poniedziałek, 1 grudnia 2014

Epizod 120

"Pazerna bestia..."

Minuty mijają z prędkością sekund, a z każdą kolejną chwilą świetliste kolumny z uwięzionymi wietrznymi istotami, wirują coraz szybciej i szybciej w koło wspaniałej i klasycznej, róży wiatrów. Kiedy powstała dezorientująca, mieniąca się poświata o wspaniałych, pulsujących i intensywnych kolorach, nasi bohaterowie podnieśli się z ziemi i uważnie obserwowali to co się dzieje wkoło nich. Nagle wszystko gwałtownie się zatrzymało, także teraz kierunki są ustawione tak jak wskazywał kompas, to znaczy północ jest na prawo od wejścia, na wprost wejścia znajduje się wschód, na lewo od wejścia południe a przy wejściu jest zachód. W tym momencie cała komnata ponownie się zatrzęsła, a ze środka komnaty wystrzeliła wielka smuga białego, intensywnego światła, sięgająca od zdobionej podłogi aż do kamiennego sufitu. Nie minęła chwila jak świetlista owalna kolumna pochłonęła swoim niepowtarzalnym blaskiem całą komnatę. Neczanie i kuby odwrócili głowy od światła i zamknęli oczy. Po dłuższej chwili, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność oślepiający blask znikł,a wraz z nim wszystkie cztery walcowate kolumny oraz wietrzne istoty. Dodatkowo po środku róży wiatrów pojawiła się spora, mroczna dziura idąca głęboko w dół. W tym momencie wszystko się uspokoiło, a nasi przyjaciele niepewnie podeszli do wielkiej przepaści.
- ŁOŁ ... co to było? - stwierdził z podziwem Hachi.
- Nie wiem, ale tego się nie spodziewałam .. - odpowiedziała oszołomiona Diuna.
- Nie śpieszyliście się... słuchacie toleruje Was, jednak ładnych zniszczeń dokonaliście. - wtrącił Sachiner podchodząc do reszty.
- Oj tam oj tam ... remont tego nie wyniesie Cię dużo. - odparł Hachi.
- Mnie nie wyniesie nic, bo to Wy pokryjecie koszty... nie życzę sobie abyście bezkarnie niszczyli moje dobra materialne... - odpowiedział arogancko inkub.
- Tak, tak gadzie jeden ... spokojnie... pokryję koszty ... - dodała spokojnie Ery.
- To co teraz? Zjazd na sam dół? - wtrąciła entuzjastycznie Kiazu.
- Oby nie ... - odparła Ery zaglądając do przepaści...
W tym momencie z wnętrza otchłani, dało się usłyszeć wysoki, przenikliwy i bardzo piskliwy dźwięk, który kując w uszy rozchodził się się po całej komnacie i przez chwile dźwięczał w odgłosach echa. Wszyscy zasłonili swoje uszy i cofnęli się znacznie, a nieprzyjemny brzmienie jeszcze kilku krotnie się powtórzyło, co i rusz nabierając na sile i intensywności. Nagle piskliwy i skrzeczący odgłos został przerwany przez taki gwizd jaki wydaje hulający wiatr, tyle, że znacznie głośniejszy i dużo bardziej nieznośny. Nagle z bezkresnej otchłani wydobył się chłodny, ostry i bardzo silny podmuch wiatru, który bez najmniejszego trudu rozrzucił neczan i kuby po całej komnacie. Kolejny zimny, raniący i potężny podmuch przygwoździł wszystkich do ścian i unieruchomił ich, a jednocześnie dał im porcję orzeźwiającego i cennego powietrza oraz zgasił wszelkie oświetlenie. W ten duże pomieszczenie ponownie się zatrzęsło, a powietrze wzbiły się tumany czarnego, brązowego i szarego jakby dymu, który jest lekko duszącą mieszanką ziemi, kamiennego pyłu i kurzu.
- Ehu, Ehu, Ehu ... co się dzieje? - spytała przygwożdżona do ściany Kiazu kaszląc.
- Ehu ... nic dobrego ... ehk .. ehu .. - odpowiedziała, również kaszląc, Diuna, znajdująca się koło siostry, a po chwili dodała - gdzie ..ehu..ehu ... reszta?
- Ehu .. nie widzę ich... ehu ehu ... ciemno i za gęsty dym ... ehu...ehu ... - odparła ognista neczanka.
Nagle w zadymionej, komnacie zrobiło się podejrzanie cicho. Po chwili bezdźwięczne mroczne pomieszczenie, zaczęło powoli wypełniać się tajemniczym i ledwo słyszalnym szeptem, dobiegającym dosłownie zewsząd. W ten głośny grzmot gwałtownie przedarł się przez spokój ogromnego pomieszczania, spowitego w ciemnościach. Zimne ciarki przeszły przez rozgrzane ciała naszych bohaterów, a energia... chłodna... wietrzna energia wdzierała się w każdą komórkę ich ciał, żądając uwagi. Dodatkowo zawładnęła ich zmysłami zagłuszając wszystko w koło. Kolejny niesamowicie głośny huk i wiatr uspokoił się. Niespodziewanie w ogromnej komnacie ponownie zapaliły się żywe płomienie o intensywnych, stosunkowo chłodnych kolorach. Niepiesko zielone płomienie, nieśmiało i niepewnie próbują się przebić przez gęste, lekko duszące, tumany kurzu, rysując dużą i bliżej nie określoną czarną sylwetkę. W ten wszyscy opadli na ziemię, a dym przestał dusić i zaczął powoli opadać, z każdą chwilą delikatnie klarując pole widzenia i robiąc miejsce dla chłodnego, orzeźwiającego i tak wyczekiwanego powietrza. Wspaniałe i rześkie powietrze, powoli i stopniowo rozchodzi się po komnacie, docierając w każdy jej zakamarek. Z każdą chwilą pole widzenia robi się coraz bardziej przejrzyste, a rozmazana mroczna postać zdaje się coraz znaczniej rzucać się w oczy. Po dłuższej, pełnej napięcia chwili oczom wszystkich ukazała się wielka i na co dzień niespotykana bestia, o groźnym, krystalicznym, zielonym spojrzeniu. Ma ona potężne orle skrzydła, masywne lwie ciało oraz łapy, dodatkowo posiada orlą głowę z długimi uszami dzikiego osła. Masywne, a zarazem wysmukłe niebiesko lazurowe, delikatnie wpadające w limonkową zieleń ciało bestii, wygląda na całkiem umięśnione wywołuje mocne uczucie lęku, a spore jej błękitno-białe skrzydła budzą szacunek. Nagle zwierzę przeszywająco, piskliwe zaskrzeczało, aż cała komnata zadrżała, a następnie stanęło dumnie z wysoko zadartą głową, zupełnie jakby chciało pokazać, że to ono jest tu panem, którego należy podziwiać.
- Co to jest? - spytał zafascynowany Hachi.
- Gryf ... - odpowiedział Otachi.
- A właściwie to wspaniała pani gryf ... - dodała Rina.
- A skąd niby wiesz, że to gryfica, a nie gryf? - spytała Diuna.
- Samce Gryfa nazywane są "Alce" i zawsze są bezskrzydłe ... - odpowiedział Kurai.
- Rozumiem. Wygląda dosyć dumnie ... oraz łagodnie...- odparła Diuna.
- Moja droga nie daj się zwieść, to szlachetne odważne i wytrwałe, a zarazem okrutne i nie obliczalne, pełne pychy, stożenia dzikie z natury, o białych, twardych jak stal pazurach - wtrącił Sachiner.
-... Bo Ty się akurat znasz ... - stwierdziła Kiazu.
- Czekaj czy z pyłu ich pazurów nie wyrabia się mikstur na silne trucizny?- wtrąciła Ery.
- Owszem, Moja droga Ropuszko, z ich pazurów wytwarza się najdroższe i najmocniejsze na świecie antidotum na potężne trucizny. - odpowiedział arogancko Sachiner, z wrednym uśmiechem na twarzy.
- To zwierze wydaje się być niebezpieczne. - stwierdziła Kiazu bawiąc się swoim złotym, lśniącym wisiorkiem z symbolem.
- E tam, dymny gryf nie może być groźny. - odparła Diuna, machając olewczo ręką potrącając swoje błyszczące kolczyki, w kształcie księżyców.
W ten ogromna bestia wyrosła jakby z pod ziemi tuż przy neczankach i potężnie, piskliwym i przeszywającym głosem, ryknęła im prosto do uszu wszystkich obecnych, a następnie jednym solidnym i potężnym uderzeniem skrzydeł, przewróciła wszystkich obecnych i stanęła nad nimi z rozłożonymi skrzydłami, przeszywając ich przenikliwym, bystrym i groźnym spojrzeniem. A po chwili stożenie, jak gdyby nigdy nic odfrunęło z powrotem na swoje dotychczasowe miejsce. Stało się to tak szybko, że jakakolwiek reakcja była wręcz niemożliwa.
- Ale ten gryf szybki ... - stwierdziła Kiazu z wielkimi zaskoczonymi oczami.
- Skubany nawet nie wiem kiedy się tu znalazł... - dodał Otachi.
- Fakt... hmmm ... jednak myślę że póki go nie zaatakujemy, to on może sobie tam po prostu stać ... a my możemy stąd spadać ... - dopowiedziała Diuna, podnosząc się z ziemi.
W tym momencie gryf zaczął bardzo uważnie obserwować, głownie neczan, a Kurai powiedział:
- To nie będzie takie proste, jak myślisz ...
- Niby czemu? - spytała Diuna odchodząc w kierunku wyjścia.
Jednak potężne zwierze bardzo szybko, bezdźwięcznie i gwałtownie zagrodziło neczance drogę, a następnie imponująco silnym podmuchem, wywołanym jednym uderzeniem skrzydeł, cofnął on Diunę, z powrotem tam gdzie była przed chwilą.
- Ej! Co jest? - spytała zdezorientowana Diuna.
- Moja droga Gryfy, podobnie jak ja uwielbiają skarby i bogactwa... - odpowiedział dumnie inkub.
- I co z tego? - spytała Ery.
- Hmmm ... czy to możliwe, że nasze symbole i kolczyki mogą być dla niego bogactwem? - dodała lekko zamyślona Kiazu.
