niedziela, 25 września 2016

Epizod 202



"Kashai i Syale"


Na masywnej opancerzonej maszynie, na dużych i stabilnych kołach, która na pierwszy rzut oka przypomina zwyczajny quad, luźno zasiada Kashai. Natomiast neczańskie rodzeństwo stoi przed identycznymi maszynami, które aż zachęcają aby się nimi przejechać.
- Dobra ferajna, słuchajcie w prawej rączce macie gaz, a nad nią jest hamulec, a teraz wsiadamy i zaczynamy. - stwierdził dumnie Kashai.
- I tyle ma nam wystarczyć? - spytała Diuna siadając na quadzie.
- Jasne. - odparł z uśmiechem Kashai, a następnie dodał: - Reszta to kwestia wyrobienia i robienia pewnych rzeczy automatycznie, ale to przyjdzie samo, podczas zabawy na torze.
- Skoro tak mówisz... - odparła Diuna.
- Oj Diuna nie marudź, to nie może być trudne. - stwierdził Hachi przekręcając gaz.
W tym momencie quad ziemnego neczanina gwałtownie ruszył, od razu z dużą szybkością. Nie trzeba było długo czekać, aż Hachi stracił panowanie nad pojazdem i wraz z nim efektownie przewrócił się. Sama maszyna przewróciła się do góry kołami, tymczasem ziemny neczanin leży nieopodal na plecach. Kashai szybko podjechał do Hachiego, który nadal leży na ziemi.
- Żyjesz przyjacielu? - spytał Kashai.
- Spoko Ziom. - odparł Hachi siadając.
- To była pierwsza lekcja.- odparł Kashai podając prawą rękę neczaninowi i pomagając mu wstać, a następnie dodał z uśmiechem: - Właśnie dostaliście lekcje pokory, przed maszynami, a co za tym idzie zacznijcie od małych kroków, i nie przeskakujcie ich, a szybkość przyjdzie z czasem.
- Dzięki Ziom. - odparł Hachi otrzepując się.
- Dobra ferajna ruszamy za mną tylko powoli i spokojnie. - stwierdził z uśmiechem Kashai wsiadając na swój quad.
Na te słowa wszyscy neczanie odpalili swoje quady. Następnie śmiesznie skacząc do przodu wreszcie powoli ruszyli za swoim trenerem.
- I o to chodzi! - pochwalił radośnie Kashai.

************

Natomiast w dużej sali o kremowobiałych ścianach, składającej się przynajmniej z czterech kontenerów Kurai oraz oddział
VEeN85 zasiadają w pojedynczych, drewnianych, ciemnobrązowych ławkach i mając przed sobą zeszyty, uważnie notują. Natomiast Syale stoi przed ogromną tablicą, na której bardzo dokładnie rozrysowany jest quad, działka, maszyny bojowe. Całość jest bardzo szczegółowa a zarazem schematyczna.
- Dobra idąc dalej... wiem, że z quadami sobie poradzicie, jednak na zakończenie musicie wiedzieć, że w niektórych quadach gaz jest bardzo czuły, więc musicie na nie uważać.- stwierdził spokojnie Syale, a następnie dodał: - Są jakieś pytania do quadów?
W tym momencie oficer o szkarłatnych włosach podniósł prawą dłoń.
- Tak Midrawog? - spytał Syale.
- Czy będziemy brać udział w wartach na quadach? - spytał oficer.
- Tak, i dlatego zacząłem szkolenie od quadów. Jednak jeśli chodzi o warty to jedynie oficerowie mogą odmówić takiej warty, wszyscy inni mają obowiązek odbyć przynajmniej trzy-cztery warty na quadzie. - odpowiedział spokojnie Syale.
- Doskonale. - ucieszył się Midrawog.
- Syale, a czy już możemy odbyć te warty na quadach? - spytał jeden z wojskowych.
- Po dzisiejszym szkoleniu nie widzę przeszkód. - odparł Syale.
- Dobrze. - odparł wojskowy.
- Jeszcze jakieś pytania? - spytał Syale.
- Tak, kiedy przejdziemy do praktyki? - spytał chłodno Kurai.
- Po zapoznaniu się z teorią czyli za jakieś 4-5 dni. - odpowiedział spokojnie Syale, a następnie dodał: - Teoria to podstawa i szkolenie jakie mam dla was przygotowałem zajmuje koło 5 dni, gdyż u Was wykorzystuję wiedzą jaką już posiadacie, natomiast dla totalnych nowicjuszów mam profesjonalne szkole teoretyczne zajmujące co najmniej 2 tygodnie...
- No tak ... przecież nic nie zastąpi suchej teorii ... - stwierdził Kurai.
- Dokładnie tak, a teraz wracajmy już do szkolenia. - odparł Syale, który chyba nie złapał ironii.

************

Neczanie z Kashai na czele, robią już całkiem szybkie koła, na jednym z prostych, ziemnych torów.
- Świetnie sobie radzicie! - stwierdził radośnie Kashai, a następnie dodał: - Po obiedzie, ruszymy na trudniejszą trasę!
- YAY! - wykrzyknęli radośnie neczanie.
- Super pomysł! - dodał Otachi.
Nagle quad Diuny gwałtownie skręcił i zatrzymał się dopiero na pobliskim drzewie. Kashai, bez chwili wytchnienia szybko podjechał do psychicznej neczanki mówiąc:
- Diuna w porządku?
- Tak. - odparła Diuna dotykając się.
- Dobrze, że nie jechałaś za szybko. - odparł Kashai z uśmiechem.
- Diuna, jeździ się po śladach a nie po drzewach. - wtrącił Hachi z wrednym uśmiechem.
- Przecież wiem, ale on nie chciał mi skręcić. - odparła Diuna.
Na te słowa Kashai zsiadł z swojej maszyny i podszedł do psychicznej neczanki i po chwili obserwacji powiedział:
- No proszę, za bardzo się przesunęłaś i uruchomiłaś blokadę.
- Blokadę? - zdziwiła się Diuna.
- Maleńka zobacz, ten przycisk koło Twojego kolana to blokada skrętu, której używa się przy transportach. - odparł Kashai, a następnie wciskając przycisk powiedział: - Twój kład jest jednym z nowszych i jeszcze wiele nie przejechał, więc ten przycisk jest jeszcze bardzo czuły, wiec nie przysuwaj się za blisko kierownicy.
- Dzięki zapamiętam. - odparła Diuna.
- I o to chodzi. - stwierdził Kashai, wsiadając na swoją maszynę, a następnie dodał: - Gwarantuje, że wkrótce quady nie będą Wam obce.
- Czad! - stwierdził Otachi.
- A jak zaprzyjaźnicie się z quadami, to przyjdzie czas na maszyny bojowe. - odparł Kashai mrugając okiem, a następnie dodał: - Dobra ferajna jedziemy dalej!
- Tak jest! - odparli zgodnie wszyscy.

************

W sali szkoleniowej nadal trwa pogadanka Syale, który stoi przed pokręconym rysunkiem, który wygląda jak zdjęcie jakiś ziemnych szlaków. Oddział
VEeN85 szczętnie notuje każde słowo prowadzącego wykład. Tymczasem Kurai siedzi luźno opierając się lewą ręką o oparcie krzesła, prawą ręką bawi się długopisem oraz wygląda przez okno.
- Kurai, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - spytał Syale.
- Oczywiście... - odparł chłodno Kurai, patrząc na prowadzącego.
- Jakoś nie sądzę, patrzysz za okno, kręcisz długopisem i pewnie nie dość że nie masz notatek to dodatkowo nawet nie wiesz o czym mówiłem. - odparł Syale, podchodząc do neczanina.
- Notatki możesz sprawdzić. - odparł Kurai, odwracając swój zeszyt w kierunku prowadzącego, a następnie powiedział: - Mówiłeś o trasach szkoleniowych.
- Tyle można wywnioskować po tablicy... - odparł Syale.
- Wyróżniamy 4 typy tras ... szkoleniową, średnio-zaawansowaną, zaawansowaną oraz profesjonalną, przeznaczoną jedynie dla cięższych maszyn bojowych... ponieważ teren ma zbyt duże nachylenia dla pozostałych maszyn - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - Potrafię słuchać.
- Właśnie widzę ... jednak byłbym wdzięczny jakbyś nie wpatrywał się w okno podczas moich zajęć. - stwierdził mile zaskoczony Syale.
- Zobaczę co się da zrobić odpowiedział twardo Kurai.

************

Po sytym i przyjemnym obiedzie, neczanie powrócili na tor szkoleniowy. Podczas posiłku nie spotkali Kurai'a, ale zbytnio się tym nie przejęli tylko ochoczo podjęli dalsze szkolenie. Z godnie z umową wszyscy jeżdżą już po bardziej zaawansowanym torze, gdzie na trasie zaczęły pojawiać się doły, górki i podesty do skoków. Rina, w porównaniu do reszty jeździ stosunkowo powoli i spokojnie, ale bez przesady. Po chwili wodna neczanka została wyprzedzona przez rozpędzoną i radosną Kiazu, która pędząc szybko przejechała przez ostry zakręt, koło wysokiej ziemnej ściany. Tymczasem Rina przejechała ten sam zakręt znacznie bezpieczniejszym stylu. Jednak nagle z niewielkiego wzniesienia, porośniętego różnymi krzakami wyskoczył rozpędzony Otachi. W tym momencie Kiazu będąca nieco z przodu usłyszała strasznie głośny rumor, oraz eksplozję, która z pewnością zwróciła uwagę wszystkich na torze. Nie wiele myśląc ognista neczanka zawróciła, aby zobaczyć co się stało. W mgnieniu oka dziewczyna dojechała na miejsce. Gęste tumany, brązowo szarego dymu jeszcze nie do końca opadły.
- Jest tu ktoś? - spytała z delikatnym zaniepokojeniem Kiazu.
- Ehu .. ehu ... ja jestem. - stwierdził Otachi, będący gdzieś w tumanach kurzu.
Po chwili dym w całości opadł. W tym momencie oczom ognistej neczanki ukazały się trzy quady. Dwa leżą do góry kołami, natomiast trzeci jest cały osmolony. Otachi klęczy nieopodal jednej z wywróconych maszyn. Natomiast Rina leży na plecach, w objęciach Kashai, który jest tuż nad nią.
- Rina w porządku? - spytał Kashai unosząc się.
- T.. tak ... - odparła nieśmiało, zarumieniona wodna neczanka.
- Szczęściara... - wymamrotała Kiazu pod nosem.
- Cieszy mnie to. - stwierdził Kashai pomagając wstać Rinie.
- Dzięki. - odparła zarumieniona Rina.
W tym momencie na miejsca zdarzenia dojechali Hachi z Diuną, którzy tym bardziej nie wiedzą co się stało.
- Kashai, Otachi, Rina w porządku?- spytała w końcu Kiazu.
- Jestem cała... - odparła nieśmiało Rina.
- Jestem cały i zdrów. - dodał Kashai z uśmiechem.
- Mnie bolą ręce do łokci, ale przeżyję. - dopowiedział Otachi podchodząc.
- Ziomki co tu się stało? - spytał zaskoczony Hachi.
- Wyskoczyłem z krzaków i zobaczyłem Rinę ... a potem to już nie wiele widziałem .. - odparł Otachi.
- Skoro tak to ja Wam powiem co się stało ... - odparł Kashai otrzepując się, a następnie dodał: - Wy koledzy ścigaliście się na torze...
- Em .. tak ... - odparł Hachi.
- Spoko spoko, wyścigi to bardzo dobra rzecz. - stwierdził Kashai z uśmiechem, a następnie dopowiedział: - Jednak Otachi próbował skrócić sobie drogę i źle wybrał skrót i prawie oskalpował koleżankę o uroczych rumieńcach.
- Nie chciałem tego ... - odparł Otachi.
- Zderzyliby się i tyle wielkie mi co ... - dodała Diuna.
- Maleńka nie doceniasz sprzętu, który posiadasz. - odparł Kashai.
- Quady mają ostre zderzaki, między przednimi kołami. - dodała Kiazu.
- Brawo śliczny płomyczku, stąd moje stwierdzenie o oskalpowaniu. - odparł Kashai z uśmiechem a następnie dodał: - Nic się nikomu nie stało to najważniejsze, jednak proszę o nie słuchanie muzyki na słuchawkach, bo wtedy nie słyszy się otoczenia.
- Heheh ... spoko Ziom... - odparł Otachi z nerwowym uśmiechem.
- Luz, przynajmniej nauczyliście się kilku ważnych rzeczy. - odparł Kashai z uśmiechem, a następnie dodał: - Pamiętajcie wszystkie quady na jednym polu walki muszą działać jak jeden organizm, więc musicie uważać nie tylko na siebie, lecz również na wszystkich i wszystko w koło.
- Tak jest! - odparli zgodnie neczanie.
- Ktoś chyba już daleko nie pojedzie. - stwierdziła Diuna, patrząc na osmolony quad.
- Spokojnie, jego wsysaczy umyć. Ten wybuch spowodował system zabezpieczeń quadu, który ma na celu oszołomić napastników, a nie zniszczyć sprzęt. - odparł Kashai z uśmiechem.
- Czyli nie tak łatwo je zniszczyć. - odarła Diuna.
- Dokładnie, te maszynki wytrzymają bardzo wiele. - stwierdził Kashai, a następnie luzacko objął Kiazu i dopowiedział: - Nawet płomienie Kiazu nie wystarczą, aby temu maleństwu coś się stało, no chyba, że ...
- Chyba, że co? - spytała dociekliwie Diuna.
W tym momencie Kashai podszedł do jednego z przewróconych quadów i pokazał palcem ciemno zielony punkt między tylnymi kołami, a następnie powiedział:
- To zatyczka wlewu benzyny, która jest jedynym nie chronionym miejscem w całej maszynie, więc jeśli tu traficie, albo zostaniecie trafieni to będzie wielkie bum.
- Czad. - stwierdził Hachi.
- Miło wiedzieć Ziom. - dodał Otachi.
- To dobrze, że to miejsce jest mocno ukryte. - odparła Diuna.
- Pamiętajcie, słabe punkty trzeba ukrywać. - stwierdził Kashai, a następnie dodał: - Jednak trzeba robić to naturalnie, aby przeciwnik nie domyślił się, że coś skrywacie.

************

Długie szkolenie teoretyczne toczy się już naprawdę bardzo długo. Za oknami widać już zachodzące słońce, a w sali zapalone jasne światła. Jednak Syale nie skończył jeszcze na dzisiaj. Oddział
VEeN85 nadal uważnie notuje praktycznie każde słowo, wypowiadanie przez prowadzącego wykład. Tym czasem Kurai siedzi wyprostowany, z prawą stopą opartą o lewe udo, a na kolanie trzyma zeszyt i robi jedynie przydatne notatki, głównie po to aby wykładowca nie czepiał się.
- Dobra na dzisiaj koniec szkolenia. - stwierdził Syale, a następnie rozdając po kilkanaście kartek, dodał: - Jednak za nim się rozejdziecie, zrobię Wam jeszcze test sprawdzający z całego dzisiejszego wykładu. Każdy kto nie zaliczy testu, będzie miał dodatkowe godziny szkolenia trwające do pozytywnego zaliczenia testu.
- 10 stron pytań abc? Łatwizna... - stwierdził Midrawog z uśmiechem.
- Tak to na początek, potem czeka Was jeszcze 15 stron z pytaniami otwartymi. Na pierwszą cześć macie godzinę, natomiast na drugą macie trzy godziny. - stwierdził Syale, a następnie dodał: - Aha i pamiętajcie praca nie podpisana, to praca niee zaliczona, więc z łaski swojej nie zapomnijcie się podpisać.
- Tak jest! - odparli zgodnie wszyscy.

************

Gwieździsty i bardzo przyjemny wieczór. W sporym
, kwadratowym metalowym damskim pokoju o różowo-błękitnych ścianach zasiadają neczanie. Hachi siedzi na łóżku Kiazu, Diuna leży na brzuchu na swoim łóżku. Tymczasem Kiazu i Otachi, przyjaźnie przepychają się między sobą i próbując się na wzajem przewrócić, a Rina robi im zdjęcia. Widać neczanie po całodniowym szkoleniu nadal mają masę energii na dobra zabawę.
- Dawaj Kiazu! - dopingowała entuzjastycznie Diuna.
- Dalej Bro! - dodał radośnie Hachi.
Nagle do pokoju rozległo się pukanie do drzwi. W tym momencie Otachi, wykorzystując moment, przewrócił zaciekawioną Kiazu na ziemię,
- HA! pokonałem Cię! - krzyknął radośnie Otachi.
- EJ! - odparła Kiazu.
Tym czasem Rina powiedziała:
- Proszę ...
Masywne drzwi do pokoju dziewczyn otworzyły, a oczom wszystkich ukazał się Kurai, który wygląda normalnie i spokojnie. Jednak zabawieni neczanie znają go już na tyle dobrze, że widzą, że jest on delikatnie zmęczony.
- Siemasz Ziom. - stwierdził Hachi.
- No wreszcie ... nie za dobrze się tam bawicie? - dodała Diuna.
- Jak byśmy dobrze się nie bawili nie wracałbym tak późno ... - odparł lodowato Kurai.
- Kurai ... zgarnęliśmy Ci kolację ... - wtrąciła nieśmiało Rina, wręczając gorący termos elektrycznemu neczaninowi.
- Dzięki... - odparł chłodno Kurai, a następnie udał się w kierunku stołu przesuniętego pod jedną z ścian.
- Kurai, opowiadaj jak tam szkolenie? - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu, podnosząca się z ziemi.
- Właśnie Ziom, na jakich maszynach jeździliście? - spytał zaintrygowany Otachi.
- Najpierw jedzenie, opowieści potem. - odparł Kurai, zasiadając do stołu.
- Dobra ... - stwierdził zmieszany Hachi, a następnie energicznie dodał: - Bro teraz Ty i ja!
- Dajesz. - odparł Otachi z uśmiechem godnym chochlika.
Minęło kilka naprawdę długich chwil podczas których elektryczny neczanin bez słowa zjadł całą kolację, Diuna i Kiazu kibicowały walczącym braciom, a Rina nadal robi zdjęcia. Wkrótce Hachi powalił brata triumfalnie mówiąc:
- Zwycięstwo jest moje!
- Chyba śnisz! - odparł Otachi, a następnie jednym szybkim ruchem przewrócił brata, jednak ten nie zamierzał się tak łatwo poddać, więc radosna przepychanka rozkwitła na nowo.
- I jak trening z Kashai? - spytał chłodno Kurai, stając obok Riny.
- Typ jest specyficzny, ale da się przeżyć. - odparła Diuna.
- Jak dla mnie jest fajny, zwłaszcza, że nie mylę już gazu z hamulcem. - dodała Kiazu z uśmiechem.
W tym momencie Bracia zaprzestali starcia i dołączyli się do rozmowy.
- Ziomek wrzucił nas na żywioł. - stwierdził entuzjastycznie Hachi.
- Dbał o to abyśmy i teorie i praktykę mieli w jednym czasie. - dodał Otachi.
- Powiedziałabym, że praktyka góruje w jego szkoleniach, ale to daje dobre efekty. - dodała Diuna.
- Efekty są świetne! Jutro jak będziemy dobrze się spisywać to obiecał nam wypad na trasę dla zaawansowanych. - dopowiedziała Kiazu.
- Damy czadu! - dodał Otachi.
- Co prawda nadal na quadach ale zabawa zapowiada się świetnie. - dopowiedział Hachi.
- Pewnie zanudzamy Cię quadami... Ziom, lepiej opowiadaj jak Twój trening? - stwierdził dociekliwie Otachi.
- Nie wiele mam do opowiedzenia. W przeciwieństwie do Kashai, Syale to straszny teoretyk. - odparł Kurai.
- No ale działaliście na maszynach bojowych nie? - spytał Hachi.
- Nie, dzisiaj mieliśmy jedynie pogadankę teoretyczną z której musieliśmy robić notatki. - stwierdził Kurai wyjmując z kieszeni spodni gruby czarny zeszyt, a następnie dodał: - Na koniec dnia mieliśmy sprawdzian z całego dnia.
- Rany ... nie wysiedziałabym tyle w sali. - odparła Kiazu, szybko przekartkowując zeszyt.
- Nawet mnie by to wykończyło ... - dodała Diuna ukradkiem przeglądając zeszyt
- Ziom, a jutro już wsiadacie do maszyn tak? - spytał Hachi biorąc zeszyt od sióstr.
- Nie, nasze szkolenie teoretycznie ma trwać jakieś 5 dni, a sam Syale wpuści nas na maszyny dopiero po nim. - odparł chłodno Kurai.
- Przekichane Ziom. - stwierdził Otachi.
- Dla nas to by była katorga. - dodała Kiazu.
- Dobra a tak zmieniając temat ... -wtrąciła Diuna, a następnie dodała: - Gdzie nauczyłeś się tak pisać?
- Uważasz, że patrząc na moją historię to powinienem być analfabetą? - spytał chłodno Kurai.
- Tak ... - odparła Diuna.
W tym momencie Kiazu wbiła siostrze łokieć pod żebra i powiedziała:
- Bardziej chodzi, o tak ładne i przejrzyste pismo.
- Auu... - jęknęła Diuna.
- Wiesz Ziom, ja i Otachi nie piszemy za ładnie, zresztą Diuna jak się spieszy to też paskudnie pisze ... a przeglądając Twoje notatki jesteśmy pod wrażeniem. - dodał Hachi.
- Sumi nakładała silny nacisk na pismo ... zresztą uczyła nas nawet kaligrafii ... a każda brzydka litera w naszych notatkach była bardzo surowo karana. - odpowiedział chłodno Kurai, a po chwili dodał: - Czytelne pismo miało powstawać w każdych okolicznościach i szczerze ja i Volaure nie raz oberwaliśmy z niestaranne pismo. W końcu osiągnęła swój cel i obaj mamy wyrobione pismo.
- W sumie Volaure też ładnie pisze. - dodała Kiazu.
- Jakie kary? - spytała dociekliwie Diuna.
- Hmm... zaczynało się od bicia długą metalową linijką po palcach, a potem w zależności od jej humoru bywało już równie. - odparł chłodno Kurai.
- Na przykład? - zaciekawił się Hachi.
- Przy dobrym dniu to było zabieranie szlugów ... czy brak kolacji. - odparł Kurai.
- A jaka była jedna z najgorszych kar jaka była przewidziana za złe pismo? - naciskała Diuna.
- Rożnie, wieszanie na hakach za skórę ... stracie z jakąś bestią z bransoletkami Kahm Meh-Nehl na nadgarstkach ... - odparł chłodno i bez emocjonalnie Kurai.
- To te branzy od niwelowania mocy nie? - spytał Hachi.
- Owszem. - odparł Kurai.
- Czekaj ... żartujesz prawda? Takie kary za krzywe literki? - wtrąciła Diuna.
- Nie zwykłem żartować. - odparł Kurai.
- Z całym szacunkiem Ziom, dziwna ta Sumi. - stwierdził Otachi.
- A ta cała Sumi to ....
- Nie rozmawiajmy już o mojej przeszłości. - wtrącił lodowato Kurai, przerywając wypowiedź Diuny.
- Hachi, Otachi nie skończyliście starcia. - zmieniła temat Kiazu z wrednym uśmiechem.
- No właśnie! - odparli zgodnie bracia, powracając do swojej zabawy.




czwartek, 15 września 2016

Epizod 201


".... Upragnione szkolenie ... "


