środa, 3 grudnia 2014

Epizod 130

"Ważna misja ratunkowa"

Mroczna gęsta i ciemna mgła spowija gęsty, mroczny i nieobliczalny las. Rina jest przywiązana do wielkiego, grubego, ciemnobrązowego drzewa. Przez okrutne więzy dziewczyna nie jest wstanie się ruszyć. W ten przeraźliwa, mroczna i bezkształtna istota z impetem i stanowczością zaczęła się bardzo szybko zbliżać do roztrzęsionej i przerażonej dziewczyny. Wystraszona neczanka porusza ustami jednak nie wydobywa się z niej żaden nawet najmniejszy dźwięk. W ogóle w tym miejscu panuje jakaś nieznośna, pusta, ogarniająca myśli, głucha cisza. Po dłuższej i bardzo napiętej chwili ukazały się puste białe oczy bestii, z których mimo wszystko emituje pogarda, strach i nie obliczalność. Nagle stwór, roztworzył swoją paszczę i rzucił się, na szamoczącą się neczankę. W ten Diuna obudziła się z przerażeniem. Wielkimi wystraszonymi i niedowierzającymi oczami nerwowo rozgląda się po ciemnym pokoju. Jej ciężki poddenerwowany oddech, nie daje jej nawet normalnie zaczerpnąć powietrza. Jej rozszalałe, zestresowane serce wali jak opętane i nie chce się uspokoić. Po chwili neczanka zapaliła jednego ze swoich świetlików i z ulgą stwierdziła, że jest w swoim pokoju, jednak była zbyt zdrętwiała z przerażenia aby się ruszyć.
- Uff... o był tylko jakiś zły sen ... - powiedziała z niedowierzaniem, zalana zimnym potem Diuna.
Po chwili dziewczyna, ubrana w żółtą, krótką koszulkę nocną na ramiączka, szybko wstała i poszła do łazienki aby zimną wodą opłukać twarz. Następnie neczanka chciała wrócić do swojego pokoju, jednak tuż przed progiem zawahała się i poszła do pokoju Riny. Tam nim zdążyła zapukać do pokoju siostry, drzwi otworzyły się. W tym momencie, jeszcze wystraszonym oczom, zdziwionej i zaskoczonej neczanki ukazał się Kurai, ubrany w granatowe jeansowe spodnie i ciemnozieloną bluzę z kapturem.
- Ja do Riny ... - stwierdziła chłodno Diuna.
Elektryczny neczanin nic jej nie odpowiedział, jedynie zmierzył wzrokiem wychodząc z pokoju i zostawiając uchylone drzwi. Następnie Kurai udał się do kuchni a Diuna weszła do pokoju siostry, w którym to Rina śpi na łóżku, ułożona na lewym boku. Na wysokości jej brzucha śpi Neko, opierająca swoją głowę skulone ciało Yuri, która z kolei opiera swoją głowę o nogę dziewczyny.
- Rinka ... Rinka obudź się ... - stwierdziła Diuna, delikatnie szturchając siostrę.
- Hmrrmmrhmmm...
- Rina ... słyszysz mnie ...
- Yhy ....
- Wstaniesz?
W tym momencie zaspana wodna neczanka delikatnie się podniosła i ziewając spytała:
- Zieeew ... co tam? ...
- Miałam bardzo dziwny sen ... i muszę z Tobą pogadać ...
Rina siadając po turecku na łóżku, szturchnęła zarówno Neko jak i Yuri.
- Ej ... nie za wcześnie na wstawanie? - prychnęła Neko.
- Neko wynoś się! ... - odparła stanowczo Diuna.
- Sama spadaj ... byłam tu pierwsza ... - odgryzła się Neko.
- Neko idź proszę do kuchni ... Zieeew ... zaraz naleje Ci mleka ... - wtrąciła zaspana Rina.
- Hmm... to czekoladowe? - zainteresowała się Neko.
- Które zechcesz ... - odparła Rina przeciągając się.
- Hmm... Dobra ... - stwierdziła Neko wychodząc.
- Ej ... przecież wiesz, że mogłam ją sama wywalić. - wtrąciła Diuna.
- Wiem wiem ... ale ona wtedy postawiłaby cały akademik na nogi ... - odparła Rina.
- W sumie racja ...
- To jak poczekasz chwilkę? Naleje jej mleka i pogadamy ... ok?
- No dobra...
- Chodź Yuri ... Tobie też dam ... - stwierdziła Rina wstając z łózka.
Kiedy tylko wodna neczanka wraz z białym koto-smokiem wyszła z pokoju, Diuna wygodnie usiadła na łóżku u czekała. Po paru minutach do pokoju wróciła Rina, która siadając na łóżku i tuląc siostrę, spytała:
- Co z tym snem?
- Niby normalny zły sen, jak bo za ciężkim jedzeniu na noc ... ale ...ale to było dziwne ... czułam ból, chłód ... zupełnie jakbym tam była ... obudziłam się i miałam wrażenie, że to się dzieje naprawdę ... moje serce waliło jak opętane ... byłam zalana potem ... byłam sparaliżowana przez strach... a sam sen tkwi we mnie jakby był moim realnym wspomnieniem...
- To była wizja przyszłości ... - wtrącił chłodno Kurai.
- Ej to zamknięta impreza.... - odparła Diuna.
- Wizja przyszłości? - wtrąciła delikatnie Rina.
- Tak ten sen przedstawiał przyszłość ... - odpowiedział Kurai.
- Ha Ha bardzo śmieszne ... - stwierdziła Diuna, a następnie chłodno dodała: - A teraz wyjdź stąd rozmawiam z siostrą nie widzisz?
- Czekaj ...- wtrąciła Rina.
- Oj ... błagam ... Rina no .. - dodała Diuna.
- Coś mi się przypomniało ... kurcze jak to szło ... hmm... - odparła Rina, a następnie po chwili namysłu szybko dodała: - "Ktoś będzie przewidywał przyszłość. Kogoś innego będą nawiedzać wizje przeszłości, aby teraźniejszość stała się jasna. Ktoś inny znowu będzie widział to czego oczy nie widzą. Ktoś nie pogodzi się nigdy się z tym co daje los a wytrwałość będzie domeną jego.Ktoś będzie wstanie góry nieść. Mało widoczne lecz cenne te zdolności okażą się”
- Gdzieś to już słyszałam ... - odparła spokojnie Diuna.
- To przepowiednia, którą kiedyś wam przedstawiłem i już wtedy mówiłem, że będziesz mieć prorocze sny. - wtrącił Kurai.
- No coś tam było takiego ... - odparła Diuna, a następnie z przerażonymi oczami dodała: - Nie, to nie może być prawda ...
- Jest prawdą ... to jak bardzo jesteś roztrzęsiona ... to co czułaś podczas snu ... i wszystko inne wskazuje że to był proroczy sen ... - odparł chłodno Kurai.
- Nie to nie może być prawda .... bo jeśli tak ... - stwierdziła przerażona Diuna z łzami w oczach, a następnie dodała - To .. to ... Rina zginie ...
- Cii... nie zginę ... - wtrąciła zszokowana Rina, mocno przytulając siostrę.
- Spokojnie ... opowiedz mi sen ... - odparł stanowczo, a zarazem dość ciepło Kurai.
- No ... no dobrze ... opowiem ... ale nie pozwól aby ona ginęła ... - odparła zapłakana Diuna.

************

- Ambasadorze mamy bardzo złe wieści! - wykrzyknął roztrzęsiony sługa.
- Spokojnie, co się stało? - spytał Ankara.
- Panie to straszne! Ambasador Chifuin wykonał ruch! Panie on ... on ...

************

Późny, ciepły i całkiem przyjemny ranek. Rodzeństwo neczan właśnie kończy jeść śniadanie.
- Ale pycha ... Rina przechodzisz samą siebie. - stwierdził radośnie Hachi.
- Dokładnie siostra! Pycha szama - dodał Otachi szczerząc kły.
- Dziękuję ... - odparła Rina z uśmiechem i rumieniąc się.
- A gdzie Kurai? - spytała Kiazu.
- Nie wiem ... w nocy gdzieś wyszedł ... - odpowiedziała Rina.
- Za nim nigdy się nie trafi ... - odparła Kiazu.
- Wróci ... jak zawsze ... - wtrącił Hachi, a następnie dodał - A teraz niech żałuje że omija go takie pyszne śniadanie.
- Właśnie! - dopowiedział Otachi.
- Diuna, a Ty co taka cicha dzisiaj? - spytała nagle Kiazu.
- Co? ... a nie nic ... nie wsypałam się ... - odpowiedziała Diuna.
W tym momencie w kuchni pojawił się strasznie poważny Hetto.
- O Hetto, zjesz z nami? - spytała Kiazu dając przybyszowi buziaka w policzek.
- Przepraszam innym razem. Jest Kurai? - odparł chłodno weterynarz.
- Nie ma ... - odparła Rina.
- Ej Hetto co jest? - wtrącił Hachi.
- Właśnie ziom co się stało? - dodał Otachi.
- Nie mamy czasu zbierajcie się. - odpowiedział chłodno Hetto, a następnie dodał: - Rina, skontaktuj się proszę z Kurai'em i niech jak najszybciej dołączy do nas na Ineeven.