- W sumie możesz mieć racje... one odbijają światło i bardzo błyszczą ... - odparła Ery.
- W takim układzie to powinno w zupełności wystarczyć.... - dodała Diuna rozrzucając garść srebrnych i złotych monet.
Gryf, rzeczywiście zainteresował się błyszczącymi i lśniącym, w blasku ognia monetami. Za nim drobne upadły na ziemie, stożenie pośpiesznie zebrało je wszystkie, a następnie z zafascynowaniem zaczęło się nimi bawić.
- No to by było chyba na tyle ... idziemy ... - stwierdziła pewnie Kiazu, dorzucając drobnych i odchodząc wraz z Diuną.
W mgnieniu oka bestia ponownie zebrała z fascynacją wszystkie monety, dołożyła je do poprzednich i zaczęła się nimi bawić, z wielkimi świecącymi oczami. Tyle że tym razem wielkie stworzenie rozłożyło się wygodnie tuż przy wejściu szczętnie je zagradzając.
- No to wtopa ... - stwierdziła Kiazu.
- Oj tam oj tam ... - odparła Diuna dziarsko podchodząc do gryfa.
W ten ogromna bestia uniosła wysoko głowę i zmierzyła neczankę nieprzyjemnym, groźnym i wręcz lodowatym wzrokiem. Następnie stworzenie głośno i piskliwie ryknęło, po czym zatrzepotało mocno skrzydłami zasłaniając łapami monety. Po chwili gryf łapczywym i zachłannym spojrzeniem zapatrzył się na hipnotyzujące, migoczące, złote kolczyki neczanki.
Nagle zwierz szybko się poderwał i zerwał kolczyki z uszu zdezorientowanej dziewczyny. Kiedy kolejne błyskotki były już bezpieczne, bestia z impetem zaszarżowała na niczego nie spodziewająca się neczankę. Przestraszona Diuna przewróciła się a wielka sapiąca bestia, która ostrym, rozwartym dziobem zbliżyła się do napiętego, przepełnionego niepokojem gardła psychicznej neczanki. W ten w drugim końcu komnaty z głośnym brzdękiem na ziemie upadły kolejne błyszczące monety, a po chwili kolejne i kolejne. Gryf nastawił swoje szpiczaste uszy i nasłuchując tej wspaniałej, melodyjnej symfonii bez trudu zlokalizował miejsce upadku drobnych. W mgnieniu oka porzucił on neczankę i poleciał po kolejne wspaniałe błyszczące skarby rozsiane po komnacie. W tym czasie zdezorientowana i wystraszona Diuna szybko uciekła do pozostałych, mówiąc lekko drżącym głosem:
- To bydle od tak mnie zaatakowało... za nic ...
- I co parę miedziaków, zupełnie wystarczyło? ... - odparł Hachi.
- Odczep się... - warknęła Diuna.
- Chciał zdobyć Twój symbol ba szyi... - stwierdziła Ery po chwili namysłu.
- No sory bardzo, ale niestety nie mogę go zdjąć... on jest częścią mnie.- odparła Diuna.
- Moja droga, każdy z obecnych o tym doskonale wie... - dodał arogancko Sachiner.
- Tak tyle że ten gryf już nas stąd nie wypuści. Nie dość, że zdobył skarb do pilnowania to jeszcze według niego my jesteśmy częścią jego skarbu ... - wtrącił chłodno Kurai.
- To raczej dotyczy Was neczan ... taki szlachetny inkub ja ja nie musi się przejmować jakimś głupim stworzeniem. - odparł dumnie inkub.
- To czemu płazie stąd nie wyjdziesz? - spytała Ery.
- Moja droga ropuszko, już dawno bym to zrobił jednak w brew pozorom nie jestem głupi ... posłuchaj gryf pilnujący skarbu to nie przelewki, jednak do póki jest się sprytniejszym od niego i nie wchodzi mu w drogę będzie, to jest on jedynie głupim i niegroźnym stworzeniem... Na moje nieszczęście jednak zbiera sobie skarb w pobliżu wejścia, które zastawia swoim cielskiem, więc ja nie mam zamiaru się do niego zbliżać - odpowiedział dumnie i arogancko Sachiner.
- Ja jednak płazie używasz trochę mózgu i niestety muszę przyznać ze w tej sytuacji masz trochę racji... - odparł sukub.
- No to póki nie wchodzimy mu w drogę możemy chwilę odpocząć po walce z tymi Yelavee ... przynajmniej dzięki niemu jest tu powietrze... jednak myślę, że nasze moce nadal nie działają do końca tak jak powinny. - stwierdziła Kiazu.
- W razie co rzuci mu się parę drobnych i będzie po kłopocie... - dodała Diuna.
- Obawiam się, że to nie jest dobre rozwiązanie... - stwierdził chłodno Kurai.
- Ten gryf jest mega ... - wtrącił Otachi, oglądając z fascynacją mistyczne stworzenie.
- Bro a może, jego zgarniesz na swoją bestię? - odparł Hachi.
- W sumie pewnie i tak czeka nas walka aby się stąd wydostać, bo ten gryf na pewno nas stąd nie wypuści, więc w to nie jest nawet taki głupi pomysł. - odpowiedziała Kiazu.
- Niby pomysł dobry, ale mam małe szanse przywołać broń żywiołu, a dodatkowo bestia też musi trochę tego chcieć... a tego wspaniałego gryfa interesują jedynie błyskotki... - odparł smutno Otachi, nadal wpatrując się w stworzenie.
- Hola, hola ten gryf, tak jak wszystko w tej świątyni, należy do mnie. Więc nie zaganiajcie się z dzieleniem mojego majątku. - wtrącił dumnie Sachiner.
- Właśnie, więc zajmij się nim... - odparła Kiazu.
- Moja droga, nie rozśmieszaj mnie... - odpowiedział dumnie inkub.
- Mniejsza i tak póki go nie ruszymy to na pewno nam się uda wyjść bez walki z nim. Wtedy ten arogant będzie mieć gryfa a my będziemy cali i zdrowi ... trzeba wymyślić tylko dobry sposób aby stąd wyjść.... - dodała Diuna.
- Nie wiem ... nie wygląda to wcale za dobrze ... - odparła Ery, a następnie dodała: - Może Rina go zajmie? Słyszałam, że zwierzęta ją lubią...
- Moja Droga Żmijko, proszę Cię, nie porównuj dzikiego, rządnego krwi gryfa, do jakiegoś domowego pupila ... - odparł dumnie inkub, po chwili arogancko dodał - Prędzej, moje wspaniałe, stanowcze ja poradziłoby sobie z tym gryfem, jednak ja nie mam zamiaru sobie brudzić rąk. ..Hmmm... ewentualnie Kurai mógłby dać radę, o ile starczyłoby mu odwagi... a nie ta śliczna energia, chodź niezmiernie kusząca, słodka i niewinna to nie ma krzty stanowczości, która jest kluczem do poskromienia okrutnych bestii.
- Hmm ... ja myślę, że cierpliwość, pobłażliwość i dobre serce też jest wstanie wiele zdziałać .. tyle, że wymaga więcej wytrwałości i determinacji. - odparł Otachi, siedzący na ziemi i wpatrujący się w gryfa.
- Otachi czy Ty się nie przesunąłeś bliżej niego? - spytała Diuna, obserwując brata.
- Przesunąłem się... on jest fascynujący jak się tak bawi... - odpowiedział Otachi.
- Skoro tak mówisz... Bro zagramy w coś? - dodał ochoczo Hachi siadając obok brata.
- Spoko - odparł wyrwany z transu Otachi.
- Przy okazji zobaczcie jak blisko można do niego podejść... - zaproponowała Kiazu.
- Luz ... - odparł Hachi, zasiadając kolo brata, z głupkowatym uśmieszkiem.
- To zajmie wieki , lepiej będzie posypać trochę błyskotek i wyślizgnąć się za nim on wróci ... i po kłopocie ... - stwierdziła Diuna.
- Brzmi prosto, jednak mam dziwne wrażenie, że im większy będzie jego skarb tym będzie bardziej czujny i niebezpieczny ... on nam tak łatwo na pewno nie pozwoli wyjść ... dodatkowo trzeba uważać na Wasze błyskotki ... aby nie sprowokować go ... - odparła lekko zamyślona Ery.
- Tak naprawdę, to wszystko co błyśnie może go tu ściągnąć ... ja jestem za tym, że jak odpoczniemy to żeby go zaatakować i pokonać... - dodała ochoczo z determinacją w głosie, i błyskiem w oku Kiazu.
- Moja droga podoba mi się ten Twój czarujący i pełen pasji błysk w oku, kiedy mówisz o walce z przeciwnikiem silniejszym od siebie. To sprawia, że na pewno nie da się Ciebie odwieść od tego pomysłu. Na swój sposób to bardzo godne podziwu. Zatem w mojej nieskończonej łasce pozwalam Wam na starcie z tym gryfem, jednak macie go jedynie osłabić. Ta bestia jeszcze mi się przyda, a Was w żaden możliwy sposób nie stać na wykupienie ode mnie tego stożenia. - wtrącił szarmancko i arogancko Sachiner.
- Wredny Gad ... - odparła Ery.
- Heh ... to zaskakujące jak wiele wspólnego ma Sachiner i ten gryf ... - dodała Kiazu.
- Może, rzeczywiście to Sachiner powinien zająć się tym gryfem? - zaproponowała dociekliwie Diuna.
- Moja droga, trzeba było uważnie słuchać, gdyż ja nie lubię się powtarzać... - odpowiedział arogancko inkub.
- Zauważyliście jak on z zafascynowaniem i pasją bawi się tymi monetami? - wtrącił nagle Otachi.
W tym momencie wszyscy spojrzeli na wielkie stworzenie, które z wdziękiem małego dziecka pochłoniętego zabawą, bawi się swoimi błyskotkami, a jednocześnie jego czułe uszy cały czas uważnie monitorują wszystko to co się wkoło niego dzieje.
- Ciekawe ... Podobnież gryfy tak mają... jednak ten chyba od bardzo dawna nie widział błyskotek ... przez co chyba jest bardziej w nie wkręcony. - odpowiedziała Ery.
- Wygląda jak słodki i niewinny pluszak.... czas na trochę relaksu. - dodała Kiazu, zdejmując swoje kolczyki, tak aby żaden błysk światła się od nich nie odbił.

