środa, 20 marca 2024

EPIZOD 254

 

"Nieznane oblicze księcia"


Bardzo wczesnym rankiem, w tymczasowym obozie neczańskim zaczyna tętnić życiem. Rina i Kiazu już dawno wstały i obie powoli przygotowują śniadanie. Kurai, gdzieś wybył z obozu za nim ktokolwiek wstał.
- Kawy …. - wymamrotała nagle, bardzo mocno zaspana Diuna.
- Woda zaraz będzie się gotować. - odpowiedziała Rina z uśmiechem.
- Ty lepiej wracaj do łózka i korzystaj póki Kurai'a nie ma, bo wyglądasz co najmniej jak nieprzytomne zombie. - wtrąciła Kiazu.
- Zieeew … Całą noc dręczyły mnie jakieś koszmary... - odpowiedziała Diuna, ziewając.
- Znowu, jakieś dziwne sny? - wtrącił Kurai, trzymający jakieś dziwne ptaszyska i podchodzący do dziewczyn.
- A daj spokój. - odpowiedziała Diuna, a po chwili dodała: - Jakieś demony czy uj wie co, pożeranie żywcem, krew, flaki wszystko co chcesz... a najgorsze, że wszystko to normalnie czułam, każdym zmysłem, aż moje własne flaki zaczęły się przewracać.
- Papuśne, bez kitu. - stwierdziła Kiazu.
- Weź na samo wspomnienie mi nie dobrze. - dodała Diuna, powstrzymując się od wymiotów.
- Zaraz po śniadaniu ruszamy, to nie będziesz miała czasu tego rozpamiętywać. - wtrącił chłodno i stanowczo Kurai.
- Tak, tak … - odparła Diuna, z niechęcią.


************


Piękna dziewczyna, jedzie różowym kabrioletem po asfaltowej, prostej drodze. Ma ona długie blond włosy spięte dużą niebieską kokardką, które i tak falują na wietrze. Jej głębokie niebieskie oczy, zdecydowanie są wstanie przyciągnąć każde spojrzenie. Ubrana jest w obcisłą jaskrawo zieloną bluzkę, z dużym dekoltem, lecz utrzymają w stonowanym guście. Dodatkowo ma na sobie ciemno niebieskie jeansy, które podkreślają jej zgrabne ciało. Jest piękna pogoda, a ciepłe cudowne powietrze pozytywnie wpływa na każdą komórkę jej ciała. Po chwili wcisnęła jeden guzik obok radia i rozległ się dźwięk wybieranego połączenia.
- Moja Droga Ropuszko, co potrzebujesz? - odezwał się nagle męski głos w słuchawce.
- Pamiętasz, że jadę na posiłek?
- Oczywiście moja droga, o Twojej wieczornej kolacji z moją wspaniałą osobą również pamiętam. -odpowiedział mężczyzna, a po chwili dodał: - Nie opuszczę tak ważnego punktu w harmonogramie dnia Moja Droga Dżdżowniczko.
- Dobrze to słyszeć, Płazie. Kocham Cię.
- Też, Cię kocham moja droga.


************


Na stronie rozmawiają Kurai i Hachi trzymający dużą mapę. Tymczasem, obóz jest już złożony i reszta oddziału czeka na sygnał do wymarszu.
- Myślicie, że Hachi znalazł dobrą drogę? - zapytała Diuna.
- To na bank, kto jak kto ale Hachi i mapa to jedność. - odparł Otachi.
- To po kiego odeszli na bok? - kontynuowała Diuna.
- Może mają coś jeszcze do obgadania, kto ich tam wie... - dodała Kiazu.
- Zakładam, że chcą mieć spokój. - dodał Otachi.

