"Sian
- Niespodziewany sprzymierzeniec"
Niepostrzeżenie
nastał błogi ciemny ranek. Bromiańsko-neczański oddział przy
intensywnym żółto-czerwono-pomarańczowym ognisku, kończą jeść
smaczne aczkolwiek nie jakieś wykwintne śniadanie. Naburmuszony
kapitan siedzi na lodowym fotelu i z wrednym uśmiechem obserwuje
Skautiego, który cały czas spina się i bardzo mocno denerwuje się
samą jego obecnością. Hachi i Otachi wesoło się przekomarzają i
rywalizują o co smaczniejsze kąski. Kiazu próbuje zagadać
bromiańskiego zwiadowcę i wywołać uśmiech na jego twarzy.
Natomiast reszta w miarę spokojnie je śniadanie.
- Paskudne jedzenie z puszek, okropieństwo ... - narzekał kapitał.
- Paskudne jedzenie z puszek, okropieństwo ... - narzekał kapitał.
-
Nie musisz jeść jak Ci nie smakuje ... - odparła Diuna.
-
A ja chętnie zjem Twoją porcje ... - dodała entuzjastycznie Kiazu.
-
Ej! Ja też mam chrapkę na dokładkę. - dopowiedział Hachi z
uśmiechem.
-
O nie dokładkę po kapitanie zgarnę ja! - dodał radośnie Otachi.
-
Spadać! Ta porcja jest moja i Wam wara do niej! - odparł
niezadowolony kapitan.
-
O a jednak chcesz śniadanie? - odpowiedziała złośliwie Kiazu.
-
Nie chcę ale wole wyrzucić niż wam oddać swoją porcję. -
odpowiedział Uamuzi.
-
Jak wyrzucisz jedzenie, to do końca naszego pobytu w tych
podziemiach nie dostaniesz nawet okrucha . - wtrącił chłodno
Kurai.
-
Chyba żartujesz!? Nie zrobisz tego! - odparł nerwowo kapitan.
-
On nie zwykł żartować.... - wtrąciła Diuna.
-
Jeśli marnujesz jedzenie to oznacza, że go nie potrzebujesz ...
więc każdy kto wyrzuci jedzenie, nie będzie go dostawał ... -
odpowiedział lodowo Kurai.
W
tym momencie oburzony kapitan, przechylił swoją miskę z jedzeniem,
a następnie rzucił ja o ziemie tak aby cała jej zawartość wylała
się na betonową posadzkę, mówiąc:
-
Jasne jasne, tak tylko mówisz ...
-
Pożałujesz tego. - stwierdził lodowo Kurai, odkładając swoją
pustą miskę, następnie twardo z przeszywającym wzrokiem, dodał:
A teraz masz to posprzątać.
Obrażonego
kapitana przeszły zimne i nieprzyjemne ciarki, które szybko
rozeszły się po jego całym ciele. Jednak urażona duma Uamuzi, nie
pozwoliła mu tak łatwo się ugiąć, więc kapitan jednym szybkim
kopnięciem rozwalił swój lodowy fotel, który rozpadł się na
miliony kawałków które rozproszyły się po całym pomieszczeniu,
a następnie kapitan wyszedł z pokoju. Podczas spektakularnego
wyjścia Uamuzi, Kiazu jednym szybkim ruchem otoczyła swoich
przyjaciół ognistą barierą, która skutecznie nie przepuściła
żadnego lodowego odłamka.
-
Ojej ... ktoś ma urażoną dumę ... - stwierdziła Kiazu.
- Oszalał czy do końca mu odbiło? - spytała Diuna.
- Oszalał czy do końca mu odbiło? - spytała Diuna.
-
Chyba jedno i drugie .... - odparł Otachi.
-
E tam ... jak powiedziała Kiazu to tylko cierpiąca duma- dodał
Hachi.
-
Kurai ... Ty rzeczywiście chcesz głodzić kapitana? - wtrącił
Skauti.
-
Jak już mówiłam on nie zwykł żartować. - odpowiedziała Diuna.
-
Skoro nie szanuje jedzenia to nie będzie go miał. - odpowiedział
chłodno Kurai.
-
Brutalne podejście ... - stwierdził Skauti.
-
Twarde, jednak słuszne.
- wtrącił generał w słuchawkach, a następnie dodał:
- Tylko uważaj aby nie zginął.
-
Jak sobie życzysz... - odpowiedział chłodno Kurai.
-
Pamiętacie o dojściu do szpitala? -
spytał Rudy.
-
Tak, pamiętamy ... - odparła Kiazu.
-
Już mamy nie daleko ... - dodał Hachi.
-
Dobrze, Dae Cheetah nadal odprawia rytuał który
jeszcze ma potrwać. Oddział ratowniczy czeka na w gotowości. -
odparł Rudy.
-
Szanowny generale, po jaką cholerę nam ten szpital skoro już
możemy wyjść z tego miejsca i zapomnieć o nim? - wtrącił
Uamuzi.
