czwartek, 19 lutego 2015

Epizod 161


"Nocleg na budowie"

- Jak sądzicie Kurai wróci? - spytał niepewnie i nerwowo Skauti.
- Jasne ... - stwierdziła Kiazu.
- On zwykł dotrzymywać obietnicy ... a komuś obiecał, że wróci ... - dodała Diuna.
- Ziom co Cię trapi? - spytał Hachi.
- Obawiam się, że Kurai wróci i przyprowadzi ze sobą kapitana ... który zabije mnie przy pierwszej lepszej okazji ... - odpowiedział poddenerwowany zwiadowca paląc papierosa.
- Luz Ziom ... masz protekcje generała ... nic Ci się nie stanie ... - stwierdził Otachi.
- Kapitan to nasz najmniejszy problem ... - powiedziała Diuna.
- Racja, trzeba znaleźć surowicę, a następnie się stąd wydostać ... - odparł Skauti.
- Mógł by się streszczać! ... głodna już jestem! - stwierdziła nagle Kiazu, masując się po burczącym brzuchu.

************
Kurai i Uamuzi ostrożnie podróżują po bezpiecznych, betonowych dachach skrytych w sprzyjającym mroku. Obaj idą stosunkowo wolno, gdyż kapitan nie bardzo sobie daje rade pod względem kondycyjnym i sprawnościowym.
- Ja nie wiem czemu tak bardzo przejmujesz się tymi żołnierzami? - stwierdził kapitan nie poradnie przeskakując dach, a następnie dodał: - Przecież za dwa tygodnie jest nowy nabór ...
W tym momencie prowadzący Kurai zatrzymał się, odwrócił się w kierunku bromiańczyka i spokojnie do niego podszedł. Następnie elektryczny neczanin złapał oficera za marynarkę tuż pod kołnierzem i podniósł go góry. Wkrótce zdezorientowany Uamuzi wisiał już na skraju dachu, trzymany jedynie przez dłoń Kurai'a. Mroczna ciemność potęgowała uczucie wysokości, której bromiańczyk i tak nie potrafił już ocenić.
- Co Ty wyprawiasz? - spytał wystraszony kapitan, a następnie twardo dodał: - Tylko nie waż się mnie puścić!
- Niby czemu, przecież za dwa tygodnie jest nowy nabór. - odparł sarkastycznie neczanin delikatnie zluźniając uścisk.
W ten Uamuzi gwałtownie i rozpaczliwie złapał się ręki Kurai'a, a jego wystraszone oczy urosły do ogromnych rozmiarów.
- Kapitan nie jest byle kim! Mnie się nie da zastąpić! - powiedział z przerażeniem a zarazem twardo bromiańczyk.
W tym momencie neczanin, z kamienną twarzą, jak gdyby nigdy nic puścił swojego przeciwnika w ciemną otchłań.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA - zaczął wrzeszczeć lecący kapitan.
- Stul paszcze i rozejrzyj się - wtrącił twardo i chłodno Kurai.
Na te słowa zdezorientowany i mocno wystraszony kapitan przestał krzyczeć i nerwowo rozejrzał się w koło. W tym momencie okazało się, że Uamuzi, siedzi na betonowym i zimnym dachu sąsiedniego budynku. Jego przestraszone serce bije jak opętane, a zdezorientowane spojrzenie dziękowało, za życie.
- Dobra koniec lekcji, a teraz ruszaj się! - stwierdził chłodno Kurai, trzymając ręce w kieszeniach.
************
W generalskim namiocie siedzi generał pijący którąś kawę z kolei oraz Moyoshi, który lada chwile przejmie wartę przy radiostacji. Jednak póki co oficerowie rozmawiają ze sobą.
- Wrócili już? - spytał dociekliwie Moyoshi.
- Nie jeszcze nie ... - odparł spokojnie Rudy, a następnie dodał: - Eh ... mam nadzieje, że nic ich nie zjadło, a Kurai nie zabił Uamuzi....
- Raczej go nie zabije ... spokojny jest i opanowany więc nie da się ponieść ...
- Tiaa ... właśnie nie powinien... Reszta mówi, że ten zazwyczaj spokojny neczanin zdenerwował się, a to już zmienia postać rzeczy ... szczerze znam go długo, jednak nigdy nie widziałem go zdenerwowanego ...
- Aj ... ale jest rozsądny więc nie pogrąży całej drużyny... słuchaj ... przez całe lata miałem o nim dość niepochlebne zdanie, a teraz im więcej z nim przebywam i obcuje, głownie przez mój związek z Diuną ... to widzę, że przez lata się myliłem ... Jestem prawie pewien, że kto jak kto, ale on nie da się ponieść emocją i niebawem wróci i dodatkowo przyprowadzi kapitana ...
- Masz rację ... eh ... a właśnie przyszły już jakieś rozkazy od Króla Elinara albo Ambasadora Ankary?
- Nie, żaden posłaniec z rozkazami nie przybył...
- Do diabła ... Jak tylko przybędzie to bez ceregieli natychmiast przyprowadźcie go do mnie ...
- Tak jest! Już idę przekazać rozkazy ... a jak przyjdą rozkazy od Królowej?
- Moyoshi nie osłabiaj mnie ... dobrze wiesz co robić ...
- Tak, tak upewniam się tylko ...
************
Neczanie wraz z bromiańskim zwiadowcą, na niskich nogach, przemykają przez ciemne i opustoszałe ulice, skryte pośród wysokich ewidentnie nie zamieszkanych budynków. Chłodne mroczne, wyludnione osiedle jest na swój niezwykły sposób bardzo przerażające a zarazem niezwykle tajemnicze i przyciągające. Dwa delikatne iskrzące się, płomienne świetliki, latające wysoko ponad głowami naszych bohaterów, nieznacznie oświetlają teren i wysokie budynki, lecz oddział pozostaje skryty w mroku.
- Jak sądzicie te budynki są rzeczywiście opustoszałe? - spytał niepewnie Skauti.
- Brak okien ... drzwi ... praktycznie same szkielety ... - odpowiedział Otachi
- Hmm... to całe osiedle wydaje się być albo zburzone ... - stwierdziła Diuna.
- Albo jeszcze nie wybudowane ... - dodał Hachi.
- Cokolwiek by to nie było... nie powinno tu być nikogo. - dopowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Mam taką nadzieję ... - odparł Skauti, a następnie z ciekawością dodał: - A tak swoją drogą to prawda, że neczanie doskonale widzą w ciemnościach?
- Hmm... To zależy Ziom, co uważasz za doskonałe? - odpowiedział Hachi.
- Nie rozumiem ... - odparł bromiański zwiadowca.
- To jest tak, że nasze oczy szybko przyzwyczajają się do ciemności i widzimy w nich, ale nie jest to takie widzenie jak przy oświetleniu .... - odparła Diuna.
- Widzisz Ziom, w ciemnościach nie widzimy kolorów... - dodał Hachi.
- Hmmm.... Jak nasze oczy przyzwyczajają się do ciemności to początkowo możemy dostrzec tylko niewyraźne zarysy ... Potem ciemność staje się niczym teatr cieni bez światła, gdyż wszystko co widzimy jest podrostu różnymi odcieniami czarnego i szarego ....- dopowiedziała Rina.
- Czad, brzmi super! - odparł z fascynacją Skauti, a następnie dodał: - Zupełnie jak ...
- Kamera na podczerwień ... - wtrącił znajomy głos.
W tym momencie Kiazu przywołała więcej ognistych płomyczków, które doskonale oświetliły naszych bohaterów i teren w koło nich. W ten oczom neczan i bromiańskiego zwiadowcy ukazał się Kurai z rękami w kieszeniach, oraz widocznie obrażony kapitan, przypalający papierosa.
- Kurai! - krzyknęli radośnie neczanie, a następnie szybko podbiegli się z nim przywitać.
Pierwsza przytuliła się do niego Rina, następnie przytuliła się do nich Kiazu, potem Diuna, a na końcu przyszli Hachi i Otachi, którzy podali rękę przyjacielowi.
- Wow .. pierwszy raz widzę, aby ktoś tak ucieszył się na powrót swojego dowódcy ... - zamyślił się Skauti, a następnie dodał: - Witajcie z powrotem.
- Cicho siedź! - odparł pogardliwie Uamuzi, a następnie dodał: - Koniec z tą żenadą!
- Uamuzi nie wtrącaj się! - odparł lodowato i stanowczo Kurai.
Naburmuszony bromiański kapitan nie chętnie zamilkł i paląc papierosa odwrócił się plecami do reszty oddziału.
- Powiało chłodem ... - stwierdził zaskoczony Skauti.
- Kurai, proszę .. - wtrąciła inna oddając elektrycznemu neczaninowi jego słuchawki.
- Dzięki - odparł Kurai, a następnie zakładając sprzęt dodał: - Kapitanowi też dajcie.
- Spadaj, nie mam zamiaru w kółko wysługiwać waszego jazgotu ...- odparł niezadowolony Uamuzi.
- Uamuzi, teraz ja dowodzę! - odparł stanowczo Kurai.
- No tak ... - odparł bromiański kapitan z niezadowoleniem, a następnie wziął sprzęt od Hachiego i założył go.
************
W tym samym czasie neczański generał śpi sobie w najlepsze na swoim polowym łóżku, postawionym za kotarą dzielącą jego namiot od radiostacji. Jak widać nawet hektolitry wypitej kawy, nie zdołały utrzymać go na nogach, a wszystko to ponieważ Rudy przez nawał obowiązków, nie sypiał ostatnio za dużo. Nagle zasłonka poderwała się a do pomieszczenia wparował neczański kapitan wołając:
- RUDY WSTAWAJ!
W tym momencie zaspany generał gwałtownie otworzył oczy i rozczarowanym głosem, powiedział:
- Czego chcesz Moyoshi?
- Kurai i Uamuzi wrócili do reszty - odparł nerwowo Moyoshi.
- Świetnie! - stwierdził entuzjastycznie Rudy przeciągając się.
- Tyle, że coś jest nie tak ... Mam wrażenie, że sytuacja jest bardzo napięta...
W ten generał zerwał się na równe nogi i szybkim krokiem udał się do radiostacji.
************
- Wy też macie wrażenie, że coś się miedzy nimi wydarzyło? - wyszeptał Skauti do rodzeństwa neczan.
- Tiaa .. ciekawe tylko co? ... - odpowiedziała Diuna.
- Kto ich tam wie ... - dodała Kiazu.
- Jedno jest pewne sytuacja jest napięta. - dopowiedział Otachi.
- Kurai, Uamuzi musimy pogadać. - wtrącił neczański generał.
- Nie teraz generale, czas zorganizować nocleg, to teraz najważniejsze ... jak to zrobimy będę do Twojej dyspozycji - odparł chłodno elektryczny neczanin.
- Ej! Kurai co to ma znaczyć? - odpowiedział stanowczo Rudy.
- Generale, przejąłem władze nad oddziałem i z całym szacunkiem porozmawiam z Tobą o tym później. Teraz mam tu zmęczony oddział, który potrzebuje dobrego miejsca na obóz i to jest moim priorytetem. - odpowiedział stanowczo i chłodno Kurai.
- Szanowny Generale, ja chętnie zamienię z Tobą kilka słów na osobności. - wtrącił interesownie bromiański kapitan.
- Eh ... co ja się z Wami mam ... dobra niech, będzie ... Wszyscy prócz Uamuzi, proszę wyciągnąć słuchawki ... - odparł z lekka załamany Rudy.
- Jak sobie życzysz ... - odparła Kiazu wyjmując słuchawkę i chowając ją do kieszeni. Po chwili pozostali mniej lub bardziej chętnie zrobili to samo co ognista neczanka, a następnie udali się delikatnie do przodu, aby kapitan mógł swobodnie rozmawiać.

