czwartek, 8 stycznia 2015

Epizod 157



"Stara mała kamienica"


Neczanie szybko i sprawnie rozstawili swój namiot, po czym przy niewielkiej lampce, dającej stłumione, blade, białe światło usiedli w komorze dziewczyn i zaczęli rozmawiać. Rina ma słuchawkę w uchu i zakryty mikrofon, natomiast reszta ma w ogóle wyjęte słuchawki, które swobodnie wiszą da ich barkach. Podczas tej przyjemnej chwili wolności Kurai jest poza namiotem i z jednego z wysokich drzew obserwuje okolicę.
- Kiazu, czemu nie chciałaś mieszkać w tym domu? - spytał z ciekawością Skauti.
- Bo nie lubię mieszkać w czyimś domu bez pozwolenia ... - odpowiedziała Kiazu. mrugając okiem.
- Tak, jasne a na serio? - wtrącił Hachi.
- Mam dość obecności kapitana i chciałam spędzić noc zdała od niego aby móc swobodnie rozmawiać i takie tam. - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem.
- Samo doprowadzenie do wtrącenia się generała było genialne, a noc bez kapitana za ścianą będzie wyjątkowo przyjemna - dodała Diuna.
- Rozumiem ... czasem miło się odciąć od Pana Kapitana. - odparł Skauti.
- Ziom a jak Wy z nim wytrzymujecie na co dzień? - spytał dociekliwie Otachi.
- Ja już przywykłem, to mój pierwszy dowódca więc jestem z nim od początku jak tylko przystąpiłem do armii, więc nauczyłem się z nim żyć ... - odpowiedział zwiadowca.
- To przerypane Ziom. - stwierdził Hachi.
- A reszta? - dopytała Diuna.
- hmmm...To dziwnie zabrzmi lecz mam nie odparte wrażenie, że Kriger się go boi, a reszta boi Krigera ... więc skoro Kriger słucha się Pana Kapitana to reszta też się go słucha ... - odpowiedział spokojnie bromiański zwiadowca.
- Ciekawe dla czego? Kriger jest narwany i na dobrą sprawę wydaje się groźny ... - odparła Dina.
- Nie znam jego mocy ale Mi tam podoba się jego błysk w oczach i to narwane szaleństwo które go otacza... a cała ta jego otoczka sprawia, że dla niektórych może być przerażający ...- dodała Kiazu z uśmiechem.
- Jest wojownikiem i szczerze na moje oko wygląda na silnego. - dopowiedział Hachi.
- No dobra może i tak, ale nasz kapitan chyba musi mieć na niego dobrego haka czy coś ... bo to jest strasznie dziwne ... - odparła Diuna.
- Nigdy w to nie wnikałem ... i mam wrażenie, że nie powinienem wnikać ... - odpowiedział Skauti.


************
Wspaniałymi białymi i stosunkowo surowymi korytarzami Zekeren podąża Ery ubrana w niebieską, obcisłą sukienkę bez ramiączek oraz krwistoczerwone szpilki, oraz Hyacin ubrana w czarne leginsy i zieloną tunikę na krótki rękaw oraz czarne adidasy. Obie kobiety miło spędzają ze sobą czas i rozmawiają.
- Dzięki Ery że mi pomagasz, w zakupach. - stwierdziła radośnie Hyacin.
- Nie ma problemu, uwielbiam zakupy więc cała przyjemność po mojej stronie. - odpowiedziała Ery z uśmiechem, a następnie dodała: - A nocne wyprzedaże są moim królestwem.
- Sachiner, na pewno nie będzie miał Ci tego za złe, że spędzasz czas ze mną a nie z nim?
- Na pewno, to zajęty człowiek ... ma wiele różnych spotkań i innych rzeczy ... przez to połączenie światów jego rodzina boryka się z różnymi dziwnymi sprawami, które szczerze nie do końca mnie interesują....
- Rozumiem, to w sumie nawet lepiej, że nie kręcisz mu się pod nogami.
- Tak, na dobrą sprawę masz racje .... Hmm... a jak Ci się układa z Otachim?
- Dobrze, ale tęsknie za nim bo teraz jest na jakieś misji i ma się do mnie odezwać dopiero jak z niej wróci. Jednak boje się o niego...
- Nie martw się, jestem pewna że daje radę ... Znam go i jego rodzeństwo od jakiegoś czasu i wiem, że nie są tacy łatwi to zniszczenia... Zobaczysz niedługo odezwie się do Ciebie i ze swoją wrodzoną radością będzie Ci opowiadał o swoich przygodach. - odpowiedziała Ery z uśmiechem.
- Pewnie masz racje i szczerze nie mogę się tego doczekać.


