poniedziałek, 23 października 2017

Epizod 235


"Dziwne rzeczy
w twierdzy
"

Piękny i słoneczny ranek szybko nastał nad okrągłą masywną i wysoką twierdzą, która ma aż osiem, uzbrojonych wież strażniczych. Szara, delikatna, poranna mgła spowija i otula cały teren twierdzy. Neczanie musieli szybko spać aby dać radę wyspać się po ostatnim dniu. Jednak na ich nieszczęście pora wstawania w twierdzy jest wcześniejsza niż można by było się spodziewać. Tym samym zaspane neczańskie rodzeństwo, ubrane już w mundury, stoi na kamienno-piaszczystym podwórku należącym do twierdzy. Przed nimi stoi neczański Generał w pełnym oficerskim mundurze.
- Dobra dzieciaki, zaczynamy poranną zabawę. - stwierdził chłodno Rudy.
- A nie może to być później? - narzekała Diuna.
- Tu akurat się zgadzam Ziom, słońce dopiero co się obudziło... - dodał Hachi.
- Właśnie poranek jeszcze długi, więc czy nie możemy działać później? - dopowiedział Otachi.
- Nie, to najlepsza pora na zabawę. - odpowiedział Rudy obserwując uważnie neczan, a po chwili dodał: - Czas na Bieg góra dół.
- Bieg góra dół?- zaciekawiła się Kiazu.
- Tak, bieg góra dół... Otóż zaczynacie tutaj, a następnie biegniecie na sam dół, po czym tu wracacie. I takich okrążeń robicie 100, a potem dostaniecie kolejne zadania.
- Świetnie... jak nic … - narzekała Diuna.
- Nie marudzić bo zwiększę ilość okrążeń, a teraz ruszać się bo zamiennię Wasz poranek w koszmar! - powiedział twardo i chłodno Rudy.
Na te słowa, neczańskie rodzeństwo nie wiele myśląc ruszyło biegiem, trasą wyznaczoną przez swojego przełożonego.
- No chodźcie będzie mega zabawa! - powiedziała entuzjastycznie Kiazu.
- Pewnie zaraz będziecie się ścigać... - dodała Diuna.
- Kto pierwszy na dole, ten zgarnia ostatnią paczę ciastek! - wykrzyknął Hachi przyspieszając.
- To ja będę pierwszy! - dopowiedział Otachi, również przyśpieszając.
- A nie mówiłam... - wymamrotała Diuna przewracając oczami, a następnie dodała: - Ej! Te ciastka będą moje!
************


Neczański generał szybko i sprawnie przedostał się przez wąską klatkę schodową i zapukał do pierwszego pokoju przy schodach. Jednak nie usłyszał żadnej odpowiedzi, wiec złapał za klamkę i ją nacisnął. W tym momencie Rudy ze zdziwieniem stwierdził że drzwi są otwarte. Pierwsza rzecz jaką zauważył neczanin to niesamowity gorąc który buchnął zaraz, po otwarciu drzwi, a druga to masa porozrzucanych, plastikowych butelek. Zaciekawiony oficer pewnym krokiem wszedł do pokoju, i kiedy zobaczył Kurai'a, ubranego w same bokserki leżącego na łóżku, donośnie powiedział:
- Te śpiąca królewna wstajemy!
Na te słowa elektryczny neczanin nawet się nie poruszył, więc zaniepokojony Rudy podszedł do łóżka i powiedział:
- WSTAWAJ!
Tym razem Kurai, z twarzą która jednocześnie jest blada i czerwona, z trudem się podniósł się i usiadł na łóżku. Następnie elektryczny neczanin prze dłuższą chwilę trzymał się za głowę, aż w końcu spytał:
- Czego chcesz?
- Wiedzieć czy ruszysz się na poranny trening?
- Tak.. - odparł elektryczny neczanin, biorąc pełną butelkę wody i wypijając ją prawie do dna, a następnie po chwili dodał: - Już się ubieram.
- Powiedz mi … dorwałeś się do piwnicy i ją opróżniłeś?
- Nie, brałem tylko wodę... - odpowiedział elektryczny neczanin z trudem i nie pewnie wstając.
- Hmm... to czemu się trzęsiesz? Czyżby to były, aż takie dreszcze?
- Daj mi spokój.
Nagle elektryczny neczanin, robiąc krok, osunął się na ziemię, tracąc jednocześnie świadomość. Zaniepokojony Rudy szybko podszedł do niego i go dotknął. W tym momencie okazało się że Kurai nie dość, że się elektryzuje to jednocześnie jest straszliwie gorący. Tak naprawdę to można się poparzyć od samego przebywania blisko niego.
Nie wiele myśląc oficer wziął kołdrę zawinął w nią Kurai'a i przerzucił go przez lewę ramię i wyszedł z pomieszczenia.

************

Elektryzujący się Kurai leży w nietypowej maszynie, która nie dość że go schładza, zarówno powietrzem jak i kostkami lodu, które idealnie otaczają jego ciało i topią się jak oszalałe, to jeszcze monitoruje jego stan. W tym samym pomieszczeniu znajduje się neczański generał, oraz szpakowaty, stosunkowo niski mężczyzna ubrany w długi biały fartuch.
- Doktorze co z nim? - spytał nagle chłodno Rudy obserwując elektrycznego neczanina.
- Zastanawiam się, jak On w ogóle, jeszcze żyje... ma tak wysoką temperaturę, że w życiu takiej nie widziałem.
- Został otruty przez przeciwnika.
- Rozumiem, niektóre trucizny robią z organizmu miazgę.
- Owszem.
- I tak jestem pod wrażeniem. Hmmm... Podam mu antybiotyk, coś na wzmocnie i kroplówkę, jednak przede wszystkim trzeba mu zbić tą gorączkę.
- To proszę działać.
- Postaram się, jednak to wcale nie będzie łatwe, maszyna nie nadążą z schłodzeniem, a te wyładowania są bolesne.
- Doktorze, to pan tu jest od leczenia, więc proszę się tym zająć, bo nie chciałbym panu narobić wstydu.
- Tak jest... jednak klasyczne podanie mu leków jest niemożliwe...- odpowiedział niepewnie lekarz.
- Jak to niemożliwe? - zdziwił się generał.
Na te słowa lekarz poszedł do biurka, wyjął z niego sterylnie zapakowany welfron i podszedł do Kurai'a. Następnie medyk przy generale rozpakował torebkę i dotknął elektrycznego neczanina. Niewielkie wyładowania towarzyszące mu na całym ciele nabrały na sile, jednak kiedy lekarz chciał wbić igłę w żyłę pioruny zaczęły szaleć i z dużą mocą uderzać w co popadnie. Jeden piorun trafił nawet w lampę, inny w ścianę. Dopiero kiedy medyk odsunął się od Kurai'a to wyładowania uspokoiły się.
- Panie generale jak pan sam widzi to ciężki pacjent. - powiedział lekarz wyrzucając welfron do kosza.
- Myśli Pan, że jest przytomny?
- Nie ma szans aby teraz był świadomy z tego co się dzieje. Widzi Pan, Panie generale wysoka gorączka działa też na nasze moce i przy tej naprawdę wysokiej one tez szaleją.

