poniedziałek, 23 marca 2015

Epizod 163



"Sian - Niespodziewany sprzymierzeniec"

Niepostrzeżenie nastał błogi ciemny ranek. Bromiańsko-neczański oddział przy intensywnym żółto-czerwono-pomarańczowym ognisku, kończą jeść smaczne aczkolwiek nie jakieś wykwintne śniadanie. Naburmuszony kapitan siedzi na lodowym fotelu i z wrednym uśmiechem obserwuje Skautiego, który cały czas spina się i bardzo mocno denerwuje się samą jego obecnością. Hachi i Otachi wesoło się przekomarzają i rywalizują o co smaczniejsze kąski. Kiazu próbuje zagadać bromiańskiego zwiadowcę i wywołać uśmiech na jego twarzy. Natomiast reszta w miarę spokojnie je śniadanie.
- Paskudne jedzenie z puszek, okropieństwo ... - narzekał kapitał.
- Nie musisz jeść jak Ci nie smakuje ... - odparła Diuna.
- A ja chętnie zjem Twoją porcje ... - dodała entuzjastycznie Kiazu.
- Ej! Ja też mam chrapkę na dokładkę. - dopowiedział Hachi z uśmiechem.
- O nie dokładkę po kapitanie zgarnę ja! - dodał radośnie Otachi.
- Spadać! Ta porcja jest moja i Wam wara do niej! - odparł niezadowolony kapitan.
- O a jednak chcesz śniadanie? - odpowiedziała złośliwie Kiazu.
- Nie chcę ale wole wyrzucić niż wam oddać swoją porcję. - odpowiedział Uamuzi.
- Jak wyrzucisz jedzenie, to do końca naszego pobytu w tych podziemiach nie dostaniesz nawet okrucha . - wtrącił chłodno Kurai.
- Chyba żartujesz!? Nie zrobisz tego! - odparł nerwowo kapitan.
- On nie zwykł żartować.... - wtrąciła Diuna.
- Jeśli marnujesz jedzenie to oznacza, że go nie potrzebujesz ... więc każdy kto wyrzuci jedzenie, nie będzie go dostawał ... - odpowiedział lodowo Kurai.
W tym momencie oburzony kapitan, przechylił swoją miskę z jedzeniem, a następnie rzucił ja o ziemie tak aby cała jej zawartość wylała się na betonową posadzkę, mówiąc:
- Jasne jasne, tak tylko mówisz ...
- Pożałujesz tego. - stwierdził lodowo Kurai, odkładając swoją pustą miskę, następnie twardo z przeszywającym wzrokiem, dodał: A teraz masz to posprzątać.
Obrażonego kapitana przeszły zimne i nieprzyjemne ciarki, które szybko rozeszły się po jego całym ciele. Jednak urażona duma Uamuzi, nie pozwoliła mu tak łatwo się ugiąć, więc kapitan jednym szybkim kopnięciem rozwalił swój lodowy fotel, który rozpadł się na miliony kawałków które rozproszyły się po całym pomieszczeniu, a następnie kapitan wyszedł z pokoju. Podczas spektakularnego wyjścia Uamuzi, Kiazu jednym szybkim ruchem otoczyła swoich przyjaciół ognistą barierą, która skutecznie nie przepuściła żadnego lodowego odłamka.
- Ojej ... ktoś ma urażoną dumę ... - stwierdziła Kiazu.
- Oszalał czy do końca mu odbiło? - spytała Diuna.
- Chyba jedno i drugie .... - odparł Otachi.
- E tam ... jak powiedziała Kiazu to tylko cierpiąca duma- dodał Hachi.
- Kurai ... Ty rzeczywiście chcesz głodzić kapitana? - wtrącił Skauti.
- Jak już mówiłam on nie zwykł żartować. - odpowiedziała Diuna.
- Skoro nie szanuje jedzenia to nie będzie go miał. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Brutalne podejście ... - stwierdził Skauti.
- Twarde, jednak słuszne. - wtrącił generał w słuchawkach, a następnie dodał: - Tylko uważaj aby nie zginął.
- Jak sobie życzysz... - odpowiedział chłodno Kurai.
- Pamiętacie o dojściu do szpitala? - spytał Rudy.
- Tak, pamiętamy ... - odparła Kiazu.
- Już mamy nie daleko ... - dodał Hachi.
- Dobrze, Dae Cheetah nadal odprawia rytuał który jeszcze ma potrwać. Oddział ratowniczy czeka na w gotowości. - odparł Rudy.
- Szanowny generale, po jaką cholerę nam ten szpital skoro już możemy wyjść z tego miejsca i zapomnieć o nim? - wtrącił Uamuzi.
-- To bardzo proste kapitanie, po pierwsze znajdziecie tam odporność i lekarstwo na "jad" Pisaca a po dwa z racji tego, że w tej chwili Pisaca podążają za wami w głąb podziemi to w ogóle nie podążają ku otwartej bramie... A to sprawia, że wszystkie wygłodniałe Pisaca pozostaną w podziemiach .... a nie spokojnie wyjdą przez niechronione wyjście aby rozpierzchnąć się po całym świecie szerząc śmierć ... - dopowiedział spokojnie Generał.
- Czyli jesteśmy przynętą, która zapewnia ochronę wszystkim na zewnątrz? - spytała Diuna.
- Dokładnie. - odpowiedział neczański dowódca, po czym dodał: - Przynęta to bardzo odważna i odpowiedzialna rola ... dajcie z siebie wszystko, nie pozwólcie się zjeść oraz dbajcie o to aby to głód prowadził Pisaca a nie rozsądek!
- Tak jest! - odparło zgodnie i entuzjastycznie większość wojowników.


