poniedziałek, 21 marca 2016

Epizod 189




".... Niespodziewana Wizytacja ... "


Minęło kilka intensywnych dni, podczas których Diuna pilnie trenowała i rozwijała się pod okiem niewidomego mistrza. Hachi i Otachi wkręcili w podziemne walki Kiazu, która robi furorę pośród wojowników z Konware. Dodatkowo Bosman Saqie tak polubił neczan, że ku zaskoczeniu wszystkich pozwolił nawet na robienie zdjęć w podziemnym świecie obozu, ale tylko w strefie sparingowej, w końcu nie można pokazać wszystkiego. Jednak Kurai, nie powrócił jeszcze z wyprawy na Zekeren.

************
W jednej z prywatnych komnat księcia, a konkretnie tej znajdującej się nad areną do walk, na kanapie zasiada Sachiner i popija swoje ulubione wino, a obok niego luzacko zasiada władca Zekeren. Tym czasem Kurai stoi oparty o okno i złożonymi rękami ogląda trwające obecnie starcie.
- Widzę Ziom, że bardzo interesuje Cię to treningowe starcie. - spytał Volaure, popijając sok.
Jednak neczanin nic mu nie odpowiedział, tylko dalej bez emocjonalnie patrzy w okno, a książę westchnął : - Heh...
- Drogi książę, powinieneś być wdzięczny, że w ogóle znosi Twoje towarzystwo, ktoś inny unikał by Cię jak ognia kiedy zabrałbyś mu energię życiową. - wtrącił kąśliwie Sachiner.
- To może powinienem zabrać jej trochę Tobie? - odparł książę.
- Zbliż się do mojego wspaniałego ja, a Cię otruję i obiecuję, że zabiję. - odparł stanowczo inkub, a następnie szybko spytał: - Jakim cudem Ty który uważasz tak a nie inaczej doprowadziłeś się do takiego stanu?
- Masz to gdzieś ... - odpowiedział spokojnie Volaure.
- Masz rację książę, mam to tam gdzie plecy kończą swoją szlachetną nazwę, jednak lubię być doinformowanym. - odparł Sachiner.
- Heh, dobra powiem Wam, w końcu to żadna tajemnica. - odparł książę ruszając ramionami, a następnie spytał: - Panowie mogę zapalić?
- Pal, skoro musisz. odparł inkub, a neczanin nadal się nie odezwał.
W tym momencie Volaure wstał przypalił papierosa, zaciągnął się, wolno wypuścił dym i powiedział: - Byłem za zebraniu władców, które nie miłosiernie się przedłużało. W końcu Ambasador Kana zgłodniała, więc aby nie przedłużać i wprowadzać paniki oraz niepożądanych zachowań dałem jej wyssać swoją energie.
- Jakiś szlachetny. - wtrącił Sachiner przewracając oczami.
- Odczep się. - odparł Volaure, a następnie dodał: - Mniejsza o większość, zebranie jeszcze trwało jakiś czas i kiedy w końcu wróciłem już do domu to byłem na głodzie. Zdążyłem, trochę zaspokoić swój głód i zostaliśmy zaatakowani. a w takich chwilach nie myśli się o przyjemnościach tylko się dowodzi.
- Drogi książę, to akurat całkiem zrozumiałe, chociaż ja uważam, że zawsze jest czas aby sobie dogodzić. - odparł Sachiner.
- Ja to nie Ty. - odparł książę, a po chwili zaciągnął się i dopowiedział: - Walki trwały długo, potem ten mój atak, a właściwie obrona. Następnie a to łączność a to teleporty a to smoki, a to nawał wszystkich innych spraw i zrobiłem się głodny. Ot to i wszystko.
- I właśnie książę, byłeś łaskaw wejść na tematy, na które mogę rozmawiać. - odparł Sachiner.
- Heh, trzeba było od razu o to pytać .... smoki dzięki pewnej innowacyjnej metodzie odnajdują się ... jednak system nadal nie odnalazł Mishela, a teleport już prawie w pełni działa. Myślę, że jeszcze kilka dni i będzie działał jak należy. jednak nawet to nie pozwoli na masowe teleportacje gdzie się chce i kiedy się chce. - odparł spokojnie książę.
- Rozumiem - odparł chłodno Sachiner, a następnie dodał: - Jakieś zakłócenia magnetyczne?
- Bardziej, to że na Sekai Dagaal są dwie strefy swobodnego teleportowania się, które zakłócają fale i ściągają telereporterów. - odparł Książę.
- Co to za miejsca? - spytał dociekliwie Sachiner.
- Hmm... jedno to środek rowu, w połowie świata, a drugie to taki jeden las. W obu przypadkach stoją tam obeliski, które chroniły Angelis przed teleportacją.- odparł Volaure zaciągając się.
- To co teraz chroniło, pozwala na nią, a to ciekawe. - odparł inkub.
- My tu gadu gadu a czas leci. - zmienił nagle temat Volaure a następnie dodał: - Dobra Panowie zbierajcie się, odwiozę Was, zwłaszcza że pewien statek wrócił, bez Was, bo ktoś go odesłał.
- Panowie wybaczą, ale mam mecz squasha z Rasao Oskran, na którym muszę być. - wtrącił arogancko inkub odstawiając pusty kieliszek i podnosząc się.
- Już nie masz z kim grać? Przecież się pozabijacie ... - odparł Volaure.
- Mylisz się, obaj jesteśmy dżentelmenami i to honorowymi... w przeciwieństwie do niektórych tu obecnych, którzy wysysają energię życiową od najbliższych. - stwierdził złośliwie Sachiner.
- Wiesz jestem dominantem i lubię wyzwania, a On w przeciwieństwie do Ciebie, uległy kociaku, ma jaja, więc stanowi dla mnie wyzwanie. - odpowiedział spokojnie Volaure z wrednym uśmiechem i zaciągając się.
Wkurzony Sachiner, nabrał wody w usta i nic nie powiedział, tylko wyszedł z komnaty trzaskając przy tym drzwiami. W tym czasie Volaure śmiejąc się pod nosem zgasił papierosa, wstał i podszedł do okna skierowanego na arenę. Następnie w milczeniu, wraz z przyjacielem oglądał, walkę treningową.

