poniedziałek, 8 grudnia 2014

Epizod 155


"Pierwsza nocna warta"

Nastał wczesny wieczór, a łączony, dwunastoosobowy oddział kapitana Uamuzi Cagada, doszedł nad rozległą,ukwieconą polanę, przez którą płynął wąski strumień o krystalicznie czystej wodzie i bystrym nurcie. Delikatny ciepły wiatr owiewa twarze żołnierzy, przynosząc im przyjazne orzeźwienie i ukojenie po całym dniu wędrówki.
- Żołnierze natychmiast rozbijamy tu obóz. - stwierdził twardo bromiański kapitan.
- Na rozkaz Panie Kapitanie! - odparł zgodnie oddział.
- Dobra lenie nie ociągać się za max 10 minut ma się tu pojawić obóz!- stwierdził twardo oficer.
- Chyba żartujesz ... - odburknęła Kiazu pod nosem.
- Słucham? - spytał twardo Uamuzi.
- Nic nic ... działamy Panie Kapitanie ... - odparła Kiazu cedząc słowa przez zęby.
- I tak ma być! No już ruszajcie się! - rozkazał stanowczo oficer.
- Tak jest Panie Kapitanie. - odparli zgodnie wojskowi.
W tym momencie bromiański kapitan za pomocą swoją mocy stworzył wygodny lodowy fotel, na którym spoczął. Niebiesko-biały, błyszczący i krystaliczny fotel, wspaniale się iskrzy w promieniach zachodzącego słońca, a oficer dumnie i wygodnie na nim siedzi i z znudzoną miną obserwuje krzątający się oddział.
- Prawie jak Sachiner ... - wymamrotała Kiazu.
- E tam ... do pięt mu nie dorasta... - odparł Hachi.
Po chwili Skauti podszedł do kapitana i wręczył mu nie dużą książkę w czerwonej oprawce mówiąc:
- Panie Kapitanie, może tak książkę na umilenie czekania?
- Bardzo chętnie Skauti. Dziękuję. - odparł naburmuszony kapitan, który wyjął słuchawkę z prawego ucha i od razu zajął się lekturą.
Dzięki temu zagraniu Skauti, kupił swojej drużynie trochę dodatkowego czasu. W tym czasie w obozie panował istny chaos, żołnierze biegali jak oszalali nie wiedząc w co wsadzić ręce. Czas nieubłaganie uciekał, a żołnierze w żadnym stopniu nie zbliżają się do postawienia obozu. Nagle na malowniczej i kwiecistej polanie rozległ się krótki, intensywny i donośny gwizd. W ten wszystkie oczy, prócz oczu oficera, który nie oderwał się od książki, zwróciły się w kierunku z którego dobiegł gwizd.
- Podejdzie tu. -stwierdził chłodno i stanowczo Kurai
Po chwili wszyscy neczanie oraz bromiański zwiadowca podeszli do elektrycznego neczanina, a reszta załogi patrzyła na niego jak na wariata i nerwowo wrócili do swoich zajęć. W tym momencie Kurai spokojnie podszedł do Krigera, a kiedy przerwał pracę i stwierdził:
- Czego chcesz?
- Zorganizować pracę. - odpowiedział twardo i chłodno Kurai.
- Po co? Przecież nie jesteś dowódcą, a my mamy postawić obóz i tyle...
- Jesteś wojownikiem i założę się że boisz się gniewu swojego kapitana.
- Nieprawda!
- Prawda, podchodzisz nerwowo do prostego zadnia i za wszelka cenę chcesz zadowolić swojego dowódcę aby był zadowolony i nie wpadł w gniew. Jednak jeśli nadal będziemy działać pod presją i będziemy zagłębiać się w tym niekontrolowanym chaosie to Pan kapitan skończy czytać swoją książkę, a my będziemy w lesie i tym samym ześlemy na siebie jego gniew. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie dodał: - No chyba, że kapitański gniew jest nieodzowną częścią dnia to pracuj tak dalej.
W tym momencie zapadła przenikliwa i bardzo niezręczna cisza. Elektryczny neczanin nie czekał na odpowiedź tylko spokojnie się odwrócił i z rękami w kieszeniach udał się do grupki która chciała go słuchać. Po paru chwilach, kiedy Kurai dodarł już do grupy chcącej współpracować, bromiański wojownik nagle krzyknął:
- Zaczekaj! - a kiedy Kurai zatrzymał się i odwrócił się w jego kierunku, dopowiedział: - Co proponujesz?
- Po pierwsze zwołaj resztę swojego oddziału. - stwierdził twardo Kurai.
Na te słowa wojownik gestem zawołał resztę swojego oddziału, a kiedy wszyscy stanęli w już w koło elektrycznego neczanina, to Kriger powiedział:
- Dobra i co teraz? Tylko szybko bo czas leci.
- Hachi i Otachi zajmiecie się naszym namiotem. - odpowiedział twardo Kurai.
- Spoko Ziom. - odparli zgodnie bracia.
- Kiazu, Kriger wy pójdziecie do pobliskiego lasu i zbierzecie dużo drewna na opał. - kontynuował elektryczny neczanin.
- Spoko da się załatwić. - odparła Kiazu.
- Dobra może być, chociaż to zajęcie jest mało godne wojownika. - dodał zmieszany Kriger.
- Nie ma nie godnych zajęć....- odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - Lecimy dalej Daktari i Gynimas wy zajmiecie się Waszym namiotem.
- Jak sobie życzysz... - odpowiedział spokojnie Daktari.
- Dobra ... - dodał Gynimas.
- Diuna i Rina wy pozbieracie kamienie do otoczenia ogniska oraz zaopatrzycie obóz w wodę. - kontynuował elektryczny neczanin.
- Dobrze ... - odpowiedziała Rina z uśmiechem.
- Spoko, lepsze to niż drewno. - dopowiedziała Diuna przeciągając się.
- W takim układzie została ostatnia kwestia ... - powiedział stanowczo Kurai, a następnie dodał: - Vaatleja, Skauti oraz ja zajmiemy się namiotem kapitana.
- Niech będzie. - odpowiedział Vaatleja.
- Spoko ... - stwierdził zaskoczony Skauti.
- Skoro wszyscy wiedzą już co robić to czas do pracy. - stwierdził stanowczo Kurai.
- Nie wiem po co ta interwencja w rozkazy ale zgadzam się - odpowiedział twardo Kriger.