************

Bardzo poważny Ankara, wraz z neczanami, siedzi przy szerokim biało-kremowym stołem, w idealnie rozświetlonym pokoju o ciemnoszarych ścianach i złotym dywanie.
- Anki co się stało? - spytała Rina.
- Właśnie co wy tacy poważni dzisiaj? - dodał Hachi.
- Uciszcie się i bądźcie łaskawi posłuchać, a wszystko Wam opowiem. - odpowiedział chłodno Ankara, zapatrzony pustym wzrokiem w przestrzeń. W tym momencie neczanie zamilkli a ambasador zaczął mówić:
- Posłuchajcie, jak się okazuje dwa dni temu ludzie Chifuina z trzech planet porwali trzy wysoko postawione osoby. W związku z tym władcy tych planet dostali ultimatum. Mają stanąć po stronie Chifuina inaczej porwane osoby zginą. Na podjęcie decyzji mają 4 doby, teraz pozostało już jedynie trochę ponad doba.
- Hmm... no i? Przecież to nie problem wystarczy ich odbić ... - stwierdziła Diuna.
- Gdzieś jest haczyk prawda? - spytał Kurai.
- Owszem. Chifuin zapowiedział, że każda próba odbicia przez któregokolwiek z tych trzech władców, ma się zakończyć śmiercią porwanych. Dodatkowo w przypadku pojawienia się żołnierza, z którejkolwiek zaprzyjaźnionej planety, również kończy się śmiercią uprowadzonych.
- No to to komplikuje sprawę.... - stwierdziła Diuna.
- I to nawet bardzo ... - dodała Kiazu.
- Anki a kto jest porwany? - spytał Otachi.
- Dwóje dzieci władców oraz członka drugiej co do ważności rodziny na jednej z planet ... to znaczy ... Księżniczka Hana .... książę Chobo ... oraz członka rodziny Cusan... - odpowiedział Anki.
- Hmm... Tochi Neko ... Konware ... i Angelis ...- stwierdził pod nosem Hachi.
- Zaraz czekaj ... pierwszą dwójkę rozumiem ale kogoś z rodziny Cusan nie pojmuję ... - wtrąciła Diuna.
- To zagranie czysto strategiczne, rodzina Cusan na Angelis ma władzę porównywalną do Ambasador Kany. Mają nawet własną armię i dobre relacje z tą rodziną są mile widziane. - odparł Kurai.
- Dokładnie ... - dodał Anki.
- A kogo porwali z rodziny Cusan? - zainteresował się Hachi.
- Tego niestety nie wiemy. Zamach skierowany był na głowę rodu, to znaczy Pana Siwentei Cusan. Jednak coś poszło nie tak i Siwentei, po ataku trafił do szpitala na odnowienie energii i już ma się dobrze, lecz utrzymuje że mimo wszystko jeden z członków jego rodziny został porwany i nie chce udzielić informacji który. - odpowiedział Ankara, a następnie dodał: - Podejrzewamy, że prawdopodobnie Chodzi o kogoś z jego najbliższej rodziny.
- Heh ... to się porobiło ... - stwierdziła Diuna.
- Anki ... My ich odbijemy ... - wtrąciła Kiazu z determinacją i płomieniami w oczach.
- Właśnie, nie jesteśmy wojskowymi ... - dodał Hachi.
- Tylko niech władcy się nie mieszają... - dodał Otachi.
- W sumie i tak miałem Was o to prosić.... i ciesze się, się, że zaproponowaliście to sami ... jestem Wam bardzo wdzięczny za chęć pomocy ... - odpowiedział patrzący w przestrzeń Anki z lekko wymuszonym, ale szczerym uśmiechem, a następnie dodał: - Nie będą się wtrącać, do momentu jak nie zostanie godzina do końca.
- No to luz ... Anki gdzie oni są? - spytał dociekliwie Otachi.
- Są na planecie zwanej Jianyu. - odpowiedział władca.
- Hmmm... to ta planeta park, z starym więzieniem Desteoms w podziemiach? - spytał Kurai.
- Owszem... - odparł spokojnie Ambasador.
- Dziwne miejsce na przetrzymywanie więźniów... - stwierdziła Diuna.
- Dobre jak każde inne ... - odparł Hachi.
- Anki ... coś Cię dręczy ... prawda? - wtrąciła nieśmiało i cicho Rina.
- Masz racje ... nie zbyt komfortowo się czuje wysyłając cywili na tak niebezpieczną misję i trudną ... po za tym w mam bardzo dużo na głowie ... - odpowiedział chłodno Ankara.
- Nie martw się ... nie zawiedziemy Cię ... w końcu gorzej już nie będzie .. - stwierdziła Rina przytulając się do władcy, po przez obejmowanie jego szyi.
- Masz racje... - odparł spokojnie Ankara, kładąc prawą dłoń na ręce neczanki.
- Dobra kochani czas jechać na piknik ... - stwierdziła Kiazu z wielkim uśmiechem.
- Tak! - odparli pozostali z determinacją.
- Tylko uważajcie na siebie... - dodał spokojnie Ambasador.

************

Słoneczny, wspaniały dzień usłany zapachem świeżych kwiatów, niesionych przez delikatny letni wietrzyk. Neczanie znajdują się na wspaniałej parkowej polanie, nieopodal wejścia do lasu. Siedzą oni na kraciastych różnokolorowych kocach i zajadają smakołyki z koszyka piknikowego. Razem z nimi znajduje się tam masa różnych innych istot które opalają się, relaksują czy też grają w jakieś gry, czy czytają książki. Innymi słowy robią wszystko to co robi się odpoczywając w parku.
- Anki wydaje się być strasznie osowiały i bez życia ... - stwierdziła Rina.
- Wiesz ma tyle na głowie, że wcale mu się nie dziwie ... - odparł Otachi.
- Wiem ... ale aż się serce mi pęka jak go widzę w takim stanie ... - odpowiedziała smutno Rina.
- Co racja to racja ... - stwierdził Otachi.
- Yay ... jak tu fantastycznie ... - wtrąciła Kiazu chcąc złapać każdy promień słońca.
- O tak ... normalnie mogła bym tu zamieszkać ... - dodała Diuna przeciągając się, a następnie dopowiedziała - Ale z dala od tamtych gęstych drzew ... one wywołują u mnie dreszcze ...
- W sumie według informacji jakie mamy tam gdzieś powinno być wejście do starego więzienia ... odparł Hachi, zajadając kanapkę.
- I są ... - wtrącił Kurai pojawiając się.
- Weź nie strasz ... - odparł Otachi, prawie wypuszczając kanapkę.
- Kurai, Masz jakiś plan? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Mam ... - odpowiedział chłodno Kurai.
- To jak Rina, Kuria i ja idziemy do tuneli ... a reszta zostaje i się dobrze bawi... i czeka na sygnał. . - odparł Hachi.
- Ja się nie zgadzam aby Rina tam szła! ... - wtrąciła stanowczo Diuna, a następnie dodała: - Nie podoba mi się to miejsce.
- To co proponujesz? - spytała Kiazu.
- Otachi, Kiazu i Kurai do podziemi. Ja Hachi i Rina czekamy tutaj na wieści i jesteśmy gotowi do pomocy, albo idziemy wszyscy. - odpowiedziała Diuna.
- Hmmm... wszyscy odpadamy ... bo wtedy będziemy bardzo rzucać się w oczy... - stwierdził Otachi.
- Tak, ale z drugiej strony idąc razem łatwiej będzie wędrować .... - dodał Hachi.
- Ja jestem za tym abyśmy poszli wszyscy razem ... jak zjemy lunch - dopowiedziała ochoczo Kiazu.
- Popieram! - dodał radośnie Otachi.
- Lepiej by było jak się ściemni. - stwierdziła Diuna.
- Na Jianyu trwa wieczny dzień. - wtrącił Kurai.
- Właśnie, a jaki był Twój plan? - spytała Kiazu.
- Przede wszystkim musi wejść tam cicho, aby nie ryzykować życia, uprowadzonych. - odparł Kurai.
- To ja odpadam ... nie znoszę skradanek ... - wtrąciła Kiazu.
- Skradanie się to nuda ... - dodała Diuna.
- W związku z tym mój plan wygląda tak....

************

- Mam nadzieje, że ta misja im się powiedzie ... Od jej powodzenia zależy tak bardzo wiele ... heh ... Nie wspomniałem im, że jeśli zawiodą to prócz porwanych zginę również i ja ... Pierwszym rozkazem nowo zwerbowanych władców jest zabicie mnie ... a to będzie oznaczać koniec rady, a co ważniejsze koniec świata ... i nadejście Nyxany ... Eh ... Może to i lepiej, że tego nie wiedzą ... Już wystarczająca odpowiedzialność spoczywa na ich barkach... Mam nadzieje, że nie za wiele ... Teraz już nie mogę nic zrobić ... pozostaje mi jedynie czekać ... Dobrze, że przynajmniej udało mi się przekonać władców aby się nie wtrącali ...

