"Nieznane oblicze księcia"
Bardzo
wczesnym rankiem, w tymczasowym obozie neczańskim zaczyna tętnić
życiem. Rina i Kiazu już dawno wstały i obie powoli przygotowują
śniadanie. Kurai, gdzieś wybył z obozu za nim ktokolwiek wstał.
-
Kawy …. - wymamrotała nagle, bardzo mocno zaspana Diuna.
-
Woda zaraz będzie się gotować. - odpowiedziała Rina z
uśmiechem.
- Ty lepiej wracaj do łózka i korzystaj póki
Kurai'a nie ma, bo wyglądasz co najmniej jak nieprzytomne zombie. -
wtrąciła Kiazu.
- Zieeew … Całą noc dręczyły mnie jakieś
koszmary... - odpowiedziała Diuna, ziewając.
- Znowu, jakieś
dziwne sny? - wtrącił Kurai, trzymający jakieś dziwne ptaszyska i
podchodzący do dziewczyn.
- A daj spokój. - odpowiedziała
Diuna, a po chwili dodała: - Jakieś demony czy uj wie co,
pożeranie żywcem, krew, flaki wszystko co chcesz... a najgorsze, że
wszystko to normalnie czułam, każdym zmysłem, aż moje własne
flaki zaczęły się przewracać.
- Papuśne, bez kitu. -
stwierdziła Kiazu.
- Weź na samo wspomnienie mi nie dobrze. -
dodała Diuna, powstrzymując się od wymiotów.
- Zaraz po
śniadaniu ruszamy, to nie będziesz miała czasu tego rozpamiętywać.
- wtrącił chłodno i stanowczo Kurai.
- Tak, tak … - odparła
Diuna, z niechęcią.
************
Piękna dziewczyna, jedzie różowym kabrioletem po asfaltowej,
prostej drodze. Ma ona długie blond włosy spięte dużą niebieską
kokardką, które i tak falują na wietrze. Jej głębokie niebieskie
oczy, zdecydowanie są wstanie przyciągnąć każde spojrzenie.
Ubrana jest w obcisłą jaskrawo zieloną bluzkę, z dużym
dekoltem, lecz utrzymają w stonowanym guście. Dodatkowo ma na sobie
ciemno niebieskie jeansy, które podkreślają jej zgrabne ciało.
Jest piękna pogoda, a ciepłe cudowne powietrze pozytywnie wpływa
na każdą komórkę jej ciała. Po chwili wcisnęła jeden guzik
obok radia i rozległ się dźwięk wybieranego połączenia.
-
Moja Droga Ropuszko, co potrzebujesz? - odezwał się nagle męski
głos w słuchawce.
- Pamiętasz, że jadę na posiłek?
-
Oczywiście moja droga, o Twojej wieczornej kolacji z moją wspaniałą
osobą również pamiętam. -odpowiedział mężczyzna, a po chwili
dodał: - Nie opuszczę tak ważnego punktu w harmonogramie dnia Moja
Droga Dżdżowniczko.
- Dobrze to słyszeć, Płazie. Kocham
Cię.
- Też, Cię kocham moja droga.
************
Na
stronie rozmawiają Kurai i Hachi trzymający dużą mapę.
Tymczasem, obóz jest już złożony i reszta oddziału czeka na
sygnał do wymarszu.
- Myślicie, że Hachi znalazł dobrą
drogę? - zapytała Diuna.
- To na bank, kto jak kto ale Hachi i
mapa to jedność. - odparł Otachi.
- To po kiego odeszli na
bok? - kontynuowała Diuna.
- Może mają coś jeszcze do
obgadania, kto ich tam wie... - dodała Kiazu.
- Zakładam, że
chcą mieć spokój. - dodał Otachi.
************
Przy
nie dużym stoliku, zasiada kobieta o
długich zielonych włosach zaplecionych w warkocz i rudych, kocich
uszach, która ubrana jest w wygodne jeansy i biały t-shirt. Na
wprost niej zasiada młodzieniec
o wiśniowych włosach, z białymi końcówkami, który ubrany jest w
wojskowy mundur sojuszu. Oboje popijają kawę i rozmawiają.
-
Powiedz, jakim cudem Kurai zszedł się z Riną? - zapytał spokojnie
Skauti.
- O to powinieneś zapytać mojego brata, albo bratową
- odpowiedziała spokojnie Yorokobi.
- Jego chyba za bardzo się
boje aby pytać o takie rzeczy, a Ją może kiedyś zapytam na
osobności.
- Hmm… - zastanowiła się Yorokobi, następnie
wypiła łyk kawy i zapytała: - Skauti, wierzysz w miłość od
pierwszego wejrzenia?
- Nie, znaczy… jakaś tam niska
procentowa szansa jest, ale nie brzmi to realnie, mimo że sam
kilkukrotnie zauroczyłem się od pierwszego zobaczenia, ale miłością
bym tego nie nazwał.
