Witaj Przybyszu, właśnie trafiłeś do nowego świata,w którym możesz odnaleźć wspaniałe przygody, dobrą zabawę i wiele przeróżnych emocji. Pragnę Ci przedstawić Kurai'a i jego piątkę towarzyszy Hachiego, Kiazu, Diunę, Rinę i Otachiego. Ich życie jest pełne wspaniałych przygód, niezwykłych stworzeń i niewiarygodnych walk, a wszystkiemu towarzyszą majestatyczne smoki. Otworzyłam przed Tobą właśnie mój niezwykły świat, proszę rozgość się w nim i baw się dobrze. :)
wtorek, 26 maja 2015
Dzień Matki :)
Dzisiaj w ten majowy, chłodny poranek... chciałabym wnieść trochę słońca i złożyć serdeczne życzenia wszystkim Mamom ... tym które w trudach życia wychowują dzieci ... tym które już odchowały swoje pociechy ... tym którym wkrótce urodzą się ich pociechy ... tym które nie mają czasu dla siebie ... tym które zawsze są i dają z siebie wszystko ... i wszystkim innym Mamą życzę:
Słońca każdego dnia, miłości, cierpliwości i sił wszelakich ... Aby dzieci Was kochały za to, że jesteście, aby w podzięce dziatki własne serca Wam dawały, abyście żyły długie lata, aby wszystkie Wasze życzenia spełniały się co dzień, abyście były szanowane i docenione, i abyście uśmiechały się co dzień Emotikon smile
Nie wstydźcie się uczuć i chociaż w tym jednym dniu powiedźcie im jak bardzo je kochacie i jak bardzo Wam na nich zależy Emotikon smile
poniedziałek, 18 maja 2015
Epizod 166
"Opuszczony
szpital"
Półmroczny,
spowity delikatnym zielonym światłem, okrągły tunel, który po
mimo swej tajemniczości i zaokrąglonego kształtu, przypomina
typowy szyb do kopalni. Ciemne skały, piaszczysta ziemia i drewniane
pale wkomponowane w ściany tunelu nadają mu jednocześnie
niezwykłego klimatu. który z jednej strony jest chłodny,
przepełniony niepokojem i strachem, a z drugiej strony jest
przyjemny, majestatyczny i nieobliczalny. Pełny neczańsko-bromiański
oddział stanowczym i szybkim krokiem przemierza nieznany teren,
jednocześnie dość niespokojnie rozmawiając.
-
Jak sądzicie gdzie dojdziemy tym tunelem? - spytał dociekliwie
Skauti.
-
Zobaczymy ... chociaż ja myślę, że w jakąś wyszukaną pułapkę.
- odpowiedziała Diuna.
-
Nie rozumiem jak możecie, aż tak ufać niepotwierdzonym informacją
od wroga. - narzekał Kapitan.
-
Hmm... nawet jak mu nie ufamy - odpowiedział Hachi.
-
To w końcu ktoś musi sprawdzić tę informację ... - dodał
Otachi.
-
W brew pozorom jesteśmy bardzo ciekawscy. - dopowiedziała Diuna.
-
Słuchajcie, nasze urządzenia pokazują, że powoli
zbliżacie się do źródła sygnału SOS - wtrącił
stanowczo generał.
-
Szanowny generale oczywiście, że to sprawdzimy! Dopilnuje tego!
-odpowiedział bromiański kapitan.
W
tym momencie w słuchawkach zapanowała przenikliwa cisza, która po
chwili przerodziła się w nieznośne szeleszczenie.
-
Co jest? - Spytała dociekliwie Diuna.
-
Coś chyba zakłóca nasz sygnał ... - odpowiedział niepewnie
Skauti.
-
Tłumoku to mogła by zrobić jedynie antena nadawcza, a tych tutaj
nie ma, więc pewnie Szanowny generał zaakceptował moją decyzję i
nie ma nam nic więcej do powiedzenia. - odparł Uamuzi.
W
ten odział usłyszał w słuchawkach, głośną, nieznacznie
zniekształconą wiadomość:
- Jestem Szeptunem, który wpadł do podziemnej jaskini. Złamałem nogę i oczekuję na pomoc, żadnego żołnierza nie widziałem. …Która jak zapętlona wkoło rozbrzmiewała w słuchawkach i bezlitośnie opanowała całą łączność.
- Jestem Szeptunem, który wpadł do podziemnej jaskini. Złamałem nogę i oczekuję na pomoc, żadnego żołnierza nie widziałem. …Która jak zapętlona wkoło rozbrzmiewała w słuchawkach i bezlitośnie opanowała całą łączność.
-
Zajebiście chyba łączność nam siadła ... - stwierdził Hachi.
-
Ona chyba działa, tylko zachowuje się jakby zmieniła
częstotliwość. - stwierdził Skauti.
-
Nie gadaj bzdur, to na pewno sprawka tamtego głupiego kundla! On
musiał nam zniszczyć łączność! - odparł Uamuzi.
W
między czasie Kurai, z rękami w kieszeniach cofnął się, a
następnie stanowczo powiedział:
-
Generale wszystko jest w porządku. - a następnie dodał: - Łączność
działa.
Na
te słowa wszyscy z niedowierzaniem cofnęli się do elenktycznego
reczanina i wtedy okazało się, że łączność rzeczywiście
działa.
-
Czemu wyłączyliście łączność? - spytał
Rudy.
-
Nie wyłączyliśmy to to miejsce! - odpowiedziała Kiazu.
-
My słyszeliśmy w słuchawkach wezwanie szeptuna. - dodała Diuna.
