poniedziałek, 28 maja 2018

Epizod 245




"Nowy członek zespołu"


Spora sala konferencyjna, urządzona w prostym surowym i twardym klimacie. Ma ona jasne ściany i duże okna, przez które wpada bardzo dużo światła. W tym prostym pomieszczeniu znajduje się nanczański generał, który stara się pić kawę, która już dawno się skończyła, oraz pracuje na laptopie, skrytym wśród ogromnej ilości dokumentów. Po chwili rozległo się mocne i głośne pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedział Rudy.
Na te słowa drzwi otworzyły się, a do pokoju weszło neczańskie rodzeństwo, wraz z swoim dowódcą, który zaraz po wejściu chłodno powiedział:
- Chciałeś nas widzieć.
- Tak chciałem, i dobrze, że już jesteście – odpowiedział generał, z nutą radości w głosie.
- Oho, chyba masz pomysł jak pozbyć się nas z obozu. - stwierdziła Diuna.
- Tak, mam dla Was pewną misję. - powiedział dowódca, z wrednym uśmieszkiem.
- To opowiadaj. - wtrąciła Kiazu, z nutą ekscytacji w głosie.
- Na wchodzie znajduje się jezioro, niby nic szczególnego, ale już dwa oddziały ludzi stamtąd nie wróciły i nie wiadomo co się tam dzieje. - powiedział w końcu Rudy.
- To brzmi jak misja dla nas! - stwierdził radośnie Otachi.
- To kiedy ruszamy? - dodała entuzjastycznie Kiazu.
- Ruszacie wieczorem, zabierzecie tylko to co najpotrzebniejsze i przede wszystkim pełna łączność, przez cały czas. Rozumiemy się? - odpowiedział twardo Rudy.
- Luz, brzmi dobrze. - powiedział Hachi z zadziornym uśmiechem.
- To skoro tyle, to mogę wracać już do miłego dnia? - spytała Diuna.
- To jeszcze nie koniec. - odpowiedział twardo generał.
- O co masz jeszcze dla nas? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Zabawne, że o to pytasz. - zaśmiał się Rudy, a następnie dodał: - Od dzisiaj Wasz odział, przez jakiś czas będzie liczył siedem osób.
- O jakiś nowy ziomek? - zapytał Otachi z uśmiechem godnym chochlika.
- Owszem. Przyda Wam się dobry zwiadowca. - odpowiedział spokojnie Rudy, a następnie szybko dodał: - Co prawda jednego zwiadowce już macie, ale myślę, że Wasz dowódca będzie miał również inne rzeczy na głowie niż tylko zwiad.
- Spoko. - odpowiedział Otachi.
- Ta, ta … - dodała Diuna.
- Dobra, kto to jest? - spytała dociekliwie Kiazu.
************

Wysoki całkiem przystojny młodzieniec o krótkich wiśniowych włosach z białymi kocówkami, uczesanymi delikatnie zadziornie oraz o wspaniałych, głębokich liliowych oczach i ubrany w pełny męski neczański mundur, delikatnie nerwowo chodzi po wąskim pokoju którym znajduje się jedynie biała kanapa. Widać nie może się już doczekać tego jak wyjdzie z pomieszczenia.
-
To moja chwila prawdy! Musze dać z siebie absolutnie wszystko! - zamyślił się młodzieniec.

************

- Dobra, kto to jest? - spytała dociekliwie Kiazu, z entuzjazmem patrząc w oczy generała.
- Moi mili pragnę przestawić Wam osobistego adiutanta samego księcia Zekeren. - powiedział Rudy, a następnie głośno dodał: - Młody, możesz wejść.
W tym momencie do pokoju, pewnym a zarazem niepewnym krokiem wszedł młodzieniec o wiśniowych włosach, z białymi końcówkami. Na jego widok neczanom rozpromieniały buzie, a oczy zabłysnęły z radości.
- Skauti! - krzyknęło zgodnie i radośnie neczańskie rodzeństwo.
- Miło Was widzieć. - odpowiedział przybysz z promiennym uśmiechem.
Po tych słowach wszyscy prócz Kurai'a podeszli do zwiadowcy i przywitali się z nim.
- Zadowoleni z niespodzianki? - spytał Rudy.
- Pewnie! Taki słodziak w oddziale zawsze w cenie. - stwierdziła Kiazu, mrugając okiem.
- Ziom, jeszcze pytasz? - dodał ucha-hany Hachi.
- Hahaha. - zaśmiał się generał, a następnie dodał: - Do 19 macie czas na „zapoznanie” się z nowym członkiem zespołu, o 19:30 widzę Was na odprawie przy wschodniej bramie obozu.
- Tak jest! - odpowiedzieli zgodnie neczanie.
************

