piątek, 30 stycznia 2015

Epizod 159


"Pisaca"

Uszczuplony neczańsko-bromiański odział w ciszy, chowając się w ciemnościach przemierza brukowane ulice mrocznego miasta i idzie w kierunku ogromnego budynku szpitalnego.
- QRV ... - odezwał się nagle znajomy głos w słuchawkach.
- QSL ... - odpowiedział mało chętnie kapitan Uamuzi.
- Co za radosne i pełne życia powitanie... mniejsza mam dla Was wieści ... - odparł Generał Rudy.
- Nareszcie szanowny generale ... - odpowiedział Uamuzi.
- To co nas wykańcza? - wtrąciła dociekliwie Kiazu.
- NIE WTRĄCAJ SIĘ! - odpowiedział stanowczo bromiański kapitan, a następnie dodał: - Szanowny generale to z czym mamy do czynienia?
- Macie do czynienia z dawno zapomnianą i niebezpieczna rasą, która między innymi nosi nazwę Pisaca. - odpowiedział spokojnie Rudy.
- No i? ... z całym szacunkiem szanowny generale, nie interesują mnie stare zapomniane rasy ... z łaski swojej przejdź do konkretów. - wtrącił chłodno i kąśliwie bromiański kapitan.
- Zamilcz kapitanie, teraz ja mówię i nie życzę sobie aby ktoś mi przerywał! - odparł twardo generał.
- Tak jest szanowny generale ... - odparł niechętnie Uamuzi.
- Dobrze, zacznę od wprowadzenia i powiem wiem wszystko co wiem ... Zatem słuchajcie uważnie bo nie będę powtarzał ... - stwierdził neczański generał, a następnie zaczął swoją opowieść: - Dawno temu w czasach kiedy Nyxana była jeszcze się nie narodziła, na świecie obok wszystkich znanych Wam ras żyła jeszcze jedna,bardzo hermetyczna rasa... która nie mogła się łączyć z żadną inna rasą ... Przez to rasa ta liczyła zaledwie 5 tysięcy, spokrewnionych ze sobą istot. Jednak dzięki długo wieczności ich populacja rosła... Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ich straszliwa zdolność ... porównywalna do zdolności kubów, lecz znacznie bardziej niebezpieczna ... Widzicie tak jak kuby wysysają energię, tak Pisaca wysysały krew ...
- Czekaj krew? - wtrąciła Kiazu.
- To nie brzmi strasznie, krew podobnie jak energia są odnawialne więc póki, wszystko jest pod kontrolą to nie powinno być problemu ... - dodała Diuna.
- Prosiłem aby mi nie przeszkadzać! - odparł twardo Rudy, a następnie dodał: - Tak, pozornie macie racje, jednak działania Pisaca mają drugie dno ...
- Zatem oświeć nas szanowny generale ... - wtrącił kapitan.
- Po pierwsze w przeciwieństwie do kubów , Pisaca które wyssały dużą ilość krwi ze swojej ofiary, wcale nie były zaspokojone, gdyż ich apetyt rośnie w miarę jedzenia.... a co za tym idzie te istoty mogą polować non stop i stale pożywiać się krwią, gdyż przenigdy nie mają dosyć ... a po drugie osoba ugryziona od samego ugryzienia dostaje bardzo wysokiej gorączki, następnie kiedy krew zostaje upita pojawiają się omdlenia i wymioty ... Niestety to nie koniec, gdyż kiedy Pisaca wypije dużą część krwi prócz wymienionych wyżej objawów ofiara ma również liczne krwawienia wewnętrzne które prowadzą do bardzo bolesnej śmierci w męczarniach ... - odpowiedział spokojnie neczański generał.
- To już nie brzmi dobrze... - odparła Diuna.
- To jeszcze nie wszytko ... ogólnie wymioty dzielą się na dwa typy ... zwyczajne takie jak po przesadzeniu alkoholu czy zatruciu pokarmowym i krwiste wymioty w których pojawia się krew ...i kiedy pojawi się w wymiotach krew to dla ofiary ataku nie ma już ratunku ... - stwierdził Rudy, a następnie szybko dodał: - Jak nie trudno się domyślić znaczna większość ofiar ginęła... Co za tym idzie Rasa Pisaca była zbyt niebezpieczna dla otaczającego nas świata... Więc ówczesna rada świata, zadecydowała o zapieczętowaniu tych istot aby żyły sobie w spokoju.
- Niech zgadnę ... połączenie światów spowodowało, że pieczeń się przełamała i stąd nasze problemy? - wtrącił Hachi.
- Prosiłem .... eh ... dobra mniejsza o to ... Tak w dużej mierze możesz mieć rację... - odpowiedział Rudy.
- Generale, a czemu ich nie zgładzono? - spytał zaciekawiony Otachi.
- To by nic nie dało. Widzisz gdyby zaczęto na nie polować, wtedy po raz Pisaca rozmnażały by się jak króliki na wiosnę, a po dwa istniała by ogromna szansa, że cześć z nich i tak by uciekło i do dzisiaj byśmy żyli w strachu, że któregoś dnia natrafimy na przedstawiciela rasy Pisaca ... a tak zapieczętowano ich pieczęcią, która dała nam lata spokoju. - odpowiedział spokojnie Rudy.
- Panie generale a co z surowicą którą mamy zdobyć? - wtrącił pokornie Skauti.
- Dobre pytanie, ta surowica którą macie odnaleźć w razie co maksymalnie opóźni pojawienie się objawów i pozwoli Wam przerwać tam do przybycia odpowiedniej pomocy. - odparł Rudy, a następnie dodał: - Jednak mimo wszystko uważajcie na siebie i nie dajcie się ugryźć. Surowica Was co prawda częściowo chroni, lecz nie chroni w 100 % ... każde ugryzienie, mimo podania surowicy, zwiększa ryzyko powstania objawów i prowadzi do bolesnej śmierci w męczarniach.
- Tak jest szanowny generale. - odparł poirytowany kapitan.
- Aha zapomniałbym, Pisaca nie wyczuwają energii za to przyciąga ich krew. Są wstanie ją wyczuć z wielkich odległości i godzinami śledzić swoja ofiarę aby upolować ją w najbardziej niespodziewanym momencie. Tak więc pilnujcie abyście nie mili obrażeń, gdyż nawet najdrobniejsza rana może ich przyciągnąć i sprowadzić na Was nie lada kłopoty. - stwierdził Rudy.
- Tak szanowny generale, rozumiemy. - odparł Uamuzi.
- Generale a jak wyglądają ci cali Pisaca? - spytała dociekliwie Diuna.
- W dużej mierze jak zwykli ludzie, jednak istnieje kilka różnic. - stwierdził generał a następnie dodał: - Mają nienaturalnie bladą cerę, szpiczaste uszy, zazwyczaj ciemne włosy i czerwone czasem różowe oczy, których nie widać w ciemnościach, oraz bardzo wyraźne kły. Tyle wiem na temat ich wyglądu.
- To i tak sporo ...- odparła Diuna.
- Ciekawe czy faceci są przystojni? ... - wtrąciła Kiazu.
- Jeśli nawet to myślę, że Twoja krew będzie dla nich znacznie bardziej atrakcyjna. - odparł Rudy.
- I po moich marzeniach .... - odpowiedziała Kiazu.
- Ekh ... Na zakończenie dobrze Wam radzę, jak najszybciej zdobądźcie surowicę i nie dajcie się złapać ... - stwierdził neczański generał.
- Tak jest! - odparli mniej lub bardziej zgodnie pozostali wojskowi



