"Podziemne
atrakcje...."
-
Wow to było niesamowite... - stwierdził entuzjastycznie Skauti
siedzący po kolana w wodzie.
-
dzię ... dziękuję ... - odparła delikatnie drżącym głosem,
skulona Rina, jednocześnie uśmiechając się.
-
Proszę to Twoje ... - stwierdził Skautki wręczając neczance jej
koszulę, a następnie z troską w głosie dodał: - Dobrze się
czujesz?
-
Tak ... póki co tak ... - odparła z speszona Rina, ubierając
koszulę od swojego munduru.
W
tym momencie do pomieszczenia wszedł Kurai, do którego wodna
neczanka pośpiesznie się przytuliła. Tym czasem elektryczny
neczanin chłodnym wzrokiem zlustrował całe pomieszczenie.
-
Ku.... Kurai to ...to nie tak jak myślisz ... - wydukał przerażony
Skauti.
Kurai
jednak nic mu nie odpowiedział, delikatnie a zarazem stanowczo
odsunął od siebie ukochaną, następnie twardym krokiem udał się
w kierunku zamrożonego wejścia na zaplecze. Następnie jednym
szybkim, elektrycznym i bardzo precyzyjnym atakiem, bez trudu rozbił
lodową barierę, na drobne, krystaliczne, iskrzące się w świetle,
różnokształtne kawałki. Po chwili Kurai wszedł do środka,
podszedł do skulnego w koncie Uamuzi, a następnie dość stanowczo
wyrzucił wystraszonego kapitana prosto do pokoju zabiegowego.
-
Co masz mi do powiedzenia? - spytał twardo i stanowczo Kurai.
-
JA!? Nic... pytaj się tych dwoje co nie chcieli mnie chronić! -
odparł siedzący na ziemi i oparty o jedną z szafek kapitan.
W
tym momencie elektryczny neczanin, kopnął kilka lodowych odłamków,
które precyzyjnie i z dużą siłą uderzyły w nieopodal twarzy
bromiańskiego kapitana i jednocześnie roztrzaskały szafkę, o
którą opierał się kapitan. Przestraszony kapitan skulił się na
ziemi i modlił się aby żaden odłamek mebla nie trafił w niego.
-
Poszedłem na górę, bo stamtąd dobiegało wołanie o pomoc... tam
były tylko dziwne pomniki i Pisaca ... uciekłem .... chyba tylko
część z nich za mną przyszła ... - wymamrotał drżącym głosem
Uamuzi.
W
ten do pomieszczenia wbiegli Hachi, Otachi, Diuna oraz Kiazu, która
od razu powiedziała:
-
Oba skrzydła oczyszczone!
-
Ej wiecie, że z kierunku dachu słychać jakieś kroki? - wtrącił
Skauti.
-
Ziom co robimy? - dodał Hachi.
-
Wynosimy się stąd. - odparł chłodno Kurai, na następnie dodał:
- Kierujemy się do ewakuacyjnego, we wschodnim skrzydle.
Na
te słowa wszyscy pośpiesznie się zabrali i czym prędzej wybiegli
z gabinetu zabiegowego i udali się za swoim liderem.
-Zaraz,
przecież tam nie ma wyjścia ... na planie było zaznaczone, że
wyjście ewakuacyjne jest w zachodnim skrzydle .... - stwierdziła
nagle Diuna.
-
Właśnie dla tego udamy się na wschodnie skrzydło ... - odparł
stanowczo Kurai.
************
Neczański
generał zasiada niedaleko radiostacji umieszczonej w swoim namiocie.
Tak właściwie to siedzi koło niej, przy dostawionym stole, z
nogami ułożonymi na nim. Jednocześnie Rudy bardzo uważnie
przegląda jakieś papiery, je kanapki oraz sporadycznie popija kawę.
