czwartek, 21 kwietnia 2016

Epizod 191




"Aihe"


Po długiej i mokrej wędrówce neczanie dotarli na niewielką,trawiastą wyspę, skrytą wśród wysokich zielonych, porośniętych lianami drzew. Co ciekawe do połowy wyspy sięga mulista woda, a dalej przechodzi ona płynnie w krystalicznie czystą woda, w której doskonale widać dno, nawet bez używania mocy. Nawet w blasku zachodzącego słońca i cieniu drzew, oglądanie sympatycznego, piaszczystego dna nie stanowi problemu. Wkrótce nasi bohaterowie rozpalili ognisko i wybudowali drewniane piętro między gałęziami bujnych drzew, gdzie rozłożyli śpiwory oraz zostawili plecaki i torby, tak aby w razie co nie zostały zalane przez wodę. W tym obozie Kurai i Hachi siedzą ma przewalonej kłodzie drzewa, tuż koło ogniska. Diuna leży sobie na piętrze obozu. Natomiast Otachi, Kiazu i Rina, siedzą na brzegu, czystej wody. Wszyscy oni są w zasięgu głosu i wzroku, a co za tym idzie, mimo, że siedzą z dala od siebie to rozmawiając bez unoszenia głosu doskonale się słyszą.
- Mrrr.... ale mi dobrze w tej ciepłej wodzie... - rozpływała się Kiazu, mocząc nogi w głębokiej i przyjemnej wodzie.
- Hmm... ja to mam ochotę w niej popływać. - dodała Rina rozkoszując się.
- Siostra to przebieraj się i wskakuj. - dopowiedział Otachi.
- Ja też chętnie wskoczę. - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu zaciągając za rękę, siostrę na górę.
- Phi, ja już dawno przeprana i czekam jak sie ruszycie. - dodała Diuna z ciągając spódniczkę.
- Heheh, ale w wodzie pierwsza i tak będę ja. - odparła Kiazu przebierając się w czerwony kostium kąpielowy.
- Ta akurat. - odparła Diuna, ubrana w żółty strój kąpielowy, zeskakując z piętra.
W tym czasie Rina przebierała się w swoim tempie, a Kiazu na szybkości. Następnie ognista neczanka skoczyła z platformy złapała się z jednej z lian i wskoczyła prosto do przejrzystej, głębokiej wody, jednocześnie ochlapując Diunę.
- Ale czad! - stwierdzili z podziwem i zgodnie bracia.
- Pierwsza! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu wynurzając się.
- No nie wiem,bo pierwsza mokra byłam ja. - odparł Diuna wchodząc do wody.
Wkrótce do sióstr dołączyła również Rina, ubrana w niebieski strój kąpielowy(wszystkie dziewczyny mają je dwuczęściowe), oraz Hachi i Otachi, którzy ubrani w kolorowe kąpielówki, co i rusz radośnie, bujając się na lianach skaczą do wody. Tym czasem Kurai stał na brzegu opary o jedno z drzew i obserwował bawiących się towarzyszy.
- Ej Ziom! Dołącz do nas! - stwierdził radośnie Otachi z promiennym uśmiechem.
- Właśnie Ziom dawaj! - dodał równie entuzjastycznie Hachi.
- Kurai no chodź! Skoro już podjąłeś z nami zabawę to baw się do samego końca! - dopowiedziała roześmiana Kiazu.
I tak po dłuższej chwili namów, elektryczny neczanin również dołączył do wodnej zabawy. Wkrótce potem Rina wyjęła aparat i zaczęła robić zdjęcia szalejącemu rodzeństwu, jednocześnie ustawiając go czasem na samowyzwalacz, aby samej również znaleźć się na zdjęciach.

