czwartek, 20 kwietnia 2017

Epizod 220


"Już dawno tego nie robiliśmy ..."


Wczesną wieczorną porą, w dużym hangarze trwa wspaniały koncert Starego Kozła, siedzącego po środku sceny i grającego na bandżo oraz jego rodziny. Po prawej stronie staruszka stai śnieżno biała fura owieczki o kręconych i długich brązowych włosach, spiętych w kucyka oraz ślicznych zielonych oczach. Ma ona na sobie czarny kowbojski kapelusz, czerwoną kraciastą koszulę z podwiniętymi rękawami i zawiązaną na na biuście oraz luźna, plisowaną jeansową spódniczkę oraz czarne kowbojki do kolan. Natomiast po lewej stronie kozła stoi, groźnie wyglądająca fura czarnego byka o niebieskich oczach, który jest ubrany praktycznie jak siedzący na bujanym fotelu staruszek. Dodatkowo ona trzyma białe skrzypce, a on białą gitarę. Póki co oboje stoją i rytmicznie wybijają rytm piosenki granej przez Starego Kozła.
- A teraz piosenka, dla pewnej młodzieży którą miałem przyjemność poznać. Oni dobrze się przy niej bawili, więc być może Wy też będziecie. - odezwał się nagle Don Vuohda.
Nagle po dłuższej chwili staruszek płynnie zmienił melodie, a jego towarzysze również zaczęli grać, dzięki temu jego muzyka stała się jeszcze żywsza. Nagle młodzież zrzuciła swoje swoje kapelusze i zaczęła tańczyć, a staruszek w tym momencie zaczął śpiewać, w starej gwarze z jego rodzinnej planety. Tańczący przez na chwile zaprzestali grania na swoich instrumentach, zupełnie jakby pokazywali kroki. Na wstępnie oboje podskoczyli, unieśli prawe nogi i chwilowo złapali się lewą ręką za kostkę (zupełnie jakby przybijali piątkę swojej kostce), po czym podskoczyli i zrobili to samo za sobą. Następnie skocznie zrobili kółko wokół własnej osi wymachując prawą ręka zupełnie jakby rozkręcali lasso, po czym przeskakiwali z jednej nogi na drugą przesuwając się do przodu, a następnie zrobili to samo skacząc do tyłu. W tym momencie ich ruchy zaczęły się powtarzać z tym że tańczący na scenie nie wykonywali już ruchów rękami tylko grali na swoich instrumentach (taniec i piosenka to Cotton Eye Joe). Publiczność bardzo szybko złapała o co chodzi i zarówno młodzi jak i starzy wojskowi zaczęli tańczyć to co zostało im pokazane, dzięki temu dobra i żywiołowa zabawa rozkręciła się jeszcze bardziej.
W prawym rogu hangaru neczanie oraz książę Zekeren, również energicznie tańczą, chociaż Kurai jako jedyny stoi oparty o ścianę.
- Kurai, rusz się. - stwierdziła Diuna.
- Właśnie, w końcu to piosenka dla nas więc nie wypada stać i podpierać ściany. - dodała Kiazu, która podobnie jak siostra nie przerwała swojego tańca.
- Ziom nie daj się prosić. - stwierdził Hachi.
- Czas zaszaleć Ziom, - dodał Otachi.
W tym momencie Volaure odciągnął przyjaciela od ściany mówiąc:
- Nie bądź taki pobaw się.
Na dokładkę po chwili, Rina, nie przerywając robienia zdjęć, delikatnie potrąciła elektrycznego neczanina swoim biodrem i tym subtelnym gestem również go zaprosiła do zabawy. W tym momencie Kurai, w końcu przyjął zaproszenie do zabawy i przestał się dłużej opierać. Tym samym wszyscy obecni w hangarze dali porwać się wspaniałej muzyce.

