czwartek, 25 lutego 2016

Epizod 187



".... Wieści z powietrza ..."


Władcy po stronie Ankary aby podjąć decyzję wysłania statków wcześniej zorganizowali zebranie, w którym nadal nie osiągnęli jedno głośności, więc szalony i ryzykowny pomysł Sachinera, jest im w sumie na rękę. W końcu nastał chłodny ranek, jednak nerwy wcale nie opadły. Wszyscy, mimo,że spodziewają się najgorszego to z niecierpliwością czekają na wieści z kosmosu, czy Zekeren przerwało brutalny atak? W końcu nadzieja umiera ostatnia...

************
W męskim obozie Konware, wstało przecudne, jaskrawe słońce, które wspaniale oświetla i grzeje całą okolice. Jest już po śniadaniu i neczanie bez trudu znaleźli sobie przyjemne zajęcie. Lekko niespokojna Rina zaczęła dyżur w kuchni, aby pomóc kucharzowi odzyskać chęć do gotowania. Po ugotowaniu, przez neczankę wspaniałej, aromatycznej i pokazowej zupy grzybowej, skuszony zapachami kucharz spróbował strawy, a następnie z wielkimi, zaskoczonymi oczami powiedział:
- No proszę, to jest naprawdę dobre.
- Dziękuję. - odparła zarumieniona neczanka.
- A ja się tak buntowałem przed baba w kuchni, jednak rozkaz to rozkaz, nawet jeśli to rozkaz Smoczysława.
- Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło ..
- Powiedz mi, Ty gotujesz swojemu oddziałowi?
- Tak ... w dużej mierze tak ...
- Teraz już rozumiem, czemu Kurai, tak się złościł na złe jedzenie ... skoro na co dzień ma takie wysokie standardy ...
- Hmm... On się nie złościł ... jeszcze jak z Tobą rozmawiał był spokojny ... tylko stanowczy...
- Naprawdę? Kurcze to nie chciałbym poznać jego złości ...
- To zdradzę Ci, że kiedy Kurai się zdenerwuje to wtedy pali papierosa ... i wtedy lepiej uważać na to co się mówi ...
- Zapamiętam i będę uważać aby czegoś nie palnąć... - odparł kucharz a następnie dodał: - A zmieniając temat, dasz mi jeszcze jakieś przepisy?
- Pewnie. - odparła neczanka z uśmiechem.
- A zdradzisz mi sekret skąd bierzesz zapał do gotowania?
- Pomyślę ... chociaż myślę, że to sam odkryjesz ...
- Hehe, nie przeceniasz mnie czasem?
- Nie ... myślę, że nie ...
- Dobra, zaraz przyjdzie pomoc bo czas zając się obiadem ... i mam dla Ciebie wyzwanie...
- Jakie?
- Masz do dyspozycji wszystko co jest w kuchni, wszystkie ryby, warzywa, owoce oraz przyprawy i zaproponuj mi smaczne danie, które powali facetów, którzy z reguły jedzą moje złe dania. Uprzedzam, że to nie będzie łatwe ...
- Rozumiem ... hmmm... pozwól, że chwilę pomyślę ...
- I tak nie dasz rady, ale dobrze masz czas do przyjścia pomocy, bo potem trzeba rozdzielić już zadania.
- Dobrze ... pomyślę ...
Tymczasem pełna zapału i entuzjazmu Diuna, pobiera lekcję od swojego niewidomego nauczyciela, który ze stoickim spokojem tłumaczy jej podstawy używania nowej mocy.
- Posłuchaj, trzeba podchodzić do tego na spokojnie ... - stwierdził spokojnie Caeci.
- No ja wiem, ale to jest trudne. - odparła Diuna, nie radząc sobie z czarną kostką.
- Nie jest trudne, wystarczy tylko chcieć... słuchaj uspokój emocje .. skoncentruj się i delikatnie użyj mocy ...
- Wheh ... - westchnęła Diuna, a następnie wzięła głęboki oddech i powiedziała: - Dobrze, to jeszcze raz.
W tym samym czasie Hachi i Otachi oddają się potajemnym rozrywką, które ukrywa obóz. A to oglądają sparingi, a to grają w gry. Natomiast Kiazu w skąpym stroju opala się na wydzielonym podwórku, w okolicach damskiego namiotu i w kokieteryjny sposób owinęła sobie wojowników w okół palca, tak że jest traktowana co najmniej jak królowa.