************
Mocno zmęczeni władcy, po całonocnym konwersowaniu, nadal ze sobą przebywają, chociaż mają już serdecznie dosyć swojej obecności, ich słowa oraz cięte języki jakby straciły na swojej niesamowitej mocy, jednak to wcale nie ułatwiało rozmów, tylko coraz bardziej je utrudniało.
- Ambasadorze, obiecuję, że wyciągnę daleko idące konsekwencje, lecz najpierw przeprowadzę dodatkowe śledztwo po wyjściu oddziału, aby zobaczyć czy nie zostanie rzucone nowe światło na tą sprawę. - stwierdził od niechcenia Elinar, a następnie dodał: - Chociaż dowody które już mamy, są doskonałymi i mocnymi argumentami.
- Wychodku nie czaruj swoją dyplomacją bo co to zupełnie nie wychodzi ... - odparła mocno znudzona Sansha.
- Oj już cicho siedź sucha gąbko! - odparł Elinar.
- Moi drodzy, nie zaczynajcie od nowa. Na chwilę obecną doszliśmy do konsensusu, że Król Elinar wycofuje swoją skargę na neczańskiego Generała, a królowa Sansha przestaje publicznie obrażać króla. - wtrącił Ankara.
- Tak Panie, dokładnie tak jest. - odpowiedział pokornie Elinar.
- Oczywiście panie... - dodała Królowa ledwie powstrzymując się od ziewania.
- Skoro mamy porozumienie, to nadszedł najwyższy czas aby zakończyć nasze spotkanie i udać się na założony spoczynek. - stwierdził ambasador.
- Dobrze mówisz Panie... to ja wszystkich żegnam ... dobranoc - odpowiedziała Królowa, wychodząc z pomieszczenia i nie czekając na odpowiedź.
- Dobranoc Ambasadorze i dziękuję za poświęcony nacz czas. - stwierdził Elinar, po czym dodał: -Dobranoc książę.
- Dobranoc. - odparli zgodnie pozostali władcy.
W ten Król nieznacznie pokłonił się i wyszedł z komnaty, natomiast Volaure powiedział:
- Drogi Ambasadorze jeśli pozwolisz to chciałbym Ci zając jeszcze chwilę.
- Dobrze, zatem słucham. - odpowiedział Ankara.
- Panie, chciałbym zabrać bromiańskiego zwiadowce, oczywiście pod warunkiem, że wyjdzie z podziemi, na Zekeren na szkolenie zwiadowcze ....
W tym momencie ambasador zdjął z twarzy swoją maskę i spokojnie powiedział:
- Volaure, wszyscy dobrze wiemy, że najlepsze wojskowe szkolenia robią ludzie króla Ashga, więc jestem przekonany, że nie chodzi o szkolenie...
- Hmmm... w sumie chodzi o coś w rodzaju "szkolenia" ....
- Co masz na myśli drogi książę? Czyżbyś chciał go zabrać na Zekeren aby uchronić jego życie przed zemstą kapitana Uamuzi?
- To też ...
- Przyznam, że rozmawiałem już Królem Elinarem, o przeniesieniu tego bromiańczyka do pewnej drużyny zwiadowczej i się zgodził, więc o jego życie nie musisz się obawiać...
- Spoko, ale jest jeszcze jedna spawa ... i bardzo chciałbym mieć go u siebie na Zekeren ....
- Powiesz mi coś więcej?
- Wybacz Anki kierują mną jeszcze inne powody, jednak to bardzo delikatna i poufna sprawa i nie powinienem o niej rozmawiać bez wiedzy bromiańskiego zwiadowcy.... Jedyne co Ci mogę powiedzieć to to, że Brat poprosił mnie abym się nim zaopiekował z pewnych znaczących i bardzo ważnych powodów ....
- Hmmm.... Bardzo ważnych powodów mówisz ...
- Tak ... sory Anki z całym szacunkiem do Ciebie ... ten dzieciak potrzebuje nazwijmy to mentora ... tudzież nauczyciela i bardzo bym prosił aby po misji trafił do mnie na Zekeren ...
- Mam wrażenie, że moje myśli zaczynają dożyć ku widzeniu powodów targających Tobą ... dobrze porozmawiam z Elinarem na ten temat i o ile Król Bromano się zgodzi to ten młody zwiadowca trafi na Zekeren.
- Dziękuję Anki.
- Proszę, nie dziękuj jeszcze ... zobaczymy jak na to zapatrzy się Elinar ...


