niedziela, 26 lipca 2015

Epizod 170



"Wielka maskarada"


Godziny nieubłaganie płyną, a zmęczony oddział nadal podróżuje po kamiennym tunelu. Towarzyszy im dość nerwowa i chłodna atmosfera, gdyż ich czas na ucieczkę drastycznie dobiegał końca. Otachi dzielnie schładza Diunę oraz Hachiego, którym gorączka wzrosła. Kapitan się obraził i z nikim nie rozmawiał ani do niczego się nie wtrącał, gdyż jego duma została bardzo mocno urażona. Tymczasem Kiazu, dba o oświetlenie, a Skauti pilnuje się Kurai'a niosącego Rinę zmienioną w nieruchomą bryłę lodu, która jest na tyle solidna, że pomimo upływy godzin nie roztopiła się.
- Kiazu nie przesadziłaś trochę? - spytał zaniepokojony Skauti.
- E tam ... Uamuzi w końcu obraził się na dobre, a Rina jest wprowadzona w stan hibernacji ...jak dla mnie to ja się świetnie spisałam, a nie przesadziłam. - odparła z dumą i zadowoleniem Kiazu.
- Ale kapitan patrzy na nas tak jakby miał nas zaraz zabić ... - stwierdził wystraszony zwiadowca.
- On tak tylko na mnie .... a bazyliszkiem nie jest wiec jest jestem bezpieczna. - odpowiedziała Kiazu mrugając okiem, a kapitan oburzał się słuchając tej rozmowy, ale o dziwo się nie wtrącał.
- Ale mi głowa pęka ... - wtrąciła Diuna trzymając się za głowę.
- A ja czuje jakby młot pneumatyczny rozsadzał mi czaszkę ... - dodał Hachi.
W ten na końcu kamiennego tunelu pojawiło się intensywne, jaskrawe biało-żółte światło.
- Ej ... mam zwidy czy widzę światło? - stwierdziła Diuna.
- Dobrze widzisz! - odparła radośnie Kiazu.
- Hura tunel się kończy! - dodał Otachi.
Na te radosną nowinę wszyscy stanowczo przyśpieszyli kroku, a zwłaszcza bromiański kapitan. Wkrótce zmęczeni wojskowi dotarli do oślepiającego wyjścia tam jednak do ich uszy dotarł przenikliwy i wygłodniały, znajomy jazgot, który mógł oznaczać tylko jedno.
- Pisaca.... - stwierdzili zgodnie neczanie.
Kiazu bez słowa podpaliła tunel, który jest drogą na wolność, dzięki temu nasi bohaterowie stanęli miedzy widowiskową srebrzystą brama, a intensywnym i gorącym ogniem. Hachi mimo gorączki jednym szybkim ruchem zasypał podziemny tunel, którym dotychczas podróżowali. Tym czasem kapitan szybko ulotnił się z tunelu.
- Skauti weź Rinę i wyjdź na zewnątrz. - stwierdził twardo Kurai.
- Tak jest ... - odparł Skauti przejmując neczankę, a następnie pospiesznie wychodząc.
- Co teraz? - spytał Otachi.
- Dae Cheetah już kończy, ale Pisaca nie mogą się wydostać! - stwierdził Rudy.
W tym momencie wygłodniałe wampiry zaczęły gasić płomienie Kiazu, gęsta szara para spowiła cały korytarz, a Diuna zemdlała.
- Otachi, zabierz stąd Diunę i Hachiego. - stwierdził chłodno Kurai, podtrzymując psychiczną neczankę.
- Jasna sprawa ziom. - stwierdził Otachi, a następnie wyszedł z rodzeństwem.
- Czyli co we dwoje dajemy czadu? - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu, z promiennym uśmiechem.
- Jak one straszliwie piszczą ... chyba są coraz bliżej ... - stwierdził generał w słuchawkach.
W tym momencie stado Pisaca pojawiło się w polu widzenia i w zawrotnym tempie zbliżała się do wyjścia z mrocznych podziemi.
- Kiazu idź do reszty... - stwierdził twardo Kurai.
- Co? Chyba żartujesz! - odparła nerwowo ognista neczanka.
- Powiedziałem wyjdź ...
- Kurai nie żartuj! Daj mi powalczyć!
- Nie dyskutuj i wyjdź! - odparł ponownie Kurai, tyle, że znacznie twardziej i jednocześnie mierząc lodowym spojrzeniem ognistą neczankę.
- Wrrr... no dobra ... - odwarknęła Kiazu, niechętnie wychodząc z tunelu.
Tym czasem elektryczny neczanin stanął na wprost rozpędzonych i szaleńczo wygłodniałych wampirów, które z każdą sekundą były coraz bliżej.

************
Przed wejściem do podziemnego miasta na piaszczystej i złocista pustyni, która graniczy z masywnym pasmem górskim o czarno-białych skałach, oraz na jeszcze palącym słońcu, medyczny oddział ubrany w białe i wygodne kombinezony ochronne, które szczelnie przykrywają ich ciała, zajmuje się pogryzionymi. Jest ich czworo, troje z nich zajmuje się Riną, i jej rozmrażaniem, a pozostały członek załogi szybko i sprawnie wykonał zastrzyki pozostałej dwójcie pogryzionych, którzy już czują się trochę lepiej. Tym czasem Kiazu nerwowo stąpała z nogi na nogę, patrząc w iskrzący się tunel, Otachi i Skauti odpoczywają, a kapitan z pogardą wszystko obserwuje.
- Dobra raport proszę... - stwierdził nagle Rudy.
- Psychiczna neczanka, jak trafiła pod nasza opiekę to była nie przytomna, lecz po dostaniu zastrzyku odzyskała przytomność, gorączka jej spada a stan poprawia. - Stwierdził członek oddziału ratunkowego a następnie dodał: - Drugi pogryziony pogryziony, również już dostał surowicę i jego stan się bardzo szybko poprawił.
- Świetnie, a co z wodą? - spytał generał.
- Pozostała część oddziału, stara się ją powoli rozmrozić, aby nie doszło do komplikacji, jednak jej ciało jest pokryte licznymi siniakami, które sugerują, że jej stan jest bardzo poważny, ale zrobimy wszystko co w naszej mocy aby wyszła z tego. - odparł medyk.
W ten Uamuzi krztusząc się upadł na ziemię, jedyny wolny lekarz od razu rzucił mu się na pomoc.
- Co się tam dzieje? - spytał Rudy.
- Bromiański Kapitan zemdlał a na jego ustach są ślady krwi, on jest w znacznie gorszym stanie niż woda. - odparł medyk.
W tym momencie reszta oddziału ratunkowego rzuciła się na pomoc kapitanowi.
- Ej co robicie! Rina potrzebuje pomocy! - wtrąciła oburzona Kiazu.
- Wasz dowódca, jest w znacznie poważniejszym stanie i potrzebuje czterech zastrzyków zrobionych jednocześnie! - odparł jeden z medyków.
- CHYBA ŻARTUJESZ! - stwierdziła Kiazu.
- On nawet nie został ugryziony! - dodała, jeszcze lekko skołowana Diuna.
- Zajmijcie się wodą... - zadecydował generał.
Nagle kapitan dostał drgawek, a z jego ust zaczęła wydobywać się cienka, purpurowa smuga krwi.
- Ale Panie generale dowódca potrzebuje natychmiastowej pomocy! - odparł jeden z medyków.
Nagle masyw górski rozbłysł, a skały zaczęły pokrywać się galaretowatą, fioletowo-błękitną mazią.
- Słuchajcie doszły mnie właśnie słuchy, że Dae Cheetah skończył właśnie rytuał. - wtrącił Rudy.
- Ale Kurai jeszcze nie wyszedł! - stwierdził Otachi.

