czwartek, 20 kwietnia 2017

Epizod 220


"Już dawno tego nie robiliśmy ..."


Wczesną wieczorną porą, w dużym hangarze trwa wspaniały koncert Starego Kozła, siedzącego po środku sceny i grającego na bandżo oraz jego rodziny. Po prawej stronie staruszka stai śnieżno biała fura owieczki o kręconych i długich brązowych włosach, spiętych w kucyka oraz ślicznych zielonych oczach. Ma ona na sobie czarny kowbojski kapelusz, czerwoną kraciastą koszulę z podwiniętymi rękawami i zawiązaną na na biuście oraz luźna, plisowaną jeansową spódniczkę oraz czarne kowbojki do kolan. Natomiast po lewej stronie kozła stoi, groźnie wyglądająca fura czarnego byka o niebieskich oczach, który jest ubrany praktycznie jak siedzący na bujanym fotelu staruszek. Dodatkowo ona trzyma białe skrzypce, a on białą gitarę. Póki co oboje stoją i rytmicznie wybijają rytm piosenki granej przez Starego Kozła.
- A teraz piosenka, dla pewnej młodzieży którą miałem przyjemność poznać. Oni dobrze się przy niej bawili, więc być może Wy też będziecie. - odezwał się nagle Don Vuohda.
Nagle po dłuższej chwili staruszek płynnie zmienił melodie, a jego towarzysze również zaczęli grać, dzięki temu jego muzyka stała się jeszcze żywsza. Nagle młodzież zrzuciła swoje swoje kapelusze i zaczęła tańczyć, a staruszek w tym momencie zaczął śpiewać, w starej gwarze z jego rodzinnej planety. Tańczący przez na chwile zaprzestali grania na swoich instrumentach, zupełnie jakby pokazywali kroki. Na wstępnie oboje podskoczyli, unieśli prawe nogi i chwilowo złapali się lewą ręką za kostkę (zupełnie jakby przybijali piątkę swojej kostce), po czym podskoczyli i zrobili to samo za sobą. Następnie skocznie zrobili kółko wokół własnej osi wymachując prawą ręka zupełnie jakby rozkręcali lasso, po czym przeskakiwali z jednej nogi na drugą przesuwając się do przodu, a następnie zrobili to samo skacząc do tyłu. W tym momencie ich ruchy zaczęły się powtarzać z tym że tańczący na scenie nie wykonywali już ruchów rękami tylko grali na swoich instrumentach (taniec i piosenka to Cotton Eye Joe). Publiczność bardzo szybko złapała o co chodzi i zarówno młodzi jak i starzy wojskowi zaczęli tańczyć to co zostało im pokazane, dzięki temu dobra i żywiołowa zabawa rozkręciła się jeszcze bardziej.
W prawym rogu hangaru neczanie oraz książę Zekeren, również energicznie tańczą, chociaż Kurai jako jedyny stoi oparty o ścianę.
- Kurai, rusz się. - stwierdziła Diuna.
- Właśnie, w końcu to piosenka dla nas więc nie wypada stać i podpierać ściany. - dodała Kiazu, która podobnie jak siostra nie przerwała swojego tańca.
- Ziom nie daj się prosić. - stwierdził Hachi.
- Czas zaszaleć Ziom, - dodał Otachi.
W tym momencie Volaure odciągnął przyjaciela od ściany mówiąc:
- Nie bądź taki pobaw się.
Na dokładkę po chwili, Rina, nie przerywając robienia zdjęć, delikatnie potrąciła elektrycznego neczanina swoim biodrem i tym subtelnym gestem również go zaprosiła do zabawy. W tym momencie Kurai, w końcu przyjął zaproszenie do zabawy i przestał się dłużej opierać. Tym samym wszyscy obecni w hangarze dali porwać się wspaniałej muzyce.

************

Po wspaniałym koncercie, który w fantastyczny sposób rozładował napiętą atmosferę panująca w obozie maszyn, wojskowi zaczęli powoli wracać do swoich standardowych zadań. Z wielkiej hali, neczanie oraz książę Zekeren wyszli jako jedni z ostatnich.
- To co Cię do nas sprowadza? - stwierdziła nagle Diuna.
- Diuna ... - wycedził Hachi przez zęby.
- Maszyna do odstraszania smoków. Jestem bardzo jej ciekaw. - odparł jak gdyby nigdy nic Volaure, a następnie przypalił papierosa, a po chwili, delikatnie zadziornym uśmiechem oddał: - Być może jeszcze wykorzystam Brata...
Po czym dość wymownie spojrzał na elektrycznego neczanina.
- Nie mam ochoty ... - odparł chłodno Kurai.
- No weź, tylko raz ... dawno tego nie robiliśmy. - kontynuował Volaure szczerząc kły.
- Weźcie ... ja rozumiem, że macie swoje potrzeby ale dajcie spokój ... - stwierdziła zniesmaczona Diuna.
- Em ... to może już pójdziemy ... - stwierdził zmieszany Hachi.
- A ja tam chętnie popatrzę. - stwierdziła Kiazu z uśmiechem.
- Proszę bardzo, o ile namówisz go aby się zgodził. - odparł Volaure przybijając ognistej neczance piątkę, a następnie szczerząc kły dodał: - No dawaj jeden raz.
- Już mówiłem, nie mam ochoty. - odparł chłodno Kurai, bez emocjonalnie patrząc na władcę.
- Masz, masz ... znam Cię i dobrze wiem, że masz ochotę. - odparł Volaure podchodząc do elektrycznego neczanina.
- Skoro już tu jesteś, a dawno tego nie robiliśmy to niech Ci będzie ... - odparł Kurai.
- O tak! - odparł radośnie władca.
- Ale tylko raz! - odparł chłodno Kurai, odchodząc.
- Lepszy raz niż wcale. - stwierdził władca mrugając okiem, a następnie dodał: - Za dziesięć minut pod gabinetem Aluf'a. Tylko załóż coś bardziej odpowiedniego!
Na te słowa elektryczny neczanin już nic nie odpowiedział, tylko nie odwracając się uniósł prawą dłoń w geście, że przyjął wypowiedź do wiadomości po czym odszedł z nikł w mroku obozu.
- Jesteście bezwstydni .. - stwierdziła Diuna.
- Bezwstydny to ja mogę dopiero być. - odparł Volaure, szczerząc kły i podchodząc do Diuny.
- Hetto, to się nie spodoba... - dodał Hachi.
- E tam ... spodoba spodoba ... i pewnie sam wpadnie popatrzeć. - odparł władca mrugając okiem.
- Volaure, nie przesadźcie ... proszę ... - wtrąciła nieśmiało Rina.
- Spokojnie Aniołku masz moje słowo. - odparł książę, ponownie mrugając okiem, a następnie dodał: - Dobra idę się przygotować. A wy lepiej podziękujcie, że kupiłem Wam trochę czasu i tez się przebieżcie.
- Zaraz ... chwila ... to na co go zaprosiłeś? - spytała dociekliwie Diuna.
- Na mały sparing, a Ty myślałaś, że na co? - odpowiedział książę.
- Na nic ... - odparła delikatnie i nieznacznie zarumieniona Diuna.
- Heheheheh .... - zaśmiał się władca.
- O! Możemy popatrzeć? - spytał Otachi.
- Pewnie, ale lepiej by było abyście się przebrali... chyba pamiętacie co jest potem. - odparł Volaure.
- Tak tak ... pamiętamy ... - odparł Hachi.
- A wiecie, że nasze mundury dają nam pewną możliwość? - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- Niby jaką? - spytała Diuna.
- Masz jakiś pomysł aby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? - spytał Otachi.
- Lubie jak kombinujecie. - pochwalił Volaure z uśmiechem, popalając papierosa.
- Pewnie - odparła Kiazu z uśmiechem, a następnie dodała: - Nasze mundury pozwalają nam ...
************