************

Wśród gęstszych parkowych drzew, znajduje się delikatnie wzniesienie, obrośnięte krzewami, drzewami i pokryte ściółka leśną. Na pierwszy rzut oka miejsce to wygląda jak zwykła nierówność w ziemi. Jednak bo bliższym przyjrzeniu się widać betonowe, porośnięte zielonym mchem, mroczne wejście w głąb wniesienia. Teraz doskonale widać, że to dobrze ukryte, wąskie wejście do bunkra., obok którego stoi dwójka strażników, ubranych w czarne długie płaszcze z kapturami.
W ten w polu widzenia strażników pojawiły się Kiazu, ubrana w czerwony top z dużym dekoltem i czarną miniówkę, oraz Diuna, ubrana w pomarańczowy top i żółte rybaczki. Dziewczyny wyszły za krzaków z wielka mapą w dłoni i dość głośno się kłócąc.
- To na pewno dobra droga... - stwierdziła Kiazu.
- Co Ty gadasz, powinnyśmy skręcić w prawo ...- odparła Diuna.
Po paru minutach głośnej kłótni, jeden z zainteresowanych strażników podszedł do neczanek mówiąc, chłodnym, grubym głosem:
- Przepraszam, tu nie wolno przebywać.
- O hej przystojniaczku czy mógłbyś nam pomóc? - spytała słodkim niewinnym głosikiem Kiazu, a następnie delikatnie bawiąc się włosami, patrząc uwodzicielskim kocim spojrzeniem, równie słodko głosem, dodała: - Musimy trafić na parking CC17, wiesz może gdzie on jest?
W tym momencie strażnik stwierdził:
- CC18 ... jest tam za drzewami ...
- Nie nie słodziaczku poszukujemy parkingu CC17 - odparła kusząco Kiazu, mrugając oczkiem.
- To nowo wybudowany parking ... i nie możemy znaleźć go na mapie ... - dodała Diuna.
- Hmmm... tak ... - wyburczał strażnik, a następnie gestem zawołał kolegę. Kiedy ten podszedł pierwszy strażnik powiedział: - Panie szukają parkingu tego nowego parkingu CC17, wiesz gdzie on był?
- Czekaj zaraz znajdę... - odparł długi strażnik piskliwym wysokim głosem.
W tym momencie obaj, stojąc tyłem do bunkra, zajęli się poszukiwaniem parkingu, co i rusz spoglądając na przyjaźnie uśmiechającą się Diunę i na Kiazu rozkosznie bawiącą się włosami.
- I jak przystojniaczki jesteście wstanie nam pomóc? - spytała niewinnie i uwodzicielsko Kiazu, patrząc zalotnie na mężczyzn.
- Oczywiście. - wypiszczał drugi strażnik.
- Super... - stwierdziła Diuna.
W ten Rina, Hachi, Otachi i Kurai szybko, cicho i bezszelestnie czmychnęli w głąb przejścia, kryjąc się w mroku. Na szczęście żaden ze strażników nie zauważył ich.
- O tutaj ... - stwierdził radośnie drugi strażnik.
- Musicie iść tam prosto, aż dojdziecie do wielkiej fontanny. - stwierdził pierwszy strażnik pokazując prosto przed siebie, a następnie dodał: - A następnie musicie skręcić w lewo i jak dojdziecie do placu zabaw to w prawo....
- Czyli prosto do placu zabaw, potem w lewo na fontannę i w prawo, tak? - spytała Diuna z wielkimi słodkimi oczami.
- Nie nie nie ... do fontanny potem w lewo i przy placu zabaw w prawo. - poinformował drugi strażnik.
- Prosto w lewo i prawo? - dopytała się uwodzicielskim głosikiem Kiazu.
- Tak.. - odparł pierwszy strażnik oddając złożoną mapę.
- Dzięki. Jesteście super! - stwierdziła radośnie Kiazu rzucając się na szyje strażnikom.
Następnie obie neczanki, kobiecym krokiem, odeszły we wskazanym kierunku, kusząco bujając biodrami. Natomiast strażnicy odeszli na swoje miejsce. Kiedy dziewczyny odeszły na znaczną odległość to założyły słuchawki, a Diuna powiedziała:
- QRV (tzn. gotowa do odbioru )...
- QSL (tzn. potwierdzenie odbioru ) ... - odparł cicho Otachi.
- Idziemy na punkt czatu... - dodała Diuna.
- Przyjąłem ...
- Czas na fazę drugą ... - stwierdziła Kiazu, uśmiechając się pod nosem.
- Swoją drogą zastanawiam się kim będzie ten członek rodziny Cusan?... - wtrąciła Diuna, zdejmując słuchawki.
- Ciężko trafić ... Ta rodzina jest pewnie wielka ... - odpowiedziała Kiazu również zdejmując słuchawki, a następnie dodała: - Mam nadzieje, że to nie Sachiner ...
- Ja też ... nie znoszę go ... - odparła Diuna, a następnie westchnęła i dopowiedziała: - Jednak znając nasze szczęście to pewnie będzie on ... i pewnie będzie na głodzie ...
- Widzę, że lubisz wizje w czarnych kolorach ...
- Hmmm ... Nie ... nie bardzo ... tak jakoś mi przeszła taka myśl po głowie ...

************

Ciemny. mroczny, wąski korytarz. Pod sufitem ciągną się dwie grube, ciemnoszare rury, a po za nimi tylko ściany, rozwidlenia tunelu i nic więcej.
- Spokojnie tu jak na miejsce przetrzymywania zakładników... - stwierdził cicho Hachi.
- Stanowczo za cicho ... - dodał Otachi.
- Na pewno jesteśmy w dobrym miejscu? - spytał Hachi.
- Tak, jesteśmy. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie dodał: - To miejsce jest bardzo rozległe i w dużej mierze opuszczone. Uprowadzeni są prawdopodobnie gdzieś głębiej i niżej ... aby trudniej było ich wyczuć i dostać się do nich ... a tym wejściem było się jedynie łatwiej dostać... niż innym wejściem ...
- Rozumiem ... - stwierdził Hachi.
- No dobra ... to w takim układzie czemu przed wejściem byli strażnicy? - spytał Otachi.
- To proste... chronią to miejsce przed Urban Exploration ... - odpowiedział spokojnie Kurai.
- Czym? - spytał Hachi.
- Przed padaniem tego miejsca... Urbex to osoby które zajmują się badaniem i zwiedzaniem zazwyczaj niedostępnych, tajemniczych i opuszczonych miejsc takich jak to stare więzienie... tam ci strażnicy nie byli wojskowymi ... to zwykli obywatele którzy chronią to miejsce przed zwiedzającymi ... - odparł Kurai.
- To tłumaczy czemu tak łatwo z nimi poszło ... - dodał Otachi.
W ten na ścianie pojawiła się ciemna, skrzynka. Elektryczny neczanin podszedł do niej i położył na niej prawą dłoń.
- Sądzisz, że skrzynka elektryczna? - spytał Otachi, a po chwili dodał: - Nie pogardziłbym światłem.
- Szkoda fatygi pewnie tu nic nie działa... - stwierdził Hachi.
- Owszem nie działa... jednak wiem gdzie oni są ... - odparł Kurai.
- Będziesz śledził napięcie ... sprytne ... - odparł Hachi z uśmiechem.
- To oszczędzi nam błądzenia ... - dodał Otachi.
Nagle, prawa dłoń Kurai'a otoczyła się delikatnymi żółto-białymi, świecącymi piorunami. Po chwili siła tego napięcia znacznie urosła, iskrząca skrzynka zapaliła się a następnie wybuchła.
- Ziom a to po co? - spytał Hachi.
- Aby siadła im się część okablowania ... - odpowiedział spokojnie Kurai.
- Hehehe ...



Epizod 129

"Projekt Haliya "