************


Przy nie dużym stoliku, zasiada kobieta
o długich zielonych włosach zaplecionych w warkocz i rudych, kocich uszach, która ubrana jest w wygodne jeansy i biały t-shirt. Na wprost niej zasiada młodzieniec o wiśniowych włosach, z białymi końcówkami, który ubrany jest w wojskowy mundur sojuszu. Oboje popijają kawę i rozmawiają.
- Powiedz, jakim cudem Kurai zszedł się z Riną? - zapytał spokojnie Skauti.
- O to powinieneś zapytać mojego brata, albo bratową - odpowiedziała spokojnie Yorokobi.
- Jego chyba za bardzo się boje aby pytać o takie rzeczy, a Ją może kiedyś zapytam na osobności.
- Hmm… - zastanowiła się Yorokobi, następnie wypiła łyk kawy i zapytała: - Skauti, wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
- Nie, znaczy… jakaś tam niska procentowa szansa jest, ale nie brzmi to realnie, mimo że sam kilkukrotnie zauroczyłem się od pierwszego zobaczenia, ale miłością bym tego nie nazwał.
- To wyobraź sobie, że odkąd poznałam Rinę to jej wspaniałe głębokie oczy aż iskrzą i błyszczą blaskiem kiedy spogląda na mojego brata. I jestem przekonana, że zakochała się w nim od pierwszego spojrzenia w oczy i do dzisiaj widzę ten sam blask w jej oczach.
- Niesamowite. - powiedział z podziwem Skauti.
- Prawda? Ale uważam, że to jest szczere. Można oszukiwać, chować emocje ale prawda zawsze jest w oczach, a Jej oczy potrafią wykazywać kilka skrajnych nawet emocji naraz. I im dłużej o nich myślę tym bardziej mam nie odparte wrażenie, że już gdzieś widziałam takie oczy.
- Rozumiem, coś w tym jest jak patrze w Jej oczy czuje spokój a jednocześnie są wręcz hipnotyzujące.
- Myślisz, że rzuciła na niego urok? Czy tam, że zahipnotyzowała go?
- Nie, nie … nic takiego nie powiedziałem. - odparł delikatnie nerwowo Skauti, a potem dodał – Miałem na myśli, że są tak głębokie i niesamowite.
- Spokojnie, wiem co miałeś na myśli, ale chciałam zobaczyć Twoją reakcję. - powiedziała Yorokobi z uśmiechem, a następnie dodała: - Tak więc, z moich obserwacji mogę zaryzykować stwierdzenie, że u Niej to była miłość od pierwszego wejrzenia, ale przez długo jakby to powiedzieć „ukrywała” to uczucie, chociaż była dla Niego bardzo przyjazna, zresztą jak do każdego innego.
- Pewnie bała się odrzucenia? I pewnie nie raz zrobił jej krzywdę?
- Hmm.. Podejrzewam, że bardziej uważała, że nie ma szans z otwarta i ekstrawertyczną Kiazu, zresztą jak tak teraz o tym myślę, to jestem wręcz pewna, że tak właśnie było. - odpowiedziała neczanka, popijając dalej kawę, a po chwili dodała: - Jeśli chodzi o drugie pytanie, mój brat jest szorstki i nie okazujący emocji a wręcz jest „wyprany z uczuć”. Znam go całe życie, a tak naprawdę nie mam pojęcia czy darzy, kogokolwiek i jakimkolwiek uczuciem. Czy ją skrzywdził, tego nie wiem, nie chce się domyślać i wyciągać swoje wnioski. Wiem, że Ona i jej rodzeństwo od zawsze dawali mu dużo ciepła. Kiedy skruszało jego serce nie wiem, ale przyznam, że jak pierwszy raz zobaczyłam ich trzymających się za ręce, to byłam w ciężkim szoku.
- Rozumiem, na misiach i w obozach publicznie, mam wrażenie, że traktuje ją dość chłodno.
- Nie chce pokazać słabości, to bardzo rozsądne, zwłaszcza w tych okolicznościach.
- Masz racje. - odpowiedział, z dużą dozą zrozumienia Skauti, popijając swoją kawę, a po chwili dodał: - Kiedy zobaczyłaś ich pierwszy raz trzymających się za ręce?
- W sumie nie długo po moim ślubie z Rudym.
- Pozazdrościł siostrze? - zażartował Skauti.
- Haha, na pewno nie – zaśmiała się neczanka, a po chwili dodała: - Mocno skrócając historie, Kiedy brałam ślub, wszyscy myśleliśmy, że mój brat był Lodowych górach na Kyunos, jakaś misja ze smokami, nie istotne. W każdym razie po ceremonii pojawiła się Demonica imieniem Kagomini, wraz z swoimi dwoma cieniami i tak się złożyło, że jakoś w tym czasie Kurai wrócił. Nie do końca wiem, jak się podtoczyło to starcie i o co poszło, ale znaleźliśmy jego zakrwawione i nieprzytomne ciało.
- Słyszałem o wiejskich weselach, które bez dobrej bitki nie mogą istnieć, ale przy tym to mogą się schować. - powiedział Skauti, a następnie z zaciekawieniem dodał: - I co dalej?
- W tym czasie, królowa nie pozwoliła, go uleczyć a każdego kto to zrobi miała czekać śmierć. Mój brat słabł a rozkazy zabraniały go nawet opatrzeć co dopiero wyleczyć. Jednak Rina, nie dość, że go opatrzyła, to jeszcze zmusiła jedną służkę aby go uleczyła przy pomocy jej mocy.
- Rina? Że Rina zmusiła służkę? Niewiarygodne.
- Też byłam w szoku, ale to zrobiła. I chociaż wiedziałam o tym, nie doniosłam na nią królowej, zresztą wtedy wynikły też inne okoliczności, które stały się priorytetem. - odpowiedziała Yorokobi, a następnie dodała: - Nie wiem jak to dalej się toczyło, lecz wiem, że Ona przy nim czuwała przez kilka dni, dzień i noc do póki się nie obudził. Nie zaglądałam tam, wiem, że jakiś czas później zobaczyłam ich trzymających się za ręce. Chociaż tak myślę, że pewności nabrałam dopiero jak wyjeżdżali z Tochi Neko i mój brat pocałował ją przy wszystkich na pożegnanie.
- Woow, jestem w nie małym szoku. Nie znałem Riny od tej strony.- powiedział z podziwem Skauti, a po chwili spytał: - Czemu nie odwiedzałaś brata?
- W skrócie inne obowiązki, inne relacje… duży wpływ Hashi i Królowej

