piątek, 22 grudnia 2017

Epizod 239


"
Kłótnia i konsekwencje..."


Blady świt nad pustynną wioską wstał bardzo szybko i z pewnością za wcześnie. Po nocnych wydarzeniach neczanie mieli mało czasu aby się wyspać, dlatego spali pod postacią kotów i przemienili się w ludzi dopiero rano tuż po wstaniu. Wtedy okazało się, że Hachi z nimi nie nocował. Jednak nikt tego nie komentował, właściwie to nasi bohaterowie w ogóle ze sobą nie rozmawiali, aż do wyjścia z gospody.
- Hachi z nami nie nocował...mam nadzieję, że nie zmarzł w nocy... - powiedziała w końcu Rina.
- Zasłużył sobie aby zamarznąć. - stwierdziła Kiazu.
- Myślałam, że ten głupek ma więcej rozumu. - dodała Diuna.
Nagle neczanie przy tytanach zobaczyli Hachiego siedzącego na masce jednego z nich.
- O patrzcie pan obrażony. - powiedziała Diuna.
- Milcz. - odparł chłodno Kurai.
- Cześć, Hachi. - wtrąciła pokornie Rina.
- Siema. - odparł Hachi, a następnie dodał: - Jedziemy?
- Dobra, marudo co poniektórzy martwili się o Ciebie, gdzie spędziłeś noc? - spytała Kiazu.
- Nie Twój zakichany interes.- odparł nadal zły Hachi.
- Ej! Nie pozwalaj sobie! Bo to Ty nabroiłeś a nie ja! - odpowiedziała Kiazu.
- Wypchaj się nie rozmawiam z Tobą. - stwierdził Hachi.
- Teraz to wypchaj się!? Ty popaprańcu, uratowałam Ci skórę a Ty się tak odwdzięczasz!? - Krzyknęła Kiazu.
- O nie tego już za wiele! Powaliło Cię i to do końca! Daj mi spokój suko! - odparł Hachi.
W tym momencie ich awantura zaczęła się rozkręcać i stawać się coraz głośniejsza.
- Spokój! - powiedział chłodno, stanowczo i głośno Kurai.
Jednak wyzywające się i kłócące się rodzeństwo w ogóle nie zareagowało na te słowa. W ten Kurai głośno gwizdnął na palcach. Neczanin zrobił to tak głośno, że bez trudu zagłuszył kłótnie, która nagle ucichła.
- Powiedziałem spokój! - powiedział po chwili Kurai.
- Ale... - próbowała coś powiedzieć Kiazu.
- Nie ma ale! - kontynuował twardo Kurai, a następnie dodał: - Kiazu jedziesz z Riną, Otachi z Diuną a Hachi jedzie ze mną, a teraz do wozów.
- Ziom, ja che...
- Nie ma ja chce. - wtrącił chłodno Kurai, przerywając wypowiedź Hachiego, po czym dodał: - Jeszcze słowo, a będziecie mieli poranna przebieżkę po pustyni w tempie tytanów i to będzie dopiero początek przyjemnego dnia, na koniec którego będziecie błagać o śmierć.
Na te słowa nikt, dosłownie nikt nie odważył się odezwać. Neczańskie rodzeństwo bez słowa wsiadło do maszyn bojowych. Po chwili Kurai również wsiadł do wozu i cały oddział pospiesznie odjechał z wioski.


************

- Co za ciołek! - stwierdziła poddenerwowana Kiazu, zasiadając na fotelu pasażera.
- Nie wiem co mam Ci powiedzieć... - odpowiedziała pokornie Rina prowadząc tytana.
- No ale weź, on cała tą sytuację porównuje do moich wyczynów...
- Jest poddenerwowany … pewnie nie myśli racjonalnie ...