************
Wewnątrz małej starej kamienicy, znajdują się drewniane, obdrapane, skrzypiące i zaniedbane schody oraz kilka pomieszczeń. Jednak w panujących tam ciemnościach niewiele widać, za to odgłosy starego domu sprawiają, że zagubione zmysły delikatnie wariują. Głucha cisza i przeszywające skrzypienie tworzą niepowtarzalny klimat pełen niepewności i delikatnego strachu. Na piętrze tego domu znajduje się kilka pokoi, a w największym z nich, wśród starych, niezachęcających mebli, w bladym świetle lampki znajdują się bromiańscy żołnierze. Kapitan wygodnie leży na lekko oblodzonej, nieznacznie zniszczonej kanapie, a reszta jego ludzi leży w śpiworach na drewnianej podłodze z klepki. Jedni już śpią, a drudzy patrzą w poszarzały sufit. Głucha i przenikliwa cisza w słuchawkach dodatkowo podkręca i tak już wyostrzone zmysły.
- Cisza ... lubię czcigodną ciszę ... jednak dzisiaj spodziewałbym się nieustającego hałasu ... czyżby neczanie również poszli już spać? ... Mam nieodparte wrażenie, że zajęci zabawą pozbyli się łączności ... - zamyślił się Daktari, patrząc w poszarzały sufit, a następnie dodał: - Obawiam się, że po kontakcie z neczanami będzie przysparzał kłopoty, a Pan kapitan, będzie się na nim wyżywał.... Ale może dzieciak nauczy się dobierać sobie znajomych ...
Puste, głuche chwile leniwie mijają... kiedy nagle rozległ się przenikliwy, skrzypiący dźwięk, który rozdarł panującą ciszę.
- Co to było? - stwierdził Kriger.
- Śpij to pewnie nasi sojusznicy ...- odparł spokojnie Daktari.
- Opanuj się Kriger, to tylko ten stary dom... a TY robisz znacznie więcej hałasu niż ten dom! A to mi bardzo przeszkadza. - wtrącił niezadowolony kapitan wyrwany ze snu.
- Przepraszam, Panie Kapitanie - odparł pokornie Kriger.
- A teraz spać! - zarządził twardo Uamuzi.
- Tak jest! - odparli zgodnie wojskowi którzy jeszcze nie spali.


************
Późnym wieczorem, nawet neczanie ułożyli się do snu. Właściwie to Otachi przejął nocną wartę. Natomiast w namiocie jednej komorze śpią Hachi i Kurai, a w drugiej komorze jest Skauti, Kiazu, Rina i Diuna. Sztywny, zaczerwieniony i spłoszony bromiański zwiadowca, leży tuż obok ognistej neczanki, która mimochodem przytula się do niego i nieznacznie go krępuje.
- Kiazu ... Kiazu ...- szeptał lekko niepewnym głosem Skauti.
- Hhhmmmeeee .... - odparła zaspana Kiazu obejmująca zwiadowcę, przez sen.
- Kiazu proszę ... obudź się .. Kiazu... - nalegał trochę głośniej bromiańczyk.
- Tak? - odparła słodkim, ponętnym i zaspanym głosem Kiazu.
- Uhm ... czy mogłabyś ze mnie zejść? - odpowiedział Skauti rumieniąc się.
- Skauti ... ja mogę dopiero na Ciebie wejść ... - stwierdziła ponętnie Kiazu, gładząc zwiadowcę po policzku, a następnie odklejając się od niego dodała: - No ale skoro gardzisz moją bliskością to niech Ci będzie ...
- To ...to nie tak ... że gardzę ...
- Hmm? ... to jak jest?
- Ja ... ja nigdy nie byłem tak blisko z kobietą ... - odpowiedział mocno zaczerwieniony zwiadowca.
- Słodki jesteś ... - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem, a następnie przybliżając się do mężczyzny dodała : - Spoko, ja nie gryzę ...
W tym momencie bromiański zwiadowca zalał się zimnym potem i w bezruchu czekał na kolejny ruch ognistej neczanki, która wtulała się w niego.
- Dobra koniec bo zaraz mi tu zejdziesz ... - stwierdziła nagle Kiazu, siadając, a następnie podniosła się i wychodząc z namiotu dodała: - To ja idę na dwór, a Ty ochłoń trochę do mojego powrotu.