************

Neczańskie rodzeństwo, jest już trochę zmęczone, ale przed chwilą skończyli swoje uciążliwe bieganie. Jednak kiedy tylko zdążyli usiąść na ziemi, to generał, trzymający w ręku półtora litrową butelkę wody, wyszedł z twierdzy i stanowczo powiedział:
- Dobra rozgrzewkę macie już za sobą, to teraz …
- Aż się boje … - wtrąciła Diuna.
- Zapraszam Was na śniadanie. - kontynuował dość przyjaźnie Rudy.
- YAY! - wykrzyknęli radośnie neczanie.
- Rudy... przepraszam... ale czy wiesz może gdzie jest Kurai? - spytała nagle pokornie Rina.
- W nocy dostaliśmy informację, że jakiś smok jest w okolicy i Kurai poszedł to sprawdzić. - odpowiedział spokojnie Rudy.
- Rozumiem. - odparła Rina.
- Szkoda, że nas nie zabrał ze sobą. - wtrąciła Kiazu.
- Właśnie to mogłaby być fajna przygoda! - dodał Otachi.
- A Wasze gadulstwo ściągnęło by na was kłopoty. - odparł Rudy na następnie dodał: - Sam sobie doskonale poradzi, a Wam dobrze radzę idźcie na śniadanie, bo zaraz zmienię zdanie.
- Spoko Ziom już idziemy. - odpowiedział Hachi.
Kiedy neczańskie rodzeństwo prawie weszło do twierdzy, zadzwonił telefon oficera. Rudy szybko odebrał telefon, mówiąc:
- Czego?
-
Panie Generale proszę natychmiast przyjść.
Po tym zdaniu połączenie zostało zerwane. Generał westchnął, powiedział pod nosem:
- To będzie długi dzień...
A następnie również wszedł do twierdzy.


************

Na białym, surowym, wąskim korytarzu stoi poddenerwowany lekarz, do którego wkrótce podszedł neczański generał, pytając:
- Doktorze co się dzieje?
- Proszę tam nie wchodzić! Gabinet został doszczętnie zniszczony! - odparł przerażony lekarz.
Rudy nie wiele myśląc gwałtownie otworzył drzwi do gabinetu. W tym momencie oczom generała ukazał się zniszczone pomieszczenie. Wszystkie urządzenia elektryczne są popsute, iskrzące i bardzo naelektryzowane oraz spalone. W sumie całe pomieszczenie wygląda tak jakby piorun wpadł do pomieszczenia i wszystko zniszczył. W tym chaosie do którego strach wejść na jedynej jeszcze działającej maszynie siedzi Kurai. Neczanin zasiada na jej brzegu z spuszczonymi nogami i trzyma się za głowę, jednocześnie opierając łokcie o swoje kolana.
- Chcesz wodę? - spytał Rudy ostrożnie podchodząc do towarzysza.
- Tak... - odpowiedział chłodno Kurai.
W tym momencie generał ostrożnie wręczył mu wodę. Elektryczny neczanin w mgnieniu oka wypił cała butelkę i spytał:
- Czy mogę już iść?
- O nie, najpierw musimy porozmawiać. - odpowiedział chłodno Rudy, a następnie dodał: - Co tu się wyprawia?
- Domyślam się, że to moje „dzieło” jednak nie zrobiłem tego świadomie.
- Wiesz byłeś w takim stanie, że lekarz zastanawiał się jakim cudem w ogóle żyjesz.
- Miałem tylko gorączkę...
- Tak, byłeś tylko gorącym wulkanem.
- Heh … oni wiedzą?
- Nie, powiedziałem im że poszedłeś sprawdzić informacje o smoku w okolicy, ale jeśli nie będziesz grzecznie rozmawiał to wszystko im powiem.
- Zwisa mi to.
- Wiem, jednak i tak bądź łaskaw ze mną rozmawiać. - odparł Rudy, a po chwili dodał: - A teraz opowiadaj.
- Heh … skoro już musisz wiedzieć, to już w samochodzie skakała mi temperatura... wieczorem zaczęło mnie suszyć, a głowa prawie mi wybuchła, za to resztę pamiętam już jak przez mgłę.
- To resztę opowiem ja, zaspałeś na bieganie, zemdlałeś i byłeś gorący jak wulkan. Tym sposobem trafiłeś tutaj i z powodu gorączki zdemolowałeś to pomieszczenie.
- Zdarza się. - odpowiedział chłodno Kurai wstając.
- Eh … za nim pójdziesz dalej lekarz Cie zbada. - powiedział Rudy, a następnie donośnym głosem zaprosił medyka do pomieszczenia: - Doktorze, zapraszam.

************


Przy kamiennym, sporym i masywnym stole zasiada neczańskie rodzeństwo oraz Yorokobi z Arishim na kolanach. Tym samym przy stole są jeszcze cztery miejsca wolne, które są w pełni nakryte. Wszyscy obecni zajadają się skromnym, ale aromatycznym śniadaniem. Są dostępne płatki i ciepłe mleko, jajka w koszulkach, ugotowane parówki, usmażony boczek, wędliny, sery, dżemy, szparagi, rożne sosy oraz świeże pieczywo. Każdy jest wstanie znaleźć sobie coś dobrego na śniadanie, które nie przeszkadza w rozmowach.
- I jak się Wam spało? -spytała w końcu Yorokobi.
- Dobrze, chociaż strasznie krótko. - odpowiedziała Diuna.
- Weź mi nic nie mów, z jakiegoś powodu Arishi budził się co godzinę i obudził się w nim taki niesamowity łakomczuch jak nigdy. - powiedziała Yorokobi, dając synowi przylepkę od jasnego chleba.
- Za to Hachi tak chrapał, ze przez ściany to słyszałam. - dodała Kiazu.
- Ej, ja nigdy nie chrapię. - odparł Hachi.
- Tym razem jednak chrapałeś. - powiedziała Kiazu.
- Sory, Bro ale Kiazu ma rację, chrapałeś jak dzik. - dodał Otachi.
- I to bieganie z rana … - dopowiedziała Diuna.
- Bieganie mogę wyjaśnić, Rudy stwierdził, że przed czekająca Was jazdą trochę ruchu Wam nie zaszkodzi. - odpowiedziała Yorokobi.
- Ciekawe zachowanie jak na niego. - odparła Kiazu.
- Właśnie, zwykle każe nam biegać za karę... - dodał Otachi.
- Hmmm... Jak widać dziwne rzeczy się tu dzieją. - skwitowała Diuna.