Blady świt nastał stanowczo za wcześnie, więc mimo budzika który dawno zadzwonił zaspane neczanki nadal leżą w swoich wygodnych łóżkach. Diuna, marudząc zakryła głowę swoją poduszką i mamrotała coś pod nosem. Kiazu co prawda przeciąga się, jednak jest daleka od wywleczenia się z łózka. Tym czasem Rina leży na brzuchu i bawi się telefonem.
- Kto wymyślił tak nie ludzkie godziny aby wstawać ... - narzekała Diuna.
- Przestań, będziemy się dobrze bawić, jak dobrze pójdzie to dzisiaj zaczniemy trening. - odparła Kiazu.
- Taa... na pewno ... - odparła Diuna.
- Oj nie marudź quady mogą być super. - odpowiedziała radośnie Kiazu, zrywając się z łóżka.
- No dobra, ale pod warunkiem, że wszyscy dotarli. - stwierdziła Diuna.
W tym momencie do pokoju wpadli rozchichotani neczańscy bracia, ubrani w mundury z Ineeven, którzy radośnie wykrzykując przekrzykiwali się na wzajem. Bracia mają na sobie niedbale założone błękitne turbany, które skrywają doszczętnie włosy neczan. Dodatkowo mają niebieskie koszule, na krótki rękaw i utrzymane w arabskim stylu, oraz długie, dopasowane do ciała, granatowe spodnie. Całości dopełniają żółto-czerwone, grube, ozdobne pasy na biodrach oraz wysokie, czarne, skórzane buty.
- To ten dzień! - wykrzyknął Otachi wskakując na łózko Kiazu.
- Dzisiaj czekają nas quady! - stwierdził Hachi, lądują na łóżku Diuny i jednocześnie zrzucając ją z niego.
- Aua! ... - wrzasnęła Diuna lądując czterema literami na twardej podłodze.
- Nie przesadzaj, tylko wstawaj! - odparł Hachi.
- Czas zaszaleć! - dodał Otachi.
- Taaaa... - stwierdziła Diuna, zabierając swoją kołdrę i poduszkę, a następnie udała się na łóżko Riny i wepchnęła się do jej łóżka.
- Hmm... ooo jakiś kokonik ... - stwierdziła przyjaźnie Rina, przeciągając się.
- Tak, ciepły i przyjemny kokonik. - doprała Diuna skrywając się pod kołdrą.
- No weź siostra wstawaj! - stwierdził Hachi.
- Nie ... nigdzie nie idę ...- odparła Diuna.
- Wyłaź i to już. - dodała stanowczo Kiazu, podchodząc do zwiniętego kokonu.
- Kiazu ... zostaw ją ... zaraz ją wyciągnę ...- stwierdziła Rina, wstając do łazienki.
- Kochana, niby jak? Przecież specjalne traktowanie to jej konik .. - odparła Kiazu.
- Hmm... mam pewien pomysł. - odparła pokornie Rina, zamykając drzwi do łazienki.
- Ciekawe co wymyśliła? - spytał zaciekawiony Otachi.
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to ... dzisiaj nic nie wyciągnie mnie z łóżka. - odparła Diuna, kuląc się i jeszcze bardziej chowając się pod kołdrą.
Nagle do pokoju dziewczyn rozległo się pukanie do drzwi. Kiazu szybko podbiegła do drzwi i energicznie je otworzyła.
- O to Ty ... myślałam, że to Hetto ... Hej Kurai ... - stwierdziła Kiazu otwierając szerzej drzwi.
- Też Cię miło widzieć. - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - Gotowi?
- TAK! - odparli energicznie i zgodnie neczańscy bracia.
- Nie ... ja czekam na łazienkę, a Diuna nie chce wyjść z kokonu. - odparła Kiazu.
W tym momencie z łazienki wyszła Rina, ubrana w swój mundur z Ineeven. Tym samym mam na sobie granatową, przyjemną sukienkę na ramiączka, sięgającą do połowy ud, która w sprytny sposób połączona jest z bulwiastymi spodniami. Dodatkowo ma czarne buty, skrywające swoją długość pod nogawkami oraz wspaniały żółto-czerwony, zdobiony pas. Całości dopełnia błękitna chusta, wspaniale upięta w ozdobny turban, który w całości skrywa długie włosy neczanki, pozostawiając widoczną jedynie grzywkę dziewczyny.
- No siostra zaszalałaś. - stwierdził Otachi.
- Świetne upięcie, zupełnie inne niż upięcia dziewczyn, które widziałam w obozie. - stwierdziła z podziwem Kiazu.
- Ciekawe upięcie - stwierdził chłodno Kurai, uważnie obserwujący wodną neczankę, a następnie dodał: - Gdzie widziałaś takie upięcie?
- Dziękuję .- odparła z uśmiechem rumieniąca się Rina, a po chwili dodała: - Hmm... Nigdzie ... jak miałam założyć chustę to upięcie samo mi przyszło do głowy... co...coś nie tak?
- Nic takiego nie powiedziałem, po prostu coś mi się przypomniało. - odparł chłodno Kurai a po chwili dodał: - Do twarzy Ci w nim.
- Dzięki. - odparła nieśmiało Rina.
- Co Ci się przypomniało? - spytała Kiazu.
- Nie teraz, Hetto na nas czeka, a ktoś tu jeszcze nie wyszedł z łózka. - odparł wymijająco Kurai.
- Heh ... dobra nie wnikam ... - odparła Kiazu, a następnie zebrała swoje rzeczy i poszła się przebrać.
- Dobra to jak chcesz ją wyciągnąć? - spytał zaciekawiony Otachi.
- Wiesz zawsze możemy wynieść ją razem z łóżkiem. - dodał Hachi z wrednym uśmiechem.
- Hmm... to chyba nie będzie potrzebne ... - stwierdziła Rina, podchodząc do ziemnego neczanina i odchylając jego głowę do tyłu.
Następnie wodna neczanka, zaczęła, opuszkami palców miziać twarz bata tak jak tylko ona potrafi. Nie trzeba było długo czekać, a Hachi rozpływając się zaczął głośno i przyjemnie mruczeć.
Wkrótce zaintrygowana Diuna wyłoniła się z swojego wspaniałego kokonu i powiedziała:
- No nie! To chwyt poniżej pasa!
- Mrrr.... o tak ... chce jeszcze ... - stwierdził rozpływający się Hachi.
- Jak wyjdziesz Tobie też zrobię masażyk ... - odpowiedziała spokojnie Rina, nie przerywając miziania brata.
- Przyznam, że też się robię zazdrosny ... - dodał Otachi.
- Ciebie tez mogę popieścić. - odparła Rina rumieniąc się.
- Dobra macie czas do póki wszyscy nie będą ubrani, a potem idziemy spotkać się z Hetto. - wtrącił twardo Kurai.
- Jasne Ziom! - odparł Otachi.
- Spoko, ale ja jestem następna! - odparła Diuna wychodząc całkiem spod kołdry.


************

Metalowa komnata o żółtych ścianach, w której za czarnym masywnym biurkiem, zasiada głównodowodzący obozu maszyn, który pije kawę i rozmawia z przybyłymi do niego neczanami.
- Jak się spało? - spytał Hetto.
- Ujdzie ... - odparła Diuna.
- Dobrze.. - odpowiedziała zgodnie reszta.
- Cieszy mnie to. - odparł Aluf,a po chwili dodał: - Cieszy mnie również, że ktoś spędził noc grzecznie w sam w swoim pokoju.
- Nie musisz, mnie pilnować. - odparł chłodno Kurai, który w nocy wrócił do siebie.
- Pewnie masz rację, jednak obchód to obchód, nie przeskoczysz tego.. - odparł Hetto, a po chwili dodał: - A jeśli chodzi o sprawy ważne to mam dla Was dobrą wiadomość. Zaraz po śniadaniu zaczynanie szkolenie z quadów.
- HURA! - wykrzyknęli radośnie Hachi, Otachi i Kiazu.
- Wiedziałem, że się ucieszycie. Aha ... Kashai i Syale będą czekać na Was przy trasach szkoleniowych. - odparł Aluf z uśmiechem
- To oni prędzej poznają nas niż my ich. - wymamrotała Diuna.
- Owszem, lecz dzisiaj zobaczycie ich twarze. - kontynuował przyjaźnie Hetto, a następnie dodał: - Swoją drogą dziewczyny macie ciekawe i niespotykane w moich stronach upięcie turbanu.
- Też nam się podoba i dzięki nim wyróżniamy się w przyjemny sposób - odparła Kiazu z uśmiechem.
- Chyba nie każesz nam ich zdejmować i zakładać na nowo? - spytała dociekliwie Diuna.
- Oczywiście, że nie, bardzo ładnie w nich wyglądacie i nie naruszają regulaminu. - odparł dowodzący z uśmiechem.
- Świetnie! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
- To co Hetto możemy iść już na śniadanie? - wtrącił Hachi.
- Właśnie możemy? - dodał Otachi.
- Tak możecie, zatrzymywanie Was tu nie ma najmniejszego sensu. - odparł Hetto.
Na te słowa Hachi, Otachi i Kiazu entuzjastycznie i radośnie wybiegli z gabinetu.
- Heh .. lepiej pójdę bo wyjedzą wszystko zanim się ruszę. - stwierdziła niechętnie Diuna, wychodząc za rodzeństwem.
Wkrótce pozostali neczanie również wyszli z gabinetu oficera, pozostawiając go samego.

************

- Kurai ... czy ... czy mogę wiedzieć co Ci się przypomniało kiedy mnie rano zobaczyłeś? - spytała pokornie i niepewnie Rina, idąc przez obóz koło elektrycznego neczanina.
- Tak ... przypomniały mi się pewna księżniczka z odległej krainy - odparł chłodno Kurai.
- By... Była kimś Ważnym dla Ciebie?
- Nie ... Praktycznie nie znam jej ... jedynie widziałem ją kilka razy... I szczerze nie znam nawet jej imienia..
- Aha ... rozumiem...
- A o tym sposobie zakładania chusty na głowę, wiem jedynie że w tamtym rejonie tak się nosi jedynie rodzina królewska ... a pamiętam o tym ponieważ miałem o tym kilkugodzinne i piekielne nudne szkolenie ...
- To wiele tłumaczy ... Hmm... możliwe, że to przypadek ...
- Owszem, w końcu wielkie umysły myślą tak samo.
- Ewentualnie może przed zamieszkaniem za ziemi, byłam tam jakąś służącą czy coś...
- Wątpię w to ... jednak kto to wie ... królestwa zwykle są ogromne ... - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - Nie zawracaj sobie teraz tym głowy, po wojnie przebadamy Waszą przeszłość ...
- Masz rację ... dzięki .. - odpowiedziała Rina z uśmiechem.
W tym momencie neczanie skręcili w wąską przestrzeń między dwoma kontenerami, która jest skrótem na stołówkę. Wkrótce elektryczny neczanin zatrzymał się i delikatnie, ale stanowczo pocałował swoją ukochaną w stęsknione i zatroskane usta.
- Kurai ... a...a co jak ...- wyszeptała zarumieniona Rina.
- Ciiiii.... - wtrącił chłodno Kurai, a następnie dodał: - Chodź idziemy dalej...
- Dobrze ... - odparła Rina.

************

Obozowa stołówka jest naprawdę spora i ma nawet dwa piętra. Znajduje się w niej ogrom masywnych i długich stołów, przy których swobodnie mieszczą się 2-3 odziały. Neczańskie rodzeństwo zasiada na górnym piętrze, nie opodal okna, przy stosunkowo pustym stole i zajadają się aromatycznym śniadaniem.
- Ciekawe gdzie podziewają się nasze gołąbki? - spytała nagle Diuna.
- Diuna ... - odparł karcącym głosem Hachi.
- No co? Jestem ciekawa... - odpowiedziała Diuna.
- Jemu chodzi o to, że mamy pewną tajemnicę ... pamiętasz? - dodał Otachi.
- Diuna, nie nazywaj pewnych rzeczy po imieniu. - dodała Kiazu.
- Dobra, dobra zrozumiałam ... ale to nie zmienia faktu, że pewne rzeczy mnie ciekawią. - odparła Diuna.
W tym momencie do neczańskiego rodzeństwa podeszła Rina, oraz Kurai. Oboje przynieśli tace z jedzeniem i szybko usiedli przy stole.
- Co macie takie dziwne miny? - spytała niepewnie Rina.
- Diuna miała problem ze swoim mózgiem. - odpowiedział Hachi.
- A Twoim problemem jest to, że się urodziłeś. - odgryzła się Diuna.
- I wszystko jasne ... - odparła spokojnie wodna neczanka.
- Weź bo jak się odzywasz to jedzenie mi kiśnie! - stwierdziła Diuna.
- O to wspaniale! Może przesiądę się bliżej? - odparł Hachi z wrednym uśmiechem.
- Heh ... poranek jak każdy inny. - stwierdził Otachi.
- Hmm.... nie do ... - wodna neczanka próbowała coś powiedzieć, jednak za nim skończyła mówić Kiazu, zabrała Otachiemu kiełbaskę.
- Ej! To moje oddawaj! - wtrącił twardo wietrzny neczanin.
- Tak? To przyjdź i sobie ją weź! - odparła z determinacją w głosie Kiazu.
- Rina, mówiłaś coś ... - wtrącił spokojnie Kurai, który w ogóle nie przejmuje się zaistniałą sytuacją.
- Już nic ... chociaż w sumie jest jak w domu... - odparła Rina z uśmiechem.
- Prawie jak w domu. - poprawił Kurai.
- Hmm... masz racje w domu jest jeszcze Neko, która lubi wykorzystywać takie sytuacje na swoją korzyść. - odparła Rina.
- Dokładnie ... - odparł chłodno Kurai.

************

Po śniadaniu, które znacznie się przeciągnęło neczanie oraz drugi oddział stawili się w końcu przed głównymi trasami szkoleniowymi. Tam czekali już na nich dwaj mężczyźni, ubrani w klasyczne mundury z Ineeven, ale nie mają na głowie turbanów. Jeden z nich luzacko siedzi na quadzie i ma pomarańczowo-czerwono-czarne krótkie włosy oraz przyjemne zielone oczy. Drugi natomiast stoi obok pierwszego i ma zielono-fioletowe włosy, spięte w kucyka i sięgające mu do ramion oraz szare oczy.
- Syale, pamiętasz naszą umowę? - spytał wojskowy siedzący na quadzie.
- Tak Kashai, pamiętam. Tak samo jak to, że wisisz mi piwo. - odparł Syale, a następnie dodał: - Ekh .. Witam wszystkich na szkoleniu z maszyn bojowych. Ja jestem Syale a ten typ to Kashai.
- Siema! - stwierdził Kashai, machając prawą ręką i uśmiechając się.
- Hej Syale! - odparli zgodnie neczanie.
- Bez turbanu wyglądasz o niebo lepiej. - dodała Kiazu.
Na te słowa Syale jedynie uśmiechnął się. Tym czasem drugi oddział składający się z pięciu wojskowych w pełnych mundurach z Ineeven. Natomiast ostatni członek oddziału VEeN85 jest w oficerskim mundurze o stopniu kapitana czy Saren'a. Ma on szkarłatne bardzo krótkie włosy oraz ciemne oczy o bliżej nie określonym odcieniu.
- Aha, żeby było jasne. Zdajemy sobie sprawę, że wśród Was są oficerowie jednak dla Waszej informacji na torze szkoleniowym to my jesteśmy wyżej w hierarchii rozumiemy się? - spytał Kashai.
- Tak jest. - odparli zwięźle i zgodnie wszyscy wojskowi.
- Dobra to skoro to mamy ustalone to za nim zaczniemy wyjaśnić jeszcze jedną sprawę. - stwierdził Syale, a następnie dodał: - Kto z Was ma jakiekolwiek prawo jazdy niech podniesie prawą rękę w górę.
Na te słowa cały oddział VEeN85, wraz z Kurai'em podnieśli ręce.
- No proszę Syale, masz aż siedmiu chętnych na szkolenie z Tobą. - stwierdził Kashai z wrednym uśmieszkiem.
- Grupa jak grupa ... - odparł Syale, a następnie odchodząc dodał: - W takim układzie grupę z prawo jazdy zapraszam ze mną, udamy się na inny tor.
Na te słowa cały oddział VEeN85 wraz z elektrycznym neczaninem, bez słowa udali się za swoim przewodnikiem, a Diuna spytała:
- Kashai skąd te wredne uśmiechy?
- Hehehe ... Syale, będzie miał znacznie więcej papierkowej roboty niż ja. - odparł Kashai.
- Swoją drogą ... - zaczęła niepewnie Rina.
- Ja jestem Kiazu to Rina, Diuna, Hachi i Otachi. - wtrąciła entuzjastycznie ognista neczanka.
- Miło w końcu poznać Wasze imiona. - odparł Kashai z uśmiechem.
- Czekaj Ziom ... Ty, Syale i jakaś panna przyprowadziliście nas do obozu. - stwierdził Hachi.
- Dokładnie tak. - stwierdził Kashai, a następnie dodał: - Ta dziewczyna to Marsui, pewnie niebawem na nią natraficie.
- Spoko. - stwierdziła Kiazu.
- Swoją drogą czym się różni nasze szkolenie od tego szkolenia co mają ci z prawkiem? - spytała Diuna.
- Hmm... głownie nauczycielem, oraz tymże wy zaczynacie od quadów a oni wsiadają od razu do maszyn bojowych. - odparł Kashai z uśmiechem godnym chochlika.
- Rozumiem, czyli oni mają przyśpieszoną wersję szkolenia. - odparła Kiazu
- Dobra my tu gadu gadu, a kiedy zaczynamy szkolenie? - wtrącił ochoczo Otachi.
- Hehehe podoba mi się ten entuzjazm. - odparł Kashai, a następnie ochoczo dodał: - Doba ferajna idziemy po sprzęt i zaczynamy!
- Hura! - odparli radośnie neczanie.

************


Tymczasem Syale wraz z swoimi podopiecznymi udał się do ogromnego szarego hangaru, gdzie w niewielkim gabinecie, zaczął od zbierania informacji i papierkowej roboty. Ci z którymi aktualnie Syale nie rozmawia stoją w wąskim korytarzu i czekają na swoją kolej. Ten nauczyciel, ma ogrom pracy jeszcze przed zaczęciem szkolenia.


czwartek, 8 września 2016

Epizod 200


".... Opuszczony kurort ... "


Wyspani i wypoczęci neczanie zaczęli swój dzień bardzo wcześnie rano od przyjemnych ćwiczeń z muzyką w tle, w pokoju dziewczyn. Wszyscy ubrani są w mundury z Ineeven, z tym, że obecnie nie mają na sobie turbanów i chust.
- To co zaczynamy dzisiaj szkolenie? - spytała Diuna robiąca brzuszki.
- Pewnie! - odparli entuzjastycznie Hachi i Otachi robiąc pompki.
- I tak najpierw musimy udać się do Hetto. - wtrącił chłodno Kurai, który stoi na rękach i robi swego rodzaju "przysiady".
- Ziom, a nie możemy tego pominąć? - spytał Otachi.
- Nie, taki mamy rozkaz. - odpowiedział Kurai.
- Heh ... rozkazy ... jak ja je kocham ... - odparła Kiazu skacząc i wyprowadzając ciosy.
- Jesteśmy wojskowymi i jesteśmy zobowiązani wykonywać rozkazy. - odparł chłodno Kurai.
- Wiem, wiem ... no ale wiesz czasem rozkaz to tylko formalność. - odparła Kiazu.
- Niby tak, ale jak coś pójdzie nie tak to będzie niesubordynacją bo nie padł rozkaz ... - stwierdziła Diuna.
- Więc chyba bezpieczniej będzie przejść się do Hetto... - wtrąciła nieśmiało Rina, robiąc przysiady.
- Heh ... no dobra po śniadaniu pójdziemy do niego. - stwierdziła Kiazu.
- Myślę, że dobre śniadanie poprawi Ci humor. - odparła Rina z uśmiechem.
- Heheh .... nie tylko jej. - dodał Hachi szczerząc kły.

************

Rzeczywiście po sytym i smacznym śniadaniu neczanom stanowczo poprawił się humor, więc w radosnym nastroju szybko udali się do gabinetu Aluf'a. Wkrótce stali już metalowej, całkiem skromnej komnacie o wspaniałych żółtych ścianach, w której za czarnym masywnym biurkiem, zawalonym stosem papierów, siedzi spokojnie Hetto, wypełniający dokumenty.
- Hej Hetto! - przywitali się radośnie neczanie.
- Witajcie moi mili. - odparł Aluf wypełniający ostatnie papiery.
- To jak zaczynamy szkolenie z maszyn? - spytał entuzjastycznie i niecierpliwie Hachi.
- Bądźcie cierpliwi i dajcie mi jeszcze chwilę. - odparł Hetto, z nosem w papierach.
Po dłuższej chwili obustronnego milczenia i oczekiwania, wreszcie dowodzący skończył swoją robotę i uradowany, przerwał ciszę, mówiąc:
- Dobrze Kochani, skończyłem.
- Super! To co możemy ruszyć na szkolenie? - spytał niecierpliwie Otachi.
- Dzisiaj jest to niestety nie możliwe. - odparł spokojnie Hetto, a następnie szybko dodał: - Widzicie, dzisiaj w późniejszych godzinach ewentualnie jutro rano, mają do nas dotrzeć jeszcze 3 osoby na szkolenie z maszyn bojowych, więc Wasz opiekun stwierdził, że chce zacząć szkolenie całej gruby jednocześnie, aby wszyscy mieli równy start.
- Aha .... - odparli ponuro i smutnie bracia.
- Spoko, rozumiemy ... - dodała równie ponuro Kiazu.
- No już nie smućcie się, zawsze możecie pozwiedzać obóz. - odparł Hetto z uśmiechem.
- Zwiedziliśmy go już wczoraj ... - stwierdziła Diuna.
- Rozumiem... - odparł Hetto, a następnie po długiej i przenikliwej chwili ciszy stwierdził: - A co powiecie na swego rodzaju "wycieczkę"?
- Wycieczkę? - zaciekawili się neczanie.
- Tak wycieczkę... widzicie jakieś trzy kilometry na południowy-wschód od naszego obozu są pewne ruiny, moi ludzie tam nie chodzą, ale jeśli chcecie to możecie tam iść. - odparł Hetto z uśmiechem.
- Co ciekawego może być w ruinach? - spytała Diuna.
- W sumie sam tego nie wiem, jedyne co o nich wiem to, to że to ruiny starego kurortu. - odparł Aluf, po czym bardzo szybko dodał: - Jednak jestem przekonany, że to dobre miejsce na sesje zdjęciową, a i dzięki wizycie tam pomożecie również i mi.
- Sesja? Brzmi nieźle! - stwierdziła podekscytowana Kiazu.
- Niby jak możemy pomóc Tobie? - spytała Diuna.
- Jak już mówiłem, moi ludzie tam nie chodzą, za pewne w przeciwieństwie do Was, nie są zainteresowani eksploracją. - odpowiedział spokojnie dowodzący, a po chwili kontynuował: - Sekai Dagaal jest pełne niespodzianek, a raport z "nieznanego" miejsca, to solidny filar do poznania tego świata.
- To na co jeszcze czekamy?! - spytała entuzjastycznie Hachi.
- W sumie zaciekawiłeś mnie, wchodzę w to! - dodał uha-hany Otachi.
- Jestem gotowa do drogi! Idziemy! - dopowiedziała radośnie Kiazu.
- EH ... nudne ruiny ... - wtrąciła Diuna.
- Wiecie możecie albo iść i zwiedzać, albo siedzieć w obozie gdzie na chwilę obecną nie mam dla wasz żadnych zadań ... - odparł Hetto.
- Oj, weź Diuna nie narzekaj! Fajnie będzie! - stwierdził Hachi.
- Dalej Siora! Nie daj się namawiać! Fajnie będzie! - dodał Otachi.
- Ja nie chce umierać z nudów! Idziemy do ruin! - dopowiedziała radośnie Kiazu.
- Dostosuję się do decyzji Pana Ponuraka... - odparła Diuna z wrednym uśmieszkiem i przewracając oczami.
- Przyszykujemy się i wciągu najbliższych półgodziny wyruszymy do ruin. - odparł chłodno i twardo Kurai.
- YAY! - odparło zgodnie rodzeństwo
- Ej! Zaraz zgodziłeś się? - wtrąciła nagle Diuna.
- Owszem. - kontynuował chłodno, elektryczny neczanin.
- Idziemy na wycieczkę! Idziemy na wycieczkę! - podśpiewywali radośnie Hachi, Otachi i Kiazu, tańcząc jednocześnie taniec zwycięstwa.
- Jak mogłeś mi to zrobić!? - spytała z irytacją i niedowierzaniem Diuna.
- Powiedzmy, że zostałaś przegłosowana, a teraz przestań marudzić i idziemy. - odparł chłodno Kurai.
- Dobrze, przynajmniej będziecie mieli jakieś zajęcie. - odparł Hetto z uśmiechem, a po chili dodał: - Aha weźcie ze sobą łączność, jednak odzywajcie się tylko w razie jakiegoś ataku czy innych problemów.
- Spoko! - odparła Kiazu.

************

Półgodziny, przeznaczone na przygotowania, minęły bardzo szybko, jednak entuzjastyczni i radośni neczanie wyrobili się i w wyznaczonym czasie, ubrani w mundury z Ineeven i z niewielkim ekwipunkiem, ruszyli w miejsce wskazane im przez głównodowodzącego obozem.
- To dokąd zmierzamy? - spytała Diuna.
- No na południowy-wschód, a dokładnie w to miejsce, które He... Aluf zaznaczył nam na mojej mapie. - odparł dumnie i z uśmiechem Hachi.
-Heh ... a już myślałam, że się zgubimy. - odparła Diuna.
- Spokojnie Diunka, szybciej nam czas zleci. - wtrąciła Rina z uśmiechem.
- Pewnie! Za nim się obejrzysz będziemy już wracać do obozu. - dodała Kiazu.
- A lenić się możesz wszędzie. - dopowiedział Hachi z złośliwym uśmiechem.
- Zdjęcia mnie nie kręcą, a eksploracja sama w sobie też może być nudna. - odparła Diuna.
- Oj ... nie przejmuj się ... będzie dobrze ... - odparła Rina.
- Właśnie z nami przecież nie da się nudzić! - dodał radośnie Otachi.
- Może macie racje. - stwierdziła Diuna z uśmiechem.

