poniedziałek, 19 lutego 2018

Epizod 241



"
Neczański obóz"


Rozległa, zielona polana o wysokiej i bujnej trawie, która delikatnie muskana wiatrem, przyjemnie kołysze się. Wśród tego sielskiego klimatu, cicho i spokojnie jadą maszyny bojowe. Obserwując je nikt by nie stwierdził, że jeszcze tak nie dawno trwała w nich walka o życie. Wkrótce neczanie zatrzymali się w ustronnym i bardzo malowniczym miejscu na polanie i rozprostowując nogi, rozmawiają ze sobą.
- JUHU! - krzyknęli radośnie Hachi i Kiazu, jednocześnie przybijając sobie piątkę.
- To była dobra zabawa! - dodała po chwili ognista neczanka.
- Obudziliście Alyti, macie szczęście, że jesteście w jednym kawałku. - wtrącił chłodno Kurai.
- Ziom, jeśli chodzi o niebiesko-biała małpę z grzywą, rogami i ogonem lwa... to tak przypadkiem obudziliśmy coś takiego. - odpowiedział Hachi.
- To wiele tłumaczy. - odparł chłodno Kurai.
- Może Tobie bo nam nie tłumaczy totalnie nic. - wtrąciła Diuna.
- Obudzili „młodzika” i dlatego im tak łatwo poszło. - odpowiedział Kurai.
- Skąd wiesz? Nie widziałeś co nas goniło. - powiedziała Kiazu.
- Dorosłe Alyti są czerwono-szare i spotkania z dorosłym osobnikiem byście nie przeżyli. - kontynuował chłodno elektryczny neczanin.
- No to nie zła jazda Ziom. - stwierdził zaskoczony Hachi.
- Bro widzę, że nie drzecie już kotów. - zauważył Otachi.
- Daliśmy sobie po „mordach” i jest spokój. - odpowiedział ziemny neczanin z uśmiechem godnym chochlika.
- Pewnie, że tak. - dodała Kiazu śmiejąc się.
- Nie wiem co wydarzyło się tej nocy, ale ewidentnie dobrze Wam to zrobiło. - skwitowała mocno zaskoczona Diuna.
- Hahahah nie wnikaj. - odpowiedzieli zgodnie Hachi i Kiazu śmiejąc się.
************


Jedna z mrocznych komnat lawowego pałacu. Przestronna, utrzymana w ciemnych kolorach, ale jednoczenie bije od niej, że została urządzona w drobnym smaku i niebywale doskonałym guście. Po tym wspaniałym pomieszczeniu, dostojnym krokiem, chodzi wkoło ambasador Chifuin i w ten niecodzienny sposób rozmawia z jednym ze swoich wiernych generałów.
- Damu już czas. Wiesz co masz robić! - powiedział twardo Chifuin.
W jego słowach nie było niczego niezwykłego, jednak słysząc je czuło się, że to przemyślana i dobrze zaplanowana decyzja.
- Tak jest! - opowiedział twardo, a zarazem pokornie Damu, a następnie wyszedł z pomieszczenia.
- Ankaro! Nie masz szans obronić się przed moją potęgą! Najwyższa pora pokazać ci gdzie twoje miejsce! - powiedział Chifuin z niebywałą determinacja w głosie. A to nie wróżyło niczego dobrego.

