"Ważna
misja ratunkowa"
Mroczna
gęsta i ciemna mgła spowija gęsty, mroczny i nieobliczalny las.
Rina jest przywiązana do wielkiego, grubego, ciemnobrązowego
drzewa. Przez okrutne więzy dziewczyna nie jest wstanie się ruszyć.
W ten przeraźliwa, mroczna i bezkształtna istota z impetem i
stanowczością zaczęła się bardzo szybko zbliżać do
roztrzęsionej i przerażonej dziewczyny. Wystraszona neczanka
porusza ustami jednak nie wydobywa się z niej żaden nawet
najmniejszy dźwięk. W ogóle w tym miejscu panuje jakaś nieznośna,
pusta, ogarniająca myśli, głucha cisza. Po dłuższej i bardzo
napiętej chwili ukazały się puste białe oczy bestii, z których
mimo wszystko emituje pogarda, strach i nie obliczalność. Nagle
stwór, roztworzył swoją paszczę i rzucił się, na szamoczącą
się neczankę. W ten Diuna obudziła się z przerażeniem. Wielkimi
wystraszonymi i niedowierzającymi oczami nerwowo rozgląda się po
ciemnym pokoju. Jej ciężki poddenerwowany oddech, nie daje jej
nawet normalnie zaczerpnąć powietrza. Jej rozszalałe, zestresowane
serce wali jak opętane i nie chce się uspokoić. Po chwili neczanka
zapaliła jednego ze swoich świetlików i z ulgą stwierdziła, że
jest w swoim pokoju, jednak była zbyt zdrętwiała z przerażenia
aby się ruszyć.
-
Uff... o był tylko jakiś zły sen ... - powiedziała z
niedowierzaniem, zalana zimnym potem Diuna.
Po
chwili dziewczyna, ubrana w żółtą, krótką koszulkę nocną na
ramiączka, szybko wstała i poszła do łazienki aby zimną wodą
opłukać twarz. Następnie neczanka chciała wrócić do swojego
pokoju, jednak tuż przed progiem zawahała się i poszła do pokoju
Riny. Tam nim zdążyła zapukać do pokoju siostry, drzwi otworzyły
się. W tym momencie, jeszcze wystraszonym oczom, zdziwionej i
zaskoczonej neczanki ukazał się Kurai, ubrany w granatowe jeansowe
spodnie i ciemnozieloną bluzę z kapturem.
-
Ja do Riny ... - stwierdziła chłodno Diuna.
Elektryczny
neczanin nic jej nie odpowiedział, jedynie zmierzył wzrokiem
wychodząc z pokoju i zostawiając uchylone drzwi. Następnie Kurai
udał się do kuchni a Diuna weszła do pokoju siostry, w którym to
Rina śpi na łóżku, ułożona na lewym boku. Na wysokości jej
brzucha śpi Neko, opierająca swoją głowę skulone ciało Yuri,
która z kolei opiera swoją głowę o nogę dziewczyny.
-
Rinka ... Rinka obudź się ... - stwierdziła Diuna, delikatnie
szturchając siostrę.
-
Hmrrmmrhmmm...
-
Rina ... słyszysz mnie ...
-
Yhy ....
-
Wstaniesz?
W
tym momencie zaspana wodna neczanka delikatnie się podniosła i
ziewając spytała:
-
Zieeew ... co tam? ...
-
Miałam bardzo dziwny sen ... i muszę z Tobą pogadać ...
Rina
siadając po turecku na łóżku, szturchnęła zarówno Neko jak i
Yuri.
-
Ej ... nie za wcześnie na wstawanie? - prychnęła Neko.
-
Neko wynoś się! ... - odparła stanowczo Diuna.
-
Sama spadaj ... byłam tu pierwsza ... - odgryzła się Neko.
-
Neko idź proszę do kuchni ... Zieeew ... zaraz naleje Ci mleka ...
- wtrąciła zaspana Rina.