************

Mroczna, gwieździsta galaktyka wypełniona zdezelowanymi wrakami statków, kawałkami metalów, szkarłatnymi pasmami krwi i strzępkami ciał. Pośród tego całego bałaganu na tle ogromnego smoka, niosącego cały świat leci prywatny statek Sachinera, który wraz z Kurai'em zasiada w stylowym, czarno-biało-szarym salonie, kosmicznego środka transportu.
- Pewnie zastanawiasz się czemu zabrałem Cię ze sobą? - stwierdził inkub popijając swoje ulubione wino i bawiąc się bladą, kulką trucizny.
- Planowałeś przylecieć tutaj z Riną, bo zapewne stęskniłeś za jej towarzystwem, ale wiedziałeś, że lepiej będzie jak pojadę razem z nią. - odparł chłodno Kurai, a następnie twardo dodał: - Jednak już w trakcie zapraszania uświadomiłeś sobie, że lepiej aby nie podziwiała widoków, które notabene towarzyszą nam za oknem.
- Nie znoszę Cię ... - odparł Sachiner, zgniatając swoją kulkę trucizny.
W ten do otwartego salonu połączonego z innymi pomieszczeniami, wszedł Kutaro, pokornie mówiąc:
- Panie przepraszam, że przeszkadzam, jednak mam pewne wieści.
- Mów ... - odparł twardo Sachiner.
- Panie Na horyzoncie nie widać Zekeren, a nasze systemy nie wykrywają go.
Na te słowa inkub zakrztusił się winem i nerwowo spytał:
- Co powiedziałeś?
- Zekeren nie istnieje. - stwierdził Kutaro z trudem przełykając ślinę.
W tym momencie Sachiner, bezlitośnie zgniótł w dłoni kieliszek wina, które w majestatyczny wymieszało się z krwią inkuba, a następnie szkarłatna ciecz rozlała się po białej wykładzinie. Natomiast chłodny i bez emocjonalny Kurai, bez słowa wyszedł z pokoju.

************

Po obiedzie, kiedy jest już pozmywane przed namiotem kuchennym na składanych stołkach zasiadają, Rina oraz palący Chushin, którzy odpoczywając rozmawiają.
- Nie no, nadal to nie wierze ... - stwierdził Chushin.
- Hmmm... w to że wracali na dokładki .. - odparła nieśmiało Rina.
- Tak. - odparł kucharz zaciągając się.
- Ziom, chciałbym zobaczyć Twoją minę, jak to Rina będzie wydawać jedzenie. - wtrącił Otachi, który właśnie przyszedł.
- A co ma jeszcze jakieś sztuczki w zanadrzu? - spytał Chushin, podając przybyszowi stołek do rozłożenia.
- Ziom nie widziałeś nawet połowy. - odpowiedział Otachi z uśmiechem i luźno, siadając na krześle.
- No dobra to może się skuszę. - odparła dumnie kucharz.
- Otachi, co Cię sprowadza? - spytała nieśmiało Rina.
- A przyszedłem wyżebrać jakieś jabłuszko czy inny owoc. - odparł wietrzny neczanin szczerząc kły.
- Spoko coś Ci przyniosę. - odparła Rina z uśmiechem.
- Dobra siedź i tak idę po picie. - stwierdził Chushin wstając i udając się do kuchni.
- Swoją drogą wiesz gdzie podziewa się Kurai? - spytał Otachi.
- Za ... załatwia pewne sprawy ... - odparła niepewnie Rina.
W tym momencie wietrzny neczanin złapał siostrę za rękę i mocno przyciągnął ją do siebie, także delikatnie czerwona Rina stała między nogami siedzącego brata.
- Otachi ... - stwierdziła rumieniąca się neczanka.
- Siadaj Siostra moje ucho czeka na opowieść... - odparł Otachi szczerząc kły.
- Ale ...
- Oj wyluzuj ... siadaj proszę
- Dobrze ...ale tak w skrócie ... - odparła spokojnie Rina siadając na prawym kolanie brata, a następnie dodała: - I proszę nie krzycz ...
- Luz Siostra ... - odparł Otachi z uśmiechem.
Na te słowa Rina delikatnie zbliżyła się do brata i wyszeptała wszystko bratu na ucho. Z każdą sekunda Otachi robił coraz większe, zaniepokojone i zszokowane oczy.
- O kurka ... - odparł po dłuższej chwili wietrzny neczanin.
W tym momencie do neczan powrócił kucharz, trzymając w lewym ręku dwa czerwone jabłka, a w drugim ręku wypity do połowy sok pomarańczowy.
- No proszę ... słuchajcie ja wiem, że zaplecze mojej kuchni jest ustronne i mi to zwisa co się tu dzieje, ale lepiej by major Smoczysław tego nie zobaczył. - stwierdził spokojnie Chushin, zasiadając na swoim miejscu. W tym momencie czerwona jak burak neczanka wstała z kolan brata, który szybko powrócił do swojego luzackiego stylu bycia.
- Spokojnie nie przeszkadza mi to... - kontynuował kucharz, wręczając owoc neczaninowi
- Luz Ziom, nic złego nie robimy.. więc odpuść... - odparł Otachi z uśmiechem, a następnie dodał: - O dzięki Ziom.
- Em ... to może ja pójdę zobaczyć co u Kiazu ... - wtrąciła speszona Rina, odchodząc w głąb obozu.
- Ale łatwo ją speszyć ... - stwierdził kucharz.
- Owszem, ale jest kochana. - odparł Otachi.
- Hmmm... Waszym dowódcą jest Kiazu?
- Nie, to Kurai nami dowodzi.