************

Po wielkiej komnacie delikatnie rozchodzą się odgłosy spokojnych rozmów, które raz po raz przerywane są przez brzdęk lśniących monet oraz wesołe piski bawiącego się przy wejściu gryfa. Neczanki wraz z Ery siedzą pod ścianą, z dala od stworzenia i rozmawiają delikatnie chichocząc. Kiazu i Rina siedzą, swobodnie tyłem do bestii, a Diuna i sukub opierają się wygodnie o ścianę. Kurai stoi, pod ścianą bliżej stwora, z założonymi rękami i zamkniętymi oczami, a obok niego na leżaczku, siedzi Sachiner popijający wino. Natomiast Hachi i Otachi siedzą z dala od ścian, ale za to stosunkowo niedaleko bestii i grają w gry na komórkach.
- HEHE ... Juhu! - stwierdził radośnie Hachi, zwracając uwagę wszystkich, nawet gryfa, który postawił uszy i na chwile oderwał wzrok od swojego skarbu, a następnie jak gdyby nigdy nic wrócił do fascynującej zabawy lśniącymi błyskotkami. A po chwili ziemny neczanin, już ciszej, dodał uśmiechając się od ucha do ucha: - Bro przegrałeś!
- Ale... ale ... jak ... - odparł niedowierzający Otachi.
- Normalnie, a teraz dalej Bro ... ruszamy 4 litery i wykonujemy zadanie przegranego... no już Bro wstawaj ... wstawaj. - kontynuował, szczęśliwy Hachi szczerząc kły.
- Dobra, dobra ... już wstaje ... To ile miało być? - odparł z lekkim wyrzutem Otachi, wstając i delikatnie się rozgrzewając.
- Tylko 100 ... szybko pójdzie ... - odparł Hachi.
W tym momencie wietrzny neczanin, zdjął szarą bluzę i rzucił ją na ziemie, zostając jedynie w zielonej koszulce, która zaczepił o pasek od spodni. Potem ukradkiem włożył do ust wisiorek, ze swoim symbolem, a następnie stanął na rękach, tyłem do bestii i zaczął robić pompki w staniu na rękach. Każde ćwiczenie jest wykonane starannie, a każde kolejne powtórzenie jest realizowane w równym tempie. Otachi ma lekko odchyloną głową, także podczas uginania ramion widzi zbliżającą się kolorową podłogę. Natomiast Hachi z wrednym uśmieszkiem, liczy na głos:
- 10 ... 11 ...12... dalej bro nie ociągaj się ... 15 ... 16 ...

************

- O ... Otachi przegrał ... - zauważyła Kiazu.
- A to nie jakiś zakład na to kto więcej? - odparła Ery.
- Raczej nie ... - dodała Diuna.
- Zazwyczaj jak grają w coś we dwóch i któryś przegra to przegrany robi pompki na rękach albo brzuszki na drążku ... takie połączenie treningu z grami ... - dopowiedziała Kiazu.
- Dziwna rozrywka .... - stwierdziła Ery.
- W sumie same zbytnio nie kumamy ich zabaw, jednak oni się przy nich świetnie bawią. - odparła Kiazu z uśmiechem.
- Nie ma to jak chłopcy i ich męskie zabawy ... - skwitowała z uśmiechem i kręcąc niedowierzająco Ery.
- Masz najlepszy sztuczny uśmiech na świecie... - dodała Diuna.
- Dziękuję... - odparł radośnie sukub.

************

Wietrzny neczanin sprawnie wykonuje powierzone mu zadanie. Niepodziewanie, przy którymś z kolei powtórzeniu, jego zielony T-shirt nie znacznie się zsunął i odsłonił wyrzeźbiony i lekko opalony tors neczanina, oraz pasek od spodni. W ten dało się usłyszeć przeszywający, a jednocześnie puszczy trzask, a Otachiemu zrobiło się luźniej na biodrach.
- Ej co jest? - stwierdził z zaciekawieniem i wielkim zdziwieniem Otachi.
W ten oczom wietrznego neczanina ukazał się gryf, radośnie i dumnie chodzący z srebrną, błyszczącą klamrą w pysku.
- Świetnie ... - wymamrotał pod nosem, załamany Otachi.
- Hehehe... skubaniec jest szybszy od myśli ... - odparł Hachi lekko się podśmiewając, a następnie dodał - Rzeczywiście nie prowokowany ma nas totalnie gdzieś.
- Szkomhmmdatykzemhmmucierpiatykmójmhhmmhhkpasekmhmm... - wymamrotał przez żeby Otachi, trzymając swój wisiorek w ustach i nadal robiąc pompki na rękach.
- Sory Bro nie zrozumiałem nawet słowa... - odparł Hachi.
Na te słowa Otachi, przerwał ćwiczenia, wypuścił swój symbol z ust i powtórzył, swoją wypowiedź:
- Mówię, że szkoda że ucierpiał na tym mój pasek...
Jednak ziemny ponieczanin nie odpowiedział Bratu, a w koło zrobiło się dziwnie cicho. Otachi ponownie spojrzał na bestie. W ten okazało się że ogromne stworzenie jak zahipnotyzowane patrzy na Otachiego. W tym momencie nasi bohaterowie spostrzegli wiszący, bujający się, okrągły symbol, który raz odbija blask a raz nie. W zależności od tego czy wchodzi w zakres światła czy nie. Zwierz uważnie wpatruje się w rozkołysany, błyszczący okrągły symbol, migoczący wisiorek wręcz zahipnotyzował gryfa. Nikt z obecnych póki co się nie wtrąca, aby przypadkiem nie sprowokować stworzenia. Po chwili Hachi, wyjął z kieszeni drobne i rzucił je z dala od brata. Jednak bestia nawet nie drgnęła.
- Super .... - stwierdził Otachi przecząco kręcąc głową.