Tym czasem przy samej radiostacji zasiada Amis, który uważnie
nasłuchuje ciszy w swoich słuchawkach, próbując poprawić zasięg
radiostacji. W ten do namiotu wszedł kapitan Moyoshi.
-
Co tam dla mnie masz Moyoshi? - spytał generał nie unosząc wzroku
znad papierów.
-
Na pewno mnóstwo raportów ... - dodał Amis.
-
Moyoshi jak masz dla mnie kolejne raporty to już możesz wychodzić
i więcej nie pokazuj mi się na oczy ... - dopowiedział Rudy.
W
ten Moyoshi bez słowa odwrócił się na pięcie i zaczął kierować
się do wyjścia.
-
Dobra dawaj je ... im szybciej się nimi zajmę tym lepiej...-
stwierdził Rudy siadając normalnie przy stole.
-
Wiedziałem, że i tak je weźmiesz. - odparł Moyoshi wręczając
generałowi kolejny stos papierów, a następnie dodał: - Złapaliśmy
łączność?
-
Niestety ... czas płynie a my nawet nie wiemy czy żyją ... -
odparł Amis.
-
Taaa.... Super ... może żyją ... - odparł Moyoshi.
-
Głupoty ... Głupoty ... jeszcze większe głupoty .... - stwierdził
znudzony generał a następnie dodał: - Muszą żyć bo jak nie żyją
to znajdę ich wskrzeszę i zabiję ich gołymi rękoma ...
-
Nie wiem jak oni, ale ja wolałbym żyć niż mieć konfrontacje z
Tobą ... - odparł Amis.
-
Co nowego w raportach? - spytał z zaciekawieniem Moyoshi.
-
Eh ... raport o wybudowaniu kolejnego stałego obozu .... raport o
zapchanych latrynach w jednym z tymczasowych obozów ... hmm...
raport o naprawie kuchni polowej ... i tak dalej ... - odparł mocno
znudzony generał.
-
Dostajesz raporty o wszystkim? Przecież do tej pory dostawałeś
jedynie o rzeczach ważnych ...- odparł Moyoshi.
-
Odgórny rozkaz, aby każde działanie oddziału było poparte
raportem ... tak naprawdę to wszystko ma być poparte raportem ...
potem ja mam to selekcjonować i co ważniejsze sprawy przesyłać
Królowej ... - odparł zniechęcony Rudy.
-
Katorga z tymi raportami ... - stwierdził Amis.
-
Owszem, ale to ma jeden plus ... to ja decyduje co dociera do
Królowej Sanshy, a co dociera do samego Ambasadora Ankary... -
odparł Rudy popijając kawę, a następnie dodał: - Jednak to
nie zmienia faktu, że zamiast zajmować się papierami wiałbym
działać ...
-
Nie wątpię ... - odparł Amis.
************
Neczańsko-bromiański
oddział przebywający w opuszczonym szpitalu, biegnie przez obskurne
i zaniedbane korytarze, rodem z najgorszego horroru. Narzekający
kapitan trzyma się lekko z tyłu, nieopodal niego biegnie Diuna oraz
Hachi, reszta oddziału jest nieznacznie z przodu. Nagle za naszymi
bohaterami zaczęła biec oszalała i wygłodniała chmara Pisaca,
które mimo wszystko pozostają w znacznej odległości od oddziału.
-
Za szybko nas znaleźli ... - stwierdził chłodno Kurai.
-
Dowodzisz jak ciota ... to nas znaleźli ... - odparł arogancko
Kapitan.
W
tym momencie elektryczny neczanin zatrzymał się. Niestety Uamuzi
nie zauważył tego i wpadł na Kurai'a, który odwrócił się do
bromiańczyka i zmierzył go lodowym spojrzeniem.
-
Dobra już nic nie mówię tylko nie daj mnie pożreć ... - skamlał
kapitan, zasłaniając się rekami.
W
ten neczanie spostrzegli niewielkie zadrapanie, z zaschłą krwią,
na wewnętrznej części, lewej dłoni bromiańczyka.
