piątek, 23 czerwca 2017

Epizod 225



"Zwiady wielkiej jaszczurki"


Jedna z wielu komnat na Zekeren, w której na łóżku leży młody mężczyzna, o krótkich wiśniowych włosach z białymi kocówkami, oraz wspaniałych, głębokich liliowych oczach. Młodzieniec ten ubrany jest w zielony T-shirt i jeansy oraz leży na brzuchu i czyta jakąś książkę. Znajduje on się na białej półokrągłej kanapie.
Nagle do pomieszczenia wszedł zaspany Volaure, ubrany jedynie w czarne bokserki, który zdawał się nie widzieć gościa w swojej komnacie. Książę, poszedł do łazienki, a następnie wrócił i chciał wstawić wodę na kawę, jednak dopiero w tym momencie spostrzegł że woda jest już dano wstawiona.
- Dzień dobry Volaure. - stwierdził młodzieniec na kanapie, nie odrywając nosa znad książki.
- O cześć Skauti, nie za wcześnie na lekcję? - odparł zaskoczony książę.
- Na lekcje tak … jednak ostatnio ciężko po prostu z Tobą pobyć …
- Rozumiem... - odparł książę z uśmiechem, a następnie dodał: - Co czytasz?
- A pierwsze co mi wpadło w ręce … nie chciałem Cię budzić.
- Luz... a czym trudzisz swój umysł? Bo widzę, że to co czytasz strasznie Cię wciągnęło.
- Bardzo wciągnęło... hmm... a zgadnij … - odparł Skauti z uśmiechem, a następnie zaczął czytać na głos: - „(...)
- Zostaw pana - syknęła rozzłoszczona matka odciągając macką potomka. To nieładnie ... - Ależ niech się bawi. - Uśmiechnął się inspektor zerkając jednocześnie spod oka na kelnerkę i oblizując się mimowolnie. Nóż w jej dłoni sprawnie szatkował krwisty ochłap wątpliwego pochodzenia. Co jakiś czas odrzucała skrawki mięsa za siebie, gdzie błyskawicznie chwytane i wciągane w mrok pod regałem , znikały w akompaniamencie nieprzyjemnego gulgotu. Jeden z gości cichcem pełznąc po podłodze opuszczał już lokal najwyraźniej usatysfakcjonowany. (…)”
- Ah … Smoczydar SusHub tak, to dobry ale nie codzienny autor, szkoda że tak mało pisze.
- A masz jeszcze jakieś jego dzieła? - spytał podekscytowany Skauti.
- Pewnie że mam, później poszukam Ci jeszcze parę jego książek. - odparł Volaure z uśmiechem.
Następnie władca zalał kawę sobie i przyjacielowi, a następnie powiedział:
- Reflektujesz na śniadanie?
- Tak. - odparł Skauti odkładając książkę na bok, a następnie podszedł do aneksy kuchennego i usiadł przy wyspie, a następnie dodał: - Nie dawno byłeś na Sekai Dagaal …
- Owszem byłem
- Mogę następnym razem lecieć z Tobą?
- Chcesz się spotkać z naczanami prawda?
- Tak, fajnie by było w końcu ponownie ich zobaczyć... mam im tyle do opowiedzenia …
- Hmm... dobra, jak będę jechał aby się z nimi spotkać to chętnie Cię zabiorę, no chyba, że prędzej sami tu przylecą. - odparł Volaure mrugając okiem.
- Na pewno?
- Tak na pewno, mam nawet pomysł jakie dać Ci stanowisko, aby Twoje podróżowanie ze mną nie było „dziwne”
- Hmm.... Sekundant? Sekretarz?
- Coś w ten deseń. - odparł Volaure mrugając okiem, a następnie dodał: - Dowiesz się w swoim czasie.
- Adiutant przyboczny ?
- Tak, gdyż do tego nie musisz być oficerem, a z tego co mi wiadomo to ogarniasz papierologię i te inne rzeczy, którymi zajmuje się adiutant... - odparł książę z uśmiechem.
- Tak, ogarniam i nie zawiodę Cię!
… hmm.. Volaure a może dałbyś radę …
- Skauti nie zgadzam się. - wtrącił ostro książę.
- No weź się zgódź, no błagam … przez miesiąc będę … hmm... Twoim sługą...
- Skauti, ja nie potrzebuję abyś mi służył … już pomijam fakt że bycie fligeladiutantem to swego rodzaju odpowiedzialna służba...
- To przez miesiąc będę Ci gotować i dbał o Twoje lokum …
- Kuszące... hmm... a co powiesz, że przez dwa miesiące będziesz pomagał pewnej kobiecie...
- Mogę pomagać ale się zgódź... - odparł błagalnym głosem Skauti.
- Dobra, niech będzie wykonam parę telefonów i zobaczę co da się zrobić. - odparł dumnie Volaure, a po chwili dodał: - I jak mi się powiedzie, to Ty zajmiesz się pomocą pewnej Pani....
- Tak! - odparł radośnie Skauti rzucając się władcy na szyję.
- Jeszcze się tak nie ciesz, najpierw muszę wykonać kilka telefonów.
************