************

Neczanki, kuby i Kurai, z daleka obserwują poczynania zapatrzonej bestii. Jej błyszczące oczy, aż biją szczęściem i fascynacją.
- Niezwykłe .... - stwierdziła cicho Rina.
- Zaskakujące jak ten wisiorek na niego działa... - dodała Kiazu.
- Bardziej jego złoty kolor i błyski ... - dopowiedziała Ery.
- Ten gryf to taka stereotypowa kobieta... - dodała Diuna.
- Tak ... lepiej bym tego nie ujęła ... - odparła Ery.
- Hmm... a czy kuby mogą wysysać energię z bestii czy zwierząt? - spytała dociekliwie Diuna.
- Nie ... nie mogą ... jednak to nie zmienia faktu, że energia bestii też może być kusząca... i godna pożądania ... potrafi "zawrócić" w głowie ... - odpowiedziała spokojnie Ery.
- Pewnie go to bardzo irytuje ... - wtrąciła nieśmiało i cicho Rina.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo ... - odparł sukub, obserwując Sachinera.
W ten, prawie niepostrzeżenie, wietrzny neczanin upadł na ziemię i przejechał klatką piersiową po podłodze, a następnie gwałtownie się zatrzymał.
- OTACHI! - wykrzyknęły neczanki.
- OTACHI NIE RUSZAJ SIĘ! - wtrącił głośno i stanowczo Kurai.
Przestraszony wietrzny neczanin leżąc na brzuchu, nawet nie ważył się drgnąć. Tym czasem nad nim stoi zdezorientowany, wielki gryf, który swym ostrym dziobem nie jest wstanie odciąć okrągłego, błyszczącego wisiorka. Bestia zaczęła się nawet irytować, tym faktem. Dodatkowo zwierz przestał zwracać uwagę na inne świecidełka i póki co jest zdeterminowany aby zdobyć tą konkretną błyskotką. W ten na stworzenie zaczął spadać deszcz sporych ognistych kuch, o raz bladej a raz bardzo intensywnej żółto-pomarańczowo-czerwonej barwie. Jednak stwór skrył się jedynie pod swoimi wspaniałymi skrzydłami, i nie przejmując się zbytnio ognistym deszczem,dalej próbuje odciąć interesującą go świecidełko.
- Wow, ogień mu nic nie robi. - stwierdziła Diuna.
- Widać jego skrzydła są świetną tarczą. - odparła Ery.
Po dłuższej chwili z dala od wietrznego neczanina pojawiła się wielka, żółtozłota gwiazda, która dzięki odpowiedniemu oświetleniu, pięknie i intensywnie błyszczy. Gryf szybko zauważył ogromną błyskotkę. W ten zielone oczy stożenia, radośnie zaiskrzyły, a jego dziób otworzył się z wrażenia. Bestia chwile stała, nie dowierzając temu co widzi. Nagle w mgnieniu oka bestia znalazła się przy gwieździe i skacząc radośnie podziwia swój nowy skarb. W tym czasie Hachi i Otachi, pośpiesznie wycofali się do reszty.
- Kurcze tego stożenia nie da się sprowokować.. - narzekała Kiazu.
- Z ciężkim sercem to mówię, ale bez walki nie uda nam się stąd wyjść... - dopowiedziała Diuna.
- A ja chętnie bym się z nim zmierzył.. - dodał zdeterminowany Otachi.
- W takim układzie czas aby odciągające uwagę świecidełko znikło. .. - wtrącił chłodno Kurai odchodząc delikatnie do przodu.
- Co chcesz zrobić? - spytała z ciekawością Kiazu.
Elektryczny neczanin nic już nie odpowiedział. Po chwili wielka błyszcząca gwiazda, oraz świetliki znikły, szybciej niż się pierwotnie pojawiły. W tym momencie rozczarowany gryf nerwowo zaczął szukać swojego skarbu. W ten jego cudowne szmaragdowe oczy ujrzały kolejny kuszący odblask. Tym razem jest to odbijający blask piorun na szyi Kurai'a. Nie trzeba było długo czekać aby gryf podleciał do spokojnie stojącego elektrycznego neczanina, z rękami w kieszeniach. Powstały przy tym podmuch wiatru lekko rozkołysał błyszczący wisiorek, dzięki temu jeszcze intensywniej odbijał światło. Ciekawska i pazerna bestia bez najmniejszego zawahania, delikatnie, a zarazem stanowczo wzięła w swój ostry i twardy dziób świecidełko, tak aby go nie zniszczyć. Nagle Kurai spokojnie i bez mrugnięcia okiem, poraził wielkiego stwora bardzo silnym wyładowaniem elektrycznym. Blade żółto-białe pioruny szybko otoczyły całe ciało bestii, rażąc ją przy tym nie miłosiernie. Jednak bestia, z zamkniętymi oczami, uparcie trzyma symbol pioruna. W ten napięcie gwałtownie wzrosło. Po krótkiej chwili bestia otworzyła swoje oczy, które wręcz mrożą spojrzeniem i w końcu puściła wisiorek. Następnie rozpostarła szeroko skrzydła i tym samym wyzwoliła się z elektrycznego uścisku, po czym głośno, przenikliwie i bardzo piskliwie ryknęła spokojnemu neczaninowi w twarz i zamachnęła się na niego. Kurai bez trudu odskoczył, a w koło zaczął wiać bardzo silny wiatr, który stara się odpychać bestie. W tym momencie gryf porządnie machnął swoimi skrzydłami odpowiadając lodowatym wiatrem. Jednak Otachi nie miał zamiaru zaniechać ataku.
- A gdyby tak .... - stwierdziła Kiazu rozmyślając.
W ten w miejscu znajdowania się monet wybuchło blade, czerwonopomarańczowe ognisko które bez trudu stopiło miedziaki. Stworzenie bardzo chciało temu zapowiedz jednak wiatr Otachiego oraz psychiczna bariera Diuny, póki co nie dają się mu zbliżyć do swojego skarbu. Kiedy nie było już śladu po miedziakach, Rina zalała je wodą i tak powstała matowa, stosunkowo czarna plama. W tym momencie bestia ponownie przeraźliwie ryknęła i zamachnęła się swoimi ostrymi pazurami, bez trudu rozkruszając tym samym zaporę Diuny. Następnie stożenie, wykorzystując wiatr przeciwnika szybując dotarło do miejsca w którym pozostawiło swój skarb. Krew w żyłach, zdenerwowanej bestii aż się zagotowała, a jej zielone oczy już wcale nie są łagodne i dumne, teraz są pełne pogardy, nienawiści i żądzy zabijania. Gryf zdrapał pazurami pozostałości po jego ukochanym skarbie, po czym za pomocą swojej kuli energi stworzonej w łapie doszczętnie zniszczył stop metalu, a następnie ponownie straszliwie ryknął, jeżąc przy tym sierść na grzbiecie.
- Brawo, teraz ten gryf na pewno nie zareaguje już na żaden skarb, a mi prawie jest was szkoda, gdyż będę musiał poradzić sobie bez sług.- stwierdził arogancko Sachiner.
- E tam ... nie przesadzaj.... - odparła Diuna.
- Nie doceniasz nas ... - dodała Kiazu.
- Moja droga, ja tylko sugeruję iż ten gryf jest znacznie silniejszy niż wietrzne zjawy, które niedawno zajęły wam tyle czasu. Nie widzę możliwości waszego przeżycia. - odparł dumnie, chłodno i arogancko inkub.
- Uuuu... powiało chłodem ... - stwierdziła kąśliwie Kiazu.
W tym momencie wściekła bestia, zaczęła szybko i intensywnie machać swoimi potężnymi skrzydłami, wywołując tym samym bardzo silny podmuch lodowatego wiatru. Temperatura w koło gwałtownie i diametralnie spadła. Towarzyszące temu poczucie zimna jest znacznie intensywniejsze niż przy wietrznych istotach. Nawet mrozy panujące na Ineeven wydają się być niczym w porównaniu z otaczających ich mroźną siłą.
- Dobra cofam to ... teraz powiało chłodem.... - stwierdziła Kiazu, otaczając całe swoje ciało cienką, ognistą czerwonożółtą jakby szczelną, ogrzewającą tarczą.
- On jest chyba lodową bestia. - dodała Diuna trzęsąc się z zimna.
- Ja obstawiam, że włada takimi samymi wiatrami jak cztery zjawy ... - dopowiedziała Ery.
Z każdą sekundą wiatr rośnie na sile, aż bez trudy przyparł wszystkich obecnych do ściany i uwięził. Rozwścieczony gryf to godny i bardzo groźny przeciwnik. W ten bestia ze złowrogim błyskiem w oku i impetem zaszarżowała na neczan oraz kuby.


Epizod 119

"...Tajemnicza świątynia
 na wysokości..."


Niespodziewanie silny podmuch nijakiego powietrza uderzył od strony kamiennej klatki schodowej, znajdującej się na prawo od neczan i kubów, których włosy targane są mocnym wiatrem. Nagle w szarym, kamiennym pomieszczeniu, pełnym niezliczonych łukowatych przejść miedzy wspaniałymi kolumnami, ponownie zrobiło się spokojnie.
- Otachi, którędy teraz? - spytała z ufnością Kiazu.
- Moim zdaniem ... nie mam zielonego pojęcia. - odpowiedział Otachi z głupkowatym uśmieszkiem.
- Wiedziałem, że podążając za nim, daleko nie zajdziemy. - dodał Sachiner.
- Jakby podążanie za Tobą było dobre ... - odparła Diuna.
- Dobra, to załóżmy, że jest po wpadce ... co dalej? - spytała Kiazu.
- Teraz czuje podmuchy wiatru z tego przejścia, a z klatki nic nie czuje. - odpowiedział Otachi.
- Dobra to zrobimy tak, ja, Diuna, Otachi i Rina pójdziemy do tej groty, a reszta schodami. - zaproponował Hachi.
- Ja mam dosyć schodów, więc idę tam gdzie ich nie ma. - stwierdził dumnie Sachiner.
- To my weźmiemy Rinę i Diunę - stwierdziła radośnie Kiazu, zapalając blade ogniste świetliki i zabierając obie siostrę na schody.
Po chwili za neczankami energicznym krokiem ruszyła Ery. Natomiast panowie weszli do mrocznego przejścia.
- Może zapalisz świetliki? - spytał Hachi.
- Phi, chyba żartujesz ... ja nie oświetlam, to dla mnie się oświetla... - odparł dumnie Sachiner.
- Eh ... wysokość Twojego ego, powala mnie na całego... - odparł Otachi.
W tym momencie Kurai, na prawej dłoni wytworzył niewielką żółtą elektryczną kulę, która mimo, że jest blada i mała to daje sporo jaskrawego światła.
- Super, na Ciebie zawsze można liczyć. - stwierdził Hachi.
- Hmm... co to jest? - spytał Otachi pokazując na dziwną półkę, umieszczoną tuż przy wejściu, usłaną drobnymi czarnoszarymi kamieniami.
Elektryczny neczanin, podszedł to tej półki obejrzał dokładnie kamienie, następnie uśmiechając się pod nosem i uderzył swoją elektryczną kulą w kamienie. Na chwilę zrobiło się ciemno. Jednak po chwili czarnoszare kamyczki rozpaliły się i stanęły w płomieniach. W mgnieniu oka czerwonożółty płomień rozprzestrzenił się po całej ogromnej, okrągłej i bezdźwięcznej komnacie, dość dobrze rozświetlając całe pomieszczenie. Wysokie kamienne ściany, idące po okręgu, z stylowym półkolistym sklepieniem idealnie pasują do podłogi, a tam różnorodność kolorów i jakiś dziwnych kształtów.
- O właśnie tak to się robi, wszędzie tam gdzie mam się pojawić stwierdził dumnie inkub.
- Co to za miejsce? - spytał zafascynowany Otachi, robiąc kilka kroków do przodu i rozglądając się na boki.
- Nie wiem Bro ale robi wrażenie. - odparł Hachi również się rozglądając.

