niedziela, 28 maja 2017

Epizod 223



"DSR 1.1 Alfa"


Spora, przestronna, mocno doświetlona sala treningowa o dużych oknach, gładkich czerwono-szarych ścianach oraz błyszczącej brązowej podłodze. Po prawo od wejścia znajdują się czarne przesuwane drzwi oraz metalowe półki wypełnione dużymi niebieskimi piłkami. Natomiast po lewo od wejścia znajdują się ogromne lustra, które szczętnie zajmują całą ścianę. Nagle do pomieszczenia weszło sześć dziewczyn. Pierwsza do pomieszczenia weszła Marsui z wysoko upiętymi włosami i ubrana w obcisły, a zarazem wygodny, różowy top oraz krótkie leginsy do ćwiczeń w ciemno różowym kolorze. Całości jej stroju dopełniają bardzo wygodne adidasy. Tuż za nią do sali weszła Kiazu, z upiętym kucykiem i ubrana w wygodne krótkie żółte spodenki i czerwony, obcisły, dobrze dopasowany top, oraz wygodne adidasy.
- Gdzie jesteśmy? - spytała dociekliwie Diuna, wchodząc do sali. Neczanka ma włosy upięte w dwa kucyki oraz ma na sobie zielony luźny top oraz miętowe leginsy.
- To nasza salka do ćwiczeń. - odparła z uśmiechem energiczna jak zawsze Karieni, której długie czarne włosy, ozdobione niebieskimi i czerwonymi pasemkami spięte są w wysokiego i puszystego kucyka. Dziewczyna ubrana jest w stylowy brązowy gorset na grubych ramiączkach i z obfitym dekoltem, którego klapy i wszystkie wstawki są fioletowe, oraz ciemno granatowe leginsy sięgające do kolan. Całości jej wizerunku dopełniają czarne rękawiczki ozdobione metalowymi bransoletkami oraz metale okulary na czubku głowy, które wyglądają na dziwna odmianę gogli.
- A to my już nie skończyłyśmy? - kontynuowała Diuna.
- Nie. - odpowiedziała z uśmiechem dziewczyna o krótkich nie symetrycznych, fioletowych włosach i pomarańczowych oczach. Ma ona szary kolczyk tuż pod ustami, a ubrana jest w herbaciany T-shirt oraz długie brązowe leginsy.
- Ulme, przygotuj step. - wtrąciła Marsui.
- Dobrze. - powiedziała dziewczyna o fioletowych włosach, a następnie powiedziała: - To bieganie i potrzebne ćwiczenia to była dopiero rozgrzewka. Nasz właściwy trening zacznie się dopiero tutaj.
- Ekstra! - stwierdziła energicznie Kiazu.
- Wiedziałam, że się ucieszysz. - stwierdziła Marsui z uśmiechem, a po chwili dodała: - Dobra dziewczyny kładziemy wszystkie nasze rzeczy pod oknem i zaraz zaczynamy.
- Dobrze. - odpowiedziała pokornie Rina, z włosami zaplecionymi w długiego dobieranego warkocza i ubrana w szary T-shirt oraz czarne leginsy sięgające jej do kolan.
- Spoko - odparła Diuna.
- Jasna sprawa! - zakomunikowała ochoczo Kiazu, a po chwili dodała: - Marsui od czego zaczynamy?
- Zaczniemy od stepu na sprzęcie ustawionym na trzecią wysokość. - odpowiedziała Marsui z uśmiechem i włączając przyjemną skoczną i rytmiczną muzykę.
- A co nam to da? - spytała Diuna.
- Zwiększy naszą wydolność krążeniowo-oddechową, poprawi koordynację i gibkości, uelastyczni całe ciało, wzmocni kości, zredukują stres, zrelaksuje nas przy tanecznej muzyce, i pozwoli nam się lepiej z integrować - wtrąciła Ulme.
- Czytaj będziemy się dobrze bawić. - dodała Marsui z uśmiechem.
- A Marsui zadba o to abyśmy dzisiaj się nie nudziły. - dopowiedziała Karieni.

************

Ogromny metalowy hangar, który z pewnością został skonstruowany z ogromnej ilości srebrnych kontenerów. Wysokie i bardzo przestronne pomieszczenie przepełnione jest ludźmi ubranymi w niezwykłe stroje, ozdobione mechanicznymi, stalowymi dodatkami. Wszędzie wiszą kable, walają się narzędzia czy też przeróżne plany. Dodatkowo w kilku miejscach hali stoją przeróżne maszyny bojowe w różnym stadium produkcji. Gearno oraz Kurai szybkim i pewnym krokiem, przechodzą przez różne zakamarki warsztatu maszynowego i zmierzają w kierunku jednego z dodatkowych pomieszczeń.
- Ruln i Karieni wpadli na ciekawy pomysł, który mi osobiście bardzo się podoba. Jednak chciałbym abyś rzucił na niego okiem. - stwierdził nagle spokojnie Gearno, prowadząc towarzysza przez warsztat.
- Mówiłem Ci już nie znam się na mechanice. - odparł spokojnie Kurai.
- Wiem, wiem spokojnie. - powiedział Gearno otwierając wielkie drzwi.
W tym momencie oczom oficerów ukazał się wielki smok o błyszczących oczach, stworzony z brązowych, miedzianych oraz srebrnych części. Duża maszyna, będąca swego rodzaju szkieletem smoka robi ogromne wrażenie.
- Na tym przyjacielu jestem pewien, że się znasz. -stwierdził Gearno, a po chwili dumnie powiedział: - Przedstawiam DSR 1.1 Alfa, i jak co sądzisz?
- Przypomina z wyglądu Mishel'a ... - odpowiedział Kurai zapatrzony w maszynę.
- To był jedyny smok którego mieliśmy na podorędziu. - wtrącił Ruln podchodząc do oficerów.
- Wiem, jednak każdy smok jest inny, więc dobrze by było jakby miał kilka cech szczególnych, które wyróżniały by go z tłumu. - stwierdził Kurai dotykając maszyny.
Następnie Ruln i Kurai przywitali się przez uścisk dłoni, a Ruln powiedział:
- W takim układzie słucham uwag.
- Hmm... zależy co chcecie osiągnąć dzięki tej maszynie i do czego ma służyć ... - stwierdził Kurai.
- Ma od czasu do czasu przelecieć się po okolicy z swoim mechanicznym jeźdźcem i odstraszać potencjalne ataki. - stwierdził Gearno.
- Rozumiem. - odparł Kurai, ponownie oglądając maszynę.
- Aha, chcemy zainstalować mu działo Energi w paszczy aby mógł się wazie co bronić i fajnie by było jakby pasował do nagrania gdyż pomyślałem aby nagranie które stworzyliśmy było ruchome ... - dodał Ruln.
- Ciekawy pomysł, ale ten smok nie nadaje się do tego konkretnego nagrania. - powiedział chłodno Kurai, a po chwili dopowiedział: - Do tego ruchomego smoka można wgrać inne nagranie... takie które będzie znacznie bardziej pasować do jego gabarytów.
- Hehehe... wiedziałem, że nam pomożesz. - stwierdził Gearno z uśmiechem, a po chwili dodał: - Ruln postarajcie się stworzyć dobre plany i odwzorować rady Kapitana.
- Tak jest! - odpowiedział Ruln.
- Hmm... DSR 1.1 alfa działa? - spytał nagle Kurai.
- Tak, jeśli go się włączy to będzie się poruszał a nawet latał, jednak nie testowaliśmy jeszcze tego... - odparł Ruln.
- To chciałbym się na nim przelecieć. - zaproponował chłodno Kurai.
- Nie wiem czy to dobry pomysł, mówiłem już nie testowaliśmy go. - powiedział, nieznacznie zaniepokojony Ruln.
- To ja jestem najlepszym możliwym testerem jakiego jeszcze przez jakiś czas macie. - odparł chłodno Kurai.
- Tak słyszałem, że niebawem ruszacie z maszynami... hmm.. jak dla mnie to świetny pomysł...abyś to właśnie Ty testował naszą maszynę. - stwierdził Gearno, a następnie dodał: - Ruln, słuchaj Kurai'a i razem stwórzcie dobrą maszynę. A teraz udostępnij mu smoka.
- Tak jest! - za salutował pokornie Ruln.

************

Lawowy pałac, w którym jak zawsze panuje przenikliwy spokój, który jest bardziej niepokojący niż największy harmider. Damu siedzi w swoim przestronnym gabinecie o delikatnych jasno szarych ścianach i brązowo-czarnych meblach, i przegląda mapy oraz jakieś bliżej nie określone dokumenty. Nagle do pokoju rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę. - odparł chłodno Damu.
- Panie generale, Eish jest już prawie na miejscu. - odparł wojskowy wchodząc.
- Rozumiem, przenieś mi łączność i każ mu uważać. - stwierdził chłodno Generał, nawet nie podnosząc wzroku z papierów.
- Tak jest! - odparł pokornie wojskowy a następnie pośpiesznie wyszedł, a generał powrócił do swoich zajęć, których zresztą i tak nie przerwał nawet na chwilę.