************

- To zaskakujące! System pokazuje, że w jego ciele nie ma już trucizny, a on sam ma zaledwie 37,8 stopnia! - stwierdził zaskoczony lekarz kończąc badanie.
- Czyli może wrócić do swoich zajęć? - spytał dociekliwie generał.
- Jak najbardziej. W tym tempie za jakąś godzinę powinien być już normalny. - odparł doktor.
- To mogę do nich wrócić? - spytał chłodno Kurai.
- Za pozwoleniem Panie generale, dobrze by było aby pacjent wziął jeszcze kilka witamin i coś na wzmocnienie. - odpowiedział lekarz.
- Słyszałeś? - spytał chłodno Generał.
- Słyszałem i nie potrzebuję tego, zaraz wszystko będzie ok. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie wyszedł z pokoju.
- Panie generale, naprawdę dobrze by było aby je wziął. Ja rozumiem, że on ma organizm nie do zdarcia, ale dla jego dobra powinien to wziąć. - powiedział zaniepokojony lekarz.
- Spokojnie doktorze, spokojnie. - odpowiedział Rudy.

************


Po śniadaniu i dłuższej chwili odpoczynku, Rudy ponownie wezwał neczańskie rodzeństwo do siebie. Tym samy wojskowi ponownie stoją przed wejściem do twierdzy. Jednak teraz znajduje się tam również Yorokobi, która pilnuje raczkującego syna, który z dziecięcą ciekawością zwiedza teren przed wejściem do budynku.
- Dobrze pobiegaliście, zjedliście śniadanie więc czas ponownie się Wami zając. - powiedział spokojnie Rudy.
- Mamy się bać? - spytała dociekliwie Diuna.
- Nie, no chyba, że boicie się igieł. - odpowiedział spokojnie Generał.
- Igieł? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Tak igieł, macie przyjąć obowiązkową dawkę witamin. - zarządził Rudy.
- E to luz Ziom. - odparł Hachi.
- Tyle da się zrobić. - dodała Diuna.
- Świetnie, w takim układzie zapraszam, idźcie na trzecie piętro wschodnimi schodami i tam jest „lecznica” i za godzinę, tam się spotkamy. - odpowiedział oficer.
- A Ty czemu nie idziesz z nami? - spytała Kiazu.
- Pewnie będzie zajmował się żoną. - dodała Diuna.
- Ja mam coś do załatwienia z Riną, więc Rina zapraszam ze mną do mojego gabinetu. - odpowiedział Rudy.
- Jak sobie życzysz... - odpowiedziała pokornie dziewczyna.
- No ładnie... będzie ochrzan... - stwierdziła Diuna.
Po tych słowach generał i wodna, neczanka weszli do budynku, a Hachi powiedział:
- Obstawiam prędzej, że te całe witaminy to wymysł Królowej, a tu zapewne nie ma rządnego medyka.
- Więc pewnie to ona się nami zajmie. - dodał Otachi.
- W sumie to by miało nawet sens. - odparła Diuna.




czwartek, 12 października 2017

Epizod 234



"T
wierdza Nuuvan"



Oddział ChiZ02 od dłuższej chwili podąża przez wietrzne bezdroża, skąpane w klimatycznym blasku, gwieździstego nieba. Rina, Kurai, Arishi oraz Hashi jadą tym samym tytanem, z tego dwójka ostatnich śpi w najlepsze.
- Kurai, uleczyć Cię? - spytała w końcu niepewnie Rina.
- Nie. - odpowiedział krótko i twardo Kurai.
- To może dasz jej chociaż poprowadzić? Wiesz trucizna Eish to nie przelewki, powinieneś odpocząć. - wtrąciła Yorokobi.
- Dojadę, spokojnie. Za dwie, trzy godziny powinniśmy być już w twierdzy. - odpowiedział chłodno Kurai.
W tym momencie wodna neczanka nie pewnie i bardzo delikatnie złapała, ukochanego za prawą rękę, którą ten nadal trzymał kierownicę. Wkrótce elektryczny neczanin zdjął rękę z kierownicy i położył dłoń na kolanie wodnej neczanki, która bez zawahania wykorzystała tę chwilę aby chociaż trochę uleczyć złamany, ale nastawiony nadgarstek.
- Ładnie tak prowadzić jedną ręką po ciemku? - wtrąciła Yorokobi.
Na te słowa Rina speszyła się, i dość mocno się zaczerwieniła.
- Nie wtrącaj się, a jak Ci to przeszkadza to możesz sama prowadzić. - odpowiedział chłodno Kurai doskonale prowadząc jedną ręką.
- Hmmm... to dziwne … Twoje kości w nadgarstku są miękkie... - wtrąciła pokornie Rina.
- To przez truciznę Eish, ona niszczy tkanki oraz kości i sprawia, że raz są normalne a raz „miękkie i zniszczone” taki stan może utrzymać się nawet do jutra.
- To boli? - spytała Rina.
- Nie. - odparł chłodno Kurai.
- Ja słyszałam, że boli jak jasny gwint i jest nie bezpieczne gdyż podobnież podczas tego stanu kości wiecznie łamią się na nowo i tak dopóki trucizna działa. - dodała Yorokobi.
- Jest na nią antidotum? - spytała zaniepokojona Rina.
- Nie ma, ale ona mija samoistnie w ciągu maksymalnie 20 godzin. - odpowiedziała Yorokobi.
- Rozumiem... - stwierdziła pokornie Rina.
- Jednak uleczenie, może skrócić działanie trucizny i jej intensywność. - dodała lodowa neczanka.
- To dobrze. - odpowiedziała Rina z uśmiechem i dalej lecząc oraz pieszczotliwie miziając dłoń ukochanego.
- Cokolwiek. - odparł bez emocjonalnie Kurai.
- Ej! - stwierdziła Yorokobi kopiąc w siedzenie kierowcy, a następnie dodała: - Szanuj moją Bratową i jej pracę!
- Szanuję. Jednak nie nazywaj jej tak. - odpowiedział chłodno Kurai.
- A co masz zamiar ją zostawić? - spytała dociekliwie Yorokobi.
- Nie mam. - odparł elektryczny neczanin.
- To w takim układzie, mogę do niej mówić bratowa, nawet jak nie jesteście po słowie. - powiedziała nonszalancko Yorokobi.
- Rób co chcesz. - odpowiedział bez emocjonalnie Kurai.
- Proszę, skończyłam, na tyle ile mogłam. - wtrąciła Zarumieniona Rina.
- Dzięki. - odpowiedział twardo Kurai, ruszając delikatnie nadgarstkiem, tak aby go rozruszać.
- Mówiłeś, że nie chcesz leczenia. - stwierdziła Yorokobi.
- Bo nie chciałem i nie chcę. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Chyba nigdy Cię nie zrozumiem. - powiedziała Yorokobi.
- Nie musisz. - odparł Kurai, a po chwili dodał: - I dobrze Ci radzę, jak nie skończysz paplać to resztę trasy do twierdzy pokonujesz na piechotę.
- Em … to ja sobie pomilczę... - odpowiedziała Yorokobi.
************