-
Najwidoczniej mamy tu do czynienia z nakładaniem się
fal, a droga przed Wami jest punktem gdzie fala sygnału SOS, ma
rosnące natężenie fali oraz pozornie wyższą częstotliwość co
wpływa na poprawne działanie sprzętu. - odparł spokojnie
generał po chwili namysłu.
-
Że co? - spytał Kapitan.
-
Wezwanie sos zakłóca działanie naszego sprzętu. - odparła Diuna.
-
Kurcze, wychodzi na to że na czas nie określony możemy
stracić łączność... - stwierdził neczański generał nie
przejmując się rozmową t tle.
-
Bardzo możliwe. - odparł chłodno Kurai.
-
Kurna no ... upierdliwe... dobra idźcie dalej,
odezwijcie się do mnie jak tylko przejdziecie przez falę wiadomości
tego "Szeptuna"... - odpowiedział poddenerwowany
neczański generał, a następnie dodał: - Tym czasem
my będziemy działać nad wzmocnieniem naszych fal ... aha i
uważajcie na siebie
-
Spoko Ru.... generale będzie git i nic nam nie będzie, damy radę -
wtrąciła energicznie i entuzjastycznie Kiazu.
-
Jednak nade wszystko upominam Was uważajcie na siebie
- odparł Generał po chwili zastanowienia.
-
Luz generale, nie martw się. - dopowiedział Otachi wchodzą w
strefę działania wezwania sos.
-
Damy rade, a jak nie to przynajmniej misja się powiedzie - dodał
Hachi podążając za bratem.
-
W tej chwili liczy się powodzenie misji, a my damy z siebie wszystko
i nie martw się o nas przeżyjemy. - dopowiedziała Kiazu z
uśmiechem i udając się za braćmi.
W
tym momencie delikatnie obrażony kapitan z nieznacznym i wrednym
uśmiechem udał się za neczanami. Tuż za nim udał się delikatnie
wystraszony Skauti oraz stosunkowo wyluzowana Diuna.
Nagle
Rina złapała Kurai'a za jego prawy nadgarstek i tym samym
powstrzymała go od pójścia dalej. Po chwili elektryczny neczanin
odwrócił się, a speszona dziewczyna pokazała mu ekran swojego
telefonu. Kurai uważnie przyjrzał się ekranowi, a następnie po
dłuższej chwili ciszy i bez słowa udał się do strefy, w której
króluje wezwanie szeptuna, a delikatnie speszona Rina z przyjaznym
uśmiechem poszła za nim.
W wysokiej sali tronowej, wśród wodospadów lawy, na złotym tronie zasiada jednym starszy mężczyzna, którego pokrytą zmarszczkami twarz zdobi wspaniała i zadbana, biała, szpiczasta broda i cienkie, długie wąsy, które sięgają, aż do jego klatki piersiowej i idealnie pasuje do jego klasycznego, a zarazem dostojnego, intensywnie czerwonego kimona, szczenie zakrywającego stosunkowo blade ciało. Dodatkowo ma on poważne, bladoniebieskie oczy, które przepełnione są chłodem i doświadczeniem, i wydają się być bardzo stanowcze i surowe. Całości dopełnia jego wysokie, pomarszczone czoło i dostojny, biały kok, a sam mężczyzna wydaje się być silny, rozważny i młody duchem. Od tego władcy wręcz bije determinacja i potęga.
************
-
Witam Generale, czy możesz mi powiedzieć jak się sprawy mają?
-
Oczywiście Ambasadorze, oddział specjalny od ponad dwóch godzin
jest w strefie w której nie mam z nimi kontaktu.
-
To nie najlepsze wieści, mamy jakąś pewność, że jeszcze żyją?
-
Niestety, nie mam żadnego zapewnienia, że żyją, jednak intuicja
mi podpowiada, że jeszcze żyją...
-
Niebawem przekonamy się jak bardzo można zaufać Twojej intuicji
generale. Tym czasem mam dla Ciebie pewne informacje rytuał, który
odprawia Dae Cheetah dobiega do końca i dostałem nawet informację,
że w przeciągu 48-52 godzin dobiegnie on do końca..
-
Aj, czyli mój oddział ma maksymalnie 52 godziny aby opuścić
podziemia?
-
Dokładnie generale.
-
Zrozumiałem, chociaż to nie są komfortowe wieści.
-
Zdaję sobie z tego sprawę, jednak od samego początku ta misja była
ryzykowna, swoją drogą Generale co z oddziałem medycznym?
-
Zekereński oddział medyczny, gotowy do działania stacjonuje w
naszym obozie i czeka na dalsze rozkazy.
-
Doskonale. Mają przy sobie wzmocnioną surowicę?
-
Owszem, mają przy sobie surowicę z czasów kiedy Pisaca panowały w
świetle dziennym.
-
To bardzo dobre wieści.
-
Ambasadorze racz mi wybaczyć, ale muszę już kończyć.
-
Rozumiem generale. - odparł Ankara rozłączając się.
-
Heh ... - westchnął generał wstając z swojego stanowiska
nasłuchowego, udał się do wyjścia do namiotu, uchylił je, a
następnie głośno powiedział: Amis, Moyoshi do mnie!
Po
paru chwilach do generalskiego namiotu wparowali obydwaj kapitanowie,
a Rudy od razu stanowczym tonem przekazał swoje rozkazy:
-
Moyoshi, każ gościom z Zekeren natychmiast ruszać pod wrota do
piekła.
-
Tak jest! - stwierdził posłusznie Moyoshi.