************

Aluf Hetto wraz z jednym swoich Sarenów imieniem Tajhal, przechadza się po metalowym i kolorowym obozie maszyn, aby przeprowadzić wnikliwą inspekcję.
-To jak Ojciec od czego zaczynamy? - spytał Tajhal z tabletem w dłoni.
- Dzisiaj zaczniemy od hangarów, ze zniszczonej części obozu. - odparł spokojnie Hetto.
- Tak jest sir, według moich informacji powinny być już odbudowane i działające.
- To tym bardziej wnikliwie sprawdzimy jak tam się sprawy mają.
- Tak jest! - odparł stanowczo Saren, a następnie dodał: - Chociaż szczerze myślałem, że zaczniemy od szkolenia dla neczan.
- Ja też, lecz nie ma dzisiaj szkolenia, czekamy na kilku ludzi, który też wezmą udział w szkoleniu.
- Ah ... spóźnialski oddział VEeN85 jeszcze nie dotarł... faktycznie ...
- Tak dokładnie oni ...
- Że też poręczyłem za nich ..
- Spokojnie, nic się nie stało ... a nasi goście też mają pewne zajęcie...
- Sprzątają? - spytał dociekliwie Tajhal.
- Nie, udali się do ruin.
- Tam nie ma nic ciekawego...
- Możliwe, ale wiem jedno oni lubią eksplorować, a trzymanie ich na siłę w obozie bez dostarczenia zajęcia jest niezwykle ryzykowne... - odparł Hetto.
- Rozumiem ... to ten typ ludzi ....
- Tak to dokładnie ten typ ludzi.
- W takim układzie powiedz mi Ojciec, dlaczego ich dowódca gardzi oficerskim mundurem?
- Ciężko powiedzieć, że gardzi, to ten typ człowieka, który woli się nie wyróżniać i woli być liderem a nie szefem. - odparł spokojnie Aluf.
- Ciekawe i w sumie po przemyśleniu to bardzo sprytne zagranie, gdyż w razie ataku nie widać kto jest dowódcą.
- Dokładnie ... Tajhal i dobrze Ci radzę, nie oceniaj ich na pierwszy rzut oka, gdyż mogą się nie raz zaskoczyć.
- Rozumiem... Ojciec a skąd ich tak dobrze znasz?
- Miałem okazję, już z nimi współpracować. - odparł delikatnie wymijająco Hetto.
- W sumie mogłem, o tym pomyśleć ... dobra nie kompromituję się już.... od którego hangaru zaczynamy?
- Dla odmiany zacznijmy dzisiaj od piętnastki.
- Tak jest sir.

************

Po dłuższej chwili wędrówki neczanie dotarli do niezwykłych i wspaniałych ruin, jakich nigdy wcześniej nie było dane im oglądać. Bowiem przed ich oczami znajdują się połączone ze sobą i piętrowe stworzone na planie kół, dzięki temu mimo, że tworzą ogromny kwadrat to dzięki zaokrągleniom nie ma w nich rogów. Kolorowe budynki w komponowane w drzewa i inna zieloną roślinność wyglądają pięknie i zjawiskowo, chociaż budynki na swój niezwykły sposób przypominają spodki kosmiczne, które musiały tu awaryjnie lądować. Dodatkowo powybijane szyby, delikatnie i gdzieniegdzie zniszczone mury nadają miejscu niezwykłego i tajemniczego klimatu.
- No ... powiem że miejsce zapowiada się obłędnie. - stwierdziła z podziwem Diuna nie mogąc oderwać wzroku, od wspaniałych ruin.
- Niezwykłe! - dodała Rina z uśmiechem.
- Fantastyczne miejsce! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- To co wchodzimy do środka? - spytał niecierpliwie Hachi.
- A jednak będziemy się dobrze bawić! - dodał ochoczo Otachi.
- Ej ja bym chciała najpierw sesje przed wejściem. - odparła Kiazu.
- Hmm... to co szybka sesja i wchodzimy do środka? - spytała nieśmiało Rina.
- Pewnie! - odparł Hachi.
- W sumie sesja i nam się przyda. - dodał Otachi.
Po tych słowach neczanie urządzili szaloną i wypełniona dobrą zabawą sesje zdjęciową, na tle malowniczych i niecodziennych ruin, po której w końcu udali się pod główne wejście kurortu. Tam widniał nie wyraźny napis, który sugeruje, że to nazwa tego miejsca. Po kolejnych kilku zdjęciach, neczanie w końcu udali się do środka budynku. A tam stara opuszczona recepcja ukazuje stare lata świetności tego miejsca i ukazuje, że czas w tym miejscu zupełnie się zatrzymał, w koło pełno porozwalanych rzeczy, które dają do zrozumienia, że dawno temu to miejsce zostało opuszczone w popłochu.
- Zupełnie jakby jakaś ewakuacja ich stąd wygoniła. - stwierdziła Diuna, uważnie oglądając, mroczne a zarazem malownicze pomieszczenie, oświetlone jedynie bladym światłem z dziur oraz okien.
- Świetne miejsce dla fanów Urbex! - stwierdził z podziwem Hachi.
- Urbex? Co to u diabła jest? - sypała Diuna.
- To eksploracja miejska, która zazwyczaj dotyczy niewidocznych lub niedostępnych części cywilizacji, wszelakich istot. - odparł Otachi, oglądający miejsce.
- Deti i Myo kiedyś o tym wspominali. - dodał Hachi.
- Możliwe ... - stwierdziła Diuna wzruszając ramionami.
- Fajnie szykuje nam się ciekawa sesja.- stwierdziła entuzjastycznie Kiazu, przeskakując z nogi na nogę.
- To miejsce ... to istny raj dla fotografa ... - dodała nieśmiało Rina z fascynacją w głosie oraz rumieńcami na policzkach.
- HA! Zabawę czas zacząć! - odparła radośnie Kiazu.

************

Szumiący i świszczący wiatr niesie chłód. Puste, głuche pomieszczenia opuszczonego kurortu nasycają się dźwięcznymi i niezrozumiałymi szeptami.
- ktoś przybył ... nie jesteśmy już sami ... są tu ... ktoś przybył ... nie znajdą ... są tu ...
Jednak wszystko to brzmi jedynie jak szelest przyjemnego wiatru, szalejącego po najskrytszych zakamarkach ruin.

************

Neczanie znajdują się w jednym z pokojów kurortu, w którym na lewo do wejścia znajduje się drewniana skrzynia, przypominająca zabudowaną ramę wielkiego małżeńskiego łoża. Natomiast po prawo od wejścia znajdują się wielkie okna. Dodatkowo cała ciemna drewniana podłoga jest wybrakowana, a ze ścian odkleja się poszarzała tapeta. Otachi siedzi na ramie łóżka i pusto patrzy w podłogę. Hachi siedzi oparty o ścianę i jednocześnie trzyma swój kamienny miecz. Kurai stroi w futrynie okna i założonymi rękami patrzy w to co dzieje się za oknem. Tymczasem Rina robi im zdjęcia, Kiazu i Diuna stoją niedaleko niej aby nie chodzić jej w kadr.
- Dziękuję... - stwierdziła nagle Rina, przestając robić zdjęcia.
- Spoko! - krzyknął radośnie Hachi zmieniając pozycję.
- Siostra pokaż! - dodał entuzjastycznie Otachi, podbiegając do wodnej neczanki.
Na te słowa Rina z uśmiechem pokazała bratu zdjęcie. Wkrótce podbiegł do nich Hachi oraz podszedł Kurai, a nawet dziewczyny chętnie spojrzały na efekt pracy Riny.
- Wow! Siostra wyszło super! - stwierdził entuzjastycznie Otachi.
- Taka trochę post apokalipsa, świetny efekt! - dodał Hachi.
- Fajne klimatyczne zdjęcie. - pochwaliła Kiazu.
- Ciekawy efekt. - dopowiedziała Diuna.
W ten zaszumiał chłodny, szepczący i dźwięczący wiatr:
- ktoś przybył ... nie jesteśmy już sami ... są tu ... ktoś przybył ... nie znajdą ... są tu ...
- Słyszeliście coś? - spytał nagle Otachi.
- Tak wiatr ... kto jak kto ale Ty powinieneś wiedzieć, że to wiatr. - odparła Diuna.
- Tyle to wiem, ale wydawało mi się, że dźwięczał. - odparł Otachi.
- Miałem wrażenie, że szepcze ... - dodał chłodno Kurai.
- Haha ha ... przestańcie się nabijać. - odparła Diuna.
- Przesłyszeliście się, to tylko wiatr. - dodał Hachi.
- Rinka teraz ja chce jakieś super klimatyczne zdjęcie! - wtrąciła niecierpliwie Kiazu.
- Spoko... mam nawet fajny pomysł - odparła Rina z uśmiechem.
- To idziemy! - odparli entuzjastycznie Hachi, Otachi i Kiazu.
- Dobra prowadź. - stwierdziła Diuna.

************

Stara, wąska, klatka schodowa o podrapanych, szaroczarnych ścianach i szerokich, betonowych, zniszczonych, rozpadających się schodach, po których aż strach chodzić. Jedynym stabilnym i solidnym elementem rozpadającej się klaki schodowej jest czarna, metalowa, zdobiona poręcz. Dodatkowo jedynym źródłem światła jest blade słońce wpadające przez okna, znajdujące się poza schodami oraz przez dziury. Kiazu, bez chusty, zjeżdża na nogach po poręczy i trzyma swoją wspaniałą ognistą halabardę. Wygląda tak jakby zjeżdżając szykowała się do ataku, albo w ferworze walki uciekała przed kimś aby dostać się w zupełnie inne miejsce.
- Świetnie! - stwierdziła z podziwem, robiąca zdjęcia Rina stojąca z resztą tuż przy wejściu na klatkę schodową.
- Kiazu super! - stwierdzili zgodnie bracia.
- Kiazu a spróbuj zjechać trochę na niższych nogach. - zaproponowała Diuna.
- Dobra. - odparła Kiazu z uśmiechem, jednocześnie wdrapując się na półpiętro po poręczy.
Po chwili ognista neczanka bardzo szybko i sprawnie zjechała z poręczy robiąc przy tym zafascynowaną i zdeterminowaną minę.
- Kiazu zawodowo! - pochwalił Hachi.
- Dzięki. - odparła Kiazu z uśmiechem, a następnie dodała: - Rinka pokaż jak wyszło.
Na te słowa wodna neczanka pokazała wszystkim zdjęcie zrobione dosłownie przed chwilą. Wszyscy oglądali, klimatycznie i bardzo dobre zdjęcie, na którym Kiazu, zjeżdżająca po poręczy wyszła obłędnie.
- Co za super zdjęcie. - pochwaliła Diuna.
- Rina, zrób proszę jeszcze raz zdjęcie klatki. - stwierdził chłodno Kurai, patrzący lodowym spojrzeniem na półpiętro klatki.
- Spoko ... - stwierdziła spokojnie lekko zdezorientowana Rina.
- Ziom, aż tak tu Ci się podoba? - stwierdził Hachi.
Jednak zanim elektryczny neczanin odpowiedział, wodna neczanka zrobiła zdjęcie pomieszczenia i ponowie pokazała zdjęcie. Wkrótce oczom wszystkich wpatrzonych w zdjęcie, prócz rozpadającej się klatki schodowej ukazała się również, białoszara delikatnie rozmazana i bliżej nie określona postać.
- Ej ... to coś jest ... - stwierdził Otachi.
- To pewnie światło. - odparła Diuna.
- Na poprzednim zdjęciu też była. - stwierdził nagle chłodno Kurai.
- Rzeczywiście. - stwierdziła Rina oglądając poprzednie zdjęcie, a po chwili dodała: - Czyli to nie może być światło ... ono inaczej się układa na obu zdjęciach.
- Tam ewidentnie ktoś stał. - odparła podejrzliwie Kiazu.
- Ej, Ziomki nie chce nic mówić, ale to "coś" nadal tam stoi. - wtrącił zszokowany Hachi, z niedowierzaniem patrzący na schody.
W tym momencie przezroczysta, delikatnie rozmyta, białoszara, bliżej nieokreślona postać spokojnie i powili zaczęła kierować się na górę. Nagle postać gwałtownie przyspieszyła. Na ten gest, ognista neczanka, niewiele myśląc ruszyła po poręczy za tajemniczą postacią, pytając:
- Poczekaj, kim jesteś?
- Ej Kiazu! - krzyknęli podekscytowani neczańscy bracia udając się po poręczy za siostrą.
- No masz ... - stwierdziła Diuna przewracając oczami.
- Diunka chodź, bo ich nie dogonimy. - odparła Rina biegnąc po poręczy.

************

Koło ciepłego i przyjemnego południa Hetto wraz z Tajhal'em, skończyli już inspekcję obozu, więc powoli mogą zająć się innymi obozowymi rzeczami.
- Ojciec, ta inspekcja poszła nam wyjątkowo dobrze i bez zakłóceń. - stwierdził Saren.
- Jak chcecie to potraficie. - odparł Hetto z delikatnym uśmiechem.
- Hehehe ... oby następna inspekcja się na nas nie zemściła.
- E tam, gorzej niż siedem inspekcji temu już być nie może.
- Emm....yyy... tak ... pewnie masz racje .... - odparł zakłopotany Tajhal.
- Twoje zakłopotanie wiele tłumaczy... a swoją drogą neczanie odzywali się?
- Z tego co mi wiadomo to nie.
- To dobrze, to znak że ich wyprawa idzie zgodnie z planem.

************

Nasi bohaterowie po przez ogrom korytarzy i okrągłych pomieszczeń, szybko biegną za białoszarą, bliżej nie określoną zjawą. Wkrótce neczanie dotarli, a wręcz wparowali do niewielkiego ponurego pokoju, który jest praktycznie pusty. Obskurne, podrapane pomieszczenie jest w opłakanym stanie, rozpadająca się podłoga trzeszczy przy każdym ruchu, a cały pokój wygląda jakby za chwile miał się zawalić. Nagle rozmazana postać zniknęła za jedną ze ścian, a drzwi do pomieszczenia gwałtownie zamknęły się.
- No wyłaź paskudo! - krzyknęła Kiazu uderzając pięścią w ścianę z złota okrągłą ozdobą.
- No nie pułapka. - narzekała Diuna.
- E tam nie przesadzaj bywało gorzej, zaraz wyjdziemy. - odparł Hachi z uśmiechem.
- A mnie zastanawia po co to "coś" nas tu ściągnęło? - stwierdziła Kiazu.
- A bo ja wiem ... przebiegliśmy za nią chyba połowę ośrodka. - odparł Otachi.
- Dobra, to wy sobie tu gadajcie a ja stąd wychodzę. - odparła Diuna, której dłonie przepełniły się psychiczną mocą o wspaniałym różowo-fioletowo-białym zabarwieniu.
Nie minęła nawet chwila a psychiczna neczanka, dzięki swojej wspaniałej mocy, jednym szybkim ruchem wyważyła drzwi.
- Zabrałaś nam zabawę. - stwierdził rozczarowany Hachi.
- Taa... to trzeba było się ruszyć ... - odparła Diuna.
- Ozdoba na ścianie zaświeciła kiedy używałaś mocy. - wtrącił chłodno Kurai, zapatrzony w okrągłą ozdobę na ścianie, a po chwili dodał: - Sądzę, ze to mechanizm.
- Nie żartuj ... po co komu mechanizmy w tej zapyziałej ruderze ... - odparła Diuna.
- Mówisz tak, bo pewnie nie umiesz sobie z nim poradzić. - stwierdził Hachi.
- Hmm.. te obręcze się obracają. - stwierdziła Kiazu bawiąca się mechanizmem.
- Naprawdę? - odparła zaciekawiona Diuna podchodząc.
W tym momencie oczom neczanki ukazał się duży, złocisty okrąg, podzielony na pięć, równej wielkości, obracających się pierścieni.
- Hmm... nie dasz rady, to tylko kręcące się obręcze. - stwierdził Hachi, z wrednym uśmieszkiem obserwując mechanizm na ścianie.
- To zwykła ozdoba na ścianie i nic więcej. - dodała Kiazu szczerzący kły.
- Hmmm.... przypomina mi to kostkę, na której trenowałam ... - odpala Diuna dotykając koła.
- E tam, przesadzasz to nic nie znacząca ozdoba. - stwierdziła Kiazu.
- Właśnie, daj sobie spokój, nawet jeśli to coś jest mechanizmem to i tak nie dasz mu rady. - dodał Hachi.
Jednak zawsze wygadana i pyskata Diuna tym razem milczała i uważnie przyglądała się mechanizmowi. Dziewczyna jest mocno zdeterminowana, aby pokonać ten mechanizm. Wkrótce psychiczna neczanka skupiła się i zaczęła używać swojej niezwykłej nowej mocy, której nie dawno nauczył jej niewidomy nauczyciel. Po chwili Diuna widziała już okrąg zupełnie inaczej. Złote koło z pierścieniami stało się niebieskie, a na każdym pierścieniu widniały czerwone, białe i żółte nie połączone linie, które w obecnej formie niczego nie przypominają.
- Ej słuchajcie tu są jakieś linie. - stwierdziła nagle entuzjastycznie Diuna.
- A co się dzieje jak kręcisz pierścieniami? - spytał interesownie Otachi.
- Hmmm... te dziwne linie obracają się razem z nimi. - odparła Diuna, bawiąc się pierścieniami, a po chwili z zaciekawieniem dodała: - Zaraz chwileczkę ...

************

W pewnym sporym, metalowym i stosunkowo jasnym pomieszczeniu, rozmawia dwóch oficerów. Wojskowy siedzący po prawej stronie ciemnego stolika, po jednej stronie głowy ma krótkie postrzępione włosy, o czarnych końcówkach, a po przeciwnej stronie ma krótkie centymetrowe włosy w pomarańczowym kolorze. Dodatkowo ma poważne turkusowe oczy i czarne gogle, które służą mu jako opaska. Natomiast drugi oficer, jest bardzo masywny, starszy i z dużym brzuszkiem, dodatkowo ma brązowe, lekko siwawe włosy i wąsy, oraz cierpliwych niebieskich oczach.
- Nie widziałem dzisiaj naszych gości, czyżby dzieciarnia to już się poddała i uciekła? - spytał Inkerem.
- Spokojnie jeszcze nie mieli szkolenia. - odparł Tajhal, a następnie dodał: - Czekamy na spóźnialskich a Ojciec wysłał ich do ruin.
- I taj długo ich nie ma?
- Dostali zeszyty i ponoć mają zdać bardzo szczegółowy raport.
- Heheh, jak Ojciec dał im kajety i kazał sporządzić raport to do późnej nocy nie wrócą o ile w ogóle wrócą. - odparł Inkerem, delikatnie wyśmiewając się.
- Wrócą, generał Rudy pewnie nie takie rzeczy im kazał.
- Pewnie masz racje, ale i tak dobrze, że nie plączą się nam pod nogami.

************

Minęła dłuższa pełna skupienia chwila podczas, której Diuna z pełną uwagą bawiła się mechanizmem. Z każdym kolejnym ruchem niedbałe kolorowe linie, na niebieskim tle, powoli zaczynały układać się w jakąś spójną całość. Nagle po kolejnym przekręceniu pierścienia, nieregularne linie ułożyły się w kształt wspaniałego feniksa. W tym momencie wszystkie cała naścienna ozdoba stała się wklęsła, po czym szybko kilkukrotnie obróciła się. Kiedy tajemniczy mechanizm zatrzymał się w pomieszczeniu otworzyły się drzwi, których wcześnie tu nie było, a niezwykły klucz, znajdował się dokładnie po ich środku. Natomiast Hachi I Kiazu przybili sobie radosną piątkę.
- Ha! I co wy na to? - spytała zadowolona i dumna z siebie Diuna, niwelując moc i odwracając się.
- Po farciło Ci się. - odpowiedział Hachi.
- Czy wy przybyliście sobie "piątkę"? - spytała dociekliwie Diuna.
- Nie... zdawało Ci się. - odparł Hachi.
- To co wchodzimy tam? - spytała entuzjastycznie Kiazu.
- Chyba czas pozwiedzać. - dodał radośnie Otachi z uśmiechem chochlika.
- Tak, ale zachowajcie czujność. - odparł chłodno Kurai.
- Nie poinformujesz Hetto? - spytała Diuna.
- Nie ma takiej potrzeby, w końcu to jest sytuacja o której mieliśmy informować... - odparł Kurai.
- I mimo wszystko możemy tam wejść? - spytała niedowierzająca Kiazu.
- Tak, w końcu mamy je zwiedzić nieprawdaż? - odpowiedział Kurai.
- Ekstra! - odparło zgodnie neczańskie rodzeństwo.
Po tych słowach wszyscy weszli do ciemnego i nieznanego korytarza, a tuż za ostatnią osobą tajemnicze przejście zamknęło się szybciej niż się otworzyło.

************

Długi, stosunkowo wąski korytarz, oświetlony przez parę świetlików ognistej neczanki, które stanowczo wystarczają aby w tym czarnym miejscu było wystarczająco jasno, dla spokojnie idących neczan. Nagle przed naszymi bohaterami ponownie ukazała się szarobiała, bezkształtna i delikatnie rozmazana zjawa, która sprawiała wrażenie oczekującej. Jednak im bliżej neczanie podchodzili tym duch coraz bardziej się oddalał. Wkrótce, mimochodem nasi przyjaciele, zaczęli biec, a co za tym idzie zjawa również zaczęła szybko uciekać.
- EJ! Czekaj! - krzyknęła Kiazu.
- No nie gońmy to! - dodał Hachi.
- Nie uciekaj! - dopowiedział Otachi.
Nagle nawet tutaj dotarł szumiący i świszczący wiatr, noszący mroźny chłód i nasycił korytarz dźwięcznymi i niezrozumiałymi szeptami.
- Oni przyszli .... zabiorom nam go ... przybyli po niego ... Oni przyszli ...
Jednak neczanie nie zwrócili na to szczególnej uwagi, tylko zbiegali za delikatnie żarzącą się zjawą, prawie stromym spadem w dół. Nagle neczanie dodarli do dużego okrągłego pokoju o czerwonych, kamiennych ścianach. Tam tajemnicza zjawa zatrzymała się.
- No Ziom na reszcie ... - stwierdził Otachi zatrzymując się.
- A teraz gadaj kim czym jesteś? - dodała twardo Kiazu.
W tym momencie zjawa niespodziewanie urosła i kilku krotnie przeleciała przez zaniepokojonych i zaskoczonych neczan. Powstał przy tym kujący w uszy piskliwy, paraliżujący i przeszywający dźwięk. Nasi bohaterowie cierpią nie miłosiernie, ten intensywny i nie wiarygodny pisk wręcz rozrywa im uszy, a pulsujące głowy zaraz popisowo eksplodują. Wkrótce ten ból niedopisania, sprawił, że nasi bohaterowie z hukiem upadli na betonową podłogę.

************

Ciemny, duży okrągły pokój o szaro-czarnych, obskurnych i podrapanych ścianach, prawie na jego środku znajduje się czarne krzesło, na którym zasiada bezkształtna świetlista istota, której blask jest jedynym źródłem światła. Leżący na ziemi nieprzytomni neczanie, powoli się budzą i z trudem podnoszą się.
- Gdzie my jesteśmy? - spytała oszołomiona Diuna.
- Umarliśmy? - dodała niepewnie Rina, również oszołomiona.
- Co to za światło? - dopowiedział Otachi.
- Żyjecie ... i jesteście moim domu ... - odparł nagle nieznajomy szumiący głos.
- Kim jesteś? - spytała Kiazu.
- To Glazy ... - odparła chłodno Kurai.
- Masz racje jestem świetlistą zjawą zwaną Glazy ... - odparł nieznajomy. - Mam na imię Lughe.
- Miło nam ... ja jestem Kiazu a to...
- Zobaczymy czy miło ... słuchajcie jeśli przyszliście po to ....to nie macie tu czego szukać .... wynoście się stąd. - wtrącił stanowczo i chłodno, Lughe.
- Niby po co? - spytała zdezorientowana Diuna.
- Ziom, nie wiemy o czym mówisz ... - dodał Otachi.
- My przyszliśmy tutaj tylko po to aby zrobić sobie sesje zdjęciową i zabić trochę czasu. - dopowiedziała Kiazu.
- Naprawdę? - zainteresowała się świetlista istota, a po chwili dodała: - A może chcielibyście mi pomóc?
- Jakiej pomocy oczekujesz? - spytał chłodno Kurai.
- Hmm... co byśmy mieli zrobić? - dodała Kiazu.
- Zacznę od początku ... - stwierdził spokojnie Lughe, a następnie dodał: - Pozwólcie, że pokażę wam pewne sceny...
W tym momencie w umysłach neczan pojawiły się obrazy o których opowiadała zjawa.