************

Na jednej z tras szkoleniowych dla maszyn bojowych, elektryczny neczanin właśnie przechodzi szkolenie jak pilotować mechanicznego smoka. Kurai siedzi już na metalowej maszynie, zupełnie jakby dosiadał prawdziwego smoka, a koło niego stoi Ruln, który przeprowadza szkolenie.
- Usiadłeś na otworach do sterowania. - stwierdził Ruln.
- To oznacza, że są one w złym miejscu. - odparł chłodno Kurai, a następnie przesuwając się delikatnie do tyły kontynuował: - W tym miejscu siedzi się na smoku tylko kiedy ma on chodzić po ziemi i ciągnąć duży ciężar, albo jak ma lecieć na nim więcej niż jedna osoba.
- A co to za różnica?
- U maszyny pewnie żadna, a u prawdziwego smoka duża. Widzisz kiedy siedzimy za skrzydłami to smok się dużo bardziej męczy a jeździec ma utrudnione sterowanie smokiem.
- Dobra gdzie najlepiej siedzieć?
- Albo na linii skrzydeł albo przed nimi, to już indywidualna sprawa.
- Ok. - odparł Ruln zapisując szczętnie każdą uwagę neczanina, a po chwili dodał: - Przemontować i dopiero testujemy dalej?
- Hmm... nie ... przemontujesz później ...
- Jak chcesz, ale skoro ma Ci być nie wygodnie ...
- Z luzuj ... nie jestem wybredny ...
- Skoro tak mówisz, to lecimy dalej w otworach znajdziesz sterowanie jak w motorze, mam nadzieje, że umiesz takim jeździć ...
- Umiem ... Hmmm.... przy wciskaniu gazu dźwignia nie odskakuje. - odparł Kurai mając ręce w wnętrzu smoka.
- Zanotowane...

************

Dziewczyny nadal wykonują trening przygotowany przez zwariowaną Marsui, a właściwie to właśnie mają chwile przerwy na łyk wody i zmianę urządzeń do ćwiczeń. Marsui i Ulme z zaplecza wyciągają trampoliny z rączkami i ustawiają je na miejscach, tak aby każdej dziewczynie wygodnie się ćwiczyło.
- Jeszcze będziemy działać? - spytała Diuna.
- Słuchaj ona się dopiero rozkręca. - odparła Ulme z uśmiechem.
- Dziewczyny słuchajcie, ja muszę lecieć. - stwierdziła Karieni zapatrzona w telefon.
- Niby czemu? Już nie możesz? - odparła Kiazu.
- Nie mam dość ... - odpowiedziała Karieni.
- Niech zgadnę Gearno albo Ruln albo obaj potrzebują Cię w maszynowni? - dodała Marsui.
- Ruln, zaczął testy nad nasza nową maszyną i jestem mu bardzo potrzebna. - odpowiedziała Karieni.
- Jak dla mnie może poczekać. - odparła Kiazu.
- Jak dla mnie też, ale Ruln nie wzywałby jej bez potrzeby. - dodała Marsui, a po chwili dopowiedziała: - No dobra leć, ale jakby coś się zmieniło to wpadaj do nas znowu.
- Jasne. - odparła radośnie Karieni, a następnie zabrała swoje rzeczy i szybko wybiegła z pomieszczenia.

- Dobra dziewczyny koniec przerwy, wchodzimy na trampoliny. - stwierdziła stanowczo, a zarazem przyjaźnie Marsui.

************

W sporym gabinecie Aluf Hetto zasiada przed laptopem i popijając kawę, prowadzi wideo rozmowę z neczańskim generałem.
- Hetto przydałyby nam się te maszyny.
- Wiem, sprzęt przechodzi ostatnie testy i na biegu wysyłam Twój odział z sprzętem.
- Ile to jeszcze zajmie?
- Przy dobrych wiatrach za 3-5 dni powinni być w okolicach rowu.....
- Oni i dobre wiatry? Pewnie z tydzień im to zajmie....
- Heh ... o ile mam dobre informację, to nie potrzebuje ich na gwałt i jesteście wstanie na nie poczekać...
- Na gwałt to dobre łóżko... - odparł Rudy, a po chwili odchrząkną i dodał: - Masz dobre informacje, nie pali się z nimi, ale nie pogardziłbym dodatkowym sprzętem ...
- Wiem, wiem ... robimy co się da ...

************

Jeden z torów szkoleniowych na którym w powietrzu trwa testowanie mechanicznego smoka, który unosi się bez łopotania skrzydłami. Kurai spokojnie i pewnie czuje się w powietrzu na robocie imitującym prawdziwe, majestatyczne stworzenie. Tym czasem za ziemi stoją Ruln oraz Karieni, którzy szczętnie notują uwagi neczanina oraz bardzo uważnie obserwują jego lot.
Po dłuższej chwili do mechaników podszedł Gearno, który z podziwia powietrzne zmagania.
- Jak idzie? - spytał nagle Saren.
- Dobrze, nie długo chyba kończymy. - odparł Ruln.
- Rozumiem, dużo uwag? - kontynuował Gearno.
- Sporo... - odparł Ruln a następnie dodał: - Karieni pokaż Saren'owi notatki.
- Tak, oczywiście. - odparła dziewczyna wręczając przełożonemu zeszyt.
Saren podziękował i zaczął szczętnie przeglądać notatki, których jest kilka naście stron.
- Dużo tych uwag i niektóre mogliście wyeliminować sami. - zauważył Saren.
- Tak, jednak to nasz pierwszy test. - odparł Ruln.
- Wiem, dlatego nie robię Wam o to bury, gdyż niektóre defekty maszyny to aż wstyd dla konstruktora. - odparł Gearno, a po chwili dodał: - Przebicie w obwodzie które powoduje spięcia podczas zniżania lotu to błąd który dyskwalifikuje nawet uczniaków.
- Tak wiem, na swoją obronę mam jednak to, że ledwo zbudowaliśmy maszynę, i Kurai zabrał ją na testy. - odparł Ruln.
- Tak, tak … spokojnie wiem o tym. - odparł Gearno.
- Ruln przy maksymalnym nieprzyśpieszeniu smok się krztusi i szarpie.. - wtrącił nagle głos w łączności.
- Zrozumiałem. - Odparł Ruln a następnie dodał: - Karieni zanotuj, że DSR 1.1 Alfa ma problem z wysokimi obrotami. Trzeba sprawdzić przyczynę.
- Tak jest. - odparła Karieni szczętnie notując.
- Wcześniej nie było takiego problemu? - spytał Gearno.
- Wcześniej nie podkręcał obrotów, latał na dwójce czy trójce .. a teraz lata na piątce i te problemy z obrotami pojawiły się dopiero teraz. - odparł Ruln.
- Rozumiem. - odparł spokojnie Gearno, a po chwili dodał: - Dobrze prowadźcie testy dalej, a ja idę zając się swoimi sprawami.
- Tak jest! - odparł Ruln.

************

Długi i wycieńczający trening autorstwa Marsui nadal twa. Wszystkie dziewczyny są już bardzo mocno spocone, ale dalej śmiało i dzielnie działają. Obecnie wszystkie ćwiczące osoby robią przysiady z sztangami na ramionach.
- Kiazu nie przyśpieszaj, to nie jest zabawa ma szybkość. - stwierdziła Marsui, uważnie obserwując ognistą neczankę.
- A nie możemy podkręcić tempa? - spytała Kiazu.
- Chyba żartujesz? To tempo i tak jest za intensywne. - wtrąciła Diuna.
- Nie Kiazu, tak jest dobrze... trzeba dobrze rozkładać siły … zaufaj mi. - stwierdziła Marsui, nie przerywając swoich ćwiczeń.
- No dobra... niech będzie … - odparła Kiazu.
- Całe szczęście... - dodała Diuna.
Słuchaj ona się dopiero rozkręca, ale i tak ładnie wytrzymujecie ... - odparła Ulme.
W tym momencie do sali treningowej wparował Kashai, który zaraz po wejściu stanowczo powiedział:
- Ulme, Ojciec wzywa Cię do siebie.
- Przyjdzie jak skończymy trening. - odparła Marsui.
- Nie Marsui, Ojciec wzywa ją natychmiast do siebie i skoro robi to dzisiaj to oznacza, że to coś naprawdę bardzo ważnego. - stwierdził Kashai.
- Spokojnie Marsui i tak mam już dosyć, a niedługo i tak bym osiągnęła swój limit. - wtrąciła Ulme, odkładając sztangę, a następnie dodała: - Kashai, napije się, wytrę się z potu i przyjdę.
- Dobra, ale przyjdź jak najszybciej. - odparł Kashai wychodząc.
- Hmm... dzisiaj chyba nie jest dobry dzień na trening. - wtrąciła Diuna.
- Jest bardzo dobry... myślisz, że innego dnia byłoby inaczej? - odparła delikatnie poirytowana Marsui.
- Zapewne to i tak spokojny dzień. - dodała Kiazu.
- Owszem, gdyż dzisiaj nie zostałam jeszcze sama. - odparła Marsui, a po chwili dodała: - Dobra dziewczyny wyciskamy dalej.

************

Kurai leci wysoko na spokojnym, niebieskim niebie. Wiatr we włosach, ciepłe promienie blednącego, zachodzącego słońca, chłód oziębłej maszyny i ogromna wysokość bardzo dobrze się uzupełniają, tworząc tym samym niebywały i nie powtarzalny klimat. Co prawda lot na mechanicznym smoku, nie daje tyle frajdy i satysfakcji co lot na prawdziwej bestii, ale jest stosunkowo dobrym substytutem. Elektryczny neczanin traktuje tą przejażdżkę bardziej jako pracę, niż jako rozrywkę, więc nadal dosyć surowo ocenia każde niedociągnięcie maszyny.
Ruln cierpliwie i uważnie słucha każdej uwagi, a następnie analizuje oraz planuje już naprawy i dojście do kompromisu między prawdziwością DSR 1.1 Alfa a możliwościami technicznymi.
-
Dobrze Kurai, niedługo powinno skończyć się paliwo, więc na dzisiaj musimy pomału kończyć testy. - stwierdził Ruln, przez komunikację.
- Chce zrobić ostatnie koło i podejść do lądowania pod wiatr. - odparł chłodno Kurai.
- Ok, według moich wyliczeń paliwa spokojnie starczy Ci na taki manewr, a nawet na trzy takie manewry.Na te słowa Kurai już nic nie odpowiedział. Co prawda przyjął stwierdzenie kolegi do wiadomości, jednak uznał, że nie ma już nic więcej do powiedzenia. W końcu jego cicha natura nadal daje o sobie znaki i jest nieodzowną częścią jego samego, a co za tym idzie nikt nie stara się tego zmienić na siłę.
Elektryczny neczanin swobodnie leci na niezwykłej maszynie i właśnie ustawił się już pod wiatr i zaczął schodzić do lądowania. Nagle mechaniczny smok zaczął delikatnie schodzić na prawą stronę.
- Kurai co się dzieje? - spytał Ruln stojący na ziemi.
- Smoka znosi i to nie przez wiatr. - odparł chłodno Kurai.
- Rozumiem, dalej staraj się wyrównywać lot.
W tym momencie z latającej maszyny zaczął unosić się ciemny i gęsty dym, który zdecydowanie sugerował że coś się dzieje. Jednak nim ktokolwiek zdążył zareagować dało się usłyszeć głośny wybuch, a szaroczarny dym spowił sporą część nieba jak i całą maszynę.
- Kurai!? … - stwierdził przerażony Ruln stojący na ziemi, a po chwili poirytowany dodał: - No weź kolego odezwij się.... Kurai!!

