niedziela, 18 października 2015

Epizod 177


"Ostra wymiana zdań 
w lawowym pałacu..."


Przyjemny, złocisty zachód słońca, spowity srebrzystymi chmurami, a wszystko to pięknie odbija się w szerokiej błyszczącej rzece, otoczonej czarnymi cieniami drzew, skał i pagórków. Tak pięknego zachodu słońca na Sekai Dagaal jeszcze nie było. Jednak Hachi i Otachi z dopingującymi siostrami na ramionach energicznie biegną i niestety nie zwracają uwagi na wspaniałe i oszałamiające widoki. W ten neczańscy bracia dobiegli do trawiastego brzegu rzeki, a następnie obaj bezpiecznie odstawili siostry i upadli radośnie na ziemie.
- Ja wygrałem! - stwierdził Otachi.
- O nie Bro właśnie że ja ... - odparł Hachi.
- Ale była jazda! - wtrąciła entuzjastycznie Kiazu.
- To co jedziemy jeszcze raz? - spytała podekscytowana Diuna.
- Na mnie możesz liczyć! - odparła Kiazu.
- Hehehe ... jak odpocznę to mogę jeszcze raz. - dopowiedział ucha-chany Hachi.
- Ja też! - dodał Otachi, a następnie dodał: - Zwłaszcza, że kolejne zwycięstwo się przyda.
- HA! chyba Twoja porażka! Bo to ja wygrałem! - dopowiedział Hachi.
- W sumie to obaj wygraliście ... - wtrącił chłodno Kurai, wychodzący z za drzewa.
- O Ziom Ty tutaj? - spytał zaskoczony Otachi.
- Heh, a biedną Rinę gdzieś zostawiłeś? - dodała Diuna.
W tym momencie zza drzewa wyszła delikatnie speszona i delikatnie zarumieniona Rina z aparatem w rękach.
- O Rina świetnie się składa, że masz aparat w dłoniach! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu, a następnie dodała: - Zrobisz mi sesje z tym zachodem słońca?
- Yyy... tak raczej mogę ... - odparła niepewnie Rina.
- Niech będzie zostańcie tu, a Diuna, Hachi, Otachi i ja przygotujemy obóz. - stwierdził chłodno Kurai.
- JASNE ZIOM! - stwierdzili entuzjastycznie bracia.
- SUPER! - wykrzyknęła radośnie Kiazu.
- Ej z dwojga złego to wole sesje niż organizację obozu. - wtrąciła Diuna.
- Niech będzie ... możesz zostać ... - odpowiedział chłodno Kurai.
- Dobra Ziom, pozwól jej zostać ... - stwierdził Hachi, a następnie zaskoczony dodał: - Zaraz od tak pozwoliłeś jej zostać?
- Czemu Ziom? - dodał Otachi.
- To proste ... gdyby poszła z nami bardziej by przeszkadzała niż pomagała ... a wtedy Hachi, długo tego nie wstrzyma ... - odpowiedział spokojnie Kurai.
- Racja Ziom, punkt dla Ciebie ... - stwierdził Otachi.
- HA HA HA ... - zaśmiała się ironicznie Diuna, a następnie z ciekawością spytała: - Dobra ale jakim cudem dostaliście się tu przed nami? Przecież się nie ścigaliście...
- Pewnie przebiegł ... - stwierdził Hachi.
- Em ... Kurai wziął mnie na ręce i w mgnieniu oka znaleźliśmy się tutaj ... - stwierdziła zaczerwieniona Rina.
- A nie mówiłem ... - stwierdził Hachi.
- No od tego treningu na Haliya stał się pieruńsko szybki ... - dodał Otachi.
- Zupełnie jak piorun czy też błyskawica ... - dopowiedziała Kiazu, mrugając okiem.
- W sumie racja ... dobra nie było pytania ... - odparła Diuna.
- Ja tam się ciesze, że on się z nami nie ścigał. - wtrącił Hachi, radośnie szczerząc kły.


************

Przejrzysta, szeroka rzeka, łapczywie łapiąca ostatnie promienie zachodzącego słońca. Kamienno-piaszczysty brzeg, ozdobiony wysokimi ciemnymi drzewami, delikatnie oświetlonymi przez rozpalające się ognisko, oraz wysokie skały z wydrążoną, obszerną jaskinią. Nieopodal obozu Hachi kończy robić półokrągłą kamienno-ziemistą zaporę na części rzeki, która ma stworzyć swego rodzaju ogromną zatoczkę, o spokojnym nurcie. W tym samym czasie Otachi rozkłada śpiwory, a Kurai rozpala, ledwo tlące się ognisko.
- Bro, jak Ty to robisz, że tak dobrze obczajasz mapę nie znając się na mapach? - spytał Otachi.
- Nie wiem Bro, to tak samo z siebie wychodzi ... - odparł Hachi a następnie dodał: - Wiesz biorę mapę do ręki rozglądam się po okolicy i po prostu wiem, co jest na mapie.
- To dzięki temu, że jesteś wyjątkową ziemią. - wtrącił spokojnie Kurai, po czym dopowiedział: - Słyszałem, że istoty władające ziemią czasami mają wrodzone predyspozycje do bycia przewodnikami, gdyż potrafią "czytać znaki ziemi"
- Hmm... może masz racje Ziom, bo ja po prostu czuję gdzie mam iść. - odparł Hachi.
- Czytać znaki ziemi? To jakiś szamanizm czy co? - dodał Otachi.
- To tak jak Twoje zgranie z wiatrem, tylko żywioł się zmienia. - odpowiedział spokojnie Kurai.
- Aaaaaaa , trzeba było tak od razu Ziom - odparł radośnie Otachi, a następnie dodał: - Bro to masz genialną zdolność.
- HA! Będę wymiatać! HEHE! Wreszcie znalazłem coś co mnie kręci! - stwierdził radośnie i entuzjastycznie Hachi, po czym dopowiedział: - No nie licząc gier i starć.
- Super Bro! - odpowiedział uha-hany Otachi.
W tym momencie zawiał delikatnie chłodny wiatr, a głęboko oddychający, wietrzny neczanin zamkniętymi oczami, stwierdził mimochodem:
- Hmm... zanosi się na deszcz...
- Skoro tak mówisz Bro to delikatnie przebuduję naszą jaskinie ... - odparł Hachi, biorąc się do roboty.
- Dobry pomysł. - pochwalił chłodno Kurai.


