piątek, 11 maja 2018

Epizod 244




"
Wysoka cena z przeszłości"


Ranek, nastał wyjątkowo wcześnie po nocnych wydarzeniach. Jednak Generał tym co chwytali bestie, w swej nie ocenionej łaskawości pozwolił zostać w łóżkach, aż do dziewiątej. Co za tym idzie neczańskie rodzeństwo dopiero w okolicach dziesiątej rano, udało się na śniadanie do obozowej stołówki, która w tych godzinach praktycznie świeci już pustkami.
Odział ChiZ02 siedzi przy nie dużym, masywnym, brązowym drewnianym stole, zaczynają dopiero aromatyczny, ciepły wyglądający nadzwyczaj apetycznie, posiłek, składający się z
naleśników usmażonych wraz z jabłkami i z miodem, owsianki i omletu. Bo takim energetycznym śniadaniu, wojskowi będą dzisiaj mieli dużo siły do działania.
- Dałeś czadu Ziom! - stwierdził z podziwem Hachi.
- Kozak walka! - dodał Otachi.
- Normalna. - Odpowiedział chłodno Kurai, a po chwili dodał: - Smacznego wszystkim.
- SMACZNEGO! - odpowiedziało zgodnie i radośnie rodzeństwo.
- Hhm... Pycha! - dodała Kiazu, zajadając się ze smakiem.
- Dobre! Wręcz za dobre. - powiedziała Diuna.
- Normalne wojskowe śniadanie. - odparł Hachi.
- Właśnie Kurai, jak to zrobiłeś, że bestia żywiołu walczyła dla Ciebie? - spytała w końcu Kiazu.
- Tak samo jak ostatnim razem. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Em... Ostatnim razem? - spytała niepewnie Rina.
- Hmm... na turnieju walk smoków, przywołał tego smoka na chwilę. - odpowiedział po chwili namysłu Otachi.
- Dobre, to było! Chociaż sama bestia była znacznie mniejsza od ten nocnej. - dodał Hachi.
- Powinnaś to pamiętać, w końcu na finale byłaś już przytomna... - dopowiedziała Diuna.
- Em … Volaure nie pozwolił mi oglądać finału i poza błyskami nic nie widziałam... - odpowiedziała pokornie Rina.
- Kurai, ja też mogę tam walczyć ramię w ramię z swoja bestią? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Owszem, możesz. Każdy z Was może. - odpowiedział chłodno Kurai, a po chwili dodał: - Trzeba jedynie pojednać się z bestią, osiągnąć pewien poziom mocy i „chcieć” walczyć ramię w ramię.
- To nie wiele! - odparła radośnie Kiazu, a następnie w mgnieniu oka zjadła śniadanie i wybiegła pędem z pomieszczenia.
- Ziom, naprawdę to takie proste? - spytał Hachi.
- Nie słuchałeś uważnie, nie powiedziałem nawet słowa, że to jest proste. - odpowiedział Kurai.
- Ziom, wiesz, że ona będzie próbować do wieczora? - spytał Otachi.
- Wiem. - odpowiedział chłodno Kurai, kończąc śniadanie i odchodząc od stołu. Następnie dopowiedział: - Za cztery godziny widzimy się u Generała.
- Tak jest! - odpowiedziało zgodnie rodzeństwo, dalej delektując się śniadaniem.
************

Kiazu znajduje się w sali treningowej i usilnie próbuje przywołać swoją bestię. Jednak póki co próby przyniosły jedynie zmęczenie, frustrację i nic więcej. Mocno poirytowana ognista neczanka z całej siły uderza w worek treningowy. Nagle dziewczyna uderzyła w czarny worek z taką siłą, że ten urwał się, z impetem uderzył o ścianę i rozsypał się na ogrom, drobnych kawałków.
- Nie da się tego zrobić na siłę. - stwierdził chłodny znajomy głos.
W tym momencie Kiazu, gwałtownie odwróciła się i krzyknęła:
- Oszukałeś mnie!
Następnie dziewczyna bez zawahania zaatakowała swojego dowódcę i zaczęła wyprowadzać jeden cios za drugim. Jednak Kurai, z rękami w kieszeniach jedynie unikał ciosów. Wkrótce, po dłuższej chwili zmagań elektryczny neczanin złapał prawą rękę przeciwniczki, bardzo szybko wykręcił ją i jednym zwinnym ruchem przygwoździł do ściany, także Kiazu była twarzą do ściany i nie była wstanie się do końca ruszyć.