************

Ciemne, kamienne, lekko podniszczone schody okazały się być znacznie krótsze niż się spodziewano. Roześmiane dziewczyny bardzo szybko znalazły się na szczycie schodów. A tam świetliki Diuny, szybko rozświetliły teren. Ich oczom ukazał się niewielki, szary balkon, wręcz taras, o drewnianych barierkach.
- Ale tu ciemno... nasze świetliki chyba nie dadzą rady tego rozświetlić. - stwierdziła Ery.
- O patrzcie tam ... - wtrąciła Rina.
W tym momencie, w koło wielkiej komnaty pojawił się pasek czerwonożółtego ognia, który bez trudu rozświetlił całe pomieszczenie, o wspaniałej podłodze, na której wyraźnie widać jakiś znajomy symbol. Jednak dziewczyny nie przyglądały się mu za bardzo.
- Ej patrzcie tam na dole jest Otachi. - zauważyła Rina.
- Rzeczywiście .... - stwierdziła Kiazu a następnie głośno krzyknęła machając rękami i obierając się o barierkę. - HEJ OTACHI!
Wietrzny neczanin, jak i pozostali panowie zaczęli się rozglądać skąd dobiega donośny krzyk niesiony echem.
- SPÓJRZ W GÓRE! - krzyknęła Diuna.
W tym momencie wszyscy spojrzeli w górę i na balkonie tuż nad swoimi głowami zauważyli swoje towarzyski.
- Łał! - stwierdził Hachi, a następnie dodał szczerząc kły. - Daleko nie uciekłyście.
- Ej dziewczyny co to dziwny wzór na podłodze? - spytał Otachi.
- Na niebieskim tle ... Są trójkąty, które wyglądają jak ostrosłupy o kwadratowej podstawie ... które się stykają... W połowie są czarne a w połowie czerwone ... a na około jest żółty okrąg z literkami... - opisała Kiazu.
- To wygląda trochę jak róża wiatrów. - dodała Rina.
- Tyle, że ma jakieś dziwne oznaczenia. - dopowiedziała Diuna.
- Hmm... ja pod nami chyba widzę A? - stwierdził niepewnie Hachi.
- Tak ... tu gdzie stoicie jest A ... po prawo jest B ... na górze jest Z ... a po lewo jest N - odparła Diuna, opierając się o barierkę.
- Wydaje mi się, że to staro angeliczańskie oznaczenia ... - dodała donośnie Ery, a po chwili dopowiedziała: - Trafiliśmy chyba do jakieś świątyni wiatru czy czegoś.
- Podejrzewam moja droga Ropuszko, że możesz mieć mieć racje... - odparł Sachiner.
- Słucham? Co tam mamroczesz Wredoto? - spytała Ery.
- Nic ważnego moja żmijko. - odpowiedział arogancko inkub.
W tym momencie zwiał bardzo silny wiatr, o świszczącym, przenikliwym odgłosie, który bez trudu zwrócił uwagę wszystkich. Kiedy oczy neczan i kubów mimochodem zaczęły śledzić dziwny dźwięk oraz ruch powietrza, to wiatr skierował się w sam środek komnaty, gdzie bardzo szybko przeistoczył się w cztery dziwne istoty, stojące pośrodku róży wiatrów. Wyglądają one jak cztery wręcz identyczne, świecące damy bez twarzy, odziane we wspaniałe długie suknie, a swym niezwykłym wyglądem przypominające coś między duchem a wiatrem. Jedyne co je rozróżnia to kolorystyka i tak pierwsza od lewej jest żółto-piaskowo-biała, druga jest niebiesko-błękitno-biała, kolejna jest żółto-różowo-biała. Natomiast ostatnia jest pomarańczowo-czerwono-biała. Ich mieniące się kolory wręcz zabierają dech w piersiach.
- Co to jest? - spytała Kiazu.
- Wyglądają na jakieś dziwne duchy. - odpowiedziała Diuna.
- Mam wrażenie, że to Yelavee ... - odparł Kurai.
- Żartujesz? Myślałem, że jesteś poważniejszy, przecież Yelavee, są bajką dla niegrzecznych dzieci... - odpowiedział arogancko inkub.
Kiedy tajemnicze istoty w pełni się uformowały to dziewczyny zeskoczyły z balkonu i dołączyły tym samym do swoich towarzyszy.
- Tak sobie myślę... że może mieć rację ... czytałem kiedyś książkę ... w której były takie istoty ... tyle, że nie świeciły i nie były kolorowe... - wtrącił Otachi.
- Mamy opierać swoją wiedzę na bajce dla dzieci? - spytała Diuna.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz. - odpowiedział Hachi.
- Mnie w to nie mieszajcie. - odparł arogancko Sachiner.
Nagle tajemnicze istoty, unosząc się lekko nad ziemią rozbiegły się po całej komnacie. Natomiast suchy,chłodny wiatr, uderzył z umiarkowaną siłą w naszych bohaterów, prowokując ich do przysłonięcia oczu. Chwile potem uderzył w nich kolejny podmuch wiatru. Jednak zupełnie różny od poprzedniego. Tym razem jest on bardzo zimny, wręcz lodowaty. Dodatkowo temperatura w pomieszczeniu stanowczo spadła, a nasi bohaterowie przesunęli się znacznie do tyłu.
- Co się u diabła dzieje? - spytał Hachi.
- Zostaliśmy zaatakowani bro... - odpowiedział Otachi.
- Czas zdjąć kurtki i stanąć do walki. - dodała ochoczo Kiazu, rozbierając się z kurtki, pozostając jedynie w masce i zwykłym ubraniu.
- Pamiętaj, że nasze moce nie działają do końca tak jak powinny. - dopowiedziała Diuna.
- O to się nie martw ... szybko nam z nimi pójdzie. - odparła Kiazu uśmiechając się pod nosem i ruszając do ataku.
Wielka, ognista, czerwono-żółto-pomarańczowa i blada kula, rzucona przez ognistą neczankę z dużą szybkością leci w kierunku żółto-piaskowo- białej istoty. Nagle całe pomieszczenie spowiło się mgłą, na podłodze pojawiły się kropelki wody i zaczął wiać silny, ciepły i bardzo wilgotny, ospały wiatr, który skutecznie zgasił kule ognia, zanim ta zdążyła dolecieć do którejkolwiek z istot. W tym momencie Rina doskonale wykorzystała okazję do ataku. Jednym szybkim gestem wytworzyła ogromna matową, niebieskogranatową falę, która bez trudu może trafić wszystkich przeciwników. Tymczasem wiatr ponownie się zmienił. Teraz wieje suchy, bardzo gorący, wręcz prawie prażący, który w bardzo szybkim tempie wysuszył całą wodę z pomieszczenia oraz znacznie podniósł temperaturę panującą w komnacie.
- Kurcze co jest grane? - spytała z niedowierzaniem Diuna.
- Różne wiatry wspomagają się na wzajem ... - odpowiedział Otachi.
- I jak tu walczyć? - spytała Kiazu.
- Wytrwale ... i tak aby nie marnować energii ... - odpowiedział Otachi, zrzucając swoją kurtkę.
- Gadaniem tu nic nie zdziałamy ... Jedziem z tym koksem - dodał Hachi z wrednym uśmieszkiem.

