niedziela, 22 listopada 2015

Epizod 180


"... Najemnicy cechu Algorni ..."


Rina otoczyła wodną, błękitną barierą zarówno siebie jak i mistyczne stworzenie. W tym samym czasie reszta jej rodzeństwa uważnie obserwuje tajemniczych, zakapturzonych przybyszy. Nagle jeden z nich z impetem ruszył w kierunku ognistej neczanki. Kiazu, nie wiele myśląc płynnymi ruchami, płomiennymi falami zaatakowała przeciwnika z półobrotu. Ktoś inny, ktoś kto stoczył znacznie mniej walk. ktoś gorzej wyszkolony pewnie by chybił, gdyż jej zakapturzony przeciwnik przysiadł. Tu zadziałało jego instynktowne zareagowanie na atak, jednak ognista neczanka nie dała się tak łatwo podejść i również w intuicyjnym odruchu, jej płomienna fala popłynęła lekkim łukiem i już po chwili podpalony przeciwnik upadł na kolana. Następnie oponent wręcz rozpłynął się, bez krzyku zeżarły go promienie, nie pozostawiając po nim zupełnie nic.
- Yyyy... ok ... to było dziwne.... - powiedziała Kiazu, pod nosem.
- Ej ... Kiazu nie musiałaś odsyłać kolesia w nicość. - stwierdziła Diuna.
- To nie mój ogień ... to z nimi jest coś nie tak... - odparła Kiazu otaczając się płomieniami.
W tym momencie kolejny oponent zaatakował tylko tym razem, celem jego ataku była Diuna. Psychiczna neczanka bez trudy jednym szybkim ruchem otoczyła przeciwnika swoją mocą i uniosła go do góry. W tym momencie jej oponent również znikł, wręcz rozpłynął się w powietrzu.
- Widzisz? - spytała Kiazu.
- No widzę i normalnie nie wierze. - stwierdziła z niedowierzaniem Diuna.
Nie było jednak czasu na dalsze rozmowy, gdyż kolejni napastnicy z impetem i niesamowitą siłą ruszyli w kierunku neczanek.
- Uważaj nadchodzą! - stwierdziła stanowczo Kiazu.
Wojowniczki połączyły swoje siły aby wspólnie odeprzeć atak nadciągających przeciwników. Hipnotyzujące i obłędne czerwono-pomarańczowo-żółte płomienie, agresywnie otulają znikających i rozpływających się oponentów. Tymczasem Diuna bez skutecznie próbuje łapać w swoją fioletowo-różową parapsychiczną mocą zakapturzonych przeciwników. Dziwni oponenci bezinwazyjnie znikali w momencie zetknięcia się z mocą, a neczanki z każdą sekundą były coraz bardziej zdezorientowane i zdeterminowane do dalszej walki.


************
Władcy nadal dyskutują na temat serii tajemniczych i brutalnych morderstw, kiedy nagle w pomieszczeniu rozległo się głośnie pukanie do drzwi. W tym momencie władcy ucichli, a Ankara spokojnie powiedział:
- Proszę.
W ten do komnaty wszedł młody chłopaczek, który na oko ma maksymalnie szesnaście lat. Jego rubinowoczerwone włosy sięgające do połowy karku, są stojące i w lekkim nie ładzie, a na nich spoczywają czarne okulary przeciw słoneczne. Ma on niebieskie oczy, które stanowczo przykuwają uwagę. Przybysz ubrany jest w dość obcisłą, czerwoną koszulkę na krótki rękaw, przylegające do ciała czarne spodnie oraz czerwone rękawiczki, które przypominają skórzane rękawice motocyklistów. Dodatkowo ma lekko spiczaste uszy i całkiem opaloną karnację.
- Przepraszam, że przeszkadzam.... - stwierdził spokojnie przybysz.
- Arika? Co Ty tu robisz? - spytał nagle Volaure.
- Witam książę, pracuję jako posłaniec, dla bogatych rodów. - odparł pewnie przybysz.
- Dobrze, masz jakieś wieści dla mnie? - spytał Ankara.
- Tak Panie, mam ważny list od Głowy rodu Oskran - odpowiedział spokojnie młodzieniec wręczając Ambasadorowi kopertę z pieczęcią rodu.
- Dziękuję, możesz odejść. - odpowiedział władca otwierając list.
- Przepraszam, Panie jednak mam poczekać na odpowiedź. - odparł Arika.
- Rozumiem, w takim układzie poczekaj proszę, na zewnątrz. - rozkazał spokojnym tonem Ankara.
- Tak Panie. - odparł stanowczo młodzieniec, a następnie pośpiesznie wyszedł.
- Oskran? Co oni chcą? - spytał zaciekawiony Eta.
- Pewnie znowu skarżą się, że rodzinie Cusan powodzi się lepiej niż im... - odparła Kana przewracając oczami.
- Nie tym razem, moja droga. - odpowiedział Ankara, a następnie dodał: - Tym razem senior rodziny Oskran, prosi nas o zapewnienie ochrony, gdyż kilku członków rodziny, na przejażdżce zostało brutalnie zamordowanych i oskarża za ten haniebny czyn rodzinę Cusan.
- Byłam blisko ... - stwierdziła Kana.
- Czyżby nasi oprawcy przerzucili się na bogate rody? - spytała Sansha.
- Możliwe, jednak opis i zdjęcia zamordowanych stanowczo różnią się od tego co mamy do tej pory. Rzućcie proszę okiem szanowni władcy. - odpowiedział spokojnie Ankara przekazując list i brutalne zdjęcia w obieg.
W ten władcy mniej lub bardziej chętnie zaczęli obserwować zdjęcia i raport o zamordowanych. Obrzydliwe i przerażające zdjęcia, pełne zmasakrowanych zakotwionych ciał, u bladych jak ściana, dam wywołały wręcz odruch wymiotny.
- Przepraszam, czy mogę wyjść na chwilę? - spytała z trudem Sansha.
- Oczywiście, obie możecie wyjść. - stwierdził spokojnie Ankara, spoglądając na neczańską królowa i oniemiałą ambasadorkę.
W tym momencie obie Panie w bardzo szybkim tempie opuściły pomieszczenie i udały się na jeden z pobliskich balkonów aby ochłonąć.