Wieje przyjemny, ciepły wiatr, świeci słońce, ale nie jest ani gorąco ani duszno. Neczański oddział,
wraz ze swoim nowym nabytkiem siedzą na na jednym z dachów w obozie i rozmawiają.
- Skauti, wstąpiłeś do neczańskiej armii? - spytał dociekliwie Hachi.
- Nie, nie. - odpowiedział z uśmiechem Skauti, a następnie dodał: - Po ostatnich wydarzeniach, zmieniłem armię z Bromano, na armie Zekeren, a tam zostałem fligeladiutantem Volaure i mam dość ciepłą wojskową posadkę.
- Kim jest fligeladiutant? - zapytała Diuna.
- Hmm... to taki osobisty adiutant, czyli żołnierz pomocniczy... panującego lub wyższego wojskowego. - odpowiedział Skauti.
- No chłopie to powiem Ci, że masz wysoki stopień. - powiedział Otachi.
- Ładnie to, niezły awans. - dodał Hachi, z podziwem.
- Nie tylko to się zmieniło teraz znacznie lepiej wyglądasz, i nawet promieniejesz. - dodała Kiazu z uśmiechem.
- No, trochę się pozmieniało, ale przede wszystkim moje otoczenie się zmieniło i dzięki temu znacznie lepiej się czuję. - odpowiedział Skauti.
- A jak przekonałeś generała, aby przydzielił Cie do nas? - zapytała Diuna.
- Hmm... Szczerze to Volaure, za jedna przysługę załatwił mi przydzielenie do waszego udziału i z tego co wiem Kurai, zgodził się na moją obecność. - powiedział zwiadowca.
- Ej, wiedziałeś i nic nam nie powiedziałeś? - spytała z wyrzutem Kiazu.
- Wiedziałem, ale nie musicie o wszystkim wiedzieć. - odpowiedział chłodno Kurai.

- Ziom, od kiedy to uzgadnialiście? - zapytał Hachi.
- Właśnie kiedy już wiedziałeś, że Skauti do nas dołączy? - dodała Diuna.
- Heh … Dowiedziałem się jak byliśmy w Moleko, więcej nie musicie wiedzieć. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie dodał: - Zajmijcie się Skautim, a nie mną.
- Właśnie, a co u Was? Trochę wieści co prawda dochodzi na Zekeren, ale bardziej takie ogólne, niż poświęcone poszczególnym oddziałom. - wtrącił Skauti.
- Kurai, ostatnio miał epickie starcie! - pochwalił Otachi.
- Stary, dał takiego czadu, że ciężko będzie to przebić! - dodał Hachi.
- Nom to było super! Oglądaliśmy to z Volaure z balkonów na Zekeren! - odparł entuzjastycznie zwiadowca, a po chwili odchrząknął i dodał: - Jednak, zmieńmy temat, byliśmy proszeni aby nie zajmować się kimś.
- Nie przejmuj się nim, on to przeżyje. - odpowiedziała Diuna, machając ręką.
W tym momencie, Kurai zeskoczył z dachu i poszedł gdzieś, w tylko sobie znanym kierunku.
- Teraz można rozmawiać o wszystkim. - powiedziała Diuna z uśmiechem.
- On nadal nie przepada za towarzystwem? - zapytał Skauti.
- Taaa … i tak dobrze, że z nami przebywa... - odpowiedziała Kiazu, a po chwili, z kokieteryjnym uśmiechem, dodała: - Będziemy tu tak nudnie siedzieć, czy wykorzystamy czas na zabawę i nadrabianie zaległości.
- Widziałem, Basen nieopodal obozu. - stwierdził Skauti.
- Brzmi nie źle. - odparli Hachi, Otachi i Kiazu.
- Ej... ale później mamy iść nad jezioro, to nie za dużo tej wody? - dodała Diuna.
- Hmm... w sumie jedna jest dla zabawy a druga to nasza praca … - wtrąciła pokornie Rina.
- No dobra niech będzie … - powiedziała Diuna z obojętnością.
- Dobra to Rina i Skauti idą pogadać z Rudym, ja idę naładować sobie dzień. - powiedziała Kiazu po chwili ciszy.
- Co za plan. Popisałaś się. - dodał Hachi głupkowato się śmiejąc.
- Chodź Hachi idziemy ogarnąć trochę rzeczy. - dopowiedział Otachi mrugając okiem.
- Dobra. - odpowiedział Hachi z uśmiechem chochlika.


************

Betonowy surowy gabinet, o szarych ścianach pośrodku którego znajduje się jedynie czarne biurko oraz brązowe krzesło. Dodatkowo na blacie leży otwarty laptop obok którego spoczywa telefon komórkowy. Po chwili do pomieszczenia przyszedł neczański generał z stosem dokumentów.
- Zostań wojskowym mówili, będziesz miał ciekawe życie mówili … a tu co? Wieczne wypełnianie raportów... - stwierdził na głos Rudy rzucając dokumenty na biurko, a następnie, patrząc wymownie na biurko dodał: - Hmm... dawno niczego paliłem …
W tym momencie do gabinety rozległo się stonowane pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedziałem donośnie generał siadając na biurku.
Po tych słowach do gabinety weszli Skauti i Rina.
- Co Was do mnie sprowadza? Mieliście już odprawę, a ruszacie wieczorem.
- Szanowny Generale.... - zaczęła pokornie Rina.
- Dobra stop, szanuję protokół... bla bla bla i tak dalej … ale rozmawiaj dzisiaj ze mną normalnie, co jest? - wtrącił Rudy podnosząc się.
- Pan Generał, dzisiaj nie w humorze? - zapytał Skauti.
- To zależy z czym przychodzicie. - odpowiedział spokojnie Rudy, jednocześnie wymownie patrząc na wodną neczankę.
- Widzisz, tu w okolicy jest basen … - ponownie zaczęła pokornie Rina.
- Jest, jest … chcecie iść? - zapytał Rudy.
- Jeśli to możliwe, to chcielibyśmy... - wtrącił Skauti.
- Dobra idźcie, tylko 18:30 widzę Was w obozie. - odpowiedział Rudy, zasiadając za biurkiem.
- Naprawdę? - spytał zaskoczony zwiadowca.
- Tak, tak, ale jak mnie wkurzycie to zaraz znajdę Wam zajęcie. - odpowiedział twardo generał.