************

Po wspaniałym koncercie, który w fantastyczny sposób rozładował napiętą atmosferę panująca w obozie maszyn, wojskowi zaczęli powoli wracać do swoich standardowych zadań. Z wielkiej hali, neczanie oraz książę Zekeren wyszli jako jedni z ostatnich.
- To co Cię do nas sprowadza? - stwierdziła nagle Diuna.
- Diuna ... - wycedził Hachi przez zęby.
- Maszyna do odstraszania smoków. Jestem bardzo jej ciekaw. - odparł jak gdyby nigdy nic Volaure, a następnie przypalił papierosa, a po chwili, delikatnie zadziornym uśmiechem oddał: - Być może jeszcze wykorzystam Brata...
Po czym dość wymownie spojrzał na elektrycznego neczanina.
- Nie mam ochoty ... - odparł chłodno Kurai.
- No weź, tylko raz ... dawno tego nie robiliśmy. - kontynuował Volaure szczerząc kły.
- Weźcie ... ja rozumiem, że macie swoje potrzeby ale dajcie spokój ... - stwierdziła zniesmaczona Diuna.
- Em ... to może już pójdziemy ... - stwierdził zmieszany Hachi.
- A ja tam chętnie popatrzę. - stwierdziła Kiazu z uśmiechem.
- Proszę bardzo, o ile namówisz go aby się zgodził. - odparł Volaure przybijając ognistej neczance piątkę, a następnie szczerząc kły dodał: - No dawaj jeden raz.
- Już mówiłem, nie mam ochoty. - odparł chłodno Kurai, bez emocjonalnie patrząc na władcę.
- Masz, masz ... znam Cię i dobrze wiem, że masz ochotę. - odparł Volaure podchodząc do elektrycznego neczanina.
- Skoro już tu jesteś, a dawno tego nie robiliśmy to niech Ci będzie ... - odparł Kurai.
- O tak! - odparł radośnie władca.
- Ale tylko raz! - odparł chłodno Kurai, odchodząc.
- Lepszy raz niż wcale. - stwierdził władca mrugając okiem, a następnie dodał: - Za dziesięć minut pod gabinetem Aluf'a. Tylko załóż coś bardziej odpowiedniego!
Na te słowa elektryczny neczanin już nic nie odpowiedział, tylko nie odwracając się uniósł prawą dłoń w geście, że przyjął wypowiedź do wiadomości po czym odszedł z nikł w mroku obozu.
- Jesteście bezwstydni .. - stwierdziła Diuna.
- Bezwstydny to ja mogę dopiero być. - odparł Volaure, szczerząc kły i podchodząc do Diuny.
- Hetto, to się nie spodoba... - dodał Hachi.
- E tam ... spodoba spodoba ... i pewnie sam wpadnie popatrzeć. - odparł władca mrugając okiem.
- Volaure, nie przesadźcie ... proszę ... - wtrąciła nieśmiało Rina.
- Spokojnie Aniołku masz moje słowo. - odparł książę, ponownie mrugając okiem, a następnie dodał: - Dobra idę się przygotować. A wy lepiej podziękujcie, że kupiłem Wam trochę czasu i tez się przebieżcie.
- Zaraz ... chwila ... to na co go zaprosiłeś? - spytała dociekliwie Diuna.
- Na mały sparing, a Ty myślałaś, że na co? - odpowiedział książę.
- Na nic ... - odparła delikatnie i nieznacznie zarumieniona Diuna.
- Heheheheh .... - zaśmiał się władca.
- O! Możemy popatrzeć? - spytał Otachi.
- Pewnie, ale lepiej by było abyście się przebrali... chyba pamiętacie co jest potem. - odparł Volaure.
- Tak tak ... pamiętamy ... - odparł Hachi.
- A wiecie, że nasze mundury dają nam pewną możliwość? - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- Niby jaką? - spytała Diuna.
- Masz jakiś pomysł aby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu? - spytał Otachi.
- Lubie jak kombinujecie. - pochwalił Volaure z uśmiechem, popalając papierosa.
- Pewnie - odparła Kiazu z uśmiechem, a następnie dodała: - Nasze mundury pozwalają nam ...
************