-
Aha i pamiętaj o racjach żywnościowych dla nich.
-
Wedle rozkazu! - odparł Moyoshi wychodząc.
-
A co ze mną? - dopytywał się Amis.
-
Amis od Ciebie chce raportów z naszych pozostałych dwóch obozów,
oraz tego co dzieje się na froncie.
-
To tak drugi obóz odpiera regularne ataki wroga, zresztą jak kilka
innych obozów tamtych okolicach....
-
Przydało by się połączyć obozy wtedy ich defensywa, na pewno
zyska na sile, dowiedz się kto tam dowodzi i zorganizuj mi wideo
rozmowę.
-
Tak jest!
-
Aha jak tam sprawy łączności?
-
Tragicznie nie jesteśmy wstanie przebić fali tego nagrania....
-
Zajebiście ... kurcze zajebiście ...
************
-
Oszaleć można z tym wezwaniem o pomoc ... - Narzekał Uamuzi,
maszerując przez tunel.
-
Nie żeby nasza łączność była wyłączona ... - odparła Kiazu.
-
Fala tego nagrania, musi być tak silna, że działa nawet na
wyłączone urządzenia ... pierwszy raz coś takiego widzę. -
odparł z niedowierzaniem Skauti.
-
Piękny dzień ... nie ma co ... zbieranie obozu w trybie
natychmiastowym ... brak śniadania ... i jeszcze ten narzekający
kapitan ... no cudo ... bez kitu ... dodała Diuna przewracając
oczami.
-
I kto to mówi ... - odparł Hachi.
-
Bro ale śniadaniem to bym nie pogardził... - dopowiedział Otachi.
-
Śniadanko to dobra sprawa! - wtrąciła radośnie i entuzjastycznie
Kiazu.
-
Taaa... zwłaszcza, że zbliża się pora obiadu! - dodał oburzony
kapitan.
-
Wiecie ... bo ja zrobiłam wczoraj wieczorem kanapki na drogę ... -
wtrąciła nieśmiało Rina, wyjmując kilka sztuk kanapek z swojej
torby.
-
Super! - stwierdziła radośnie Kiazu, sięgając po zapakowane
kanapki.
-
Z czym są? - spytała dociekliwi Diuna.
-
A czy to ważne? Grunt, że mamy śniadanie. - dodał Hachi,
odbierając kanapki.
-
Z czymkolwiek by nie były to i tak je zjem. - dopowiedział radośnie
Otachi, szukając czegoś dla siebie.
-
Mamy się najeść kilkoma marnymi i nędznymi kanapkami? ...
Przecież to nawet nie starczy dla wszystkich! - marudził Uamuzi.
-
Myślę, że starczy ... zrobiłam ich sporo ... - odpowiedziała
przyjaźnie Rina z uśmiechem, wręczając kanapki kapitanowi i
zwiadowcy.
-
Dziękuję. - odparł odruchowo Skauti.
-
Dzięki .... - stwierdził chłodno Kurai, biorąc swoją porcję
kanapek.
-
Proszę. - odpowiedziała uśmiechnięta Rina.
-
W sumie ja też nie pogardzę ... - wtrąciła Diuna zabierając się
do jedzenia.
Tym
sposobem po paru chwilach wszyscy zajadali się już wspaniałymi
kanapkami i wędrowali dalej przez mroczny, tajemniczy, podziemny
tunel.
************
Szklany
balkon z widokiem na rozgwieżdżone, bezkresne kosmiczne niebo.
Książę Volaure zapatrzony w ten wspaniały i niewiarygodnie piękni
widok, pali papierosa i rozmyśla. W ten rozdzwonił się telefon
władcy.
-
Słucham?
-
Hej Volaure wiadomo coś?
- odezwał się przyjemny kobiecy głos.
-
Nie Ery jeszcze nic nie wiadomo ...
-
Dasz mi znać jak wyjdą?
-
Martwisz się o Kiazu? ... Tak jasne, że dam znać ...
-
Dzięki będę bardzo wdzięczna ...
-
A jak tam Twój mąż? Dobrze Cię traktuje czy mam sobie z nim
pogadać?
-
Dobrze mnie traktuje, w końcu jestem jego najcenniejszym skarbem,
chociaż głośno się do tego nie przyzna... i choć ciężko w to
uwierzyć to obdarza mnie miłością ...
-
To bardzo dobrze... Hehehe ... swoją drogą mam nadzieję, że nie
jesteś zazdrosna o Rinę?
-
Nie no coś Ty ... nie mam powodów ... Już pomijając fakt, że
oboje jesteśmy kubami i skoro jesteśmy razem to akceptujemy swoje
zabawy z innymi .... to ta wredota bardzo ją lubi i jest dla niego
ważna, ale to ja jestem na pierwszym miejscu i ona tego nie
zmieni... W sumie cieszę się, że ona się z nim przyjaźni bo uczy
go dbania nie tylko o swoją dupę ... ale i troszczenia się o kogoś
jeszcze ... Ja jestem równie twarda jak on i nie potrafię go
nauczyć troski o drugą osobę a ona robi to doskonale...
-Hehehe
... Co racja to racja ... - odparł Volaure z uśmiechem, a następnie
dodał: - Szczerze to ja w życiu nie sądziłem, że ktoś będzie
wstanie do niego dotrzeć i się z nim zaprzyjaźnić.
-
Prawda? Ja też nie, przecież jego nie da się lubić....
-
Powiedziała jego żona ...
-
Oj cicho ... dobrze wiesz, jak to między nami jest ...