- Dziękujemy. - wtrąciła pokornie Rina, delikatnie kłaniając się.
- Dobra, idźcie już, bo zmienię zdanie... - powiedział rozkazującym tonem Rudy.


************

Neczańskie rodzeństwo razem z Bromiańczykiem, ubrani w neczańskie mundury, obładowani ręcznikami i dmuchanymi zabawkami, idą przez las w kierunku odkrytego basenu. Wspaniała pogoda im dopisuje, więc szykuje się im miły dzień nad wodą.
- Strasznie szybko przekonaliście Rudego aby nas pościł. - powiedziała zaskoczona Diuna.
- Ma się ten dar i siłę argumentu. - odpowiedziała Kiazu delikatnie śmiejąc się pod nosem.
- U Ciebie i owszem, ale Rina i Skauti? Nie wiem jak oni to zrobili. - kontynuowała Diuna.
- Miał dobry dzień. - wtrącił Skauti z nieznacznym usmiechem na twarzy.
- Słuchajcie, a czy to ważne? Aż do misji mamy wolny dzień nad wodą i to się liczy. - odpowiedział Hachi z uśmiechem chochlika.
- Jestem przekonana, że coś knujecie... - powiedziała Diuna, uważnie obserwując braci.
- My? Skądże znowu... - odpowiedział Otachi, z przenikliwym uśmiechem.
- Kurai, nie chce mieć wolnego z wami? - zapytał Skauti.
- On chodzi swoimi drogami. - odpowiedziała Kiazu.
- Nie zdziwiłabym się, jakby wziął sobie jakąś wartę czy inne coś. - dodała Diuna.
- Może do nas przyjdzie potem, albo spotkamy się z nim dopiero jak będziemy ruszać na misje. Z tym Ziomkiem nigdy nie wiadomo. - dopowiedział Hachi.
- Nic się nie zmieniło, chociaż byłem pewien, że spędza z Wami więcej czasu. - powiedział Skauti, po chwili namysłu.
- Hmm... jest jak zawsze … - powiedziała Diuna.
- Długo z Wami nie przebywałem, założyłem, że coś się zmieniło. - odparł zwiadowca.
- To w tej kwestii raczej nie wiele się zmieni. - odpowiedziała Kiazu.
- Za to Wy trzymacie się razem bez względu ma wszystko. - powiedział Skauti.
- W końcu jesteśmy rodzeństwem, to jesteśmy skazani na siebie. - odparła Diuna.
- Tak nie jest, zawsze mogli by Was rozrzucić po rożnych oddziałach. Zawsze moglibyście się znienawidzić. Nie jesteście skazani na siebie, to czy podróżujecie i jesteście razem, na dobra sprawę zależy tylko i wyłącznie od Was... - odpowiedział Skauti.
- I przełożonych. - dodała Diuna.
- Ich też, ale w momencie jakbyście nie współpracowali ze sobą to bardzo szybko rozwiązaliby Wasz oddział, bez zawahania. Zwykle dla przełożonych dobre funkcjonowanie wojska i misje są ważniejsze niż pokrewieństwo. - odparł zwiadowca.
- Dobra punkt dla Ciebie. - powiedziała psychiczna neczanka.
************

W przestronnej, dużej i rozległej sali treningowej znajduje się Kurai, oraz kilkanaście kukieł, o przeróżnej wielkości i maści, oraz wyglądzie. Elenktyczny neczanin na rękach ma zaplecione dwa łańcuchy o delikatnie beżowym odcieniu. Nagle Kurai, naładował swoją broń elektrycznością i zaczął, uderzać w marionetki. Cześć ciosów była niezwykle trafna, jednak spora część ciosów wyprowadzanych w ruchu była chybiona.
-
W zależności od napięcia ich ciężar oraz zachowanie zmienia się. - zamyślił się Kurai, obserwując swoje szybkie i zwinne ruchy oraz zachowanie łańcuchów. Jednocześnie nie zaprzestając treningu.