niedziela, 18 stycznia 2015

Epizod 158


"Zapomniana rasa"

Późna noc, granicząca z bladym świtem. Mimo tak wczesnej pory na Zekeren trwa właśnie wideo konferencja poddenerwowanego Księcia Volaure z ambasadorem Ankarą i neczańskim Generałem.
Odbywa się ona w jednym prywatnych gabinetów władcy Zekeren.
- Książę, domniemam, że masz jakieś ważne wieści. - stwierdził Ankara, skrywający swoją twarz za maską.
- Bardzo ważne, neczańsko-bromiański oddział jest w wielkim niebezpieczeństwie! - odparł Książę.
- Jak wielkim? - spytał zaniepokojony Rudy.
- Przepraszam, Panie generale ... - wtrącił nerwowo Amis szybko wchodzący do namiotu generała.
- Nie teraz ... - odparł generał.
- To ważne, podsłuchiwany oddział został przez coś zaatakowany. - kontynuował kapitan.
- Cholera, co ich zaatakowało? - spytał twardo generał.
- Tego nieniemy ... - odparł kapitan.
- Czy oni jeszcze żyją? - strącił Ankara.
- Tak drogi Ambasadorze, według raportu z przyczyn wyższych chwilowo zostali rozdzieleni na dwie grupy, ale już pracują nad tym aby się połączyć. Kiedy to uczynią to mają ponownie się odezwać. - odpowiedział pokornie Amis.
- Dobrze, dziękuje ... wracaj do nasłuchu. - odparł twardo generał.
- Zaczekaj! - rozkazał Volaure, a następnie szybko dodał: - Generale, proszę natychmiast poinformować ich, że mają znaleźć budynek, czy też skrzydło szpitalne. Tam mają poszukać chłodni, a w niej niebiesko-czerwonych surowic. Niech sobie wstrzykną do krwiobiegu co najmniej połowę fiolki na łepka i najlepiej jak najszybciej się da! To bardzo ważne!
- Kapitanie słyszałeś? - spytał generał.
- Tak jest Panie generale. - odparł kapitan.
- To co tak stoisz, już Cię tu nie ma! - odpowiedział twardo Rudy.
- Rozkaz Panie!- odpowiedział Amis, pośpiesznie wychodząc z namiotu.
- Zakładam drogi książę, że Ty jesteś nam wstanie odpowiedzieć na kilka nurtujących nas pytań.. i że zrobisz to właśnie teraz - wtrącił spokojnie Ankara.
- Oczywiście Ambasadorze.. - odparł Książę, a następnie dodał: - Panowie pozwolą, że zapalę?
- Nie mam nic przeciwko. - odparł Ambasador.
- Oczywiście książę, nie krępuj się. - dodał generał.
W tym momencie władca Zekeren przypalił papierosa, głęboko się zaciągną, a następnie spokojnie wypuścił szary dym z ust i powiedział:
- Mają do czynienia z istotami, o których dawno zapomnieliśmy. Długo zajęło mi odkrycie naszego przeciwnika, jednak dzisiaj, chociaż nawet mi trudno w to uwierzyć, jestem pewny z kim mają do czynienia...