Tym czasem Diuna siedzi na fotelu dla pasażera i trzyma nogi na kokpicie, a Otachi prowadzi tytana.
- Jak sądzisz jest do tego zdolny? - spytała Diuna.
- Oczywiście, że jest. - odpowiedział Otachi.
W tym momencie Diuna włączyła mikrofon przy łączności i powiedziała:
- Yorokobi spokojnie, weź go tam zatemperuj, a w razie co my chętnie Cię tu przygarniemy.
-
Dzięki, ale to chyba nie będzie konieczne. - odpowiedziała Yorokobi.
- Phi... boisz się go? No weź go jeszcze poirytuj. - odpowiedziała Diuna.
-
A może ja mam poirytować Ciebie? - wtrącił Hachi.
- Nie, to nie będzie konieczne. - odpowiedziała Diuna.
- Siora weź jej nie prowokuj … ja bym dzisiaj nie chciał, aby Ziom się wkurzył... - wtrącił Otachi.
- Wielkie mi co … Otachi, słuchaj jego nie da się od tak wkurzyć … a jeśli nawet to pójdzie na stronę zapali i wróci, ale będzie od niego spokój... - odparła Diuna.
-
E tam czepiasz się... - powiedział Hachi.
-
Heheheh... jak Kurai załatwi jej musztrę z rana to się opamięta. - dopowiedziała Yorokobi.
- Ej i Ty przeciwko mnie? - narzekała Diuna.
-
Ja? Skądże, ja Ci tylko wróżę wczesną pobudkę. - odpowiedziała Yorokobi.
- Taaa.... jasne … - wymamrotała Diuna.
************

Po pewnym czasie pod cudownym wiecznym niebie, skąpana w blasku srebrzyste księżyca na wysokim szczycie ukazał się okrągła twierdza. Jest ona wysoka, kamienna i otoczona wieżami. Jednak o tej porze nie widać jej szczegółów, ani pełnej potęgi. Gdzieniegdzie widać zapalone światła, które zdobią półokrągłe smukłe okna i sugerują, że w twierdzy jednak ktoś jest. Pod tą wspaniałą twierdzę, prowadzi tylko jedna droga. Otoczona przez zasieki, strome zbocza i ostre jak brzytwa kamienie.
- Ciekawe miejsce. - stwierdziła Kiazu, prowadząca auto.
-
Piękny widok. - dodała Rina, przez łączność.
-
Zrób jej zdjęcie. - dopowiedział Otachi.
-
Zrobię. - odparła Rina.
-
Taaa... wspaniałe miejsce … brakuje tylko burzy i można tu horror kręcić. - wtrąciła Diuna.
- E tam zaraz horror, wtedy już by było mega klimatycznie. - odpowiedziała Kiazu.
- O tak to by było ekstra! - dodał Hachi, a po chwili dodał:- Ziom co powiesz na małą burzę?
-
Prognoza pogody nie przewiduje burz. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Szkoda. - stwierdziła Kiazu.
Wkrótce neczanie, mijając trzy może cztery strażnice, krętą drogą dotarli na sam szczyt wysokiej góry, tam okazało się, że dwanaście maszyn bojowych bez trudu, mieści się na tamtejszym parkingu. Na podwórku wielkiej twierdzi czeka już rudowłosy generał.
- No nareszcie jesteście! - powiedział radośnie Rudy.
- Lepiej późno niż wcale. - odparła Diuna.
W tym samy czasie Yorokobi, wraz z śpiącym synem na rękach podeszła do swojego męża i przywitała się z nim. Ich spotkanie przepełnione było wylewającą się tęsknotą, miłością i namiętnością. Nawet Arishi się obudził i mocno przytulił się do ojca.
-... jakie to słodkie … - stwierdziła Kiazu.
- Taaa... normalnie cukrzycy można dostać. - dodała Diuna.
- Rudy jest Amis? - spytała entuzjastycznie Kiazu.
- Nie. - odparł generał odklejając się od żony, a następnie dodał: - Przyjechałem tu sam.
- Szkoda. - odpowiedziała Kiazu.
- Dobrze, jest już późno, zatem proponuje abyście tu przenocowali - zarządził Rudy.
- Świetny pomysł Ziom. - dodał Hachi.
Następnie wszyscy neczanie przywitali się z swoim generałem, jak z starym, dobrym znajomym, poprzez podanie dłoni czy buziaka w policzek.
- Właśnie, kto z Was walczył bezpośrednio z tym kretynem? - zapytał twardo Rudy.
- Ja i Kurai, a co? - odpowiedziała Kiazu.
- To wy dwoje idźcie za mną, a reszta idzie do pokojów. - powiedział twardo Rudy.
- Ej … zajmij się żoną co? A my pogadamy rano … - powiedziała Kiazu.
- Żoną zdążę się zająć a teraz muszę Wam poświęcić chwilę. - odparł Rudy, a po chwili dopowiedział: - Jagolden, zaprowadź moich gości do pokoi.
- Tak Panie. - powiedział pokornie wojskowy ubrany w klasyczny, czarny garnitur i mający ciemno granatowe, długie włosy, spięte w samurajskiego koka.
- Przepraszam, co mam zrobić z Hashikitą? - spytała pokornie Rina trzymając kotkę na rękach.
- Daj mi ją, pójdzie z nami. - odpowiedział Rudy przejmując szwagierkę.
- A teraz zapraszam państwa za sobą. - odpowiedział pokornie kamerdyner.
- Dobra. - odparł Hachi, który wraz zresztą swojego rodzeństwa oraz żoną generała udali się za służącym.
- A co z nami? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Zaraz się tego dowiecie. - odpowiedział tajemniczo Rudy, zapraszając swoich gości to środka twierdzy.
************