-
Hmm... to czekoladowe? - zainteresowała się Neko.
-
Które zechcesz ... - odparła Rina przeciągając się.
-
Hmm... Dobra ... - stwierdziła Neko wychodząc.
-
Ej ... przecież wiesz, że mogłam ją sama wywalić. - wtrąciła
Diuna.
-
Wiem wiem ... ale ona wtedy postawiłaby cały akademik na nogi ... -
odparła Rina.
-
W sumie racja ...
-
To jak poczekasz chwilkę? Naleje jej mleka i pogadamy ... ok?
-
No dobra...
-
Chodź Yuri ... Tobie też dam ... - stwierdziła Rina wstając z
łózka.
Kiedy
tylko wodna neczanka wraz z białym koto-smokiem wyszła z pokoju,
Diuna wygodnie usiadła na łóżku u czekała. Po paru minutach do
pokoju wróciła Rina, która siadając na łóżku i tuląc siostrę,
spytała:
-
Co z tym snem?
-
Niby normalny zły sen, jak bo za ciężkim jedzeniu na noc ... ale
...ale to było dziwne ... czułam ból, chłód ... zupełnie jakbym
tam była ... obudziłam się i miałam wrażenie, że to się dzieje
naprawdę ... moje serce waliło jak opętane ... byłam zalana
potem ... byłam sparaliżowana przez strach... a sam sen tkwi we
mnie jakby był moim realnym wspomnieniem...
-
To była wizja przyszłości ... - wtrącił chłodno Kurai.
-
Ej to zamknięta impreza.... - odparła Diuna.
-
Wizja przyszłości? - wtrąciła delikatnie Rina.
-
Tak ten sen przedstawiał przyszłość ... - odpowiedział Kurai.
-
Ha Ha bardzo śmieszne ... - stwierdziła Diuna, a następnie chłodno
dodała: - A teraz wyjdź stąd rozmawiam z siostrą nie widzisz?
-
Czekaj ...- wtrąciła Rina.
-
Oj ... błagam ... Rina no .. - dodała Diuna.
-
Coś mi się przypomniało ... kurcze jak to szło ... hmm... -
odparła Rina, a następnie po chwili namysłu szybko dodała: -
"Ktoś
będzie przewidywał przyszłość. Kogoś
innego będą nawiedzać wizje przeszłości, aby teraźniejszość
stała się jasna. Ktoś inny znowu będzie widział to czego oczy
nie widzą. Ktoś nie pogodzi się nigdy się z tym co daje los a
wytrwałość będzie domeną jego.Ktoś będzie wstanie góry nieść.
Mało
widoczne lecz cenne te zdolności okażą się”
-
Gdzieś to już słyszałam ... - odparła spokojnie Diuna.
-
To przepowiednia, którą kiedyś wam przedstawiłem i już wtedy
mówiłem, że będziesz mieć prorocze sny. - wtrącił Kurai.
-
No coś tam było takiego ... - odparła Diuna, a następnie z
przerażonymi oczami dodała: - Nie, to nie może być prawda ...
-
Jest prawdą ... to jak bardzo jesteś roztrzęsiona ... to co czułaś
podczas snu ... i wszystko inne wskazuje że to był proroczy sen ...
- odparł chłodno Kurai.
-
Nie to nie może być prawda .... bo jeśli tak ... - stwierdziła
przerażona Diuna z łzami w oczach, a następnie dodała - To .. to
... Rina zginie ...
-
Cii... nie zginę ... - wtrąciła zszokowana Rina, mocno przytulając
siostrę.
-
Spokojnie ... opowiedz mi sen ... - odparł stanowczo, a zarazem dość
ciepło Kurai.
-
No ... no dobrze ... opowiem ... ale nie pozwól aby ona ginęła ...
- odparła zapłakana Diuna.
************
-
Ambasadorze mamy bardzo złe wieści! - wykrzyknął roztrzęsiony
sługa.