************
Płomienne, czerwono-pomarańczowo-żółte świetliki Kiazu, bez trudu i w urokliwy sposób oświetlają całą wyspę oraz wodę w okolicy, także pomimo ciemności można nadal swobodnie poruszać się po okolicy obozu. Hachi, Otachi, Kurai, Diuna i Kiazu na przemian nadal radośnie skaczą do wody popisując się przy tym i pokazując co i rusz nowe ewolucje. Natomiast Rina siedzi pod jednym z drzew, moczy nogi po kolana w wodzie i robi zdjęcia szalejących i radośnie krzyczących przyjaciół.
- Otachi co za skok! - pochwalił Hachi unoszący się na wodzie.
- E tam! spójrzcie na mnie! - odparła Kiazu skacząc na lianę.
A kiedy neczanka puściła się to zrobiła potrójne salto i dopiero wylądowała w wodzie.
- Ładny skok! - pochwalili bracia.
- Kiazu stać Cię na więcej! - stwierdziła Diuna stojąca na piętrze obozu.
- Spoko, ja dopiero się rozkręcam. - odparła Kiazu mrugając okiem i płynąc do brzegu.
- Dobra to patrz na to! - odpowiedziała Diuna skacząc na lianę, a następnie po rozbujaniu się zrobiła trzy salta, a następnie robiąc śrubę, przekręciła się kilkukrotnie i wskoczyła do wody.
- E to było dobre! - stwierdził Hachi, a następnie wychodząc z wody dodał: - Ale do mnie Ci wiele brakuje!
W tym samym czasie Kurai podpłynął do Riny i wynurzony do połowy, opierając się o brzeg i stojąc miedzy nogami neczanki, rozmawia z ukochaną, która ciągle robi zdjęcia. Mokre i umięśnione ciało neczanina wygląda obłędnie i ponętnie. W ten po paru chwilach do zakochanych podszedł uha-hany Otachi mówiąc:
- Hej Gołąbki.
- Chciałeś coś? - spytał chłodno Kurai.
- Pewnie. - odpowiedział Otachi z uśmiechem, a następnie dodał: - Siostra dasz mi aparat na trochę?
- Yyy... Tak jasne... - odparła Rina z uśmiechem podając bratu aparat.
- Dzięki. - odparł z uśmiechem chochlika Otachi.
- Otachi tylko proszę, nic nie przestawiaj... - odparła Rina.
- Jasna sprawa! - odparł Otachi odchodząc i robiąc pierwsze zdjęcie.
- Widzę, że masz pewne obawy. - stwierdził chłodno Kurai.
- Hmm... troszkę ... widzę, że Diuna ma zaraz skakać i boje się, że z moim aparatem stanie się to co z pewnym telefonem ... - odpowiedziała niepewnie Rina.
- Jestem pewien, że Otachi stanie na głowie, aby Twojemu aparatowi nic się nie stało ...
- Pewnie masz racje...
W tym momencie Kurai delikatnie przechylił się w stronie ukochanej. a następnie namiętnie ją pocałował, pieszcząc jej zatroskane usta. Wkrótce neczanka, mimochodem objęła ukochanego. Nagle po dłuższej chwili przyjemnego pieszczenia rozległ się donośny krzyk Diuny:
- RINA ZOBACZ!
- SIOSTRA, ZIOM ZOBACZCIE! - dodał równie głośno Hachi.
Na te słowa usta, kochanków rozdzieliły się i oboje spojrzeli w stronie reszty oddziału. Po chwili do zakochanych podbiegł Otachi, oddał siostrze aparat i podając jej rękę entuzjastycznie powiedział:
- Chodźcie szybko.
- Co się stało? - spytała zaskoczona i zdezorientowana Rina.

- Przybyły do nas trzy dziwne stworzenia, które nas się nie boją! Chodźcie zobaczcie! - odparł entuzjastycznie Otachi.