Wczesnym pochmurnym, a zarazem dusznym porankiem Kiazu biegnie przez budzący się do życia obóz maszyn. Neczanka ubrana jest w jedwabną koszulkę, która sięga jej zaledwie do połowy ud i jest na cienkie ramiączka. Ta czerwona, stylowa i bardzo subtelna kreacja jest zarazem bardzo wyzywając koszulką nocną, która bardzo pasuje do Kiazu. Po dłuższej chwili ognista neczanka podbiegła do jednego z wyjść z obozowiska. Tam znajdowały się dwa duże podpalane inuma oraz Ulme i Marsui, które są już gotowe do drogi.
- MARSUI! - krzyknęła nagle biegnąca Kiazu.
- Kiazu co Ty tu robisz? - odparła zaskoczona Marsui odwracając się.
- Mnie bardziej dziwi, że się rusza... - dodała ponuro Ulme.
- Przyszłam się pożegnać. - odparła Kiazu, nie słuchając tego co mówiła Ulme i podchodząc do koleżanek.
- Spoko myślałam, że będziesz jeszcze spać. - odparła Marsui.
- A tu psikus bo jednak nie śpię i jestem zaskoczona, że wyjeżdżasz. - odparła Kiazu.
- Mamy pewną bardzo misję. - odparła Marsui.
- Może pojadę z Wami? - odparła energicznie Kiazu.
- Nie Kochana, nie możesz. - stwierdziła Marsui, a po chwili dodała: - Po pierwsze Ojciec i tak ledwo puścił nas we dwie, a po drugie nie długo ruszasz z swoim oddziałem i z maszynami bojowymi.
- Faktycznie, zapomniałam o tym. - odparła Kiazu, a po chwili dopowiedziała: - I tak bez pożegnania chciałaś się wymknąć?
- Nie, oczywiście, że nie. - stwierdziła radośnie Marsui przytulając ognistą neczankę.
- Do zobaczenia następnym razem. - stwierdziła Kiazu.
- Pewnie i następnym razem liczę, że nie padniesz na moich zajęciach. - odparła Marsui.
- Następnym razem to Ty padniesz a ja nie! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- Heheheh zobaczymy. - zaśmiała się radośnie Marsui.
- Marsui, jedziemy? - wtrąciła Ulme, przewracając przekrwionymi oczami.
- Tak, jedziemy. - stwierdziła Marsui, a po chwili dodała: - Na razie Kiazu.
- Na razie dziewczyny. - odparła Kiazu z uśmiechem.