Gwiazdy, planety i inne ciała niebieskie w przeróżnych barwach i odcieniach, wspaniale zdobią ciemne kosmiczne niebo. W sporym, kwadratowym szklanym pokoju stoi palący Volaure, który rozmawia z neczanami. Nagle w pomieszczeniu rozległ się głośny dzwonek do drzwi. Władca bez zawahania stwierdził:
- Proszę.
W ten drzwi otworzyły się i do pokoju weszły cztery, a komnacie zrobiło się ciemno. Tajemnicze odgłosy spowiły całe pomieszczenie. Nagle światło ponownie się zapaliło a szklany pokój zmienił się nie do poznania. Na czarnym dywanie pojawiło się dziesięć, jasno brązowych, pojedynczych ławek, wielkie okna zostały zastąpione przez białe szczelne ściany, a za księciem pojawiła się wielka tablica. Pokój widokowy przypomina teraz salę lekcyjną. W tym momencie oczom neczan ukazało się czterech mężczyzn. Najbardziej na prawo stoi wysoki mężczyzna, który na oko jest co najmniej o głowę wyższy od księcia. Ma on błękitną, jasną cerę, krótkie czarne włosy, błoniaste uszy i ciemnozielone,stanowcze oczy. Ubrany jest w granatową bluzę na długi rękaw, z wyszytą dużą literą "V" w intensywnym żółtym kolorze, oraz czarne spodnie wyprasowane w kant. Dodatkowo posiada mocno żółty kołnierz marynarski. Ten wojskowy wydaje się być dosyć znudzony i mało żywiołowy. Obok niego stoi średniego wzrostu, lekko opalony mężczyzna o miedzianolimetkowych, sięgających do połowy szyi, włosach, upiętych w sztywnego, wysokiego kucyka, oraz przyciągających niebiesko-liliowych oczach. Ubrany jest w czerwony T-shirt i granatowe jeansy. Dalej stoi Driada, o pistacjowej cerze, drewnianych, brązowych, krótkich włosach, które przypominają fryzurę na tzw. "jeżyka" i uśmiechniętych niebieskich oczach. Ubrany jest jedynie w czarne sięgające mu do kolan, krótkie spodenki. Dzięki temu widać jego lekko wyrzeźbiony tors ozdobiony żółto-czarno-czerwonym tatuażem węża, który ma głowę na klatce piersiowej przybysza, następnie wije się przez kark, plecy, lewy bok, brzuch i kończy się na prawym biodrze. Natomiast czwarty przybysz jest psią furą o jasno beżowym futrze, ubraną w zielony T-shirt i granatowe jeansy.
- REX! - stwierdzili radośnie zaskoczeni neczanie.
- Witajcie moi drodzy - wtrącił Volaure gasząc papierosa, a następnie dodał: - Zechcecie się przedstawić?
W tym momencie wojskowy odpowiedział:
- Jak sobie życzysz książę. Jestem Kapitan Samagi.
- Ja Panie, jestem huales Otaota - dodał Driada.
- Ja jestem Kiazu, a to Hachi, Otachi, Diuna, Rina i Kurai. - stwierdziła Kiazu z uśmiechem.
- Palladyn Rex. - odparła radośnie psia furra
- Książę, mnie zwą Jolid (czyt. Żolid) i jestem pułkownikiem. - odpowiedział ostatni z przybyszy.
- Siadajcie proszę. - stwierdził Volaure, a następnie kiedy wszyscy usiedli powiedział: - Pewnie się zastanawiacie po co Was tu wszystkich ściągnąłem?
- Chodzi, o pewien projekt sponsorowany przez Ambasadora Ankarę. - odparł Samagi.
- Dokładnie. Ja wraz z Ambasadorem Ankarą stożyliśmy pewien intensywny program szkoleniowy o kryptonimie "Projekt Haliya". Polega on na specyficznych walkach, które mają przygotować wojowników na spotkanie z frontem i rozwija zarówno moce jak siłę. System wytrzymuje dość duże obciążenie i jest wstanie jednoczenie szkolić sporą ilość żołnierzy o jednym żywiole na raz. - stwierdził spokojnie książę, po czym dodał: - Jednak pozostały nam testy na posiadaczach różnych mocy. W związku z tym, chcielibyśmy abyście wzięli udział w ostatnich testach. Każde z was włada zupełnie innym żywiołem.
- Z całym szacunkiem Panie, nie sądzę aby byli tu posiadacze wszystkich żywiołów. - stwierdził Jolid.
- Co masz na myśli? - spytał Otaota.
- Jak widzę, kolega nie wie. Dobrze zatem powiem. W całym wszechświecie jest bardzo mały odsetek istot władających wodą. Ten żywioł trafia się nadzwyczaj rzadko. - stwierdził Jolid, a następnie pewnie dodał: - Pomijając już ten fakt, bo osoba władająca tym żywiołem jest jeszcze do zdobycia, tak w całym naszych wszechświecie jest tylko dziesięciu posiadaczy mocy elektrycznej. Nawet zakładając, że jeszcze wszyscy żyją, sprowadzenie tu takiej istoty jest krótko mówiąc nie możliwe.
Na te słowa Volaure uśmiechną się pod nosem i opierając się o tablicę, a Jolid poczuł delikatne wyładowanie elektryczne na karku. Zdezorientowany szybko wstał, odwrócił się i wyjął zza paska niewielki sztylet. Jednak za nim nikogo już nie było.
- Jolid, schowaj tę wykałaczkę i siadaj. - stwierdził twardo Volaure.
Na te słowa mężczyzna z podejrzliwym wzrokiem usiadł, a władca mówił dalej:
- Nie rzucam słów na wiatr, skoro powiedziałem, że są wszystkie żywioły to są wszystkie.
- Tak jest! - odparli zgodnie przybysze.
- Książę, za przeproszeniem czy ten projekt jest niebezpieczny? - spytał Otaota.
- Jeśli pytasz czy można zginąć to nie nie można, nawet przy awarii systemu nikt nie straci życia. Jednak wasi przeciwnicy mogą przysporzyć wam siniaków, złamań czy zadrapań. - odpowiedział książę.
- Kto będzie naszym przeciwnikiem? - spytała Diuna.
- Bezkształtne, amorficzne bio-istoty władające żywiołami. Jedynym sposobem pokonania ich jest broń żywiołu. - odpowiedział książę. Będziecie z nimi walczyć w turach zajmujących maksymalnie 20 minut.
- Brzmi ciekawie ... - stwierdził Jolid.
Neczanie przysłuchiwali się uważnie rozmowie i każde na swój wyjątkowy sposób coraz bardziej napalało się na wzięcie udziału w testach systemu.
- Czy chcecie podjąć wyzwanie walki z tymi bio-istotami, aby rozwinąć swoje umiejętności i przyczynić się do rozwoju projektu Haliya? - spytał Volaure.
- Na rozkaz Panie! - odparli zgodnie przybysze.
- Tak! - odparli zgodnie podekscytowani Hachi, Otachi i Kiazu.
- To będzie pestka. - dodała Diuna.
- Chcę... - stwierdziła Rina (ma rozpuszczone włosy i obróżkę z symbolem i Yuri na ramieniu) czerwieniąc się.
- Dobrze zatem zapraszam Was za mną. - odparł Volaure z uśmiechem.
************
Spore pomieszczenie z dwoma ogromnymi monitorami, które zajmują całą dużą ścianę. Pod monitorami jest ogromny panel z mnóstwem guzików i dwójka pracowników. Pod przeciwną ścianą stoi Volaure i jego goście.
- Witam was na Haliya. Obecnie znajdujemy się w centrum dowodzenia, w którym będziemy was obserwować, podczas trwania treningu i notować wasze postępy jak i obrażenia. Dlatego przed zaczęciem treningu zapraszam Was do komór, w których ocenimy Wasz obecny stan i zapiszemy go w systemie. - stwierdził Volaure a następnie dodał: - Życzyłbym sobie aby na pierwszy rzut poszli Jolid, Otaota, Rex, Samagi, Diuna i Otachi.
- Tak jest Panie! - odparli zgodnie wszyscy.
Po chwili wymienieni wojownicy weszli do sześciu osobnych komór, znajdujących się w pokoju obok. Po paru chwilach system zaczął działać i za pomocą niewidzialnych, ale za to wyczuwalnych fal zaczął badać przybyszów.
- Samagi ... Końwareńczyk ... trucizna... zadrapanie na lewym kolanie ... obite obojczyki - odezwała się mechanicznym głosem maszyna, która po chwili kontynuowała: - Jolid ... Bromanowiańczyk ... lód ... siniak na prawym przed ramieniu ... wybita lewa kostka ... Otaota ... driada ... roślinność ... brak widocznych uszczerbków ...
- Łał ... ta maszyna jest świetna ... - stwierdził zafascynowany Hachi.
- Wychwyci każdą niezgodność? - spytała Kiazu.
- Owszem, każde najdrobniejsze zadrapanie czy obicie kości ... - odpowiedział Volaure.
- Fajnie ... - odparł Hachi, po czym dodał: - hmm... słuchaj a tak z innej beczki czemu bardziej nas nie wymieszałeś?
- Zależy mi aby ta czwórka usłyszała moc Aniołka i Kurai'a, oraz aby nie kojarzyli mocy Otachiego i Diuny. - odparł Volaure.
- Czemu? - spytała Kiazu.
- Hmm... po pierwsze niech wiedzą, że moje słowa są coś warte ... a po dwa niech mają zagwozdkę. W końcu nie muszą wszystkiego wiedzieć ... - odpowiedział książę z wrednym uśmiechem.
- Spryciarz ...- odparła Kiazu z uśmiechem.
- Volaure ... - wtrąciła nieśmiało Rina.
- Słucham Cię Aniołku... co tam? - odparł przyjaźnie władca.
- Możemy zamienić ... dwa słowa ... na osobności? - spytała niepewnie, lekko zestresowana Rina.
Volaure spojrzał na mocno speszoną i zarumienioną dziewczynę, mówiąc:
- Oczywiście Aniołku ...
A następnie wziął ją na stronę, w najbardziej oddalony róg pomieszczenia.
- Ciekawe o co jej chodzi? - spytał Hachi.
- Nie wiem ... - odpowiedziała Kiazu, a następnie dodała zaciekawiona - Kurai może Ty coś wiesz?
Jednak elektryczny neczanin nic jej nie odpowiedział jedynie podszedł do ukochanej i Volaure.
- Ej ... - rzuciła Kiazu.
- Luz ... niech idzie ... najwyżej Volaure mu coś powie ... - odparł Hachi.
- Masz racje ...
- Tak zmieniając temat ... to Ja bym uważał na Pana Truciznę ....
- Samagi? Hmmm... wydaje się być spoko ... ale z truciznami to nie przelewki ...
- Mam nadzieje, że Volaure posiada odtrutki ... tak w razie co...
- Pewnie tak ... - odparła Kiazu, a następnie z wymownym uśmieszkiem dodała: - A mi się podoba tatuaż Otaota ... i jego fajna klata ...
************
- Co tam Aniołku? - spytał spokojnie Volaure.
- Hmm... widzisz ... emh ... nie wiem ... hmm.. jako to powiedzieć - odparła ze spuszczoną głową Rina, z każdą sekundą pesząc się coraz bardziej.
- Aniołku spokojnie ... wiesz, że to zostanie między nami ... - odparł spokojnie książę, opierając swoje dłonie na ramionach neczanki.
W ten podszedł Kurai, z rękami w kieszeni. Jedynie co neczanin zrobił to powiedział coś przyjacielowi na ucho i jak gdyby nigdy nic odszedł. Volaure uśmiechnął się pod nosem i głaszcząc neczankę po policzku powiedział:
- Już rozumiem... Zrobimy tak ...
A następnie delikatnie uniósł głowę neczanki, i pocałował ją w prawy policzek. Intensywne białe światło, zaledwie mignęło.
- Dziękuję... - odparła nieśmiało Rina przytulając się do księcia.
- Nie ma problemu ... - stwierdził Volaure z uśmiechem.
************
Po paru minutach bohaterowie zamienili się miejscami. Teraz Kurai, Rina, Hachi i Kiazu są w komorach, a pozostali stoją w pokoju z monitorami. Za nim maszyna ruszyła Volaure, mający Yuri na lewym ramieniu, zdążył przypalić sobie papierosa.
- Rina ... Neczanka ... woda ... lekko obity lewy łokieć ... - odezwała się maszyna.
- Woda ... - wtrącił zaskoczony Samagi.
- Kurai ... Neczanin ... elektryczność ... - kontynuowała maszyna.
- Nie wierzę. Procent znalezienia takiej osoby jest tak mały że nie wiarygodny. - wtrącił Jolid.
- Mówiłem już nie rzucam słów na wiatr... Jednak skoro to Neczanin to jeśli Ci pozwoli możesz to sprawdzić na jego symbolu. - odparł Volaure.
- Potwierdzam, Kurai ma moce elektryczne. - stwierdził optymistycznie Rex, który w między czasie Diunie i Otachiemu chwali się zdjęciami swojego maluszka.
- Jestem pod wrażeniem Książę. - stwierdził pokornie Jolid.
- Nie no ten znowu wyciągnął zdjęcia ... - narzekał Samagi.
- Przez całą drogę nas nimi zadręczał... - dodał Otaota.
************