************

Spory płaski teren,gdzie znajdują się dwa rozległe baseny. Jeden jest zdecydowanie płytszy, jednak oba są wypełnione delikatnie niebieską wodą. Przy głębszym ze zbiorników znajduje się kilka małych skoczni do wody oraz jedna wysoka, sportowa skoczna. W koło wody znajdują się betonowe uliczki oraz dużo intensywnie zielonej trawy. W tym spokojnym miejscu, które jest delikatnie nadgryzione przez ząb czasu, pod jednym z nielicznych drzew rozłożony się duży, brązowy koc, na którym można zaznać i chłodnego cienia i przyjemnego słońca.
Kiazu, Hachi i Otachi rywalizują między sobą w skokach do wody z najwyższej wierzy, jednocześnie popisując się przy tym co niemiara. Tymczasem Skauti i Rina, robiąca zdjęcia, siedzą na brzegu głębokiego basenu i mocząc nogi podziwiają niesamowite popisy. Natomiast Diuna opala się, leżąc na kocu i jednocześnie bawi się swoją psychiczną kostką.
Dziewczyny ubrane są w czarne, jednoczęściowe kostiumy, połączone z krótkimi spodenkami. Natomiast panowie mają na swoje luźnie kąpielówki w moro.
Nagle Otachi wykonując kilka szybkich salt i efektowny obrotów wskoczył do wody.
- To było świetne! - pochwalił Skauti.
- Dzięki. - odpowiedział Otachi, podpływając do kibicujących, a następnie dodał: - Siorka, masz już sporo dobrych zdjęć?
- Pewnie tak, ale jeszcze pocykam trochę. - odpowiedziała, z uśmiechem i pokornie Rina, jednocześnie fotografując skaczącą do wody Kiazu.
- Ej, czy też mogę skoczyć? - zapytał nagle Skauti.
- Jak dla mnie spoczko. - odpowiedziała Kiazu wynurzając się z wody, tuż przy siedzących.
- Luz Ziom, skacz. - dodał Otachi.
Na te słowa zwiadowca wstał i raz dwa wspiął się na sam szczyt wysokiej wierzy. Widok z niej jest cudowny i zabierający dech w piersiach, i takie odczucia wywoływał nie tylko widok w dół, ale i najbliższej okolicy. Wkrótce Skauti stanął na skraju skoczki, zwiał głęboki oddech i skoczył. Bromiańczyk wykonał dwa dopracowane i stosunkowo efektowne salta i z pluskiem wpadł do wody.
- No, No Ziom, jak na pierwszy raz to spoko. - stwierdził Hachi.
- Był lepszy od Ciebie. - wtrąciła Diuna podchodząc do reszty.
- Okulary Ci zaparowały, albo wypaliło je słońce, że nie widziałaś. - powiedział Hachi.
- O nie dobrze widziałam, Skauti przebił Twój każdy skok o głowę. - odpowiedziała Diuna.
- Ah TAK!? Czekaj, pokażę Ci taki skok, że oko Ci zbieleje! - odwarknął Hachi, który zdeterminowanym krokiem udał się na skoczne.
- Rina, szykuj aparat, będzie na co popatrzeć. - wtrąciła Kiazu, uśmiechając się pod nosem.
- Oj, będą dobre zdjęcia. - dodał z podziwem Otachi.


************

W przestronnej, dużej i rozległej sali treningowej, w której jest duża ilość zgliszczy pozostałych po niezliczonych ilościach kukieł, o przeróżnej wielkości i maści, oraz wyglądzie, pod jedna z ścian siedzi Kurai. Popija on wodę, jednak nie widać po nim większego zmęczenia.
- Nadal rozwalasz cenny sprzęt? - stwierdził nagle Amis wchodząc, do sali treningowej.
- Jak widać. - odparł chłodno Kurai, popijając wodę.
- Lepiej odpocznij, nie długo ruszacie na misje.
- Odpoczywam, nie widać?
- Ta, ta... to rozkaz Rudego, dzisiaj masz zakaz treningu, musisz odpocząć przed misją.
Elektryczny neczanin, jednak nie odezwał się nawet słowem, więc kapitan kontynuował:
- Generał wysyłając Was na misje, oczekuje pełnej sprawności bojowej, nawet od Ciebie.
Kurai, na te słowa, jedynie wstał i bezceremonialnie pozbierał swoje łańcuchy.
- Ej! Mówię do Ciebie!
- Tak, tak … zrozumiałem. - odpowiedział chłodno Kurai, wstając i wychodząc z pomieszczenia.
- Co za typ. - stwierdził Amis do siebie, przecierając oczy jedną dłonią.

************

Betonowy surowy gabinet, o szarych ścianach, który jest generalskim biurem, teraz ma trochę osmolone ściany, a na podłodze leżą jakieś spopielone zgliszcza. Tym czasem za drewnianym biurkiem zasiada Rudy, który robi coś na laptopie. W ten do pomieszczenia rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejść! - powiedział twardo generał nie odrywając się od pracy.
- Widzę, że robota pali ci się w rękach.
- Jak zawsze... - odparł Rudy, po czym dodał: - Moyoshi, co dla mnie masz?
- Kolejnych parę raportów do przeczytania....
- Fantastycznie, jakoś tutaj chłodno się zrobiło.
- Te chyba są ważne, podsumowują kilka misji...
- Kurde, a już myślałem, że się ogrzeje... - odpowiedział sarkastycznie, a następnie dodał: - Dobra zostaw to gdzieś w koncie z dala ode mnie i dla swego dobra sprawdź czy nie ma Cię w magazynie.
- Także tego … to ja idę zobaczyć czy nie ma mnie w magazynie... - odparł Moyoshi z trudem przełykając ślinę.

************


Dobra zabawa na terenie odkrytego basenu, trwa w najlepsze. Obecnie wszyscy znajdują się w mniejszym basenie i śmiejąc się chlapią się wodą.
- Dobra zbierać się. - odezwał się nagle znajomy chłodny głos, który bez trudu przebił się odgłosy zabawy.
- Aha, to tyle z naszej zabawy. - odpowiedziała z wyrzutem Kiazu.
- Jak zwykle musisz wszystko popsuć? - dorzuciła Diuna.
- Zaraz mamy misje, idziemy. - odpowiedział chłodno i bez emocjonalnie Kurai.
- Tak, tak idziemy … - odparła zniechęcona Kiazu.
- Twój zespół chyba nie lubi, kiedy przerywasz im zabawę. - powiedział Skauti przypalając papierosa i podchodząc do przełożonego.
- Mogą sobie nie lubić, jest ta a nie inna godzina idziemy na misję i koniec tematu. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Spokojnie Ziom, my się tylko z nim droczymy. - wtrącił Hachi klepiąc zwiadowce, po ramieniu i mrugając okiem.
- On wie, że my tak z miłości. - dodała Kiazu, mrugając okiem.
- Albo złośliwości, jak zwał tak zwał. - dopowiedziała Diuna.