-
I wszystko jasne ... - stwierdziła Diuna.
-
Ziom, nie łaska było powiedzieć, że masz zadrapanie? - dodał
Otachi.
-
Myślałem, że ten panikarz jak tylko się zadrapie to będzie robił
cyrk, że umiera ... - dopowiedział Hachi.
-
Ja mam zadrapanie? Co wy za głupoty gadacie! - odparł kapitan, a
następnie z przerażaniem obejrzał swoje dłonie i nawet po
dłuższej chwili niczego nie zauważył: - Kłamiecie tu nic nie ma
...
-
Mniejsza o to ... - stwierdził Hachi przewracając oczami.
-
Podnoś się i idziemy dalej. - wtrącił chłodno Kurai.
Wkrótce
cały odział pośpiesznie ruszył dalej, jednak wygłodniałe
wampiry nie miały zamiaru dopuścić, zwłaszcza, że gnały
prowadzone wspaniałym zapachem krwi, który tylko pobudził ich
rozszalałe zmysły. Nagle korytarz, którym biegł oddział
skończył. Ślepa uliczka bez drzwi, zakończona jedynie oknem.
-
I co teraz? - spytał Otachi.
-
No pięknie wystawiłeś nas! - dodał Uamuzi.
-
Skaczemy przez okno... - stwierdził chłodno Kurai, ignorując
kapitana.
-
Oszalałeś? Połamiemy się! - protestował kapitan.
-
Otachi, Diuna wraz z Skautim skaczecie pierwsi. - odparł Kurai.
-
Jasna sprawa Ziom- stwierdził entuzjastycznie Otachi a następnie z
radosnym okrzykiem wyskoczył przez okno.
Tuż
za nim wyskoczyła Diuna i mocno wystraszony Skauti, który z
przerażenia zamknął nawet oczy. W tym momencie rozległo się
przeraźliwe, mrożące krew w żyłach wycie, zwiastujące nadejście
wampirów. Nie trzeba było długo czekać jak spanikowany kapitan
sam wyskoczył z okna. Tuż za nim wyskoczył Hachi wraz z Riną.
Niepokojące dźwięki z każdą sekundą stawały się coraz
głośniejsze i bardziej przerażające. Po paru chwilach z okna
wyskoczyła Kiazu, a tuż za nią Kurai. Automatycznie Otachi otoczył
swoich sojuszników powietrza poduszką, która sprawiła, że
skaczący powili opadali na ziemie. Natomiast Kiazu odwróciła się
w kierunku szpitala i z wrednym uśmiechem wystrzeliła ogromną,
czerwono-żółto-pomarańczową kulę ognia, która bez trudu
wysadziła w powietrze znaczną część wschodniego skrzydła
opuszczonego szpitala. Efektowna eksplozja na dłuższa chwilę
rozświetliła całe podziemne sklepienie.
-
To było zbędne. - stwierdził chłodno Kurai, lądując na ziemi.
-
Oj tam ... przesadzasz. - odparła Kiazu z promiennym uśmiechem.
-
Wybuch w pięknym stylu. - dodał Hachi szczerząc kły.
-
Tak jasne wszystko pięknie, z jednej strony rozwalony płonący
szpital, a z drugiej kamienna ściana no lepiej już być nie może!
- narzekał kapitan.
-
Panie Kapitanie, jeszcze mamy szanse - odparł niepewnie Skauti.
-
CO TY BREDZISZ!? ZARAZ WSZYSCY ZGINIEMY! - wrzasnął oburzony
Uamuzi.
-
Hachi, wytwórz nam tunel w tej skale. - wtrącił chłodno Kurai.
-
Robi się. - odparł entuzjastycznie Hachi, energicznie przystępując
do działania.
-
Jesteście chorzy ... - marudził Kapitan.
-
Diuna, oświetlisz nam drogę... Otachi zadbasz o świeże
powietrze. - kontynuował Kurai, nie przejmując się kapitanem.