-
Spokojnie, co się stało? - spytał Ankara.
-
Panie to straszne! Ambasador Chifuin wykonał ruch! Panie on ... on
...
************
Późny,
ciepły i całkiem przyjemny ranek. Rodzeństwo neczan właśnie
kończy jeść śniadanie.
-
Ale pycha ... Rina przechodzisz samą siebie. - stwierdził radośnie
Hachi.
-
Dokładnie siostra! Pycha szama - dodał Otachi szczerząc kły.
-
Dziękuję ... - odparła Rina z uśmiechem i rumieniąc się.
-
A gdzie Kurai? - spytała Kiazu.
-
Nie wiem ... w nocy gdzieś wyszedł ... - odpowiedziała Rina.
-
Za nim nigdy się nie trafi ... - odparła Kiazu.
-
Wróci ... jak zawsze ... - wtrącił Hachi, a następnie dodał - A
teraz niech żałuje że omija go takie pyszne śniadanie.
-
Właśnie! - dopowiedział Otachi.
-
Diuna, a Ty co taka cicha dzisiaj? - spytała nagle Kiazu.
-
Co? ... a nie nic ... nie wsypałam się ... - odpowiedziała Diuna.
W
tym momencie w kuchni pojawił się strasznie poważny Hetto.
-
O Hetto, zjesz z nami? - spytała Kiazu dając przybyszowi buziaka w
policzek.
-
Przepraszam innym razem. Jest Kurai? - odparł chłodno weterynarz.
-
Nie ma ... - odparła Rina.
-
Ej Hetto co jest? - wtrącił Hachi.
-
Właśnie ziom co się stało? - dodał Otachi.
-
Nie mamy czasu zbierajcie się. - odpowiedział chłodno Hetto, a
następnie dodał: - Rina, skontaktuj się proszę z Kurai'em i niech
jak najszybciej dołączy do nas na Ineeven.
************
Bardzo
poważny Ankara, wraz z neczanami, siedzi przy szerokim
biało-kremowym stołem, w idealnie rozświetlonym pokoju o
ciemnoszarych ścianach i złotym dywanie.
-
Anki co się stało? - spytała Rina.
-
Właśnie co wy tacy poważni dzisiaj? - dodał Hachi.
-
Uciszcie się i bądźcie łaskawi posłuchać, a wszystko Wam
opowiem. - odpowiedział chłodno Ankara, zapatrzony pustym wzrokiem
w przestrzeń. W tym momencie neczanie zamilkli a ambasador zaczął
mówić:
-
Posłuchajcie, jak się okazuje dwa dni temu ludzie Chifuina z trzech
planet porwali trzy wysoko postawione osoby. W związku z tym władcy
tych planet dostali ultimatum. Mają stanąć po stronie Chifuina
inaczej porwane osoby zginą. Na podjęcie decyzji mają 4 doby,
teraz pozostało już jedynie trochę ponad doba.
-
Hmm... no i? Przecież to nie problem wystarczy ich odbić ... -
stwierdziła Diuna.
-
Gdzieś jest haczyk prawda? - spytał Kurai.
-
Owszem. Chifuin zapowiedział, że każda próba odbicia przez
któregokolwiek z tych trzech władców, ma się zakończyć śmiercią
porwanych. Dodatkowo w przypadku pojawienia się żołnierza, z
którejkolwiek zaprzyjaźnionej planety, również kończy się
śmiercią uprowadzonych.
-
No to to komplikuje sprawę.... - stwierdziła Diuna.
-
I to nawet bardzo ... - dodała Kiazu.
-
Anki a kto jest porwany? - spytał Otachi.
-
Dwóje dzieci władców oraz członka drugiej co do ważności
rodziny na jednej z planet ... to znaczy ... Księżniczka Hana ....
książę Chobo ... oraz członka rodziny Cusan... - odpowiedział
Anki.
-
Hmm... Tochi Neko ... Konware ... i Angelis ...- stwierdził pod
nosem Hachi.