************
Minęło kilka dłużących się chwil, podczas których kapitan Uamuzi rozmawiał z neczańskim generałem. Tym czasem bromiańsko-neczański oddział pod dowództwem Kurai'a ,dotarł do betonowego, nie wykończonego, piętrowego domu bez okien i drzwi, który znajdował się delikatnie na uboczu ogromnego placu budowy.
- To będzie doskonałe miejsce na obóz. - stwierdził chłodno Kurai, po czym szybko dodał: - Hachi, ukryj ten budynek za ziemną ścianą.
- Robi się! - odparł entuzjastycznie Hachi z uśmiechem.
Ziemny neczanin poczekał, jak reszta oddziału wejdzie do niewykończonej kamienicy, a następnie z całej siły uderzył prawą pięścią o ziemie. W tym momencie podłoże zatrzęsło się, a wkrótce w koło budynku wyłoniła się ogromna, ziemna, naszpikowana ostrymi kolcami ściana, nie do przejścia. Po chwili podziwiania swojego dzieła, dumny z siebie Hachi udał się do surowego wnętrza budynku. Ziemny neczanin oświetlony jedynie przez jednego świetlika Kiazu, rozejrzał się po chłodnym ciemnym wnętrzu.
- Hej gdzie jesteście? - spytał donośnie Hachi.
- Na górze Bro ... - odparł Otachi.
W ten neczanin bez zawahania udał się betonowymi schodami, nie mających barierek, na piętro, nie zbudowanego do końca domostwa, gdzie jego oczom ukazał się długi, mroczny korytarz, oraz światło wydobywające się z jednego z pokoi, znajdującego się w głębi korytarza po przeciwnej stronie niż schody. Po wejściu do pokoju Hachi zobaczył wysokie płomienie rozpalone pośrodku pokoju, imitujące ognisko, krzątające się rodzeństwo, Kurai'a i Skautiego, oraz obrażonego kapitana siedzącego na lodowym łóżku, znajdującego się w głębi pokoju.
- No nieźle ... dzisiaj zapowiada się przytulny nocleg. - stwierdził radośnie i z podziwem Hachi.
- No proste Bro! - odparł Otachi.
- Jesteśmy nie widoczni? - spytał chłodno Kurai.
- Jasne Ziom, dzięki mojej ścianie ten cały budynek przestał istnieć. - odparł dumnie Hachi z uśmiechem.

************
Niewielki kwadratowy gabinet o przyjemnych, gładkich ścianach w piaskowym kolorze.. Ściana po lewo od wejścia jest zabudowana regałem wypełnionym pułkami, wypełnionymi segregatorami i książkami, oraz zamykanymi szafkami z szarymi frontami. Na wprost ogromnego regału znajduje się biurko w kształcie litery "U", które dwoma, czarnymi blatami styka się z ścianami. Natomiast na ścianie, w której znajdują się ciemno brązowe drzwi, ozdobione mleczną szybą, znajduje się niewielka biała kanapa z kolorowymi poduszkami. Całości dopełnia jasnobrązowa, drewniana podłoga, a dodatkowo w tym przyjemnym pomieszczeniu znajduje się jedno dużo okno, umieszczone na suficie, przez które obecnie widać gwieździste niebo, mimo wszystko w pokoju jest bardzo jasno. Po tym gabinecie chodzi średniego wzrostu młodzieniec, który jest ubrany w białe szaty. Ma on bardzo delikatną twarz, którą zdobią przyjazne, błyszczące, brązowe oczy, oraz bardzo jasne, wręcz białe włosy z czarnymi końcówkami, które upięte są w luźnego kucyka. Mężczyzna chodząc, po gabinecie przegląda jakieś dokumenty. W ten rozległo się donośne pukanie do drzwi.
- Proszę.
W tym momencie do pomieszczenia wszedł generał w pełnym swoim umundurowaniu, który zaraz po wejściu zdjął swoją rogatywkę, odsłaniając tym samym swoje krótkie malinowe włosy i czerwone oczy.
- Przepraszam, że przeszkadzam Panie ... - odezwał się przybysz.
- Nie szkodzi Fu Penzi, coś się stało? - odpowiedział spokojnie ambasador.
- Tak Panie, król Elinar, uważa, że Neczański generał oczernia jednego z jego kapitanów i napisał oficjalną skargę na niego. Królowa Sansha jest wściekła i w tej chwili władcy są w środku ogromnej awantury. - odpowiedział nerwowo generał.
- Eh, tego jeszcze brakowało - westchnął Ankara, a następnie dodał: - Wiesz gdzie są?
- Owszem Panie ...
- W takim układzie prowadź ... - rozkazał Ambasador zakładając na twarz swoją maskę.