W ten w podziemnej jaskini powstała potężna eksplozja, przepełniona elektrycznymi wyładowaniami, po czym, w koło wejścia do tunelu podniósł się duszący, szary dym, który skutecznie ograniczył pole widzenia. Następnie dało się usłyszeć jedynie potężne metaliczne trzaśniecie, po którym powstała nie przyjemna fala uderzeniowa, która podniosła również złocisty pustynny piach.


************

- Cholera! - stwierdził na głos Rudy, zdejmując słuchawki.
- Co jest? - Spytał Amis.
- Dae Cheetah skończył rytuał, a Kurai został w środku góry..
- Żartujesz!?
- A widzisz do diabła abym żartował?
- No nie ...
- Do jasnej anielki! - krzyknął Rudy, uderzając pięścią w stół a następnie ponownie zasiadł do radiostacji.


************

Po długich kilkunastu minutach cały dym i piach w końcu opadł, a oczom bohaterów ukazała się ozdobna zamknięta brama, oraz cały górski masyw szczelnie pokryty niezwykłą barierą.
- To koniec ... - stwierdził z niedowierzaniem Hachi.
- Generale, kapitan nie reaguje na zastrzyki a jego stan się pogarsza. - stwierdził jeden z medyków.
- Zajmijcie się wodą... to rozkaz! - odparł Rudy.
- Ale generale my ratujemy życie, a to jest ważniejsze niż rozkazy! - odpowiedział drugi z medyków, nadal starając się uratować Uamuzi.
- Dość tego! - stwierdziła pod nosem Kiazu, a następnie zabrała kilka szczepionek z jednej z toreb.
- Ej Co Ty robisz!? - spytał donośnie jedne z medyków podnosząc się.
- Ratuje siostrę! - odparła Kiazu, otaczając wodną neczankę jasnym czerwono-żółto-pomarańczowym płomieniem.
- Zabijesz ją! - odparł medyk podchodząc.
Jednak Otachi i Diuna stworzyli solidna psychiczno-wietrzną barierę i nie zamierzali przepuścić medyka dalej. W ten stan kapitana ponownie się pogorszył.
- Brushce wracaj trzeba ratować kapitana. - stwierdził jeden z medyków, klęczących przy Uamuzi.
W tym momencie ognista neczanka bez trudu rozmroziła siostrę, która gdy tylko się ocknęła to zaczęła wymiotować.
- Szefie, ona też potrzebuje pomocy. - stwierdził Brushce.
- Dobra idź. - stwierdził jeden z medyków, zerkając okiem na Rinę.
Diuna i Otachi zlikwidowali barierę, a Brushce podbiegł do neczanki, szybko przeszkolił jej rodzeństwo z podawania zastrzyków. Wkrótce Rina dostała pięć precyzyjnych zastrzyków, które z niezwykłą szybkością rozeszły się po jej organizmie, jednak jej stan nie poprawił się. Wtedy medyk zadecydował, o daniu jej kolejnych pięciu zastrzyków z wzmocnionej surowicy. Nagle z ust Riny wyciekła niewielka smuga, bordowej krwi, a następnie neczanka zwymiotowała wodnistą purpurowa cieszą.
- To krew ... ona wymiotuje krwią ... - stwierdziła przerażona Diuna.
- Nie ... spóźniliśmy się ... - dodał blady Skauti, podtrzymujący Rinę.
- Ziom, lepiej się odsuń bo wyglądasz jakbyś za chwile miał zejść ... - stwierdził Hachi, przejmując siostrę.
- Do...dobra ... - wydukał zwiadowca odchodząc.


************

Neczański generał wściekł się, nie na żarty, jeszcze chwilę nerwowo posiedział przy słuchawkach, jednak nagle rzucił słuchawkami i wychodząc z namiotu powiedział:
- Amis jesteś na nasłuchu!
- Tak jest! - stwierdził Amis, a następnie stwierdził w myślach: - Tak wściekłego, go dawno nie widziałem ... współczuje każdemu kto mu teraz podpadnie ...