************
Tymczasem w innej części obozu Diuna nadal pilnie trenuje swoją nową umiejętność. Opanowała już podstawy i nadszedł czas na etap drugi.
- Teraz posłuchaj, musisz być skupiona przy każdym ruchu kostki. Teraz powiedz mi masz podzielną uwagę? - spytał dociekliwe Caeci.
- Oczywiście, że tak. - odparła Diuna bawiąc się czarną kostką, która obracała, tak jakby na niej znajdował się jakiś wzór. Po dłuższej chwili Caeci dotkną zaaferowaną neczankę za ramię i kiedy ta odwróciła się w jego kierunku, powiedział:
- Nie masz ... cały czas mówiłem do Ciebie, jednak jesteś tak zaaferowana tą zabawkę, że twoja podzielność uwagi przestała istnieć ... w takim układzie zrobimy tak ...


************

W wielkiej pałacowej komnacie trwa kolejne zebranie władców sojuszu, w którym na czele stoi Ambasador Ankara. Wszyscy władcy, prócz księcia Zekeren, który był w domu podczas ataku, obradują i negocjują, nie mogąc dojść do porozumienia. Podczas tego nerwowego spotkania zostało nawiązane połączenie z kosmicznym statkiem, rodziny Cusan., w którym to sam Sachiner, ubrany w elegancki garnitur, zasiada na wygodnym fotelu. Kamera ustawiona jest tak, że inkuba widać zaledwie do ramion, a on natomiast widzi całą salę wypełnioną władcami.
- Panie Cusan, powinniście dotrzeć już na Zekeren. - stwierdziła Sansha.
- Owszem szanowni władcy, powinniśmy dotrzeć już na wspaniałe Zekeren jednak ... trzrzrzrz ... trzrzrz ....
W tym momencie obraz zaczął delikatnie śnieżyć, a głos był trzeszczący i niezrozumiały.
- Panie Cusan proszę, powtórzyć. - poprosił Ankara.
Niestety trzaski stały się już tak intensywne, że zupełnie zagłuszyły słowa wypowiadane przez inkuba. A wkrótce połączenie zostało brutalnie przerwane.
- A mówiliśmy, że pozwolenie na cywilny lot to szaleństwo! - stwierdził Ashga.
- Pewnie statki wroga nadal tam stacjonują. - stwierdziła Sansha.
- Dobrze by było wysłać ekipę ratunkową. - dodał Eta.
- Na to, szanowni władcy obawiam się, że jest już za późno. - stwierdził Ankara, zapatrzony w śnieżący monitor.

************
Kosmiczny samolot rodziny Cusan przemierza, wysypisko wraków i wydaje się być niezwykle mały na tle ogromnego świata Sekai Dagaal. Widać, że ten statek ten jest cywilnym pojazdem, więc w razie co wydaje się być nieciekawym celem dla jakieś wojskowych jednostek, które ewentualnie mogły by się tu jeszcze kręcić. Nagle pojawiła się ogromna czarna dziura, która zaczęła przyciągać do siebie wszystkie śmieci jak i powietrzną, opierającą się jednostkę. Wkrótce po dłuższej chwili zmagań pilotów, statek został wchłonięty w odmęty czarnej jak smoła dziury.



 

niedziela, 14 lutego 2016

Epizod 186



"... Misja czy nauka? ...
oto jest pytanie ... "


W męskim obozie nadszedł czas na śniadanie, neczańskie rodzeństwo niezbyt chętnie pojawiło się rano w stołówce. Pamięć po niezbyt miłej kolacji nadal nie dawała im spokoju. Niestety z niewiadomego powodu nie ma z nimi Kurai'a.
- Gdzie zgubiliście Kurai'a? - spytała dociekliwie Diuna.
- Dobre pytanie... - odparł opatrzony już do końca Otachi.
- Widziałem go wcześnie rano, a potem gdzieś znikł ... - dodał Hachi.
- Pewnie nie ma ochoty na to wspaniałe śniadanie ... - stwierdziła Kiazu, a następnie dodała: - W sumie nie dziwie się.
W tym momencie drewniane okno, w głębi sali, z wielkim hukiem otworzyło się, a następnie rozległ się, znajomy, gruby męski i donośny głos, mówiący:
- PANIE I PANOWIE WYŻERA!
Neczanie, przewrócili oczami i stosunkowo nie chętnie ustawili się w kolejce po jedzenie, które dzisiaj pachniało zupełnie inaczej niż pierwszego dnia.
- Witaj, a gdzie Kurai? - spytał kucharz nakładając Rinie, przyjemnie wyglądającą owsiankę.
- Cześć Chushin, niestety nie wiem ... - odparł speszona Rina.
- Hej Ziom, on tak czasem ma ... - dodał Otachi.
- Ale Ziom dzisiaj normalne jedzenie! - dopowiedział Hachi.
- Pewnie, szkoda, że tylko moja groźba się nie pojawiła ... - odparł kucharz.
- Ej .. czemu my się jeszcze nie znamy... - wtrąciła Kiazu.
- O przepraszam, jestem Chushin, a Wy? - odparł kucharz.
- To Diuna,a ja jestem Kiazu. - odparła ognista neczanka z uśmiechem.
W ten w stołówce pojawił się elektryczny neczanin, który od razu udał się po śniadanie.
- No kogo to moje oczy widzą, dzisiaj będzie lepsze jedzenie. - stwierdził kucharz, nakładając jedzenie.
Jednak neczanin nic mu nie odpowiedział jedynie bez słowa, udał się do stolika i zaczął jeść.
- A tego co ugryzło? - spytał Chushin.
- Nie przejmuj się Ziom, ten typ tak czasem ma. - odpowiedział spokojnie Hachi.
- Do niego trzeba przywyknąć ziom. - dodał Hachi.
Po chwili wszyscy siedzieli już przy stoliku i zajadali się o niebo lepszym śniadaniem, chociaż jeszcze nie perfekcyjnym. Jednak ważne, że nawet dziewczyny były wstanie to zjeść.
- Kurai, a Ciebie osy w nocy pogryzły czy co? - spytała dociekliwie Diuna.
Elektryczny neczanin, jednak jej nic nie odpowiedział, a po dłuższej chwili milczenia, dokończył jedzenie i wyszedł.