Całkiem spora i przestronna sala treningowa, o drewnianej podłodze oraz zielonych ścianach i białym suficie. Po środku sali stoi książę Zekeren ubrany w fioletową luźną bluzę z kapturem w białe trupie czaszki oraz jeansowe spodnie i czarne bezpalcowe rękawiczki zapinane na nadgarstkach. Natomiast na wprost władcy stoi elektryczny który ma na sobie czarne jeansowe spodnie z paroma przetarciami oraz czarną dopasowaną koszulkę, z kapturem oraz bez rękawów. Jej ramiączka są poszarpane i wyglądają tak jakby rękawy zostały oderwane od bluzki. Dodatkowo całości jego wyglądu dopełniają czarne rękawiczki bez palców, które są bardzo podobne do rękawic Volaure.
- Jak dawno tego nie robiliśmy? - spytał Volaure poprawiając rękawiczki i racząc przyjaciela zawadiackim uśmiechem.
- Będzie parę lat ... i pewnie do dzisiaj masz po tym ślad ... - odparł chłodno Kurai delikatnie się rozciągając.
- Owszem, mam... a Ty za to masz szczęście że masz całą rękę... - stwierdził książę z uśmiechem, a następnie również zaczął się rozciągać.
- Smocze leczenie sprawia czasem cuda ...
- Wiem, wiem ... jednak dzisiaj będzie łagodniej
- Nie dasz z siebie wszystkiego? Hmm... albo mnie nie doceniasz albo jest coś o czym nie wiem...
- Heheheh, obiecałem Aniołkowi, że nie przesadzimy
- To wiele tłumaczy ...
- Ta... dobra to bez mocy, oraz broni ... w końcu i tak nie masz szans.
- Zobaczymy, wiele się zmieniło od naszego ostatniego starcia.
- Hehehe, nie tylko w Twoim mrocznym sercu się coś zmieniło, w moim sercu mroku również zaszło wiele zmian, które sprawiają że to ja będę górą. - odparł Volaure z wrednym uśmiechem.
- To zapowiada się dobra zabawa. - odparł pewnie Kurai z delikatnym uśmiechem pod nosem, a następnie dodał: - Nie lekceważ mnie, dobrze wiesz, że w pewnych sprawach jesteśmy tacy sami...
- Nie mam zamiaru. - odparł książę z uśmiechem, a po chwili dopowiedział: - Kto jak kto ale ja wiem, że Ciebie nie można lekceważyć. W końcu widziałem co potrafisz wydobyć z swojego mroku...
- Mówisz jakbyś był nieskazitelnie czysty, a obaj dobrze wiemy, że wiele mroku skrywasz.
- Heheheh ... e tam nic wielkiego, a na pewno nic czego sam byś nie zrobił. - odparł Volaure z zawadiackim uśmiechem.
************