************

Rina, nie pewnie stoi i ochrania mistyczne zwierzę, gdyż mimo fantomowych i tajemniczych ataków na jej siostry to jej wodna tarcza jest bombardowana przez prawdziwe ataki. W tym czasie Kiazu i Diuna za wszelką cenę niepozwalaną aby zakapturzeni oponenci dostali się bliżej zwierzęcia. Nagle wszyscy przeciwnicy znikli jak kamfora, a na ich miejscu nie pojawili się nowi wojownicy oraz ustały ataki na zwierzaka.. Zdezorientowane wojowniczki nerwowo rozejrzały się po okolicy, szukając wytłumaczenia "co się stało?". Po chwili Diuna spostrzegła Otachiego, który trzyma ostrze swojego sejmitar'a przy gardle jednego z zakapturzonych typów. Tuż za wietrznym neczaninem stoi kolejny zakapturzony typ, który przykłada do jego pleców, gotowy do wbicia sztylet. Natomiast zanim stoi Hachi z przygotowaną włócznia do przebicia tajemniczego przeciwnika.
- Dziewczyny patrzcie! - stwierdziła Diuna.
- Świetna robota! - dodała entuzjastycznie Kiazu.
W ten Rina zniwelowała ochronę i podeszła do sióstr, mówiąc:
- Wow jak tego dokonaliście?
- O Tym później ... - odparł Otachi, a Hachi, dźgając przeciwnika twardo powiedział:
- Dobra a teraz gadać, kim jesteście?
Nagle wszyscy zostali otoczeni ogromną, przejrzystą a zarazem oszronioną i szczelną lodową barierą.
- To może lepiej to Wy mi powiecie kim jesteście i co tu robicie? - spytał nieznajomy męski głos.
- O nie przyszedł ... - stwierdził pod nosem jeden z zakapturzonych przeciwników.
- Świetnie i co teraz? - narzekała Diuna.
- Dobra zabawa! - odparła Kiazu uśmiechając się pod nosem, a następnie neczanka cała zapłonęła czerwono-pomarańczowo-żółtym płomieniem i jednym szybkim ciosem, bez trudu rozbiła lodowe więzienie.
W ten kiedy ostatni krystaliczny lodowy kawek, z impetem uderzył o ziemię, oczom wszystkich ukazał się średniego wzrostu mężczyzna o długich blond włosach spiętych w wysokiego, sztywnego kucyka. Dodatkowo, ma on bystre lekko pogardliwe zielone oczy oraz duże szpiczaste uszy. Tajemniczy przybysz ubrany jest na czarno, w spodnie oraz bluzę z kapturem.
- Nieźle, cukierku. - stwierdził przybysz z wrednym uśmiechem, a następnie jednym szybkim ruchem bezlitośnie zamroził całą Kiazu, gasząc przy tym jej płomienie. Po czym dodał: - Jednak na moje chłody to stanowczo za mało.
- Ty! Zostaw ją. - stwierdziła stanowczo Diuna.
Przybysz jednak tylko tupnął w ziemię, a psychiczna neczanka odruchowo otoczyła się psychiczną barierą, która w zetknięciu z lodową mocą pękła jak mydlana bańka, a Diuna w mik stała się chłodną bryłą lodu, a następnie jak gdyby nigdy nic powiedział:
- A teraz wy dwaj zostawcie moich ludzi.
- Dobra, ale Ty wypuść te dwie dziewczyny. - odparł stanowczo Hachi.
- O nie! To ja tu stawiam warunki a nie Ty. - odpowiedział spokojnie przybysz, szykując kolejny lodowy atak. Jednak nieznajomy nagle zaniechał ataku, gdyż ostre srebrzyste ostrze niespodziewanie znalazło się tuż przy smukłej szyi przybysza.
- Phi to na mnie nie działa, poderżniesz mi gardło i co? One i tak zostaną zamrożone.
W ten ostrze otoczyły liczne wyładowania elektryczne. Tajemniczy szpiczasto-uszy oponent z trudem przełknął ślinę i powiedział:
- Skoro tak sprawiasz sprawę ...
Nagle lodowe więzienie Kiazu roztrzaskało się w drobny mak, a sama ognista neczanka, otoczona swoim płomieniem stała jak gdyby nigdy nic.
- Jak to zrobiłaś? - stwierdził nieznajomy.
- Normalnie. - odparła Kiazu z dumą i determinacją w głosie.
- A teraz uwolnisz drugą Panią. - wtrącił chłodno Kurai strojący za nieznajomym i przykładając mu ostrze swojej katany do gardła.
- Jak chcesz. - odparł nieznajomy likwidując lodowy atak.
Kiedy tylko Diuna była wolna, to Hachi i Otachi uwolnili zamaskowanych oponentów. Elektryczny neczanin również odsunął ostrze od swojego przeciwnika i stanowczo spytał:
- Kim jesteście?
- Ja jestem Elfem nie widać? A moi koledzy są bromiańczykami. - odparł nieznajomy.
- Nie o to pytam. - odparł chłodno Kurai.
- Ziom dobrze Ci radzę odpowiadaj grzecznie na pytania. - wtrącił Otachi niwelując swoje ostrze.
- Nie wiem skąd on się tu wziął, ale wpadłem w pułapkę i teraz już muszę być grzeczny. - zamyślił się tajemniczy przybysz a następnie powiedział: - Jestem Inci Muttu i jestem szefem najemników cechu Algorni.
- Kłamiesz, Inci Muttu jest kobietą i myślę, że nie znosi kiedy ktoś ją udaje. - stwierdził chłodno Kurai, a następnie twardo dodał, mierząc przeciwnika lodowym spojrzeniem : - A ja nie lubię kłamców.
- Oj Ziom masz przesrane! - wtrącił Hachi.
- Znasz Inci? - spytał z przerażeniem nieznajomy.
- Owszem, a teraz gadaj kim jesteś? - odparł chłodno Kurai.
- Dobrze, ja jestem ....

************

Masakryczne zdjęcia, wywołały mocną i zażartą dyskusję wśród władców. Jednak jeden spośród nich praktycznie się nie odzywał, jedynie czujnym wzrokiem oglądał zdjęcia i palił papierosa. Volaure coś definitywnie nie pasowało w tych zdjęciach.
- Czyżby kolejna grupa napastników? - spytała Sansha, unikając patrzenia na zdjęcia.
- Szanowni władcy to nie wygląda na sprawkę człowieka, lecz jakieś bestii. - stwierdził Ankara.
- Panie mamy ogrom psychopatów zdolnych do takiego działania - stwierdził Elinar.
W ten władca Zekeren wstał mówiąc:
- Przepraszam Panie .. - A następnie szybko podszedł do drzwi, otworzył je i stanowczo powiedział: - Arika, przynieś mi "Daarn Ze De"
- Tak Panie! - stwierdził pokornie młodzieniec stojący za drzwiami i szybko gdzieś pobiegł.
- "Daarn Ze De" co to jest? - spytał Eta.
- Książę podał Zekereński tytuł pewnej książki. - stwierdził spokojnie Ankara.
- Co urywasz książę? Nie mogłeś powiedzieć tego w zrozumiałym języku? - spytała Sansha.
- Nic nie ukrywam, intuicja mi mówi, że mam coś sprawdzić. - odpowiedział spokojnie Volaure, a następnie dodał: - Podałem ...
W ten do pomieszczenia wparował zdyszany Arika i wręczając czarną książkę księciu powiedział:
- Ehe ... proszę książę o to ona ...
- Dzięki. Super młody szybko się uwinąłeś! Brawo! - pochwalił Volaure, odpierając książkę, po czym szybko wrócił na swoje miejsce, wziął butelkę wody i rzucając ją powiedział: - Łap Młody!
Na te słowa Arika czujnie spojrzał przed siebie i bez trudu złapał butelkę, a książę kontynuował: - A teraz wyjdź my musimy porozmawiać.
- Tak Panie. - stwierdził pokornie młodzieniec wychodząc i zamykając za sobą drzwi.
- Po co to całe przedstawienie? - spytał Elinar, a następnie dodał: - Ewidentnie coś knujesz.
- Elinar, dajmy mu szansę. My wiemy, że książę, nie robi tego bez celu. - wtrącił Ashga.
- Panie, Władcy za pozwoleniem, proszę dajcie mi chwilę, a zaraz wszystko wyjaśnię. - odparł Volaure.
- Dobrze książę. - przyzwolił spokojnie Ankara.
Władcy zamilkli i niecierpliwie czekali na wyjaśnienia. W tym samym czasie władca Zekeren, uważnie wertował stronice, grubej książki.
- MAM! - stwierdził po dłuższej chwili książę, i położył otwartą księgę, na środku stołu.
W tym momencie oczom pozostałych władców ukazały się równie makabryczne i ociekające krwią zdjęcia.
- O feee.... - stwierdziła Kana.
- I co w związku z tym? - spytał Eta.
- Co powoduje takie obrażenia? - spytał Elinar.
- Erdansza, takie krwiożercze połączenie smoka, wilka grzywiastego, orła i wiwerny, ale to nie istotne. - odpowiedział książę.
- Jak to nie istotne? - spytała Sansha.
- Volaure właśnie znalazłeś sprawcę morderstwa na rodzinie Oskran i próbujesz nam wmówić, że to nie istotne? - dodała Kana.
- My widzimy! Odpowiedź tkwi w zdjęciach! - wtrącił Ashga.
- Dokładnie! - odpowiedział radośnie Volaure, a następnie kontynuował: - Te zdjęcia są dokładnie takie same jak zdjęcia, które dostaliśmy... to to samo miejsce, ten sam kąt, ta sama pora dnia i te same ofiary.
- Brawo książę. - Pochwalił z uśmiechem Ankara, skrywający (od samego początku rozmowy) twarz za swoją maską, a następnie dodał: - Volaure ma racje, a te zdjęcia z bestiariusza to jest niezbity dowód na to, że senior rodu Oskran, próbował nas okłamać.
- A ja mam wrażenie Anki, przepraszam, Panie, że Ty o tym wiedziałeś, lecz z jakiegoś powodu nie powiedziałeś nam o tym. - stwierdziła spokojnie Kana patrząc Ankarze w oczy.
- Nie do końca. Szanowni władcy podejrzewałem coś wcześniej, jednak rozszyfrowałem jedynie stworzenie... - odpowiedział spokojnie Ankra, a następnie dodał: - A kiedy miałem Wam już zdradzić nazwę stworzenia spojrzałem na Volaure i zboczyłem to jego zamyślone spojrzenie pełnie zaangażowania i fascynacji... wiedziałem, że jest na tropie i pozwoliłem mu się wykazać, aby w końcu mógł zabłysnąć w Waszych oczach i aby stał się z Wami równy.
- Tu mnie masz Ambasadorze, a Volaure jestem pod wrażeniem, że mimo młodego wieku posiadasz ogromną wiedzę. - stwierdził z szacunkiem Elinar.
- Nie sądziłem, że to powiem ale Volaure, należy się szacunek. - dodał Eta.
- A ja myślę, że on to specjalnie uknuł ... nie dość, że list przyniósł jego znajomy to jeszcze dzieciak szybko przyniósł co chciał. - wtrąciła Sansha.
- My uważamy, że to przypadek, że posłaniec i Volaure się znają. - stwierdził Ashga.
- Tak oczywiście, zboczeniec za nieletnich się bierze! - odparła z oburzeniem Sansha.
- Wypraszam sobie, nie zabawiam się z nieletnimi. - odparł Volaure, a następnie dodał: - Arika znam z Turnieju walk smoków, jest on zawodnikiem ligi młodzików.
- My w to wierzymy, Sansha a Ty przyznaj, że nie lubisz Volaure i dlatego rzucasz w jego kierunku te wszystkie bezpodstawne oskarżenia. Jesteśmy bardzo zawiedzeni Twoim zachowaniem. Na tyle ile znamy Volaure jesteśmy wstanie stwierdzić, że książę jest szczery, otwarty i nie ma powodu aby nas okłamywać. - odparł Ashga.
- Dobrze mu z oczu patrzy i też mu wierzę. - dodała Kana z uśmiechem.
- Szanowni władcy, Volaure jest najmłodszy z nas, jednak już nie raz udowodnił, że można mu ufać i jest dobrym władcą. Natomiast zabawa w bezpodstawne oskarżenia nie jest tematem naszego zebrania. -stwierdził spokojnie Ankara, a następnie dodał: - A z Tobą zacna królowo i drogi książę chciałbym porozmawiać po zebraniu.
- Jak sobie życzysz. - odparł Volaure
- Tak, Panie. - odparła niechętnie Sansha.
- A teraz jeśli pozwolicie, wracamy do tematu naszego zebrania. - stwierdził spokojnie Ankara.