************

Wodna neczanka, jeszcze kilkukrotnie zwymiotowała krwią. Zdębiały Brushce, przez chwilę zaprzestał jakichkolwiek czynności. Jednak po dłuższej chwili medyk wziął się w garść i podał Rinie kolejny zastrzyk. Tymczasem reszta oddziału medycznego próbuje uratować życie Uamuzi. Nagle do medyków i kapitana podszedł delikatnie naelektryzowany Kurai, ma on delikatnie rozciętą głowę i przyszedł od strony sterty kamieni, znajdujących się przy wejściu do podziemi.
- Czego chcesz? - spytał ozięble szef medyków.
Elektryczny neczanin jednak nic nie odpowiedział, jedynie przy pomocy potężnego pola siłowego odrzucił medyków od leżącego Uamuzi. W ten zaaferowani neczanie i reszta oddziału zobaczyła swojego dowódcę.
- Kurai! - krzyknęła radośnie Kiazu.
- On żyje! - dodała entuzjastycznie Diuna.
- Dobrze widziałem, że po wybuchu przemknął mi przed oczami. - stwierdził Otachi.
W tym czasie odział medyczny wykrzykując różne nie cenzuralne słowa próbował przebić się przez elektryczną, złocisto-białą barierę.
- ZABIJESZ GO! - krzyczał jeden z medyków.
- Generale, jakiś elektryczny typ, nie daje nam działać! - stwierdził w końcu przywódca medyków.
- Białe włosy, kolczyk w uchu...różowo, niebiesko-fioletowe oczy? - sypał Amis.
- Tak ... zaraz Ty nie jesteś generałem! - stwierdził medyk.
- A tak, Kapitan Amis Yangryu ... ma pełnomocnictwo ... - odparł Amis.
- Owszem, już pamiętam ... - odpowiedział nerwowo medyk.
W tym momencie powstało kolejne wyładowanie, które jeszcze dalej odsunęło oddział medyczny. W ten sposób powstała swego rodzaju bezpieczna i wygłuszona strefa, do której nikt nie był wstanie się dostać.
- Koniec tego cyrku wstaw. - stwierdził chłodno Kurai.
Jednak kapitan nadal leżał na ziemi.
- Powiedziałem, wstawaj.. - kontynuował neczanin.
- Dobra już dobra ... - odparł przerażony Uamuzi wycierając krew z kącika ust, a następnie podnosząc się z ziemi i otrzepując się powiedział : - Przecież to była tylko zabawa.
Na te słowa elektryczny neczanin, z dużą siłą uderzył pięścią w twarz kapitana, także ten ponownie upadł na ziemie. Natomiast elektryczna bariera znikła.
- Jak śmiałeś?! - spytał oburzony Uamuzi.
- Normalnie, przecież to była tylko zabawa.... - odparł chłodno Kurai, odchodząc od kapitana siedzącego na ziemi i trzymającego się za obolały lewy policzek.
W tym momencie do Uamuzi podbiegli medycy, który zaczął na niego chuchać i dmuchać i obchodzić się jak z jajkiem, a Kurai podszedł do reszty neczan, a następnie spytał:
- Co z nią?
- Zwymiotowała krwią ... - odparła Diuna.
- Ale od tamtego czasu jej temperatura ciągle spada. - dodał Hachi podtrzymując półprzytomną siostrę.
- Z tego co widzę to surowica zadziałała, a same wymioty z krwią były spowodowane reakcją organizmu na surowice, ale jej stan z każdą minutą się poprawia, jeszcze ze dwa zastrzyki i do rana powinno być już wszystko w porządku. - dopowiedział optymistycznie Brushce, robiąc kolejne dwa zastrzyki.
- To dobrze... - odparł chłodno Kurai.

************

Amis siedzi, przy radiostacji i nie ukrywając radości, nasłuchuje tego co się dzieje, pod wejściem do krainy Pisaca. Obok niego stoi równie zadowolony Moyoshi.
- Dobra Moyoshi, idź po Rudego. - stwierdził nagle Amis.
- Sam idź mi jeszcze życie miłe... - odparł Moyoshi.
- Eh ... dobra ja pójdę ... - powiedział Amis, oddając radiostacje w ręce drugiego kapitana, na następnie wyszedł.
- Szanowny Generale ...
- Uamuzi nie ma tu generała, zaraz przyjdzie ... - wtrącił Moyoshi, przerywając wypowiedź kapitana.
Po paru długich minutach pełnych przeróżnych rozmów, do namiotu wprarował Rudy, który od razu zasiadł do radiostacji mówiąc:
- Dobra, doszły mnie słuchy, że sytuacja opanowana...
- Tak, generale ... - odparł jeden z medyków.
- Wróciłem ... - dodał Kurai.
- Bardzo mnie to cieszy... - odparł Rudy, na następnie dodał:- Dobra a teraz słuchajcie.
- Z całym szacunkiem Generale jestem zmuszony coś powiedzieć. - wtrącił dowódca oddziału medycznego.
- Słucham? - odparł generał.
- Szanowny generale ... - wtrącił Uamuzi.
- Uamuzi, poczekaj chwile i nie wtrącaj się. - stwierdził twardo Rudy.
- Ekh... tak, Panie generale - kontynuował medyk, a następnie dodał: - Kapitan Uamuzi Cagada, przy pomocy swoich lodowych mocy udawał, że również został pogryziony i, że jego stan jest znacznie bardziej poważny, niż stan zamrożonej dziewczyny, przez tą maskaradę mogło ucierpieć zdrowie i życie nie tylko kapitana, lecz również osób pogryzionych.
- Zaważyło na tym również to, że daliście się nabrać, ale to może oznaczać,albo że wykwalifikowany odział nie jest tak bardzo wykwalifikowany jak się wydaje, albo zdolności Uamuzi są nadzwyczaj dobre.... - stwierdził spokojnie generał.
- Oczywiście, że to ja jestem tak wspaniały. - wtrącił Uamuzi.
- Generale z przykrością stwierdzam, że mimo wykwalifikowania i wykształcenia, pierwszy raz w życiu mieliśmy do czynienia z pogryzionymi przez Pisaca. Co prawda ja przeszedłem szkolenie kiedy Pisaca jeszcze chodziły po ziemi to niestety nigdy nie miałem okazji działać. - stwierdził pokornie medyk, a następnie dodał: - Wiem, że nawaliliśmy, ale na de wszystko chcieliśmy im pomóc i przyznaje straciliśmy czujność. Zasłużyliśmy na karę, gdyż porzuciliśmy chorego nie dotrzymując tym samym, naszej przysięgi.
- Hmm... zakładam, że dopóki neczanka wody była zamrożona to nie zagrażało jej niebezpieczeństwo, tak? - spytał Rudy.
- Owszem generale, ale to nas nie usprawiedliwia. - odparł medyk.
- Moja potęga jest ważniejsza od jakieś jakieś tam neczanki ... - dodał Uamuzi.
- Tak, tak doskonale przestawienie a teraz się zamknij!- stwierdził twardo Rudy.
- Wiesz tak swoją drogą Uamuzi powiedział Kurai'owi ze to była tylko zabawa ...- wtrącił Amis stojący nieopodal radiostacji, bez nasłuchu.
Na te słowa generał przewrócił oczami i powiedział do mikrofonu:
- Disker słuchaj, nie bierzcie tego tak do siebie, zdarzyło się i na przyszłość będziecie wiedzieć, że trzeba być znacznie bardziej uważnym. Ważne, że wszyscy pogryzieni mają się już lepiej i udało się wszystkich uratować i to dla mnie się obecnie liczy. Resztę pozostawiam waszym przemyśleniom.
- Tak jest! - odparł zgodnie odział medyczny.
- Aha Uamuzi zanim pojedziesz do siebie mamy jeszcze rozmowę w obecności paru władców, więc my spotykamy się niebawem w tymczasowym obozie typu BBKA. - stwierdził Rudy.
- Tak jest szanowny generale ... - odparł niechętnie Uamuzi.
- Dobra jedziemy dalej, oddział medyczny ma wrócić na Zekeren. Natomiast wy oddziale ChiZ02 oraz Bromiański zwiadowco zostaniecie zawiezieni do stałego obozu typu AAkA, gdzie poczekacie na mnie i dalsze rozkazy.
- Tak jest generale. - odparli zgodnie chórkiem neczanie oraz oddział medyczny.