piątek, 11 maja 2018

Epizod 244




"
Wysoka cena z przeszłości"


Ranek, nastał wyjątkowo wcześnie po nocnych wydarzeniach. Jednak Generał tym co chwytali bestie, w swej nie ocenionej łaskawości pozwolił zostać w łóżkach, aż do dziewiątej. Co za tym idzie neczańskie rodzeństwo dopiero w okolicach dziesiątej rano, udało się na śniadanie do obozowej stołówki, która w tych godzinach praktycznie świeci już pustkami.
Odział ChiZ02 siedzi przy nie dużym, masywnym, brązowym drewnianym stole, zaczynają dopiero aromatyczny, ciepły wyglądający nadzwyczaj apetycznie, posiłek, składający się z
naleśników usmażonych wraz z jabłkami i z miodem, owsianki i omletu. Bo takim energetycznym śniadaniu, wojskowi będą dzisiaj mieli dużo siły do działania.
- Dałeś czadu Ziom! - stwierdził z podziwem Hachi.
- Kozak walka! - dodał Otachi.
- Normalna. - Odpowiedział chłodno Kurai, a po chwili dodał: - Smacznego wszystkim.
- SMACZNEGO! - odpowiedziało zgodnie i radośnie rodzeństwo.
- Hhm... Pycha! - dodała Kiazu, zajadając się ze smakiem.
- Dobre! Wręcz za dobre. - powiedziała Diuna.
- Normalne wojskowe śniadanie. - odparł Hachi.
- Właśnie Kurai, jak to zrobiłeś, że bestia żywiołu walczyła dla Ciebie? - spytała w końcu Kiazu.
- Tak samo jak ostatnim razem. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Em... Ostatnim razem? - spytała niepewnie Rina.
- Hmm... na turnieju walk smoków, przywołał tego smoka na chwilę. - odpowiedział po chwili namysłu Otachi.
- Dobre, to było! Chociaż sama bestia była znacznie mniejsza od ten nocnej. - dodał Hachi.
- Powinnaś to pamiętać, w końcu na finale byłaś już przytomna... - dopowiedziała Diuna.
- Em … Volaure nie pozwolił mi oglądać finału i poza błyskami nic nie widziałam... - odpowiedziała pokornie Rina.
- Kurai, ja też mogę tam walczyć ramię w ramię z swoja bestią? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Owszem, możesz. Każdy z Was może. - odpowiedział chłodno Kurai, a po chwili dodał: - Trzeba jedynie pojednać się z bestią, osiągnąć pewien poziom mocy i „chcieć” walczyć ramię w ramię.
- To nie wiele! - odparła radośnie Kiazu, a następnie w mgnieniu oka zjadła śniadanie i wybiegła pędem z pomieszczenia.
- Ziom, naprawdę to takie proste? - spytał Hachi.
- Nie słuchałeś uważnie, nie powiedziałem nawet słowa, że to jest proste. - odpowiedział Kurai.
- Ziom, wiesz, że ona będzie próbować do wieczora? - spytał Otachi.
- Wiem. - odpowiedział chłodno Kurai, kończąc śniadanie i odchodząc od stołu. Następnie dopowiedział: - Za cztery godziny widzimy się u Generała.
- Tak jest! - odpowiedziało zgodnie rodzeństwo, dalej delektując się śniadaniem.
************

Kiazu znajduje się w sali treningowej i usilnie próbuje przywołać swoją bestię. Jednak póki co próby przyniosły jedynie zmęczenie, frustrację i nic więcej. Mocno poirytowana ognista neczanka z całej siły uderza w worek treningowy. Nagle dziewczyna uderzyła w czarny worek z taką siłą, że ten urwał się, z impetem uderzył o ścianę i rozsypał się na ogrom, drobnych kawałków.
- Nie da się tego zrobić na siłę. - stwierdził chłodny znajomy głos.
W tym momencie Kiazu, gwałtownie odwróciła się i krzyknęła:
- Oszukałeś mnie!
Następnie dziewczyna bez zawahania zaatakowała swojego dowódcę i zaczęła wyprowadzać jeden cios za drugim. Jednak Kurai, z rękami w kieszeniach jedynie unikał ciosów. Wkrótce, po dłuższej chwili zmagań elektryczny neczanin złapał prawą rękę przeciwniczki, bardzo szybko wykręcił ją i jednym zwinnym ruchem przygwoździł do ściany, także Kiazu była twarzą do ściany i nie była wstanie się do końca ruszyć.

