"....
Niespodziewana Wizytacja ... "
Minęło
kilka intensywnych dni, podczas których Diuna pilnie trenowała i
rozwijała się pod okiem niewidomego mistrza. Hachi i Otachi
wkręcili w podziemne walki Kiazu, która robi furorę pośród
wojowników z Konware. Dodatkowo Bosman Saqie tak polubił neczan,
że ku zaskoczeniu wszystkich pozwolił nawet na robienie zdjęć w
podziemnym świecie obozu, ale tylko w strefie sparingowej, w końcu
nie można pokazać wszystkiego. Jednak Kurai, nie powrócił
jeszcze z wyprawy na Zekeren.
************
W
jednej z prywatnych komnat księcia, a konkretnie tej znajdującej
się nad areną do walk, na kanapie zasiada Sachiner i popija swoje
ulubione wino, a obok niego luzacko zasiada władca Zekeren. Tym
czasem Kurai stoi oparty o okno i złożonymi rękami ogląda
trwające obecnie starcie.
-
Widzę Ziom, że bardzo interesuje Cię to treningowe starcie. -
spytał Volaure, popijając sok.
Jednak
neczanin nic mu nie odpowiedział, tylko dalej bez emocjonalnie
patrzy w okno, a książę westchnął : - Heh...
-
Drogi książę, powinieneś być wdzięczny, że w ogóle znosi
Twoje towarzystwo, ktoś inny unikał by Cię jak ognia kiedy
zabrałbyś mu energię życiową. - wtrącił kąśliwie Sachiner.
-
To może powinienem zabrać jej trochę Tobie? - odparł książę.
-
Zbliż się do mojego wspaniałego ja, a Cię otruję i obiecuję, że
zabiję. - odparł stanowczo inkub, a następnie szybko spytał: -
Jakim cudem Ty który uważasz tak a nie inaczej doprowadziłeś się do takiego
stanu?
-
Masz to gdzieś ... - odpowiedział spokojnie Volaure.
-
Masz rację książę, mam to tam gdzie plecy kończą swoją
szlachetną nazwę, jednak lubię być doinformowanym. - odparł
Sachiner.
-
Heh, dobra powiem Wam, w końcu to żadna tajemnica. - odparł książę
ruszając ramionami, a następnie spytał: - Panowie mogę zapalić?
-
Pal, skoro musisz. odparł inkub, a neczanin nadal się nie odezwał.
W
tym momencie Volaure wstał przypalił papierosa, zaciągnął się,
wolno wypuścił dym i powiedział: - Byłem za zebraniu władców,
które nie miłosiernie się przedłużało. W końcu Ambasador Kana
zgłodniała, więc aby nie przedłużać i wprowadzać paniki oraz
niepożądanych zachowań dałem jej wyssać swoją energie.
-
Jakiś szlachetny. - wtrącił Sachiner przewracając oczami.
-
Odczep się. - odparł Volaure, a następnie dodał: - Mniejsza o
większość, zebranie jeszcze trwało jakiś czas i kiedy w końcu
wróciłem już do domu to byłem na głodzie. Zdążyłem, trochę
zaspokoić swój głód i zostaliśmy zaatakowani. a w takich
chwilach nie myśli się o przyjemnościach tylko się dowodzi.
-
Drogi książę, to akurat całkiem zrozumiałe, chociaż ja uważam,
że zawsze jest czas aby sobie dogodzić. - odparł Sachiner.
-
Ja to nie Ty. - odparł książę, a po chwili zaciągnął się i
dopowiedział: - Walki trwały długo, potem ten mój atak, a
właściwie obrona. Następnie a to łączność a to teleporty a to
smoki, a to nawał wszystkich innych spraw i zrobiłem się głodny.
Ot to i wszystko.
-
I właśnie książę, byłeś łaskaw wejść na tematy, na które
mogę rozmawiać. - odparł Sachiner.
-
Heh, trzeba było od razu o to pytać .... smoki dzięki pewnej
innowacyjnej metodzie odnajdują się ... jednak system nadal nie
odnalazł Mishela, a teleport już prawie w pełni działa. Myślę,
że jeszcze kilka dni i będzie działał jak należy. jednak nawet
to nie pozwoli na masowe teleportacje gdzie się chce i kiedy się
chce. - odparł spokojnie książę.
-
Rozumiem - odparł chłodno Sachiner, a następnie dodał: - Jakieś
zakłócenia magnetyczne?
-
Bardziej, to że na Sekai Dagaal są dwie strefy swobodnego
teleportowania się, które zakłócają fale i ściągają
telereporterów. - odparł Książę.
-
Co to za miejsca? - spytał dociekliwie Sachiner.
-
Hmm... jedno to środek rowu, w połowie świata, a drugie to taki
jeden las. W obu przypadkach stoją tam obeliski, które chroniły
Angelis przed teleportacją.- odparł Volaure zaciągając się.
-
To co teraz chroniło, pozwala na nią, a to ciekawe. - odparł
inkub.
-
My tu gadu gadu a czas leci. - zmienił nagle temat Volaure a
następnie dodał: - Dobra Panowie zbierajcie się, odwiozę Was,
zwłaszcza że pewien statek wrócił, bez Was, bo ktoś go odesłał.
-
Panowie wybaczą, ale mam mecz
squasha z Rasao
Oskran, na którym muszę być. - wtrącił arogancko inkub
odstawiając pusty kieliszek i podnosząc się.
-
Już nie masz z kim grać? Przecież się pozabijacie ... - odparł
Volaure.