************
Bromiańsko-neczański oddział przekrada się ciemnymi uliczkami budowanego osiedla. Oburzony i pogrążony w odmętach swoich myśli, kapitan z mocno urażoną dumą od niechcenia podąża za resztą rozmawiających ze sobą towarzyszy.
- Czy ktoś wie co się stało? - spytał Skauti.
- Dorze wiesz, Kurai porozmawiał z kapitanem i ten posprzątał po sobie... - odpowiedziała Kiazu.
- Widać korona mu przy tym z tyłka spadła i stąd jego dąsanie się .. - dodała Diuna.
- Spoko... to wiem ...ale jak tego dokonał? W końcu kapitan jest oficerem dowodzącym... - dopytywał się Skauti.
- To właśnie sprawia, że nie chcę wiedzieć co Kurai z nim zrobił ... - odparł Hachi.
- Wiecie dzieciaki, nie ranga oficerska czyni z istoty dowódcę... Widzicie dobrym przywódcą jest ten kto ma autorytet, charyzmę, inteligencję ... cieszy się szacunkiem i zaufaniem oraz potrafi pociągnąć za sobą drużynę i to bez względu na okoliczności, a do tego nie potrzeba rangi ... - wtrącił spokojnie neczański generał, a następnie dodał: - A z moich obserwacji wynika, że Kurai posiada te cechy i doskonale wie na ile może sobie pozwolić, więc zdominowanie Uamuzi musiało prędzej czy później nastąpić... chociaż z twardym charakterem kapitana nie będzie to trwało cały czas, jednak myślę, że Kurai prędzej czy później postawi na swoim.
- Rozumiem, takie starcie charakterów, gdzie wygrywa silniejszy, ale mimo wszystko nikt nie ustępuje? - stwierdził Skauti.
- Dokładnie ... - odpowiedział Rudy.
W tym samym czasie Kiazu chłodnym spojrzeniem obserwuje obrażonego kapitana, Hachi i Otachi przekomarzają się miedzy sobą. Natomiast Diuna, uporacie bawi się swoją komórka i próbując coś zrobić delikatnie się irytuje.
- Diuna co robisz? - spytała zaciekawiona Rina.
- Próbuję połączyć się z "Adlika"... ale internet raz działa raz nie ... - odparła Diuna.
- Hmm... to ten portal społecznościowy?
- Tak …
- Myślałam, że go nie lubisz?
- Heh ... bo nie lubię ... ale Hachi nie wylogował się z mojego telefonu i próbuję dać mu "lekcję" aby się wylogowywać ...
- Rozumiem ...
- I co chcesz mu zmienić zdjęcie profilowe na jakiegoś dalmatyńczyka? - wtrąciła Kiazu.
- Mniej więcej tak, ale mam znacznie lepsze zdjęcie niż zdjęcie jakiegoś psa w ciapki. - odpowiedziała złośliwie Diuna.
- Chętnie zobaczę. - odparła entuzjastycznie Kiazu.
- Heh ... no dobra ale nic im nie mówcie, bo chce aby Hachi miał niespodziankę ... o ile uda mi się połączyć... - odpowiedziała Diuna, a następnie pokazała siostrom zdjęcie na którym Hachi i Otachi śpią obejmując bromiańskiego zwiadowcę.
- Jakie słodkie zdjęcie, prześlesz mi je? - stwierdziła Kiazu.
- Spoko, Rina Ty też chcesz? - odparła Diuna.
- Bardzo słodko spali ... poproszę ... - odpowiedziała Rina, a następnie nieśmiało dodała: - Tylko, że publikacja tego zdjęcia nie tylko dołoży Hachiemu ... ale również Otachiemu i Skautiemu ...
- Oj tam ... Najbardziej to uderzy w Hachiego, a Skautiego i tak nikt nie zna ... - odparła Diuna.