- Nie oszukałem. - odpowiedział lodowato Kurai.
- Ta jasne! - wykrzyknęła Kiazu.
- Pamiętasz
Bieinn i podziemia "Nigiyo Kokhong"? - spytał chłodno Kurai.
- Pamiętam, ale co to ma do rzeczy?
- To co powiedział Ci strażnik?
- Nic ciekawego.
- Co powiedział strażnik? - spytał ponownie Kurai.
- Heh … coś w stylu: „ dzisiaj nie jesteś godna poznania mnie ... wróć jak wzniecisz swój ogień a czas ruszy znowu ... wtedy zaszczycę Cię i przyjmę Twoje wyzwanie „
- A jak Cię nazwał? - naciskał dalej Kurai.
- Nie pamiętam. -odpowiedziała nerwowo Kiazu.
- Pamiętasz, zastanów się. - kontynuował twardo, ale bardzo spokojnie Kurai.
- Nie ważne jak mnie nazwał! Przecież mówiłeś, że trzeba być pojednanym z bestią, a ja i Ignis to jedyność! Czego mi brakuje!?
- Jak nazwał Cię strażnik? - naciskał Kurai, który chyba w ogolę nie słuchał neczanki.
- „Niespokojna duszo” - odpowiedziała Kiazu, po dłuższej chwili ciszy i ze zrezygnowaniem w głosie.
- Dokładnie. - powiedział chłodno Kurai, po czym puścił dziewczynę i spokojnie powiedział dalej: - Ignis wybrał Cię już dawno i odkąd się połączyliście to jesteście jednością.
- To w czym problem!? - spytała Kiazu z wyrzutem i łzami w oczach.
- „Niespokojna duszo ... dzisiaj nie jesteś godna poznania mnie ... wróć jak będziesz spokojna ... i gdy już wzniecisz swój ogień a czas ruszy znowu ... wtedy zaszczycę Cię i przyjmę Twoje wyzwanie „ - przypomniał Kurai, a następnie dodał: - Przeszkodą jest niespokojna dusza.
- To źle że jestem temperamentna?
- Nic takiego nie powiedziałem. Posłuchaj samo zdobycie bestii i idealne połączenie z nią, to nie wszystko. Musisz w sobie odnaleźć spokój, aby działać ramię w ramię z Ignisem.
- Co masz na myśli?
- Widzisz każda bestia również ma swój charakter. W Twoim przypadku Ignis jest równie temperamenty i chaotyczny co Ty, i w tym szaleństwie jesteście idealnie połączeni. Jednak aby walczyć ramię w ramię jedno z co najmniej jedno z Was musi osiągnąć spokój, pokorę i czasem trochę odpuścić, aby to drugie tez mogło działać. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie równie spokojnie dodał: - Walka, ramię w ramię z bestią to sztuka kompromisów, której trzeba się nauczyć i nie da się osiągnąć w pięć minut. Wielu wojowników nie osiąga tego etapu, jednak Ty z swoim uporem, wytrwałością i siłą prędzej czy później dasz radę.
- Heh … czyli nie tylko siła, ale i umysł i opanowanie?
- Dokładnie. Brutalna siła, stanowczość i rozkazy to nie wszystko. Pamiętaj, kiedy zbytnio zdominujesz bestie, to to obróci się przeciwko Tobie i musisz ufać nie tylko sobie, ale również Ignisowi. - kontynuował Kurai, a po chwili dodał: - To działa w obie strony.
- Trzeba osiągnąć „złoty kompromis” i to jest to „połączenie” się z bestia o którym mówiłeś?
- Owszem.
- Rozumiem, to czeka mnie dużo pracy, ale podołam temu wyzwaniu! - powiedziała Kiazu, z determinacją i stanowczością w głosie.


************

Spora sala konferencyjna, urządzona w prostym surowym i twardym klimacie. W tym pomieszczeniu znajduje się nanczański generał, który pije kawę, oraz pracuje na laptopie, skrytym wśród dużej ilości dokumentów. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedział Rudy.
- Panie Generale, już jestem. - odpowiedział młody głos
- Doskonale, idź do gabinetu obok i poczekaj jak Cię wezwę.
- Tak jest! - opowiedział pokornie przybysz i udał się do gabinetu.
- Aha jest tam przygotowany neczański mundur. Masz się w niego przebrać.
- Tak jest. - odpowiedział bez zawahania młodzieniec.
************

Kurai stoi na jednym z dachów i opiera się o betonową budkę, będącą obudowaną klatka schodową. Upalne słońce delikatnie skrywa się za chmurami, a przyjemny wiatr spokojnie targa jego włosy i daje przyjemne orzeźwienie. Nagle na ten sam dach przyszła Kiazu, jest spokojniejsza, ale jednocześnie widać po niej, że wszystko w niej jeszcze buzuje.
- Dobra przedstawiłeś mi świetne założenie jak to powinno wyglądać, jednak nie uwierzę, że Ty nie dominujesz swojej bestii i tak ładnie pięknie „żyjesz z nią w kompromisie”. - powiedziała obrażonym i pretensjonalnym tonem Kiazu, stając przed swoim dowódcą.
- Po pierwsze, możecie wyjść i tak wiem, że tam jesteście. - stwierdził chłodno Kurai.
Na te słowa z klatki schodowej wyszła reszta jego oddziały, która mniej lub bardziej speszona podeszła do ognistej neczanki.
- Po drugie... - kontynuował Kurai. - Żyję z nią w kompromisie.

- Taaa... Akurat … - wtrąciła Diuna.
- Jakbym Cię, nie znała może jeszcze bym uwierzyła. Ty nie idziesz na kompromisy, nie jesteś typem faceta, który ulega innym. - dodała Kiazu.
- Z całym szacunkiem Ziom, ale nawet nam ciężko w to uwierzyć. - dopowiedział Hachi.
- Musiałem, nauczyć się z nią w kompromisie. - odpowiedział twardo Kurai.
- Jak to musiałeś? Przecież nie ma takiej siły aby zmusić Cię do czegokolwiek. - odparła Kiazu.
- Dawno temu zapłaciłem wysoką cenę, za brak pokory do bestii. - powiedział chłodno Kurai.
- Przecież bestia wybrała Ciebie, to jasne że to ona Ci uległa. - wtrąciła Diuna.
- Burzowy smok wybrał mnie, bo nie miał innego wyboru, a jego charakter jest równie mocny co mój, jak nie mocniejszy. -odpowiedział spokojnie Kurai.
- Żyjesz więc jaką wysoką cenę zapłaciłeś za „brak pokory” do bestii? - spytała zaintrygowana Kiazu.
- Życie to nie jedyna wysoka cena jaką można zapłacić. - powiedział chłodno Kurai, a następnie westchnął i zaczął opowieść z dawnych lat. - To było dawno, ale ta lekcja utkwiła mi w pamięci. Widzicie ...