 

piątek, 10 lipca 2015

Epizod 169


"Nudności i szalejąca maligna"


Noc, dość szybko ustąpiła miejsce kolejnemu dniu, który gdyby godzinna na zegarku, w odmętach tunelu nie byłby w ogóle dostrzegalny, ani w sumie odczuwalny. Neczanie, prócz Riny, oraz Skauti już od jakiegoś czasu są na nogach i w większości sprzątnęli już obóz i teraz przygotowują jakieś pożywne śniadanie z kończących się zapasów.
- Czemu te dwa lenie mogą jeszcze spać dzisiaj? - spytała dociekliwie Diuna.
- Rina, ma wysoką gorączkę. - odparł Otachi.
- No tak ... zapomniałam... - odparła Diuna, a następnie dodała: - A Uamuzi?
- Hmm... w sumie nie musimy znosić jego chorych humorków .. więc się ciesz spokojem ... zwłaszcza, że jak wstanie to będzie robił cyrk o roztopiony "tron" ... - stwierdziła Kiazu przewracając oczami i pokazując prawie doszczętnie roztopione siedzisko.
- Musi ją niezła temperatura męczyć skoro ten lód od tak się roztapia... - stwierdziła Diuna po chwili namysłu.
- To mnie niepokoi ... - dodał Skauti.
W ten pół przytomna Rina obudziła się, lecz jedyne co była wstanie wymamrotać to prośba o wodę, którą podała jej Kiazu.
- I jak się czujesz? - spytała ognista neczanka, pomagając się napić swojej siostrze.
- Mhm mm... gło .. głowa mnie boli ... - odparła z trudem Rina.
- Dasz radę iść? - spytała Diuna.
- Postaram ... się ... - odpowiedziała niepewnie Rina.
- Jak coś poniosę Cię i schłodzę. - dodał radośnie Otachi, mrugając okiem.
- Dzięki ... - odpowiedziała Rina, z delikatnym uśmiechem, opierając się o resztki lodu.
W tym momencie, kapitan niespodziewanie złapał wodną neczankę za mundur i delikatnie uniósł w górę. Pawie automatycznie Kiazu i Otachi odciągnęli od siostry, wrzeszczącego kapitana:
- ZOSTAWCIE MNIE! JAK ONA ŚMIE SIEDZIEĆ NA MOIM TRONIE!
- Wyluzuj Ziom. - stwierdził spokojnie Otachi, mocno trzymający kapitana za bark.
- Zostaw ją ... i tak przecież nie zabierzesz go na powierzchnie... - dodała Kiazu, również powstrzymując Uamuzi.
- ALE TA...
- No Ziom dobrze Ci radzę lepiej uważaj na to co mówisz. - wtrącił Otachi.
Uamuzi niechętnie i z wielkim niezadowoleniem chwilowo przestał się odzywać, jednak wyszarpnął się neczanom i niezadowolonym spojrzeniem, zmierzył speszoną i rozpaloną neczankę.
-Kto Ci w ogóle pozwolił!? - warknął w końcu zbulwersowany kapitan.
- Ja ... - odparł chłodno Kurai, popijając kawę, a następnie mierząc oziębłym spojrzeniem bromiańskiego kapitana, chłodno dodał: - Masz coś do tego?
- Yyyyyyy.... nie... - odparł naburmuszony kapitan, a następnie obrażony poszedł na stronę.
- Kapitan się wścieka ... to nie będzie za dobre ... - stwierdził przerażony Skauti.
- Hmmm... jak na moje oko to dobrze ... - odparł Hachi.
- Jak to? - spytał zaskoczony zwiadowca.
- Mam takie przeczucie ... - odpowiedział Hachi.


************

Mroczne wysokie pomieszczenie, gdzie po środku zasiada ogromny mężczyzna ubrany w białą, ozdobna togę. Ten dobrze zbudowany nieznajomy ma szare, kręcone włosy do ramion oraz wspaniała i zadbaną, również kręconą, brodę. Przednim składa pokłon piątka neczan ubrana w obcisłe, różowe lateksowe stroje, które doskonale podkreślają budowę neczańskiego rodzeństwa. Dodatkowo wraz z nimi jest bromiański zwiadowca, który ubrany jest niczym średniowieczny łotrzyk. Nagle głuchą cisze, przerwało donośne burczenie w brzuchu, ogromnego mężczyzny, który donośnie powiedział:
- Moi najlepsi słudzy, wezwałem Was abyście udali się po boskie kurczaki, a głód mój nasycić.
- Możemy ruszać! - stwierdziła radośnie Kiazu.
- Zgadzam się kurczaki nas potrzebują! - dodał entuzjastycznie Hachi.
- Ruszamy! - dodali radośnie Otachi i Diuna.
- No to lecimy ... może znowu uda mi się złapać kurczaka w moją pelerynkę. - stwierdził Skauti wzruszając ramionami.
- Kurczaki nas wzywają ... - dodała entuzjastycznie Rina.
- Mój ogień nas poprowadzi! - stwierdziła energicznie Kiazu podskakując, a następnie z uśmiechem dodała: - KU przygodzie!
- Zaprawdę nie zwlekajmy. - dodał Hachi.
W tym momencie Kiazu zaczęła uroczo niuchać noskiem i nagle stwierdziła: - Wyczuwam je! W tę stronę!