************

Bromiański kapitan tak bardzo się zaczytał w swojej książce, że nie zauważył upływającego czasu. Wieczorne, zachodzące słońce zaszło praktycznie już zaszło. Ponura szarówka, pomału wkrada się krajobraz i zwiastuje nadejście nocy. Właśnie ten nadchodzący mrok i wspaniałe i smakowite zapachy rozchodzące się po okolicy wyciągnęły oficera z transu. Uamuzi złożył książkę, przeciągnął się i zobaczył rozpalone, nie za wysokie, czerwono-pomarańczowo-żółte ognisko, nad którym gotowała się już aromatyczna strawa, której sam zapach sprawiał, że człowiek robi się głodny. Następnie wzrok kapitana przykuły trzy namioty i jego ludzie rozmawiający przy ognisku. W tym momencie oficer przypomniał sobie, że wyjął z ucha słuchawkę, więc od razu włożył ja z powrotem, aby mieć pod kontrolą swój oddział.
- Nie za dobrze się bawicie? - spytał twardo kapitan.
- Nie Panie kapitanie. - odpowiedział spokojnie Vaatleja.
- Melduje posłusznie Panie Kapitanie, że rozstawiliśmy obóz, przydzieliliśmy warty i czekamy na kolację. - wtrącił Kriger.
- Rozumiem, czyli wszystko jak należy, ale myślę, że bez śmiania się zrobilibyście to znacznie szybciej. - odpowiedział pogardliwie Uamuzi, a następnie dodał: - Nie było wcześniej czasu na pewną kwestię, jednak skoro jesteście aż tak źle wychowani to poruszę ją. Słuchajcie Ja jestem kapitanem a wy jesteście niżsi rangą, ale różnicie się stażem co widać bo Waszych odzywkach co za tym idzie zabraniam się wam spoufalać z kimś niższym bądź wyższym rangą czy stażem. Jesteśmy żołnierzami i nam nie przystoi spoufalanie się z kimś niższym.
- Czyli co nie można nam się śmiać i ze sobą rozmawiać? - spytała dociekliwie Diuna.
- Dokładnie tak. - odparł chłodno Kapitan.
- To chore ... - stwierdziła Kiazu.
- Mylisz się ponieważ rozmowy i śmianie się dekoncentruje Was. To jest wojsko a nie karczma, przyjaźnić możecie się poza wojskiem, bo w wojsku nie ma czasu na takie fanaberie. - odparł pogardliwie i z irytacja kapitan, a następnie dodał: - Idę do siebie, gdzie będę czekać na dużą porcję kolacji. A wy zaraz po posiłku macie się rozejść i zając się pracą.
- Tak jest mości kapitanie ... - odpowiedział pokornie Daktari.
W tym momencie kapitan udał się do swojego namiotu, gdzie zapalił lampę oliwną i zajął się swoimi jakże ważnymi sprawami.
- Co za sztywniak ... on tak zawsze? - spytała Kiazu.
- Ciiiii... po Cię jeszcze usłyszy i będzie draka .. - odparł cicho Vaatleja zakrywając mikrofon.
- Odkąd go znamy to taki jest. - dodał Skauti również zakrywając mikrofon.
- Za pozwoleniem, co prawda słyszałem, że nasz kapitan podobnież został kapitanem po znajomości gdyż jego wuj jest jednym z bromiańskich generałów, ale chodzą słuchy, że jest mocny i jemu nie załazi się za skórę. - dodał stłumionym głosem Daktari
- Eh ... lipa ... - stwierdziła Diuna.
- Panie Generale nie da się z tym nic zrobić? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Pan Generał ma obecnie przerwę, ja kapitan Amis Yangryu obecnie go zastępuję ... . - odparł głos w słuchawkach, a następnie dodał: - Teraz to kapitan Uamuzi jest waszym bezpośrednim przełożonym i do końca misji musicie to on za Was odpowiada, a wy macie się go słuchać ... zrozumiano?
- Tak tak ... - stwierdził Otachi.
- Kiazu tylko bez głupich pomysłów ... - stwierdził stanowczo neczański kapitan.
- Dobrze ... - odparła Kiazu przewracając oczami.
W ten ze swojego namiotu wyszedł poirytowany kapitan mówiąc:
- Po pierwsze zakazałem rozmów, a po drugie skoro Wam nie pasuję to wszyscy robicie bo czterdzieści długości strumień - las, a jak dostanę przypaloną kolację to urządzę Wam nocną musztrę! A teraz wynocha!
- Tak jest panie kapitanie. - odparli bromiańczycy.
Następnie wszyscy, mniej lub bardziej chętnie, wstali od ogniska i w celu wykonania rozkazu, zaczęli biec w kierunku lasu.
- Śpieszymy się? - spytała Kiazu.
- E tam... nie ma po co... stwierdziła Diuna.
- Kto pierwszy ten dostanie dodatkową porcje kolacji - stwierdził Hachi prześcigając wszystkich.
- Ej Bro nie myśl sobie, że tak łatwo oddam dokładkę. - odparł Otachi z uśmiechem i przyśpieszając.
- Najpierw będziecie musieli prześcignąć mnie! - stwierdził Kriger.
- Łatwizna! - odparła Kiazu przyspieszając
- Za rozmowy macie dodatkowych 10 długości. - wtrącił stanowczo kapitan.
- Tak jest! - odparli zgodnie wszyscy jednocześnie próbując się na wzajem prześcignąć.

