czwartek, 21 lipca 2016

Epizod 198



".... Wędrówka w stylu 
neczańskiego rodzeństwa ..."


Zaśnieżony iglasty las, pełnego szarych kamieni, skał oraz krystalicznego lodu, skąpany w wspaniałym i ciepłym porannym słońcu. Ptaki przyjemnie szczebioczą i umilają tym samym ten piękny i wspaniały dzień. Nasz oddział od samego rana wędruje, brodząc po kolana w puszystym śniegu. Na przedzie idzie Hachi tuż za nim idą Kiazu i Diuna, następnie idzie Rina, a grupę zamykają Kurai, oraz Otachi.
- Nieźle go napadało. - stwierdziła Diuna.
- Szczerze myślałam, że będzie go znacznie więcej. - odparła Kiazu.
- Przyznam, że w sumie ja też. - odparła Diuna.
- Jak nie pada to już jest git, bo mogę działać z mapą - wtrącił Hachi z uśmiechem.
- Mapą to możesz bawić się wszędzie. - odparła Diuna.
- Niby tak, ale w budynku, bez wędrówki to żadna frajda. - stwierdził Hachi z uśmiechem.
- E tam ... nie znasz się ... palcem po mapie jest fajniej. - odparła Diuna.
- To Ty się nie znasz! Działanie na mapie w terenie to coś fantastycznego. - stwierdził Hachi.
W tym samym czasie Otachi cichaczem rozmawia z Kurai'em tak aby nie zwracać na siebie uwagi.
- Ziom czy mi się zdaje czy ktoś za nami idzie? - spytał Otachi.
- Nie zdaje Ci się, to Esiad ... nie zwracaj na niego uwagi ... - odpowiedział Kurai.
- Czyżby chciał się pożegnać? - kontynuował Otachi.
- Nie liczyłbym na to. - odparł chłodno Kurai.
- Nadal liczy na Kiazu? Żenada ...
- Myślę, że coś jeszcze go sprowadza, jednak póki się nie ujawni, to udawajcie, że go nie widzicie...
- Luz Ziom, przekażę reszcie ...
- Ale tak aby nie zorientował się...
- Jasna sprawa ...

************

Przez delikatnie piaszczysty teren, przypominający morskie wydmy, jedzie masywny samochód pomalowany w czarno-szare moro. Na pierwszy rzut oka jest to szeroki i potężny samochód terenowy bez dachu, jednak po chwili okazuje się, że auto jest wspaniałym połączeniem luksusowego samochodu osobowego i terenowego czy jest autem typu "SUV" tyle, że jednocześnie jest kabrioletem. W tym niezwykłym samochodzie zasiada Generał Rudy, jego dwóch zaufanych kapitanów, oraz wysoka dziewczyna o tęczowych oczach spiętych w wysokiego kucyka. Wszyscy ubrani się w mundury oficerskie, nawet Hashi, która siedzi bez marynarki w rozpiętej koszuli oraz w ołówkowej spódnicy(są one wystylizowane na generalski mundur)
- No, no Hachi ale się odstawiłaś... - stwierdził Moyoshi, siedzący za kierownicą.
- Daj mi spokój, też sobie wymyśliła znacznie lepiej pracowało mi się w zwykłym mundurze, a nie w tym nie wygodnym wyjściowym stroju ... - odparła Hashi.
- W końcu Bogini ma ładnie wyglądać i godnie reprezentować neczańską armię. - dodał generał siedzący z tyłu.
- Tiaaa ....
- Dobrze, że Cię nie widzi z tym pięknym biustem na wierzchu... - dodał Amis.
- To niech żałuje. - odparła Hashi poprawiając biustonosz i bluzkę, a po chwili dodała: - On jest najlepszą, częścią reprezentacji armii... wszyscy go kochają....
- Hehehe ... - zaśmiali się panowie.
- Rudy, a jak tam nasz oddział ChiZ02? - spytał Moyoshi.
- Dobrze, dzielnie zmierzają do obozu maszyn... - odparł spokojnie Rudy.
- Jeszcze? - spytała Hashi.
- Tak, wiecie dałem im dodatkową sprawę do załatwienia, dobrze się spisali i raz pędzą do obozu maszyn. - stwierdził spokojnie Rudy.
- Spoko, w końcu Ty tu rządzisz. - stwierdził Amis.
- Ładnie to brzmi, ale to rządzi ktoś inny każdy z nas wykonuje jedynie rozkazy, o ile chce utrzymać posadę. - stwierdziła Hashikita.
- A no masz rację, ale Rudy ma jaja aby robić po swojemu, chociaż niektóre rzeczy i tak muszą być wykonane, chociażby dla picu. - odparł Moyoshi.
- Nie wiem czy chce wiedzieć, co tym razem mieli zrobić. - stwierdził Amis.
- I lepiej dla Ciebie. - odparł Rudy z wrednym uśmiechem.
- Czasem jesteś mega zajebistym facetem, a czasem zastanawiam się co moja siostra w Tobie widzi? - stwierdziła Hashi.
- A to musisz rozmawiać z nią. - odparł spokojnie Generał.
- Nie omieszkam, jak tylko skołujesz mi przepustkę na Zekeren to chętnie ją odwiedzę i z nią pogadam. - stwierdziła Hashikita.
- Pracuję nad tym. - stwierdził spokojnie Rudy.
- Tiaaa... a Kurai to od tak znalazł się na Zekeren. - odparła niezadowolona Bogini.
- Pomijając fakt, że poleciał cywilną jednostką to on nie jest prawą ręką królowej, która zajmuje się techniką i mechaniką obozów oraz jest wymagana do kontrolowania obozów. - odparł generał.
- Przez to, że jesteśmy numerkami, Królowa nas nie kontroluje, lecz Ciebie już tak. - dodał Amis.
- Wiem, wiem nie ma ludzi nie zastąpionych, no chyba, że ktoś chce wolne wtedy staje się niezastąpionym ogniwem, bez którego nie da się funkcjonować. - odparła Hashi przewracając oczami.
- Trafiłaś w sedno, jednak jak już mówiłem, pracuję nad tym abyś poleciała na Zekeren. - odparł Rudy.
- Dobra działaj i nie chcę wiedzieć co wymyśliłeś. - odparła Hashi.
- Jak tam sobie chcesz. - odparł Rudy z wrednym uśmiechem.


************

Długa górska wędrówka, umilana śpiewem ptaków doprowadziła naszych bohaterów do kilku, otoczonych śniegiem i kamieniami, wodnych jezior, z których unosiła się szaro-biała, lśniąca para.
- A to co za miejsce? - spytała zafascynowana Diuna.
- Według mapy Sołtysa to gorące źródła. - odparł spokojnie Hachi.
- Wow! Ciepłe źródła w lodowych górach. Niesamowite. - dodała Rina.
- Kurai, możemy tu na chwile zostać? - spytała Diuna.
- Nie, obóz maszyn czeka na nas a przez tą śnieżycę i tak mamy opóźnienie. - odparł chłodno Kurai.
- No wiesz co! Może chociaż 10 minut przerwy? - odparła Diuna.
- W kimś obudził się leniuch. - stwierdził Hachi.
- E tam ... - odparła Diuna.
- Wiecie woda, piękna pogoda to aż się prosi o przerwę w naszym stylu. - dodała entuzjastycznie Kiazu.
- Wam tylko jedno w głowie. - stwierdził chłodno Kurai.
- Ziom może jakaś przekąska i chwila przerwy? - podchwycił temat Hachi.
- To by było takie w naszym niepowtarzalnym stylu. - dodał Otachi z uśmiechem.
- Prosimy! - dopowiedzieli zgodnie neczanie.
Elektryczny neczanin z kamienną twarzą długo milczał i nie dawał żadnej odpowiedzi. Natomiast neczańskie rodzeństwo coraz bardziej nalegało na chwilowy postój.
- Hachi jak stoimy z trasą? - spytał w końcu Kurai.
- Już Ci pokazuje Ziom, jesteśmy o tutaj jeszcze jakieś 8 kilometrów i skończą się te góry. - odparł Hachi pokazując mapę a następnie dodał: - A obóz maszyn jest tutaj. Myślę, że jutro koło południa może trochę później dojdziemy do niego.
- Dobra, możemy zrobić przerwę. - stwierdził chłodno Kurai.
- HURA! - wykrzyknęli radośnie neczanie.
- Jednak o świcie mamy dotrzeć już do obozu maszyn. - kontynuował Kurai.
- EEEEeeeeeee .... czyli co nocne spacer? - odparła niezadowolona Diuna.
- Dokładnie. - odparł chłodno Kurai.
- Dobra Ziom! - odparli radośnie bracia.
- Niech będzie piszę się na to! - dodała entuzjastycznie Kiazu.
- Ej ... nie ... - dopowiedziała Diuna.
- Oj Ziom nie słuchaj jej, piszemy się na to! - kontynuowali neczańscy bracia.
- I to bez marudzenia! - dodała Kiazu.
- Dobrze, zatem możemy zrobić przerwę. - odparł chłodno Kurai.
- Hura! - odpowiedzieli radośnie neczanie.
- Huraaa... - odparła mało entuzjastycznie Diuna.
- Masz czego chciałaś więc nie marudź. - odparł Hachi szczerząc kły.