************
Przeszywające odgłosy starego domu szybko stały się usypiającą muzyką. Bromiańscy wojskowi pogrążyli się już we śnie i żaden z nich nie ma słuchawek w uszach gdyż mimo skrzypienia i ciągłych hałasów poczuli się bardzo pewnie w starej kamienicy oraz aby ewentualnie nie przeszkadzać kapitanowi w kojącym śnie. W tym samym czasie, pośród krzewów i drzew, rozespana Kiazu rozmawia z pełniącym wartę - Otachim.
- Biedny Skauti, zamęczysz go ... stwierdził Otachi.
- E tam ... ja mam wszystko pod kontrolą ... - odparła radośnie Kiazu.
- Właśnie widzę ... dobrze, że kolega nie zszedł na palpitacje serca ...
- Oj tam ... niebawem zobaczysz jaką niespodziankę mu przygotowałam!
- Hehehe ... jak znam Ciebie to będzie ona  niezwykła i każdy będzie mu zazdrościć
- O taaak .. - odparła Kiazu z promiennym uśmiechem, a następnie po chwili zaciekawiona dodała:
- Otachi czemu nie palisz ogniska?
- Kurai powiedział aby nie rozpalać ... Bo ta mgła przepełniona magią, chociaż nie musi to może wybuchnąć i tym samym może nawet nas pozabijać ...
- Szkoda ... chętnie popatrzyła bym w roztańczone płomienie na mojej warcie... a ak to nici ... no ale cóż ... Rozumiem, przezorny zawsze ubezpieczony...
-Do tego mamy ograniczyć używanie naszych mocy do minimum minima, gdyż nie wiadomo jak magia zawarta we mgle zareaguje na nasze moce...
- Eh ... Normalnie zero zabawy...
- Prawda? Jakie to okrutne...
- No, zwłaszcza, że aż mi się krew gotuje w żyłach na widok naszego kapitana i nie mogę ręczyć, że w którymś pięknym momencie go nie przypale ....
- Hehehe ... wtedy nawet podniecę Twój ogień ... chociaż myślę, że moja pomoc w spalaniu szanownego kapitana będzie zbyteczna. - odparł Otachi z uśmiechem.
Nagle w głuchym bezwietrznym podziemnym przydomowym ogrodzie dało się słyszeć rożne szmery łudząco przypominające ludzkie głosy.
- Słyszałaś to? - spytał zaintrygowany Otachi.
- Owszem ... hmm... zupełnie jakby ktoś rozmawiał .... - odparła czujnie Kiazu, a następnie na luzie dodała: - Hmm.. Pewnie to bromiańczycy, którzy pełnią warte albo coś ...