************

- Drogi Generale, przepraszam za tak późną porę ...
- Nie szkodzi Panie Ambasadorze.
- Generale, wiadomo już coś na temat zagrożenia?
- Niestety jeszcze nie ... moi ludzie oraz bromiański oddział po całym dniu marszu niczego nie znaleźli, a teraz rozbili obóz w sektorze za smoczą bramą.
- Niech spojrzę na mapę.... Tak koło strumienia wydaje się dobre miejsce na obóz.
- Tam się właśnie rozbili i z samego rana mają zamiar ruszyć w dalszą podróż w głąb nieznanej ziemi.
- Rozumiem... Ah uleciało mi ... Drogi Generale, poprosiłem księcia Volaure aby trzymał w gotowości oddział medyczny wraz z kapsułą, więc proszę w razie potrzeby natychmiast zadzwoń do księcia Zekeren aby medycy mieli szanse dotrzeć do nich na czas.
- Tak jest, Panie Ambasadorze.
- Zatem dobranoc generale i czekam na wieści.
- Oczywiście... dobranoc Ambasadorze.
W tym momencie rozmówcy rozłączyli się a Generał zdejmując słuchawki, stanowczo powiedział do jednego ze swoich kapitanów:
- Moyoshi ja idę spać, a za cztery i pół godziny zmienisz się z Amisem.
- Tak generale.
- Aha i w razie potrzeby natychmiast mnie budzicie, rozumiemy się?
- Tak jest!