************

Damu podąża, mrocznymi korytarzami, ogromnego pałacu swojego Pana, w raz z nim szybkim i pospiesznym krokiem przechadza się tajemniczy gość ambasadora Chifuina.
- Czemu jeszcze nie wyruszyłeś? - spytał dociekliwie generał.
- Nie pali się, raz dwa wywiąże się z zadania, a teraz daj mi spokój - odparł tajemniczy przybysz.
- Nie przyznasz się, że planujesz?
- Sugerujesz, że dobra rozpierducha wymaga planowania?
- Owszem.
- HAHAHA! Pierdolisz, jak każdy wojskowy.
- Uważaj co mówisz.
W tym momencie masywny gość złapał generała za mundur i uniósł go do góry, a następnie twardo powiedział:
- Tylko mi nie mów, że się poskarżysz? Phi, dzieciuchu zapamiętaj sobie będę mówił to co mi się podoba i będę robił co będę chciał!
W ten Damu uśmiechnął się pod nosem i w mgnieniu oka wyrwał się napastnikowi, zaszedł go od tyłu i bardzo mocno uderzył jego głową o twardą, purpurowo-czerwoną ścianę. Następnie chłodno powiedział:
- To ja tu ustalam zasady! Zrozumiałeś.
- O TY! - odpowiedział zezłoszczony napastnik, szykując się do ataku.
- Co się tu dzieje? - wtrącił nagle Chifuin.
- Panie, - stwierdził generał delikatnie kłaniając się, a następnie dodał: - Nic się nie dzieje, my docieramy się.
- Tak, Panie my tylko rozmawiamy. - dodał niezadowolony gość.
- Cieszy mnie to, że staracie się dogadać. - odparł uspokojony władca, a następnie dodał: - Damu wracaj już do swoich zadań i nie chodź w drogę naszemu gościowi.
- Tak, Panie - odparł pokornie Damu.
- A Ty, nie denerwuj mojego generała i zajmij się planowaniem ataku, bo moja gościnność się skończy, a Ty zapłacisz ogromną cenę, za swoje nieposłuszeństwo. - kontynuował Chifuin.
- Skoro tego sobie życzysz. - odparł z niechęcią i udawaną pokorą tajemniczy przybysz.
- Świetnie, a teraz zejdźcie mi z oczu. - stwierdził Ambasador.
Warczący na siebie mężczyźni przeszli obok siebie i zderzyli się barkami, a następnie rozeszli się w różnych kierunkach, pozostawiając Ambasadora samego.


************

Spora piętrowa, wydrążona jaskinia, w której na wysokim piętrze znajdują się śpiwory i rzeczy naszych bohaterów, którzy siedzą na dole, jedzą kolację i grzeją się przy roztańczonym ognisku. Szaro-niebieskie, gładkie ściany przyjemnie błyszczą w blasku płomieni i łapczywie czerpią z ognia pożądane ciepło. Na zewnątrz pada intensywny i rytmiczny deszcz, dodatkowo wzmagany silnym wiatrem.
- Trafiona pogoda Bro. - stwierdził Hachi.
- Dzięki, wiatr nigdy się nie myli. - stwierdził Otachi z uśmiechem.
- Otachi, nie mogłeś przewidzieć lepszej pogody? - spytała Kiazu.
- E tam ... Leje jak nie wiem, ale ja mam wygodnie i nie obchodzi mnie to ...- stwierdziła Diuna zasiadająca na obiecanym, wygodnym ziemnym siedzisku.
- Łatwo Ci dogodzić ... - stwierdziła Kiazu.
- Tak jasne akurat ... nie zliczę ile poprawek było aby wygodny i zaakceptowany. - wtrącił Hachi.
- No co? Sam obiecałeś mi coś wygodnego. - odparła Diuna rozsiadając się jeszcze wygodniej.
- Wiem wiem ... i uwierz mi już wiece j nie będę miły bo źle na tym wychodzę. - stwierdził Hachi.
- Phi, jeszcze Cię urobię i będziesz chodził jak w pudełku, a ja będę miło leniuchować. - odpowiedziała spokojnie Diuna.
- Hola, hola coś za bardzo się rozmarzyłaś. - odparł Hachi.
- Wcale, że nie to Ty boisz się wyzwania. - stwierdziła Diuna.
- Wiesz, lubię pojedynki na inteligencję, ale bezbronnych nie atakuję! - odparł Hachi z wrednym uśmiechem.
- Przepraszam, nic nie zrozumiałam ...
Twój bełkot jest bardzo niewyraźny. - odpowiedziała Diuna.
- Ha Ha Ha ... długo nad tym myślałaś? - odparł Hachi, a nastepnie dodał: - Czy Twój mózg poszedł już spać?
- Oh jaki ja biedny i cieżko mi się odgyźć. - stwierdziła irytująco Diuna.
- No na reszcie miły wieczorek, a już się bałam, że się pochorowali. - wtrąciła Kiazu, roszkosznie się przeciągając.
- W sumie tego mi brakowało. - dodał Otachi, niesłuchając już kłucącego się rodzeństwa, które nadal sobie dokazywało i prześcigało się w docinkach.
- O tak... - odpowiedziała Kiazu, a następnie ziewnęła i dopowiedziała: - Druga warta moja?
- Owszem. - stwierdził chłodno Kurai.
- Eh ... to trzeba się kimnąć chociaż trochę... - odpowiedziała niechętnie Kiazu.
- Ej, aja myślałam, że trochę ze mną pograsz, bo na Hachiego nie ma co liczyć - odparł Otachi.
- No skoro tak przedstawiasz sprawę to chętnie. - odparła entuzjastycznie Kiazu.
- Super! To zapraszam na górę! - stwierdził radośnie Otachi idąc po schodach na górę.
- Dobra. - odparła energicznie Kiazu, podąrzając za bratem.



