Hachi studiując mapę.
- CZAD! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- Dajemy czadu! - dopowiedział radośnie Otachi.
- Heh ... świetnie ... - stwierdziła Diuna, przewracając oczami.
- Otachi stwórz długą linę... - wtrącił chłodno Kurai.
- Luz Ziom! - odparł Otachi zabierając się do pracy i tworząc linę z kul.
- Hachi idziesz pierwszy ... - kontynuował elektryczny neczanin.
- Tak jest Ziom! - odpowiedział Hachi.
- W drugim rzędzie idzie Kiazu, Otachi i ja, natomiast dalej Rina, a na końcu Diuna. - dopowiedział twardo Kurai.
- Spoko! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
- Ej!! ... to totalnie bez sensu ... nie potrzebujemy aż takiej asekuracji ... przecież nie jesteśmy już dziećmi ... - narzekała Diuna.
- Być może, jednak nie mam zamiaru zbierać Twoich zwłok z dna rzeki. - odparł chłodno Kurai.
- Diuna, nawet nie próbuj pyskować i wiąż w sobie linę w koło pasa... - dodała twardo Kiazu.
- Ale .... - próbowała zaprotestować psychiczna neczanka.
- Nie ma ale! Przygoda czeka! - wtrącił Hachi wspinając się.

************

We wnętrzu pewnego namiotu Amis i Moyoshi skończyli już pakować rzeczy i teraz siedząc na wysokim łóżku, grając w karty czekają na powrót przełożonego. W ten do namiotu wszedł neczański generał.
- Szybko wróciłeś, zwykle zajmuje Ci to dłużej... - stwierdził automatycznie Amis.
- Ha ha ... pośmialiśmy i było bardzo śmiesznie a teraz go oddajcie. - stwierdził chłodno Rudy.
- Ale co? - spytał Moyoshi.
- Chłopaki, słuchajcie nie mam nastroju na żarty, oddajcie mi akumulator, przejadę się i ruszymy dalej. - odparł chłodno generał.
- Stary, przecież akumulator jest w aucie, pod maską. - stwierdził pewnie Amis.
- Hmm... tak zwykle tam znajduje się akumulator, jednak tym razem go tam nie ma... - stwierdził Rudy.
- Jak to nie ma? - spytał Moyoshi.
- No nie ma, auto było zamknięte, nie ma śladów włamania a akumulator znikł. - kontynuował generał, a następnie dodał: - Więc bądźcie tak mili i oddajcie mi akumulator.
- Problem w tym, że my go nie mamy. - stwierdził Moyoshi.
- Słuchajcie to naprawdę było śmieszne, ale chciałbym już odzyskać akumulator. - kontynuował Rudy przecierając oczy.
- Słuchaj, chętnie byśmy to zrobili ale go nie mamy ... - odparł Amis.
- W takim układzie inaczej go znajdę. - odparł generał z determinacją w głosie.
Na te słowa kapitanowie zaniemówili i robiąc ogromne oczy, z trudem przełykali ślinę.

************
Masywny, szary i nieprzyjazny górski szczyt, wręcz tonie w ponurych, gęstych chmurach w kolorze antracytowej szarości, które zapewne niosą ze sobą zmianę pogody. Gdzieś na pionowej ścianie, góry neczanie dzielnie wspinają się do góry, zmagając się z zimnym i silnym wiatrem, który pomału zaczyna dawać się we znaki.
- Otachi weź coś zrób z tym wiatrem bo zimno! - narzekała Diuna delikatnie się kuląc.
- Ciesz się, że nasze ubrania są wstanie wytrzymać spore zimno! - odparł Hachi.
- Taaa... ciesze ciesze się ale i tak zimno! - kontynuowała Diuna.
- Kiazu, ogrzejesz trochę mój ciepły wiatr? Wtedy szybciej się ogrzejemy... - wtrącił Otachi.
- Pewnie! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
Po tych słowach oboje szynko zaczęli działać. Otachi przywołał sympatyczny, delikatny i kojący wiatr, który czule otulił cały oddział. Po chwili ognista neczanka przywołała delikatne czerwono-pomarańczowo-żółte płomienie, które bez trudy idealnie połączyły się z mocą jej brata, dzięki temu wkrótce wszystkim zrobiło się przyjemnie ciepło.
- Dzięki. - stwierdziła z ulgą Diuna, a następnie dodała: - Hachi daleko jeszcze?
- Daleko... - odparł Hachi, wchodząc w gęstą mgle, a właściwie znikając we mgle.
Po paru chwilach już wszyscy, prócz psychicznej neczanki zniknęli w niezwykłej mgle.
- Będziemy szli do jutra.. - dodał Otachi.
- Bro do jutra? Co najmniej do pojutrza. - dopowiedział Hachi.
- Haha ... ja na serio pytam... - odparła Diuna wchodząc w mgłę.
W tym momencie okazało się że gęsta mgła wyznaczała granicę między pionową ścianą, a ścieżką, na którą neczanie mieli się dostać. Zaskoczona Diuna z niedowierzaniem patrzyła na śmiejące się, rozwiązane już, rodzeństwo stojące na kamienno-piaszczystej drodze.
- Dobrze się bawicie? - spytała Diuna otrzepując się.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedział Hachi, szczerząc kły.
- Hachi gdzie teraz? - spytał Twardo Kurai.
- Już Ci mówię Ziom. - odpowiedział automatycznie Hachi wyciągając mapę, a następnie po chwili ciszy dodał: - Hmmm.... musimy iść tą drogą w prawo, a na następnym rozwidleniu w górę.
- Prowadź. - odparł chłodno Kurai.
- Jasne Ziom. - stwierdził Hachi ruszając do przodu i ciągnąć Otachiego za sobą.
- Hmm... jakoś szybko dzisiaj odpuszczacie ... - stwierdziła Diuna doganiając braci.
- Dzisiaj mu odpuszczamy. - stwierdził Hachi.
- Niby czemu? - spytała Diuna.
- Widzisz te chmury? - odparł Hachi.
- Tak i co z tego? Chmury jak chmury ... - stwierdziła Diuna.
- One plus ten zimny wiatr zwiastują burze śnieżną ... - wtrącił Otachi.
- Więc lepiej jak najszybciej znaleźć się w wiosce ... - odparła Diuna.
- Dokładnie... - odparł Hachi, a następnie, z uśmiechem dodał: - Ale nie przejmuj się jeszcze Ci dopieczemy.
- Haha ... tak jasne ... żebym to ja nie dopiekła Wam ... - odparła Diuna.
- Wyzwanie przyjęte! - odparli zgodnie bracia z uśmiechem.