************

Nasi bohaterowie, siedzą sobie na podwórku pod namiotem dziewcząt i rozmawiają, w raz z nimi zasiada kucharz oraz niewidomy trener Diuny. Część z nich siedzi na rozkładanych krzesełkach, część na prowizorycznej ławce, a część na krzesłach z oparciem.
- Szkoda, ze major Smoczysław musiał wyjechać, a bosman Saqie musiał wrócić do swoich obowiązków. - stwierdziła Kiazu.
- Każdy wiedział, że ten dzień nadejdzie. - odparł kucharz.
- Myślę, że jej bardziej chodzi o to, że walki chwilowo zostały wstrzymane. - dodał Caeci.
- Dokładnie! - odparła naburmuszona Kiazu.
- Ziom, Ona bardziej się napaliła na te walki niż my. - odparł Otachi.
- Tu muszę przyznać Wam rację. - stwierdził Chushin, a następnie dociekliwie spytał: - A gdzie to podziewa się Wasz dowódca?
- Przyznam, że odkąd przyjechaliście to go "nie widziałem" - wtrącił Caeci.
Zmieszani neczanie patrzyli nie pewnie po sobie i nie wiedzieli co odpowiedź. Nie chcieli ani kłamać ani opowiadać o tym co wiedzą. Z każdą kolejną sekundą, atmosfera staje się coraz cięższa, a kucharz, dalej naciska:
- Wiem, ma misje, ale trochę długa ona. Może Wasz przełożony Was porzucił?
- Nie porzucił nas! - odparła nerwowo Kiazu.
- Ona ma racje! - wtrącił nagle lekko zachrypnięty stonowany głos, dobiegający z wejścia do ogrodu dziewczyn.
W tym momencie wszyscy zwrócili się w kierunku wejścia, nawet niewidomy Caeci, spojrzał w tę stronę, gdyż doskonale wiedział kto do nich podszedł. Pozostali zobaczyli średniego wzrostu mężczyznę o zielono-żółtych włosach, niebieskiej karnacji oraz piwnych oczach. Ubrany jest on w dopasowaną błękitną koszulę, granatową marynarkę z wysokim kołnierzem, zapinaną z boku, o złotych guzikach i cienkim srebrnym łańcuszku przymocowanym do drugiego guzika od góry, który jest luźno puszczony i połączony z lewa kieszenią.
- Co masz na myśli bosmanie Saqie? - spytał pokornie Caeci.
- Ich dowódca po raz pojechał bo nieśmiertelniki dla naszego obozu jak i swojego rozdziału ... i to na całe szczęście bo Smoczysław o tym kompletnie zapomniał. - odparł Saqie, a następnie dodał: -A po dwa zajmuje się eskortą Zekereńskiego księcia, oraz Pana Cusan, którzy osobiście sprawdzają tę partię dostawy, aby złożyć bezpośredni raport samemu Ambasadorowi. Nie musicie znać szczegółów.
- Czy to nie jest ryzykowne? - spytał kucharz.
- Owszem jest, lecz ten transport odbywa się jednostką cywilną więc powinni być bezpieczni. - odparł bosman.
W między czasie neczanom zaświeciły się oczy, z stęsknienia i zafascynowania, natomiast dowódca obozu nadal kontynuował:
- Wszyscy Panowie przybędą na późną kolacje. Chushin, Ty i Rina przygotujecie dla nich i dla oficerów obozu kolacje z langusty.
- Tak jest! - odparł kucharz.
- Pozostali pomagacie w porządkach. Mamy kilka godzin, a obóz ma błyszczeć! - dodał Saqie.
- Tak jest! - odparli zgodnie neczanie, a Diuna dodała: - A co z moim treningiem?
- Caeci, daj jej wycisk podczas sprzątania. - odparł twardo bosman.
- Jak sobie życzysz. - odparł spokojnie Caeci.
- Heh, był lepszy jak nie dowodził obozem. - narzekała pod nosem Diuna.
- Słyszałem. - stwierdził bosman, a następnie dodał: - Aha, co do Pań, proszę nie pokazywać się panu Cusan na oczy.
- Niby dlaczego? - zaprotestowała Kiazu.
- Pan Cusan jest inkubem, lubiącym piękne kobiety. Dla Waszego bezpieczeństwa zabraniam Wam spotkania się z nim. - stwierdził bosman, po czym dodał: - Waszego dowódce i naszych gości mogą powitać jedynie Hachi i Otachi i kropka.
- Ej! To nie fair.- protestowała Kiazu.
- Przerąbane. - dodała Diuna.
- Panie, podczas wizyty gości macie być albo tutaj, pod strażą, albo pracując w kuchni innej możliwości nie ma! - odparł poważnie Saqie.
- To wybieramy kuchnie! - stwierdziła Kiazu.
- Ja nie chce pracować w kuchni. - marudziła Diuna.
- Cicho siedź! - warknęła Kiazu a następnie dodała: - Chcemy kuchnie!
- Dobrze zatem kuchnia, Chushin masz dodatkowe ręce do pracy w kuchni więc oddaj mi kilku chłopaków do sprzątania. - rozkazał stanowczo bosman.
- Tak jest! - odparł kucharz.
- A teraz do roboty bo czas ucieka! - stwierdził twardo Saqie.