************


Stary rozpadający się budynek, jest w nim pełno kurzu i brudu. Przez dziury w ścianach, oraz powybijane okna wpadają tam ciepłe promienie słońca. Znajduje się tam wysoki, dobrze zbudowany elf o krótkich czarnych włosach i butelkowo zielonych, pełnych pogardy i napalenia oczach. Jest on ubrany świecący elficki mundur. Trzyma on bardzo mocno za nadgarstek
bardzo wystraszoną blond włosa piękną kobietę. Ma Ona szklane niebieskie oczy i próbuje mu się wyrwać.
- Zadbałem o to abyś tym razem mnie nie poparzyła.
- ZOSTAW MNIE!
W tym momencie wyciszony telefon w tylnej kieszeni dziewczyny zaczął wibrować. Jednak nie była wstanie go odebrać. Elf nagle z impetem rzucił blondyną o ścianę, a następnie oparł się o jej nadgarstki, tak, że przygwoździł swoją ofiarę do ściany
i nie pozwalał się jej ruszyć.
- Moja ulubiona dziwka, zaraz zrobi to co umie najlepiej.
- ZOSTAW MNIE


************


Skauti idzie białym korytarzem Zekeren. Nagle zadzwonił telefon.
- Tak slucham? - stwierdził zwiadowca odbierając telefon.
- Skauti, dostarcz proszę w moim imieniu dokumenty i raporty Ankarze. - odezwał się męski głos w słuchawce, a następnie szybko dodał: - Są w apartamencie nad arena. Dzięki.
- O rozłączył się. - zauważył Skauti, za nim cokolwiek zdążył innego powiedzieć.



************


Blond włosa dziewczyna nadal próbuje się wyrwać swojemu oprawcy. Z każą sekundą czuje się coraz bardziej bez radna, za o oprawca z każdą sekundą staje się coraz bardziej nachalny w tym co robi. Zaczął już nawet rozdzierać ubrania, ze swojej ofiary. Nagle powietrze w rozdającym się pomieszczeniu zrobiło się ciężkie, a po chwili całe pomieszczenie zostało wypełnione aurą. To spowodowało że oprawca puścił zapłakaną ofiarę i został przygwożdżony zdała od niej. Tyle wystarczyło aby Elf nie mógł się totalne ruszyć, a dodatkowo towarzyszyło mu uczucie przygwożdżenia czymś ciężkim. W tym momencie kobieta zobaczyła bardzo przystojnego dobrze zbudowanego mężczyznę, który który jest furą tygrysa. Ma on czarne krótkie włosy w lekkim nie ładzie, fioletowe gogle na czole, przepiękne zielone oczy w odcieniach wody z pionowymi źrenicami, które wydają się mroczne, stanowcze. Patrząc w nie czuło się niepokój, lęk oraz straszliwy wyłaniający się mrok. Ubrany jest w pomarańczową luźną bluzę z kapturem oraz dresowe spodnie w podobnym odcieniu co bluza. Do tego ma czarne bezpalcowe rękawiczki zapinane na nadgarstkach. Bił od niego bardzo złowrogi blask.
- Vo … Volaure. - wydukała przestraszona dziewczyna z zapłakanymi oczami.
- Ery, małżeństwo Ci nie służy, taki wypierdek dał Ci radę? - odparł spokojnie i przyjaźnie książę podchodząc do kobiety.
- ZOSTAW MOJĄ DZIWKĘ! - wykrzyknął Elf, który nadal nie może się ruszyć.
- Nie z Tobą teraz rozmawiam. - odezwał się stanowczo Volaure. J
ednak jego głos był mroczny, głęboki, potężny i oziębły, zupełnie inny niż na co dzień.
- KIM JESTEŚ!? - dopytywał elf.
- Twoim najgorszym koszmarem. - odpowiedział książę, jeszcze bardziej mrocznie niż, przed chwilą. Następnie oczy władcy zaświeciły się a Elf zaczął być podduszany samą aurą wytwarzaną, przez księcia. Tak aby nie mógł mówić, ale jednocześnie nie mógł się wtrącać.
- Volaure …
- Słucham, moja droga – odpowiedział bardzo spokojnie i normalnie władca kucając koło przyjaciółki.
- To … To ... - dukała Ery, trzęsąc się… a po chwili powiedziała szybko na jednym wdechu – On był Alfonsem, który skrzywdził mnie dawno temu i ...
- Ery, porozmawiamy za chwilę. - Odpowiedział stanowczo ale dalej przyjaźnie książę, a następnie zdjął swoją bluzę, i opatulił nią Ery tak aby Jej głowa również pozostała zakryta, a następnie dodał: - Pamiętasz zasady?
- Tak… - odpowiedziała Ery chowając się głębiej w bluzę.
- Dobrze … - odpowiedział książę mrocznym głosem i z uśmiechem na twarzy.
W tym momencie atmosfera w pomieszczeniu zrobiła się bardzo ciężka. Ery słyszała kroki księcia jak i jego przenikliwy mroczny głos, którego aż tak mrocznego nie słyszeliśmy jeszcze nigdy.