-
Zaraz czekaj ... pierwszą dwójkę rozumiem ale kogoś z rodziny
Cusan nie pojmuję ... - wtrąciła Diuna.
-
To zagranie czysto strategiczne, rodzina Cusan na Angelis ma władzę
porównywalną do Ambasador Kany. Mają nawet własną armię i
dobre relacje z tą rodziną są mile widziane. - odparł Kurai.
-
Dokładnie ... - dodał Anki.
-
A kogo porwali z rodziny Cusan? - zainteresował się Hachi.
-
Tego niestety nie wiemy. Zamach skierowany był na głowę rodu, to
znaczy Pana Siwentei Cusan. Jednak coś poszło nie tak i Siwentei,
po ataku trafił do szpitala na odnowienie energii i już ma się
dobrze, lecz utrzymuje że mimo wszystko jeden z członków jego
rodziny został porwany i nie chce udzielić informacji który. -
odpowiedział Ankara, a następnie dodał: - Podejrzewamy, że
prawdopodobnie Chodzi o kogoś z jego najbliższej rodziny.
-
Heh ... to się porobiło ... - stwierdziła Diuna.
-
Anki ... My ich odbijemy ... - wtrąciła Kiazu z determinacją i
płomieniami w oczach.
-
Właśnie, nie jesteśmy wojskowymi ... - dodał Hachi.
-
Tylko niech władcy się nie mieszają... - dodał Otachi.
-
W sumie i tak miałem Was o to prosić.... i ciesze się, się, że
zaproponowaliście to sami ... jestem Wam bardzo wdzięczny za chęć
pomocy ... - odpowiedział patrzący w przestrzeń Anki z lekko
wymuszonym, ale szczerym uśmiechem, a następnie dodał: - Nie będą
się wtrącać, do momentu jak nie zostanie godzina do końca.
-
No to luz ... Anki gdzie oni są? - spytał dociekliwie Otachi.
-
Są na planecie zwanej Jianyu. - odpowiedział władca.
-
Hmmm... to ta planeta park, z starym więzieniem Desteoms w
podziemiach? - spytał Kurai.
-
Owszem... - odparł spokojnie Ambasador.
-
Dziwne miejsce na przetrzymywanie więźniów... - stwierdziła
Diuna.
-
Dobre jak każde inne ... - odparł Hachi.
-
Anki ... coś Cię dręczy ... prawda? - wtrąciła
nieśmiało i cicho Rina.
-
Masz racje ... nie zbyt komfortowo się czuje wysyłając cywili na
tak niebezpieczną misję i trudną ... po za tym w mam bardzo dużo
na głowie ... - odpowiedział chłodno Ankara.
-
Nie martw się ... nie zawiedziemy Cię ... w końcu
gorzej już nie będzie .. - stwierdziła Rina przytulając
się do władcy, po przez obejmowanie jego szyi.
-
Masz racje... - odparł spokojnie Ankara, kładąc prawą dłoń na
ręce neczanki.
-
Dobra kochani czas jechać na piknik ... - stwierdziła Kiazu z
wielkim uśmiechem.
-
Tak! - odparli pozostali z determinacją.
-
Tylko uważajcie na siebie... - dodał spokojnie Ambasador.
************
Słoneczny,
wspaniały dzień usłany zapachem świeżych kwiatów, niesionych
przez delikatny letni wietrzyk. Neczanie znajdują się na wspaniałej
parkowej polanie, nieopodal wejścia do lasu. Siedzą oni na
kraciastych różnokolorowych kocach i zajadają smakołyki z koszyka
piknikowego. Razem z nimi znajduje się tam masa różnych innych
istot które opalają się, relaksują czy też grają w jakieś gry,
czy czytają książki. Innymi słowy robią wszystko to co robi się
odpoczywając w parku.
-
Anki wydaje się być strasznie osowiały i bez życia ... -
stwierdziła Rina.