-
No wiem wiem ... droczę się ...
-
Dzięki za rozluźnienie, czekam na wieści o Kiazu ...
-
Cała przyjemność po mojej stronie... pewnie jak tylko coś będę
wiedział to zadzwonię ...
-
Dziękuję ...
************
Półmroczny,
zielony półokrągły tunel wreszcie znalazł swoje ujście ciemnym
korytarzu, w którym jedynym źródłem światła są jaskrawe
świetliki Diuny. Dzięki nim widać jak wygląda pomieszczenie. Jest
to obskurny i obdrapany korytarz,w którym na podłodze znajdują się
resztki pomarańczowo-czerwonych kafelków, a na ścianach resztki
białej i zielonej farby. Po prawo od wejścia wydać drewnianą,
paskudną ramę drzwi z wybitą częścią szyb. Ten konkretny
mroczny korytarz nie posiada okien i wygląda tak straszliwie, że
budził lęk i nie dowierzanie.
-
Co za paskudne miejsce... - stwierdziła Diuna.
-
Matko mam ciarki ... - stwierdził przestraszony Skauti.
-
Sądzicie, że to ten szpital? - spytał Hachi.
-
Tak. - odparł chłodno Kurai, pokazując na paskudną, zaniedbaną,
obdrapaną i porysowaną zieloną tablicę z biało-rdzawym napisem
"Szpitalna droga ewakuacyjna nr.4"
-
No to mamy odpowiedź. - dopowiedział Otachi.
-
No dobra to czas znaleźć pomieszczenie z "szczepionkami i
surowicami". - dodała radośnie Kiazu.
-
Fuj i ja mam się poruszać w takim paskudnym miejscu? To miejsce
jest nie godne obecności kapitana! - Narzekał Uamuzi.
-
Oj przestań, prędzej to ty nie jesteś godny aby stąpać po tym
obskurnym szpitalu. - odparła Diuna.
-
Nie pozwalaj sobie, ja jestem kapitanem a ty tylko pomiotłem!-
odparł kapitan.
-
Uamuzi, zamknij się już ... - wtrącił chłodno i stanowczo Kurai.
W
ten kapitan nie chętnie zamilkł i grzecznie podążał za grupą,
jednocześnie mierząc pozostałych przeszywającym, chłodnym
wzrokiem.
-
Dobra teraz jak my u mamy znaleźć to czego szukamy? - spytała
Diuna.
-
Skoro zachowały się oznaczenia ewakuacyjne przerwały to jest duża
szansa, że jakieś plany czy rozkład pomieszczeń, również się
zachowały. - stwierdził chłodno Kurai.
-
Ja myślę, że po pierwsze powinniśmy poszukać tego kto wzywa
pomocy. - wtrącił obrażony kapitan.
-
Nie, po pierwsze surowica. - odpowiedział chłodno elektryczny
neczanin.
-
O zobaczcie plan szpitala. - wtrącił radośnie Otachi stojący przy
ogromnej poszarzałej tablicy.
-
Hmmm.... my jesteśmy na poziomie -1 ... - odparł Hachi.
-
Hmm... wychodzi na to, że pomieszczenie z lodówkami i surowicami
znajduje się na drugim piętrze ... - dodała Diuna uważnie
oglądając plany i pokazując na jedno z pomieszczeń.
-
Trafne oko - pochwaliła radośnie Kiazu, a następnie dodała: - To
czas dostać się na górę!
-
Kiazu, nie tak narwanie tu może roić się od Pisaca, więc musimy
zachować najwyższa czujność i gotowość na wszystko. - odparł
chłodno Kurai.
-
Jasna sprawa! - odparła energicznie Kiazu.
- Jesteście rąbnięci... - wtrącił pod nosem kapitan, a następnie dodał w myślach: - Bez łączności jesteście nikim, ja mam jeszcze pokaże, że to ja jestem kapitanem...i należy mi się szacunek ... a sam król się Wami zajmie i słono zapłacicie za moje zdetronizowanie...
- Jesteście rąbnięci... - wtrącił pod nosem kapitan, a następnie dodał w myślach: - Bez łączności jesteście nikim, ja mam jeszcze pokaże, że to ja jestem kapitanem...i należy mi się szacunek ... a sam król się Wami zajmie i słono zapłacicie za moje zdetronizowanie...
************
Po
długich paru, raczej parunastu minutach, podążając przez
zniszczone, opuszczone i przepełnione mrokiem pomieszczenia nasi
bohaterowie dotarli do dużego chłodnego pokoju, w którym znajduje
się kilka białych zdezelowanych szafek (w tym kilka ma nawet urwane
drzwiczki) duże, zielone, obdrapane i pobrudzone łóżko, które
wygląda jakby za chwile miało się rozpaść, oraz dwie ogromne,
szare, matowe i obdrapane lodówki. Do tego okropnego i
przerażającego pomieszczenia pierwszy wszedł bardzo zniesmaczony
kapitan, a zanim spokojnie weszła reszta oddziału.
-
Czy tu wszystko może być brudne i paskudne? Jak śmiecie w ogóle
prowadzić mnie w takie okropne miejsca! Ja jestem kapitanem a nie
byle śmieciarzem! - narzekał oburzony Uamuzi.
-
Ojej Primadonna boi się kurzu ... no straszne ... - odparła Kiazu,
przewracając oczami.
-
Uamuzi, jesteś gorszy niż modelka ... i nie jeden bogacz ... -
dodała złośliwie Diuna.