************

W pewnej komnacie, w ogromnej willi Sachiner dumnie zasiada w czarnym fotelu przed iskrzącym się kominkiem i popija swoje ulubione. Jedynym światłem w pokoju jest palący się kominek, bijący przyjemnym i ciepłym blaskiem. Myśli inkuba błądzą po niezbadanych odmętach jego świadomości i żądają uwagi.
- Nie znoszę Volaure, jednak jestem zmuszony przyznać, że kogoś takiego jak on dobrze jest mieć po swojej stronie. Zwłaszcza, że może zarówno szybko wskrzeszać jak i zabijać, praktycznie się nie męcząc. Chociaż przyznam, że to dość poniżające, że połowiczna istota jest wstanie lepiej operować magią Siliana lepiej i bardziej niż jej prawowici właściciele...Hmmm... swoją drogą nie sądziłem, że na ogromnym głodzie na którym wspaniałe Kuby już dawno by zabiły swoją ofiarę, on zabrał temu młotkowi tylko tyle energii ile potrzebował...Zdaje sobie sprawę, że to inny rodzaj głodu, ale porównując jedynie intensywność ... nie ... nie! ... nie przecież nie mogę tego przyznać, że książę zyskał w moich oczach ... to nie dorzeczne ... jak taki wspaniały inkub jak ja mógłby doceniać niedoróbkę, tylko dlatego, że kogoś nie zabiła...Hmm... jednak co by nie mówić, książę staje się coraz bardziej niebezpieczny i najwyższa pora uważać na swoje ruchy, aby nie musiał żywić się moją energią życiową, która w przypadku wspaniałych Kubów grozi natychmiastową śmiercią... niezmiernie cieszy mnie to, że on postanowił wybrać tego młotka i stawiając na szali ich przyjaźń wyssał mu energie i energię życiową, a nie mi ... Hmm... wkurza mnie to jak Volaure jest mnie wstanie z łatwością pozbawić życia ... Hmm... swoją drogą ... to zaskakujące że luby mojej wspaniałej Riny, tak łatwo wybaczył księciu i jedyne o co miał pretensje to zabranie mu energii życiowej... Fuuuuu ... jak można księciu pozwalać na takie rzeczy, mnie na samą myśl przechodzą dreszcze... i na moje nieszczęście książę o tym doskonale wie ... Grr... znowu przypomniała mi się sytuacja na statku ... jak on tak śmiał! ... heh ... i ta nasza umowa ... umowa której nie mam szans dotrzymać, a jednak dałem słowo i muszę zrobić wszystko, aby tego dokonać i nie zhańbić dobrego imienia ... HA! i ja dokonam tego!


************

Diuna kuca na brzegu wyspy, podejrzliwie spogląda w wodę. Kiazu i Hachi stoją odważnie w wodzie i radośnie nią chlapią, na wszystkie strony. Po chwili do rodzeństwa podeszła pozostała cześć oddziału.
- Patrzcie o to one! - stwierdził radośnie Otachi, pokazując na niezwykłe wodne stworzenia, które przybyły do obozu. Są to trzy bardzo podobne osobniki, które mają wyciągnięte pyszczki, które swoim kształtem przypominają chirurgiczną pincetę. Wypełnione one są wspaniałymi,białymi zakrzywionymi do tyłu zębów. Mają krystaliczne oczy, a ich płetwa ogonowa ma postrzępiony brzeg, a swym ogólnym wyglądem przypominają delfiny. Całości dopełnia masywny wygląd i giętki kark. Dodatkowo dwa osobniki są różowe jeden jest w jasnym odcieniu a drugi jest w ciemnym, a natomiast trzeci jest srebrny.
- Whoa ... to Aihe - stwierdziła Rina robiąc zdjęcia.
- Chyba są oswojone... - stwierdziła Kiazu głaszcząc jednego z różowych osobników.
- Hmm... Hetto mówił, że one z natury są bardzo przyjazne dla wszystkich istot, więc możliwe że są dzikie. - odparła Rina, podchodząc do zwierzaków i głaszcząc jednego.
- Dziwnie wyglądają ... zupełnie jakby miały wyssać nasze dusze. - stwierdziła podejrzliwie Diuna.
- Luz siostra Ciebie i tak nie pożrą. Głupie nie są nie będą chciałby udławić się Tobą ... - odparł Hachi.
- Za to jedząc Twoją duszę, umarły by z głodu. - odgryzła się Diuna.
- Ej uspokój się, bo będę musiał zniżyć się do Twojego poziomu, a wtedy i ak z Tobą nie wygram bo masz lata doświadczenia, a co gorsza wszyscy obecni będą się zastanawiać które z nas jest niedorozwinięte. - odparł Hachi.
- Tak jasne, a jakby głupota uskrzydlała to Ty byś latał wyżej niż smoki. - odparła Diuna.
- Dobra skończcie bo zaraz wypłoszycie te zwierzęta. - stwierdziła Kiazu.
- Hmm... a może z nimi gdzieś popłyniemy? - spytała nieśmiało Rina.
- To będzie mega nudne - odparła Diuna.
- A ja chętnie o ile weźmiesz aparat i zrobisz mi z nimi sesje.- odparła entuzjastycznie Kiazu.
- Spoko pomysł! - odparł Otachi.
- Jak dla mnie luz. - dodał Hachi, a następnie dodał: - Ziom, a co Ty na to?
- Ktoś musi zostać w obozie, aby chociażby dzikie zwierzęta nie spenetrowały nam obozu. - wtrącił chłodno Kurai, odchodząc.
- Ziom to może my zostaniemy z Tobą a dziewczyny popłyną same? - spytał nagle Otachi.
- Jak chcecie. - odparł Kurai.
- Mi się podoba pomysł. - odparł Hachi.
- Świetnie to my płyniemy! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
- Diunka a Ty? - spytała Rina.
- No płynę z Wami ... - odparła Diuna, przewracając oczami, a następnie dodała: - Wole to niż towarzystwo Hachiego ...
- To postanowione! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu, łapiąc za pletwę, grzbietową jaskrawo-różowego zwierzaka.
W tym momencie tajemnicze zwierze zaczęło szybko płynąć dostarczając przy tym ognistej neczance bardzo dużo frajdy.
- WEeeeeeeeeee! - krzyczała radośnie Kiazu jadąc na zwierzaku.
- Ej! To było świetne! - odparła Diuna, jednocześnie łapiąc srebrnego osobnika za płetwę.
I tak wkrótce wszystkie trzy dziewczyny, radośnie i entuzjastycznie, na wspaniałych i przyjacielskich bestiach ruszyły w głąb podmokłego lasu.