************


Neczański oddział ostrożnie przedziera się przez gęste krzaki. Idą ostrożnie i starają się nie robić hałasu.
- Czemu od samego początku się skradamy? - spytała Diuna.
- Dla bezpieczeństwa. - odpowiedział chłodno Kurai.
- No ale bez przesady. - kontynuowała Diuna
- Jesteśmy na nie znanym terenie, musimy zachować szczególną ostrożność. - Dodał
Hachi.
Nagle, wszystkich obecnych przyszła mroczna i nie znana aura. Właściwie to wyczuli falę uderzeniową po jakieś mrocznej aurze. Wywołała ona nieprzyjemne zimne ciarki, jak i poczucie strachu.
- Ej t
ez to poczuliście? - Zapytał Otachi.
- Tak… co to u diabła było? - Dodał z lekkim przerażeniem Hachi.
- Co Ty wyprawiasz? - odezwał się nagle Kurai.
W tym momencie kiedy zdezorientowane oczy wszystkich zwróciły się na ich przywódce, to zobaczyli, że ten rozmawia przez telefon,
-
Bawię się jak za dawnych lat. - odpowiedział mroczny męski głos w słuchawce.
- Tyle to „widzę”. - odpowiedział Kurai.
-
Rozmawiam, z pewną elficką szują, poradzę sobie. - odparł głos w słuchawce, a następnie dodał: - Zdzwonię potem.
- Dowiedziałeś się czegoś? - zapytał Hachi.
- Nic istotnego. - odpowiedział chłodno Kurai, chowając telefon do kieszeni.
- A wiesz co to jest? - zapytała Diuna.
- Nie co, a raczej kto. - odpowiedział Kurai, a następnie dodał: - To Volaure.
- Żartujesz? - odpowiedzieli zgodnie przerażeni Hachi i Otachi.
- Zrobił coś głupiego? - zapytała Diuna.
- To była najlepsza z możliwości… - odparł Otachi.
- Z precyzuję, to wkurwiony Volaure. - odpowiedział Kurai.
- Słyszałam na Zekeren, że podczas turnieju był raz wkurzony, był „mroczny” według opowieści, ale nie przesadzajmy, to nie było aż takie, kiedy go widziałam potem nie był jakiś inny.. - wtrąciła Diuna.
- Mówisz o tym jak Darkarila rozstawił po kątach? Coś słyszałem od żołnierzy. - dopowiedział Otachi.
- To teraz nie może być Volaure. - dodała Diuna
- W tedy nie był wkurwiony, wtedy był tylko stanowczy i poirytowany i musiał zdominować Darkarila, aby zaprowadzić spokój. - odpowiedział chłodno Kurai, a po chwili dodał: - Teraz jest zupełnie inny i jestem pewien, że nigdy go takiego nie widzieliście i nie chcecie go takiego zobaczyć.
- Idziemy mu pomoc? - zapytała nieśmiało Rina.
- Nie, mój brat poradzi sobie sam. - odpowiedział Kurai.