Całkiem spora i przestronna sala treningowa, o drewnianej podłodze oraz zielonych ścianach i białym suficie. Po środku sali stoi książę Zekeren ubrany w fioletową luźną bluzę z kapturem w białe trupie czaszki oraz jeansowe spodnie i czarne bezpalcowe rękawiczki zapinane na nadgarstkach. Natomiast na wprost władcy stoi elektryczny który ma na sobie czarne jeansowe spodnie z paroma przetarciami oraz czarną dopasowaną koszulkę, z kapturem oraz bez rękawów. Jej ramiączka są poszarpane i wyglądają tak jakby rękawy zostały oderwane od bluzki. Dodatkowo całości jego wyglądu dopełniają czarne rękawiczki bez palców, które są bardzo podobne do rękawic Volaure.
- Jak dawno tego nie robiliśmy? - spytał Volaure poprawiając rękawiczki i racząc przyjaciela zawadiackim uśmiechem.
- Będzie parę lat ... i pewnie do dzisiaj masz po tym ślad ... - odparł chłodno Kurai delikatnie się rozciągając.
- Owszem, mam... a Ty za to masz szczęście że masz całą rękę... - stwierdził książę z uśmiechem, a następnie również zaczął się rozciągać.
- Smocze leczenie sprawia czasem cuda ...
- Wiem, wiem ... jednak dzisiaj będzie łagodniej
- Nie dasz z siebie wszystkiego? Hmm... albo mnie nie doceniasz albo jest coś o czym nie wiem...
- Heheheh, obiecałem Aniołkowi, że nie przesadzimy
- To wiele tłumaczy ...
- Ta... dobra to bez mocy, oraz broni ... w końcu i tak nie masz szans.
- Zobaczymy, wiele się zmieniło od naszego ostatniego starcia.
- Hehehe, nie tylko w Twoim mrocznym sercu się coś zmieniło, w moim sercu mroku również zaszło wiele zmian, które sprawiają że to ja będę górą. - odparł Volaure z wrednym uśmiechem.
- To zapowiada się dobra zabawa. - odparł pewnie Kurai z delikatnym uśmiechem pod nosem, a następnie dodał: - Nie lekceważ mnie, dobrze wiesz, że w pewnych sprawach jesteśmy tacy sami...
- Nie mam zamiaru. - odparł książę z uśmiechem, a po chwili dopowiedział: - Kto jak kto ale ja wiem, że Ciebie nie można lekceważyć. W końcu widziałem co potrafisz wydobyć z swojego mroku...
- Mówisz jakbyś był nieskazitelnie czysty, a obaj dobrze wiemy, że wiele mroku skrywasz.
- Heheheh ... e tam nic wielkiego, a na pewno nic czego sam byś nie zrobił. - odparł Volaure z zawadiackim uśmiechem.
************