************
Minęło sporo czasu i ciemna noc spowiła miasto pełne krwiożerczych istot. Neczanie i bromiańczycy ukryci w jednym z niewybudowanych jeszcze budynków oddają się błogiemu i w pełni zasłużonemu odpoczynkowi. Przyjemne, ciepłe i iskrzące ognisko, oświetla pokój w którym wojownicy rozbili sobie tymczasowy obóz. W ten przyjemny czas pełen wytchnienia Kurai siedzi sobie w sąsiednim pokoju na niewykończonym balkonie, oświetlony jedynie przez jednego jasnego, a jednocześnie delikatnego, świetlika Diuny. Nagle do półmrocznego pokoju weszła zaspana Rina. która przecierając swoje wspaniałe błyszczące oczy, podeszła do ukochanego, aby po chwili mocno się do niego przytulić. Kochankowie przez dłuższą chwilę pozostawali w kojącym milczeniu.
- Kurai ....bardzo się ciesze, że wróciłeś... - stwierdziła nieśmiało uradowana Rina, a następnie dodała: - Jak sądzisz ... wy ....
W tym momencie elektryczny neczanin energicznie odwrócił się, położył prawą dłoń na karku dziewczyny, przyciągnął ją do siebie i namiętnie pocałował prosto w zaskoczone usta, przerywając jej tym samym wypowiedz.
- Kurai jesteś? Ej Kurai słuchasz mnie w ogóle? - odezwał się znajomy głos.
Na te słowa elektryczny neczanin przerwał swój, spontaniczny i przyjemny pocałunek, a następnie chłodno powiedział:
- Tak jestem.
- Tylko mi nie mów, że rozmawiając, ze mną jednocześnie pełnisz warte?
- Nie.... teraz Hachi ma warte... - odparł chłodno elektryczny neczanin.
W tej chwili wodna neczanka zrozumiała, że Kurai rozmawia z neczańskim generałem, którego nie słyszała przez brak słuchawek. Rina mocno się zaczerwieniła i speszona wstała, z nieodpartą chęcią ucieczki z pomieszczenia. Jednak neczanin nie przerywając rozmowy złapał ukochaną za rękę i bardzo mocno do siebie przeciągnął.
- Co Ty tam wyprawiasz, że takie dziwne trzeszczenia są? - dopytuje się zaintrygowany generał.
- Nic co byłoby warte uwagi .... - odparł Kurai, sadzając neczankę na swoich kolanach i chowając ją w swych ramionach.
- Rozumiem ... chyba ... dobra mniejsza ... wracając do tematu, Dae Cheetah robi co w swojej mocy, ale rytuał który odprawia jest niezmiernie pracochłonny więc musicie tam przetrwać jeszcze przez jakiś czas i mam nadzieje, że nikt z Was już nie zginie ...
- Postaram się aby tak było ...
- Wiem, aha pamiętaj pilnować Skautiego, ten nieobliczalny psychol może go zabić …i nie pozwól Kiazu za bardzo sponiewierać kapitanem, już mam wystarczająco problemów i bez jej narwania i dzikości ... zresztą ona jest jak młody wulkan więc jak się rozkręci to dopiero będzie jazda ... - stwierdził Rudy, a po chwili ciszy dodał: - Zakładam, że milczenie jest zgodą ...
- Tak .... hmmm... czyżby Uamuzi się komuś poskarżył? - odparł Kurai, tuląc w ramionach usypiającą ukochaną.
- Eh ... to nic wielkiego i nie ma co się tym przejmować ... ale dobra powiem Ci co jest grane .... Uamuzi zadzwonił do swojego przełożonego i poskarżył się, że siłą przejąłeś władzę, a on biedny ustąpił dla "dobra" oddziału ... Jednak za Twoją sprawą zginęło 4 bromiańskich wojowników i on bez poparcia zahipnotyzowanego oddziału nie może nic wskórać ... Bardzo śmieszne nie? ... w każdym bądź razie wieści te dotarły do Króla Elinara, który z pretensjami wyskoczył do Królowej Sanshy i bez badania sprawy napisał ma mnie oficjalną skargę... - stwierdził generał, a następnie dodał: - Problem rodzi się w momencie jak wyjdzie, że neczanin o elenktycznych mocach, był tym "który sieje terror" ... jak coś spokojnie wybrnę z tego bez najmniejszych problemów, mam już nawet plan .... jednak na szczęście z tego co mi wiadomo Uamuzi mało konkretnie opisał swojego oprawcę, zupełnie jakby miał jeszcze jakiś plan wobec Ciebie ... czyżby nadal chciał abyś został jego ordynansem?
- Tiaaa ...
- Nie mogę z tym facetem ... normalnie jakbym miał go na co dzień do dostałbym wylewu jakiegoś ... no ale kto jak to ale z kapitanem sobie spokojnie poradzisz ... a właśnie pamiętaj, że on potrafi doskonale grać i kłamać jak z nut ... oraz nie zawaha się przed niczym aby samemu wyjść całym z sytuacji... dodatkowo dobrze Ci radze, aby nie wiedział, że coś Cie łączy z Riną, wiesz to dobry motyw aby przejąc nad Tobą kontrolę ...ja wiem to by był błąd no ale kolega kapitan Cię nie zna i życzyłbym sobie aby Cię nie poznał od tej strony ...
- Nie dam się tak łatwo podejść ... spokojnie nie dam mu tej satysfakcji ...
- Twój chłód mnie czasem przeraża ... czasem się nawet zastanawiam czy nie jesteś zbyt bardzo lodowy dla Riny ...czy Ty w ogóle masz dla niej jakieś ciepło?... ja wiem, że w tej sytuacji i ogólnie w wojsku Twoja lodowatość to zaleta ... i może ona może już przywykła, ale wiedz, że każdy potrzebuje ciepła, a z tego co zauważyłem to ona jest bardzo uczuciowa ...
- Jeśli masz zamiar rozmawiać o moich prywatnych sprawach to tu nasza rozmowa się zakończy ...bo moje życie nie powinno Cię interesować ... - odparł stanowczo Kurai pisząc SMS i mając w ramionach śpiącą i wtuloną w niego Rinę.
- I znowu powiało chłodem, dobrze, że nie masz lodowych mocy bo właśnie byś mnie zamroził i to drogą radiową ... dobra spoko już już się nie wtrącam ... w końcu nie musisz się zmieniać bo ja mam takie życzenie ... ale uważaj na bromiańskiego kapitana.
- Tyle mogę zrobić ... bo zmieniać się nie mam zamiaru
- Chociaż tyle dobrze i w sumie dobre podejście ... jesteś pewien, że nikt nas nie podsłuchuje, jest dopiero dochodzi 21?
- Jestem, pomijając fakt, że całą dostępną łączność mam przy sobie to wszyscy byli tak zmęczeni, że śpią.

************

Stosunkowo nie duże prostokątne pomieszczenie, o dwóch jasnoszarych ścianach, jednej białej i jednej brązowej. W tym pokoju wszelkie półki , drzwi oraz biurko są czarne natomiast krzesło i kanapa są beżowe. Komnata ta mimo swej wielkości wydaje się być przestronna. Jednak wygląd tego pomieszczenia nie ma najmniejszego znaczenia, ponieważ panuje w niej bardzo napięta atmosfera. Jest w nim obrażona neczańska królowa ubrana w żółtą suknie, bez ramiączek, ambasador Ankara oraz dojrzały mężczyzna o puszystych, brązowych włosach sięgających mu do linii szczęki. Ma on bystre, poważne pistacjowe oczy. Ubrany jest on w kremowe szaty doskonale skrywające jego zadbane ciało. Dodatkowo jego prawą dłoń zdobi stylowy i masywny, złota pierścień z wygrawerowanym herbem (skrzydlaty dysk z rogami połączony z rombem o wklęsłych krawędziach, wszystko zgrabnie wkomponowane w niewielki sygnet)
- Droga Królowo, zechciej zacząć. - stwierdził nagle Ankara.
- Zacząć!? Ja chce już skończyć! Ten niezrównoważony psychol, ma jakieś roszczenia do mojego generała! - prawie wykrzyczała oburzona królowa.
- Ja!? To Ty bronisz człowieka który nie powinien dowodzić wojskiem! - odparł równie podminowany Król Elinar.
- Moi drodzy uspokójcie się, chciałbym wysłuchać relacji obydwu stron. - wtrącił spokojnie Ambasador, a następnie gdy pozostali władcy ucichli kontynuował: - Królowo Sansha, zacznij proszę, lecz tym razem bez nerwów, wyzwisk i oczerniania.
-Heh ... - westchnęła obrażona władczyni, a następnie wzięła głęboki oddech i powiedziała: - Mój neczański generał jest głównodowodzącym, misji badawczej, podczas której mieszany bromiańsko- neczański oddział znajduje się na terenach Pisaca...
- Rozumiem, kontynuuj proszę. - odparł Ankara.
- Potem jej bez szczelny generał pozwolił aby zwykły szeregowiec, przejął władze i dopuścił do śmierci czterech moich żołnierzy, bo zamiast wspomóc mojego kapitana olał sobie sprawę! - wtrącił Elinar.
- Mój bez szczelny generał!? To Twój nieporadny kapitan do tego dopuścił! - odgryzła się Sansha.
- Nie pozwalaj sobie Ty bycie zbędny! - odpowiedział nerwowo Król.
- Ty bidecie! Kij Ci w oko!
- Hak Ci w smak wyciśnięta cytryno! Pilnuj swoich głupkowatych żołnierzy!
- Ferula jest inteligentniejsza od Ciebie!
************


W tym samym czasie Hachi wszedł do chłodnego pokoju, zaadaptowanego na obóz, trzymając swoją wodną siostrę na rękach. Ziemny neczanin przeszedł koło ogniska i położył Rinę na "prowizorycznym" łóżku, które składa się z składa się z trzech śpiworów. Jeden śpiwór robi za podłoże, drugi złożony śpiwór robi za poduszki, a trzeci śpiwór robi za kołdrę. W jednym takim łóżku, śpią obecnie Kiazu Diuna i Rina, a w drugim śpią Otachi i Skauti. W krotce Hachi zdjął swój mundur i przebrał się w zwykły zielony T-shirt i położył się koło bromiańskiego zwiadowcy i prawie od razu zasnął. Tymczasem w pokoju obok Kurai, skończył już rozmawiać z generałem i nie wracając do obozowiska przejął nocną wartę.