Neczanie szybkim krokiem idą wąskimi uliczkami przez obóz maszyn.
- Myślicie, że to się uda? - spytała Diuna.
- Powinno. - odparła Kiazu.
- O ile nasz cwany plan już nie wyszedł na jaw to powinno się udać. - dodał Hachi.
- Nadal coś knujecie? - spytał Hetto podchodząc.
- Nic nowego ... - odparła Diuna.
- Rozumiem, a tam wszystko gotowe? - spytał Aluf.
- Pewnie. - odparł Otachi szczerząc kły.
- Dobrze, to czemu nie zaczynacie? - kontynuował oficer.
- Idziemy popatrzeć na starcie. - odparła Kiazu z ekscytacją w głosie.
- Zapewne nic ciekawego tam się nie dzieje, Książę wspominał, że chciałby urządzić sobie mały sparing i co prawda wydałem na to zgodę, to poprosiłem aby trzymali się wielu ograniczeń aby mój obóz był bezpieczny. - odparł Hetto.
- Jakich ograniczeń? - spytała dociekliwie Diuna.
- Ty wydałeś zgodę? - zdziwił się Hachi.
- Tak ograniczeń, takich jak nie używanie mocy, gdyż obaj są bardzo potężni ... a ja sam nie do końca wiem jak wyglądają sparingi między nimi ... - odparł Aluf, a po chwili dodał: - Tak ja wyraziłem zgodę. Książę sam do mnie przyszedł i powiedział mi o swoich planach i stwierdzając, że "szanuje zasady obozu, więc prosi o pozwolenie na sparing", a ja przystałem na to.
- Rozumiem. - odparła Diuna.
- Aluf'ie sparing to sparing ... trochę się obiją i tyle ... - dodał Otachi szczerząc kły.
- Niby masz racje, lecz z drugiej strony mam przeczucie, że dobrze zrobiłem, kiedy dość poważnie ograniczyłem im rozkręcenie się w starciu. - odparł Hetto.
- Kurai to jeszcze ... normalnie jego mroczna strona ma swoją własną mroczną stronę ... ale Volaure? To jego odwrotność ... więc tam nic złego nie mogłoby się stać ... - stwierdziła Diuna.
- To Twoje zdanie i masz do niego prawo. - odparł Hetto.
- Do czegoś pijesz? - spytała Kiazu.
- Wiecie, jest miły i sympatyczny, jednak przypominam Wam, że był zaufanym współpracownikiem Dossaka, który nie trzymał w swoich szeregach byle kogo, a kapitanem mogli zostać jedynie Ci najbardziej zaufani i bezwzględni. - odparł spokojnie Aluf, a po chwili dodał: - Pomijam już fakt, że jestem pewien, że nie przejął władzy w prawy sposób.
- Czepiasz się. - stwierdziła Kiazu.
- Być może, jednak ja wolę zachować ostrożność, zwłaszcza że technicznie jest moim przełożonym, co prawda nie bezpośrednim, ale zawsze... - stwierdził chłodno oficer, a po chwili zmieniając temat dodał: - Swoją drogą zgarniajcie ich, gdyż noc ucieka a jutro już nie będziecie mieli zgody na Wasze działania.
- Tak, tak ... - odparł Hachi.

- Zręczna zmiana tematu... - dodała Diuna pod nosem.

************

Kurai wyprowadza celne i stosunkowo silne ciosy pięściami, starając się uderzyć w ramiona i twarz księcia, który zgrabnie obracając się i chroniąc się jedną ręką, unika ataków przeciwnika. Nagle Volaure uchylił się od ciosu a następnie sam zaatakował. Elektryczny neczanin w ostatniej chwili odsunął się bok, jednak władca nie zaprzestał ataku i wkrótce zaczął wyprowadzać jednej szybki cios za drugim. Jednak Kurai bez trudu odskoczył, zrobił salto w tym i bardzo szybko oddalił się od ataków przeciwnika, który z zawadiackim uśmiechem kontynuował natarcie. Po dłuższej chwili Kurai znikł przeciwnikowi z oczu i niespodziewanie pojawił się na ramionach księcia, szybko splótł nogami gardło władcy i zanim ten spostrzegł się co się dzieje przechylił się mocna do tyłu i rzucił przeciwnikiem w kierunku jednej ze ścian. Lecący Volaure szybko zorientował się co się dzieje, obrócił się w locie i nogami odbił się od ściany, wykonując przy tym efektowne salto, po którym swobodnie stanął na ziemi.
- Zawsze byłeś szybki, a teraz jesteś znacznie szybszy niż za dawnych lat. - stwierdził pochwalnie Volaure z uśmiechem i patrząc głęboko w oczy przyjaciela.
- Podobnie jak Ty, nie próżnowałem przez te wszystkie lata. - odparł chłodno Kurai, obserwując przeciwnika.
Nagle władca wyprowadził stanowczy i mocny cios lewą pięścią, który elektryczny neczanin zablokował równie silnym ciosem, wyprowadzonym prawą pięścią. Obie pięści zderzyły się w silnym uderzeniu, jednak panowie zamiast zaprzestać starcia wyprowadzili kolejne ciosy, które jak lustrzane odbicia zostały blokowane, a z każdym kolejnym uderzeniem siła ataków rośnie. Zresztą tak samo jak zawrotność tego nadal przyjaznego starcia.
************