- No, ale to kretynizm …
- Czasem.... czasem też tak masz... - odpowiedziała niepewnie Rina.
- NIE! … Może .. ale się ogarniam!
- Tak... em … Kiazu czemu tak długo nie wracałaś wczoraj wieczorem?
- Rozmawiałam z ta całą Uriea i powiedziałam jej parę rzeczy do słuchu...
- Brzmi groźnie …
- Wiesz powiedziałam jej, że jest za młoda na takie zabawy i czym grozi nieodpowiedzialna zabawa...
- Hmm... wystraszyła się niechcianej ciąży?
- Kochana, ciąża to najmniejszy problem … już pomijając choroby weneryczne to nieodpowiedni partner może wyrządzić Ci krzywdę...
- Rozumiem...
- Wiesz porozmawiałam z nią jak kobieta z kobietą, a potem odstawiłam ją do jej domu, tak aby jej coś głupiego nie przyszło do głowy.
- Ciekawe ile zrozumiała z tej rozmowy?
- Myślę, że sporo … Uriea to bardzo inteligenta dziewczyna, ale nie wiem co zrobi z tą wiedzą...
- Tego nie wiem … a powiedziała Ci dlaczego to robi?
- Powiedziała mi, że robi to bo lubi … i do mnie to przemawia...
- Sabina .. jej matka … powiedziała, że Uriea ma starszą siostrę, która zakochała się w jakimś przejezdnym i przespała się z nim … ten jeden raz wystarczył aby zaszła w ciążę … i wyjechała z nim ...
- I ta mała uważa, że jak złapie byle przejezdnego na dziecko to się wyrwie z tej dziury?
- Jakoś tak …
- Szkoda słów .. ona nawet okresu jeszcze nie ma … heh … wiem jedno albo ogarnie się po moich słowach, albo ta zabawa się dla niej bardzo źle skończy …
- Oby się opamiętała … ale chyba teraz mamy większy problem...
- Mówisz o Hachim? Ten głąb powinien przejrzeć na oczy.
- Pewnie masz rację … przepraszam na chwilę... - powiedziała Rina, a następnie dodała do łączności: - Kurai, czy możemy się pilnie zatrzymać proszę?
-
Co się dzieje? - spytał chłodno Kurai.
- Em … muszę … się zatrzymać … - powiedziała nie pewnie Rina.
-
Dobrze, zatrzymajmy się tam koło kamiennego tunelu... - odparł chłodno Kurai.
- Rina co tam? - spytała Kiazu...
- Nie za bardzo się czuję ... - odpowiedziała Rina wyciszając łączność.
- Rozumiem.... Hmm... podejrzewam, że przyjechała pewna Ciocia...
- Tak … nad ranem przyjechała …
- Jakby co to powiedz, to dam Ci swój zapas …
- Dobrze …
- Aha i potem ja prowadzę …
- Jak sobie życzysz …

************

Po paru chwilach maszyny bojowe zatrzymały się w wyznaczonym miejscu. Rina szybko poszła na stronę, a w tym samym czasie reszta, zrobiła sobie krótką przerwę aby rozprostować kości.

- Kiazu co się dzieje? - spytał zaciekawiony Otachi.
- Nic, normalna sprawa... wyższa potrzeba. - odpowiedziała spokojnie Kiazu.
- Rozumiem, nie wnikam. - odparł Otachi, a po chwili dodał: - Bro zagramy w coś?
- Nie rozmawiam, z zdrajcami. - odpowiedział chłodno Hachi odwracając się.
- No nie! Trzymajcie mnie po jak mu zaraz przydzwonię to wyląduje na Zekeren! - wtrąciła poirytowana Kiazu.
W tym mocnienie oboje przez chwile zostali otoczeni przez błyskawice, które zarówno szybko się pojawiły jak i szybko z nikły.
- To moje ostatnie ostrzeżenie, a teraz wsiadać do aut. - rozkazał chłodno Kurai.
Neczanie w ciszy czekali na Rinę, która niebawem wróciła do swojego oddziału i w ten sposób nasi bohaterowie mogli ruszyć w dalszą podróż.