-
Bo mam do tego prawo! Jestem bromiańskim oficerem! - odparł
oburzony kapitan.
-
Eh ... weź już przestań ... bo wnerwiasz mnie jak nie wiem ... -
stwierdziła Kiazu.
-
Ty wypierdku nie pozwalaj sobie! - odpowiedział stanowczo Uamuzi.
-
Wymienicie swoje poglądu później, a teraz zajmijcie się szukaniem
surowicy. - wtrącił chłodno i stanowczo Kurai.
-
No dobra ... - odparła Kiazu zabierając się do szukania.
-
Jak sobie życzysz... - odparł złośliwie kapitan i z wrednym
uśmiechem, szybkim i stanowczym ruchem, gwałtownie otworzył jedna
z szarych lodówek.
W
tym momencie cała zawartość lodówki z ogromnym hukiem wylądowała
na ziemi. Większość bezbarwnych fiolek rozbiła się na białych,
zniszczonych kafelkach, a cała ich zawartość lepka i płynna
zawartość rozlała się.
-
O nie ... - stwierdził zawiedziony Skauti.
-
No to po surowicy, więc wychodzi na to, że będziecie musieli mnie
chronić nawet za cenę waszego marnego życia. - stwierdził dumnie
kapitan, wyśmiewając się pod nosem.
-
Świetnie ... normalnie brawo, panie niezdaro. - odparła
niezadowolona Diuna.
-
HA HA! Teraz nie macie wyboru musicie mnie słuchać! - napawał się
kapitan.
-
Tak jasne ... zawijam kiece i lecę aby ciebie słuchać ... - odparł
Kiazu.
-
Co powiedziałaś!? - odpowiedział oburzony Uamuzi.
-
To co słyszałeś! - odparła Kiazu.
-
Nie słyszałeś? Powiedziała, że ma cię gdzieś ... - dodała
Diuna.
-
Już mówiłem abyście swoje interesy załatwili później... teraz
szukamy surowicy i nie zajmujcie się teraz głupotami ... - wtrącił
chłodno, a wręcz ozięble Kurai, przeszukując szafki.
-Ale
Kurai ... kapitan zniszczył nam surowicę ... - wtrącił
zaniepokojony Skauti.
-Spoko
Ziom, ja tam zajrzałem zanim zrobił to kapitan. - odparł Otachi.
-
Ja za to zajrzałem do drugiej, w obu nie było tego czego szukamy. -
dodał Hachi.
-
Zaraz, przecież właśnie rozbiłem surowice.... - odparł
zaskoczony Uamuzi.
-
Nie Ziom nie rozbiłeś,gdyby tak było to nie bylibyśmy tacy
spokojni.... - odparł Hachi.
-
Stary tam były tylko jakieś szczepionki i inne leki ... ale
surowicy tam nie było ... - dodał Otachi.
-
Kłamiecie! Przecież one miały być w lodówce! - oburzał się
kapitan.
-
Eh ... tak miały być ... ale nie było mowy, że akurat w tej ... -
stwierdziła spokojnie Diuna.
-
Ale... ale ...
-
Nie ma "Ale" ....- wtrącił chłodno elektryczny neczanin.
W
tym momencie cały odział powrócił do uważnego przeszukiwania
starego pomieszczenia. Skauti unika kontaktu z kapitanem, do tego
stopnia, ze bardziej uważa na kapitana niż na to co się wokół
niego dzieje. Nagle Bromiański zwiadowca potknął się i upadając
złapał się poszarzałej zasłonki, która nieznacznie przysłaniała
okno. Nie minęła nawet chwila jak Skauti wylądował, wraz z
kinkietem z hukiem wylądował na ziemi.
-
Skauti, w porządku? - stwierdziła odruchowo Rina.
-
Spoko... żyję ... - odpowiedział oszołomiony Skauti podnosząc
się.
-
Łamaga i do tego jeszcze zwiadowca! - wtrącił Uamuzi, wyśmiewając
się.
-
Powiedział słoń w składzie porcelany ... - odparł Hachi.
-
Ha ha ha ... za cienki w uszach jesteś aby dorównać mojej
wspaniałości.. - odpowiedział dumnie kapitan.
-
Taaa ...wmawiaj sobie tak dalej ... - odpowiedział Hachi.
-
Ej ... zobaczcie za zasłonką były drzwi. - wtrącił zaskoczony
Otachi.
-
Ciekawe co tam jest? - spytał dociekliwie Skauti.
-
Pewnie nic ... albo jakiś schowek na rupiecie ... - opowiedziała
Diuna.
-
Zaraz się przekonamy co tam jest ... - dodał z uśmiechem Otachi,
jednocześnie bez trudu otwierając spróchniałe drzwi.
W
ten oczom wszystkich pojawiło się, spowite mroczną ciemnością
pomieszczenie, od którego biło przenikliwym chłodem i nieznośnym
zapachem starości.
************
W wysokiej sali tronowej, wśród wodospadów lawy, na złotym tronie zasiada jednym starszy mężczyzna, którego pokrytą zmarszczkami twarz zdobi wspaniała i zadbana, biała, szpiczasta broda i cienkie, długie wąsy, które sięgają, aż do jego klatki piersiowej i idealnie pasuje do jego klasycznego, a zarazem dostojnego, intensywnie czerwonego kimona, szczenie zakrywającego stosunkowo blade ciało. Dodatkowo ma on poważne, bladoniebieskie oczy, które przepełnione są chłodem i doświadczeniem, i wydają się być bardzo stanowcze i surowe. Całości dopełnia jego wysokie, pomarszczone czoło i dostojny, biały kok, a sam mężczyzna wydaje się być silny, rozważny i młody duchem. Od tego władcy wręcz bije determinacja i potęga.