************

Mieszany oddział po zjedzeniu śniadania i zebraniu obozu do końca, wolnym krokiem, dostosowanym do delikatnie zachwianego kroku wodnej neczanki, podąża dalej przez mroczny kamienny tunel.
- Czy my naprawdę musimy iść jej tempem? Przecież dotarcie do wyjścia zajmie nam wieki! - narzekał kapitan.
- Ciesz się, że w ogóle możesz iść z nami. - stwierdziła Kiazu.
- Zgadzam się, a póki jest w stanie sama iść to lepiej dla nas. - dodał Hachi.
- No właśnie... - dopowiedzieli zgodnie Otachi i Diuna.
- Lepiej się nie kłóćmy tylko ruszajmy dalej... - dodał pokornie Skauti.
- Kurczaki nas wzywają ... - dodała entuzjastycznie, zmieszanym głosem Rina.
- Co ona za głupoty pierdzieli? - spytał pogardliwie kapitan.
- Co za kurczaki? - spytała Diuna.
- Ziom ona ma zajebiście wysoką gorączkę. - stwierdził Otachi dotykając czoła wodnej neczanki.
- Majaczy - stwierdził chłodno Kurai, a następnie dodał: - Prawdopodobnie ma omamy, które układają się w niezwykle żywe wizje przypominające film, a Rina ma poczucie uczestnictwa w wydarzeniach, które rozgrywają się przed jej oczami...
- Aha ... czyli lepiej je teraz nie słuchać ... - odparła Diuna.
- Hmmm... a to chyba oznacza, że jej stan się pogarsza ... - dodała Kiazu.
- Owszem. - stwierdził chłodno Kurai, a następnie dodał: - Otachi weź ją proszę i postaraj się mocno schłodzić.
- Jasna sprawa Ziom. - odparł Otachi, biorąc siostrę na plecy a następnie otaczając ją mroźnym północnym wiatrem.
- Nie lepiej ją tu zostawić? I tak się do niczego nie nadaje ... - stwierdził kapitan.
- A może chcesz abyśmy zostawili Ciebie!? - odparła poddenerwowana Kiazu.
- Nie zostawimy nikogo to nie w naszym stylu! - dodał Hachi.
- Jasne, jasne ... zaraz ją zostawicie i zapomnicie... ta jak powinno być. - stwierdził Uamuzi.
- Tak, tak Ziom ... masz piękne sny ... - stwierdził Otachi.
- No może zrobimy wyjątek dla Ciebie, chociaż to i tak byłby zbytni szczyt łaski ... na który Ty nie zasługujesz ... - dodał Hachi.
- JAK ŚMIESZ! - odparł stanowczo Kapitan tworząc sporą lodową kulę, którą szybko wystrzelił w kierunku wietrznego neczanina. Otachi uśmiechnął się szeroko, szczerząc kły i odwrócił się plecami do ataku. Dzięki temu orzeźwiająca lodowa kula, uderzyła w rozpaloną wodna neczankę, która poczuła błogą ulgę.
- Heheh, dzięki Ziom. - stwierdził Otachi z wrednym uśmieszkiem i przybijając żółwika z bratem.
- WY! - warknął niezadowolony Uamuzi.
- Ojej Ziom, może jednak masz w sobie coś dobrego. - dopowiedział Hachi z uśmiechem.
- Heheh... kto by pomyślał. - dodała Kiazu, mrugając okiem.
- Dobra spokój ... - wtrącił twardo Kurai.
- HAI! - stwierdzili zgodnie neczanie.

************

- Przyjaciele, zdobycie boskich kurczaków nie będzie takie łatwe. - Stwierdził Otachi, a następnie dodał: - Chodzą słychy, że zastępy piekieł opanowały górę "Kain Taut Ke", a jej bram strzeże sam Cerber!
- Oooo! - odparła Kiazu podskakując radośnie.
- Co to dla nas, wiem że to zadanie jest najtrudniejsze w naszej historii lecz mimo to nie poddamy się! - dodał Hachi.
- Damy radę! - stwierdziła Kiazu, podwijając rękawy i wymachując pięściami, a następnie entuzjastycznie dodała: - Ja na pewno dam!
Horyzont przykrył się mgłą, gdy nad naszymi bohaterami rosła wspaniała, majestatyczna i tajemnica góra " Kain Taut Ke". Wkrótce pod ozdobiona jońskimi kolumnami bramą, stał ogromny, pies w kolorze popiołu, z trzema wielkimi głowami, z paszczami najeżonymi kłami.
- STAĆ!! Dalej nie przejdziecie! - stwierdziły zgodnie wszystkie głowy bestii.
Kiazu, bez zawahania zaszarżował na cerbera. W ten wszystkie paszcze potwora rzuciły się na neczankę, która w ostatniej chwili zdążyła odskoczyć i dzięki temu ledwo uchodzi z życiem.
- Kiazu prowadź nas! - stwierdza Hachi z uśmiechem i zalotnie trzepocząc rzęsami.
- Yay! -stwierdza radośnie Otachi, a następnie wyciąga z kieszeni pompony i zaczyna energicznie dopingować: - Dajesz Kiazu!
- Ej! Kiazu jest moja! - stwierdził Hachi, wyciągając z kieszeni spódniczkę i pompony, a następnie dołącza się do dopingowania.
- Ja może się nim zajmę ... - wtrąca pewnie Skauti, którego prawa ręka zmieniła się w intensywnie niebieski płomień.