- Nie byłabym taka pewna, Hachi na "Adlika" ma w znajomych Skautiego, więc on i jego znajomi tez je zobaczą ... - stwierdziła Kiazu, a następnie dodała: - Znajdź inne zdjęcie, wiesz dokuczanie Hachiemu i Otachiemu to jedno, ale mieszanie w to osób trzecich to już nie jest zabawa...
- Hmm... W sumie ... no dobra masz rację ... ale przyznaj, że plan był genialny! - stwierdziła niezadowolona Diuna.
- Ba pomysł był godny mistrza. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Co tam knujecie? - wtrącił Hachi opierając się na ramionach Diuny i Kiazu.
- A nic.. - odparła Diuna z wrednym uśmieszkiem.
- Ej, czy to nie mój Adlik? - spytał zaintrygowany i zaniepokojony Hachi.
- Ależ skąd ... zdawało Ci się ... - odpowiedziała Kiazu.
- Dziewczyny, co wy knujecie? - dopytywał się twardo Hachi.
- My nic, podziwiamy jedynie Twoje zdjęcie profilowe ... - odparła Diuna z wrednym uśmiechem.
- Moje zdjęcie? Przecież mam zdjęcie, że ślubu Ery i Sachinera, widziałyście je przecież... - odpowiedział pewnie Hachi.
- Jesteś pewien. - odparła z uśmiechem Diuna.
- Ej... tylko mi nie mów, że je wrzuciłaś ... - wtrąciła Kiazu.
- Ja? ja nic nie wrzucałam, w końcu to zdjęcie profilowe Hachiego a nie moje. - kontynuowała Diuna wrednie szczerząc kły.
W tym momencie Hachi odpalił swój telefon, po dłuższej chwili połączył się z siecią i zalogował się na swoje konto na "Adlika", następnie szybko zajrzał na swoje zdjęcie profilowe. W ten oczy Hachiego zrobiły się ogromne, a ziemny neczanin wrzasnął:
- ŻE CO!
- O Dziewczyny patrzcie ile polubień ... - stwierdziła spokojnie Diuna pokazując Kiazu i Rinie, nowe zdjęcie profilowe brata.
Po chwili Otachi, który zainteresował się zamieszaniem, oraz neczanki zobaczyli słodkiego szczeniaka dalmatyńczyka, otoczonego kolorowymi serduszkami z napisem "Kocham Dalmatyńczyki".
- Słodkie i bardzo w Twoim stylu Hachi. - skomentowała ironicznie Kiazu przybijając "piątkę" z siostrą.
- TY WREDOTO! - złościł się Hachi.
- O kurka Bro, będziesz musiał go znosić przez 2 tygodnie ... - stwierdził Otachi.
- Tylko dwa tygodnie? Myślałam, że nadal jest miesięczny limit zmieniania zdjęcia profilowego. - odparła Diuna.
- Też mi pocieszenie... - stwierdził Hachi, a następnie unosząc się i podchodząc do Diuny, dodał: - Normalnie CIĘ ZABIJĘ I TO NA ŚMIERĆ!! A TERAZ POŻEGNAJ SIĘ Z ŻYCIEM!
- Hachi, daj spokój... - wtrącił chłodno i twardo Kurai.
- ALE ZIOM! - odparł Hachi.
W tym momencie Kurai podszedł do przyjaciela i powiedział mu coś na ucho,a na twarzy Hachiego wymalował się piękny złośliwy uśmiech a oczy błysnęły,
- Dobra Ziom. - powiedział Hachi odchodząc od siostry, a następnie dodał: - Nie będę się teraz zniżać do Twojego poziomu, ale jeszcze pożałujesz.
- Jasne, jasne ... ja w przeciwieństwie do Ciebie jestem ostrożna. - odparła Diuna.
-Jeszcze zobaczymy. - odparł Hachi z wrednym uśmiechem i wkładając słuchawką z muzyką do lewego ucha.