************

Dawno temu, a bynajmniej dla Was dawno temu, bo dla mnie to wszystko dźwięczy w mojej głowie zupełnie jakby wydarzyło się wczoraj ... Widzicie jestem strażnikiem, pewnego skarbu opływającego w złoto, diamenty, rubiny szmaragdy i inne najcenniejsze kruszce świata. Moje bytowanie płynęło powoli, aż któregoś dnia trzej łowcy skarbów wparowali to tego kurortu i wyrznęli w pień wszystkich, zarówno pracowników ośrodka jak i gości ... wszystkich tych, którym ... tego feralnego dnia nie udało się uciec... krew i krzyki były wszędzie ... Przybyli po wspaniały skarb ... skarb, który dla wielu jest tylko pusta legendą bez pokrycia ... jednak on tu naprawdę jest i oni doskonale o tym wiedzieli ... dzielni i brutalni przybysze dawali rade wszystkim niespodzianką jakie skrywa to miejsce ... aż w końcu trafili na mnie ... i co prawda po długich i ciężkich udało mi się ich skutecznie powstrzymać ... i wygonić z tego przeklętego miejsca ... ale gdy goniłem za nimi tuż za bramą kurortu Ci zbrodniarze oblali mnie jakimś dziwnym specyfikiem, który sprawił, że nie pamiętam, gdzie znajduje się skarb, którego mam strzec ... dodatkowo odebrali mi klucz do skarbca ... tym samym odebrali mi moje własne ja ...

************

- Słuchajcie, proszę Was ... pomóżcie odnaleźć moje własne ja ... - kontynuowała zjawa.
- Pewnie, że Ci pomożemy! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- Czekaj, a co będziemy z tego mieli? - dodała Diuna.
- Diuna milcz! Bezinteresowna pomoc ... znasz takie określenie? - odparł Hachi.
- Phi ... - prychnęła Diuna.
- Spokojnie dam wam po jednej rzeczy ze skarbca, kiedy tylko go odnajdziemy i wejdziemy do niego. - odparł spokojnie Lughe.
- Daj nam chwilę. - wtrącił twardo Kurai.
Następnie wszyscy neczanie stanęli nie opodal w kręgu i zaczęli cicho rozmawiać.
- Tylko mi nie mów, że też jesteś interesowny... - stwierdziła Kiazu.
- Spokojnie ... - odparł chłodno Kurai.
- Dobra Ziomki to co pomagamy mu? - wtrącił Otachi.
- Coś mnie w nim niepokoi ... - odparła niepewnie Rina.
- Jak każda nowa osoba... - dodała Diuna.
- To jak ruszamy na przygodę? ...- spytał Hachi.
- Jak dla mnie przygoda! - dodała entuzjastycznie Kiazu.
- Też jestem za przygodą, w końcu poradzimy sobie ze wszystkim. - dopowiedział radośnie Otachi.
- Dobrze, pomożemy mu ale miejcie oczy szeroko otwarte i bądźcie przede wszystkim czujni. - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - Zabawa, zabawą ... jednak może tu być bardzo niebezpiecznie ...
- Dobra Ziom, damy z siebie wszystko. - stwierdził Hachi.
- Będę grzeczna. - dodała Kiazu z uśmiechem.
W tym momencie neczanie odwrócili się do zjawy, a Kurai stanowczo powiedział:
- Dobra Lughe wchodzimy w to...
- Bardzo mnie to cieszy, zatem zapraszam w mój świat. - odparła zjawa sprawiając, że wszyscy zniknęli.

************

Wkrótce neczanie oraz ich przewodnik znaleźli się na wąskiej półce stosunkowo ciemnego pomieszczenia. Nagle na bocznych ścianach zapaliły się płomienie, w równych odległościach od siebie i stosunkowo wysoko. Dzięki temu okazało się, że nasi bohaterowie stoją na drewnianej, wąskiej półce za którą rozprzestrzeniała się przepaść. Dodatkowo daleko przed nimi, na końcu tego długiego pomieszczenia, jest widoczna druga lewitująca półka.
- I co mamy niby przedostać się na drugą stronę? - spytała od razu Diuna.
- Owszem, jedyne co kołacze mi się po głowie to to, że ta piwniczna sala zaczyna wędrówkę do skarbca, więcej mojej pomocy niestety uzyskacie ... gdyż mam pustkę w głowie ... - powiedział spokojnie Lughe.
- Spoko Ziom, sie rozumie ... - odparł Hachi.
- o ja czekam na Was po drugiej stronie ...- odparł spokojnie Lughe, który w mgnieniu oka przeniósł się tam gdzie chciał.
- No to przygodę czas zacząć! - stwierdziła radośnie Kiazu robiąc krok do przodu.
W tym momencie ognista neczanka straciła grunt pod nogami. W ostatniej chwili Kurai złapał Kiazu za sukienkę i mocno pociągnął do tyłu. Nie wiele brakowało aby ognista neczanka wpadła w bezkresną przepaść.
- O dzięki . - stwierdziła Kiazu z uśmiechem, a następnie powiedziała: - Założyłam że to czarna podłoga.
- Coś mi obiecałaś. - odparł chłodno Kurai.
- Tak, tak już się ogarniam. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
W między czasie Hachi rzucił kilka kamieni, z których żaden nie trafił na nic, co mogłoby oznaczać swobodne przejście na drugą stronę.
- Słuchajcie wychodzi na to, że podłoga w tym miejscu nie istnieje. - stwierdził Hachi.
- Przeskoczenie mogłoby być spoko, ale nie mamy miejsca na rozbieg - odparła Kiazu uważnie oglądająca długie pomieszczenie, a po chwili z determinacją dodała: - Przy odrobinie szczęścia może polowa z Nas doskoczyłaby do jakiś 3/4 tej komnaty.
- Słuszna uwaga. - odparł chłodno Kurai, a po chwili dodał: - Główkujcie dalej ...
- Hmmm... a może by tak ...
- Wiecie gdybyśmy mili kogoś dobrego w pewne klocki to pewnie znalazłoby się rozwiązanie. - wtrącił Hachi, przerywając odpowiedź bratu.
- Właśnie nie moto użyj swojego zmysłu to coś wymyślisz. - odparła Diuna.
- Już dawno z niego korzystam, i zrobiłem nawet testy jednak nie czuje tu żadnej podłogi, mówiłem o tym ciemna maso... - odparł Hachi.
- Wiesz, może się okaże, że Twoja moc będzie bardziej przydatna niż jego. - dodała Kiazu, z złośliwym uśmieszkiem.
- Dobra, mogę spojrzeć, w końcu to ja mam tutaj super moc. - odparła spokojnie Diuna, a następnie zamknęła oczy, a następnie gwałtownie je otworzyła. W tym momencie cała długa i ciemna komnata stała się ciemno granatowa. Natomiast nad przepaścią, zaczęła widzieć jasno różowe przebarwienia, które doskonale kontrastują z resztą otoczenia.
- Słuchajcie, widzę drogę. - stwierdziła entuzjastycznie Diuna, robiąc pewny krok do przodu.
Psychiczna neczanka wręcz wisiała w powietrzu nad przepaścią, a w rzeczywistości stała na krętej różowej kładce, widocznej jedynie dzięki jej mocy.
- To prowadź. - stwierdził chłodno Kurai.
- No proszę, Diuna szalejesz - pochwaliła Kiazu.
Następnie wszyscy ufnie ruszyli, krętą drogą nad bezkresną przepaścią, podążając gęsiego za trasą jaką wyznacza psychiczna neczanka.
- Ziom, dlaczego Ty nie prowadzisz? Przecież skoro ja wyczułem tą kładkę mocy to Ty na pewno ją czujesz ... - stwierdził bardzo cicho Otachi idący tuż przed elektrycznym neczaninem, w dużej odległości od Diuny.
- Niech Diuna się wykaże, w końcu nie na co dzień będzie mogła szlifować umiejętności... - odparł chłodno Kurai.
- Hmmm... czyżbyś chciał aby nabrała pewności w używaniu swojej mocy?
- Też ...
- Rozumiem...
Niebawem, neczanie bez większych problemów, przeszli przez komnatę z przepaścią i właśnie wchodzą do kolejnej tajemniczej komnaty gdzie nie wiadomo co na nich czeka.

************

Długie, jasne ceglane pomieszczenie, które również nie ma dna i dwie cienkie, drewniane kładki po przeciwnych stronach. To pomieszczenie, ma sporo, przeróżnych ozdób, dzięki temu wygląda zupełnie inaczej niż poprzednie pomieszczenie.
- Oto kolejne pomieszczenie ... ciekawe czy i tym razem szybko sobie z nim poradzicie .... - stwierdził spokojnie Lughe.
- Ziom, a tamci Twoi oprawcy to daleko zaszli? - spytał dociekliwie Otachi.
- Ciężko mi powiedzieć, jak blisko skarbca byli, ale jak dojdziecie dalej niż oni to nie omieszkam Was o tym poinformować .... - odpowiedział Lughe.
- Spoko Ziom.. - odparł Hachi.
- Swoją droga Lughe, skoro znasz te pomieszczenia to chyba możesz nam pomóc nie? - spytała Diuna.
- Jako strażnik nie mogę Wam pomagać ... - stwierdził spokojnie Lughe.
- Tiaaa.... skoro tak mówisz... - odparła Diuna.
- Ziom, a nie możesz przelecieć przez wszystkie komnaty i dolecieć do skarbu? - spytał Otachi.
- Jakbym pamiętał "klucz" do poszczególnych sal to zapewne tak ... jednak bez mojej pamięci jest to nie możliwe ... - odpowiedział Lughe, a po chwili dodał: - Jedyny sposób na odnalezienie drogi i dostanie się do skarbca to rozwiązanie zagadek z sal ..
- Aha ... - odparli zgodnie i ze zrozumieniem neczanie.
- Dobra, to co robimy? - spytał Hachi, a następnie dodał:- Od razu mówię tu też nie ma podłogi.
- Ja bym chciała odpocząć. - narzekała Diuna, a po chwili używając mocy, dopowiedziała: - Też nie widzę, żadnej podłogi.
- Hmmm... a ja widzę pod sufitem jakieś dziury w tych ozdobnych ornamentach czy jak to tam się zwało ... - odparła Kiazu oglądając pomieszczenie.
Następnie ognista neczanka wysoko podskoczyła, pionowo w górę. Jednak mimo jej wysportowanych nóg nie była wstanie skoczyć tak wysoko aby zajrzeć do którejkolwiek z dziur.
- Kiazu, nie męcz się to bez sensu. - stwierdził chłodno Kurai, po kilku wysokich skokach ognistej, neczanki.
- Ma sens, doskoczę tam! - odparła zdeterminowana Kiazu.
- Uparta jak zwykle ... - stwierdził Kurai, a następnie dodał: - Otachi chodź zrobimy z naszych rąk wyrzutnie.
- Spoko Ziom! - odparł entuzjastycznie Otachi.
- Wyrzutnię? - zaciekawiła się Kiazu.
W tym czasie elektryczny i wietrzny neczanin spletli swoje ręce i trzymając się za nadgarstki stworzyli solidną podstawę. Następnie obaj ukucnęli, a Otachi powiedział:
- Siostra wchodź wystrzelimy Cię.
- Tylko Ty też musisz się wybić. - dodał chłodno Kurai.
-Dobra! - odparła stanowczo Kiazu wdrapując się na konstrukcję stworzoną przez jej przyjaciół.
Kiedy ognista neczanka, pewnie już stała na rękach towarzyszy, to zaczęło się odliczanie.
- Na Trzy skaczesz. - stwierdził Kurai.
- Spoko. - odparła Kiazu z uśmiechem.
- To jedziemy. - wtrącił Otachi, a następnie zaczął liczyć. - Raz ....
Na te słowa wszyscy skupili swoją uwagę, na nim.
- Dwa ...
Chłopaki oraz Kiazu ukucnęli szykując się do skoku.
- Trzy!
Ta szybka komenda wystarczyła aby Otachi i Kurai gwałtownie wyprostowali nogi i wypchnęli, stworzoną przez siebie skocznią, wyskakującą Kiazu do wysoko do góry.
- Tam jest przycisk! - stwierdziła Kiazu która na sekundę zawisła w powietrzu nieco wyżej wgłębienia.
Następnie ognista neczanka szybko opadła prosto na miejsce z którego wystartowała. Elektryczny i wietrzny neczanin zamortyzowali jej upadek, a następnie jeszcze raz mocno wybili ją w powietrze. Jednak tym razem Kiazu nie poleciała już idealnie prosto w górę, ale i tak była wystarczająco wysoko, aby do wnęki wystrzelić swoją czerwono-pomarańczowo-żółtą ognistą kulę.
W tym momencie za nim, ognista neczanka zdążyła opaść na ziemię, tuż przy granicy kładki, na której stoją nasi bohaterowie pojawiła się szeroka, biała podłoga, która zajmowała niewielką cześć rowu między kładkami.
- Tylko tyle? - stwierdziła Diuna.
- Kurcze. - odparła Kiazu bezpiecznie lądując w ramionach Hachiego, który złapał spadającą zawiedzioną siostrę.
- Dlaczego to nie zadziałało? - spytała Diuna.
- Em ...Zobaczcie takie wgłębienia są na całej długości naszego przejścia. - wtrąciła spokojnie i nieśmiało Rina.
- Masz rację. - odparła Kiazu, jeszcze raz przyglądając się pomieszczeniu.
- I co teraz? - spytała Diuna siadając na podłodze, która nie dawno pojawiła się.
- Idąc Twoim tokiem rozumowania połóżmy się i marudźmy. - odparł Hachi, bezwładnie padając plecami na podłogę. O dziwo jego mocne uderzenie o ziemie, nie narobiło huku, jedynie sprawiło, że Diuna nieznacznie podskoczyła do góry.
- Mam pomysł! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu, którą najwyraźniej olśniło, a po chwili neczanka dodała: - Kurai, Otachi wystrzelcie mnie jeszcze raz.
- Co zamierzasz? - spytał Otachi.
- Zobaczysz. - odparła Kiazu a następnie dodała: - Wystrzelcie mnie raz i dajcie mi się dwa razy wybić z Waszych rąk.
- Spoko ... - odparł Otachi.
- Tylko uważaj. - stwierdził chłodno Kurai, a następnie dodał: - Otachi miej moc w gotowości.
- Tak jest. - oparł Otachi.
Po tych słowach wietrzny i elektryczny neczanin po raz kolejny "zbudowali" skocznię z własnych rąk. Wkrótce po pierwszym wyrzucie, Kiazu z impetem opadała na przygotowaną wyrzutnię. Nagle ognista neczanka z wielką siłą wybiła się po raz drugi. Lecąc dziewczyna, skierowała swój lot nad białą podłogę i wystrzeliła cztery ogniste kule, które bezbłędnie wpadły do czterech różnych komór. Dzięki temu pojawiły się kolejne białe, nie połączone ze sobą fragmenty podłogi. Nie trzeba było długo czekać, a płomienna neczanka z wielkim impetem wskoczyła na białą podłogę i wybiła się z niej, znacznie wyżej niż ktokolwiek mógł przewidzieć. A po chwili kolejne ogniste kule wylądowały w komorach.
- O kurcze, po tym można skakać! - stwierdziła zaskoczona Diuna.
- Co za zabawa! - odparła radośnie Kiazu skacząc, po białej, miękkiej podłodze, która działa jak trampolina co i rusz wyrzucając strzelającą neczankę w powietrze.
- Co za szaleństwo! - stwierdził radośnie Hachi.
- Dobre! - dopowiedział Otachi.
Wkrótce biała podłoga, na całej przestrzeni komnaty była już widoczna, więc nasi bohaterowie, bez trudu mogli udać się na drugą stronę przepaści.

************

Kolejne pomieszczenie na drodze neczan jest zupełnie inne od dotychczasowych. Tym razem nasi bohaterowie mają do czynienia z długim wąskim korytarzem, w którym wiszą obcięte głowy wszelakich istot, którym z pustych oczodołów spływa czerwono-szkarłatna maź, a same łuby wyglądają zupełnie jakby były co najmniej opętane. Nawet w tym paskudnym miejscy słychać ciche szepty wiatru.
- Idźcie stąd ... jesteście tu intruzami ... idźcie stąd ... pożałujcie, że tu jesteście ... idźcie stąd....
- Też to słyszeliście? - spytał Otachi.
- Dobrze sobie radzicie, a jak poradzicie sobie tutaj? - wtrącił dociekliwie Lughe.
- To zależy co nas tu czeka ... - odparł chłodno Kurai.
Nagle oczodoły wszystkich tajemniczych głów, zaświeciły się intensywnym żółtym światłem, a ich zaciśnięte szczękami, zaczęły szaleńczo szczękać. Wkrótce rozległ się również złowrogi demoniczny śmiech, nasycony echem pomieszczenia. Wszędzie pojawiła się cuchnąca i obślizła, straszliwa krew. Wystraszona Rina wtuliła się w Kurai'a, obejmując go od tyłu i chowając głowę w jego plecach.
- Spokojnie Rina ... będzie dobrze ... - powiedział Otachi, delikatnie obejmując siostrę, która nadal wtula się w chłodnego ukochanego.
- Bleee ... co za obleśne miejsce. - stwierdziła z niezadowoleniem i obrzydzeniem Kiazu.
- Chyba zaraz zwymiotuję... - stwierdziła Diuna, zasłaniając usta.
- Nie boicie się tego miejsca?- spytał dociekliwie Lughe.
- Czego tu się bać? - odparł Hachi.
- To miejsce jest bardziej obrzydliwe niż przerażające. - dodała Kiazu.
- I ten zapach ... - dopowiedziała Diuna.
W tym momencie Otachi otoczył wszystkich wspaniałym, czystym i orzeźwiającym wiatrem, który doskonale się sprawdził, przy niwelowaniu nieprzyjemnego, duszącego i drażniącego zapachu stęchłej i rozkładającej się krwi.

************

Późnym, delikatnie deszczowym popołudniem, siedzący w swoim gabinecie Hetto, rozmawia z kimś przez wideokonferencje na swoim laptopie.
- Jak sprawują się moi ludzie?
- Zapewne dobrze Generale, nie mogę na nich narzekać. - odparł Hetto.
- To dobrze, co teraz robią? - spytał dociekliwie Rudy.
- Ich szkolenie zaczyna się jutro, więc mają pewną misję.
- Jaką misję?
- Są w starych ruinach nieopodal obozu i zbierają dla mnie informacje o tamtym miejscu.
- Rozumiem, dawno wyruszyli?
- Wyruszyli z samego rana, jednak zapewne znasz swoich ludzi.
- Znam aż za dobrze ... Jak widzę, też ich dobrze znasz i nie pozwalasz im bezczynnie siedzieć w obozie ...
- Cóż ... darmozjady nie dostają kolacji ... - odparł Hetto z uśmiechem.
- Heheheh .... no nic jak wrócą to chciałbym porozmawiać z moim kapitanem...
- Jak sobie życzysz ...

************

Neczanie od dłuższego czasu w miarę sprawnie przechodzą, jedną tajemniczą komnatę za drugą, jednak z każdą kolejną salą coraz bardziej prześladuje ich przeświadczenie, że skarb którego poszukują nie istnieje.
- No nie kolejna komnata. - stwierdziła Diuna, wchodząc z ogromną rybą, podobna do glonojada, która ciamka jej głowę.
- Weź mi nic nie mów ... - odparła Kiazu, kopiąc jakąś wielką rybę i wkopując ja z powrotem do poprzedniej komnaty.
- Wreszcie przyszliście - stwierdziła zjawa niecierpliwie migocząc.
- Weź Ziom nic już nie mów. - odparł Hachi splątany mackami ogromnej ośmiornicy, która krępuje połowę jego ciała.
- Dobra nie mazgajcie się ... idziemy dalej ... - stwierdził Lughe.
- Nie. - odparł twardo Kurai.
- Jak to nie? przecież obiecaliście mi pomóc. - odparła poirytowana zjawa.
- W przeciwieństwie do Ciebie, my potrzebujemy coś zjeść i chwile odpocząć. - konturował Kurai.
- Dobry pomysł Ziom. - dodał Otachi, próbując odkleić ośmiornicę od brata.
- Dobrze, niech będzie ... zapomniało mi się ... - odparł niezadowolony Lughe.
Po chwili neczanie, z trudem i determinacją pozbyli się nieproszonych zwierząt, które okupywały ich ciała. Następnie Kiazu rozpaliła czerwono-pomarańczowo-żółte niewielkie ognisko, przy którym wszyscy radośnie usiedli i zaczęli zajadać, przygotowane z rana kanapki.
- Ognisko do kanapek? Strata czasu ... - stwierdził Lughe.
- Bo nam się tak chce ... - odparła Diuna.
- Tak odpoczywamy i to nie jest strata czasu. - dodała Kiazu.
Czas przy ognisku umilały szepty niesione przez wiatr:
- pożałujecie tego .... zginiecie ... pożałujecie tego ...
- Tak, tak ... -odparł pod nosem Otachi.
- hmm... opowiecie mi coś o sobie? - spytał Lughe.
- A co byś chciał wiedzieć Ziom? - spytał Hachi.
- może być wszystko ... - spytał Lughe.
- Opowiadanie wszystkiego o nas zajmie wieki. - dodała Diuna.
- Hmm... jesteśmy neczańskimi żołnierzami ... - odparł Otachi.
- Robimy różne rzeczy ... - dodał Hachi.
- Jesteśmy to tu to tam ... - dopowiedziała Kiazu.
- Rozumiem ... macie kogoś? - spytała zjawa.
- Tak mamy. - odparł Otachi.
- Wiesz przystojni faceci, fajne laski ... te klimaty. - dodała Kiazu.
- Tajemniczy jesteście ... - odparł Lughe
- Nie bardziej niż to miejsce Ziom ... - odparł Hachi.
- W większości do bycia tajemniczymi nam daleko... - dodał Otachi z uśmiechem.
- hmm... skoro tak mówicie ... a jakie macie stanowiska?- stwierdził Lughe.
- Hmmm... ja jetem tankiem, Rina jest medykiem... - odparł Hachi.
- Dobra koniec przerwy, ruszamy dalej. - wtrącił chłodno Kurai, podnosząc się.
- Doskonały pomysł ... - stwierdził Lughe.

************

Nasi bohaterowie wkrótce dotarli do kolejnej komnaty, która swym wyglądem nie przypomina, żadnej poprzedniej. Wąskie, kamienne przejcie i drewniane masywne schody prowadzące na górę, tuż po prawej stronie od wejścia.
- Kolejna zagadka ... co tym razem wymyślicie? - spytała świetlista zjawa.
- Zobaczymy. - odparł chłodno Kurai.
- Hmm... proponuję najpierw na górę, bo ten wąski gardziel nie zachęca. - dodała Kiazu.
- Jak dla mnie spoko pomysł ... - dodała Diuna.
- Brzmi rozsądnie. - dopowiedział Otachi.
Po tych słowach wszyscy spokojnym krokiem udali się krętymi, mrocznymi schodami na górę. Na samej górze ich oczom ukazał się szary balkon z masywnymi barierkami. Za którymi, na niższym piętrze rozciągał się ogromny labirynt, jednak z góry nie widać wyjścia z niego.
- Świetnie labirynt .. - stwierdziła Diuna.
- Coś jest w nim nie tak... - stwierdził Hachi.
- Sprawia wrażenie, że nie ma wyjścia ... wszędzie tylko ściany. - dodał Otachi.
- Jak będziemy tu stali to nie ruszymy dalej... - stwierdził Lughe.
- Tiaaa ... powiedział ten co robi najwięcej ... - odparła Diuna przewracając oczami.
- Może zerkniesz na ten labirynt? - spytała Kiazu.
- Właśnie do dołączaj do jego grona. - dodał Hachi.
- Dobra, dobra już patrze. - stwierdziła Diuna, podchodząc do barierki.
W ten oczom psychicznej neczanki ukazał się zielony labirynt, z emanującą światłością czarnym, wypukłym przyciskiem w samym środku labiryntu.
- Hmm... w samym środku labiryntu znajduje się przycisk ... - stwierdziła Diuna.
- Spoko, to powiedz mi gdzie mam postawić kamień a postawie go. - odparł Hachi kierując się do schodów.
- Hachi ustaw sprzed na 102 kanał. - stwierdził chłodno Kurai.
- Luz, Ziom! - odparł Hachi, zbiegając po schodach.
-Wy też ustawcie 102 kanał. - kontynuował dalej Kurai.
Na te słowa wszyscy posłusznie, przestawili łączność na wskazany przez przywódcę kanał. W tym czasie ziemny neczanin, wszedł już do kamiennego labiryntu.
- Dobra Ziomki jestem. - stwierdził Hachi.
-Luz Bro! - odparł Otachi.
- Idź w prawo a potem skręcając w lewo idź dalej w prawo. - stwierdziła Diuna.
- yyy.... co? - odparł Hachi.
- Skręcasz w prawo, następnie jak dojdziesz do "futryn" to skręcasz w lewo, a tam zaraz po przejściu progu, skręcasz w prawo i takim schematem poruszasz się do samego końca. - odparł chłodno Kurai.
- Przecież to właśnie powiedziałam. - dodała Diuna.
- Dzięki Ziom ... Luz ... - odparł Hachi, a następnie dodał: - To ja lecę ... odezwę się jak dojdę do środka.
- Czy oświetlacie się? Czy otaczacie się waszym światłem?- spytał Lughe.
- Co masz na myśli? - spytała Kiazu.
- O to o co spytałem ... - odpowiedział Lughe.
- On pytał czy ochraniamy się, czy zapewniamy sobie bezpieczeństwo i czy się bronimy ... - wtrącił chłodno Kurai.
- Aaa aaa... oczywiście, że tak ... - odparła Kiazu z uśmiechem, a następnie spytała: - A co?
- Nie nic ... - odparł Lughe, po czym zmienił temat: - Wiecie, że jeśli przejdziecie przez tą komnatę to zajdziecie dalej niż moi oprawcy?
- Fajnie! - odparł entuzjastycznie Otachi.
- O ile dojdziecie dalej ... - odparł Lughe.
- Pewnie, że dojdziemy dalej! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
- Dotarłem, ale tu nie ma żadnego guzika. - wtrącił Hachi, będący już u celu.
- Halo ... jest tuż przed Tobą jeszcze chwila i na nim staniesz. - odparła Diuna.
- Przypominam Ci, że Ty go widzisz nie ja.... - odparł Hachi, robiąc idąc do przodu.
- A no tak ... stój! - odparła Diuna.
Na te słowa ziemny neczanin zatrzymał się, a Diuna powiedziała:
- Stoisz idealnie na guziku.
- Dobra. - odparł Hachi z uśmiechem, a następnie sam zmienił się w ogromny brązowo-szary głaz.
Nie minęła nawet chwila, a przyciśnięty guzik uruchomił cały mechanizm, który z wielkim hukiem w mgnieniu oka odmienił całe pomieszczenie.