- Panie, dziesięciu wyselekcjonowanych testerów, niebawem powinno zacząć testowanie projektu.
- Świetnie... Pamiętasz, że masz mnie poinformować jak obiekt AM30MOl przejdzie pierwszy etap?
- Oczywiście Panie, Jednak z całym szacunkiem to może potrwać.
- Nie szkodzi... Poza tym ja uważam, że wydarzy się to szybciej niż zakładasz.
- Skoro tak mówisz, Panie....
************
Kiedy wszyscy zostali zarejestrowani już w systemie projektu. udali się biały długim korytarzem przed sale treningowe. Po drodze jeden z pracowników rozdał wszystkim uczestnikom cienkie papierowe książki.
- W środku tych książek znajduje się tablet, w którym jest instrukcja i wszystkie informacje o projekcie, jak i o bio-istotach. - stwierdził Volaure, po czym dodał - Życzyłbym sobie abyście przeczytali te 150 stron.
Neczanie z niedowierzaniem patrzyli na to co dostali. Wojskowi przybysze bez marudzenia, uznali to za rozkaz. po krótkiej chwili Hachi i Otachi, którzy napalili się na walkę z bio-istotami i od tak wzruszyli ramionami i wyrzucili instrukcje za siebie. Natomiast książę kontynuował:
- Dobrze, a teraz zapraszam Was do Sal treningowych.
- Czekaj, powiedziałeś sal? - zauważyła Diuna.
- Owszem - odpowiedział władca, a po chwili namysłu dodał: - A tak zapomniałem dodać, przygotowanych jest dziesięć sal i każde z Was mierzy się z bio-istotami w pojedynkę.
- To trochę komplikuję sprawę ... - stwierdził Hachi pod nosem.
- Podczas starcia będą was atakować różne istoty w przybliżonych warunkach jakie prawdopodobnie będą na polu wojennym. Waszym zadaniem jest przetrwać przez 20 minut. Niestety chowanie się nic nie da, za to możecie unikać ataków jednak sami również musicie atakować inaczej symulacja pokona Was. - informował dalej Volaure, a po paru chwilach dodał: - Po każdej przegranej rundzie macie przymusowe 5 - 10 minut przerwy. Następnie Wasze starcie zaczyna się od nowa. Wasze zmagania zakończą się w momencie jak albo przetrwacie 20 minut, albo jak miną trzy godziny. W pierwszym przypadku, przejdziemy do dalszej części treningu, a w drugiej wrócicie tutaj jutro aby ponownie spróbować. System ten będzie się powtarzać do momentu przetrwania. Rozumiecie?
- Tak jest! - odparli zgodnie wszyscy.
- Świetnie zatem dajcie z siebie wszystko, abym nie żałował, że Was tu ściągnąłem ... A teraz zapraszam do komór i życzę powodzenia. - odarł stanowczo, lecz z uśmiechem, Książę.
************
- Jak idzie Książę?
- Dobrze, póki co system jest stabilny, a nasi testerzy w dużej mierze nie wytrzymują długo. Na tę chwilę dwa obiekty osiągnęły pułap 5 minut i działają dalej.
- Rozumiem. Jak będzie im szło za łatwo, to podkręć im trochę tempo, proszę.
- Drogi Ambasadorze, tak zamierzałem. Jednak myślę, że nasz plan wejdzie w życie stosunkowo szybko.
- Książę ... Bardzo na to liczę...
************

Intensywny zapach sosen unosi się w lekko zamglonym świetle letniego poranka. Kiazu stoi po środku wielkiego lasu mieszanego, trzymając oburącz, swoją ognistą halabardę uważnie obserwuje teren spowity delikatną białą mgłą, w której co i rusz pojawiają się ciemnoszare bezkształtne cienie. Nagle zielona ściółka lasu zapłonęła żywym czerwono-pomarańczowo-żółtym ogniem. W ten Kiazu gwałtownie się odwróciła i ostrzem przecięła jakąś galaretowatą istotę o czerwonej barwie. Następie neczanka szybko odskoczyła i w powietrzu, jednym szybkim ruchem przecięła aż trzy bezkształtne, granatowe bio-istoty, które rozpadły się na drobne kawałki. Dzięki temu na rozpalony ogień i podpalony las, spadła wielka wodna fala, która szybko go ugasiła. Jasnoszary dym dodatkowo spowił nieznany teren. Kiedy neczanka opadła na ziemię, coś obiło się o jej nogi i delikatnie nią zachwiało. Dodatkowo Kiazu poczuła coś nieprzyjemnego, żrącego na plecach. W tym momencie wspaniały zielony las znikł, a na jego miejscu pojawiło się bardzo jasne spore prostokątne pomieszczenie w całości wyłożone białymi płytkami.
- Wynik 9 minut ... tryb przerwa ... - odezwał się mechaniczny męski głos.
Na te słowa Kiazu zniwelowała swoją broń żywiołu i wyszła z pomieszczenia. Tam w dużym kwadratowym, jasnym pomieszczeniu, przypominającym salonik, utrzymany w drewnianych kolorach. Znajduje się tam kilka dużych ciemno brązowych sof, trochę zielonych roślin w czerwonych donicach oraz kilka stołów. Na jednej z kanap siedzą Hachi i Otachi, a w innej części siedzi Otaota. Ognista neczanka podeszła do braci mówiąc radośnie:
- Mam nowy rekord!
- Super! - stwierdzili podekscytowani bracia.
- Ile wytrzymałaś? - spytał zaciekawiony Otachi.
- 9 minut. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Czad! Super jak na 3 dzień. - odparł Hachi.
- Mój rekord to 7 a Hachi ostatnio wytrzymał 7 i pół ... - dodał Otachi.
- Brawo! - odparła radośnie Kiazu.
- Nie ma się czym chwalić. - wtrącił Otaota, a następnie powiedział: - Mój rekord to 11 minut.
- Zobaczysz jeszcze Cię pokonam! - odparła stanowczo Kiazu.
- Nie liczyłbym na to, kobiety nie są wstanie mnie pokonać. - odparł Otaota.
- Zobaczymy! - stwierdziła Kiazu.
W ten do salonu wszedł Kurai, z rękami w kieszeni.
- I Jak i jak? - spytał dociekliwie Hachi.
- Przeszedłem .... - odpowiedział spokojnie Kurai.
- Żartujesz? Po trzech dniach przeszedłeś ten trening? Nie ściemniaj. - wtrącił Otaota.
- Owszem przeszedł. - stwierdził niespodziewanie Volaure, który w tym momencie się pojawił, a po chwili dodał:- Dodam, że dzisiaj po raz trzeci przetrwał 20 minut...
Otaota patrzył z niedowierzaniem, jednak już nie raz się przekonał, że władca Zekeren nie rzuca słów na wiatr. Jedyne co driada wykrzesała z siebie to oddanie honorów księciu i udanie się na kolejną rundę.
- Skoro przeszedł już raz to czemu testuje dalej? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Po raz pomaga w testowaniu systemu, a po dwa sam chce kontynuować, więc umożliwiamy mu to. Zwłaszcza, że drugi etap mogę wprowadzić dopiero jak jeszcze przynajmniej dwie osoby przetrwają 20 minut. - odpowiedział władca.
- Rozumiem ... - odparła Kiazu.
- Szybko Ci poszło. - stwierdził radośnie i pochlebnie Otachi.
- Jak Ci się to udało? - spytał Hachi.
- Normanie ... - odpowiedział spokojnie Kurai, wychodząc z pomieszczenia.
- Jak dobrze wiecie on jest samotnikiem, więc walka w pojedynkę nawet z mrowiem przeciwników, nie jest dla niego czymś nie zwykłym i trudnym. Na dobrą sprawą już wczoraj przetrwałby całe 20 minut, jednak zarządziłem aby zwiększyć mu liczbę przeciwników. Jednak mimo, że wymagało to od niego więcej i tak szybko sobie z tym poradził - wtrącił spokojnie Volaure.
- W sumie racja ... - odparła zamyślona Kiazu, a następnie dodała: - Volaure zwiększ mi liczbę przeciwników, proszę.
- To nie jest dobry pomysł ... - odpowiedział książę.
- Ej .. My też chcemy! - dodali zgodnie bracia.
- Proszę ... Volaure ... zgódź się ... - dopowiedziała Kiazu patrząc słodkimi oczami księciu w oczy.
Po paru minutach namysłu, Volaure w końcu powiedział:
- Eh ... i co ja się z Wami mam ... Dobrze podniosę Wam liczbę przeciwników, lecz dopiero jak przekroczycie 10 minut.
- YAY! - wykrzyknęli radośnie neczanie.
- Dzięki - stwierdził Hachi.
- Dzięx - dodał Otachi.
- Dziękuję - dopowiedziała Kiazu dając księciu, przyjemnego przyjacielskiego buziaka w usta.
- Spoko, w końcu tu jesteście po to aby trenować. - stwierdził Volaure z uśmiechem.
************