************


Stary rozpadający się budynek, już nie jest budynkiem. Teraz jest istna ruiną w której jedyną całą częścią jest kawałek podłogi i dwie ściany, gdzie siedzi Ery schowana pod bluzą księcia. Jest tam pełno krwi, a nie dawne przeraźliwe krzyki nadal odbiją się od resztek budynku.
- Już Ci nigdy nic nie zrobi. - powiedział przyjaźnie Volaure, kucając koło przyjaciółki.
W tym monecie dziewczyna zobaczyła, że ubrania władcy całe są poplamione krwią.
- To nie moja krew. - powiedział książę, a następnie dodał: - W porządku moja droga?
- Taak, dzięki… - odpowiedziała Ery, a następnie wstając, dodała: - Należą Ci się wyjaśnienia.
- Przyznaję Ery, jestem ciekaw jak trafiłaś w jego łapy, i dlaczego Sachiner nie ruszył dupy aby Ci pomoc, zwłaszcza, że miał o Ciebie dbać… - powiedział spokojnie książę, zdejmując przyjaciółce bransolety niwelujące moc.
- Mój mąż wiedział, że jadę na posiłek więc nie przeszkadzał. A ta szuja zastawiła na mnie pułapkę. Widzisz, miałam spotkać się z pewnym Bromiańczykiem, który miał być moim posiłkiem.
- Zaczyna się jak dobre śniadanie… Masz jego zdjęcie?
- Tak – odpowiedziała Ery, a następnie pokazując zdjęcie w telefonie, oraz tworząc na sobie świeżą wersję swoich ubrań, kontynuowała: - I tak miało być, a później okazało się, że Sent przyprowadził mnie do niego… moje płomienie nie robiły na nich wrażenia, miał kilku wodnych ludzi, potem założyli mi bransoletki i zabrali mnie tutaj …

- Pozwolisz ze zapalę?
- Tak oczywiście.
W tym momencie Volaure przypalił papierosa, zaciągnął się i objął przyjaciółkę, po czym wyprowadził ją z tych okropnych ruin, a następnie z uśmiechem dodał:
- Moja droga, ta banda nie będzie Cię już niepokoić. Zadbałem o to. A tego Bromianczyka jeszcze dorwę.
- Wiem. - odpowiedziała z ulgą Ery.
- Mówiłaś, że chciałaś śniadanie.
- Tak, pewnie jak wrócę do domu zjem jakąś fiolkę …
- Ery, nie pozwolę na to. Pozwól, że zadbam aby dzisiejszy dzień był lepszy, a na koniec odstawię, Cię do domu.
- Hmm.. a co to się stało, że masz czas?
- Dobra organizacja – odpowiedział Volaure z uśmiechem i szczerząc kły.
- Jak dla mnie super! - odpowiedziała kokieteryjnie Ery.


************


Skauti rozmawiając przez telefon, szybkim krokiem przemierza białe korytarze Zekeren.
- Volaure, też czułeś tą dziwną mroczną aurę?
- Powiedzmy …
- Rada, jest nią zaniepokojona i dzisiaj ma być nadzwyczajne zebranie …
- Heh... zajebiście, o której?
- 18 w pałacu i obecność obowiązkowa.
-
Wyrobie się. Czekaj na mnie w swoim pokoju.
- Jak sobie życzysz. A gdzie Ty…
- Tit ...tit ..
- No nie, znowu się rozłączył … - powiedział zwiadowca do siebie przewracając oczami.


************


W urokliwym miasteczku, o przyjemnych kolorowych i skąpanych w słońcu kamienicach. Ery i Volaure stoją przy samochodzie sukkuba.
- Moja droga, tam w kawiarni przed nami, to nie ta menda co oddała Cię Elfowi?
- Tak to On. -powiedziała Ery, następnie chciała do niego podejść, jednak Volaure złapał ją za rękę. A następnie stanowczo, a zarazem przyjaźnie powiedział:
-
O nie moja droga, ja z nim porozmawiam.
- Jak chcesz. - odpowiedziała stosunkowo olewczo Ery, wsiadając na miejscu kierowcy.
Na te słowa książę uśmiechnął się, a następnie poszedł do przybysza.



************


Przemykający neczanie znów poczuli mroczną aure, nie tak potężną jak pierwszą. Ta aura jest też bardziej subtelna chociaż nadal przerażająca.
- To znowu Volaure? - zapytał Otachi.
- Taa … - odparł chłodno Kurai.
- Ciekawe kto go, aż tak wkurzył? - zaciekawiła się Kiazu.
- Skoro my to czujemy to podejrzewam, że rada również i że zaraz będzie miał przerąbane. - dodała Diuna, a za chwile dopowiedziała: - Jakim cudem ten przyjazny i luzacki Volaure potrafi robić takie rzeczy?
- Widać, że go nie znasz. odpowiedział twardo Kurai, a następnie dodał: - Mamy teraz inne zadanie, na którym musimy się skupić.