Neczanie idą wąskim korytarzem, prowadzeni przez energiczne odgłosy trwającego starcia.
- Ale głęboko w obozie się zaszyli. - stwierdziła Diuna.
- Przynajmniej mają spokój ... - odparł Otachi.
- Jak sądzicie wreszcie zobaczymy jaką mocą włada Volaure? - spytała entuzjastycznie Kiazu.
- Hetto mówił, że nie mogą używać mocy. - stwierdziła Diuna.
- A może się nie posłuchali? Areny są wygłuszone na moc. - dodał Hachi, z nutą nadziei w głosie.
- Dobra to przekonajmy się. - stwierdził energicznie i entuzjastycznie Otachi, jednocześnie szybko otwierając drzwi do sali treningowej.
w tym momencie oczom neczan ukazał się Volaure wyskakujący w górę i uderzający pięściami w powietrze. Szybko okazało się, że jego Ataki w powietrze, nie są bezcelowe. Każdy cios w powietrze generował kule powietrza, wielkości dłoni, które szybko leciały w kierunku elektrycznego neczanina. Tym czasem Kurai biega po sali, unikając części ciosów, a nie które po prostu odbijając.
- WOW POWIETRZE! - stwierdził uradowany Otachi.
Jednak walczący przyjaciele nawet na sekundę nie zaprzestali swoich działań. Książę nadal "strzelał" kulami powietrza, a elektryczny neczanin zwinnie skacząc unika ciosów. Nagle Kurai zatrzymał się i złapał ostatnią kulę w rękę i od niechcenia rzucił ją na ziemię. W tym samym czasie Volaure opadł na ziemię mówiąc z uśmiechem:
- Tak, tak rozproszyłem się, a to oznacza przerwę.
- Władasz powietrzem! - stwierdził radośnie Otachi podbiegając do stojącego władcy.
- Nie, nie władam powietrzem. - odparł Volaure szczerząc kły, a po chwili dodał: - To była tylko aura i nic więcej.
- Szkoda ... - stwierdził Otachi.
- Dobra to co wybawiliście się? - spytała Diuna.
- Hmm... nie, to była jedynie dobra rozgrzewka. - stwierdził radośnie Volaure, który jednocześnie popijał wodę którą, podobnie jak Kurai, dostał od Riny.
- Jak dla mnie możemy kontynuować. - stwierdził chłodno Kurai, popijając wodę.
- Hehehe ... można by, jednak niedługo moje sprawy mnie wezwą więc może pójdziemy gdzieś i spędzimy razem ten czas? - zaproponował książę.
- To może do nas! - stwierdził energicznie Hachi.
- Proszę cię ... nie wejdę do tego syfu .. - odparła Diuna.
- I tak pójdziemy do nas ... bo tam będzie najswobodniej. - dodała Kiazu.
- U dziewczyn będzie najlepiej. - stwierdził chłodno Kurai.
- Mi to obojętne, prowadźcie a ja chętnie pójdę wszędzie gdzie mnie zaprowadzicie. - odparł Volaure.
- To chodźcie. - zaprosiła radośnie Diuna z uśmiechem.
- A ja chce sobie popatrzeć! - stwierdziła rozczarowana Kiazu.
- To patrz tego nikt Ci nie zabroni ... - odparł chłodno Kurai.
- Wiesz Moja piękna ja tam chętnie mogę się jeszcze poruszać, ale mój przeciwnik ma już chyba dość. - dodał Volaure szczerząc kły.
- Tego nie powiedziałem, a dość to chyba masz Ty, te ostatnie ataki cienkie były i powiało od nich amatorszczyzną ... - odparł chłodno Kurai.
- O rzesz Ty... zaraz Ci pokarzę kto tu jest amatorem. - odparł Książę poprawiając rękawiczki.
- Huuuuraa! - wykrzyknęła entuzjastycznie Kiazu.
- Super! - dodali radośnie neczańscy Bracia.







niedziela, 2 kwietnia 2017

Epizod 219



"Koncert w obozie maszyn"


Spore Vehiculo wylądowało na cudownej nieznacznie zamglonej polanie, która doskonale kontrastuje z delikatnym słońcem. Na skraju pobliskiego, mieszanego lasu, stoi wysoka zbita z pali konstrukcja z przybitą do nich drabiną oraz drewnianą budka nad ziemią. Obok prostej ambony stoją już dwa dorosłe inuma, które grzecznie i potulnie czekają na swoich jeźdźców. Oba mają zaledwie dwa metry w kłębie i są czarno-biało-beżowe, a na sobie mają brązowe masywne siodła.
- Skoczę po aparaty. -stwierdziła Rina udając się do ambony.
- Spoko, leć ... mam nadzieje, że je dobrze zamontowałam. - odparła Kiazu wychodząc z smoczej karocy, a po chwili dodała: - Nie sądzisz, że Sachiner się rozkręca?
- Balansuje na bardzo cienkiej linii, a kiedy przegina to robi to po to aby mnie podirytować a następnie szybko powraca na cienką linię. - odparł chłodno Kurai.
- Spoko, miałam wrażenie, że dużo z jego zachowania Cię irytuje...
- Nie jest tego dużo, w dużej mierze on doskonale wie czego nie robić... i jak działać aby się dobrze "zabawić" i nie oberwać ...
- Coś w tym jest, ale mam wrażenie, że ostatnio chyba za dużo sobie pozwala ...
- Słuchaj musi się mocno postarać aby przegiąć i zmusić mnie do interwencji... przywykłem do jego numerów ... a co za tym idzie tak to może wyglądać ... jednak zapewniam Cię, że jeszcze nie pozwala sobie za dużo ... spokojnie mam go na oku ...
- Rozumiem .... to dobrze ... heh pewnie jak zostalibyście zamknięci gdzieś razem na kilka dni to byście się pozabijali ...
- To zależy... wiesz nie przepadamy za sobą, z trudem znosimy swoje towarzystwo, obaj jesteśmy stanowczy ... ale znamy się nie od dzisiaj ... więc takie spotkanie mogłoby się różnie zakończyć ...
- Proszę Cię ... gdyby nie Rina to byście się pozabijali już dawno ...
- Gdyby nie Rina to nie spędzalibyśmy ze sobą czasu...
- Dobra punkt dla Ciebie. - stwierdziła Kiazu.
- Mam aparaty, na jednym jest parę mega zdjęć. - wtrąciła Rina podchodząc.
- I bardo dobrze, Hetto będzie zadowolony. - odparła radośnie Kiazu, chowając dwa aparaty do torby, a po chwili dodała: - Dobra Rinka chodź, jedziemy.
- Tak ... - odparła niepewnie Rina.
- A Ty pamiętaj, że Hetto sobie życzy abyś wyruszył dopiero jak wrócimy do obozu ... - stwierdziła Kiazu, podchodząc do inuma.
- Pamiętam... - odparł chłodno Kurai.
- A tak... Hetto powiedział, że dla przykrywki macie się za sobą stęsknić i pozwala na drobne ... uchybienia od kodeksu ... tylko macie nie przegiąć ... - konturowała Kiazu wsiadając na wielkiego psa.
- Jedzcie już. - odparł chłodno Kurai, kiedy obie neczanki zasiadały już na wielkich inuma.
Wkrótce dziewczęta pośpiesznie odjechały z pod ambony, a Kurai spokojnie usiadł w Vehiculo.
- Życzy Pan sobie jechać dalej? - spytał woźnica.
- Nie teraz, dam Ci znać. - odparł chłodno Kurai.
- Jak Pan sobie życzy.
- Twój smok pewnie chciałby się napić ... Tam za tą amboną, jest źródło.
- O dziękuję, Panu ... za chwilę wracam.
- Spokojnie mamy czas....
************