************

Za ogromnymi, zaśnieżonymi głazami skrywa się Esiad, zajadający wędzone mięso i podkarmiający swoje wilki. Ukrywający się przybysz uważnie obserwuje neczan odpoczywających w okolicy gorących źródeł. Część z nich zajada różne smakołyki, a część z nich moczy się w wspaniałej wodzie.
- Też mi wojskowi ... tylko myślą jak by się tu zabawić... muszę jakoś poderwać tego płomyczka i to zanim opuszczą góry... wolałbym nie zapuszczać się na nie znany teren... - zamyślił się myśliwy, a po chwili dodał: - A teraz jako miss mokrego podkoszulka wygląda obłędnie ... heh ... pierwszego dnia wydawało mi się, że zawróciłem jej w głownie ... a tu się okazuje, że to odporna bestyjka ...
- Możesz się od nas odczepić? - spytał nagle chłodny, przeszywający głos.
- O rany skąd się tu wziąłeś? - odparł zaskoczony i zdezorientowany myśliwy.
- Nie ważne, trzeba było uważać. - odparł twardo Kurai, a po chwili dodał: - Pytałem o coś...
- Nie mogę, chciałem się ... em .. pożegnać. - odparł wymijająco Esiad.
- Oczywiście... i właśnie dlatego chowasz się w krzakach od wyjścia z wioski...
- Em... myślałem, że nie masz mi nic do powiedzenia.
- Zmiany się zdarzają, a teraz idź stąd i zostaw mój odział w spokoju. - odparł twardo Kurai.
- Odwal się, przyszedłem tu do Kiazu a nie do Ciebie, znaczy do Ciebie też mam coś, ale Ty jesteś dla mnie stratą czasu. - stwierdził Esiad.
- Skoro tak mówisz... - odparł chłodno Kurai, a po chwili głośno zawołał: - KIAZU!
W tym momencie przerażony myśliwy zatkał usta neczaninowi mówiąc:
- Zamknij się! Oszalałeś?
Kurai szybko i sprawnie wyplątał się z "objęć" przybysza i ponownie zawołał:
- KIAZU! Pozwól tu na chwilę.
Na te słowa ognista neczanka, ubrana w swój mundur i o delikatnie mokrych włosach, podbiegła do elektrycznego neczanina oraz inkuba, pytając:
- No co tam?
- Masz gościa. - odparł chłodno Kurai odchodząc.
Po chwili Rina zawołała wspaniałe i zadbane wilki myśliwego, które radośnie i bez zawahania przybiegły do niej. Tym czasem zaskoczona Kiazu, kiedy spostrzegła przybysza, powiedziała:
- Eh to Ty .... czego chcesz?
- Moja Pani, myślałem, że chociaż Ty mnie przyjmiesz przywitasz. - odparł Esiad.
- Słuchaj czasem się z nim nie zgadzam, ale w tym wypadku zgadzam się z nim w 100% ...
- Moja Pani co jest? Jeszcze nie dawno Twoje oczy mnie pożądały, a sama mnie podrywałaś, a teraz nie chcesz mnie nawet widzieć...
- Może, dlatego, że nie jestem pustą lalką za którą mnie masz? - odparła kokieteryjnie Kiazu.
- Jesteś nią ... jesteś ... - odparł pewnie Esiad, jednoznacznie zbliżając się do neczanki.
- Słuchaj... zbliż się jeszcze o krok a nie ręczę za siebie. - odparła Kiazu, delikatnie odsuwając się i sumie trochę walcząc z nie lada kusząca propozycją.
- Moja Pani ... tak tylko mówisz ... jestem pewien, że masz na mnie ochotę. - odparł Esiad obejmując ognistą neczankę i szykując się do namiętnego pocałunku.
Nagle Kiazu zapłonęła wspaniałym, gorącym czerwono-pomarańczo-żółtym płomieniem, więc myśliwy odruchowo ją wypuścił.
- Odczep się! - stwierdziła twardo Kiazu, niwelując płomień.
- Moja Pani grasz nie przystępną, podoba mi się to. - odparł Esiad ponownie podchodząc i łapiąc neczankę za policzek.
Kiazu bez zawahania odtrąciła dłoń myśliwego mówiąc:
- Próbowałam być miła ... ale skoro tego nie rozumiesz ...
W tym momencie dziewczyna ponownie zapłonęła, błyskawicznie topiąc okoliczny śnieg o roztrzaskując pobliskie kamienie.

************

Oddział ChiZ02 praktycznie skończył już swoją spontaniczną przerwę przy gorących źródłach. Jednak neczanie jeszcze nie ruszają dalej tylko siedzą na odśnieżonych kamieniach otaczających ciepłą wodę i obserwują jak ognista neczanka daje niezapomnianą lekcję. Temu wspaniałemu widowisku towarzyszą głośne huki, trzaski i inne waleczne odgłosy.
- Uuuuuuu .... to musiało boleć - stwierdził Hachi, porządnie się krzywiąc.
- Aua! Samo patrzenie boli. - dodał Otachi, wzdrygając się.
- E tam ... jeszcze nic wielkiego nie pokazała... - dopowiedziała Diuna, a następnie stanęła jak wryta i z przerażonymi oczami obserwowała dalej starcie.
- Hehehe ... mówiłaś coś? - odparł Hachi.
- Ehm ... nope .... Musiałeś się przesłyszeć ...- odpowiedziała Diuna z trudem przełykając ślinę.
- O! O! o! patrzcie teraz! - wtrącił entuzjastycznie Otachi.
- Uuuu ...aaaaauuu ... - odpowiedzieli zgodnie wszyscy, krzywiąc się przy tym, zupełnie jakby sam widok, tego co wyprawia Kiazu, bardzo ich bolał.
Tym czasem Rina, siedząca koło ukochanego, głaszcze lezące wilki, które nie mają zamiaru brać udziału w starciu i narażać życia za swojego pana.
- Kurai, czemu pozwalasz jej na takie rzeczy? - spytała Diuna.
- Gdyż, w końcu ktoś powinien mu przemówić do rozsądku. - odparł chłodno Kurai, który jako jedyny spokojnie obserwuje starcie.
- No dobra, a czemu to Ona ma robić a nie Ty? - kontynuowała Diuna.
- Ta lekcja, będzie bardziej dobitna. - odparł stanowczo Kurai.
- O kurcze to było dobre! - stwierdził entuzjastycznie Hachi.
- Patrz teraz! - dodał Otachi.

