niedziela, 26 lipca 2015

Epizod 170



"Wielka maskarada"


Godziny nieubłaganie płyną, a zmęczony oddział nadal podróżuje po kamiennym tunelu. Towarzyszy im dość nerwowa i chłodna atmosfera, gdyż ich czas na ucieczkę drastycznie dobiegał końca. Otachi dzielnie schładza Diunę oraz Hachiego, którym gorączka wzrosła. Kapitan się obraził i z nikim nie rozmawiał ani do niczego się nie wtrącał, gdyż jego duma została bardzo mocno urażona. Tymczasem Kiazu, dba o oświetlenie, a Skauti pilnuje się Kurai'a niosącego Rinę zmienioną w nieruchomą bryłę lodu, która jest na tyle solidna, że pomimo upływy godzin nie roztopiła się.
- Kiazu nie przesadziłaś trochę? - spytał zaniepokojony Skauti.
- E tam ... Uamuzi w końcu obraził się na dobre, a Rina jest wprowadzona w stan hibernacji ...jak dla mnie to ja się świetnie spisałam, a nie przesadziłam. - odparła z dumą i zadowoleniem Kiazu.
- Ale kapitan patrzy na nas tak jakby miał nas zaraz zabić ... - stwierdził wystraszony zwiadowca.
- On tak tylko na mnie .... a bazyliszkiem nie jest wiec jest jestem bezpieczna. - odpowiedziała Kiazu mrugając okiem, a kapitan oburzał się słuchając tej rozmowy, ale o dziwo się nie wtrącał.
- Ale mi głowa pęka ... - wtrąciła Diuna trzymając się za głowę.
- A ja czuje jakby młot pneumatyczny rozsadzał mi czaszkę ... - dodał Hachi.
W ten na końcu kamiennego tunelu pojawiło się intensywne, jaskrawe biało-żółte światło.
- Ej ... mam zwidy czy widzę światło? - stwierdziła Diuna.
- Dobrze widzisz! - odparła radośnie Kiazu.
- Hura tunel się kończy! - dodał Otachi.
Na te radosną nowinę wszyscy stanowczo przyśpieszyli kroku, a zwłaszcza bromiański kapitan. Wkrótce zmęczeni wojskowi dotarli do oślepiającego wyjścia tam jednak do ich uszy dotarł przenikliwy i wygłodniały, znajomy jazgot, który mógł oznaczać tylko jedno.
- Pisaca.... - stwierdzili zgodnie neczanie.
Kiazu bez słowa podpaliła tunel, który jest drogą na wolność, dzięki temu nasi bohaterowie stanęli miedzy widowiskową srebrzystą brama, a intensywnym i gorącym ogniem. Hachi mimo gorączki jednym szybkim ruchem zasypał podziemny tunel, którym dotychczas podróżowali. Tym czasem kapitan szybko ulotnił się z tunelu.
- Skauti weź Rinę i wyjdź na zewnątrz. - stwierdził twardo Kurai.
- Tak jest ... - odparł Skauti przejmując neczankę, a następnie pospiesznie wychodząc.
- Co teraz? - spytał Otachi.
- Dae Cheetah już kończy, ale Pisaca nie mogą się wydostać! - stwierdził Rudy.
W tym momencie wygłodniałe wampiry zaczęły gasić płomienie Kiazu, gęsta szara para spowiła cały korytarz, a Diuna zemdlała.
- Otachi, zabierz stąd Diunę i Hachiego. - stwierdził chłodno Kurai, podtrzymując psychiczną neczankę.
- Jasna sprawa ziom. - stwierdził Otachi, a następnie wyszedł z rodzeństwem.
- Czyli co we dwoje dajemy czadu? - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu, z promiennym uśmiechem.
- Jak one straszliwie piszczą ... chyba są coraz bliżej ... - stwierdził generał w słuchawkach.
W tym momencie stado Pisaca pojawiło się w polu widzenia i w zawrotnym tempie zbliżała się do wyjścia z mrocznych podziemi.
- Kiazu idź do reszty... - stwierdził twardo Kurai.
- Co? Chyba żartujesz! - odparła nerwowo ognista neczanka.
- Powiedziałem wyjdź ...
- Kurai nie żartuj! Daj mi powalczyć!
- Nie dyskutuj i wyjdź! - odparł ponownie Kurai, tyle, że znacznie twardziej i jednocześnie mierząc lodowym spojrzeniem ognistą neczankę.
- Wrrr... no dobra ... - odwarknęła Kiazu, niechętnie wychodząc z tunelu.
Tym czasem elektryczny neczanin stanął na wprost rozpędzonych i szaleńczo wygłodniałych wampirów, które z każdą sekundą były coraz bliżej.