-
Damu! - stwierdził stanowczo władca popijając krwisto czerwone
wino.
W
tym momencie do sali tronowej wszedł główny generał Desteoms.
Jest to młody, poważny, dobrze zbudowany, mężczyzna, o krótkich
i zadbanych ciemnofioletowych włosach i poważne żółte oczy. Jego
nienaganny generalski mundur, w skład którego wchodzi dopasowana,
purpurowa marynarka, na długi rękaw, z wysokim kołnierzem i
zapinana z boku, o złotych zdobieniach i guzikach oraz czarne
jeansowe spodnie i wysokie czarne wojskowe buty,
jest niebywale dobrze zadbany i godny podziwu.
-
Tak Panie? - odezwał się pokornie przybysz.
-
Powiedz, mi jak idą przygotowania do naszego planu?
-
Świetnie Panie, niebawem będziemy gotowi.
-
Dobrze, w razie co przyda się dobry argument.
-
Z całym szacunkiem Panie, czy to nie jest zbyt straszliwy argument?
-
Damu, czyżbyś robił się miękki? Przecież nie tego Cię uczyłem!
-
Nie Panie, skądże znowu ...
-
Jednak targają Tobą wątpliwości, to nie dobrze. - stwierdził
poważnie władca, a następnie w mgnieniu oka Chifuin pojawił się
przy swoim generale, złapał go za gardło i w bijając mocne
paznokcie w skórę Damu, trzymał go nad jeziorem pełnym gorącej i
majestatycznej lawy.
-
Damu, chyba zapomniałeś, że mimo swojego wieku to ja jestem
potęgą! - stwierdził groźnie Ambasador.
-
Nie ... nie... nie zapomniałem Panie ... - odparł z trudem generał.
-
Damu, albo pozbędziesz się swoich wątpliwości i będziesz mi
bezwzględnie wierny, albo zginiesz w mojej matczynej lawie!
-
Oczy...oczywiście Panie! - odparł pokornie, bez zastanowienia i
automatycznie podwładny.
-
Ależ oczywiście Damu. - odparł chłodno władca, a następnie
zakrywając lewą dłonią przestraszone oczy generała powiedział:
- Jednak ja nie mogę sobie pozwolić na niesubordynację.
W
tym momencie Ambasador, jak i jego podwładny zostali otoczeni
czarno-fioletowym, mrocznym smogiem, który nieopanowanie panoszył
się po całej komnacie. Nagle cienista mgła zgęstniała i zmieniła
się w zbyty dym, który do cna został wchłonięty przez ciało
generała.
-
BUAHAHAHAHAHAHA.... - zaśmiał się demonicznie i złowrogo władca,
a następnie odstawiając podwładnego na podłogę powiedział: -
Powstań mój drogi i wierny Damu! Powstań i niezachwianie chroń
moją potęgę!
czwartek, 14 maja 2015
Epizod 165
"Arkana
...
a może tajemnica pewnej daty?"
Obudziłam
się we we własnym łóżku w małym pokoiku z wąskim przejściem.
Leżąc w łóżku doskonale widziałam futrynę w której brakowało
drzwi, dalej był wąski przedpokój i drzwi wejściowe znajdujące
się idealnie na wprost futryny. Nagle zobaczyłam ślady moczu,
które mogły być zwykła wodą prowadzące przez przez przedpokój
do innego pomieszczenia. Nie pamiętam jakimi słowami, lecz siedząc
w łóżku, przykryta kocem poprosiłam kogoś o wytarcie tego. Kiedy
tylko osoba wycierająca znikła zza w niewidzianej prze ze mnie
części korytarza drzwi otworzyły się same. Ciemne, chłodne i
niezachęcające odmęty klatki schodowej sprawiły, że jeszcze
bardziej wtuliłam się w swój kocyk. Nikogo tam nie było ... drzwi
otworzyły się same ... Po chwili ktoś zamknął drzwi.
-
Też to widziałeś? - spytałam przerażona.
-
Tak ... - odpowiedział ktoś, zupełnie jakby zaistniała sytuacja
była normalna.
Jednak
ja, przerażona i niespokojna położyłam się z powrotem na łóżku.
Kiedy tylko zamknęłam oczy widziałam dobrze znana mi sylwetkę,
jednak nie byłam wstanie przypomnieć sobie kto to był. Po chwili
poczułam głęboką i mocną więź, jaka łączy na przykład córkę
i ojca. Mężczyzna przeszedł koło mnie bez słowa... a ja zbladłam
... kiedy spojrzał mi w oczy uświadomiłam sobie, że jego już
niema ... zupełnie jakby już nie żył ... z dezorientowana i
przestraszona patrzyłam na mężczyznę i nie mogłam się ruszyć
... Mrugnęłam oczami i znowu znalazłam się w domu, w swoim łóżku.