- To wyobraź sobie, że odkąd poznałam
Rinę to jej wspaniałe głębokie oczy aż iskrzą i błyszczą
blaskiem kiedy spogląda na mojego brata. I jestem przekonana, że
zakochała się w nim od pierwszego spojrzenia w oczy i do dzisiaj
widzę ten sam blask w jej oczach.
- Niesamowite. - powiedział
z podziwem Skauti.
- Prawda? Ale uważam, że to jest szczere.
Można oszukiwać, chować emocje ale prawda zawsze jest w oczach, a
Jej oczy potrafią wykazywać kilka skrajnych nawet emocji naraz. I
im dłużej o nich myślę tym bardziej mam nie odparte wrażenie, że
już gdzieś widziałam takie oczy.
- Rozumiem, coś w tym jest
jak patrze w Jej oczy czuje spokój a jednocześnie są wręcz
hipnotyzujące.
- Myślisz, że rzuciła na niego urok? Czy tam,
że zahipnotyzowała go?
- Nie, nie … nic takiego nie
powiedziałem. - odparł delikatnie nerwowo Skauti, a potem dodał –
Miałem na myśli, że są tak głębokie i niesamowite.
-
Spokojnie, wiem co miałeś na myśli, ale chciałam zobaczyć Twoją
reakcję. - powiedziała Yorokobi z uśmiechem, a następnie dodała:
- Tak więc, z moich obserwacji mogę zaryzykować stwierdzenie, że
u Niej to była miłość od pierwszego wejrzenia, ale przez długo
jakby to powiedzieć „ukrywała” to uczucie, chociaż była dla
Niego bardzo przyjazna, zresztą jak do każdego innego.
-
Pewnie bała się odrzucenia? I pewnie nie raz zrobił jej krzywdę?
-
Hmm.. Podejrzewam, że bardziej uważała, że nie ma szans z otwarta
i ekstrawertyczną Kiazu, zresztą jak tak teraz o tym myślę, to
jestem wręcz pewna, że tak właśnie było. - odpowiedziała
neczanka, popijając dalej kawę, a po chwili dodała: - Jeśli
chodzi o drugie pytanie, mój brat jest szorstki i nie okazujący
emocji a wręcz jest „wyprany z uczuć”. Znam go całe życie, a
tak naprawdę nie mam pojęcia czy darzy, kogokolwiek i jakimkolwiek
uczuciem. Czy ją skrzywdził, tego nie wiem, nie chce się domyślać
i wyciągać swoje wnioski. Wiem, że Ona i jej rodzeństwo od zawsze
dawali mu dużo ciepła. Kiedy skruszało jego serce nie wiem, ale
przyznam, że jak pierwszy raz zobaczyłam ich trzymających się za
ręce, to byłam w ciężkim szoku.
-
Rozumiem, na misiach i w obozach publicznie, mam wrażenie, że
traktuje ją dość chłodno.
- Nie chce pokazać słabości, to
bardzo rozsądne, zwłaszcza w tych okolicznościach.
- Masz
racje. - odpowiedział, z dużą dozą zrozumienia Skauti, popijając
swoją kawę, a po chwili dodał: - Kiedy zobaczyłaś ich pierwszy
raz trzymających się za ręce?
- W sumie nie długo po moim
ślubie z Rudym.
- Pozazdrościł siostrze? - zażartował
Skauti.
-
Haha, na pewno nie – zaśmiała się neczanka, a po chwili dodała:
- Mocno skrócając historie, Kiedy brałam ślub, wszyscy
myśleliśmy, że mój brat był Lodowych górach na Kyunos, jakaś
misja ze smokami, nie istotne. W każdym razie po ceremonii pojawiła
się Demonica imieniem Kagomini, wraz z swoimi dwoma cieniami i tak
się złożyło, że jakoś w tym czasie Kurai wrócił. Nie do końca
wiem, jak się podtoczyło to starcie i o co poszło, ale znaleźliśmy
jego zakrwawione i nieprzytomne ciało.
- Słyszałem o
wiejskich weselach, które bez dobrej bitki nie mogą istnieć, ale
przy tym to mogą się schować. - powiedział Skauti, a następnie z
zaciekawieniem dodał: - I co dalej?
- W tym czasie, królowa
nie pozwoliła, go uleczyć a każdego kto to zrobi miała czekać
śmierć. Mój brat słabł a rozkazy zabraniały go nawet opatrzeć
co dopiero wyleczyć. Jednak Rina, nie dość, że go opatrzyła, to
jeszcze zmusiła jedną służkę aby go uleczyła przy pomocy jej
mocy.
- Rina? Że Rina zmusiła służkę? Niewiarygodne.