************

- Owszem, a teraz gadaj kim jesteś? - odparł chłodno Kurai.
- Dobrze, jestem Selur Kaer, i jestem jednym z głównodowodzących najemników cechu Algorni, a nade mną jest już tylko sama przywódczyni. - oparł pokornie tajemniczy lodowy przybysz. A następnie dodał: - A tam Ci dwaj to moi ludzie, z którymi porozmawiam później.
- Dobra a czemu nas zakatowaliście? - spytała dociekliwie Diuna.
- Moi ludzie, zapewne z nudów, a ja bo zaatakowaliście moich ludzi. - odparł Selur.
- Aha, uwaga bo uwierzę. Kłamiesz jak z nut. - odparła Kiazu.
- Eh, mieli chronić tego bezpańskiego prezentu dla naszej przywódczyni i chronili. - stwierdził Selur przewracając oczami.
- Problem w tym, ze ten zwierzak nie jest bezpański. - stwierdziła Diuna.
- Ma on właściciela a my mamy go oddać. - dodała Kiazu.
- I nasz zleceniodawca nie odda go. - dopowiedział Hachi.
- To akurat Wasz problem a nie mój. - odparł lodowy elf.
- Może ... zaprowadź nas proszę do Pani Inci ... i daj nam z nią porozmawiać i niech to ona zadecyduje. - wtrąciła nieśmiało Rina.
- To nie jest dobry pomysł. - stwierdził chłodno Kurai.
- Niby czemu? - spytała Diuna.
- Powiedźmy, że jeśli zależy jej na tym Kylan to nigdy go nie odzyskamy. - stwierdził chłodno Kurai.
- Przesadzasz, pewnie jest fajna babką i się z nią bez trudu dogadamy. Chętnie bym ją poznała, zwłaszcza, że mamy tajną broń przeciwko niej. - wtrąciła radośnie Kiazu.
- Chyba żartujesz. Po moim trupie. - odparł Selur.
- Hmm... to da się załatwić. - stwierdziła Kiazu z determinacją w głosie i delikatnie się podpalając.
- To najgorsza rzecz jaką możesz zrobić, nie zabieraj nas do niej. - wtrącił Kurai.
- Eh, dobra zaprowadzę Was do niej. W końcu jak się mnie okłamaliście z tym, ze ją znacie to wszystko wyjdzie w praniu a sama Inci was załatwi. - stwierdził spokojnie elf, a następnie dodał: - Wy tam zawiązać im oczy.
- Ej ... żartujesz? - spytała oburzona Diuna.
- Chyba nie myślałaś, że od tak pokażemy Wam naszą kryjówkę.- stwierdził z wrednym uśmiechem Selur.
- Aha, a Ty myślisz Ziom, że Ci zaufamy? - stwierdził Otachi.
- Nie macie wyjścia. - stwierdził lodowy elf zasłaniając oczy Otachiemu, a nastepnie dodał: - Aha nie próbujcie ich zdjąć gdyż są trujące pułapki.
- Aha bo Ci wierze ... - stwierdziła Kiazu.
- Tym razem nie kłamie, one definitywnie są nasączone trucizną. - stwierdził spokojnie Kurai.
Wkrótce wszyscy mieli już zasłonięte oczy i nie widzieli dosłownie nic. Pusta ciemność panująca przed oczami neczan była czymś nie naturalnym i mało komfortowym. Jednak nasi przyjaciele póki co nie sprawiali problemów. A kiedy wszyscy mieli już zasłonięte oczy, a Kylan miał już założona smycz, Selur wręcz bezszelestnie podszedł do Kurai'a i z delikatnością wiatru, spod koszuli wyjął jego złocisty symbol pioruna.
- Zostaw go, albo przestanę być miły. - stwierdził nagle Kurai.
Zaskoczony Elf odskoczył od neczanina i z naiwnością małego dziecka, które nabroiło powiedział:
- Ale ja nic nie robię ...
- Tak ... to tak samo jak ja Ci ufam ... - odparł spokojnie Kurai.
- Yyyy.... chodźmy ... - stwierdził zmieszany Selur.


************

Nasi bohaterowie nadal nic nie widzą, jednak doskonale słyszą i czuja co się dzieje. Po dłuższym czasie marszu, gdzieś w nieznanym miejscu kazano im się zatrzymać, jednak nikt nie raczył rozwiązać im jeszcze oczu, natomiast ich czułe uszy usłyszały następującą rozmowę.
- No na reszcie jesteście ... co tam dla mnie macie? - spytał dociekliwie delikatnie rozbawiony i ciekawski kobiecy głos.
- O to to mistyczne stworzenie ... - odparł Selur.
- Oj nie o to pytam. - W tym momencie dało się usłyszeć skok, jakby z wysoka, a następnie tajemnicza posta kontynuowała: - Selur co to za istoty? Dobrze wiesz, że nie lubię obcych w swoim domu! I jeszcze marnujesz opaski z trucizną.
- Ten jeden koleś mówi, że Cię zna. - stwierdził Elf.
W ten dało usłyszeć się, tupiące charakterystyczne kroki, które sugerowały, że to kobieta na obcasie chodzi i uważnie ogląda neczan.
- Hmm... nie nie kojarzę ich ...- stwierdziła nagle delikatnie znudzona już kobieta.
- My się znamy ... - wtrącił szorstko Kurai.
Na te słowa kobieta podeszła do niego i zastanawiając się powiedziała:
- Ten głos ... ten zapach ... hmm... już wiem impreza na Zekeren u kapitana Volaure ... i ta noc ... mrrr ... - dziewczyna wręcz zamruczała, a następnie radośnie dodała: - Ty jesteś Kurai! No nie wierze, Selur zdejmij im opaski, tylko szybko... albo nie czekaj ...
Odgłosy delikatnego biegu, skoków oraz masa bliżej nieokreślonych dźwięków, przeszyły otoczenie. Jednak neczanie nie zwracali zbytnio na to uwagi tylko coś szeptali między sobą.
- Dobra Selur, teraz możesz. - odezwał się nagle radosny kobiecy głos.
W tym momencie opaski zostały zdjęte a oczom neczan ukazała się wielka jaskinia czerwono-pomarańczowych ścianach i bardzo wysokim przeźroczystym sufitem, oraz ona, we własnej osobie.




niedziela, 8 listopada 2015

Epizod 179



"Przygoda w strugach deszczu"