************

W porze wczesnego śniadania Kashai zasiada z neczanami przy jednym stole i jedząc śniadanie, jednocześnie entuzjastycznie z nimi rozmawia.
- Hachi ta kamienna tarcza była mega! - stwierdził Kashai.
- Dzięki Ziom. - odparł Hachi z uśmiechem, a po chwili dodał: - A widziałeś wykop z salta Otachiego!?
- Ba! Szaleństwo! - dodał Kashai.
- E tam szaleństwo, niosła mnie jedynie moc wiatru! - wtrącił radośnie Otachi.
- Phi nic wielkiego … każdy tak potrafi ... - odparła Diuna.
- Pewnie, to może pokażesz klasę? - spytał Hachi.
- Przy okazji, nie będę teraz marnować czasu na naukę doskonałości. - odpowiedziała Diuna.
- Ej Kiazu, a ja słyszałem, że dzisiaj rano cały obóz widział Twoje piękne nogi. - wtrącił z uśmiechem Kashai.
- Jak widać nie cały, skoro są też tacy co tylko słyszeli. - stwierdziła kokieteryjnie Kiazu z uśmiechem.
- Nie chciałem się chwalić, że też widziałem. - powiedział Kashai.
- Jasne jasne … - wtrąciła Diuna.
- Wiesz Kashai jakoś nie wdepnęłam w żadną kałużę, ze śliny. - dodała Kiazu.
- No dobra tu mnie masz. - stwierdził Kashai ukrywając rozczarowanie za uśmiechem.
Nagle do rozmawiających podszedł spokojny, chociaż nie wyspany Ruln, mówiąc:
- Witam wszystkich – a następnie dodał: - Kurai masz dzisiaj czas?
- Tak, po warcie mam trochę czasu. - odparł chłodno elektryczny neczanin.
- Świetnie, a dasz radę wpaść do warsztatu? - stwierdził Ruln.
- Tak szybko naprawiliście smoka po wczorajszym wybuchu? - wtrącił zainteresowany Kashai.
- Owszem. Widzisz ja, Karieni i nasz Saren siedzieliśmy nad nim całą noc i myślimy, że jest dopracowany w każdym calu. - odpowiedział Ruln, a po chwili dodał: - To jak Kurai wpadniesz?
- Tak, będę po warcie. - odparł chłodno Kurai.
- Dobra, to będziemy czekać. - stwierdził Ruln, a następnie dodał: - Aha, mam przekazać, że dzisiaj na zajęcia z maszyn bojowych macie zabrać ze sobą jagody potęgujące moc.
- Spoko, mam po nie iść czy Ty je przygotujesz? - odparł Kashai.
- Ja mam je przygotować i zostawić przed torem. - stwierdził Ruln.
- Dobra to tak, jedna psychiczna, jedna ziemna, jedna wietrzna, jedna wodna oraz …
- Oraz dwie ogniste tak? - spytał Ruln, który jednocześnie przerwał wypowiedz Kashai.
- Ognista jagoda dla Kiazu i dla kogo? - zdziwiła się Diuna.
- Jedna Eaiwa oraz jedna Dialinwa. - odpowiedział Kurai.
- Elektryczna jagoda? Jesteś pewien, że się nie pomyliłeś? - stwierdził Ruln.
- Nie, nie pomyliłem się i jestem pewien, że macie je na składzie. - odpowiedział Kurai.
- Ja też, sam przyjmowałem dostawę oraz tak mamy tu osobą która włada elektrycznością - wtrącił Kashai.
- Mocno nie codzienna moc … dobrze takie jagody przygotuję, na wasze zajęcia. - odparł Ruln.
************

Wysoko na niebie ponad chmurami, czuć jedynie wiatr i doskonale widać, zabierający dech w piersiach ogrom zróżnicowanego świata Sekai Dagaal. Wspaniałe lasy, pustynie, wzgórza czy góry i wulkany tworzą niesamowity i nie powtarzalny klimat, a z tej ogromnej wysokości nie każdy może sobie pozwolić na podziwianie pogrążonego w wojnie świata. Tak wśród tego malowniczego otoczenia doskonale widać również miejsca w których toczą się starcia i bitwy. Część z nich przy bezchmurnym niebie jest doskonale widoczna z metalowego Zekeren, gdzie nie tylko książę, lecz również wszyscy mieszkańcy tej niezwykłej planety mogą obserwować na własne oczy to co dzieje się na dole. Jednak z takiej odległości, witać jedynie światła przez co mieszkańcy satelity nie mają idealnej, kronikowej wiedzy.

************

Kashai oraz Syale jeżdżą na quadach po lasach i pagórkach w dalszych okolicach obozu maszyn. Obaj panowie mają obecnie patrol, pod czas którego w normalnych warunkach była z nimi Marsui. Jednak nie dzisiaj i nie w najbliższych dniach. Wkrótce obaj jeźdźcy zatrzymali się krzakach na granicy lasu.
- Jak w domu? - spytał nagle Kashai.
- Tamte ekipy nadal pracują. Moja matka i siostra wraz z dzieckiem są w szpitalu. - odparł Syale.
- To w sumie niezłe wieści. A co zresztą?
- Tak, całkiem dobre. Hmm... według moich informacji dziadek, ojciec, wuj i mąż siostry byli w tym czasie na rybach, a babcia z bratem byli na zakupach.
- To im się udało.
- Owszem mieli trochę szczęścia.
- A jak rodziny reszty?
- Rodzina Ulme nie żyje, a reszty nadal szukają.
- Lipnie …
W tym momencie nad zwiadowcami przeleciał ogromny i szybki cień.
- Co to było? - spytał zaciekawiony Syale ostrożnie wyjeżdżając z lasu na polanę na wzniesieniu.
- Wygląda jak smok. - odpowiedział Kashai, który również podjechał na górkę i podziwiał oddalający się ciemny kształt.
- Trzeba zawiadomić Ojca. - odparł Syale.
- Daj spokój, to pewnie Kurai, który testuje maszynę dla Gearno. - stwierdził Kashai.
- Hmm... i tak się upewnię... - powiedział zaniepokojony Syale, a po chwili dodał: - QRV