Kolejny dzień morderczego treningu, cała dziesiątka testerów czeka na swoje pierwsze wejście w tym dniu. Neczanie po "obietnicy" księcia jeszcze bardziej napalili się na trening z bio-istotami, Jednak wojskowi również są bardzo zdeterminowani i niecierpliwie czekają. W ten rozległo się trzykrotne piknięcie, bardzo podobne do dźwięku jaki wydaje budzik. Wszyscy wojownicy dziarskim krokiem ruszyli w kierunku drzwi prowadzących do sal treningowych.
- Kurai... - zawołał książę, z Yuri na ramieniu.
Na te słowa elektryczny neczanin zatrzymał się i odwrócił się w kierunku przyjaciela, który otworzył boczny korytarz ukryty w ścianie i kontynuował:
- Pozwól, proszę za mną... od dzisiaj do momentu do póki reszta nie przetrwa 20 minut, przez pól godzinny dziennie będziesz trenował tutaj, a przez pozostałą cześć czasu będziesz mógł nadal walczyć z "Blobkami"...
Kurai jednak nic nie odpowiedział. Jedynie spokojnie podąża za przyjacielem. Na końcu dosyć krótkiego białego korytarza znajdują się kolejne drzwi. Volaure otworzył je i zapraszając towarzysza gestem do środka, powiedział:
- Gwarantuję, że nie będziesz się nudził.... - A następnie dodał: - Aha po tym jak wszyscy darzą radę przez 20 minut działać w starciu, tuż przed drugim etapem po raz ostatni wejdziesz na tę salę treningową....
Elektryczny neczanin, zmierzył przyjaciela chłodnym, lecz przyjaznoneutralnym spojrzeniem i bez słowa wszedł do pomieszczenia, które na pierwszy rzut oka nie różni się zupełnie niczym od pozostałych sal treningowych. Spore białe pomieszczenie, które jednak zabiera w sobie pewną niespodziankę. Po środku sali stoi postać, na której widok Kurai zatrzymał się i wyjął ręce z kieszeni mówiąc:
- To dla mnie zaszczyt...
************

- Panie myślisz, że da rade?
- Nie dzisiaj, ale on jest uparty i na pewno da rade. Oby tylko system wytrzymał i będzie dobrze.
- Póki co wszystkie systemy na granicy żółtej strefy bezpieczeństwa, lecz nadal rośną...
- Jak dojdzie do połowy to włącz chłodzenie i zwiększ wydajność ...
- Tak Panie.
- Aha, każdemu kto przekroczy 10 minut, na stałe zwiększcie ilość bio-istot, nawet trzykrotnie.
- Oczywiście Panie, jak sobie życzysz.
- Jolid'owi, Rex'owi i Kurai'owi również, przyda się to po raz drugi... Dodatkowo życzyłbym sobie aby w drugim etapie od razu zaczęli od większej ilości przeciwników.
- Tak jest ...
************

Piaszczysto-ziemisto-kamienny, szaro-brązowy, nieprzyjazny teren, przypominający powierzchnię marsa. Płaska ziemia, usłana niewielkimi kamieniami i spowita lekko pomarańczowym, intensywnym światłem. Siarczysty nieprzyjemny zapach zdominował otoczenie. Kurai klęczy, podpierając się, o ziemię, rękoma. Po jego twarzy spływają krople potu które dość szybko parują. Neczanin, dyszy i jest wyraźnie mocno zmęczony.
- Na dzisiaj koniec ... - stwierdziła tajemnicza postać.
- Nie ... ehhhhyyy... jeszcze raz ...ehhhhyyy ... - odparł Kurai, bardzo ciężko oddychając, łapczywie łapiąc powietrze.
- Uparty jesteś, i chodź masz jeszcze trochę czasu, to nalegam na skończenie na dzisiaj.
- Dam rade ...
- Posłuchaj, jeszcze jedna runda i wyplujesz co najmniej płuca....
- Ehhyyy ... nie słyszałeś? ... ehhhhyyy ... dam radę!.... - odparł twardo zdeterminowany Kurai, z trudem i drżącym, a wręcz dygoczącym ciałem, podnosząc się.
- No proszę, myślałem, że się już nie podniesiesz. Dobrze zatem zaczynamy ostatnią rundę na dzisiaj. Po skończeniu tego starcia, bez dyskusji idziesz odpocząć. Rozumiesz?
- Tak ...
************

Rina i Otachi siedzą w pokoju wypoczynkowym i piją wodę. Natomiast Diuna i Jolid po raz kolejny wchodzą na swoje areny.
- Powodzenia, krzyknął Otachi z uśmiechem, po czym dodał: - Heh ... już przekroczyłem dziesięć minut i teraz ledwie wytrzymuję minute-dwie ... przez to tu siedzę częściej niż na sali.... a jaki jest Twój rekord?
- Dziesięć minut... nabity w moim ostatnim wejściu.... - odparła Rina.
- Ładnie! Hachi teraz walczy o 10 ...
W ten do pomieszczenia, z bocznego korytarza, wszedł Kurai, na chwiejnych i drżących nogach oraz opierając się o ścianę. Kiedy tylko elektryczny neczanin wszedł do saloniku, oparł się o najbliższą ścianę i osuwając się na nogach usiadł na żółto-brązowej podłodze. Rina i Otachi podbiegli do przyjaciela.
- Kurai ... - stwierdziła przestraszona Rina, wręczając ukochanemu butelkę wody.
- Co się stało Ziom? - spytał zszokowany Otachi.
Zdyszany i zmęczony Kurai nic nie odpowiedział, jedynie wziął butelkę wody i wypił jej połowę, a resztę wylał sobie na głowę. Następnie po chwili ciszy elektryczny neczanin, trzęsącymi się rękoma złapał Rinę za policzki, przyciągnął do siebie i stanowczo pocałował w usta. Następnie Kurai znikł, a zdezorientowane rodzeństwo nie miało zielonego pojęcia co mogło się stać.
- Widziałaś to? - spytał przerażony Otachi.
- Tak ... - odparła niedowierzająca Rina, czerwieniąc się.
- Sądzisz, że to wina bobków?
- Nie ... raczej nie ...
- W sumie chyba po samych blobkach, nie "zapewniłby" Cię, w ten sposób, że wszystko jest w porządku.... Ciekawe co się wydarzyło w tym bocznym korytarzu?
- Nie wiem ... jednak tam jest "coś" z czym my w pojedynkę nie mamy szans...
- Jeszcze nie mamy ... jeszcze ... ale .... zobaczysz któregoś dnia, my też się z tym zmierzymy ... i pokonamy to! - stwierdził z determinacją i pasją Otachi.
************

Mijają, przeplatane codziennością i treningiem dni, a z każdą kolejną chwilą testerom idzie coraz lepiej. Co raz częściej kończą starcie na kwadransie wzwyż. Jednak mimo to nie poddają się i z determinacją pragną przejść powierzone im zadanie. Niestety nie wszystkim idzie tak dobrze. Kurai, który jako pierwszy przetrwał dwadzieścia minut ma teraz dni słabości których nikt nie rozumie. Elektryczny neczanin z trudem wytrzymywał minutę ... dwie ... potem dziesięć. Teraz co prawda dorównuje swoimi wynikami reszcie, jednak jego niespodziewany spadek formy jest jedną wielką zagadką. Która może niebawem się rozwiąże.
************

- Dobrze sobie radzi ... od początku wiedziałem, że nie będzie łatwym przeciwnikiem ... i jak energią na poziomie podstawowym mi dorównuje ... a nawet mogę się pokusić o stwierdzenie, że nawet przewyższa mnie energią ... to ja zdecydowanie przewyższam go doświadczeniem ... i szybkością ... dzięki czemu nie muszę nawet używać mocy do walki z nim ... Martwi mnie jedynie ten nagły spadek formy ... stał się znacznie wolniejszy, mniej skoczny i szybciej się męczył ... gdyby nie zaczął wracać do swojego poziomu, na którym zaczynaliśmy ... myślałbym, że się poddał i zrezygnował ... a tak uważam to za chwilową niedyspozycję ... i podejrzewam, że coś przede mną ukrywa ....
************