-
Też byłam w szoku, ale to zrobiła. I chociaż wiedziałam o tym,
nie doniosłam na nią królowej, zresztą wtedy wynikły też inne
okoliczności, które stały się priorytetem. - odpowiedziała
Yorokobi, a następnie dodała: - Nie wiem jak to dalej się toczyło,
lecz wiem, że Ona przy nim czuwała przez kilka dni, dzień i noc do
póki się nie obudził. Nie zaglądałam tam, wiem, że jakiś czas
później zobaczyłam ich trzymających się za ręce. Chociaż tak
myślę, że pewności nabrałam dopiero jak wyjeżdżali z Tochi
Neko i mój brat pocałował ją przy wszystkich na pożegnanie.
-
Woow, jestem w nie małym szoku. Nie znałem Riny od tej strony.-
powiedział z podziwem Skauti, a po chwili spytał: - Czemu nie
odwiedzałaś brata?
- W skrócie inne obowiązki, inne relacje…
duży wpływ Hashi i Królowej
************
Stary
rozpadający się budynek, jest w nim pełno kurzu i brudu. Przez
dziury w ścianach, oraz powybijane okna wpadają tam ciepłe
promienie słońca. Znajduje się tam wysoki, dobrze zbudowany elf o
krótkich czarnych włosach i butelkowo zielonych, pełnych pogardy i
napalenia oczach. Jest on ubrany świecący elficki mundur. Trzyma on
bardzo mocno za nadgarstek bardzo
wystraszoną blond włosa piękną kobietę. Ma Ona szklane
niebieskie oczy i próbuje mu się wyrwać.
- Zadbałem o to
abyś tym razem mnie nie poparzyła.
- ZOSTAW MNIE!
W
tym momencie wyciszony telefon w tylnej kieszeni dziewczyny zaczął
wibrować. Jednak nie była wstanie go odebrać. Elf nagle z impetem
rzucił blondyną o ścianę, a następnie oparł się o jej
nadgarstki,
tak, że przygwoździł
swoją
ofiarę do ściany i
nie pozwalał się jej ruszyć.
- Moja ulubiona dziwka, zaraz
zrobi to co umie najlepiej.
- ZOSTAW MNIE
************
Skauti
idzie białym korytarzem Zekeren. Nagle zadzwonił telefon.
-
Tak slucham? - stwierdził zwiadowca odbierając telefon.
-
Skauti, dostarcz proszę w moim imieniu dokumenty i raporty Ankarze.
- odezwał się męski głos w słuchawce, a następnie szybko dodał:
- Są
w apartamencie nad arena. Dzięki.
-
O rozłączył się. - zauważył Skauti, za nim cokolwiek zdążył
innego powiedzieć.
************
Blond
włosa dziewczyna nadal próbuje się wyrwać swojemu oprawcy. Z każą
sekundą czuje się coraz bardziej bez radna, za o oprawca z każdą
sekundą staje się coraz bardziej nachalny w tym co robi. Zaczął
już nawet rozdzierać ubrania, ze swojej ofiary. Nagle powietrze w
rozdającym się pomieszczeniu zrobiło się ciężkie, a po chwili
całe pomieszczenie zostało wypełnione aurą. To spowodowało że
oprawca puścił zapłakaną ofiarę i został przygwożdżony zdała
od niej. Tyle wystarczyło aby Elf nie mógł się totalne ruszyć, a
dodatkowo towarzyszyło mu uczucie przygwożdżenia czymś ciężkim.
W tym momencie kobieta zobaczyła bardzo przystojnego dobrze
zbudowanego mężczyznę, który który jest furą tygrysa. Ma on
czarne krótkie włosy w lekkim nie ładzie, fioletowe gogle na
czole, przepiękne zielone oczy w odcieniach wody z pionowymi
źrenicami, które wydają się mroczne, stanowcze. Patrząc w nie
czuło się niepokój, lęk oraz straszliwy wyłaniający się mrok.
Ubrany jest w pomarańczową luźną bluzę z kapturem oraz dresowe
spodnie w podobnym odcieniu co bluza. Do tego ma czarne bezpalcowe
rękawiczki zapinane na nadgarstkach. Bił od niego bardzo złowrogi
blask.
- Vo … Volaure. - wydukała przestraszona dziewczyna z
zapłakanymi oczami.
- Ery, małżeństwo Ci nie służy, taki
wypierdek dał Ci radę? - odparł spokojnie i przyjaźnie książę
podchodząc do kobiety.
- ZOSTAW MOJĄ DZIWKĘ! - wykrzyknął
Elf, który nadal nie może się ruszyć.
- Nie z Tobą teraz
rozmawiam. - odezwał się stanowczo Volaure. Jednak
jego głos był mroczny, głęboki, potężny i oziębły, zupełnie
inny niż na co dzień.
- KIM JESTEŚ!? - dopytywał elf.
-
Twoim najgorszym koszmarem. - odpowiedział książę, jeszcze
bardziej mrocznie niż, przed chwilą. Następnie oczy władcy
zaświeciły się a Elf zaczął być podduszany samą aurą
wytwarzaną, przez księcia. Tak aby nie mógł mówić, ale
jednocześnie nie mógł się wtrącać.