************
W rodzinnej willi rodziny Cusan, Sachiner siedzi w jednym z swoich gabinetów, i czyta jakieś ważne dane na monitorze laptopa, jednocześnie bawiąc się delikatną i niewielką, bladą, fioletowo zieloną kulką. Całe pomieszczenie jest urządzone w klasycznym, dla tego inkuba, stylu, gdyż jest to stosunkowo stylowy gabinet, który posiada nawet barek z winami, regał z książkami czy też niewielką czarną skórzaną kanapę. Pozostałe meble są ciemno brązowe, drewniane i rzeźbione. Podłoga jest jasnobrązowa, a pod biurkiem znajduje się czerwony dywan ze złotymi zdobieniami. Nagle w pokoju rozległo się głośne pukanie do drzwi.
- Proszę. - stwierdził wyraźnie podminowany inkub.
W tym momencie do pomieszczenia wszedł Kutaro, który pokornie powiedział:
- Panie, przepraszam, że przeszkadzam, jednak Pański Ojciec, chce Pana natychmiast widzieć.
- Rozumiem, przekaż Ojcu, że już idę. - odparł Stanowczo Sachiner, a następnie dodał: - Udało Ci się nawiązać połączenie?
- Niestety nie...
- Próbuj dalej! - odparł twardo inkub podnosząc się.
- Jak sobie życzysz Panie. - odparł pokornie Kutaro.