Nie podnosząc się zobaczyłam za oknem wśród bezkresnej czarnej
nocy, jakieś dziwne jasne, białe, symetryczne budowle pod
baldachimem i ludzi ubranych w zimowe ubrania, którzy się kręcili
w koło... Przez chwilę obserwowałam ich z uśmiechem, jednak po
chwili dotarło do mnie, że leżąc w swoim łóżku... nie byłam
wstanie dotrzeć ani okna ... ani tym bardziej tego co się
znajdowało za nim. Ponownie się obudziłam.. wystraszone serce biło
jak oszalałe ... szybkie rozpoznanie tak jestem w swoim łóżku ...
słyszę czyjąś rozmowę w przed pokoju o kluczykach ... nic
nadzwyczajnego... z ulgą pomyślałam że jestem w domu ... ponownie
zasnęłam ... Kiedy dosłownie po chwili otworzyłam oczy zdałam
sobie sprawę, że opatulona w kocyk siedzę na swoim łóżku i
widzę futrynę ... wąski przed pokój i drzwi wejściowe ... nagle
spostrzegłam że tam w przedpokoju spostrzegłam tego samego
mężczyznę z którym połączyła mnie więź .... oraz że koło
mnie leży szczupły, bury kot ... który nie był Neko ...
-
Larka? - wypaliłam bez namysłu ... - co Ty tutaj robisz?
W
tym momencie sen się pospiesznie urwał. Otworzyłam oczy i leże w
swoim łóżku ... jednak zaczyna mnie ogarniać wrażenie, że to
wcale nie jest moje łóżko ... że to nadal nie jest mój świat
... czuję lęk i nie pokój ... i nie odparte wrażenie że
wszystko co mnie otacza to ułuda ... Próbuję wstać jednak sen
ponownie się urywa... tym razem budzę się w zupełnie obcym
miejscu ... jedyne co widzę to skąpany w ciemności wielki biały
statek pasażerski... a przed nim stroi on... czuję jak łzy mi się
kręcą w oczach...
-
Bądźcie spakowani, na którąś sobotę czerwca ... - stwierdził
nagle mężczyzna.
Osłupiałam
... z przerażeniem pytałam i oczekiwałam jakiejkolwiek odpowiedzi:
-
Ale jak to? ... Coś nam grozi? ... mamy przyjść do Ciebie?
Jednak
nie otrzymałam już odpowiedzi ... mężczyzna odwrócił się i bez
słowa wsiadł na statek ...
-
TAAATOOOOO! - krzyknęłam zdezorientowana.
Jednak
coś lub ktoś mnie trzymało i nie mogłam za nim pobiec ... Nagle
ktoś dał mi zastrzyk z żółtego świecącego płynu ... i
obudziłam się ... tym razem naprawdę.... - opowiedziała drżącym,
łamiącym się głosem Rina wtulająca się w Kurai'a.
-
Spokojnie to tylko zły sen ... - stwierdziła Kiazu wtulając się
do siostry.
-
Strasznie przerażający, ale pewnie to zwykły sen. Obawiałbym się
gdyby to był sen Diuny. - dodał Hachi.
-
Właśnie, po za tym tak na dobrą sprawę to nie pamiętamy swoich
rodziców ... w sumie nic nie pamiętamy przed naszym obudzeniem się
na ziemi. - dodała Diuna.
-
Racja, ale zastanawiają mnie jedyne słowa tej postaci ... zupełnie
jak ktoś by chciał nam coś przekazać ... - dopowiedział Otachi.
-
E tam ... jesteśmy w takim a nie innym miejscu... ukrywamy się na
terenie wampirów ... to miejsce aż sprzyja aby śnić koszmary -
stwierdziła Diuna wzruszając ramionami.
-
A to całe imię? ... Larka? Nie znam żadnej Larki ... - zauważył
Hachi.
-
Hmmm... któregoś dnia w klinice zajmowałam się wysmukłą burą
kotka o lekko pogardliwym spojrzeniu ... miała na imię właśnie
Larka ... może stąd wzięłam to imię we śnie ... - stwierdziła
blada i trzęsąca się Rina.
-
Może, to całkiem prawdopodobne ... w końcu sny kreuje nasza
podświadomość ... a ona ma dostęp do takich rzeczy ... - odparła
Diuna.
-
Przepraszam , ale uważam, że czas się zbierać ... myślę, że
nadużywanie gościnności nie jest dobrym pomysłem. - wtrącił
Skauti.
-
Masz racje ziom. - stwierdził Otachi.
W
tym momencie nasi bohaterowie udali się do ciemnego tunelu ukrytego
za szafą.
-
Ej gdzie mnie prowadzicie!? - zaprotestował Uamuzi.
-
Na ścięcie ... - odparła Diuna
-
Uamuzi, właź tam i nie marudzić ... - dodała twardo Kiazu,
jednocześnie pchając kapitana.
-
Idziecie? - spytał się Hachi.
-
Za chwilę ... - odpowiedział chłodno Kurai trzymający Rinę w
swoich ramionach.
-
Spoko Ziom, jakby co jesteśmy w pobliżu... - stwierdził Hachi
znikając w cieniu tunelu.
W
ten elektryczny neczanin mocno przytulił swoją ukochaną i
wyszeptał jej do ucha:
- Rina ... posłuchaj ... nie ważne czy ten sen coś oznacza czy nie ... czy to przesłanie czy zwykły koszmar ... nie zadręczaj się tym snem ... masz nas ... a my nie pozwolimy aby przydarzyło się coś złego ... a prawda o większości snach jest taka, że jeśli będziesz przypisywać mu znaczenie to w końcu w niego uwierzysz... posłuchaj sny w dużej mierze nic nie odznaczają i nie przewidują przyszłości ani nic w tym stylu...
- Rina ... posłuchaj ... nie ważne czy ten sen coś oznacza czy nie ... czy to przesłanie czy zwykły koszmar ... nie zadręczaj się tym snem ... masz nas ... a my nie pozwolimy aby przydarzyło się coś złego ... a prawda o większości snach jest taka, że jeśli będziesz przypisywać mu znaczenie to w końcu w niego uwierzysz... posłuchaj sny w dużej mierze nic nie odznaczają i nie przewidują przyszłości ani nic w tym stylu...