************

Starcie toczy się już od dłuższego czasu. Silny wiatr hula po bezdźwięcznym pomieszczeniu, obijając się o wszystkie ściany i sprawiając nie lada problemy. Warunki panujące w komnacie zmieniają się jak w kalejdoskopie na przemian jest straszliwie gorąco i duszno, mroźnie, wilgotno i sucho. Jednak Sachiner siedzi przy wejściu, na swoim leżaku i oczywiście popija swoje ulubione wino, nie przejmując się zupełnie tym wszystkim co się dzieje w koło niego. Reszta bohaterów zmaga się z wietrzymy zjawami, głownie trzymając je na dystans i unikając ich dobrze zgranych ataków, aby nie marnować energii, która w tych warunkach i tak szybko się kurczy.
- Kurcze ... tak naprawdę tylko elektryczna moc Kurai'a i psychiczna moc Diuny trzymają je na dystans... - stwierdził Hachi dysząc.
- Mój wiatr nic im nie robi ... jedynie przesuwa je ... - dodał Otachi ciężko oddychając.
- Każdy mój atak i Riny jest jest bez błędnie kontrowany, a każdy atak Hachiego wydaje się nie robić na nich najmniejszego wrażenie.... - dodała Kiazu.
- Normalnie morowe powietrze ... - wtrącił po nosem Sachiner.
- Zauważyliście, że one nie zbliżają się do liter? - zauważył Otachi nie przejmując się inkubem, gdyż był on praktycznie nie słyszalny.
- Hmmm... to banalne ... ale czyżby każda z nich odpowiadała danemu kierunkowi na róży wiatrów? - dodała Diuna.
- To by miało nawet sens. Tylko czemu nie podchodzą do liter? - odparła Ery dysząc.
- Trzeba to sprawdzić...- odpowiedziała Diuna wyjmując z kieszeni niewielki kompas.
- Ery idź do Sachinera ... może on wie coś, co nam mogłoby pomóc ... - wtrąciła Kiazu.
- Wątpię, ale spoko pójdę ... wiem o co Ci chodzi ... - odparła Ery odchodząc z uśmiechem i mrugając okiem.
- Ej ... no mniejsza... - stwierdziła Diuna z niezadowoleniem, a następnie dodała - Hmm... na prawo od wejścia jest północ, na wprost jest wschód, na prawo jest południe ... a wejście znajduje się na zachodzie ... to co wpychamy je jak leci?
- Raczej to nie przyniesie rezultatu -odpowiedział chłodno Kurai.
- Zgadzam się powinniśmy rozszyfrować, która jest która... - odparł Hachi.
- Ja na dziewięćdziesiąt procent jestem mniej więcej pewny która mogłaby odpowiadać za dany kierunek świata... - dopowiedział Otachi.
- Mi najbardziej przeszkadza ten wilgotny wiatr któremu towarzyszy mgła ... - dodała Kiazu.
- Chyba gorszy jest ten straszliwie upalny ... - dopowiedziała Diuna.
- Popieram ten gorący wiatr dobija najbardziej ... - dodał Hachi.
- Ja mam wrażenie, że usycham kiedy wieje ten gorący wiatr... - dopowiedziała Rina.
- No dobra .... Otachi, ten gorący wiatr to która jest? - spytała Kiazu.
- Myślę, że to południowy wiatr ... i to będzie ... hmm... albo ta żółto-piaskowa, albo ta żółta z różem... któraś z nich włada tym upalnym wiatrem ... - odpowiedział Otachi.
- Dobra to obie próbujemy zagnać na prawo od wejścia ... - stwierdziła Kiazu.
- To bez sensu ... to jest stanowczo za proste ... - odparła Diuna, ze zrezygnowaniem w głosie.
- Oj tam ... póki co nie wpadliśmy na nic lepszego ... - odparł Otachi.
- Niech wam będzie ... - odpowiedziała Diuna.

************

- Paskudo, Nie za dobrze Ci? - spytała Ery.
- Moja Droga Żmijko, zważając na okoliczności to iście zabawne pytanie. Jednak w łaskawości swojej odpowiem na nie. Nie jest mi za dobrze, a wręcz jeszcze bardzo daleko do tego by móc w ogóle twierdzić, że mi jest dobrze. - odpowiedział Sachiner, popijając wino, a po chwili dopowiedział: - Moja droga Ropuszko ... Życzysz sobie leżak i wina?
- Nie dzięki ... postoje ... a Ty sobie siedź ... nie przeszkadza mi to ...
- Jak sobie życzysz....
- Powinieneś uważać ... niektóre ich ataki naprawdę bolą...
- Wiem, wiem ... moja droga ... jednak któreś z nich na pewno mnie obroni ...w końcu moja wspaniała i cenna energia nie może się marnować ...
- Hmm... obawiam się, że tym razem możesz mieć racje ...
- Moja droga, ja zawsze mam rację...
- Fakt czasem Ci się zdarza ... swoją droga słyszałam, że dobierałeś się do Riny ....
- Czyżbyś była zazdrosna?
- Zazdrosna? Gadzie ... Nie bądź śmieszny... posłuchaj znam Cię i wiem,że lubisz się bawić kobietami oraz prowokować i wiem, że wykorzystujesz to, że ona Ci nic nie zrobi, ale chyba trochę przeginasz ...
- Moja droga Dżdżowniczko, to co robię to jedynie niewinna zabawa... i skoro musisz wiedzieć to nic jej nie zrobię ....
- To może powinien się o tym dowiedzieć Kurai?
- Moja droga mi się nie grozi i Ty o tym dobrze wiesz, poza tym zakładam, że skoro Ty o tym wiesz to tym bardziej on ... jednak jak widać moja przystojna twarz jest nadal boska i obaj żyjemy co dowodzi tego, że jemu to zwisa co robię póki nie przekraczam pewnych barier ... a niewinna prowokacja jest tylko celem do osiągnięcia celu ... a im straszniej wygląda tym lepiej dla mnie ...
- heh ... tak wiem to tylko gra pozorów ... jednak nie strasz jej za bardzo...
- Moja droga jędzuniu zwykle nie wtrącasz się do moich metod i zabaw...
- Jak byś nie zauważył Ty wredny Paszczurze, pomijając fakt, że ją lubię to ona jest bardzo delikatna i obawiam się, że Twoje metody prędzej czy później zrobią jej krzywdę... o ile prędzej pewna "oaza spokoju" nie policzy Ci żeber ...
- Moja droga Ropuszko, on doskonale wie ile mam żeber... czasem z przezorności nawet zdarzało mu się je liczyć ... jednak powiedzmy, że badam cienką granicę po której mogę balansować...
- Skoro tak mówisz podły gadzie ... ale pamiętaj ja również mam Cię na oku ... w końcu to moi goście ...
- Jest mi niezmiernie miło moja droga Dżdżowniczko, że piękna kobieta ma mnie na oku... - odparł dumnie inkub, z wrednym uśmiechem i popijając wino.

************

Diuna po środku, głuchej areny, postawiła dwie wysokie, prostokątne, fioletowo-szare, przejrzyste bariery, którymi trzyma na dystans dwie wietrzne istoty. Dzielnie pomagają jej Rina, której ataki momentami są bardzo skuteczne a momentami totalnie bezużyteczne, oraz Hachi, który w tym starciu bardziej ochrania siostry i pilnuje istot niżeli atakuje. Natomiast pozostali neczanie, starają się wepchnąć dwie istoty w wielki symbol "B" narysowany na podłodze, tej wspaniałej komnaty. Otachi swoim wiatrem pilnuje aby nie uciekły, a Kiazu z Kurai'em swoimi ataki stopniowo pchają wietrzne duchy w kierunku litery. Żółto-piaskowo-biała i żółto-różowo-biała istota głośno i przenikliwie piszczą i panicznie próbują uciec z potrzasku, a pozostałe dwie za wszelką cenę próbują obronić swoje towarzyszki. Po dłuższej chwili uciążliwych i bardzo trudnych zmagań w końcu dręczone istoty w końcu przeszły, przez literę, jednak nie stało się zupełnie nic.
- Zero efektu ... - stwierdziła rozczarowana Kiazu, głęboko oddychając.
W tym momencie wszystkie dusze ponownie znalazły się pośrodku komnaty, gotowe do dalszych zmagań.
- Czyli co? Miałam racje ... - odparła Diuna, lekko dysząc.
- Na to wychodzi... - stwierdził Hachi.
-Hmm... spróbowałbym jeszcze jednej rzeczy. - wtrącił Kurai odchodząc w kierunku kubów.
- Co masz na myśli? - spytała Diuna.
- Czekaj! ... Czy czy ... - odparł podniesionym głosem Otachi po dłuższej chwili namysłu, a następnie podbiegł do elektrycznego neczanina.
- Ej! Co wy knujecie? - spytała Diuna.
- Zostaw ich ... zobacz te wiatrowe panienki znowu ruszają do ataku. - odpowiedziała Kiazu.
Rzeczywiście wietrzne istoty, rozbiegły się po komnacie i zaczął wiać lodowaty i mroźny wiatr, a temperatura w pomieszczeniu gwałtownie spadła o kilka stopni.
- Jak tak dalej pójdzie to zaraz będziemy słabi jak niemowlaki... - stwierdziła Diuna.
- To nie używaj mocy ... tylko ich unikaj ... - stwierdził Hachi odbiegając w kierunku pomarańczowo-czerwono-białej istoty.

************

- Czy któreś z was zna stare oznaczenia róży wiatrów? - spytał bezpośrednio Kurai.
- Ja niestety nie ... nigdy nie miałam z nimi do czynienia, wiem tylko że są stare ... - odpowiedziała Ery, kręcąc przecząco głową.
- Szkoda ... - stwierdził Otachi.
- Sprawdź z kompasem, to będziesz wiedział... - odparł stanowczo inkub.
- No sprawdziliśmy, ale chciałbym się jeszcze upewnić. - stwierdził Otachi.
- Jeśli wiesz to powiedz ... jak Cię grzecznie pytają ... - wtrącił stanowczo i chłodno Kurai
- Niech Wam będzie... o ile dobrze pamiętam to stara róża wiatrów pochodzi od czterech bóstw wiatrów .... a co za tym idzie Anemos to Wschód ... hmm... Bayu to północ ... Zhyal to Zachód... natomiast Nali to południe. - odpowiedział dumnie Sachiner.
- Dzięki... - odparł Kurai.
- Hmm.... dziwne .... wychodzi na to że albo kompas wariuje w tym miejscu ... albo ktoś źle wykonał róże wiatrów .... - wtrącił Otachi.
- To miejsce, zapewne jest świątynią wiatru więc, wątpię aby o była zwykła pomyłka. - dodał inkub.
- Podejrzewam, że specjalnie została tak wybudowana, dla jakiegoś celu... - dopowiedział Kurai.
- Być może macie racje ... - stwierdziła Ery.
- Hmmm... one strasznie unikają tych liter .... hmm... chyba czas spróbować wrzucić jedną ciepłą istotę w "N" ... może to coś wyjaśni ... - stwierdził Otachi odchodząc.
- Tylko nie zniszczcie tego miejsca.... - dodał Sachiner.
- Gadzie, oni doskonale o tym wiedzą... nie musisz im tego przypominać ... chyba ... - stwierdziła Ery.
- Właśnie moja droga Ropuszko ... "chyba" mnie nie urządza, wolę mieć pewność ... - odparł inkub, popijając wino.
- Aby mieć pewność, powinieneś raczej ruszyć swoje szanowne cztery litery... - odparł sukub.
- Szczegóły, moja droga, szczegóły ... póki co mało istotne ... zwłaszcza, że mam ich na oku ... a poza tym te wietrzne istoty są tak słabe, że nie są wstanie zniszczyć tego pomieszczenia ... - odparł arogancko Sachiner.