- Volaure …
-
Słucham, moja droga – odpowiedział bardzo spokojnie i normalnie
władca kucając koło przyjaciółki.
- To … To ... - dukała
Ery, trzęsąc się… a po chwili powiedziała szybko na jednym
wdechu – On był Alfonsem, który skrzywdził mnie dawno temu i
...
- Ery, porozmawiamy za chwilę. - Odpowiedział stanowczo
ale dalej przyjaźnie książę, a następnie zdjął swoją bluzę,
i opatulił nią Ery tak aby Jej głowa również pozostała zakryta,
a następnie dodał: - Pamiętasz zasady?
- Tak… -
odpowiedziała Ery chowając się głębiej w bluzę.
- Dobrze …
- odpowiedział książę mrocznym głosem i z uśmiechem na
twarzy.
W tym momencie atmosfera w pomieszczeniu zrobiła się
bardzo ciężka. Ery słyszała kroki księcia jak i jego przenikliwy
mroczny głos, którego aż tak mrocznego nie słyszeliśmy jeszcze
nigdy.
************
Neczański
oddział ostrożnie przedziera się przez gęste krzaki. Idą
ostrożnie i starają się nie robić hałasu.
- Czemu od samego
początku się skradamy? - spytała Diuna.
- Dla bezpieczeństwa.
- odpowiedział chłodno Kurai.
- No ale bez przesady. -
kontynuowała Diuna
- Jesteśmy na nie znanym terenie, musimy
zachować szczególną ostrożność. - Dodał Hachi.
Nagle,
wszystkich obecnych przyszła mroczna i nie znana aura. Właściwie
to wyczuli falę uderzeniową po jakieś mrocznej aurze. Wywołała
ona nieprzyjemne zimne ciarki, jak i poczucie strachu.
- Ej tez
to poczuliście? - Zapytał Otachi.
- Tak… co to u diabła
było? - Dodał z lekkim przerażeniem Hachi.
- Co Ty
wyprawiasz? - odezwał się nagle Kurai.
W tym momencie kiedy
zdezorientowane oczy wszystkich zwróciły się na ich przywódce, to
zobaczyli, że ten rozmawia przez telefon,
- Bawię
się jak za dawnych lat.
- odpowiedział mroczny męski głos w słuchawce.
- Tyle to
„widzę”. - odpowiedział Kurai.
- Rozmawiam,
z pewną elficką szują, poradzę sobie.
- odparł głos w słuchawce, a następnie dodał: - Zdzwonię
potem.
-
Dowiedziałeś się czegoś? - zapytał Hachi.
- Nic istotnego.
- odpowiedział chłodno Kurai, chowając telefon do kieszeni.
-
A wiesz co to jest? - zapytała Diuna.
- Nie co, a raczej kto. -
odpowiedział Kurai, a następnie dodał: - To Volaure.
-
Żartujesz? - odpowiedzieli zgodnie przerażeni Hachi i Otachi.
-
Zrobił coś głupiego? - zapytała Diuna.
- To była najlepsza
z możliwości… - odparł Otachi.
- Z precyzuję, to wkurwiony
Volaure. - odpowiedział Kurai.
- Słyszałam na Zekeren, że
podczas turnieju był raz wkurzony, był „mroczny” według
opowieści, ale nie przesadzajmy, to nie było aż takie, kiedy go
widziałam potem nie był jakiś inny.. - wtrąciła Diuna.
-
Mówisz o tym jak Darkarila rozstawił po kątach? Coś słyszałem
od żołnierzy. - dopowiedział Otachi.
- To teraz nie może być
Volaure. - dodała Diuna
- W tedy nie był wkurwiony, wtedy był
tylko stanowczy i poirytowany i musiał zdominować Darkarila, aby
zaprowadzić spokój. - odpowiedział chłodno Kurai, a po chwili
dodał: - Teraz jest zupełnie inny i jestem pewien, że nigdy go
takiego nie widzieliście i nie chcecie go takiego zobaczyć.
-
Idziemy mu pomoc? - zapytała nieśmiało Rina.
- Nie, mój brat
poradzi sobie sam. - odpowiedział Kurai.
************
Stary
rozpadający się budynek, już nie jest budynkiem. Teraz jest istna
ruiną w której jedyną całą częścią jest kawałek podłogi i
dwie ściany, gdzie siedzi Ery schowana pod bluzą księcia. Jest tam
pełno krwi, a nie dawne przeraźliwe krzyki nadal odbiją się od
resztek budynku.
- Już Ci nigdy nic nie zrobi. - powiedział
przyjaźnie Volaure, kucając koło przyjaciółki.
W tym
monecie dziewczyna zobaczyła, że ubrania władcy całe są
poplamione krwią.
- To nie moja krew. - powiedział książę,
a następnie dodał: - W porządku moja droga?
- Taak, dzięki…
- odpowiedziała Ery, a następnie wstając, dodała: - Należą Ci
się wyjaśnienia.