************

Czarne mroczne lochy, pełne błyszczącej lawy, srebrzystych łańcuchów oraz metalicznych krat. W jednym z tych nieprzyjaznych pomieszczeń znajduje się Darkaril, pałający się straszliwymi wrzaskami i dumnie obserwujący bladego, nagiego, zakneblowanego mężczyznę przywiązanego do jednego ze stołów. Jest on bardzo poobijany, gdzieniegdzie ma nawet wypalone krwawiące, sięgające aż do kości rany oraz płaty zdartej skóry, która uniemożliwia identyfikację więźnia. Dodatkowo biedak ten na biodrach, przyrodzeniu oraz brzuchu ma klatkę z zwierzęciem przypominającym przerośniętego szczura ze skrzydłami który stopniowo zżera go żywcem.
Po dłuższej chwili nieopisanych, straszliwych i przeszywających wrzasków, Darkaril podszedł do więźnia i zabierając klatkę ze stworzeniem, stanowczo spytał:
- I co śmieciu? Będziesz śpiewał?
- P ... pp... po ... - stwierdził a właściwie wydukał z łzami w oczach więzień, a następnie wykonał kilka nerwowych oddechów, które sprawiały mu ogromny ból.
- No dalej śmieciu! - kontynuował twardo Darkaril.
- Pposzedł żołnierz na wojenkee .... Po ... poprzez góry, lasy, pola,...l ... i ze śmiercią szedł pod rękę,
Ta... taka jest ż ... żołnierska wola
.... - zanucił więzień z ogromnym trudem i bólem.
W tym momencie nerwowy demon nie wytrzymał i spoliczkował osadzonego, tak mocno, że z ust poleciała my błyszcząca, szkarłatna krew, a następnie Darkaril stanowczo i głośno wrzasnął:
- KRETYNIE NIE O TO MI CHODZIŁO!
- Ka ... kka ... kazałeś ... mi ... śpiewać ... - odparł więzień.
-Taki jesteś mądry? ... - stwierdził Darkaril, a następnie z złowrogim śmiechem wysypał na osadzonego sól, która dostała się w każdy zakamarek poranionego ciała, sprawiając palący ból, nie do opisania. Rozległ się przeraźliwy, intensywny, głośny i przenikliwy wrzask będący błaganiem o śmierć.


************

Kiazu stoi nad skulonym i wystraszonym myśliwym, który w swojej dziwnej pozycji trzyma się za klejnoty rodowe.
- Uprzedzałam ... - stwierdziła Kiazu jak gdyby nigdy nic.
- Kiazu skończ już! - strącił chłodno Kurai, który podszedł do neczanki, myśliwego oraz pobojowiska.
- Spoko ... dostał już za swoje... - odparła Kiazu otrzepując ręce, a następnie dodała: - Zapamiętaj sobie po pierwsze, że nie to znaczy nie, a po drugie nie każda dziewczyna to pusta lalka.
- Zrozumiałem. - wymamrotał Esiad.
- Kiazu idziemy, obóz maszyn czeka. - wtrącił ponownie Kurai, odchodząc.
- Już idę! - odparła radośnie neczanka podbiegając do przyjaciela.
W tym momencie cały odział ruszył w dalsza podróż, jednak nie dający za wygraną myśliwy, szybko się pozbierał i podbiegł do odchodzących neczan mówiąc:
- Czekajcie!
- Ziom, z całym szacunkiem jeszcze Ci mało? - odparł Otachi.
- Wystarczy mi jak on ze mną porozmawia! - odparł Esiad.
- Już mówiłem, nie mam Ci nic do powiedzenia. - stwierdził chłodno Kurai.
- To ja będę podążał za Wami! - stwierdził twardo Esiad.
- Rób co chcesz. - odparł Kurai odchodząc.
Wkrótce reszta oddziału ruszyła za swoim przywódcą, a zaskoczony i mocno poobijany myśliwy stał i otrzepując się ze śniegu, podążał wzrokiem za oddalającymi się neczanami.
- Ziom, zdajesz sobie sprawę, że Esiad jest uparty? - zagaił Hachi.
-Tak zdaję... - odparł chłodno Kurai.
- Ziom wiesz, że on może śledzić nas aż do obozu maszyn? - dodał Otachi.
- Wiem, jednak wiem również, że jego męska duma właśnie została zmieszana z błotem. - odparł Kurai.
- Fakt ... - odparli zgodnie neczańscy bracia.
- Jak widać za mało skoro nadal chce więcej. - wtrąciła Diuna.
- Jego sprawa .... - odparł chłodno Kurai.

************

W pewnym lawowym i mrocznym pomieszczeniu stoi młody, poważny, dobrze zbudowany, mężczyzna o krótkich, zadbanych ciemnofioletowych włosach i poważnych, przenikliwych żółtych oczach. Ubrany jest w generalski mundur w barwach Ambasadora Chifuina i rozmawia z pewnym łysym i wysokim demonem.
- Ty nieokrzesany neandertalczyku! Miałeś wyciągnąć z niego informacje, a nie zabijać go bez wyciągnięcia informacji! - stwierdził twardo Damu.
- Czepiasz się oficerzyno, tak kończą Ci co mnie wkurwiają. - odparł dumnie Darkaril.
- Nawaliłeś po całej linii! Ten oficer z Ineeven posiadał ogromnie ważne informacje! A Ty go zabiłeś! Nasz Pan nie będzie zadowolony.
- Zwisa mi to, a jak dalej będziesz mnie wkurwiać to skończysz jak on.
- Mamy umowę, że masz się mnie słuchać!
- Wiem i ciebie oficerzyno się słucham, tego drugiego generała mam w dupie.
- Słuchaj wiem, że to nie ja Ci wydałem bezpośredni rozkaz, ale miałeś wyciągnąć z jego jakieś informacje! - odparł stanowczo Damu.
- Nie to Ty słuchaj oficerzyno, lubię Cię więc Ci powiem ... Ten Saren był jakiś dziwny, znosił każdą ilość tortur a jak już się odzywał to śpiewał jakąś dziwną piosenkę ...
- Nie sądziłem, że sojusz ma tak twardych oficerów, którzy są nie do zdarcia. A jak zareagował na serum prawdy?
- Jeszcze nie dotarło do moich rąk, chociaż moje niezawodne metody zwykle są lepsze od jakiegoś tam serum.
- Zwykle, ale nie tym razem.
- Nie czepiaj się ... to durny przypadek, potwierdzający moja regułę.

************
Minęło trochę czasu a neczański oddział,brodząc po kolana w białym śniegu wreszcie doszedł pod samą granicę gór, gdzie czeka na nich prawie pionowe zaśnieżone zejście oraz parę samotnych iglastych i jeszcze zielonych drzew.
- Dobra i co teraz? - spytała Diuna, obserwując strome zbocze.
- Albo skok albo z górki na pazurki stylem kulki. - stwierdził Hachi.
- A jakieś inne pomysły? - spytała Diuna.
- Zbiegamy! - odpowiedziała entuzjastycznie Kiazu.
- Tiaa... jeszcze życie mi miłe ... - narzekała Diuna.
- Jakbyśmy mieli narty czy coś to można by było zjechać. - stwierdził Otachi.
- Może kora z drzew? - zaproponowała Diuna.
- Dobre, ale one nie wytrzymają naszego zjazdu. - odparł chłodno Kurai.
- To może wyprofilowane kamienie? - zaproponował Hachi.
- To może zdać egzamin. - odparł chłodno Kurai.
Na te słowa Hachi z wręcz szalonym uśmiechem przywołał sześć brązowych, kamiennych, cienkich skalnych brył, które swoim wyglądem i profilem przypominają deski snowboardowe.
- Bro one są super! - stwierdził z podziwem Otachi.
- No powiem, że dobra robota ... - dodała Diuna.
- No to jedziem! - wtrąciła entuzjastycznie Kiazu łapiąc jedna z desek i rzucając się do szalonego zjazdu. Wkrótce reszta podekscytowanego rodzeństwa również chwyciła kamienne deski i ruszyła w pogoń za swoją siostrą.
Tym sposobem neczanie zaczęli wspaniały zjazd, w brawurowym stylu wypełnionym dobrą i szaloną zabawą, po stromym zboczu.
-WEEEEEEEEEEEEE! - wesoło i radośnie krzyczeli zjeżdżający neczanie, bawiący się swoim szalonym pomysłem i balansując na granicy równowagi oraz zdrowego rozsądku.