************

W metalowej, całkiem skromnej komnacie o wspaniałych żółtych ścianach, za czarnym masywnym biurkiem, zawalonym stosem papierów, siedzi sam Aluf Hetto. Natomiast na wprost niego stoją Ulme, Gearno, Syale oraz jeszcze dwóch szeregowych żołnierzy, którzy wcześniej gdzieś nam mignęli w tle opowieści i w tym tle pozostaną.
- Zapewne zastanawiacie się dlaczego tak pilnie Was do siebie wezwałem? - zaczął chłodno delikatnie nie pewnie Hetto, a po dłuższej chwili ciszy dodał: - Widzicie Elficki oddział przeszedł obok miasta Sweebnet.
- Co w związku z tym? - spytała delikatnie zaniepokojona Ulme.
- Podczas przemarszu zniszczyli 10 domów. Obecnie trwa już akcja ratunkowa i wydobywanie cywili spod gruzów. - kontynuował Hetto.
- Niech zgadnę, nasi bliscy są pod gruzami? - spytał spokojnie a zarazem nerwowo Gearno.
- Prawdopodobnie tak, wiem jedynie że byli zameldowani w kamienicach które zostały zniszczone, jednak ratownicy jeszcze nikogo nie znaleźli. - odparł Hetto, a po chwili dodał: - Oddziały ratunkowe proszę Was abyście odezwali się do swoich rodzin i spróbowali się dowiedzieć czy podczas cichego ataku byli domach.
- Oczywiście, za chwilę obdzwonię rodzinę. - stwierdził Gearno.
- Ojciec żartujesz prawda? - spytał nerwowo Syale.
- Nie nie żartuję. - odparł Aluf.
- Ojciec a czy możemy tam pojechać? - spytała Ulme z łzami w oczach.
- Nie. - stwierdził twardo Hetto, a następnie dodał: - Jest tam 300 ekip ratowniczych z całego sojuszu, które kamień po kamieniu odgruzowują kamienice. W monecie kiedy bym Was tam wysłał, byście jedynie przeszkadzali.
- Zapewne mają tam specjalistyczny sprzęt, psy i najlepszych ludzi. - dodał Gearno.
- Owszem, a przede wszystkim to profesjonaliści którzy nie dadzą ponieść się emocjom. - odparł Hetto, a po chwili dodał: - Jak dotrą do mnie jakiekolwiek informacje, to od razu Wam je przekaże. A teraz bądźcie łaskawi wykonać kilka telefonów. One w tej chwili są bardzo istotne.
- Tak jest! - odpowiedzieli zgodnie wszyscy obecni.
Nawet blady jak ściana Syale, który pod natłokiem informacji aż zaniemówił. Po dłuższej chwili wezwani wojskowi zaczęli wydzwaniać do swoich bliskich.

************

Spora, przestronna, mocno doświetlona sala treningowa o dużych oknach, za którymi panuje już wieczorny półmrok. Pomieszczenie ma gładkie czerwono-szare ściany oraz błyszczącą brązową podłóg, po której widać, że była bardzo intensywnie używana. Diuna oraz Rina siedzą w kontach owej sali i bardzo intensywnie wymiotują.
- No to dziewczyny osiągnęły limit. - stwierdziła z uśmiechem Marsui.
- Przepraszam … - stwierdziła Rina popijając wodę.
- Spokojnie to się później posprząta, nie przejmuj się. - odparła Marsui, skacząc na skakance, a po chwili dodała: - A Ty dasz jeszcze radę?
- Pewnie! - odparła Kiazu z promiennym uśmiechem i skacząc na skakance.
W międzyczasie Diuna i Rina bardzo ciężko oddychając padły na plecy. Na całe szczęście żadna nie wpadła w wymiociny.
- Spokojnie nic im nie będzie. - odparła Marsui z uśmiechem, która po raz kolejny podkręciła tempo.
- Domyślam się... - odparła Kiazu, która skacząc delikatnie zachwiała się na nogach.
Jednak Marsui delikatnie uśmiechnęła się pod nosem i jeszcze bardziej podkręciła i tak już zawrotne tempo. Po całym dniu zmagań i ćwiczeń poprzednie tempo było już nie lada wyzwaniem.
Nagle Kiazu zrobiło się ciemno przed oczami, co sprawiło, że dziewczyna zatrzymała się.
- A tej co? - spytała leżąca Diuna, patrząca na bladą siostrę.
- Nic wielkiego. - odparła Marsui.
W tym momencie ognista neczanka obficie zwymiotowała, a następnie zemdlała z wycieńczenia.
- Kiazu! - krzyknęły zaniepokojone neczanki.
- Spokojnie, ona się jedynie zmęczyła. - odparła Marsui, a po chwili dodała: - Widzicie w pewnym momencie treningu chciałam zobaczyć Wasz limit wytrzymałości.
- Po co? - spytała Diuna.
- Wiesz być może się jeszcze kiedyś spotkamy i fajnie mieć kogoś z kim można pozwolić sobie na intensywny trening. - odparła Marsui wycierając pot z twarzy, a następnie dodała: - I muszę powiedzieć, że zaskoczyłyście mnie, a zwłaszcza zaskoczyła mnie Kiazu.
- Aha, tym ze zemdlała? - odparła Diuna.
- Nie tym że wytrzymała moje tempo. Nie wiem czy zauważyłaś ale my we dwie zrobiłyśmy jakieś 20 % więcej powtórzeń niż Wy. - stwierdziła Marsui, a po chwili dodała: - Dacie rade dojść do pokoju?
- Chyba tak … - odparła Rina chwiejnie stając.
- Nie ma mowy ja się nie ruszam. - dodała Diuna leżąc.
- Rozumiem.... Poczekajcie tutaj, a ja skoczę po wsparcie. - odparła Marsui, a następnie założyła bluzę i wychodząc powiedziała: - Jak Kiazu się obudzi to porządnie ją napójcie.







czwartek, 18 maja 2017

Epizod 222



"Walka o wolny dzień"


W obozie maszyn nastał stosunkowo słoneczny, a zarazem pochmurny i chłodny ranek. Jednak ta pogoda wcale nie przeszkadza, aby obóz maszyn działał i budził się do życia, oraz działała jak dobrze naoliwiona maszyna. W jeszcze nie posprzątanym pokoju dziewczyn słychać jeszcze solidne chrapanie.
Elektryczny neczanin spokojnie i powoli otwiera swoje ciężkie oczy. W tym momencie jego oczom ukazała się błogo śpiąca wodna neczanka. Ma ona trochę potargane, a zarazem ułożone włosy oraz złotą, cienką, zawiązaną w kokardkę tasiemkę na szyi. Po chwili Kurai prawą dłonią czule pogłaskał ukochaną po policzku, a kiedy dziewczyna otworzyła swoje cudowne, pociągające, błyszczące, żółte, zaspane oczy, powiedział:
- Wychodzi na to, że nie rozpakowałem jednego prezentu.
- Hmm... którego? - spytała delikatnie zaspana Rina, która się jeszcze do końca nie obudziła.
W tym momencie Kurai, przybliżył się do neczanki, a następnie namiętnie, pieszczotliwie i bardzo głęboko pocałował w zaspane i zaskoczone usta.
- Zieeew ... Weź się ogarnij ... nie jesteście sami... - stwierdziła zaspana Diuna, ziewając i wolno udając się do łazienki.
Nagle psychiczna neczanka dostała w plecy poduszką, co spowodowało, że delikatnie zachwiała. Jednak kiedy neczanka się odwróciła wszyscy byli na swoich miejscach.
- I co myślisz, że Ci nie oddam? - powiedziała Diuna, mocno odrzucając poduszkę w kierunku zakochanych.
Siedzący Kurai osłonił się ręką, a następnie rzucił w Diunę trzema poduszkami. Jedna trafiła neczankę prosto w twarz, a dwie pozostałe nawet jej nie drasnęły.
- Hehehe ... musisz poprawić swoja celność... - stwierdziła Diuna zdejmując poduszkę z twarzy i odwracając się.
- Uw... - próbowała powiedzieć siedząca Rina, jednak Kurai zasłonił jej usta swoja lewą dłonią, a Diuna nieznacznie się odwróciła.
W tym momencie psychiczna neczanka potknęła się o leżąca na zmieni poduszkę i wpadła na śpiącego na krześle Hachiego, a że krzesło było mocno przechylone to oboje wylądowali na trzeciej poduszce. Wystraszony Hachi aż podskoczył do góry i z przerażeniem zobaczył, że sam leży na ziemi a na nim leży jego siostra.
- Dobra ja rozumiem, że stęskniłaś się za bratem ale zejdź ze mnie bo ciężka jesteś. - stwierdził Hachi.
- Ja ciężka? chyba śnisz! - odparła Diuna.
- No już nie śnie, bo jakiś klocek na mnie leży. - odpowiedział Hachi.
- Zaraz Ci pokarzę co ten klocek potrafi! - stwierdziła twardo Diuna, delikatnie się podnosząc, a następnie zgarnęła jedną z leżących poduszek na ziemi, i zaczęła okładać brata.
Ziemny neczanin nie pozostał jej dłużny, szybko wyjął poduszkę z pod własnych pleców i zaczął oddawać ciosy siostrze. Tak zrodziła się mała wojna na poduszki.
- Hmm... sprytne ... - stwierdziła delikatnie zarumieniona Rina, przecierając oczy i siedząc obok ukochanego, a po chwili wzięła butelkę wody stojącą koło łóżka i dodała: - Chciałbyś może wody?
- Tak, Dziękuję. - odparł chłodno Kurai, po czym wziął butelkę i zaczął z niej pić.
Nagle zabłąkaną poduszką dostał śpiący Otachi, który po krótkiej chwili zdezorientowania, szybko obudził Kiazu a następnie wszyscy zaczęli okładać się poduszkami.
************