************

Najedzone neczańskie rodzeństwo spokojnie spaceruje po męskim obozie, rozmawiając i obserwując wszystko to co dzieje się wśród namiotowych muszli.
- Kucze, nie długo czas się zbierać a naszego dowódcę coś ugryzło ... - stwierdziła Diuna.
- Od rana się tak dziwnie zachowuje... - odparł Hachi.
- E tam przejdzie mu, przecież nie zachowuje się super nadzwyczajnie. - dodał Otachi.
W tym momencie Kiazu zapatrzyła się na stosunkowo przystojnego żołnierza Konware, siedzącego na ławce pod jednym z namiotów. Ma on bladą błękitną cerę oraz krótkie niebieskie włosy, z czarnymi końcówkami. Ów młodzieniec jest interesujący nie tylko z powodu urody, ale również z powodu układania czarnej jaj smoła kostki.
- Hej Ziom, co tam masz? - spytał zaintrygowany Otachi, podchodząc do nieznajomego.
- To zwykła kostka halussa. - odparł nieznajomy.
- Kostka halussa? A co to takiego? - spytała dociekliwie Diuna.
- Ty powinnaś to wiedzieć. - odparł nieznajomy.
- Ja? Proszę Cię, pierwszy raz na oczy widzę czarną kostkę. - odparła Diuna.
- Próbujesz mnie obrazić? - spytał żołnierz.
- Luz Ziom ... - stwierdził Hachi.
- Zacznijmy od początku Ziom. - dodał Otachi.
- Ja jestem Kiazu, a to Diuna, Hachi, Rina oraz Otachi. - wtrąciła ognista neczanka.
- Miło mi ja jestem Caeci Sokea. - odparł nieznajomy.
- Wybacz Caeci czemu mówisz, że Diuna powinna znać tę kostkę? - spytała nieśmiało Rina
- Kostka halussa jest "zabawką" rozwijającą zdolności istot władających mocą psychiczną, więc skoro ona ją włada to powinna ją znać. - odparł Caeci.
- To skomplikowane, ale nie znam tej zabawki. Na czym ona polega. - odparła zaintrygowana Diuna.
- Na układaniu. Jak się ją odpowiednio ułoży to się otwiera.- stwierdził Caeci.
- Dobra, ale ona cała jest czarna, więc skąd mam wiedzieć, że dobrze działam? - kontynuowała Diuna.
- Dzięki mocy. Zresztą daj rękę. - odparł Caeci wyciągając prawą dłoń.
W tym momencie psychiczna neczanka z lekkim zahamowaniem podała swoją dłoń żołnierzowi, który złapał ją i delikatnie położył na swojej kostce, a następnie użył swoje mocy. Po chwili Diuna przez chwilę zobaczyła na pudełku jasne, kręte linie.
- I co? - spytał Hachi.
- Łał to niesamowite na niej jest wzór! - stwierdziła z podziwem, zaskoczona Diuna.
- Jakim cudem? - spytał Otachi.
- Kwestia wprawy i odpowiedniego używania mocy. - odparł Caeci.
- Caeci nowi nie dokuczają Ci za bardzo? - wtrącił palący kucharz.
- Spokojnie, interesuje ich moja układanka. - odparł Caeci.
- Neczanie musicie wiedzieć, że Caeci to nasz mistrz w używaniu mocy psychicznej! - stwierdził z podziwem Kucharz.
- Super! - stwierdzili zgodnie bracia.
- Fajnie! - dodała Kiazu.
- Spoko, a czemu byśmy mieli mu dokuczać? - spytała Diuna.
- Jestem niewidomy, a moimi oczami jest moja psychiczna moc, gdyż widzę jedynie energie. - odparł Caeci.
- Za to wszelkie pułapki i zagadki wymagające używania mocy to dla niego niebywały pikuś! - dodał dumnie Chushin.
- Hmm... czyli nie widzisz mnie ale te symbole na kostce już tak? - spytała Diuna.
- Ciebie widzę, a właściwie to widzę Twoją aurę mocy, tak samo jak wszystkich obecnych oraz symbole na kostce. - odparł spokojnie Caeci.
- Łał ... - stwierdzili zgodnie neczanie.
- Hmmm ... Ziom ogólnie ja jestem powietrzem, Rina jest wodą, Kiazu jest ogniem, Hachi jest ziemią a Diuna jest psycho-mocą. - wtrącił Otachi.
- Dziękuję, to ułatwi mi zapamiętanie imion. - odparł Caeci.
- Ej słuchaj nauczył byś mnie tego, czy te symbole i zagadki w pełni mogą rozwiązywać tylko niewidomi? - spytała dociekliwie Diuna.
- Zaintrygowała Cię ta moc. - odparł Caeci, a następnie dodał z uśmiechem : - Oczywiście, że mogę i jeśli chcesz możemy zacząć od razu.
- Ekstra! - odparła Diuna.
- No proszę, Ty się chcesz czegoś nauczyć. - stwierdził Hachi.
- Tak chce! To brzmi super i mam wrażenie, że dzięki tej super umiejętności weszłabym na nowy poziom! - dodała Diuna.
- Aha ... a pamiętasz, że zaraz się zbieramy? - odparł Hachi.
- No tak ... Rina proszę pogadaj z Kurai'em abyśmy tu zostali! - odpowiedziała z determinacją Diuna.
- Eh ... dobrze spróbuję ... jednak nie mogę nic obiecać... - odparła nieśmiało Rina.
- Dzięki. - odparła Diuna, podchodząc bliżej no nowego nauczyciela, a następnie dodała: - Wy też jej pomóżcie...
- Spoko. - odparła Kiazu z uśmiechem.
- Kto to Kurai? - spytał Caeci
- To nasz dowódca. - odparł Hachi.
- Włada elektrycznością. - dodał Otachi.
- Będę pamiętał. - odparł Caeci.

************


W pałacu ambasadora Ankary wszyscy władcy, dość nerwowo chodzą po całej posiadłości i zmierzają na kolejne zebranie władców. Ciężka atmosfera daje się wyczuć z daleka, a sami władcy wydają się mieć niesamowity i straszliwy mętlik w głowach. Tym czasem w pałacu ambasadora Chifuina władcy zdają się nie przejmować falą uderzeniową, która rano przeszyła powietrze, chociaż sam Chifuin zdaje się być zadowolony.