--
To bardzo proste kapitanie, po pierwsze znajdziecie tam odporność i
lekarstwo na "jad" Pisaca a po dwa z racji tego, że w tej
chwili Pisaca podążają za wami w głąb podziemi to w ogóle nie
podążają ku otwartej bramie... A to sprawia, że wszystkie
wygłodniałe Pisaca pozostaną w podziemiach .... a nie spokojnie
wyjdą przez niechronione wyjście aby rozpierzchnąć się po całym
świecie szerząc śmierć ... - dopowiedział
spokojnie Generał.
-
Czyli jesteśmy przynętą, która zapewnia ochronę wszystkim na
zewnątrz? - spytała Diuna.
-
Dokładnie. -
odpowiedział neczański dowódca, po czym dodał: -
Przynęta to bardzo odważna i odpowiedzialna rola ... dajcie z
siebie wszystko, nie pozwólcie się zjeść oraz dbajcie o to aby to
głód prowadził Pisaca a nie rozsądek!
-
Tak jest! - odparło zgodnie i entuzjastycznie większość
wojowników.
************
Mocno
zmęczeni władcy, po całonocnym konwersowaniu, nadal ze sobą
przebywają, chociaż mają już serdecznie dosyć swojej obecności,
ich słowa oraz cięte języki jakby straciły na swojej niesamowitej
mocy, jednak to wcale nie ułatwiało rozmów, tylko coraz bardziej
je utrudniało.
-
Ambasadorze, obiecuję, że wyciągnę daleko idące konsekwencje,
lecz najpierw przeprowadzę dodatkowe śledztwo po wyjściu oddziału,
aby zobaczyć czy nie zostanie rzucone nowe światło na tą sprawę.
- stwierdził od niechcenia Elinar, a następnie dodał: - Chociaż
dowody które już mamy, są doskonałymi i mocnymi argumentami.
-
Wychodku nie czaruj swoją dyplomacją bo co to zupełnie nie
wychodzi ... - odparła mocno znudzona Sansha.
-
Oj już cicho siedź sucha gąbko! - odparł Elinar.
-
Moi drodzy, nie zaczynajcie od nowa. Na chwilę obecną doszliśmy do
konsensusu, że Król Elinar wycofuje swoją skargę na neczańskiego
Generała, a królowa Sansha przestaje publicznie obrażać króla. -
wtrącił Ankara.
-
Tak Panie, dokładnie tak jest. - odpowiedział pokornie Elinar.
-
Oczywiście panie... - dodała Królowa ledwie powstrzymując się od
ziewania.
-
Skoro mamy porozumienie, to nadszedł najwyższy czas aby zakończyć
nasze spotkanie i udać się na założony spoczynek. - stwierdził
ambasador.
- Dobrze mówisz Panie... to ja wszystkich żegnam ... dobranoc - odpowiedziała Królowa, wychodząc z pomieszczenia i nie czekając na odpowiedź.
- Dobrze mówisz Panie... to ja wszystkich żegnam ... dobranoc - odpowiedziała Królowa, wychodząc z pomieszczenia i nie czekając na odpowiedź.
-
Dobranoc Ambasadorze i dziękuję za poświęcony nacz czas. -
stwierdził Elinar, po czym dodał: -Dobranoc książę.
-
Dobranoc. - odparli zgodnie pozostali władcy.
W ten Król nieznacznie pokłonił się i wyszedł z komnaty, natomiast Volaure powiedział:
W ten Król nieznacznie pokłonił się i wyszedł z komnaty, natomiast Volaure powiedział:
-
Drogi Ambasadorze jeśli pozwolisz to chciałbym Ci zając jeszcze
chwilę.
-
Dobrze, zatem słucham. - odpowiedział Ankara.
-
Panie, chciałbym zabrać bromiańskiego zwiadowce, oczywiście pod
warunkiem, że wyjdzie z podziemi, na Zekeren na szkolenie zwiadowcze
....
W
tym momencie ambasador zdjął z twarzy swoją maskę i spokojnie
powiedział:
-
Volaure, wszyscy dobrze wiemy, że najlepsze wojskowe szkolenia robią
ludzie króla Ashga, więc jestem przekonany, że nie chodzi o
szkolenie...
-
Hmmm... w sumie chodzi o coś w rodzaju "szkolenia" ....
-
Co masz na myśli drogi książę? Czyżbyś chciał go zabrać na
Zekeren aby uchronić jego życie przed zemstą kapitana Uamuzi?
-
To też ...
- Przyznam, że rozmawiałem już Królem Elinarem, o przeniesieniu tego bromiańczyka do pewnej drużyny zwiadowczej i się zgodził, więc o jego życie nie musisz się obawiać...
- Przyznam, że rozmawiałem już Królem Elinarem, o przeniesieniu tego bromiańczyka do pewnej drużyny zwiadowczej i się zgodził, więc o jego życie nie musisz się obawiać...
-
Spoko, ale jest jeszcze jedna spawa ... i bardzo chciałbym mieć go
u siebie na Zekeren ....
-
Powiesz mi coś więcej?
- Wybacz Anki kierują mną jeszcze inne powody, jednak to bardzo delikatna i poufna sprawa i nie powinienem o niej rozmawiać bez wiedzy bromiańskiego zwiadowcy.... Jedyne co Ci mogę powiedzieć to to, że Brat poprosił mnie abym się nim zaopiekował z pewnych znaczących i bardzo ważnych powodów ....
