poniedziałek, 19 lutego 2018

Epizod 241



"
Neczański obóz"


Rozległa, zielona polana o wysokiej i bujnej trawie, która delikatnie muskana wiatrem, przyjemnie kołysze się. Wśród tego sielskiego klimatu, cicho i spokojnie jadą maszyny bojowe. Obserwując je nikt by nie stwierdził, że jeszcze tak nie dawno trwała w nich walka o życie. Wkrótce neczanie zatrzymali się w ustronnym i bardzo malowniczym miejscu na polanie i rozprostowując nogi, rozmawiają ze sobą.
- JUHU! - krzyknęli radośnie Hachi i Kiazu, jednocześnie przybijając sobie piątkę.
- To była dobra zabawa! - dodała po chwili ognista neczanka.
- Obudziliście Alyti, macie szczęście, że jesteście w jednym kawałku. - wtrącił chłodno Kurai.
- Ziom, jeśli chodzi o niebiesko-biała małpę z grzywą, rogami i ogonem lwa... to tak przypadkiem obudziliśmy coś takiego. - odpowiedział Hachi.
- To wiele tłumaczy. - odparł chłodno Kurai.
- Może Tobie bo nam nie tłumaczy totalnie nic. - wtrąciła Diuna.
- Obudzili „młodzika” i dlatego im tak łatwo poszło. - odpowiedział Kurai.
- Skąd wiesz? Nie widziałeś co nas goniło. - powiedziała Kiazu.
- Dorosłe Alyti są czerwono-szare i spotkania z dorosłym osobnikiem byście nie przeżyli. - kontynuował chłodno elektryczny neczanin.
- No to nie zła jazda Ziom. - stwierdził zaskoczony Hachi.
- Bro widzę, że nie drzecie już kotów. - zauważył Otachi.
- Daliśmy sobie po „mordach” i jest spokój. - odpowiedział ziemny neczanin z uśmiechem godnym chochlika.
- Pewnie, że tak. - dodała Kiazu śmiejąc się.
- Nie wiem co wydarzyło się tej nocy, ale ewidentnie dobrze Wam to zrobiło. - skwitowała mocno zaskoczona Diuna.
- Hahahah nie wnikaj. - odpowiedzieli zgodnie Hachi i Kiazu śmiejąc się.
************


Jedna z mrocznych komnat lawowego pałacu. Przestronna, utrzymana w ciemnych kolorach, ale jednoczenie bije od niej, że została urządzona w drobnym smaku i niebywale doskonałym guście. Po tym wspaniałym pomieszczeniu, dostojnym krokiem, chodzi wkoło ambasador Chifuin i w ten niecodzienny sposób rozmawia z jednym ze swoich wiernych generałów.
- Damu już czas. Wiesz co masz robić! - powiedział twardo Chifuin.
W jego słowach nie było niczego niezwykłego, jednak słysząc je czuło się, że to przemyślana i dobrze zaplanowana decyzja.
- Tak jest! - opowiedział twardo, a zarazem pokornie Damu, a następnie wyszedł z pomieszczenia.
- Ankaro! Nie masz szans obronić się przed moją potęgą! Najwyższa pora pokazać ci gdzie twoje miejsce! - powiedział Chifuin z niebywałą determinacja w głosie. A to nie wróżyło niczego dobrego.