- Przyznaję Ery, jestem ciekaw jak trafiłaś
w jego łapy, i dlaczego Sachiner nie ruszył dupy aby Ci pomoc,
zwłaszcza, że miał o Ciebie dbać… - powiedział spokojnie
książę, zdejmując przyjaciółce bransolety niwelujące moc.
-
Mój mąż wiedział, że jadę na posiłek więc nie przeszkadzał.
A ta szuja zastawiła na mnie pułapkę. Widzisz, miałam spotkać
się z pewnym Bromiańczykiem, który miał być moim posiłkiem.
-
Zaczyna się jak dobre śniadanie… Masz jego zdjęcie?
- Tak –
odpowiedziała Ery, a następnie pokazując zdjęcie w telefonie,
oraz tworząc na sobie świeżą wersję swoich ubrań, kontynuowała:
- I tak miało być, a później okazało się, że Sent
przyprowadził mnie do niego… moje płomienie nie robiły na nich
wrażenia, miał kilku wodnych ludzi, potem założyli mi bransoletki
i zabrali mnie tutaj …
-
Pozwolisz ze zapalę?
- Tak oczywiście.
W tym momencie
Volaure przypalił papierosa, zaciągnął się i objął
przyjaciółkę, po czym wyprowadził ją z tych okropnych ruin, a
następnie z uśmiechem dodał:
- Moja droga, ta banda nie
będzie Cię już niepokoić. Zadbałem o to. A tego Bromianczyka
jeszcze dorwę.
- Wiem. - odpowiedziała z ulgą Ery.
-
Mówiłaś, że chciałaś śniadanie.
- Tak, pewnie jak wrócę
do domu zjem jakąś fiolkę …
- Ery, nie pozwolę na to.
Pozwól, że zadbam aby dzisiejszy dzień był lepszy, a na koniec
odstawię, Cię do domu.
- Hmm.. a co to się stało, że masz
czas?
- Dobra organizacja – odpowiedział Volaure z uśmiechem
i szczerząc kły.
- Jak dla mnie super! - odpowiedziała
kokieteryjnie Ery.
************
Skauti
rozmawiając przez telefon, szybkim krokiem przemierza białe
korytarze Zekeren.
- Volaure, też czułeś tą dziwną mroczną
aurę?
-
Powiedzmy …
-
Rada, jest nią zaniepokojona i dzisiaj ma być nadzwyczajne zebranie
…
-
Heh... zajebiście, o której?
-
18 w pałacu i obecność obowiązkowa.
-
Wyrobie się. Czekaj na mnie w swoim pokoju.
-
Jak sobie życzysz. A gdzie Ty…
- Tit ...tit ..
- No nie,
znowu się rozłączył … - powiedział zwiadowca do siebie
przewracając oczami.
************
W
urokliwym miasteczku, o przyjemnych kolorowych i skąpanych w słońcu
kamienicach. Ery i Volaure stoją przy samochodzie sukkuba.
-
Moja droga, tam w kawiarni przed nami, to nie ta menda co oddała Cię
Elfowi?
- Tak to On. -powiedziała Ery, następnie chciała do
niego podejść, jednak Volaure złapał ją za rękę. A następnie
stanowczo, a zarazem przyjaźnie powiedział:
- O
nie moja droga, ja z nim porozmawiam.
- Jak chcesz. -
odpowiedziała stosunkowo olewczo Ery, wsiadając na miejscu
kierowcy.
Na te słowa książę uśmiechnął się, a następnie
poszedł do przybysza.
************
Przemykający
neczanie znów poczuli mroczną aure, nie tak potężną jak
pierwszą. Ta aura jest też bardziej subtelna chociaż nadal
przerażająca.
- To znowu Volaure? - zapytał Otachi.
-
Taa … - odparł chłodno Kurai.
- Ciekawe kto go, aż tak
wkurzył? - zaciekawiła się Kiazu.
- Skoro my to czujemy to
podejrzewam, że rada również i że zaraz będzie miał przerąbane.
- dodała Diuna, a za chwile dopowiedziała: - Jakim cudem ten
przyjazny i luzacki Volaure potrafi robić takie rzeczy?
-
Widać, że go nie znasz. odpowiedział twardo Kurai, a następnie
dodał: - Mamy teraz inne zadanie, na którym musimy się skupić.
************
Po
południem, w blasku słońca przed ogromną willa, Volaure (dalej w
zakrwawionych ubraniach) odprowadza lekko potarganą Ery pod same
ogromne drzwi do Jej domu.
- Dziękuję. - powiedziała Ery
całując przyjaciela w policzek.
- Do usług, moja droga Ery. -
odpowiedział książę z uśmiechem.
- Wejdziesz na chwilę?
-
Niestety, nie… Obowiązki wzywają i muszę już wracać na
Zekeren.
- Rozumiem.