************
Zaśnieżony las iglasty z dużą ilością kamieni, skał i lodu, w którym mimo zachmurzonego nieba jest stosunkowo jasno. Tym niesamowitym i niedostępnym terenem podążają dwa duże psowate stworzenia, o masywnych i długich łapach oraz nie dużych zaokrąglonych uszach. Jeden zwierzak ma lśniąca kremowo-białą sierść o przyjemnym delikatnie szarym odcieniu, natomiast drugi jest w czarny z grafitowymi refleksami. Oba psowate mają cudowne oczy w kolorze zielonego szkła i radośnie hasają po śnieżnych terenach. Nagle oba stworzenia zaprzestały zabawy i nerwowo zaczęły węszyć powietrze, wypuszczając delikatną biało-szarą parę z nozdrzy. W ten zwierzęta przebiegły kawałek i ukrywając się w krzakach zaczęły uważnie i czujnie obserwować teren.

************
W niedużym bagnie, tuż przy brzegu w płytkiej i zimnej wodzie, na plecach leży praktycznie cały neczański obóz, w pełnym umundurowaniu. Wszyscy trzymają się rękami ogromnej ciemnej kłody i na komendę przechadzającego się generała podnoszą nogi do góry, aż do pozycji świecy (bez unoszenia bioder), a następnie na kolejną komendę opuszczają nogi. Wśród tych wymęczonych już wojskowi, znajdują się nawet dwaj zaufani kapitanowie dowódcy.
- I raz ... - stwierdził Rudy, a następnie po dłuższej chwili ciszy stwierdził: - Dwa ...
Wszyscy bez bez protestowania i nie zważając na straszliwe zmęczenie i ból, który już towarzyszy mięśniom na tym etapie kary, posłusznie wykonują rozkazy.
- I raz ... - ponowił twardo generał, a po chwili dodał: - Czy akumulator od mojego auta odnalazł się?
Jednak dowódca nie doczekał się odpowiedzi na swoje pytanie, gdyż zapanowała cisza, przerywana jedynie przez jęki z przenikliwego bólu. Generał nie przejmując się cierpieniem swoich ludzi kontynuował dalej:
- Jesteście pewni, że się nie odnalazł? ...
- Tak... - odparli zgodnie wojskowi.
- Nie słyszę. - stwierdził Rudy
- TAK PANIE GENERALE! - wykrzyknęli, z dużym trudem wojskowi.
- NIEEE! - rozległ się nagle rozpaczliwy krzyk.
- A to ciekawe ... - stwierdził Rudy pod nosem następnie głośno dodał: - Dwa...
Na te słowa cały oddział ponownie opuścił nogi, a generał stanowczo spytał:
- Kto krzyknął nie?
- Ja, panie generale ... - odparł ledwo żywy wojskowy, z trudem podnosząc rękę.
- Dobra masz 5 minut aby go tutaj przynieść. - odparł twardo Rudy.
- Ale panie generale .. - protestował żołnierz.
- Żadnych "ale" masz 5 minut od tej chwili i ani sekundy dłużej, więc rusz się bo twój czas nieubłaganie płynie. - odparł Rudy.
Na te słowa jeden z wojskowych szeregowców, w mgnieniu oka podniósł się i w bardzo szybko gdzieś pobiegł.