************
- Papierosek, kawa i zabawa długopisem .... denerwujesz się czymś? - spytał z zainteresowaniem Moyoshi, uważnie obserwujący swojego przełożonego.
- Kurai i Uamuzi coraz bardziej skaczą sobie do gardeł. - odparł generał.
- Niech zgadnę, ziemia zatrzęsła sie w posadach, a wrota do piekieł otworzyły się?
- Jeszcze nie ale wszystko jest na najlepszej drodze, aby tak się stało...
- Zamówić popcorn i gazowane napoje?
- Jasne .. tylko niech się wyrobią na porę kolacji ...
- Spoko to da się załatwić ... - stwierdził z uśmiechem Moyoshi, a następnie dodał: - Aż tak kolorowo w oddziale?
- Kolorowo to będzie przy kolacji, dobra mniejsza o to ... powiedz mi co się dzieje na froncie?
- W niektórych rejonach napotykamy już na wrogie jednostki, głównie zwiadowcy i słabe odziały patrolujące. Aha, dochodzą do nas słuchy, że maszyny bojowe niebawem będą gotowe do odbioru.
- Super!
- Tak tylko trzeba będzie je przyprowadzić aż z rejonu G58, który jest głęboko na neutralnym terenie pod górami...
- Spoko wiem o tym, i nawet wiem kogo tam wyślę.
- O nie Ziom, na mnie nie licz, ja wiem, że jestem opanowany i w ogóle ale dobrze wierz, że mechanicy działają mi na nerwy.
W ten do generalskiego namiotu wparował Amis, mówiąc:
- Generale, posłaniec z rozkazami przybył.
- Dawaj go tu!
W tym momencie do namiotu wszedł młody chłopak ubrany w granatowy T-shirt i niebieskie jeansy. Dodatkowo na głowie ma czarną czapkę z daszkiem, i czarna torbę przewieszoną przez ramię.
- Posłaniec 323NN, posłusznie melduje swoje przybycie. - stwierdził przybysz salutując i pokazując swoją unikalną odznakę, a następnie wręczając papierowy rozkaz, ozdobiony czerwoną pieczęcią z sygnetu bromiańskiego Króla, powiedział: - Panie Generale o to rozkazy.
Neczański generał wziął pergamin do ręki, złamał pieczęć i od razu zaczął czytać przybyłe pismo.
-Dziękuję, możesz odejść.. - rozkazał generał, a następnie dodał: - Amis, załatw posiłek dla posłańca i miejsce do odpoczynku.
- Tak jest! - odparł kapitan.
- Dziękuję Generale. - wtrącił posłaniec.
Następnie kapitan, w raz z przybyszem wyszli,a Moyoshi spytał:
- Co tam mówią rozkazy?
- Przyjacielu, same dobre wieści. Król Elinar obecnie odstąpił od ukarania mnie, oraz mam rozkaz wysłania po misji Skautiego na Zekeren.
- Świetnie! - ucieszył się Moyoshi a następnie dodał: - Zwiadowca na Zekeren? Jesteś pewien, że nie do Króla Ashga?
- Jestem pewien, to dziwnie zabrzmi ale w skrócie Król Elinar nie chce Skautiego w swojej armii i oddaje go do Zekereńskiej armii "bo tam przyda się bardziej niż na froncie" ...
- To, rzeczywiście dziwne podejście, ale król Elinar zapewne chce mieć spokój w swojej armii...
- Dokładnie ... zwykły szeregowy donoszący na swojego przełożonego będzie "nie mile" odebrany wśród innych wojskowych, którzy bez względu na to czyja była racja ...i tak będą wiedzieć swoje ... 
- Heh ... w takim wypadku rzeczywiście lepiej go odizolować od żołnierzy, a Zekeren to lepsze rozwiązanie niż wyrzucenie z armii, za wystąpienie przeciwko dowódcy...
- Owszem, ma chłopak szczęście i dobrego anioła stróża, bo znając nerwowość Króla i plecy kapitana to zwiadowca powinien z hukiem wylecieć z armii.
- Jak nie zginąć na stosie ...
- O to to ... masz dobry tok rozumowania....
- Hmm.... więc wychodzi na to, że zsyłka na Zekeren i zmienienie armii to w sumie najlepsza rzecz jaka może go spotkać po wyjściu.
- Taaa... tylko nie informuj o tym oddziału, na chwilę obecną kapitan nie musi o tym wiedzieć.
- Tak jest! …
- Amis tez ma o tym z nikim nie rozmawiać, na chwile obecną ten meldunek zostaje między nami! Jeśli informacja o przeniesieniu Zwiadowcy i mojego uniewinnienia wypłynie z tego namiotu to obaj tego pożałujecie!
- Rozkaz! Pewnie, że rozumiem ... nie znoszę jak mówisz coś śmiertelnie poważnie, bo wtedy nie wiem czy się bać czy wiać ... ale przynajmniej wiem, że rozkaz jest świętością.