W tym momencie Volaure, pożegnał się
i teleportował się na Zekeren. Tym czasem Ery weszła do ogromnej
willi, a następnie udała się do gabinetu swojego męża, gdzie po
zapukaniu weszła do środka.
- Wróciłam, jesteś już wolny?
- zapytała Ery.
- Moja droga Ropuszko, uznajmy, że skończyłem.
- odpowiedział Sachiner podchodząc do ukochanej. Po pocałunku na
powitanie inkub powiedział: - Moja Droga, miałaś być na posiłku
a odprowadza Cię do domu zakrwawiony Volaure.
- Byłam, i gdyby
nie On nie wiem czy bym wróciła.
- Zaciekawiłaś mnie moja
droga Ropuszko.
- Tak myślałam Płazie, heh … w skrócie ten
typek z którym miałam się spotkać wystawił mnie pewnemu elfiemu
żołnierzowi …
- Moja droga, podrzędny wojskowy, i
śniadanie nie tłumaczą obecności Volaure.
- Pamiętasz typa,
co dawno temu skrzywdził mnie w burdelu?
- Oczywiście moja
droga, zaraz ta elficka szmata to był ON!?
- Tak… na
szczęście Volaure zadzwonił do mnie i przypadkiem jak ta szumowina
mnie męczyła odebrałam telefon i usłyszał to i Owo i za chwile
przyszedł i pozamiatał.
- To tłumaczy tą mroczą energie,
którą czułem i o której wszyscy mówią. - odpowiedział
Sachiner, a po chwili dodał: - Moja droga co mu zrobił? Jakiej mocy
użył?
- Wyjaśnijmy sobie coś Wredoto, drugi raz w życiu
widziałam go takiego, ale zawsze okrywał mnie bluzą i nie pozwolił
patrzeć. - odpowiedziała Ery, a następnie dodała: - Dzisiaj nie
odważyłam się podglądać. Za pierwszym razem, jak podejrzałam
widziałam go całego spowitego mrokiem, był brutalny i
niepohamowany. Sekundowe spojrzenie wystarczyło abym panicznie się
bała tego stanu, a pot i zimne ciarki zalały całe moje ciało. A
tych przenikliwych krzyków, które temu towarzyszą, nie da się
wyrzucić z głowy, nawet po najmocniejszych dragach. I rozczaruję
Cię, nie mam pojęcia co to za moc. Wiem tylko, że jego energia
jest smaczna i przyjemnie słodka, ale słyszałam, że jak ktoś
zabierze mu moc bez jego zgody to wtedy jest gorzka i nie przyjemna.
Ale nie ma smaku żadnej konkretnej mocy jaką jestem wstanie
określić.
- Intrygujące moja droga. Takiego Volaure jeszcze
nie znałem. - odpowiedział Sachiner zastanawiając się.
-
Myślę, że mało kto zna go takiego, jedno jest pewne alfons, jego
obstawa oraz typek co mnie w to wpakował już nigdy nie staną na
mojej drodze, ani na niczyjej drodze.
- To moja droga, że nie
żyją było oczywiste. - odpowiedział nonszalancko inkub.
-
Potem Volaure stał się moim posiłkiem i odprowadził, mnie do domu
aby nic już mi się nie przytrafiło.
- Rozsądne z jego
strony. Jednakowoż, podziwiam fakt, że po tym popisie mocy miał
jeszcze tyle energii aby zaspokoić Twój głód, moja droga.
-
Volaure, jak się wkurwi jest nie obliczalny i posiada ogromną
moc.
- Aha, Moja droga Dżdżowniczko, życzył bym sobie abyś
od dzisiaj jadała posiłki tylko na terenie willi. Ewentualnie w
swojej nieskończonej łaskawości pozwalam na Zekeren, ale pod
opieką.
- Teraz Płazie, chcesz mnie traktować jak dziecko?
-
Nie śmiałbym moja droga, jednakowoż Twoje bezpieczeństwo jest dla
mnie najważniejsze.
- Dobrze, ale Ciebie dotyczy to samo..
-
Jak sobie życzysz moja droga. Jednakowoż, cieszy mnie fakt, że nic
Ci się nie stało.
************
Yorokobi
wraz z Skautim, który trzyma małego Arishiego na rękach, spokojnym
krokiem przemierzają białe korytarze Zekeren.
- Widziałeś
gdzieś Volaure?
- zapytała Yorokobi.
-
Cały dzień był bardzo zajęty, teraz nawet pojechał już chyba na
spotkanie rady.
- Im się chyba nudzi, wiecznie mają jakieś
zebrania. - odpowiedziała Yorokobi przewracając oczami. A po chwili
spytała: - Dużo zajęć zwala na Ciebie
- Nie, nie spokojnie
Volaure dba o swoich ludzi i nie przegina z dysponowaniem
obowiązków.
- To dobrze, Królowa Sansha notorycznie przegina
i nie raz ja i Hashikita miałyśmy stanowczo za dużo na głowie, a
Volaure jest młody, to aż się prosi aby inni robili za niego,
skoro praktycznie nie ma doświadczenia.