-
A co jeśli on coś oznacza?
-
Jeśli wmówisz sobie, że to coś znaczy to właśnie tak będzie...
posłuchaj ... niech się dzieje co chce... ja i tak Cię nie
opuszczę, a sen? W ostateczności może być jakaś mieszanką
Twoich wspomnień z młodzieńczych lat, które o dziwo zachowały
się ... jednak to mało prawdopodobne i nie ma co się nim zadręczać
bo nic dobrego z tego nie wyniknie ...
-
Zapewne masz racje ...- odpowiedziała spokojniejszym głosem Rina.
-
Rina, jeśli chcesz to po wojnie możemy zając się poszukiwaniem
Waszej przeszłości...
-
Naprawdę? - spytała neczanka z nadzieją.
-
Tak, lecz dopiero po wojnie, bo teraz mamy inne zadanie ... aha i do
tego czasu proszę nie zadręczaj się tym snem... dobrze?
-
Dobrze ... - odparła Rina z uśmiechem.
-
A teraz chodźmy ... zaraz może się tu zrobić gorąco ... -
odpowiedział chłodno Kurai, słysząc pukanie do drzwi i zaspane
kroki.
Następnie
oboje, trzymając się za ręce weszli do mrocznego tunelu, po czym
zastawili wejście masywną szafą i udali się za resztą oddziału.
************
-
Okropne, i to ma być przywódca? Kto to widział aby obejmować
swojego podwładnego! - irytował się Uamuzi.
-
Rany co za poranek ... eh ... To skuteczne
podejście ... - stwierdziła Diuna.
-
A co coś Ci się nie podoba? - dodała stanowczo Kiazu.
-
W wojsku nie ma miejsca na słabości i przyjaźnie! - odparł
niezadowolony Uamuzi.
-
Kapitanie, a pamiętasz przysięgę, jaką składa każdy żołnierz?
- wtrącił generał.
-
Oczywiście, przysięga się bronić dobra swojej ojczyzny. - odparł
Dumnie kapitan.
-
Nie tylko... - odparł Generał.
-
Hmm..."Ja,
żołnierz Zjednoczonego wojska rady siedmiu, przysięgam
służyć wiernie zjednoczonym planetom, bronić ich
niepodległości i granic. Stać na straży prawa, strzec honoru
żołnierza neczańskiego, sztandaru wojskowego bronić. Za sprawę
mojej Ojczyzny w potrzebie, krwi własnej ani życia nie szczędzić.
Bratniego żołnierza w potrzebie nie opuszczać. Tak mi dopomóż
Panie." - wtrącił mimochodem Otachi.
- Brawo,
dodatkowo oficerowie tak w skrócie przysięgają dbać o dobro
swoich podopiecznych i dbać o ich morale. - dodał Rudy.
- No, pamiętam
w końcu sam też to przysięgałem, ale co to ma do rzeczy? -
wtrącił kapitan.
- To,
że do każdego żołnierza trzeba mieć inne podejście. Jedni
potrzebują krzyku i stanowczości aby się otrząsnąć a inni
odrobinę ciepła i wsparcia. - stwierdził Rudy, a
następnie dodał: - Dobre relacje z dowódcą to
podstawa dobrego oddziału...
- Szanowny
generale ... To są jakieś niepotrzebne bzdety, krzyk zastraszanie i
zero przyjaźni to podstawa dobrego oddziału! - odparł twardo
kapitan, a następnie dodał: - Coś takiego jak przyjaźń, to tylko
niepotrzebna strata czasu która zaciera relacje i prowadzi to
ślepego upadku oddziału.
- Heh
... Nie jestem dzisiaj w nastroju do kłótni, myśl sobie co chcesz
... ale któregoś dnia wydarzy coś co Tobą wstrząśnie ... -
odparł generał.
************
Leżący
na plecach Sian, pogrążony w odmęcie swojego umysłu odpoczywa w
swoim pokoju i pustym wzrokiem patrzy w sufit.
-O
rany ale Kiazu zajebiście całuje ... normalnie samym pocałunkiem
uwiodła by nawet bogów ... mrrrr.... heh ... takie przyjemne myśli
ciągle ustępują miejsca ... wyrzutom sumienia? ... Czemu ja wtedy
nie byłem wstanie powiedzieć Matce, że oni są u nas? ...
zadzwoniłem i co? ... usłyszałem rozmowę zakochanych ... nie wiem
dlaczego wybrała takiego hipokrytę ... pewnie ją zastraszył
mniejsza ... ale potem te jej słowa ... zaraz po tym jak odezwała
się matka ... kurna nie wiem dlaczego ale chyba to one sprawiły, że
ich nie wydałem ... do diabła ... powinienem trzymać się rodziny
a nie tych durni ... ale ... no kurna ...
Nagle
Wampir wyjął z kieszeni komórkę oraz karteczkę złożoną na
pół, w bił zapisany na niej numer do pamięci telefonu, a
następnie po bardzo długiej chwili zastanowienia szybko napisał,
po czym wysłał esemesa o następującej treści:
"ZA
ŻADNE SKARBY NIE IDŹCIE W KIERUNKU NAGRANIA! ZABIERZCIE SUROWICE I
SPADAJCIE STAMTĄD JAK NAJSZYBCIEJ! WOŁANIE O POMOC TO LIPA!
UCIEKAJCIE!"
Subskrybuj:
Posty (Atom)