************

Ziemny neczanin w popłochu ucieka z rozpadającego się labiryntu. Wszystkie wysokie ściany z ogromnym hukiem upadają na trzęsącą się ziemie. Straszliwy, przenikliwy głośny rumor, któremu towarzyszy ogrom pyły i szarego dymu, sprawia, że Hachi nawet nie ogląda się za siebie. Wkrótce ziemny neczanin, praktycznie w ostatniej chwili uciekł z zmieniającego się pomieszczenia, spowitego duszącym pyłem.
- Bro żyjesz? - spytał Otachi przez łączność.
- Ledwo Bro. - odparł Hachi podnosząc się z ziemi.
- Chodź do nas! - stwierdziła Kiazu.
Na te słowa Hachi szybko wbiegł na górę pomieszczenia, a tam gdy tylko podszedł do barierki zobaczył zupełnie nowe pomieszczenie. Teraz jest tam błękitna woda płynąca kanałami, otaczając prostokątną wyspę po jej środku, dzięki temu dzieli ona pomieszczenie na cztery trapezy, otoczone wysokimi szarymi ścianami. Kolorowe pomieszczenie nabrało niezwykłego i zjawiskowego trójwymiarowego złudzenia.
- No dobra i co teraz? - spytała Diuna.
- Kolory odpowiadają mocom ... i nie próbujcie stawać inaczej ... jedynie każde miejsce może zastąpić moc psychiczna... - odparł lekko poddenerwowany Lughe.
- A podobnież nie możesz nam pomagać. - odparła Kiazu.
- Owszem nie mogę, ale powiedzmy, że Was lubię a to będzie moją jedyną podpowiedzią. - odpowiedział Lughe.
- A co się stanie jak staniemy na złych polach? - spytał Otachi.
- Czerwone, niebieskie, iskrzące przecinające światła, potną wszystko co jest żywe ... - odpowiedział Lughe.
- Słucham? - spytała Diuna.
- Pojawią się lasery które potną nasz na kawałki. - odparł chłodno Kurai.
- Uroczo ... to ja zostaje tutaj i oglądam Was z bezpiecznej odległości. - stwierdziła Diuna.
- No to pozostaje nam zaufanie ... więc ferajna idziemy! - odparła entuzjastycznie Kiazu, schodząc po schodach.

************

Wkrótce neczanie stali już na swoich miejscach. Na brązowym trapezie u góry sali stoi Hachi, po przeciwnej stronie na biało-niebiesko-szarym trapezie stoi Otachi. Tymczasem po lewo na czerwono-pomarańczowo-żółtym trapezie stanęła Kiazu, natomiast na żółto- białym po prawej stronie stanął Kurai. Całości dopełnia Rina, stojąca na morskim prostokącie w samym środku sali oraz Diuna i Lughe stojący na balkonie na górze.
- Dużo z was włada psychiczną mocą?- spytał Lughe.
- W naszej paczce tylko ja ... - odparła Diuna, która następnie ponownie spojrzała na pomieszczenie swoim wytrenowanym wzrokiem.
Jednak tym razem całe pomieszczenie nie wiele się zmieniło. Kolorystyka pomieszczenia nie zmieniła, ale kiedy psychiczna neczanka obserwowała pomieszczenie swoją psychiczną mocą, pozostała część oddziału stoi, w taki sposób, że robią zgrzyt w mózgu, gdyż stoją oni zgodnie z trójwymiarową iluzją.
- I co Diuna coś się dzieje? - spytała Kiazu.
- Niee .... chociaż czekaj ... iskrzy mi się trapez Hachiego ... - odparła Diuna.
- Moje? - spytał Hachi energicznie skacząc z nogi na nogę, a następnie dodał: - Co mam zrobić?
- Nie wiem ... ale teraz iskrzy mi się trapez Otachiego ... - odparła Diuna.
- Dobra to co robić? - spytał Otachi.
- Nie wiem ... może użyj mocy? - odparła Diuna.
Na te słowa wietrzny neczanin spokojnie użył mocy, jednak nic się nie stało.
- Nic się nie dzieje ... - odparł niezadowolony Otachi.
- Zaraz a co robił Hachi? - spytała Kiazu.
- No skakał jak opętany ... nie widzieliście? - odparła Diuna.
- Nie ... nie widzimy się ... - odparł Hachi.
- Dobra to będę skakać. - stwierdził Otachi skacząc.
- Chyba zadziałało ... bo teraz świeci się prostokąt Riny. - stwierdziła Diuna.
- Ok ... - odparła nieśmiało Rina skacząc.
Skakanie neczan przynosiło oczekiwany efekt. Za każdym razem gdy ktoś podskoczył, na komendę Diuny, to widziane przez nią światła coraz szybciej skakały po kolorowych podłogach. W ten światła zaczęły latać jak oszalałe, aż w końcu ściany dzielące podłogi znikły, a same podłogi stały się śnieżno białe.
- Zadziałało ... - stwierdził mimochodem Lughe.
- No proszę ... a to niespodzianka ... - odparła Diuna.
Nagle błękitna woda stopniowo zmieniała się w czerwono-brunatną mazistą ciecz, aż wkrótce cała wyglądała jak wręcz rzeka krwi. W tym samym czasie na podłogi spadły tony białych, delikatnie poszarzałych kości, które bez trudu i bardzo szybko przykryły całą podłogę.
- O rany! - stwierdziła przerażona Rina, kuląc się i odpychając od siebie kości.
- Co jest? - spytała Kiazu.
- To ... to ... to ... są ludzkie kości ... - z trudem odparła wodna neczanka.
- Lughe mówi, że to kości naszych poprzedników... - odparła Diuna.
- No to powiem Ci że musiało być ich sporo... - stwierdził Hachi.
- I co teraz? - spytał Otachi.
- Nie do końca wiem, ale po środku każdej podłogi widzą świecący się punkt. - odparła Diuna.
- Dobra to kopiemy się tych kościach .. - stwierdziła Kiazu.
- Pamiętajcie, że nie można Wam się ruszyć, aż do otworzenia się przejścia. - kontynuowała Diuna.
- Tak tak ... pamiętamy... - odparł Hachi.
- Dobra to gdzie mamy grzebać? - spytał Otachi.
- Będę instruować Was pojedynczo ... zacznę od Otachiego. - odparła Diuna.
- Spoko. - oparł Otachi.
- Rina dasz radę? - spytał chłodno Kurai.
- T... tak ... - odparła spokojnie i niepewnie Rina.
Wkrótce neczanie mniej lub bardziej chętnie wśród stosów kości odnaleźli guziki które po jednoczesnym wciśnięciu otworzyły przejście do kolejnej tajemniczej komnaty.

************

Podczas gdy nasi bohaterowie dzielnie przemierzają tajemnicze podziemia opuszczonego kurortu, sam kurort również się delikatnie mienił. Nadal jest obskurnym, podrapanym i wyniszczonym miejscem, które przyciąga jedynie eksploratorów. Jednak teraz przechadza się po nim pełno przeróżnych zjaw, ściany płaczą szkarłatną krwią, a gdzieniegdzie zwisają przerażające głowy różnych istot. Dzięki temu głuche pomieszczenia na nowo tętnią "życiem".
Ostrożnie i niepewnym krokiem poruszasz się po ciemnym korytarzu, w którym jest nie pełna podłoga i odpadające ze ścian poszarzałe tapety. Mimo panującego delikatnego pół mroku, dobrze sobie radzisz, jak na kogoś komu drżą ręce, a bateria w latarce już dawno wysiadła. Zimny, przenikliwy wiatr, bez trudu dociera w najskrytsze zakamarku Twojego poddenerwowanego i niepewnego ciała, a każdy najmniejszy niespodziewany dźwięk doszczętnie przeszywa Twój zaniepokojony, niepewny i wystraszony umysł.
Nagle na Twojej drodze, na samym końcu długie korytarza pojawił się biały duch kobiety, o długich czarnych włosach i ubranej w aksamitne ociekające szkarłatną krwią kimono. Zjawa porusza się wolnym krokiem, pozostawiając za sobą smugę brunatnej krwi i zdaje się, że jeszcze Cię nie widzi, chociaż Twoje poddenerwowane serce z każdą sekundą bije coraz mocniej i mocniej. Kiedy zjawa przechodzi przez zapyziałą i rozpadającą się ścianę, tego opustoszałego kurortu, z trudem i niepewnym krokiem ruszasz do przodu.
W ten w pomieszczeniu zapanowała głucha i niespokojna cisza, jedyne co słyszysz to swój przyśpieszony oddech oraz szaleńczo bijące, rozkołatane serce, które ma zamiar wyskoczyć z Twojej piersi. Jednak mimo wszystko podążasz dalej ... Niespodziewanie słyszysz za sobą tajemnicze i intrygujące odgłosy i czujesz ... doskonale czujesz, że coś się skrywa za Twoimi plecami .... więc gwałtownie się obracasz ... i z przerażeniem stwierdzasz, że tam nic nie ma ... chociaż jesteś przerażony to czujesz ulgę, odwracasz się ... a tam a tuż przed twoim nosem znajduje się pociągła przerażająca twarz z zgniłymi, wyłupiastymi, cieknącymi krwią oczami i szaleńczym uśmiechem... Boisz się ... boisz się jak nigdy wcześniej ... Twoje nogi są jak z waty ... wszystko każde Ci uciekać, jednak Twoje nogi nie mają zamiaru się ruszyć....
Nagle straszliwa zjawa, skuszona biciem Twojego oszalałego serca, z wiszącym ociekającym krwią i ślina jęzorem ... rzuciła się na Ciebie ... robiąc sobie pożywkę z Twojego przestraszonego ciała ...

************

Bardzo duże pomieszczenie, bez ścian. Znajdują się tam jedynie, masywne, kamienne, kafelki, które są podłoga w tym miejscu. Miejsce to wygląda bynajmniej dziwnie i zupełnie jak z kosmosu. Przenikliwe szepty niesione przez wiatr, nabrały na mocy i ponownie wbiły się w świadomość neczan.
- Duchy tego miejsca robią się coraz bardziej niespokojne... musimy być blisko ... jak nie bardzo blisko ... niedługo ... w końcu po tylu latach ... ten skarb będzie mój ... - zamyślił się Lughe, delikatnie migocząc i nie dając po sobie poznać, że jakiekolwiek myśli kołaczą mu się po "głowie".
- Gash ... to jeszcze nie koniec ... - narzekała Diuna, przewracając oczami.
- Nie narzekaj nie jest tak źle ... przynajmniej się nie nudzimy. - odparł Hachi.
W tym momencie powietrze mocniej zawiało, a na samym środku lewitującej podłogi, niespodziewanie pojawiło się duże tornado, szepty jeszcze bardziej nabrały na mocy:
- Nie chcieliście słuchać! ... Nasza cierpliwość właśnie się skończyła! ...
W ten szalejące tornado, zmieniło się w ogromną bestię o wielkich zębach i złowieszczo błękitnych, święcących oczach. Przerażający i straszliwy potwór wygląda jakby był zrobiony co najmniej z miliona świetlistych zjaw zwanych Glazy. Ciężko określić jego szalony wygląd, jednak widać, że ma on podłużną mordę, oklapłe uszy, dużo "futra" oraz długie pazury. Dodatkowo jest w różnych odcieniach bieli, niebieskiego, fioletu oraz zieleni i towarzyszą mu świetliste kule w przeróżnych kolorach. Wkrótce bestia przenikliwie zawyła i groźnie warknęła, a następnie uderzyła swoimi masywnymi łapami o ziemię, także kamienna, płytkowa podłoga zatrzęsła się, a zaskoczeni neczanie upadli na ziemie. W tym momencie z podłogi, między nogami Diuny, prosto do w górę, wystrzeliła wiązka ognistej mocy
- Nie nie nie! Tego już za wiele! - krzyknęła Diuna, a następnie pewnie i twardo powiedziała: - Ja wiedziałam, że tak będzie! Normalnie w 300 epizodzie nie wychodzę z łóżka ... i nie ma mowy abym gdzieś się szlajała! Setne odcinki są nie na moje nerwy!
- Oj tam oj tam przesadzasz ... w końcu jeszcze żyjemy. - odparł Hachi.
- To tylko walka z bossem i nic więcej ... - dodał Otachi.
- Ooo tak ... To tylko walka z potworem w komnacie pełnej pułapek ... no rzeczywiście to nic takiego... - odparła Diuna.
- Dobra koniec gadania ... czas się zabawić! - wtrąciła z determinacją i entuzjazmem Kiazu, podnosząc się.
W tym momencie wystrzeliła kolejna wiązka ognistej mocy, która pojawiła się tuż przed nosem, zaskoczonej Kiazu. Tym czasem ogromna bestia głośno ryknęła i zaszarżowała na podnoszących się neczan, zmuszając ich tym samym do odskoczenia i rozdzielenia się.

************

Neczanie dzielnie walczą z ogromną bestią, jednocześnie mierząc się z pułapkami, które odpalają się zarówno tuż obok naszych bohaterów, jak i tuż obok potwora. To trudne starcie jest nie lada wyzwaniem dla obydwu walczących stron. Jednak jest ktoś, kto przeszkadza. Świetlista istota imieniem Lughe, stoi przed Riną i uniemożliwia jej przyłączenie się do starcia.
- Jesteś medykiem prawda? ... - spytał dociekliwie Lughe.
- Tak ... jestem ... - odparła spokojnie Rina próbując dołączyć się do starcia.
- To nie powinnaś stać z boku i ich leczyć zamiast brać udział w bezpośrednim starciu? ...
- Możliwe ... jednak ja im pomagam również w walce ...
- To ciekawe ...
- Przepraszam ... mogę już do nich dołączyć?
- Tylko po co? ... medyk nie potrafi nic prócz leczenia ... powinnaś iść na bok i nie przeszkadzać tym, którzy na walce się znają...
W tym momencie wodna neczanka w mgnieniu oka postawiła swoją błękitno-niebieską tarczę, która ochroniła zarówno Rinę, jak i świetlistą zjawę, przed mocnym atakiem bestii.
- Przepraszam ... muszę już iść ... - stwierdziła Rina z uśmiechem, a następnie dołączyła do trwającego starcia, pozostawiając zaskoczoną świetlistą istotę.
W tym samym czasie Kiazu przywołała swoją wspaniałą ognistą halabardę, a wkrótce po niej bronie przywołali również pozostali walczący, to oznaka, że nie mają zamiaru cackać się z świetlistym stworzeniem.
- Nie dacie mi rady ... jestem siłą wszystkich strażników ... nie dostaniecie naszego skarbu! Wy ani nikt inny! - wy warczała groźnie bestia.
- Tym lepiej! Będziesz dla nas wyzwaniem! - stwierdził Otachi
- E tam! To będzie pryszcz. - odparła Kiazu szarżując do niesamowitego ognistego ataku, któremu towarzyszy nieopisana światłość, ogrom odpalających się pułapek oraz blaski wszystkich ataków, pozostałej części oddziału.
- No chodź paskudo. - dodał Hachi z wrednym uśmiechem.
- Pewnie, bo to ja go powale! - dopowiedział Otachi.
- O nie! Właśnie, że ja! - wtrąciła Kiazu.

************

Energiczna walka w niebezpiecznej komnacie, pełnej pułapek wciąż trwa. Wielka świetlista bestia nie jest łatwym przeciwnikiem, a i neczanie do prostych przeciwników nie należą, chociaż ogrom wykonanych do tej pory zadań i późna pora daje im się mocno we znaki.
- Uparta bestia .... - stwierdziła Kiazu odskakując od potwora i prawie wpadając w kolejną laserową pułapkę.
- Skubaniec nie poddaje się tak łatwo. - dodał Hachi, odganiając się mieczem od potwora.
- Kiazu prowadź do ataku. - wtrącił nagłe chłodno Kurai, odskakując przed świetlistym atakiem przeciwnika.
- Hehehe ... Hachi, Otachi za mną. - odparła dumnie Kiazu szarżując na potwora.
- Pewnie Siostra. - odparli zgodnie bracia, którzy wydawali się czytać w jej myślach.
- Diuna! - krzyknęła Kiazu.
- Nie musisz mnie namawiać, wiem co robić! - odparła spokojnie Diuna, podskakując i rzucając swoją bronią, żywiołu.
Wkrótce neczanie wręcz czytając sobie w myślach, omijając pułapki, przeprowadzili kolejny szalony atak. Diuna rzuciła swoim buzdyganem prosto w nos ogromnej bestii, następnie kiedy ta z wielkim gniewem uderzyła łapami o ziemie, to wystrzeliły dwa ogniste pociski, a Hachi przy pomocy swojej ziemnej mocy unieruchomił przednia łapy potwora. Wkrótce Otachi i Kiazu, otoczeni przez wodno-kamienne, brązowo-niebieskie bariery, wbiegli po przygwożdżonych łapach maszkary. Następnie wbijając swoje ostrza w plecy potwora, popisowo zjechali na dół. W tym momencie bestia potwornie rycząc, z wielkim hukiem oswobodziła masywne łapy. W ten świetlisty potwór został oblany ogromną ilością wody, pod której ciężarem aż się ugiął. Nagle pomieszczenie rozprysło intensywnym biało-żółtym, oślepiającym elektrycznym światłem, a samą bestie Kurai przeszył naelektryzowaną kataną, to spowodowało, że potwór padł na ziemię, a przejście dalej otworzyło się.
- I o to chodziło! - stwierdził radośnie Hachi, przybijając żółwia z bratem i piątki z siostrami.
- Ha! I po Tobie maszkaro! - dodał energicznie Otachi.
- No i pokonany! - dopowiedziała radośnie Kiazu niwelując swoją halabardę.
- Wreszcie ... - stwierdziła Diuna siadając na ziemi.
Nagle dogorywająca bestia wykonała kolejny niebieski, świetlisty atak wycelowany prosto w wyluzowanych już neczan. Ogromna kula z niewiarygodną i spektakularną szybkością zmierza w kierunku świętującego oddziału. Nagle dało usłyszeć się jedynie przenikliwy huk. W tym momencie okazało się, że Lughe osłonił neczan swoim bliżej nie określonym świetlistym ciałem. W ten wszyscy podbiegli do rozerwanego świetlistego ciała.
- Rina wiesz co robić. - stwierdziła Diuna.
- T..tak ... spróbuję ... - odparła niepewnie wodna neczanka, zaczynając leczyć świetlistą istotę.
- Nie leczcie go ...- wy warczała groźnie bestia.
Jednak było już za późno, Rina właśnie skończyła leczyć świecące ciało przewodnika. W ten wydarzyło się coś dziwnego i niespodziewanego, świetliste ciało zaczęło w szybkim tempie zaczęło znikać. Po dłuższej chwili okazało się, ze Lughe ma wspaniałe, fizyczne ciało. Ma on teraz czarny T-shirt, oraz czarne jeansy, a jego twarz wydaje się być delikatnie szalona i nie obliczalna. Mężczyzna ma czarne postrzępione włosy w totalnym nie ładzie, które skrywają jego lewe oko. Dodatkowo ma on niebieskie, przeszywające oczy i szeroki uśmiech, oraz na pierwszy rzut oka widać, że jest on znacznie starszy od naszych bohaterów.
- No wreszcie jestem sobą. - stwierdził przenikliwym głosem Lughe.
- Ty... jesteś człowiekiem ... - odparła zaskoczona Rina.
- Pewnie, ze tak. - odparł Lughe z jeszcze większym uśmiechem.
- No proszę, pod tą powłoką było całkiem fajne ciałko. - dodała kokieteryjne Kiazu.
Jednak bestia leżąca na ziemi, nie dała za wygraną i zaczęła szybko pełznąc w kierunku zaskoczonych neczan.
- Dobra my tu gadu gadu, a przejście jest otwarte idziemy dalej. - stwierdził Lughe.
Neczanie, nie wiele myśląc, przez może pułapek biegiem ruszyli do wyjścia. Nagle Bestia wykonała kolejny atak i ogromna ściana pojawiła się miedzy neczanami, a Lughe, Riną i wyjściem. W tym momencie Rina zatrzymała się, jednak zdeterminowany Lughe wziął ją za rękę i na silę zaciągnął w stronę wyjścia mówiąc:
- Chodź, oni nie są mi już potrzebni.
- Ale ...
- Zamknij się i chodź. - odparł groźnie Lughe, a następnie oboje wyszli z tego pomieszczenia.
W tym samym czasie ogrodzeni neczanie zostali sam na sam z ogromna bestią, która kolejnym mocnym atakiem odgoniła ich od ściany i skupiła ich uwagę na sobie.
- Jemu tym razem się udało, ale wy zostajecie tutaj ...- wy warczała groźnie bestia
- Jak to tym razem? - spytała Diuna.
- Już kiedyś próbował ...- wy warczała groźnie bestia.
- Czemu tak bardzo zależy Wam aby tamten strażnik odzyskał pamięć? - dodała Kiazu.
- On strażnikiem? Nie rozmieszaj mnie ... a wy jako jego wspólnicy doskonale to wiecie... - wy warczała groźnie bestia.
- Wspólnicy? Ziom spotkaliśmy go na górze i powiedział nam że jest strażnikiem i stracił pamięć, przez pewnych rzezimieszków.... - odparł Hachi.
- My nawet nie chcemy tego zapyziałego skarbu, chcieliśmy mu jedynie pomóc. - dodał Otachi.
- Ten cwany lis jest cwańszy niż myślałem... słuchajcie dzieciaki Lughe Was oszukał ...- wy warczała groźnie bestia.
- A może Ty nas oszukujesz? - odparła Diuna.
- Nie mam powodu kłamać i jakby był strażnikiem to wrócił by po was, a on uciekł jak tchórz... - wy warczała groźnie bestia, niwelując ścianę, a następnie dodała: - Idźcie i zgińcie za kłamcę, albo wysłuchajcie mojej historii i stańcie po właściwej stronie ...
- Wysłuchamy. - odparli zgodnie neczanie.

************

W zamierzchłych czasach to miejsce tętniło życiem, mimo, że piraci w podziemiach tego kurortu ukryli niezliczone skarby. W tamtych czasach każdy członek obsługi, był dobrze wyszkolonym członkiem załogi pirackiego herszta, który przysięgli strzec skarbu swojego kapitana po wieki. Któregoś dnia, zakwaterowali się u nas trzej łowcy skarbów, którzy wspomagani przez swoją załogę bez litośnie wybili wszystkich. Każdy kto stanął im na drodze, przepłacił to życiem. Patrzyłem jak moi przyjaciele ginęli i nie mogłem nic zrobić, nie wolno było mi się pokazywać za dnia na terenie kurortu ... patrzyłem i cierpiałem, kiedy moje serce rozrywało się w bólu ... teraz są tu ze mną i są moją mocą, ale do dzisiaj nie mogę mu wybaczyć tego co zrobił ... i obiecałem, że ich pomszczę ... a zamiast zemsty przyniosłem jedynie klęskę .... z zimna krwią, bez żadnych skrupułów ... wyrznęli ich wszystkich pień wszystkich, zarówno mężnych strażników, jak i gości ... szkarłatna krew i krzyki były wszędzie ... do tej pory nie mogę zaznać spokoju ... przez tych okrutnych łowców ... Heh ... Tamci straszliwi wojownicy ... Jak na łowców skarbów byli bardzo dobrze wyszkoleni, a sprytem mogli obdzielić co najmniej 100 ludzi ... Jednak jeden z łowców, był szczególnie wredny, nie zależało mu na niczym tylko na skarbie. Był nim właśnie Lughe, który bez skrupułów i z zimna krwią zabił nawet swoich dwóch najbliższych współpracowników. Dla tego bezwzględnego łotra nie ma reguł ... Nie musiałem długo czekać a dotarł aż tutaj ... w tedy po ciężkiej walce wygrałem i zrobiłem z nim to co chciałem zrobić z Wami... zmieniłem go w świetlistą istotę, aby powieki miał skarb tuż pod nosem i nie mogąc go zdobyć... Jednak tym razem udało mu się mnie przejść ... a magia leczenia spowodowało, że mój ponowny atak przywrócił mu ludzką postać...