************

Zielono-żółto włosy myśliwy, wraz ze swoimi wilkami, powolnym spokojnym krokiem doszedł do granicy gór. Przyjemny, chłodny i intensywny wiatr rozwiewa długie włosy przybysza, udowadniając swoją dominację nad śnieżnymi górami.
- Wiedziałem, że przyjdziesz. - stwierdził nagle znajomy chłodny głos.
- No proszę, przecież mówiłeś, że nie chcesz ze mną rozmawiać. - odparł możliwy.
W tym momencie z pobliskiego drzewa zeskoczył elektryczny neczanin mówiąc:
- Widać nabrałem ochoty, czego chcesz?
- Gdzie Kiazu? - spytał Esiad.
- Zapewne gdzieś na zboczu. - odparł chłodno Kurai.
- To pewnie jest całkiem blisko, ale nie widzę lin asekuracyjnych. Jak schodzicie?
- Zjeżdżamy na "deskach snowboardowych"
- Dobry żart, ale aż tak szaleni nie jesteście.
- To o tym chciałeś rozmawiać?
- Em ... nie nie o tym ... Dobra, zacznijmy od tego, że jesteś z Kiazu, przez to ona dała mi kosza, oraz tę "lekcję", ale powiedz mi dlaczego nie dbasz o tak zajebistą dziewczynę?
- Posłuchaj po pierwsze myśl sobie o mnie co chcesz, a po drugie skoro już musisz wiedzieć to nie jestem z Kiazu, a po trzecie moje prywatne życie nie powinno Cię obchodzić. - odparł chłodno Kurai.
- Nie opowiadaj mi tu bajeczek, bo widzę jak jest. Obserwowałem Was i nawet chciałem z nią się przespać pod Twoją postacią, jednak przejrzała mnie i poznała, a gdyby nie to to byłaby już moja!.. - odparł Esiad.
- Nie będę strzępił sobie języka, myśl sobie co chcesz.
- To może spuścisz ją ze "smyczy" i pozwolisz jej na jeden skok w bok i zabawę z kimś starszym i bardziej doświadczonym.
- Nie trzymam Kiazu na "smyczy", w dużej mierzy ona robi co chce i sama zdecydowała, że nie chce spędzić z Tobą jak to określasz miłej nocy... - odparł chłodno Kurai.
- Pewnie początkowo była taka chętna, na pewno coś jej nagadałeś i to przez Ciebie tak mnie traktuje!
- Heh ... jak widzę jesteś nie reformowalny, więc szkoda mojego czasu. - stwierdził chłodno Kurai ściągając kamienną deskę z drzewa.
- Wiesz co nie rozumiem Cie, masz seksy laskę i się jej wstydzisz. Może dla tego, że jest puszczalską lafiryndą, która jest pustą lalą?
W tym momencie Kurai bez słowa, prawą pięścią uderzył myśliwego w twarz, tak mocno, że inkub przewrócił się. A po dłuższej chwili elektryczny neczanin spokojnie, ale twardo powiedział:
- Nie jesteśmy razem, ale nie pozwolę Ci jej obrażać tylko dlatego, że masz jakieś chore wyobrażenia. - a następnie dodał: - Nazwij ją tak jeszcze raz a przestanę być miły.
- Jakbyś kiedykolwiek był miły ... To Wasza wina że mi się nie układa! - odparł Esiad podnosząc się z ziemi.
- Posłuchaj, zamiast obwiniać wszystkich w koło, przeanalizuj swoje zachowanie.
- Ale ...
- Nie ma "Ale" i teraz ja mówię a nie Ty. - odparł chłodno, a wręcz lodowato Kurai, a po chwili kontynuował: - Skoro tego nie widzisz to powiem Ci , Kiazu nie umówiła się z Tobą bo źle traktujesz wszystkich w koło. Jednak problem widzisz wszędzie tylko nie u siebie.
- Nie masz do mnie szacunku! - odparł Esiad.
- Może i nie mam, ale to nie istotne. Kiazu dała Ci bolesną lekcje i lepiej dla Ciebie abyś ją przemyślał i doszedł do jakiś owocnych wniosków inaczej nic się nie zmieni.
- Łatwo Ci mówić, Ty masz powodzenie a ze mną nie chce się już umówić żadna dziewczyna w wiosce, a kiedy byłem Tobą miałem powodzenie godne inkuba. - odparł Esiad.
- Przypominam Ci, że kiedy podszywałeś się pode mnie byłeś zmuszony zachowywać się inaczej i to właśnie dzięki temu podejściu miałeś powodzenie.
- Bzdury gadasz.
- Skoro tak mówisz, masz wiele do przemyślenia i lepiej to zrób, a teraz bądź łaskaw nie śledzić nas więcej. - odparł chłodno Kurai zasiadając na deskę i odjeżdżając.
- Ej czekaj! - wykrzyknął Esiad.
Jednak zjeżdżający elektryczny neczanin, nic mu już nie odpowiedział, a wkrótce zniknął z pola widzenia.

************

U podnóża ogromnej, zaśnieżonej, białej góry śnieg wręcz wlewa się do zielonego, mieszanego i przejrzystego lasu. Na tym niecodziennym przejściu między strefami stoi neczańskie rodzeństwo, które czeka na swojego przywódce.
- Ale super jazda! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- Ekstra było! - dodał radośnie Hachi.
- Ba i nagoniliśmy masę czasu! - dodała uśmiechnięta Diuna.
- Super przejeżdża! - dopowiedział Otachi.
W tym momencie Kurai, na swojej kamiennej desce zjechał z góry. Biały śnieg, przyjemnie rozproszył się przy hamowaniu, jednocześnie oprószając pozostałą część oddziału.
- Co tak długo? - spytała Diuna.
- Żebyście dla odmiany raz poczekali na mnie. - odparł chłodno Kurai, a następnie odchodząc chłodno dodał: - Ruszamy dalej.
- Spoko Ziom. - odparli zgodnie bracia.
- Dobra. - odparła Diuna wzruszając ramionami.
- Kurai, a wiesz coś o Aluf''ie z obozu? - spytała Kiazu.
- W sumie tylko tyle, że to zaufany generał Ankiego i w sumie nic więcej. - odpowiedział chłodno Kurai.
- No to tyle to wiedzieliśmy. - stwierdziła Kiazu, a następnie dodała: - No nic więcej pewnie dowiemy się już na miejscu.
- Oby to był spoko Ziomek. - stwierdził Otachi.

- Hehehe, dobrze by było. - dodał Hachi.

************

W wielkiej pałacowej komnacie trwa kolejne zebranie władców sojuszu, w którym na czele stoi Ambasador Ankara. Wszyscy władcy obradują się, negocjują i próbują zrozumieć ostatnie wydarzenia.
- W rejonie HZZA B2 znikają oficerowie. - stwierdziła Król Eta.
- Tak naprawdę to jeden został zabity a jeden znikł bez śladu, pewnie był szpiegiem czy coś, więc to zebranie jest bez sensu. - odparła Królowa Sansha.
- My uważamy, że ten zaginiony oficer został pojmany przez ludzi Chifuina. - wtrącił Ashga.
- Czy Ty słyszysz co mówisz? To bez sensu porywać jednego oficera i to w sumie po nic... szkoda zachodu i niepotrzebnego zmieszania. - odparła Sansha.
- Szanowni władcy czy przypadkiem nie wysyłaliśmy tam nowych rozkazów, dotyczących między innymi przegrupowania? - spytał spokojnie Ambasador Ankara, odziany w maskę.
- Owszem, jednak po kilku atakach w tamtym rejonie zaprzestaliśmy wysyłania rozkazów. - odparła ambasador Kana.
- Hmm... a wiemy kto zaginął? - spytał Ankara.
- Tak mamy już jego dane. - stwierdził Eta.
- To Saren Ankoda Guela, lat 43 w armii od 25 lat, bardzo zasłużony, nigdy nie przyjął awansu, na wyższy stopień niż Saren. - odparł spokojnie Elinar,a po chwili dodał: - Zaczynał w armii Króla Noeka, gdzie służył przez 15 lat, jednak z powodu nie urodzenia się elfem nie mógł liczyć na uznanie.
- Ostatnie dziesięć lat spędził w armii Ineeven, gdzie po 3 latach dostał awans na Saren'a - dodał król Eta, a następnie dopowiedział: - Po kolejnych 3 latach dostał pierwszą nominację na Aluf'a, jednak z nie wiadomych powodów odmówił, niebawem, miał mieć kolejną nominację.
- Szpieg jak nic. - odparła Królowa Sansha.
- Co dziwne, przez 25 lat nie dostał żadnej nagany ani pochwały, dodatkowo wydaje się być przeciętny i po dłuższym zastanowieniu, nie skupia na sobie uwagi. - dodał Elinar, przeglądając papiery.
- Tak, już pamiętam tego oficera. Ankoda brał udział w testach teleportacji oraz pomagał w projektowaniu nowych maszyn bojowych.- odparł Ambasador Ankara, po wysłuchaniu informacji.
- Jak już mówiłam szpieg jak nic. - wtrąciła Sansha.
- Wątpimy, bardziej to wygląda na porwanie w celu wyciągnięcia informacji. - odparł Ashga.
- No to już pewnie wszystko im wyśpiewał i będziemy mieli kłopoty. - odparła Sansha.
- Jaka jest szansa, że wszystko im wygadał? - spytała Kana.
- Trudno powiedzieć. - stwierdził Ankara.
- Myślimy, że na dniach przekonamy się o tym czy wygadał czy nie. - dodał Król Ashga.