************

- Dosyć tego! - wtrącił stanowczo Ankara, przerywając tym samym awanturę zdenerwowanych władców, a następnie dodał: - Zebraliśmy się tutaj, aby przy mojej pomocy, jako mediatora osiągnąć, wspólnie akceptowanego rozwiązania.
- Ale ambasadorze, ta wredna współczesna ruina w życiu nie przyzna mi racji. - odparł Elinar.
- Drogi Królu, nie chodzi o to aby było tak jak Ty chcesz. Chodzi o to aby znaleźć kompromis, albo wyjście z sytuacji, które które Was pogodzi. - odpowiedział spokojnie Ankara, a następnie dodał: - Jednak podstawowym warunkiem podjęcia rokowań jest Wasza skłonność do ustępstw i rozmowa bez wyzwisk.
- Ale ... - próbowała zaprotestować Królowa.
- Obuje musicie się słuchać, a nie wzajemnie oskarżać. Kiedy spokojnie wysłuchacie swoich argumentów, będzie Wam znacznie łatwiej i trafniej ocenić zaistniałą sytuację. - wtrącił stanowczo i spokojnie Ambasador, a po chwili dodał: - Jestem pewien, że razem znajdziemy dobre rozwiązanie Waszego sporu. W końcu nie potrzebne nam są kłótnie, które niszczą nas od środka i osłabiają nas.
- Masz racje Ambasadorze. - stwierdził Elinar.
- Niech będzie zgadzam się pod warunkiem, że ten muł epoki nie będzie obrażał ani mnie ani mojego generała. - dodała stanowczo Sansha.
- Ty śnięty halibucie zacznij od siebie. - odpowiedział Król.
- Moi drodzy, znowu zaczynacie zbaczać na tory zbędnych kłótni, które przyćmiewają cel naszego spotkania. - wtrącił spokojnie Ankara.
- Eh ... dobrze ... Ambasadorze to co proponujesz? - spytał dociekliwie lekko niezadowolony król.
- Na wstępie proponuje spokojną rozmowę i uporządkowanie faktów. - odpowiedział spokojnie Ankara, po czym korzystając z "przyzwolenia" pozostałych władców kontynuował: - Zacznijmy, może od faktu kiedy władza została przejęta?
- Dzisiaj późnym popołudniem graniczącym z wczesnym wieczorem, sądzę, że tak między 18:00 a 19:00, władza mojego kapitana została brutalnie obalona. - odpowiedział pokornie Król.
- Dobrze, Królowo kiedy otrzymałaś raport o śmierciach i jakie godziny tam widnieją.
- Według zeznań oddziałów pierwsza śmierć była jeszcze wczoraj późno w nocy, kolejna jakoś w godzinach porannych, a ostatnie dwie nastąpiły po sobie jeszcze prze 17:00 - odpowiedziała Sansha przeglądając raporty.
- Czyli śmierci bromiańskich wojowników, były jeszcze przed przejęciem władzy. - odpowiedział Ankara.
- Ambasadorze to wierutne kłamstwa! - oburzył się Elinar, a następnie dodał: - Mój kapitan twierdzi, że do wszystkich brutalnych morderstw doszło po przejęciu władzy.
- Morderstw powiadasz? Moi ludzie, mówili, ze to atak Pisaca, a nie morderstwa! - wtrąciła Królowa.
- Jasne! Kapitan Uamuzi twierdzi, że wszyscy zostali zastrzeleni z Amorti Silaha! - odpowiedział Elinar.
- Ja nic nie mam w raportach o Amorti Silaha ... - odparła lekko zdezorientowana królowa.
- Moi drodzy władcy tego co mi wiadomo, to Amorti Silaha, jeszcze nie zostały rozdane armiom i jedyny dostęp to tej broni mają tylko oficerowie, a zwykli żołnierze nawet nie wiedząc, że zostaną one rozdane, gdyż jesteśmy nadal w procesie ich produkcji. - dodał Ankara.
- Rzeczywiście, masz racje Ambasadorze, sam dopilnowałem aby u mnie wiedzieli tylko moi oficerowie. - stwierdził Elinar, a następnie dodał: - Jednak Sansha na pewno tego nie dopilnowała!
- JA!? Ambasadorze dam sobie głowę uciąć ze w mojej armii o Amorti Silaha wiedział tylko generał Rudy Biryu i nikt inny! To Elinar nie dopilnował! - broniła się Sansha.
- Władcy przestańcie się na wzajem oskarżać. Jestem za tym abyśmy, teraz udali się na remanent Amorti Silaha w waszych armiach.
- Ja nie mam nic do ukrycia a skoro to ma być dowodem niewinności mojego kapitana to się zgadzam! - stwierdził Elinar.
- W porządku, to dobre rozwiązanie. - dodała Królowa.


************


Bromiański zwiadowca leży między Otachim leżącym na lewym boku, oraz Hachim śpiącym na brzuchu, i nie może spać. Nie dawno, obudziły go jakieś szmery i na chwile obecną nie jest wstanie usnąć, gdyż targają nim obawy o jego własne życie. Nagle Otachi, przewracając się położy swoją lewą rękę na gardle Skautiego, który od razu ją zdjął i przesunął. Ten ruch spowodował, że Hachi który nagle miał więcej miejsca "objął" bromiańczyka w torsie, a Otachi zaczął się przekręcać na prawy bok. Delikatnie zarumieniony zwiadowca, z każą sekundą czuł się coraz bardziej zakłopotany. Po paru szybkich chwilach, czerwony jak burak Skauti, znalazł się w objęciach braci, którzy przez sen zmieniali jedynie pozycje spania, i to co robili było w pełni nieświadomie. Wystraszony i mocno zarumieniony bromiański zwiadowca, znalazł się w objęciach z których nie było, na tę chwilę ucieczki, gdyż kiedy się wiercił to uścisk neczan zacieśniał się. Jednak nie chcąc nikogo budzić, niebawem, mimo swojego zakłopotania i baku komfortu, przestał się ruszać z nadzieją, że wkrótce bracia zmienią pozycję i że nikt ich nie zobaczy, albo, że ta noc na budowie wreszcie się skończy.

sobota, 14 lutego 2015

Happy Valentine's Day ! :)



HMM... DZISIAJ W WALENTYNKOWY RANEK, CHCIAŁABYM ZŁOŻYĆ WSZYSTKIM ŻYCZENIA ABY WASZE ŻYCIE PRZEPEŁNIAŁA MIŁOŚĆ I PRZYJAŹŃ :) ... W ZWIĄZKU Z TYM PRZESYŁAM WAM CAŁUSKÓW KILKA I PRZYTULAM WAS WSZYSTKICH :)  ... DODATKOWO CHCĘ PODAROWAĆ WAM TEGO WALENTYNKOWEGO ARTA :) ... NA RYSUNKU JEST NECZAŃSKI KAPITAN IMIENIEM AMIS, ORAZ JEGO UKOCHANA PŁOMIENNA KIAZU :)

POZDRAWIAM KIRCIA :*

niedziela, 1 lutego 2015

Epizod 160


".... Amorti Silaha ..."