************

Nerwowy, uporczywy i niebłagany czas pędził jak szalony. W końcu, w blasku wspaniałego nocnego nieba, tuż pod obozem wylądował nie duży czarny statek, przypominający trochę lekki, dwusilnikowy samolot biznesowy, o wspaniałym wyprofilowanym kształcie. Ten wspaniały pojazd w blasku księżyca naprał przyjemnego srebrzystego blasku. Na rozkaz Zekereńskiego księcia, na przybycie statku czeka jedynie bosman Saqie, oraz jego dwóch zaufanych ludzi, tym czasem reszta obozu zabawia się w jego podziemiach, a neczanie zasiadają pod kuchnią. Nagle drzwi samolotu otworzyły się.
- Witamy w obozie. - stwierdził pokornie bosman.
- Witam bosmanie Saqie, mój pilot zaprowadzi Twoich ludzi do ładunku. - odparł przyjaźnie książę.
- Tak jest! - odpowiedział bosman posyłając swoich ludzi po skrzynie z nieśmiertelnikami, a następnie dodał: - Zapraszam panów na kolację.
Na te słowa i zapraszający gest bosmana, czterej mężczyźni podeszli do niego i udali się w wskazanym kierunku.
- Mam nadzieję, że będzie to zjadliwe. - narzekał inkub przechodząc obok wojskowego.
- Też mam taką nadzieje. - odparł bosman.
Tymczasem Kurai przechodząc obok wojskowego twardo spytał:
- Gdzie mój oddział?
- Spokojnie, są w okolicach kuchni. - odparł bosman, a następnie dodał: - Na mój rozkaz Panie mają zakaz zbliżania się do Was do póki Pan Cusan nie wyjedzie.
Kurai nic mu nie odpowiedział jedynie udał się, za pozostałymi na wojskową stołówkę, gdzie czekał już na nich spory, drewniany stół, stojący pośrodku sali. Wkrótce czterech mężczyzn zasiadło do nakrytego stołu, a Kutaro podszedł do okienka gdzie wydają potrawy. Tam po zamienieniu kilku słów z kucharzami, pokornie podał jedzenie. Wszyscy zasiadający do stołu mężczyźni, dostali wspaniałe i aromatyczne langusty podane w całości z przeciętym grzbietem gdzie znajduje się kolorowe danie. Bromiański służący pierwsze dwie porcie podał księciu i swojemu panu, a kolejne dwie bosmanowi i Kurai'owi, a następnie pokornie i zawodowo dbał o gości obozu, nalewając im trunki i pilnując by wszystko było porządku. Zupełnie jak zawodowy kelner.
- Wygląda dość apetycznie. - stwierdził pochlebnie Sachiner a następnie spróbował, rozpływającego się w ustach, dobrze przyprawioną i apetyczną langustę.
- Bosmanie słyszałem, że macie piękne kwiaty w obozie, czemu one nie dotrzymują nam towarzystwa? - spytał spokojnie Volaure jedząc.
- To prawda książę, lecz obecnie są bardzo zajęte obozowymi sprawi. - odparł wymijająco bosman.
- Masz awersje do mojej wspaniałej osoby, przyznaj się. - wtrącił Sachiner.
- Ależ skąd, jest Pan przewrażliwiony. - odparł swoich ochrypłym głosem Saqie.
W tym momencie inkub uśmiechnął się wrednie pod nosem a następnie zmieniając temat, stanowczo powiedział:
- Poproszę, o przyprowadzenie autora tej potrawy.
- Jak sobie Pan życzy. - odparł bosman podnosząc się.
Następnie lekko poddenerwowany Saqie podszedł do delikatnie przymkniętego okna gdzie podaje się jedzenie i zaczął rozmawiać z kucharzem.
- Po co Ci kucharz? - spytał Volaure.
- Książę, zobaczysz w swoim czasie. - odparł Sachiner.
- Jesteś uparcie wredny. - dodał Kurai.
- Hmm... o co Wam znowu chodzi? - spytał zaintrygowany książę.
Jednak w tym momencie, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć do stolika powrócił bosman, wraz z lekko poddenerwowanym obozowym kucharzem.
- Panowie pozwólcie, że przedstawię to Chushin, nasz obozowy kucharz. - stwierdził bosman.
- Hej miło Cię poznać. - stwierdził książę, z uśmiechem.
W ten do stołówki wpadł jeden z żołnierzy Konware mówiąc:
- Panie Bosmanie Pilny telefon od Króla Ashga!
- Panowie wybaczą. - odparł Saqie.
- Oczywiście. - odparł z wyrozumieniem książę.
Bosman ukłonił się, wyszeptał coś na ucho swojemu przełożonemu, a następnie pośpiesznie wyszedł z stołówki, zostawiając gości samych.