************
Przed wejściem do podziemnego miasta na piaszczystej i złocista pustyni, która graniczy z masywnym pasmem górskim o czarno-białych skałach, oraz na jeszcze palącym słońcu, medyczny oddział ubrany w białe i wygodne kombinezony ochronne, które szczelnie przykrywają ich ciała, zajmuje się pogryzionymi. Jest ich czworo, troje z nich zajmuje się Riną, i jej rozmrażaniem, a pozostały członek załogi szybko i sprawnie wykonał zastrzyki pozostałej dwójcie pogryzionych, którzy już czują się trochę lepiej. Tym czasem Kiazu nerwowo stąpała z nogi na nogę, patrząc w iskrzący się tunel, Otachi i Skauti odpoczywają, a kapitan z pogardą wszystko obserwuje.
- Dobra raport proszę... - stwierdził nagle Rudy.
- Psychiczna neczanka, jak trafiła pod nasza opiekę to była nie przytomna, lecz po dostaniu zastrzyku odzyskała przytomność, gorączka jej spada a stan poprawia. - Stwierdził członek oddziału ratunkowego a następnie dodał: - Drugi pogryziony pogryziony, również już dostał surowicę i jego stan się bardzo szybko poprawił.
- Świetnie, a co z wodą? - spytał generał.
- Pozostała część oddziału, stara się ją powoli rozmrozić, aby nie doszło do komplikacji, jednak jej ciało jest pokryte licznymi siniakami, które sugerują, że jej stan jest bardzo poważny, ale zrobimy wszystko co w naszej mocy aby wyszła z tego. - odparł medyk.
W ten Uamuzi krztusząc się upadł na ziemię, jedyny wolny lekarz od razu rzucił mu się na pomoc.
- Co się tam dzieje? - spytał Rudy.
- Bromiański Kapitan zemdlał a na jego ustach są ślady krwi, on jest w znacznie gorszym stanie niż woda. - odparł medyk.
W tym momencie reszta oddziału ratunkowego rzuciła się na pomoc kapitanowi.
- Ej co robicie! Rina potrzebuje pomocy! - wtrąciła oburzona Kiazu.
- Wasz dowódca, jest w znacznie poważniejszym stanie i potrzebuje czterech zastrzyków zrobionych jednocześnie! - odparł jeden z medyków.
- CHYBA ŻARTUJESZ! - stwierdziła Kiazu.
- On nawet nie został ugryziony! - dodała, jeszcze lekko skołowana Diuna.
- Zajmijcie się wodą... - zadecydował generał.
Nagle kapitan dostał drgawek, a z jego ust zaczęła wydobywać się cienka, purpurowa smuga krwi.
- Ale Panie generale dowódca potrzebuje natychmiastowej pomocy! - odparł jeden z medyków.
Nagle masyw górski rozbłysł, a skały zaczęły pokrywać się galaretowatą, fioletowo-błękitną mazią.
- Słuchajcie doszły mnie właśnie słuchy, że Dae Cheetah skończył właśnie rytuał. - wtrącił Rudy.
- Ale Kurai jeszcze nie wyszedł! - stwierdził Otachi.

W ten w podziemnej jaskini powstała potężna eksplozja, przepełniona elektrycznymi wyładowaniami, po czym, w koło wejścia do tunelu podniósł się duszący, szary dym, który skutecznie ograniczył pole widzenia. Następnie dało się usłyszeć jedynie potężne metaliczne trzaśniecie, po którym powstała nie przyjemna fala uderzeniowa, która podniosła również złocisty pustynny piach.