************

W tą delikatną, chłodną i stosunkowo wczesną noc neczanki siedzą przy ciepłym i wysokim ognisku, jako pierwsze pełnią wartę. Przyjemne, czerwono-pomarańczowo-żółte płomienie ogrzewają twarze dziewczyn, oświetlają całe obozowisko i na pewno są widoczne z daleka. Neczanki wykorzystują fakt, że reszta oddziału już śpi, zasłoniły swoje mikrofony i rozmawiają.
- Irytuje mnie nasz kapitan. - stwierdziła Kiazu.
- Ja mam ochotę go wypatroszyć. - dopowiedziała Diuna, a następnie z niezadowoleniem dodała: - Heh ... pewnie Rina niebawem się z nim za kumpluje i będziemy musieli go znosić.
- Nie sądzę ... - odpowiedziała Rina.
- Tak? A to dziwne przecież nasz kapitan to wypisz wymaluj Sachiner tylko jeszcze się do Ciebie nie dobiera... - odparła Diuna.
- Dobrze, że Sachiner nie słyszy tego pojazdu ... - stwierdziła Kiazu, po czym dodała: - Jakbym miała wybierać między Uamuzi a Sachinerem to zdecydowanie wole Sachinera.
- Ja żadnego ... dwa jełopy który mają się za pępek świata. - stwierdziła pogardliwie Diuna.
- Hmm... Sachiner jest mądry i inteligentny ... - wtrąciła nieśmiało Rina.
- Hmmmm... dobra tu mnie masz ...- odparła Diuna po chwili namysłu.
- Hehehe ... i Sachiner jest przystojniejszy ... chociaż nasz kapitan też jest niczego sobie. - dodała kokieteryjnie Kiazu.
- To dawaj poderwij go to może da nam spokój ... - stwierdziła Diuna.
- Kuszące ale nie ... po pierwsze na przyjemność trzeba sobie zasłużyć ... a po dwa niestety mam nie odparte wrażenie że to nam zaszkodzi a nie pomoże ... Kapitan wydaje się być na swój dziwny sposób służbistą - odparła Kiazu.
- Skoro tak mówisz ... ja mam nadzieje, że nasza misja się szybko skończy a my już nigdy nie spotkamy Uamuzi ... - stwierdziła Diuna.
- Hmmm... nasze dwie godziny zaraz miną ... czas obudzić Hachiego i Otachiego. - stwierdziła Kiazu z lekko wrednym uśmiechem.
- Chętnie dołączę się do budzenia - dodała ochoczo Diuna.
- Tylko nie obudźcie całego obozu ... - stwierdziła Rina.
- Spoko ... zobaczę co da się zrobić. - odparła Kiazu chichocząc.
- Luz ... namioty trochę tłumią dźwięki. - dodała Diuna.
W tym momencie obie siostry, chichocząc i po cichu knując udały się do na miotu, a Rina została przy ciepłym i hipnotyzującym ognisku. Po paru szybkich chwilach z namiotu neczan wyszedł Kurai, który spokojnie i bez emocjonalnie podszedł do wspaniałych, tańczących płomieni..
- Przepraszam, że Cię obudziły .... - stwierdziła nieśmiało Rina.
- Nie szkodzi .... - odpowiedział chłodno Kurai.
- To dobrze ... - odpowiedziała Rina z uśmiechem, a następnie z zaciekawieniem dodała: - Hmmm... co tym razem wymyśliły?
- Nie chcesz wiedzieć...a z resztą już idą ... - odparł chłodno Kurai z rękami w kieszeniach.
W ten z namiotu wybiegły roześmiane neczanki, a tuż za nimi wybiegli poddenerwowani Hachi i Otachi. Rodzeństwo zrobiło kilka szybkich rundek w koło obozu, a następnie kiedy przebiegali tuż koło ogniska to niespodziewanie Hachi i Otachi poczuli mocne i gwałtowne pociągnięcie za koszulki.
- Ej co jest? - stwierdził zdziwiony Hachi.
- Koniec zabawy ... zemścicie się później ... - odpowiedział chłodno Kurai, który złapał Hachiego i Otachiego za koszulki i tym samym dość raptownie i skutecznie ich zatrzymując.
- No weź Ziom ... - stwierdził Otachi.
- Macie warte ... - stwierdził twardo Kurai.
- Wiemy, ale Ziom .. - narzekał Hachi.
- Eh no daj się nam zabawić ... - wtrąciła niezadowolona Kiazu
- Zemsta najlepiej smakuje na zimno ... a teraz zajmijcie się wartą! - odpowiedział stanowczo Kurai, puszczając przyjaciół.
- Eh i koniec zabawy ... - stwierdził niezadowolony Hachi.
- Dobra niech będzie "Tato" ... - stwierdził złośliwie Otachi.
- Kto Ci powiedział? - odparł Kurai.
W tym momencie wszyscy zrobili zaskoczone i niedowierzające oczy oraz mocno zdezorientowane miny. Po chwili przenikliwej ciszy, Hachi z trudem wykrztusił:
- Żeee....coooo?
- Przecież .. przecież to nie możliwe ... masz tylko dwa lata więcej niż my ... - stwierdziła Diuna.
- Czekaj Ty nas wkręcasz? - stwierdził Otachi.
- Uffff.... A już się bałem ... - dodał Hachi z ulgą.
- Ty spryciarzu jeden... - stwierdził Otachi z uśmiechem.
- Dobra Panowie na Was czeka warta, a my wracamy do śpiworów - wtrącił twardo Kurai.
- Spoko Ziom. - stwierdził Hachi z uśmiechem.
- W sumie luz ... na dobrą sprawę nie chce się użerać z naszym dowódcą ... - dodał Otachi.
- Jeszcze wcześnie ... - wtrąciła Kiazu.
- Jak chcesz to siedź nawet do rana ... - odparł twardo Kurai.
- Naprawdę!? - spytała Entuzjastycznie Kiazu, a następnie nie czekając na odpowiedź dodała: - Super to chodźcie do namiotu!
- Dobra - stwierdziła Diuna z lekkim uśmiechem.