************
Wspaniały lawowy pałac nadal świętuje zniszczenie Zekeren, jednocześnie planując kolejny straszliwy atak tym razem na pewien obóz maszyn. Według nich wszystko idzie po ich myśli i nie spodziewają się nawet najmniejszego fortelu. Nawet wspaniały Chifuin, który jest pogrążony w błogim śnie, go nie dostrzega, jednak nie ma co się dziwić w końcu Zekeren jest obecnie nie widoczne dla wszelkich systemów.

************
Tym czasem, w namiocie stołówkowym nadal po długiej ciszy pewna rozmowa toczy się nadal.
- Pan, życzył sobie spotkania z kucharzem, czyżby nie smakowało Panom? - stwierdził lekko poddenerwowany kucharz.
- Skąd ten wniosek? Bardzo smaczne. - stwierdził Volaure z uśmiechem.
- Dziękuję książę za uznanie. - odparł pokornie Chushin.
- Tak, tak a powiedz mi czemu zbierasz nie swoje zasługi? - wtrącił Sachiner.
- Nie rozumiem Panie, te langusty to moje dzieło. - odparł pewnie kucharz.
- Oczywiście i powiesz mi jeszcze, że sam je złowiłeś. - stwierdził Sachiner.
- Ej Sachiner z luzuj, czego się go czepiasz? - spytał książę.
- Nie lubię być oszukiwany.- odpowiedział spokojnie Sachiner,.
- Chushin, nie pogrążaj się. - wtrącił chłodno Kurai.
- No nie daj się prosić, bardzo chciałbym poznać osobę która ugotowała to cudo. - dodał książę.
- Tak, jest książę. - odparł pokornie Chushin i udał się do kuchni.
- Kutaro dopilnuj aby kucharz ściemniacz nam nie przeszkadzał. - wtrącił Sachiner.
- Oczywiście panie. - odparł pokornie sługa udając się za kucharzem.
Po chwili kucharz wyszedł z stołówki, a po długich paru minutach radośni neczanie wparowali do namiotu. W tym momencie obecni panowie wstali od praktycznie skończonego jedzenia, Kiazu rzuciła się Volaure na szyję, jednocześnie ostentacyjnie całując go w usta. Diuna średnio chętnie podeszła do Sachinera, który pocałował ją w prawą dłoń. Natomiast Rina podbiegła do Kurai'a i mocno się do niego przytuliła. W między czasie Hachi i Otachi, przywitali się z elektrycznym neczaninem powitaniem z Zekeren, a następnie poszli przywitać się z pozostałymi. Wodna neczanka nie zdążyła się bardziej przywitać z ukochanym, gdyż pozostali dwaj panowie również chcieli się z nią przywitać.
- Witaj moja droga. - stwierdził szarmancko Sachiner, całując neczankę w prawą dłoń a następnie dodał: - Bardzo miło Cię widzieć.
- Suń się, ja też chce się przywitać - wtrącił Volaure tuląc zarumienioną neczankę, a następnie stwierdził: - Witaj Aniołku.
- Siadajcie z nami. - dopowiedział Sachiner zapraszając neczan do stołu.
- Skoro musimy. - stwierdziła Diuna przewracając oczami.
- Dzięki Ziom. - stwierdził Hachi.
- Spoko Ziom, ale tylko na chwile. - dodał Otachi.
Wkrótce wszyscy obecni zasiedli do stołu. Po jednej stronie usiadł Kurai, Rina oraz Sachiner. Po przeciwnej stronie stołu usiedli Volaure, Kiazu Diuna, Hachi i Otachi.
- Moja droga doskonałe jedzenie. - stwierdził zadowolony Sachiner, a następnie wziął lewą rękę, czerwonej neczanki, która pod stołem prawą ręką trzyma rękę ukochanego, i pieszczotliwie pocałował ją w dłoń.
- Ej... nie pozwalaj sobie bo przeginasz ... - stwierdziła Diuna.
- Moja droga, ja dopiero mogę zacząć przeginać. - odparł spokojnie inkub.
- Aniołku to wspaniałe danie, to Twoje dzieło? - spytał zaskoczony Volaure, wracając do innego tematu.
- Tak. - odparła mocno czerwona Rina.
- No proszę! - odparł radośnie książę.
- Chushin, wpadł w takie nerwy, że zaczął marnować jedzenie. - stwierdziła Diuna.
- Wtedy nasza Rina przejęła pałeczkę i przyrządziła to o to danie. - dodała Kiazu z uśmiechem.
- I dała czadu! - dodał Hachi.
- To bardzo wiele wyjaśnia. - odparł książę z uśmiechem.
- Dobra czas dziewczyny czas spadać na zaplecze. - stwierdził Hachi.
- Fakt jak przyjdzie bosman to lepiej aby nas tutaj nie widział. - dodał Otachi.
- Szkoda. - odparła rozczarowana Kiazu.
- Niestety oni mają rację. - dodała Diuna.
- Tak więc sory Ziomy, widzimy się później w namiocie dziewczyn dobra? - spytał Hachi.
- Mój cenny czas na to nie pozwala. - odparł Sachiner.
- E tam! Statek należy do mnie wiesz spadasz razem zemną, a to oznacza zostaniemy i przyjmujmy zaproszenie. - dodał radośnie książę.
- Nie mam zamiaru pałętać się po wojskowych namiotach. - odparł Sachiner wstając od stołu, a następnie wychodząc dodał: - Państwo wybaczą idę odpocząć.
- Na razie. - odparł lekko złośliwie książę.
- Nie potrzebnie zwróciłaś mu uwagę. - zganiła Diunę, Kiazu.
- Oj przestań to że ma forsy więcej niż powietrza nie oznacza, że ma robić co chce. - odparła Diuna.
- Masz racje, ale ta złośliwa menda, jeszcze coś wymyśli. - odparła Kiazu.
- Dobra dziewczyny naprawdę pora na nas. Nie chciałbym wkurzyć bosmana. - stwierdził Hachi, wstając.
- Sory Ziomy. - dodał Otachi wstając.
- Spokojnie nie przejmujcie się. - odparł książę z uśmiechem.