************

Wysokie, obszerne pomieszczenie, o ciemnobrązowych ścianach, które ozdobione są wręcz białymi, mlecznymi szybami, dzięki którym pomieszczenie nie jest już takie straszne i ponure. Na podłodze, znajduje się jasno szara, usztywniona i przytwierdzona na stałe mata. O jedną z drewnianych ścian oparty jest zniecierpliwiony, bardzo wysoki, rosły mężczyzna, który wydaje się być łysy, jednak jego wygolona owalna czaszka zdobiona jest przez długi dość cienki, czarny warkocz. Dodatkowo całe, dobrze zbudowane i masywne ciało demona, zdobią liczne blizny, które w tym ostrym świetle są doskonale widoczne i aż napawają lenkiem i grozą. Po paru minutach demon znudził się długim czekaniem i zaczął nerwowo chodzić po pomieszczeniu. Następnie zaczął rzucać niewielkimi, po całym pomieszczeniu, poręcznymi kulami ognia,od których ściany drżały w posadach, ale nie miały zamiaru się rozpaść. Nagle do tej osobliwej sali treningowej wszedł zaufany i wierny generał samego Ambasadora Chifuina.
- Spóźniłeś się marny oficerzyno! - stwierdził twardo demon, rzucając kulę w przybyłego generała.
- Nie spóźniłem się, to Ty przyszedłeś za wcześnie. - odparł spokojnie Damu odbijając pomarańczowo-czerwoną ognistą energię.
- Wkurwiasz mnie oficerzyno!
W tym momencie kolejna kula ognia z impetem uderzyła w drewnianą ścianę, nie niszcząc jej przy tym.
- Dobrze neandertalczyku, że ta sala wyposażona jest w odpowiednia barierę. - stwierdził Damu, wychodząc na środek sali, strzelając swoimi kośćmi i nieznacznie się rozciągając.
- Jak zginiesz to ja zajmę twoje miejsce, Ty nędzny psie!
- Owszem tak to działa .. - odparł trochę niespokojnie generał, a następnie szybko dodał: - Co Ty do mnie masz?
- Wkurzasz mnie. - odparł groźnie demon.
- No weź myślałem, że nie jesteś bardziej myślący.
- To ty szmato jesteś nie myślący, już Ci odpowiedziałem na Twoje durne pytanie. - odparł stanowczo demon podbiegając do przeciwnika i uderzając go silnym ciosem pod żebra.
- Tpu... - Damu wypluł nagromadzoną, po ostatnim ataku, w ustach krwią, a następnie pewnie powiedział: - Tak, tak masz ochotę zostać generałem. Lecz masz tylu innych czemu akurat ja?
- BO TY JESTEŚ HAŃBĄ DLA NASZEGO PANA!
- Słabo mnie znasz. - stwierdził Damu wyprowadzając pięścią kilka szybkich ciosów, z wyskoku i trafiając prosto w twarz przeciwnika, który nieznacznie się zachwiał, charknął, z pogardą wypluł obleśną, zieloną ślinę na podłogę i powiedział:
- Damu Kesin, bękart Ambasadora Chifuina oraz Królowej Bisho. Teoretycznie po rodzicach jesteś pół demonem pół chimerą więc powinieneś być mocny jednak zostałeś głównym generałem, szanownego Chifuina, tylko i wyłącznie dlatego, że jest jego synem, bo mocy to nie masz żadnej i nawet dziecko Cię wykończy.
W tym momencie generał wyprowadził kilka szybkich ciosów wymierzonych w klatkę przeciwnika, który tym razem perfekcyjnie wszystkich uniknął, a nawet wyprowadził kila swoich ciosów. Po dłuższej, mocnej i bolesnej wymianie ciosów, panowie odskoczyli od siebie, a następnie generał pogardliwie powiedział:
- Prawie dobrze, masz rację jestem pół chimerą pół demonem, jednak jestem synem poprzedniego Generała Desteoms i Królowej Bisho, która wydziedziczyła się mnie.
- Jak strasznie mi przykro, mięczaku. - wtrącił demon łapiąc, swoją wielką łapą, przeciwnika za głowę i rzucając go o ścianę. Generał z impetem uderzył o jedną ze ścian, następnie podniósł się, otrzepał się i kontynuował swoją wypowiedź:
- Odziedziczyłem stanowisko po ojcu, ale również udowodniłem swoją wartość!
- Nie rozśmieszaj mnie dzieciaku. TY NIE MASZ WARTOŚCI! - odparł stanowczo demon ruszając do kolejnego szalonego brutalnego ataku, w którym to jego dłonie wręcz płonęły od nienawiści.