************

- Cholera! - stwierdził na głos Rudy, zdejmując słuchawki.
- Co jest? - Spytał Amis.
- Dae Cheetah skończył rytuał, a Kurai został w środku góry..
- Żartujesz!?
- A widzisz do diabła abym żartował?
- No nie ...
- Do jasnej anielki! - krzyknął Rudy, uderzając pięścią w stół a następnie ponownie zasiadł do radiostacji.


************

Po długich kilkunastu minutach cały dym i piach w końcu opadł, a oczom bohaterów ukazała się ozdobna zamknięta brama, oraz cały górski masyw szczelnie pokryty niezwykłą barierą.
- To koniec ... - stwierdził z niedowierzaniem Hachi.
- Generale, kapitan nie reaguje na zastrzyki a jego stan się pogarsza. - stwierdził jeden z medyków.
- Zajmijcie się wodą... to rozkaz! - odparł Rudy.
- Ale generale my ratujemy życie, a to jest ważniejsze niż rozkazy! - odpowiedział drugi z medyków, nadal starając się uratować Uamuzi.
- Dość tego! - stwierdziła pod nosem Kiazu, a następnie zabrała kilka szczepionek z jednej z toreb.
- Ej Co Ty robisz!? - spytał donośnie jedne z medyków podnosząc się.
- Ratuje siostrę! - odparła Kiazu, otaczając wodną neczankę jasnym czerwono-żółto-pomarańczowym płomieniem.
- Zabijesz ją! - odparł medyk podchodząc.
Jednak Otachi i Diuna stworzyli solidna psychiczno-wietrzną barierę i nie zamierzali przepuścić medyka dalej. W ten stan kapitana ponownie się pogorszył.
- Brushce wracaj trzeba ratować kapitana. - stwierdził jeden z medyków, klęczących przy Uamuzi.
W tym momencie ognista neczanka bez trudu rozmroziła siostrę, która gdy tylko się ocknęła to zaczęła wymiotować.
- Szefie, ona też potrzebuje pomocy. - stwierdził Brushce.
- Dobra idź. - stwierdził jeden z medyków, zerkając okiem na Rinę.
Diuna i Otachi zlikwidowali barierę, a Brushce podbiegł do neczanki, szybko przeszkolił jej rodzeństwo z podawania zastrzyków. Wkrótce Rina dostała pięć precyzyjnych zastrzyków, które z niezwykłą szybkością rozeszły się po jej organizmie, jednak jej stan nie poprawił się. Wtedy medyk zadecydował, o daniu jej kolejnych pięciu zastrzyków z wzmocnionej surowicy. Nagle z ust Riny wyciekła niewielka smuga, bordowej krwi, a następnie neczanka zwymiotowała wodnistą purpurowa cieszą.
- To krew ... ona wymiotuje krwią ... - stwierdziła przerażona Diuna.
- Nie ... spóźniliśmy się ... - dodał blady Skauti, podtrzymujący Rinę.
- Ziom, lepiej się odsuń bo wyglądasz jakbyś za chwile miał zejść ... - stwierdził Hachi, przejmując siostrę.
- Do...dobra ... - wydukał zwiadowca odchodząc.


************

Neczański generał wściekł się, nie na żarty, jeszcze chwilę nerwowo posiedział przy słuchawkach, jednak nagle rzucił słuchawkami i wychodząc z namiotu powiedział:
- Amis jesteś na nasłuchu!
- Tak jest! - stwierdził Amis, a następnie stwierdził w myślach: - Tak wściekłego, go dawno nie widziałem ... współczuje każdemu kto mu teraz podpadnie ...