************

Dziewczyny urządziły sobie radosną i energiczna wojnę na poduszki i śpiwory, po której wszystkie poszły spać. W tym samym czasie spokojna warta Hachiego i Otachiego, pomału zbliżała się do końca.
- No niedługo koniec warty ... -stwierdził radośnie Otachi przeciągając się.
- Bro a potem czekają na nas ciepłe śpiwory. - dodał entuzjastycznie Hachi.
W ten w blasku roztańczonego, pomarańczowo-czerwono-żółtego ogniska pojawili się zaspani Kriger i Vaatleja, którzy wychodząc z mroku byli gotowi na przejęcie warty.
- Dobry .... - stwierdził Vaatleja ziewając.
- Siema ... - odparli zgodnie neczanie.
- Jest gdzieś kawa? - spytał mocno zaspany Kriger.
- Chwila moment i będzie świeża. - stwierdził Hachi.
- Świetnie - stwierdził zadowolony Kriger.
Nagle rozległy się tajemnicze szmery, dobiegające z nad polany. W tym momencie wszyscy wojownicy zrobili się czujni, bardzo uważni i gotowi na to co lada moment pojawi się w blasku ogniska.
- Dobra ruszamy! - stwierdził Kriger.
- Nie ... poczekaj ... - stwierdził Otachi.
- Ziom to może być jakiś zwierzak ... a ktoś nam kiedyś powiedział, aby zachować spokój. - dodał Hachi.
- No ale... - nakręcał się Kriger.
- Kriger, ja chętnie poobserwuję więc daj się młodym wykazać. W końcu przez jeszcze parę minut to ich warta więc niech się dzieje co chce. - wtrącił Vaatleja.
- No dobra, najwyżej będzie na nich ... - odparł Kriger, trochę luzując.
Mimo wszystko wojownicy nawet na sekundę nie stracili czujności, a szmery i szelesty z każda chwilą robiły się coraz głośniejsze. W ten w blasku wysokich płomieni pojawił się ostry dziób i smukłe pierzaste ciało, wysokiej bestii o groźnym, krystalicznym, przenikliwym, błękitnym spojrzeniu. Przybyła bestia ma masywne i rozbudowane lwie ciało oraz łapy, dodatkowo posiada orlą głowę z długimi uszami dzikiego osła. Cała postura bestii budzi lęk i szacunek.
- Co to za cholerstwo? - stwierdził mocno zdziwiony Kriger.
- To chyba Alce ... samiec gryfa ...tylko jakiś mały ... - stwierdził z podziwem Otachi.
- A Ty niby skąd wiesz? - spytał dociekliwie Vaatleja.
- Nasz mistrz nam kiedyś o nim mówił ... - odparł Hachi.
- To jedziemy! Wybić bydlaka! - stwierdził Kriger.
- Ciiiiiicho Ziom ... - stwierdził Otachi zatykając usta bromiańskiemu wojownikowi.
- Idę po Kurai'a ... - dodał Hachi, ukradkiem udając się w kierunku namiotu.
Ziemny neczanin szybko i sprawnie wszedł do neczańskiego namiotu.
- Ej Ziom ... - stwierdził Hachi.
- Ciszej ... Co jest? - spytał twardo Kurai podnosząc się.
- Sory, że budzę... ale chyba mamy w obozie Alce ....
- Dobrze zrobiłeś ....
Po tych słowach elektryczny neczaniń szybko się zebrał i wraz z Hachim wyszedł z namiotu. W tym samym czasie delikatnie spłoszony samiec gryfa kręcił się w blasku płomieni i uważnie obserwował cały obóz. Alice nie pewnie obwąchiwał namioty, pojąc się jakiegokolwiek szmeru.
- Ziom co robimy? - wyszeptał Otachi.
- Zachowajcie spokój, to młodziak pewnie szedł się napić a nasze obozowisko stanęło mu na drodze.. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Czyli co? Olewamy go, tak bez walki? - wtrącił Kriger.
- Nie unoś się. - stwierdził twardo Kurai, a następnie stwierdził: - Otachi przywołaj delikatny wiatr, który przyniesie tutaj zapach strumienia za nami.
- Już się robi ziom. - odpowiedział Otachi z uśmiechem, a następnie wietrzny neczanin wziął głęboki oddech, zamknął oczy.
- Powariowaliście? - stwierdził z niedowierzaniem Kriger.
- Milcz i pozwól mu działać. - odparł twardo Kurai.
Bromiański wojownik bardzo niechętnie się powstrzymywał od zaatakowania bestii. W ten wszyscy poczuli delikatny, ciepły wietrzyk, który niesie ze sobą intensywny zapach świeżej i czystej wody. Młody gryf postawił uszy jednocześnie głęboko oddychając. Po paru chwilach Alce podążył za zapachem strumienia i wkrótce spokojnie opuścił obozowisko.
- Kurai skąd wiedziałeś, że to młodzik i że tak łatwo z nim pójdzie? - spytał zainteresowany Vaatleja.
- Mam swoje sposoby - odparł chłodno Kurai.
- Czyżby płochliwość? - spytał Vaatleja.
- Błękitne oczy, dorosłe osobniki mają je zielone. - odpowiedział stanowczo i chłodno elektryczny neczanin, a następnie dodał: - Skoro sytuacja opanowana to ja wracam spać.
- A co mamy robić jak ten cały gryf wróci? - Vaatleja.
- Vaatleja co się martwisz skopie mu dupę i tyle. - dodał Kriger.
- Ty go lepiej zostaw, szkoda energii... a młodzik nie wróci, nie ma po co. - stwierdził chłodno i twardo Kurai wchodząc do namiotu.
- Oszalał czy co? - spytał Kriger.
- Kto go tam wie ... ale na waszym miejscu zaufałbym mu. - stwierdził Hachi.
- A wy mu ufacie? - pytał dalej Kriger.
- Jasne ... zresztą sami się już przekonaliście, że warto - odpowiedział Otachi.
- Dzieciaki mają racje. - stwierdził Vaatleja , a następnie spojrzał na zegarek i dodał: - Czas puścić dzięki spać i przejąc wartę.
- No to my lecimy ... spokojnej warty - stwierdził Hachi z uśmiechem udając się do namiotu.
- Oby kawa dała rade i udanej warty. - dodał Otachi.
- Dobrej nocy dzieciaki. - stwierdził Vaatleja.