-
Czyli klasyczny tunel z zasypanym wejściem ... spoko ... - odparła
Diuna.
-
Luz Ziom, to da się zrobić. - dopowiedział Otachi, delikatnie
przeciągając się.
-
Zabijesz nas wszystkich ... - skwitował niezadowolony Uamuzi.
************
Minęło
trochę czasu, kiedy oddział ratunkowy wszedł w ukryty, podziemny
tunel, który w całości powstał dzięki ziemnej mocy Hachiego.
Brązowo-szary, kamienny, okrągły korytarz z dużą dawką
świeżego, delikatnie chłodnego powietrza i oświetlony przez masę
świetlików jest urokliwy a zarazem tajemniczy. Zapewne gdyby nie
został stworzony przez neczan, to mógłby być doskonałą pułapką
bez wyjścia. Na czele stawki podążał Hachi oraz Kiazu, tuż za
nimi idą Otachi i Kurai, natomiast dalej jest Diuna wraz z
kapitanem. Natomiast na samiutkim końcu, dość mocno z tyłu jest
Rina, która bardzo powoli zmierza, za resztą oddziału, oraz
Skauti, który idzie nieco przed neczanką.
-
Rina w porządku? - zainteresował się bromiański zwiadowca.
-
Tak ... chyba tak ... - odparła blada neczanka.
-
Trzymaj ... - stwierdził Skauti wręczając koleżce butelkę wody.
Wodna
neczanka z ogromną chęcią, przyjęła ją i praktycznie od razu
wypiła prawie całą zawartość plastikowej butelki.
-
Co się dzieje? - wtrącił nagle chłodno Kurai.
-
Yyyyyyy..... ten no.... ja już chyba pójdę ... - odparł
przestraszony i zdezorientowany Skauti, odbiegając i doganiając
resztę oddziału, który był już kawałek dalej, lecz nadal
pozostawał w zasięgu wzroku.
-
Jesteś cała rozpalona. - stwierdził Kurai dotykając czoła
neczanki, która po chwili spuściła głowę i bez słowa odsłoniła
ramie z zaczerwienionym ugryzieniem.
W
tym samym czasie oburzony i zbulwersowany kapitan chodził w koło i
niecierpliwie czekał wraz z resztą udziału.
-
Przestań tak chodzić, bo zaraz wydepczesz drugi tunel. -
stwierdziła lekko poirytowana Kiazu.
-
Ty się lepiej czepiaj tej co opóźnia nasz marsz! Ta skończona
idiotka powinna już dawno zostać zjedzona! - odparł złośliwie
kapitan.
-
Ej! Nie pozwalaj sobie! - stwierdził Otachi.
-
Bo co mi zrobisz? - spytał pewnie i wyniośle Uamuzi.
-
Nie chcesz wiedzieć... - odpowiedział Hachi.
-
Bajki opowiadasz, ja jestem nietykalny! - odparł kapitan.
-
Tak tak ... jasne ... - skwitowała Diuna, przewracając oczami.
-
Rozbijcie obóz ... -
stwierdził twardo i głośno Kurai.
-
Robi się Ziom. - odparł Hachi.
-
Spoko. - odparła zgodnie reszta neczan i Skauti.
-
Phi... - stwierdził Kapitan zasiadając na lodowym tronie.
-
Uamuzi, jak im nie pomożesz to
nie dostaniesz kolacji. - wtrącił Kurai.
-
Dobra ... dobra ... - odparł kapitan bardzo niechętnie podnosząc
się
W
ten Hachi tupnął mocniej w ziemie i w mgnieniu oka powstała
wspaniała, duża i okrągła komnata, która idealnie nadawała się
na rozbicie podziemnego koczowiska. Tym czasem reszta, w mniej lub
bardziej chętnie zajęła się rozbijaniem tymczasowego obozu oraz
rozmową.