************
Wysokie kamienice skąpane w szarobłękitnej mgle z jednej strony wyglądają straszliwie, mrocznie i złowrogo, a z drugiej strony nie różnią się niczym od domów i ulic w zamieszkanym mieście. Neczanie oraz bromiański zwiadowca po cichu skradają się tymi półmrocznymi uliczkami podziemnego miasta szukając reszty oddziału.
- Jak sądzicie co to było? - spytała dociekliwie Diuna.
- Nie mam pojęcia, ale co by to nie było to sprawiało wrażenie głodnego. - odparła Kiazu.
- Normalnie to coś rzuciło się jak wygłodniały na pizze ... - dodał Hachi.
- Słuchajcie, mam dla Was wieści - wtrącił Amis.
- Czyżbyś wiedział co nas zaatakowało? - spytał Otachi.
- Tego jeszcze nie wiemy, lecz książę Volaure, nakazuje abyście natychmiast znaleźli jakiś szpital czy coś w tym stylu i tam w lodówce poszukali niebiesko-czerwonych surowic, które macie sobie wstrzyknąć dożylnie .... - odpowiedział Amis.
- Surowic? - spytała Diuna z niedowierzaniem.
- Hmmm... Coś przed nami ukrywacie? - dodała Kiazu.
- Nic nie ukrywamy.. Generał jest teraz na wideokonferencji z księciem Zekeren i Ambasadorem Ankarą ... Kiedy przeszkodziłem im, przekazując informację, że zostaliście przez coś zaatakowani, dostałem rozkaz od Księcia aby przekazać Wam tę informację ... - odparł neczański kapitan, a następnie dodał: - Jak tylko skończy się zebranie i będziemy wiedzieć coś więcej to pierwsi się o tym dowiecie ...
- No mam taką nadzieje .... - odparła Kiazu.
- Swoją drogą pozostali nadal nie odpowiadają na wezwania? - sypał Amis.
- Nie, ale bardzo możliwe, że w tym zamieszaniu zgubili sprzęt, albo jeszcze go nie założyli. - stwierdziła Diuna.
Nagle przenikliwy huk dogłębnie przeszył wszystkie zmysły niewyspanych wojowników.
- Znowu ten straszliwy dźwięk ... - stwierdziła Diuna przysłaniając uszy.

- Jak tak dalej pójdzie, to oszaleje... - dodała Kiazu.


************
- Drogi Książę, z całym szacunkiem czy to nie była bajka dla niegrzecznych dzieci? - spytał Generał.
- Generale ta zapomniana rasa, żyła naprawdę ... jednak była z byt niebezpieczna dla świata i za zgodą ówczesnej rady władców została zapieczętowana w podziemiach jednej z planet - odpowiedział spokojnie Ambasador
- Rozumiem ... - odparł Rudy z pokorą.
- Uważam, że pieczęć została zerwana albo przez połączenie światów albo, ktoś ją złamał osłabioną pieczęć przy pomocy magii. - stwierdził palący Volaure.
- To bardzo prawdopodobne... - stwierdził Ankara.
- W takim układzie wychodzi na to, że moi podwładni są w ogromnym niebezpieczeństwie ... - stwierdził Generał.
- Jeśli tylko wyjdą na powierzchnię to będziemy wstanie im pomóc. Właśnie wysyłam kapsułę z oddziałem medycznym uzbrojonym w surowicę, na zdolności tych istot. - odparł Volaure.
- Dodatkowo, myślę że Dae Cheetah będzie bardzo pomocny przy ponownym zapieczętowaniu tych straszliwych istot. - dodał Ankara.
- Z całym szacunkiem Panie, nakazałem już odnaleźć Dae Cheetah lecz jeszcze nie natrafiliśmy na jego ślad. Jednak robimy co w naszej mocy. - odpowiedział generał.
- W takim układzie generale uruchomię swoje kontakty i pomogę w poszukiwaniach Dae Cheetah. W końcu od tego zależy bezpieczeństwo nas wszystkich. - dodał Ambasador.
- Dziękuję Ambasadorze. - odpowiedział Generał.
- Panowie, trzeba zadbać o bezpieczeństwo nas wszystkich trzymając te istoty nadal są pod ziemią i niech lepiej tam zostaną. Generale, zabezpiecz ten teren i zadbaj o to aby nikt zbędny się tam nie kręcił. Nie możemy sobie pozwolić zniszczenie całego świata, przed siedlisko tych straszliwych i nieobliczalnych istot. - dodał Książę.