************

Czas wolno płynął, jednak w końcu nastało już wczesne popołudnie. Narzekający kapitan, dawał się mocno we znaki i to stanowczo bardziej niż majacząca Rina, która w wysokiej gorączce mówiła same bzdury.
- Co raz bardziej majaczy ... - stwierdził zatroskany Otachi.
- To nie dobrze ... - odparł Hachi.
- Kurai, co powiesz na przerwę? - spytała Diuna.
- Ziom popieram! Mam wrażenie, że coś jest nie tak ... - dodał Otachi.
- Niech Wam będzie ... czas odpocząć... - stwierdził twardo Kurai.
W tym momencie Hachi stworzył kilka wygodnych kamiennych siedzisk. Kapitan jednak pogardził takim siedziskiem i stworzył ogromny lodowy tron, na którym szybko zasiadł, robiąc przy tym naburmuszoną minę.
- Ojej ktoś nadal jest obrażony o "psikusa"... - stwierdziła Diuna rozsiadając się wygodnie.
- Eh... tęsknie za słońcem... - stwierdziła Kiazu, rozkosznie przeciągając się.
W ten Rina siedząc na fotelu zachwiała się i zaczęła wymiotować, elektryczny neczanin podparł ukochaną pod ramionami i w ten sposób, trzymając dziewczynę sprawił, że mogła swobodnie zwracać i nie groziło jej utopienie się we własnych wymiocinach. Wodna neczeczanka bardzo szybko zrobiła się niesamowicie gorąca.
- No to zajebiście ... - stwierdziła Diuna.
- Ble ... to obrzydliwe ... To może teraz się jej pozbędziecie? - spytał urażony kapitan.
- W kopa w dupę chcesz? - spytała Kiazu.
Nagle Hachiemu zakręciło się w głowie i swobodnie upadł na jedno z kamienno-ziemnych siedzisk.
- Co jest Bro? - spytał dociekliwie Otachi.
- Żle się czuje ... -odparł Hachi.
Kiazu podeszła do brata i dotknęła jego czoła i w tym momencie okazało się, że jej brat stopniowo robi się ciepły.
- Hmm... chyba dostaje gorączki ... - stwierdziła Kiazu.
- Hachi Ty ciapo, jak mogłeś dać się ugryść? - spytała złośliwie Diuna.
- No właśnie sam nie wiem jak to się stało ... - odparł Hachi.
Psychiczna neczanka zaczęła się złośliwie śmiać z brata, a następnie nagle sama zbladła. Po szybkiej obdukcji okazało się, że Diuna również ma gorączkę.
- Hehehe ... i co? Przygadał kocioł garnkowi? - zaśmiał się Hachi.
- Oj siedz cicho ... - odparła Diuna.
- Nasza sytuacja zaczyna się pogarszać ... - stwierdził Skauti.
- Spokojnie Ziom ... na Diunę i Hachiego działa szczepionka więc opóźnia ich objawy ... - odparł Otachi.
- W sumie racja ... - odparł Skauti.
- Dadzą radę! - stwierdziła radośnie Kiazu a następnie z ciekawością spytała: - Mnie bardziej ciekawi co rodzi się w głowie Riny, bo te jej majaczenia są intrygujące.
- Jestem pewien, że to nic ciekawego ... - odparł naburmuszony Uamuzi.


************

Neczanie i Skauti dotarli do wielkiej podziemnej komnaty wypełnionej żółtymi i ogromnymi kurczakami, które jak oszalałe biegają po całym pomieszczeniu.
- Eh, łatwo było. - stwierdziła Kiazu, a następnie entuzjastyczne dodała: - Czas zabrać kurczaki do naszego wspaniałego Pana!
- Bierzmy się do roboty! Nasz Pan gdy jest głodny, potrafi wybić całą ludzkość! - dodał Hachi.
Nagle Kiazu złapała jednego kurczaka w zęby i z dumą, nadal trzymając kurę w zębach, powiedziała: - Dobfffaaaa moszemy ifść!
Tymczasem Hachi, Otachi, Diuna i Skauti w komiczny i nie kontrolowany sposób, ganiają za rozszalałymi kurczakami. Wkrótce Diuna łapie swojego kurczaka i pyta:
- Wszyscy zaopatrzeni?
- TAK! - odparli zgodnie pozostali.
- Jednakże nasz pan nie jada surowizny! - stwierdził Skauti.
- Musimy jeszcze zdobyć niebiańska panierkę od wiedźmy z bagien! - dodał Hachi.
- I je usmażyć w ogniu piekielnym ... - dopowiedział Otachi.
Natomiast Kiazu radośnie przytaknęła reszcie nadal trzymając szamoczącą się kurę w zębach.
- Na przód! Zatem na bagna! - stwierdziła energicznie Diuna.



************

Przez prawie całe popołudnie Rina, praktycznie non stop wymiotowała, na szczęście nie były one przepełnione krwią. Ten incydent zmusił oddział do dłuższej przerwy, po której wodna neczanka nagle zrobiła się chłodna i praktycznie nie przytomna. Dzięki temu Otachi był ją wstanie wziąć na plecy i ruszyć dalej. Diuna i Hachi nie mają jeszcze bardzo wysokiej gorączki, więc są wstanie swobodnie poruszać się sami. W ten upierdliwe nagranie w słuchawkach ucichło i dzięki temu nastała przyjemna cisza.
- Albo ja mam omamy albo to durne nagranie znikło ... - stwierdziła nagle Diuna.
- QRV ...QRV ... - stwierdził Kurai, włączając słuchawki.
- QSL! No nareszcie! Nawet nie wiecie jak miło Was słyszeć! Żyjecie? - odparł Neczański generał, po chwili wywoływania.
- Szanowny generale żyjemy, chociaż te ...
- ŻYJEMY! - wtrąciła entuzjastycznie Kiazu, przerywając wypowiedź kapitana.
- Cieszy mnie to, a teraz słuchajcie Dae Cheetah kończy rytuał i ... niech no spojrzę na zegarek... jest 16 więc macie 18-22 godziny na ucieczkę z podziemi! Jeśli tego nie zrobicie zostaniecie zamknięci wraz z Pisaca ... - odparł Rudy.
- Szanowny generale to ja wychodzę sam! - odpowiedział Kapitan.
- Jak to sam? - zaciekawił się generał.
- Uamuzi głupoty gada ... wychodzimy wszyscy. - stwierdziła Kiazu.
- Generale, ten czas tylko deko cienki ... ale damy rade! - dodał Hachi.
- Czy ktoś może mi powiedzieć o co chodzi? - spytał dociekliwie Rudy.
- Mamy trójkę pogryzionych... - stwierdził chłodno Kurai.
- Hachi i Diuna dopiero dostali gorączki więc na spokojnie dadzą radę. - stwierdziła Kiazu.
- Mamy jeszcze Rinę, która pare godzin temu zaczęła wymiotować ... - dodał zaniepokojony Skauti.
- Zajebiście ... wręcz świetne wieści ... dobra ... powiadomię oddział ratunkowy i śpieszcie się. - odparł poddenerwowany Rudy, a następnie dodał: - Jak daleko jesteście?
- Potrzebujemy jakieś 24 godziny na wyjście ... - odparła Diuna.
- To musicie się bardzo sprężać ... nie wiem jak to zrobicie ale musicie wyjść przed zakończeniem rytuału ... - stwierdził neczański generał.
- Spokojnie Generale, wyjdziemy! - dodała entuzjastycznie Kiazu.
- Oby ... - odparł generał.