************

Neczański oddział w stosunkowo przenikliwej ciszy jedzie przez Sekai Dagaal i stara się wreszcie dotrzeć do celu podróży. Hachi i Kiazu, odsypiają właśnie noc, Diuna stosunkowo nie chętnie siedzi za kierownicą Tytana, Otachi słucha muzyki, która zupełnie nie przeszkadza jego bratu, i tańczy prowadząc pojazd. Tym czasem Rina robi zdjęcia, a Kurai po prostu prowadzi maszynę bojową. Wkrótce tą sielską atmosferę przerwało coś czego nikt się nie spodziewał.
-
QRV (trzyt... trzyt) QRV … (trzyt)...
- QSL- odpowiedział Kurai, po dłuższej chwili.
-
Odział ZK33iZ … trzyt …. trzyt... prosi o pomoc... - Co się dzieje? - spytał chłodno Kurai.
- Atakują nas Destemiańczycy ...trzyt trzyt … jesteśmy w opałach....
W tym momencie elektryczny neczanin bez słowa wyłączył łączność.
- Nie pomożemy im? - spytała zaskoczona Rina.
- Nie. - odpowiedział twardo i bez emocjonalnie Kurai.
- Ziom, Ty odmawiasz pomocy? - zdziwił się Otachi.
- Heh … po pierwsze Zekeren nie ma swoich oddziałów na Sekai Dagaal, a po drugie tylko Demon powie „Destemiańczykami” reszta świata, nazwie ich „demonem”. - odpowiedział chłodno i spokojnie elektryczny neczanin.
- Mówisz, że to była pułapka? To skąd znali nasze wywołanie i odzew? - spytała Diuna.
- Tak to ewidentnie była pułapka. Nawet jeśli był tam jakiś „nasz” oddział to już dawno martwy. Zapewne demony zneutralizowały jakiś oddział i słyszały ich „wezwanie” pomocy, a teraz szukają głupich którzy się na to nabiorą. - powiedział Kurai.
- Cwana bestia z Ciebie. - pochwalił Otachi.
- A czy oni nie będą tak polować na innych? - spytała Rina.
- Nie odpowiadam za czyjąś głupotę. - odpowiedział stanowczo Kurai, a po chwili dodał: - Otachi, zmień kanał, daj się im wywołać i przyjmij propozycję.
- Robi się Ziom. - odparł Otachi z uśmiechem chochlika i zmieniając kanał do łączności.
- Czyli jednak do nich jedziemy? - zapytała Rina.
- Według systemu mamy ich po drodze, a przerwa na rozruszanie kości nam się przyda. - odpowiedział chłodno Kurai, delikatnie przyśpieszając.
- Wiedziałam, ze jak do bitki to jesteście pierwsi … Heh … - wtrąciła Diuna, a po chwili dodała: - W sumie lepsze to niż ta ciągła monotonna jazda … to jaki kurs?
- Dalej wyznaczonym szlakiem. - powiedział stanowczo Kurai.
- Niech zgadnę... Rudemu nic nie mówimy? - zapytała Diuna.
- Heheh … On raczej nie musi o wszystkim wiedzieć. - dodał uha-hany Otachi.
************


Neczański generał stoi nad wielką, trójwymiarową mapą, dużego fragmentu terenu. Po chwili obserwacji Rudy kichnął, a następnie stwierdził:
- Hm... coś czuje, że nasza wspaniała Królowa, niedługo da mi się we znaki.
Nagle do pomieszczenia wparował Kapitan o długich fioletowych włosach.
- Generale! Tu jesteś!
- Amis, jestem zajęty, czego chcesz? - odparł Rudy.
- Chodź za mną, musisz to zobaczyć!
- Nie mam czasu na oglądanie popisów w obozie.
- Tym razem to coś innego!
- Dobra ruszę się, ale jak to nie będzie nic ważnego to czyścisz latryny.
- Ta, ta chodź!
- Idę, idę … - odpowiedział Rudy ciężko wzdychając.


************

Opuszczony, kamienny budynek bez drzwi, okien, a nawet futryn. Zniszczony, poszarzały, z popsutym dachem. Z pewnością ten piętrowe domostwo nie zostało zniszczone podczas wojny, a na wiele, wiele lat przed nią. W ten pod rozpadającą się budowle podjechał jeden pojazd, który wygląda jak wyprofilowane samochód na wysokich kołach. Ma on, dwa spore działa umieszczone zamiast lusterek, oraz kolce w środkach opon i wygląda zarówno masywnie jak i delikatnie. Co daje ciekawy efekt. Całości dopełniają czarne szyby, oraz umalowanie w piaszczyste moro.
- To jesteśmy na miejscu. - powiedział Otachi, wysiadając z Tytana.
- Spokojnie tutaj, jak na wezwanie o pomoc. - dodał Hachi również wysiadając.
- Chodź rozejrzymy się....
Po tych słowach obaj neczanie weszli do rozpadającego się, stosunkowo ponurego budynku. W tym momencie rozległ się drażniący dźwięk zapalanego silnika, który spowodował, że bracia szybko wybiegli z ruiny. Niestety ich oczom ukazał się jedynie odjeżdżający pojazd.
************