************

- Zawiodłem ich ... - wy warczała z łzami w oczach ogromna bestia.
- Nie zawiodłeś ich Ziom ... - stwierdził Otachi.
- Lughe powiedział nam zupełnie inna historię. - odparła Diuna.
- Domyślam się ...
- Jednak ja uważam, że to Ty mówisz prawdę. - wtrącił chłodno Kurai.
- Ja też, a co za tym idzie idziemy skopać pewną świrniętą buźkę. - dodała energicznie Kiazu, kierując się do wyjścia.
- A to wredna menda, już ja mu pokarzę. - odparła Diuna.
- Diuna nie schlebiaj mu ... a zresztą się zgadzam. - dopowiedział Hachi.
- Ziom i pamiętaj nie zawiodłeś ich, a my damy z siebie wszystko. - dodał Otachi.
- Czekajcie ... jako prawdziwy strażnik nie zostawię Was bez pomocy ... - wy warczała spokojnie ogromna bestia, oświetlając klującym światłem całe pomieszczenie.

************

Długi, wąski korytarz po którym bardzo szybko idzie Lughe, ciągnący przerażoną Rine za rękę.
- Lughe, ale po co Ci ja? - spytała niepewnie Rina nie mogąca się wyrwać.
- Jesteś medykiem, wiec przydasz mi się. - odparł Lughe.
- Ale ..
- Zamknij się, nie będę z Tobą rozmawiać. - odparł poirytowany Lughe.
Na te słowa wodna neczanka zamilkła i potulnie podążała za przewodnikiem. Po dłuższej chwili oboje dotarli do kolejnej komnaty w której na górze łagodnych, kamiennych schodów znajduje się lśniąca, statuetka smoka.
- Dobra, panie przodem. - stwierdził stanowczo Lughe, jednocześnie brutalnie wrzucając przestraszoną dziewczynę do środka.
W tym momencie, kiedy dziewczyna tylko się zatrzymała, z powietrza zaczęły lecieć ostre jak brzytwa strzały. Wodna neczanka niewiele myśląc postawiła swoją wspaniałą barierę, która spokojnie odbijała każdą strzałę.
- No już ruszaj się. - rozkazał Lughe, a następnie dodał: - Zatrzymaj się przy rzeźbie i nie ruszaj jej.
Neczanka nie chętnie, ale posłusznie wykonała polecenie. Z każdym kolejnym krokiem, nawał strzał wzmagał się a sile, tak jak i zmęczenie. Wkrótce wodna bariera zaczęła słabnąć, a co za tym idzie część ostrych strzał przedostało się przez nią i nieznacznie poraniło wystraszone ciało neczanki. Nagle dziewczyna zatrzymała się.
- No co jest? Ruszaj się - ponaglał Lughe, rzucając w dziewczynę ciemno fioletowo-różowo-niebieskim sztyletem, który bez trudu przebił się przez osłabioną wodną barierę i przeleciał tuż obok szyi neczanki, jednocześnie raniąc ją, a po chwili dopowiedział: - Rusz się, bez ciebie też sobie poradzę i bez trudu cie zabiję.
Przestraszona Rina dotknęła swojej szui, i dłonią wytarła szkarłatna krew która delikatnym ciurkiem z niej płynie, a następnie z przerażeniem ruszyła dalej. Wkrótce poraniona dziewczyna doszła do statuetki, a strzały przestały lecieć. W tym momencie Lughe zrobił ostrożny krok do przodu, a następnie z uśmiechem stwierdził:
- No rozbrojona.
Po chwili łowca, spokojnym krokiem podszedł do neczanki, która zniwelowała barierę, poklepał ją po głowie, tak jak to robi się z dużym psem i powiedział:
- Dobry pies a teraz odsuń się.
Rina delikatnie odsunęła się, a Lughe oglądający statuetkę kontynuował:
- Klasyka gatunku jak widzę, posąg pułapka to nic nowego. Ty dajesz podnieś figurkę.
- Ale ... to ... uruchomi pułapkę ... - wydukała przestraszona Rina.
- I o to chodzi, ruszaj się bo Cię zabiję. - odparł stanowczo Lughe odsuwając się.
Wodna neczanka, niepewnie podeszła do posążka i po dłuższej chwili podniosła go. W tym momencie cała komnata zadrżała, z sufitu zaczęły spadać ogromne kamienne kule, które zaczęły demolować pomieszczenie. Tym czasem podłoga i schody rozpadły się. Pokaleczona Rina próbowała stąd uciec, jednak już po chwili obijając się o kamienie zaczęła spadać w przepaść. Nagle zawisła w powietrzu i uniosła się wysoko w górę, a już po chwili runęła o ziemię.
- Ciężka jesteś, więc nie licz na to, ze zrobię to znowu. - stwierdził Lughe, który po spadających kamieniach spiął się wysoko do ukrytego pod sufitem tunelu.
- To ... to po co mnie ratowałeś? - spytała nieśmiało Rina.
W tym momencie przewodnik złapał neczankę za krwawiące gardło i sprawiając jej dużo bólu uniósł ją w górę mówiąc:
- Nie schlebiaj sobie, a pies może się jeszcze przydać.
Następnie Lughe z hukiem rzucił dziewczyną o ziemię, kopną pod żebra i powiedział:
- Ruszaj się.
- T ... tak ... - odparła drżącym głosem neczanka, z trudem podnosząc się z ziemi.

************

- Ta moc da wam nowe możliwości, ale tylko na terenie kurortu ... - wy warczała ogromna bestia, a po chwili dodała: - Część tej mocy doskonale uzupełnia się z psychiczną mocą...
- I świetnie... - odparła Diuna z uśmiechem, a po chwili dodała: - No to czas się zabawić.
W tym momencie psychiczna neczanka zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła jej oczom ukazała się ledwo idąca Rina oraz idącego za nią Lughe.
- I co widzisz? - spytał Hachi.
- Co za odjazd ... widzę ich jak idą jakimś wąskim, spiralnym korytarzem. - odparła zafascynowana Diuna korzystając z swojej chwilowej mocy.
- Są już niedaleko skarbca ... tak naprawdę dzieli ich jedynie ten korytarz oraz wrota do skarbca ... - wy warczała ogromna bestia.
- To czas ruszyć za nimi. - odparła zdeterminowana Kiazu.
- Intryguje mnie po co mu Rina? - spytał Otachi.
- W jego łapy dostała się przypadkiem, a jeszcze z nim jest bo jest sprytny i potrzebuje kogoś do pułapek, zresztą jestem pewien, że coś widziałaś ... - wy warczała ogromna bestia.
- Nie wiem o czym mówisz ... - odparła Diuna korzystając z mocy.
- Skoro nie chcesz to ja powiem ... - wy warczał potwór, a następnie dodał: - - Ten elf jest straszliwie brutalny, nie obliczalny i zapatrzony w skarb, a Wasza towarzyszka jest dla niego jedynie rzeczą, która ma za zadanie rozbrajać pułapki z którymi jemu nie chce się męczyć ...
- Zajebiście ... - stwierdziła Kiazu.
- To trzeba się śpieszyć. - dodał chłodno Kurai.
- Idźcie i pomścijcie moich przyjaciół ... - dopowiedział chłodno potwór.
- Spoko. - odparli zgodnie neczanie.
- Zatańczymy sobie z nim. - dopowiedziała energicznie Kiazu.
- A może powiadomimy Hetto? - zaproponowała Diuna.
- Nie, sami sobie poradzimy. W końcu to nasza zabawa. - odparła Kiazu.
Po tych słowach, zdeterminowani neczanie udali się w pogoń, za Lughe.

************

Wkrótce przed wystraszoną Rina oraz twardym Lughe, ukazały się ogromne brązowe wrota, z czarno-biało-szarą obwolutą. To jedyne na czym można zawiesić oko w tym ogromnym pomieszczeniu.
- Ty ... tylko wrota? - spytała niepewnie i cicho Rina.
- Głupia ... to logiczna zagadka dla kogoś z wspanialszą mocą niż twoja marna woda. - odparł Lughe a następnie szybko i bez większego trudu rozwiązał zagadkę umieszczona na drzwiach, która polegała na ustawieniu sześciu tarczy w odpowiednich miejscach oraz połączenie ich specjalnymi psychicznymi linami.
- Banalne ... - odparł dumnie Lughe, dopasowując ostatni element.
W tym momencie ziemia zatrzęsła się, ale drzwi się nie otworzyły tylko oczom elfa ukazała się kolejna zagadka. Tym razem na drzwiach w różnych miejscach umieszczone są kolorowe kręgi. Jest ich 14 i są przeróżnych wielkości.
- No proszę, druga zagadka. - stwierdził Lughe, a następnie dodał: - Jednak jest niesamowicie banalna, słabe te zabezpieczania.
W tym momencie elf bez trudu ułożył pierścienie w trzy grupy od największych do najmniejszych i tym samym rozwiązał kolejną zagadkę. Po chwili ziemia ponownie zatrzęsła się tym razem po środku drzwi pojawiła się głęboka dziura.
- Wkładaj tam rękę i użyj mocy. - stwierdził Lughe zaciągając Rinę do drzwi.
Neczanka z dużą doza niepewności włożyła rękę do dziury i użyła swojej wodnej mocy. W tym momencie rozległ się głośny huk, który sprawił, że Rina odskoczyła od wrót, które powoli otworzyły się.
- A teraz właź tam. - rozkazał Lughe, ponownie szarpiąc wodną neczankę i wrzucając ją do ogromnego pomieszczenia, które przepełnione jest złotem i rożnymi kosztownościami.
Jest to ogromna komnata o zdobionym półokrągłym sklepieniu, które zabiera dech w piersiach. Złoto, srebro, diamenty, rubiny szmaragdy i inne wspaniałe kosztowności doszczętnie wypełniają całą komnatę i wręcz zmuszają do chodzenia po sobie. Taki wspaniały i nieobliczalny skarb nie jest czymś co widzi się na co dzień, ale z pewnością jest czymś co zdecydowanie odbiera mowę i robi ogromne wrażenie.
- Łał! - wyszeptała z podziwem oszołomiona i zachwycona neczanka oglądając pomieszczenie.
- O to i on, po tylu latach ... - stwierdził zadowolony z siebie elf.
- To... to może ... to może ja już pójdę... - zaproponowała niepewnie i drżącym głosem Rina.
- Chyba żartujesz!? Udowadniasz mi jak mało wiesz, twoje ciało jeszcze mi się przyda. - odparł Lughe łapiąc neczankę za łokieć, a następnie twardo ciągnął ją za sobą.
Oboje przemierzają tą ogromną komnatę, maszerując po brzęczących, śliskich monetach, które mimo swojego uroku, stanowczo nie są łatwą i stabilną trasą.


************

W metalowej, całkiem skromnej komnacie o wspaniałych żółtych ścianach, za czarnym masywnym biurkiem, zawalonym stosem papierów, siedzi wyraźnie zmartwiony i zaniepokojony Hetto i po raz kolejny wypełnia niezbędne dokumenty. Jednak tym razem jego myśli krążą zupełnie gdzie indziej.
- Już dawno po kolacji, a ich ciągle nie ma ... czyżby coś im się stało? ... a może zostali zaatakowani? ... dzieciaki co się z Wami dzieje?
W tym momencie oficer złapał za leżące obok niego radio i już miał włączyć je i odezwać się, ale ponownie zamyślił się:
- Nie ... im na pewno nic nie jest ... w końcu w razie kłopotów odezwali by się ... tak .. znając ich to zapominając o całym świecie świetnie się bawią i niebawem wrócą ... jak nie wrócą, to rozpoczęcia szkolenia to wtedy powinienem zacząć się martwić ... a teraz muszę oczyścić umysł bo inaczej napiszę bzdury w papierach ... Co prawda Ankara jest moim przyjacielem to obowiązki przede wszystkim ... a oni prędzej czy później wrócą ... w końcu poszli tylko bawić się w ruinach ...

************

Ponura, nieprzyjemna, kamienna zrujnowana komnata, oświetlona jedynie przez ogrom ognistych świetlików, z rozwalonymi schodami, wygląda zupełnie jak ślepy zaułek bez wyjścia.
- I co teraz? - spytał Hachi oglądając zniszczone pomieszczenie.
- Dobre pytanie ... - odparła Diuna.
- Nas gdzieś wpuścić ... ruiny stały sobie wiekami, przyszli tacy neczanie i po ruinach. - dodał Otachi.
- Bro my się dopiero rozkręcamy. - dopowiedział Hachi z uśmiechem.
- A skąd wiecie, że to nie oryginalna komnata? - spytała Diuna.
- Nie wiemy, ale zakładamy. - odparł Hachi.
- Kiazu, daj tam więcej światła. - wtrącił chłodno Kurai, pokazując miejsce na wprost wejścia tyle, że wysoko nad ich głowami.
- Spoko, żaden problem. - odparła Kiazu, a następnie przywołała więcej świetlików, które bez trudy wykonały swojej zadanie.
W tym momencie oczom neczan ukazała się ciemna dziura, na tyle duża aby swobodnie nią przejść, jednak na tyle wysoko, że doskoczenie do niej jest nie możliwe.
- Dziura ... - stwierdziła Diuna.
- Ziom sądzisz, że to wyjście? - spytał Otachi.
- Tak, jest duża szansa, że to wyjście. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Zatem czas to sprawdzić Ziom. - odparł Hachi, a następnie bardzo mocno tupnął.
W ten cała komnata zadrżała, a z kamiennych ścian wysunęły się ziemne schody, aż po same wejście do tunelu.
- I gotowe. - stwierdził Hachi z uśmiechem.
- No to ruszamy! - dodała energicznie Kiazu, wbiegając po schodach.
- Ej czekaj! - krzyknął Hachi wbiegając za siostrą.
- No nie ... znowu wyścig ... - marudziła Diuna.
- Lepiej nie marudź tylko ich goń! - dodał Otachi z uśmiechem, szybko ruszając za rodzeństwem.

************

Po ogromnej komnacie wypełnionej szlachetnymi kosztownościami, maszerują Rina i Lughe, który jest wyraźnie nie zadowolony.
- W życiu ... nie widziałam tylu kosztowności. - stwierdziła nieśmiało, poobijana Rina, grzecznie podążając za elfem.
- Phi ... - odparł od niechcenia, Lughe.
- Em ... przepraszam, za swoją zuchwałość ... lecz czemu nie zabierasz tego skarbu?
- Mam zabierać te nędzne grosze?
- Prze...przecież to fortuna ...
W tym momencie elf odwrócił się, spoliczkował neczankę i powiedział:
- Za kogo ty mnie masz? Takie nędzne sumy to ma byle rodzina taka jak Oskran czy Cusan, a ktoś taki jak on na pewno dorobił się znacznie większego majątku niż to byle co ... w końcu on był kimś, a nie byle płotką ...
- Sko ... skoro tak mówisz ... - odparła niepewnie neczanka.
- Posłuchaj to, że ty jesteś niedoinformowaną pipą to wcale nie oznacza, że i ja nią jestem. Zanim tu przyjechałem latami zdobywałem wiedzę, o tym miejscu. Nawet jak byłem więźniem tego miejsca to zbierałem o nim informację. Myślisz, że jesteście pierwszymi naiwniakami od moich czasów? Phi to tylko pokazuje jaka głupia jesteś.
- Hmm.. to ... to czego szukamy?
- Nie interesuj się! I tak nie dostaniesz nawet grosza z mojej fortuny!
- Jak sobie życzysz ... - odparła pokornie Rina.
Wkrótce oboje dotarli dokładnie na środek komnaty, gdzie na podłodze widnieje ogromny okrąg, który o dziwo nie jest przykryty kosztownościami. Szara, ponura, kamienna posadzka wygląda bardzo ubogo w porównaniu do reszty komnaty.
- Kolejny banalny mechanizm... - stwierdził Lughe używając swojej psychicznej mocy.
Jednak elf nie zaczął jeszcze rozwiązywać zagadki, którą dzięki swojej psychicznej mocy jest wstanie w ogóle zobaczyć zobaczyć. Widzi on dwa czerwone okręgi, w pierwszym, środkowym kole jest niedopasowany rysunek, składający się z wielu linii, a drugi obfituje w różne bliżej nie określone wzory, przypominające litery.
- HA! To Hunaham, wspaniałe! Czas je ułożyć. - stwierdził nagle Lughe, po uważnej obserwacji kręgów.
Po chwili elf bez trudu ułożył symbol w środkowym okręgu. To Triquerta, która składa się z trzech, połączonych ze sobą elementów, z których każdy przypomina w swoim kształcie migdał i jest w intensywnym żółtym kolorze.
- No proszę, symbol z rytuału Arkamine Mageia, który pozwala obudzić magię leczenia. Tylko co on do diabła tu robi? - stwierdził pod nosem elf.
Następnie Lughe bez słowa zajął się drugim okręgiem, który jest wypełniony dziwnymi symbolami, które po chwili układania zmieniły się w pewne tajemnicze i nic nie mówiące zdanie.
- Hmm... Leczenie Twoją Drogą ... to bez sensu ... - stwierdził Lughe, kończąc układać zdanie.
W tym momencie oba kręgi zawirowały z ogromną szybkością, a na podłodze, pośrodku symbolu leczenia pojawiły się dwa,głębokie czarne otwory.
- Hmm... dalej ruszaj się, wkładaj tam ręce i użyj mocy leczenia. - rozkazał Lughe z psychodelicznym uśmiechem.
Na te słowa neczanka bez słowa, pokornie podeszła do otworów i uklękła przy nich. Następnie niepewnie oraz z dużą dozą strachu i nieufności włożyła ręce w długie mroczne otwory.
- łee... jakie dziwne uczucie ... - stwierdziła drżąco Rina.
W tym momencie elf kopną neczankę w lewy bok mówiąc:
- Nie marudź tylko ruszaj się!
Rina delikatnie pisnęła i bez zbędnych słów użyła magii leczenia. Delikatna biało-żółta poświata o delikatnym błękitnym zabarwieniu spowiła cały okrąg, a wkrótce światło, nabrało wyglądu gęstej za zarazem przejrzystej mgły. W między czasie Lughe rechocząc pod nosem wyszedł z kręgu. Nagle wodna neczanka uniosła się w górę, na okrągłym piedestale, tym czasem w ogromnym kręgu osunęła się podłoga i odsłoniła kręte, jasne, marmurowe schody w dół.
- Wreszcie! Prawdziwy skarb w zasięgu mojej ręki.- ucieszył się Lughe, szczerząc kły i schodząc po schodach.
W miedzy czasie wodna neczanka wyjęła ręce z dziur i spokojnie usiadła na wysokim filarze i korzystając z okazji zaczęła robić zdjęcia niezwykłego i wspaniałego pomieszczenia.

************

Minęła dłuższa chwila, podczas której Lughe buszował po dolnej komnacie, a następnie mocno wkurzony wyszedł z niej, trzymając coś w ręku. Nagle zaraz po wyjściu rzucił przedmiotem o ziemie wrzeszcząc:
- CO TO ZA GÓWNO!? Tyle zachodu po takie gówno!?
Następnie elf nerwowo rzucił się na kosztowności i leżąc na nich siarczyście przeklina pod nosem. Po paru nerwowych minutach Rina zeskoczyła, z wielkiej kolumny i podniosła z ziemi rzecz rzuconą przez przewodnika. Okazuje się że o przepiękny srebrzysty puchar wysadzany niebieskimi szafirami i czerwonymi rubinami oraz ozdobiony wspaniałym złotym ornamentem feniksa. Idealne i dbałe wykonanie kielicha, sprawia, że każda jego wypukłość przyjemnie pieściła palce.
- Przepiękne ... - stwierdziła Rina, oglądając przedmiot z błyszczącymi oczami.
- I co z tego? To jest tak samo nic nie warte jak to wszystko. On miał mieć nie wyobrażalny skarb, a w rzeczywistości to wszystko to jakieś gówna, które mogę zdobyć wszędzie ... - odparł Lughe, a następnie twardo dodał: - A teraz odłóż to, w końcu to nadal cześć MOJEGO skarbu.
- Jak sobie życzysz ... - odparła pokornie Rina, delikatnie odkładając masywny, a zarazem delikatny kielich.
Nagle elf stanowczym krokiem podszedł do wodnej neczanki i jednym szybkim gwałtownym ruchem przewrócił ją na górę złocistych moment.
- Dobra, za nim cie zabije zabawimy się. - stwierdził pogardliwie Lughe, a następnie przyciskając dziewczynę do kosztowności, dodał: - Obyś nie miała jakieś syfu dziwko.
- Zostaw mnie... - odparła mocno czerwona Rina leżąca pod masywnym męskim ciałem.
- Bo ty mi karzesz? Nie rozmierzaj mnie. - odparł elf próbując rozerwać mundur dziewczyny.
- Głuchy jesteś? - wtrącił stanowczy, chłodny głos.
- Ziom, Ona powiedziała, że masz ją zostawić ... - dodał przyjemny głos.
- Grr... to wy ... świetlista istota nie zabiła Was? - odparł Lughe delikatnie odsuwając się od wodnej neczanki, ale nadal ja trzymając.
- A wracając do tematu Ziom, puść ją. - dodał Hachi.
- Ta ... już lecę ... - odparł Lughe.
- Wiesz rozkładanie nóg żołnierzowi na siłę to nie jest dobry pomysł. - dodała Kiazu.
- Zaryzykuję. - odpowiedział twardo elf, a następnie widząc Kurai'a interesującego się kosztownościami, twardo dodał: - Ty odwal się od mojego skarbu.
- Hmm... Ta ... już lecę ... - odparł chłodno Kurai oglądając w dłoni kilka, błyszczących złotych monet.
- Powiedziałem ZOSTAW GO! - odpowiedział stanowczo elf rzucając się na elektrycznego neczanina.
Kurai jednak usunął mu się z drogi, więc Lughe zarył swoją psychodeliczna twarzą prosto w górę błyskotek, które nieznacznie go przysypały. W tym momencie Hachi, Otachi, Diuna i Kiazu wybuchli nieopanowanym śmiechem.
- O Ziom co za mina... - stwierdził Hachi śmiejąc się.
- Teraz jesteś bliżej skarbu, niż kiedykolwiek. - dodała Diuna.
- Ha ha ... - odparł elf wypluwając monety i diamenty, a następnie dodał: - To mój skarb i koniec!
- Być może ... - stwierdziła Diuna.

************

W tym samym czasie Kurai, nie przejmując się resztą oddziału, oraz elfem i pomógł wstać swojej ukochanej, a następnie spytał:
- W porządku?
- Tak ... - odparła Rina z promiennym uśmiechem.
- Widzę, że nieźle sobie wyczyniał...
- Em ... no ...udowadniał mi, że to on tu rządzi ...
- Widzę ... i czas mu udowodnić, że to nie on tu rządzi ...
- On nas oszukał ... on jest łowcą skarbów ...
- Świetlista bestia nam to powiedziała ... jak i parę innych ciekawostek na jego temat ... jednak nie czas na opowieści ... czas na czyny ...
- Poczekaj ... proszę ... chce Ci coś pokazać ... - odparła nieśmiało neczanka wyciągając swój aparat i odpalając go...

************

- WYNOŚCIE SIĘ STĄD! TO MÓJ SKARB! - wykrzykiwał mocno poirytowany Lughe, a po chwili z wykrzykiwania, dodał z szaleńczym uśmiechem: - Nie ... mam lepszy pomysł ... dużo lepszy pomysł ... zabiję WAS!
- HA! Spróbuj! - odparła zdeterminowana Kiazu, przywołując swoją wspaniałą i niepowtarzalną ognistą halabardę.
- Widziałem waszą walkę, doskonale wiem jak walczycie i mam nad wami przewagę. - odparł Lughe, z uśmiechem wariata, a następnie przywołał dwa fioletowo-różówo-niebieskie sztylety o srebrnej, wygodnej rękojeści i posrebrzanych ostrzach.
- No proszę, psychiczna moc ... - odparła Diuna przywołując swój cudowny buzdygan.
- No to jedziem. - dodali Hachi i Otachi przywołując swoje bronie.
- Jedziem, jedziem, tylko nie przychodźcie do mnie z płaczem jak zginiecie. - odparł Lughe.
W tym momencie Kiazu zjechała po górze złota, wymachując swoją bronią. Jednak elf mimo śliskiej i nie pewnej nawierzchni doskonale unika jej ciosów. Nagle ognista neczanka gwałtownie zatrzymała się, a jej miejsce zajął Otachi. Brzdęk stali rozniósł się po całym pomieszczeniu. Obaj Panowie szybko wymienią ciosy swoimi podwójnymi ostrzami, które w pięknym stylu, krzyżują się.