************

Monumentalna, mroczna wielka sala pełna wspaniałych złoto-srebrnych kolumn i przerażającym lawowym sufitem. To niezwykłe pomieszczenie na tyle duże, że prawdopodobnie spokojnie zmieściły się tam smoki. Dodatkowo pomiędzy kolumnami znajdują się przeźroczyste bariery energetyczne, o delikatnym jasno czerwonym odcieniu. W tym podziemnym smoczym leżu, stylizowanym na turniejowe leża z Zekeren, słychać donośne chrapanie smoków oraz potężne, dudniące kroki. W jednym legowisku nerwowo chodzi olbrzymi, wręcz przeogromny ciemnofioletowy smok o brązowych rogach i skrzydłach. Dodatkowo jego masywną posturę potęguje czarny brzuch i potężne mięśnie. Ta przerażająca bestia o przenikliwym, chłodnym spojrzeniu, nerwowo chodzi i wymachuje ogonem niszcząc wszystko co znajduje się w leżu oraz groźnie warczy. Nikt o zdrowych zmysłach nie chciałby mieć do czynienia z tym wrednym smokiem.
- Co za straszliwa bestia. - stwierdził jeden z strażników, znajdujący się poza zasięgiem wzroku bestii.
- Słyszałem, że każdy kto nawali przy nim wartę, skończy jako jego posiłek. - odparł drugi strażnik.
- Uhup... - z trudem przełkną ślinę pierwszy z strażników, a następnie dodał: - Jestem skłonny w to uwierzyć.


************

Jest już bardzo późno w grocie w której nocują neczanie, prawie wszyscy już smacznie śpią. Delikatnie nudzący się Hachi, grający w coś na telefonie, zasiada przy ognisku i pełni swoją wartę. Intensywne ognisko przyjemnie grzeje i daje błogi blask, podczas tej mrocznej, ciemnej i deszczowej nocy.
- No dalej...no ...no... no rzesz kurcze ... - stwierdził zniesmaczony Hachi, odkładając telefon, a następnie patrząc przez ogień na deszczowy dwór, zamyślił się: - Gash ... jak ten czas wolno leci ... a ten boss mnie chyba wykończy ... heh ... coś dziwnego jest w tym deszczu ... jest strasznie nie rytmiczny ...i ... jakiś taki inny ...


************

W wspaniałej sali treningowej, która bez trudu wytrzymuje najstraszliwsze potyczki, nadal toczy się zajadłe starcie miedzy ognistym demonem oraz Damu, który póki co jeszcze nie użył swojej mocy żywiołu. Obaj mężczyźni mają nieznacznie poobijane ciała oraz nie wielkie, delikatne obtarcia i zadrapania.
- Podły oficerzyno, a co wiesz o mnie? - spytał z ciekawością demon wyprowadzając kilka szybkich ognistych ciosów, które bez trudu zostały zablokowane i uniknięte.
- Wystarczająco. - stwierdził Damu, blokując cios przeciwnika i wyprowadzając, własny cios, a następnie generał odskoczył od przeciwnika i powiedział: - Masz na imię Darkaril i wraz ze smokiem o imieniu Marada startowałeś w turnieju walk smoków, nie raz je zresztą wygrywając i uchodząc przy tym za niezwykle okrutnego i bezwzględnego oraz praktycznie niepokonanego.
- PRAKTYCZNIE!? DOBRZE CI RADZĘ MARNY OFICERZYNO NIE OBRAŻAJ MNIE! - wywarczał, mocno poirytowany Darkaril.
- Według moich informacji w całej historii turnieju pokonała Cię tylko jedna osoba... co prawda po naprawdę ciężkich bojach, ale zawsze ... - odparł spokojnie Damu.
- To był przypadek i łut szczęścia. - odparł demon spluwając.
- Nie wątpię w to. - odparł pewnie generał.
W tym momencie Darkaril złapał Damu za gardło i podniósł wysoko do góry, groźnie i bezwzględnie mówiąc:
- Śmiesz twierdzić, że kłamię?
Generał uśmiechnął się pod nosem i z całej siły kopnął przeciwnika prosto pod żebra, dzięki czemu demon pościł swoją ofiarę, która zrobiła szybki obrót i ponownie kopnęła demona tyle, że tym razem w twarz. Damu zrobił to z taką siłą, że Darkaril zachwiał się na nogach, a generał lądując na ziemi powiedział:
- Tego nie powiedziałem. Po wielu godzinnych walkach nie wygrywa silniejszy, lecz ten o większym szczęściu.
- Wreszcie gadasz z sensem. - odparł z wrednym uśmiechem Darkaril napinając mięśnie i strzelając kościami, a następnie dodał: - Muszę przyznać, że nieźle się bijesz.
- Teraz przynajmniej wiesz, że moje stanowisko to nie ściema. - odparł dumnie Damu.
- Ta, ta ... niech będzie przyznam to, podoba mi się Twoja umiejętność walki i udowodniłeś mi, że nie jesteś byle oficerzyną.
- Dobrze, będziesz teraz wykonywać moje rozkazy?
- A co będę miał w zamian? Dobrze się bijesz i tyle...
- Zapewnię Ci stały dostatek interesujących Pań do towarzystwa i luksusy oraz nieograniczona ilość ludzi do sparingów, z którymi będziesz mógł robić co zechcesz.
- Mało, co jeszcze możesz mi zaoferować?
- A co byś chciał?
- Namiary na mojego wroga numer jeden!
- Jak tylko je zdobędę są Twoje!
- Dobra Niech będzie, od dzisiaj Cie słucham - stwierdził pogardliwie Darkaril, wyciągając prawą dłoń.
Generał podejrzliwie spojrzał, na swojego przeciwnika, ale po dłuższej chwili podał mu swoją prawą dłoń i uścisnął potężną i ogromną dłoń przeciwnika.





niedziela, 4 października 2015

Epizod 176



".... Czyżby Hachi zdobył nowa pasję? ..."