Znaczna część oddziału ChiZ02 znajduje się w wyschniętym kamiennym, lesie przepełnionym wyschniętymi drzewami. Neczanie siedzą na maskach pojazdów ukrytych w cieniu i z tego miejsca nie widza reszty swojego oddziału, który znajduje się na tym samym terenie. Nagle do odpoczywającego oddziału podjechała kolejna maszyna bojowa, z której wysiedli Hachi i Otachi, oraz jakiś związany chłopaczek. Ma on bardzo krótkie granatowe włosy oraz złośliwe ciemne oczy.
- A to kto? - spytała zaciekawiona Diuna.
- Kolega myślał, że urodziliśmy się wczoraj. - odpowiedział Otachi, szczerząc kły i przybijając bratu żółwika.
- Tylko nie chce gadać. - dodał Hachi.
- Kim jesteś? - spytał chłodno i stanowczo Kurai.
-
Nie lubię jak tak robi, aż mnie ciarki przeszły. - powiedział cicho Hachi wzdrygając się.
- Ziomek, dobrze radzę odpowiadać na jego pytania. - wtrącił Otachi dalej się szczerząc.
Nieznajomy nie pewnie rozgląda się po okolicy, aż spojrzał w bez emocjonalne a zarazem chłodne i przeszywające spojrzeniem, oczy elektrycznego neczanina.
- Jestem Latifa Pyral, pochodzę z Mushmount. - odpowiedział w końcu młodzieniec.
- Co to za miejsce? - wtrąciła dociekliwie Diuna.
- To miasto na Desteoms. - odparł Kurai, a następnie dodał: - A teraz gadaj skąd miałeś informacje i co chciałeś osiągnąć?
- Nie potrzebna wam ta wiedza. - odpowiedział Latifa.
W tym momencie Kurai, bez zawahania przystawił ostrze swojej wspaniałej i lśniącej katany do spoconej i poddenerwowanej szyi demona.
- Ziom masz jeszcze wybór. Lepiej gadaj. - powiedział Hachi z uśmiechem, klepiąc Latifa po ramieniu.
- Dobra, dobra zamierz ostrze a powiem wszystko! - powiedział przerażony demon, z trudem przełykając ślinę.
Na te słowa elektryczny neczanin zniwelował swoje ostrze, a następnie twardo powiedział:
- A teraz gadaj!
- Tak tak już... - odpowiedział przestraszony demon, a następnie dodał: - W u nas w mieście odbywają się wyścigi samochodowe, moje auto nie nadaje się już na wyścigi, więc postanowiłem zdobyć nowe auto... No a wiadomo ze wojskowy sprzęt najlepszy, a jak się je przerobi pod wyścigi to w ogólnie nie ma mocnych!
-Ta, ta … a skąd znałeś wywołanie radiowe? - spytała twardo Kiazu.
- Em... widziałem jak elfy goniły jakiegoś kolesia a ten wrzeszczał do łączności QRV trudno było tego nie słyszeć, pół świata to słyszało. - odpowiedział Latifa.
- I mamy w to uwierzyć? - spytała Kiazu.
- Ta i od tak nie pomogłeś? - dodała Diuna.
- Prawdę mówię. - stwierdził Latifa, a następnie szybko dodał: - Elitarne elfickie oddziały to nie moja liga, już pomijając że elfy i my to tak jakby ta sama strona czy coś ..
- A no tak … - odpowiedziała Diuna.
- Dobra to co robimy z gagatkiem? - zapytała Kiazu z złośliwym uśmieszkiem.
- Nie wiem, ale podoba mi się myślisz. - odpowiedział Hachi szczerząc kły.
- Wypuście go. - wtrącił stanowczo Kurai.
- No ale Ziom... no weź – powiedział zawiedziony Hachi.
- Zmarnował już dużo naszego czasu, uwolnijcie go. - kontynuował chłodno Kurai.
- Tak, tak … - powiedział Otachi rozluźniając więzy ze swojej mocy.
W ten kiedy więzy oswobodziły demona, ten bez namysłu jak najszybciej uciekł od neczan i maszyn bojowych.
- To czemu go wypuściliśmy? - zapytała Kiazu.
- Nie na robi nam kłopotów? - dodała Diuna.
- Nie, to tylko wystraszony dzieciak. Szkoda czasu na niego. - odpowiedział Kurai, a następnie dodał: - A teraz ruszamy w dalsza drogę.