************
Generał Rudy, zasiada w betonowym surowym gabinecie i przed otwartym laptopem nerwowo, stuka długopisem o blat czarnego biurka. Coś się ewidentnie wydarzyło. Nagle rozdzwonił się telefon komórkowy. Na sam dźwięk neczanin zerwał się i szybko odebrał telefon mówiąc:
- No na reszcie...
- To Tylko ja ... - odparł znajomy głos w słuchawce.
- A to Ty ... Kurai nie mam z nimi kontaktu... - odparł Rudy.
- Rozumiem, ja też nie ... ale ja nie w tej sprawie....
- Dobra co jest?
- Możemy zostać na dłużej w obozie Konware?
- Dobrze, że o to pytasz ... mam tyle na głowie, że zapomniałem Wam powiedzieć, że maszyny dla nas nie są jeszcze gotowe i nie musicie się śpieszyć z dotarciem do obozu maszyn.
- To dobrze...
- A czemu tak nagle chcecie tam zostać?
- Diuna znalazła nauczyciela, który jest wstanie nauczyć jej "widzenia mocą"
- Dobre, dla kogoś kto włada psycho-mocą to świetna nauka, więc tym bardziej zostańcie w obozie ... hmm... to dziwne Diuna Cię poprosiła o zostanie?
- Nie ... Hachi, ale trening jej się przyda....
- Heheh, tak myślałem, że się nie pofatygowała ... masz racje przyda jej się ... dobra pogadam z tamtejszym dowódcą i poinformuję go o tym, że zostaniecie Dowodzi tam bosman Saqie?
- Nie major Smoczysław ...
- A no tak szkolą nowego ... dobra to tym bardziej go powiadomię.

************
Wczesnym wieczorem, w szarym bladym świetle Rina w końcu znalazła Kurai'a. Stoi on oparty o jedno z drzew i jest ledwo widoczny. Neczanin wydaje się być spokojny, chociaż obecnie pali papierosa.
- Kurai ... czy ... wszystko w porządku? ... - spytała niepewnie Rina.
Elektryczny neczanin nic jej nie odpowiedział jedynie zaciągnął się i wypuszczając gęsty dym, pokiwał przecząco głową.
- Coś się stało prawda? - spytała neczanka.
- Owszem. - odparł chłodno Kurai.
W tym momencie niespodziewanie, zaczął dzwonić telefon Riny, która zobaczyła kto dzwoni, lecz wahała się czy odebrać.
- Spokojnie .... odbierz .. poczekam ... - stwierdził chłodno neczanin.
Na te słowa neczanka szybko odebrała telefon mówiąc:
- Tak słucham?
- Witaj moja droga. - odparł szarmancko głos w słuchawce.
- Cześć Sachiner. - stwierdziła przyjaźnie i radośnie Rina.
- Moja droga, nie mam dużo czasu, więc powiedz mi proszę czy gdzieś koło Ciebie jest Twój luby?
- Jest ...
- Dobrze, powiedz mi proszę, czy Twój luby pali w tym momencie?
- Owszem .... masz doskonałe wyczucie ...
- Cieszy mnie to moja droga, a czy możesz go poprosić do słuchawki?
- Mogę spróbować.... - odparła niepewnie Rina, przykładając słuchawkę do piersi, a następnie podeszła bliżej do ukochanego i powiedziała: - Kurai ... Sachiner prosi Cię do telefonu.
Neczanin chłodnym spojrzeniem zmierzył ukochaną i niezbyt chętnie przejął od niej telefon mówiąc:
- Czego chcesz?
- Też to poczułeś, mam rację? - odparł Sachiner, a następnie po dłuższej chwili, przenikliwej i kującej ciszy kontynuował: -Wiem, że tak i mam dla Ciebie pewną propozycję...
Podczas rozmowy Rina delikatnie odsunęła się od ukochanego, aby nie podsłuchiwać rozmowy. Jedyne co słyszała to nieczęste i twarde odpowiedzi neczanina.
- Nie ...Sam i koniec ... czekam....
Po tych ostatnich słowach Kurai rozłączył się i bez słowa oddał wodnej neczance telefon.
- Dzięki ... - odparł Rina, a następnie dodała: - Powiesz mi proszę co się dzieje?
- Tak ... ale lepiej usiądź... - odparł twardo Kurai.
Na te słowa zdziwiona i zdezorientowana neczanka usiadła na pobliskim kamieniu, i stała się w pełni gotowa aby wysłuchać ukochanego, który po kolejnym zaciągnięciu się kontynuował:
- W nocy trwała bitwa powietrzna ...
- To te kolorowe światła na niebie?
- Owszem ... i bitwa ta skończyła się rano ... zakończyła się ona ogromną energetyczną eksplozją i potężną falą uderzeniową... która rozeszła się po całym świecie ...niestety od tamtej eksplozji nie ma kontaktu z Zekeren, a radary go nie wykrywają...
- Są...sądzisz, że Zekeren zostało zniszczone? - spytała zaniepokojona i przerażona Rina, z łzami w oczach.
- Istnieje taka możliwość... - odparł chłodno Kurai.
W tym momencie przepiękne żółte oczy, stały się szklane, a zły zaczęły płynąć jej po policzkach jak oszalałe, a elektryczny neczanin niewiele myśląc wziął ukochaną za prawą rękę, podniósł i mocno przyciągną do siebie, aby przytulić i wtulić ją w swoje ramiona.
- Czy ...czyli .... Volaure ...Ery ... Skauti ... Yorokobi i inni mogą ... mogą już ...
- Tak ... i nie wykluczone, że tak jest... - wtrącił chłodno Kurai, mocno obejmując ukochaną i nadal paląc, tak aby jej nie poparzyć, a po dłuższej chwili milczenia dodał: - Posłuchaj, zaraz przybędzie tu Sachiner, i jego prywatnym statkiem polecimy w kosmos, aby zobaczyć co tam się dzieje.
- A władcy nie mogli wysłać tam statków?
- Prywatny statek mniej się rzuca w oczy niż jednostki wojskowe ...
- Mogę ... czy mogę lecieć z Wami?
- Nie ... jeśli Zekeren rzeczywiście przestało istnieć to tam w kosmosie jest istne brutalne pobojowisko ... którego wolałbym abyś nie widziała ...
- Rozumiem ... - odparła smutno Rina, z łzami w oczach.
- Jak będę coś wiedział to zadzwonię...
- Dobrze ...
Nagle Kurai zaciągnął się papierosem, po czym wolno wypuścił szary, smętny dym, a następnie namiętnie pocałował, zapłakaną wybrankę swojego serca w usta. Po dłuższej chwili ciepłego i przyjemnego pocałunku, rozpalone usta kochanków rozdzieliły się, a Kurai powiedział:
- Wrócę ... obiecuję, że wrócę ... a jeśli Zekeren zostało zniszczone to przyrzekam Ci pomszczę ich ...
Po tych krzepiących słowach Rina nic nie odpowiedziała, jedynie bardzo mocno wtuliła się, w ciepłe i przyjemne ciało ukochanego, starając się dojść do siebie.