- Nie oszukałem. - odpowiedział lodowato Kurai.
- Ta jasne! - wykrzyknęła Kiazu.
- Pamiętasz
Bieinn i podziemia "Nigiyo Kokhong"? - spytał chłodno Kurai.
- Pamiętam, ale co to ma do rzeczy?
- To co powiedział Ci strażnik?
- Nic ciekawego.
- Co powiedział strażnik? - spytał ponownie Kurai.
- Heh … coś w stylu: „ dzisiaj nie jesteś godna poznania mnie ... wróć jak wzniecisz swój ogień a czas ruszy znowu ... wtedy zaszczycę Cię i przyjmę Twoje wyzwanie „
- A jak Cię nazwał? - naciskał dalej Kurai.
- Nie pamiętam. -odpowiedziała nerwowo Kiazu.
- Pamiętasz, zastanów się. - kontynuował twardo, ale bardzo spokojnie Kurai.
- Nie ważne jak mnie nazwał! Przecież mówiłeś, że trzeba być pojednanym z bestią, a ja i Ignis to jedyność! Czego mi brakuje!?
- Jak nazwał Cię strażnik? - naciskał Kurai, który chyba w ogolę nie słuchał neczanki.
- „Niespokojna duszo” - odpowiedziała Kiazu, po dłuższej chwili ciszy i ze zrezygnowaniem w głosie.
- Dokładnie. - powiedział chłodno Kurai, po czym puścił dziewczynę i spokojnie powiedział dalej: - Ignis wybrał Cię już dawno i odkąd się połączyliście to jesteście jednością.
- To w czym problem!? - spytała Kiazu z wyrzutem i łzami w oczach.
- „Niespokojna duszo ... dzisiaj nie jesteś godna poznania mnie ... wróć jak będziesz spokojna ... i gdy już wzniecisz swój ogień a czas ruszy znowu ... wtedy zaszczycę Cię i przyjmę Twoje wyzwanie „ - przypomniał Kurai, a następnie dodał: - Przeszkodą jest niespokojna dusza.
- To źle że jestem temperamentna?
- Nic takiego nie powiedziałem. Posłuchaj samo zdobycie bestii i idealne połączenie z nią, to nie wszystko. Musisz w sobie odnaleźć spokój, aby działać ramię w ramię z Ignisem.
- Co masz na myśli?
- Widzisz każda bestia również ma swój charakter. W Twoim przypadku Ignis jest równie temperamenty i chaotyczny co Ty, i w tym szaleństwie jesteście idealnie połączeni. Jednak aby walczyć ramię w ramię jedno z co najmniej jedno z Was musi osiągnąć spokój, pokorę i czasem trochę odpuścić, aby to drugie tez mogło działać. - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie równie spokojnie dodał: - Walka, ramię w ramię z bestią to sztuka kompromisów, której trzeba się nauczyć i nie da się osiągnąć w pięć minut. Wielu wojowników nie osiąga tego etapu, jednak Ty z swoim uporem, wytrwałością i siłą prędzej czy później dasz radę.
- Heh … czyli nie tylko siła, ale i umysł i opanowanie?
- Dokładnie. Brutalna siła, stanowczość i rozkazy to nie wszystko. Pamiętaj, kiedy zbytnio zdominujesz bestie, to to obróci się przeciwko Tobie i musisz ufać nie tylko sobie, ale również Ignisowi. - kontynuował Kurai, a po chwili dodał: - To działa w obie strony.
- Trzeba osiągnąć „złoty kompromis” i to jest to „połączenie” się z bestia o którym mówiłeś?
- Owszem.
- Rozumiem, to czeka mnie dużo pracy, ale podołam temu wyzwaniu! - powiedziała Kiazu, z determinacją i stanowczością w głosie.