************

W czasach, kiedy jeszcze byliśmy nastolatkami, a ja brałem udział w turnieju walk smoków. Życie toczyło różne scenariusze. Takie jak ta walka, która wszystko wszystko zmieniła, chociaż się na to nie zapowiadało...
Jedna z zakazanych scen, dryfujących w przestrzeni kosmicznej, na których turnieje walk smoków, były legalną rozrywką. To miejsce jest tak wielkie, że mogłoby być osobną planetą, z własną grawitacją, atmosferą i prawem. W sumie po części tak właśnie było.
Kamienna, okrągła, ogromna arena z ubitą ziemią, lawą i ogniem. To fantastyczne, majestatyczne i niezwykłe miejsce, nie raz służyło na miejsce starć największych wojowników.
Na tej arenie toczy się właśnie kolejna walka w której bierze udział młodzieniec o srebrnych włosach, ujeżdżający czarnego smoka oraz dorosły mężczyzna ubrany w ciężką zaroję płytową i skrywający swoją twarz za przyłbicą i dosiadający ogromną, czerwoną wiwernę.
Ich zaciekła i emocjonująca walka toczy się już długo, a jej końca nie widać. Waleczne bestie co i rusz ścierają się i udowadniają, że z nimi zdecydowanie się nie zaczyna.
Nagle, po kilku silnych atakach, rycerz leżał na ziemi, a wiwerna z podkulonym ogonem siedziała w koncie areny. Wystraszyła się Elektrycznego smoka, który został przywołany przez młodzieńca, który używając przywołanej siły w popisowy sposób zniszczył płytową zbroję przeciwnika, ale jednocześnie nie zabił go. To dało dzieciakowi jednoznaczne zwycięstwo.
-
Zabij ją … - nagle rozległ się głos w głowie srebrnowłosego młodzika.
- Nie … - odpowiedział stanowczo i chłodno młodzieniec.
W tym momencie elektryczny neczanin, emanujący energią, złapał się za głowę, upadł na kolana. Coś ewidentnie sprawiało mu ból.
-
Powiedziałem zabij ją ... - rozległ się ponownie przeszywający głos w głowie chłopca.
- NIE! - powiedział twardo neczanin, niwelując zarówno energie, jak i wielkiego elektrycznego wężowego smoka, który otaczał cześć jego ciała.
Po tych słowach Kurai, podniósł się, jak gdyby nigdy nic się nie stało, a następnie wraz ze swoim wiernym smokiem udał się w kierunku wyjścia z areny.
Nagle neczanina otoczyła elektryczna aura, a on sam czuł ogromny ból. Z każdą sekundą owa aura robiła się coraz większa i większa. Nagle jego oczy stały się żółte i wręcz puste, włosy uniosły się ku górze, a rozszywający ból przeszył jego zmęczone walką ciało. Wkrótce jego energia urosła wręcz do niewyobrażalnie wielkich rozmiarów. Nie minęła nawet chwila jak aura przybrała formę wielkiego, wężowego elektrycznego smoka z dwoma wielkimi łapami, który jest z wszelakich piorunów błyskawic i wyładowań w kolorach żółci, pomarańczy, czerwieni, różu i fioletu. Kiedy tylko aura przyjęła formę ostateczną, wytworzona bestia ryknęła głośno i groźnie, aż zadrżała nie tylko arena, ale i trybuny, a neczanin głośno krzycząc trzymał się za boląca głowę.
Nagle młodzieniec o pustym spojrzeniu podszedł do wystraszonej wiwerny, przywołał swoją elektryczną katanę i jednym szybkim ruchem odciął głowę przerażonej bestii. Szkarłatna krew trysnęła zalewając zarówno Kurai'a jak i całą okolicę. Widownia igrzysk była bardzo zadowolona z obrotu spraw i radosne skandowania i okrzyki doszczętnie przeszyły całą arenę i okolice.
Nagle neczanin upadł na kolana i szaleńczo krzycząc, tracił praktycznie wszystkie zmysły. Po chwili młodzieniec przestał wyglądać jak człowiek. Jego twarz stała się smocza paczą wypełnioną ostrymi zębami, a z jego pleców urosły smocze skrzydła i ogon. Całości tego groźnego wizerunku, dopełniały rogi i pazury. Wszystko to jest stworzone z energii, a przy pojawianiu się rozrywało ciało neczanina, więc niestety gdzie na ciele Kurai'a pojawiło się sporo jego krwi, która wymieszała się brunatną krwią bestii, ale również z pyłem i kurzem, wszechobecnym w tym miejscu.
************


- Wkrótce potem nie wiedziałem już co ze mną się dzieje, widziałem i odczuwałem wszystko, ale nie miałem kontroli ani nad swoim ciałem ani tym bardziej nad burzowym smokiem. - powiedział chłodno Kurai.
- No ale w końcu go pokonałeś nie? Przecież masz dużą moc! - spytała Kiazu.
- Duża moc to również duża odpowiedzialność. - odpowiedział chłodno Kurai, a po chwili chłodno dodał: - Władanie dużą mocą i używanie potężnych technik wiąże się z konsekwencjami.
- Ziom, to jak wyszedłeś z tego cało? - spytał zaintrygowany Otachi.
- Właśnie jak poskromiłeś tego smoka? - dodała Diuna.
- Ten stan w którym się znakowałem przez kilka dni rozrywał mi ciało, umysł i wszystko inne... Mój smok przejmował moje ciało, dusze i w brutalny sposób pokazywał mi gdzie moje miejsce, a ja stawiałem się i udowadniałem, że to ja tu rządzę.... jednak ...