niedziela, 10 kwietnia 2016

Epizod 190



".... Brudna woda,
 a mogło być tak pięknie ..."


Wczesnym rankiem w namiocie dziewczyn, panuje delikatnie zaspana i leniwa atmosfera. Diuna dogorywa jeszcze w łóżku, leżąc i przymykając jeszcze oczy. Kiazu, ubrana w cienką, jedwabną koszulkę nocną na ramiączka. siedzi po turecku, z przykrytymi nogami i ziewając przeciera zaspane, lśniące, czerwone oczy i przeciągając się. Kurai ubrany już w swoją wersje munduru siedzi na łóżku swojej ukochanej, opierając przedramiona na kolanach. Tymczasem Rina opatulona w koc, przytula się do pleców ukochanego, jednocześnie go obejmując. Natomiast Hachi i Otachi, również w mundurach, zasiadają blisko ściany i opierają się o nią i w sumie jeszcze śpią na siedząco.
- Zieeew .... Ziom po kiego tak wcześnie? - spytał niewyspany Hachi ziewając.
- Ziom ta godzina to stanowczo za wcześnie ... zieeeeew ... - dodał Otachi również ziewając.
- Rudy kazał abyśmy ruszyli w drogę, do obozu maszyn i nie nadużywali gościnności bosmana. - odpowiedział chłodno Kurai.
W ten do namiotu wszedł Caeci, który rozejrzał się po pomieszczeniu (może wydać się to dziwne ale ten przybysz z Konware, dzięki swojej psychicznej mocy widzi kształtne pola mocy, w związku z tym np. Kiazu widzi jako płomień, ale nie widzi nic więcej.) a następnie powiedział:
- Witajcie.
- Siema Caeci... - stwierdzili zgodnie bracia.
- Hejo ... -dodała Kiazu.
- Witaj. - dopowiedziała Rina.
- Cześć ... ja jeszcze nie wstaje ... - odparła Diuna chowając się pod koc.
- Spokojnie dzisiaj, nie będę Cię już męczył... - odparł przybysz.
- To dobrze ... - odparła Diuna.
- Ziom to co Cię do nas sprowadza? - spytał Hachi przeciągając się.
- Szukam Waszego dowódcy. - odparł stanowczo Caeci.
- Siedzi tam koło Riny. - odparła Kiazu, odruchowo pokazując palcem.
Na te słowa wojownik przekręcił głowę w lewo i niestety widział jedynie błękitno-niebieską aurę Riny, więc przez chwilę patrzył z niedowierzaniem.
- To mnie szukasz.. - odezwał się chłodno Kurai podnosząc się.
- Czuję i słyszę, że jesteś jednak ...- chwilowo zmienił temat przybysz, jednak w trakcie rozmowy Kurai uwolnił swoją aurę i Caeci zobaczył żółto-białą elektryczną aurę, i do kończył: - Dziękuję, czuję dyskomfort rozmawiając z kimś kiedy go nie widzę.
- Do rzeczy. - stwierdził chłodno Kurai.
- Kapitanie, Bosman Saqie chce Cie natychmiast widzieć. - odparł z pokorą Caeci.
W tym momencie Kurai, ponownie ukrył swoją energię i bez słowa wyszedł z namiotu, a niewidomy przybysz powiedział:
- On ma strasznie tajemniczą i chłodną energie.
- Cały Kurai ... - odparła Kiazu.
- Ziom, nie przejmuj się on taki już jest. - dodał Otachi.
- A mnie ciekawi co Saqie od niego chce? - dopowiedział Hachi.
- Niestety nie wiem, ale Bosman był wyraźnie poddenerwowany. - odparł Caeci, a następnie dodał:- A Wy co tak wcześnie na nogach?
- Kto na nogach ten na nogach ... - wymamrotała Diuna.
- Zbieramy się do wymarszu, musimy ruszyć dalej... - odparł Otachi.
- Słyszę, że bardzo Wam się chce ... - stwierdził wojownik z Konware.
- Bez obrazy ale mi się chce ruszyć! - odparła energicznie Kiazu.
- Tylko jest stanowczo za wcześnie. - dodała Diuna.
- Hmmm... tak to dobry argument, na ociąganie się. - odparł Caeci.


