poniedziałek, 2 października 2017

Epizod 233



"Ryzykowny blef"


Rina siedzi na dachu jednego z tytanów. Działko energii, które wygląda jakby było gotowe do odpalenia, znajduje się tuż przed wodna neczanką. Delikatny wieczorny wiatr przyjemnie targa długie włosy dziewczyny, a pierwsze gwiazdy w cudowny sposób dodają głębi jej wspaniałym żółtym oczom. Nagle Rina wśród pola kukurydzy spostrzegła Kurai'a niosącego nie przytomna siostrą na rękach. Bez chwili zastanowienia neczanka zeskoczyła z pojazdu i podbiegła do przybyszów.
- O rany … ona żyje? - spytała zaniepokojona Rina.
- Tak, uleczysz ją? - odpowiedział spokojnie Kurai, kładąc Yorokobi na ziemi.
- Tak, jasne …
Po tych słowach neczanka od razu przystąpiła do działania. Delikatne biało błękitne światło spowiło lodową neczankę, a wkrótce jej pozostała część ran i zadrapań zaczęła znikać. Natomiast po dłuższej chwili sama Yorokobi zaczęła spokojniej i głębiej oddychać. Tym samym jej obrażenia, także te wewnętrzne, przestały zagrażać jej życiu.
- Czego dowiedziałaś się od Rudego? - spytał chłodno Kurai.
- Hmm.... Rudy … Powiedział, że Eish to facet Hashi. - odpowiedziała Rina zaprzestając leczenia.
- A to ciekawe...
W tym momencie Yorokobi gwałtownie, się obudziła, złapała Rinę za ramiona i przerażonym tonem spytała:
- Znaleźliście ją?
- Spokojnie Arishi jest z Otachim... - odpowiedziała pokornie Rina.
- To dobrze, ale nie pytam o syna! Pytam czy znaleźliście Hashi!? - odparła nerwowo Yorokobi.
- Nie, nie znaleźliśmy jej. - wtrącił chłodno Kurai.
- Dobra, Kurai chodź ze mną pokażę Ci gdzie ona jest, trzeba ją zabrać stąd jak najszybciej się da... i to zanim Eish ją dorwie … - powiedziała Yorokobi.
- Schowała się? To może do niej zadzwonimy? - zaproponowała pokornie Rina.
- Nie! Nic nie rozumiesz ona jest poważnie ranna, a ja nie miałam już energii aby ją uleczyć, więc ukryłam ją i skupiłam uwagę Eish na sobie. - odpowiedziała Yorokobi, a następnie dodała: - Kurai idziemy!
- Nie. - powiedział Twardo Kurai.
- Jak to nie? - zdziwiła się Yorokobi.
- Rina z Tobą pójdzie, a ja pójdę „porozmawiać” z Eish. - odpowiedział chłodno Kurai odbiegając.
- CZEKAJ! - krzyknęła lodowa neczanka, jednak jej brat był już daleko i nie miał zamiaru zatrzymać się, a tym bardziej zawrócić.
- Yorokobi, proszę zaprowadź mnie do Hashikity … uleczę ją … - zaproponowała pokornie Rina.
- Więc, Ty się zajmujesz leczeniem??
- Em... tak …
- Ale tam potrzeba kogoś dobrego w leczeniu..
- Nie wiem czy jestem wystarczająco dobra... ale w tej chwili jestem jedynym medykiem w okolicy … więc tylko ja mogę spróbować ją uleczyć … - powiedziała pokornie i delikatnie Rina.
- No … dobrze … przekonałaś mnie … zatem chodź za mną... - odpowiedziała Yorokobi podnosząc się z ziemi.

************

Elf okazuje się być twardym przeciwnikiem, który doskonale wie co robi, a swoją brutalnością dorównuje, jak nie przewyższa, brutalności demonów. Jednak na jego nieszczęście Kiazu, to twarda dziewczyna która łatwo się nie poddaje. Ich zaciekłe starcie, prowadzone jak równy z równym, nadal trwa i żadne z nich nie ma zamiaru odpuścić. Ognista neczanka, wręcz płonie, żywym i intensywnym płomieniem, o czerwono-pomarańczowo-żółtym zabarwieniu, ale to nie robi zbytnio wrażenia na brutalnym przeciwniku, który ma delikatne szaleństwo w oczach.
- Myślisz, że przestraszysz mnie tym szaleńczym spojrzeniem? - spytała stosunkowo retorycznie Kiazu.
- Zamknij mordę. - odpowiedział stanowczo Eish, jednocześnie wyprowadzając prawy sierpowy który neczanka w ostatniej chwili skontrowała i jednocześnie wyprowadziła płomienne kopnięcie oraz wystrzeliła ognistą kulę. Jednak Elf bez trudu odskoczył, i uraczył przeciwniczkę jej własną ognistą kulą, którą od tak odbił.