Deszczowy, ponury, bardzo wczesny ranek, w którym to ciemna noc jeszcze gości na niebie, a słońce jeszcze smacznie śpi. Prócz tej wczesnej pory, szumiący wiatr i nierytmiczne krople deszczu,sprawiają, że nikomu nie chciałoby się wychodzić z ciepłego przyjemnego łóżka. Jednak nasi bohaterowie są już nogach, a nawet zebrali już całe obozowisko i są gotowi do drogi. W ten do obóz powrócił spokojny jak zawsze Kurai, spokojna Rina idąca obok ukochanego, oraz ciekawska Kiazu skacząca koło elektrycznego neczanina, która dociekliwie wypytywała o nową misję.
- O już jesteście. - stwierdził zaskoczony Hachi.
- Ziom obóz zebrany a my gotowi do drogi. - dodał entuzjastycznie Otachi, a następnie dociekliwie dodał: - Powiesz nam co to za misja?
- I dlaczego o tej godzinie? - dodała Diuna.
- Po kolei... - stwierdził chłodno Kurai, a następnie dodał: - Dostaliśmy misję od samego strażnika biblioteki ksiąg zakazanych ....
- Od Tirhugentoshokan'a? - spytała z niedowierzaniem zaspana Diuna.
- Owszem, właśnie od niego. - odparł chłodno Kurai.
- Mamy zdobyć dla niego jakąś książkę czy co? - spytała delikatnie rozczarowana Kiazu.
- Nie, na Twoje szczęście coś bardziej ciekawego. - odparł elektryczny neczanin.
- No dalej Ziom, nie trzymaj nas w tej niepewności! - wtrącił niecierpliwie Hachi.
- Nasza misją, będzie odnalezienie pewnego stworzenia zwanego Kylan - odparł chłodno Kurai.
- Mamy znaleźć jakiegoś psa czy kota? Tirhugentoshokan nie może go szukać sam? - stwierdziła niezadowolona Diuna.
- Zawiodłam się. - dała rozczarowana Kiazu.
- Ziom naprawdę? - dopowiedział z niedowierzaniem Hachi.
- Kylan to chyba nazwa mistycznego stworzenia ... który, jest symbolem łaski, harmonii, wiedzy i umysłu ... - wtrąciła nieśmiało Rina.
- Dokładnie... widzicie Tirhugentoshokan, miał jedno takie stworzenie w domu, jednak któregoś dnia ono znikło i według strażnika znajduje się ono nie daleko w "pustynnym lesie". - odparł Kurai.
W tym momencie Hachi wyjął swoją mapę i z uwagą, zaczął szukać miejsce wskazanego przez przyjaciela. Natomiast Diuna spytała:
- Ponawiam pytanie, to dlaczego sam po niego nie pójdzie?
- Ponieważ jego Kylan nie odpowiada na wezwania, a to oznacza, że albo coś sobie zrobił i po prostu utknął ...
- Albo ktoś go uprowadził! - wtrąciła z nadzieją Kiazu, przerywając Kurai'owi wypowiedź.
- Owszem ... - potwierdził elektryczny neczanin.
- Ziom rzeczywiście ten las mamy po drodze i to nawet nie daleko. - wtrącił Hachi.
- To na co czekamy? RUSZAJMY! - Stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- Chwila, a czemu to stworzenie jest takie ważne? - spytała Diuna.
- W niepowołanych rękach stworzenie to może stać się symbolem zagłady. - odparł Kurai.
- No dobra, a jak je rozpoznamy? - kontynuowała Diuna.
- Bez trudy. - stwierdził chłodno Kurai odchodząc, a następnie twardo dodał: - Hachi prowadź...
- Jasne Ziom! To dla mnie przyjemność. - odparł ochoczo Hachi.
- Rina a Ty co mi powiesz? - spytała Diuna.
- Niewiele ... tylko o nich czytałam w książkach Hetto ... ale niestety nie widziałam żadnego zdjęcia tej bestii ... - odparła speszona Rina.
- Świetnie ...- odparła Diuna przewracając oczami.
- Oj nie marudź! Czeka nas fajna zabawa! - stwierdziła energicznie Kiazu.


************

- Panie... - stwierdził pokornie Damu, podchodząc do władcy.
- Oby to było ważne... - odparł spokojnie Chifuin zażywający leczniczej kąpieli w gorącym źródle, znajdującym się w masywnej kamiennej komnacie.
- Panie nasz zwiad doniósł, ze na chwilę obecną w Ineeveńkim obozie nie ma maszyn bojowych.
- JAK TO NIE MA? Jak to w fabryce maszyn nie ma maszyn?
- Spokojnie Panie, możliwe, że jeszcze ich nie wyprodukowali, albo zostały nie dawno odebrane....
- Jak śmiesz przynosić mi takie złe wieści!? - odparł twardo Chifuin, a następnie dodał: - Trudno, w takim układzie zatrzymaj Darkarila w pałacu, gdyż atak jego szaleńczego oddziału nie ma zupełnie sensu, niech zgromadzą materiały na nowe maszyny, a wtedy przeprowadzimy atak i zabierzemy wszystko.
- Z całym szacunkiem Panie .... Tyle można zrobić teraz.
- Damu, przecież jak ten nieokrzesaniec wpadnie teraz do obozu to nie będziemy mieli ani maszyn ani mechaników. - odparł spokojnie Ambasador, a potem szybko dodał: - Darkaril jest świetną bronią, ale źle prowadzony wyrządzi więcej szkód niż pożytku, a jego wściekłość będzie dla nas niezwykle szkodliwa i nie opłacalna.
- W takim układzie jakie są dla mnie rozkazy?
- Monitoruj obozowisko maszyn i w odpowiednim momencie wyślij tam Darkarila i jego ludzi, a póki co załatw mu godną rozrywkę, bo jeszcze rozniesie mi pałac.
- Tak Panie, Jak sobie życzysz. - odparł pokornie generał delikatnie się kłaniając.

************

Piaszczysta, pomarańczowo-brązowa pustynia, z nielicznymi samotnymi drzewami. Cześć z tych drzew jest sucha, wyschnięta i zupełnie bez życia, a pozostała część ma jeszcze rzadkie zielone korony. Neczanie stoją na skraju tej niezwykłej pustyni i gęstego zielonego lasu i pijąc wodę, rozmawiają.
- Hmmm... ni jak nie przypomina to lasu ... - stwierdziła z pogardą Diuna.
- Być może, ale to miejsce nazywa się "pustynnym lasem" - odparł dumnie Hachi.
-Dobra niech będzie ... - odparła Diuna przewracając oczami, a następnie dodała: - Dobra to może w końcu dowiem się czego szukamy?
- Kylan - odparła Kiazu z promiennym uśmiechem.
- Ej ... bycie złośliwą to moja działka. - stwierdziła Diuna.
- Kylan to najczęściej stworzenie z głową smoka, rogami jelenia, których w sumie może mieć od jednego aż do czterech, kopytami i uszami sarny, oraz ogonem lisa. - wtrącił chłodno Kurai.
- To raczej spory zwierzak., więc nie będzie problemu - stwierdził radośnie Hachi.
- Super ... dobrze, że to nie jakaś mrówka by by nam chyba życia zabrakło na szukanie go ... - narzekała Diuna.
- Spokojnie z pewnością go dostrzeżesz ... - stwierdził Kurai.
- Taaa... z pewnością ... - odparła Diuna przewracając oczami, a następnie dodała: - No to ruszajmy ...
- Nie tak szybko ... - odparł chłodno Kurai.
- Ej ... Diuna dobrze mówi czas ruszać. - wtrąciła Kiazu.
- Mi pachnie to pułapką ... - dodał Hachi.
- Dokładnie. - stwierdził Kurai.
- Ziom, zakładam, że masz dobry plan. - odparł Otachi z uśmiechem.
- Oj nie przesadzacie Wy trochę? - stwierdziła Kiazu.
- Popieram, to stworzenie pewnie tylko uciekło i zgubiło się w tym szalonym świecie...- dodała Diuna.
- To prawdopodobne, ale chyba lepiej się przygotować na wszystko. - odparł Hachi.
- Przezorny zawsze ubezpieczony czy coś takiego... - dopowiedział Otachi z uśmiechem.
- Mniejsza o większość. - stwierdził chłodno Kurai.
-Ale ... - protestowała Kiazu.
- Nie ma "Ale" czas zacząć działać. - powiedział twardo Kurai, a następnie dodał: - Hachi, pokaż mapę.
- Jasne Ziom. - stwierdził radośnie Hachi, rozkładając mapę, a po chwili powiedział: - Zobaczcie, ta leśna pustynia jest całkiem spora ... w sumie według mapy nie ma tu żadnych jaskiń ani gęstych drzew ani gór ani skał ...
- Jak przystało na pustynie, jest jałowo ... i zero miejsca na pułapki i strategie - dodała Diuna.
- Oj nie marudź, bo jak to robisz to coraz bardziej leje .. - odparł Hachi.
- Wydaje Ci się, nie mam z nim nic wspólnego ... - stwierdziła Diuna.