************

Minęło kilka dni brutalnej walki neczanina i jego bestii żywiołu. W tym momencie Kurai, który już zupełnie nie wygląda jak człowiek, tylko jak smok o humanoidalnym wyglądzie, jest w dużym pustym, ciemnym pomieszczeniu bez okiem i spętany jest grubymi łańcuchami, które dają radę utrzymać jego szaleństwo. Jedynym źródłem światła jest pulsująca i niespokojna aura neczanina.
Nagle do pomieszczenia weszła dziewczyna skrywającą swoje oblicze oraz włosy pod ozdobie upiętym turbanem, a ciało pod skromną tuniką. Widać jednie wspaniałe duże oczy dziewczyny, które w panującym klimacie i oświetleniu pomieszczenia wyglądają na złocisto żółte.
Na jej widok więzień rozpętał w pomieszczeniu potężną i niesamowicie potężną burzę, która doszczętnie niszczyła wszystko wkoło, a przybyszka z ledwością unikała elektryczności i starała się podejść do rozszalałego więźnia.

************


- Ją też zabiłeś? - spytała z dezaprobatą Diuna.
- Nie... nie zabiłem … - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie dodał: - W sumie potem nie pamiętam już co się działo, kiedy obudziłem się to leżałem w jakimś szpitalu i chociaż nie miałem już fizycznych ran, to nie mogłem się poruszać, a przez rok nie mogłem w ogóle używać mocy.
- Jak to mogłeś używać mocy? - zdziwiła się Kiazu.
- Normalnie... heh … kiedy pstrykniesz palcami i masz na to ochotę, to w Twojej dłoni pojawia się ogień... a kiedy jesteś po ciężkiej walce to sprawia Ci to problem? - spytał Kurai.
- No tak, i im ostrzejsze starcie było tym trudniej mi używać mocy przez jakiś czas. - odpowiedziała Kiazu.
- Siora tak jest póki nie odpoczniesz. - dodał Hachi.
- Ale tak nie mieć mocy w ogóle? Dziwne... - dopowiedziała Diuna.
- To teraz wyobraźcie sobie stan, w którym nagle stajecie się ziemianinem … zwykłym człowiekiem bez mocy i grozi Wam aby zostało tak na zawsze. - kontynuował Kurai.
- Przerąbane po całości. - stwierdziła Kiazu.
- Kiedy chcesz panować nad bestią żywiołu, ale nie zamierzasz się z nią dogadać, to ryzykujesz nie tylko własne życie, ale w najlepszym wypadku ryzykujesz utratę mocy na stale. - odparł Kurai.
- No Ty jednak żyjesz i masz moc... - powiedziała Diuna.
- Nie wiem jakim cudem żyję, a lekarze i Dae Cheetah twierdzili że straciłem moc na stałe i stałem się przy tym zwykłym człowiekiem, skazanym na wegetacje … - odpowiedział chłodno Kurai.
- Czyli Twój upór i determinacja sprawiły, że odzyskałeś moc? - zapytała Diuna.
- Owszem. - powiedział lodowato Kurai.
- W tym czacie pojednałeś się również ze swoją bestią, mam rację? - wtrąciła Kiazu.
- Dokładnie tak było. - opowiedział elektryczny neczanin, a po chwili dodał: - Widzicie, bestia żywiołu podczas walki z używa własna energie jak i energię swojego „nosiciela”, a po takim starciu zjada ona energie nosiciela do cna, a z racji tego, że jej energia się nie regeneruje to nosiciel zwykle nie jest wstanie odnowić energii swojej jak i energii bestii... zwłaszcza kiedy to bestia ciągle ją wyjada.
- Czyli budzisz się nagle bez mocy i nie jesteś wstanie zregenerować sił, więc stajesz się bezbronną maskotką? - zapytała Diuna.
- Owszem. - powiedział twardo Kurai.
- Przerywane uczucie … chyba wolałabym zginąć niż stracić moc. - dodała Kiazu
- Ziomek, jak odzyskałeś moc? - zapytał Hachi.
- Pracą, pojednaniem i wszystkim o czym była mowa wcześniej. - odparł Kurai.
- Jakby to powiedział Anki „Ktoś, kto nie potrafi niczego poświęcić, nie będzie w stanie nic zmienić!” - wtrącił Hachi.
- A wiesz, że nawet trafne. - o dziwo pochwaliła Diuna.
- Czekaj Ziom, to wydarzenie spowodowało, że zrezygnowałeś z turnieju walk smoków? - zapytał dociekliwie Otachi.
- Nie tylko to... - odparł chłodno elektryczny neczanin, a następnie idąc do drzwi i schodząc na dół stanowczo dodał: - Koniec tego, idziemy do Rudego.
- Tak jest! - odparło zgodnie neczańskie rodzeństwo, udając się za swoim przywódcą.