- QSL … słucham co jest? … - odparł spokojny głos w słuchawkach.
- Kanr, powiedz mi neczański kapitan lata teraz na smoku? - spytał dociekliwie Syale.
-
Czekaj... - odpowiedział łącznościowiec, a po dłuższej chwili dodał: - Nie, w tej chwili nie lata, według grafiku ma wartę.
- Rozumiem, w takim układzie coś dużego co przypomina smoka leci bardzo szybko w kierunku obozu. - poinformował szybko Syale.
-
Zrozumiałem. - odparł Kanr rozłączając się.
- A jednak dobrze zrobiłeś... - stwierdził Kashai opierając się łokciami o kierownice quadu.
- Chodź jedziemy dalej. Smok czy nie i tak musimy dokończyć zwiad. - stwierdził Syale.
- Dobra. Jak tak chcesz …
- Chcę, i jedziemy...
- Ja bym pojechał zobaczyć co to za stworzenie
- A ja nie! Mamy wartę, a oni tam sobie poradzą, a teraz jedziemy dalej.
- Już się tak nie irytuj. Jedziemy jedziemy … spokojnie ...


************

Obozowisko maszyn jest postawione w stan gotowości. Nagranie odstraszające smoki jest już włączone, a mieszkańcy obozu co prawda zajmują się swoimi sprawami to są gotowi aby w każdej chwili móc stanąć do walki. Jednak cień widziany przez zwiadowców trzyma się w pewnej odległości od obozu.
Głowno dowodzący oficer, Ruln, Gearno oraz Kurai stoją pod przebudowanym mechanicznym smokiem i rozmawiają.
- Smok nie był testowany, nie zgadzam się na taki lot. - powiedział twardo Aluf.
- To ryzykowne i szalone. - dodał Gearno.
- Dam radę to tylko lot na zwiad, do starcia nie dojdzie. - odpowiedział Kurai.
- Skąd ta pewność? - spytał Gearno.
- Gdyby miało dojść do starcia to już by niego doszło. - odparł elektryczny neczanin.
- Jak dla mnie mógłby lecieć, chociaż podtrzymuję, że to bardzo szalony pomysł. - powiedział Gearno.
- Nie pozwolę na tak niebezpieczny lot na maszynie bez atestu. - dopowiedział stanowczo Hetto.
- Porozmawiajmy na osobności. - zaproponował chłodno Kurai, mierząc przełożonego lodowatym spojrzeniem.
- Nie. - odpowiedział krótko Aluf.
W tym momencie elektryczny neczanin stanowczym krokiem podszedł do głównego oficera, a następnie stanowczo powiedział mu na ucho.
-
Nawet jak mi nie pozwolisz i tak wezmę smoka i polecę. Dobrze wiesz, że mnie nie upilnujesz.
Po tych słowach Kurai odsunął się od przełożonego, schował ręce do kieszeni i oparł się o mechanicznego smoka.
- Ojciec co robimy? - spytał Gearno.
- Zarówno quady jak i inuma są gotowe na ewentualny zwiad. - dodał Ruln.
- Panowie, dobrze wiecie, że przepisy zabraniają takich działań z maszynami bez papierów. - powiedział Aluf, a po chwili odchodząc dodał: - Jednak jeśli nie będę tego widział to nie będę mógł sporządzić raportu. Aha niech żaden nadgorliwy nie otwiera mi oczu.
- Czyli? - zapytał zaciekawiony Ruln.
- Czyli ja idę na kawę i nie chcę aby mi przeszkadzano. - odpowiedział spokojnie Aluf odchodząc.
Saren uśmiechnął się pod nosem, Ruln z lekkim niedowierzaniem obserwował całą sytuację, natomiast Kurai, kiedy tylko główny oficer znikł z pola widzenia wskoczył na maszynę.
- Tylko uważaj. - stwierdził Gearno.
- Spokojnie tym razem postaram się go nie zniszczyć. - odpowiedział neczanin, odpalając smoka.
- Mam nadzieję, bo naprawianie go prawie od zera to masakra. - dodał Ruln.