************

W innej części Sekai Dagaal, w jednym z nocnych lasów, daleko od wszystkiego i głęboko na terytorium niczyim, znajduje się samotny obóz tymczasowy, składający się jedynie z kilku dobrze ukrytych namiotów. W ich pobliżu co prawda pali się nie duże, jaskrawe ognisko, ale same namioty są poza jego zasięgiem i tym samym pozostają w mrocznym cieniu jeszcze trwającej nocy. W tym spokojnym miejscu przy palenisku zasiada nieznajomy młodzieniec, skąpany w blasku ognia, o prawdopodobnie ciemnych włosach, ubrany w klasyczny neczański mundur. Delikatnie szumiący wiatr, łamie ciszę w tym nienaturalnie cichym, mrocznym lesie. W ten niczego nie świadoma głowa młodzieńca upadła na ziemię i potoczyła się w kierunku ognia, a zakrwawione ciało bezwładnie upadło na ziemie. Nie minęła nawet chwila a cały obóz stał już w płomieniach, a oprawcy zniknęli, zanim blask ognia mógłby ich zdradzić. Wkrótce rozległy się przeraźliwe, głośne i niekontrolowane krzyki kilku płonących żywcem osób. Jednak wrzaski przebadały gdzieś w głuchej i nieznanej ciszy, a co za tym idzie nikt ich nie usłyszał....


************

Kiazu, Diuna, Hachi, Otachi i Rina, skąpani w strugach deszczu, powoli podążają, spokojnym spacerowym krokiem przez niezwykłą pomarańczowo-brązowa, piaszczysta pustynia, usianą nielicznymi samotnymi drzewami.
- Myślałam, że chociaż tutaj nie będzie padał... - narzekała Diuna.
- Stwierdziłbym nie narzekaj ... ale tym razem ... o dziwo zgadzam się z Tobą ... mogłoby przestać w końcu lać... - Odparł Hachi.
- A to nowość ... - stwierdziła zaskoczona Diuna.
- Ja bym chciała znaleźć już tego zwierzaka! - wtrąciła niecierpliwie i energicznie Kiazu.
- E tam jego chyba tu nie ma a strażnik biblioteki chyba nas oszukał. - stwierdziła Diuna.
- Tylko jaki miałby w tym cel? - spytał Hachi.
- Może ukrywa przed nami prawdziwy cel misji bo w rzeczywistości jest znacznie bardziej ekscytująca! - nakręcała się Kiazu.
- Może ... - odparła Diuna.
- I do tego to jakaś mroczna strona zadania o której nie chce nam powiedzieć! - dodał entuzjastycznie Hachi.
W tym samym czasie Otachi obejmuje, wodną neczankę za ramiona i idąc po cichu z nią rozmawia.
- I jak siostra? - spytał Otachi szczerząc kły.
- Z czym? - odparła Rina.
- Oj, no no wiesz ... to, że rano płakałaś ... - odparł Otachi.
- Eh... od samego początku mówiłam że nic się nie stało ...
- No ja wiem wiem ... ale już jest?
- Tak ... już wszystko jest w porządku ... - odparła Rina z uśmiechem.
- No teraz jak się uśmiechasz to jestem wstanie w to uwierzyć. - Odparł Otachi radośnie szczerząc kły, a następnie dodał: - Dobra nie rozmawiajmy już o tym, ale pamiętaj czasem lepiej działać na chłodno...
- Postaram się ...
- Wiesz Twoja uczuciowość jest przesłodka, ale nic chciał bym abyś płakała kiedy łzy są zupełnie nie potrzebne ...
- Rozumiem ...
- Ty przynajmniej milej to przyjęłaś niż Kurai....
- Niech zgadnę powiedział Ci abyś się nie wtrącał? ...
- Łagodnie mówiąc tak. - odparł Otachi z uśmiechem, a następnie dodał: - No ale sam się prosiłem.
- Heh ... - westchnęła Rina.
- Dobra mniejsza ... ważne że przepraszam, że namieszałem...
- Spokojnie ... nie szkodzi ... - odparła przyjaźnie Rina, a następnie dodała: - To miłe, że o mnie dbasz ...
- Siostra Kocham Cię to o Ciebie dbam ... a teraz Kochana uśmiechnij się proszę, bo uwielbiam Twój uśmiech. - stwierdził radośnie Otachi.
Rina nic mu już nie odpowiedziała jedynie promiennie się uśmiechnęła.
- Co knujecie? - zainteresowała się nagle Diuna.
- Nic takiego ... - odpowiedziała spokojnie i przyjaźnie Rina.
- Próbuję wyłudzić telefon Riny aby sobie pograć w "Wybrańcy gwiazd - walka i magia" - Wtrącił radośnie Otachi.
- W co? - spytała Diuna.
- To ta karcianka osadzona w świecie "Wybrańców Wielkiej Niedźwiedzicy" - wtrąciła spokojnie Rina
- A tak ... to Ty w nią jeszcze grasz? - spytała Diuna.
- Owszem. - odpowiedział radośnie Otachi z uśmiechem, a następnie szybko i entuzjastycznie dodał: - Do jak siostra dasz mi proszę swój telefon?
- Tak, jasne ... - odpowiedziała Rina z uśmiechem, wręczając bratu swoją komórkę.
- Eeeee... a już myślałam, że coś ciekawego planujecie ... - dodała Diuna.
- Och jej co za rozczarowanie. - wtrącił Hachi, z wrednym uśmiechem.
- A Ty siedź cicho. - odparła Diuna
- Hehehehehe ... - zaśmiali się radośnie bracia.


************

Późnym ponurym rankiem, aa tajemniczej brązowo-pomarańczowo- czarnej piaszczystej pustyni, pod wysokim drzewem o ciemnozielonych liściach pasie się niezwykłe stworzenie. Ma ono podłużną głowę smoka, kopyta i uszy sarny, oraz długi ogon lisa. Dodatkowo ozdabia go jeden róg jelenia, znajdujący się po środku czoła stworzenia, wystające kły oraz przeszywające błękitne oczy. To magiczne stworzenie ma przyjemne umaszczenie w czerwono-pomarańczowo-żółtym kolorze, które idealnie pasują to zielonej szyi i puszystego ogona. Po chwili na horyzoncie pojawili się nasi bohaterowie, jednak spokojne zwierzę zdawało się tym zupełnie nie przejmować, podobnie jak padającymi, drobnymi kroplami deszczu. Rozbawienie neczanie z każdą chwilą są coraz bliżej mistycznego stworzenia.
- Patrzcie tam przed nami! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- No jest i nasza zguba! - dodał uradowany Hachi.
- Heh... i stoi sobie jak gdyby nigdy nic ... nawet nie ucieka ... i ten cały strażnik nie mógł po niego sam się ruszyć? - narzekała Diuna, poirytowana deszczem i tą całą misją.
- Jak widać z jakiegoś powodu nie mógł ... - stwierdził Otachi.
- E tam jak dla mnie i tak jest super! - wtrąciła entuzjastycznie Kiazu, a następnie radośnie podbiegła do zwierzęcia.
- Ej... czekaj! - krzyknęli zgodnie bracia i niewiele myśląc udali się za siostrą.
Wkrótce pozostałe dwie neczanki, zgodnie ruszyły za rodzeństwem i niebawem wszyscy znaleźli się już przy majestatycznym Kylan. Rina odruchowo spokojnie podeszła do zwierzaka, który definitywnie ucieszył się na jej widok i radośnie zaczął się do niej łasić.
- Dobra to zwierzak ma już opiekuna ... wracamy czy jak? - spytała Diuna.
- Chyba tak ... chociaż przyznaję, że jak dla mnie to poszło za łatwo ... - odparła delikatnie rozczarowana Kiazu.
Nagle drobny deszcz przestał padać, a po nie długiej chwili pustynia była już zupełnie sucha. W ten rozległ się gwałtowny szmer piasku, który wywołał natychmiastową reakcję neczan oraz tajemniczego zwierzęcia, które schowało się za wodną neczanką w momencie kiedy, gotowa na wszystko reszta otoczyła stworzenie. Szybko się okazało, że nasi bohaterowie zostali otoczeni, przez tajemniczą, zakapturzoną grupkę bliżej nie określonych istot.
- No na reszcie coś się dzieje! - stwierdziła radośnie Kiazu.
- Ty już lepiej milcz ... odparła Diuna, przewracając oczami.