-
Wiesz ma tyle na głowie, że wcale mu się nie dziwie ... - odparł
Otachi.
-
Wiem ... ale aż się serce mi pęka jak go widzę w takim stanie ...
- odpowiedziała smutno Rina.
-
Co racja to racja ... - stwierdził Otachi.
-
Yay ... jak tu fantastycznie ... - wtrąciła Kiazu chcąc złapać
każdy promień słońca.
-
O tak ... normalnie mogła bym tu zamieszkać ... - dodała Diuna
przeciągając się, a następnie dopowiedziała - Ale z dala od
tamtych gęstych drzew ... one wywołują u mnie dreszcze ...
-
W sumie według informacji jakie mamy tam gdzieś powinno być
wejście do starego więzienia ... odparł Hachi, zajadając kanapkę.
-
I są ... - wtrącił Kurai pojawiając się.
-
Weź nie strasz ... - odparł Otachi, prawie wypuszczając kanapkę.
-
Kurai, Masz jakiś plan? - spytała dociekliwie Kiazu.
-
Mam ... - odpowiedział chłodno Kurai.
-
To jak Rina, Kuria i ja idziemy do tuneli ... a reszta zostaje i się
dobrze bawi... i czeka na sygnał. . - odparł Hachi.
-
Ja się nie zgadzam aby Rina tam szła! ... - wtrąciła stanowczo
Diuna, a następnie dodała: - Nie podoba mi się to miejsce.
-
To co proponujesz? - spytała Kiazu.
-
Otachi, Kiazu i Kurai do podziemi. Ja Hachi i Rina czekamy tutaj na
wieści i jesteśmy gotowi do pomocy, albo idziemy wszyscy. -
odpowiedziała Diuna.
-
Hmmm... wszyscy odpadamy ... bo wtedy będziemy bardzo rzucać się w
oczy... - stwierdził Otachi.
-
Tak, ale z drugiej strony idąc razem łatwiej będzie wędrować
.... - dodał Hachi.
-
Ja jestem za tym abyśmy poszli wszyscy razem ... jak zjemy lunch -
dopowiedziała ochoczo Kiazu.
-
Popieram! - dodał radośnie Otachi.
-
Lepiej by było jak się ściemni. - stwierdziła Diuna.
-
Na Jianyu trwa wieczny dzień. - wtrącił Kurai.
-
Właśnie, a jaki był Twój plan? - spytała Kiazu.
-
Przede wszystkim musi wejść tam cicho, aby nie ryzykować życia,
uprowadzonych. - odparł Kurai.
-
To ja odpadam ... nie znoszę skradanek ... - wtrąciła Kiazu.
-
Skradanie się to nuda ... - dodała Diuna.
-
W związku z tym mój plan wygląda tak....
************
-
Mam nadzieje, że ta misja im się powiedzie ... Od jej powodzenia
zależy tak bardzo wiele ... heh ... Nie wspomniałem im, że jeśli
zawiodą to prócz porwanych zginę również i ja ... Pierwszym
rozkazem nowo zwerbowanych władców jest zabicie mnie ... a to
będzie oznaczać koniec rady, a co ważniejsze koniec świata ... i
nadejście Nyxany ... Eh ... Może to i lepiej, że tego nie wiedzą
... Już wystarczająca odpowiedzialność spoczywa na ich barkach...
Mam nadzieje, że nie za wiele ... Teraz już nie mogę nic zrobić
... pozostaje mi jedynie czekać ... Dobrze, że przynajmniej udało
mi się przekonać władców aby się nie wtrącali ...
************
Wśród
gęstszych parkowych drzew, znajduje się delikatnie wzniesienie,
obrośnięte krzewami, drzewami i pokryte ściółka leśną. Na
pierwszy rzut oka miejsce to wygląda jak zwykła nierówność w
ziemi. Jednak bo bliższym przyjrzeniu się widać betonowe,
porośnięte zielonym mchem, mroczne wejście w głąb wniesienia.