************

Hachi i Otachi mają chwilę wolnego, w związku z tym grają w kosza na prowizorycznym boisku między trzema, metalowymi budynkami mieszkalnymi. Wśród wysokich ścian jest jeden kosz i teren wylany betonem. Neczanie radośnie bawią się i wykonując szybkie ruchy próbują wrzucić piłkę do kosza.
Ziemny neczanin energicznie kozłuje dużą brązową piłką i zwodzi brata, tak aby ten nie zabrał mu piłki. Wietrzny neczanin nie daje za wygraną, a co za tym idzie uparcie dąży do zdobycia punktu. Nagle Otachi zabrał Hachiemu piłkę, zrobił błyskawiczny zwrot i rzucił swoją zdobyczą do kosza.
Jednak jego brat nie da sobie tak łatwo wbić kosza. Tym samym Hachi w ostatniej chwili uderzył w piłkę i wybił ją daleko, poza pole boiska.
- Nadal 3:3... - powiedział Hachi lekko dysząc.
- Jeszcze wbije Ci punkt zobaczysz. - odpowiedział Otachi szczerząc kły.
- Prędzej ja wbije Tobie. - stwierdził pewnie Hachi, a po chwili idąc po piłkę dodał: - Bro, co tam u Hyacin?
- Dobrze, chociaż strasznie byśmy chcieli się spotkać. - odpowiedział Otachi.
- Trzeba coś wymyślić, abyś mógł polecieć na Zekeren...
- Przydałoby się i wierz mi Bro coś wymyślmy
- O tego to jestem pewien
- Dobra to co gramy dalej?
- Pewnie i szykuj się na przegraną z kretesem...
- O nie to Ty przegrasz
I tak w tej radosnej i niesamowitej atmosferze przepełnionej determinacją, gra w kosza została wznowiona.

************

W mrocznym, gorącym i bardzo dużym lawowym pałacu, jeden z generałów siedzi w swoim przestronnym gabinecie o delikatnych jasno szarych ścianach i brązowo-czarnych meblach, i uważnie patrzy w monitor laptopa. A tam na ekranie widzi jedynie czubki koron drzew, oraz białe chmury i błękitne niebo.
-
Dlaczego ten głupi jaszczur nie chce podlecieć bliżej obozu? - zamyślił się Damu, a po chwili dodał: - Co za głupia szuja.Nagle na ekranie pojawił się biały błysk, a następnie obraz zaczął śnieżyć i wkrótce znikł.
- No świetnie. - powiedział generał uderzając pięścią w blat stołu, następnie oficer pogrążył się w swoich odmętach umysłu, które zaczęły analizować –
Hmm... to oznacza, że rzeczywiście mają tam smoki i ta łachudra mówiła prawdę... Co za tym idzie na jakiś czas musimy dać temu obozowi spokój, zwłaszcza, że nad rowem nasze siły lotnicze są dużo bardziej potrzebne... hmm... poza tym na dobrą sprawę mamy już z niego wszystko czego potrzebowaliśmy … Niech myślą, że są bezpieczni, a my będziemy działać na innych frontach...

************

Gearno stoi w gabinecie Aluf'a i opowiada o niespodziewanych odwiedzinach.
- Ojciec okazuje się, że nasi przeciwnicy przysłali nam stosunkowo młodego smoka, na zwiad. Miał on na szyi kamerę. Jednak odgłosy naszej maszyny wystraszyły go. - stwierdził Saren.
- Rozumiem, czyli nasz gość nie był groźny? - spytał zaciekawiony Aluf.
- Tak, on miał jedynie nagrać nasz obóz i pokazać naszym przeciwnikom ile mamy smoków.
- Nagrał coś istotnego?
- Ku...
- Ehm... ehmm.. co mówiłeś? - wtrącił Hetto, chrząkając.
- Em... tak … Zwiadowcy mówią, że nie zdążył nic nagrać, gdyż za bardzo wystraszył się naszego „ryczącego smoka”, a następnie nasi zwiadowcy dopilnowali aby kamera została zniszczona.
- Dobra robota. - pochwalił Hetto.
- Ojciec myślisz, że chcieli coś konkretnego?
- Zapewne chcieli sprawdzić czy rzeczywiście jesteśmy w posiadaniu smoka, chociaż nie wykluczone, że chcieli coś więcej.
- Hmmm.... posprawdzać wszystkie systemy?
- Tak, proszę. - odpowiedział Aluf, a po chwili zaciekawiony dodał: - A testy
DSR 1.1 Alfa już się zaczęły?
- Ojciec, to już jest
DSR 1.1 Beta, a jego testy zaczęły się przed chwilą i odbywają się bez zakłóceń.
- Doskonale, czyli jak wszystko dobrze pójdzie to będziemy mieli DSR 1.1, który będzie mógł się stać wzorem do powielania?
- Plus minus tak. Dzięki wskazówkom Kurai'a jesteśmy wstanie zrobić jeszcze dwa unikalne smoki, które nie będą podobne to żadnego innego smoka.
- To bardzo dobre wieści.