-
Ciekawe czy się tutaj dostaną? - spytał zaciekawiony Skauti.
-
Raczej nie ma szans ... - odparła Diuna.
-
A jeśli nawet to możesz być pewien, że będę o tym wiedział
pierwszy. - dodał z uśmiechem Hachi.
- I ... i to tak było ... - stwierdziła rozpalona i delikatnie drżącym głosem Rina, stojąca w półmroku jaskrawych świetlików Diuny.
************
Rozszalałe
i wygłodniałe wampiry, podążające za zapachem krwi szybko
dotarły granic podziemnego miasta. Kuszący i aromatyczny zapach
krwi dobiegający zza kamiennej ściany, sprawił, że Pisaca zaczęły
długimi pazurami drapać w ziemna ścianę. Jednak mimo swojej
determinacji i zaparcia nie mogły tym sposobem przebić się przez
ziemie i kamienie, ale mimo wszystko oszalałe wampiry zacięcie
próbowały dalej. Tym czasem ich przerażające i przenikliwe
piszczenie szybko rozległy się po całym mieście, ściągając tym
samym coraz więcej Pisaca.
************
- I ... i to tak było ... - stwierdziła rozpalona i delikatnie drżącym głosem Rina, stojąca w półmroku jaskrawych świetlików Diuny.
-
Rozumiem. - odparł chłodno Kurai, wręczając ukochanej kolejna
butelkę wody.
Rina,
która jest jednocześnie blada i rozpalona, a jej spierzchnięte i
wysuszone usta łapczywie pragną wilgoci, z chęcią przyjęła wodę
i od razu trochę jej wypiła.
-
Pilnuj abyś się nie odwodniła i informuj mnie o swoim
samopoczuciu.... - stwierdził twardo Kurai.
-
Dobrze ... - odparła Rina, a następnie skruszonym i potulnym głosem
dodała: - Przepraszam, że nie powiedziałam wcześniej...
Kurai
jednak nic już nie odpowiedział i z rękami w kieszeni odszedł od
smutnej i rozpalonej ukochanej.
-
Kurai! ... - odezwała się nagle Rina, której serce wydawało się
być przepełnione poczuciem winy, przerażeniem i bezsilnością.
Dodatkowo dziewczyna zdecydowanie, nie czuła się najlepiej.
-
Kurai proszę ... nie gniewaj się ani ... - z trudem kontynuowała
neczanka, z przerwą na picie.
W
ten elektryczny neczanin odwrócił się bez słowa, podszedł do
wodnej neczanki i nie wyjmując rąk z kieszeni stosunkowo pocałował
ukochaną w rozpalone, zatroskane i spragnione usta. Następnie jak
gdyby nigdy nic Kurai odwrócił się, odszedł i zaczął pomagać
przy rozstawianiu obozu. Jednak to wystarczyło aby neczanka
uspokoiła się, a nawet się uśmiechnęła.
-
Otachi, pozwól na chwile. - stwierdził chłodno Kurai.
-
Co tam Ziom? - odparł Otachi, podchodząc.
-
Co rozpieszczonej damulce nie chce się pracować? - wtrącił
kapitan, który niczego nie zauważył.
-
Rozpieszczony to jesteś Ty! - stwierdziła Kiazu.
-
Nie twój interes. - odparł twardo Kurai, odpowiadając na pytanie
Uamuzi, a następnie powiedział coś Otachiemu na ucho.
-
Luz Ziom. - odparł Otachi.
-
Co Wy tam knujecie? - dociekał Uamuzi.
-
Już było powiedziane, że to nie twój interes... - wtrąciła
Kiazu.
-
Rany nie sądziłam, że to
powiem ale przez tego kretyna tęsknie za Sachinerem ... -
wymamrotała pod nosem Diuna, przewracając oczami.
-
Prawda? Aż się sobie dziwie ale
muszę przyznać Ci racje. - odparł Hachi.