************

W stosunkowo nie dużej, lecz bardzo jasnej komnacie, w której świetliste promienie słońca dodają jej blasku. Przy dużym, brązowym, drewnianym stole zasiada siedmiu wspaniałych władców. Na szczycie stołu tuż przy lśniąco-białej ścianie zasiada sam Ambasador Akara. Po jego prawej stronie kolejno zasiadają ambasador Kana, król Ashga oraz Królowa Sansha. Natomiast po lewej stronie zasiada książę Volaure, Król Eta oraz Ambasador Elinar. Ankara usadził na tym spotkaniu władców, tak aby Ci co nie przepadają za sobą to zasiadali w miarę daleko od siebie.
- Za przeproszeniem Ambasadorze, czemu nasze wieczorne zaplanowane spotkanie tak nagle przeniosło się na ranek? - spytała dociekliwie Sansha.
- Dobre pytanie, my też jesteśmy zaskoczeni. - dodał Ashga, który wygląda zupełnie jakby doskonale znał temat zebrania, a zaskoczenie dotyczyło jedynie jego godziny.
- Szanowni władcy, zgromadziłem Was tutaj tak wcześnie, gdyż w nocy doszło do kolejnego brutalnego zamachu. - wtrącił spokojnie Ankara.
- Kolejny? - z niedowierzaniem zapytał Eta.
- Owszem kolejny, jak do tej pory mieliśmy już ich kilka, a każdy z nich był przemyślany i bardzo dobrze zorganizowany. - kontynuował Ankara.
- My sądzimy, że to sprawka tych samych istot. - wtrącił twardo Ashga.
- To nie możliwe, nie da się przeprowadzić takiego ataku. - dodała Sansha.
- Możliwe, wystarczy, że w naszych szeregach ... oczywiście chodzi mi o nasze armie ... znajdują się zdrajcy albo szpiedzy... ewentualnie mogą to być najemnicy ...- odparł Volaure.
- Potwierdzamy słowa księcia, takie działanie jest w pełni możliwe, a my wojskowi zwykliśmy mówić na takie działanie "Rajd" ... - dopowiedział Ashga.
- Rajd? Pierwsze słyszę. - odparł Eta.
- Od razu widać, że nie nadajecie się na dowodzenie i że nie jesteście wojskowymi. - stwierdził Ashga.
- To takie działanie w taktyce wojennej, które ma na celu wzbudzić panikę i strach, oraz rozszerzyć bezlitosną rzeź, która wbrew pozorom jest dobrze zorganizowana i przemyślana, a sprawcy całego zdarzenia szybko i sprawnie rozpływają się jak kamfora... - dodał mimochodem Volaure, a następnie spytał - Czy może zapalić papierosa? A kiedy pozostali władcy się zgodzili, to przypalił papierosa i mocno się zaciągną.
- Jesteśmy pod wrażeniem. - pochwalił, pełen podziwu Ashga, a następnie dodał: - Młody książę, bardzo prosto to wyjaśniłeś, może nawet za prosto, ale my jesteśmy pod wielkim wrażeniem!
- A czy ten cały rajd nie dotyczy tylko obiektów? - spytała dociekliwie Sansha.
- Dokładnie i przecież obozy wojskowe są obiektami. - dodał Volaure.
- Volaure, masz u nas wielkiego plusa!- nadal fascynował się Ashga
W tym momencie władca Zekeren zakrztusił się, zaciąganym dymem, a ambasador Elinar powiedział:
- Młokos udaje dorosłego i zajmuje się bezsensownymi używkami, wstyd!
- Elinar zostaw go, dzieciak jest w porządku! - stwierdził twardo Ashga, a następie spytał: - Volaure, skąd u Ciebie wiedza wojskowa? Jesteśmy tego bardzo ciekawi.
- Widzisz Panie .... - zaczął spokojnie Volaure.
- Żadne "Panie" jesteśmy Ashga! - odparł twardo władca.
- Widzisz Ashga. - poprawił się książę, zaciągając papierosa, a następnie dodał: - Jak wszyscy wiecie zanim zostałem księciem byłem kapitanem, a wcześniej przeszedłem przez wszystkie możliwe awanse ... zaczynając swoją karierę od zwykłego szeregowca ... - w tym momencie książę ponowie się zaciągną, a następnie kontynuował: - Dossak jaki był wszyscy wiemy, ale mimo wszystko miał wyszkolonych wojskowych, którzy znali zarówno masę teorii jak i praktykę, w końcu turnieje smoków do najbezpieczniejszych nie należą, a dobra armia zwłaszcza w tamtych czasach, była podstawą.
- Musimy przyznać, że od tej strony Dossaka nie znaliśmy, chociaż jak teraz tak myślimy to rzeczywiście miał wyszkoloną armię, którą nie raz widzieliśmy w boju. - odparł dumnie Ashga.
- Szanowni Państwo, wracając do tematu naszego spotkania, musimy pilnie zająć się tymi atakami i jak najszybciej odkryć kto za tym stoi. - wtrącił Ankara.
- Masz rację, jednak to nie będzie takie łatwe, te ataki były w różnych miejscach i na jednostkach należących do różnych armii ... - odparła Kana.
- Jedyne co je łączy to to, że dotyczą naszej zjednoczonej armii ... bo nawet pory dnia zawsze były różne. - dodała Sansha.
- Hmmm... wszystkie dotyczą również małych i samotnych oddziałów, które w większości nie przekroczyły jeszcze kanionu ... - dodał Volaure.
- Masz racje, dobra uwaga... wszystkie zaatakowane oddziały miały zawsze mniej niż 5 istot i były oddziałami zwiadowczymi. - stwierdził spokojnie Eta.
- Tylko nadal nie wiemy, kto stoi za tymi zamachami? - spytała retorycznie Kana.
- Moi ...
- Ja wiem kto za tym wszystkim stoi ... - wtrąciła stanowczo Królowa Sansha wchodząc w słoło samemu Ankarze, a następnie dodała: - Książe Volaure już raz zdradziłeś swojego władce, jaką mamy pewność, że nie zrobisz tego po raz kolejny!
- To tylko puste oskarżenia. - odparł Volaure.
- Tak? Jako pierwszy wiesz gdzie znajduje się każdy oddział, a Twój statek posiada system teleportacji, który umożliwia przetransporowanie jednostki pod odział, aby wykonała swoją robotę, a następnie jakgdyby nigdy rozpłynęła się za nim kto kolwiek tam dotrze! - oskarżała Sansha.
- Z całym szacunkiem Królowo, system teleportacji jeszcze w pełni nie działa, co prawda przeprowadzamy już testy i aby mieć możliwość teleportacji rannych do kliniki na Zekeren i z powrotem na pole bitwy. - odparł Volaure, a następnie szybko dodał: - Jednak do tego potrzebujemy jeszcze dużej ilości prób oraz DNA każdego żołnierza, aby nikt niepożądany nie mógł korzystać z tego systemu.
- Wszystko ładnie pięknie, ale jako jedyny władca nie mieszkasz z nami w pałacu i te Wasze barbarzyńskie turnieje nadal trwają! - odparła Królowa.
- Królowo, musiałbym być przynajmniej głupi, aby prowadzić takie działa i tuż pod Waszym nosem, wiedząc, że pierwsze podejrzenia i tak padną na mnie. - odpowiedział książę, zaciągając się.
- Moi drodzy, uważam, że nikt z nas nie ma z tym nic wspólnego, zwłaszcza, że walczymy w tej samej sprawie i każdy z nas ma wgląd do wszystkich rozkazów. - stwierdził w końcu Ankara, a następnie dodał: - Królowo, póki co Twoje bezpodstawne podejrzenia równie dobrze mogły paść na każdego z nas, łącznie ze mną.
- Ależ Panie, oskarżanie Ciebie to bluźnierstwo! - stwierdził Elinar.
- Dlaczego? Przecież jestem władcą jak każdy z Was i mam dostęp do ogromnej ilości informacji i szczerze, jakbym miał już kogoś podejrzewać to podejrzewał bym siebie, a nie kogoś kto może mniej niż ja. W końcu działania tego typu, wykonują co prawda płotki, lecz za nimi stoją potęgi, o których nikt nie słyszy, gdyż działają w tajemnicy. - odparł spokojnie Ankara, a następnie dodał: - Szanowni władcy, wzajemne oskarżenia tylko nas zniszczą i doprowadzą no naszego upadku.
Po tych słowach ambasadora, zapanowała niezręczna cisza, którą przerwała królowa Sansha, pokornie i spokojnie mówiąc:
- Masz rację, Ambasadorze...
- Tam bez walki giną nasze oddziały! To jest w tej chwili ważniejsze, niż nasze wzajemne bezpodstawne nieporozumienia! - wtrącił twardo Ashga.
- Póki co rozwiązanie naszego problemu wydaje się być proste, wystarczy jedynie zwiększyć liczbę osób w oddziałach. - stwierdziła Sansha.
- Dobry pomysł. - dodała Kana.
- Owszem, moje miłe Panie to dobry pomysł. - pochwalił Ankara, a następnie dodał: - Jednak, ja wybiegam myślami dalej, ponieważ większe oddziały niosą ze sobą pewne konsekwencje.
-Większe koszty utrzymania oddziałów. - wtrącił Elinar.
- Przyjacielu, koszty utrzymania to nie problem... - odpowiedział spokojnie Ankara, a po chwili kiedy wszystkie oczy zwróciły się na niego, kontynuował: - Już nawet 5-6 osobowe oddziały, są dużo bardziej widoczne, a i ze współpracą bywa w nich różnie. Już pomijając fakt, że w takich oddziałach występują już podziały na grupy, które mogą być niebezpieczne.
- Tu się zgodzimy. W małych oddziałach nie ma podziału na grupy i te oddziały znacznie lepiej działają. My proponujemy dodatkowe szkolenia dla oddziałów. - odparł Ashga.
- To może być dobre, oddziały wzbogacone o nowe umiejętności mogą stać się wyzwaniem dla oprawców. - dodał Elinar.
- Czyli czeka nas długi dzień zanim dojdziemy do jakiegoś konkretnego porozumienia. - odparła Kana.
- Randka Ci ucieknie? No ja nie wiem Kub powinien przychodzić na spotkania biznesowe najedzony, lecz co ja wymagam od takiego młokosa jak Ty... - wtrącił Elinar.
- Jestem dobrze wychowana, Ty dziadzie jeden i doskonale wiem o tym! - odparła Kana, a następnie dodała: - Nie lubię długich zebrań w Twoim towarzystwie.
- Rozumiem dzieciaku, za dużo kultury i dobrego wychowania w jednym miejscu przytłacza Cie. Dzieci nie powinny rządzić. - odparł Elinar.
- Tak tak ... dla Ciebie tylko Ashga i TY macie słuszny wiek ... aby władać ... - stwierdziła Kana.
- Proponuję przerwę, aby Ambasador Kana poszła wyssać z kogoś energie, abyśmy my czuli się bezpieczni, a Ambasador Elinar mógł ochłonąć. - wtrącił Eta.
- To zbyteczne, nie jestem głodna, a nawet jeśli bym była to mam kogoś na oku, kto z chęcią zaspokoiłby mój głód. - odparła spokojnie Kana, patrząc kocim spojrzeniem na księcia i mrugając do niego okiem, a następnie dodała: - Więc Ty drogi królu możesz "spać" spokojnie ...
Palący Volaure odwdzięczył subtelnie spojrzenie delikatnie kłaniając się w podziękowaniu za uznanie, a następnie powiedział:
- Słuchacie im szybciej zajmiemy się tymi brutalnymi atakami tym szybciej skończymy i będziemy mogli zająć się swoimi sprawami.
- Volaure, ma racje. My popieramy wniosek. - odparł Ashga.