************

Otachi chodzi po okolicy zrujnowanej wioski. Neczanin niesie na baranach małego chłopca, który z zaciekawieniem ogląda świat z wysoka.
- I co młody podoba Ci się wycieczka? - spytał nagle Otachi.
- Tatatatatatatataat! - wykrzyknął radośnie mały Arishi, a po chwili pokazując łapami przed siebie dodał zaciekawione: - Yyyyyeeeeyyyeeee
- Hmm... chcesz zobaczysz co to za pnącza zwisają z drzewa?
- Tatatatatata....
- Dobra Młody chodź zobaczymy jakie przygody tam na nas czekają. - odpowiedział Otachi z uśmiechem.
************

Yorokobi i Rina przeciskają się przez zawaloną piwnicę jednego z wiejskich domów. Panuje tu podziemny chłód, który jest dodatkowo potęgowany o przenikliwe zimno bijące od lodowych bryłek.
- Uważaj to miejsce trzyma się na słowo honoru, ale to dobre miejsce aby kogoś ukryć. - stwierdziła Yorokobi.
- Rozumiem. - odpowiedziała pokornie Rina, prześlizgując się przez wąskie przejście.
Nagle, pomimo panującego mroku oczom neczanek ukazał się leżący na ziemi duży kot, który znajduje się w sporej kałuży.
- O matko Hashi! - powiedziała z przerażeniem Yorokobi podbiegając do białej kotki w rude ciapki.
Lodowa neczanka szybko podniosła bezwładne ciało siostry i powiedziała: - Musisz ją uleczyć.
- Tak postaram się. - odpowiedziała pokornie Rina, która bez zawahania zaczęła leczyć wycieńczone, chłodne ciało.
************

Skulona Kiazu leży na ziemi. Poobijana neczanka, po raz kolejny próbuje podnieść się z ziemi, jednak jej drżące ciało nie bardzo chce już współpracować. Brutalność pewnego elfa dała się jej mocno we znaki, ale i ona porządnie dała się we znaki jemu. Eish mimo że tego nie okazuje, to również jego ciało delikatnie drży.
- Ty suko, jak śmiesz! - krzyczał Elf stojąc nad próbującą się podnieść dziewczyną.
Nagle Eish zamachnął się aby z całej siły kopnąć neczankę w żebra, jednak na swoim gardle poczuł draśnięcie która wytrąciło go z rytmu.
- Tylko spróbuj a zginiesz. - odezwał się chłodny, stanowczy głos.
- Biały rumak na rycerzu przybył to mam się bać? - odparł Eish z złośliwym uśmiechem na twarzy.
- Mówi się „rycerz na białym koniu”... - wtrąciła płonąca Kiazu podnosząc się.
- Nie będziesz mnie poprawiać wywło.....
W tym momencie błyszczące ostrze jeszcze bardziej przytuliło się do szyi elfa. Tym sposobem zamiast niedużego draśnięcia, pojawiło się już całkiem konkretne nacięcie z którego ciurkiem płynęła szkarłatna, gęsta krew. Zaskoczony Elf dotknął swojej krwawiącej szyi, sprawdził czy to co po nim spływa to rzeczywiście krew, a następnie oblizując swoje zakrwawione palce powiedział:
- No proszę... jednak potrafisz to zrobić, no nic to tylko dowód na to, że muszę zając się tobą.
- Nie dokończ najpierw ze mną! - wtrąciła z determinacją Kiazu.
- Nie. - odpowiedział twardo Kurai, odsuwając ostrze swojej elektrycznej katany, a następnie chłodno dodał: - Zrobiłaś już swoje, a teraz wynocha.
Ognistej neczance nie spodobały się te słowa, ale dusząc w sobie niezadowolenie i chęć dalszej walki, Kiazu zacisnęła mocno swoje pięści i odbiegła z pola walki.
- Ej dlaczego kazałeś jej odejść? Przecież tak dobrze się bawiliśmy. - powiedział Eish zdejmując koszulę zaplamioną krwią.
- Bo miałem taki kaprys. - stwierdził chłodno Kurai, który szybkim ruchem oczyścił swoją broń z brunatnej krwi, a następnie zniwelował swoją broń.
- Popełniłeś błąd... - odparł stanowczo Eish.