************

Przyjemna gwieździsta noc, pomału ustępuje miejsca bardzo chłodnemu, szaremu świtowi. Nieubłaganie zbliża się najzimniejsze cześć nocy, gdyż jest równo godzina przed wschodem słońca. Właśnie Daktari i Gynimas oddają swoją wartę w ręce ostatniej już grupy wartowników. Zaspany, mocno ziewający i trzęsący się z zimna Skauti oraz, spokojny i chłodny jak zawsze, Kurai są już przy bladym ognisku.
- Kawa, dopiero wstawiona. - stwierdził oschle Gynimas.
- Fantastycznie ... Zieeew ... przyda się ... - odparł Skauti.
- Ah, zapomniałbym uważajcie Pan Kapitan niedawno wstawał. - stwierdził Daktari, a następnie dodał - A teraz pozwólcie idę dospać. Chodź Gynimas.
- Jasne ... spoko ... - odparł Skauti grzejąc się przy ognisku.
W tym momencie wojownicy oddający zmianę udali się do namiotu, aby jeszcze chwilę pospać, a bromiański zwiadowca powiedział:
- Kurai, trzeba uważać i mieć oczy szeroko otwarte... widzisz nasz kapitan pali, w sumie prócz Daktari, to palimy wszyscy... w każdym bądź razie nasz kapitan ma zwyczaju palić w "łóżku" i zdarza mu się zasypiać z papierosem.
- Rozumiem ... odparł chłodno Kurai.
- Eh ... szkoda, że dziewczyny nie mają porannej warty ... eh .. gdyby miły to na nas czekałoby jakieś dobre śniadanie ... a tak to ... dupa blada ... - stwierdził zwiadowca delikatnie narzekając.
- Raczej nic nas rano nie spotka, więc możemy sami coś ugotować. - odparł chłodno Kurai.
- Żartujesz? Ja mimo swojego wieku nadal mieszkam z rodzicami i nie umiem gotować... za to moja matka świetnie gotuje ... mhmmmrrr...- rozmarzył się Skauti.
- Wstaw wodę, tylko jej nie przypal. - stwierdził Kurai, a następnie udał się w kierunku strumienia.
- Spoko .. Ej gdzie idziesz? Mamy warte ...
- Uznajmy że idę na obchód.
- Jak tam sobie chcesz ....
- W razie co jestem w pobliżu... tylko nie przypal wody...
- Tak jest ... - stwierdził entuzjastycznie Skauti a następnie lekko zmieszany, z ciszonym głosem dodał: - Mam nadzieje że podołam ...

************

Wczesnym rankiem po tymczasowym obozie rozszedł się intensywny, aromatyczny i kuszący zapach, zapowiadający dobre śniadanie. Zdumiony Skauti z podziwem obserwował efekt pracy Kurai'a.
- Stary to wygląda mega smakowicie ... - stwierdził niedowierzający zwiadowca, a następnie z fascynacją spytał: - To jest jadalne?
- Owszem jadalne.. - odpowiedział chłodno Kurai, mieszając gesty wywar.
- Nie potrujemy się od tego?
- Spokojnie, nie musisz się obawiać.
W ten zaczęli schodzić się pozostali wojownicy, którzy w dużej mierze są zaskoczeni smakowitymi zapachami, które dostają się w każdy zakamarek obozu.
- Mhmm... pachnie mi jak śniadanie.. - stwierdził Kriger oblizując się.
- Co za wspaniałe zapachy! - dodała zadowolona Kiazu.
- Ziom co tym razem wyczarowałeś? - spytał zaciekawiony Hachi.
- Gulasz rybny... - odpowiedział chłodno Kurai.
- Stary obłędnie pachnie. - dodał Otachi.
- Mam nadzieje, że te wasze dziwaczne wymysły, są zjadliwe. - wtrącił Kapitan Uamuzi.
- Dzień doby Panie Kapitanie. - odparli mniej lub bardziej zgodnie żołnierze.
- Dzień dobry. - odparł lekko naburmuszony kapitan, a następnie dodał: - Przed śniadaniem, żądam rozmowy z Kiną.
- Chyba Riną ... - stwierdziła Diuna.
- Przecież mówię. - odpowiedział stanowczo oficer a następnie wracając do swojego namiotu pogardliwie dodał: - Do mojego namiotu, to rozkaz.
W tym momencie lekko spłoszona wodna neczanka pokornie udała się do namiotu kapitana.
- Jak sądzicie czego od niej chce? - spytała Diuna.
- Nie wiem ... ale na jego miejscu bym nie szarżował ... - stwierdził Hachi.
- Luz ... to jego problem a nie nasz ... - dodała Kiazu.