************

Późnym wieczorem delikatnie ziewający neczanie, oświetleni jedynie przez świetliki Diuny i Kiazu, podróżują przez nocy mieszany las, skąpany w srebrzystych gwiazdach. Sowy, cykady i inne nocne stworzenia dają wspaniały koncert, który mile pobudza, nieznacznie zmęczone zmysły. Natomiast przyjemny letni wiatr umila trudy wędrówki. Ta miła, niezwykła i romantyczna atmosfera jest miłym ukoronowaniem tego szalonego dnia. Kiazu z słuchawkami na uszach idzie do przodu tańcząc, jednocześnie żonglując czerwono-pomarańczowo-żółtymi, okrągłymi płomieniami i radośnie podśpiewując pod nosem. Pełni ekscytacji i zaangażowania, Hachi i Otachi grają na swoich komórkach. Marudzącą Diuna powoli i od niechcenia człapie. Natomiast Kurai idzie, trzymając za rękę, swoją ukochaną, która robi zdjęcia.
- Dlaczego ja chciałam tą swoją przerwę? - narzekała Diuna, nie oczekując odpowiedzi na pytanie.
- Oj nie marudź wszyscy poza Tobą świetnie się bawią. - odparł Hachi, dalej wpatrzony w ekran komórki.
- Tak, ale mogli byśmy już to samo robić w obozie a nie podczas marszu. - odparła Diuna.
- Diunka, jest przyjemny miły wieczór, a w obozie mogłaby już na nas czekać nawet warta. - wtrąciła pokornie Rina.
- Dobra punkt dla Ciebie, ale równie dobrze mogłabym teraz leżeć w łóżku i oglądać filmy. - odparła Diuna.
- Znając Twoje szczęście siedziałabyś właśnie na warcie. - odparł Otachi.
- E tam znając jej szczęście to miałaby już jakąś złośliwą misję. - dodał Hachi.
- Ha ha ha ... - zaśmiała się ironicznie Diuna.
Nagle nasi bohaterowie usłyszeli nieznany, warczący odgłos, który z każdą sekundą zdawał się być coraz bliżej i bliżej.
- Co to jest? - spytała dociekliwie Diuna.
- Dobre pytanie. - odparł Hachi.
Neczanie nie musieli długo czekać aby ich oczom ukazały się trzy masywne maszyny, na dużych kołach. Na pierwszy rzut oka przypominają zwyczajne quady. Jednak po dłuższym przypatrzeniu się widać, że te maszyny są opancerzone i nie są takie zwyczajne. Na każdym z tych niesamowitych pojazdów znajduje się jeździec w dość nietypowym stroju. Dwóch przybyszy ma na sobie błękitne turbany, które skrywają nie tylko włosy ale również całe twarze, pozostawiając widoczne jedynie oczy. Dodatkowo mają niebieskie koszule, na krótki rękaw i utrzymane w arabskim stylu, oraz długie, dopasowane do ciała, granatowe spodnie. Całości dopełniają żółto-czerwone, grube, ozdobne pasy na biodrach, do których przyczepione są ozdobne noże, oraz wysokie, czarne, skórzane buty. Natomiast ostatni przybysz ma na sobie błękitną chustę, założoną dokładnie tak jak turbany, granatową sukienkę na ramiączka, sięgającą do połowy ud, która w sprytny sposób połączona jest z bulwiastymi spodniami. Całości dopełniają czarne buty, skrywające swoją długość pod nogawkami oraz wspaniały żółto-czerwony pas.
- Kim jesteście? - spytał jeden z przybyszy.
- Neczaninami. - odparła Diuna.
- Tyle widzimy. - odpowiedział drugi z przybyszy.
- Jesteśmy oddziałem ChiZ02. - wtrącił chłodno Kurai.
- To jeden z oddziałów, który miał przybyć po maszyny. - odparła przybyszka
W tym momencie roztańczona Kiazu wpadła na jeden z quadów i wyjmując słuchawki z uszu, powiedziała:
- O sory ... kim jesteście?
- Patrolujący oddział VEeN09 do waszych usług. - odparł przybysz na którego wpadła ognista neczanka.
- Wsiadajcie podwieziemy Was do obozu. - odparł drugi z przybyszów.
- Ekstra! - stwierdził entuzjastycznie Hachi.
- Możemy się przejechać? - spytał z ekscytacją w głosie Otachi.
- Sami? yyyy... Nie ... - odparła przybyszka.
- Szkoda. - odparli rozczarowani bracia.
- A może jednak? - kontynuował Hachi.
- Nie! - odparli zgodnie przybysze.
- Em ... no dobra ... - odparł Otachi.



niedziela, 10 lipca 2016

Epizod 197



"Rozprawa 
- nietypowe hobby sołtysa..."


Na schodach jednego z wielu korytarzy prowadzących do wielkiej sali, siedzi zalana łzami Rysia, która nerwowo przegląda zdjęcia oraz jej ruda lisia siostra.
- Posłuchaj wiem, że to trudne ale ja Ci muszę jeszcze coś powiedzieć. Irbis chciał mnie pocałować... żeby nie było przywaliłam mu tak, że na pewno jeszcze ma ślad... początkowo uznałam, że za dużo wypił czy coś ... - stwierdziła Lisia, a po chwili dodała: - Jednak coś nie dawało mi spokoju poszłam za nim i wtedy zobaczyłam to, co zresztą sama widziałaś ... tyle że w tedy był z jakimś króliko-podobnym stworzeniem ... tylko nie usuwaj żadnych zdjęć... tam może być coś ważnego ...
- Wiem .... wiem ... nie usuwam ... tylko przeglądam wszystkie zdjęcia ...
- Chcesz się dołować? - spytała Lisia, zasiadając koło siostry i tuląc ją jednocześnie przeglądając wraz z nią zdjęcia. A po dłuższej chwili powiedziała: - Będzie dobrze, zapłaci za to zobaczysz ...
- Yhy ...
- Wiem, że to boli ale podniesiesz się zobaczysz ...
- Nie ... raczej nie ...
- Czekaj to Twoje zdjęcie z nim jak tańczycie...?
- Ta...tak ... - stwierdziła zalana łzami Rysia.
- Czemu tak dziwnie błyszczy?
- Hmmm... skupiło się tam światło ... zazwyczaj tak się dzieje kiedy robi się mu zdjęcie z nieodpowiedniego kąta ... zdjęcie robił Ota... Łasica ... - odparła Rysia, a po dłuższej chwili z olśnieniem dodała: - Czekaj ... to ... nie on ...
- Jak to nie on? Przecież widzę, że z nim tańczysz...
- Tak i to jest Kurai ... - odparła Rysia a następnie przesuwając zdjęcia dodała: - Ale to już nie on...
- Oj przestań ... przecież widzisz ...
- Kiazu zobacz proszę ... przyjrzyj się zdjęciu które zdobiłaś ...
- No dobra ... i co? - odparła Lisia przeglądając kilka zdjęć jakie zrobiła i nagle z wielkim olśnieniem stwierdziła: - A wiesz, że możesz mieć racje, chodź rozwiążemy tą sprawę.