Volaure obserwuje postępy testerów oraz systemu w pokoju z wielkimi ekranami.
- Panie systemy, pomimo pokręcenia tempa są nadal stabilne i nie przekraczają zielonego znacznika bezpieczeństwa.
- Świetnie ... W takim układzie Panowie czas na mnie. Jakby coś się działo zadzwońcie. - stwierdził książę gasząc papierosa.
- Jak sobie życzysz Panie ...
W ten rozległo się delikatne pukanie do drzwi. Władca bez słowa podszedł do drzwi i otworzył je. Za drzwiami stała speszona Rina, która powiedziała:
- O Volaure ...
- Cześć Aniołku co tam? Przerwa w trenowaniu?
- Tak ... - odparła speszona neczanka, a następnie dodała: - Volaure ... możemy porozmawiać?
- Spoko, mam jeszcze parę minut ... Chodź pójdziemy gdzieś w przyjemniejsze miejsce... - odpowiedział księże z uśmiechem a potem oboje znikli.
Po paru krótkich chwilach zarówno wodna neczanka jak i władca znaleźli się w niedużym pokoju, o granatowych ścianach i pomarańczowym, puszystym dywanie. W tym pomieszczeniu stoi jedynie biała spora kanapa.
- Siadaj proszę ... - stwierdził spokojnie Volaure z uśmiechem. A kiedy neczanka usiadła dodał: - Domyślam się, że zastanawiacie się co się dzieje z Kurai'em, a On jak to ma w zwyczaju nie chce o tym rozmawiać ... prawda?
- Tak ... skąd wiesz? - odparła zarumieniona Rina.
- Instynkt - odpowiedział książę szczerząc kły i siadając koło neczanki, a następnie westchnął i dodał: - Eh ... Posłuchaj, jak pewnie zauważyliście korzystając z okazji Kurai przechodzi dodatkowy trening. W związku z tym, od czasu kiedy praktycznie nie mógł się ruszać zaczął nosić "isikhumba"... uprzedzając Twoje pytanie powiem że to takie grube ciężkie bransolety, które po pierwsze oddziaływają tylko na tego kto je nosi, a po dwa dopasowując się do skóry stają się nie do wykrycia .... a przy zdejmowaniu wyglądają zupełnie jak odrywany płat skóry ... Kurai bodajże nosi koło 300 kg ... Mniejsza .... w każdym bądź razie to właśnie przez nie stał się tak straszliwie powolny...
- Rozumiem ... - odparła spokojnie Rina, a następnie dodała z zaciekawieniem - Tylko nie rozumiem po co?
- Widzisz Aniołku, Kurai potrzebuje przede wszystkim zwiększyć swoją prędkość, a to dość drastyczny ale bardzo skuteczny i nie wykrywalny sposób.... Ogólnie proszę nie rozpowiadaj o tym, gdyż im mniej osób o tym wie tym lepiej ...
- Dobrze ...
************

- Wydaje mi się czy Jolid delikatnie leci na Ciebie? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Phi... na mnie? Zdaje Ci się ... - odparła Diuna.
- No nie wiem, kto jak kto ale ja wiem kiedy facet jest zainteresowany kobietą ...
- Eh ... jego interesuje moja energia a nie ja sama ...
- Energia? Co on ma w sobie kuba czy co?
- Nie .. nie ... to nie o to biega ...
- A o co?
- Wiesz jakaś wróżbita czy swata ... nie pamiętam ... powiedział mu, że idealną parą dla niego będzie istota władająca mocą psychiczną ... i on to tak wziął do siebie, że nie interesuje go czy dziewczyna jest wolna, czy zajęta, czy dziewczyna jest zainteresowana czy nie ... ba nawet nie interesuje go czy osoba z psycho-mocą go lubi ...
- Hmm... masz psycho-moc to jesteś idealną partnerką dla niego bez względu na wszystko?
- Lepiej bym tego nie ujęła ...
- Spoko ... dziwny facet ... aż tak pochłonęła go jakaś przepowiednia, że nie patrzy na nic innego ... a przynajmniej chociaż stara się o Ciebie?
- Coś Ty ... on uważa, że skoro mam psycho-moc to ja już jestem jego...
- To aż tak ... masakra ... i mega utrapienie ...
- Heh... a żebyś wiedziała ... na szczęście mało go widuję ... lecz odkąd dowiedział się o mojej mocy jest nieznośny ...
************

Rwąca, stosunkowo płytka rzeka z masą różnej wielkości, gładkich i śliskich kamieni, ukryta wśród gęstych zarośli. Biała, spieniona woda jest nieprzewidywalna i dobrze pasuje do ciemnych, stonowanych skał. Pośrodku tej niebezpiecznej rzeki na jednym z kamieni stoi Diuna, dzierżąca w prawej dłoni swój wspaniały, psychiczny Buzdygan. Neczanka bardzo uważnie obserwuje teren i jest w pełni gotowa aby odeprzeć, nawet niespodziewane ataki amorficznych istot. W ten z krzaków wyskoczyła brązowa, galaretowata postać, która zaczęła pluć, w dziewczynę, drobnymi skałami, przypominającymi kamienną mżawkę. Diuna odskoczyła w tył, unikając tym samym ataku, w między czasie w jednej dłoni szybko rozkręciła swoją broń żywiołu, a następnie wyrzuciła ją trafiając prosto w przeciwnika. Kiedy bio-istota rozpadała się na małe galaretowate kawałki, buzdygan, niczym bumerang wrócił do swojej właścicielki. W ten wszystko znikło, a neczanka wylądowała już na białej kafelkowej podłodze, mówiąc:
- EJ! Nie zostałam trafiona!
- Gratulacje! Przekroczyłaś 20 minut! - odezwał się męski, komputerowy głos.
Diuna z promiennym uśmiechem oparła swoją broń na prawym ramieniu i powiedziała dumnie:
- No chyba że tak ...
Po chwili neczanka zniwelowała swoją broń żywioły i radośnie wybiegła z pomieszczenia. Nie trzeba było długo czekać aż Diuna wparowała do salonu wypoczynkowego i wpadła w ramiona sióstr. Pozytywna energia neczanki udzieliła się wszystkim, a szczęśliwe dziewczyny śmieją się i radośnie razem skaczą.
- Oho ... chyba ktoś przeszedł ... - stwierdził Hachi obserwując siostrę.
- Ja po prostu wymiatam ... - odparła ucieszona Diuna.
- Graty! - odparli radośnie wszyscy.
- Dobra a teraz czas na jakaś dobrą szamę! - dodał Otachi.
- O tak, szama! - dopowiedział Hachi.
- Diuna dzięki Tobie jesteśmy co raz bliżej drugiego etapu treningu! - wtrąciła radośnie Kiazu, dalej skacząc radośnie z siostrami.
************

Po zaledwie półtorej tygodniowym treningu wszyscy są wstanie bez trudu przetrwać dwadzieścia minut starcia z amorficznymi istotami, i to bez względu na moce jakimi władają bio-istoty i na jakim wylosowanym terenie przyszło im walczyć. Na dzień dzisiejszy przed wejściem w drugi etap treningu, Kurai'owi zostało coś jeszcze do zrobienia. Nadeszła pora na ostatnie starcie z tajemniczym trenerem, w związku z tym neczanie trochę wcześniej przybyli na Haliya. Gdzie Elektryczny neczanin z rękami w kieszeni wszedł na białą, kafelkową salę treningową, na której czeka już jego mistrz. Jest to młodzieniec, o długich, bardzo jasnych, wręcz białych włosach z czarnymi końcówkami, spiętych w sztywnego wysokiego kucyka. Ma niezwykle delikatną chłopięcą twarz, nawet wręcz o kobiecych rysach i ambitne, pełne determinacji jasno brązowe oczy, które mimo wszystko wydają się być bardzo przyjazne i ciepłe. Mistrz ubrany jest w ciemnoniebieski, luźny, jedwabny strój, w którego skład wchodzi koszula z długimi rękawami, zapinana na supełkowe ozdobne guziki oraz spodnie na gumce. Ten ubiór bardzo przypomina strój do Tai Chi. Dodatkowo mężczyzna w prawym ręku trzyma gładki, długi, 180 centymetrowy, drewniany kij, który na grubość idealnie jest dopasowany do jego dłoni.
- Jesteś gotowy na nasze ostanie starcie?
- Tak Anki ... jestem gotów ... - odpowiedział spokojnie Kurai.
- Świetnie ... to zaczynajmy.... - odpowiedział Ambasador z uśmiechem.
W ten sala treningowa płynnie rzeszła w piaszczystą pustynie, ozdobioną wielki żarzącym się słońcem. Duszne, parne powietrze szybko spowiło cały teren. Sybki piasek i upalne słońce to jeden z trudniejszych terenów, które mógł wylosować system.
************