Białe pomieszczenie z dużym pół okrągłym oknem, które już na pierwszy rzut oka wygląda na pomieszczenie czysto medyczne. Na białym łóżku leży Hashikita, która nadal jest pod postacią kota, jednak monitorujące ją maszyny mówią, że wszystko z nią w porządku. W tym samym pomieszczeniu jest jeszcze Kiazu, Kurai i Rudy.
- Widzę, że jej aż tak nie poturbował i straciła jednie moc. - stwierdził Rudy, obserwując wyniki.
- Z tego co wiem od Yorokobi, to ona była prawie martwa. - odpowiedziała Kiazu.
- Tak? Nie widać tego po niej. Jest w bardzo dobrym stanie. - odparł Rudy.
- Rina, ja uleczyła, tak samo jak Yorokobi i mnie. - kontynuowała Kiazu.
- No to widzę, że ten gnojek zaszalał. - powiedział wyraźnie poirytowany Rudy, a następnie dodał: - I pomyśleć że typ jest dwa lata starszy od Hashi, że też jeszcze nie trafił na kogoś kto pokazał mu gdzie jego miejsce.
- Dokopałam mu tak, że może zacznie szanować kobiety. - odpowiedziała dumnie Kiazu.
- Dobrze, tego od nas chciałeś i to właśnie nie mogło poczekać do rana? - wtrącił chłodno Kurai.
- Nie, oczywiście że nie. - odpowiedział Rudy, po czym dodał: - Eish włada trucizną i to dość specyficzną, czy któreś z Was zostało nią otrute?
- Ja bankowo nie. - odpowiedziała automatycznie i pewnie Kiazu.
- A Ty? - spytał Rudy, patrząc na elektrycznego neczanina.
Jednak Kurai nic nie odpowiedział, jedynie oparł się o jedną ze ścian i schował ręce do kieszeni.
- Kiazu, możesz iść do pokoju. Za drzwiami czeka pewnie Jagolden, który Cię zaprowadzi do Twojego pokoju. - powiedział twardo Rudy.
- Spoko, wreszcie sobie odpocznę. - odpowiedziała radośnie Kiazu wychodząc z pomieszczenia.
- A teraz gadaj. - powiedział Generał.
- Nic mi nie jest, zakaził mi jedynie rękę... zresztą została już ogarnięta. - odpowiedział w końcu Kurai.
Na te słowa dowodzący podszedł do biurka, wyjął z niego jakąś prostokątną maszynkę, podszedł do elektrycznego neczanina i twardo powiedział:
- Pokaż mi tą rękę.
Kurai nic mu nie odpowiedział, jedynie pokazał prawy nadgarstek. Rudy przyłożył do niego maszynkę i po dłuższej chwili powiedział:
- Dobra, mówiłeś prawdę. Jednak nie nadwyrężaj tego nadgarstka co najmniej do południa.
- Tak … tak …
- Założę się, że to boli jak jasna cholera...
- Przesadzasz...
- Ale ręka Ci się trzęsie i jestem pewien że boli... i to tak po całości...
- E tam … - odpowiedział chłodno Kurai, zabierając szybko prawą rękę i chowając ją do kieszeni.
- Hmm... Słyszałem, że Yorokobi, pokazała dzisiaj rogi...
- Tak? Nie zauważyłem.
- Taaa, mam utonąć w tym sarkazmie czy wziąć jedynie prysznic?
- Słuchaj wszyscy mamy już dosyć i chciałbym udać się na spoczynek...
- Dobra, chodź zaprowadzę Cię do pokoju.
- Co za łaskawość … - odpowiedział chłodno Kurai.
************

Spory pokój z dużym podwójnym łóżkiem, które ma pościel w moro. Kiazu radośnie skacze po łóżku i wyprowadza ciosy. Nagle ognista neczanka wyskoczyła wysoko w górę, a następnie opadła na plecy, jednocześnie odbijając się kilku krotne.
- Nie ma to jak wygodne łóżko! - powiedziała radośnie Kiazu rozkoszując się wielkim łożem.
Wkrótce, kiedy jej ciało przestało podskakiwać na miękkim łóżku, dziewczyna migiem usnęła.
************

Rudy i Kurai idą białymi krętymi schodami na górę. Wąska, wręcz klaustrofobiczna klatka schodowa, jest tak mała, że nie możliwe jest aby wyminąć się na schodach. Panowie prawie wcale, ze sobą nie rozmawiają, tylko idą.
- Powiedz mi Eish, za Wami nie ruszył w pościg? - spytał Rudy.
- Nie miał prawa, ma złamaną nogę i popłochu ewakuował się z wioski. - odparł chłodno Kurai.
- A to ciekawe. - odpowiedział zaciekawiony Rudy, a po chwili dodał: - Wiesz, Eish otruł mnie przy którymś z naszych spotkać. Hashi tego nie widziała i sądziła, że ściemniam, była tak ślepo w nim zakochana. Może teraz oprzytomnieje. No nic, w każdym bądź razie doskonale wiem jak to cholernie boli. Widziałem nawet kolesia który mięczakiem na pewno nie był, a błagał nas abyśmy go zabili bo to tak boli.
- I co z tego?
- A Ty zdajesz sobie nic z tego nie robić, że Cię otruł …. no nic... - odparł Generał, podchodząc do drzwi zaraz przy schodach, a następnie dodał: - Dobra dzisiaj już nie męczę, ale jutro oczekuje pełnego raportu.
- Tak, tak …
- To Twój pokój i postaraj się szybko usnąć, bo tu wstaje się wcześnie.
Kurai nic mu już nie odpowiedział, jedynie wszedł do wyznaczonego pokoju i bez słowa zamknął za sobą drzwi.
************

Nie duża komnata, o białych, chłodnych ścianach, w której znajduje się jedynie fotel w zielone moro, biała kołyska, oraz duże podwójne łożę o pościeli w szaro-czarne moro, przypominające kolorystyką neczański mundur. Na łóżku siedzi Yorokobi ubrana w jedwabną, różową piżamkę, natomiast przed nią stoi neczański generał, który rozbiera się z swojego mundury w celu przebrania się do snu.
- Czy my jesteśmy w tej twierdzy co jakiś tam generał czy ktoś tam spędzał wakacje?
- Tak, to dokładnie ta twierdza, jednak mimo że znajdują się tutaj pokoje gościnne to jedna z lepszych twierdz jakie posiadamy. - odpowiedział spokojnie Rudy.
- Hmm... powiedz mi co z moim bratem?
- Przyjemny jak zawsze, i jest już u siebie.
- Cały on... hmm... powiedział Ci, że został otruty?
- Mniej więcej … może Ty wiesz coś więcej?
- Hmm... wiem, że został otruty i miał złamany nadgarstek, który od tak sobie nastawił … potem w samochodzie Rina go trochę uleczyła …
- To dobrze, jednak mam wrażenie, że na tym to się nie skończy.
- Myślisz, że nie otruł mu tylko kości, ale również krew?
- O tym przekonamy się rano, ewentualnie w ciągu kilku najbliższych dni.
- Myślisz, że by to ukrywał?
- Oczywiście, że tak … jeśli tylko będzie się wstanie ruszać to o zatruciu krwi możemy dowiedzieć się nawet za kilka dni.
- Masz racje to by było w stylu mojego brata.
- Oczywiście zakładając, że ma trutą również krew, bo w sumie mogło to się skończyć jedynie na kościach....
- Myślę że chyba ma zatrute tylko kości … inaczej ból nie dałby mu żyć … Heh … trzeba coś zrobić z tym całym Eish, on stanowi realne niebezpieczeństwo...
- Wiem, jednak teraz nie jestem już generałem i czas na moje życie prywatne.
- Dobrze, to w życiu prywatnym też musisz zając się Eish.
- Zajmę się rano. - odpowiedział Rudy kładąc się na łóżku i dotykając żonę po jej lewym ręku.
- Dobrze. - odpowiedziała Yorokobi, kładąc się na klatce piersiowej męża i wtulając się w jego ciepłe ciało.
 


poniedziałek, 2 października 2017

Epizod 233



"Ryzykowny blef"