-
Mylisz się, obaj jesteśmy dżentelmenami i to honorowymi... w
przeciwieństwie do niektórych tu obecnych, którzy wysysają
energię życiową od najbliższych. - stwierdził złośliwie
Sachiner.
-
Wiesz jestem dominantem i lubię wyzwania, a On w przeciwieństwie do
Ciebie, uległy kociaku, ma jaja, więc stanowi dla mnie wyzwanie. -
odpowiedział spokojnie Volaure z wrednym uśmiechem i zaciągając
się.
Wkurzony
Sachiner, nabrał wody w usta i nic nie powiedział, tylko wyszedł z
komnaty trzaskając przy tym drzwiami. W tym czasie Volaure śmiejąc
się pod nosem zgasił papierosa, wstał i podszedł do okna
skierowanego na arenę. Następnie w milczeniu, wraz z przyjacielem
oglądał, walkę treningową.
************
Nasi
bohaterowie, siedzą sobie na podwórku pod namiotem dziewcząt i
rozmawiają, w raz z nimi zasiada kucharz oraz niewidomy trener
Diuny. Część z nich siedzi na rozkładanych krzesełkach, część
na prowizorycznej ławce, a część na krzesłach z oparciem.
-
Szkoda, ze major Smoczysław musiał wyjechać, a bosman Saqie musiał
wrócić do swoich obowiązków. - stwierdziła Kiazu.
-
Każdy wiedział, że ten dzień nadejdzie. - odparł kucharz.
-
Myślę, że jej bardziej chodzi o to, że walki chwilowo zostały
wstrzymane. - dodał Caeci.
-
Dokładnie! - odparła naburmuszona Kiazu.
-
Ziom, Ona bardziej się napaliła na te walki niż my. - odparł
Otachi.
-
Tu muszę przyznać Wam rację. - stwierdził Chushin, a następnie
dociekliwie spytał: - A gdzie to podziewa się Wasz dowódca?
-
Przyznam, że odkąd przyjechaliście to go "nie widziałem"
- wtrącił Caeci.
Zmieszani
neczanie patrzyli nie pewnie po sobie i nie wiedzieli co odpowiedź.
Nie chcieli ani kłamać ani opowiadać o tym co wiedzą. Z każdą
kolejną sekundą, atmosfera staje się coraz cięższa, a kucharz,
dalej naciska:
-
Wiem, ma misje, ale trochę długa ona. Może Wasz przełożony Was
porzucił?
-
Nie porzucił nas! - odparła nerwowo Kiazu.
-
Ona ma racje! - wtrącił nagle lekko zachrypnięty stonowany głos,
dobiegający z wejścia do ogrodu dziewczyn.
W
tym momencie wszyscy zwrócili się w kierunku wejścia, nawet
niewidomy Caeci, spojrzał w tę stronę, gdyż doskonale wiedział
kto do nich podszedł. Pozostali zobaczyli średniego wzrostu
mężczyznę o zielono-żółtych włosach, niebieskiej karnacji oraz
piwnych oczach. Ubrany jest on w dopasowaną błękitną koszulę,
granatową marynarkę z wysokim kołnierzem, zapinaną z boku, o
złotych guzikach i cienkim srebrnym łańcuszku przymocowanym do
drugiego guzika od góry, który jest luźno puszczony i
połączony z lewa kieszenią.
-
Co masz na myśli bosmanie Saqie? - spytał pokornie Caeci.
-
Ich dowódca po raz pojechał bo nieśmiertelniki dla naszego obozu
jak i swojego rozdziału ... i to na całe szczęście bo Smoczysław
o tym kompletnie zapomniał. - odparł Saqie, a następnie dodał:
-A po dwa zajmuje się eskortą Zekereńskiego księcia, oraz Pana
Cusan, którzy osobiście sprawdzają tę partię dostawy, aby złożyć
bezpośredni raport samemu Ambasadorowi. Nie musicie znać
szczegółów.
-
Czy to nie jest ryzykowne? - spytał kucharz.
-
Owszem jest, lecz ten transport odbywa się jednostką cywilną więc
powinni być bezpieczni. - odparł bosman.
W
między czasie neczanom zaświeciły się oczy, z stęsknienia i
zafascynowania, natomiast dowódca obozu nadal kontynuował:
-
Wszyscy Panowie przybędą na późną kolacje. Chushin, Ty i Rina
przygotujecie dla nich i dla oficerów obozu kolacje z langusty.
-
Tak jest! - odparł kucharz.
-
Pozostali pomagacie w porządkach. Mamy kilka godzin, a obóz ma
błyszczeć! - dodał Saqie.
-
Tak jest! - odparli zgodnie neczanie, a Diuna dodała: - A co z moim
treningiem?
-
Caeci, daj jej wycisk podczas sprzątania. - odparł twardo bosman.
-
Jak sobie życzysz. - odparł spokojnie Caeci.
-
Heh, był lepszy jak nie dowodził obozem. -
narzekała pod nosem Diuna.
-
Słyszałem. - stwierdził bosman, a następnie dodał: - Aha, co do
Pań, proszę nie pokazywać się panu Cusan na oczy.
-
Niby dlaczego? - zaprotestowała Kiazu.
-
Pan Cusan jest inkubem, lubiącym piękne kobiety. Dla Waszego
bezpieczeństwa zabraniam Wam spotkania się z nim. - stwierdził
bosman, po czym dodał: - Waszego dowódce i naszych gości mogą
powitać jedynie Hachi i Otachi i kropka.
-
Ej! To nie fair.- protestowała Kiazu.
-
Przerąbane. - dodała Diuna.