niedziela, 1 listopada 2015

Epizod 178


"Ponura pogoda i łzy"


Deszczowa pogoda w obozie naszych bohaterów, wcale się nie poprawia, a wręcz z każdą kolejną chwilą się pogarsza. Dudniące wodne krople chaotycznie opijają się o ziemię, skały i taflę rzeki, wystukując niepokojące,straszliwe melodie. Jednak spokojny i opanowany Kurai, ma właśnie jedna z ostatnich wart, tego wieczora. Elektryczny neczanin luźno zasiada przy hipnotyzującym ognisku. Jest on oparty o ścianę oraz o swoje zgięte, prawe kolano. Po dłuższej chwili kamiennymi schodami zeszła zaspana Rina, przecierająca oczy i ubrana w swój mundur.
- Nie możesz spać? - spytał chłodno Kurai.
- Taaak... Zieeew ... ten dziwny deszcz nie daje mi spać .. zieeeeew ... - odparła Rina ziewając i siadając koło ukochanego, a następnie dodała: - Coś mnie w nim niepokoi ... zupełnie jakby ktoś krzyczał o pomoc ...
- Jest duża szansa, że możesz mieć racje ... - odparł chłodno i tajemniczo Kurai.
Jednak nie rozbudzona jeszcze neczanka nie skomentowała wypowiedzi przyjaciela, jedyne co powiedziała:
- Mam nadzieje, że wkrótce się wypogodzi ...
- Nie wypogodzi się, ten intrygujący deszcz nie skończy się na samo życzenie ...
- Niestety pewnie masz racje ... chociaż brzmi to bardzo paraliżująco ...
Chłodny Kurai nic jej już nie odpowiedział, tylko patrzył daleko przez ognisko, w krystaliczne krople, ulotnego deszczu. Wodna neczanka po dłuższej chwili uważnego obserwowania deszczu, ognia i ukochanego przysunęła się do niego, po czym opierając się o ramie partnera wyszeptała:
- Kurai ...
W tym momencie neczanin odwrócił się w kierunku dziewczyny, a ich usta zaczęły się do siebie mimochodem zlizać i zbliżać. Z każdą sekundą nocny pocałunek był coraz bliżej. Nagle Kurai, nieznacznie odsunął się od dziewczyny, spojrzał w kierunku ognia i twardo powiedział:
- Wynoś się.
Zaskoczona i niedowierzająca, czerwona jak burak Rina spuściła głowę, a w jej wspaniałych złocisto-żółtych oczach, pojawiły się łzy, tak duże, że mogły dorównywać kroplom szalonego deszczu. Zapłakana dziewczyna, nie wiele myśląc gwałtownie podniosła się. W tym momencie Kurai złapał ją za prawą dłoń, mocno przyciągnął do siebie i przytulając powiedział:
- Nie Ty ... On ...
Na te słowa zdezorientowana neczanka, z niedowierzaniem spojrzała w stronę ognia. Tam ujrzała niskiego mężczyznę, o białej brodzie do piersi i starczych rysach. Z pewnością przybysz ma już swoje lata, a zielona szata z kapturem, która skutecznie zasłania resztę jego twarzy, dodaje mu tylko elegancji i tajemniczości.
- Nie przeszkadzajcie sobie, moje stare oczy chętnie popatrzą. - stwierdził przybysz.
- Tirhugentoshokan nie pozwalaj sobie - stwierdził chłodno Kurai obejmujący zalaną łzami ukochaną.
- Tak wiem młody Panie ... cóż poradzę, że mam już swoje lata i tylko patrzenie mi pozostało, ale taki młodzieniec jak Ty nie zrozumie tego ... - odparł przybysz.
- To ... strażnik biblioteki ... ksiąg zakazanych ... - stwierdziła cicho Rina, jeszcze z łzami oczach.
- Czego chcesz? - spytał twardo i chłodno Kurai.
- Porozmawiać Młody i niewychowany Panie ... - odparł spokojnie Tirhugentoshokan.
- Wyjdź, porozmawiamy na zewnątrz ... - odpowiedział przenikliwie Kurai.
- Zero szacunku dla starszych, zamiast wyrzucić tą młodą siksę to mnie starszego człowieka wyrzuca na deszcz. - odpowiedział bibliotekarz.
- Już powiedziałem co myślę, a Ty chyba ponownie zapominasz z kim rozmawiasz, więc albo wychodzisz i czekasz na zewnątrz albo wracaj do biblioteki. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Zależy mi na rozmowie Młody Panie więc poczekam na dworze. - stwierdził Tirhugentoshokan, z niechęcią, a następnie posłusznie wyszedł z jaskini. Natomiast elektryczny neczanin, swoimi dłońmi otarł łzy ukochanej, wyszeptał jej coś do ucha, po czym podniósł się i wyszedł z jaskini.