************
Przed namiotem dziewczyn siedzi palący władca Zekeren, obok którego zasiada Hachi i Otachi, a nieopodal nich z założonymi rękami stoi Kurai. Natomiast dziewczyny sa na rozmowie z bosmanem.
- Ale Sachinerowi dzisiaj odbija ... - stwierdził Hachi.
- Zupełnie jakby się czegoś naćpał. - dodał Otachi.
- Wydaje się Wam, na tyle ile go znam mogę Wam powiedzieć, że zachowuje się normalnie. - odparł Volaure zaciągając się, a następnie dodał: - On tak okazuje stęsknienie.
- Kretyn. - stwierdził Hachi przewracając oczami, po czym dopowiedział: - Jednak to tłumaczy brak reakcji Kurai'a.
- Nie ma potrzeby aby interweniować. - odparł chłodno Kurai.
- W sumie racja Ziom, interwencja go tylko zachęca ... - odparł Otachi.
- Nakręcanie go to dodatkowa udręka. - dodał Volaure.
W tym momencie Kurai zaczął kierować się w stronę wyjścia z podwórza.
- Ej Ziom dokąd idziesz? - spytał Hachi.
- Przejść się. - odparł lodowato Kurai, wychodząc.
- Pewnie poszedł po Aniołka. - stwierdził książę z uśmiechem, a następnie zaciągnął się i dodał: - On też się stęsknił, chociaż na pewno się do tego nie przyzna.
- Co racja to racja. - odparł Hachi.
- Ale zachowuje się jakby też go coś ugryzło ... - dodał Otachi.
- Za dużo czasu przebywał z Sachinerem i to bez Aniołka. - odparł spokojnie władca.
- No a oni nie przepadają za sobą. - stwierdził Otachi.
- Ja powiedziałbym, że oni ledwo się tolerują i robią to tylko ze względu na Rinę. - dodał Hachi.
- Przyjacielu, trafiłeś w sedno. - odparł książę.
- Hehehe ... to chyba u nich się nigdy nie zmieni. - stwierdził Hachi.
- Oj tak . - stwierdził Volaure z uśmiechem, a następnie dodał: -A właśnie, przypomniało mi się ... macie pozdrowienie od Skautiego.
- O też go pozdrów! - odparł Otachi.
- Co tam u niego? - spytał Hachi.
- Dobrze, niedługo skończy szkolenie w projekcie Haliya i po jego skończeniu będzie moim pełnoprawnym żołnierzem. - stwierdził radośnie książę.
- Whoa czyli nie wraca pod opiekę Bromano i zostaje na Zekeren? - spytał Otachi.
- Dokładnie! - odparł Volaure.
- Eeee ... to ekstra. - dodał radośnie Hachi, szczerząc kły.
- Superowo! A jak się miewa Hyacin? - spytał Otachi.
- Ostatnio miałem tyle na głowie, że nie widziałem się z nią, ale w spa ja chwalą, podobnież ma zostać managerem . - odparł książę z uśmiechem.
- Moja dziewczynka! Świetnie! - odparł radośnie Otachi.
- Hehehe... - zaśmiał się przyjaźnie Volaure, a następnie dodał: - Swoją drogą powiedzcie mi skąd Sachiner wiedział, że gotowała Rina a nie ten typek?
- To proste Ziom, jak byliśmy na Angelis i Kutaro się rozchorował to Rina gotowała również dla niego. - odparł Hachi.
- Dodatkowo Ziom każda porcja była delikatnie inna .... a akurat jemu dodała jakąś tam przyprawę, którą on bardzo lubi ... - dodał Otachi.
- Rozumiem i zapewne to nie jest wiedza która można przeczytać w gazetach. - odparł książę.
- Dokładnie. - odparł Hachi.
- Co za sprytna bestia. - pochwalił Volaure.