Gdzieś na niezbadanym jeszcze obszarze Sekai Dagaal. Gdzieś gdzie słońce jeszcze nie wstało, a zimny deszcz powoli spada z ciężkich szarych chmur. Gdzieś gdzie nawet sam diabeł nie mówi dobranoc, gdyż jeszcze tam nie dotarł. Stoi wojownik o krótkich miedziano-złotych włosach, stanowczych, zimnych i szafirowo-fioletowych oczach, oraz stosunkowo bladej karnacji i szpiczastych uszach. Nieznajomy ubrany jest w bardzo elegancki, aksamitnoczarny płaszcz, który sięga mu praktycznie do kolan. Ozdobiony jest on złotymi szwami oraz guzikami. Dzięki temu, że jest on rozpięty to wystaje z pod niego lawendowa koszula, również z złotymi szwami. Całości niezwykłego wyglądu dopełniają długie jedwabne, czarne spodnie raz dostojne czarne wojskowe buty sięgające mu do podudzia. Tajemniczy mężczyzna swoim delikatnie szalonym i chłodnym spojrzeniem, przenikliwie patrzy w przekrwione i trochę nieobecne oczy, bliżej nie określonego przeciwnika, który wygląda na bardzo wycięczonego. Nagle mężczyzna o nieprzytomnym spojrzeniu ostatkiem swych sił, zakrwawioną ręką dotkną policzka swojego oprawcy. Następnie pozostawiając szkarłatnoczerwone ślady na bladym licu, odszedł z tego świata. Z pewnością bardzo cierpiał przed śmiercią, jednak mężczyzna w płaszczu, bez szacunku rzucił martwe ciało na ziemię i śmiejąc się pod nosem jak gdyby nigdy nic odszedł.
************

Obozowa stołówka jest naprawdę spora i ma nawet dwa piętra. Znajduje się w niej ogrom masywnych i długich stołów, przy których swobodnie mieszczą się 2-3 odziały. Kolorystyka jej ścian utrzymana w szarościach, a ławy są czarne, natomiast ławki są ciemno brązowe. Jest pora późnego śniadania, więc już tylko gdzieniegdzie siedzą wojskowi. Na górnym piętrze, pod jedną z metalowych ścian zasiada Aluf wraz z znaczną częścią swoich Sarenów i zajadają się aromatycznym, ciepłym i sytym śniadaniem.
Wtem po schodach weszli neczanie, którzy na tacach niosą jedzenie oraz butelki z wodą. Widać po nich, że są w dobrych humorach, chociaż wyglądają na niewyspanych i zmęczonych.
- Kurai siadaj z nami. - zaproponował Tajhal.
- Dziękuję, zwykłem jadać śniadanie z moimi ludźmi. - odparł chłodno Kurai.
- Po śniadaniu wpadnij do warsztatu coś Ci pokażę. - wtrącił Gearno.
- Jak sobie życzysz. - stwierdził Kurai, a następnie udał się za swoim oddziałem.
- Zaczekaj, Tym razem zjesz z nami. - dodał Aluf.
Niewiele myśląc, Kurai zatrzymał się i bez słowa dosiadł się do oficerskiego stolika. W między czasie reszta neczańskiego oddziału, udała się na drugą stronę sali.
- Ciężki poranek? - spytał jeden z Sarenów.
- Nie, powiedział bym nawet, że dość spokojny. - odpowiedział chłodno Kurai.
Nagle wparował na piętro roztrzęsiony szeregowy żołnierz, ubrany w pełny mundur, krzycząc:
- Panie Aluf'ie! Panie Aluf'ie!
- Co się stało? - spytał zaciekawiony i zaintrygowany Hetto.
- Hasło ... już .. tam ... zamieszki ... - odparł roztrzęsiony żołnierz.
- Czekaj... Spokojnie ... opanuj się i powiedź jeszcze raz bo nic a nic nie rozumiem. - powiedział spokojnie Hetto.
Na te słowa przybysz wziął głęboki oddech i spokojnie odpowiedział:
- Automat do kawy, żąda hasła. Nikt nie jest wstanie go uruchomić... ludzi chcących kawy coraz więcej i zaraz wybuchną zamieszki ...
- Co za straszliwe zło ... - odparł Aluf, a następnie spokojnie dodał: - Gearno, zajmiesz się tym proszę? W końcu nie chcemy zamieszek wywołanych brakiem kofeiny.
- Jasne Ojciec, już idę. - odpowiedział Gearno, wstając i delikatnie śmiejąc się pod nosem.
- Panie Saren'ie nawet Pańscy ludzie nie dali rady. - stwierdził przybysz.
- Spokojnie, ja mam plan awaryjny. - powiedział Gearno z uśmiechem, klepiąc Kurai'a po ramieniu i mrugając okiem.
- Gearno byle automat Ciebie nie pokona. Poradzisz sobie. - dodał Hetto z uśmiechem.
- Heheheh .... - zaśmiał się Gearno.

************

W tym samym czasie do neczan dosiadła się dziewczyna o długich brązowych włosach,które są spięte wysokiego kucyka, oraz błyszczących niebieskich oczach. Dodatkowo ma długie białe kolczyki i intensywnie czerwoną frotkę i jest ubrana w kobiecy mundur z Ineeven.
- Siema i co tam? - spytała radośnie przybyszka.
- Elo Marsui, a dobrze. - odparła równie radośnie Kiazu mrugając okiem.
- Hejo. - odpowiedzieli zgodnie pozostali neczanie.
- Co Cię do nas sprowadza? - spytała dociekliwie Diuna.
- Heheheh, po śniadaniu mam maraton ćwiczeń tylko dla dziewczyn i chciałam Was zaprosić na świetną zabawę - odparła Marsui z uśmiechem.
- Piszę się na to! - stwierdziła Kiazu.
- Bardzo męczący będzie ten maraton? - spytała Diuna.
- Ekstra! - stwierdziła Marsui a po chwili dodała: - Hmm... dla mnie nie ...
- Kiazu a czy nie masz warty po śniadaniu? - spytał Otachi z złośliwym uśmieszkiem.
- Shit ... to lipa ... no chyba że ktoś przejmie za mnie wartę. - odparła Kiazu.
- Ja mogę ją wziąć. - odparła Rina.
- O nie ja się nie zgadzam, jesteś dziewczyną więc moje zajęcia dotyczą tez Ciebie. - wtrąciła Marsui, a następnie i ona i Kiazu wymownie spojrzały na panów.
- Na mnie nie patrzcie sam mam wartę. - stwierdził Otachi szczerząc kły.
- A ja za darmo jej nie przejmę. - dodał Hachi.
- Przecież lubisz quady... - wtrąciła Diuna.
- Lubię, ale to Wam na tym zależy nie mi czemu miałbym tego nie wykorzystać. - odpowiedział Hachi z uśmiechem.
- Jesteś złośliwy i tyle... - odparła Diuna.
- Hmm.. co chcesz? - spytała Marsui.
- Od Ciebie nic. - powiedział Hachi, a następnie dodał: - Chcę aby Diuna służyła mi przez godzinę.
- Zapomnij! - wtrąciła twardo Diuna.
- Phi ... tylko tyle? - odparła Kiazu.
- Ej! JA SIĘ NIE ZGADZAM! - powiedziała dosadnie Diuna.
- Oj weź to zaledwie godzina. - odpowiedziała spokojnie Kiazu.
- Sorry, ale nie. - stwierdziła Diuna, a po chwili dodała: - Wiesz Hachi jak się nie zgodzisz to Rina będzie musiała wziąć za nią te wartę.
- E tam nie rusza mnie to. - powiedział wyluzowany Hachi.

W tym momencie Kiazu wstała od stołu i pewnym krokiem odeszła.