************

-
Jak Kiazu mnie wkurwia swoim zachowaniem. - wymamrotał pod nosem Hachi, siedzący na miejscu pasażera, a po chwili dodał: - W sumie Ziom udzielisz mi kilku informacji?
- Podobnież nie chciałeś z nikim rozmawiać... - odpowiedział chłodno Kurai, prowadząc tytana.
- Weź Ziom, ja tak nie potrafię … to jak?
- Dobra odpowiem, ale pod warunkiem, że Ty będziesz udzielał informacji mi...
- Spoko... jak dla mnie nie ma problemu … - odpowiedział Hachi szczerząc kły, a po chwili spytał: - Masz dzieci?
- Nie mam, skutecznie się zabezpieczam, podobnie jak kuby … wiesz tak aby nie było niespodzianek.
- Czyli wychodzi na to, że poważnie podchodzisz do tematu...
- Owszem, a teraz kolej na Ciebie … Powiedz mi czy wiesz dlaczego Kaziu przeszkodziła Ci w igraszkach?
- Z zazdrości, albo z innego dennego powodu. - odparł naburmuszony Hachi.
- Mylisz się, na dobrą sprawę Kiazu uratowała Twoje przyrodzenie …
- Jak to? Nie rozumiem...
- Na Bromano karą za takie igraszki jest obcięcie przyrodzenia...
- Mówisz o igraszkach przed małżeńskich? O rany …
- Nie, mówię o seksie z nieletnią …
- E to mnie nie dotyczyło Ziom, ja mam pełnoletność i ona tez miała... powiedziała mi, że ma 17 lat i że według prawa jest pełnoletnia.
- Gdyby miała 17 lat to owszem byłaby pełnoletnia, gdyż na Bromano pełnoletność ma się już w wieku 16 lat...
- No więc było w porządku.. zaraz czekaj powiedziałeś gdyby miała?
- Tak, widzisz ona ma 12 lat...
Na te słowa Hachi zamilkł i milczał bardzo długo, ponieważ ta nowina wywołała u niego duży i drastyczny szok. Prawie, nieświadomie dopuścił się czynu karalnego, który podążał by za nim do końca życia, powodując u niego traumę. Nie wiele brakowało, a poprzednią noc spędził by u boku dwunastolatki, która miała wyrafinowany plan. Wojna zmusza ich do wielu rzeczy, ale to nie jest jedna z tych rzeczy, co prawda świat jest różny, ale Hachi nie wybaczył by sobie do końca życia, gdyby zrobił coś takiego.
- Żartujesz?- spytał niepewnym głosem, zszokowany Hachi.
- Nie zwykłem żartować na takie tematy. - odparł chłodno Kurai, po czym dodał: - Była u nas jej matka, pokazała nam jej legitymację szkolna i wyjaśniła sytuację.
- O rany... to dlatego Kiazu tam wparowała jak po ogień ….
- Dokładnie...
- Szkoda tylko, że nie powiedziała o co chodzi... masakra … rany jak dobrze, że do niczego między nami nie doszło …
- Twoje szczęście, że ktoś przerwał Ci chwilę uniesienia...
- O tak …. - powiedział z ulgą Hachi, który jest bardzo zaskoczony, a po chwili dodał: - Hmm... ciekawość ile lat miała Twoja najmłodsza dziewczyna z którą no... baraszkowałeś?
- Miała 10 może 11 lat …
- O rany... a to ja prawie zostałem oskarżony o pedofilię, i mam wyrzuty sumienia, że w ogóle dałem się skusić... ale Ty Ziom to przegiąłeś po całości ...
- Nie przegiąłem... sam wtedy byłem w podobnym wieku, więc można powiedzieć że robiłem to wtedy z rówieśnicą... i żadne z nas nie było pełnoletnie na większości planet... to na pewnej planecie oboje byliśmy już pełnoletni …
- No chyba że tak … w takim układzie wcześnie zacząłeś …
- Po raz tam gdzie się wychowywałem wiek to była tylko liczba.... a po dwa dużo rzeczy wcześnie zacząłem...
- No spoko … - powiedział zmieszany Hachi, a następnie dodał: - Niech zgadnę to baraszkowanie za dzieciaka było Zekeren?
- Nie, to była pomniejsza planeta gdzie 10 latki wychodziły już za mąż na starych dziadów, tam kończąc 10 lat osiągało się pełnoletność...
- Grubooo...
- Życie …
- Skoro już, ze mną rozmawiasz to …