- Myślę, że ma
więcej doświadczenia niż Twoja Królowa, mimo że włada krócej.
-
Im dłużej go znam tym bardziej uważam, że możesz mieć racje.
-
Yorokobi, jaką władasz mocą Ty i Twoja siostra?
-
Ja władam lodem, a Hashi włada metalem.
- A rodzice?
-
Matka roślinnością i metalem, a ojciec powiedzmy ze ogniem.
-
Powiedzmy?
-
Władał dwoma mocami, ale nigdy nie widziałam jego drugiej mocy, a
na co dzień doskonale maskował moc, zresztą tak jak robi to
Kurai.
- Rozumiem, odwiedzacie ich czasem?
- Tak, ja i
Hashi, a zwłaszcza Hashi, odwiedzamy matkę na jej grobie. Z ojcem o
ile mi wiadomo, żadne z Nas nie utrzymuje kontaktu.
- Moje
kondolencje. - stwierdził zmieszany Skauti.
- Dzięki, ale to
było tyle lat temu, że już przywykłyśmy.
- Rozumiem.
-
Słuchaj mam wrażenie, że strasznie chcesz o coś zapytać, ale
albo nie wiesz jak zacząć albo się boisz.
- To pierwsze,
ciężko mi uformować myśl.
- To wal prosto z mostu, już się
trochę znamy i Twoje pytania nie robią na mnie wrażenia.
-
Czemu Kurai nosi kolczyk i każdy zapytany mnie zbywa?
- Ujmę
to tak, jak sam Ci tego nie powie, to nikt inny tego nie zrobi.
Chociaż myślę, że Volaure na pewno wie czemu, nie wiem jak Rina i
jej rodzeństwo. To nie jest czymś czym się chwali. My z siostrą
wiemy tylko dlatego, że byłyśmy wtajemniczone przez matkę, ale
gdyby nie to to nawet zapytany wprost z konkretną nazwą od tak Ci
tego nie potwierdzi. W sumie temat tabu to dobre określenie, ale ma
to swoje dobre uzasadnienie, którego na te chwilę nie usłyszysz
ode mnie. - odpowiedziała Yorokobi, a następnie dodała: - A jesteś
zbywany, bo to dość niebezpieczny temat i obraz może wiele zmienić
chociażby w odbiorze.
- Hmm… rozumiem … powiedzmy, że
rozumiem.
- Podpowiem, są profesie które lepiej aby zostały
tajemnicą, a księgi na Zekeren maja fantastyczną wyszukiwarkę, a
jak poprawnie zadasz pytanie to odpowiedź będzie tylko jedna.
Jednak podkreślam, nawet jak to odkryjesz to nie sądzę, aby
potwierdził.
- Z bardzo się go boje aby pytać go w twarz o
wiele rzeczy, nawet jak mnie bardzo interesują, bo chciałbym go
poznać lepiej.
- To przywilej nie licznych i nikt postronny nie
zrobi tego za Ciebie. Widzisz każdy odpowiadający na pytania będzie
odpowiadał przez pryzmat swoich odczuć i emocji co nie zawsze
będzie adekwatnym obrazem tego jaki jest.
- Masz rację, ale
nadal jego stanowczość mnie przytłacza.
- Zapewne nie tylko
Ciebie. - odpowiedziała Yorokobi, a potem dodała: - Przyznam, że
sama często jestem przez jego styl bycia przytłoczona mimo że sama
mam charakterek. Hashi zresztą tez, chociaż ona będzie ostatnią
osobą która się do tego przyzna.
- W sumie chciałbym ją
kiedyś poznać.
- Jak uda Nam się ściągnąć ją na Zekeren,
to przedstawię Was sobie. Niestety jest na dość hmm… krótkiej
smyczy i to łatwe nie będzie.
- Tak pamiętam, że ma wiele
obowiązków.
************
W
pałacu sojuszu odbywa się zebranie rady. W pomieszczeniu są już
wszyscy władcy sojuszu. Nawet przebrany już Volaure, który
promienieje i bije od niego przyjazna atmosfera.
- Nie
znaleźliśmy jeszcze źródła tej dziwnej energii. - powiedziała
Sansha.
- Jesteśmy peonii, że kiedyś już czuliśmy podobną
energię. - dodał Ashga.
- Moi Drodzy władcy, system Zekeren
wykrył, że to była kolejna anomalia tego świata. - dodał Volaure
z uśmiechem.
-
A my mamy uwierzyć tym głupim maszynom? - powiedziała Sansha.
-
Królowa znów, ma do mnie awersie. - odpowiedział Volaure, a po
chwili pokazując ekran laptopa powiedział:
- Anomalia, a konkretnie parę amonali w rożnych rejonach które
połączyły się i powstało to co wszyscy czuliśmy.
- Moja
droga Królowo, anomalie i przebadana wersja księcia jest sensowna.