************

Neczański oddział w stosunkowo przenikliwej ciszy jedzie przez Sekai Dagaal i stara się wreszcie dotrzeć do celu podróży. Hachi i Kiazu, odsypiają właśnie noc, Diuna stosunkowo nie chętnie siedzi za kierownicą Tytana, Otachi słucha muzyki, która zupełnie nie przeszkadza jego bratu, i tańczy prowadząc pojazd. Tym czasem Rina robi zdjęcia, a Kurai po prostu prowadzi maszynę bojową. Wkrótce tą sielską atmosferę przerwało coś czego nikt się nie spodziewał.
-
QRV (trzyt... trzyt) QRV … (trzyt)...
- QSL- odpowiedział Kurai, po dłuższej chwili.
-
Odział ZK33iZ … trzyt …. trzyt... prosi o pomoc... - Co się dzieje? - spytał chłodno Kurai.
- Atakują nas Destemiańczycy ...trzyt trzyt … jesteśmy w opałach....
W tym momencie elektryczny neczanin bez słowa wyłączył łączność.
- Nie pomożemy im? - spytała zaskoczona Rina.
- Nie. - odpowiedział twardo i bez emocjonalnie Kurai.
- Ziom, Ty odmawiasz pomocy? - zdziwił się Otachi.
- Heh … po pierwsze Zekeren nie ma swoich oddziałów na Sekai Dagaal, a po drugie tylko Demon powie „Destemiańczykami” reszta świata, nazwie ich „demonem”. - odpowiedział chłodno i spokojnie elektryczny neczanin.
- Mówisz, że to była pułapka? To skąd znali nasze wywołanie i odzew? - spytała Diuna.
- Tak to ewidentnie była pułapka. Nawet jeśli był tam jakiś „nasz” oddział to już dawno martwy. Zapewne demony zneutralizowały jakiś oddział i słyszały ich „wezwanie” pomocy, a teraz szukają głupich którzy się na to nabiorą. - powiedział Kurai.
- Cwana bestia z Ciebie. - pochwalił Otachi.
- A czy oni nie będą tak polować na innych? - spytała Rina.
- Nie odpowiadam za czyjąś głupotę. - odpowiedział stanowczo Kurai, a po chwili dodał: - Otachi, zmień kanał, daj się im wywołać i przyjmij propozycję.
- Robi się Ziom. - odparł Otachi z uśmiechem chochlika i zmieniając kanał do łączności.
- Czyli jednak do nich jedziemy? - zapytała Rina.
- Według systemu mamy ich po drodze, a przerwa na rozruszanie kości nam się przyda. - odpowiedział chłodno Kurai, delikatnie przyśpieszając.
- Wiedziałam, ze jak do bitki to jesteście pierwsi … Heh … - wtrąciła Diuna, a po chwili dodała: - W sumie lepsze to niż ta ciągła monotonna jazda … to jaki kurs?
- Dalej wyznaczonym szlakiem. - powiedział stanowczo Kurai.
- Niech zgadnę... Rudemu nic nie mówimy? - zapytała Diuna.
- Heheh … On raczej nie musi o wszystkim wiedzieć. - dodał uha-hany Otachi.
************


Neczański generał stoi nad wielką, trójwymiarową mapą, dużego fragmentu terenu. Po chwili obserwacji Rudy kichnął, a następnie stwierdził:
- Hm... coś czuje, że nasza wspaniała Królowa, niedługo da mi się we znaki.
Nagle do pomieszczenia wparował Kapitan o długich fioletowych włosach.
- Generale! Tu jesteś!
- Amis, jestem zajęty, czego chcesz? - odparł Rudy.
- Chodź za mną, musisz to zobaczyć!
- Nie mam czasu na oglądanie popisów w obozie.
- Tym razem to coś innego!
- Dobra ruszę się, ale jak to nie będzie nic ważnego to czyścisz latryny.
- Ta, ta chodź!
- Idę, idę … - odpowiedział Rudy ciężko wzdychając.


************

Opuszczony, kamienny budynek bez drzwi, okien, a nawet futryn. Zniszczony, poszarzały, z popsutym dachem. Z pewnością ten piętrowe domostwo nie zostało zniszczone podczas wojny, a na wiele, wiele lat przed nią. W ten pod rozpadającą się budowle podjechał jeden pojazd, który wygląda jak wyprofilowane samochód na wysokich kołach. Ma on, dwa spore działa umieszczone zamiast lusterek, oraz kolce w środkach opon i wygląda zarówno masywnie jak i delikatnie. Co daje ciekawy efekt. Całości dopełniają czarne szyby, oraz umalowanie w piaszczyste moro.
- To jesteśmy na miejscu. - powiedział Otachi, wysiadając z Tytana.
- Spokojnie tutaj, jak na wezwanie o pomoc. - dodał Hachi również wysiadając.
- Chodź rozejrzymy się....
Po tych słowach obaj neczanie weszli do rozpadającego się, stosunkowo ponurego budynku. W tym momencie rozległ się drażniący dźwięk zapalanego silnika, który spowodował, że bracia szybko wybiegli z ruiny. Niestety ich oczom ukazał się jedynie odjeżdżający pojazd.
************