************

Przy oficerskim stole, podczas śniadania, trwa dyskusja o sprawach obozu oraz innych ważnych sprawach. Nagle to stolika oficerskiego zdeterminowanym krokiem podeszła Kiazu, a tuż za nią podeszła Marsui.
- Aluf'ie mam sprawę.. - stwierdziła twardo Kiazu.
- Później, teraz rozmawiamy. - odparł spokojnie Hetto, wyrwany z kontekstu rozmowy.
- Ale to ważne ... - naciskała Kiazu.
- Posłuchaj, rozmawiamy a Ty obecnie przeszkadzasz. Możesz odejść. - stwierdził Hetto.
- Ojciec, przepraszam, że przeszkadzamy ale mamy ważną sprawę. - wtrąciła z uśmiechem Marsui.
- Co znowu wymyśliłaś? - spytał jeden z Sarenów.
- Nie z Tobą rozmawiam... - odpowiedziała Marsui, a po chwili szczerząc kły dodała: - Ojciec możemy zająć dosłownie chwilę.
- Eh ... Nie pozbędę się Was, niech będzie słucham. - powiedział Hetto.
- Mam dzisiaj dwie warty, a chciałabym z nich zrezygnować. - stwierdziła Kiazu.
- Z tego co mi wiadomo, nie jesteś oficerem, więc zrezygnować z nich nie możesz, a przełożyć mogłaś u oficera dyżurnego a nie zawracasz tym głowę samemu Aluf'owi. - wtrącił jeden z Sarenów.
- Jaki jest powód rezygnacji z warty? - spytał Hetto.
- Całodniowy Trening dla dziewczyn. - odparła dumnie Marsui.
- Niech zgadnę wpadłaś na pomysł dzisiaj prawda? - spytał jeden z Sarenów.
- Nie... wczoraj ... ale zapomniałam powiedzieć. - odpowiedziała Marsui
- Cała Ty ... - odparł ten sam Saren.
- Dziewczyny to przełóżcie Waszą zabawę na inny dzień. - stwierdził spokojnie Hetto.
- Ojciec nie bardzo jest jak ... w każdy inny dzień będzie znacznie więcej zabawy z wartami. - stwierdziła Marsui.
- He..... Aluf'ie proszę jutro odrobię te warty.- dodała Kiazu.
- Zaczynasz mówić z sensem. Jednak nawet jeśli poszedłbym z Tobą na pewien układ to ktoś musi przejąć Twoje dzisiejsze warty. - stwierdził spokojnie Hetto.
- Jednego chętnego mam, gdyż ma cały dzień wolny.. - odparła Marsui z uśmiechem.
- Kto to jest? - spytał jeden z Sarenów.
- Hachi Ryu. - podłapała szybko Kiazu z uśmiechem.
- Sprawdzisz? - spytał Hetto zwracając się do jednego z Sarenów, który również uczestniczy w rozmowie.
- Oczywiście. - stwierdził Saren przeglądając palmtopa, a po chwili dodał: - Tak, ma wolne a co istotne jutro tez ma wolne.
- Hachi wie? - wtrącił chłodno Kurai.
- Nie, jednak myślę, że się ucieszy - stwierdziła Marsui.
W tym momencie Kiazu nachyliła się i wyszeptała coś na ucho, swojemu przełożonemu.
- W takim przypadku to jego bezpośredni przełożony musi zadecydować, czy jego podopieczny może wziąć wartę. Dwa dni wolnego to przesada, chyba, że wojskowy ma inne zadania. - wtrącił jeden z Sarenów.
- Jeśli Aluf zgodzi się na zamianę w grafiku, to rozpiszcie Hachiemu wcześniejszą wartę, za to ja wezmę wieczorną wartę za Kiazu. - dodał chłodno Kurai.
- Dobrze w takim układzie Kiazu możesz mieć dzisiaj wolne, ale za to w tej chwili zapisujesz się na dwie dodatkowe warty na jutro. - odpowiedział twardo Hetto.
- Aaaaaaa.... dzięki dzięki ... - stwierdziła radośnie Kiazu, rzucając się Aluf'owi na szyję, a po chwili ognista neczanka szybko odskoczyła, chrząknęła i powiedziała: - Ehm... Tak dobrze, dziękuję.
- Dobrze idźcie już i nie przeszkadzajcie. Aha Marsui, daj jej wycisk. - stwierdził Hetto.
- Tak jest! - odparła radośnie Marsui.
W tym momencie Marsui i Kiazu przybiły sobie piątkę, a następnie radośnie odeszły.
- Wiesz, że obie warty mogę rozpisać, temu chłopakowi? - spytał jeden z Sarenów.
- Wiem, jednak jedna warta mu stanowczo wystarczy, a drugą bez problemu mogę wziąć ja. - stwierdził chłodno Kurai.
- Hmmm... potrzebujesz do czegoś Hachiego? - spytał Hetto.
- Można tak powiedzieć. - odparł Kurai.
- Rozpisz warty tak jak zadecydował, a następnie poinformuj Hachiego, że ma wartę. - stwierdził Aluf do jednego z Sarenów.
- Tak jest! - odparł Saren.
- Za pozwoleniem ja mu powiem, że ma warte. - stwierdził Kurai.
- Dobrze jak chcesz. - odparł Hetto.

************

Przed wejściem na stołówkę, koło wielkich metalowych kontenerów, stoją Hachi i Kashai, którzy rozmawiają.
- To jak wieczorem przychodzicie? - spytał Kashai.
- Pewnie! - odparł radośnie Hachi.
- O czym rozmawiacie? - wtrącił chłodno Kurai, wychodząc z stołówki.
- O wieczorze. - odparł Hachi szczerząc kły.
- Dobrze się składa, gdyż ja się spóźnię jakieś półtorej godziny. - stwierdził spokojnie Kurai.
- Ej, a czemu tak? - oburzył się Kashai.
- Mam wartę, zresztą Hachi Ty też masz wartę, za jakieś 10 minut, na quadach. - poinformował Kurai.
- Nie mam Ziom, to warta Kiazu. - odpowiedział dumnie Hachi.
- Nie ta warta jest już Twoja. - powiedział chłodno Kurai.
- Ej ... jak to ... nie zgadzam się .. chyba że Diuna mi będzie usługiwać ... - odparł Hachi.
- Teraz nie masz już nic do powiedzenia... jedna warta Ci nie zaszkodzi, a jak będziesz marudził to drugą wartę też odziedziczysz. - stwierdził Kurai.
- O mam wartę na quadach! Super już lecę! - odparł radośnie Hachi.
- Wiedziałem, że się ucieszysz. - odpowiedział chłodno Kurai, odchodząc.
- Hachi o co chodzi, przecież uwielbiacie quady. - zainteresował się Kashai.
- Uwielbiamy, uwielbiamy, ale wiesz chciałem zyskać na tym coś więcej.
- Heheh, rozumiem jednak nie wyszło Ci tym razem.
- Ano, ale i tak jest fajnie, przynajmniej sobie pojeżdżę. - powiedział Hachi szczerząc kły.
- Dokładnie. - odparł Kashai z uśmiechem, a po chwili dodał: - Ta Twoja warta również tłumaczy czemu dziewczyny takie rozweselone uciekły z tej stołówki.
- Dokładnie, szczerze ja też bym się cieszył jak bym miał fajny trening. - odparł Hachi.
- Powiem Ci, że nie chciałbyś treningu z Marsui. - stwierdził Kashai.
- Niby czemu Ziom? - spytał mocno zaciekawiony Hachi.
- Zobaczysz za kilka godzin.








czwartek, 4 maja 2017

Epizod 221


"Sto lat Bracie!"


Minęło trochę czasu i po krótkim, lecz bardzo intensywnym starciu księcia Zekeren i elektrycznego neczanina wszyscy udali się do pokoju dziewczyn, aby ostatnie chwile pobytu Volaure w obozie maszyn, również spędzić razem. Tym sposobem neczanie oraz władca idą już stromymi schodami, które prowadzą na piętro dziewczyn.
Nagle nasi bohaterowie na schodach spotkali znajome pomarańczowo-czerwono-czarne krótkie włosy oraz przyjemne zielone oczy.
- Cześć Kashai! - stwierdziła radośnie Kiazu.
- O siemasz Kiazu, elo wszystkim. - odparł żołnierz z uśmiechem, a po chwili dodał: - O Kurai tu się ukrywasz!
- Czego chcesz? - spytał chłodno Kurai.
- Potrzebuję kilka Twoich podpisów, na tak zwane wczoraj. - odparł Kashai.
- Jak miło słyszeć, że nie tylko mnie ścigają o podpisy. - wtrącił Volaure z zawadiackim uśmiechem, a następnie podając rękę przybyszowi stwierdził: - Jestem Volaure.
- Kashai. - odpowiedział zaskoczony żołnierz, a następnie powiedział: - Kurai weź mi podpisz parę dokumentów, proszę.
- Pokaż co tam masz? - spytał chłodno Kurai.
- Trzymaj Stary. - stwierdził Kashai wręczając elektrycznemu neczaninowi kilka dokumentów, a następnie dodał: - Ojciec wie, że sprowadziliście kogoś do obozu?
- Pewnie. - odparła Kiazu.
- Aluf był łaskaw nawet zaprosić mnie do obozu. - wtrącił Volaure.
- Spoko, to już się nie czepiam. - odparł Kashai.
- Naprawdę będziesz teraz to wszystko czytał? - zaczęła narzekać Diuna.
- Nie podpiszę czegoś, bez wiedzy co podpisuję. - odpowiedział Kurai czytając dokumenty które dostał.
- To ja idę do pokoju. - stwierdziła Diuna odchodząc.
- Myślisz, że się mnie od tak pozbędziesz? - spytał Hachi udając się za siostrą.
- No nie, a już myślałam, że będę mieć trochę spokoju... - odparła Diuna.
- Hehehehe, ja Ci już dam spokój zobaczysz. - stwierdził Hachi szczerząc kły.
- Muszę to zobaczyć. - dodał entuzjastycznie Otachi udając się za bratem i siostrą.
- Chodź to będzie dobre. - dopowiedziała Kiazu ciągnąć księcia za sobą i udając się wraz z nim za swoim rodzeństwem.
- Zabawy dzieci średnio mnie interesują. - odparł władca.
- To inaczej umilę Ci czas, chodź bo chce to zobaczyć. - odpowiedziała Kiazu.
- Em ... chyba nigdy nich nie zrozumiem... - stwierdził podejrzliwie Kashai, obserwując jak znaczna część neczan oraz ich gość odchodzi.
- Nie musisz ich rozumieć. - stwierdził chłodno Kurai, czytając dokumenty.
- Zwykle jak Hachi tak mówi, to jest jakieś duże widowisko ... - wtrąciła pokornie Rina.
- Rozumiem, nie ma to jak rodzeństwo. - skwitował Kashai z delikatnym uśmiechem.
- Proszę, podpisane wszystko prócz raportu z tankowania. Nie tankowałem ostatnio kładu, ani żadnej innej maszyny. - stwierdził chłodno Kurai oddając dokumenty.
- O to tu się schował, to moje i nie mogłem go znaleźć. - stwierdził Kashai wyszczerzając kły, a po chwili dodał: - Dzięki, nie zatrzymuję, lecę aby się wyrobić. Na razie!
- Papatki. - stwierdziła spokojnie Rina, a po chwili pokornie dodała: - Zwykle tak nagle i panicznie nie szuka podpisów.
- Masz rację, jednak te dokumenty powinienem podpisać jeszcze za nim obóz maszyn został zaatakowany, więc zapewne Hetto ich się domaga ... - odparł chłodno Kurai.
- Rozumiem ... wiec wychodzi na to, że to rzeczywiście było ważne ...
- Jakby o tym pamiętał wcześniej to nie musiałby mnie teraz ganiać.
************