- wtrącił Ankara.
- A ja podejrzewam, że to był nie udany
zamach na NAS! - kontynuowała Sansha, a potem dodała: - i jestem
pewna, że nie oddaje raportów!
- Droga Królowo, oddaje.
Dzisiaj też oddał o czasie, a pierwsza wyczuwalna anomalia była w
podobnym czasie. - wtrącił ambasador.
-
Skauti, jesteś niesamowity. -
zamyślił się Volaure uśmiechając się pod nosem.
************
Wieczorem
neczanie siedzą ukryci między skałami w prowizorycznej jaskini.
Mają
rozstawiony obóz, ale ogranicza się on do śpiworów rozłożonych
w jaskini. Widać, że nie rozpalili nawet ogniska i robią wszystko
aby być jak najmniej zauważalnym. Jest przyjemny wieczór,
przepełniony mieszanką energii co ułatwia im ukrycie się.
Gwieździste niebo lśni delikatnym blaskiem.
Kurai stoi na
wejściu do kamiennej jaskini, ewidentnie ma warte, kiedy reszta jego
oddziału śpi. Nagle jego telefon zaczął wibrować. Elektryczny
neczanin zobaczył kto dzwoni a następnie odebrał mówiąc:
-
Długo Ci to zajęło …
-
Wiesz jak jest… -
odpowiedział męski głos w słuchawce.
- Taaa …
-
Możesz rozmawiać?
-
No, co chciałeś? - odpowiedział Kurai wychodząc z jaskini, tak
aby dalej pełnić wartę a jednoczenie nie pobudzić rozmową
swojego udziału.
-
Zlikwidowałem
jeden elficki oddział i bromiańczyka.
-
Co zrobili, że Twoją aurę czułem po drugiej stronie świata?
-
Bardzo mocno skrzywdzili Ery i teraz i w przeszłości.
-
Rozumiem. U niej dobrze?
-
Taaa, odprowadziłem
ją po wszystkim do domu.
-
Widziała, tą rzeź i Twoje możliwości?
-
Nie, dbam o to aby między innymi Ona tego nie widziała. Zresztą
dopilnuje aby Aniołek też tego nigdy nie „widziała”.
-
Przyznaj, że tęskniłeś za tym.
-
I tak i nie. Dobrze było się rozruszać, ale lepiej mi kiedy nie
muszę robić takich rzeczy a sam decyduję kiedy i dlaczego to
robię. A utrzymanie władzy bez takich zabaw też mi dobrze idzie.
-
Tak, tu się zgodzę. Co powiedziałeś radzie?
-
Że to zlepek anomalii, który spowodował te jedna wielka „dziwną”
anomalie odczuwalną na całym świecie. A najlepsze jest to, że nie
musiałem nawet łgać. Systemy Zekeren dały dwa prawdziwe raporty o
mojej zabawie. Jeden twierdzący, ze to zlepek anomalii a drugi ze to
moja zabawa. Jednak system nie określił które jest bardziej
prawdopodobne i postawił je na równi jako dwa osobne zdarzenia. Jak
się domyślasz rada widziała jedynie ten pierwszy raport, a
dodatkowo Skauti ogarnął parę spraw w moim imieniu, więc podczas
tych „anomalii” byłem grzecznie na Zekeren i wypełniałem swoje
obowiązki. Weź, mam wystarczająco dużo podejrzeń, że zdradzę
radę i ich wszystkich pozabijam. Nie potrzeba mi „dowodów” w
ich przekonaniach.
-
Sprytne, ale to w Twoim stylu. Zresztą nie robisz tego od dzisiaj.
-
Moje różne zdolności przydają się w polityce, jak i rządzeniu
planetą jak i codziennym życiu. Tak nawiasem idziecie teraz do tego
dziwnego stada smoków?
-
Tak, myślę, że jutro tam dojdziemy.
-
Będziecie na stałym nasłuchu?
-
Taaa… rano mamy dostać kanał.
- Ziom, nalegam na 2.0.1.3.5.0,
Rudy pewnie się zgodzi.
-
Zekereński kanał radiowy, też chcesz mieć na Nas oko.
-
Nie inaczej. Doskonale pamiętam przysięgę złożoną po pijaku.
-
I bez niej byś to robił.
-
Taak, tym bardziej ją spełnię, plus ciekawi mnie to dziwne stado i
czy Ci sadystyczni Bracia się pojawią, a zwłaszcza jeden.
-
W razie co nie wpadaj tam, ze swoją mocą.
-
Nie mam zamiaru. Przykrywkę szlak by trafił. Oczywiście, w razie
co pomogę Wam na wszelkie możliwe sposoby, ale ja dupy z Zekeren
nie ruszę.
-
Ok.
-
Mordko moja nie martw się. Nie będę miał kłopotów i
definitywnie zadbam o Was. Brat?
-
Hmm?
-
Uważajcie tam na siebie.