- Wybacz Anki kierują mną jeszcze inne powody, jednak to bardzo delikatna i poufna sprawa i nie powinienem o niej rozmawiać bez wiedzy bromiańskiego zwiadowcy.... Jedyne co Ci mogę powiedzieć to to, że Brat poprosił mnie abym się nim zaopiekował z pewnych znaczących i bardzo ważnych powodów ....
-
Hmmm.... Bardzo ważnych powodów mówisz ...
-
Tak ... sory Anki z całym szacunkiem do Ciebie ... ten dzieciak
potrzebuje nazwijmy to mentora ... tudzież nauczyciela i bardzo bym
prosił aby po misji trafił do mnie na Zekeren ...
-
Mam wrażenie, że moje myśli zaczynają dożyć ku widzeniu powodów
targających Tobą ... dobrze porozmawiam z Elinarem na ten temat i o
ile Król Bromano się zgodzi to ten młody zwiadowca trafi na
Zekeren.
-
Dziękuję Anki.
-
Proszę, nie dziękuj jeszcze ... zobaczymy jak na to zapatrzy się
Elinar ...
************
Bromiańsko-neczański
oddział przekrada się ciemnymi uliczkami budowanego osiedla.
Oburzony i pogrążony w odmętach swoich myśli, kapitan z mocno
urażoną dumą od niechcenia podąża za resztą rozmawiających ze
sobą towarzyszy.
-
Czy ktoś wie co się stało? - spytał Skauti.
-
Dorze wiesz, Kurai porozmawiał z kapitanem i ten posprzątał po
sobie... - odpowiedziała Kiazu.
-
Widać korona mu przy tym z tyłka spadła i stąd jego dąsanie się
.. - dodała Diuna.
-
Spoko... to wiem ...ale jak tego dokonał? W końcu kapitan jest
oficerem dowodzącym... - dopytywał się Skauti.
-
To właśnie sprawia, że nie chcę wiedzieć co Kurai z nim zrobił
... - odparł Hachi.
-
Wiecie dzieciaki, nie ranga oficerska czyni z istoty dowódcę...
Widzicie dobrym przywódcą jest ten kto ma autorytet, charyzmę,
inteligencję ... cieszy się szacunkiem i zaufaniem oraz potrafi
pociągnąć za sobą drużynę i to bez względu na okoliczności, a
do tego nie potrzeba rangi ... -
wtrącił spokojnie neczański generał, a następnie dodał: -
A z moich obserwacji wynika, że Kurai posiada te cechy i doskonale
wie na ile może sobie pozwolić, więc zdominowanie Uamuzi musiało
prędzej czy później nastąpić... chociaż z twardym charakterem
kapitana nie będzie to trwało cały czas, jednak myślę, że Kurai
prędzej czy później postawi na swoim.
-
Rozumiem, takie starcie charakterów, gdzie wygrywa silniejszy, ale
mimo wszystko nikt nie ustępuje? - stwierdził Skauti.
-
Dokładnie ... - odpowiedział Rudy.
W
tym samym czasie Kiazu chłodnym spojrzeniem obserwuje obrażonego
kapitana, Hachi i Otachi przekomarzają się miedzy sobą. Natomiast
Diuna, uporacie bawi się swoją komórka i próbując coś zrobić
delikatnie się irytuje.
-
Diuna co robisz? - spytała zaciekawiona Rina.
-
Próbuję połączyć się z "Adlika"... ale internet raz
działa raz nie ... - odparła Diuna.
-
Hmm... to ten portal społecznościowy?
- Tak …
- Myślałam, że go nie lubisz?
- Tak …
- Myślałam, że go nie lubisz?
-
Heh ... bo nie lubię ... ale Hachi nie wylogował się z mojego
telefonu i próbuję dać mu "lekcję" aby się wylogowywać
...
-
Rozumiem ...
-
I co chcesz mu zmienić zdjęcie profilowe na jakiegoś
dalmatyńczyka? - wtrąciła Kiazu.
-
Mniej więcej tak, ale mam znacznie lepsze zdjęcie niż zdjęcie
jakiegoś psa w ciapki. - odpowiedziała złośliwie Diuna.
-
Chętnie zobaczę. - odparła entuzjastycznie Kiazu.
-
Heh ... no dobra ale nic im nie mówcie, bo chce aby Hachi miał
niespodziankę ... o ile uda mi się połączyć... - odpowiedziała
Diuna, a następnie pokazała siostrom zdjęcie na którym Hachi i
Otachi śpią obejmując bromiańskiego zwiadowcę.
-
Jakie słodkie zdjęcie, prześlesz mi je? - stwierdziła Kiazu.
-
Spoko, Rina Ty też chcesz? - odparła Diuna.
-
Bardzo słodko spali ... poproszę ... - odpowiedziała Rina, a
następnie nieśmiało dodała: - Tylko, że publikacja tego zdjęcia
nie tylko dołoży Hachiemu ... ale również Otachiemu i Skautiemu
...
-
Oj tam ... Najbardziej to uderzy w Hachiego, a Skautiego i tak nikt
nie zna ... - odparła Diuna.