Zielony, powoli budzący się do życia, iglasty las, wyściełany mchem i paprociami o dużych liściach. Jasne promienie słońca nieśmiało zaglądają aż na wilgotne, nieznacznie błotniste dno lasu. Nasi bohaterowie idą powolnym krokiem, uważnie stąpając po nieznanym gruncie.
- Nie mogę się doczekać aby powalczyć ze smokami! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- Ja tam myślę, że Rudy przesadzał z tymi smokami, aby nas nakręcić. - odparła Diuna.
- Bro, a jak było na Zekeren? - wtrącił nagle Hachi.
- Świetnie, Skauti zaczął trening w Projekcie "Haliya". - odparł radośnie Otachi.
- Oooo jestem ciekawa jak sobie poradzi! - stwierdziła energicznie Kiazu.
- Przyznam, że ja też. - odparł Otachi z uśmiechem.
- Pewnie spotkałeś się z Hyacin co? - dopowiedziała Diuna.
- Jasne, wiesz mieliśmy ogrom misji, ale podzieliliśmy się nimi i mogłem z nią spędzić trochę czasu. - odparł Otachi.
- Fajnie! Czyli pobyt był udany. - odparła Kiazu, mrugając okiem.
- A jakie mieliście misje? - wtrąciła Diuna.
- Różne, różniste .. - odparł Otachi.
- Tajemnica wojskowa. - dodał chłodno Kurai.
- I po temacie ... - stwierdziła Diuna przewracając delikatnie oczami, a następnie dodała: - To spróbujmy inaczej ... Nad świtem widziałam Kurai'a w postaci kota ...
- No i? To nic nie zwykłego, każdy z nas przecież to potrafi ... - wtrącił Hachi.
- Tak, tak ... - odparła Diuna, a następnie dodała: - Ale on potrafi również zmienić się psa ... i nie jednokrotnie zaznaczał, że nie znosi przemiany w kota ... a mimo wszystko nigdy nie widzieliśmy go w postaci psa, a za to w postaci kota bardzo często ... Kurai czyżbyś nas okłamał?
- Nie zwykłem, kłamać i rzeczywiście znacznie bardziej wole zmianę w psa niż kota.- odparł stanowczo Kurai.
- To czemu nie zmieniasz się w psa? - naciskała Diuna.
- Nie jestem zbyt przyjemny pod postacią psa. - odparł Kurai.
- Tiaaa.... Jakbyś na co dzień był przyjemny ... - stwierdziła Diuna.
- Siora skończ ... - wtrącił twardo Hachi.
W tym momencie elektryczny neczanin zatrzymał się, a następnie twardym krokiem i z chłodnym spojrzeniem, podszedł do psychicznej neczanki.
- Daj spokój Ziom ... Ona się myli ... - stwierdził Otachi.
- Skoro jestem nie przyjemny na co dzień ... to wyobraź sobie, że kiedy jestem pod postacią psa to Kurai którego znasz znika - powiedział twardo Kurai, z rękami w kieszeniach i mierząc Diunę, lodowatym i przeszywającym spojrzeniem, a następnie dodał: - A następnie już po chwili po chwili stwierdzasz, że w sumie nie byłem taki zły ... po kolejnej chwili boisz się własnego cienia, aby następnie błagać aby piekielne odchładzanie opuściły ziemię...
- Yyyyyyy ... zrozumiałam ... - wyjąkała lekko przestraszona Diuna, z trudem przełykająca ślinę.
W tym momencie Kurai, bez emocjonalnie i jak gdyby nigdy nic, po prostu odchodzi.
- Nie znoszę jak to robi ... - wymamrotała Diuna pod nosem.
- Sama się o to prosiłaś ... - odparł Hachi, przechodząc koło siostry.
- To zaskakujące, jak w ciągu jednej sekundy z fajnego kolesia zmienia się w oziębłego, mrocznego typa ... - dodał Otachi.
- Na swój sposób to dość pociągające... - dopowiedziała Kiazu z kokieteryjnym uśmiechem.
- To nie jest ani fajne ani pociągające ... - odparła Diuna, po czym patrząc na Rinę powiedziała: - A Ty milcz i nie śmiej nic mówić, że jest inaczej ...
- Hehehehehe .... - zaśmiał się Hachi, podążając za przyjacielem, a następnie z uśmiechem dodał : - Boisz się, że zostaniesz przegłosowana?
- E tam ... - odparła naburmuszona Diuna.
- Kochana, rozgryzł Cię i tego nie zmienisz, więc się nie wypieraj. - dodała Kiazu z uśmiechem.
- Dobra dobra ... - odparła Diuna przewracając oczami.