-
Panie, podczas wizyty gości macie być albo tutaj, pod strażą,
albo pracując w kuchni innej możliwości nie ma! - odparł poważnie
Saqie.
-
To wybieramy kuchnie! - stwierdziła Kiazu.
-
Ja nie chce pracować w kuchni. - marudziła Diuna.
-
Cicho siedź! - warknęła Kiazu a następnie dodała: - Chcemy
kuchnie!
-
Dobrze zatem kuchnia, Chushin masz dodatkowe ręce do pracy w kuchni
więc oddaj mi kilku chłopaków do sprzątania. - rozkazał
stanowczo bosman.
-
Tak jest! - odparł kucharz.
-
A teraz do roboty bo czas ucieka! - stwierdził twardo Saqie.
************
Nerwowy,
uporczywy i niebłagany czas pędził jak szalony. W końcu, w blasku
wspaniałego nocnego nieba, tuż pod obozem wylądował nie duży
czarny statek, przypominający trochę lekki,
dwusilnikowy samolot biznesowy, o wspaniałym wyprofilowanym
kształcie. Ten wspaniały pojazd w blasku księżyca naprał
przyjemnego srebrzystego blasku. Na rozkaz Zekereńskiego księcia,
na przybycie statku czeka jedynie bosman Saqie, oraz jego dwóch
zaufanych ludzi, tym czasem reszta obozu zabawia się w jego
podziemiach, a neczanie zasiadają pod kuchnią. Nagle drzwi samolotu
otworzyły się.
-
Witamy w obozie. - stwierdził pokornie bosman.
-
Witam bosmanie Saqie, mój pilot zaprowadzi Twoich ludzi do ładunku.
- odparł przyjaźnie książę.
-
Tak jest! - odpowiedział bosman posyłając swoich ludzi po skrzynie
z nieśmiertelnikami, a następnie dodał: - Zapraszam panów na
kolację.
Na
te słowa i zapraszający gest bosmana, czterej mężczyźni podeszli
do niego i udali się w wskazanym kierunku.
-
Mam nadzieję, że będzie to zjadliwe. - narzekał inkub przechodząc
obok wojskowego.
-
Też mam taką nadzieje. - odparł bosman.
Tymczasem
Kurai przechodząc obok wojskowego twardo spytał:
-
Gdzie mój oddział?
-
Spokojnie, są w okolicach
kuchni. - odparł bosman, a
następnie dodał: - Na mój
rozkaz Panie mają zakaz zbliżania się do Was do póki Pan Cusan
nie wyjedzie.
Kurai
nic mu nie odpowiedział jedynie udał się, za pozostałymi na
wojskową stołówkę, gdzie czekał już na nich spory, drewniany
stół, stojący pośrodku sali. Wkrótce czterech mężczyzn
zasiadło do nakrytego stołu, a Kutaro podszedł do okienka gdzie
wydają potrawy. Tam po zamienieniu kilku słów z kucharzami,
pokornie podał jedzenie. Wszyscy zasiadający do stołu mężczyźni,
dostali wspaniałe i aromatyczne langusty podane w całości z
przeciętym grzbietem gdzie znajduje się kolorowe danie. Bromiański
służący pierwsze dwie porcie podał księciu i swojemu panu, a
kolejne dwie bosmanowi i Kurai'owi, a następnie pokornie i zawodowo
dbał o gości obozu, nalewając im trunki i pilnując by wszystko
było porządku. Zupełnie jak zawodowy kelner.
-
Wygląda dość apetycznie. - stwierdził pochlebnie Sachiner a
następnie spróbował, rozpływającego się w ustach, dobrze
przyprawioną i apetyczną langustę.
-
Bosmanie słyszałem, że macie piękne kwiaty w obozie, czemu one
nie dotrzymują nam towarzystwa? - spytał spokojnie Volaure jedząc.
-
To prawda książę, lecz obecnie są bardzo zajęte obozowymi
sprawi. - odparł wymijająco bosman.
-
Masz awersje do mojej wspaniałej osoby, przyznaj się. - wtrącił
Sachiner.
-
Ależ skąd, jest Pan przewrażliwiony. - odparł swoich ochrypłym
głosem Saqie.
W
tym momencie inkub uśmiechnął się wrednie pod nosem a następnie
zmieniając temat, stanowczo powiedział:
-
Poproszę, o przyprowadzenie autora tej potrawy.
-
Jak sobie Pan życzy. - odparł bosman podnosząc się.
Następnie
lekko poddenerwowany Saqie podszedł do delikatnie przymkniętego
okna gdzie podaje się jedzenie i zaczął rozmawiać z kucharzem.
-
Po co Ci kucharz? - spytał Volaure.
-
Książę, zobaczysz w swoim czasie. - odparł Sachiner.
-
Jesteś uparcie wredny. - dodał Kurai.
-
Hmm... o co Wam znowu chodzi? - spytał zaintrygowany książę.
Jednak
w tym momencie, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć do stolika
powrócił bosman, wraz z lekko poddenerwowanym obozowym kucharzem.
-
Panowie pozwólcie, że przedstawię to Chushin, nasz obozowy
kucharz. - stwierdził bosman.
-
Hej miło Cię poznać. - stwierdził książę, z uśmiechem.
W
ten do stołówki wpadł jeden z żołnierzy Konware mówiąc:
-
Panie Bosmanie Pilny telefon od Króla Ashga!
-
Panowie wybaczą. - odparł Saqie.
-
Oczywiście. - odparł z wyrozumieniem książę.
Bosman
ukłonił się, wyszeptał coś na ucho swojemu przełożonemu, a
następnie pośpiesznie wyszedł z stołówki, zostawiając gości
samych.