Rina siedzi na dachu jednego z tytanów. Działko energii, które wygląda jakby było gotowe do odpalenia, znajduje się tuż przed wodna neczanką. Delikatny wieczorny wiatr przyjemnie targa długie włosy dziewczyny, a pierwsze gwiazdy w cudowny sposób dodają głębi jej wspaniałym żółtym oczom. Nagle Rina wśród pola kukurydzy spostrzegła Kurai'a niosącego nie przytomna siostrą na rękach. Bez chwili zastanowienia neczanka zeskoczyła z pojazdu i podbiegła do przybyszów.
- O rany … ona żyje? - spytała zaniepokojona Rina.
- Tak, uleczysz ją? - odpowiedział spokojnie Kurai, kładąc Yorokobi na ziemi.
- Tak, jasne …
Po tych słowach neczanka od razu przystąpiła do działania. Delikatne biało błękitne światło spowiło lodową neczankę, a wkrótce jej pozostała część ran i zadrapań zaczęła znikać. Natomiast po dłuższej chwili sama Yorokobi zaczęła spokojniej i głębiej oddychać. Tym samym jej obrażenia, także te wewnętrzne, przestały zagrażać jej życiu.
- Czego dowiedziałaś się od Rudego? - spytał chłodno Kurai.
- Hmm.... Rudy … Powiedział, że Eish to facet Hashi. - odpowiedziała Rina zaprzestając leczenia.
- A to ciekawe...
W tym momencie Yorokobi gwałtownie, się obudziła, złapała Rinę za ramiona i przerażonym tonem spytała:
- Znaleźliście ją?
- Spokojnie Arishi jest z Otachim... - odpowiedziała pokornie Rina.
- To dobrze, ale nie pytam o syna! Pytam czy znaleźliście Hashi!? - odparła nerwowo Yorokobi.
- Nie, nie znaleźliśmy jej. - wtrącił chłodno Kurai.
- Dobra, Kurai chodź ze mną pokażę Ci gdzie ona jest, trzeba ją zabrać stąd jak najszybciej się da... i to zanim Eish ją dorwie … - powiedziała Yorokobi.
- Schowała się? To może do niej zadzwonimy? - zaproponowała pokornie Rina.
- Nie! Nic nie rozumiesz ona jest poważnie ranna, a ja nie miałam już energii aby ją uleczyć, więc ukryłam ją i skupiłam uwagę Eish na sobie. - odpowiedziała Yorokobi, a następnie dodała: - Kurai idziemy!
- Nie. - powiedział Twardo Kurai.
- Jak to nie? - zdziwiła się Yorokobi.
- Rina z Tobą pójdzie, a ja pójdę „porozmawiać” z Eish. - odpowiedział chłodno Kurai odbiegając.
- CZEKAJ! - krzyknęła lodowa neczanka, jednak jej brat był już daleko i nie miał zamiaru zatrzymać się, a tym bardziej zawrócić.
- Yorokobi, proszę zaprowadź mnie do Hashikity … uleczę ją … - zaproponowała pokornie Rina.
- Więc, Ty się zajmujesz leczeniem??
- Em... tak …
- Ale tam potrzeba kogoś dobrego w leczeniu..
- Nie wiem czy jestem wystarczająco dobra... ale w tej chwili jestem jedynym medykiem w okolicy … więc tylko ja mogę spróbować ją uleczyć … - powiedziała pokornie i delikatnie Rina.
- No … dobrze … przekonałaś mnie … zatem chodź za mną... - odpowiedziała Yorokobi podnosząc się z ziemi.

************

Elf okazuje się być twardym przeciwnikiem, który doskonale wie co robi, a swoją brutalnością dorównuje, jak nie przewyższa, brutalności demonów. Jednak na jego nieszczęście Kiazu, to twarda dziewczyna która łatwo się nie poddaje. Ich zaciekłe starcie, prowadzone jak równy z równym, nadal trwa i żadne z nich nie ma zamiaru odpuścić. Ognista neczanka, wręcz płonie, żywym i intensywnym płomieniem, o czerwono-pomarańczowo-żółtym zabarwieniu, ale to nie robi zbytnio wrażenia na brutalnym przeciwniku, który ma delikatne szaleństwo w oczach.
- Myślisz, że przestraszysz mnie tym szaleńczym spojrzeniem? - spytała stosunkowo retorycznie Kiazu.
- Zamknij mordę. - odpowiedział stanowczo Eish, jednocześnie wyprowadzając prawy sierpowy który neczanka w ostatniej chwili skontrowała i jednocześnie wyprowadziła płomienne kopnięcie oraz wystrzeliła ognistą kulę. Jednak Elf bez trudu odskoczył, i uraczył przeciwniczkę jej własną ognistą kulą, którą od tak odbił.


************

Otachi chodzi po okolicy zrujnowanej wioski. Neczanin niesie na baranach małego chłopca, który z zaciekawieniem ogląda świat z wysoka.
- I co młody podoba Ci się wycieczka? - spytał nagle Otachi.
- Tatatatatatatataat! - wykrzyknął radośnie mały Arishi, a po chwili pokazując łapami przed siebie dodał zaciekawione: - Yyyyyeeeeyyyeeee
- Hmm... chcesz zobaczysz co to za pnącza zwisają z drzewa?
- Tatatatatata....
- Dobra Młody chodź zobaczymy jakie przygody tam na nas czekają. - odpowiedział Otachi z uśmiechem.
************

Yorokobi i Rina przeciskają się przez zawaloną piwnicę jednego z wiejskich domów. Panuje tu podziemny chłód, który jest dodatkowo potęgowany o przenikliwe zimno bijące od lodowych bryłek.
- Uważaj to miejsce trzyma się na słowo honoru, ale to dobre miejsce aby kogoś ukryć. - stwierdziła Yorokobi.
- Rozumiem. - odpowiedziała pokornie Rina, prześlizgując się przez wąskie przejście.
Nagle, pomimo panującego mroku oczom neczanek ukazał się leżący na ziemi duży kot, który znajduje się w sporej kałuży.
- O matko Hashi! - powiedziała z przerażeniem Yorokobi podbiegając do białej kotki w rude ciapki.
Lodowa neczanka szybko podniosła bezwładne ciało siostry i powiedziała: - Musisz ją uleczyć.
- Tak postaram się. - odpowiedziała pokornie Rina, która bez zawahania zaczęła leczyć wycieńczone, chłodne ciało.
************