************
- Wybaczcie muszę zapalić. - stwierdził delikatnie roztrzęsiony Skauti przypalając papierosa i idąc brukowanymi uliczkami podziemnego miasta.
- Luz nie krępuj się... - odparł Hachi.
- Jaka jest szansa, że w tym wielkim mieście, znajdziemy kapitana i resztę? - spytała dociekliwie Diuna.
- Większa niż myślisz.... - odparł chłodno Kurai.
W tym momencie Kiazu i Otachi z czymś się zderzyli i zdezorientowani upadli na ziemię. Po chwili okazało się, że neczanie wpadli na Krigera i Vaatleja, którzy po zderzeniu również upadli na ziemie.
- O to wy, a gdzie reszta? - spytał Hachi.
- To już wszyscy. - odparł Kriger.
- Te krwiożercze bestie, bez zawahania pożarły już dwójkę moich ludzi. - stwierdził chłodno Kapitan, stojący za swoimi ludźmi.
- Pożarły? - spytał palący Skauti.
- Głuchy jesteś? Tak pożarły. - odparł Kapitan.
- Macie słuchawki? - spytała dociekliwie Diuna.
- Tak, ale nie było czasu ich włożyć. - odpowiedział Vaatleja.
W ten cała trójka bromiańskich wojskowych włożyła słuchawki i zaczęła mniej nerwowo oddychać.
- Mamy udać się do punktu medycznego, aby znaleźć surowice. - wtrącił chłodno Kurai.
- Bo co Ty tak mówisz? - odparł Kapitan.
- To odgórny rozkaz.. - odparł Amis, a następnie dodał: - Kapitanie, jak byś miał łączność to byś o tym wiedział.
- Surowice? No niech będzie, rozkaz to rozkaz.... - odpowiedział niezadowolony bromiański kapitan.
- Z całym szacunkiem Panie Kapitanie, wchodząc do tego miasta widziałem duży szpital na obrzeżach miasta. - wtrącił pokornie Vaatleja przypalając papierosa.
- Świetnie zatem tam idziemy! - odparł stanowczo Uamuzi.


************

Dziesięcioosobowy oddział nerwowym krokiem przemierza tajemnicze uliczki, starając nie rzucać się w oczy. Wszyscy starają się dotrzeć do wielkiego budynku szpitalnego, wyglądającego ponad dachami kamienic.
- Swoją drogą co Was zaatakowało? - spytała dociekliwie Diuna.
- Słuchaj nie wiem co mam ci powiedzieć. - stwierdził Kriger.
- Istoty te wyglądały jak ludzie, lecz zachowywały się jak dzikie, rozszalałe bestie, które dorwały się do jedzenia. - dodał Vaatleja.
- Niektóre miały żółte, puste ślepia. - dopowiedział Kriger.
- CISZA! - rozkazał Uamuzi.
- Tak jest .... panie kapitanie... - odparli zgodnie a zarazem nie chętnie wojskowi.
W tym momencie pośród chłodnego półmroku neczanie dostrzegli szkarłatną i błyszczącą krew kapiącą z prawej ręki jednego z bromiańskich wojskowych.
- Vaatleja Ty jesteś ranny ... - stwierdziła nagle Kiazu.
- Spoko nic mi nie będzie ... - odparł bromiański obserwator.
- Jasne ... nie zgrywaj tu twardziela bo ta kapiąca krew nie wygląda za dobrze ... więc daj się wyleczyć ... myślę, że Rina bardzo chętnie to zrobi... - wtrąciła Diuna.
W ten kapitan Uamuzi odwrócił się na pięcie i stanowczym krokiem podszedł do bromiańskiego obserwatora, naprężył się i z góry twardo powiedział:
- Chcesz powiedzieć, że zhańbiłeś naszą armię i dałeś się zranić aby stać się niezdolnym do walki?
- Ależ skąd, panie Kapitanie ...
- No ja myślę. - odparł twardo kapitan, a następnie odwracając się i odchodząc dodał: - Skoro jesteś wstanie chodzić to rana jest powierzchowną błahostką, która nie zasługuje a chwile uwagi.
- Oszalałeś? Każdemu rannemu należy się pomoc. - stwierdziła Diuna.
- I Ty śmiesz się nazywać dowódcą?! - wtrąciła poirytowana Kiazu, zaciskając płonące pieści.
- Kiazu zostaw go ... - stwierdził chłodno Kurai.
- Ale Kurai ... - protestowała Kiazu.
- Zostaw go ... już wystarczająco u szczerbił się nasz oddział ... - odparł stanowczo i chłodno Kurai.
- DOBRA! - odparła z niechęcią Kiazu, a następnie cicho dodała: - Dobrze wierz, że mi się przelało ... ale niech będzie tym razem jeszcze mu odpuszczę ... ale którymś razem już na pewno nie ...
- Cisza lenie! Ruszać się nie mamy całe dnia. - Wtrącił stanowczo kapitan.
- Ziom, dlaczego go bronisz? - spytał Hachi zasłaniając mikrofon.
- Nazywaj to jak chcesz, jednak ja uważam, że na dzisiaj już dosyć krwi zostało przelane, a same awantury z kapitanem są zbyteczne jeśli chcemy aby w najbliższym czasie już nikt nie zginął ... - odpowiedział spokojnie i chłodno Kurai, a następnie dodał: - Po za tym dobrze by było pozostać w ukryciu i nie zwracać na siebie uwagi tych grasujących tu istot.
- Dobra, masz racje ... - odparł Hachi.
- Ale jemu się należy! - dodała Kiazu.
- Nie mówię, że nie ... jednak bądź mądrzejsza od niego i nie daj się sprowokować. - odpowiedział elektryczny neczanin.
- Aha ... bo Tobie się nie przelewa ... - stwierdziła Diuna.
Kurai nic jej nie odpowiedział i zapanowała długa i niezręczna cisza, którą nagle przerwał Otachi, mówiąc:
- I po co go szukaliśmy? ...
- Jak na złość trzeba dbać o każdego członka zespołu ... - odparła niezadowolona i poirytowana Kiazu.
- Rina ... - stwierdził nagle Kurai.
- Tak? - odparła wodna neczanka.
- Ulecz proszę Vaatleja, jednak tak aby kapitan tego nie widział. - odpowiedział elektryczny neczanin.
- Dobrze ... - odparła wodna neczanka.
- A reszta siedzieć cicho, nie potrzeba nam kolejnego popisu inteligencji kapitana. - dodał chłodno Kurai.