************

Spora sala konferencyjna, urządzona w prostym surowym i twardym klimacie. W tym pomieszczeniu znajduje się nanczański generał, który pije kawę, oraz pracuje na laptopie, skrytym wśród dużej ilości dokumentów. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę. - powiedział Rudy.
- Panie Generale, już jestem. - odpowiedział młody głos
- Doskonale, idź do gabinetu obok i poczekaj jak Cię wezwę.
- Tak jest! - opowiedział pokornie przybysz i udał się do gabinetu.
- Aha jest tam przygotowany neczański mundur. Masz się w niego przebrać.
- Tak jest. - odpowiedział bez zawahania młodzieniec.
************

Kurai stoi na jednym z dachów i opiera się o betonową budkę, będącą obudowaną klatka schodową. Upalne słońce delikatnie skrywa się za chmurami, a przyjemny wiatr spokojnie targa jego włosy i daje przyjemne orzeźwienie. Nagle na ten sam dach przyszła Kiazu, jest spokojniejsza, ale jednocześnie widać po niej, że wszystko w niej jeszcze buzuje.
- Dobra przedstawiłeś mi świetne założenie jak to powinno wyglądać, jednak nie uwierzę, że Ty nie dominujesz swojej bestii i tak ładnie pięknie „żyjesz z nią w kompromisie”. - powiedziała obrażonym i pretensjonalnym tonem Kiazu, stając przed swoim dowódcą.
- Po pierwsze, możecie wyjść i tak wiem, że tam jesteście. - stwierdził chłodno Kurai.
Na te słowa z klatki schodowej wyszła reszta jego oddziały, która mniej lub bardziej speszona podeszła do ognistej neczanki.
- Po drugie... - kontynuował Kurai. - Żyję z nią w kompromisie.

- Taaa... Akurat … - wtrąciła Diuna.
- Jakbym Cię, nie znała może jeszcze bym uwierzyła. Ty nie idziesz na kompromisy, nie jesteś typem faceta, który ulega innym. - dodała Kiazu.
- Z całym szacunkiem Ziom, ale nawet nam ciężko w to uwierzyć. - dopowiedział Hachi.
- Musiałem, nauczyć się z nią w kompromisie. - odpowiedział twardo Kurai.
- Jak to musiałeś? Przecież nie ma takiej siły aby zmusić Cię do czegokolwiek. - odparła Kiazu.
- Dawno temu zapłaciłem wysoką cenę, za brak pokory do bestii. - powiedział chłodno Kurai.
- Przecież bestia wybrała Ciebie, to jasne że to ona Ci uległa. - wtrąciła Diuna.
- Burzowy smok wybrał mnie, bo nie miał innego wyboru, a jego charakter jest równie mocny co mój, jak nie mocniejszy. -odpowiedział spokojnie Kurai.
- Żyjesz więc jaką wysoką cenę zapłaciłeś za „brak pokory” do bestii? - spytała zaintrygowana Kiazu.
- Życie to nie jedyna wysoka cena jaką można zapłacić. - powiedział chłodno Kurai, a następnie westchnął i zaczął opowieść z dawnych lat. - To było dawno, ale ta lekcja utkwiła mi w pamięci. Widzicie ...