************

Wodna neczanka, jeszcze kilkukrotnie zwymiotowała krwią. Zdębiały Brushce, przez chwilę zaprzestał jakichkolwiek czynności. Jednak po dłuższej chwili medyk wziął się w garść i podał Rinie kolejny zastrzyk. Tymczasem reszta oddziału medycznego próbuje uratować życie Uamuzi. Nagle do medyków i kapitana podszedł delikatnie naelektryzowany Kurai, ma on delikatnie rozciętą głowę i przyszedł od strony sterty kamieni, znajdujących się przy wejściu do podziemi.
- Czego chcesz? - spytał ozięble szef medyków.
Elektryczny neczanin jednak nic nie odpowiedział, jedynie przy pomocy potężnego pola siłowego odrzucił medyków od leżącego Uamuzi. W ten zaaferowani neczanie i reszta oddziału zobaczyła swojego dowódcę.
- Kurai! - krzyknęła radośnie Kiazu.
- On żyje! - dodała entuzjastycznie Diuna.
- Dobrze widziałem, że po wybuchu przemknął mi przed oczami. - stwierdził Otachi.
W tym czasie odział medyczny wykrzykując różne nie cenzuralne słowa próbował przebić się przez elektryczną, złocisto-białą barierę.
- ZABIJESZ GO! - krzyczał jeden z medyków.
- Generale, jakiś elektryczny typ, nie daje nam działać! - stwierdził w końcu przywódca medyków.
- Białe włosy, kolczyk w uchu...różowo, niebiesko-fioletowe oczy? - sypał Amis.
- Tak ... zaraz Ty nie jesteś generałem! - stwierdził medyk.
- A tak, Kapitan Amis Yangryu ... ma pełnomocnictwo ... - odparł Amis.
- Owszem, już pamiętam ... - odpowiedział nerwowo medyk.
W tym momencie powstało kolejne wyładowanie, które jeszcze dalej odsunęło oddział medyczny. W ten sposób powstała swego rodzaju bezpieczna i wygłuszona strefa, do której nikt nie był wstanie się dostać.
- Koniec tego cyrku wstaw. - stwierdził chłodno Kurai.
Jednak kapitan nadal leżał na ziemi.
- Powiedziałem, wstawaj.. - kontynuował neczanin.
- Dobra już dobra ... - odparł przerażony Uamuzi wycierając krew z kącika ust, a następnie podnosząc się z ziemi i otrzepując się powiedział : - Przecież to była tylko zabawa.
Na te słowa elektryczny neczanin, z dużą siłą uderzył pięścią w twarz kapitana, także ten ponownie upadł na ziemie. Natomiast elektryczna bariera znikła.
- Jak śmiałeś?! - spytał oburzony Uamuzi.
- Normalnie, przecież to była tylko zabawa.... - odparł chłodno Kurai, odchodząc od kapitana siedzącego na ziemi i trzymającego się za obolały lewy policzek.
W tym momencie do Uamuzi podbiegli medycy, który zaczął na niego chuchać i dmuchać i obchodzić się jak z jajkiem, a Kurai podszedł do reszty neczan, a następnie spytał:
- Co z nią?
- Zwymiotowała krwią ... - odparła Diuna.
- Ale od tamtego czasu jej temperatura ciągle spada. - dodał Hachi podtrzymując półprzytomną siostrę.
- Z tego co widzę to surowica zadziałała, a same wymioty z krwią były spowodowane reakcją organizmu na surowice, ale jej stan z każdą minutą się poprawia, jeszcze ze dwa zastrzyki i do rana powinno być już wszystko w porządku. - dopowiedział optymistycznie Brushce, robiąc kolejne dwa zastrzyki.
- To dobrze... - odparł chłodno Kurai.