************
Wspaniały
lawowy pałac nadal świętuje zniszczenie Zekeren, jednocześnie
planując kolejny straszliwy atak tym razem na pewien obóz maszyn.
Według nich wszystko idzie po ich myśli i nie spodziewają się
nawet najmniejszego fortelu. Nawet wspaniały Chifuin, który jest
pogrążony w błogim śnie, go nie dostrzega, jednak nie ma co się
dziwić w końcu Zekeren jest obecnie nie widoczne dla wszelkich
systemów.
************
Tym
czasem, w namiocie stołówkowym nadal po długiej ciszy pewna
rozmowa toczy się nadal.
-
Pan, życzył sobie spotkania z kucharzem, czyżby nie smakowało
Panom? - stwierdził lekko poddenerwowany kucharz.
-
Skąd ten wniosek? Bardzo smaczne. - stwierdził Volaure z uśmiechem.
-
Dziękuję książę za uznanie. - odparł pokornie Chushin.
-
Tak, tak a powiedz mi czemu zbierasz nie swoje zasługi? - wtrącił
Sachiner.
-
Nie rozumiem Panie, te langusty to moje dzieło. - odparł pewnie
kucharz.
-
Oczywiście i powiesz mi jeszcze, że sam je złowiłeś. -
stwierdził Sachiner.
-
Ej Sachiner z luzuj, czego się go czepiasz? - spytał książę.
-
Nie lubię być oszukiwany.- odpowiedział spokojnie Sachiner,.
-
Chushin, nie pogrążaj się. - wtrącił chłodno Kurai.
-
No nie daj się prosić, bardzo chciałbym poznać osobę która
ugotowała to cudo. - dodał książę.
-
Tak, jest książę. - odparł pokornie Chushin i udał się do
kuchni.
-
Kutaro dopilnuj aby kucharz ściemniacz nam nie przeszkadzał. -
wtrącił Sachiner.
-
Oczywiście panie. - odparł pokornie sługa udając się za
kucharzem.
Po
chwili kucharz wyszedł z stołówki, a po długich paru minutach
radośni neczanie wparowali do namiotu. W tym momencie obecni panowie
wstali od praktycznie skończonego jedzenia, Kiazu rzuciła się
Volaure na szyję, jednocześnie ostentacyjnie całując go w usta.
Diuna średnio chętnie podeszła do Sachinera, który pocałował ją
w prawą dłoń. Natomiast Rina podbiegła do Kurai'a i mocno się do
niego przytuliła. W między czasie Hachi i Otachi, przywitali się z
elektrycznym neczaninem powitaniem z Zekeren, a następnie poszli
przywitać się z pozostałymi. Wodna neczanka nie zdążyła się
bardziej przywitać z ukochanym, gdyż pozostali dwaj panowie również
chcieli się z nią przywitać.
-
Witaj moja droga. - stwierdził szarmancko Sachiner, całując
neczankę w prawą dłoń a następnie dodał: - Bardzo miło Cię
widzieć.
-
Suń się, ja też chce się przywitać - wtrącił Volaure tuląc
zarumienioną neczankę, a następnie stwierdził: - Witaj Aniołku.
-
Siadajcie z nami. - dopowiedział Sachiner zapraszając neczan do
stołu.
-
Skoro musimy. - stwierdziła Diuna przewracając oczami.
-
Dzięki Ziom. - stwierdził Hachi.
-
Spoko Ziom, ale tylko na chwile. - dodał Otachi.
Wkrótce
wszyscy obecni zasiedli do stołu. Po jednej stronie usiadł Kurai,
Rina oraz Sachiner. Po przeciwnej stronie stołu usiedli Volaure,
Kiazu Diuna, Hachi i Otachi.
-
Moja droga doskonałe jedzenie. - stwierdził zadowolony Sachiner, a
następnie wziął lewą rękę, czerwonej neczanki, która pod
stołem prawą ręką trzyma rękę ukochanego, i pieszczotliwie
pocałował ją w dłoń.
-
Ej... nie pozwalaj sobie bo przeginasz ... - stwierdziła Diuna.
-
Moja droga, ja dopiero mogę zacząć przeginać. - odparł spokojnie
inkub.
-
Aniołku to wspaniałe danie, to Twoje dzieło? - spytał zaskoczony
Volaure, wracając do innego tematu.
-
Tak. - odparła mocno czerwona Rina.
-
No proszę! - odparł radośnie książę.
-
Chushin, wpadł w takie nerwy, że zaczął marnować jedzenie. -
stwierdziła Diuna.
-
Wtedy nasza Rina przejęła pałeczkę i przyrządziła to o to
danie. - dodała Kiazu z uśmiechem.
-
I dała czadu! - dodał Hachi.
-
To bardzo wiele wyjaśnia. - odparł książę z uśmiechem.
-
Dobra czas dziewczyny czas spadać na zaplecze. - stwierdził Hachi.
-
Fakt jak przyjdzie bosman to lepiej aby nas tutaj nie widział. -
dodał Otachi.
-
Szkoda. - odparła rozczarowana Kiazu.
-
Niestety oni mają rację. - dodała Diuna.
-
Tak więc sory Ziomy, widzimy się później w namiocie dziewczyn
dobra? - spytał Hachi.
-
Mój cenny czas na to nie pozwala. - odparł Sachiner.
-
E tam! Statek należy do mnie wiesz spadasz razem zemną, a to
oznacza zostaniemy i przyjmujmy zaproszenie. - dodał radośnie
książę.