************

Neczański generał ubrany w swój mundur bez marynarki i rogatywki, siedzi wygodnie na swoim łóżku i pijąc kawę, pracuje na laptopie i ogarnia masę ważnych spraw. Całe to pomieszczenie usiane jest różnymi dokumentami, technologią i różnymi rzeczami, które na co dzień nie znajdują się w sypialni. Z Pewnością zaszył się w swoim prywatnym pokoju, aby w spokoju zając się ważnymi sprawami. Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Wejść – stwierdził twardo Rudy odkładając kawę.
W ten do pokoju wszedł Kapitan o krótkich blond włosach, mówiąc:
- Generale, jest połączenie na linii.
- Nie ma mnie... - odparł Rudy wstając.
- Mówią ze to sam Ambasador Ankara. - odpowiedział Moyoshi.
- To co nic nie mówisz! - krzyknął Rudy, po czym szybko założył marynarkę, zabrał rogatywkę i pośpiesznie wyszedł.
-
No to mam musztrę jak nic … - wymamrotał Moyoshi pod nosem
- Później w moim gabinecie! - krzyknął generał na pożegnanie.
- Gorzej … Mam przerąbane …

************

Wczesnym wieczorem, oczom neczan po całodziennej jeździe ukazał się wysoki, gruby ceglany mur, otoczony zasiekami oraz drutami pod napięciem. Dodatkowo na rogach ogrodzenia znajdują się wysokie wierze a w nich po czworo ludzi zwróconych we wszystkie cztery strony świata. To zdecydowanie najbardziej strzeżone miejsce jakie do tej pory mieli okazje widzieć.
- Nie przypominam sobie fortecy na mapie... - stwierdziła Diuna.
- Może dlatego, że nie patrzysz na mapę? - odparł Otachi.
- Ta,ta … według mapy to powinien być obóz. - wtrącił Hachi.
- I jest to obóz, są bardzo blisko linii frontu, a co za tym idzie każdy obóz musi tu być twierdzą nie do zdobycia. - powiedział chłodno Kurai.
- No nie źle. - dodał z podziwem Otachi.
Wkrótce wszystkie maszyny bojowe, pod czujnym okiem strażników, podjechały pod wielką metalowa bramę, która praktycznie od razu otworzyła się. Tym samym wreszcie można było zobaczy wnętrze obozu, które również nie przypomina innych obozów, bowiem w środku znajduje się drugi mur, identyczny jak zewnętrze ogrodzenie z tym, że mniejszy. Miedzy tymi murami znajduje się trochę maszyn bojowych jak i sporo pustego placu.
- Widać, że bardzo obawiają się ataków. - stwierdziła zaskoczona Diuna.
- Ten obóz to jakiś koszmar do zdobycia. - dodała Kiazu.
Kiedy wszystkie auta stanęły, w łączności dało się usłyszeć:
-
Zaparkujcie gdzie wolne i zapraszamy do bramy.
- Luz. - odparł Hachi.