************

Obok podłużnego, morsko-zielonego namiotu stoi bosman Saqie i pali papierosa, obok niego stoi elektryczny neczanin. Panowie wydając się być delikatnie nie obecni, ale mimo wszystko rozmawiają ze sobą.
- Dzięki Twojej rozmowie z Caeci, dowiedziałem się, że władasz elektrycznością. - stwierdził Saqie, po czym dodał: - Co sprawia, że Was jest tak mało na świecie?
- Nie wiesz? Bo te moce wywodzą się z braku duszy... - odparł chłodno Kurai
- Obserwując Ciebie mam rażenie, że to prawda ...
- Jeszcze nic o mnie nie wiesz ... - odparł stanowczo i wręcz lodowato neczanin.
W tym momencie bosman z trudem przełknął ślinę, a jego ciało przeszyły zimne i nieprzyjemne ciarki, a coś w głębi umysłu podpowiadało mu aby nie kontynuować tego rematu.
- Chifuin ładnie pogrywa... zniszczyć obóz maszyn pod dowództwem generała Afero, to nie lada wyzwanie ... zwłaszcza, że smoki nigdy nie dorównają maszynom- stwierdził palący Saqie.
- Dobrze ułożone smoki, dorównują maszynom bojowym, a jak ma się ich małe stado, to nawet najlepszy obóz może nie podołać. - odparł chłodno Kurai.
- Słuchaj jesteś jeszcze bardzo młody i jak widzę, nie znasz się na smokach i smoczych jeźdźcach, wiec Ci coś powiem. - stwierdził ochrypłym głosem Saqie a następnie dodał: - Najlepszą armię smoczych jeźdźców, miało Zekeren, które organizowało też turnieje walk smoków. Mniejsza, słuchaj wytresowanie smoka to ogromna sztuka, która udaje się tylko nie licznym, a posiadanie powietrznej armii to wręcz nie realna sprawa, no chyba, że Zekeren nas zdradziło ...
- Nie musiało, na Desteoms było przynajmniej pięciu dobrych ujeżdżaczy smoków, którzy są wstanie wyszkolić kolejnych. - odparł twardo Kurai.
- Nawet jeśli miałbyś mieć rację to i tak maszyny by ich powaliły ...
- Król Ashga mówił, że obóz maszyn praktycznie nie posiadał jednostek bojowych...
- Ale to i tak nie usprawiedliwia ich porażki ... hmm... mówiłeś o małym stadzie więc sugerujesz, że ich napadło z 20 osobników? To absurd, nie dali rady by zgromadzić tylu jeźdźców.
- Owszem, tu masz racje tylu nie mogli ich sprowadzić, jednak małe stado smoków to trzy może cztery osobniki, które działały z zaskoczenia i według jakiegoś planu ...
- Heheheh ... Dzieciaku, nie rozśmieszaj mnie ... - odparł śmiejący się bosman.
- Wiem co mówię .... - odparł chłodno Kurai.
- Młody obóz maszyn musiały zaatakować potężne siły i pogódź się z tym ... Jesteś bardzo młody i jeszcze wiele musisz się nauczyć, życie nie jest takie proste jak Ci się wydaje.