************
Ciemnymi uliczkami męskiego obozu idą roześmiane Kiazu i Diuna oraz Rina trzymająca się za rękę z milczącym Kurai'em. Zapewne gdyby nie byli neczanami to podróżowanie w takich ciemnościach byłoby z pewnością kłopotliwe.
- Nie spodziewałam się, że Saqie da mi odznaczenie obozu za udział w walkach. - stwierdziła radośnie Kiazu.
- Brawo, ale wiesz, że chłopaki też takie mają? - odparła Diuna.
- Wiem wiem, ale i tak się ciesze. - odpowiedziała uśmiechnięta i podekscytowana Kiazu.
- A ja się cieszę, że skończyłam szkolenie u Caeci! Teraz nie mogę się doczekać aby wypróbować nową moc w terenie! - dodała entuzjastycznie Diuna.
- Brawo! Obie dobrze się spisałyście! - wtrąciła radośnie Rina z promiennym uśmiechem.
W tym momencie neczanie zobaczyli poruszający się blask jasnego światła.
- Hmm... ktoś idzie ... - stwierdziła Kiazu.
- To Kutaro ... - odparł chłodno Kurai.
Elektryczny neczanin nie pomylił się wkrótce do naszych bohaterów podszedł pokorny, zaufany i ulubiony sługa Sachinera.
- Państwo wybaczą, że przeszkadzam. - stwierdził uniżenie Kutaro delikatnie kłaniając się.
- Spoko luz, co tam Kutaro? - spytała entuzjastycznie Kiazu.
- Mój Pan życzy sobie, aby Panienka Rina natychmiast do niego przyszła. - odparł sługa.
- Heh ... on sobie nigdy nie odpuści ... Rina olej go sobie ... - odparła Diuna.
- Ciekawe czego chce? - zaciekawiła się Kiazu.
- Pan Sachiner nie powiedział o co chodzi, jednak powiedział, że jeśli panienka ma takie życzenie, to Pan zezwala na towarzystwo Pana Kurai'a. - odparł pokornie Kutaro.
- Kurai, pójdziesz ze mną? - spytała niepewnie Rina.
- Tak. - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - Kutaro prowadź do swojego Pana.
- Tak Panie! - odparł pokornie sługa.
Po tych słowach zakochani udali się za Kutaro i wkrótce zniknęli w ciemnościach. Natomiast Diuna i Kiazu dalej rozmawiały.
- Ja na jej miejscu olała bym go ... - stwierdziła Diuna.
- Ja w sumie też, ale wiesz ona go lubi .... on ja zresztą na swój dziwaczny sposób też lubi ... - odparła Kiazu.
- No ja wiem, ale to buc ...
- Mniejsza, ja tam przywykłam do niego, a gdy jest z nią Kurai, to on nawet jej nie tknie, więc luz...a skoro jego też zaprosił to zapewne chce jedynie jej towarzystwa ...
- W sumie co racja to racja ...
- Wiesz, nie wszystko jest tak straszne jak wydaje się być na początku i właśnie tak jest z Sachinerem.
- Dziwne stwierdzenie, ale coś w tym jest ... tylko pewnie tak mówisz bo Ci się podoba ...
- Wiesz jest piekielnie przystojny, ale jak dla mnie to mało aby mu schlebiać
- To schlebiasz mu bo?
- Posłuchaj, jemu w oczy milej rzeczy nie powiem, ale wiesz to przyjaciel Riny, która z reszta daje mu swego rodzaju flow .... oraz mąż mojej przyjaciółki, więc trzeba było nauczyć się z nim żyć, bo on nie zniknie łatwo z naszego życia ...
- Dobra punkt dla Ciebie ...