-Sachiner
w porównaniu do niego jest "super" kolegą ... -
dodała Kiazu przewracając oczami.
************
-
Co te parszywe dzieciaki knują? Muszę się tego dowiedzieć i
wykorzystać to przeciwko nim... i to najlepiej zanim odzyskamy
łączność... o ile ją w ogóle odzyskamy ... dla mnie byłoby
lepiej jakbyśmy jej już nie odzyskali ... wtedy miałbym swobodę
działania ... - zamyślił się kapitan szykując sobie lodowe
posłanie oraz tron, a następnie zasiadając na błyszczącym
siedzisku powiedział: - Ty leniwy i durny zwiadowco, książka!
-
Tak, panie kapitanie ... - odparł pokornie zwiadowca, szukając
książki w swoim plecaku.
-
Daj spokój Skauti, niech sam sobie sięga. - wtrąciła Kiazu.
-
Ziom nie dawaj mu tej książki. - dodał Hachi.
-
Do diaska o co Wam chodzi ?! Pomogłem przy obozie mam prawo do
przeczytania książki! - denerwował się Kapitan.
-
Nie ładnie się odzywasz. - odparła Diuna.
-
Co? Przecież mówię normalnie! - bronił się kapitan.
-
On ma imię - dodał Hachi.
-
Jak ja was
nienawidzę. - wymamrotał kapitan a następnie z trudem
powiedział: - Skauti, książka już!
-
A ...a...a ... mówi się coś jeszcze. - dodała Kiazu powstrzymując
wystraszonego bromiańskiego zwiadowce.
-
Niech cię ognie piekielne
pochłoną, ty wredna szmato... - wymamrotał delikatnie nie
wyraźnie pod nosem Uamuzi.
-
Co powiedziałeś? - spytał twardo i chłodno Kurai.
-
Nic nic ... odparł wymijająco kapitan, a następnie przez zęby
powiedział: - Skauti, poproszę książkę.
W
tym momencie neczanie uśmiechnęli się, a Kiazu pozwoliła
Skautiemu dojść do zdenerwowanego Uamuzi, siedzącemu na lodowym
tronie, i wręczyć mu książkę.
-
Kulturka Kochany ...Kulturka przede wszystkim - stwierdziła ognista
neczanka, szczerząc złośliwie kły.
-
Nie pozwalaj sobie! - odwarknął nie zadowolony kapitan.
-
Kiazu, starczy. - wtrącił chłodno Kurai.
-
Dobra, dobra ...- odparła od niechcenia Kiazu dając spokój
kapitanowi.
************
Minęło
kilka spokojnych godzin, podczas których cały odział najadł się,
oraz pierwszy raz od jakiegoś czasu może sobie pozwolić na
spokojną drzemkę. Hachi dzięki swojej mojej ziemnej mocy, tak
zamknął tunel, że jeżeli ktoś by się przebił. przez twardą
skałę, to on pierwszy by o tym wiedział. Przez ten mały myk można
plus minus odetchnąć. Co za tym idzie wszyscy mogli spokojne spać
i tak było. No może nie do końca gdyż Rinę męczyła wysoka
gorączka, która z każdą sekundą coraz bardziej rosła.
Dziewczyna majaczyła i wierciła się mają iście niespokojny sen.
Tak na prawdę to wysoka gorączka nie dawała jej spać. Co gorsza
wodna neczanka nie była wstanie nawet delikatnie się podnieść z
ziemi, oraz niestety chłodny wiatr Otachiego przestał już
wystarczać. Stękanie rozpalonej dziewczyny przebudziło Kurai'a,
który wstał podał ukochanej wodę oraz pomógł się jej napić,
wody, która w zaistniałej sytuacji jest niczym wspaniałe ukojenie.
-
Dziękuję ... -
wyszeptała zmęczonym głosem dziewczyna, oparta o ścianę.