W tym momencie Kurai bez słowa i z rękami w kieszeniach odszedł od rozbawionego i palącego bosmana, który nie dowierza, że atak na obóz maszyn się powiódł. W końcu smoki nie dorównują maszynom bojowym.

************

Rankiem Zekereński książę w końcu znalazł czas na przyjemny odpoczynek w powabnym kobiecym towarzystwie. Nagi Volaure, ubrany jedynie w biały ręcznik, zakrywający biodra, jak i jego męski akt, swobodnie zasiada w drewnianej, parnej saunie, gdzie jego puszyste umięśnione ciało przyjemnie lśni i przykuwa uwagę. Obok niego zasiada lekko potargana powabna dziewczyna, o blond włosach z granatowymi odrostami i czerwonymi pasemkami, sięgającymi zaledwie do ramion, pomarańczowo-rudych oczach, krągłych ponętnych kształtach, skrywanych pod długim białym ręcznikiem oraz zadbanej delikatnie błękitnej cerze.
- Mrrrr.... jestem gotowa na więcej .. - wymruczała kobieta,seksownym krokiem zasiadając na silnych kolanach władcy.
- Hmmm.... to działaj ... - odparł spokojnie władca.
Na te słowa kobieta z Konware, o ewidentnie farbowanych włosach, objęła księcia, a następnie bardzo głęboko i namiętnie pocałowała go w usta, pieszcząc jego podniebienie, swoim zwinnym językiem, a sam Volaure nie pozostał jej dłużny i obejmując rozgrzane ciało, delikatnie pieścił kobiecie kształty towarzyszki.
W ten rozległo się donośne pukanie do drewnianych drzwi sauny, a książę z towarzyszką zaprzestali wspólnych pieszczot, a następnie władca przewracając oczami powiedział:
- Proszę.
- Panie, najmocarniej przepraszam, że przeszkadzam - odarł pokornie sługa delikatnie uchylając drzwi, a następnie niepewnie dodał: - Panie, od godziny ciągle wydzwania pański telefon.
- Daj go, proszę. - odparł stanowczo Volaure.
Na te słowa sługa pokornie wszedł do środka i wręczył roznegliżowanemu władcy jego telefon. Władca szybko przejrzał nie odebrane połączenia, a następnie podnosząc się, powiedział:
- Ksichi poczekaj tu na mnie chwilę, odwonię w jedno miejsce i wracam.
- Na pewno wrócisz? Przecież bawiliśmy się zaledwie dwa razy... - odparła kokieteryjnie kobieta.
- Nie narzekaj, mógł Ci się trafić raz ... albo wcale... - odparł Volaure z uśmiechem, wychodząc i zamykając drzwi do sauny.