************

Przestronny ciemnozielony namiot, po środku którego stroi wygodny lodowy fotel za którym stoi wysokie łoże z lodu na którym leży nie prześcielony śpiwór. Uamuzi siedzi dumnie na na swoim wyrafinowanym siedzeniu i rozmawia z wodną neczankę, która stoi przed nim.
- A więc jesteś fotografem?
- Tak Panie Kapitanie ... - odpowiedziała pokornie Rina.
- Kapitanie Uamuzi, jeszcze nie wypiłem porannej kawy a już mnie wkurzasz ... zostaw Ty ją w spokoju! - wtrącił stanowczo neczański generał.
- Szanowny Generale ja tylko rozmawiam. - odparł Uamuzi odkładając mikrofon i swoja słuchawkę,a następnie dodał: - A Ty nie waż się nic powiedzieć!
- Tak Panie Kapitanie.
W ten bromiański oficer podniósł się, podszedł do wystraszonej neczanki, po czym lewą ręką złapał ją mocno za ramie, a prawą zasłonił usta i patrząc w przestraszone oczy dziewczyny, stanowczo powiedział:
- Miałaś zamknąć mordę! - a po chwili ciszy z wrednym uśmiechem dodał: - Jednak i na to mam sposoby. Zamrożenie to bardzo przydatna umiejętność.
W tym momencie kapitan zaczął zamrażać neczankę, która w wkrótce cała pokryła się lodem, a zadowolony z siebie oficer powiedział: - No teraz mam pewność, że bez dziamgania mordą wysłuchasz tego co mam ci do powiedzenia, oraz będę miał pewność, że nikt nas nie podsłucha.
Zamrożona Rina nie miała wielkiego wpływu na to co się dzieje i chodź doskonale słyszała swojego oprawcę to nie była wstanie ani się ruszyć ani odezwać. Tym czasem kapitan ponownie rozsiadł się na swoim lodowym fotelu.

************

- Coś zamilkli ... - stwierdził Otachi.
- Pewnie wyjęli słuchawki ... - odparła Diuna.
- Tak mi przyszło do głowy, że chyba wiem o czym kapitan chce z nią rozmawiać.. - wtrącił Skauti.
- No dajesz Ziom o czym? - spytał zaciekawiony Hachi.
- Hmm... o ile dobrze pamiętam generał stwierdził aby zrobiła kilka zdjęć bramy ... - odpowiedział Skauti.
- No i? - naciskała Diuna.
- Prawdopodobnie nasz kapitan uznał, że jest fotografem .... a ich nie lubi równie mocno co zwiadowców. - odpowiedział zwiadowca.
- Skauti dramatyzujesz, kapitan chyba zwiadowców nie znosi bardziej. Zapewne powie jej tylko parę rzeczy do słuchu i tyle a ze zwiadowcą byłaby poważniejsza rozmowa - wtrącił Vaatleja.
Nagle Kurai bez słowa odszedł na bok i odebrał telefon. W ten wszyscy z zaciekawieniem zaczęli obserwować elektrycznego neczanina, który bez emocjonalnie wysłuchiwał dzwoniącego.