************
Książę Volaure ponownie znajduje się w niewielkim pomieszczeniu, bez okien, gdzie wszystkie ściany są pokryte tapetą, która symuluje półki przepełnione książkami, w którym stoi jedynie komputer. Ta specyficzna Zekereńska biblioteka, ma swój niepowtarzalny urok. Władca uważnie czyta informacje, a jego przepięknre, iskrzące się w świetle monitora, zielone oczy w niebywałych odcieniach wody z pionowymi źrenicami, z każdą sekundą stawały się coraz większe i bardziej przerażone.
- Nie ... to nie może być prawda ... - stwierdził z niedowierzaniem Książę.
W tym momencie Volaure szybko chwycił za telefon, wybrał numer i przyłożył słychawkę do ucha.
- Abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem - odezwał się kobiecy mechaniczny głos.
- Do diabła nie teraz ... - stwierdził książę ponownie wybierając numer.
Jednak zamiast głosu osoby do której próbował sie dodzwonić, ponownie usłyszał kobiecy mechaniczny głos mówiący:
- Abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem ...
- No rzesz kurka wodna ... - stwierdził poirytowany władca, następnie jednym szybki ruchem wyłączył komputer i wielkim pośpiechu wybiegł z pokoju.


************

Zaspani neczanie oraz bromiański zwiadowca stoją przed namiotem i rozmawiają szeptem.
- Dam sobie głowę uciąć, że słyszałem rozmowę ... - stwierdził Otachi.
- Ja też ją słyszałam, te dźwięki naprawdę brzmiały jak rozmowa. - dodała Kiazu.
- Oj przestańcie, niepotrzebnie panikujecie to pewnie bromiańczycy na warcie. - odparła Diuna.
- Nie sądzę, kapitan nie pozwolił by im na rozmowy, a poza tym odpowiedzieliby na wezwanie przez słuchawki ... - wtrącił niepewnie Skauti.
W ten, po mglistym nieznanym terenie rozeszły się przeraźliwe krzyki stłumione przez ogłuszającą eklezję. Następnie wszystko działo się już bardzo szybko. Paniczne oszalałe krzyki zdominowały starą kamienicę i jej najbliższe otoczenie. Niespodziewanie przenikliwy huk przeszył wszystkie wyczulone zmysły wojskowych, a ich oczy, mimo panującego mroku, dostrzegły jak czyjaś sylwetka wypada przez balkon i z impetem uderza o ziemie, robiąc przy tym dużo hałasu.
- Trzeba tam iść! - stwierdziła zdeterminowana Kiazu.
- Ani się waż! - odparł stanowczo Kurai zagradzając neczance drogę.
-No ale ...
- Cisza! - wtrącił chłodno Kurai, a następnie dodał: - Zbierzcie nasze obozowisko najszybciej jak się da, musimy się stąd niezauważenie wydostać i zatrzeć ślady naszej obecności.
- Tak jest! - odparli zgodnie neczanie i Skauti.
- Ale Kurai, oni potrzebują naszej pomocy! - protestowała Kiazu.
- Nie wiemy z czym mamy do czynienia, jeśli teraz tam pójdziesz to wszyscy zginiemy. Tego chcesz? - odparł stanowczo Kurai.
- No nie ... - odparła Kiazu.
Nagle z starego domostwa wybiegły w popłochu cztery cienie, które w panice uciekły z dala od kamienicy, a wysoki skowyt przeszył okolicę. Po bardzo krótkiej chwili z domu wybiegło pięć cieni, które z piskiem i ekscytacją rzuciło się na leżące na ziemi ciało, niczym hieny na rozkładającą się padlinę.
- Ziom gotowe! - stwierdził nagle Hachi.
- Świetnie, rozdzieleni długo nie przetrwamy, więc teraz ruszamy za kapitanem. Trzeba ich najszybciej odnaleźć. - Odpowiedział twardo elektryczny neczanin a następnie dodał: - Tylko bądźcie cicho i trzymajcie się zdała od tych stworzeń. One nie mogą nas zauważyć.
- Spoko ... - odparli w miarę zgodnie pozostali.

Zgiełk, wrzawa i przeraźliwe, przenikające dźwięki, które przywodzą na myśl rozrywanie ciała i brutalne pożeranie żywcem, towarzyszą skrytym w mroku, uciekającym wojskowym.