************
Wspaniałe, wyważone i eleganckie wnętrze luksusowego samolotu kosmicznego, gdzie na czerwono-czarnej półokrągłej, wygodnej kanapie zasiada Sachiner popijając swoje ulubione wino, trzymając kieliszek w lewym ręku. To siedzisko z czarnym stolikiem kawowym jest delikatnie oddzielone, lustrem, od reszty samolotu. Po dłuższej chwili do tej części pojazdu weszła nieśmiało Rina wraz z Kurai'em.
- Sachiner ... - stwierdziła przyjaźnie neczanka.
- Ah, witaj moja droga. - zagaił szarmancko Sachiner, odstawiając kieliszek na stolik i podchodząc do neczanki. Następnie inkub delikatnie wziął neczankę za prawą dłoń, pocałował w nią i powiedział: - Moja droga jestem rad, że przyszłaś.
- Sachiner, Twoja ręka krwawi ... - stwierdziła Rina z delikatnym niepokojem patrząc na prawą czerwoną, dłoń inkuba.
- To moja droga drobiazg, nie zawracaj sobie nim głowy. - odparł spokojnie Sachiner, a następnie siadając powiedział: - Napijecie się czegoś?
- Poproszę cole. - stwierdził chłodno Kurai.
- Kutaro, cola dla Pana, a dla Pani? - stwierdził Sachiner patrząc na delikatnie zdezorientowaną Rinę.
- A ... a Twoja ręka? - spytała z niepokojem neczanka.
- Kutaro, a dla Pani jak dobrze pamiętam sok winogronowy. - kontynuował jak gdyby nigdy nic Sachiner.
- Tak Panie! - odparł pokornie słucha nie wychylając się z drugiej części pomieszczenia.
- Sachiner ... - stwierdziła neczanka z niepokojem, siadając koło inkuba.
- Słucham Cię moja droga? - odparł nonszalancko inkub.
- Ja... ja wiem, że jesteś twardy, mocny i nieustraszony ... jednak tak wspaniały inkub jak Ty, nie powinien chodzić poraniony, aby Twoje nienaganne oblicze nie ucierpiało ... - odparła z troską i pokorą Rina.
- Niech Ci będzie moja droga, w swej nieskończonej łaskawości pozwalam Ci za zacięcie się moją fantastyczną osobą. - odparł szarmancko inkub, podając neczance swoją zakrwawioną, prawą dłoń.
W tym momencie do pomieszczania wszedł Kutaro, który jak gdyby nigdy nic postawił na stoliku napoje, tymczasem Kurai z założonymi rękami, stał oparty o ścianę.
- Kutaro czy mogła bym poprosić o jakieś chusteczki? - spytała spokojnie Rina.
- Oczywiście, Pani. - odparł sługa wyjmując zza marynarki swojego garnituru dwie paczki chusteczek, a następnie powiedział: - Proszę Pani, o to one.
- Dziękuję. - stwierdziła neczanka z uśmiechem, a następnie delikatnie zaczęła wycierać szkarłatna krew inkuba z jego dłoni, i przyjaźnie powiedziała: - Postaram się nie sprawiać Ci bólu ...
- Moja droga, Ty nie jesteś wstanie sprawić mi bólu. - odparł nonszalancko Sachiner, popijając swoje ulubione wino.
- Kutaro ... - odezwał się chłodno Kurai.
- Zapraszam, Pana do komnaty obok. - odparł pokornie sługa.
- Kutaro, lepiej dla Ciebie, jak będziesz milczał. - wtrącił chłodno Sachiner.
- Wiem, Panie. - stwierdził Kutaro wychodząc.
- Przepraszam .... jednak taki wspaniały inkub, jak Ty nie ma czego się obawiać, że jego najlojalniejszy sługa, powie coś czego nie powinien. - stwierdziła pokornie Rina, kończąc wycierać poranioną dłoń.
- Moja droga, zajmij się tym czym powinnaś się zająć - odparł Sachiner.
- Oczywiście .... przepraszam. - odparła zaczerwieniona i speszona Rina.
Po chwili Kurai wyszedł z pokoju, a Rina z szacunkiem otoczyła dłoń inkuba biała, świetlistą leczącą aurą, która szybko i bezboleśnie wyleczyła podrapaną i poszarpaną rękę Sachinera. Wkrótce, kiedy jaskrawa aura znikła neczanka z uśmiechem powiedziała:
- Proszę... uleczona ...
- Dziękuje moja droga. - odparł inkub zaciskając i otwierając dłoń.
- Nie ma problemu. - stwierdziła zarumieniona Rina z uśmiechem.
W ten inkub objął neczankę, kładąc prawą dłoń na jej prawym ramieniu, jednocześnie ją tuląc na swój dziwny sposób. Dziewczyna z każą sekundą była coraz bardziej zarumieniona, jednak inkubowi to nie przeszkadzało.
- Moja Droga do twarzy Ci w rumieńcach. - stwierdził pochlebnie Sachiner, zapatrzony w neczankę.
- Dziękuję. - odparła nieśmiało neczanka.
W tym momencie dało się usłyszeć odgłos stawianej szklanki, oraz chłodny znajomy głos:
- Skoro już się dowartościowałeś to na nas już czas.
- Mylisz się, Ty co prawda możesz już iść ... co do tej uroczej damy ... w swojej nieskończonej łaskawości pozwolę jej odejść dopiero jak Volaure wróci na statek. - odparł Sachiner, nadal obejmując neczankę.
- W porę to powiedziałeś. - odparł chłodno Kurai stojący koło stołu.
- Hej, Hej, Hej ... czas się zmywać. - rozległ się nagle radosny głos księcia, wchodzącego do wydzielonej części samolotu.
- No nic, jak widać szczęście mnie opuściło. - odparł mimochodem inkub puszczając dziewczynę.
- Myślę, że masz bardzo dużo szczęścia. - odparła Rina z uśmiechem wstając.
- W sumie masz racje moja droga. - odparł spokojnie Sachiner, całując Rinę w prawą dłoń.
- O już idziecie? - spytał Volaure.
- Jest bardzo późno a rano ruszamy do obozu maszyn. - odparł chłodno Kurai.
- Wszystko jasne, w takim układzie zadowolę się przytulakiem. - stwierdził władca z uśmiechem rozpościerając szeroko ramiona.
Rina doskonale wiedziała co oznacza ten przemiły gest i z radością mocno przytuliła się do księcia, który pocałował ją w policzek i powiedział:
- Trzymaj się Aniołku, będę tęsknic.
- Też będę. - odparła przyjaźnie Rina.
W między czasie Sachiner wstał i mniej lub bardziej chętnie podał neczaninowi rękę na pożegnanie, a po chwili przyjaciele przestali się przytulać, Volaure pożegnał się z Kurai'em "powitaniem z Zekeren". Natomiast za nim Rina zdążyła się odezwać, inkub podszedł do niej i powiedział:
- O nie moja droga, moja wspaniałość żąda pożegnania w Twoim stylu.
Na te słowa neczanka zarumieniła się, a Sachiner rozłożył szeroko ramiona, natomiast Rina przytuliła się do niego, mówiąc:
- Też tęskniłam.
- Wypraszam sobie. - odparł twardo inkub.
- Ja wiem ... - stwierdziła Rina z uśmiechem.
- Staruszku jakiś Ty "słodki"- wtrącił książę z złośliwym uśmiechem.
- Bądź łaskaw milczeć, to nie Twoja sprawa co robię. - odparł twardo Sachiner, puszczając z uścisku neczankę.
- Dobra, dobra nie irytuj się tak. - stwierdził książę szczerząc kły.
Następnie po krótkiej wymianie słownych uprzejmości neczanie opuścili pokład kosmicznego samolotu, Kutaro posprzątał po gościach i udał się pozmywać naczynia jak i przygotować różne rzeczy o które został poproszony, a władca dał znak do odlotu.
- Twój komentarz był zbędny. - stwierdził chłodno Sachiner.
- Odrobina jadu nigdy nie zaszkodzi. - odparł Volaure z delikatnie wrednym uśmiechem, a następnie podchodząc do inkuba powiedział: - Wiem, że bardzo lubisz Aniołka i wiem również, że się tego wyprzesz... no i wiem również jak możesz odkupić swoje winy ...
- Ja mam odkupić jakieś winy? Niby jakie? - oburzył się inkub.
- Dobrze wiesz jakie....a ja dobrze wiem, że tamtego dnia zrobiłeś to specjalnie... - odparł z determinacją w głosie książę, jednym stanowczym ruchem sadzając inkuba na kanapie.
- Byłbym wdzięczny jakbyś się łaskawie odwalił ... - odparł stanowczo inkub.
- Niby czemu? ....Dobrze wiesz, że Twoja trucizna na mnie nie działa odkąd mam moc wskrzeszania ... nic mi nie zrobisz .... - odparł książę siadając na kolanach przestraszonego i zdezorientowanego inkuba, a następnie pochylił się nad nim, jednym zwinnym ruchem złapał go za ręce, przycisnął je mocno do ściany i powiedział mu na ucho: - Pomożesz mi coś zorganizować ....
- Ja Tobie!? Chyba żartujesz! - odparł twardo oburzony inkub.
- Skoro tak stawiasz sprawę, to ja chętnie skorzystam ... z dostępu do zabawy ... - wyszeptał ciepłym głosem Volaure, jednocześnie jeszcze bardziej zbliżając się do zaniepokojonego inkuba. To zagranie spowodowało, że na ciele Sachinera pojawiła się gęsia skórka a jego całego przeszły zimne, nie przyjemne dreszcze.
- Zejdź ze mnie! - stwierdził twardo poirytowany inkub, kiedy książę zaczął delikatnie językiem, smyrać jego lewe ucho. Nagle Sachiner, roztrzęsiony, wyrywający się, otoczony ognisto-trującą aura, nie wytrzymał i wrzasnął : - Dobra zrobię co zechcesz ale ZŁAŹ ZE MNIE!
- Wiedziałem, że się jakoś dogadamy. - odparł Volaure uwalniając inkuba i nie znacznie odchodząc.
- Jesteś chory! - stwierdził pogardliwie Sachiner.
- Mylisz się, ja po prostu wykorzystuję Twoje słabości. - odparł książę z uśmiechem.
- Phi ... - prychną inkub, a następnie dodał: - To czego chcesz?
- Posłuchaj nie obchodzi mnie jak tego dokonasz, ale ....