Koło popołudnia mieszany oddział pod dowództwem bromiańskiego kapitana doszedł do wielkiego placu, przypominającego centrum miasta. W przeróżnych kawiarniach, knajpach i barach, zasiadają Pisaca, którzy bawią się w najlepsze niczym zwyczajni ludzi. Tą przyjemną i sielską atmosferę dopełnia przyjemna, chociaż starodawna muzyka oraz przeróżni kuglarze, cyrkowcy czy inni artyści oraz oświetlone kolorowe lampiony, stare zadbane kamienice i brukowane ulice.
- ŁAŁ! Aż chce się przyłączyć do zabawy. - stwierdziła Kiazu z podziwem.
- To miejsce jest tak wspaniałe, że nawet mnie przyciąga. - dodała Diuna.
- CICHO TAM! - wtrącił stanowczo kapitan, a następnie dodał: - Aby dotrzeć do szpitala musimy przejść przez to chaotyczne miejsce. Najlepiej będzie przejść środkiem, w mieszać się w tłum i tyle.
Neczanie z dezaprobatą przewrócili oczami, jednak nie kwestionowali tego pomysłu na głos.
- Panie Kapitanie, za pozwoleniem tam w kamienicy jest chyba przejście podziemne. - wtrącił Vaatleja, trzymając się za głowę i pokazując na delikatnie skrytą w mroku kamienicę, po lewej stronie wojskowych.
- Właśnie zauważyłem coś, co otworzyło mi drogę do jeszcze lepszego rozwiązania. Idziemy tym przejściem podziemnym w kamienicy. - kontynuował Uamuzi, udając się w kierunku kamienicy.
- Kapitanie ... To nie jest dobry pomysł. - wtrąciła Diuna.
- Oba pomysły są do bani ... - dodała Kiazu.
- Nie obchodzi mnie to, jestem waszym przełożonym i rozkazuje Wam WEJŚĆ DO PODZIEMI! - odparł głośno i stanowczo Kapitan, a następnie dodał: - Moje rozkazy zawsze są trafne! A terasz ruszać dupy i do podziemi!
W tym momencie bromiański odział ruszył za swoim kapitanem. Kriger ruszył dziarskim i stanowczym krokiem, tuz za nim szedł trzymający się za głowę Vaatleja, a na samym końcu niepewnym krokiem ruszył Skauti.
- Uamuzi, co tam się dzieje?- wtrącił generalski głos w słuchawkach.
- Kapitan, ma wyjęte słuchawki. - odparł chłodno Kurai.
- Świetnie ... eh ... słuchajcie nawet jeśli decyzja kapitana jest nie za ciekawa to nie możecie się rozdzielać. To najgorsze co można w tej chwili zrobić. Jak wiecie w pojedynkę nie macie szans na przetrwanie. Idźcie za nimi. - Odparł mało chętnie Generał.
- No weź i Ty oszalałeś? - spytała Kiazu.
-Ekh ...- chrząknął generał.
- Przepraszam Generale ... - odparła Kiazu.
W ten po raz kolejny rozległ się przenikliwy huk, dobiegający z tunelu, który dogłębnie przeszył wszystkie zmysły neczan oraz rozszedł się po okolicy, chwilowo zwracając uwagę Pisaca. Wojownicy, nie wiele myśląc wbiegli do tunelu. A tam tuż po zejściu z kamiennych schodów, oświetlonych delikatnym żółto-pomarańczowym światłem, zobaczyli skąpane w błękitnej mgle skulone ciało Vaatleja trzymającego się za głowę. W koło bromiańczyka iskrzyła się purpurowa krew, rozlewająca się dosłownie wszędzie.
- O rany ... - stwierdziła Diuna.
- O kurka ... on nie żyje ... - dodał Otachi, podchodząc do ciała towarzysza.
- Szybko, zaraz będziemy tu mieli towarzystwo - stwierdził Twardo Kurai, a następnie dodał: - Nie wdepnijcie w krew i biegiem ruszajcie do przodu.
- Nie śmiem protestować Ziom. - Stwierdził Hachi.
- Do tunelu? o nie ja idę górą! - dodała Diuna.
- Nie mamy drogi odwrotu, a lada chwilA Pisaca tu przyjdą i chętnie zjedzą i nas. - odparł Kurai.
- Pokonamy ich! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
- To proszę bardzo, ale skończycie tak jak on. - odpowiedział Kurai.
Łapczywy, niewiarygodnie głośny skowyt, wywołujący zimne ciarki na ciele, zwiastował nadejście wygłodniałych Pisaca.
- Yyyy... dobra niech będzie to do tunelu ... - odparła Diuna.


************
- Uamuzi coraz bardziej mnie denerwuje... chyba nadchodzi czas aby wprowadzić mój plan w życie, bo jak tak dalej pójdzie to nikt nie przetrwa wizyty w tym okropnym miejscu...
W ten w generalskim namiocie rozległ się głośny dźwięk dzwonka, który wyrwał Rudego z głębokiego zamyślenia.
- Rudy Biryu słucham? - odparł generał do słuchawki.
- Drogi generale z tej strony Ambasador Ankara ...
- Słucham Panie?
- Mam dla Ciebie, dwie informacje, które postanowiłem Ci przekazać osobiście ... - odpowiedział przyjazny głos w słuchawce, a następnie Ankara dodał: - Pierwsza brzmi tak: Znaleźliśmy Czcigodnego Dae Cheetah, który co prawda nie przyjedzie na pole bitwy, ale wraz ze swoją uczennicą wykona rytuał pieczęci na odległość i ponownie zamknie Pisaca.
- Świetnie!
- Jednak mam nadzieje, że zdajesz sobie sprawę, że to może potrwać nawet kilka dni...
- Oczywiście Panie Ambasadorze ... a jaka jest druga nowina?
- Czcigodny Dae Cheetah prosił aby przekazać, aby oddział omijał z daleka podziemne przejścia, gdyż tam mieszkają najstarsi z rasy Pisaca, którzy polują cierpliwie i skutecznie.
- Ambasadorze ... Ale co to oznacza?
- Poszperałem w księgach i natrafiłem na informację która mówi o polowaniu Pisaca, polegającym na tym że Pisaca stoi nieruchomo niczym pomnik, który ożywa dopiero w momencie pokazania się ofiary. Jednak taki Pisaca rusza się z zawrotną szybkością tylko w tefy kiedy postać nie patrzy.
- O nie ...
- Generale według opisów, one poruszają się tylko kiedy ofiara znajduje się w tym samym pomieszczeniu. A co za tym idzie kiedy ofiara jest na przykład w pokoju obok to taki Pisaca nie ruszy się nawet o milimetr.
- Rozumiem Ambasadorze i dziękuję, a teraz muszę to jak najszybciej przekazać oddziałowi.


************
Długi oświetlony korytarz, o ciemnych ścianach, skąpany w szaro-niebieskiej mgle, pełen przeróżnych drzwi. Neczanie szybkim krokiem dogonili bromiański oddział uszczuplony o kolejną osobę. Mocno przerażony Skauti w milczeniu podążał tuż za neczanami. Z jednej strony zwiadowca trzyma się na uboczu a z drugiej strony widać, że bardzo pragnie towarzystwa neczan. Przodem idzie Uamuzi oraz Kriger. Natomiast neczański generał poinformował już oddział o doniesieniach od samego Ambasadora Ankary.
- Robi się coraz straszniej... - stwierdziła Diuna.
- E tam ... zapowiada nam się przemiły i wspaniały wieczór ... - odparła ironicznie Kiazu, a następnie dodała: - Kurai, a Ciebie nasz kapitan nie wkurza?
Elektryczny neczanin nic jej nie odpowiedział, natomiast odezwał się Hachi:
- Siostra zostaw go, jego dłonie od jakiegoś czasu delikatnie iskrzą....
- Lepiej nie wkurzaj go ... - dodał Otachi.
Nagle rozległ się znajomy stresujący skowyt, a tuż po nim dało się usłyszeć zbliżający się głośny, tupot stóp.
- Idą tu. - stwierdził chłodno Kurai.
W ten wszyscy wojskowi zaczęli biec przed siebie, nie zwracając zbytnio uwagi na to co dzieje się za ich plecami. Podczas szybkiego biegu, pełnego strachu potęgowanego przez straszliwie piszczenie, nasi bohaterowie nie znacznie się rozdzielili.