niedziela, 7 lutego 2016

Epizod 185



"...Walka o podniebne terytorium ... "


Wysmukłe, wyprofilowane, szybkie i zwrotne myśliwce o wspaniałym, błyszczącym metalicznym kolorze zaciekle atakują ogromny czarno-szary statek-planetę. Różnokolorowe promienie energii, przypominające precyzyjne lasery, których kolor, natężenie i siła zależy od indywidualnej mocy jaką włada dany pilot statku. Ciemne granatowe niebo, pełne gwiazd i planet co i rusz rozbłyska od ataków, niczym od majestatycznych fajerwerków. Jednak ogromne Zekeren, przy którym myśliwce wyglądają jak nieduże zabawki, małego dziecka, dzielnie znosi niezliczoną liczbę ataków. W ten do akcji wkroczyły ogromne, ciemne, wieloosobowe, masywne i ociężałe bojowe szturmowce, które co prawda są strasznie powolne, ale stanowczo nadrabiają mocą i siłą rażenia. Nie jedna powietrzna armia obawia się tych straszliwych jednostek, które sieją terror w przestrzeni. Jeden z masowany atak tych latających potworów spowodował, że ogromne Zekeren, aż zatrzęsło się, a krystaliczna tarcza planety z trudem odparła ten cios.