************

Gdzieś po środku obozu, koło piętrowego ceglanego budynku, stoi neczański generał i w biegu podpisuje jakieś dokumenty. To rozległy obóz przepełniony masą budynków, które tworzą swego rodzaju labirynt. Dzięki temu ktoś, kto tam jest po raz pierwszy z pewnością ma duże problemy z odnalezieniem się tam. Na szczęście nasi przyjaciele prowadzeni przez jednego z innych wojskowych szybko i sprawnie dotarli pod oblicze głównodowodzącego.
- Panie generale oddział ChiZ02 właśnie przybył. - powiedział prowadzący wojskowy, ubrany w pełny mundur i o czarnych włosach.
- Dziękuję, możesz odejść. - odpowiedział spokojnie Rudy zatrzymując się na chwilę, a następnie dodał: - Wreszcie dojechaliście.
- Ojej tęskniłeś. - odpowiedziała Kiazu.
- Bardziej potrzebuje wozów niż nas. - dodała Diuna.
- Dejm... odkryliście moją tajemnice... - odpowiedział Rudy, po czym szybko dodał z uśmiechem i pokazując ręką w przypadkowym kierunku: - Skoro już to wiecie, to tam są drzwi. Nara.
- To Nara. - powiedział chłodno Kurai, odwracając się na pięcie.
W tym momencie niebo przysłoniły ciemne, masywne chmury, a w ziemię tuż nieopodal uderzyły dwa iskrzące się pioruny, które narobiły bardzo dużo hałasu.
- Ten foch nie był potrzeby. - powiedział Generał.
- To nie moje dzieło. - odpowiedział chłodno Kurai, odwracając się i delikatnie się elektryzując.




 

czwartek, 1 lutego 2018

Epizod 240


"Nocne powroty"


Donośne i stanowcze krzyki, potęgowane przez echo rozchodzą się po otulonym przez noc, kanionie. Hachi i Kiazu nadal kłócą się w najlepsze, są co prawda oddali od siebie i nie widzą się na wzajem, ale za to doskonale się słyszą.
- Weź już się zamknij! - krzyknął Hachi.
- Nie mam zamiaru słuchać się takiego patałacha jak Ty! - odkrzyknęła Kiazu.
Czas mija a rodzeństwo, nie zaprzestaje bezsensownej kłótni o nic. Nakręceni, zapomnieli już chyba, że mają ograniczony czas na powrót do obozu.
************

W obozie Rina i Diuna siedzą przy hipnotyzującym i wspaniałym ognisku, jednocześnie rozmawiając o wszystkim i o niczym.
- No moja warta za chwilę się kończy. - stwierdziła Diuna przeciągając się.
- Hmm... dotrzymasz mi towarzystwa na mojej warcie? - spytała pokornie Rina.
- Żartujesz sobie? Musze się wyspać, bo pewnie dostanie mi się jazda na dzień dobry.
- Pewnie masz rację …
- Oczywiście, że mam. - odparła Diuna, a następnie wstając i odchodząc powiedziała: - Dobranoc, i nie zaśnij na warcie.
- Postaram się. Dobrej nocki. - odpowiedziała Rina z delikatnym uśmiechem.
************

Nagle odgłosy w kanionie ucichły i zapanowała w nim głucha i nieprzyjemna cisza. Czyżby rodzeństwo zaprzestało swojej kłótni? A może poszli dalej? Nic z tych rzeczy...
- Co nie odzywasz się bo wiesz, że mam rację? - powiedział głośno Hachi, siedzący za jednym z wysokich kamieni.
Jednak ziemny neczanin, nie uzyskał żadnej nawet najmniejszej odpowiedzi. Rozbrykane echo, również nie powtórzyło pytania.
- Ej! Kiazu co jest? - spytał Hachi, ale ponownie nie uzyskał odpowiedzi.
Wkrótce delikatnie zaniepokojony Hachi wstał i w ciszy zaczął uważnie rozglądać się za siostrą. Niestety mimo bystrego wzroku, neczanin nigdzie jej nie widział, a tym bardziej nawet nie słyszał. Ognista neczanka w jego mniemaniu zniknęła, na dobre.
W ten Hachi zajrzał za jeden większych kamieni. Tam jego oczom ukazała się Kiazu, zakneblowana gęstą pajęczyną, a nad nią stał wielki pająkobodobny stwór, który skutecznie obezwładnił neczankę. Kiedy czarny, przerażający stwór spostrzegł zdezorientowanego Hachiego, położył jedno ze swych odnóży na swojej paszczy i wydał z siebie chrypiący dźwięk, przypominający.
- Ciiiii....
Zdezorientowany i zaskoczony Hachi, bez głębszego zastanowienia, szybko przywołał grubą, kamienna maczugę, którą od razu z całej siły uderzył potwora w głowę. W tym momencie monstrum zapiszczało i skamląc jak mały szczeniak pośpiesznie uciekło z kanionu.
- Nie mogłaś go spalić czy coś? - spytał Hachi wyciągając do siostry swoją prawą dłoń.
- Jakbym mogła to bym go spaliła. - odpowiedziała Kiazu wstając i otrzepując się.
- Taa... Oczywiście … - stwierdził Hachi, a po chwili szybko dodał: - Idziemy czy dalej wymieniamy poglądy?
- Idziemy. - odparła twardo Kiazu, zaciskając pięści odchodząc i jednocześnie głośno tupiąc.
Hachi zaśmiał się pod nosem, zupełnie jakby powstrzymywał się od wybuchu śmiechem i ruszył za poirytowaną siostrą.