************

Nasi bohaterowie na mrocznych, pokrytych zielenią bagna spotkali kobietą w czerni, której podeszły wiek, wskazywał, że już od dawna powinna być martwa. Hachi i Otachi łasząc się, ocierają się o nogi dumnie stojącej Kiazu.
- Musimy się streszczać, nasz pan już długo czeka na swój posiłek! - stwierdziła Diuna, poprawiając to co ma najlepsze.
- Otachi, Hachi pokażcie jak bardzo mnie kochacie i zdobądźcie dla mnie te niebiańską panierkę! ... - stwierdziła radośnie Kiazu, przytulając braci.
Hachi bez słowa z impetem ruszył na wiedźmę, która jednym szybkim i zwinnym ruchem zmroziła go. Drugi z braci nie czekając na rozwinięcie akcji również zaatakował nieznajomą postać. Wiedźma bez trudu zmroziła również Otachiego i tak obaj neczanie wylądowali w brudnym bagnie. Tymczasem Diuna wybuchła śmiechem, a po długiej chwili wiedźma rechocząc, w końcu odezwała się:
- Tak nigdy nie zdobędziecie mojej panierki!
-Obleśne bagnisko! Lepi się, wdziera w każdą szczelinę mojego ponętnego ciała. - wtrąciła Kiazu.
- Aby zdobyć niebiańską panierkę musie odpowiedzieć na moje pytanie... - kontynuowała wiedźma.
- O nie tylko nie testy ... nie radzę sobie z nimi ... - stwierdził Hachi.
Natomiast Otachi świetnie się bawi, taplając się w bagnie, radośnie wykrzykując:
- Nyaaaa ....!
- Zatem zagadka brzmi ... jeszcze możecie się wycofać - odparła wiedźma.
- NIGDY! wykrzyknęli zgodnie Kiazu, Diuna i Hachi.
- Zatem słuchajcie, dlaczego Waszego Pana zgarnęła policja? - stwierdziła chłodno wiedźma.
- Bo jechał swym rydwanem w piorunującym tempie? - odparła Kiazu ze słodką minką.
- Nie mogła go złapać policja bo jest za szybki! - dodała Diuna.
- Bardzo przemyślane odpowiedzi, jestem Wam za nie wdzięczna... - Odparła z podziwem staruszka.

************

Drużyna najszybszym możliwym krokiem, uparcie podąża w kierunku wyjścia z tych piekielnych i straszliwych podziemi. Hachi, Diuna a w szczególności Rina, z każdą godziną mają się coraz gorzej i gorzej. Otachi dzielnie stara się chłodzić resztę rodzeństwa, a Kiazu zawodowo denerwuje bramańskiego kapitana, tak aby ten używał swoich lodowych mocy i tym samym schładzał pogryzionych. Tymczasem przestraszony Skauti obwiniający siebie, z to co się stało z Riną, bez słowa podąża za Kurai'em, który od czasu do czasu doprowadza ognistą neczankę do porządku, aby za bardzo nie przeginała.
- Ku... Kurai ... czy to dobry pomysł tak wkurzać kapitana...? - wyszeptał niepewnie Skauti.
- W większości sam się wścieka o byle co ... - odparł chłodno Kurai.
- Ale ...
- Ale tak chcąc nie chcąc pomaga nam schłodzić tych co tego potrzebują ... a skoro wkurzanie go to jedyny sposób na osiągniecie tego celu to trudno ... - dopowiedziała Kiazu, a następnie dodała: - Kurcze Rina cały czas majaczy o jakiś kurczakach i panierce ... normalnie znowu burczy mi od tego w brzuchu.
- Heheh ... to miło, że nie tylko my cierpimy z tego powodu ... - odparł Otachi.
- Popieram Bro ... - dodał Hachi.
W ten wodna neczanka ponownie zaczęła wymiotować, a jej temperatura stanowczo wzrosła.
- Oby nadal bez krwi ... - stwierdził Skauti.
- Swoją Drogą Kiazu, chyba nie dobre te kurczaki ... zauważyłaś, że najpierw o nich majaczy a potem wymiotuje dalej niż widzi? - stwierdziła złośliwie Diuna, trzymając torbę wypchaną lodem na swojej głowie.
- Jami ... - stwierdził Hachi z głupkowatą miną.
- RUSZCIE SIĘ! NIE MAM ZAMIARU ZGINĄĆ TU PRZEZ WAS! - wtrącił poirytowany kapitan.
- Z luzuj Ziom i tak musimy rozbić obóz na noc ... - stwierdził Otachi.
- Ale zginiemy tu przez ten nocleg! - powiedział stanowczo Uamuzi.
- Przestań panikować, musimy odpocząć. - odparł stanowczo Kurai, a następnie dodał: - Jest 23:00 czyli pozostało nam na wyjście jakieś 11-15 godzin, więc możemy sobie pozwolić na 4 godziny odpoczynku ....
- Oszalałeś! Przez Ciebie zginiemy! Trzeba iść! - odpowiedział zbulwersowany kapitan.
- Wszyscy jesteśmy zmęczeni... - wtrącił Hachi, którego gorączka delikatnie zaczęła rosnąć.
- Z tobą natręcie na czele ... - dodała Diuna, patrząc na ledwo stojącego kapitana.
- Dodatkowo jest już stosunkowo nie daleko ... - dopowiedział Hachi.
- Bez dyskusji, czas na czterogodzinny odpoczynek. - rozkazał Kurai.
- TAK! - odparli entuzjastycznie neczanie.