************

Duży pokój o lśniących, bardzo jasno błękitnych ścianach, z białymi refleksami. Jedyne co znajduje się w tym okrągłym pomieszczeniu to ogromna czarna szafa, z lustrami, wbudowana w ścianę oraz ogromne czarne łoże wykończone ozdobnym czarnym zagłówkiem. Pościel leżąca na łóżku jest w przyjemnych odcieniach różu i fioletu. Wszystko jest bardzo ekskluzywne, bogate i ładnie ze sobą współgra. W owym, wręcz królewskim łożu, w cienkiej, wręcz prawie przezroczystej, różowej, jedwabnej koszulce na ramiączka, leży blond włosa kobieta o bardzo ponętnych i kuszących kształtach. Natomiast przy otwartych, przesuwanych, drzwiach szafy stoi stosunkowo chudy mężczyzna o zadbanych, krótkich i ulizanych blond włosach, który ubiera się w dobrze dopasowany czarny garnitur.
- Wychodzisz dzisiaj na kolacje, czy masz nocne spotkanie? - spytała przyjemnym głosem kobieta, bawiąc się puszystym kosmykiem swoich włosów.
- Moja droga, mam dzisiaj dużo spotkań, a wieczorem jadę na Sekai Dagaal, więc możesz sobie sprowadzić kogoś na noc ... - odparł spokojnie mężczyzna.
- Wredota ...dobrze wiesz, że nie sprowadzam nikogo do naszego łóżka ...
- Zołzuniu, bo wiesz, że bym Cię wypatroszył?
- Nie gadzie, bo to wbrew moim zasadom ...- odparła kobieta podnosząc się i podchodząc do mężczyzny dodała: - Po co jedziesz na Sekai Dagaal pewnie mi nie powiesz, ale może chociaż powiesz mi na jak długo?
- Moja Droga Ropuszko, popojutrze tu na Zekeren mam ważne biznesowe spotkanie, więc wtedy wrócę na kolację, ale pod pewnym warunkiem ...
- Niby jakim paskudo jedna? - spytała kobieta przewracając oczami, i zakładając mężczyźnie, elegancki czarny krawat.
- Robaczku, pod bardzo prostym, że będziesz na mnie czekać ...- odparł mężczyzna delikatnie zaglądając w dekolt przyjaciółki.
- Ty małpo ... - odparła kobieta, przyduszając towarzysza krawatem, a następnie luzując węzeł dodała: - Przecież zawsze na Ciebie czekam, a na zabawę z Tobą zawsze mam ochotę więc o to też nie masz się co martwić.
W tym momencie mężczyzna jednym szybkim ruchem, obejmując kobietę w pasie, przyciągnął ją do siebie i namiętnie, pieszczotliwie i głęboko pocałował w rozpalone i spragnione usta.
- Wybacz moja droga, lecz na mnie już pora. Poranek u Twego boku, brzmi kusząco, lecz nie zwykłem się spóźniać. - odparł mężczyzna, odklejając się od ukochanej, po czym udał się w kierunku wyjścia.
- Sachiner, uważaj na siebie, ja wiem, że jeździsz tam ze względu na Mishela i będziesz głownie w Willi, ale tam trwają walki więc uważaj na siebie ok?
- Moja wspaniała Ery, dobrze wiesz, że wrócę i nie musisz w to powątpiewać oraz to wręcz oczywiste, że będę uważać na siebie.
- Wiem wiem ... - odparła Ery.
- A właśnie moja droga, jak możesz nie umawiaj się z tym ochroniarzem, z dyskoteki.
- Czyżbyś był zazdrosny wredoto?
- Oczywiście, że nie moja ropuszko, w końcu z moim wspaniałym ja nic nie może się równać, lecz tak piękną i inteligentną kobietę stać na kogoś więcej niż przerośniętego, bezmózgiego mięśniaka z dyskoteki.
- Płazie jeden, przecież doskonale wiesz, że to była jednorazowa zabawa, bo miał ciekawe połączenie energii, które z resztą mi nie posmakowało ...
- Bardzo dobrze moja droga ... a teraz wybacz czas nagli.
- Tak wiem ... Kocham Cię gadzie ...
- Spróbowałabyś mnie nie kochać, moja droga...
- Ach ten Twój romantyzm ... - wtrąciła Ery.
- Jednak moje wspaniałe ja Kocha Ciebie bardziej niż cokolwiek innego. - kontynuował Sachiner nie przejmując się komentarzem partnerki, a następnie ponownie ją pocałował i jak gdyby nigdy nic wyszedł z pokoju.


************

Nasi bohaterowie, podróżują po rozległym, złocistym polu wypełnionym wysokim, mile szeleszczącym zbożem. Hachi idzie zapatrzony w dość sporą papierową mapę i cały czas trafnie prowadzi cały oddział na przód. Kiazu z Otachim rywalizują, które z nich wyskoczy ponad pole, a właściwie las zboża, i każde z nich jest daleko do wyskoczenia ponad złociste morze. Tymczasem Rina idzie spokojnie miedzy Kurai'em a marudzącą Diuną.
- Bro świata nie widzisz po za tą mapą. - stwierdził Otachi.
- Hachi czyżby nowe powołanie? - spytała Kiazu, z dumą podziwiając brata.
- Chyba tak ... i szczerze mapy zaczynają mnie kręcić. - odparł Hachi.
- Ta akurat ... ciągniesz nas przez jakieś dziwne miejsca ... i założę się, że nawet nie wiesz gdzie idziemy. - narzekała Diuna.
W tym momencie ziemny neczanin podszedł do psychicznej siostry, a następnie wręczył jej mapę mówiąc:
- To zerknij na mapę i skoryguj moja trasę.
Diuna wzruszyła ramionami, zatrzymała się, wzięła mapę w ręce i zaczęła ją bardzo uważnie oglądać. W tym samym czasie reszta grupy również się zatrzymała.
- No dajesz Diuna! - stwierdziła radośnie Kiazu.
Psychiczna neczanka z determinowaną, skoncentrowaną i delikatnie naburmuszoną miną długo oglądała mapę, aż w końcu z dumą powiedziała:
- I wszystko jasne, kompletnie się nie znasz i prowadzisz nas w zupełnie innym kierunku.
- To gdzie powinniśmy iść? - spytał Otachi.
- Hmmm... powinniśmy zawrócić i iść w drugą stronę, kierując się w górę mapy. - odparła dumnie Diuna.
- Tak, siora oczywiście ... - stwierdził Hachi obserwując mapę.
- O co ci chodzi? Boli Cię, że lepiej od Ciebie znam się na mapie? - odparła oburzona Diuna.
- Nie ... bardziej boli mnie, że patrzysz na nią do góry nogami ... - stwierdził Hachi.
- Specjalnie ją tak trzymam abyście wy mieli dobry widok, przecież kierunek określiłam poprawnie... - stwierdziła dumnie Diuna.
- Tak ... jak byśmy chcieli wrócić do Pałacu Ankary to tak bardzo dobry kierunek ... - stwierdził Hachi.
- No może... nie znam się na tym dziadostwie ... wystarczy mi aplikacja na telefonie ... - odparła z oburzeniem Diuna.
- Szkoda tylko, że nie działa na Sekai Dagaal, co? - wtrącił Otachi.
- Nie ma jeszcze aktualizacji ... a potem możemy się pożegnać z papierowymi mapami i i tak trafimy wszędzie. - odparła Diuna.
- Dobra Hachi, to jak idziemy? - wtrąciła entuzjastycznie Kiazu.
- Idziemy dalej przez te pola, potem przez łąkę aż do pagórków, zaraz za którymi znajdziemy rozległy las a za nim obóz ludzi Ashga ... - odpowiedział spokojnie Hachi.
- A nie mieliśmy iść do stałego obozu Ineeven? - spytała Diuna.
- Owszem mieliśmy, ale on jest tak pieruńsko daleko, że strach się bać... ten obóz jest idealnie w połowie naszej drogi ... - odparł Hachi.
- O ja cie, niezły kawał drogi ... - stwierdził Otachi.
- Sama podróż po maszyny zajmie nam z tydzień może dwa .... - stwierdził Hachi.
- Jak coś fajnego wydarzy się po drodze, to mogę iść nawet miesiąc. - odparła Kiazu z uśmiechem i mrugając okiem.
- Heh ... misja zapowiada się długa.... - westchnęła Diuna.
- My tu gadu gadu a drogi nie ubywa ... czas dalej ruszać ... Hachi prowadź ... - wtrącił chłodno Kurai ruszając do przodu.
- Jasne Ziom! - odparł radośnie Hachi, udając się na przód.