-
Nie byłabym taka pewna, Hachi na "Adlika" ma w znajomych
Skautiego, więc on i jego znajomi tez je zobaczą ... - stwierdziła
Kiazu, a następnie dodała: - Znajdź inne zdjęcie, wiesz
dokuczanie Hachiemu i Otachiemu to jedno, ale mieszanie w to osób
trzecich to już nie jest zabawa...
-
Hmm... W sumie ... no dobra masz rację ... ale przyznaj, że plan
był genialny! - stwierdziła niezadowolona Diuna.
-
Ba pomysł był godny mistrza. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
-
Co tam knujecie? - wtrącił Hachi opierając się na ramionach Diuny
i Kiazu.
-
A nic.. - odparła Diuna z wrednym uśmieszkiem.
-
Ej, czy to nie mój Adlik? - spytał zaintrygowany i zaniepokojony
Hachi.
-
Ależ skąd ... zdawało Ci się ... - odpowiedziała Kiazu.
-
Dziewczyny, co wy knujecie? - dopytywał się twardo Hachi.
-
My nic, podziwiamy jedynie Twoje zdjęcie profilowe ... - odparła
Diuna z wrednym uśmiechem.
-
Moje zdjęcie? Przecież mam zdjęcie, że ślubu Ery i Sachinera,
widziałyście je przecież... - odpowiedział pewnie Hachi.
-
Jesteś pewien. - odparła z uśmiechem Diuna.
-
Ej... tylko mi nie mów, że je wrzuciłaś ... - wtrąciła
Kiazu.
-
Ja? ja nic nie wrzucałam, w końcu to zdjęcie profilowe Hachiego a
nie moje. - kontynuowała Diuna wrednie szczerząc kły.
W
tym momencie Hachi odpalił swój telefon, po dłuższej chwili
połączył się z siecią i zalogował się na swoje konto na
"Adlika", następnie szybko zajrzał na swoje zdjęcie
profilowe. W ten oczy Hachiego zrobiły się ogromne, a ziemny
neczanin wrzasnął:
-
ŻE CO!
-
O Dziewczyny patrzcie ile polubień ... - stwierdziła spokojnie
Diuna pokazując Kiazu i Rinie, nowe zdjęcie profilowe brata.
Po
chwili Otachi, który zainteresował się zamieszaniem, oraz neczanki
zobaczyli słodkiego szczeniaka dalmatyńczyka, otoczonego kolorowymi
serduszkami z napisem "Kocham Dalmatyńczyki".
-
Słodkie i bardzo w Twoim stylu Hachi. - skomentowała ironicznie
Kiazu przybijając "piątkę" z siostrą.
-
TY WREDOTO! - złościł się Hachi.
-
O kurka Bro, będziesz musiał go znosić przez 2 tygodnie ... -
stwierdził Otachi.
-
Tylko dwa tygodnie? Myślałam, że nadal jest miesięczny limit
zmieniania zdjęcia profilowego. - odparła Diuna.
-
Też mi pocieszenie... - stwierdził Hachi, a następnie unosząc się
i podchodząc do Diuny, dodał: - Normalnie CIĘ ZABIJĘ I TO NA
ŚMIERĆ!! A TERAZ POŻEGNAJ SIĘ Z ŻYCIEM!
-
Hachi, daj spokój... - wtrącił chłodno i twardo Kurai.
-
ALE ZIOM! - odparł Hachi.
W
tym momencie Kurai podszedł do przyjaciela i powiedział mu coś na
ucho,a na twarzy Hachiego wymalował się piękny złośliwy uśmiech
a oczy błysnęły,
-
Dobra Ziom. - powiedział Hachi odchodząc od siostry, a następnie
dodał: - Nie będę się teraz zniżać do Twojego poziomu, ale
jeszcze pożałujesz.
-
Jasne, jasne ... ja w przeciwieństwie do Ciebie jestem ostrożna. -
odparła Diuna.
-Jeszcze
zobaczymy. - odparł Hachi z wrednym uśmiechem i wkładając
słuchawką z muzyką do lewego ucha.
************
-
Papierosek, kawa i zabawa długopisem .... denerwujesz się czymś? -
spytał z zainteresowaniem Moyoshi, uważnie obserwujący swojego
przełożonego.
-
Kurai i Uamuzi coraz bardziej skaczą sobie do gardeł. - odparł
generał.
-
Niech zgadnę, ziemia zatrzęsła
sie w posadach, a wrota do piekieł otworzyły się?
-
Jeszcze nie ale wszystko jest na najlepszej drodze, aby tak się
stało...
-
Zamówić popcorn i gazowane napoje?
-
Jasne .. tylko niech się wyrobią na porę kolacji ...
-
Spoko to da się załatwić ... - stwierdził z uśmiechem Moyoshi, a
następnie dodał: - Aż tak kolorowo w oddziale?
-
Kolorowo to będzie przy kolacji, dobra mniejsza o to ... powiedz mi
co się dzieje na froncie?
-
W niektórych rejonach napotykamy już na wrogie jednostki, głównie
zwiadowcy i słabe odziały patrolujące. Aha, dochodzą do nas
słuchy, że maszyny bojowe niebawem będą gotowe do odbioru.
-
Super!