************

Po paru godzinach przemykania się w ciemnościach przez budowane osiedle, kapitan zaczął marudzić, narzekać i jednocześnie opóźniać tempo marszu.
- Żądam przerwy i jedzenia. - marudził Uamuzi.
- Przerwa będzie dopiero wieczorem, a Tobie jedzenie się nie należy. - odpowiedział spokojnie i twardo Kurai.
- Nie interesuje mnie to, ja żądam! - kontynuował kapitan, jednak elektryczny neczanin przestał się odzywać i spokojnie prowadził oddział dalej, ale Uamuzi nie ustępował: - Nie możesz mnie głodzić, ja żądam przyzwoitego posiłku, inaczej napiszę na Ciebie oficjalną skargę do samego ambasadora Ankary!
- Gash, czy możesz się w końcu przymknąć! - wtrąciła stanowczo poirytowana Kiazu.
- Taka zwykła lafirynda z okładek nie będzie mną rządzić! - odparł kapitan.
- Że co? Jak śmiałeś mnie tak nazwać! - odparła Kiazu.
- No to facet ma przerąbane ... - stwierdził Otachi.
- Stawiam dwie tabliczki czekolady, że Kurai zaraz wkroczy między nich. - odparła Diuna.
- Dorzuć paczkę ciastek i stoi. - odpowiedział Otachi z uśmiechem.
- Dobra to Ty stawiasz, że Kiazu się wyżyje, a ja że Kurai im przeszkodzi? - dopytała się Diuna.
- Dokładnie! - odparł radośnie Otachi.
W tym samym czasie słowna kłótnia między iskrzącym się kapitanem a rozpalającą się Kiazu coraz bardziej nabierała na sile i agresywności. Żadne z nich nie ma zamiaru ustąpić.
- Wracaj, do nic nie robienia Ty pusta lafiryndo i wracaj do okładek! A wojskowość zostaw profesjonalistom! - nakręcał się Uamuzi.
- AHA, że niby Tobie? Jestem lepszym wojownikiem niż Ty wychodku! - odpysknęła Kiazu.
- Kiazu .... - wtrącił chłodno Kurai.
- No to słodkości będą moje - stwierdziła Diuna zacierając ręce.
- Nie Kurai, nie uspokoję się! - stwierdziła nerwowo Kiazu, przerywając wypowiedź dowódcy.
- KIAZU MILCZ!- kontynuował jeszcze bardziej stanowczo Kurai.
Ognista neczanka zacisnęła pięści i chociaż wszystko w niej aż się gotowało to bardzo niechętnie przestała się odzywać.
- Znaj swoje miejsce szm...
- Kiazu, baw się dobrze .... - wtrącił chłodno Kurai, przerywając wypowiedź kapitana.
- Co powiedziałeś? ... - spytała niedowierzająca Kiazu
- Kiazu, rób co chcesz daję Ci wolną rękę, tylko go nie zabij. - odparł spokojnie Kurai.
W tym momencie bystre oczy Kiazu zabłysły ekscytacji a jej całe ciało zapłonęło, intensywnym czerwono-żółto-pomarańczowym płomieniem. Natomiast twarz kapitana zbladła, a jego oczy zrobiły się ogromne i niedowierzające.
- Jak to? Jakim prawem jej na to pozwalasz?!!!- spytał zaskoczony Uamuzi przywdziewając lodową zbroję.
- Swoim prawem ... - stwierdził Kurai, ignorując pytanie kapitana.
- Ha a jednak słodkości są moje! - stwierdził radośnie i entuzjastycznie Hachi.

************

Dudniące, drobne, krople deszczu rytmicznie uderzają o topik generalskiego namiotu, w którym Rudy korzystając z chwili spokoju po raz kolejny próbuje złapać kilka minut, energetycznego i relaksującego snu. Przy radiu zasiada kapitan Amis, który mimo odgłosów starcia, nie ma zamiaru obudzić swojego dowódcy, ponieważ uważa, że na chwile obecną wszystko jest pod kontrolą i nie ma takiej potrzeby aby mu przeszkadzać.