************

- Rozumiesz!? Nienawidzę fotografów, a skoro nim jesteś uprzedzam jak będziesz robić zdjęcia to zamrożę cie i porzucę gdzieś na odludziu, abyś już nikomu nie przeszkadzała. - stwierdził twardo Uamuzi.
W tym momencie do kapitańskiego namiotu Kurai, który rozejrzał się po namiocie i bez słowa podszedł do zamrożonej neczanki i prawą dłonią dotkną krystalicznej lodowej powierzchni.
- Niech zgadnę śniadanie? Już idę. - stwierdził chłodno Uamuzi, a następnie spytał: - CO TY WYPRAWIASZ?! Chciałem abyś tu posprzątał i wyniósł śmieci, jednak ten miał być na końcu...
Kurai jednak mu nic nie odpowiedział, jedynie przy pomocy swojej elektryczności rozmroził ukochaną i wziął ja na ręce.
- EJ! - stwierdził kapitan łapiąc Kurai'a za ramię, a następnie dodał: - Ty władasz elektrycznością?
- Owszem ... - odparł chłodno Kurai zrzucając z siebie rękę oficera, dopowiedział: - Panie Kapitanie, Generał natychmiast żąda rozmowy z Panem.
- Tak Tak poczeka... zostaniesz moim osobistym ordynansem i ochroniarzem!
- Nie sądzę ... - odparł chłodno Kurai, a następnie jak gdyby nigdy nic wyszedł z namiotu, z delikatnie drącą neczanką na rękach. Tym czasem zdezorientowany i niezadowolony kapitan wymamrotał pod nosem:
- Do diaska ... elektryczność? Jakim cudem?
Po czym włożył słuchawkę do ucha i powiedział:
- Szanowny Generale, przeszkadzasz mi w pracy ...
- Kapitanie przypominam, że to ja jestem pańskim bezpośrednim przełożonym! - odparł stanowczo generał, a następnie twardo dodał: - Uamuzi grabisz sobie, do tego stopnia, że kwalifikujesz się pod sąd!
- Szanowny Generale, ja? Na jakiej podstawie?
Po pierwsze dostaliście rozkaz aby być stale w łączności, a wyjęcie słuchawek było złamaniem rozkazu. Po drugie miałeś tylko rozmawiać z moim podwładnym a nie go zamrażać. - odparł chłodno Rudy po czym dodał: - A co za tym udzie niesubordynacja, zaszastanie a wręcz mobbing oraz narażenie zdrowia i życia ludzi...
- Ależ Szanowny Generale ...
- Uamuzi nie tłumacz się słyszałem każde Twoje słowo i wiem co zrobiłeś.
- No dobrze, przyznaję wyjąłem słuchawkę, ponieważ chciałem zamienić kilka słów na osobności z żołnierzem... jako ich dowódcza mam do tego prawo. - stwierdził kapitan, a następnie dodał: - Mobbing, to pomówienie, nie znoszę zwiadowców oraz fotografów wojskowych i jedynie stanowczo dałem to do zrozumienia.
- A jakie wytłumaczenie masz na narażenie życia żołnierza?
- Szanowny Generale, jak dobrze obaj wiemy zamrożenie nie jest groźne.
- Owszem, jednak pragnę zaznaczyć, że mój fotograf jest wodą.
- Wodą? - stwierdził z niedowierzaniem Uamuzi głośno przełykając ślinę.
- Dokładnie wodą, a to kapitanie jedyny wyjątek od Pańskiej reguły.
- Tak szanowny generale ...
- Nie musiałeś jej zamrażać ... ona jest tak pokornym żołnierzem, że by Cię wysłuchała..
- Tak, tak szanowny generale ale ja lubię zamrażać podwładnych kiedy do nich stanowcze uwagi Wtedy mam pewność, że mnie słuchają.
- Eh ... Uamuzi, wojsko to nie miejsce na prywatne uprzedzenia, jako dowództwa musisz tolerować cały swój oddział, a nie tylko wybrańców.
- Rozumiem szanowny Generale.
- Heh ... słuchaj ja wiem, że jesteś kapitanem po znajomości... ale bądź chociaż profesjonalny i wypełniaj rozkazy! Przypominam, że Twoje plecy na wojnie już Cię nie chronią...
- Masz racje generale, przecież mnie znasz .... a ja przepraszam za swoje nie dojrzałe zachowanie. Dałem się ponieść i będę bardziej uważał na to co robię.
- Dobra Uamuzi skoro tak stawiasz sprawę to zrobimy tak, Ty się ogarniesz i przestaniesz się czepiać moich ludzi bez powodu, a ja uznam, że dzisiejszej sytuacji w ogóle nie było. - stwierdził twardo Rudy, a następnie dodał: - Jednak jeśli tego nie zrobisz, albo mój żołnierz źle zniesie Twoje zamrożenie, to osobiście doniosę na Ciebie samemu Ambasadorowi Ankarze i wtedy nic nie uratuje Twojego stanowiska. Rozumiemy się!?
- Tak jest szanowny generale.

************

- Poście mnie do niego! - krzyczała szamocząca się Kiazu.
- Luz siostra. - stwierdził Hachi z trudem utrzymujący siostrę.
- Kiazu w rzuć na luz ... - dodał Otachi pomagający bratu.
- Jak go dorwę to z czterech liter zrobię mu jesień średniowiecza! - kontynuowała Kiazu.
- Hmm... ona tak zawsze? - spytał zaciekawiony Skauti.
- W dużej mierze tak ... - odpowiedziała spokojnie Diuna, stojąca z boku.
- Jest strasznie narwana ... - stwierdził Vaatleja.
- Co poradzić ... taki jej temperament ... - odparła Diuna.
W ten z kapitańskiego namiotu, wyszedł Kurai wraz z Riną na rękach. Elektryczny neczanin szybko podszedł do ogniska i posadził ukochaną tak aby się przy nim grzała.
- Dziękuję ... - stwierdziła z uśmiechem Rina.
- Rina nic Ci nie jest? - spytała zatroskana Kiazu, podbiegając do siostry.
- Chyba nic ...- odpowiedziała Rina.
- Oby tak było, po szanowny pan kapitan jeszcze zapłaci mi za zamrożenie siostry. - stwierdziła twardo Kiazu.
- Eh ... znając życie ona i tak mu za chwilę wybaczy ... - wtrąciła Diuna.
-Przepraszam za kapitana ... on niestety już tak ma ... powinienem Was uprzedzić ... - dopowiedział Skauti.

- Luz Ziom .... - stwierdził Otachi z uśmiechem.