************

W czasach, kiedy jeszcze byliśmy nastolatkami, a ja brałem udział w turnieju walk smoków. Życie toczyło różne scenariusze. Takie jak ta walka, która wszystko wszystko zmieniła, chociaż się na to nie zapowiadało...
Jedna z zakazanych scen, dryfujących w przestrzeni kosmicznej, na których turnieje walk smoków, były legalną rozrywką. To miejsce jest tak wielkie, że mogłoby być osobną planetą, z własną grawitacją, atmosferą i prawem. W sumie po części tak właśnie było.
Kamienna, okrągła, ogromna arena z ubitą ziemią, lawą i ogniem. To fantastyczne, majestatyczne i niezwykłe miejsce, nie raz służyło na miejsce starć największych wojowników.
Na tej arenie toczy się właśnie kolejna walka w której bierze udział młodzieniec o srebrnych włosach, ujeżdżający czarnego smoka oraz dorosły mężczyzna ubrany w ciężką zaroję płytową i skrywający swoją twarz za przyłbicą i dosiadający ogromną, czerwoną wiwernę.
Ich zaciekła i emocjonująca walka toczy się już długo, a jej końca nie widać. Waleczne bestie co i rusz ścierają się i udowadniają, że z nimi zdecydowanie się nie zaczyna.
Nagle, po kilku silnych atakach, rycerz leżał na ziemi, a wiwerna z podkulonym ogonem siedziała w koncie areny. Wystraszyła się Elektrycznego smoka, który został przywołany przez młodzieńca, który używając przywołanej siły w popisowy sposób zniszczył płytową zbroję przeciwnika, ale jednocześnie nie zabił go. To dało dzieciakowi jednoznaczne zwycięstwo.
-
Zabij ją … - nagle rozległ się głos w głowie srebrnowłosego młodzika.
- Nie … - odpowiedział stanowczo i chłodno młodzieniec.
W tym momencie elektryczny neczanin, emanujący energią, złapał się za głowę, upadł na kolana. Coś ewidentnie sprawiało mu ból.
-
Powiedziałem zabij ją ... - rozległ się ponownie przeszywający głos w głowie chłopca.
- NIE! - powiedział twardo neczanin, niwelując zarówno energie, jak i wielkiego elektrycznego wężowego smoka, który otaczał cześć jego ciała.
Po tych słowach Kurai, podniósł się, jak gdyby nigdy nic się nie stało, a następnie wraz ze swoim wiernym smokiem udał się w kierunku wyjścia z areny.
Nagle neczanina otoczyła elektryczna aura, a on sam czuł ogromny ból. Z każdą sekundą owa aura robiła się coraz większa i większa. Nagle jego oczy stały się żółte i wręcz puste, włosy uniosły się ku górze, a rozszywający ból przeszył jego zmęczone walką ciało. Wkrótce jego energia urosła wręcz do niewyobrażalnie wielkich rozmiarów. Nie minęła nawet chwila jak aura przybrała formę wielkiego, wężowego elektrycznego smoka z dwoma wielkimi łapami, który jest z wszelakich piorunów błyskawic i wyładowań w kolorach żółci, pomarańczy, czerwieni, różu i fioletu. Kiedy tylko aura przyjęła formę ostateczną, wytworzona bestia ryknęła głośno i groźnie, aż zadrżała nie tylko arena, ale i trybuny, a neczanin głośno krzycząc trzymał się za boląca głowę.
Nagle młodzieniec o pustym spojrzeniu podszedł do wystraszonej wiwerny, przywołał swoją elektryczną katanę i jednym szybkim ruchem odciął głowę przerażonej bestii. Szkarłatna krew trysnęła zalewając zarówno Kurai'a jak i całą okolicę. Widownia igrzysk była bardzo zadowolona z obrotu spraw i radosne skandowania i okrzyki doszczętnie przeszyły całą arenę i okolice.
Nagle neczanin upadł na kolana i szaleńczo krzycząc, tracił praktycznie wszystkie zmysły. Po chwili młodzieniec przestał wyglądać jak człowiek. Jego twarz stała się smocza paczą wypełnioną ostrymi zębami, a z jego pleców urosły smocze skrzydła i ogon. Całości tego groźnego wizerunku, dopełniały rogi i pazury. Wszystko to jest stworzone z energii, a przy pojawianiu się rozrywało ciało neczanina, więc niestety gdzie na ciele Kurai'a pojawiło się sporo jego krwi, która wymieszała się brunatną krwią bestii, ale również z pyłem i kurzem, wszechobecnym w tym miejscu.
************


- Wkrótce potem nie wiedziałem już co ze mną się dzieje, widziałem i odczuwałem wszystko, ale nie miałem kontroli ani nad swoim ciałem ani tym bardziej nad burzowym smokiem. - powiedział chłodno Kurai.
- No ale w końcu go pokonałeś nie? Przecież masz dużą moc! - spytała Kiazu.
- Duża moc to również duża odpowiedzialność. - odpowiedział chłodno Kurai, a po chwili chłodno dodał: - Władanie dużą mocą i używanie potężnych technik wiąże się z konsekwencjami.
- Ziom, to jak wyszedłeś z tego cało? - spytał zaintrygowany Otachi.
- Właśnie jak poskromiłeś tego smoka? - dodała Diuna.
- Ten stan w którym się znakowałem przez kilka dni rozrywał mi ciało, umysł i wszystko inne... Mój smok przejmował moje ciało, dusze i w brutalny sposób pokazywał mi gdzie moje miejsce, a ja stawiałem się i udowadniałem, że to ja tu rządzę.... jednak ...