************

Otachi siedzi przy płonącym ognisku, je kanapkę, bawi się swoją komórką i co jakiś czas zerka czy wszystko wkoło jest w porządku. Niedługo powinno w zjeść słońce, więc to najzimniejsza pora nocy. Jednak to nie przeszkadza wietrznemu neczaninowi w pełnieniu warty. Chłodne, rześkie powietrze to coś co nadaje mu sił.
Nagle z nieba zaczął padać biały, puszysty śnieg, który pięknie lśni w nocnym blasku i w świetle rozpalonego ogniska. Dzięki temu wkoło zapanował magiczny i niezwykły klimat.
- QRV … QRV – powtarzał Otachi do łączności w krótkich odstępach czasowych, aż wreszcie w słuchawkach usłyszał odzew:
- Q
SL ...
- Bro, pogoda się zmienia. - powiedział w końcu Otachi do łączności.
-
U nas jeszcze nie Bro, ale dzięki za info będziemy uważać. - odpowiedział Hachi.
-
Kto ma ostatnią wartę? - wtrąciła się Kiazu.
- Kurai. - odpowiedział Otachi.
-
Sprytna bestia … - odparła Kiazu.
- Lepiej dla Was abyście się wyrobili. Ziom nie żartuje. - stwierdził Otachi.
-
Wyobraź sobie Bro, że robimy co możemy. - odpowiedział Hachi.
- To starajcie się bardziej. - powiedział Otachi, a następnie szybko dodał: - Dobra, czas zwiedzić obóz.
-
Bez odbioru. - odpowiedział Hachi.
- No dobra czas się ruszyć. - powiedział Otachi do siebie, jednocześnie wstając i przeciągając się.

************

Zaśnieżony, chłodny jeszcze nocny las w którym wszystko spowite jest delikatną, szarą mgłą oraz przenikliwą ciszą, która ewidentnie zwiastuje zmianę pory doby. Nagle spokój tego miejsca został przerwany przez potężną eksplozję, która nie dość zatrzęsła ziemią to jeszcze spłoszyła wszystkie stworzenia z okolicy. Po dłuższej chwili z dymiącego obszaru wybuchu wyszli delikatnie kaszlący Hachi i Kiazu.
- Ehu ehu … musiałaś to zrobić? … ehu ehu... - spytał Hachi.
- Skąd mogłam wiedzieć ...ehu ehu … że ich leże wypchane jest ...ehu ehu … dławiącym kwasem? - odparła Kiazu nieznacznie się dusząc.
- Ehu ehu .. bo najlepiej wszystko wysadzić...
- Ehu … ta bo lepiej dać się pożreć … ehu ehu …
- Dobra punkt dla ciebie... - odpowiedział Hachi wreszcie łapiący spokojny oddech.
- Nie jest to mój pierwszy punkt... - odpowiedziała spokojnie Kiazu.
- Ta, ta nie przypominam sobie. - stwierdził wymownie Hachi.
- A ta lama dalej swoje. - powiedziała lekko poirytowanym głosem Kiazu.