-
Tak tylko trzeba będzie je przyprowadzić aż z rejonu G58, który
jest głęboko na neutralnym terenie pod górami...
-
Spoko wiem o tym, i nawet wiem kogo tam wyślę.
-
O nie Ziom, na mnie nie licz, ja wiem, że jestem opanowany i w ogóle
ale dobrze wierz, że mechanicy działają mi na nerwy.
W
ten do generalskiego namiotu wparował Amis, mówiąc:
-
Generale, posłaniec z rozkazami przybył.
-
Dawaj go tu!
W
tym momencie do namiotu wszedł młody chłopak ubrany w granatowy
T-shirt i niebieskie jeansy. Dodatkowo na głowie ma czarną czapkę
z daszkiem, i czarna torbę przewieszoną przez ramię.
-
Posłaniec 323NN, posłusznie melduje swoje przybycie. - stwierdził
przybysz salutując i pokazując swoją unikalną odznakę, a
następnie wręczając papierowy rozkaz, ozdobiony czerwoną
pieczęcią z sygnetu bromiańskiego Króla, powiedział: - Panie
Generale o to rozkazy.
Neczański
generał wziął pergamin do ręki, złamał pieczęć i od razu
zaczął czytać przybyłe pismo.
-Dziękuję,
możesz odejść.. - rozkazał generał, a następnie dodał: - Amis,
załatw posiłek dla posłańca i miejsce do odpoczynku.
-
Tak jest! - odparł kapitan.
-
Dziękuję Generale. - wtrącił posłaniec.
Następnie
kapitan, w raz z przybyszem wyszli,a Moyoshi spytał:
-
Co tam mówią rozkazy?
-
Przyjacielu, same dobre wieści. Król Elinar obecnie odstąpił od
ukarania mnie, oraz mam rozkaz wysłania po misji Skautiego na
Zekeren.
-
Świetnie! - ucieszył się Moyoshi a następnie dodał: - Zwiadowca
na Zekeren? Jesteś pewien, że nie do Króla Ashga?
-
Jestem pewien, to dziwnie zabrzmi ale w skrócie Król Elinar nie
chce Skautiego w swojej armii i oddaje go do Zekereńskiej armii "bo
tam przyda się bardziej niż na froncie" ...
-
To, rzeczywiście dziwne podejście, ale król Elinar zapewne chce
mieć spokój w swojej armii...
-
Dokładnie ... zwykły szeregowy donoszący na swojego przełożonego
będzie "nie mile" odebrany wśród innych wojskowych,
którzy bez względu na to czyja była racja ...i tak będą wiedzieć swoje ...
-
Heh ... w takim wypadku rzeczywiście lepiej go odizolować od
żołnierzy, a Zekeren to lepsze rozwiązanie niż wyrzucenie z
armii, za wystąpienie przeciwko dowódcy...
-
Owszem, ma chłopak szczęście i dobrego anioła stróża, bo znając
nerwowość Króla i plecy kapitana to zwiadowca powinien z hukiem
wylecieć z armii.
-
Jak nie zginąć na stosie ...
-
O to to ... masz dobry tok rozumowania....
-
Hmm.... więc wychodzi na to, że zsyłka na Zekeren i zmienienie
armii to w sumie najlepsza rzecz jaka może go spotkać po wyjściu.
-
Taaa... tylko nie informuj o tym oddziału, na chwilę obecną
kapitan nie musi o tym wiedzieć.
-
Tak jest! …
- Amis tez ma o tym z nikim nie rozmawiać, na chwile obecną ten meldunek zostaje między nami! Jeśli informacja o przeniesieniu Zwiadowcy i mojego uniewinnienia wypłynie z tego namiotu to obaj tego pożałujecie!
- Amis tez ma o tym z nikim nie rozmawiać, na chwile obecną ten meldunek zostaje między nami! Jeśli informacja o przeniesieniu Zwiadowcy i mojego uniewinnienia wypłynie z tego namiotu to obaj tego pożałujecie!
-
Rozkaz! Pewnie, że rozumiem ... nie znoszę jak mówisz coś
śmiertelnie poważnie, bo wtedy nie wiem czy się bać czy wiać ...
ale przynajmniej wiem, że rozkaz jest świętością.
************
Po
paru godzinach przemykania się w ciemnościach przez budowane
osiedle, kapitan zaczął marudzić, narzekać i jednocześnie
opóźniać tempo marszu.
-
Żądam przerwy i jedzenia. - marudził Uamuzi.
-
Przerwa będzie dopiero wieczorem, a Tobie jedzenie się nie należy.
- odpowiedział spokojnie i twardo Kurai.
-
Nie interesuje mnie to, ja żądam! - kontynuował kapitan, jednak
elektryczny neczanin przestał się odzywać i spokojnie prowadził
oddział dalej, ale Uamuzi nie ustępował: - Nie możesz mnie
głodzić, ja żądam przyzwoitego posiłku, inaczej napiszę na
Ciebie oficjalną skargę do samego ambasadora Ankary!
-
Gash, czy możesz się w końcu przymknąć! - wtrąciła stanowczo
poirytowana Kiazu.
-
Taka zwykła lafirynda z okładek nie będzie mną rządzić! -
odparł kapitan.