************

Intensywne i zaciekłe starcie miedzy ognistą neczanką a lodowym bromiańczykiem, trwa w najlepsze. Kilka najbliższych budynków zostało doszczętnie zburzonych, a odgłosy starcia doskonale roznoszą się po całych podziemiach.
- Przepraszam, ale czemu pozwalamy im na to starcie? - spytał dociekliwie Skauti.
- Jesteśmy przynętą tak? A od dłuższego czasu, nie widzieliśmy żadnego Pisaca, więc najwyższa pora to zmienić ... - odpowiedział spokojnie Kurai.
- A taki hałas na pewno ściągnie Wam zainteresowanych krwiopijców. - dopowiedział generał, a następnie dodał: - Dodatkowo ta sytuacja pozwoli rozładować napięcie w drużynie.
- Brzmi nieźle ... ale co jak Pisaca tu przyjdą? - spytała dociekliwie Diuna.
- Hmm... pewnie ucieczka ... - odpowiedział Hachi.
W tym samym czasie płonąca Kiazu wykonuje szybkie ataki, które z niezwykłą precyzją trafiają w lodową i błyszczącą zbroje kapitana, który jest wyraźnie zaskoczony stylem walki ognistej neczanki. Wkrótce Hachi, Diuna i Otachi zaczęli entuzjastycznie kibicować swojej siostrze.
- Dawaj Kiazu! - krzyczał Hachi.
- Brawo tylko tak dalej! - dodał Otachi.
Wielkie emocje udzieliły się nawet bromiańskiemu zwiadowcy i Rinie, natomiast niewzruszony Kurai stał oparty o chłodną, betonową ścianę, z rękami w kieszeniach i bez emocjonalnie oglądał starcie.
- Kurai, nie porywa Cię to fascynujące starcie? - spytał Skauti, a następnie dodał: - Kapitan jeszcze nie pokazał wszystkiego ... chociaż dawno go tak zmęczonego nie widziałem ...
- Wiem, ale w tym momencie emocje są zbyteczne... - odpowiedział chłodno Kurai.
- Nie przejmuj się Ziom, jego praktycznie nic nie rusza ...- dodał Hachi.
- A jego chłód i bez emocjonalność zmroziły już nie jednego. - dopowiedział Otachi.
- Ale coś co muszę przyznać ... nawet z ciężkim bólem muszę to przyzna znać ... to, to, że jego lodowatość podkręca na przykład jego zdolność do obserwacji i oceny sytuacji .. - zaznaczyła Diuna.
- Hmm... pewnie ciężko do tego przywyknąć? - spytał Skauti.
- Nie .. Wbrew pozorom Ziom do tego da się przywyknąć. - odpowiedział Otachi.
- Rozumiem ... jednak mnie nadal przechodzą ciarki ... - odparł zwiadowca.
- Ej ... a gdzie Rina? - spytał nagle Otachi rozglądając się i odrywając się od pasjonującego starcia.
- Wypadło mi z głowy ... - stwierdziła Diuna, po czym dodała: - Poszła na stronę ...
- A to luz ... - stwierdził Otachi.
W tym momencie ogromna lodowa kula rozbiła tuż pod nogami obserwatorów starcia.
- TY ŚLEPOTO TU JESTEM! - upominała się Kiazu szykując się do kolejnego szybkiego ataku, który sprawia nie lada problemy zdyszanemu i zastałemu kapitanowi.
- TO SIĘ NIE RUSZAJ, LARWO! - odparł sapiący Uamuzi.
- Jeszcze czego! - odparła zdeterminowana i nieco spokojniejsza Kiazu, wystrzeliwując kolejną ognistą kulę, w intensywnych płomiennych kolorach. Nagle miedzy dwójką walczących pojawił się Kurai, który mgnieniu oka odbił wielką ognistą, czerwono-pomarańczowo-żółtą kulę i swoim ciałem zasłonił duszącego kapitana, który w tym momencie zmęczony usiadł na ziemi.
-Ej! Dlaczego się wtrącasz? - spytała Kiazu.
- Starczy na dzisiaj... - odpowiedział chłodno Kurai.
W ten odgłosy walki ucichły, a do uszu wojowników dotarł wysoki, przeraźliwy i mrożący krew w żyłach, wygłodniały skowyt, który z każdą sekundą wydawał się być coraz bliżej i bliżej.
- Pisaca się zbliżają ... - stwierdziła mimochodem Diuna.
- No dobra, to dobry motyw aby zakończyć starcie ... - stwierdziła Kiazu, uspokajając się.
- Hmm... jak widać plan zadziałał ... - stwierdził Hachi.
- Uamuzi ruszaj się! - stwierdził stanowczo Kurai.
- Wal się .. jestem zmęczony ... - odpowiedział arogancko Uamuzi.
- Ty ...
- Kiazu, daj już spokój ... - wtrącił chłodno Kurai, a następnie spokojnie dodał: - Skoro kapitan chce się stać pożywką dla Pisaca to jego sprawa ...
- Chcesz mnie tu zostawić?! - protestował Uamuzi.
-Chyba jasno się wyraziłem... - odpowiedział elektryczny neczanin.
- Nie możesz! - pyskował kapitan.
- Słuchaj marnujesz nasz czas .... Masz wybór, albo ruszasz swoje cztery litery albo zostajesz posiłkiem dla Pisaca ... - kontynuował chłodno Kurai odchodząc.
W tym momencie wraz z elektrycznym neczaninem odeszła reszta oddziału, dzięki czemu bromiański został sam w zgliszczach betonowych budynków. Nagle przerażający skowyt, łapczywych i wygłodniałych bestii przeszył okolicę. Był on tak głośny i donośny, że bromiański kapitan, zadrżał ze strachu, a następnie szybko podniósł się z ziemi i wołając:
- EJ! CZEKAJCIE!
Bardzo pośpiesznie i udał się za resztą oddziału, którego część mimochodem naśmiewała się pod nosem.
- Dziewczyny spokój! Na dzisiaj koniec... - stwierdził twardo i chłodno Kurai.
- Spoko, nie moja wina, że kapitan wygląda śmiesznie z potarganą grzywką. - odparła Kiazu.
- Niech będzie. - dodała Diuna przewracając oczami.
- Hehehe ... no dziewczyny mają rację. Potargany Uamuzi wygląda jak niedorobiony rockman. - dodał pod nosem Hachi.
- Powiedziałem dość! - odparł twardo Kurai, nie unosząc przy tym tonu głosu.
- Luz Ziom ... już przestajemy ... - odpowiedział Hachi.
- A co z Riną? - wtrącił Otachi.
- Zgarniemy ją po drodze ... - odpowiedział chłodno Kurai.