************

Zaśnieżonym rankiem, pod czas obfitych opadów śniegu, neczanie zebrali szybko obóz i już przed wyznaczonym czasem byli gotowi do dalszej drogi.
- Ziom, wszystko gotowe do „wymarszu” - zameldował Otachi, zamykając drzwi jednego z tytanów.
- Dobrze, ruszamy punkt 8:00. - odpowiedział chłodno Kurai, opierając się o jedna z wojskowych maszyn.
- Co się z nimi dzieje? Już powinni dotrzeć … - zaniepokoiła się Rina.
- Zostawimy im jedno auto aby mogli nas dogonić? - spytał Otachi.
- Nie. - odpowiedział krótko i zwięźle Kurai.
- Albo wierzysz, że dotrą na czas albo masz ich totalnie w czterech literach. - wtrąciła Diuna.
Jednak stwierdzenie psychicznej neczanki rozeszło się bez echa. Tym czasem czas do wyjazdu nie ubłaganie płynął, a części neczan jak nie było tak dalej nie ma.

************


Na dużym tarasie otulonym chłodem poranka stoi ubrany na biało
młodzieniec, o długich, bardzo jasnych, wręcz białych włosach z czarnymi końcówkami, które nieznacznie powiewają na wietrze. Ma niezwykle delikatną chłopięcą twarz, nawet wręcz o kobiecych rysach i ambitne, pełne determinacji jasno brązowe oczy, które mimo wszystko wydają się być bardzo przyjazne i ciepłe. Młody człowiek stoi oparty o barierkę i podziwia niesamowite widoki jakie niesie budząca się do życia okolica.
Wkrótce na balkon wyszedł również
ubrany na biało mocno starszy mężczyzna. Co prawda ma on krótkie złoto-srebrne włosy, ale po jego pomarszczonej twarzy widać, że ma już swoje lata. Jego fioletowe oczy wyglądają tak, jakby widziały już dosłownie wszystko i nic nie jest wstanie ich zaskoczyć.
- Tu się ukrywasz... - odezwał się przybysz.
- Elinar, druhu dobrze wiesz, że się nie ukrywam. - odpowiedział młodzieniec.
- Tak, a ja jestem nastoletnią siksą której można wciskać takie bajki. - odparł Ambasador Elinar, a następnie podszedł bliżej do młodzika i powiedział: - Ankara, może i jestem stary ale wzrok mam dobry i widzę, że coś Cię trapi.
- Heh … od jakiegoś czasu nie jestem wstanie oddać się medytacji. - odpowiedział w końcu Ankara.
- Trapią Cię, jakieś wizje, które nadal chcesz ukryć przed wiedzą swoich sprzymierzeńców.
- Mamy ważniejsze sprawy niż moje wizje.
- Jak Cię szanuję, tak czasami przemawia przez Ciebie nie doświadczony dzieciak. Dobrze wiesz, że póki nie masz wizji ciemności to jest dobrze.
Ankara jednak nic nie odpowiedział, a po dłuższej chwili wymownej ciszy Elinar powiedział:
- Ah, zatem powiadasz, że masz wizje ciemności... to otwiera nowe światło na Twoje ostatnie zachowanie.


************

Wybiła 8:00, więc neczanie odpalili silniki maszyn bojowych i ruszyli w dalsza drogę, mimo że część ich zespołu jeszcze nie dotarła. Mroźne powietrze wręcz trzeszczy od zetknięcia się z rozgrzaną maską samochodów, wydając przy tym bardzo przenikliwy i nie przyjemny dźwięk. Na szczęście we wnętrzu maszyn ich nie słychać, dzięki temu neczanie mogą spokojnie rozmawiać przez łączność.
- Ziom, jesteś pewien, że nie powinniśmy na nich poczekać? - spytał Otachi prowadząc tytana.
- Nie ma takiej potrzeby. - opowiedział chłodno Kurai, siedząc za kierownicą.
- Otachi to On będzie miał kłopoty nie my. - wtrąciła Diuna, również prowadząc auto.
- Taaa … już to widzę … On nie z takich „opresji” wychodził cało... - powiedział Otachi.
Nagle dało usłyszeć się głośny pusty dźwięk dobiegający gdzieś z oddali. Neczanie dość odruchowo spojrzeli w boczne lusterka. Tam po dłuższej chwili zobaczyli lodową falę, która jednocześnie przypomina szalejący ocean podczas sztormu oraz zamgloną spokojną taflę jeziora.
W ten wszystkie pojazdy gwałtownie zahamowały, a trzy z nich odwróciły się przodem do tego niecodziennego zjawiska.
- Co to jest? - spytała z przerażeniem i fascynacją Rina przyklejając się do okna.
- Anomalia, albo wielkie kłopoty. - odpowiedział chłodno Kurai, siedzący obok.
-
Ziom, a nie jedno i to samo? - spytał Otachi, przez łączność.
-
A Ty to się nie przejęzyczyłeś? - dodała Diuna, siedząc w swoim aucie.
- Nie. - oparł stanowczo i twardo Kurai, uważnie obserwując to co dzieje się na horyzoncie.
************