Elektryczny
neczanin nic jej nie odpowiedział, jednak szybko i uważnie
rozejrzał się po wydrążonej komnacie i spostrzegł, że kapitan,
śpiący na swoim lodowym łóżku, nie zniszczył swojego oziębłego
i mroźnego tronu. Nie wiele myśląc Kurai wziął swoją ukochaną
na ręce i zaniósł na zamrożone siedzisko.
-
Kurai ... Uamuzi się wścieknie ... - stwierdziła z trudem wodna
neczanka.
-
Ciiii.... biorę to na siebie ... - odparł Kurai, kładąc Rinę, na
tronie i przykrywając ją śpiworem.
W
ten dziewczynę przeszyło niesamowite zimno, które zdawało się
być niczym w porównaniu do rosnącej gorączki. Lodowy tron
nieznacznie roztopił się pod wpływem ciepła wydzielanego przez
neczankę. Jednak mimo wszystko, w pewnym momencie iskrzące, wręcz
krystaliczne siedzisko przestało się roztapiać, a schłodzona Rina
w końcu poczuła ulgę i spokojnie zasnęła.
-
Też nie możesz spać? - spytał nagle nie śmiało, zaniepokojony
Skauti, nerwowo przypalający papierosa.
-
Nie pal tutaj... - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: -
Skoro już musisz palić, to rób to z dala od śpiących...
-
Słucham? a tak jasne ... - odparł lekko nie obecny Skauti,a
następnie odchodząc, niepewnie spytał: - Pójdziesz ze mną?
Elektryczny
reczanin nic mu nie odpowiedział, tylko udał się za nim do
głównego tunelu, gdzie bromiański zwiadowca rozkoszował się
swoim papierosem. Wkrótce Kurai z rękami w kieszeniach, bez
emocjonalnie oparł się o kamienną ścianę.
-
Dzie ... dzięki ... - stwierdził Skauti zaciągając się, a po
chwili ciszy spytał: - Ja...Jak ona się czuje?
-
Nie najlepiej, gorączka szybko postępuje. - odparł chłodno i
spokojnie Kurai.
-
To ... to nie dobrze .... - odparł nerwowo Skauti, a następnie po
dłuższej, niezręcznej i przenikliwej chwili ciszy pokornie dodał:
- Ja wiem, że jesteś na mnie zły ... i masz do tego pełne prawo
... nawaliłem ...
-
Nic takiego nie powiedziałem.... heh ... jakbyś jeszcze nie
zauważył to aby mnie zdenerwować to trzeba się postarać ...a z
tego co wiem, to byłeś w równie beznadziejnej sytuacji...
-
No może ... ale mam wrażenie, że gniewasz się .. złościsz się
czy coś ...?
-
Nic z tych rzeczy, wyszło tak a nie inaczej... trudno się mówi ...
- odparł bez emocjonalnie i lodowato Kurai.
-
Za przeproszeniem jesteś dziwny ... przepraszam ... - stwierdził
bromiański zwiadowca z trudem przełykając ślinę, a następnie
dodał: ale ... z jednej strony jesteś oziębły, bez emocjonalny i
aspołeczny, zawsze mówisz co myślisz ... o ile w ogóle coś
mówisz ... jesteś twardy, stanowczy i opanowany ...
W
tym momencie po raz kolejny zapanowała kolejna niezręczna cisza,
którą ponownie przerwał Skauti mówiąc:
-
A z drugiej strony ... Twój odział bardzo Cię lubi ... szanuje i
nade wszystko ufa ...
-
Jedne moje cechy nie wykluczają drugich ... - odparł lodowato
Kurai.
-
Czasem, aż się boje jak tak mówisz ...
-
Jeszcze nie masz powodu aby się mnie bać ... - odparł chłodno
Kurai odchodząc.
-
Ej... czekaj... nie zostawiaj mnie tu... - stwierdził przerażony
Skauti gasząc peta i biegnąc na neczaninem.