************

Tym czasem w ogromnej sali spotkań jest wielkie zamieszanie, większość wioski stoi w koło sali. Panuje niesamowity harmider i zamieszanie.
- Rany co się tu dzieje? ... spytała Lisica, ciągnąca za rękę siostrę.
- To Wy nic nie wiecie? Ten Wasz kolega nieźle narozrabiał. - odparła Sowa.
- Jak to? - spytała Lisica.
- Tak w skrócie dobierał się do Biedronki, która jest żoną Myszołowa, który jest wnukiem samego sołtysa, z resztą to właśnie sołtys ich przyłapał. - odpowiedziała Sowa.
- No świetnie ... - stwierdziła Lisica.
- Ale to nie on ... - wtrąciła nieśmiało Rysia robiąc zdjęcie.
- Kochane, ja wiem, że to jeden z Was, ale dowody świadczą przeciwko niemu. - odparła Sowa.
- Tak i nie ... - stwierdziła Lisica.
- Co masz na myśli? - spytała Sowa.
- Oj bo to skomplikowane .... ale nie wiemy kim jest ten kolo ale jesteśmy wstanie udowodnić, że to nie jest nasz przyjaciel. - odparła Lisica.
- Hamine proszę pomóż nam ... - wtrąciła Rysia.
- Jestem Sową, dobra mniejsza ... zobaczymy, pokarzecie mi co tam macie a potem zadecyduje czy wam pomogę .. - odparła Sowa.

************

W tym samym czasie, kiedy dziewczyny rozmawiały ze sobą, Dostojny Lew o bujnej czarnej grzywie i beżowo-brązowym stroju, stoi obok czarnego Irbisa. W koło nich znajduje się większość wioski.
- Posłuchaj młody człowieku, złamałeś wszystkie wartości moralne, nadużyłeś naszej gościnności i nie masz nic na swoją obronę. - stwierdził stary Lew, nie pozostaje mi nic innego niż porozumieć się z Twoim bezpośrednim przełożonym.
- Proszę bardzo... - odparł spokojnie Irbis.
- Nie czekaj! ... - wtrącił twardo łasica wbiegający w krąg zainteresowanych.
- To miłe, że chcesz mu pomóc ale dowody mówią same za siebie. - odparł Lew.
Nagle jakiś dwóch drabów przebranych za szakala i likaona, wparowało na środek sali mówiąc:
- Sołtysie mamy skubańca!
W tym momencie obok sołtysa stanął drugi czarny Irbis, o lśniących srebrzysto-białych włosach.
- O shit! Za dużo miodu, albo widzę podwójnie. - stwierdził z niedowierzaniem Łasica.
Po chwili pierwszy czarny kot podszedł do drugiego Irbisa, a następnie stając koło sołtysa powiedział:
- To on podszywa się pode mnie i psuje mi opinię.
- Widzę, że mamy tu głębszą sprawę. Zapraszam oba koty do mojego gabinetu. - odparł Lew.
- Sołtysie, czy ja i Rysia też możemy iść? - spytała Sowa, a następnie dodała: - Mamy pewne dowody.
- Tak możecie, reszta zostaje tutaj i czeka na wezwania, sprawa zaraz się zacznie. - odparł Lew, a następnie w obecności Likaona, Szakala, dwóch czarnych Irbisów, Rysi i Sowy udał się w kierunku swojego domu.

************

Na sali zostało zmieszane i zaniepokojone neczańskie rodzeństwo, które wśród poddenerwowanych spojrzeń czuło się bardzo nieswojo.
- Spokojnie sprawa się wyjaśni. - stwierdziła Lisia.
- Istne szaleństwo, teraz niech mi ktoś powie który z nich jest prawdziwy? - spytała Popielica.
- Nie mam pojęcia są identyczni. - stwierdził Borsuk.
- Lisia, dlaczego Ty nie poszłaś? Przecież oni tam ją zjedzą... - dodał Łasica.
- Niech ona to załatwi, spokojnie nic jej nie będzie.... chyba ... - odparła Lisica.
- Też mi pocieszenie. - narzekała Popielica.
- Spokojnie Sołtys dojdzie prawdy. - wtrącił Kruk.
- Właśnie, winny poniesie kare i tyle. - dodała Ćma.

************

Nie duży, jasny drewniany gabinet w którym stoi ciemne, masywne biurko oraz czarno-czerwony fotel utrzymany w klimacie biurka. Sołtys w przebraniu lwa, zasiadł na fotelu i spokojnie powiedział:
- Spotkaliśmy się tutaj aby w spokoju dowiedzieć się, który z Was jest prawdziwy oraz co ważniejsze który z Was dopuścił się tego przestępstwa.
- To oczywiste, że to on. - stwierdził twardo czarny Irbis stojący po prawej stronie sołtysa.
W ten Irbis stojący po lewej stronie, wyjmując z pod bluzy symbol pioruna powiedział:
- Sołtysie przeczytaj informacje z mojego symbolu, a będziesz wiedział, że jestem prawdziwy.
- Przykro mi, ale nikt z nas nie jest stanie tego zrobić, a ten drugi również go ma, więc nie mam pewności czy to Ty jesteś prawdziwy, w końcu to może być fortel. - odparł Lew, a po chwili dodał: - Od tej chwili macie zakaz odzywania się, nie chce słuchać Waszych kłótni, które do niczego nie prowadzą.
- Panie Lwie ... wtrąciła Sowa.
- Hamine, daj spokój dziecko, imiona z naszego święta tutaj nie obowiązują. - odparł Sołtys.
- Rozumiem, Sołtysie jesteśmy wstanie szybko udowodnić, który z nich jest prawdziwy. - odparła koordynatorka.
- Zatem proszę, mówcie. - odparł sołtys.
- No idź... - stwierdziła Hamine.
Na te słowa Rina podeszła do Irbisa stojącego po prawej stronie sołtysa i odsłoniła kotu lewe ucho.
- No i? Co to ma do rzeczy? - spytał Zoteh.
- Ten nie ma kolczyka ... a nasz przyjaciel nosi na lewym uchu kolczyk... - odparła nieśmiało neczanka.
W ten do gabinetu wpadł rozwścieczony Myszołów, który pięściami okładał wszystko co mu wpadło pod ręce. Demolujące harce, nie trwały jednak z byt długo. Likaon i Szakal szybko obezwładnili przybysza.
- Natychmiast go wyprowadzić! - stwierdził twardo sołtys.
Na te słowa muskularni faceci wyprowadzili nieproszonego gościa i wraz z nim zostali już za drzwiami gabinetu.
- Co za noc, dobrze na czym stanęliśmy? A tak, dziecko czyli Irbis po lewej stronie jest prawdziwy? Nie sądzę bo już obaj mają złote kolczyki i nadal stoimy w punkcie wyjścia. - odparł sołtys, uważnie obserwując oba czarne koty. - A po chwili dodał: - Idzie teraz do pokoju obok wszyscy, jest tam monitoring i inne zabezpieczenia, wiec nie próbujcie uciekać. A ja w tym czasie przesłucham innych świadków.

************

Prawie bladym świtem zmęczeni neczanie i spora część wioski nadal znajdują się w dużej sali spotkań. Pomimo, nadal trwającej rozprawy uroczystości toczyły się nadal.
- Strasznie długo trwa ta rozprawa. - narzekała Popielica.
- Weź przesłuchaj całą wioskę. - odparła Ćma.
- Sołtys da rade i pewnie niedługo publicznie ogłosi wyrok. - dodał ziewający Kruk.
- W sumie to nadal nie rozumiemy, czemu Ty nie poszłaś? Oni ją tam zjedzą. - odparł Borsuk.
- Borsuczku, to była najlepsza możliwa decyzja i wkrótce się o tym przekonasz. - odparła dumnie Lisica.