************

Wietrzne istoty nie chcą ani współpracować ani dać się rozdzielić. Trzymają się one blisko środka komnaty, a ich zmasowane i idealnie zgrane ataki wydają się z każdą chwilą nabierać na sile. Pozornie powietrzne ataki duchów nic nie robią przeciwnikom, jednak w rzeczywistości na swój niezwykły sposób sprawiają, że wszystkie zmysły szleją i nie do końca działają tak jak powinny. W takich warunkach bardzo łatwo o kosztowny błąd. Jednak neczanie całkiem dobrze sobie radzą. Widać, że treningi u Kronosa, przynoszą rezultaty.
- Skubane no ... - stwierdziła Kiazu.
- One są sprytniejsze niż myślałam .... - dodała Diuna.
- Poza tym, że strasznie dziwnie walczą ... - dopowiedział Hachi.
- Ich ataki w sumie tylko dezorientują, ale na dobrą sprawę nic nam nie robią... - stwierdził Otachi.
- To dlatego, że te wietrzne istoty są typowo defensywne ... i w ogóle nie atakują. - wtrącił Kurai.
- Hmm... po za obroną ... nadal unikają liter ... tyle, że znacznie bardziej niż na początku ... a wepchnięcie ich tam graniczy z cudem....a i tak nie ma pewności czy to zadziała.... - dodała Diuna.
- Przydała by się dobra strategia ... - stwierdził Hachi.
- Pomyślmy ... na takie zagranie jak ostatnio już się nie złapią ... - dodał Otachi.

************

- Moja droga Jędzuniu może pójdziesz im pomóc...? - spytał nagle inkub.
- A co gadzie nudzi Ci się? - odparł sukub.
- Oczywiście, nie wygrałem czasu na loterii i byłoby niezmiernie miło, jakby już to skończyli, abyśmy mogli stąd wyjść ...
- Wyjść i zacząć zarabiać ogromne pieniądze na tej starej świątyni, o której nikt już nie pamięta ...
- Moja droga Ropuszko tym razem masz rację - odparł inkub z wrednym uśmiechem.
W tym momencie Ery przewracając oczami i kręcą przecząco głową, odeszła kawałek dalej. Bardzo szybko na jej miejscu pojawiła się gęsta, szara i nieprzyjemnie wilgotna mgła. Wkrótce ubranie siedzącego inkuba zrobiło się delikatnie wilgotne. Nagle Sachiner poczuł po swoim lewym policzku, aksamitny dotyk, który przypomina wręcz subtelne muśnie. Jednak inkub wydaje się nie zwracać na to większej uwagi i popija beztrosko wino. W ten jego lewa dłoń zapłonęła zielono-fioletową trująca aurą i gwałtownie wyprostował w powietrze, a następnie stanowczo i arogancko powiedział:
- Moja droga od wysysania energii to ja tu jestem.
W tym momencie żółto-różówo-biała istota, która niespodziewanie została zdemaskowana, gwałtownie odsunęła się od inkuba i zdezorientowana gwałtownie uciekła od niego szybciej niż się pojawiła. Natomiast ręka inkuba powróciła do normalności, a ten wrócił do popijania swojego ulubionego wina.

************

Nagle pojawiła się wysoka, gruba i prawdopodobnie szczelna kamienna bariera. W tym samym momencie wielka ognista kula otoczyła żółto-piaskowo-białą wietrzną istotę i tym samym dość dobrze ją uwięziła.
- OTACHI! - wykrzyknęła szybko i głośno Kiazu.
- SPRÓBUJ NA "N" - odkrzyknął niepewnie Otachi.
W tym momencie w komnacie zaczęło robić się wilgotno, a tuż przy podłodze zaczęła pojawiać się gęsta, szara mgła.
- NIE MA SPRÓBUJ... - wykrzyknęła nerwowo Kiazu, ledwo utrzymując swoja kule ognia.
- DAJ JĄ ZA SIEBIE! - odkrzyknął penie Otachi.
- Bro to Twoja ostatnia szansa... - dodała Diuna, starająca się uszczelnić tarczę brata.
Nie ma już czasu na dalsze rozważania. Wilgotna jasno szara mgła, z każdą chwilę gęstnieje i rozprzestrzenia się po komnacie. Ognista neczanka bez zawahania, rzuciła za siebie swoją płomienną kulę, idealnie roztrzaskując ją o wielkie "N" u mieszone na podłodze. Kiedy tylko blady ogień uderzył w ziemię, powstałą silna fala uderzeniowa, która szybko zdmuchnęła całą gęsta mgłę i bez trudu rozkruszyła zimno-psychiczną barierę. Kiedy tylko ledwo tlące się płomienie znikły wietrzna zjawia przenikliwie pisnęła. W tym momencie pojawiło się żółto-białe, świecące i walcowate pole energii sięgające od ziemi, aż po sam sufit. W środku istota zawisła bez ruchu, emanując i pulsując energią. Nieokreślony wiatr hula po pomieszczeniu. Pozostałe wietrzne istoty panicznie rozbiegły się po całej komnacie, a oszołomieni neczanie stali jak zaklęci wpatrując się w uwięzionego ducha. Natomiast kuby zainteresowały się czystą, wręcz krystaliczną energią.
- Łał ... jednak zadziałało ... - stwierdziła z podziwem Diuna dysząc.
- Super Otachi! - dodała Kiazu ciężko oddychając i rzucając się bratu na szyję.
- Czyli ona była północą? - spytała Diuna.
- Nie południem ... odparł Otachi sapiąc.
- To dopiero jedna a czuje się strasznie .... - wtrąciła Kiazu.
- To przez rzadsze powietrze ... musimy bardzo uważać aby nie paść ... każdy ruch musi być w pełni przemyślany ... - odparł Kurai.
- Łatwo powiedzieć .... dobra to która gdzie? - spytał Hachi.
- Hmm... mam wrażenie, że w takim układzie ta żółto- różowo-biała, będzie wschodem... co do reszty nie jestem pewien ... - odpowiedział Otachi.
- Hmm ... teraz pozbyłabym się tej od mgły. Ona jest dla mnie utrapieniem. - stwierdziła Kiazu.
- Chyba mamy namyśli ta samą ... - stwierdził Otachi.
- Dobra, my tu gadu gadu , a czas zacząć kolejne stracie ... - dodał Hachi.

************

- Jaka krystaliczna energia ... - stwierdziła Ery z wielkimi, błyszczącymi oczami wpatrzonymi w walcowaty słup energii.
- Niestety czuję ... moja droga Ropuszko... czuję ... - odparł nerwowo inkub popijając wino.
- Jest niewiarygodna ... Kiazu, Otachi, Hachi i Rina mają bardzo podobną krystalicznie czystą energię, ale znacznie bardziej ekscytującą. A ta energia tej wietrznej istoty jest wspaniała i nie osiągalna...
- Masz rację moja droga Dżdżowniczko, sam widok i wyczuwanie tej energii to stanowczo za mało ... kuś mnie bardziej ... masz racje ... - odparł z niezadowoleniem Sachiner, a po chwili dodał szybko i stanowczo - Zaraz ... chwila ... skosztowałaś wodnej energii?
- Owszem ciekawski gadzie, pocałowałam ją w policzek ... i za jej zgodą ją spróbowałam.
- Rozumiem...
- Zazdrosny?
- Skądże ... - odpowiedział inkub bawiąc się delikatną i niewielką, bladą fioletowo zieloną kulką.
- Tiaa ... Hmm... bawisz się kulka trucizny?... - odparła Ery nie odwracając się do inkuba.
- Ależ skądże ...moja droga jędzuniu ... - odpowiedział Sachiner miażdżąc swoją zabawkę w dłoni.
- Widziałam ... okłamałeś mnie ... - stwierdził sukub, patrząc na inkuba.
- Moja droga ropuszko.. ja bym Cię okłamał? Gdzieżby ...
- No w sumie jakby nie patrzeć teraz się nie bawisz ...
- Widzisz moja Droga Dżdżowniczko ...
- Paszczurze...
- Spokojnie Moja Droga Żmijko, jestem cywilizowany i panuje nad sobą...
- Jeszcze...
- Jeszcze długo ...
- Trzymam za słowo ...
Sachiner nic już nie odpowiedział, jedynie zamyślił się, popijając wino.