Teraz doskonale widać, że to dobrze ukryte, wąskie wejście do
bunkra., obok którego stoi dwójka strażników, ubranych w czarne
długie płaszcze z kapturami.
W
ten w polu widzenia strażników pojawiły się Kiazu, ubrana w
czerwony top z dużym dekoltem i czarną miniówkę, oraz Diuna,
ubrana w pomarańczowy top i żółte rybaczki. Dziewczyny wyszły za
krzaków z wielka mapą w dłoni i dość głośno się kłócąc.
-
To na pewno dobra droga... - stwierdziła Kiazu.
-
Co Ty gadasz, powinnyśmy skręcić w prawo ...- odparła Diuna.
Po
paru minutach głośnej kłótni, jeden z zainteresowanych strażników
podszedł do neczanek mówiąc, chłodnym, grubym głosem:
-
Przepraszam, tu nie wolno przebywać.
-
O hej przystojniaczku czy mógłbyś nam pomóc? - spytała słodkim
niewinnym głosikiem Kiazu, a następnie delikatnie bawiąc się
włosami, patrząc uwodzicielskim kocim spojrzeniem, równie słodko
głosem, dodała: - Musimy trafić na parking CC17, wiesz może gdzie
on jest?
W
tym momencie strażnik stwierdził:
-
CC18 ... jest tam za drzewami ...
-
Nie nie słodziaczku poszukujemy parkingu CC17 - odparła kusząco
Kiazu, mrugając oczkiem.
-
To nowo wybudowany parking ... i nie możemy znaleźć go na mapie
... - dodała Diuna.
-
Hmmm... tak ... - wyburczał strażnik, a następnie gestem zawołał
kolegę. Kiedy ten podszedł pierwszy strażnik powiedział: - Panie
szukają parkingu tego nowego parkingu CC17, wiesz gdzie on był?
-
Czekaj zaraz znajdę... - odparł długi strażnik piskliwym wysokim
głosem.
W
tym momencie obaj, stojąc tyłem do bunkra, zajęli się
poszukiwaniem parkingu, co i rusz spoglądając na przyjaźnie
uśmiechającą się Diunę i na Kiazu rozkosznie bawiącą się
włosami.
-
I jak przystojniaczki jesteście wstanie nam pomóc? - spytała
niewinnie i uwodzicielsko Kiazu, patrząc zalotnie na mężczyzn.
-
Oczywiście. - wypiszczał drugi strażnik.
-
Super... - stwierdziła Diuna.
W
ten Rina, Hachi, Otachi i Kurai szybko, cicho i bezszelestnie
czmychnęli w głąb przejścia, kryjąc się w mroku. Na szczęście
żaden ze strażników nie zauważył ich.
-
O tutaj ... - stwierdził radośnie drugi strażnik.
-
Musicie iść tam prosto, aż dojdziecie do wielkiej fontanny. -
stwierdził pierwszy strażnik pokazując prosto przed siebie, a
następnie dodał: - A następnie musicie skręcić w lewo i jak
dojdziecie do placu zabaw to w prawo....
-
Czyli prosto do placu zabaw, potem w lewo na fontannę i w prawo,
tak? - spytała Diuna z wielkimi słodkimi oczami.
-
Nie nie nie ... do fontanny potem w lewo i przy placu zabaw w prawo.
- poinformował drugi strażnik.
-
Prosto w lewo i prawo? - dopytała się uwodzicielskim głosikiem
Kiazu.
-
Tak.. - odparł pierwszy strażnik oddając złożoną mapę.
-
Dzięki. Jesteście super! - stwierdziła radośnie Kiazu rzucając
się na szyje strażnikom.
Następnie
obie neczanki, kobiecym krokiem, odeszły we wskazanym kierunku,
kusząco bujając biodrami. Natomiast strażnicy odeszli na swoje
miejsce. Kiedy dziewczyny odeszły na znaczną odległość to
założyły słuchawki, a Diuna powiedziała:
-
QRV
(tzn. gotowa do odbioru )...