Skulona Kiazu leży na ziemi. Poobijana neczanka, po raz kolejny próbuje podnieść się z ziemi, jednak jej drżące ciało nie bardzo chce już współpracować. Brutalność pewnego elfa dała się jej mocno we znaki, ale i ona porządnie dała się we znaki jemu. Eish mimo że tego nie okazuje, to również jego ciało delikatnie drży.
- Ty suko, jak śmiesz! - krzyczał Elf stojąc nad próbującą się podnieść dziewczyną.
Nagle Eish zamachnął się aby z całej siły kopnąć neczankę w żebra, jednak na swoim gardle poczuł draśnięcie która wytrąciło go z rytmu.
- Tylko spróbuj a zginiesz. - odezwał się chłodny, stanowczy głos.
- Biały rumak na rycerzu przybył to mam się bać? - odparł Eish z złośliwym uśmiechem na twarzy.
- Mówi się „rycerz na białym koniu”... - wtrąciła płonąca Kiazu podnosząc się.
- Nie będziesz mnie poprawiać wywło.....
W tym momencie błyszczące ostrze jeszcze bardziej przytuliło się do szyi elfa. Tym sposobem zamiast niedużego draśnięcia, pojawiło się już całkiem konkretne nacięcie z którego ciurkiem płynęła szkarłatna, gęsta krew. Zaskoczony Elf dotknął swojej krwawiącej szyi, sprawdził czy to co po nim spływa to rzeczywiście krew, a następnie oblizując swoje zakrwawione palce powiedział:
- No proszę... jednak potrafisz to zrobić, no nic to tylko dowód na to, że muszę zając się tobą.
- Nie dokończ najpierw ze mną! - wtrąciła z determinacją Kiazu.
- Nie. - odpowiedział twardo Kurai, odsuwając ostrze swojej elektrycznej katany, a następnie chłodno dodał: - Zrobiłaś już swoje, a teraz wynocha.
Ognistej neczance nie spodobały się te słowa, ale dusząc w sobie niezadowolenie i chęć dalszej walki, Kiazu zacisnęła mocno swoje pięści i odbiegła z pola walki.
- Ej dlaczego kazałeś jej odejść? Przecież tak dobrze się bawiliśmy. - powiedział Eish zdejmując koszulę zaplamioną krwią.
- Bo miałem taki kaprys. - stwierdził chłodno Kurai, który szybkim ruchem oczyścił swoją broń z brunatnej krwi, a następnie zniwelował swoją broń.
- Popełniłeś błąd... - odparł stanowczo Eish.

************

W międzyczasie Hachi i Diuna przetransportowali pozostałych dwóch przeciwników, którzy niebawem powinni się obudzić, i położyli ich nieopodal pola bitwy. Następnie cichaczem wrócili do ukrytych maszyn bojowych, gdzie czekała już Rina, Yorokobi oraz nadal nie przytomna Hashikita pod postacią kota.
- Z nią w porządku? - spytał Hachi.
- Tak, jej życiu nie zagraża nie bezpieczeństwo. Teraz musi jedynie odpocząć. - odpowiedziała spokojnie Rina, patrząca delikatnie zmęczonym spojrzeniem.
- Mogłaś uleczyć ją do końca, dobrze wiesz że potrzebujemy dużo rąk do naszego planu. - wtrąciła Diuna.
- Daj dziewczynie spokój, odrobina pracy Ci nie zaszkodzi. - automatycznie odpowiedział Hachi.
- Dobra jestem, jak stoimy z planem? - spytał nagle Otachi z śpiącym maluchem na rękach.
- Arishi! - powiedziała radośnie Yorokobi, a następnie wtuliła się w swojego syna.
- Całkiem dobrze, chociaż nie ma Kurai'a a Kiazu chyba nadal walczy … - odpowiedziała Diuna.
- Wszystko jest pod kontrolą. - wtrąciła, z determinacją w głosie, Kiazu wychodząc z pola kukurydzy, a następnie dodała: - Jedziemy z koksem!
- Oho … obudził się w niej dowódca … - stwierdziła Diuna.
- Cicho siedź. - odpowiedziała Kiazu, która wyraźnie jest zła, a następnie dodała: - Rinka, ulecz mnie proszę, i zabierz Yorokobi i resztę do swojego wozu i zaczynamy.
- Spoko. - odpowiedziała pokornie Rina, która od razu zabrała się do leczenia siostry.
- Od kiedy Ty taka twarda? - spytała Yorokobi.
- Hmm... w sumie od zawsze … ale Twój brat potrafi mnie utemperować, a skoro go tu nie ma to ja tu dowodzę! - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Kiazu. - odezwał się chłodny przenikliwy głos w słuchawkach.
- Em … tak, tak … - stwierdziła Kiazu odkrząkując, a następnie dodała: - Dobra działamy bo czas nas goni.
Lodowa neczanka, zmierzyła wzrokiem swoją ognistą koleżankę i ostatecznie uśmiechnęła się pod nosem, po czym udała się z siostrą i synem do jednej z maszyn bojowych. Następnie usiadła z nimi na tylnym wąskim siedzeniu. W tym samym czasie wodna neczanka w pełni uleczyła swoją ognista siostrę.
- Każdy wie co ma robić? - spytała entuzjastycznie Kiazu.
- Pewnie, że tak! - odparli równie entuzjastycznie neczańscy bracia.
- Tak, tak … - dodała Diuna.
- To zaczynamy zabawę! - dopowiedziała radośnie Kiazu.

************

Elf, który wychodzi na to że jest nie do zdarcia, wyprowadził kolejny cios, a tuż zanim następny. Kurai dzięki swojej szybkości uniknął obu ciosów i jednocześnie wyprowadził swoje, które niestety również były nie celne. Eish szybko stanął na prostych nogach i wyprowadził mocne kopnięcie prawą nogą, ale neczanin uchylił się od ciosu i z całej siły uderzył, swoją prawą nogą w lewe kolano przeciwnika. Ten celny cios spowodował, że elf z stracił równowagę. Eish lecąc złapał swoją purpurowo zieloną dłonią, Kurai'a za prawy nadgarstek i upadając z hukiem na ziemię porządnie go wygiął. Nagle na pole bitwy dotarli pozostali dwaj wojskowi z elfich jednostek.
- Eish co to za lamus? - wykrzyknął jeden z przybyszy.
- Nikt ważny. - odpowiedział Eish wstając i trzymając lewą nogę w powietrzu. W tym momencie okazało się, że ta noga jest złamana w kolanie. Jednak na Elfie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.
Panowie stoją mierząc się chłodnymi spojrzeniami, a ich włosy targane są przez wiatr. W ten pomiędzy elfami a neczaninem wylądowała wielka ognista kula, która z hukiem uderzyła o powierzchnię ziemi.
- A to co? - spytał drugi z przybyłych nie dawno elfów.
Ledwo przestały brzmieć słowa, a w ziemia została zbombardowana przez różne kule kule energii. Począwszy od ognistych, poprzez lodowe, a skończywszy na kamiennych atakach, które spadały na zrujnowana wioskę w niezliczonych ilościach. Istny grad kul energii.
- To maszyny bojowe! Ściągnęli tu cały oddział! - powiedział donośnie Eish.
- A to gnoje! - odparł jeden z przybyszów.
- Tego jest tyle że pewnie z 20 maszyn tu przybyło! - dodał drugi z przybyszów.
- Idziemy stąd! - rozkazał Eish.
W tym momencie pod gradem ataków, elfi wojskowi dotarli do swojego przywódcy wzięli go na ramiona, właściwie oparli go o swoje ramiona, podnieśli go do góry i pędem uciekli z rujnowanej wioski. Elfy nie miały łatwo uciec, gdyż grad z mocy dawał się im mocno w znaki i skutecznie utrudniał im szybką ucieczkę.
************

Wszystkie dwanaście maszyn bojowych strzela naprzemiennie różnymi kulami mocy, tworząc tym samym niesamowity, różnokolorowy pokaz siły. Nagle neczanie usłyszeli znajomy chłodny głos w słuchawkach:
-
Możecie przestać … uciekli.