************
W tajemniczym, ciemnym, półmrocznym pokoju w którym dominuje czerń oraz pomarańcz, jedynym oświetleniem są niewielkie lampki o szczelnych pomarańczowych ażurach. Wszystkie meble w tym strasznym i mrocznym pomieszczeniu zdają się być czarne, wszystko dzięki intensywnie pomarańczowemu światłu, które jest wspaniałą, hipnotyzującą, swoistą maską tego niewielkiego pomieszczenia. Nagle do tego niezwykłego i dziwnego pomieszczenia wpadła zdyszana i mocno przerażona Kiazu, która z ogromną szybkością zatrzasnęła za sobą drzwi i z ulgą się o nie oparła. W ten za drzwiami dało się słyszeć głośne kroki, które przeszły tuż koło drzwi za którymi ukrywała się dziewczyna i poszły dalej oraz bardzo głośny i przenikliwy huk. Tym czasem ciężko oddychająca neczanka, otworzyła oczy i wśród czarnych mebli spostrzegła wysoką rzeźbę, o ludzkim wyglądzie i przerażającym wyglądzie. Kiazu zbladła, a jej przerażone, piękne czerwone oczy, które w panującym świetle mają uroczy płomienny odcień, zrobiły się ogromne, a samą dziewczynę sparaliżował strach. Ognista neczanka bała się nawet mrugnąć, kiedy te wszystkie przeraźliwe posągi patrzyły na nią swym pustym wzrokiem. Bezdźwięczny, głuchy pokój, sam w sobie sprawia, że po całym ciele, przechodzą chłodne ciarki a każdy kto przebywa w tym miejscu zalewa się zimnym potem. Po paru pełnych napięcia i strachu chwilach, oczy Kiazu zaczęły łzawić i domagać się zamknięcia, jednak neczanka uparcie walczyła ze sobą aby pod żadnym pozorem nie zamknąć oczu. Mimo wszystko, przerażona dziewczyna w końcu szybko mrugnęła. W tym momencie okazało się, że posąg, z wyciągniętymi pazurami, wręcz gotowy do ataku, znajduje się tuż przy płaczącej z przerażenia neczance i wygląda jakby chciała ją pożreć. Puste, chłodne wnętrze różowych oczu rzeźby, dostarczało kolejnej straszliwej dawki przerażenia. W ten Kiazu walcząc ze sobą i widząc w koło śladowe ilości niebieskiej mgły, przywołała ogromną czerwono-pomarańczowo-żółtą falę płomieni która spowiła całe pomieszczenie, paląc wszystko co wpadło w jej zasięg.
- Nie ... to nie możliwe ... normalnie jak sen Diuny, po dyniowej zupie ... - stwierdziła Kiazu z łzami w oczach, a następnie zamyśliła się: - Głupia co Ty wyprawiasz!? ... Heh ... czemu te durne oczy jak długo nie mrugają to łzawią? ... przez to wychodzę na potulną owieczkę a nie na wojownika! ... Weź się w garść dziewczyno i olej sobie tą głupią mgłę ... czas być sobą!
Nagle Kiazu spojrzała zdeterminowanym spojrzeniem i otaczając się ogromną ognistą kulą, mrugnęła. W tym momencie zapanowała mroczna, nieprzenikniona, upiorna ciemność, a całe pomieszczenie wybuchło. Neczanka z hukiem wyleciała na korytarz, zawalając przy tym przejście, i otaczając się ogniem szybko uciekła przed siebie. Po paru chwilach ognista neczanka, zalana łzami, które powstały głownie z długiego nie mrugania, dobiegła do Otachiego, Riny i Kurai'a.
- O Kiazu ...Ty nie z przodu? - stwierdził zaskoczony Otachi.
- No Hej ... wiązałam buty - odparła Kiazu.
- Ej ... Ty ryczysz? - spytał Otachi.
- Nigdy ... jestem wojownikiem! - odparła stanowczo Kiazu.
- Pisaca? - spytała niepewnie Rina.
- Taaa ... nie chce o tym rozmawiać ... - odparła Kiazu, przyśpieszając.
W tym momencie oczom biegnących neczan ukazało się zakrwawione smukłe ciało mężczyzny, o mocnych rysach twarzy, długich, rozpuszczonych, lekko zmrożonych cynamonowych włosach oraz ostrych, przenikliwych cynobrowych oczach., którymi patrzył przeszywającym stanowczym spojrzeniem.
- O rany to Kriger! - stwierdziła z przerażaniem Kiazu zwalniając.
- O kurcze, te bestie dopadły nawet jego ... - dodał niedowierzający Otachi.
W między czasie Kurai podszedł do ciała bromiańczyka i prawą, lekko elektryzującą się ręką zamknął mu oczy, a zatroskana Rina powiedziała:
- Kurai ...

- Chodźmy! - odparł twardo elektryczny neczanin odchodząc.


************

Przejście podziemne prowadziło do jeszcze starszej dzielnicy, która wygląda na opustoszałą i jest wolna od szaro-niebieskiej mgły. Po prawej stronie od wyjścia z podziemi w oddali widać zapalone światła i palące się latarnie, natomiast po lewo są ciemne mroczne uliczki. Hachi i Diuna stoją lekko z boku i obserwując palącego i wyluzowanego kapitana. Obok neczan stoi poddenerwowany Skauti który nerwowo pali papierosa. Po dłuższej chwili z podziemi wyszła pozostała czwórka neczan. Rina była smutna, Otachi zmieszany, Kiazu podminowana, natomiast Kurai wydawał się być spokojny, chociaż jego ręce iskrzyły.
- No nareszcie! Ile można czekać a teraz marsz za mną! - stwierdził stanowczo kapitan, ruszając w prawo w kierunku świateł i nie czekając na swój oddział.
- Zostańcie - stwierdził chłodno Kurai, a następnie podszedł do bromiańskiego zwiadowcy i powiedział: - Poczęstujesz szlugiem?
- Tak jasne ... - stwierdził Skauti wyjmując papierosy z kieszeni a następnie częstując kolegę papierosem powiedział: - Przepraszam, czasem się zapominam....
- Oj ... to będzie grubo ... - stwierdził Hachi.
- Ktoś tu chyba się zdenerwował ... - dodała Diuna.
W międzyczasie Kurai podpalił papierosa, zaciągnął się, oddał bromiańskiemu zwiadowcy zapalniczkę i bez słowa paląc papierosa skrył się w mroku uliczki.
- No to nasz kapitan ma przerąbane ... - stwierdziła Diuna.
- Kapitan jest silny i mściwy ... - odparł nerwowo Skauti.
- Nie chce nic mówić ale mieliśmy się nie rozdzielać ... - powiedziała Diuna.
- Chyba bezpieczniej dla nas będzie jak on wypali tego papierosa ... - stwierdził Otachi.
- A kapitana tak czy siak dogonimy ... - dodał Hachi.
- Ja na pewno ... ale Ty ślimaku no nie wiem. - odparła Diuna.
- Mówisz o sobie ślamazaro? - odpowiedział Hachi.
- Tak... jasne ... skończ ... nie chce się zniżać do Twojego poziomu, bo nie lubię ziemi ... - odparła Diuna.
- Phi ... Proszę Cię ... jeżeli to ja miałabym się zniżyć do Twojego poziomu, musiałabym odbyć podróż do jądra Ziemi - odpowiedział Hachi.


************
Ciemna uliczka gdzie jedynym źródłem światła jest czerwona, żarząca się końcówka papierosa. Intensywne czerwone światło nieznacznie oświetla twarz palącego Kurai'a i tak naprawdę nie daje za wiele blasku. Wąski, szarawy dym unosi się ku sklepieniu. Elektryczny neczanin spokojnie i powoli zaciąga się papierosem, zupełnie jakby delektował się nim. Po dłuższych paru chwilach do Kurai'a podeszła lekko spłoszona Rina oświetlona jedynie przez jednego jasnego świetlika.
- Kurai .... - wyszeptała Rina.
- Hmm? ... - odparł neczanin zaciągając się.
- W porządku?
- Tak .. - odpowiedział Kurai wypuszczając dym.
- Hmmm... Kapitan gdzieś sobie poszedł ...
- Wiem ... wracaj do reszty ... ja zaraz przyjdę ...
- Na pewno?
- Tak ... poczekaj na mnie z resztą ...
- yhm ... dobrze ...


************
- ... i tak to wygląda Generale ... - stwierdziła Diuna.
- Rozumiem .... - odpowiedział neczański generał siedzący w swoim namiocie i uderzający pięścią w stół, a następnie dodał: - Dajcie mi chwilę ...
- Dobra ... - odparł Hachi.
W tym momencie Rudy odłożył słuchawki i widocznie zdenerwowany wstał z krzesła i starał się poskromić swoją impulsywność.
- Nie to zaszło za daleko ... stanowczo za daleko ... czterech żołnierzy nie żyje, a Uamuzi wydaje się tym nie przejmować ... a na domiar złego zostawia swój oddział ... jak tylko ochłonę to muszę wprowadzić swój plan w życie.... i to szybko ... bo inaczej wszyscy zginą ...