************

W międzyczasie Hachi i Diuna przetransportowali pozostałych dwóch przeciwników, którzy niebawem powinni się obudzić, i położyli ich nieopodal pola bitwy. Następnie cichaczem wrócili do ukrytych maszyn bojowych, gdzie czekała już Rina, Yorokobi oraz nadal nie przytomna Hashikita pod postacią kota.
- Z nią w porządku? - spytał Hachi.
- Tak, jej życiu nie zagraża nie bezpieczeństwo. Teraz musi jedynie odpocząć. - odpowiedziała spokojnie Rina, patrząca delikatnie zmęczonym spojrzeniem.
- Mogłaś uleczyć ją do końca, dobrze wiesz że potrzebujemy dużo rąk do naszego planu. - wtrąciła Diuna.
- Daj dziewczynie spokój, odrobina pracy Ci nie zaszkodzi. - automatycznie odpowiedział Hachi.
- Dobra jestem, jak stoimy z planem? - spytał nagle Otachi z śpiącym maluchem na rękach.
- Arishi! - powiedziała radośnie Yorokobi, a następnie wtuliła się w swojego syna.
- Całkiem dobrze, chociaż nie ma Kurai'a a Kiazu chyba nadal walczy … - odpowiedziała Diuna.
- Wszystko jest pod kontrolą. - wtrąciła, z determinacją w głosie, Kiazu wychodząc z pola kukurydzy, a następnie dodała: - Jedziemy z koksem!
- Oho … obudził się w niej dowódca … - stwierdziła Diuna.
- Cicho siedź. - odpowiedziała Kiazu, która wyraźnie jest zła, a następnie dodała: - Rinka, ulecz mnie proszę, i zabierz Yorokobi i resztę do swojego wozu i zaczynamy.
- Spoko. - odpowiedziała pokornie Rina, która od razu zabrała się do leczenia siostry.
- Od kiedy Ty taka twarda? - spytała Yorokobi.
- Hmm... w sumie od zawsze … ale Twój brat potrafi mnie utemperować, a skoro go tu nie ma to ja tu dowodzę! - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Kiazu. - odezwał się chłodny przenikliwy głos w słuchawkach.
- Em … tak, tak … - stwierdziła Kiazu odkrząkując, a następnie dodała: - Dobra działamy bo czas nas goni.
Lodowa neczanka, zmierzyła wzrokiem swoją ognistą koleżankę i ostatecznie uśmiechnęła się pod nosem, po czym udała się z siostrą i synem do jednej z maszyn bojowych. Następnie usiadła z nimi na tylnym wąskim siedzeniu. W tym samym czasie wodna neczanka w pełni uleczyła swoją ognista siostrę.
- Każdy wie co ma robić? - spytała entuzjastycznie Kiazu.
- Pewnie, że tak! - odparli równie entuzjastycznie neczańscy bracia.
- Tak, tak … - dodała Diuna.
- To zaczynamy zabawę! - dopowiedziała radośnie Kiazu.