-
Że co? Jak śmiałeś mnie tak nazwać! - odparła Kiazu.
-
No to facet ma przerąbane ... - stwierdził Otachi.
-
Stawiam dwie tabliczki czekolady, że Kurai zaraz wkroczy między
nich. - odparła Diuna.
-
Dorzuć paczkę ciastek i stoi. - odpowiedział Otachi z uśmiechem.
-
Dobra to Ty stawiasz, że Kiazu się wyżyje, a ja że Kurai im
przeszkodzi? - dopytała się Diuna.
-
Dokładnie! - odparł radośnie Otachi.
W
tym samym czasie słowna kłótnia między iskrzącym się kapitanem
a rozpalającą się Kiazu coraz bardziej nabierała na sile i
agresywności. Żadne z nich nie ma zamiaru ustąpić.
-
Wracaj, do nic nie robienia Ty pusta lafiryndo i wracaj do okładek!
A wojskowość zostaw profesjonalistom! - nakręcał się Uamuzi.
-
AHA, że niby Tobie? Jestem lepszym wojownikiem niż Ty wychodku! -
odpysknęła Kiazu.
-
Kiazu .... - wtrącił chłodno Kurai.
-
No to słodkości będą moje - stwierdziła
Diuna zacierając ręce.
-
Nie Kurai, nie uspokoję się! - stwierdziła nerwowo Kiazu,
przerywając wypowiedź dowódcy.
-
KIAZU MILCZ!- kontynuował jeszcze bardziej stanowczo Kurai.
Ognista
neczanka zacisnęła pięści i chociaż wszystko w niej aż się
gotowało to bardzo niechętnie przestała się odzywać.
-
Znaj swoje miejsce szm...
-
Kiazu, baw się dobrze .... - wtrącił chłodno Kurai, przerywając
wypowiedź kapitana.
-
Co powiedziałeś? ... - spytała niedowierzająca Kiazu
-
Kiazu, rób co chcesz daję Ci wolną rękę, tylko go nie zabij. -
odparł spokojnie Kurai.
W
tym momencie bystre oczy Kiazu zabłysły ekscytacji a jej całe
ciało zapłonęło, intensywnym czerwono-żółto-pomarańczowym
płomieniem. Natomiast twarz kapitana zbladła, a jego oczy zrobiły
się ogromne i niedowierzające.
-
Jak to? Jakim prawem jej na to pozwalasz?!!!- spytał zaskoczony
Uamuzi przywdziewając lodową zbroję.
-
Swoim prawem ... - stwierdził Kurai, ignorując pytanie kapitana.
-
Ha a jednak słodkości są moje! - stwierdził radośnie i
entuzjastycznie Hachi.
************
Dudniące,
drobne, krople deszczu rytmicznie uderzają o topik generalskiego
namiotu, w którym Rudy korzystając z chwili spokoju po raz kolejny
próbuje złapać kilka minut, energetycznego i relaksującego snu.
Przy radiu zasiada kapitan Amis, który mimo odgłosów starcia, nie
ma zamiaru obudzić swojego dowódcy, ponieważ uważa, że na chwile
obecną wszystko jest pod kontrolą i nie ma takiej potrzeby aby mu
przeszkadzać.
************
Intensywne
i zaciekłe starcie miedzy ognistą neczanką a lodowym
bromiańczykiem, trwa w najlepsze. Kilka najbliższych budynków
zostało doszczętnie zburzonych, a odgłosy starcia doskonale
roznoszą się po całych podziemiach.
-
Przepraszam, ale czemu pozwalamy im na to starcie? - spytał
dociekliwie Skauti.
-
Jesteśmy przynętą tak? A od dłuższego czasu, nie widzieliśmy
żadnego Pisaca, więc najwyższa pora to zmienić ... - odpowiedział
spokojnie Kurai.
-
A taki hałas na pewno ściągnie Wam
zainteresowanych krwiopijców. - dopowiedział generał, a
następnie dodał: - Dodatkowo ta sytuacja pozwoli
rozładować napięcie w drużynie.
-
Brzmi nieźle ... ale co jak Pisaca tu przyjdą? - spytała
dociekliwie Diuna.
-
Hmm... pewnie ucieczka ... - odpowiedział Hachi.
W
tym samym czasie płonąca Kiazu wykonuje szybkie ataki, które z
niezwykłą precyzją trafiają w lodową i błyszczącą zbroje
kapitana, który jest wyraźnie zaskoczony stylem walki ognistej
neczanki. Wkrótce Hachi, Diuna i Otachi zaczęli entuzjastycznie
kibicować swojej siostrze.
-
Dawaj Kiazu! - krzyczał Hachi.
-
Brawo tylko tak dalej! - dodał Otachi.
Wielkie
emocje udzieliły się nawet bromiańskiemu zwiadowcy i Rinie,
natomiast niewzruszony Kurai stał oparty o chłodną, betonową
ścianę, z rękami w kieszeniach i bez emocjonalnie oglądał
starcie.
-
Kurai, nie porywa Cię to fascynujące starcie? - spytał Skauti, a
następnie dodał: - Kapitan jeszcze nie pokazał wszystkiego ...
chociaż dawno go tak zmęczonego nie widziałem ...