************

Wczesnym przedpołudniem neczanie pospiesznie wyruszyli w kierunku zrujnowanego obozu maszyn. Oddział specjalny szybko dodarł pod lodową pustynię gdzie wiał bardzo silny zimny wiatr, na całe szczęście ich z pozoru cienkie i letnie mundury spokojnie wytrzymują taką temperaturę. Nasi bohaterowie brodząc w lśniącym białym śniegu prawie po kolana, nie odmówili sobie doskonałej zabawy i zaciekłej wojny na śnieżki, oraz przyjemnej sesji zdjęciowej. Jednak jednocześnie mimo wszystko podążają dalej do przodu i nie przeszkadzają im nawet marznące dłonie.
- Kurai dołącz do nas! - stwierdził radośnie Otachi.
- Wrzuć trochę na luz i się zabaw! - dodała Kiazu.
- Ziom, no chodź .. - dodał Hachi.
Kurai jednak nic się nie odzywał, tylko z rękami w kieszeniach szedł spokojnie przed siebie. Jednak Kiazu i chłopaki potraktowali to jak wyzwanie i co i rusz rzucali śnieżkami również w elektrycznego przyjaciela, przy okazji nadal dobrze się bawiąc. W końcu całym tym ferworze neczańskie rodzeństwo do szaleńczej zabawy wciągnęło nawet Kurai'a, który na co dzień unika zabawy. Okrągłe, puszyste śnieżne kule latają i sprawiają wiele radości oraz uśmiechu. Po dłuższej chwili i po dobrych paru kilometrach szczęśliwi i rozbawieni neczanie, uśmiechając się usiedli na śniegu.
- HAHA! Udało się! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu, przybijając piątki braciom i radośnie rzucając się na śnieg.
- Ziom, nam się nie da odmówić. - dodał Hachi szczerząc kły.
- Stary, wreszcie wrzuciłeś na luz - dopowiedział Otachi z uśmiechem.
- Zabawa z nami, dobrze Ci zrobiła ... - wtrąciła delikatnie i przyjaźnie Rina, robiąca zdjęcia.
- Owszem. - odparł spokojnie Kurai z delikatnym uśmiechem.
- To niecodzienny widok. - dodała Diuna.
- Hmm.... wcale nie ... - odparła Rina rumieniąc się.
- Tak oczywiście ... jeszcze mi powiesz, że ...
- Diuna nie kończ, nie psuj chwili. - wtrącił Hachi, przerywając siostrze wypowiedź.
- Właśnie siora, przyznaj, że fajna zabawa była. - dodał Otachi.
- Było ekstra! - dopowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Niech Wam będzie... dobrze tu się zgodzę. - odparła Diuna.
- Dobra, czas ruszać dalej. - wtrącił chłodno Kurai, wstając.
- Ej! No wiesz co? - narzekała Kiazu.
- Ziom, a możemy podróżować, dalej się bawiąc? - spytał Otachi.
- Tak, róbcie co chcecie, tylko byśmy poruszali się dalej. - odparł Kurai, ruszając powoli do przodu.
- Dzięki Ziom! - dodał radośnie Hachi, a następnie dodał: - Według mapy dalej musimy iść prosto.

- Heheh... a ja strawię, że zboczysz z kursu! - stwierdziła radośnie Kiazu, rzucając śnieżką w brata.