************

Minęło kilka dni brutalnej walki neczanina i jego bestii żywiołu. W tym momencie Kurai, który już zupełnie nie wygląda jak człowiek, tylko jak smok o humanoidalnym wyglądzie, jest w dużym pustym, ciemnym pomieszczeniu bez okiem i spętany jest grubymi łańcuchami, które dają radę utrzymać jego szaleństwo. Jedynym źródłem światła jest pulsująca i niespokojna aura neczanina.
Nagle do pomieszczenia weszła dziewczyna skrywającą swoje oblicze oraz włosy pod ozdobie upiętym turbanem, a ciało pod skromną tuniką. Widać jednie wspaniałe duże oczy dziewczyny, które w panującym klimacie i oświetleniu pomieszczenia wyglądają na złocisto żółte.
Na jej widok więzień rozpętał w pomieszczeniu potężną i niesamowicie potężną burzę, która doszczętnie niszczyła wszystko wkoło, a przybyszka z ledwością unikała elektryczności i starała się podejść do rozszalałego więźnia.

************


- Ją też zabiłeś? - spytała z dezaprobatą Diuna.
- Nie... nie zabiłem … - odpowiedział chłodno Kurai, a następnie dodał: - W sumie potem nie pamiętam już co się działo, kiedy obudziłem się to leżałem w jakimś szpitalu i chociaż nie miałem już fizycznych ran, to nie mogłem się poruszać, a przez rok nie mogłem w ogóle używać mocy.
- Jak to mogłeś używać mocy? - zdziwiła się Kiazu.
- Normalnie... heh … kiedy pstrykniesz palcami i masz na to ochotę, to w Twojej dłoni pojawia się ogień... a kiedy jesteś po ciężkiej walce to sprawia Ci to problem? - spytał Kurai.
- No tak, i im ostrzejsze starcie było tym trudniej mi używać mocy przez jakiś czas. - odpowiedziała Kiazu.
- Siora tak jest póki nie odpoczniesz. - dodał Hachi.
- Ale tak nie mieć mocy w ogóle? Dziwne... - dopowiedziała Diuna.
- To teraz wyobraźcie sobie stan, w którym nagle stajecie się ziemianinem … zwykłym człowiekiem bez mocy i grozi Wam aby zostało tak na zawsze. - kontynuował Kurai.
- Przerąbane po całości. - stwierdziła Kiazu.
- Kiedy chcesz panować nad bestią żywiołu, ale nie zamierzasz się z nią dogadać, to ryzykujesz nie tylko własne życie, ale w najlepszym wypadku ryzykujesz utratę mocy na stale. - odparł Kurai.
- No Ty jednak żyjesz i masz moc... - powiedziała Diuna.
- Nie wiem jakim cudem żyję, a lekarze i Dae Cheetah twierdzili że straciłem moc na stałe i stałem się przy tym zwykłym człowiekiem, skazanym na wegetacje … - odpowiedział chłodno Kurai.
- Czyli Twój upór i determinacja sprawiły, że odzyskałeś moc? - zapytała Diuna.
- Owszem. - powiedział lodowato Kurai.
- W tym czacie pojednałeś się również ze swoją bestią, mam rację? - wtrąciła Kiazu.
- Dokładnie tak było. - opowiedział elektryczny neczanin, a po chwili dodał: - Widzicie, bestia żywiołu podczas walki z używa własna energie jak i energię swojego „nosiciela”, a po takim starciu zjada ona energie nosiciela do cna, a z racji tego, że jej energia się nie regeneruje to nosiciel zwykle nie jest wstanie odnowić energii swojej jak i energii bestii... zwłaszcza kiedy to bestia ciągle ją wyjada.
- Czyli budzisz się nagle bez mocy i nie jesteś wstanie zregenerować sił, więc stajesz się bezbronną maskotką? - zapytała Diuna.
- Owszem. - powiedział twardo Kurai.
- Przerywane uczucie … chyba wolałabym zginąć niż stracić moc. - dodała Kiazu
- Ziomek, jak odzyskałeś moc? - zapytał Hachi.
- Pracą, pojednaniem i wszystkim o czym była mowa wcześniej. - odparł Kurai.
- Jakby to powiedział Anki „Ktoś, kto nie potrafi niczego poświęcić, nie będzie w stanie nic zmienić!” - wtrącił Hachi.
- A wiesz, że nawet trafne. - o dziwo pochwaliła Diuna.
- Czekaj Ziom, to wydarzenie spowodowało, że zrezygnowałeś z turnieju walk smoków? - zapytał dociekliwie Otachi.
- Nie tylko to... - odparł chłodno elektryczny neczanin, a następnie idąc do drzwi i schodząc na dół stanowczo dodał: - Koniec tego, idziemy do Rudego.
- Tak jest! - odparło zgodnie neczańskie rodzeństwo, udając się za swoim przywódcą.