- Zaraz zadzwonię do Hetto i aby nas pokierował. - stwierdziła Kiazu, jadąc na inuma, a po chwili dodała: - Ale najpierw kilka informacji...
- Hmmm... jakich? - odparła spokojnie zaciekawiona Rina.
- W obozie maszyn będzie dzisiaj wielki koncert ...
- Fajnie ...
- Owszem, co prawda nie wiem kto wystąpi, ale może być świetna zabawa. - odparła Kiazu z uśmiechem, a po chwili dodała: - Kolejną informacją jest to, że przez koncert mamy obsuwę w naszych planach, więc pewnie będziesz musiała zająć się z pewnym uroczym sadystą ...
- Spoko ... postaram się ... - odparła Rina rumieniąc się.
- Hehehe ... spokojnie dasz rade... - stwierdziła Kiazu mrugając okiem, a po chwili dodała: - A teraz opowiadaj co robiłaś z tym burakiem...
- Z Sachinerem?
- No, przecież o nim właśnie mówię...
- Hmm... dobrze ... ale może najpierw sprawdzimy gdzie jedziemy?
- A tak ... właśnie ... dzwonie do Hetto... dzięki. - odparła Kiazu z uśmiechem.
- Proszę ...
************

Duży, wręcz ogromny hangar z sporą oświetloną sceną. Hachi i Otachi pomagają ustawiać czarne, masywne, głośniki. Natomiast Diuna i Marsui spinają kable tak aby można było swobodnie chodzić i aby tony kabli nie poplątały się. Reszta obozu również szykuje pomieszczenie do zbliżającego się koncertu. Po środku pomieszczenia stoi Aluf Hetto, który uważnie ogląda poczynania swoich ludzi. Po chwili do wysokiego oficera podszedł fura kozła, o czarno-biało-siwym futrze i przymglonych brązowych oczach oraz długiej brodzie. Jeden jego róg jest beżowy a drugi jest beżowo-czarny. Już na pierwszy rzut oka widać iż jest to starszy i stateczny Pan. Ubrany jest on w białą elegancką koszulę i skórzaną brązową kamizelkę, do tego ma niebieskie jeansy i brązowe kowbojki oraz kowbojski kapelusz.
- Moje uszanowanie Panie Jenerale. - odezwał się nagle przybysz, wyciągając prawą dłoń do Aluf'a. Miał on delikatnie ochrypnięty i mocno zmęczony głos.
- Witam, Panie Don Vuohda. - odparł oficer z szacunkiem, jaki ma się do osób starszych, a po chwili dodał: - Coś potrzeba?
- Nie nie, tak przyszedłem zobaczyć jak idą przygotowania do koncertu? - odparł kozioł.
- Dobrze, niedługo skończymy. - odparł Hetto.
- Bardzo mnie to cieszy Panie Jenerale... Hmm... A Ci młodzi ludzie występują przed nami czy po nas?
- Panie Don Vuohda, z całym szacunkiem, Pan i Pański zespół jesteście jedynymi wykonawcami dzisiaj, a Ci ludzie tam tylko szykują scenę.
- Rozumiem, Panie Jenerale.
- Tajhal, zadbaj aby naszym gościom niczego nie brakowało. - stwierdził nagle Hetto.
- Oczywiście Oj... Panie Aluf'ie... - odparł spokojnie Tajhal z tabletem w dłoni.