Ciemność, nieprzenikniona ciemność, którą dopełnia gwieździste niebo. Razem, ta fantastyczna, połączona siła mroku stanowi fantastyczną, głęboką i niewiarygodną całość.
- Przecież on się skapnie bez dwóch zdań ... - wyszeptała Diuna.
- E tam ... - odparł Hachi.
- Liczy się gest. - dodał Volaure z uśmiechem.
- Cicho chyba idą... - dodał Otachi.
Po dłuższej chwili cichego oczekiwania, drzwi od pokoju dziewczyn w końcu otworzyły się. Pierwsza do pokoju weszła Rina, a tuż za nią wszedł Kurai. W tym momencie światło w pokoju zapaliło się, a z wszystkich stron zostało wyświetlone różnokolorowe konfetti, a wszyscy obecni w pokoju wykrzyknęli radosne:
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
Jednak chłodny Kurai, spokojnie i bez emocjonalnie stał w drzwiach i patrzył na stół zastawiony drobnymi przekąskami, rożnymi napojami. Stoi on koło łóżek dziewczyn. Prócz tego w pokoju jest sporo kolorowych balonów, oraz neczanie ubrani w swoje normalne ubrania (dziewczyny mają na sobie zwykłe sukienki w kolorach swoich oczu, a chłopaki mają T-shirty i jeansy), książę Zekeren oraz Aluf Hetto w mundurze oficerskim.
- Łeeeee.... nie umiesz się bawić ... - stwierdziła rozczarowana Kiazu, odrzucając tubę od konfetti.
- Naprawdę Ziom? Zero reakcji ... - dodał równie mocno rozczarowany Otachi.
- Dziękuję. - odparł chłodno Kurai wchodząc do środka.
- No nie ... to zaszalałeś... - stwierdziła Diuna, a po chwili dodała: - Dobra to chyba imprezę szlak trafił ...
- Oj cicho siedź! - skarcił Hachi.
- Właśnie co Wy tacy ponurzy? Czas się zabawić. - wtrącił chłodno Kurai, z delikatnym i nieznacznym uśmiechem na twarzy i odwracając się do swoich gości.
- No to to ja rozumiem! - stwierdził uradowany Volaure, a następnie uraczył przyjaciela uściskiem niedźwiedzia i radośnie powiedział: - Najlepszego Bracie!
- Dzięki. - stwierdził Kurai.
- A to mały drobiazg. - stwierdził książę wyciągając z wewnętrznej kieszeni bluzy czerwoną książkę, o złotych niezrozumiałych literach, a po chwili z uśmiechem dodał: - Tak to ta książka co myślisz.
- Nie wiem gdzie ją zdobyłeś, ale bardzo dziękuję. - odpowiedział chłodno Kurai biorąc książkę do reki.
- Co to za książka? - wtrąciła zaciekawiona Diuna.
- Tytuł i tak Ci nic nie powie... - powiedział Kurai
- To "Legendy Smoczego plemienia z Uglos" pisane w tak zwanym starym języku. - odparł dumnie Volaure.
- Naprawdę? Jestem pod wrażeniem. Myślałem, że tej książki nie da się już dostać w starym języku a tym bardziej w wersji papierowej. - stwierdził Hetto, podchodząc.
- Też tak myślałem, a jednak udało się mi taką znaleźć! - napawał się dumą książę.
- Gratuluję. - odparł przepełniony podziwem Hetto, a następnie dodał: - Spełnienia marzeń i tak dalej, trzymaj to dla Ciebie.
W tym momencie elektryczny neczanin odebrał niewielką paczkę, zapakowaną w biały papier i czarną kokardę. A następnie mówiąc:
- Dziękuję.
Następnie elektryczny neczanin otworzył podarek. W pudełeczku znajdują się dwa metalowe łańcuchy o delikatnie beżowym odcieniu.
- To specjalne łańcuchy które podkręcają energię elektryczną i zostały wykute specjalnie dla Ciebie. Może kiedyś podczas jakiegoś starcia Ci się przydadzą. - stwierdził Hetto.
- Fajna rzecz. - pochwalił książę z uśmiechem.
W tym momencie do Kurai'a podeszli neczanie, dziewczyny trzymają czerwoną paczkę, a panowie trzymają tort czekoladowo brzoskwiniowy z jedną sporą, zapaloną świeczką.
- Od nas Ziom dostaniesz prezent dopiero jak zdmuchniesz świeczkę. - stwierdził Otachi szczerząc kły.
- I jak wysłuchasz naszego miauczenia. - dodała Diuna.
W tym momencie wszyscy obecni zaśpiewali głośne i radosne 100 lat, po którym elektryczny neczanin zdmuchnął świeczkę.
- Yay! A to od nas! - stwierdziła przyjaźnie Kiazu, wręczając podarek.
- Dziękuję. - odparł chłodno Kurai a następnie otworzył paczkę.
Wkrótce jego oczom ukazała się czarna bluza z kapturem z napisem "Nie dotykać! Urządzenie elektryczne". Napis na bluzie stylizowany jest na zabezpieczenia, jakie wiszą na elektrowniach.
- No Ziom przymierz! - zaproponował Hachi.
- Spoko... trafny napis. - odparł chłodno Kurai, a następnie założył na siebie nową bluzę, która pasuje idealnie na niego i nadaje mu delikatnie mrocznego klimatu, łamanego przez przyjazny dystans do samego siebie.
************

Wśród kolorowych świateł oraz balonów, przy energicznej i rytmicznej muzyce neczanki tańczą, wygłupiają się i robią radosne zdjęcia. Aluf wrócił już do swoich obowiązków, Hachi i Otachi od czasu do czasu popijają piwo i szaleją z dziewczynami. Natomiast Kurai i Volaure stoją z boku i popijając piwo obserwują bawiących się towarzyszy.
- Hej Volaure! Zatańcz ze mną. - stwierdziła kokieteryjnie Kiazu, podchodząc do władcy.
- Chętnie maleńka, ale najpierw pozwól, że zapalę. - stwierdził książę mrugając okiem.
- No dobra, ale wiesz, że nie można palić w pokojach? Więc może lepiej się zajmiesz mną? - powiedziała kusząco Kiazu.
- Oj kusisz jak nie wiem. - odparł Volaure z uśmiechem.
- Zapalić można na dachu, zresztą tam jest palarnia. - wtrącił chłodno Kurai.
- Dobra to prowadź. - odpowiedział radośnie władca, a następnie delikatnie cmoknął ognistą neczankę w usta i powiedział: - Zapalę i wrócę, więc grzej nogi aby dorównać mi na parkiecie.
- Hmmmm.... no dobra... - powiedziała Kiazu.
Po tych słowach Kurai oraz Volaure zabrali swoje otwarte butelki piwa i wyszli z pokoju, natomiast reszta neczan nie przerwała swojej urodzinowej zabawy.
- Nie sądziłam, że po piwie będzie stawiał aż taki opór. - stwierdziła Diuna.
- Ja też, myślałam, że będzie znacznie łatwiejszy. - dodała Kiazu.
- Widać on jest Twoja odwrotnością. - dopowiedział Hachi.
- Jak widać ... szkoda, że jest nas tak mało. - powiedziała Kiazu.
- Są wygłuszone ściany inaczej Hetto w życiu nie zgodziłby się na taką imprezę. - odparł Otachi.
- Wiem wiem i dlatego mam zamiar dobrze się bawić. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.

************

Na dachu budynku mieszkalnego, otoczeni gwieździstym i wspaniałym niebem, przepełnionym migoczącymi gwiazdami i innymi obiektami, siedzi elektryczny neczanin oraz palący książę. Obaj są oparci o metalowy kontener, będący wejściem do klatki schodowej.

- Pięknie tu macie na Sekai Dagaal. Nawet widać stąd Zekeren ... - stwierdził spokojnie Volaure, zapatrzony w niebo i zaciągający się papierosem.

- Taaa ... - odparł chłodno Kurai.

- Pamiętasz? Ostatni raz tak siedzieliśmy, po zabiciu herszta "mrocznych zabójców" i tej całej jego bandy ...

- Pamiętam ...

- To była dobra akcja, po której krew z mieczy przez długo nie schodziła...

- Tak, Twój miecz chyba nadal nosi ślady po tamtym starciu.

- Pewnie, ale od lat go już nie używam, w końcu stępił się podczas tamtego starcia, więc nie było sensu go czyścić do końca.

- Zwłaszcza, że jedyna osoba która mogła go naostrzyć ma poderznięte gardło ...

- Zdarza się, po świecie krążą różne choroby...

- Owszem...

- Zdajesz sobie sprawę, że podczas wojny ktoś z nimi może zrobić to co my robiliśmy przed laty?

- Zdaję i nie pozwolę na to... zresztą Ty też nie pozwolisz...

- Masz rację nie pozwolę i ochronię Was za wszelka cenę ... - odparł Volaure, a następnie zgasił papierosa, wziął łyk piwa i powiedział: - Czasem gdy z Tobą rozmawiam mam dreszcze, a moje ciary mają własne ciarki ... ale uwielbiam ten Twój chłód i bezwzględność ....

- Tiaaa... - stwierdził Kurai biorąc łyk piwa.

- Nadal kochasz ją?