-
Nie mam zamiaru pałętać się po wojskowych namiotach. - odparł
Sachiner wstając od stołu, a następnie wychodząc dodał: -
Państwo wybaczą idę odpocząć.
-
Na razie. - odparł lekko złośliwie książę.
-
Nie potrzebnie zwróciłaś mu uwagę. - zganiła Diunę, Kiazu.
-
Oj przestań to że ma forsy więcej niż powietrza nie oznacza, że
ma robić co chce. - odparła Diuna.
-
Masz racje, ale ta złośliwa menda, jeszcze coś wymyśli. - odparła
Kiazu.
-
Dobra dziewczyny naprawdę pora na nas. Nie chciałbym wkurzyć
bosmana. - stwierdził Hachi, wstając.
-
Sory Ziomy. - dodał Otachi wstając.
-
Spokojnie nie przejmujcie się. - odparł książę z uśmiechem.
************
Przed
namiotem dziewczyn siedzi palący władca Zekeren, obok którego
zasiada Hachi i Otachi, a nieopodal nich z założonymi rękami stoi
Kurai. Natomiast dziewczyny sa na rozmowie z bosmanem.
-
Ale Sachinerowi dzisiaj odbija ... - stwierdził Hachi.
-
Zupełnie jakby się czegoś naćpał. - dodał Otachi.
-
Wydaje się Wam, na tyle ile go znam mogę Wam powiedzieć, że
zachowuje się normalnie. - odparł Volaure zaciągając się, a
następnie dodał: - On tak okazuje stęsknienie.
-
Kretyn. - stwierdził Hachi przewracając oczami, po czym
dopowiedział: - Jednak to tłumaczy brak reakcji Kurai'a.
-
Nie ma potrzeby aby interweniować. - odparł chłodno Kurai.
-
W sumie racja Ziom, interwencja go tylko zachęca ... - odparł
Otachi.
-
Nakręcanie go to dodatkowa udręka. - dodał Volaure.
W
tym momencie Kurai zaczął kierować się w stronę wyjścia z
podwórza.
-
Ej Ziom dokąd idziesz? - spytał Hachi.
-
Przejść się. - odparł lodowato Kurai, wychodząc.
-
Pewnie poszedł po Aniołka. - stwierdził książę z uśmiechem, a
następnie zaciągnął się i dodał: - On też się stęsknił,
chociaż na pewno się do tego nie przyzna.
-
Co racja to racja. - odparł Hachi.
-
Ale zachowuje się jakby też go coś ugryzło ... - dodał Otachi.
-
Za dużo czasu przebywał z Sachinerem i to bez Aniołka. - odparł
spokojnie władca.
-
No a oni nie przepadają za sobą. - stwierdził Otachi.
-
Ja powiedziałbym, że oni ledwo się tolerują i robią to tylko ze
względu na Rinę. - dodał Hachi.
-
Przyjacielu, trafiłeś w sedno. - odparł książę.
-
Hehehe ... to chyba u nich się nigdy nie zmieni. - stwierdził
Hachi.
-
Oj tak . - stwierdził Volaure z uśmiechem, a następnie dodał: -A
właśnie, przypomniało mi się ... macie pozdrowienie od
Skautiego.
-
O też go pozdrów! - odparł Otachi.
-
Co tam u niego? - spytał Hachi.
-
Dobrze, niedługo skończy szkolenie w projekcie Haliya i po jego
skończeniu będzie moim pełnoprawnym żołnierzem. - stwierdził
radośnie książę.
-
Whoa czyli nie wraca pod opiekę Bromano i zostaje na Zekeren? -
spytał Otachi.
-
Dokładnie! - odparł Volaure.
-
Eeee ... to ekstra. - dodał radośnie Hachi, szczerząc kły.
-
Superowo! A jak się miewa Hyacin? - spytał Otachi.
-
Ostatnio miałem tyle na głowie, że nie widziałem się z nią, ale
w spa ja chwalą, podobnież ma zostać managerem . - odparł książę
z uśmiechem.
-
Moja dziewczynka! Świetnie! - odparł radośnie Otachi.
-
Hehehe... - zaśmiał się przyjaźnie Volaure, a następnie dodał:
- Swoją drogą powiedzcie mi skąd Sachiner wiedział, że gotowała
Rina a nie ten typek?
-
To proste Ziom, jak byliśmy na Angelis i Kutaro się rozchorował to
Rina gotowała również dla niego. - odparł Hachi.
-
Dodatkowo Ziom każda porcja była delikatnie inna .... a akurat jemu
dodała jakąś tam przyprawę, którą on bardzo lubi ... - dodał
Otachi.
-
Rozumiem i zapewne to nie jest wiedza która można przeczytać w
gazetach. - odparł książę.
-
Dokładnie. - odparł Hachi.
-
Co za sprytna bestia. - pochwalił Volaure.
************
Ciemnymi
uliczkami męskiego obozu idą roześmiane Kiazu i Diuna oraz Rina
trzymająca się za rękę z milczącym Kurai'em. Zapewne gdyby nie
byli neczanami to podróżowanie w takich ciemnościach byłoby z
pewnością kłopotliwe.
-
Nie spodziewałam się, że Saqie da mi odznaczenie obozu za udział
w walkach. - stwierdziła radośnie Kiazu.
-
Brawo, ale wiesz, że chłopaki też takie mają? - odparła Diuna.
-
Wiem wiem, ale i tak się ciesze. - odpowiedziała uśmiechnięta i
podekscytowana Kiazu.