************

Po przez trochę błotnistą polanę, jadą dwa spore inuma które ciągną wózek z dużą, masywną drewnianą skrzynię. Na jednym z zwierząt siedzi Rina, która spokojnie siedzi i podziwia widoki, robiąc przy okazji zdjęcia. Tym czasem Kiazu stoi na skrzyni i robi różne intensywne ćwiczenia.
- Nie chcesz się przyłączyć? - spytała nagle Kiazu robiąc pompki.
- Podziękuję, w końcu ktoś musi powozić. - odparła pokornie Rina z uśmiechem.
- Hehehe... wiem wiem ... - odparła Kiazu, a po chwili dodała: - Mnie tam strasznie nudzi ta podróż...
- To dobrze ... treningi są częścią Ciebie...
- Hehehe pewnie! - odparła Kiazu robiąc przysiady, a po chwili dodała: - Dodatkowo nie będę pachnieć olejkami i innymi pachnidłami... w końcu siedziałyśmy w ambonie przez ostatnie dni ..
- Fakt ...
- Heh ... nie wiem co Hetto sobie myślał, ale przecież Ty nie umiesz ściemniać ... więc szybko się wyda, że byłyśmy w wilii... - odparła Kiazu, a następnie dodała: - Hmm.. trzeba jednak przyznać, że nie zdradzasz sekretów ... wiec jestem pewna, że nic nie powiesz ... ale rozmowy na temat ambony będą kłopotliwe ...
- Wiem ... - odparła pokornie i trochę smutno Rina, a po chwili dodała: - Jakoś sobie poradzę ...
- Hmm... pewnie tak, ale pamiętaj,że póki jesteśmy w obozie maszyn to nawet nasi nie mogą o tym wiedzieć ...
- Pamiętam ...
- Hmm... a właśnie miałaś mi opowiedzieć co robiłaś z tym burakiem?
- W sumie nic wielkiego ... byliśmy u Mishela ... później poszliśmy na spacer nad jezioro ... rozmawialiśmy ...
- Naprawdę? Kurcze, to bardzo spokojnie jak na jego ...
- Było miło ... - odparła Rina rumieniąc się.
- Aha ... brzmi trochę jak "randka w stylu Sachinera" ...
- To nie była randka ... - odparła mocno czerwona wodna neczanka.
- Hmm... czy wszystko to co tam się wydarzyło opowiedziałabyś Kurai'owi?
- Tak...
- Hmm... jesteś całkiem pewna w tym co mówisz... - odparł Kiazu, robiąc brzuszki, a po dłuższej chwili dodała: - Pokusiłabym się o stwierdzenie, że on traktuje Cię na równi z Ery...
- Nie ... myślę, że Ery traktuje dużo lepiej ... mnie traktuje zwyczajnie ...
- Kochana zwyczajnie, to on traktuje mnie czy Diunę ... ani go ziębimy ani grzejemy ... widzi nas jak każdą kobietę na świecie ... wiesz należy nam się szacunek ze względu na płeć, mamy spełniać jego zachcianki, i mamy czuć się docenione, że on w ogóle na nas spojrzał ...
- Sachiner lubi być otoczony pięknymi kobietami i być w centrum uwagi ...
- Owszem, a jednocześnie nie lubi podlizywania się ... ale Twoje szczere komplementy przyjmuje ...
- Może dlatego, że są szczere ...
- Wiem wiem ... Kochana on Cie lubi i to wiemy już od dawna i to sprawia, że jesteś bardzo wysoko u niego w hierarchii i jestem pewna, że jak zrobiła byś maślane oczy i szczerze o coś poprosiła to bez mrugnięcia okiem zrobił by to ... jednak... no... martwię się o Ciebie, i nie chciałabym aby ten burak coś Ci zrobił ... zwłaszcza, że na moje oko robi się coraz bardziej bezczelny i przy każdym kolejnym spotkaniu przegina coraz bardziej ...
- Mam obrońców ... - odparła Rina z uśmiechem, a następnie dodała: - Ufam mu i wiem, że mi nic nie zrobi ... chociaż ...
- Nie potrafisz przywyknąć do jego "bliskości" i nadal jesteś sobą a on się tym rajcuje ...
- Em ... można to tak powiedzieć ... wiesz ... on lubi jak się rumienie ...
- Hmm.. a ja bardziej myślałam, że on lubi ten Twój strach w oczach, który jest ciekawą mieszanką strachu i ufności, który ozdobiony jest rumieńcami ...
- Może masz racje ... - odparła bardzo spokojnie Rina.
- Kochana nie wiem co masz w sobie, ale jesteś dla mnie ogromną konkurencją ...
- Przepraszam ...

- Nie masz za co przepraszać, w końcu to nie Twoja wina, że jesteś sobą... a to, że faceci to uwielbiają to już inna para kaloszy, a to sprawia, że nie mogę spocząć na laurach tylko się starać o uwagę. - odparła Kiazu mrugając okiem.

************

Duży, wręcz ogromny hangar z sporą oświetloną sceną, w którym już wszystko jest gotowe do zbliżającego się koncertu. Hachi, Otachi, Diuna, Marsui oraz Kashai i Ruln stoją w jednym z rogów sali i rozmawiają z Aluf'em.
- Ojciec wszystko zrobione. - stwierdził nagle Kashai.
- Bardzo dobrze, czyli Don Vuohda może zaczynać koncert. - odparł Hetto.
- Jeszcze Kiazu, Rina i Kurai nie wrócili ... - stwierdziła Diuna.
- Wiem wiem, właśnie Ruln, dziewczyny niedługo powinny przyjechać, wyjdź po nie proszę. - odparł Hetto.
- Oczywiście.- odparł Ruln.
- Aha i weź sobie z dwóch pomocników, ta skrzynia co dziewczyny wiozą jest dość dzieżka. - stwierdził Hetto.
Na te słowa Ruln spojrzał na neczan i wkrótce panowie dogadali się miedzy sobą bez słowa.
- Jak sobie życzysz, mam nawet dwóch chętnych. - odparł Ruln z uśmiechem.
- Aha a co z niespodzianką? - spytał Aluf.
- Nie odbiera... - stwierdziła Diuna.
- Jak przyjedzie Kiazu to powiem jej aby to ona zadzwoniła. - odparł Hachi.
- Możliwe, że jedzie ... - dodał Otachi.
- Rozumiem, poczekamy ... w końcu są różne obowiązki. - odparł oficer.
- Panie Aluf'ie! - wpadł nagle do hangaru jeden z szeregowych wojskowych. - Skrzynia przyjechała.
- Dobrze, dziękuję. - odparł Hetto, a po chwili dodał: - Ruln...
- Wiem, wiem już idziemy... - odparł spokojnie Ruln, odchodząc i zabierając ze sobą Hachiego i Otachiego.
- Aluf'ie czemu wysłałeś na tą misję w ambonie Kiazu a nie mnie? Ba czemu nie wysłałeś nas trzech? - spytała z ciekawością Diuna.
- W ambonie nie mieszczą się więcej niż dwie osoby. - odparł Kashai.
- Dokładnie, a pojechała tam Kiazu gdyż musiała ochłonąć oraz dla obrony. - odparł Hetto, a po chwili dodał: - Umówmy się, że odkąd dostałaś kulę "Ahales" to świata po za nią nie widzisz ... a ja potrzebowałem ludzi którzy skupiają się też na zadaniach ...
- Kashai! Musiałeś mu mówić? - odparła Diuna.
- Nie musiał, z mojego okna doskonale widzę Twoja kryjówkę i doskonale wiem, gdzie się podziewałaś zamiast pracować ...
- No ... e .... em .... no... - zaczęła dukać zaskoczona Diuna.
- A ja Cie chwalę. Prawda Ojciec? - odparł Kashai z uśmiechem.
- Owszem chwalisz, w końcu trening z kulą przynosi efekty, nawet jak ich nie widać na pierwszy rzut oka. - odparł spokojnie Aluf.