************

Neczanie nadal podróżują po świecie Sakai Dagaal aby dostać się do obozu maszyn. Tym razem prosto z lodowej, śnieżnobiałej pustyni zawędrowali do gęstego lasu, o bardzo wysokiej roślinności. Drzewa w tym niezwykłym lesie mają gładkie, ostro zakończone, jasno zielone liście, a pnie i gałęzie spętane są licznymi przeróżnymi ciemnozielonymi lianami, które pną się aż po czubki ogromnej roślinności. Natomiast na pniach niższych drzew rosną mchy, paprocie i kolorowe orchidee, kuszące swym niespotykanym zapachem i oszałamiającymi kolorami. Palące słońce niemiłosiernie praży i przypieka, pomimo wszech ogarniającego cienia. Suchość w gardle, mokre lepiące się ubrania i przepocone ciała to najprzyjemniejsze z tego co oferuje to gorące i zalesione miejsce.
- Rany co za upał... - stwierdziła Diuna.
- E tam przyjemnie jest, chociaż fajniej było na pewnej pustynii gdzie szukaliśmy ognistego golema. - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- Fajniej bo szukałaś golema? - spytał Otachi.
- Też, ale przede wszystkim było znacznie goręcej ... - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Ty chyba pochodzisz z piekła... - dodał Hachi.
- E tam piekło przy niej jest zamarznięte ... - dopowiedziała Diuna.
- Heheh, coś w tym jest. - zaśmiała się Kiazu, a następnie z determinacją dodała: - W sumie odkąd Ignis stał się moją bestią moja odporność na gorąco znacznie wzrosła, czasem odnoszę wrażenie, że nawet kąpiel w ciekłej lawie by mi nie zaszkodziła.
W ten przed naszymi bohaterami wśród roślinności, pojawił się rozległy podmokły teren, którego w żaden sposób nie dało się ominąć, a co za tym idzie neczanie, którzy bardzo nie chętnie i z obrzydzeniem weszli do paskudnej wody, gdyż zostali do tego zmuszeni. Z braku innej drogi do obozu maszyn nasi przyjaciele ostrożnie podróżują w mulistej zielono-brązowej wodzie, w której nie widać dna i która póki co sięga im do kolan.
- Feee ... to wygląda jak ścieki ... - narzekała Diuna.
- Dobrze, że przynajmniej nie śmierdzi jak one... - dodała Kiazu, a po chwili dodała Hachi długo będziemy brodzić w tej wodzie?
- W tej ... jakieś 20 kilometrów... - odparł Hachi przeglądając mapę.
- Zajebiście - narzekała dalej Diuna, przewracając oczami.
- Hachi pokaż mi gdzie po drodze do obozu maszyn można rozbić obozowisko. - wtrącił twardo Kurai, podchodząc do Hachiego.
- Już Ci pokazuję Ziom. - stwierdził Hachi, a następnie dodał: - Zobacz według mapy za około piętnaście kilometrów, jak skręcimy na południe i pójdziemy jakieś 5-6 kilometrów to jest zaznaczone miejsce do obozowania na drzewach, a tutaj za 20 kilometrów w prostej linii .... o tutaj ... będzie nazwijmy to wyspa na której można rozbić obóz.
- A ewentualne miejsca na następny obóz? - spytał Kurai.
- Ziom, dalej to za dobre 85 kilometrów od tej wyspy na tych skałach jest wioska ... a potem nie ma już oznaczonych miejsc aż do obozu maszyn.
- To kieruj nas na wyspę. ~ odparł twardo Kurai, po chwili namysłu.
- Spoko Ziom, to zapraszam tędy. - odparł Hachi ruszając dziarsko do przodu.
- Kurai dlaczego wybrałeś wyspę a nie bezpieczne drzewa? - spytała dociekliwie Diuna.
- Ponieważ, wybierając obóz na drzewach, jutro będziemy musieli nadłożyć trasy. - odparł twardo Kurai, a następnie dodał: - A udając się na wyspę nie musimy tego robić.
- Tak to rozumiem, ale dlaczego tak pędzimy? Sam mówiłeś, że Rudy powiedział, że mamy się nie śpieszyć. - dodała Diuna.
- Mówiłem już. Obóz maszyn został zaatakowany i Rudy kazał nam jak najszybciej udać się tam i pomóc w odbudowie. - odparł chłodno Kurai.
- A no tak było coś takiego ... dobra o nic nie pytałam ... - odparła Diuna wzruszając ramionami.
- Uważajcie, ta woda może być głębsza niż myślimy. - dodał Hachi.
Na te słowa Diuna, postanowiła czegoś spróbować, czegoś czego jeszcze nie miała okazji przetestować w terenie. Psychiczna neczanka skupiła się i wkrótce zaczęła używać mocy, której nauczył jej niewidomy nauczyciel. Po chwili Diuna widziała jak w negatywie i brudna woda znikła, a na jej miejscu dziewczyna widziała błękitno-zielone dno.
- Ej słuchajcie mogę nas poprowadzić tak abyśmy się nie skąpali w tym syfie. - stwierdziła dumnie Diuna.
- Widzisz dno? - spytał Otachi.
- Ba widzę każdą najmniejsza nie równość, każdy korzeń czy kamień. - odparła entuzjastycznie i pewnie Diuna, a następnie dodała: - Oby tylko była płytka ścieżka.
- No proszę, mój zmysł ziemi ma konkurencje. - odparł Hachi.
- Słucham? - spytała Diuna.
- Nic nic ... baw się dobrze. - odparł Hachi z wrednym uśmiechem.
- Ej! do czego pijesz? - spytała Diuna, a następne wpadła w dołek i cała skąpała się w mulistej wodzie. Następnie tuż po tym jak ją wyciągnięto stwierdziła: - No świetnie ...
- Hehehe... to ja nie wiem czy chce podążać za Tobą. - śmiał się Hachi.
- O Siora świetnie widzisz. - dodał Otachi.
- Haha, bardzo śmieszne! - odparła Diuna i nie przejmując się zbytnio docinkami braci dalej ruszyła w trasę.
W tym momencie Kiazu sprzędła swoim braciom po bolesnych mukach w ramiona, a następnie pewnie i zaufaniem, udała się za siostrą.