************

Rina załatwiła swoją potrzebę w surowej, chłodnej betonowej ubikacji w jednym z niedokończonych budynków. Głuche puste pomieszczenia przeszywane jedynie przez odgłosy zbliżających się wygłodniałych Pisaca, zdają się tonąc w grozie i mroku. Wodna neczanka niepewnie porusza się po nieznanym domu. Nagle wystraszona Rina usłyszała rozpaczliwy skowyt, który zdawał się być wystraszonym piskiem małego zwierzęcia niżeli groźnym wyciem Pisaca. Dziewczynę bardzo zaintrygowały te odgłosy, więc wręcz z dziecięcą ciekawością rozglądała się po straszliwym, mrocznym i lodowatym budynku. W ten jakiś bliżej nie określony cień z ogromną szybkością przebiegł przez jeden z pokoi na parterze domostwa. Wodna neczanka niepewnie i z duszą na ramieniu udała się w kierunku, w którym udał się nieznany obiekt. Z każda sekunda i z każdym kolejnym niepewnym krokiem, wystraszone serce neczanki biło oraz mocniej i mocniej. Nagle oczom dziewczyny ukazała się mała czarna, piszcząca kulka, wtulona w jeden z zimnych rogów pomieszczenia. Rina ukucnęła, wyciągnęła przyjaźnie prawą dłoń i przyjaznym głosikiem powiedziała:
- Hej maluszku ... nie bój się ... wszystko jest w porządku ...
Z każdym kolejnym słowem wodna neczanka ostrożnymi kroczkami, podchodziła coraz bliżej wystraszonej czarnej kulki. Po dłuższej chwili trzęsące się stworzonko doczołgało się do Riny, ostrożnie obwąchując jej dłoń i nie zdradzając swoich kształtów.
- No już słodziaku.... spokojnie ... o jej .. jaki Ty jesteś przyjemny w dotyku ... czuję, że masz wspaniałe mięciutkie futerko ...
W ten w korytarzy pojawiło się światło, a neczanka usłyszała wołanie:
- Ivo! .... Ivo gdzie jesteś? ...
Jednak wystraszony zwierzak nawet nie drgnął, tylko zaczął nieznacznie piszczeć.
- Tu jest! - odparła odruchowo, bez zastanowienia Rina, biorąc zwierzaka na ręce.
Nie trzeba było długo czekać, aby dało się usłyszeć tupot, na betonowej podłodze. Nagle do pokoju w którym znajdowała się Rina wpadło intensywne, mocne, białe światło od latarki i rozległ się pretensjonalny głos.
- Kim jesteś!?
- Mam na imię Rina ... i jestem neczanką ... - odpowiedziała drżącym głosem dziewczyna, jednocześnie zapominając, że osoba z którą rozmawia może być głodnym Pisaca.
- Co robisz z Ivo?
- Był wystraszony ... chciała dodać mu otuchy ... - stwierdziła oślepiona Rina puszczają zwierzaka na ziemię, który nawet nie drgnął.
- Dobra wierze Ci ... - odparła tajemnicza postać, przesuwając światło latarki, tak aby przestało oślepiać, a następnie podchodząc do neczanki i biorąc swojego zwierzaka,stojącego za nią, dodała: - Jestem Sian i przepraszam za Ivo ... on jest strachliwy..
- Miło Cię poznać ... a Ivo nie sprawiał kłopotów ... - odpowiedziała Rina z uśmiechem.
W tym momencie wodna neczanka zobaczyła, że wystraszone puchate stworzenie jest czarnym, puchatym psem o lisiej głowie, wysoko położonymi, trójkątnymi uszami oraz zawiniętym na grzbiet, rozłożystym ogonem.
- Jest bardzo słodziutki .... - powiedziała neczanka z uśmiechem i głaszcząc zwierzaka.
- Dzięki ... ale jest strasznie płochliwy ... i nie ufny wobec obcych więc jestem bardzo zaskoczona, że w ogolę dał ci się dotknąć ... - odparła tajemnicza postać, nie oświetlona przez światło latarki,a następnie dodała: - Widać masz coś w sobie co przyciąga zwierzęta ... w sumie masz u mnie przysługę za zaopiekowanie się Ivo.
- Spoko ... nie ma sprawy ... - odpowiedziała przyjaźnie Rina z uśmiechem.
Nagle rozległo się głośne, znajome wołanie:
- RINA JESTEŚ TU!?
- TAK! Już idę ... - odpowiedziała neczanka, a następnie dodała: - Przepraszam to moi przyjaciele ... muszę już iść ...
- Spoko ... - odparła tajemnicza postać.
- Na razie ... - stwierdziła Rina z uśmiechem, po czym pośpiesznie wybiegła z domu.
Wkrótce Rina była już z swoim oddziałem, oświetlonym przez kilka świetlików Diuny.
- Nie śpieszyłaś się ... - stwierdziła Diuna.
- Przepraszam ... tak jakoś wyszło ...
W ten rozległ się głośny, irytujący, przypominający brzęczenie komara krzyk:
- KRWIIIIIIIIIIIIIIII!
- O cho ... najwyższa pora się stąd wynosić ... - stwierdził Hachi.

- Racja bro ... - dodał Otachi.