************

Elf, który wychodzi na to że jest nie do zdarcia, wyprowadził kolejny cios, a tuż zanim następny. Kurai dzięki swojej szybkości uniknął obu ciosów i jednocześnie wyprowadził swoje, które niestety również były nie celne. Eish szybko stanął na prostych nogach i wyprowadził mocne kopnięcie prawą nogą, ale neczanin uchylił się od ciosu i z całej siły uderzył, swoją prawą nogą w lewe kolano przeciwnika. Ten celny cios spowodował, że elf z stracił równowagę. Eish lecąc złapał swoją purpurowo zieloną dłonią, Kurai'a za prawy nadgarstek i upadając z hukiem na ziemię porządnie go wygiął. Nagle na pole bitwy dotarli pozostali dwaj wojskowi z elfich jednostek.
- Eish co to za lamus? - wykrzyknął jeden z przybyszy.
- Nikt ważny. - odpowiedział Eish wstając i trzymając lewą nogę w powietrzu. W tym momencie okazało się, że ta noga jest złamana w kolanie. Jednak na Elfie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
Panowie stoją mierząc się chłodnymi spojrzeniami, a ich włosy targane są przez wiatr. W ten pomiędzy elfami a neczaninem wylądowała wielka ognista kula, która z hukiem uderzyła o powierzchnię ziemi.
- A to co? - spytał drugi z przybyłych nie dawno elfów.
Ledwo przestały brzmieć słowa, a w ziemia została zbombardowana przez różne kule kule energii. Począwszy od ognistych, poprzez lodowe, a skończywszy na kamiennych atakach, które spadały na zrujnowana wioskę w niezliczonych ilościach. Istny grad kul energii.
- To maszyny bojowe! Ściągnęli tu cały oddział! - powiedział donośnie Eish.
- A to gnoje! - odparł jeden z przybyszów.
- Tego jest tyle że pewnie z 20 maszyn tu przybyło! - dodał drugi z przybyszów.
- Idziemy stąd! - rozkazał Eish.
W tym momencie pod gradem ataków, elfi wojskowi dotarli do swojego przywódcy wzięli go na ramiona, właściwie oparli go o swoje ramiona, podnieśli go do góry i pędem uciekli z rujnowanej wioski. Elfy nie miały łatwo uciec, gdyż grad z mocy dawał się im mocno w znaki i skutecznie utrudniał im szybką ucieczkę.
************

Wszystkie dwanaście maszyn bojowych strzela naprzemiennie różnymi kulami mocy, tworząc tym samym niesamowity, różnokolorowy pokaz siły. Nagle neczanie usłyszeli znajomy chłodny głos w słuchawkach:
-
Możecie przestać … uciekli.