************

Czas powoli i leniwie płynął do przodu, jednak nużąca jazda zdaje się nie mieć końca. Neczanie są już dość mocno znudzeni tą podróżą. Na ich szczęście właśnie zbliża się wieczór, a zmęczone słońce delikatnie zachodzi na tle horyzontu, który sam w sobie zabiera dech w piersiach. Wkrótce wojskowi dotarli nad rozległe jezioro, skąpane w złotym kolorze nieba, i o śnieżnej plaży, która w idealny kontrastowy sposób zupełnie nie pasuje do krajobrazu.
- Łał! Niesamowite miejsce. - powiedziała Rina wysiadając z auta i biorąc aparat.
- Powiedzcie, że mamy tu tylko przerwę a nocujemy gdzie indziej. - stwierdziła Diuna siadając, na masce jednego z tytanów.
- Nie narzekaj, czas rozprostować w końcu nogi, bo inaczej zwariuje ... - dodała Kiazu, przeciągając się i porządnie rozciągając się.
- Ziom, rozbijamy obóz? - spytał dociekliwie Otachi skacząc po dachach pojazdów.
- Tak. - odparł chłodno Kurai.
- Czyli co? Tak klasycznie drewno, woda, kamienie i kolacja? - dodał Hachi, opierający się o tytana.
- Dokładnie. - odpowiedział Kurai.
- Ta ja idę po drewno i kamienie. - powiedział Otachi zeskakując z dachu jednej z maszyn, a następnie spytał: - Bro idziesz ze mną?
- Z Tobą zawsze! - odpowiedział radośnie Hachi.
-
O komuś foch przeszedł. - wtrąciła Diuna, pod nosem.
- To ja zajmę się z przygotowaniem obozu. - zaproponowała Rina.
- Dobrze, Kiazu, Diuna pomożecie jej. - powiedział stanowczo Kurai.
- Tak, tak … - odpowiedziała niezadowolona Diuna.
- Oczywiście, że tak! - dodała ochoczo Kiazu.
- A Ty co lenienie? - spytała Diuna.
- Nie, idę zadbać o dodatek do zapasów. - odpowiedział chłodno Kurai odchodząc.
- Heh … i jak tu z nim wytrzymać? - spytała Diuna.
- Tak jak zawsze. - odpowiedziała Kiazu, a następnie dodała: - Dobra, czas ogarnąć okolice, bo jak wróci i nic nie będzie zrobione to da nam popalić.
- Taaa... coś w tym jest. - dodała niechętnie Diuna.

************

Iglasty, ciemno zielony las, który przykryty jest delikatną śnieżą pokrywą, która nieznacznie przykrywa ziemię oraz gałęzie licznych drzew. Przez ten stosunkowo ponury teren spokojnym krokiem idzie Kurai trzymający w ręku dwa spore kremowobiałe króliki, które z pewnością nic już nie odczuwają, nawet chłodnego wiatru, który spowija okolicę.
Jednak z im neczanin jest bliżej obozu, tym jest głośniej i nie przyjemniej. Słychać krzyki, wyzwiska i bardzo ostre słowa, które zdecydowanie nie wróżą niczego dobrego.
Wkrótce oczom Kurai'a ukazało się źródło tego nieznośnego hałasu. Hachi i Kiazu nerwowo wyzywają się, jednocześnie wrzeszcząc. Po między nimi stoją Otachi i Rina, którzy za wszelka cenę próbują uspokoić szalejące rodzeństwo. Natomiast Diuna leży na masce tytana zaparkowanego blisko palącego się ogniska i przede wszystkim nie ingeruje w zaistniałą sytuację.
- POPAPRAŁO CIE! - krzyknął Hachi.
- MNIE!? CHYBA CIEBIE DEBILU JEDEN! - odkrzyknęła Kiazu.
- Ej....uspokójcie się … - wtrącił Otachi.
- Proszę przestańcie... - dodała Rina.
- PRZESTANE JAK TA IDIOTKA ZEJDZIE MI Z OCZU! - wykrzyknął Hachi.
Nagle w obozie rozległ się głośny, donośny i przenikliwy gwizd, który skutecznie zagłuszył kłócących się i zwrócił ich uwagę.
- Kurai … - stwierdziła niepewnie Rina.
- Ziom to ona zaczęła. - dodał Hachi.
- Nie prawda to on zaczął! - zaczęła bronić się Kiazu.
- Dobra starczy tego. - powiedział chłodno i stanowczo Kurai, odkładając królicze truchła na ziemię.
- Ej … psujesz widowisko … - powiedziała Diuna, dalej siedząca na masce pojazdu.
- Ale … - próbowali coś powiedzieć oboje kłócący się.
- Nie ma ale! - wtrącił stanowczo Kurai, a po chwili dopowiedział: - Wy dwoje idziecie ze mną. Reszta ma ogarnąć obóz.
- Tak jest … - odpowiedziało, mniej lub bardziej zgodnie neczańskie rodzeństwo.
Po chwili Kurai, Hachi i Kiazu udali się na stronę. Ognista neczanka wraz z bratem, idąc za przywódcą dość mocno przepychali się między sobą. Jednak gdy ten chociaż na sekundę się odwracał, z minią niewiniątek udawali, że nic nie robili.