************


Po południem, w blasku słońca przed ogromną willa, Volaure (dalej w zakrwawionych ubraniach) odprowadza lekko potarganą Ery pod same ogromne drzwi do Jej domu.
- Dziękuję. - powiedziała Ery całując przyjaciela w policzek.
- Do usług, moja droga Ery. - odpowiedział książę z uśmiechem.
- Wejdziesz na chwilę?
- Niestety, nie… Obowiązki wzywają i muszę już wracać na Zekeren.
- Rozumiem.
W tym momencie Volaure, pożegnał się i teleportował się na Zekeren. Tym czasem Ery weszła do ogromnej willi, a następnie udała się do gabinetu swojego męża, gdzie po zapukaniu weszła do środka.
- Wróciłam, jesteś już wolny? - zapytała Ery.
- Moja droga Ropuszko, uznajmy, że skończyłem. - odpowiedział Sachiner podchodząc do ukochanej. Po pocałunku na powitanie inkub powiedział: - Moja Droga, miałaś być na posiłku a odprowadza Cię do domu zakrwawiony Volaure.
- Byłam, i gdyby nie On nie wiem czy bym wróciła.
- Zaciekawiłaś mnie moja droga Ropuszko.
- Tak myślałam Płazie, heh … w skrócie ten typek z którym miałam się spotkać wystawił mnie pewnemu elfiemu żołnierzowi …
- Moja droga, podrzędny wojskowy, i śniadanie nie tłumaczą obecności Volaure.
- Pamiętasz typa, co dawno temu skrzywdził mnie w burdelu?
- Oczywiście moja droga, zaraz ta elficka szmata to był ON!?
- Tak… na szczęście Volaure zadzwonił do mnie i przypadkiem jak ta szumowina mnie męczyła odebrałam telefon i usłyszał to i Owo i za chwile przyszedł i pozamiatał.
- To tłumaczy tą mroczą energie, którą czułem i o której wszyscy mówią. - odpowiedział Sachiner, a po chwili dodał: - Moja droga co mu zrobił? Jakiej mocy użył?
- Wyjaśnijmy sobie coś Wredoto, drugi raz w życiu widziałam go takiego, ale zawsze okrywał mnie bluzą i nie pozwolił patrzeć. - odpowiedziała Ery, a następnie dodała: - Dzisiaj nie odważyłam się podglądać. Za pierwszym razem, jak podejrzałam widziałam go całego spowitego mrokiem, był brutalny i niepohamowany. Sekundowe spojrzenie wystarczyło abym panicznie się bała tego stanu, a pot i zimne ciarki zalały całe moje ciało. A tych przenikliwych krzyków, które temu towarzyszą, nie da się wyrzucić z głowy, nawet po najmocniejszych dragach. I rozczaruję Cię, nie mam pojęcia co to za moc. Wiem tylko, że jego energia jest smaczna i przyjemnie słodka, ale słyszałam, że jak ktoś zabierze mu moc bez jego zgody to wtedy jest gorzka i nie przyjemna. Ale nie ma smaku żadnej konkretnej mocy jaką jestem wstanie określić.
- Intrygujące moja droga. Takiego Volaure jeszcze nie znałem. - odpowiedział Sachiner zastanawiając się.
- Myślę, że mało kto zna go takiego, jedno jest pewne alfons, jego obstawa oraz typek co mnie w to wpakował już nigdy nie staną na mojej drodze, ani na niczyjej drodze.
- To moja droga, że nie żyją było oczywiste. - odpowiedział nonszalancko inkub.
- Potem Volaure stał się moim posiłkiem i odprowadził, mnie do domu aby nic już mi się nie przytrafiło.
- Rozsądne z jego strony. Jednakowoż, podziwiam fakt, że po tym popisie mocy miał jeszcze tyle energii aby zaspokoić Twój głód, moja droga.
- Volaure, jak się wkurwi jest nie obliczalny i posiada ogromną moc.
- Aha, Moja droga Dżdżowniczko, życzył bym sobie abyś od dzisiaj jadała posiłki tylko na terenie willi. Ewentualnie w swojej nieskończonej łaskawości pozwalam na Zekeren, ale pod opieką.
- Teraz Płazie, chcesz mnie traktować jak dziecko?
- Nie śmiałbym moja droga, jednakowoż Twoje bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze.
- Dobrze, ale Ciebie dotyczy to samo..
- Jak sobie życzysz moja droga. Jednakowoż, cieszy mnie fakt, że nic Ci się nie stało.



************


Yorokobi wraz z Skautim, który trzyma małego Arishiego na rękach, spokojnym krokiem przemierzają białe korytarze Zekeren.
- Widziałeś gdzieś
Volaure? - zapytała Yorokobi.
- Cały dzień był bardzo zajęty, teraz nawet pojechał już chyba na spotkanie rady.
- Im się chyba nudzi, wiecznie mają jakieś zebrania. - odpowiedziała Yorokobi przewracając oczami. A po chwili spytała: - Dużo zajęć zwala na Ciebie
- Nie, nie spokojnie Volaure dba o swoich ludzi i nie przegina z dysponowaniem obowiązków.
- To dobrze, Królowa Sansha notorycznie przegina i nie raz ja i Hashikita miałyśmy stanowczo za dużo na głowie, a Volaure jest młody, to aż się prosi aby inni robili za niego, skoro praktycznie nie ma doświadczenia.
- Myślę, że ma więcej doświadczenia niż Twoja Królowa, mimo że włada krócej.
- Im dłużej go znam tym bardziej uważam, że możesz mieć racje.
- Yorokobi, jaką władasz mocą Ty i Twoja siostra?