-
A ja się cieszę, że skończyłam szkolenie u Caeci! Teraz nie
mogę się doczekać aby wypróbować nową moc w terenie! - dodała
entuzjastycznie Diuna.
-
Brawo! Obie dobrze się spisałyście! - wtrąciła radośnie Rina z
promiennym uśmiechem.
W
tym momencie neczanie zobaczyli poruszający się blask jasnego
światła.
-
Hmm... ktoś idzie ... - stwierdziła Kiazu.
-
To Kutaro ... - odparł chłodno Kurai.
Elektryczny
neczanin nie pomylił się wkrótce do naszych bohaterów podszedł
pokorny, zaufany i ulubiony sługa Sachinera.
-
Państwo wybaczą, że przeszkadzam. - stwierdził uniżenie Kutaro
delikatnie kłaniając się.
-
Spoko luz, co tam Kutaro? - spytała entuzjastycznie Kiazu.
-
Mój Pan życzy sobie, aby Panienka Rina natychmiast do niego
przyszła. - odparł sługa.
-
Heh ... on sobie nigdy nie odpuści ... Rina olej go sobie ... -
odparła Diuna.
-
Ciekawe czego chce? - zaciekawiła się Kiazu.
-
Pan Sachiner nie powiedział o co chodzi, jednak powiedział, że
jeśli panienka ma takie życzenie, to Pan zezwala na towarzystwo
Pana Kurai'a. - odparł pokornie Kutaro.
-
Kurai, pójdziesz ze mną? - spytała niepewnie Rina.
-
Tak. - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - Kutaro prowadź
do swojego Pana.
-
Tak Panie! - odparł pokornie sługa.
Po
tych słowach zakochani udali się za Kutaro i wkrótce zniknęli w
ciemnościach. Natomiast Diuna i Kiazu dalej rozmawiały.
-
Ja na jej miejscu olała bym go ... - stwierdziła Diuna.
-
Ja w sumie też, ale wiesz ona go lubi .... on ja zresztą na swój
dziwaczny sposób też lubi ... - odparła Kiazu.
-
No ja wiem, ale to buc ...
-
Mniejsza, ja tam przywykłam do niego, a gdy jest z nią Kurai, to on
nawet jej nie tknie, więc luz...a skoro jego też zaprosił to
zapewne chce jedynie jej towarzystwa ...
-
W sumie co racja to racja ...
-
Wiesz, nie wszystko jest tak straszne jak wydaje się być na
początku i właśnie tak jest z Sachinerem.
-
Dziwne stwierdzenie, ale coś w tym jest ... tylko pewnie tak mówisz
bo Ci się podoba ...
-
Wiesz jest piekielnie przystojny, ale jak dla mnie to mało aby mu
schlebiać
-
To schlebiasz mu bo?
-
Posłuchaj, jemu w oczy milej rzeczy nie powiem, ale wiesz to
przyjaciel Riny, która z reszta daje mu swego rodzaju flow ....
oraz mąż mojej przyjaciółki, więc trzeba było nauczyć się z
nim żyć, bo on nie zniknie łatwo z naszego życia ...
-
Dobra punkt dla Ciebie ...
************
Wspaniałe,
wyważone i eleganckie wnętrze luksusowego samolotu kosmicznego,
gdzie na czerwono-czarnej półokrągłej, wygodnej kanapie zasiada
Sachiner popijając swoje ulubione wino, trzymając kieliszek w lewym
ręku. To siedzisko z czarnym stolikiem kawowym jest delikatnie
oddzielone, lustrem, od reszty samolotu. Po dłuższej chwili do tej
części pojazdu weszła nieśmiało Rina wraz z Kurai'em.
-
Sachiner ... - stwierdziła przyjaźnie neczanka.
-
Ah, witaj moja droga. - zagaił szarmancko Sachiner, odstawiając
kieliszek na stolik i podchodząc do neczanki. Następnie inkub
delikatnie wziął neczankę za prawą dłoń, pocałował w nią i
powiedział: - Moja droga jestem rad, że przyszłaś.
-
Sachiner, Twoja ręka krwawi ... - stwierdziła Rina z delikatnym
niepokojem patrząc na prawą czerwoną, dłoń inkuba.
-
To moja droga drobiazg, nie zawracaj sobie nim głowy. - odparł
spokojnie Sachiner, a następnie siadając powiedział: - Napijecie
się czegoś?
-
Poproszę cole. - stwierdził chłodno Kurai.
-
Kutaro, cola dla Pana, a dla Pani? - stwierdził Sachiner patrząc na
delikatnie zdezorientowaną Rinę.
-
A ... a Twoja ręka? - spytała z niepokojem neczanka.
-
Kutaro, a dla Pani jak dobrze pamiętam sok winogronowy. -
kontynuował jak gdyby nigdy nic Sachiner.
-
Tak Panie! - odparł pokornie słucha nie wychylając się z drugiej
części pomieszczenia.
-
Sachiner ... - stwierdziła neczanka z niepokojem, siadając koło
inkuba.
-
Słucham Cię moja droga? - odparł nonszalancko inkub.
-
Ja... ja wiem, że jesteś twardy, mocny i nieustraszony ... jednak
tak wspaniały inkub jak Ty, nie powinien chodzić poraniony, aby
Twoje nienaganne oblicze nie ucierpiało ... - odparła z troską i
pokorą Rina.
-
Niech Ci będzie moja droga, w swej nieskończonej łaskawości
pozwalam Ci za zacięcie się moją fantastyczną osobą. - odparł
szarmancko inkub, podając neczance swoją zakrwawioną, prawą dłoń.