************

Po długiej i ciężkiej nocy sołtys wreszcie ponownie zaprosił do siebie dwa czarne koty, koordynatorkę oraz wodna neczankę. Obie dziewczyny mają na sobie czarne kocie bluzy, a Irbisy mają czarne T-shirty.
- Dobrze dzieci, co prawda nie przesłuchałem jeszcze całej wioski, lecz powiem jedno... jestem już pewien, że czynu dopuścił się fałszywy Irbis, wszystkie zeznania świadków oraz zdjęcia wskazują na Irbisa który chodził bez kolczyka. A jak dobrze wiemy, bez kolczyka chodził fałszywy Irbis. - stwierdził nagle Zoteh, a po chwili dodał: - Teraz musimy jedynie dojść do tego który z Was jest prawdziwy.
- Panie Sołtysie wpadłam na pomysł, że jak bransoletki, przestaną działać to można rozpoznać ich po mocy. - stwierdziła nieśmiało Rina.
-Masz racje drogie dziecko, jednak do ósmej pozostały nam jeszcze cztery godziny, a to stanowczo za długo aby czekać na rozwiązanie tej sprawy. - odparł spokojnie Zoteh.
- Hmm... Sołtysie mogę wyjść na chwilę? - spytała nagle Hamine.
- Skoro musisz drogie dziecko. - odparł spokojnie Sołtys.
Na te słowa koordynatorka szybko i stanowczo wyszła z pokoju, do którego wparowały wilki radośnie merdając ogonami. Rina radośnie się z nimi przywitała.
- Niech one wyjdą. - odparł spokojnie Zoteh.
Na te słowa neczanka przyjaźnie wyprosiła zwierzaki i szybko zamknęła za nimi drzwi.
- Dobrze, zatem zapraszam Panów do pokoju obok i przesłucham teraz Ciebie. - stwierdził Sołtys trzymając się za głowę i przecierając oczy.
Dwa czarne koty opuściły pomieszczenie i weszły do pokoju obok. To spowodowało, że w monitorowanym pokoju atmosfera była bardzo ciężka i napięta.
- Widzę, że nie przepadają za sobą. - stwierdził spokojnie Zoteh, a następnie szybko dodał: - Wiem, że już rozmawialiśmy, ale dziecko powiedz mi cały czas kręcisz się przy jednym z nich, dlaczego?
- Przebywam z Kurai'em ... - odparła nieśmiało neczanka.
- Dobrze a skąd wiesz, że przebywasz właśnie z nim a nie z oszustem?
- Nie ...nie umiem tego wytłumaczyć ... ja ... ja po prostu wiem, że to on .. ale wiem również, że moje słowo nic nie znaczy ...
- Samo słowo rzeczywiście nic nie znaczy.
W ten do gabinetu sołtysa powróciła Hamine, która zaraz po wejściu powiedziała:
- Sołtysie możemy porozmawiać sami?
- Tak oczywiście, Rina dołącz proszę do czarnych kotów. - odparł spokojnie Zoteh.
- Dobrze - odparła pokornie neczanka i udała się tam, gdzie ją poproszono.

************

W niedużym pokoju znajduje się drewniana ława, która rozpościera się na długość całej, krótszej ściany. Speszona Rina siedzi właśnie na tym ogromnym siedzisku, natomiast jeden z czarnych kotów, opierając się o ścianę. stoi nieopodal wejścia, a drugi kot chodzi po całym szarawym pokoju.
Nagle do pokoju weszła Hamine mówiąc:
- Czarny kocie przy drzwiach zapraszam do nas.
Na te słowa wskazany Irbis, bez słowa wyszedł z pomieszczenia.

************

Zmęczeni neczanie wraz z przyjaciółmi z wioski, siedzą u siebie w pokoju i przysypiając rozmawiają. Wszyscy nadal są w swoich przebraniach, jednak już wszyscy już mówią do siebie po prawdziwych imionach. Kiazu, Aliove i Diuna lezą na ogromnym łóżku, natomiast Cloem, Hachi i Otachi siedzą na górnym łóżku antresoli.
- Mogli by już wrócić. - stwierdziła Diuna.
- Ano ... - odparł Otachi.
- A tak pomijając ten incydent to jak się bawiliście? - spytał Cloem.
- Fajna impreza i macie ciekawe zwyczaje. - odpowiedziała radośnie Kiazu.
- Naprawdę dobrze się bawiliśmy. - dodał entuzjastycznie Hachi.
- Cieszy nas to. - odparła z uśmiechem Aliove.
- Kiazu obiecałaś mi coś. - wtrącił Cloem.
- Kochany, rano jak się prześpię. - odparła Kiazu z uśmiechem i mrugając okiem.
- Dobra. - odparł mechanik
- Spokojnie Aliove, dla Ciebie też coś będę miała. - dodała Kiazu.
- Super! - stwierdziła entuzjastycznie Aliove.
- No proszę, jakie tajemnice o tej nieludzkiej godzinie. - dodała Diuna.
- Dobra tajemnica jest dobra o każdej porze. - stwierdził Hachi.
- Skoro tak mówisz ... ech czemu to tak długo trwa? - spytała narzekająca Diuna.
- Nasz sołtys uwielbia prowadzić rozprawy, a im dłuższe tym lepsze. - odparł Cloem.
- Powiedziałabym, że to nawet jego hobby. - dodała Aliove.
- I co gorsza ta rozprawa trwa tak długo, nie z powodu swojej "trudności", ale dlatego, że Sołtys uwielbia długie i ciągnące się rozprawy. - dodał Cloem.
- A co za tym idzie rozprawa będzie trwałą tak długo póki jemu się nie znudzi, albo bransolety przestaną działać. - dopowiedziała Aliove, a następnie dodała: - Niestety ciężko stwierdzić, co nastąpi prędzej ...
- Świetnie ... po prostu świetnie ... - odparła Diuna, a po chwili dodała: - Tym bardziej po kiego tam Rina?
- Ojej, po to aby była była... tyle wystarczy.. - odparła Kiazu.
- Swoją drogą mam nadzieję, że ten Wasz kolega jest cierpliwy? - spytał Cloem.
- Kurai? Ziom, Kurai to ma najwięcej cierpliwości z nas wszystkich. - stwierdził Hachi.
- To dobrze. - odparł Cloem.