************
Ogromne czerwono-pomarańczowo-żółte płomienie próbują strawić metalowe hangary, pośród których panuje istny chaos. Czarne cienie przeróżnych postaci biegają po obozie. Kolorowe światła rożnych mocy szaleńczo prześwitują przez straszliwy pożar. Straszliwe wrzaski, ryki bestii, odgłosy walki z trudem przedostają się przez głuchotę nieobliczalnych płomieni.


************
Otachi luźno siedzi na ławce pod namiotem dziewczyn, jednocześnie opierając się o muszlę i patrząc w delikatnie zachmurzone niebo.
- Otachi? - zdziwiła się Rina wchodząc na teren damskiej strefy.
- Co tu robisz? - spytał chłodno Kurai.
- Czekam na Rinę, chciałbym pożyć jej komórkę do rana. - odparł Otachi szczerząc kły.
- Hachi pokłócił się z Diuną? - spytał Kurai.
- Ziom, pokłócił to mało powiedziane ... gdybyś to tylko widział! - stwierdził Otachi.
- Spoko ... pożyczę czy komę ... - wtrąciła Rina z uśmiechem wręczając batu komórkę.
- Dzięki, u Ciebie na koncie mam pewne osiągnięcia które muszę wyeksportować aby zaktualizować grę na mojej komie. - odparł Otachi z uśmiechem, dając siostrze buziaka w policzek, a następnie wychodząc dodał: - Jeszcze raz dzięki Siostra, jesteś świetna! Komę oddam rano!
- Sponio. - odparła Rina z uśmiechem, a następnie nieśmiało dodała: - Kurai, nie miałam okazji jeszcze powiedzieć, że ciesze się, że wróciłeś...
- Hmm... czyżbyś tęskniła? - spytał chłodno neczanin podchodząc do ukochanej i kładąc lewą dłoń na jej prawym policzku.
- Tak, nawet bardzo ... - odparła neczanka delikatnie się rumieniąc, a po chwili spytała: - A Ty też tęskni....
W tym momencie Kurai, swoim kciukiem delikatnie przejechał po ustach ukochanej, przerywając tym samym jej wypowiedź, a następnie bez słowa pocałował ją. Ten gest w zupełności wystarczył za odpowiedź na niedokończone pytanie. Po dłuższej chwili pieszczotliwego, głębokiego i namiętnego pocałunku rozpalone i stęsknione usta kochanków rozdzieliły się.
- Zostanę... - stwierdził chłodno Kurai, patrząc w głębokie i wspaniałe hipnotyzujące, uśmiechnięte, żółte oczy wodnej neczanki. Zupełnie jakby wiedział o co chciała spytać.