************

Późną nocą przed ogrodzeniem podwórka neczanek, siedzi, delikatnie skulony i opierający się o płot Otachi i patrzy prosto przed siebie chociaż nad nim rozpościera się rozgwieżdżone, wspaniałe niebo. Wieje przyjemny delikatny wiaterek, który delikatnie pieści zmysły wietrznego neczanina i napawa go ukojeniem i radością. Po dłuższej chwili do Otachiego, podszedł Hachi, który wyszedł z wydzielonego podwórka dziewczyn.
- Za chwile przyjdzie .... - stwierdził Hachi.
- Luz Bro ... - odparł Otachi.
- Daliśmy się podejść jak dzieci.
- E tam, byli zajebiści. - odparł Otachi z uśmiechem.
- W sumie racja! - dodał Hachi, szczerząc kły.
W tym momencie do braci dołączyła zaspana i ziewająca Rina, która przecierając oczy spytała:
- Jestem ... Zieeew ... co tam?
- Rina! Miło Cię widzieć! - odparł radośnie Otachi, a następnie dodał: - Słuchaj Siora, strasznie boli mnie lewy bark ... czy mogłabyś zerknąć okiem?
- Spoko ... zerknę .... tylko .. przydałoby się jakieś światło ... - odparła spokojnie Rina zasiadając koło brata, a następnie nieśmiało dodała: - Może wejdziecie do namiotu?
- Nie lepiej nie ... obudzona Kiazu czy Diuna nie będą przyjemne ... - odparł Hachi.
- W sumie racja ... A czemu Kurai z Wami nie przyszedł? - spytała lekko rumieniąca się Rina.
- Em ... on nawet nie wie, że tu przyszliśmy ... - odparł Otachi.
- Dobra to ja skocze po jakieś światło. - zaproponował Hachi, odchodząc pośpiesznie.
- Otachi ... powiesz mi coś o tym bólu? - spytała niepewnie Rina.
- No jest dość przeszywający i nie przyjemny, ale da rade wytrzymać ... - odparł Otachi.
- Uderzyłeś się o coś?
- Em ... można tak powiedzieć... - odparł Otachi szczerząc kły.
W ten powrócił dumny i radosny Hachi, trzymając latarkę w prawym ręku, który bez słowa poświecił na brata i jego lewy bark. Od razu dało się zobaczyć, że coś jest nie tak z ramieniem wietrznego neczanina, gdyż była na nim dziwna gula, ukryta pod czarnym T-shirt.
- Otachi, zdejmij proszę koszulkę. - poprosiła Rina, uważnie obserwując ramie brata, który bez zawahania i z trudem zdjął swoją wojskową koszulkę. Kiedy tylko warstwa ubrania znikła, oczom wszystkim ukazała się napuchnięta, fioletowo-czerwona gula, spowodowana przez kość ramienia, która przemieściła się do przodu. Taki obrzęk może oznaczać tylko jedno...
- Masz wybity bark ... i szczerze nie wygląda to dobrze ... - stwierdziła z delikatnym przerażeniem Rina.
- A dasz radę coś z tym zrobić? - spytał Otachi, delikatnie syczący z bólu.
- Postaram się ... - odparła neczanka otaczając przyjemną i ciepłą, świetlistą magia leczenia bark brata, a następnie spytała: - Jak do tego doszło?
- Lepiej abyś nie wiedziała. - odparł Hachi z uśmiechem.
Wodna neczanka nie drążyła już tematu, tylko skupiła się na wyleczeniu urazu brata. Po dłuższej chwili obrzęk zaczął znikać, a sam bark z każdą chwilą wygląda co raz lepiej, aż w końcu zaczął wyglądać normalnie.
- Łał! - stwierdził Otachi, próbując się ruszyć.
- Nie ruszaj się jeszcze proszę ... daj mi jeszcze chwilę ... - stwierdziła Rina, nadal lecząc brata.
- Sory już się uspokajam. - odparł Otachi.
- No skończone... - odparła spokojnie Rina. po dłuższej chwili ciszy.
- Super! - stwierdził radośnie Otachi wymachując ramieniem.
- Ekstra! - dodał Hachi.
- Tylko Otachi, nie nadwyrężaj go ... i rano przyjdź jeszcze do mnie do Ci go zabezpieczę ...- wtrąciła Rina z uśmiechem.
- Spoko Siostra! Dzięki! - odpowiedział entuzjastycznie Otachi obejmując siostrę.
- Ej zobaczcie! - stwierdził Hachi pokazując rodzeństwu niebo.
Na te słowa neczanie spojrzeli w górę i ujrzeli eskapadę wspaniałych, różnokolorowych światem, zupełnie jak pokaz fajerwerków, którym nie towarzyszył żaden huk. Fantastyczne, oszałamiające i zaskakujące światła przykuwają uwagę.
- Łał ... piękne. - stwierdziła z podziwem Rina.
- Super... -. dodał Hachi.
- To fajerwerki dla Ciebie siostra za świetnie wykonaną robotę. - dopowiedział Otachi z uśmiechem.
- Nie ... na pewno nie ... - odparła Rina zapatrzona w przepiękne niebo.

Tym sposobem niczego nieświadomi neczanie zapatrzyli się w wspaniałe, błyszczące i kolorowe nocne niebo, które nie jest urzekającym i majestatycznym, pokazem światem, lecz brutalnym starciem toczącym się w przestworzach.

************

Mijają długie godziny podniebnego starcia, jednak potężne Zekeren nie daje się atakom wroga, w końcu ta ogromna planeta nie da się pokonać kilkunastu jednotom. Niedobitki zwinnych statków, śród dryfujących kawałków złomu, utworzyły trzy skoordynowane grupy, które w koło oblatywały ledwo tknięte Zekeren, kontynuując ostrzał, mający na celu zniszczenie grubych osłon oraz odwrócenie uwagi od masywnych jednostek, które szalonymi kolorowymi laserami ostrzeliwują planetę.
- Książę, lecą nowe jednostki. - stwierdził kapitan obserwujący monitory.
- Co Tym razem? - spytał poważnie Volaure.
- Co najmniej dwie setki myśliwców oraz z setka bojowych szturmowców.
- Stawiają wszystko na jedną kartę jak widzę...
- Mamy przekichane - wtrącił przerażony Skauti.
- To będzie długa noc. - odparł kapitan.


************

Wczesnym rankiem, blade, szare i bezchmurne niebo nadal rozbłyska różnokolorowymi światłami i eksplozjami, które widać na przestrzeni całego sklepienia Sekai Dagaal. Jednak stojący przed namiotem Kurai i myjący zęby, mimo oglądania nieba, wydaje się tym zupełnie nie przejmować, z resztą jak większość mieszkańców i rezydentów smoczej planety. Po dłuższej chwili jak gdyby nigdy nic odwrócił się plecami do bitewnego, kolorowego nieba, wypluł pastę i zaczął płukać zęby Nagle Kurai, gwałtownie odwrócił się i ponownie spojrzał w niebo. Wkrótce jego oczom ukazała się ogromna fala uderzeniowa, która skutecznie zniszczyła źródła wszelkich świateł na niebie, a następnie ta niezwykła i potężna moc rozprzestrzeniła się na całą Sekai Dagaal, wywołując pośród niektórych mieszkańców niepokój i lęk.