************

Neczański generał, zawalony papierami siedzi w swoim gabinecie i popijając kawę prowadzi wideokonferencję z swoim najwyższym przełożonym.
- Drogi Generale, wojska króla Ashga potrzebowały dużej ilości maszyn bojowych na już. W związku z tym maszyny przygotowane dla Was trafiły w jego ręce.
- Nie szkodzi Ambasadorze, nam nie są w tej chwili na gwałt potrzebne.
- Rozumiem, w związku zaistniałą sprawą nie wysyłaj jeszcze oddziału po maszyny, gdyż potrzebujemy czasu aby wyprodukować nowe maszyny bojowe.
- Ty mamy problem szanowny Ambasadorze .... wysłałem już do Was odział i nie mogę ich zawrócić ...
- Zapewne mówisz o oddziale specjalnym ChiZ02, o którym wspaniała Królowa Sansha nie musi wiedzieć za wiele?
- Tak dokładnie o nich, a powodem dla czego nie mogę ich zawrócić jest wizytacja mojej Wspaniałej Królowej.
- Rzeczywiście wybierała się do Twojego obozu. To w takim układzie przyjmiemy ich z otwartymi ramionami.
- Tylko oni zwariują jak nic się nie będzie działo ...
- Doskonale o tym wiem, a w stałym obozie zawsze jest coś do roboty...
- Tu się zgodzę...
- Jednak, proszę abyś powiedział im aby nie śpieszyli się aż nad to, skoro z maszynami się nie pali.
- Oczywiście Panie, taki miałem zamiar.
W tym momencie do gabinetu wpadł poddenerwowany Amis, krzycząc:
- Generale!
- Co jest? - spytał twardo Rudy.
- Przepraszam najmocniej, ale Królowa Sansha jest już bardzo blisko ...
- Tego jeszcze brakowało ... - wymamrotał Generał, a naste pnie szybko dodał: - Przepraszam, Ambasadorze, mnie wzywają bardzo znaczące sprawy i jestem zmuszony przerwać naszą rozmowę....
-Oczywiście, w końcu doskonale wiem co się z Wami stanie jak nie oddacie należytych honorów szanownej Królowej. Zatem, żegnaj generale.
- Wybacz i do usłyszenia. - odparł Rudy rozłączając się i wybiegając z pomieszczenia.


************

Czas nie ubłaganie mija, a nasi bohaterowie nadal wędrują ...
- Diunka ... co się stało? ... - spytała pokornie i w miarę cicho Rina, idąc wolno koło siostry.
- Nic ... - odparła obrażona Diuna.
- Nie chcę być nie miła ... ale ... przecież widzę, że coś się dzieje ...
- Chodzi Ci o to, że naskoczyłam na Hachiego mimo, że nie znam się na mapie?
- Tak ... co się stało?
- W sumie to nic szczególnego ... od kiedy zajął się mapą to zaniedbuje nasze "drobne" wymiany słowne .... i z przerażeniem stwierdzam, że mi ich brakuje ... - odparła spokojnie Diuna, a następnie dodała: - Niestety nie dał się wciągnąć w inspirującą wymianę zdań ...
- Rozumiem ...
- Heh ... dodatkowo zrobiłam z siebie idiotkę ...
- Nie przejmuj się ... wieczorem nikt już nie będzie tego pamiętał ... - odparła pocieszająco Rina, a następnie szybko dodała: - No chyba, że Hachi, który będzie chciał się ogryźć …
- Tak myślisz, że może chcieć się odgryźć?
- Znając jego to całkiem prawdopodobne... - odpowiedziała Rina z uśmiechem.
- No to w takim układzie liczę na ciekawą zabawę dzisiaj wieczorem. - odparła dumnie i entuzjastycznie Diuna.
- A teraz pozwól mu proszę cieszyć się nową pasją ... zwłaszcza, ze uczy się i wiele rzeczy robi intuicyjnie ... i całkiem dobrze mu idzie ...
- Dobra ... niech się cieszy ....