************

Amis siedzi, przy radiostacji i nie ukrywając radości, nasłuchuje tego co się dzieje, pod wejściem do krainy Pisaca. Obok niego stoi równie zadowolony Moyoshi.
- Dobra Moyoshi, idź po Rudego. - stwierdził nagle Amis.
- Sam idź mi jeszcze życie miłe... - odparł Moyoshi.
- Eh ... dobra ja pójdę ... - powiedział Amis, oddając radiostacje w ręce drugiego kapitana, na następnie wyszedł.
- Szanowny Generale ...
- Uamuzi nie ma tu generała, zaraz przyjdzie ... - wtrącił Moyoshi, przerywając wypowiedź kapitana.
Po paru długich minutach pełnych przeróżnych rozmów, do namiotu wprarował Rudy, który od razu zasiadł do radiostacji mówiąc:
- Dobra, doszły mnie słuchy, że sytuacja opanowana...
- Tak, generale ... - odparł jeden z medyków.
- Wróciłem ... - dodał Kurai.
- Bardzo mnie to cieszy... - odparł Rudy, na następnie dodał:- Dobra a teraz słuchajcie.
- Z całym szacunkiem Generale jestem zmuszony coś powiedzieć. - wtrącił dowódca oddziału medycznego.
- Słucham? - odparł generał.
- Szanowny generale ... - wtrącił Uamuzi.
- Uamuzi, poczekaj chwile i nie wtrącaj się. - stwierdził twardo Rudy.
- Ekh... tak, Panie generale - kontynuował medyk, a następnie dodał: - Kapitan Uamuzi Cagada, przy pomocy swoich lodowych mocy udawał, że również został pogryziony i, że jego stan jest znacznie bardziej poważny, niż stan zamrożonej dziewczyny, przez tą maskaradę mogło ucierpieć zdrowie i życie nie tylko kapitana, lecz również osób pogryzionych.
- Zaważyło na tym również to, że daliście się nabrać, ale to może oznaczać,albo że wykwalifikowany odział nie jest tak bardzo wykwalifikowany jak się wydaje, albo zdolności Uamuzi są nadzwyczaj dobre.... - stwierdził spokojnie generał.
- Oczywiście, że to ja jestem tak wspaniały. - wtrącił Uamuzi.
- Generale z przykrością stwierdzam, że mimo wykwalifikowania i wykształcenia, pierwszy raz w życiu mieliśmy do czynienia z pogryzionymi przez Pisaca. Co prawda ja przeszedłem szkolenie kiedy Pisaca jeszcze chodziły po ziemi to niestety nigdy nie miałem okazji działać. - stwierdził pokornie medyk, a następnie dodał: - Wiem, że nawaliliśmy, ale na de wszystko chcieliśmy im pomóc i przyznaje straciliśmy czujność. Zasłużyliśmy na karę, gdyż porzuciliśmy chorego nie dotrzymując tym samym, naszej przysięgi.
- Hmm... zakładam, że dopóki neczanka wody była zamrożona to nie zagrażało jej niebezpieczeństwo, tak? - spytał Rudy.
- Owszem generale, ale to nas nie usprawiedliwia. - odparł medyk.
- Moja potęga jest ważniejsza od jakieś jakieś tam neczanki ... - dodał Uamuzi.
- Tak, tak doskonale przestawienie a teraz się zamknij!- stwierdził twardo Rudy.
- Wiesz tak swoją drogą Uamuzi powiedział Kurai'owi ze to była tylko zabawa ...- wtrącił Amis stojący nieopodal radiostacji, bez nasłuchu.
Na te słowa generał przewrócił oczami i powiedział do mikrofonu:
- Disker słuchaj, nie bierzcie tego tak do siebie, zdarzyło się i na przyszłość będziecie wiedzieć, że trzeba być znacznie bardziej uważnym. Ważne, że wszyscy pogryzieni mają się już lepiej i udało się wszystkich uratować i to dla mnie się obecnie liczy. Resztę pozostawiam waszym przemyśleniom.
- Tak jest! - odparł zgodnie odział medyczny.
- Aha Uamuzi zanim pojedziesz do siebie mamy jeszcze rozmowę w obecności paru władców, więc my spotykamy się niebawem w tymczasowym obozie typu BBKA. - stwierdził Rudy.
- Tak jest szanowny generale ... - odparł niechętnie Uamuzi.
- Dobra jedziemy dalej, oddział medyczny ma wrócić na Zekeren. Natomiast wy oddziale ChiZ02 oraz Bromiański zwiadowco zostaniecie zawiezieni do stałego obozu typu AAkA, gdzie poczekacie na mnie i dalsze rozkazy.
- Tak jest generale. - odparli zgodnie chórkiem neczanie oraz oddział medyczny.