Znaczna część oddziału ChiZ02 znajduje się w wyschniętym kamiennym, lesie przepełnionym wyschniętymi drzewami. Neczanie siedzą na maskach pojazdów ukrytych w cieniu i z tego miejsca nie widza reszty swojego oddziału, który znajduje się na tym samym terenie. Nagle do odpoczywającego oddziału podjechała kolejna maszyna bojowa, z której wysiedli Hachi i Otachi, oraz jakiś związany chłopaczek. Ma on bardzo krótkie granatowe włosy oraz złośliwe ciemne oczy.
- A to kto? - spytała zaciekawiona Diuna.
- Kolega myślał, że urodziliśmy się wczoraj. - odpowiedział Otachi, szczerząc kły i przybijając bratu żółwika.
- Tylko nie chce gadać. - dodał Hachi.
- Kim jesteś? - spytał chłodno i stanowczo Kurai.
-
Nie lubię jak tak robi, aż mnie ciarki przeszły. - powiedział cicho Hachi wzdrygając się.
- Ziomek, dobrze radzę odpowiadać na jego pytania. - wtrącił Otachi dalej się szczerząc.
Nieznajomy nie pewnie rozgląda się po okolicy, aż spojrzał w bez emocjonalne a zarazem chłodne i przeszywające spojrzeniem, oczy elektrycznego neczanina.
- Jestem Latifa Pyral, pochodzę z Mushmount. - odpowiedział w końcu młodzieniec.
- Co to za miejsce? - wtrąciła dociekliwie Diuna.
- To miasto na Desteoms. - odparł Kurai, a następnie dodał: - A teraz gadaj skąd miałeś informacje i co chciałeś osiągnąć?
- Nie potrzebna wam ta wiedza. - odpowiedział Latifa.
W tym momencie Kurai, bez zawahania przystawił ostrze swojej wspaniałej i lśniącej katany do spoconej i poddenerwowanej szyi demona.
- Ziom masz jeszcze wybór. Lepiej gadaj. - powiedział Hachi z uśmiechem, klepiąc Latifa po ramieniu.
- Dobra, dobra zamierz ostrze a powiem wszystko! - powiedział przerażony demon, z trudem przełykając ślinę.
Na te słowa elektryczny neczanin zniwelował swoje ostrze, a następnie twardo powiedział:
- A teraz gadaj!
- Tak tak już... - odpowiedział przestraszony demon, a następnie dodał: - W u nas w mieście odbywają się wyścigi samochodowe, moje auto nie nadaje się już na wyścigi, więc postanowiłem zdobyć nowe auto... No a wiadomo ze wojskowy sprzęt najlepszy, a jak się je przerobi pod wyścigi to w ogólnie nie ma mocnych!
-Ta, ta … a skąd znałeś wywołanie radiowe? - spytała twardo Kiazu.
- Em... widziałem jak elfy goniły jakiegoś kolesia a ten wrzeszczał do łączności QRV trudno było tego nie słyszeć, pół świata to słyszało. - odpowiedział Latifa.
- I mamy w to uwierzyć? - spytała Kiazu.
- Ta i od tak nie pomogłeś? - dodała Diuna.
- Prawdę mówię. - stwierdził Latifa, a następnie szybko dodał: - Elitarne elfickie oddziały to nie moja liga, już pomijając że elfy i my to tak jakby ta sama strona czy coś ..
- A no tak … - odpowiedziała Diuna.
- Dobra to co robimy z gagatkiem? - zapytała Kiazu z złośliwym uśmieszkiem.
- Nie wiem, ale podoba mi się myślisz. - odpowiedział Hachi szczerząc kły.
- Wypuście go. - wtrącił stanowczo Kurai.
- No ale Ziom... no weź – powiedział zawiedziony Hachi.
- Zmarnował już dużo naszego czasu, uwolnijcie go. - kontynuował chłodno Kurai.
- Tak, tak … - powiedział Otachi rozluźniając więzy ze swojej mocy.
W ten kiedy więzy oswobodziły demona, ten bez namysłu jak najszybciej uciekł od neczan i maszyn bojowych.
- To czemu go wypuściliśmy? - zapytała Kiazu.
- Nie na robi nam kłopotów? - dodała Diuna.
- Nie, to tylko wystraszony dzieciak. Szkoda czasu na niego. - odpowiedział Kurai, a następnie dodał: - A teraz ruszamy w dalsza drogę.