************

Spore, a wręcz ogromne pomieszczenie z kilkoma masywnymi i wielkimi monitorami, które zajmują całą dużą ścianę. Pod monitorami jest kolosalnie duży panel z mnóstwem guzików, przy którym zasiada aż pięciu, bardzo zajętych, pracowników, za którymi stoi zamyślony książę Volaure.
- Projekt Haliya rozwija się wręcz doskonale się rozwija i przynosi bardzo dobre efekty ... Pomysł aby przejąć Haliya i zaliczyć ją do terytorium Zekeren był doskonałym pomysłem ... dzięki temu możemy spokojnie szkolić żołnierzy z dala od wojny i zagrożeń ...
- Panie, obiekt B0119987 ukończył właśnie 20 minutową sesje ... - odezwał się nagle, grubym przeszywającym głosem, jeden z pracowników.
- Tak, tak ... - odparł spokojnie władca wyrwany z odmętu swoich myśli, a następnie dodał: - W jakim jest stanie?
- Ma trochę zadrapań, kilka siniaków i mocno obity obojczyk ... oraz wybity nadgarstek i zerwane wiązadło kolanowe ... - odparł pracownik stacji.
- Rozumiem ... - odparł chłodno Volaure, a następnie spytał: - Która godzina?
- Koło 16, panie ...
- Hmm... to na dzisiaj koniec zabawy dla niego ...- odparł spokojnie Volaure, a następnie twardo dodał: - Już późno "Zamów" kapsułę.
- Jak sobie życzysz Panie, a co z resztą?
- Potrzymajcie ich max do 18 i przyślijcie ich na Zekeren, chyba, że ktoś skończy zanim moja kapsuła odleci z Haliya ...
- Jak się znajdą tacy to podesłać ich to Pańskiej kapsuły?
- Tak ...
- Obiekt B0119987 również, czy go najpierw podleczyć?
- Owszem, jego również ... Lekarze na Zekeren już się nim zajmą ...
- Oczywiście Panie ... jak sobie życzysz ...

************

Neczanie wędrują po przez przyjemną i zjawiskową polanę, spowitą przeróżnymi, kolorowymi kwiatami o obłędnym zapachu. Podczas tego marszu o wczesnej wieczorowej porze, Rina robi zdjęcia, Kiazu łapczywie łapie ostatnie promienie słońca, zmęczona Diuna pomału się człapie spowalniając marsz, Hachi i Otachi idąc siłują się i przepychają się między sobą. Tym czasem Kurai idzie spokojnie z rekami w kieszeniach.
- Może tak postój? - narzekała Diuna.
- Nie marudź już nie daleko. - odparł Hachi "bawiący" się z bratem.
- Gdzie nas prowadzisz? - spytała Kiazu.
- Chyba nie do obozu Króla Ashga bo to stanowczo za daleko ... a noc się zbliża ....- dodała Diuna.
W tym momencie Hachi przerwał siłowanie się z bratem i dumnie powiedział:
- Spoko, na mapie znalazłem genialne miejsce na obóz i tam nas prowadzę.
- Pokaż je ... - wtrącił chłodno Kurai.
Na te słowa ziemny neczanin wyjął swoją mapę i palcem pokazał konkretne miejsce na mapie mówiąc:
- O tutaj ... zobacz Ziom z jednej strony są skały ... z drugiej szeroka rzeka ... z trzeciej cienka droga albo jej brak ... i sporo drzew w koło ...
- Hmm... czyli jest jedno wejście, super. - dodał radośnie Otachi.
- Dokładnie Bro. - dodał Hachi, szczerząc kły i czekając jakby na pochwałę.
- Doskonałe miejsce... gratuluję ... - odparł chłodno Kurai.
- Dzięki Ziom. - odpowiedział radośnie Hachi.
- Dobra, dobra ... ale daleko jeszcze? - spytała Diuna.
- Oj nie marudź ...- stwierdziła Kiazu wywracając oczami a następnie entuzjastycznie dodała: - Rincia zrobisz mi tam jakaś fajną sesje zdjęciową?
- Jasne ... - odparła Rina z uśmiechem.
- Ekstra! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu, skacząc do góry.
- Nie już nie daleko, na moje oko tak z godzinę drogi..- dodał dumny z siebie Hachi, a następnie dodał: - Dzisiaj mam tak dobry humor, że nawet zrobię Ci tam wygodne siedzisko.
- Heh ... tyle dam radę..- odparła Diuna, a następnie zaskoczona dodała: - Naprawdę?
- Tak naprawdę! - odparł energicznie Hachi.
- Ty się chyba dzisiaj źle czujesz ... - stwierdziła Diuna.
- Diunka, nie narzekaj tylko korzystaj póki możesz. - dopowiedziała radośnie Kiazu.
- Masz rację ... spoko to dojdę tam i trzymam za słowo! - odparła Diuna, i to wreszcie z uśmiechem.
- Spoko Siostra, mogę się nawet ponieść. - odparł Hachi, podbiegając do siostry i szybko biorąc ja na barana.
- Woo ooo.... - odparła zaskoczona Diuna.
- No, no Hachi nie poznaję Cię ... - stwierdziła Kiazu.
- Spoko siostra przejdzie mu. - dodał Otachi, mrugając okiem.
- Oby nie ... ta nowa pasja Hachiego dobrze, na niego działa. - odparła radośnie Diuna, siedząca wygodnie u brata na barana.
- Dobra siostra chodź... - stwierdził Otachi, biorąc Kiazu na barana, a następnie entuzjastycznie dodał: - To jak Bro ścigamy się?
- Pewnie! - odparł ochoczo Hachi, a następnie dodał: - Idealnie prosto przed nami jest rzeka, to co kto pierwszy do nie?
- Jasne Bro.- odparł Otachi z uśmiechem.
- Rinka czyń honory. - dodał Hachi stając na równej linii z bratem.
W ten wodna neczanka stanęła na równej linii z rodzeństwem, uniosła prawą rękę do góry i spokojnie, z uśmiechem powiedziała:
- Do biegu ... gotowi ... - następnie po chwili napięcia,kiedy Hachi i Otachi, zniżyli się nieco na nogach, Rina opuszczając rękę, krzyknęła: - START!
W tym momencie obaj bracia ruszyli prosto przed siebie, aż się za nimi kurzyło.
- Juuuuhhhhhuuuuuuuuuuuuuuuuuuu! - wykrzyknęła radośnie Kiazu trzymając się brata.
- Ihhhhaaaaaaaaa! - krzyczała entuzjastycznie Diuna, szybko dodając: - Dalej Hachi! Dalej!