- Ja władam lodem, a Hashi włada metalem.
- A rodzice?
- Matka roślinnością i metalem, a ojciec powiedzmy ze ogniem.
- P
owiedzmy?
- Władał dwoma mocami, ale nigdy nie widziałam jego drugiej mocy, a na co dzień doskonale maskował moc, zresztą tak jak robi to Kurai.
- Rozumiem, odwiedzacie ich czasem?
- Tak, ja i Hashi, a zwłaszcza Hashi, odwiedzamy matkę na jej grobie. Z ojcem o ile mi wiadomo, żadne z Nas nie utrzymuje kontaktu.
- Moje kondolencje. - stwierdził zmieszany Skauti.
- Dzięki, ale to było tyle lat temu, że już przywykłyśmy.
- Rozumiem.
- Słuchaj mam wrażenie, że strasznie chcesz o coś zapytać, ale albo nie wiesz jak zacząć albo się boisz.
- To pierwsze, ciężko mi uformować myśl.
- To wal prosto z mostu, już się trochę znamy i Twoje pytania nie robią na mnie wrażenia.
- Czemu Kurai nosi kolczyk i każdy zapytany mnie zbywa?
- Ujmę to tak, jak sam Ci tego nie powie, to nikt inny tego nie zrobi. Chociaż myślę, że Volaure na pewno wie czemu, nie wiem jak Rina i jej rodzeństwo. To nie jest czymś czym się chwali. My z siostrą wiemy tylko dlatego, że byłyśmy wtajemniczone przez matkę, ale gdyby nie to to nawet zapytany wprost z konkretną nazwą od tak Ci tego nie potwierdzi. W sumie temat tabu to dobre określenie, ale ma to swoje dobre uzasadnienie, którego na te chwilę nie usłyszysz ode mnie. - odpowiedziała Yorokobi, a następnie dodała: - A jesteś zbywany, bo to dość niebezpieczny temat i obraz może wiele zmienić chociażby w odbiorze.
- Hmm… rozumiem … powiedzmy, że rozumiem.
- Podpowiem, są profesie które lepiej aby zostały tajemnicą, a księgi na Zekeren maja fantastyczną wyszukiwarkę, a jak poprawnie zadasz pytanie to odpowiedź będzie tylko jedna. Jednak podkreślam, nawet jak to odkryjesz to nie sądzę, aby potwierdził.
- Z bardzo się go boje aby pytać go w twarz o wiele rzeczy, nawet jak mnie bardzo interesują, bo chciałbym go poznać lepiej.
- To przywilej nie licznych i nikt postronny nie zrobi tego za Ciebie. Widzisz każdy odpowiadający na pytania będzie odpowiadał przez pryzmat swoich odczuć i emocji co nie zawsze będzie adekwatnym obrazem tego jaki jest.
- Masz rację, ale nadal jego stanowczość mnie przytłacza.
- Zapewne nie tylko Ciebie. - odpowiedziała Yorokobi, a potem dodała: - Przyznam, że sama często jestem przez jego styl bycia przytłoczona mimo że sama mam charakterek. Hashi zresztą tez, chociaż ona będzie ostatnią osobą która się do tego przyzna.
- W sumie chciałbym ją kiedyś poznać.
- Jak uda Nam się ściągnąć ją na Zekeren, to przedstawię Was sobie. Niestety jest na dość hmm… krótkiej smyczy i to łatwe nie będzie.
- Tak pamiętam, że ma wiele obowiązków.


************


W pałacu sojuszu odbywa się zebranie rady. W pomieszczeniu są już wszyscy władcy sojuszu. Nawet przebrany już Volaure, który promienieje i bije od niego przyjazna atmosfera.
- Nie znaleźliśmy jeszcze źródła tej dziwnej energii. - powiedziała Sansha.
- Jesteśmy peonii, że kiedyś już czuliśmy podobną energię. - dodał Ashga.
- Moi Drodzy władcy, system Zekeren wykrył, że to była kolejna anomalia tego świata. - dodał Volaure z uśmiechem.
- A my mamy uwierzyć tym głupim maszynom? - powiedziała Sansha.
- Królowa znów, ma do mnie awersie. - odpowiedział Volaure, a po chwili pokazując ekran laptopa powiedzi
ał: - Anomalia, a konkretnie parę amonali w rożnych rejonach które połączyły się i powstało to co wszyscy czuliśmy.
- Moja droga Królowo, anomalie i przebadana wersja księcia jest sensowna. - wtrącił Ankara.
- A ja podejrzewam, że to był nie udany zamach na NAS! - kontynuowała Sansha, a potem dodała: - i jestem pewna, że nie oddaje raportów!
- Droga Królowo, oddaje. Dzisiaj też oddał o czasie, a pierwsza wyczuwalna anomalia była w podobnym czasie. - wtrącił ambasador.
- Skauti, jesteś niesamowity. - zamyślił się Volaure uśmiechając się pod nosem.