************
Diuna siedzi sobie wygodnie na ziemi, opiera się o ścianę, tuz obok niej siedzi Hachi, dalej jest Rina, która stoi oparta o budynek. Otachi i Skauti nieopodal siedzą na ziemi, natomiast Kiazu stoi i żongluje ognistymi kulkami. Wszyscy wojskowi z jednej strony zajmują się sobą i starają się zabić nudę, która mimo wszystko wkrada się, podasz nerwowego oczekiwania na ich dalsze losy i jednocześnie rozmawiają ze sobą.
- Kurcze siedzenie tu mnie dobija ... - stwierdziła Diuna.
- No ... mam nadzieje, że nic nas nie zaatakuje lada chwila - dodał Hachi.
- E tam ... jak dla mnie może wydarzyć się wszystko byle aby te dziady szybsze od mrugnięcia się nie przypałętały ... - dopowiedziała Kiazu.
- Masz jakieś złe wspomnienia? - spytał Skauti.
- Hmm... Nie ... wiesz nie chciałabym mieć z nimi do czynienia ... zwłaszcza w obliczu ten niebieskiej mgły, która ogranicza nam działania - odpowiedziała Kiazu, a następnie entuzjastycznie dodała: - Chociaż w sumie tu już jej nie ma, wiec skopanie paru tyłków byłoby dobre.
- Hehehe ... ktoś tu się napala na starcie ... - odparł Hachi.
- Ba! ... ktoś musi ... - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem i mrugając okiem.
- Nie wiem jak wy ale ja się zrobiłem głodny i zmęczony ... - Stwierdził Skauti.
- Heh ... tej nocy prawie nie spaliśmy i teraz od tylu godzin nie mieliśmy odpoczynku ... - dodał Otachi.
- Ale jest dopiero 17 ... to za wcześnie na obóz ... - dodał Hachi.
W ten do neczan i Skautiego przyszedł Kurai, idący spokojnie z rękami w kieszeniach.
- No Ziom, i co teraz? - spytał Otachi.
- Wy idziecie ciemną stroną, miasta i kierujecie się na szpital ... - odparł spokojnie i chłodno Kurai.
- Luz Ziom ... - stwierdził Otachi.
- Zaraz Ziom a Ty? - dodał Hachi.
- Ja idę za kapitanem ... - odpowiedział Kurai.
- Oszalałeś? - spytał Skauti.
- Kurai ... ale .... - wtrąciła niepewnie Rina.
W tym momencie Kurai, oparł się lewą ręką o ścianę tuż obok wodnej neczanki, prawą dłoń położył na jej lewym policzku, a następnie nie zważając na nic namiętnie oraz pieszczotliwie pocałował swoją ukochaną w delikatnie zaskoczone i spłoszone usta. Tym samym przerywał jej wypowiedź.
- WOW szybki jest ... - stwierdził zdziwiony i zaskoczony Skauti.
- Szybki? Phi .... Uganiał się za nią cały pierwszy sezon... a razem są już dwa może trzy sezony ... straciłam już rachubę ... - odpowiedziała Diuna.
- Przepraszam ... Słucham? - spytał Skauti
- On był szybki dawno temu ... gdyż oni są już parą od bardzo dawna. - stwierdza Kiazu.
- Rozumiem... i wstyd mi, że tego nie zauważyłem ... - odpowiedział Skauti.
- Luz Ziom, na swój sposób to dobrze ... - dodał Hachi.
W tym samym czasie po chwili gorącego i głębokiego pocałunku, rozpalone usta kochanków rozdzieliły się, a Kurai powiedział:
- Wrócę ... obiecuję ...
- Dobra dzieciaki, podjąłem decyzję ... - wtrącił neczański generał, a następnie dodał: - Kurai....
Na te słowa elektryczny neczanin wyjął swoją słuchawkę z ucha, położył ją na dłoni wodnej neczanki i odchodząc chłodno powiedział:
- Idźcie już ..
- Luz Ziom ... - stwierdził Hachi.
- Ej ... jeszcze dzisiaj mamy dotrzeć do szpitala? - spytała dociekliwie Diuna.
Jednak Kurai nic jej już nie odpowiedział. Po chwili wszyscy, którzy zostali ruszyli w ciemne zaułki podziemnego miasta.
- Ej ... czy Kurai, się nie odzywa bo ma tak w zwyczaju czy co? - wtrącił Generał.
- Jakby to powiedzieć ... - stwierdził Otachi.
- Wyjął słuchawkę i poszedł po kapitana ... - dodała Diuna.
- Mam wrażenie, że wie o czymś o czym my nie wiemy... - stwierdziła Kiazu.
- Co macie na myśli? - spytał Rudy.
- Hmm... do tej pory był całkiem spokojny ... jak to on ... ale po wyjściu z podziemi się elektryzował i poszedł zapalić ... - odpowiedział Hachi.
- A on pali tylko jak się nieźle wkurzy ... - dodał Otachi.
- Jak widzę robi się coraz ciekawiej, ale w sumie dobrze się składa... - stwierdził generał, a następnie dodał: - Od tej chwili waszym bezpośrednim przełożonym mianuję Kurai'a .. który chyba sam wziął sprawy w swoje ręce... mam dosyć jego decyzji Uamuzi. Reasumując od teraz Waszym oddziałem dowodzi Kurai.
- Tak jest! - odparli zgodnie wszyscy.
- Przepraszam generale ... ale myślę, że Pan Generał powinien o czymś wiedzieć. - wtrącił wyraźnie zaniepokojony Skauti.
- Tak? - odparł Rudy.
- Nie wiem od czego zacząć ... jednak ... Pan Kapitan ma przy sobie Amorti Silaha ... i ... - jąkał się bromiański zwiadowca.
- Zaraz co to jest Amorti Silaha? - spytała dociekliwie Diuna.
- To broń palna taka, jak pistolety, karabiny, strzelby i tak dalej zasilane energią. Bardzo skuteczne, gdyż zwiększają moc posiadacza i zadają bardzo bolesne rozległe rany... - odpowiedział Generał, a następnie dodał: - Skauti i co w związku z tym?
- Yhm ... to może ... ja zacznę ... od początku ... - stwierdził nerwowo Skauti, przypalając papierosa.


************
Chłodny skryty w półmroku uliczny zaułek. Blade oświetlenie latarni nieśmiało wkracza w ciemność uliczki i tym samym sprawia, że stare mury, pozornie opustoszałych budynków nabierają tajemniczego uroku. Tymi zakamarkami przenikają Kurai, idący nieco z tyłu, oraz Bromiański Kapitan, który rozbieganym wzrokiem rozgląda się po okolicy i szybkim krokiem nerwowo idzie przed siebie. Nagle Uamuzi, uśmiechnął się wrednie pod nosem i jednym, bardzo szybkim ruchem wyciągnął z pod marynarki czarny pistolet, a następnie gwałtownie odwrócił się i wystrzelił z tej broni, w kierunku neczanina. Rozległ się przenikliwy i przeszywający huk, a jasno niebieska kula przeleciała tuż koło głowy Kurai'a, który w ostatniej chwili zdążył się delikatnie przesunąć.
- Ty gnoju jak śmiałeś?! ... - stwierdził stanowczo kapitan, a następnie z szaleńczym uśmiechem dodał: - Skoro nie chcesz być moim ordynansem to czas byś zginął szmato!
W tym momencie bromiańczyk ponownie wystrzelił z pistoletu. Tym czasem Kurai ponownie się przesunął i w mgnieniu oka pojawił się za kapitanem, po czym prawą ręką, złapał za broń przeciwnika i wycelował ją w ziemię. W ten pistolet ponownie wypalił, a neczanin drugą ręką, z dużą siłą uderzył bromiańczyka, w klatkę piersiową,c o spowodowało, że Uamuzi gwałtownie wypuścił broń i upadł na ziemię. Cała ta sytuacja trwała zaledwie ułamki sekund. Zdezorientowany kapitan leży na plecach i próbuje przeanalizować zaistniałą sytuację.
- Proste Amorti Silaha nie jest wstanie mnie przestraszyć ... - stwierdził chłodno Kurai, jednocześnie wyrzucając pistolet.
- To ciekawe co ... - odparł twardo Uamuzi szykując się do lodowego ataku. Jednak w tym momencie tuż przy gardle kapitana pojawiła się iskrząca elektryczna katana. Przerażony bromiawiańczyk z trudem przełknął ślinę i przerwał swoją wypowiedź.
- Tylko spróbuj, a poderżnę Ci gardło. - powiedział lodowatym tonem Kurai.
- Jestem szybszy od Ciebie!
- Tak? To może się przekonamy? - odparł neczanin, patrząc przenikliwym spojrzeniem w oczy kapitana i jednocześnie nieznacznie przesuwając swoją katanę bliżej skóry rywala.
Po dłuższej i niezręcznej chwili milczenia kapitan swobodnie położył ręce na ziemie, zaprzestając tym samym gromadzenia energii do ataku.
- Od teraz ja tu dowodzę zrozumiano? - stwierdził twardo i chłodno Kurai, trzymając ostrze tuż przy szyi przeciwnika.
- Ty psie! - stwierdził Uamuzi.
- Nie pozwolę aby ktoś jeszcze zginął przez Twoje niedorzeczne decyzje i zabawę w zabijanie.
- Jak śmiesz! Staniesz przed sądem.
- Nie podoba mi się twój ton ... - odparł Kurai prawie przecinając skórę, na szyi przeciwnika i cały iskrząc.
- Dobra ... dobra ... po co to nerwy ...zrozumiałem.- stwierdził pokornie, wystraszony kapitan.
Po chwili elektryczny neczanin zniwelował swoją broń, a następnie chłodno powiedział:
- Ruszaj się, musimy dogonić resztę.
- Tak tak ... - odpowiedział spokojnie kapitan z niezadowoleniem, a następnie kiedy neczanin się tylko odwrócił, Uamuzi wystrzelił wielką niebiesko-błękitno-białą lodową kulę, która lecia prosto na plecy przeciwnika. W ten Kurai odwrócił się i w ostatniej chwili odbił energię. Lodowa moc kapitana doszczętnie zamroziła sporą część kamienicy, o którą rozbił się przebiegły atak, a Uamuzi z niewiarygodną szybkością ruszył do kolejnego szalonego i niespodziewanego ataku.