************

Neczański generał ubrany w swój mundur bez marynarki i rogatywki, siedzi wygodnie na swoim łóżku i pijąc kawę, pracuje na laptopie i ogarnia masę ważnych spraw. Całe to pomieszczenie usiane jest różnymi dokumentami, technologią i różnymi rzeczami, które na co dzień nie znajdują się w sypialni. Z Pewnością zaszył się w swoim prywatnym pokoju, aby w spokoju zając się ważnymi sprawami. Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Wejść – stwierdził twardo Rudy odkładając kawę.
W ten do pokoju wszedł Kapitan o krótkich blond włosach, mówiąc:
- Generale, jest połączenie na linii.
- Nie ma mnie... - odparł Rudy wstając.
- Mówią ze to sam Ambasador Ankara. - odpowiedział Moyoshi.
- To co nic nie mówisz! - krzyknął Rudy, po czym szybko założył marynarkę, zabrał rogatywkę i pośpiesznie wyszedł.
-
No to mam musztrę jak nic … - wymamrotał Moyoshi pod nosem
- Później w moim gabinecie! - krzyknął generał na pożegnanie.
- Gorzej … Mam przerąbane …

************

Wczesnym wieczorem, oczom neczan po całodziennej jeździe ukazał się wysoki, gruby ceglany mur, otoczony zasiekami oraz drutami pod napięciem. Dodatkowo na rogach ogrodzenia znajdują się wysokie wierze a w nich po czworo ludzi zwróconych we wszystkie cztery strony świata. To zdecydowanie najbardziej strzeżone miejsce jakie do tej pory mieli okazje widzieć.
- Nie przypominam sobie fortecy na mapie... - stwierdziła Diuna.
- Może dlatego, że nie patrzysz na mapę? - odparł Otachi.
- Ta,ta … według mapy to powinien być obóz. - wtrącił Hachi.
- I jest to obóz, są bardzo blisko linii frontu, a co za tym idzie każdy obóz musi tu być twierdzą nie do zdobycia. - powiedział chłodno Kurai.
- No nie źle. - dodał z podziwem Otachi.
Wkrótce wszystkie maszyny bojowe, pod czujnym okiem strażników, podjechały pod wielką metalowa bramę, która praktycznie od razu otworzyła się. Tym samym wreszcie można było zobaczy wnętrze obozu, które również nie przypomina innych obozów, bowiem w środku znajduje się drugi mur, identyczny jak zewnętrze ogrodzenie z tym, że mniejszy. Miedzy tymi murami znajduje się trochę maszyn bojowych jak i sporo pustego placu.
- Widać, że bardzo obawiają się ataków. - stwierdziła zaskoczona Diuna.
- Ten obóz to jakiś koszmar do zdobycia. - dodała Kiazu.
Kiedy wszystkie auta stanęły, w łączności dało się usłyszeć:
-
Zaparkujcie gdzie wolne i zapraszamy do bramy.
- Luz. - odparł Hachi.

************

Gdzieś po środku obozu, koło piętrowego ceglanego budynku, stoi neczański generał i w biegu podpisuje jakieś dokumenty. To rozległy obóz przepełniony masą budynków, które tworzą swego rodzaju labirynt. Dzięki temu ktoś, kto tam jest po raz pierwszy z pewnością ma duże problemy z odnalezieniem się tam. Na szczęście nasi przyjaciele prowadzeni przez jednego z innych wojskowych szybko i sprawnie dotarli pod oblicze głównodowodzącego.
- Panie generale oddział ChiZ02 właśnie przybył. - powiedział prowadzący wojskowy, ubrany w pełny mundur i o czarnych włosach.
- Dziękuję, możesz odejść. - odpowiedział spokojnie Rudy zatrzymując się na chwilę, a następnie dodał: - Wreszcie dojechaliście.
- Ojej tęskniłeś. - odpowiedziała Kiazu.
- Bardziej potrzebuje wozów niż nas. - dodała Diuna.
- Dejm... odkryliście moją tajemnice... - odpowiedział Rudy, po czym szybko dodał z uśmiechem i pokazując ręką w przypadkowym kierunku: - Skoro już to wiecie, to tam są drzwi. Nara.
- To Nara. - powiedział chłodno Kurai, odwracając się na pięcie.
W tym momencie niebo przysłoniły ciemne, masywne chmury, a w ziemię tuż nieopodal uderzyły dwa iskrzące się pioruny, które narobiły bardzo dużo hałasu.
- Ten foch nie był potrzeby. - powiedział Generał.
- To nie moje dzieło. - odpowiedział chłodno Kurai, odwracając się i delikatnie się elektryzując.