************

Tym czasem po dłuższej chwili szamotania okazało się, że Kiazu wręcz przykleiła się do kosztownej powierzchni.
- Co jest u diabła? - spytała Kiazu.
- Siostra strach Cie obleciał? - spytał złośliwie Hachi.
- Odczep się, nie mogę się ruszyć. - odparła nerwowo Kiazu, próbując sprawić aby jej nogi ruszyły się.
- To pewnie pułapka ... - wtrąciła spokojnie i nieśmiało Rina.
- No proszę Cię pułapka w środku skarbca... - odparła Diuna.
- Em ... tak ... Lughe włada psychiczną mocą i bez trudu rozwiązał psychiczne zagadki na naszej drodze ... i podejrzewam, że jest wstanie również sam je robić ... - kontynuowała Rina.
- Dobra zerknę... - odparła Diuna przewracając oczami, a następnie używając mocy dodała: - Tam nic ... o kurcze ... tam rzeczywiście jest pułapka.
- Dasz radę ja rozbroić? - spytała Kiazu.
- Myślę, że tak ... - odparła Diuna.
- Dobra, to się pośpiesz ... tam się walka toczy a ja nie mogę brać w miej udziału. - odpowiedziała Kiazu.
- Co widzisz? - spytała dociekliwie i spokojnie Rina.
- Hmm... takie dziwne macki ... które oplatają jej nogi... - odparła Diuna.
- Może spróbuj uderzyć w nie buzdyganem. - wtrącił chłodno Kurai.
- Niech Ci będzie ... - odparła Diuna, a następnie z całej siły przywaliła w jedną z macek.
W tym momencie rozległ się przeszywający syk, a fioletowo-czerwona macka gwałtownie puściła ognistą neczankę, jednocześnie uwalniając ją.
- Super! - uradowała się Kiazu, a następnie entuzjastycznie skacząc dodała: - No to wracamy do gry!
- Diuna, otocz nas swoją mocą. - stwierdził lodowato Kurai.
- Eh ... nie chce mi się protestować ... - odparła Diuna, a po chwili każdego z oddziału otoczyła delikatną, cienką i przezroczystą barierą idealnie i indywidualnie dopasowaną do ich ciał.
- Ekstra! Prawie jak wygodne ciuchy! - stwierdziła Kiazu.
- Pora skopać pewne cztery litery. - dodał ochoczo Hachi.

************

Wysoki, mężczyzna ubrany w czarny T-shirt, oraz czarne jeansy, stoi na wysokim filarze, po środku ogromnego skarbca. Dzięki czemu jego delikatnie szalona i nieobliczalna twarz ozdobioną niebieskimi, przeszywającymi oczami, zabrała nieobliczalnego wyrazu. Natomiast całości jego mrocznego wyglądu dopełniają czarne postrzępione włosy w totalnym nie ładzie, które skrywają jego lewe oko, oraz przerażający uśmiech.
- HAHAHAHA! - zaśmiał się złowrogo, Lughe rzucając fioletowo-liliowe, odbijające się od wszystkiego wybuchające kule. które skutecznie nie pozwalają się do niego zbliżyć.
Neczanie chowają się za gurami kosztowności, ciągle zmieniając miejsce swojego pobytu, aby uniknąć chaotycznego i nieobliczalnego ataku, który bez trudu odbija się od wszelkich tarcz.
Nagle narwana Kiazu nie wytrzymała tego ciągłego chowania się, więc z impetem wyskoczyła na elfa i zaczęła bombardować go ognistymi kulami, które po zetknięciu z wybuchającymi kulami przeciwnika, owocowały jeszcze większymi i groźniejszymi eksplozjami, które sprawiają, że cała komnata aż się trzęsie w posadach.
- Kiazu przestań! - stwierdził Hachi, łapiąc siostrę.
- Puszczaj mnie już ja mu dokopie! - odparła Kiazu wyrywając się i nadal rzucając ognistymi kulami.
- HAHAHAHA! Dzięki Tobie moje wybuchy nabrały na wspaniałej mocy. Zwycięstwo jest moje! Tylko moje! - odezwał się Lughe, z szaleńczym uśmiechem, a następnie dodał: - No dalej działaj!
- Kiazu skończ! - wtrącił chłodno Kurai.
Na te słowa ognista neczanka bardzo nie chętnie zaprzestała ataku, więc Hachi puścił ją.
- No co jest? Cykorzysz? - naciskał szaleńczo Lughe
- Nie ... - odparła twardo Kiazu zaciskając pięści.
- Przecież widzę, że się boisz ... Hahahaha ... boisz się wielkiego elfa i bardzo dobrze. - nadal naciskał Lughe.
Nerwowa i poirytowana Kiazu dała podjudzić się elfowi i wkrótce jej ręce zapłonęły, a następnie dziewczyna z impetem ruszyła na przeciwnika. Ognista neczanka dostała się blisko filara, a jej płomienne ataki nawet nie dosięgały do śmiejącego się przeciwnika, który doskonale wykorzystuje siłę eksplozji z połączonych mocy.

************

Starcie już tra dłuższą chwilę. Ognista neczanka intensywnie atakuje elfa, swoimi atakami zmusiła go nawet do zejścia z wielkiego filaru. Jednak szaleńcze starcie tych dwojga sprawia, ze reszta neczan nie jest wstanie nawet zbliżyć się walczących. Potężne wybuchające psychiczne kule, powodują kolorowe, głośne i nie bezpieczne eksplozje, które pewnemu elfowi sprawiają nieopisaną radość.
- Hahahaha! Tak nędzny robaku! Próbuj! HAHAHAHA! - napawał się szaleńczo Lughe.
Na te słowa Kiazu coraz intensywniej atakowała przeciwnika, nagle ognista neczanka przywołała swoją wspaniałą halabardę, rzucając tym samym wyzwanie.
- Chcesz powalczyć na serio? Proszę bardzo! - stwierdził groźnie Lughe, przywołując dwa sztylety.
Wkrótce wspaniałe ostrza krzyżowały się raz po raz. Jednocześnie w koło nadal latały groźne i wybuchające bomby.
- Kiazu opamiętaj się! - krzyczał Otachi, chowający się za stosami kosztowności.
- Daj spokój, ona i tak Cię nie słyszy! - odparła Diuna, kuląc się.
- Ona jest szalona! Kiazu ogarnij się! - dodał Hachi.
- Lughe cały czas ją podjudza nie dogadacie się z nią! - dodała Diuna
- Jak zaraz nie przestaną to ta komnata runie i nas pogrzebie ... - dopowiedział Otachi.
Następnie rozmowa naszych bohaterów została zagłuszona przez kolejne niesamowite wybuchy i brzdęk wszelakich kosztowności.
- NORMALNIE ZARAZ OGŁUCHNĘ! - wykrzyknęła Diuna, chowając głowę.
- CO?! - wykrzyczał Otachi, zasłaniając uszy.
- KE? - dodał Hachi, zatykając uszy.
Wkrótce, po kolejnej potężnej eksplozji wielkie góry, różnych wspaniałych kosztowności niespodziewanie runęły i tym samym neczanie zostali przez nie doszczętnie przysypani.

************

Tym czasem Kiazu zajęta zaciętą wyrównaną i szybką walką, nawet nie zwróciła uwagi na to, że wszystko się wali. Ciężka, szybka i niesamowita wymiana ostrzy pozostawia jedynie kolorowe smugi, a każde użycie ognia kończy się kolejnymi eklezjami. Po dłuższej chwili upartej i intensywnej wymianie ciosów Lughe z wrednym uśmiechem, odsłonił się. To był niewątpliwie idealny moment do przeprowadzenia ataku, co za tym idzie ognista neczanka uśmiechnęła się pod nosem i wystrzeliła kilka płomiennych pocisków, co spowodowało kilka pomniejszych eksplozji. Jednak nagle dziewczyna zaprzestała ataku.
- Kiazu, proszę przestań ... pozabijasz nas ... - odezwała się nagle Rina mocno wtulona w plecy ognistej siostry.
- Rina nie wtrącaj się! - warknęła Kiazu, odtrącając wodną neczankę.
Jednak ta zaraz po upadku na ziemię po raz kolejny szybko rzuciła się na siostrę i mocno łapiąc ja za policzki odwróciła jej głowę, w kierunku zawalonych towarzyszy.
- Zobacz ... On tylko czeka aż nas zabijesz ... opamiętaj się ... bo tu zakończy się nasza przygoda! - stwierdziła szybko, nerwowo i twardo jak na siebie, Rina.
Kiazu początkowo chciała się wyrwać, jednak jej bystre, błyszczące czerwone oczy zobaczyły rozpadającą się komnatę i przysypane rodzeństwo, które z trudem próbuje wydostać się spod kosztowności i gruzów.
- Masz racje ... - odparła Kiazu, spuszczając z tonu, a następnie dodała: - Dałam podejść się jak dziecko ...
W tym momencie Lughe wystrzelił kolejne wybuchające, psychiczne kule, które zostały wycelowane prosto w neczańskie siostry. Kiazu przy pomocy swojej wspaniałej halabardy, skutecznie osłoniła siebie i towarzyszkę. Jednak przy każdej eksplozji komnata coraz bardziej pokrywała się szaro-czerwonym gęstym dymem.
- HAHAHAH! MAM WAS! - stwierdził Lughe, patrząc przeszywającym spojrzeniem i psychodelicznie śmiejąc się.
Następnie elf wystrzelił dużą psychiczną kulę, która w zetknięciu z mocą Kiazu, może spowodować tak potężną eksplozję, która bez trudy doszła by do obozu maszyn. Atak bez trudu przebił się przez mgłę i doszło do wybuchu. Zatrzęsła się cała komnata, z sufitu zaczął spadać gruz, a wkrótce wszystko zniknęło pod grubą warstwą szarego dymu. W tle słychać paniczne krzyki oraz złowrogi śmiech elfa i odgłosy walących się ścian.

************

Po dłuższej pełnej napięcia i niecierpliwości chwili gęsty, szary dym. przepełniony pyłem opadł i odsłonił zgliszcza skarbca, a wśród nich wygrzebujących się z pod gruzu i kosztowności, kaszlących neczan, oraz zdezorientowanego Lughe, który zdecydowanie nie dowierza w to co się stało.
- Ehu Ehu ... normalnie kiedyś nabawię się pylicy ... - stwierdziła krztusząca się Diuna.
- Nie przesadzaj ... - dodał Hachi z trudem łapiąc oddech.
Tym czasem Kiazu i Rina skulone, leżą na ziemi, osłonięte ciałem elektrycznego neczanina, który własnym ciałem osłonił ich od potężnego ataku przeciwnika.
- Kurai? -zdziwiła się Kiazu otwierając oczy.
- No cześć ...- odparł elektryczny neczanin puszczając towarzyszki.
Nagle podłoga na której leżą, gwałtownie osunęła się i neczanie wraz z gruzami i kosztownościami osunęli się kondygnację niżej. Elektryczny neczanin niewiele myśląc ponownie złapał towarzyszki i upadając na plecy uchronił je od upadku.
- O rany! Ej żyjecie?!- wykrzyknął Otachi podbiegając do wielkiej wyrwy w podłodze.
- Tak - odparł chłodno Kurai, z trudem siadając.
- Ej poradziłabym sobie! - wtrąciła Kiazu wstając.
- Tak, Tak ... - odparł chłodno Kurai, a po chwili dodał: - W porządku?
- Tak ... dzięki ... - odpowiedziała Rina z uśmiechem i delikatnie czerwieniąc się.
- ALE JAK!? - wtrącił mocno poirytowany Lughe, stojący ponownie na filarze.
- Normalnie! Myślałeś, że takie byle co nas zabije? - odparła groźnie Kiazu, pomagając wstać siostrze.
W tym momencie psychiczny elf przywołał kilka fioletowo-niebieskich kul, które wystrzelił w dziurę w podłodze. Nagle przed neczanami pojawiła się Diuna, która przy pomocy swojego olśniewającego buzdygana, chciała rozwalić lecący atak. Jednak okazało się, że jej broń żywiołów nie niszczy kul, a odbija je.
- Widzieliście to? - spytała zaskoczona Diuna.
- CZAD! - stwierdził Otachi.
- Czas skończyć tę zabawę. - odparł chłodno Kurai.
- Popieram! - dodała Kiazu z uśmiechem.
- A to niespodzianka.. - dodała zdeterminowana Diuna, uśmiechając się pod nosem.

************

Kiedy neczanie przypadkiem znaleźli sposób na psychiczne kule elfa, on mimo że rzucanie ich sprawia mu ogromną radość, szybko z nich zrezygnował, gdyż dzięki Diunie, nie przynosiły już pożądanego skutku, jedynie sprawiały ból samemu Lughe. Co za tym idzie potężny elf zmienił taktykę, jednak mocno naruszone mury i konstrukcja podziemi, sprawia, ze wszystko w każdej chwili może runąć, a sam skarbiec nie jest dobrym miejscem na intensywne starcie.
Tym czasem Kurai swoją elektryczną kataną prowadzi bezpośrednią walką z Lughe i jego sztyletami. W przeciwieństwie do Kiazu, elektryczny neczanin jest równie szybki, jak nie szybszy od przeciwka, co sprawia, że ten musi dać z siebie wszystko, co jest bardzo trudne po wyczerpującym starciu z ognistą neczanką, więc teraz cała uwaga elfa skupia się na Kurai'u i jego atakach.
- Muszę się na nim skupić! Widziałem jak walczą ... wykańczające ciosy to jego specjalność, a skoro nie pozwalam mu odejść od siebie i cały czas go obserwuję to nie ma szans aby mnie pokonali! - zamyślił się Lughe, atakując elektrycznego neczanina.
Nagle, kiedy psychiczne ostrze prawie dosięgło ciała Kurai'a, ten złapał przeciwnika za nadgarstek i energicznie wykręcił mu rękę i obrócił go plecami do siebie. Dzięki temu sztylet z niesamowitym brzdękiem upadł na kosztowności. Jednak elf wykorzystał to na swoją korzyść i w tym momencie, robiąc efektowne salto przeskoczył Kurai'a i tym samym zmusił go do puszczenia. Następnie, kiedy Lughe tylko poczuł luz zaszarżował na neczanina, który jednym silnym kopnięciem, odrzucił go od siebie, zanim przeciwnik zbliżył się do niego. Jednak szaleńczy elf szybko wyhamował i ponownie zaszarżował na elektrycznego neczanina i po dłuższej wymianie ciosów Lughe zablokował lewy bark przeciwnika, po czym jednym szybkim ruchem uderzył jego plecami o ziemię. Kurai nie pozostał mu dłużny i kiedy jego plecy tylko dotknęły ziemi, szybko podkulił nogi, a następnie wyprowadził nimi potężny cios w brzuch oponenta. Elf bezwładnie odleciał spory kawałek od przeciwnika, który wykorzystując swój atak szybko i efektownie ponownie stał na nogach. Lughe wypluł odrobinę krwi, po czym z nieokiełznanym wzrokiem szaleńca, ponownie zaszarżował. Na ten ruch elektryczny neczanin zrobił wślizg, zmuszając przeciwnika do przeskoczenia go. W ten Kurai, kiedy tylko elf ponownie dotknął podłoża, podciął go, gwałtownie się obrócił i i bardzo mocno uderzył oponenta pięścią w twarz. Ten tylko wrednie się uśmiechnął i powiedział:
- Ty ... Tylko na tyle cie stać?
Następnie szybkim i sprawnym ruchem elf wymknął się z pod ataków neczanina i wstając uderzył go pięścią w twarz. Jednak ten z automatu oddał przeciwnikowi równie potężnym ciosem. Lughe zachwiał się na nogach, ale szybko wrócił do szaleńczego atakowania.

************

Obaj niesamowici Panowie z dużą szybkością walczą na jak najbardziej serio. Jednak reszta oddziału nie zwraca na nich większej uwagi jedynie chodzi po całym pomieszczeniu i swoimi broniami żywiołów co i rusz uderza w rozpadające się podłoże, z godnie z instrukcjami Diuny, która spogląda na całe pomieszczenie swoją nową mocą.
- Kiazu uderz tam. - stwierdziła Diuna pokazując miejsce na podłodze.
- Ok! - odparła Kiazu, a następnie uderzyła ostrzem halabardy wskazane miejsce, co spowodowało ujawnienie się dziwnej fioletowej i delikatnej fali uderzeniowej.
- Otachi! Kolejne jest tam przy wejściu! - stwierdziła Diuna.
- Zajmę się tym! - odparł Otachi z uśmiechem.

************

Lughe stoi na jednej z nielicznych już górek kosztowności i z szaleńczym uśmiechem, strzela swoimi psychicznymi kulami. Jednak Kurai doskonale uchyla się od nich, wykonując przy tym salta, podskoki i inne akrobacje.
- Kurai wszystkie ... - stwierdziła nagle Rina w słuchawkach.
Na te słowa elektryczny neczanin nieznacznie uśmiechnął się pod nosem i z niewiarygodną szybkością ruszył na przeciwnika, jednocześnie omijając jego wybuchając kule. Nagle Kurai zniknął, zdezorientowanemu przeciwnikowi z oczu. Lughe panicznie rozglądał się po rozpadającym się pomieszczeniu. W ten elektryczny neczanin pojawił się tuż za przeciwnikiem i naelektryzowanym kopniakiem uderzył oponenta w twarz. Elf przeleciał przez pół sali, złowrogo śmiejąc się. Po chwili od zatrzymania się usiadł i z niedowierzaniem spoglądał na pomieszczenie.
- Co jest? Moje pułapki powinny zadziałać! - stwierdził poirytowany Lughe.
- Rozbroiliśmy je.- stwierdziła dumnie Diuna z uśmiechem.
- Nie tylko Ty używasz tu mózgu ... - dodała Kiazu.
- Zapłacicie mi za to! - wykrzyknął Lughe stając na równe nogi.
- Dawaj! - odparła Kiazu, zniżając się delikatnie na nogach.
- Z przyjemnością! - odparł elf, a następnie przez jego głowę, przegalopował natłok myśli: - Zaraz, ona ma skupić moją uwagę ... uważa mnie za głupiego ... zajmę się nią a finiszer zniknie i wkrótce mnie wykończą... nie pójdzie wam ze mną tak łatwo ... przejrzałem was ... nie jestem głupią bestią ... mam więcej inteligencji niż wy wszyscy razem ...
Po chwili Lughe szybko rozejrzał się po pomieszczeniu i wymierzając cios, w mgnieniu oka dobiegł do Kurai'a, po czym chłodno powiedział:
- Nie dam ci z niknąć! WALCZ!
- Jak sobie życzysz ... - odparł lodowato Kurai, blokując cios.
Następnie nastąpiła bardzo szybka i energiczna wymiana różnych ciosów. Brak pułapek daje nowe możliwości atakowania i brak ograniczeń. Ręce Lughe otacza fioletowa aura, która dodaje im szybkości i swego rodzaju złudzenia, tymczasem ręce Kurai'a otoczone są jedynie przez kilka pojedynczych wyładowań. Nagle elektryczny neczanin złapał przeciwnika za głowę i jednym szybkim ruchem, uderzył nią o swoje prawe kolano, po czym z dużą siłą uderzył go w plecy i odskoczył. Lughe z krzykiem upadł na ziemie, jednak mimo ogłuszenia szybko ponownie stanął na równe nogi i zaszarżował na elektrycznego neczanina. W ten Kurai'a otoczyły brązowe kamienie, a Hachi stojący za elfem powiedział:
- Ziom, ja też chce trochę uwagi.
- Spieprzaj! Ty mnie nie interesujesz! - wrzasnął Lughe, a następnie zamachnął się na ziemnego neczanina.
W tym momencie zawiał silny i chłodny wiatr, który uniósł elfa wysoko w powietrze, a następnie znikł szybciej niż się pojawił. Lughe co prawda uderzył plecami o sufit ale swobodnie spadając, bez trudu wylądował na własnych nogach.
- Dobra zabawa i mnie się należy. - stwierdził Otachi z uśmiechem godnym chochlika.
- TY GÓWNIARZU! - wykrzyknął stanowczo elf, otaczając się fioletową aurą.
Nagle szaleniec został oblany ogromną ilości wody, a nieśmiała Rina, powiedziała:
- Wybacz ...ale musisz ochłonąć...
Tymczasem zanim elf zdążył zareagować, Diuna wystrzeliła w niego swoja niesamowitą energią i mocno go odepchnęła.

************

Szybki i precyzyjny elf, dzielnie odpiera ataki neczańskiego rodzeństwa i jednocześnie cały czas śledzi Kurai'a i stara się aby ten nie znikł mi z oczu. Kolorowe ataki doskonale absorbują uwagę przebiegłego Lughe. Nagle Kiazu, otoczona różowo-czerwonym płomieniem, korzystając z okazji zamachnęła się swoją wspaniałą halabardą, do kończącego ataku. Jednak nagle jakaś niesamowicie szybka, fioletowa smuga wyprzedziła neczankę, a całe pomieszczenie spowiła dziwna zielono-fioletowa, dusząca i gęsta mgła, która skutecznie ograniczała widoczność. Otachi, niewiele myśląc przywołał silny wiatr, który sprawia wrażenie, że wieje zewsząd. Nie minęła nawet chwila kiedy cała dziwna mgła została rozwiana na wszystkie strony świata. W tym momencie cała podniszczona komnata, stała się doskonale widoczna. Pierwsze co zaskoczeni neczanie zobaczyli to zakrwawiona głowa Lughe, leżąca na ziemi, nieopodal zmasakrowanego ciała. Nagle do głowy elfa podszedł wysoki mężczyzna, wyglądający delikatnie jak cień. Ubrany jest on w czarny strój, z zielonymi wstawkami, skrywający praktycznie całe ciało przybysza. Jedyne co widać to bardzo długi, demoni ogon, czarne krótkie włosy oraz spore żółte, przenikliwe oczy, które mrożą krew w żyłach i skupiając całą uwagę.
- Ej! Zabrałeś mi atak kończący! - krzyknęła niezadowolona Kiazu.
- Trudno, jego głowa jest mi potrzebna. - odpowiedział spokojnie, chłodny, znajomy głos.
- Lepsza jego głowa niż nasza. - dodała Diuna.
- Tym razem, i chociaż Was pamiętam, to mnie nie interesujecie. - odparł chłodno przybysz.
- To my się znamy? - spytała Diuna.
- Tokage Aneisoen, dawno się nie widzieliśmy. - wtrącił chłodno Kurai.
- Widzę, że mnie pamiętasz. - odparł Tokage, a następnie dodał: - Dzisiaj interesuje mnie tylko jego głowa i jeszcze pijące serce, oraz nagroda za nie, jeśli nie wejdziecie mi w drogę to ja również Wam nie wejdę.
- Ej!
- Kiazu skończ! - stwierdził twardo Kurai, powstrzymując ognistą neczankę, a następnie stanowczo dodał: - Lepiej już idź.
- Mądra decyzja. - odparł chłodno przybysz a następnie w mgnieniu oka znikł z pomieszczenia.
- Dlaczego mu na to pozwoliłeś? Przecież to skrytobójca! - stwierdziła nerwowo Diuna.
- W tym momencie nie obchodzi mnie to. Dzisiaj nie jesteśmy przeciwnikami ... - odparł chłodno Kurai.
- Dziwny jesteś ... - odparła Diuna.
- E tam ... dzisiaj walka z nim nie miała najmniejszego sensu, a na dobrą sprawę pomógł nam w naszym zadaniu. - stwierdził Hachi.
- Dobra ziomki, skoro nie mamy tu już nic do roboty to czas się w końcu zbierać. - dodał Otachi.
- Taaaa... tylko jak zamierzasz stąd wyjść? - spytała Diuna.
- Ja jestem wstanie pomóc Wam w tej kwestii.... - rozległ się donośny znajomy głos dochodzący zewsząd.
Kiedy niesamowity głos zamilkł cała komnata spowiła się jaskrawym, kującym w oczy i oślepiającym światłem.

************

Niewielkie ponury pokój, który jest praktycznie pusty. Obskurne, podrapane pomieszczenie jest w bardzo opłakanym stanie, rozpadająca się podłoga trzeszczy przy każdym ruchu, a cały pokój wygląda jakby za chwile miał się zawalić.
- Byliśmy już tutaj ... - stwierdziła Diuna rozglądając się po ciemnym pomieszczeniu.
- Tutaj wszystko się zaczęło. - dodała Kiazu, która przywołała ogrom intensywnych, płomiennych świetlików.
Nagle w pomieszczeniu pojawił się ogrom niebieskich, świetlistych istot w postaci wspaniałych kulek.
- Macie racje ... przenieśliśmy Was w ostatnie bezpieczne miejsce które znacie - rozległ się donośny znajomy głos.
- Miło wiedzieć, a już myślałam, że to był sen. - odparła Diuna.
- Nic Wam się nie śniło ... - kontynuował donośny znajomy głos, który po chwili dodał: - Dziękujemy za pomoc i pomszczenie naszych towarzyszy... a co za tym idzie pozwalamy odejść Wam spokojnie, z naszego domu ...
- Spoko ... staraliśmy się. - odparła Kiazu.
- Luz, w takim układzie zaraz się zmywamy. - dodał Hachi.
- Szkoda, ze nie zdążyłam zobaczyć jak działa nasza moc ... - kontynuowała Kiazu.
- Widać, była tylko dodatkiem do waszych wspaniałych umiejętności - odparły świetliste istoty.
- Coś w tym jest. - odparła Kiazu.
- Dobra, a nie dostaniemy jakieś nagrody? - spytała Diuna.
- Nagrodą jest wasze życie, według praw skarbca nie powinniście już żyć... każdy kto tam wchodzi wychodzi martwy. Wy macie zaszczyt wyjść z niego żywi., bo nasza wdzięczność nie ma granic... - odpowiedziały istoty.
- Skoro tak stawiacie sprawę... - odparła Diuna, a następnie dodała: - Dobra ferajna idziemy!
- Pewnie! - odparli zgodnie neczanie.
- Traficie do wyjścia? - spytały chłodno świetliste istoty.
- Tak. - odparła pokornie Rina, a następnie przyjaźnie dodała: - Dziękujemy za waszą hojność.
- Cała przyjemność po naszej stronie, a teraz idźcie już ... chcemy zaznać spokoju ... - odparły spokojnie istoty.