************
- Nie no Ziom żartujesz? - stwierdził niedowierzający Hachi.
- Nie nie żartuję ... widziałem na własne oczy jak kapitan Uamuzi zastrzelił Vaatleja mówiąc "Zhańbiłeś armię, więc teraz śmieciu stań się pożywką dla Pisaca" ... - odpowiedział przerażony Skauti, a następnie dodał: - A Kriger zginął zamiast mnie ... osłonił mnie ...
- O chudy byk ... - przeklął neczański generał.
- Panie generale .... ja wiem, że niebawem zginę... ale proszę ... aby kapitana spotkała kara....- stwierdził bromiański zwiadowca.
- Spoko Ziom nie damy Cie skrzywdzić. - stwierdził Hachi.
- Prędzej ja go dopadnę niż on Ciebie. - dopowiedziała Kiazu.
- Czekaj, czy jak to całe Amorti Silaha strzela to wydaje taki okropny, przeszywający dźwięk? - wtrąciła Diuna.
- Tak ... - odpowiedział Skauti.
- To wszyscy czterej bromiańczycy z ginęli z ręki kapitana ... - odparła Diuna.
- Skauti spokojnie nic się nie stanie, Wasz nowy dowódca nie pozwoli aby ktoś jeszcze zginął z rąk kapitana,a potem wezmę Cie pod swoje skrzydła i zapewnię ochronę... - wtrącił stanowczo generał, a następnie dodał: - Założę się, że Kurai odkrył to wcześniej i upewnił się w podziemiach i spowodowało, że mu się ulało ...Eh ... a sprawą kapitana za chwilę się zajmę i pamiętajcie nie słuchajcie jego rozkazów i nie dajcie mu się zastraszyć. Jak tylko włoży słuchawki osobiście poinformuję go o zmianie dowodzącego.
- Tak jest! - odparli zgodnie wszyscy.

************
Zacięta i nieustępliwa walka toczy się już długo, jednak żaden z wojskowych nie ma zamiaru ustąpić. Kapitan o lodowych dłoniach co i rusz wyprowadza kolejne szybkie ataki, natomiast Kurai bez większego trudu unika ciosów przeciwnika i kontruje jego ataki. Brukowana uliczka przypomina już bardziej lodową krainę niżeli podziemne miasto, a odgłosy walki niosły się daleko. W ten neczanin wywołał niewielkie napięcie elektryczne, które rozbiło się o lodową barierę przeciwnika i wywołało eklezję, która sprawiła, że ściany budynków popękały, a brukowana ulica przestała być brukowana.
- Nieźle ... - z plugawym uśmieszkiem, pochwalił kapitan, a następnie szykując się do kolejnego lodowego ataku dodał: - Ze mną nie wygrasz!
Nagle walczący usłyszeli zbliżające się pośpieszne kroki. Dudniące, odgłosy z każdą sekundą były coraz bliżej i bliżej. Aż tu nagle tuż za wojownikami pojawiło się kilka widocznie starszych postaci, o głębokich czerwonych oczach i wystających kłach. Kapitan Uamuzi pobladł, doskonale wiedział kim byli przybysze.
- ROZKAZUJĘ CI MNIE BRONIĆ! - stwierdził stanowczo kapitan delikatnie chowając się za plecami rywala.
- Już nie słucham twoich rozkazów. - odparł chłodno Kurai.
- I ty psie chciałeś mną rządzić, a paru Pisaca nie potrafisz pokonać? - stwierdził Uamuzi, zamrażając kilku łapczywych krwi przybyszy.
Obaj wojskowi dość dobrze sobie radzą z Pisaca, łapczywymi na szkarłatną krew płynąca w żyłach wojowników. Jednak odgłosy walki sprawiają, że krwiopijców, mimo elektrycznolodowych ataków, z każdą sekundą przybywa, a sytuacja powoli staje się beznadziejna.
- No frajerze, czas abyś przestał mi bruździć. - stwierdził pogardliwie kapitan, a następnie jednym szybkim ruchem i śmiejąc się złośliwie, stworzył ogromną lodową wierzę zwieńczona ciekną kulą, z której bez trudu mógł oglądać zmagania neczanina z wygłodniałymi Pisaca. Kurai został sam na sam z chmarą niezaspokojonych i nie nasyconych krwiożerców, mających chrapkę na każdą kroplę krwi, jaką mogliby wyssać z ciała neczanina. Nagle Kurai, w koło siebie oraz lodowej wierzy, przywołał lśniącą żółto-białą barierę, która skutecznie powstrzymywała drapieżne Pisaca. Krwiopijcy nachalnie i zaciekle dobijali się, i próbowali przebić się przez elektryczna tarczę.
- Nie możesz wiecznie się bronić, te plugawe bestie tak łatwo nie odpuszczą. - stwierdził pogardliwie kapitan, siedzący wygodnie w swojej krystalicznej, lodowej wierzy.
Elektryczny neczanin nie przejął się słowami Uamuzi, jedynie stanął w lekkim rozkroku i zaciskając pięści zamknął oczy. Wkrótce Kurai zaczął się elektryzować, a nieznaczne wyładowania otoczyły całe jego ciało. W ten włosy neczanina nieznacznie zaczęły falować, zupełnie jakby były targane przez wiatr, a elektryczne wyładowania nabrały na sile.
- Hmmm... co ten gnojek kombinuje ... przecież nie ma najmniejszych szans ... - zamyślił się Uamuzi, jednocześnie uważnie obserwując całe zdarzenie z bezpiecznej odległości.
Nagle bariera znikła, a ogromna żółto-biała, elektryczna fala uderzeniowa rozeszła się po okolicy. Wszystkie Pisaca w sporej odległości, od miejsca zdarzenia zostały porażone potężnym wyładowaniem, wszelkie latarnie w okolicy wybuchły z nadmiaru elektryczności, a lodowa wieża kapitana rozpadła się w drobny mak. W ten, nieprzytomni krwiopijcy padli na brukowaną, pokrytą szkłem ulicę, kapitan z hukiem uderzył o ziemię, a jedynym źródłem światła jest iskrzący się Kurai.
Po chwili elektryczny neczanin twardym i stanowczym krokiem podszedł do siedzącego na ziemi kapitana, złapał go za mundur, podniósł do góry i uderzył nim o ścianę, następnie patrząc przenikliwym i przeszywającym wzrokiem. chłodno powiedział:
- Od teraz, ja tu dowodzę.. rozumiesz?!
- NIE PSIE! - odparł kapitan mrożąc dłonie neczanina, a następnie dodał: - Na pewno nie masz mocy!
W tym momencie Kurai wywołał silne wyładowanie elektryczne, które bez większego trudu rozbiły iskrzący się lód na dłoniach neczanina i dotkliwie poraził bromiańskiego kapitana, który z każdą sekundą coraz bardziej sztywniał i głośniej krzyczał. Następnie wyładowywania zaczęły rzucać Bromiańczykiem.
- Dobra Ty ... Ty ... tu rządzisz .... - odparł rozpaczliwie Uamuzi, drżącym głosem i krztusząc się.
Na te słowa Kurai puścił swojego przełożonego, przestał się elektryzować i twardo powiedział:
- Idziemy!
- Tak, tak ... - odparł kapitan podnosząc się, a następnie dopowiedział w myślach. - Jeszcze tego pożałujesz, sąd wojenny bardzo chętnie się tobą zajmie ... co z tego, że Twoja moc jest niesamowita ... sponiewierałeś mną jak psem, a ja się tak łatwo nie dam ... doniosę na ciebie a wtedy chłystku twoja wojskowa kariera się skończy. A ja wszystko co się tu wydarzyło zrzucę na Ciebie... zobaczymy komu uwierzy sad mi czy tej łachudrze ?... niech się panoszy ... udam pokornego, a jak przyjdzie co do czego to wszystkie moje zbrodnie zrzucę na niego ... i zgnije w więzieniu albo innym równie przyjemnym miejscu ... mam takie plecy, że nie może się na mnie zemścić, ani nic zrobić ... nie wiem kogo by musiał mieć po swojej stronie aby mi dokopać ... heh ... mi się nie da dokopać ... jedno co muszę o nim przyznać to ma szczeniak charyzmę ... jakby go rzucić smokom na pożarcie to on wróciłby jako ich przywódca ...