-
QSL
(tzn. potwierdzenie odbioru ) ...
-
odparł cicho Otachi.
-
Idziemy na punkt czatu... - dodała Diuna.
-
Przyjąłem ...
-
Czas na fazę drugą ... - stwierdziła Kiazu, uśmiechając się pod
nosem.
-
Swoją drogą zastanawiam się kim będzie ten członek rodziny
Cusan?... - wtrąciła Diuna, zdejmując słuchawki.
-
Ciężko trafić ... Ta rodzina jest pewnie wielka ... -
odpowiedziała Kiazu również zdejmując słuchawki, a następnie
dodała: - Mam nadzieje, że to nie Sachiner ...
-
Ja też ... nie znoszę go ... - odparła Diuna, a następnie
westchnęła i dopowiedziała: - Jednak znając nasze szczęście to
pewnie będzie on ... i pewnie będzie na głodzie ...
-
Widzę, że lubisz wizje w czarnych kolorach ...
-
Hmmm ... Nie ... nie bardzo ... tak jakoś mi przeszła taka myśl po
głowie ...
************
Ciemny.
mroczny, wąski korytarz. Pod sufitem ciągną się dwie grube,
ciemnoszare rury, a po za nimi tylko ściany, rozwidlenia tunelu i
nic więcej.
-
Spokojnie tu jak na miejsce przetrzymywania
zakładników... - stwierdził cicho Hachi.
-
Stanowczo za cicho ... - dodał Otachi.
-
Na pewno jesteśmy w dobrym miejscu? - spytał
Hachi.
-
Tak, jesteśmy. - odpowiedział chłodno Kurai, a
następnie dodał: - To miejsce jest bardzo rozległe i
w dużej mierze opuszczone. Uprowadzeni są prawdopodobnie gdzieś
głębiej i niżej ... aby trudniej było ich wyczuć i dostać się
do nich ... a tym wejściem było się jedynie łatwiej dostać...
niż innym wejściem ...
-
Rozumiem ... - stwierdził Hachi.
-
No dobra ... to w takim układzie czemu przed wejściem
byli strażnicy? - spytał Otachi.
-
To proste... chronią to miejsce przed Urban Exploration ... -
odpowiedział spokojnie Kurai.
-
Czym? - spytał Hachi.
-
Przed padaniem tego miejsca... Urbex to osoby które
zajmują się badaniem i zwiedzaniem zazwyczaj niedostępnych,
tajemniczych i opuszczonych miejsc takich jak to stare więzienie...
tam ci strażnicy nie byli wojskowymi ... to zwykli obywatele którzy
chronią to miejsce przed zwiedzającymi ... - odparł Kurai.
-
To tłumaczy czemu tak łatwo z nimi poszło ...
- dodał Otachi.
W
ten na ścianie pojawiła się ciemna, skrzynka. Elektryczny neczanin
podszedł do niej i położył na niej prawą dłoń.
-
Sądzisz, że skrzynka elektryczna? - spytał
Otachi, a po chwili dodał: - Nie pogardziłbym
światłem.
-
Szkoda fatygi pewnie tu nic nie działa... -
stwierdził Hachi.
-
Owszem nie działa... jednak wiem gdzie oni są ... - odparł
Kurai.
-
Będziesz śledził napięcie ... sprytne ... -
odparł Hachi z uśmiechem.
-
To oszczędzi nam błądzenia ... - dodał
Otachi.
Nagle,
prawa dłoń Kurai'a otoczyła się delikatnymi żółto-białymi,
świecącymi piorunami. Po chwili siła tego napięcia znacznie
urosła, iskrząca skrzynka zapaliła się a następnie wybuchła.
-
Ziom a to po co? - spytał Hachi.
-
Aby siadła im się część okablowania ... -
odpowiedział spokojnie Kurai.
-
Hehehe ...