************

Spore Vehiculo jest zaparkowane na cudownej nieznacznie zamglonej i chłodnej polanie, która doskonale kontrastuje z zachodzącym już słońcem i wspaniałymi chmurami, które zwiastują nadejście nocy. Woźnica pojazdu śpi na koźle. Tym czasem smok spokojnie leży, a Kurai stoi oparty o pobliskie drzewo. Nagle elektryczny neczanin podszedł do pojazdu i chłodno, stanowczo i dość głośno powiedział:
- Wstawaj! Czas jechać ....
- Co ... a tak tak ... - odparł nagle gwałtownie obudzony woźnica, a po chwili dodał: - Proszę nic nie mówić Panu Cusan, że Pana zawiodłem.
- Zobaczę ... Jedź już ... - odparł chłodno Kurai wsiadając do karety.

- Tak Panie! ... - odparł woźnica startując. 

************

Obóz maszyn przepełniony metalowymi hangarami i kontenerami, oświetlony pomarańczowym zachodzącym słońcem i otulony chłodnym wiatrem. Przy wejściu do obozu stoi delikatnie zamyślona Rina. Już na pierwszy rzut oka widać, że na kogoś czeka.
- Czemu nie bawisz się na koncercie? - spytał nagle znajomy męski głos.
- Mam zadanie przywitać naszego kapitana. - odparła Rina z uśmiechem, i odwracając się.
W tym momencie jej oczom ukazał się młody chłopak ubrany w podstawowy mundur z Ineeven, który do niej podchodzi. Ma on ciemno brązowe oczy oraz sterczące, nie za długie, niebiesko czerwone włosy i zieloną bandamkę zawiązaną na czole.
- Rozumiem, jednak tracisz koncert. - odparł przybysz.
- Hmm... jeszcze się nie zaczęło ... - odparła nieśmiało Rina.
- Dobra nie zaczęło się, ale fajnie by było jakbyś zechciała mi towarzyszyć. - odparł przybysz z uśmiechem.
- Wybacz Kabarte ... to bardzo miłe ... ale ....
- No weź ... - stwierdził przybysz podchodząc bliżej, a po chwili dodał: - Twój kapitan nawet się nie dowie, że po niego nie wyszłaś ...
Wodna neczanka nic mu nie powiedziała jedynie nieznacznie się od niego odsunęła, a Kabarte z uśmiechem splótł swoją dłoń z dłonią zaniepokojonej neczanki.
- Może jednak dasz się namówić? - spytał Kabarte.
- Moja droga tu się przede mną ukrywasz. - wtrącił nagle bardzo znajomy męski głos.
- Nie ukrywam się ... - odparła zarumieniona neczanka odsuwając się, a następnie z radosnymi oczami udała się w kierunku głosu.
W tym momencie oczom Kabarte, ukazał się wysoki mężczyzna ubrany na pomarańczowo i tulący neczankę i trzymający w prawym ręku palącego się papierosa. Wkrótce Ineveeńczyk zobaczył, że przybysz ma czarne krótkie włosy w lekkim nie ładzie, przepiękne i stanowcze zielone oczy w odcieniach wody z pionowymi źrenicami. Dodatkowo zdobią go tygrysie uszy, mały koci nosek oraz ciało pokryte miłym tygrysim futerkiem i fioletowe gogle na czubku głowy. Jego podgardle i wspaniałego, umięśnionego torsu, są śnieżno białe. Natomiast reszta jego widocznego ciała jest brązowo-ruda w czarne paski.
- Miło Cie widzieć Aniołku. - stwierdził przybysz.
- Ciebie również. - stwierdziła radośnie Rina.
- Ej kolego, to obóz wojskowy... nie upoważnionym wstęp wzbroniony. - stwierdził nagle Kabarte podchodząc.
- Widzę kolego, że nie poznajesz kim jestem. Zatem pozwól, że się przedstawię. - odparł przybysz, a następnie podchodząc, zgasił papierosa i wyciągając prawą dłoń z uśmiechem powiedział: - Książę Volaure.
- Kabarte. - stwierdził Ineveeńczyk, podał mu prawą dłoń, a następnie zaskoczony i zdezorientowany powiedział: - O rany ... przepraszam...
- Spokojnie. - odparł Volaure z uśmiechem, a następnie nachylił się i powiedział cicho a zarazem stanowczo, Kabarte na ucho: - Ona jest dziewczyną mojego Brata, więc przyjaźnij się a nie podrywaj.
- Em ... co księcia tutaj sprowadza? - spytał oniemiały Kabarte.
- To i owo. - odparł Volaure z uśmiechem mrugając okiem, a następnie dodał: - Zobaczysz kolego czy nie ma Cię na koncercie?
- Tak, tak ... do zobaczenia Rina. - odparł Kabarte odchodząc.
- Do zobaczenia. - odparła nieśmiało Rina, rumieniąc się.
- Wydaje się być miły. - stwierdził Volaure.
- Jest miły ... ale ... ale chyba chciałby czegoś więcej ...
- Spokojnie przestanie chcieć ... to pewnie chwilowe. - odparł władca mrugając okiem.