************
W generalskim namiocie, przy radiostacji zasiada jeden z neczańskich kapitanów i uważnie nasłuchuje znikomych rozmów neczańsko-bromiańskiego oddziału, na misji specjalnej.
- Kapitanowi Uamuzi coraz bardziej odbija ... chociaż nie ... z tego co wiem od zawsze był taki ... mając mocne plecy panoszy się i uważa się za najmądrzejszego na świecie ... trzeba będzie pogadać z Rudym na temat szanownego kapitana ... heh ... ja rozumiem, że drobne rany są normalne ale z tego co mówiła Diuna to z rany kapie krew i jest ona widoczna przy znikomej ilości światła ... więc zakładam, że już taka mała nie była ... - zamyślił się Amis. - Hmm...mniejsza o tego durnego Uamuzi ... ciekawe co ich tam atakuje? ...i ciekawe czemu Rudy tak długo nie wraca z zebrania ...pewnie mają w huk spraw do obgadania ... ale fajnie by było wiedzieć coś więcej ....
W tym momencie do da miotu wszedł poddenerwowany neczański generał, mówiąc:
- Dobra czas aby nasz oddział dowiedział się tego i owego .... Coś mnie ominęło?
- Tak w skrócie to Bromiański lekarz Daktari oraz Gynimas tarczowniki nie żyją, a obserwator imieniem Vaatleja jest ranny ... Uamuzi, jakoś tym wszystkim się nie przejmuje... A Kiazu niebawem wybuchnie ...- odparł spokojnie Amis.
- Świetnie, normalnie świetnie ... - stwierdził załamany generał.
- Na pocieszenie, powiem że na chwile obecną Kiazu jeszcze ... chociaż ledwo ... słucha rozkazów Kurai'a ...
- Chociaż tyle dobrze ... - odparł generał, zasiadając do stanowiska radiowego i zakładając słuchawki.
- A właśnie, mamy pewne namiary na czcigodnego Dae Cheetah i chodzą słuchy, że jest osiągalny w tamtym miejscu ...
- Dobra jeśli tam jest to załatw mi z nim rozmowę ...

- Tak jest!

czwartek, 8 stycznia 2015

Epizod 157



"Stara mała kamienica"