- Tak... nawet powiem Ci, że każdego dnia coraz mocniej.

- Tak się mówi ...

- Wiem, jednak nie wyobrażam sobie życia bez niej ... jakby jej zabrakło moje życie nagle stałoby się zupełnie puste ...

- W życiu nie sądziłem, że usłyszę od Ciebie takie rzeczy, jednak mam oczy i wiem, że jesteś szczery... Ty naprawdę jesteś z nimi szczęśliwy … Prawdziwi z nich przyjaciele… - stwierdził Volaure,a po chwili dodał: - Powiedz mi czy Sachiner dał Ci chwilę z Aniołkiem czy zagarnął ją tylko dla siebie?

- Dał, nawet całą noc ...

- No proszę, a dał Ci coś na urodziny?

- Można tak powiedzieć...

- Co masz na myśli?

- Powiedzmy, że dał mi "coś" co od dawna do mnie "należy" ...

- Hmm... to już chyba wiem czemu nie odbierałeś ...

- Już mówiłem, miałem coś ważniejszego od telefonu ...

- Hehehhehe ... jak widzę nie przebiję pewnego Anioła. - stwierdził spokojnie i ze zrozumieniem Volaure, a następnie dodał: - A co z "dotykiem" przecież go nie znosisz ...

Na te słowa Kurai wypił kolejny łyk piwa, a następnie powiedział:

- Dobrze wiesz jak to z tym jest, nie lubię dotyku byle kogo.
- Tak, u Ciebie to bardziej system obronny i to od Ciebie zależy, komu pozwolisz się zbliżyć, a komu nie. Chociaż czasem elektryzujesz się mimo że pozwalasz na dotyk.
- Zwykle po treningach, czy sytuacjach które wymagały potężnych wyładowań, dobrze wiesz, jak to u mnie działa…
- Tak, tak wiem
- Oni chcieli abyś zapytał?
- Mniej więcej, zauważyłem, że ostatnio zwracają więcej uwagi na to.
- Rozumiem, to pewnie przez ostanie wydarzenia, było sporo takich które … wymagały skoków mocy, tak to ujmę.
- W normalnych warunkach zniknął byś też na parę dni...
- Taa …. A Jej dotyk lubię ... zresztą dotyk jej rodzeństwa czy Twój tez mi nie przeszkadzają… od praktycznie samego początku pozwalam Was mnie dotykać, jednak nie pozwole sobie aby każdy miał taką możliwość.

- W sumie jak ona pieści to aż chce się mruczeć, więc pewnie "wyczuwa" gdzie dotyk może sprawiać Ci przyjemność. Pamiętam wtedy w moich komnatach, po turnieju na imprezie, to było zajebiste uczucie.- odparł Volaure również popijając trunek, a następnie dodał: - Ma bardzo dobre dłonie do leczenia i wszelkich rytuałów leczących i kojących.
- Tak, podejrzewam, że kiedyś była do tego szkolona, albo ma naturalne predyspozycje do tego.
- Podejrzewam, że w jej przypadku nawet oba. - odpowiedział Volaure, a po chwili książę spojrzał na butelkę swojego i piwa, po czym z uśmiechem powiedział: - Niech Wam się układa i tak dalej .... zerujemy i wracamy...

- Nigdy nie byłeś dobry w życzeniach

- Klecenie rozbudowanych poematów wyrażających życzenia nigdy nie było moją mocną stroną ... a co dopiero po piwie ... dobrze, że w ogóle jeszcze rozmawiam ... w każdym bądź razie liczy się to że wiesz o co chodzi ...

- Wiem ...

- Sto lat Bracie! - stwierdził radośnie książę, delikatnie uderzając swoją butelką o butelkę przyjaciela.

Następnie obaj unieśli butelki delikatnie w górę i bez słowa wypili ich zawartość do samego dna.

************

W pokoju dziewczyn szalona zabawa trwa w najlepsze. Na jedną z ścian jest ustawiony rzutnik pod który podpięta jest konsola oraz jakaś taneczna gra. Polega ona na naśladowaniu postaci na rzutniku. Czwórka neczańskiego rodzeństwa szalenie tańczy przy jakimś rytmicznym utworze i naśladuje postać przed sobą. Tym czasem Rina robi im efektowne zdjęcia szalejącego rodzeństwa.
Po chwili do pokoju wrócili książę i elektryczny neczanin.
- O gracie w DanceChallengeMaster3! - stwierdził radośnie Volaure podchodząc, a po chwili z uśmiechem dodał: - Jak skończycie ten taniec to ja chętnie się zabawę!
- No ja myślę, obiecałeś mi taniec. - odparła Kiazu, nie przerywając pląsów.
- Do tego nie musisz mnie namawiać. - dodał Volaure z uśmiechem i zdejmując swoją bluzę.
Tymczasem Kurai stanął z boku pokoju. Niebawem muzyka się skończyła, gra podliczyła punkty i można było zacząć już kolejną grę.
- To co zatańczymy? - spytała kokieteryjnie Kiazu, podchodząc kuszącym krokiem do władcy.
- Odsapnij aby dotrzymać mi kroku. - odparł Volaure.
- Bardzo śmieszne, to Ty nie dotrzymasz kroku mi! - stwierdziła Kiazu.
- To brzmi jak wyzwanie. - wtrąciła Diuna.
- E tam to tylko pojazd po ambicji. - dodał Hachi.
- Dobra ustawiajcie sprzęt, król parkietu idzie! - stwierdził Volaure stając tak aby system gry go wczytywał.
- Raczej ustąpcie miejsca bo królowa idzie. - odparła Kiazu stając w wyznaczonym przez grę miejscu.
- No to będzie ciekawe starcie! - stwierdził Otachi.
W tym momencie gra wylosowała piosenkę i układ, a z głośników zaczęła lecieć przyjemna, skoczna i energiczna muzyka. Hachi pogwizduje, Otachi i Diuna klaszczą w dłonie, Kurai opiera się o jedną z ścian i obserwuje, a Rina robi wszystkim zdjęcia.
************

W gabinecie głównodowodzącego obozem maszyn, trwa właśnie dyskusja między jednym z Sarenów i samym Aluf'em.
- Panie Aluf'ie, może tą wartę o świcie weźmie Kurai? - spytał Tajhal.
- Nie, nie dawaj mu tej zmiany. - odpowiedział Aluf.
- Czemu? Potrafi jeździć na quadzie i zawsze chętnie bierze warty.
- Owszem, jednak to nie powód aby nadmiernie go wykorzystywać, mamy również innych oficerów. - odparł Hetto, a po chwili dodał: - Tajhal też jesteś oficerem i dawno nie miałeś żadnej warty. Może się pofatygujesz?
- Em ... Z Tobą Ojciec się nie dyskutuje ... oczywiście że mogę ...
- No to mamy oficera na warte i po kłopocie.
- Tak ... można tak powiedzieć...
- Nie marudź przewietrzenie dobrze Ci zrobi. - odparł Hetto z uśmiechem.
************

Zdyszani Volaure i Kiazu wycierają swoje twarze w białe ręczniki. Po zaciętym starciu i intensywnym tańcu maszyna w końcu podliczyła wyniki. W tym momencie okazało się, że Kiazu jednym punktem wygrała pojedynek taneczny.
- To nie możliwe! - stwierdził Volaure.
- HA! A jednak! - uradowała się Kiazu, a po chwili entuzjastycznie dodała: - Od dzisiaj nazywajcie mnie królową tańca!
- Miałaś fart i tyle. Gdyby nie zadzwonił mu telefon byłby remis. - wtrąciła Diuna.
- Oj cicho, wygrałam i to się liczy! - odparła Kiazu.
- Przyznaję wygrałaś. - odpowiedział Volaure, a następnie w geście gratulacji uścisnął prawą dłoń ognistej neczanki, a następnie dodał: - Dobra dzieciaki na mnie już pora.
W tym momencie Hachi i Otachi pożegnali się z księciem powitaniem z Zekeren, mówiąc:
- Narka Ziom!
- Narka Chłopaki. - stwierdził Volaure a neczańscy bracia wrócili do grania.
W tle zaczęła lecieć przyjemna i energiczna muzyka z gry.
- Do zobaczenia... - odpowiedziała delikatnie rozczarowana Kiazu, jednocześnie przyciągając księcia za bluzę i całując go.
- Do rychłego zobaczenia. - odparł Volaure z uśmiechem, kiedy jego usta były już wolne.
- Do miłego... - dodała Diuna dając władcy buziaka w policzek.
- Pewnie, że do miłego. - odpowiedział tygrys z uśmiechem.
- Papatki. - stwierdziła Rina, tuląc się do władcy, który dał jej buziaka w policzek i powiedział: - Papa Aniołku - a następnie mrugając okiem wyszeptał: - Dbaj o niego.
- Dobrze ... - odparła pokornie Rina z delikatnym rumieńcem.
Po tych wszystkich pożegnaniach do władcy w końcu podszedł elektryczny neczanin. Uradowany Volaure po męsku objął swojego przyjaciela i klepiąc go po plecach radośnie powiedział:
- Najlepszego Bracie!
Następnie Panowie pożegnali się powitaniem z Zekeren i książę znikł, rozmywając się jak kamfora.
- O rany zobaczcie co oni wyprawiają! - wykrzyknęła Diuna.
W tym momencie wszystkie oczy skierowały się w kierunku grających chłopaków. W tym momencie okazało się, że gra wylosowała dla neczan piosenkę w której jeden z nich odrywa rolę dziewczyny. W ten sposób Otachi komicznie rusza biodrami i parodiuje kobiece ruchy, jednocześnie bardzo je wyjaskrawiając.
- O ludzie dobre! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- Oni są szaleni. - dodała Diuna, a po chwili energicznie dodała: - Dalej! Dajcie czadu!
- Co za kocie ruchy! - pochwaliła Kiazu.
Tym czasem chłopaki, naśladując ruchy postaci na ścianie, radośnie podskakując tańczyli w koło. Nagle Hachi objął Otachiego w pasie. Wietrzny neczanin mocno wygiął się do tyłu podkreślając rękami swoje ciało. Następnie Otachi, kręcąc biodrami pochylił się nad bratem, aby już po chwili Hachi zrobił to samo. Kiedy wydawało się już że bardziej śmiesznie nie może być Hachi podniósł Otachiego, który delikatnie wybił się w powietrze. Tuż po tym podniesieniu Hachi z Otachim trzymanym w powietrzu energicznie zakręcił się, a że obaj byli już po piwie to ziemny neczanin nagle stracił równowagę i obaj zaczęli lecieć na ziemię. W ostatniej chwili wietrzny neczanin prawą ręką odbił się od ziemi. Ta szybka reakcja spowodowała że Hachi wyprostował się i puścił brata.
W tym momencie neczanki wybuchły nie opanowanym śmiechem, zresztą nie tylko one gdyż Hachi i Otachi również zaczęli się śmiać, i to do tego stopnia, że nie byli wstanie kontynuować już swoich popisów. Nawet Kurai delikatnie uśmiechnął się pod nosem.