Ambasador Ankara w swojej zadbanej białej szacie medytuje w ciemnym pomieszczeniu. Wkrótce wkoło władcy pojawia się intensywny, oślepiający blask, który próbuje walczyć z otaczającą go ciemnością. Raz w pomieszczeniu jest więcej mroku, a raz więcej jasności, a obie strony kłócą się z sobą o dominację. Nagle kiedy obie strefy uzyskały równowagę, obok Ankary pojawił się medytujący Elinar, który swoim jaskrawym blaskiem, z trudem pomógł utrzymać równowagę światła i mroku. Dzięki temu Anki mógł spokojnie przez pomedytować chociaż przez chwilę.


************

Wielka błękitno-biała, zamarznięta fala przetacza się po zaśnieżonym brzegu rozległego jeziora. Spadające, ostre kawałki lodu, w każdej chwili mógłby by się stać śmiercionośną bronią, więc nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby się znaleźć w pobliżu tej fali.
Neczanie uważnie obserwują całe zajście, stojąc na dachach swoich pojazdów. Wkrótce uderzyło w nich przenikliwe mroźne powietrze, które bez problemów zmroziło im delikatnie włosy, ubrania i ciało, do takiego stopnia, że pokryły się one białym szronem. Tym samy nieokiełznane zimno doszczętnie przeszyło ich ciepłe ciała.
- Łał … - wyszeptała zaskoczona Rina starając się robiąc zdjęcia.
-
Ej Ziom, też to widzisz? - stwierdził Otachi przez łączność.
- Tak. - odparł stanowczo Kurai, patrząc na wydarzenia w oddali.
-
Mówicie o tym lodzie? No trudno tego nie zauważyć... - wtrąciła Diuna.
-
Nie mów mi że nie widzisz … - odparł Otachi.
-
Ale czego? - spytała Diuna.
- Patrz uważnie. - odpowiedział Kurai.
W tym momencie psychiczna neczanka jeszcze raz zaczęła oglądać lodową falę, tym razem znacznie uważniej. Wkrótce oczom Diuny ukazały się dwie szaleńczo biegnące postacie, które ledwo unikają lodowych pocisków.
- A to co? - spytała zaciekawiona Diuna.


************


Lodowe odłamki spadają na ziemie, a wielka zamarznięta fala dalej toczy jakby była z wody i niszcząc wszystko w około. Pośród tego całego zamieszania biegną Hachi i Kiazu, którzy nie dość że uciekają co sił w nogach to jeszcze z ledwością unikają jakiekolwiek obrażeń. Nagle ich oczom ukazały się zaparkowane maszyny bojowe, więc nie wiele myśląc oboje jeszcze bardziej przyśpieszyli. Wkrótce rodzeństwo wparowało do aut i nerwowo zachęcało resztę oddziału do natychmiastowego odjechania. Lodowa fala z każda sekunda jest coraz bliżej naszych bohaterów, więc nie wiele myśląc na prędkości wszyscy stamtąd odjechali.
- Bro co Wy, żeście odwalili? - spytał Otachi prowadząc auto.
- Nic takiego, a teraz gazu! - odparł zdyszany Hachi siedząc obok.
-
Zostawić Was na chwilę samych... - wtrąciła Diuna ze swojego auta.
-
To trzeba było nas nie zostawiać. - dodała dysząca Kiazu, zasiadająca koło Diuny.
-
Było trzeba nie sprawiać problemów. - odparł Otachi, delikatnie śmiejąc się pod nosem.
-
Pogadacie później. Teraz jechać ile fabryka dała. - wtrącił chłodno Kurai.
- TAK JEST! - odpowiedziało zgodnie rodzeństwo, a następnie jeszcze przyśpieszyło.