W
tym momencie do pomieszczania wszedł Kutaro, który jak gdyby nigdy
nic postawił na stoliku napoje, tymczasem Kurai z założonymi
rękami, stał oparty o ścianę.
-
Kutaro czy mogła bym poprosić o jakieś chusteczki? - spytała
spokojnie Rina.
-
Oczywiście, Pani. - odparł sługa wyjmując zza marynarki swojego
garnituru dwie paczki chusteczek, a następnie powiedział: - Proszę
Pani, o to one.
-
Dziękuję. - stwierdziła neczanka z uśmiechem, a następnie
delikatnie zaczęła wycierać szkarłatna krew inkuba z jego dłoni,
i przyjaźnie powiedziała: - Postaram się nie sprawiać Ci bólu
...
-
Moja droga, Ty nie jesteś wstanie sprawić mi bólu. - odparł
nonszalancko Sachiner, popijając swoje ulubione wino.
-
Kutaro ... - odezwał się chłodno Kurai.
-
Zapraszam, Pana do komnaty obok. - odparł pokornie sługa.
-
Kutaro, lepiej dla Ciebie, jak będziesz milczał. - wtrącił
chłodno Sachiner.
-
Wiem, Panie. - stwierdził Kutaro wychodząc.
-
Przepraszam .... jednak taki wspaniały inkub, jak Ty nie ma czego
się obawiać, że jego najlojalniejszy sługa, powie coś czego nie
powinien. - stwierdziła pokornie Rina, kończąc wycierać poranioną
dłoń.
-
Moja droga, zajmij się tym czym powinnaś się zająć - odparł
Sachiner.
-
Oczywiście .... przepraszam. - odparła zaczerwieniona i speszona
Rina.
Po
chwili Kurai wyszedł z pokoju, a Rina z szacunkiem otoczyła dłoń
inkuba biała, świetlistą leczącą aurą, która szybko i
bezboleśnie wyleczyła podrapaną i poszarpaną rękę Sachinera.
Wkrótce, kiedy jaskrawa aura znikła neczanka z uśmiechem
powiedziała:
-
Proszę... uleczona ...
-
Dziękuje moja droga. - odparł inkub zaciskając i otwierając dłoń.
-
Nie ma problemu. - stwierdziła zarumieniona Rina z uśmiechem.
W
ten inkub objął neczankę, kładąc prawą dłoń na jej prawym
ramieniu, jednocześnie ją tuląc na swój dziwny sposób.
Dziewczyna z każą sekundą była coraz bardziej zarumieniona,
jednak inkubowi to nie przeszkadzało.
-
Moja Droga do twarzy Ci w rumieńcach. - stwierdził pochlebnie
Sachiner, zapatrzony w neczankę.
-
Dziękuję. - odparła nieśmiało neczanka.
W
tym momencie dało się usłyszeć odgłos stawianej szklanki, oraz
chłodny znajomy głos:
-
Skoro już się dowartościowałeś to na nas już czas.
-
Mylisz się, Ty co prawda możesz już iść ... co do tej uroczej
damy ... w swojej nieskończonej łaskawości pozwolę jej odejść
dopiero jak Volaure wróci na statek. - odparł Sachiner, nadal
obejmując neczankę.
-
W porę to powiedziałeś. - odparł chłodno Kurai stojący koło
stołu.
-
Hej, Hej, Hej ... czas się zmywać. - rozległ się nagle radosny
głos księcia, wchodzącego do wydzielonej części samolotu.
-
No nic, jak widać szczęście mnie opuściło. - odparł mimochodem
inkub puszczając dziewczynę.
-
Myślę, że masz bardzo dużo szczęścia. - odparła Rina z
uśmiechem wstając.
-
W sumie masz racje moja droga. - odparł spokojnie Sachiner, całując
Rinę w prawą dłoń.
-
O już idziecie? - spytał Volaure.
-
Jest bardzo późno a rano ruszamy do obozu maszyn. - odparł chłodno
Kurai.
-
Wszystko jasne, w takim układzie zadowolę się przytulakiem. -
stwierdził władca z uśmiechem rozpościerając szeroko ramiona.
Rina
doskonale wiedziała co oznacza ten przemiły gest i z radością
mocno przytuliła się do księcia, który pocałował ją w policzek
i powiedział:
-
Trzymaj się Aniołku, będę tęsknic.
-
Też będę. - odparła przyjaźnie Rina.
W
między czasie Sachiner wstał i mniej lub bardziej chętnie podał
neczaninowi rękę na pożegnanie, a po chwili przyjaciele przestali
się przytulać, Volaure pożegnał się z Kurai'em "powitaniem
z Zekeren". Natomiast za nim Rina zdążyła się odezwać,
inkub podszedł do niej i powiedział:
-
O nie moja droga, moja wspaniałość żąda pożegnania w Twoim
stylu.
Na
te słowa neczanka zarumieniła się, a Sachiner rozłożył szeroko
ramiona, natomiast Rina przytuliła się do niego, mówiąc:
-
Też tęskniłam.
-
Wypraszam sobie. - odparł twardo inkub.
-
Ja wiem ... - stwierdziła Rina z uśmiechem.
-
Staruszku jakiś Ty "słodki"- wtrącił książę z
złośliwym uśmiechem.
-
Bądź łaskaw milczeć, to nie Twoja sprawa co robię. - odparł
twardo Sachiner, puszczając z uścisku neczankę.
-
Dobra, dobra nie irytuj się tak. - stwierdził książę szczerząc
kły.
Następnie
po krótkiej wymianie słownych uprzejmości neczanie opuścili
pokład kosmicznego samolotu, Kutaro posprzątał po gościach i udał
się pozmywać naczynia jak i przygotować różne rzeczy o które
został poproszony, a władca dał znak do odlotu.