************

Kilka pionowych, wąskich, bladych żółto-srebrzysto-białych elektrycznych kolumn Doskonale uniemożliwia ucieczkę wystraszonej i lekko spanikowanej żółto-różowo-białej wietrznej istocie, która próbuje się wymknąć. W ten sposób Kurai powoli, ale stanowczo prowadzi istotę na wielki symbol "A", znajdujący się na ziemi. W tym samym czasie pozostali neczanie robią wszystko co ich mocy aby pozostałe dwie utrzymać na dystans. Wieje bardzo zimny i nieprzyjemny wiatr, który ciągle rośnie na sile. Temperatura w komnacie spadła o kilka stopni i nadal szybko spada.
- Dobrze, że mamy maski... - stwierdziła Diuna ciężko oddychając.
- KIAZU UWAŻAJ! - wykrzyknął Hachi rzucając w niebieskieko-błekitno-białą istotę deszczem kamyków, który sprawił, że wietrzny duch został zmuszony do cofnięcia się.
- Dzięki! - odparła Kiazu, atakując bladymi płomiennymi kulami pomarańczowo-czerwono-białą istotę, a wręcz ją goniąc.
W tym momencie cała komnata została rozświetlona intensywnym białym światłem. Po chwili okazało się, że żółto-różówo-biała istota wisi, bez ruchu w delikatnie różowym, wysokim walcu energii i tym samym podzieliła los swojej towarzyszki. Neczanie odetchnęli z ulgą. Uwięzienie drugiej istoty oznaczało chwile spokoju i możliwość złapania oddechu. Nagle tuż koło Kiazu, przeleciała dość wielka i blada ognista kula, o czerwonopomarańczowej barwie. Za nim ktokolwiek zdążył zareagować energia o coś się rozbiła, a gęsty czarny dym spowił okolicę. Nie minęła nawet chwilę i koło ognistej neczanki przeleciała druga płomienna kula. W tym momencie dało się usłyszeć przeraźliwy pisk. Kiedy dym opadł okazało się że, kolejna wiatrowa istota została uwięziona. Pojawienie się lekko czerwonej, wysoka i walcowata kolumny spowodowało, że pozostałe dwie zaczęły jeszcze bardziej pulsować i wydzielać jeszcze więcej krystalicznej energii.
- Hmm.. zabawimy się - stwierdziła namiętnym i kuszącym głosem, Ery stojąca na wprost Kiazu, trzymając w ręku kolejną kulę ognia.
- NO PEWNIE, ŻE SIĘ ZABAWIMY! - odkrzyknęła radośnie i stanowczo Kiazu.
- Ery skąd wiedziałaś? - spytał Otachi.
- Szczerze to był fart ... - odparła Ery z promiennym uśmiechem.
- No to została jedna. - dodała stanowczo i radośnie Diuna, uśmiechając się pod nosem.
W tym momencie głośny krzyk przerwał rozmowę. W pomieszczeniu rozszalał się jeszcze zimniejszy wiatr,a temperatura spadła o kolejnych kilka stopni. Natomiast postać ostatniej niebiesko-błękitno-białej istoty lekko się zmieniła. Teraz jej długie włosy unoszą się rozszalałe na wietrze, a na jej twarzy pojawiły się trójkątne, intensywnie żółte i przerażające oczy.
- Żarty się chyba skończyły ... - stwierdził Hachi.
Wielka komnata szybko pokryła się białym szronem, jakiekolwiek ślady wody zostały zmrożone. Śliskie, lodowate i bardzo nieprzyjemne pomieszczenie, przepełnione rozszalałym zimnym wiatrem. Neczanie oraz sukub zostali zmuszeni, nie tylko do zasłonięcia oczu, ale również do zbicia się w dość zwartą grupę.
- Co teraz? - spytała Kiazu.
- Trzeba ją szybko pokonać. - odpowiedziała Ery.
W tym momencie wszyscy rozbiegli się komnacie i otoczyli niebiesko-błękitno-białą istotę grasująca głownie pośrodku pomieszczenia.

************

- Z każdą chwilą jestem coraz bardziej pewien swojej teorii, że jesteśmy w świątyni wiatru... a im idzie lepiej niż się spodziewałem... mniejsza, ta pulsująca, krystaliczna energia z każdą sekundą staje się być coraz bardziej apetyczna.... a najgorsze, że pobudza mój głód ... hmmm... ciekawe czy da się ją przetworzyć na "napój energetyczny"? ... Na pewno te wietrzne istoty są odnawialne, przypuszczam, że mimo ich zamknięcia one za jakiś czas się odrodzą ... w końcu to wiatr ... hmmm.... tak to byłby wspaniały interes nieprzyzwoicie krystaliczna energia z wiecznie odnawiającego się źródła, to nieskończony dochód.... a kuby, były by gotowe płacić ogromne pieniądze, za chociaż kroplę tej energii.... dodatkowo niewielka renowacja tego miejsca sprawi, że ta świątynia może się stać dochodowym miejscem turystycznym ... To był bardzo dobry pomysł aby t przyjść... niezliczone ilości pieniędzy wpływające na moje konto to wystarczająca nagroda za możliwość przebywania ze mną przez tyle czasu ... W końcu jestem najlepszym biznesmenem w rodzinie, ba nawet na świecie... i dzięki mnie rodzina zyska kolejny wspaniały majątek... ojciec będzie ze mnie dumny .... a media będą się zabijać o sekundę wywiadu ze mną ... jedna "wycieczka" a moje wysokie notowania jeszcze znacznie wrosną i zapewnią mi wiecznie życie w chwale ...

************

Po długiej i dosyć upierdliwej gacianinie, po całej ogromnej komnacie, za rozwścieczoną błękitno-niebiesko-białą istotą, neczanie są dosyć mocno zmęczeni. Rozrzedzone powietrze i panujące w koło przenikliwe zimno, idealnie w bardzo szybkim tempie osłabiają. Niestety wietrzna zjawa, zamiast słabnąć wydaje się rosnąć na sile.
- Kurcze... hu... myślałem, że po wszystkich treningach jakie mieliśmy... huh ... to trudniej będzie nas zmęczyć ... - stwierdził Hachi dysząc.
- Uhyy... Na takiej wysokości jeszcze nie walczyliśmy...uhy.... - odparła Diuna ciężko oddychając, a po chwili dodała: - Dobra czas zająć się naszym planem ...
- Popieram ...ehu ... skoro wszyscy wiedzą co robić ... Uhyy ... to czas działać ... - dodała Kiazu.
W tym momencie Rina, stojąca idealnie na wprost zjawy i wystrzeliła kilka niewielkich, wirujących z niezwykłą szybkością wodnych kul, które bez trudy przeleciały przez wietrzną istotę, nie robiąc jej żadnej krzywdy. W tym samym czasie Z dwóch stron Ery i Kiazu na zmianę strzały ognistymi kulami. Hachi postawił grubą i wysoką ziemną zaporę za wszystkimi walczącymi, odrobinę izolując tym samym pole walki. Natomiast Kurai strzela w wietrzną zjawę elektrycznymi kulami o stosunkowo niewielkim napięciu, jednak na tyle wysokim aby istota nie chciała mieć z nimi kontaktu. Rozwścieczony błękitno-niebiesko-biały przeciwnik cofając się przywoływał coraz silniej i zimniejszy wiatr. Lodowate dreszcze przeszyły rozgrzane ciała neczan i sukuba, jednak nikt nie przerwał natarcia. Nagle wietrzna istota na coś wpadła, było to stanowczo za wcześnie na ścianę komnaty, więc zdezorientowana zjawa gwałtownie się odwróciła. W tym momencie zawiał bardzo silny, o sile co najmniej tornada. Jednak przeciwnik, nie wpadł na żadną ścianę, ale nie mógł się ruszyć na boki, coś go najwyraźniej zablokowało. Jedyna możliwa droga to albo pod silny wiatr naszpikowany elektrycznymi wyładowaniami, albo prosto na symbol "B", zdobiący podłogę komnaty.
- Diuna! Świetna robota, trzymaj tak dalej! - stwierdziła głośno, radośnie i pochwalnie Kiazu.
- Spoko... - odparła Diuna. utrzymując niewidzialny lej.
Z każdą chwilą wietrzna istota, próbując się nerwowo wydostać z pułapki, zbliża się do symbolu północy. Po chwili zjawa sama wleciała nad literę, tym samym się podając. W tym momencie oślepiające niebieskie światło spowiło cała arenę. W mgnieniu oka, światłość znikła i pojawiła się kolejna walcowata kolumna, tyle że i błękitnym zabarwieniu. Neczanie i Ery odetchnęli radośnie z ulgą.
- SUPER! - wykrzyknęły radośnie dziewczyny przybijając "piątki"ze wszystkimi.
- No nareszcie... - odparł Hachi.
W tym momencie cała komnata zatrzęsła się, a powstałe wibracje ziemi spowodowały, że nasi bohaterowie upadli na ziemię. Po dłuższej chwili wszystkie cztery zjawy zaczęły przenikliwie piszczeć, a ich głosy delikatnie rozchodziły się po pomieszczeniu, które z każdą chwilą stawało się coraz bardziej akustyczne. Powstało nawet dźwięczące echo, pełne niepokoju i tajemniczości. Nagle cztery kolumny wraz z symbolami na podłodze ruszyły się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Z każdą sekundą świetliste kolumny z uwięzionymi wietrznymi istotami, wirują coraz szybciej w koło róży wiatrów. Wkrótce powstała dezorientująca, mieniąca się poświata o wspaniałych intensywnych kolorach. Kiedy nagle ...