Neczanie szybko i sprawnie rozstawili swój namiot, po czym przy niewielkiej lampce, dającej stłumione, blade, białe światło usiedli w komorze dziewczyn i zaczęli rozmawiać. Rina ma słuchawkę w uchu i zakryty mikrofon, natomiast reszta ma w ogóle wyjęte słuchawki, które swobodnie wiszą da ich barkach. Podczas tej przyjemnej chwili wolności Kurai jest poza namiotem i z jednego z wysokich drzew obserwuje okolicę.
- Kiazu, czemu nie chciałaś mieszkać w tym domu? - spytał z ciekawością Skauti.
- Bo nie lubię mieszkać w czyimś domu bez pozwolenia ... - odpowiedziała Kiazu. mrugając okiem.
- Tak, jasne a na serio? - wtrącił Hachi.
- Mam dość obecności kapitana i chciałam spędzić noc zdała od niego aby móc swobodnie rozmawiać i takie tam. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Samo doprowadzenie do wtrącenia się generała było genialne, a noc bez kapitana za ścianą będzie wyjątkowo przyjemna - dodała Diuna.
- Rozumiem ... czasem miło się odciąć od Pana Kapitana. - odparł Skauti.
- Ziom a jak Wy z nim wytrzymujecie na co dzień? - spytał dociekliwie Otachi.
- Ja już przywykłem, to mój pierwszy dowódca więc jestem z nim od początku jak tylko przystąpiłem do armii, więc nauczyłem się z nim żyć ... - odpowiedział zwiadowca.
- To przerypane Ziom. - stwierdził Hachi.
- A reszta? - dopytała Diuna.
- hmmm...To dziwnie zabrzmi lecz mam nie odparte wrażenie, że Kriger się go boi, a reszta boi Krigera ... więc skoro Kriger słucha się Pana Kapitana to reszta też się go słucha ... - odpowiedział spokojnie bromiański zwiadowca.
- Ciekawe dla czego? Kriger jest narwany i na dobrą sprawę wydaje się groźny ... - odparła Dina.
- Nie znam jego mocy ale Mi tam podoba się jego błysk w oczach i to narwane szaleństwo które go otacza... a cała ta jego otoczka sprawia, że dla niektórych może być przerażający ...- dodała Kiazu z uśmiechem.
- Jest wojownikiem i szczerze na moje oko wygląda na silnego. - dopowiedział Hachi.
- No dobra może i tak, ale nasz kapitan chyba musi mieć na niego dobrego haka czy coś ... bo to jest strasznie dziwne ... - odparła Diuna.
- Nigdy w to nie wnikałem ... i mam wrażenie, że nie powinienem wnikać ... - odpowiedział Skauti.


************
Wspaniałymi białymi i stosunkowo surowymi korytarzami Zekeren podąża Ery ubrana w niebieską, obcisłą sukienkę bez ramiączek oraz krwistoczerwone szpilki, oraz Hyacin ubrana w czarne leginsy i zieloną tunikę na krótki rękaw oraz czarne adidasy. Obie kobiety miło spędzają ze sobą czas i rozmawiają.
- Dzięki Ery że mi pomagasz, w zakupach. - stwierdziła radośnie Hyacin.
- Nie ma problemu, uwielbiam zakupy więc cała przyjemność po mojej stronie. - odpowiedziała Ery z uśmiechem, a następnie dodała: - A nocne wyprzedaże są moim królestwem.
- Sachiner, na pewno nie będzie miał Ci tego za złe, że spędzasz czas ze mną a nie z nim?
- Na pewno, to zajęty człowiek ... ma wiele różnych spotkań i innych rzeczy ... przez to połączenie światów jego rodzina boryka się z różnymi dziwnymi sprawami, które szczerze nie do końca mnie interesują....
- Rozumiem, to w sumie nawet lepiej, że nie kręcisz mu się pod nogami.
- Tak, na dobrą sprawę masz racje .... Hmm... a jak Ci się układa z Otachim?
- Dobrze, ale tęsknie za nim bo teraz jest na jakieś misji i ma się do mnie odezwać dopiero jak z niej wróci. Jednak boje się o niego...
- Nie martw się, jestem pewna że daje radę ... Znam go i jego rodzeństwo od jakiegoś czasu i wiem, że nie są tacy łatwi to zniszczenia... Zobaczysz niedługo odezwie się do Ciebie i ze swoją wrodzoną radością będzie Ci opowiadał o swoich przygodach. - odpowiedziała Ery z uśmiechem.
- Pewnie masz racje i szczerze nie mogę się tego doczekać.


************
Wewnątrz małej starej kamienicy, znajdują się drewniane, obdrapane, skrzypiące i zaniedbane schody oraz kilka pomieszczeń. Jednak w panujących tam ciemnościach niewiele widać, za to odgłosy starego domu sprawiają, że zagubione zmysły delikatnie wariują. Głucha cisza i przeszywające skrzypienie tworzą niepowtarzalny klimat pełen niepewności i delikatnego strachu. Na piętrze tego domu znajduje się kilka pokoi, a w największym z nich, wśród starych, niezachęcających mebli, w bladym świetle lampki znajdują się bromiańscy żołnierze. Kapitan wygodnie leży na lekko oblodzonej, nieznacznie zniszczonej kanapie, a reszta jego ludzi leży w śpiworach na drewnianej podłodze z klepki. Jedni już śpią, a drudzy patrzą w poszarzały sufit. Głucha i przenikliwa cisza w słuchawkach dodatkowo podkręca i tak już wyostrzone zmysły.
- Cisza ... lubię czcigodną ciszę ... jednak dzisiaj spodziewałbym się nieustającego hałasu ... czyżby neczanie również poszli już spać? ... Mam nieodparte wrażenie, że zajęci zabawą pozbyli się łączności ... - zamyślił się Daktari, patrząc w poszarzały sufit, a następnie dodał: - Obawiam się, że po kontakcie z neczanami będzie przysparzał kłopoty, a Pan kapitan, będzie się na nim wyżywał.... Ale może dzieciak nauczy się dobierać sobie znajomych ...
Puste, głuche chwile leniwie mijają... kiedy nagle rozległ się przenikliwy, skrzypiący dźwięk, który rozdarł panującą ciszę.
- Co to było? - stwierdził Kriger.
- Śpij to pewnie nasi sojusznicy ...- odparł spokojnie Daktari.
- Opanuj się Kriger, to tylko ten stary dom... a TY robisz znacznie więcej hałasu niż ten dom! A to mi bardzo przeszkadza. - wtrącił niezadowolony kapitan wyrwany ze snu.
- Przepraszam, Panie Kapitanie - odparł pokornie Kriger.
- A teraz spać! - zarządził twardo Uamuzi.
- Tak jest! - odparli zgodnie wojskowi którzy jeszcze nie spali.