-
Twój komentarz był zbędny. - stwierdził chłodno Sachiner.
-
Odrobina jadu nigdy nie zaszkodzi. - odparł Volaure z delikatnie
wrednym uśmiechem, a następnie podchodząc do inkuba powiedział: -
Wiem, że bardzo lubisz Aniołka i wiem również, że się tego
wyprzesz... no i wiem również jak możesz odkupić swoje winy ...
-
Ja mam odkupić jakieś winy? Niby jakie? - oburzył się inkub.
-
Dobrze wiesz jakie....a ja dobrze wiem, że tamtego dnia zrobiłeś
to specjalnie... - odparł z determinacją w głosie książę,
jednym stanowczym ruchem sadzając inkuba na kanapie.
-
Byłbym wdzięczny jakbyś się łaskawie odwalił ... - odparł
stanowczo inkub.
-
Niby czemu? ....Dobrze wiesz, że Twoja trucizna na mnie nie działa
odkąd mam moc wskrzeszania ... nic mi nie zrobisz .... - odparł
książę siadając na kolanach przestraszonego i zdezorientowanego
inkuba, a następnie pochylił się nad nim, jednym zwinnym ruchem
złapał go za ręce, przycisnął je mocno do ściany i powiedział
mu na ucho: - Pomożesz mi coś zorganizować ....
-
Ja Tobie!? Chyba żartujesz! - odparł twardo oburzony inkub.
-
Skoro tak stawiasz sprawę, to ja chętnie skorzystam ... z dostępu
do zabawy ... - wyszeptał ciepłym głosem Volaure,
jednocześnie jeszcze bardziej zbliżając się do zaniepokojonego
inkuba. To zagranie spowodowało, że na ciele Sachinera pojawiła
się gęsia skórka a jego całego przeszły zimne, nie przyjemne
dreszcze.
-
Zejdź ze mnie! - stwierdził twardo poirytowany inkub, kiedy książę
zaczął delikatnie językiem, smyrać jego lewe ucho. Nagle
Sachiner, roztrzęsiony, wyrywający się, otoczony ognisto-trującą
aura, nie wytrzymał i wrzasnął : - Dobra zrobię co zechcesz ale
ZŁAŹ ZE MNIE!
-
Wiedziałem, że się jakoś dogadamy. - odparł Volaure uwalniając
inkuba i nie znacznie odchodząc.
-
Jesteś chory! - stwierdził pogardliwie Sachiner.
-
Mylisz się, ja po prostu wykorzystuję Twoje słabości. - odparł
książę z uśmiechem.
-
Phi ... - prychną inkub, a następnie dodał: - To czego chcesz?
-
Posłuchaj nie obchodzi mnie jak tego dokonasz, ale ....
************
Ogromne
czerwono-pomarańczowo-żółte płomienie próbują strawić
metalowe hangary, pośród których panuje istny chaos. Czarne cienie
przeróżnych postaci biegają po obozie. Kolorowe światła rożnych
mocy szaleńczo prześwitują przez straszliwy pożar. Straszliwe
wrzaski, ryki bestii, odgłosy walki z trudem przedostają się przez
głuchotę nieobliczalnych płomieni.
************
Otachi
luźno siedzi na ławce pod namiotem dziewczyn, jednocześnie
opierając się o muszlę i patrząc w delikatnie zachmurzone niebo.
-
Otachi? - zdziwiła się Rina wchodząc na teren damskiej strefy.
-
Co tu robisz? - spytał chłodno Kurai.
-
Czekam na Rinę, chciałbym pożyć jej komórkę do rana. - odparł
Otachi szczerząc kły.
-
Hachi pokłócił się z Diuną? - spytał Kurai.
-
Ziom, pokłócił to mało powiedziane ... gdybyś to tylko widział!
- stwierdził Otachi.
-
Spoko ... pożyczę czy komę ... - wtrąciła Rina z uśmiechem
wręczając batu komórkę.
-
Dzięki, u Ciebie na koncie mam pewne osiągnięcia które muszę
wyeksportować aby zaktualizować grę na mojej komie. - odparł
Otachi z uśmiechem, dając siostrze buziaka w policzek, a następnie
wychodząc dodał: - Jeszcze raz dzięki Siostra, jesteś świetna!
Komę oddam rano!
-
Sponio. - odparła Rina z uśmiechem, a następnie nieśmiało
dodała: - Kurai, nie miałam okazji jeszcze powiedzieć, że ciesze
się, że wróciłeś...
-
Hmm... czyżbyś tęskniła? - spytał chłodno neczanin podchodząc
do ukochanej i kładąc lewą dłoń na jej prawym policzku.
-
Tak, nawet bardzo ... - odparła neczanka delikatnie się rumieniąc,
a po chwili spytała: - A Ty też tęskni....
W
tym momencie Kurai, swoim kciukiem delikatnie przejechał po ustach
ukochanej, przerywając tym samym jej wypowiedź, a następnie bez
słowa pocałował ją. Ten gest w zupełności wystarczył za
odpowiedź na niedokończone pytanie. Po dłuższej chwili
pieszczotliwego, głębokiego i namiętnego pocałunku rozpalone i
stęsknione usta kochanków rozdzieliły się.
-
Zostanę... - stwierdził chłodno Kurai, patrząc w głębokie i
wspaniałe hipnotyzujące, uśmiechnięte, żółte oczy wodnej
neczanki. Zupełnie jakby wiedział o co chciała spytać.