************

W nie dużym, jasnym drewniany gabinecie, nadal trwa rozprawa prowadzona przez Zoteh. Oskarżeni stoją przed sołtysem, natomiast dziewczyny stoją z delikatnie z boku.
- Po rozmowie z Wami, mam już pewne podejrzenia który z Was jest prawdziwy. - stwierdził spokojnie Zoteh.
Nagle rozległo się głośnie pukanie do drzwi.
- Proszę. - odezwał się Sołtys.
Po tych słowach wszedł wysoki czarnowłosy chłopak przebrany za niezwykłe zwierze. Ma on długi ryjek, oraz zaokrąglone uszy i ogon które nie są pokryte futerkiem. Natomiast jego bluza oraz spodnie są pokryte jasnobrązowym, szczeciniastym włosiem.
- Łał jaki wspaniały Almik. - stwierdziła z podziwem Rina.
- Sołtysie mam sprawę do Riny, mogę z nią szybko zamienić słowo? - spytał przybysz.
- To mów. - odparł Zoteh.
- Sołtysie wolałbym na osobności. - kontynuował przybysz.
- To porozmawiacie później, teraz chciałbym zakończyć już sprawę oraz udać się na spoczynek. - odparł Sołtys.
W tym momencie Almik bez słowa wyszedł z pokoju, a po dłuższej chwili sołtys powiedział:
- Przysporzyliście mi trochę kłopotów, no ale cóż.
- Sołtysie mówiłeś, że wiesz który z nich jest prawdziwy. - wtrąciła Hamine.
- A tak ... jak już mówiłem ... Po rozmowie z Wami, mam już pewne podejrzenia który z Was jest prawdziwy, a który jest oszustem. - odparł Zoteh.
- Tak więc słuchamy, już wystarczająco czasu zajął nam ten oszust. - odparł czarny kot stojący po lewej stronie.
- Masz racje oszuście, gdyż to Ty nim jesteś, a czarny kot stojący po prawej stronie jest prawdziwy, więc skończ już ta maskaradę i ujawnij się. - odparł spokojnie sołtys.
- Bo Ty tak mówisz? Zoteh to loteria i żądam argumentów. - odparł ten sam czarny kot.
- Dobrze zatem tak, ten drugi pokazał mi swój dowód osobisty oraz nieśmiertelnik. - odparł Zoteh.
- To jeszcze nie dowód, zawsze mógł mi go ukraść. - odpowiedział po raz kolejny ten sam irbis.
- I tu mamy kolejny dowód, widzicie pewna miła dama, jak i jej przyjaciele opowiedzieli mi dużo o prawdziwym Irbisie, oraz ich wersję potwierdza chociażby neczański generał do którego postanowiłem się zadzwonić. - odparł Zoteh, a następnie dodał: - A Ty dziecko jesteś zupełnie inny i im dłużej przebywam z Tobą, to tym bardziej wiem kim jesteś.
- Skończ tą maskaradę, już wszyscy wiedzą, że to Twoja sprawka. - wtrącił twardo czarny Irbis stojący po prawej stronie.
W tym momencie, po głębokim westchnięciu oszust zmienił swój wygląd, wracając tym samym do swojej prawdziwej postaci. Teraz nadal jest ubrany w strój czarnego Irbisa, lecz jest już przystojny, olśniewający mężczyzna o zielono-żółtych długich włosach, piwnych oczach. Dodatkowo ma delikatną bliznę na nosie i nie dowierzający, wredny uśmiech.
- Esiad taki wstyd! Ty durny niewdzięczny skurczybyku! Co Ci strzeliło do łba?! - stwierdził Zoteh.
- Oj daj spokój, przyznaj, że świetnie się ubawiłeś prowadząc rozprawę. - odparł Esiad.
- Tak, ale to niczego nie zmienia. - odparł sołtys.
- Myślałam, że już niczym mnie nie zaskoczysz. - stwierdziła Hamine, a po chwili dodała: - Kolega powinien obić Ci buźkę, ale tak zdrowo, abyś w końcu miał za swoje.
- E tam ... - odparł myśliwy.
- W tym momencie powinien przywalić Ci z piąchy, szkoda, że tego nie zdobił. - odparła Hamine.
- Dobrze dzieci przestańcie siła nie rozwiązuje konfliktów, i powinieneś się cieszyć, że kolega jest opanowany. No dobra Esiad po kiego odwaliłeś ten cały cyrk? - spytał sołtys.
- Dobra w sumie i tak już nic nie tracę. - odparł Esiad, a następnie dodał: - Chciałem spędzić upojną noc z pewną ognistą laską.
- Jednak ta dała Ci niezłego kosza ... co to ma do rzeczy? - stwierdziła Hamine.
- W między czasie powiedzmy, że nie polubiliśmy się z kolegą neczaninem i usłyszałem jak Kiazu mówiła, że z nim sypia, stąd cała ta intryga. - odpowiedział na luzie Esiad.
- Nawet podsłuchiwać nie potrafisz. - wtrącił chłodno Kurai.
- Słuchaj wiem co słyszałem i na pewno nie przesłyszało mi się. - odparł myśliwy.
- Po pierwsze Kiazu zaproponowała spanie z Riną i ze mną, a po drugie masz bardzo słabe rozeznanie w terenie - stwierdził Kurai.
- Tak, tak oczywiście przecież dobrze wiem, że jesteś z tą super ognistą laską. - stwierdził Esiad.
- Mylisz się, ale moje życie nie powinno Ciebie obchodzić. - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - A teraz skoro to już koniec, my udamy się na spoczynek.
- Ja jeszcze nie skończyłem. - odparł sołtys.
- A my tak, już dość czasu spędziliśmy tutaj grzecznie znosząc całe to przedstawienie. Proszę wybaczyć, jednak spoczynek należy się każdemu. - stwierdził chłodno Kurai kładąc prawą dłoń na ramionach ukochanej, jednocześnie ją obejmując i kierując się z nią wychodząc.
- Esiad wiesz, że wymyślę Ci karę? - stwierdził Zoteh nieprzejmujący się wyjściem neczan.
- Tak, tak przechodziliśmy przez to milion razy ... - odparł zniesmaczony myśliwy.
- Tym razem przegiąłeś i wymyślę Ci coś gorszego! - stwierdził twardo sołtys
- Oczywiście, jak za każdym razem. - odparł Esiad.

************

W pokoju neczan panuje cisza, mącona jedynie przez ogrom nocnych oddechów pogrążonych we śnie istot. Kiazu, Aliove i Diuna śpią w poprzek ogromnego łózka, Cloem zasnął na dolnym łózko antresoli, natomiast Hachi i Otachi zasnęli na siedząco na górnym łóżku antresoli. Wkrótce do tego sennego weszła pozostała dwójka neczan, która mimo wszystko również zasłużyła na odpoczynek.
- Hej już jesteśmy. - stwierdziła radośnie, spokojnie i stosunkowo cicho Rina.
Wodna neczanka jednak nie dostała odpowiedzi, więc udała się do drugiego pokoju, a tam ujrzała słodko śpiących towarzyszy, którzy w wspaniałych kreacjach w końcu padli.
- Rozkoszni są jak śpią. - dodała z uśmiechem Rina, wyciągając koce z pod dużego łózka.
- Daj pomogę Ci. - stwierdził chłodno Kurai, biorąc część koców.
Dzięki temu wkrótce wszyscy obecni zostali przykryci kolorowymi kocami, a zakochani wyszli z tej części pokoju.
- Hmm... to był ciężki dzień .. - stwierdziła Rina siadając na krześle.
- Owszem. - odparł chłodno Kurai, a następnie, spokojnie podszedł do wodnej neczanki i powiedział: - Dziękuję, że przy mnie jesteś.
W tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się, a do pomieszczenia z hukiem wparował myśliwy.
- Czego chcesz? - spytał chłodno Kurai.
- Jeszcze z Tobą nie skończyłem! - odparł nerwowo Esiad.
- Po pierwsze bądź łaskaw nie wrzeszczeć, bo moi ludzie już śpią, a po drugie nie mam Ci nic więcej do powiedzenia. - odparł chłodno Kurai, przebierając się jak gdyby nigdy nic.
- Wrrr... Z szacunku dla pewnego płomyczka, u którego chce zapunktować z ciszę ton, ale nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. - odparł myśliwy, a następnie długiej i nurtującej chwili ciszy kontynuował: - Jak nie chcesz ze mną rozmawiać tutaj, to zapraszam na zewnątrz.
- Ta ...tam trwa jeszcze zamieć. - wtrąciła niepewnie Rina.
- Moja Pani nie wtrącaj się, bo z Tobą nie rozmawiam. - odparł karcąco myśliwy.
- Już? Skończyłeś? To teraz wyjdź. - stwierdził twardo i chłodno elektryczny neczanin stając na wprost myśliwego.
- Tpu ... dobra ale wiedz, ze to jeszcze nie koniec. - odparł Esiad, gwałtownie wychodząc.


************

Późnym popołudniem śnieżna zamieć praktycznie ustała, jednak mimo to neczanie pozostaną w wiosce do kolejnego ranka, aby do dalszej drogi wyruszyć za dnia. Cały oddział miło i owocnie wykorzystał cały czas spędzony w górskiej wiosce. Kiazu miała sesje zdjęciową z dwójką projektantów, Hachi i Otachi nasycili swoje brzuchy wspaniałym wiejskim jedzeniem,oraz spędzali czas z różnymi ludźmi. Diuna spędziła cały ten czas z Hamine, z którą okazało się, że mają ogrom wspólnych tematów. Rina kręciła się po całej wiosce robiąc zdjęcia. Tymczasem Kurai wraz z sołtysem pilnowali Esiada, podczas odbywania części jego kary.
W końcu śnieg przestał, zupełnie padać, więc wczesnym rankiem, dnia kolejnego, neczanie są w końcu gotowi aby wyruszyć do obozu maszyn. Praktycznie cała wioska przyszła pożegnać naszych bohaterów i życzyć im udanej podróży, tuż po przyjaznym pożegnaniu do neczan podszedł sołtys mówiąc:
- Mam tu coś dla Was. - następnie starszy mężczyzna, wręczył Kurai'owi lekko pożółkły zwój.
- Co to takiego? - spytał chłodno Kurai.
- To dokładna mapa naszych gór i okolic. Zdaję sobie sprawę, że przez wojnę straciła na wartości, ale jestem pewien, że bezpiecznie przeprowadzi Was przez góry. - odpowiedział Zoteh.
- Dziękujemy. - stwierdził elektryczny neczanin, a następnie bez słowa wręczył mapę Hachiemu.
- Do zobaczenia dzieciaki. - stwierdził nagle sołtys.
- Do miłego. - odparli neczańscy bracia.
- Na razie. - odparła Kiazu.
Następnie neczanie ruszyli w dalszą podróż, przez zaśnieżone góry.