************

Czas płynie i nie chce się zatrzymać. Pusta cisza rozrywana jedynie przez dudniące krople szalonego deszczu.
- Dobra Kurai, potowarzyszę Ci ... - stwierdził nagle przeciągający się Otachi schodząc z kamiennych schodów.
- Ne ma go tutaj. - odparła Rina ze szklanymi jeszcze oczami.
- O też nie śpisz? ... - spytał wietrzny neczanin, podchodząc do siostry.
- Tak ... ten deszcz nie daje mi spać ...
- Rozumiem, doskonale. - stwierdził Otachi szczerząc kły i siadając koło siostry, a następnie patrząc w jej szklane oczy spytał: - Stało się coś?
- Nie...
- Siostra przecież widzę, Kurai'a nie ma, a Ty masz szklane oczy i jestem pewien, że nie dawno płakałaś... więc powiesz mi co się dzieje?
- Nic ... - odparła niepewnie Rina z uśmiechem.
- Dobra nie drążę tematu ... - stwierdził Otachi przytulając siostrę, a następnie dodał: - Gdzie Kurai?
- Na dworze ... rozmawia z Tirhugentoshokan ...
- Hmm... Z gościem od biblioteki?
- Tak ....
- Spoko .. - odparł Otachi wstając i kierując się do wyjścia.
- Gdzie idziesz? - spytała dociekliwie Rina.
- Na dwór ... idę zobaczyć co się dzieje... - stwierdził Otachi, otaczając się wietrzną barierą i wychodząc.


************

Kurai stoi oparty o gęste drzewo, gdzie niedocieraną mokre i zimne krople deszczu i spokojnie rozmawia z strażnikiem biblioteki ksiąg zakazanych.
- Tak to się przedstawia Młody Panie .... - stwierdził spokojnie Tirhugentoshokan, a następnie z odrobina pokory dodał: - Moje starcze ja chyba nigdy nie przywyknie, że taki gówniarz ma tak potężną przepustkę do biblioteki i przepraszam, za swoje zachowanie.
- Przywykłem. - odparł chłodno Kurai.
- Co bym nie mówił, jedno muszę przyznać czuć od Ciebie twardą szkołę Sumi i nie tylko. - stwierdził z podziwem bibliotekarz.
- Ja nie powinienem Ciebie interesować, nie to Cię sprowadza. - odparł chłodno Kurai.
- Nie, ale ktoś do nas idzie ...
- Wiem to ...
- Witam czcigodny ... hej Ziom ... - stwierdził pokornie Otachi podchodząc, do rozmawiających mężczyzn.
- Witaj. - odpowiedział Tirhugentoshokan, a następnie spoglądając na elektrycznego neczanina dodał: - I to się nazywa szacunek dla starszych.
- Irytujesz mnie ... - odpal chłodno Kurai.
- Rozumiem, Młody Panie i lepiej będzie jak już sobie pójdę. - stwierdził pokornie Tirhugentoshokan znikając.
- Dziwny typ ... jak on się teleportuje oraz dlaczego ja w ogóle nie czułem jego obecności, a wiatr jakby przez niego przechodził?... - spytał dociekliwie Otachi podchodząc jeszcze bliżej do elektrycznego neczanina.
- Tirhugentoshokan siedzi w swoje bibliotece, a to było tylko jego ciało astralne. - odpowiedział chłodno Kurai z rękami w kieszeniach.
- Hmm... to podobny system komunikacji jak w tej grze "Duchy z ksiąg" ... mniejsza ... co chciał?
- Ma dla Nas zadanie.
- Super. - odparł Otachi z uśmiechem, po czym spytał: - Nie koliguje to nam z misią?
- Nie mamy po drodze ....
- Ekstra! To bardzo dobre wieści Ziom. - odparł entuzjastycznie Otachi, a po dłuższej chwili radości zmierzając już do obozu spytał: - Dobra Ziom a powiesz mi czemu Rina płakała?
- Nie Twoja sprawa ... - odparł chłodno Kurai.
- Spoko Ziom, pokłóciliście się ... luuz .... ale z całym szacunkiem Ziom, to moja siostra i skoro płacze to jest moja sprawa ...


************

Rina siedzi przy ognisku i przy pomocy patyka bawi się płomieniami, jednocześnie je podsycając. Reszta jej rodzeństwa jeszcze śpi. Jej oczy są już normalne, ale ona sama nadal pozostaje delikatnie zdezorientowana. W ten do jaskini powrócił Kurai oraz Otachi.
- Kurai, Otachi... - stwierdziła uradowana Rina z uśmiechem.
- Hej Siostra stęskniłaś się? - odparł z uśmiechem Otachi.
- Rina idziesz ze mną ... - stwierdził chłodno Kurai, a następnie dodał: - Otachi, obudź resztę i jak wrócimy obóz ma być zebrany a Wy macie być gotowi do wymarszu.
- Jasna sprawa Ziom. - odparł energicznie Otachi udając się na górę obozu.
W tym samym czasie niepewna Rina wraz z elektrycznym neczaninem opuściła bezpieczną jaskinie i wyszła na mokry, zimny dudniący deszcz. Kiedy oboje byli już wystarczająco daleko od jaskini, wodna neczanka przerwała przenikliwą ciszę mówiąc:
- Kurai, ja ... ja nic nie powiedziałam Otachiemu ...
- Wiem ... - odparł chłodno neczanin.
- I ... i już jest ok ...
- Wiem ...
- Przepraszam, że tak zareagowałam ... ale ... ale ... ale myślałam,że to do mnie ... i ... i ... to mnie zabolało ... - wydukała speszona Rina zatrzymując się.
- Domyślam się. - odparł Kurai zatrzymując i odwracając się do dziewczyny, a następnie po długiej ciszy powiedział: - Dobrze wiesz, że do Ciebie nigdy bym tak nie powiedział ...
- Wiem ... musiałbyś nie być sobą ... ale ... ale wtedy moje emocje wzięły górę ...
- I poczułaś jakby Twój cały świat miał się zawalić ...
- Tak ... - odparła Rina, czerwieniąc się, a po dłuższej chwili spytała: - Swoją drogą ... czemu zarządziłeś pobudkę?
- Dostaliśmy pewne zadanie ... lecz o tym potem ... - odparł spokojnie chłodny Kurai, patrząc swojej ukochanej głęboko w jej wspaniałe, powalające i błyszczące oczy, a następnie bez słowa namiętnie ją pocałował, dopieszczając jej spragnione i wystraszone usta.
- Kurai! ... KURAI! - rozległo się głośne i szukające nawoływanie.
W tym momencie usta kochanków rozdzieliły się, Kurai z rękami w kieszeniach, spokojnie odwrócił się w kierunku z którego nadchodziło nawoływanie. Tymczasem Rina lekko się zaczerwieniła i nieśmiało schowała się za ukochanym.
- KURAI! Tu jesteś! ... budzisz mnie bez żadnych wyjaśnień i co?myślisz, że Ci się upiecze? - odezwała się nerwowo przybyszka.
- Kiazu, widocznie miałem powody. - odparł stanowczo i chłodno Kurai.
- Ale tak się nie robi! Leje jak nie wiem a Ty zrywasz mnie z łózka bo masz taki kaprys? - kontynuowała nerwowo Kiazu.
- Obóz sprzątnięty? - spytał twardo Kurai.
- Tak ...nie ... nie wiem ... - odparła wytrącona Kiazu, a następnie dostała: - Zaraz a co to ma do rzeczy? Nie odpowiedziałeś na moje pytanie!
- Dużo ma do rzeczy, ruszamy na misję i obóz ma zniknąć. - odparł chłodno Kurai.
- Tak, tak ... mamy dotrzeć do obozu maszyn wojskowych ... ale to nie powód aby zrywać nas o tak nie ludzkiej godzinie! - stwierdziła Kiazu, przewracając oczami.
- Nie ta misja, inna ... - stwierdził chłodno Kurai, odchodząc w kierunku obozu.
- Inna misja? ...Ej czekaj ... - odpowiedziała zaskoczona i zainteresowana Kiazu.
- Wszystkiego dowiecie się w obozie. - stwierdził elektryczny neczanin nie odwracając się i moknąc na deszczu.
- No weź, jaka misja? - dopytywała się entuzjastycznie Kiazu, podążając za przywódcą.