************
Późnym wieczorem, nawet neczanie ułożyli się do snu. Właściwie to Otachi przejął nocną wartę. Natomiast w namiocie jednej komorze śpią Hachi i Kurai, a w drugiej komorze jest Skauti, Kiazu, Rina i Diuna. Sztywny, zaczerwieniony i spłoszony bromiański zwiadowca, leży tuż obok ognistej neczanki, która mimochodem przytula się do niego i nieznacznie go krępuje.
- Kiazu ... Kiazu ...- szeptał lekko niepewnym głosem Skauti.
- Hhhmmmeeee .... - odparła zaspana Kiazu obejmująca zwiadowcę, przez sen.
- Kiazu proszę ... obudź się .. Kiazu... - nalegał trochę głośniej bromiańczyk.
- Tak? - odparła słodkim, ponętnym i zaspanym głosem Kiazu.
- Uhm ... czy mogłabyś ze mnie zejść? - odpowiedział Skauti rumieniąc się.
- Skauti ... ja mogę dopiero na Ciebie wejść ... - stwierdziła ponętnie Kiazu, gładząc zwiadowcę po policzku, a następnie odklejając się od niego dodała: - No ale skoro gardzisz moją bliskością to niech Ci będzie ...
- To ...to nie tak ... że gardzę ...
- Hmm? ... to jak jest?
- Ja ... ja nigdy nie byłem tak blisko z kobietą ... - odpowiedział mocno zaczerwieniony zwiadowca.
- Słodki jesteś ... - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem, a następnie przybliżając się do mężczyzny dodała : - Spoko, ja nie gryzę ...
W tym momencie bromiański zwiadowca zalał się zimnym potem i w bezruchu czekał na kolejny ruch ognistej neczanki, która wtulała się w niego.
- Dobra koniec bo zaraz mi tu zejdziesz ... - stwierdziła nagle Kiazu, siadając, a następnie podniosła się i wychodząc z namiotu dodała: - To ja idę na dwór, a Ty ochłoń trochę do mojego powrotu.


************
Przeszywające odgłosy starego domu szybko stały się usypiającą muzyką. Bromiańscy wojskowi pogrążyli się już we śnie i żaden z nich nie ma słuchawek w uszach gdyż mimo skrzypienia i ciągłych hałasów poczuli się bardzo pewnie w starej kamienicy oraz aby ewentualnie nie przeszkadzać kapitanowi w kojącym śnie. W tym samym czasie, pośród krzewów i drzew, rozespana Kiazu rozmawia z pełniącym wartę - Otachim.
- Biedny Skauti, zamęczysz go ... stwierdził Otachi.
- E tam ... ja mam wszystko pod kontrolą ... - odparła radośnie Kiazu.
- Właśnie widzę ... dobrze, że kolega nie zszedł na palpitacje serca ...
- Oj tam ... niebawem zobaczysz jaką niespodziankę mu przygotowałam!
- Hehehe ... jak znam Ciebie to będzie ona  niezwykła i każdy będzie mu zazdrościć
- O taaak .. - odparła Kiazu z promiennym uśmiechem, a następnie po chwili zaciekawiona dodała:
- Otachi czemu nie palisz ogniska?
- Kurai powiedział aby nie rozpalać ... Bo ta mgła przepełniona magią, chociaż nie musi to może wybuchnąć i tym samym może nawet nas pozabijać ...
- Szkoda ... chętnie popatrzyła bym w roztańczone płomienie na mojej warcie... a ak to nici ... no ale cóż ... Rozumiem, przezorny zawsze ubezpieczony...
-Do tego mamy ograniczyć używanie naszych mocy do minimum minima, gdyż nie wiadomo jak magia zawarta we mgle zareaguje na nasze moce...
- Eh ... Normalnie zero zabawy...
- Prawda? Jakie to okrutne...
- No, zwłaszcza, że aż mi się krew gotuje w żyłach na widok naszego kapitana i nie mogę ręczyć, że w którymś pięknym momencie go nie przypale ....
- Hehehe ... wtedy nawet podniecę Twój ogień ... chociaż myślę, że moja pomoc w spalaniu szanownego kapitana będzie zbyteczna. - odparł Otachi z uśmiechem.
Nagle w głuchym bezwietrznym podziemnym przydomowym ogrodzie dało się słyszeć rożne szmery łudząco przypominające ludzkie głosy.
- Słyszałaś to? - spytał zaintrygowany Otachi.
- Owszem ... hmm... zupełnie jakby ktoś rozmawiał .... - odparła czujnie Kiazu, a następnie na luzie dodała: - Hmm.. Pewnie to bromiańczycy, którzy pełnią warte albo coś ...