Po chwili część maszyn przestała strzelać, i wyszli z niej neczanie, a część maszyn nadal strzelało różnokolorową energią.
- HA! Udało się! - powiedział radośnie Otachi wyskakując z tytana.
- Piękna akcja! - dodał entuzjastycznie Hachi.
- Co tu się wyprawia? - spytał chłodno Kurai, stojący za maszynami, z rękami w kieszeniach.
- Jak to co? Mieliśmy strzelać z maszyn, to strzelaliśmy. - odpowiedziała Diuna.
- Chłopaki wpadli na pomysł aby włamać się do systemu maszyn i delikatnie je przeprogramować tak aby kopiowały nasze moce i strzelały przez jakiś tam określony czas. - dopowiedziała Kiazu.
- Dobra robota. - pochwalił Kurai.
- Dzięki ziom! - odpowiedzieli radośnie neczańscy bracia.
- Tylko wiesz że one tak będą strzelać jeszcze z jakiś kwadrans może więcej? - dodała Diuna.
- Dobrze, dzięki temu ktoś opowie nam co się tu dzieje. - odparł chłodno Kurai.
- Heh .. .w sumie należą się Wam wyjaśnienia. - powiedziała Yorokobi, a następnie dodała: - Widzicie Eish to facet Hashi, ale ostatnio ona przejrzała na oczy i zobaczyła jaki ten drań jest...
- Ok, a co robiłyście tutaj? - spytała dociekliwie Diuna.
- Heh …. Hashi chciała dzisiaj dzisiaj z nim zerwać i w sumie to zrobiła jednak typ się wściekł w końcu ona jest „jego własnością” … w każdym bądź razie kiedy się z nią umawiał tutaj to wioska jeszcze była cała … - odpowiedziała Yorokobi.
- No dobra, ale czemu Ty tu jesteś? - kontynuowała Diuna.
- Oraz czemu wzięłaś ze sobą młodego? - dodała Kiazu.
- Hashi poprosiła abym jej towarzyszyła, sądziła że przy mnie Eish nie wścieknie się aż tak … jak widać myliła się... - odpowiedziała Yorokobi, a po chwili dodała: - Opiekunka nawaliła, a sam nie mógł zostać.
- Fakt, nie mógł. - odparła Diuna.
- To było głupie, powinnyście od razu odezwać się do Rudego, a nie robić swoje rewolucje, za jego plecami. - wtrącił chłodno Kurai.
- Tak, tak powiedział ten co dba o swoich ludzi. - odpowiedziała Yorokobi, a następnie dodała: - Wiesz co by się z nimi stało gdyby ten blef nie wypalił?!
- Coś byśmy wymyślili, a oni daliby radę przetrwać … - odparł Kurai.
- Tak oczywiście, Eish to nie byle kto! To nie jest pierwszy lepszy cienias spotkany na ulicy- stwierdziła stanowczo Yorokobi.
- Oni też nie są byle kim, i bardzo się zmienili od Waszego pierwszego spotkania. - kontynuował twardo Kurai.
- Ej! Skoro tak w nas nie wierzysz to po co nas wezwałaś co? - wtrąciła Kiazu.
- Właśnie, zamiast podziękować za pomoc to najeżdżasz po nas. - dodała Diuna.
- Eh … jestem Wam wdzięczna i to bardzo, ale przyznajcie, że szef się tak nie zachowuje! - odpowiedziała lodowa neczanka.
- Dobrze, że o tym mówisz... - stwierdziła Kiazu.
- Właśnie, gdyż on zachowuje się jak lider a nie szef. - dodał Otachi.
- A to ogromna różnica. - dopowiedział Hachi.
- No dobra, ale jesteście niezdyscyplinowani i nie rozważni, a co najważniejsze jesteście szaleni i nie widzicie tego jak bardzo jesteście zaślepieni! - kontynuowała Yorokobi.
- Tak, ale dzięki temu przyjechaliśmy aby Was uratować. - dodała Kiazu.
- Niby czym zaślepieni? - spytała Diuna.
- Wszystkim! Jesteście porąbani! - kontynuowała nakręcona Yorokobi.
- Jak masz zamiar dalej dalej nas obrażać to jedziemy i zostawiamy Was tu, a ja nigdy więcej nie odbiorę od Ciebie telefonu. - wtrącił chłodno i twardo Kurai, wyjmując ręce z kieszeni.
- Kurai, Twoja ręka … - wtrąciła przerażona Rina.
- To nic. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie wziął złamany nadgarstek w drugą dłoń i od tak nastawił połamane kości, tak, że ręka przestała być wygięta. A po chwili była zdatna do użycia.
- Ziom czy Ty właśnie nastawiłeś sobie złamaną rękę na żywca? - stwierdził z przerażeniem Hachi.
- Aż mnie ciarki przeszły. - dodał Otachi, wzdrygając się.
- Jesteś straszny. - dopowiedziała Kiazu, dając elektrycznemu neczaninowi mocny cios z zaciśniętej pięści w prawy bark.
- Odbierzesz, a jak nie Ty to ona to zrobi. - stwierdziła w końcu Yorokobi pokazując palcem na Rinę, a następnie dodała: - Wiem, nie jestem już Waszą mentorką i nie mam na Was wpływu. Jednak udowadniacie mi, że Wasze więzi nie rozerwalne i nawet ktoś zewnątrz nie jest wstanie ich rozszarpać.
- Nie mów, że nas tylko testowałaś? - spytała Diuna.
- Tak, testowałam... chociaż przyznaję, że lubię też irytować tego głąba. - odpowiedziała Yorokobi z uśmiechem.
- Tak, jasne... mówisz tak tylko dlatego, że wystraszyłaś się że on nie odbierze od Ciebie telefonu. - wtrąciła Kiazu.
- To, był jedynie sygnał że zaczęłam przekraczać pewną linię. I na moje nieszczęście, jakbym przegięła to rzeczywiście miałabym problem. - stwierdziła Yorokobi z uśmiechem.
- Oni nadal na coś czekają. - wtrącił chłodno Kurai opierając się o maskę jednego z tytanów.
- A tak, dziękuję, że nas uratowaliście. - odpowiedziała Yorokobi, przytulając się do neczańskiego rodzeństwa.
- Spoko, cała przyjemność po naszej stronie. - powiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Wiesz jemu też powinnaś podziękować. - dodał Otachi.
W tym momencie maszyny bojowe przestały strzelać, gdyż zaprogramowany w nich program skończył się, a elektryczny neczanin chłodno powiedział:
- Koniec pogaduszek ruszamy w drogę.
- Spoko Ziom!- odparli zgodnie neczanie.
- Wgrałem maszynom trasę do twierdzy więc spokojnie tam dojedziemy. - dodał Hachi.
- Dobrze. - odpowiedział chłodno Kurai, wsiadając za kierownica jednego z tytanów.
- Jak wy go znosicie? Nawet ja nie wytwarzam tyle lodu. - stwierdziła Yorokobi.
- Hmm... normalnie... - odparła Kiazu.
- Dobra lepiej wsiadajmy … - dodała Diuna.