-
Wiem, ale w tym momencie emocje są zbyteczne... - odpowiedział
chłodno Kurai.
-
Nie przejmuj się Ziom, jego praktycznie nic nie rusza ...- dodał
Hachi.
-
A jego chłód i bez emocjonalność zmroziły już nie jednego. -
dopowiedział Otachi.
-
Ale coś co muszę przyznać ... nawet z ciężkim bólem muszę to
przyzna znać ... to, to, że jego lodowatość podkręca na
przykład jego zdolność do obserwacji i oceny sytuacji .. -
zaznaczyła Diuna.
-
Hmm... pewnie ciężko do tego przywyknąć? - spytał Skauti.
-
Nie .. Wbrew pozorom Ziom do tego da się przywyknąć. -
odpowiedział Otachi.
-
Rozumiem ... jednak mnie nadal przechodzą ciarki ... - odparł
zwiadowca.
-
Ej ... a gdzie Rina? - spytał nagle Otachi rozglądając się i
odrywając się od pasjonującego starcia.
-
Wypadło mi z głowy ... - stwierdziła Diuna, po czym dodała: -
Poszła na stronę ...
-
A to luz ... - stwierdził Otachi.
W
tym momencie ogromna lodowa kula rozbiła tuż pod nogami
obserwatorów starcia.
-
TY ŚLEPOTO TU JESTEM! - upominała się Kiazu szykując się do
kolejnego szybkiego ataku, który sprawia nie lada problemy
zdyszanemu i zastałemu kapitanowi.
-
TO SIĘ NIE RUSZAJ, LARWO! - odparł sapiący Uamuzi.
-
Jeszcze czego! - odparła zdeterminowana i nieco spokojniejsza Kiazu,
wystrzeliwując kolejną ognistą kulę, w intensywnych płomiennych
kolorach. Nagle miedzy dwójką walczących pojawił się Kurai,
który mgnieniu oka odbił wielką ognistą,
czerwono-pomarańczowo-żółtą kulę i swoim ciałem zasłonił
duszącego kapitana, który w tym momencie zmęczony usiadł na
ziemi.
-Ej!
Dlaczego się wtrącasz? - spytała Kiazu.
-
Starczy na dzisiaj... - odpowiedział chłodno
Kurai.
W
ten odgłosy walki ucichły, a do uszu wojowników dotarł wysoki,
przeraźliwy i mrożący krew w żyłach, wygłodniały skowyt, który
z każdą sekundą wydawał się być coraz bliżej i bliżej.
-
Pisaca się zbliżają ... - stwierdziła mimochodem Diuna.
-
No dobra, to dobry motyw aby zakończyć starcie ... - stwierdziła
Kiazu, uspokajając się.
-
Hmm... jak widać plan zadziałał ... - stwierdził Hachi.
-
Uamuzi ruszaj się! - stwierdził stanowczo Kurai.
-
Wal się .. jestem zmęczony ... - odpowiedział arogancko Uamuzi.
-
Ty ...
-
Kiazu, daj już spokój ... - wtrącił chłodno Kurai, a następnie
spokojnie dodał: - Skoro kapitan chce się stać pożywką dla
Pisaca to jego sprawa ...
-
Chcesz mnie tu zostawić?! - protestował Uamuzi.
-Chyba
jasno się wyraziłem... - odpowiedział elektryczny neczanin.
-
Nie możesz! - pyskował kapitan.
-
Słuchaj marnujesz nasz czas .... Masz wybór, albo ruszasz swoje
cztery litery albo zostajesz posiłkiem dla Pisaca ... - kontynuował
chłodno Kurai odchodząc.
W
tym momencie wraz z elektrycznym neczaninem odeszła reszta oddziału,
dzięki czemu bromiański został sam w zgliszczach betonowych
budynków. Nagle przerażający skowyt, łapczywych i wygłodniałych
bestii przeszył okolicę. Był on tak głośny i donośny, że
bromiański kapitan, zadrżał ze strachu, a następnie szybko
podniósł się z ziemi i wołając:
-
EJ! CZEKAJCIE!
Bardzo
pośpiesznie i udał się za resztą oddziału, którego część
mimochodem naśmiewała się pod nosem.
-
Dziewczyny spokój! Na dzisiaj koniec... - stwierdził twardo i
chłodno Kurai.
-
Spoko, nie moja wina, że kapitan wygląda śmiesznie z potarganą
grzywką. - odparła Kiazu.
-
Niech będzie. - dodała Diuna przewracając oczami.
-
Hehehe ... no dziewczyny mają rację. Potargany Uamuzi
wygląda jak niedorobiony rockman. - dodał pod nosem Hachi.
-
Powiedziałem dość! - odparł twardo Kurai, nie unosząc przy tym
tonu głosu.
-
Luz Ziom ... już przestajemy ... - odpowiedział Hachi.
-
A co z Riną? - wtrącił Otachi.
-
Zgarniemy ją po drodze ... - odpowiedział chłodno Kurai.