************

Duży, wręcz ogromny hangar z sporą oświetloną sceną, w żołnierze stoją w większości przy arenie i czekają na rozpoczęcie wspaniałego koncertu. Hachi, Otachi, Diuna, Kiazu, Marsui oraz Kashai i Ruln znajdują się tuż pod sceną. Tym czasem Hetto oraz Tajhal stoją koło wejścia i rozmawiają. Nagle do rozmawiających oficerów podszedł Kabarte i powiedział:
- Przepraszam, że przeszkadzam mam ważne pytanie.
- Jakie? - zaciekawił się Tajhal.
- Czy książę Volaure ma brata? - spytał Kabarte.
- Mi nic o tym nie wiadomo. - odparł Tajhal.
- O ile dobrze pamiętam to tak ma Brata. - dodał Hetto, a po chwili dodał: - Czemu pytasz?
- Z ciekawości ... - odparł Kabarte, a następnie dodał: - Dziękuję.
Po tych słowach Kabarte spokojnie odszedł i w mieszał się w tłum żołnierzy.
- To jak Panowie zaczynamy? - spytał nagle Volaure.
- Nie książę, Don Vuohda i jego kapela potrzebują jeszcze chwili do pełnego przygotowaniu. - odparł Aluf.
- Rozumiem, to ja idę wmieszać się w tłum. - odparł spokojnie Volaure.
- Książę, przepraszam czy mogę zadać pytanie? - spytał Tajhal.
- Kolego już pytasz... no dajesz. - odparł Volaure.
- Przepraszam książę, za to osobiste pytanie. Powiedz mi czy masz rodzeństwo? - spytał Tajhal.
- Owszem, posiadam rodzeństwo. I od razu zaspokoję Twoją ciekawość, mam młodszego Brata. - odparł spokojnie Volaure, ubrany w pomarańczowy T-shirt i spodnie.
- Czyli Ojciec dobrze pamiętał .. - odparł Tajhal pod nosem.
- To wszystko? - odparł Volaure.
- Tak książę, dziękuje i już nie zatrzymuję. - stwierdził pokornie Tajhal.

************

Obóz maszyn przepełniony metalowymi hangarami i kontenerami, oświetlony złocisto czerwonym zachodzącym słońcem i otulony bardzo chłodnym wiatrem. Przy wejściu do obozu stoi Rina opatulona pomarańczową bluza na długi rękaw. Neczanka bardzo uważnie i z błyszczącymi oczami czeka aż wielki granatowy smok kareta wyląduje. Wkrótce ogromne Vehiculo wylądowało, a następnie tuż po wysiąknięciu elektrycznego neczanina, odleciało. Silny podmuch wiatru, powstały przy tym sprawił, że w koło zrobiło się jeszcze bardziej chłodno.
- Witaj... miło Cię widzieć ... - stwierdziła pokornie Rina, podchodząc do ukochanego, który nic jej nie odpowiedział. Następnie wodna neczanka szczerze i mocno przytuliła się do ukochanego, który odwzajemnił uścisk.
- To bluza Volaure? - spytał chłodno Kurai.
- Tak ... - odparła spokojnie Rina z delikatnym uśmiechem i nieznacznym rumieńcem.
- Chodźcie, koncert się zaczyna. - stwierdził nagle Hetto podchodząc.
- Idziemy. - odparł chłodno Kurai.
- No brawo nie przesadziłeś i jesteś grzeczny. - odparł cicho Hetto z uśmiechem, do przechodzącego obok neczanina.
- Nie prowokuj mnie ... - odparł chłodno i stanowczo Kurai,przechodząc z ukochaną hangaru.
- Dobra, dobra ... spokojnie. - stwierdził Hetto.
- On może i jest "grzeczny" a ja już nie do końca. - wtrącił Volaure podchodząc do elektrycznego neczanina i nachylając się w jego kierunku oraz stanowczo się zbliżając. Po chwili kiedy ich usta prawie się zetknęły, Kurai nieznacznie odwrócił głowę w lewo. Na ten gest książę uśmiechnął się i zaprzestał swojego działania mówiąc:
- Miło Cię widzieć.
- Ciebie również. - odparł Kurai, a następnie przywitał się z władca powitaniem z Zekeren.
- Książę, to nie stosowne. - wtrącił Aluf.
- Oj przestań, przecież nic się nie stało, a to była jedynie nie winna zabawa. - odparł Volaure z uśmiechem.
- Widziałem. - odparł Hetto.
- Co Cie sprowadza? - spytał Kurai.
- Kochani, idźcie na koncert, a ja zaraz przyjdę i wtedy pogadamy . - stwierdził Volaure.
- Jak sobie chcesz. - odparł chłodno Kurai, a następnie wraz z ukochaną wszedł do hangaru.
Kiedy tylko znikli z pola widzenia, Volaure stanowczo powiedział:
- Hetto, stanowczo za bardzo się czepiasz i naciągasz strunę, która niebawem pęknie i będziesz miał kłopoty w obozie.
- Książę z całym szacunkiem, mam inne bardziej radykalne poglądy i wypełniam rozkazy. - odparł Aluf.
- Tak, tak wiem. Jednak myślę, że trochę luzu by Ci nie zaszkodziło. - odparł Volaure a po chwili dodał: - Posłuchaj, ograniczając całemu obozowi drobne przyjemności ryzykujesz, że opadną morale oraz, że w końcu ktoś bardzo narozrabia i będziesz miał przerąbane.
- Książę, dobrze wiesz, że nie mogę im pozwolić na rozpustę!
- Hetto, nie mówię, że masz pozwalać już na nie wiadomo jaką rozpustę, ale odrobina swobody dobrze im zrobi. - odparł władca, a następnie dodał: - Nie każe tez Ci wszystkiego tolerować, jednak nie możesz im wszystkiego zabraniać, gdyż to wywołuje jedynie spięcia.
- Nie chce tutaj obozu Kubów.
- Spokojnie, jak przymkniesz oko na pewne drobne sprawy to nic złego się nie stanie, wręcz przeciwnie to wyjdzie wszystkim na dobre. - stwierdził książę, a następnie odchodząc spokojnie dodał: - Przemyśl to i znajdź złoty środek ... dzięki temu Ty będziesz spokojniejszy a Twoi ludzie będą szczęśliwsi, a to bardzo dobrze zrobi całemu obozowi ...
Tym czasem w hangarze, stary kozioł zaczął grać na banjo skoczną i rytmiczną melodię, która bez trudu zaczyna porywać wojskowych do ruszania się, a nawet tańczenia.