************

Wielkie, stworzone z ciemnej czerwono-czarnej skały, smocze leże, które oświetlone jest kilkoma, płonącymi pochodniami. Darkaril, który ma się już całkiem dobrze zapina swojemu ogromnemu smokowi, masywne siodło. Jest ono tak duże, że każdy kto jest mniejszy od demona miałby ogromne problemy aby założyć Marada to siodło.
- Przestań się wiercić! - stwierdził groźnie i twardo Darkaril, uderzając smoka pod jego skrzydło.
Marada jedynie delikatnie zmienił pozycję i warkną, a co najważniejsze przestał się przesadnie wiercić.
- A Ty gdzie się wybierasz? - spytał nagle znajomy głos.
- Nie Twój interes oficerzyno. - odparł Darkaril nie przerywając oporządzania smoka.
W tym momencie krętymi, wyprofilowanymi schodami zszedł wysoki młody, poważny, dobrze zbudowany, mężczyzna, który ma około 35-40 lat. Ma on krótkie, zadbane ciemnofioletowe włosy i poważne żółte oczy. Ubrany jest w dopasowaną, purpurową marynarkę, na długi rękaw, z wysokim kołnierzem i zapinaną z boku, o złotych zdobieniach i guzikach oraz czarne jeansowe spodnie. Całości jego ubioru dopełniają czarne, wysokie wojskowe byty, czerwony pas oraz złote grube paski wieńczące rękawy. Dodatkowo mężczyzna ma założoną purpurową wojskową rogatywkę, w taki sposób, że widać mu zarówno cześć włosów jak i jej daszek nie zasłania mu twarzy.
- Doskonale wiesz, ze to jest mój interes, no chyba, że chcesz mieć 24 godziny nadzór to wtedy rzeczywiście jest nie moja sprawa. - odparł spokojnie przybysz podchodząc.
- Oficerzyno! Nie wkurwiaj mnie i Ty ... idę się zemścić nie widać? - odparł Darkaril odwracając się do oficera.
- Nie nie idziesz, według Twojej opowieści obóz ma ochronę smoków i jeśli teraz tam polecisz to będziesz głupi jak but. - stwierdził Damu.
- NIE JESTEM GŁUPI! - wykrzyczał Darkaril
- Do tej chwili też tak sądziłem, jednak bez przygotowań polecieć w miejsce gdzie chwilę wcześniej dostało się łomot, w którym ledwo się przeżyło to głupota w czystej postaci.
- Tym razem będzie inaczej, gwarantuję!
- Pewnie, wprawdzie doszedłeś już do siebie, jednak lecąc tam sam ściągniesz na siebie nie tylko ich jeźdźca z smokiem, ale również maszyny bojowe z całego obozu. - stwierdził Damu, a po chwili dodał: - Na pewno będzie inaczej zdecydowanie.
- Dobra, zaciekawiłeś mnie... to co proponujesz? - wycedził przez zęby Darkaril po chwili namysłu.
- Ty i Twój smok udacie się na pewien trening, gdzie zostaniecie tam tak długo dopóki ja nie powiem, że może być inaczej.
- Niech będzie oficerzyno.
- Cieszy mnie, że doszliśmy do porozumienia. - odparł oficer z lekkim uśmiechem.
- A co z tym obozem maszyn?
- Spokojnie zajmę się tym, jednak Ty grzecznie udasz się na trening.
- Tak, tak ... oficerzyno ...
- Hehehehe .... Zadbam, aby Ci się tam nie nudziło i aby głupie pomysły nie chodziły Ci po głowie... dostaniesz tam taki wycisk, że odechce Ci się jakiejkolwiek niesubordynacji...- zamyślił się Damu.

************

W pokoju neczanek leci przyjemna, spokojna i rytmiczna muzyczka, która bez wapienia wpada w ucho. Jest ona stosunkowo ściszona. Kurai, który ma zdjętą bluzę oraz buty, spokojnie śpi na łóżku Riny. Jest on ułożony na lewym boku i sprawia wrażenie, że nic mu nie przeszkadza.
- Muszę przyznać że wygląda bardzo niewinnie jak śpi. - stwierdziła Diuna, leżąc na łóżku ognistej siostry.
- Każdy tak ma jak śpi ... a on jest słodki nawet tak nie śpi... - stwierdziła Kiazu mrugając okiem i wiążąc wodnej siostrze złotą kokardę z tasiemki która została po otwarciu jednego z prezentów, a po chwili dodała: - Wyglądasz z nią uroczo...
- Dziękuję. - odparła Rina rumieniąc się.
- Może ją jeszcze umalujesz i zrobisz fryzurę? - zaproponowała Diuna.
- Fryzurę, może nie... ma fajnego warkocza dobieranego, ale umalować mogę. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem, a po chwili dodała: - Diuna weź mi podaj moją kosmetyczkę.
- No dobra, ale tylko dlatego, że jestem ciekawa co z nią zrobisz. - stwierdziła Diuna podnosząc się, a po chwili biorąc z szafki kosmetyczkę dodała: - A co robimy z tymi trupami na krzesłach?
- Nic niech śpią, zostawimy im jedno łózko wolne i może przejdą. - odpowiedziała Kiazu.
- Swojego łózka nie oddam. - stwierdziła narzekającym głosem Diuna.
- Spoko może być moje ... i jak chcesz możesz ich przenieść. - odparła Kiazu malując wodną siostrę.
- Hmm.... Otachiego jeszcze mogę, ale Hachiego nie tknę ... niech rano go wszystko boli. - odpowiedziała delikatnie wrednie Diuna.
- Jak tam chcesz ... Tylko łaskawie nie rozbij mu głowy czy coś... - powiedziała Kiazu.
- Postaram się... - odparła Diuna, a następnie swoją psychiczną mocą uniosła śpiącego Otachiego i z delikatnym trudem i kołysząc go na boki położyła go na łóżku ognistej siostry.
- Brawo. - stwierdziła Kiazu.
- Zaraz go przykryję i przeprowadzę Hachiego. - dodała Rina.
- Hachiego zostaw... spadnie z krzesła to się przeniesie. - stwierdziła Diuna.
- Zostaw go niech śpi ... a teraz daj mi skończyć ... - dopowiedziała Kiazu, nie przerywając malowania.
- Dobrze... - odparła spokojnie Rina.
- Nieźle Ci to wychodzi. - pochwaliła Diuna.
- Pochwalisz jak skończę. - odpowiedziała szybko Kiazu, a po chwili dumnie dodała: - O właśnie teraz.
- No świetnie wygląda! - stwierdziła Diuna, przebierając się w piżamę.
Rina ma na sobie delikatny błękitnobiały makijaż, który w piękny sposób podkreśla żółte oczy wodnej neczanki i w przyjemny sposób kontrastuje z wstążką uwiązaną na szyi. Kiazu postanowiła zrobić siostrze zdjęcie swoją komórką.
- Słodko wyszłaś. - powiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Muszę przyznać że masz racje. - odparła Diuna leżąc na swoim łóżku.
- Pewnie, że mam w końcu to moje dzieło. - stwierdziła dumnie Kiazu wchodząc do łazienki.
Wodna neczanka wyłączyła grę a następnie usiadła na swoim łóżku. W tym momencie zaspany Kurai delikatnie uchylił swoje nie obudzone jeszcze oczy.
- Przepraszam... - powiedziała pokornie Rina wstając.
W ten elektryczny neczan bez słowa złapał ukochaną za prawą rękę i mocno przyciągnął do siebie, tak że neczanka położyła się tuż obok niego.
- Dobranoc - stwierdził delikatnie zaspany Kurai, obejmując ukochaną, wtulając się w nią i ponownie zamykając oczy.
- Dobranoc ... - odparła neczanka rumieniąc się, dając ukochanemu buziaka w policzek i wtulając się do jego ciepłego ciała.
Po chwili do pokoju wróciła Kiazu, przebrana w piżamę, a przysypiająca Diuna powiedziała:
- I po Twoim make-up...
- E tam ... jeszcze nie jest źle ... - odpowiedziała Kiazu gasząc światło.
- Heheheh... będzie miał ciekawe ślady na koszulce.
- Być może.
- Hmm... jest zalany w pestkę a przyznaje się do niej...
- To dobrze, to oznacza, że nie oszukuje jej ... - stwierdziła Kiazu kładąc się koło siostry, a następnie dodała: - Miałam kiedyś chłopaka, który twierdził, że mnie kocha, jednak kiedy wypił trochę... to nie pamiętał kim jestem...
- To pewnie przelało się dużo piwa ...
- Wystarczało jedno - dwa ...
- A to już przesada ...
- Mniejsza mam go gdzieś ...
- Heheheh... hmm... chyba Kurai wypił piwo Hachiego....

- Hehehe ... może ... hehehe...