************

Zmęczeni, ale zadowoleni z siebie neczanie przechodzą właśnie przez główne wejście do kurortu. Jest już bardzo późna noc, więc jedynym oświetleniem są płomienne świetliki Kiazu. Nasi bohaterowie za plecami zostawiają ruiny kurortu, które o tej godzinie wyglądają jeszcze straszniej niż za dnia.
- Aż mnie ciarki przechodzą od tego miejsca. - stwierdziła Diuna.
- A mnie nie. - dodała radośnie Kiazu.
- Po tej przygodzie tym bardziej w 300 epizodzie nie opuszczam łóżka. - kontynuowała Diuna.
- Tak, tak ... już to mówiłaś. - odparł Otachi.
- E tam, nie znasz się! Świetna przygoda nam się trafiła. - dodała Kiazu.
- Taaa... a swoją drogą jakim cudem Tokage się tu przeteleportował? Sądziłam, że teleportacja wysiadła ... - odparła Diuna.
- Nie przeteleportował się, jako assasin jest wystarczająco szybki aby wbiec i wybiec, będąc nie zauważonym. - odarł chłodno Kurai.
- No dobra ... - odparła Diuna.
- Szczerze mnie bardziej ciekawi, czemu te świetliste istoty, po tym wszystkim co dla nich zrobiliśmy tak szybko chciały się nas pozbyć? - spytała Kiazu.
- Widocznie ich gościnność ma granice. - odparł chłodno Kurai.
- Jakoś to do mnie nie przemawia. - odparła Kiazu.
- A do mnie tak. - dodał Otachi.
- Posłuchaj jesteśmy w mundurach i masę czasu spędziliśmy w tym miejscu. - odparł Kurai.
- A co to ma do rzeczy? - spytała Diuna.
- Pewnie to, że zwykle oddziały nie chodzą samopas, a co za tym idzie, każda kolejna minuta przebywania tam, sprawiała, że do kurortu mogło się zwalić się masę wojskowych. - odparł Hachi.
- Którzy musieli by zginąć, według tam prawa tego kurortu. - dodał Otachi.
- Dobra to bardziej do mnie przemawia. - odparła Kiazu.
- Spoko ... - dodała Diuna, a następnie dopowiedziała: - Wszystko ładnie pięknie, ale te straszydła i duchy muszą iść za nami?
- Chcą mieć pewność, że opuścimy kurort ... myślę, że niedługo nas zostawią. - odparł chłodno Kurai.
- Oby ... - odparła Diuna.
- To co ostanie spojrzenie na kurort? - stwierdził Hachi odwracając się.
Wkrótce wszyscy odwrócili się. Wspaniała księżycowa i bardzo jasna noc, pięknie i niesamowicie oświetla połączone ze sobą i piętrowe ruiny kurortu, stworzone na planie kół. Kolorowe budynki w komponowane w drzewa i inna zieloną roślinność wyglądają niezwykle mroczno i wręcz biją dziwnym żółtawym blaskiem. Neczanie, przepełnieni wielkim przerażeniem wręcz zastygli, w paraliżującym bezruchu. W koło opuszczonego kurortu porusza się ogrom zjaw, duchów i innych straszydeł, które w intensywnym świetle księżyca wyglądają szczególnie przerażająco.
- Prze ... przerażające miejsce ... - wydukała przestraszona Rina, delikatnie wtulając się w ukochanego.
Kurai spokojnie objął wodną neczankę i odwracając się od ruin kurortu, chłodno powiedział:
- Spokojnie to tylko stare ruiny, zamieszkałe przez pewne istoty ... nie ma w tym nic strasznego ...
- Taaa... - stwierdziła Diuna, odwracając się.
- Skoro tak mówisz Ziom ... - dodał Hachi.
- Coś w tym jest ... - dopowiedział Otachi.
- Całkiem możliwe. - stwierdziła Kiazu.
Następnie wszyscy neczanie, odprowadzani wzrokiem ciekawskich zjaw, udali się w kierunku obozu maszyn.

************

Po dłuższej chwili wędrówki, przez ciemny, nocny las strudzeni neczanie w końcu dotarli do obozu maszyn, gdzie cichaczem przemknęli się do obozowej stołówki. Nasi bohaterowie nie zapalili w niej światła, jedynie jeden samotny świetlik Kiazu, który daje niewiele więcej światła co latarka, oświetla pomieszczenie. Jednak to w zupełności wystarcza neczanom. Wkrótce okazało się, że na jednym z podłużnych stołów, kolacja zapakowana w termosy czeka na nich.
- No i to rozumiem. - stwierdził Hachi.
- Wreszcie szama! - dodała Kiazu z uśmiechem.
- Kurcze ale wydaje się być już letnia. - stwierdził Otachi dotykając termosy.
- Spoko, loko to żaden problem. - odparła Kiazu mrugając okiem, a następnie przy pomocy jedynie swojej prawej dłoni szybko i sprawnie podgrzała termosy z jedzeniem. Po czym energicznie powiedziała: - I po sprawie.
- Super! - odparli zgodnie i radośnie wszyscy.
- Jemy tutaj czy w naszych pokojach? - spytała Diuna.
- W sumie możemy zjeść w pokojach. - odparł chłodno Kurai.
- Spoko! - odparli zgodnie bracia.
Po chwili neczanie zgarnęli termosy i wyszli z metalowego budynku. Jednak zaraz po wyjściu zobaczyli dwójkę znajomych oficerów, którzy właśnie zmierzali do ich strefy mieszkalnej.
- O hej! - stwierdzili radośnie neczanie.
- No dzieciaki, wreszcie wróciliście. - stwierdził Inkerem.
- Ojciec odchodzi od zmysłów, lepiej idźcie do niego. - dopowiedział Tajhal.
Następnie obaj oficerowie, którzy wrócili do swojej poprzedniej dyskusji udali się do swoich kwater.
- Jak sądzicie czeka nas bura? - spytała Diuna.
- A bo ja wiem... - odparła Kiazu.
- Spokojnie porozmawiam z nim. - odparł chłodno Kurai, a następnie chłodno dodał: - Idźcie do siebie, a ja pójdę rozmawiać z Aluf'em ...
- Na pewno Ziom? - spytał Otachi.
- Tak.... - odparł chłodno Kurai odchodząc.
- No dobra Ziom ... - odparł Hachi.
- To nie zjesz z nami kolacji? - spytała Kiazu.
- Później zjem, teraz lepiej uspokoić Hetto. - odparł chłodno Kurai.
- W sumie racja. - odparła Diuna.
- Kurai .. - stwierdziła niepewnie Rina podbiegając do elektrycznego neczanina.
Na te słowa Kurai zatrzymał się i z rękami w kieszeniach, odwrócił w kierunku swojego oddziału, a wodna neczanka nieśmiało spytała:
- Kurai mogę iść z Tobą?
- Tak. - odparł chłodno Kurai, ponownie odchodząc.
Rina uśmiechnęła i entuzjastycznie udała się za ukochanym, który delikatnie zwolnił kroku.
- A my co do łóżek czy jednak idziemy z nimi? - spytała Diuna.
- Zostawmy ich ... - stwierdził Hachi.
- Szczerze wole odpoczynek niż rozmowę z poddenerwowanym Hetto. - dodał Otachi.
- To tak jak ja! W sumie jedyne czego pragnę to ciepła kąpiel i łózko ... - odparła Diuna.
- Mi dorzuć jeszcze masażyk od Riny i będę w niebie. - dodała Kiazu mrugając okiem.
- To idziemy do Was, może też się załapiemy. - odparł Hachi.
- I po miłym wieczorze. - stwierdziła Diuna przewracając oczami.
- Daj spokój i tak będzie miło. - odparła Kiazu z uśmiechem.

************

Spora, zniszczona, ponura komnata, w której po lewej stronie od wejścia znajduje się, skryta w mroku i oświetlona jedynie przez księżyc, drewniana skrzynia, przypominająca zabudowaną ramę wielkiego małżeńskiego łoża. Natomiast po prawo od wejścia znajdują się wielkie okna, przez które wpada przyjemny biały blask. Dodatkowo ciemna, wypakowana, drewniana podłoga i odklejająca się ze ścian tapeta podkreślają mroczny klimat tego ponurego pomieszczenia. Nagle na ramie łózka pojawiła się ciemna, poważna, wysoka postać obdarzona długim ogonem. Wkrótce w pokoju pojawił się ktoś jeszcze. Mianowicie ogromny potwór wyglądający jakby był zrobiony co najmniej z miliona świetlistych zjaw zwanych Glazy. Ciężko określić jego szalony wygląd, jednak widać, że ma on podłużną mordę, oklapłe uszy, dużo "futra" oraz długie pazury. Dodatkowo jest w różnych odcieniach bieli, niebieskiego, fioletu oraz zieleni i towarzyszą mu świetliste kule w przeróżnych kolorach i pomimo swojej całej otoczki wygląda całkiem potulnie i łagodnie.
- Do czego to doszło, aby zleceniodawca spóźniał się aby mi zapłacić. - odezwał się mroczny jegomość.
- Miałem jeszcze coś do załatwienia, to Twoja zapłata... - odarł świetlisty stwór, rzucając wielką sakiewkę wypełnioną z kosztownościami, pod nogi swojego towarzysza.
- Tyle to miałem dostać jak przyjmowałem zlecenie, dzisiaj stawka jest większa.
- To prawda co o Tobie mówią ... masz szczęście, że te dzieciaki wypruły mnie z sił ... trzymaj ... - odpadł potwór rzucając kolejny worek z nagrodą.
- Teraz mówisz z sensem. Miło robić z Tobą interesy...


************

Spory, kwadratowy, metalowy pokój o różowo-błękitnych ścianach, który jest połączeniem dwóch kontenerów. Znajdują się tam trzy białe łózka, pomiędzy którymi stoją ciemnobrązowych szafek, które stoją na wprost wejścia pod oknem. Natomiast po prawo od wejścia znajdują się kolejne drzwi. Zmęczeni neczanie wygodnie siedzą na niepościelonych łóżkach i zajadają się pyszną i ciepłą kolację, oraz rozmawiają.
- Wreszcie pyszne jedzenie! - stwierdził zadowolony Otachi z uśmiechem godnym chochlika.
- Kucharze dają radę! -dodał Hachi.
- Ujdzie ... ważne że sycące. - dopowiedziała Diuna.
- Ważne, że pyszne. - dodała ochoczo Kiazu, a następnie dodała - Swoją drogą, to trochę głupie, że Kurai i Rina nie jedzą z nami.
- Wiesz Siora, dowódca ma też swoje obowiązki ... - odparł Hachi.
- Taa... papierkową robotę ... - dodała Diuna.
- Nie do końca ... - stwierdził Hachi.
- Wiesz my to odbieramy tak, że Kurai w tej chwili dźwiga na barkach brzemię całej naszej drużyny ... On zbiera pochwały za nas ... jak i zbiera ochrzany jak coś nam nie wyjdzie .. - dodał Otachi.
- On nas reprezentuje, a z drugiej strony rozbija z nami obóz i wykonuje różne inne obowiązki które wykonuje każdy z nas .. - dopowiedział Hachi.
- Kurai jest liderem i ma obowiązki, które musi wykonać dla naszego dobra ... - dodał Otachi.
- W sumie to trzyma się kupy ... w końcu lider to nie tylko zaszczyty ale też obowiązki. - stwierdziła Kiazu.
- Coś w tym jest ... ale od zjedzenia z nami korona z głowy by mu nie spadła ... - powiedziała Diuna.
- Tak, ale jak Hetto się wpieni to da nam popalić ... - stwierdziła Kiazu.
- I kto to mówi ... - odparła Diuna przewracając oczami.
- Wiesz, kara uwięzienia w obozie, bez rozrywek to dla mnie największa kara ... której wolałabym uniknąć ... a co za tym idzie Kurai z nim pogada a Rina udobrucha i będzie git. - dodała Kiazu.
- Co racja to racja. - odparła Diuna.

************

Wspaniała księżycowa i bardzo jasna noc, pomału się kończy. Pięknie i niesamowite, blade promienie księżyca, jeszcze oświetlają ruiny starego kurortu. W koło tego niezwykłego miejsca porusza się ogrom zjaw, duchów i innych straszydeł, które przy mocnych trunkach, tańcach i śpiewach dobrze się bawią. Ne jednym z koców, w towarzystwie zjaw zasiada ogromna świetlista bestia i biesiaduje w najlepsze.
- Dzisiaj jesteś bestią? - spytała jedna z zjaw.
- Tak, dzisiaj świętujemy wspólnie ... - odparła świetlista bestia z wyraźnym zadowoleniem.
- Rozumiem w końcu mamy ku temu powód....
- Dokładnie ....
- A to że strasznie oschło ich potraktowałeś ... nic nie zmienia... - stwierdziła jedna z zjaw.
- Tak nie zmienia nic - odparła bestia.
- No wiesz co ... oni nam pomogli a Ty nawet nie zaprosiłeś ich do świętowania! Mało tego przepędziłeś ich jak intruzów... - stwierdził pewien duch.
- Zrobili coś wielkiego, jestem im wdzięczny, ale to nie zmienia faktu, że od samego początku byli intruzami ...
- Swoimi czynami zasłużyli aby z nami świętować
- Masz rację, jednak lepiej dla nich, że ich tu nie ma ... nie wszyscy z nas byli by szczęśliwi ... zadbałem o ich dobro ... dobrze o tym wiesz ... to była najlepsza decyzja ..
- No wiem ... w końcu widziałam jak płaciłeś temu obcemu, co siedzi i pije trunki w budynku ...
- Dobrze wiesz kim on jest i dlaczego z nim tak postąpiłem ...
- Wiem, wiem ... jednak moje zdanie znasz ...

************

Spora metalowa i całkiem skromna komnata o wspaniałych żółtych, dobrze absorbujących światło żyrandola, ścianach, za czarnym masywnym biurkiem, zawalonym stosem papierów, siedzi Hetto, który nerwowo gryzie końcówkę długopisu i już na pierwszy rzut oka, że nie ma głowy do wypełniania dokumentacji czy zajmowania się swoimi obowiązkami.
- No gdzie oni są? Strasznie długo ich nie wracają ... - zamartwiał się zamyślony dowódca.
Nagle w pokoju rozległo się stanowcze pukanie do drzwi. Jednak zamyślony Hetto nie zareagował na nie. Dopiero jak pukanie kilkukrotnie się powtórzyło, powiedział:
- Proszę.
W tym momencie drzwi otworzyły się i biura dowodzącego weszła nieśmiała Rina, a wraz z nią chłodny Kurai.
- Cześć Hetto. - stwierdziła pokornie wodna neczanka.
- No na reszcie jesteście! - stwierdził radośnie Hetto, a po chwili dodał: A gdzie reszta stało się coś?
- Spokojnie, udali się do swoich pokoi aby odpocząć. - odparł chłodno Kurai.
- Rozumiem, ale dzieciaki nie mogliście się odezwać? - naciskał poddenerwowany Hetto.
- Hmm... sam mówiłeś, że mamy się odezwać jak byśmy mieli kłopoty, a skoro nie odzywaliśmy się to oznacza, że nie działo się nic z czym sobie nie poradziliśmy. - odparł Kurai.
- Racja, ale na przyszłość dawajcie znaki życia. - odparł Hetto.
- Jak sobie życzysz. - odpowiedziała pokornie Rina.
- No dobrze, to opowiadajcie jak spędziliście dzień? - spytał Hetto.
- Mieliśmy kilka sesji zdjęciowych ... - odparła pokornie Rina.
- I na tym zszedł Wam cały dzień i prawie cała noc? - wtrącił Aluf.
- Znasz nas, umiemy znaleźć sobie zajęcie. - odparła chłodno Kurai, a następnie dodał: - Przynajmniej nie musiałeś nas niańczyć w obozie, tylko sami się sobą zajęliśmy.
- Masz racje. - stwierdził Hetto uspokajając się, a po chwili spytał: - A co powiecie o samych ruinach?
- Dużo kurzu i chociaż ledwo stoją to myślę, że spokojnie postoją przez wieki. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Myślisz, że dadzą się zaadaptować na bazę? - spytał Hetto.
- Nie sądzę ... aby powstała tam stała baza, trzeba było wydać ogrom pieniędzy jednak są nie warte zachodu. - odparł chłodno Kurai.
- Dobrze, a co tymczasowym obozem? - spytał Aluf.
- Hmm... Nie rozsądnie byłoby go tam zakładać. - odparł Kurai.
- Dlaczego? - spytał Hetto.
- Myślę, że w razie ataków to by było pierwsze miejsce do sprawdzenia, czy ktoś się tam nie ukrywa. Dlatego prowadząc swój odział rozbiłbym obóz poza granicami kurortu, aby trudniej było nas znaleźć. - odparł elektryczny neczanin.
- W końcu po co ukrywać się w oczywistym miejscu .. - stwierdził Hetto pod nosem a następnie dodał: - Czyli te ruiny nie przydadzą się żadnej ze stron?
- Owszem. - stwierdził chłodno Kurai.
- To w sumie dobrze. - odparł Hetto, a po chwili dodał: - Opowiedzcie mi więcej o tym miejscu.

************

Hachi i Otachi już od jakiegoś czasu są w swoim pokoju, gdzie ziemny neczanin przebiera się do spania, a wietrzny neczanin leżąc na swoim łóżku, prowadzi sms'ową rozmowę z swoją ukochaną.
- Bro ale była przygoda co? - spytał Hachi.
- Pewnie. - odparł Otachi z uśmiechem.
- Opowiadasz Hyacin o naszej przygodzie?
- Hmm... nie do końca .. dawkuję jej trochę informacji ... wszystko opowiem jej jak się spotkamy
- Rozsądnie Bro. - pochwalił Hachi.
- Proste. - odparł Otachi mrugając okiem, a po chwili dodał: - Nie mogę się doczekać jutra i treningu z maszynami.
- Ja też Bro, ja też.
- Dobra Bro idziemy spać, aby ranek szybciej nastał. - stwierdził Otachi z uśmiechem.


************

Diuna leży na brzuchu, okupując swoje łóżko, tymczasem wycierająca włosy Kiazu, siedzi na swoim łóżku.
- Hehehe ... marzyła Ci się kąpiel i co? - spytała się Kiazu.
- Nie mam siły się podnieść. - odparła Diuna, klejąc się do łóżka.
- Właśnie widzę, ja tam wolałam zmyć siebie te ruiny.
- Tiaa... zrobię to jak wstanę ... hmm... swoją drogą Rina coś długo nie wraca ...
- Masz racje, ale pewnie siedzą i tłumacza się Hetto.
- Ciekawe ile mu powiedzą?
- Zapewne nie wiele ... w końcu mamy nie rozpowiadać o pewnych rzeczach.
- Taaa ... a po co Rina z nim polazła?
- Pewnie, aby pobyć z nim ...
- Przecież cały dzień z nim przebywała ... no ja nie wiem ... jak tak dalej pójdzie to wpadną i będą kłopoty...
- Nie przesadzaj, ona tylko spędza z nim czas ... po za tym Kurai zadba o to aby nikt w obozie nie wiedział, że są parą... o to możesz być pewna.
- W końcu ten jego chłód się na coś przyda.
- Heh ... no jest jaki jest i nie zmienisz go ... i tak się na nas sporo otworzył od samego początku ...
- W sumie racja, ale i tak ten jego chłód mnie dobija ...
- E tam przesadzasz ... da się przywyknąć ...
- Być może ... jednak ja wole cieplejszych ...
- Heheheh ... a mi on odpowiada. - odparła Kiazu mrugając okiem, a następnie dała: - Swoją drogą tym razem przynajmniej nie wparujesz im z pretensjami.
- Oj cicho ... to była kwestia dwuznaczności, tak jak z Twoim gotowaniem.
- Uwierz mi, że nie jeden chciałby się pokroić za takie gotowanie.
- W to nie wątpię... swoją drogą jak sądzisz Tokage rzeczywiście miał zlecenie na Lughe?
- To bardzo prawdopodobne, w końcu on nie należy do istot które robią coś bo są miłe ...
- Racja ... ale czy to nie dziwne, że od tak się pojawił?
- Jest niesłychanie szybki... i bardzo możliwe, że polował na kogoś w tej okolicy ...
- Tak strach się bać ... Chifuin go wynajął i trzeba poinformować Hetto...
- Wiesz co ja myślę, ze aktualnie nie miał innego zlecenia ...
- Czemu tak myślisz?
- Bo jakby miał i mimo wszystko wybrał by Lughe to oznaczałoby ze za tego elfa dostałby większą nagrodę, niż np. za Hetto, a w to raczej wątpię...
- Jak o tym mówisz, to rzeczywiście ma sens ... w końcu za głowę Aluf'a ktoś pewnie dałby dużo więcej niż za głowę, jakiegoś złodziejaszka ...
- No widzisz, więc pewnie był nie daleko wyczuł jego energię, przybiegł i korzystając z okazji zabił proste ... ważne, że my nie musieliśmy z nim użerać ...
- O tak ... co to, to tak

************

Kurai i Rina udzielili przełożonemu prawdziwych informacji o ich dniu, jedynie delikatnie okrawając wydarzania. W końcu Hetto pytał o ruiny kurortu, a nie jego podziemia. Dodatkowo Kurai odbył szybka rozmowę z Generałem Rudym, który miał mu coś do przekazania. Zmęczeni kochankowie po długiej i wyczerpującej rozmowie z oficerem, udali się pod pokój dziewczyn.
- To był ciężki dzień ... - stwierdziła przyjaźnie Rina.
- Owszem ... - odparł chłodno Kurai.
- Kurai ... może chciałbyś ... jakieś leczenie ... czy coś ..
- Dziękuję, poradzę sobie
- Rozumiem .... - odparła Rina delikatnie smutniejąc
- Jednak, nie pogardził bym masażem ... - odparła chłodno Kurai.
- Naprawdę? - spytała radośnie Rina
- Tak, naprawdę ... Co prawda nie przepadam, za dotykiem, jednak tym razem zrobię wyjątek.
- Bardzo mnie to cieszy. - odparła Rina z uśmiechem.
- Może być na Twoim łóżku?
- Tak ...
Następnie zakochani, cichaczem weszli do pokoju ciemnego dziewczyn, w którym Diuna już smacznie spała, a Kiazu leżała na swoim łóżku przysypiając.
- Już jesteś? To miło ... - stwierdziła w półśnie Kiazu.
- Tak ... Kurai jest ze mną ... - odparła spokojnie Rina.
- Hmyy .. - odparła Kiazu.
- Potrzebujesz światła? - spytał Kurai.
- Nie, poradzę sobie ... - odparła Rina z uśmiechem.
Na te słowa Kurai zdjął swoją koszulkę i położył się, na brzuchy, na łóżku swojej lubej. Wkrótce Rina z bijącym szybko sercem , delikatnie przejechała opuszkami palców, po rozgrzanych plecach partnera. Następnie delikatne i przyjemne ruchy dziewczyny naprały na sile, ale nadal były kojące i porównywalne do niezwykłego miziania twarzy, którym Rina raczy przyjaciół. Wspaniałe i niesamowite pieszczoty, powodują, że neczanin delikatnie elektryzuje się, ale wyładowania, dziewczynie nic nie robią.
- Elektryzujesz się ... - stwierdziła niepewnie i cicho Rina.
- Nie przejmuj się tym ... - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - Używasz magii leczenia do masażu ... mówiłem, że poradzę sobie ...
- Wiem ... - odparła spokojnie Rina, nie przerywając masażu, a po chwili czerwieniąc się dodała: - Chciałam aby było Ci miło ...
- Rozumiem ... - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - Nie przestawaj ...
- Dobrze ... - odparła Rina z uśmiechem, kontynuując pieszczotliwy, relaksujący i bardzo przyjemny masaż.

************

Bardzo późną nocą, zmęczeni neczanie, po skończeniu swoich wieczornych zadań, w końcu zasłużyli na wspaniały i życiodajny odpoczynek. Pogrążeni w błogim śnie, zbierają siły na kolejny męczący dzień i marzą o kolejnych wspaniałych przygodach, które wkrótce być może będzie im dane przeżyć.
Tym czasem mieszkańcy starego kurortu, którzy mają w sercach szlachetny wyczyn neczan, również udali się na zasłużony i wywalczony odpoczynek. W końcu to był niesamowity dzień pełen niezapomnianych wrażeń, które były nieprzewidywalną przygodą.