************

- Kurczaki są ... Panierka jest .... ale czegoś nam jeszcze brakuje ... - stwierdziła Diuna
- HAHAHAHA! No normalnie popłakałam się ze śmiechu! - wtrąciła Kiazu zwijająca się ze śmiechu.
- O tak odpowiedź wiedźmy była zacna! - stwierdził Hachi śmiejąc się.
- Hmm... zostało nam usmażyć kurczaki w ogniu piekielnym! - stwierdził nagle Skauti.
- Och nie! - odparła Kiazu, wskakując Skautiemu na plecy, a następnie bawiąc się jego uszkiem dodała: - Obronię Cię!
Wkrótce nasi bohaterowie podążali już po bezkresnym piekle, starając się dostać do serca lawy. Jednak na ich drodze stanął sam władca piekieł i podziemi, który na sam widok poszukiwaczy przygód z niesmakiem powiedział:
- Wy łajdaki co depczecie mi lawę! Dokąd się wybieracie?
- Hmm.. czas ponownie użyć moich wdzięków! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu poprawiając swoje kobiecie krągłości.
- JA SIĘ TYM ZAJMĘ! - wtrącił Hachi.
- O NIE JA SIĘ TYM ZAJMĘ! - odparł Otachi, zagradzając bratu przejście.
W czasie kiedy neczańscy bracia się kłócili, Kiazu podeszła do przeciwnika i miziając go delikatnie po twarzy ponętnie powiedziała:
- O Panie dna, chcemy tylko przejść ...
Na ziemistej twarzy strażnika piekieł pojawiły się wymowne rumieńce, a po jego głowie przegalopowało stado dwuznacznych myśli. Jednak mieszkaniec lawowej krainy szybko się otrząsnął i powiedział:
- Nie ... nie mogę Was przepuścić...
- Oj możesz ... - stwierdziła Kiazu, kładąc dłoń strażnika na swojej ponętnej piersi.
- No ... może ten jeden raz ... tylko nikomu nie mówcie... - odparł władca lawy i podziemi, odwracając wzrok.
- Dziękując, - odparła radośnie Kiazu, a następnie ba odchodne chuchając w uszko strażnika, ponętnie powiedziała:- Do następnego ... ra ...zu ...

************
Cztery godziny odpoczynku minęły straszliwie szybko, tak samo szybko postępuje złe samopoczucie Riny. Wodna neczanka nie dość, że nadal majaczy i wymiotuje to jeszcze przestała przyjmować płyny.
- Jej stan się drastycznie pogarsza ... - stwierdził zaniepokojony Skauti.
- Nie tylko jej ... - stwierdziła Kiazu, pokazując na Diunę i Hachiego, którym temperatura ciągle rosła.
- Gdyby nie szczepionka to pewnie już dawno by wymiotowali albo już mieli omdlenia. - dodał Otachi.
- Kiazu, spraw aby Uamuzi zmienił Rine w szczelną bryłę lodu. - wtrącił stanowczo Kurai.
- Oszalałeś? Ona jest wodą, takie zamrożenie może ją zabić! - odparła nerwowo Kiazu.
- Jest osłabiona, a ja się chętnie zamrożę ... - dodała Diuna.
- Ty jeszcze dajesz radę się poruszać, aż takie zamrożenie nie jest Ci potrzebne. - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - takie całkowite i potężne zamrożenie, wprowadzi ją w stan hibernacji i dzięki temu jest szansa, że uda nam się wyjść zanim ona zacznie wymiotować krwią.
- Ciekawy pomysł Ziom, ale czy nie jest on zbyt ryzykowny? - stwierdził Otachi.
- Musimy je podjąć. - stwierdził odważnie Kurai.
- Wiesz, że jak coś pójdzie nie tak to ona zginie? - spytała Diuna.
- Tak samo jak nic nie zrobimy to również zginie, bo zacznie wymiotować krwią, a wtedy już na pewno jej nie pomożemy. - stwierdził chłodno Kurai.
- Doba punkt dla Ciebie Ziom ... - odparł Hachi.
- To co robimy? - spytał Skauti.
- Kiazu zajmiesz się tym? - spytał stanowczo Kurai.
- Jasne zostaw to mnie! - stwierdziła energicznie Kiazu, z wrednym uśmiechem.

************

- Rudy czemu nie zareagowałeś? - spytał Moyoshi.
- Po raz Kurai i tak by nie posłuchał, po dwa mówił z sensem, a po trzy również uważam, że to dobre wyjście. - odpowiedział generał, spokojnie popijając kawę.
- A co jeśli rzeczywiście zginie? ...
- To przynajmniej będą wiedzieli, że zrobili wszystko co się dało aby ją uratować. Słuchaj Moyoshi, jak nie podejmą tego ryzyka to Ona bankowo zacznie wymiotować krwią, a to oznacza jedynie śmierć w męczarniach.
- W sumie ma omdlenia, majaczenie, wysoką gorączkę i wymioty i zapewne liczne krwotoki wewnętrzne bo wydaje się być coraz słabsza ... więc rzeczywiście to może jej uratować życie ...
- Wiesz wszyscy wiedzą, że to ogromne ryzyko, ale trzeba je podjąć ...
- Rozumiem...
- Chociaż przyznam, że chciałbym znać jakiegoś kuba z rozwiniętą magie Siliana, w tedy byłbym spokojniejszy...
- Kub potrafiący wskrzeszać to niebywała rzadkość ... Już chyba jest większa prawdopodobieństwo na to, ze ona wyjdzie z tego cało, niżeli my od tak spotkamy Kuba, który wskrzesza ...
- Co racja to racja ...
- Hmmm... odział ratunkowy wie o sytuacji?
- Oczywiście ...
- To dobrze ... oby Riną, zajęli się w pierwszej kolejności...
- Moyoshi nie osłabiaj mnie, już dawno dostali taki rozkaz ... - stwierdził Rudy, a następnie dodał: - Moyoshi idź spać i odpocznij ...
- Ale ...
- To rozkaz ...
- No dobra idę odpocząć ...
- Ta dobrze Ci to zrobi, bo już cienko u Ciebie z myśleniem ...