************


Wieczorem neczanie siedzą ukryci między skałami w prowizorycznej jaskini.
Mają rozstawiony obóz, ale ogranicza się on do śpiworów rozłożonych w jaskini. Widać, że nie rozpalili nawet ogniska i robią wszystko aby być jak najmniej zauważalnym. Jest przyjemny wieczór, przepełniony mieszanką energii co ułatwia im ukrycie się. Gwieździste niebo lśni delikatnym blaskiem.
Kurai stoi na wejściu do kamiennej jaskini, ewidentnie ma warte, kiedy reszta jego oddziału śpi. Nagle jego telefon zaczął wibrować. Elektryczny neczanin zobaczył kto dzwoni a następnie odebrał mówiąc:
- Długo Ci to zajęło …
- Wiesz jak jest… - odpowiedział męski głos w słuchawce.
- Taaa …
- Możesz r
ozmawiać?
- No, co chciałeś? - odpowiedział Kurai wychodząc z jaskini, tak aby dalej pełnić wartę a jednoczenie nie pobudzić rozmową swojego udziału.
- Zlikwidowałem jeden elficki oddział i bromiańczyka.
- Co zrobili, że Twoją aurę czułem po drugiej stronie świata?
- Bardzo mocno skrzywdzili Ery i teraz i w przeszłości.
- Rozumiem. U niej dobrze?
- Taaa, odprowadziłem ją po wszystkim do domu.
- Widziała, tą rzeź i Twoje możliwości?
- Nie, dbam o to aby między innymi Ona tego nie widziała. Zresztą dopilnuje aby Aniołek też tego nigdy nie „widziała”.
- Przyznaj, że tęskniłeś za tym.
- I tak i nie. Dobrze było się rozruszać, ale lepiej mi kiedy nie muszę robić takich rzeczy a sam decyduję kiedy i dlaczego to robię. A utrzymanie władzy bez takich zabaw też mi dobrze idzie.
- Tak, tu się zgodzę. Co powiedziałeś radzie?
- Że to zlepek anomalii, który spowodował te jedna wielka „dziwną” anomalie odczuwalną na całym świecie. A najlepsze jest to, że nie musiałem nawet łgać. Systemy Zekeren dały dwa prawdziwe raporty o mojej zabawie. Jeden twierdzący, ze to zlepek anomalii a drugi ze to moja zabawa. Jednak system nie określił które jest bardziej prawdopodobne i postawił je na równi jako dwa osobne zdarzenia. Jak się domyślasz rada widziała jedynie ten pierwszy raport, a dodatkowo Skauti ogarnął parę spraw w moim imieniu, więc podczas tych „anomalii” byłem grzecznie na Zekeren i wypełniałem swoje obowiązki. Weź, mam wystarczająco dużo podejrzeń, że zdradzę radę i ich wszystkich pozabijam. Nie potrzeba mi „dowodów” w ich przekonaniach.
- Sprytne, ale to w Twoim stylu. Zresztą nie robisz tego od dzisiaj.
- Moje różne zdolności przydają się w polityce, jak i rządzeniu planetą jak i codziennym życiu. Tak nawiasem idziecie teraz do tego dziwnego stada smoków?
- Tak, myślę, że jutro tam dojdziemy.
- Będziecie na stałym nasłuchu?
- Taaa… rano mamy dostać kanał.
- Ziom, nalegam na
2.0.1.3.5.0, Rudy pewnie się zgodzi.
- Zekereński kanał radiowy, też chcesz mieć na Nas oko.
- Nie inaczej. Doskonale pamiętam przysięgę złożoną po pijaku.
- I bez niej byś to robił.
- Taak, tym bardziej ją spełnię, plus ciekawi mnie to dziwne stado i czy Ci sadystyczni Bracia się pojawią, a zwłaszcza jeden.
- W razie co nie wpadaj tam, ze swoją mocą.
- Nie mam zamiaru. Przykrywkę szlak by trafił. Oczywiście, w razie co pomogę Wam na wszelkie możliwe sposoby, ale ja dupy z Zekeren nie ruszę.
- Ok.
- Mordko moja nie martw się. Nie będę miał kłopotów i definitywnie zadbam o Was. Brat?
- Hmm?

- Uważajcie tam na siebie.