W salonie wypoczynkowym, na jednej z kanap, siedzą neczanie i rozmawiają ze sobą. W między czasie w owym pomieszczeniu pomału zaczęli się pojawiać inni testerzy. To był znak, że pora drugiego etapu treningu, nieubłaganie się zbliżała. Po paru minutach w salonie znajdowało się już dziewięcioro testerów, gotowych do rozpoczęcia treningu. W ten w przytulnym pomieszczeniu pojawił się Volaure mówiąc:
- Witajcie moi mili, pewnie jesteście ciekawi drugiego etapu treningu?
- Tak Panie! - odparli zgodnie wojskowi.
- Dobrze ... - odparł książę, a następnie dodał: - Niebawem się zacznie, jednak za nim to nastąpi, chciałbym Was poinformować o zmianie zasad.
- Zmianie zasad? - spytała podejrzliwie Diuna.
- Owszem, od dzisiaj wszyscy wchodzicie do jednej sali treningowej i jesteście drużyną, która ma przetrwać godzinę. - odpowiedział spokojnie władca.
- Za pozwoleniem Panie, to nie jest trudne zadanie. - stwierdził Otaota.
- Hmm... Wybacz książę, lecz albo nas stanowczo nie doceniasz, albo druga faza treningu ma jakiś haczyk ... - dodał podejrzliwie Jolid.
Volaure uśmiechnął się pod nosem i powiedział:
- Oczywiście że jest haczyk, inaczej nie byłoby zabawy. - a następnie przypalić papierosa dopowiedział: - Skoro jesteście drużyną to nie da się przetrwać w pojedynkę. Co za tym idzie jeśli ktokolwiek z Was zostanie trafiony to Wasze starcie się kończy i macie przymusową przerwę, a następnie musicie zacząć od nowa I tak do póki razem nie przetrwacie godziny. Wchodzicie jako dziesiątka i wychodzicie jako dziesiątka.
- Książę raczysz żartować? - spytał niedowierzający Samagi.
- Popieram, to nie wykonalne walczyć z bio-istotami, uważać na kompanów i jeszcze przetrwać godzinne starcie. - dodał zaskoczony i niedowierzający Otaota.
- To moi drodzy nazywa się praca zespołowa. - odparł Volaure z wrednym uśmieszkiem.
************

Ankara i Kurai, nadal mierzą się w swoim ostatnim, zażartym starciu, w którym póki co ambasador ma przewagę. Co prawda elektryczny neczanin jest trochę szybszy niż przy pierwszym starciu, lecz Ambasador nadal jest szybszy i trzyma przeciwnika na odpowiedni dystans, jednocześnie dając mu niezły wycisk.
- Dobrze Ci idzie. - pochwalił z uśmiechem Ankara obracając swoje "Bō"(długi kij) w dłoni, po czym łapiąc broń w obie ręce i atakując dodał: - Jednak to nadal za mało, abyśmy toczyli to starcie na równi.
Kurai jednak nic nie odpowiedział, jedynie z delikatnym uśmieszkiem, zablokował atak przeciwnika, a następnie, wykonując kilka efektownych salt w tył, w których jego ręce delikatnie zatapiały się w grząskim i sypkim piasku. Dzięki nim szybko odskoczył od Ambasadora, na taką odległość aby być poza zasięgiem długiego drewnianego kija.
- Hmmmmm... - zaciekawił się Anki opierając się o "Bō" i uważnie obserwując neczanina.
W ten zawiał gorący wiatr noszący, ulotne, szorstkie drobinki piasku, tworząc swego rodzaju gęstą, szybką ścianę, w środku, której znajdują się Kurai i Ankara. Przez niewielką burzę piaskową przeciwnicy widzą jedynie swoje ciemne zarysy, przez co obaj muszą być znacznie czujniejsi niż przy walce w innym terenie. Anki, oburącz, mocniej uchwycił swój kij i przygotował się zarówno na atak jak i na obronę. W tych warunkach oczy na niewiele się zdarzą, trzeba przede wszystkim zaufać innym zmysłom. W związku z tym władca z zamkniętymi oczami oczekuje na ruch przeciwnika. Nagle Ambasador, usłyszał, że ciepły wiatr i o ocierający się piasek wydaje inny wydźwięk, podczas wpadania na przeszkodę. Cichy, pusty dźwięk z każdą sekundą jest coraz bliżej i bliżej. W ten Ankara nie czekał już dłużej i zaatakował przeciwnika wyprostowanym kijem. W tym momencie pusty dźwięk zmienił swoją pozycje, więc władca obrócił się i ponownie zawakował. Przez dłuższą chwilę Anki szybkimi, płynnymi i precyzyjnymi ruchami, wymachiwał swoim kijem. Niespodziewanie wiatr ustał, a na pustyni szybko stało się głucho. Ankara otworzył oczy i zobaczył Kurai'a zmierzającego prosto na niego. Władca uchylił się lekko i wymierzył mocny cios prosto w brzuch przeciwnika. W tym momencie wydarzyło się coś niespodzianego mocno odchylił się od ataku, zrobił szybki obrót i podciął Ambasadora. Anki, który się tego nie spodziewał, przewrócił się i upadł plecami na ziemię. To jednak nie wystarczyło, Kurai wyprowadził kolejny cios celując w klatkę piersiową przeciwnika. Ankara w ostatniej chwili przeturlał się w lewo, wstał i zamachnął się. W ten okazało się, że neczanin który wbił pieść w piasek jest już zupełnie gdzie indziej...
- Co za szybkość ... - stwierdził, pod nosem Ankara z lekkim niedowierzaniem i odpierając kolejny niespodziewany atak.
************

- Przepraszam Panie, czy czekamy na noś czy możemy iść już trenować? - spytał niecierpliwie Otaota.
- Czekacie na jeszcze jednego testera... - odpowiedział spokojnie Volaure.
W tym momencie driada rozejrzał się po całym salonie wypoczynkowym i powiedział:
- Panie wydaje mi się, że jesteśmy wszyscy.
- Dobre stwierdzenie "wydaje mi się". Policz uważnie. - odparł książę.
- Brakuje jednego neczanina. - wtrącił chłodno Jolid.
- Rany ... mógłby się ruszyć ... - dodał Samagi.
- O rzeczywiście ... - stwierdził zaskoczony Otaota, a następnie dodał: - Panie z całym szacunkiem a nie możemy zagrać jednej rundy bez niego?
- Nie. - odparł stanowczo Volaure, a następnie dodał: - Jak już mówiłem jesteście jedną drużyną i trening dotyczy Was wszystkich. Poza tym przyda Ci się odrobina cierpliwości.
- Obstawiam, że nie długo przyjdzie - wtrącił optymistycznie i przyjaźnie Rex, chwaląc się wszystkim zdjęciami swojego syna.
- Rex ...
- Tak Panie? - spytał zaciekawiony Rex z promiennym uśmiechem.
- Schowaj proszę zdjęcia ... - odparł spokojnie Volaure z uśmiechem.
- Ale? ...
W ten do pomieszczenia wszedł Kurai, z rękami w kieszeniach, w miarę spokojnym oddechem i z wilgotny, nieznacznie spoconym ciałem.
- Kurai! - stwierdzili radośnie neczanie podbiegając do przyjaciela, a następnie zaczęli się przekrzykiwać:
- I jak? ... I co tam? ... Co to za trening?
- No nareszcie ... - wtrącił Jolid.
- Biało włosy ruszaj się czas na trening. - dodał Otaota.
- To dodatkowego kompana nie chcecie? - wtrącił Ankara, ubrany jak na treningu z nieznacznie cięższym oddechem i śladami potu na twarzy.
- Panie - stwierdzili zgodnie wojskowi, oddając pokorny pokłon władcy.
- Anki, czyli będziesz dzisiaj trenował z Nami? - spytała Kiazu.
- Tak, moja droga, mam chwilę czasu i postanowiłem potowarzyszyć Wam w jednym starciu, aby zobaczyć wasze postępy... - odpowiedział spokojnie Ankara.
- To tłumaczy ten Twój dziwny strój ... - dodała Diuna.
- Dobrze moi mili zapraszam do środkowej komory i bacie się dobrze. - wtrącił Volaure z uśmiechem.
************

- Ambasadorze, co sądzisz o treningu z bio-istotami?
- Przyznaję Książę to bardzo ciekawe doświadczenie, które jest warte polecania.
- Cieszy mnie to ... Słuchaj Anki a jak tam Kurai?
- Szczerze?
- Oczywiście, że szczerze ...
- Początkowo baz wysiłku byłem wstanie doprowadzić go do skrajnego wyczerpania, gdyż dzieliła nas przepaść. Natomiast dzisiaj pierwszy raz wyszedłem z sali w stanie w którym władcy nie przystoi się pokazywać. Już od dawna nie miałem zmęczonego ciała. Jestem pod wielkim wrażeniem, że w tak krótkim czasie, aż tak rozwinął swoją szybkość. Myślę nawet, że za dwa może trzy dni, miałby szanse być znacznie szybszy niż ja....
- On jeszcze nie raz Cię zaskoczy, tak samo jak jego przyjaciele...
- To akurat powód do radości ...
- Owszem ... Hmm... będziesz z nim kontynuował trening?
- Zobaczę, jednak niestety wątpię. Obaj dobrze wiemy, że nasze obowiązki mnożą się jak oszalałe.
- Co racja to racja ...
- Wiesz, myślę, że będzie kontynuował swój trening z " isikhumba", a to sprawi, że niebawem przewyższy mnie szybkością, a ja będę dziękował niebiosom, że nie mam w nim wroga tylko przyjaciela.
- Wiedziałeś o " isikhumba"?
- Przyznaję, że początkowo nie miałem o nich pojęcia. Potem podejrzewałem, że je nosi, jednak tak naprawdę upewniłem się o nich dzisiaj. To było niezwykłe. Wykorzystał powstałą burzę piaskową do ich zdjęcia, a następnie zaskoczył mnie swoją niebywałą szybkością, przy której błyskawice są niczym. Zmusił mnie do potraktowania go poważnie.
- Mam wrażenie, że świetnie się przy tym bawiłeś.
- Tak, to była wyśmienita zabawa, którą z przyjemnością powtórzę jak Kurai się bardziej rozwinie.... W obliczu zbliżającej się wojny tego wszystkiego co spoczywa na naszych barkach to była przyjemna odskocznia od rzeczywistości.