************
Rina
załatwiła swoją potrzebę w surowej, chłodnej betonowej ubikacji
w jednym z niedokończonych budynków. Głuche puste pomieszczenia
przeszywane jedynie przez odgłosy zbliżających się wygłodniałych
Pisaca, zdają się tonąc w grozie i mroku. Wodna neczanka niepewnie
porusza się po nieznanym domu. Nagle wystraszona Rina usłyszała
rozpaczliwy skowyt, który zdawał się być wystraszonym piskiem
małego zwierzęcia niżeli groźnym wyciem Pisaca. Dziewczynę
bardzo zaintrygowały te odgłosy, więc wręcz z dziecięcą
ciekawością rozglądała się po straszliwym, mrocznym i lodowatym
budynku. W ten jakiś bliżej nie określony cień z ogromną
szybkością przebiegł przez jeden z pokoi na parterze domostwa.
Wodna neczanka niepewnie i z duszą na ramieniu udała się w
kierunku, w którym udał się nieznany obiekt. Z każda sekunda i z
każdym kolejnym niepewnym krokiem, wystraszone serce neczanki biło
oraz mocniej i mocniej. Nagle oczom dziewczyny ukazała się mała
czarna, piszcząca kulka, wtulona w jeden z zimnych rogów
pomieszczenia. Rina ukucnęła, wyciągnęła przyjaźnie prawą dłoń
i przyjaznym głosikiem powiedziała:
-
Hej maluszku ... nie bój się ... wszystko jest w porządku ...
Z
każdym kolejnym słowem wodna neczanka ostrożnymi kroczkami,
podchodziła coraz bliżej wystraszonej czarnej kulki. Po dłuższej
chwili trzęsące się stworzonko doczołgało się do Riny,
ostrożnie obwąchując jej dłoń i nie zdradzając swoich
kształtów.
-
No już słodziaku.... spokojnie ... o jej .. jaki Ty jesteś
przyjemny w dotyku ... czuję, że masz wspaniałe mięciutkie
futerko ...
W
ten w korytarzy pojawiło się światło, a neczanka usłyszała
wołanie:
-
Ivo! .... Ivo gdzie jesteś? ...
Jednak
wystraszony zwierzak nawet nie drgnął, tylko zaczął nieznacznie
piszczeć.
-
Tu jest! - odparła odruchowo, bez zastanowienia Rina, biorąc
zwierzaka na ręce.
Nie
trzeba było długo czekać, aby dało się usłyszeć tupot, na
betonowej podłodze. Nagle do pokoju w którym znajdowała się Rina
wpadło intensywne, mocne, białe światło od latarki i rozległ się
pretensjonalny głos.
-
Kim jesteś!?
-
Mam na imię Rina ... i jestem neczanką ... - odpowiedziała drżącym
głosem dziewczyna, jednocześnie zapominając, że osoba z którą
rozmawia może być głodnym Pisaca.
-
Co robisz z Ivo?
-
Był wystraszony ... chciała dodać mu otuchy ... - stwierdziła
oślepiona Rina puszczają zwierzaka na ziemię, który nawet nie
drgnął.
-
Dobra wierze Ci ... - odparła tajemnicza postać, przesuwając
światło latarki, tak aby przestało oślepiać, a następnie
podchodząc do neczanki i biorąc swojego zwierzaka,stojącego za
nią, dodała: - Jestem Sian i przepraszam za Ivo ... on jest
strachliwy..
-
Miło Cię poznać ... a Ivo nie sprawiał kłopotów ... -
odpowiedziała Rina z uśmiechem.
W
tym momencie wodna neczanka zobaczyła, że wystraszone puchate
stworzenie jest czarnym, puchatym psem o lisiej
głowie, wysoko położonymi, trójkątnymi uszami oraz zawiniętym
na grzbiet, rozłożystym ogonem.
-
Jest bardzo słodziutki .... - powiedziała neczanka z uśmiechem i
głaszcząc zwierzaka.
-
Dzięki ... ale jest strasznie płochliwy ... i nie ufny wobec obcych
więc jestem bardzo zaskoczona, że w ogolę dał ci się dotknąć
... - odparła tajemnicza postać, nie oświetlona przez światło
latarki,a następnie dodała: - Widać masz coś w sobie co przyciąga
zwierzęta ... w sumie masz u mnie przysługę za zaopiekowanie się
Ivo.
-
Spoko ... nie ma sprawy ... - odpowiedziała przyjaźnie Rina z
uśmiechem.
Nagle
rozległo się głośne, znajome wołanie:
- RINA JESTEŚ TU!?
- RINA JESTEŚ TU!?
-
TAK! Już idę ... - odpowiedziała neczanka, a następnie dodała: -
Przepraszam to moi przyjaciele ... muszę już iść ...
-
Spoko ... - odparła tajemnicza postać.
-
Na razie ... - stwierdziła Rina z uśmiechem, po czym pośpiesznie
wybiegła z domu.
Wkrótce
Rina była już z swoim oddziałem, oświetlonym przez kilka
świetlików Diuny.
-
Nie śpieszyłaś się ... - stwierdziła Diuna.
-
Przepraszam ... tak jakoś wyszło ...
W
ten rozległ się głośny, irytujący, przypominający brzęczenie
komara krzyk:
-
KRWIIIIIIIIIIIIIIII!
-
O cho ... najwyższa pora się stąd wynosić ... - stwierdził
Hachi.
-
Racja bro ... - dodał Otachi.