Po chwili część maszyn przestała strzelać, i wyszli z niej neczanie, a część maszyn nadal strzelało różnokolorową energią.
- HA! Udało się! - powiedział radośnie Otachi wyskakując z tytana.
- Piękna akcja! - dodał entuzjastycznie Hachi.
- Co tu się wyprawia? - spytał chłodno Kurai, stojący za maszynami, z rękami w kieszeniach.
- Jak to co? Mieliśmy strzelać z maszyn, to strzelaliśmy. - odpowiedziała Diuna.
- Chłopaki wpadli na pomysł aby włamać się do systemu maszyn i delikatnie je przeprogramować tak aby kopiowały nasze moce i strzelały przez jakiś tam określony czas. - dopowiedziała Kiazu.
- Dobra robota. - pochwalił Kurai.
- Dzięki ziom! - odpowiedzieli radośnie neczańscy bracia.
- Tylko wiesz że one tak będą strzelać jeszcze z jakiś kwadrans może więcej? - dodała Diuna.
- Dobrze, dzięki temu ktoś opowie nam co się tu dzieje. - odparł chłodno Kurai.
- Heh .. .w sumie należą się Wam wyjaśnienia. - powiedziała Yorokobi, a następnie dodała: - Widzicie Eish to facet Hashi, ale ostatnio ona przejrzała na oczy i zobaczyła jaki ten drań jest...
- Ok, a co robiłyście tutaj? - spytała dociekliwie Diuna.
- Heh …. Hashi chciała dzisiaj dzisiaj z nim zerwać i w sumie to zrobiła jednak typ się wściekł w końcu ona jest „jego własnością” … w każdym bądź razie kiedy się z nią umawiał tutaj to wioska jeszcze była cała … - odpowiedziała Yorokobi.
- No dobra, ale czemu Ty tu jesteś? - kontynuowała Diuna.
- Oraz czemu wzięłaś ze sobą młodego? - dodała Kiazu.
- Hashi poprosiła abym jej towarzyszyła, sądziła że przy mnie Eish nie wścieknie się aż tak … jak widać myliła się... - odpowiedziała Yorokobi, a po chwili dodała: - Opiekunka nawaliła, a sam nie mógł zostać.
- Fakt, nie mógł. - odparła Diuna.
- To było głupie, powinnyście od razu odezwać się do Rudego, a nie robić swoje rewolucje, za jego plecami. - wtrącił chłodno Kurai.
- Tak, tak powiedział ten co dba o swoich ludzi. - odpowiedziała Yorokobi, a następnie dodała: - Wiesz co by się z nimi stało gdyby ten blef nie wypalił?!
- Coś byśmy wymyślili, a oni daliby radę przetrwać … - odparł Kurai.
- Tak oczywiście, Eish to nie byle kto! To nie jest pierwszy lepszy cienias spotkany na ulicy- stwierdziła stanowczo Yorokobi.
- Oni też nie są byle kim, i bardzo się zmienili od Waszego pierwszego spotkania. - kontynuował twardo Kurai.
- Ej! Skoro tak w nas nie wierzysz to po co nas wezwałaś co? - wtrąciła Kiazu.
- Właśnie, zamiast podziękować za pomoc to najeżdżasz po nas. - dodała Diuna.
- Eh … jestem Wam wdzięczna i to bardzo, ale przyznajcie, że szef się tak nie zachowuje! - odpowiedziała lodowa neczanka.
- Dobrze, że o tym mówisz... - stwierdziła Kiazu.
- Właśnie, gdyż on zachowuje się jak lider a nie szef. - dodał Otachi.
- A to ogromna różnica. - dopowiedział Hachi.
- No dobra, ale jesteście niezdyscyplinowani i nie rozważni, a co najważniejsze jesteście szaleni i nie widzicie tego jak bardzo jesteście zaślepieni! - kontynuowała Yorokobi.
- Tak, ale dzięki temu przyjechaliśmy aby Was uratować. - dodała Kiazu.
- Niby czym zaślepieni? - spytała Diuna.
- Wszystkim! Jesteście porąbani! - kontynuowała nakręcona Yorokobi.
- Jak masz zamiar dalej dalej nas obrażać to jedziemy i zostawiamy Was tu, a ja nigdy więcej nie odbiorę od Ciebie telefonu. - wtrącił chłodno i twardo Kurai, wyjmując ręce z kieszeni.
- Kurai, Twoja ręka … - wtrąciła przerażona Rina.
- To nic. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie wziął złamany nadgarstek w drugą dłoń i od tak nastawił połamane kości, tak, że ręka przestała być wygięta. A po chwili była zdatna do użycia.
- Ziom czy Ty właśnie nastawiłeś sobie złamaną rękę na żywca? - stwierdził z przerażeniem Hachi.
- Aż mnie ciarki przeszły. - dodał Otachi, wzdrygając się.
- Jesteś straszny. - dopowiedziała Kiazu, dając elektrycznemu neczaninowi mocny cios z zaciśniętej pięści w prawy bark.
- Odbierzesz, a jak nie Ty to ona to zrobi. - stwierdziła w końcu Yorokobi pokazując palcem na Rinę, a następnie dodała: - Wiem, nie jestem już Waszą mentorką i nie mam na Was wpływu. Jednak udowadniacie mi, że Wasze więzi nie rozerwalne i nawet ktoś zewnątrz nie jest wstanie ich rozszarpać.
- Nie mów, że nas tylko testowałaś? - spytała Diuna.
- Tak, testowałam... chociaż przyznaję, że lubię też irytować tego głąba. - odpowiedziała Yorokobi z uśmiechem.
- Tak, jasne... mówisz tak tylko dlatego, że wystraszyłaś się że on nie odbierze od Ciebie telefonu. - wtrąciła Kiazu.
- To, był jedynie sygnał że zaczęłam przekraczać pewną linię. I na moje nieszczęście, jakbym przegięła to rzeczywiście miałabym problem. - stwierdziła Yorokobi z uśmiechem.
- Oni nadal na coś czekają. - wtrącił chłodno Kurai opierając się o maskę jednego z tytanów.
- A tak, dziękuję, że nas uratowaliście. - odpowiedziała Yorokobi, przytulając się do neczańskiego rodzeństwa.
- Spoko, cała przyjemność po naszej stronie. - powiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Wiesz jemu też powinnaś podziękować. - dodał Otachi.
W tym momencie maszyny bojowe przestały strzelać, gdyż zaprogramowany w nich program skończył się, a elektryczny neczanin chłodno powiedział:
- Koniec pogaduszek ruszamy w drogę.
- Spoko Ziom!- odparli zgodnie neczanie.
- Wgrałem maszynom trasę do twierdzy więc spokojnie tam dojedziemy. - dodał Hachi.
- Dobrze. - odpowiedział chłodno Kurai, wsiadając za kierownica jednego z tytanów.
- Jak wy go znosicie? Nawet ja nie wytwarzam tyle lodu. - stwierdziła Yorokobi.
- Hmm... normalnie... - odparła Kiazu.
- Dobra lepiej wsiadajmy … - dodała Diuna.