************
Książę Volaure ponownie znajduje się w niewielkim pomieszczeniu, bez okien, gdzie wszystkie ściany są pokryte tapetą, która symuluje półki przepełnione książkami, w którym stoi jedynie komputer. Ta specyficzna Zekereńska biblioteka, ma swój niepowtarzalny urok. Władca uważnie czyta informacje, a jego przepięknre, iskrzące się w świetle monitora, zielone oczy w niebywałych odcieniach wody z pionowymi źrenicami, z każdą sekundą stawały się coraz większe i bardziej przerażone.
- Nie ... to nie może być prawda ... - stwierdził z niedowierzaniem Książę.
W tym momencie Volaure szybko chwycił za telefon, wybrał numer i przyłożył słychawkę do ucha.
- Abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem - odezwał się kobiecy mechaniczny głos.
- Do diabła nie teraz ... - stwierdził książę ponownie wybierając numer.
Jednak zamiast głosu osoby do której próbował sie dodzwonić, ponownie usłyszał kobiecy mechaniczny głos mówiący:
- Abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem ...
- No rzesz kurka wodna ... - stwierdził poirytowany władca, następnie jednym szybki ruchem wyłączył komputer i wielkim pośpiechu wybiegł z pokoju.


************

Zaspani neczanie oraz bromiański zwiadowca stoją przed namiotem i rozmawiają szeptem.
- Dam sobie głowę uciąć, że słyszałem rozmowę ... - stwierdził Otachi.
- Ja też ją słyszałam, te dźwięki naprawdę brzmiały jak rozmowa. - dodała Kiazu.
- Oj przestańcie, niepotrzebnie panikujecie to pewnie bromiańczycy na warcie. - odparła Diuna.
- Nie sądzę, kapitan nie pozwolił by im na rozmowy, a poza tym odpowiedzieliby na wezwanie przez słuchawki ... - wtrącił niepewnie Skauti.
W ten, po mglistym nieznanym terenie rozeszły się przeraźliwe krzyki stłumione przez ogłuszającą eklezję. Następnie wszystko działo się już bardzo szybko. Paniczne oszalałe krzyki zdominowały starą kamienicę i jej najbliższe otoczenie. Niespodziewanie przenikliwy huk przeszył wszystkie wyczulone zmysły wojskowych, a ich oczy, mimo panującego mroku, dostrzegły jak czyjaś sylwetka wypada przez balkon i z impetem uderza o ziemie, robiąc przy tym dużo hałasu.
- Trzeba tam iść! - stwierdziła zdeterminowana Kiazu.
- Ani się waż! - odparł stanowczo Kurai zagradzając neczance drogę.
-No ale ...
- Cisza! - wtrącił chłodno Kurai, a następnie dodał: - Zbierzcie nasze obozowisko najszybciej jak się da, musimy się stąd niezauważenie wydostać i zatrzeć ślady naszej obecności.
- Tak jest! - odparli zgodnie neczanie i Skauti.
- Ale Kurai, oni potrzebują naszej pomocy! - protestowała Kiazu.
- Nie wiemy z czym mamy do czynienia, jeśli teraz tam pójdziesz to wszyscy zginiemy. Tego chcesz? - odparł stanowczo Kurai.
- No nie ... - odparła Kiazu.
Nagle z starego domostwa wybiegły w popłochu cztery cienie, które w panice uciekły z dala od kamienicy, a wysoki skowyt przeszył okolicę. Po bardzo krótkiej chwili z domu wybiegło pięć cieni, które z piskiem i ekscytacją rzuciło się na leżące na ziemi ciało, niczym hieny na rozkładającą się padlinę.
- Ziom gotowe! - stwierdził nagle Hachi.
- Świetnie, rozdzieleni długo nie przetrwamy, więc teraz ruszamy za kapitanem. Trzeba ich najszybciej odnaleźć. - Odpowiedział twardo elektryczny neczanin a następnie dodał: - Tylko bądźcie cicho i trzymajcie się zdała od tych stworzeń. One nie mogą nas zauważyć.
- Spoko ... - odparli w miarę zgodnie pozostali.

Zgiełk, wrzawa i przeraźliwe, przenikające dźwięki, które przywodzą na myśl rozrywanie ciała i brutalne pożeranie żywcem, towarzyszą skrytym w mroku, uciekającym wojskowym.