************

-
Czasami w snach pytasz mnie czy to ścierwo nie żyje? Żyje ale już nie długo, jednak jestem pewien, że znajdę sposób abyś to Ty moja ukochana dokonała zemsty na tym, który śmiał Cię tam uwięzić...obiecuję Ci moja droga, że znajdę sposób aby Cię uwolnić! Nawet za cenę własnego życia! - rozmyślał Chifuin, popijając wieczorną herbatę.

************

Nieduży kanion, skąpany w pierwszym, srebrzystym blasku księżyca, o ciemno pomarańczowej barwie. Kiazu, Hachi i Kurai stoją tuż obok chwiejnego mostu prowadzącego na drugą stronę miejsca, które w świetle dnia, za pewne byłoby bardzo malownicze.
- Po co nas tutaj przyprowadziłeś? - spytała w końcu Kiazu.
- Dowiecie się jak przejdziecie na drugą stronę. - odpowiedział tajemniczo Kurai.
Neczańskie rodzeństwo niewiele myśląc pokornie i w ciszy weszło na bujający się most, który nie zachęcał do chodzenia po nim. Wkrótce oboje byli już bezpieczni po drugiej stronie kanionu, most za nimi, z hukiem runął w przepaść.
- Ej! On nie mógł się od tak zawalić! - powiedział Hachi, gwałtownie odwracając się.
- Masz rację, pomogłem mu. - stwierdził chłodno Kurai.
- I co tak nas tu zostawisz? - spytała poirytowana Kiazu.
- Tak. - odpowiedział bez emocjonalnie elektryczny neczanin.
- Weź Ziom, nie mam ochoty z nią spędzić ani minuty dłużej! - dodał Hachi.
- I vice versa łomie. - dopowiedziała Kiazu.
- To Wasz problem a nie mój. Macie do 8:00 dotrzeć do obozu. Jeśli tego nie zrobicie to ruszymy dalej bez Was. - powiedział Kurai, odchodząc.
- Nie no Ziom Ty tak na poważnie? - zapytał Hachi, a po chwili kiedy nie dostał żadnej odpowiedzi zaczął krzyczeć: - ZIOM! NIE RÓB MI TEGO! ZIOOOM!!
- KURAI!!!! - wrzasnęła w końcu Kiazu.
- Weź już się nie drzyj, on na nasze nieszczęście nie wróci …
- Powiedział ten co się nie darł …
- To Ty się drzesz nie ja!
- Ha ha ha … no Ty to normalnie szepczesz...

************


Nad rozległym jeziorem, skąpanym w gwieździstym niebie, na śnieżnej plaży, Otachi, Diuna, Rina i Kurai siedzą na kamieniach, przy cudownie iskrzącym się ognisku i kończą jeść kolację.
- Ziom naprawdę musiałeś ich tam zostawić? - spytał z zaciekawieniem Otachi.
- Tak. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Czyli zostajemy tu na kilka dni? - zapytała Diuna.
- Nie, rano o 8 z godnie z planem ruszamy dalej. - odparł Kurai.
- A co jak nie dotrą? - spytania zaniepokojona Rina.
- Ich problem a nie mój. Ich powrót jest przygotowany tak, że jeśli nie będą marnować czasu na kłótnie to bez problemu wrócą na czas. - odpowiedział Kurai.
- Są tak zaszczuci na siebie, że prędzej się pozabijają niż tu dotrą. - dodała Diuna.
- To będzie po problemie. - stwierdził Kurai, a następnie szybko dodał: - biorę wartę od 3:30 do 6:00, druga dłuższa warta przypada Tobie - Otachi, reszta bez zmian.
- Dobra Ziom, a w jakiej kolejności? - zapytał Otachi.
- Jak Wam wygodniej. - odpowiedział Kurai, po czym wstał i odszedł od ogniska.
- To jak już muszę to ja chce mieć pierwszą wartę. - powiedziała Diuna.
- Ja mogę wziąć środkową. - dodała Rina z uśmiechem.
- Dobra, mi to pasuje... w takim układzie czas się zbierać. - odparł Otachi wstając.
- Już odpadasz? Cienki jesteś. - powiedziała delikatnie złośliwie Diuna.
- Wolałbym nie zasypiać za kierownicą, zwłaszcza, że Hachi i Kiazu nie dadzą rady prowadzić po nocy. - odpowiedział spokojnie Otachi przeciągając się, a następnie odchodząc dopowiedział: - Dobrej nocy.
- Dobranoc Otachi. - powiedziała Rina z uśmiechem.