Neczanie szybkim krokiem idą wąskimi uliczkami przez obóz maszyn.
- Myślicie, że to się uda? - spytała Diuna.
- Powinno. - odparła Kiazu.
- O ile nasz cwany plan już nie wyszedł na jaw to powinno się udać. - dodał Hachi.
- Nadal coś knujecie? - spytał Hetto podchodząc.
- Nic nowego ... - odparła Diuna.
- Rozumiem, a tam wszystko gotowe? - spytał Aluf.
- Pewnie. - odparł Otachi szczerząc kły.
- Dobrze, to czemu nie zaczynacie? - kontynuował oficer.
- Idziemy popatrzeć na starcie. - odparła Kiazu z ekscytacją w głosie.
- Zapewne nic ciekawego tam się nie dzieje, Książę wspominał, że chciałby urządzić sobie mały sparing i co prawda wydałem na to zgodę, to poprosiłem aby trzymali się wielu ograniczeń aby mój obóz był bezpieczny. - odparł Hetto.
- Jakich ograniczeń? - spytała dociekliwie Diuna.
- Ty wydałeś zgodę? - zdziwił się Hachi.
- Tak ograniczeń, takich jak nie używanie mocy, gdyż obaj są bardzo potężni ... a ja sam nie do końca wiem jak wyglądają sparingi między nimi ... - odparł Aluf, a po chwili dodał: - Tak ja wyraziłem zgodę. Książę sam do mnie przyszedł i powiedział mi o swoich planach i stwierdzając, że "szanuje zasady obozu, więc prosi o pozwolenie na sparing", a ja przystałem na to.
- Rozumiem. - odparła Diuna.
- Aluf'ie sparing to sparing ... trochę się obiją i tyle ... - dodał Otachi szczerząc kły.
- Niby masz racje, lecz z drugiej strony mam przeczucie, że dobrze zrobiłem, kiedy dość poważnie ograniczyłem im rozkręcenie się w starciu. - odparł Hetto.
- Kurai to jeszcze ... normalnie jego mroczna strona ma swoją własną mroczną stronę ... ale Volaure? To jego odwrotność ... więc tam nic złego nie mogłoby się stać ... - stwierdziła Diuna.
- To Twoje zdanie i masz do niego prawo. - odparł Hetto.
- Do czegoś pijesz? - spytała Kiazu.
- Wiecie, jest miły i sympatyczny, jednak przypominam Wam, że był zaufanym współpracownikiem Dossaka, który nie trzymał w swoich szeregach byle kogo, a kapitanem mogli zostać jedynie Ci najbardziej zaufani i bezwzględni. - odparł spokojnie Aluf, a po chwili dodał: - Pomijam już fakt, że jestem pewien, że nie przejął władzy w prawy sposób.
- Czepiasz się. - stwierdziła Kiazu.
- Być może, jednak ja wolę zachować ostrożność, zwłaszcza że technicznie jest moim przełożonym, co prawda nie bezpośrednim, ale zawsze... - stwierdził chłodno oficer, a po chwili zmieniając temat dodał: - Swoją drogą zgarniajcie ich, gdyż noc ucieka a jutro już nie będziecie mieli zgody na Wasze działania.
- Tak, tak ... - odparł Hachi.

- Zręczna zmiana tematu... - dodała Diuna pod nosem.

************

Kurai wyprowadza celne i stosunkowo silne ciosy pięściami, starając się uderzyć w ramiona i twarz księcia, który zgrabnie obracając się i chroniąc się jedną ręką, unika ataków przeciwnika. Nagle Volaure uchylił się od ciosu a następnie sam zaatakował. Elektryczny neczanin w ostatniej chwili odsunął się bok, jednak władca nie zaprzestał ataku i wkrótce zaczął wyprowadzać jednej szybki cios za drugim. Jednak Kurai bez trudu odskoczył, zrobił salto w tym i bardzo szybko oddalił się od ataków przeciwnika, który z zawadiackim uśmiechem kontynuował natarcie. Po dłuższej chwili Kurai znikł przeciwnikowi z oczu i niespodziewanie pojawił się na ramionach księcia, szybko splótł nogami gardło władcy i zanim ten spostrzegł się co się dzieje przechylił się mocna do tyłu i rzucił przeciwnikiem w kierunku jednej ze ścian. Lecący Volaure szybko zorientował się co się dzieje, obrócił się w locie i nogami odbił się od ściany, wykonując przy tym efektowne salto, po którym swobodnie stanął na ziemi.
- Zawsze byłeś szybki, a teraz jesteś znacznie szybszy niż za dawnych lat. - stwierdził pochwalnie Volaure z uśmiechem i patrząc głęboko w oczy przyjaciela.
- Podobnie jak Ty, nie próżnowałem przez te wszystkie lata. - odparł chłodno Kurai, obserwując przeciwnika.
Nagle władca wyprowadził stanowczy i mocny cios lewą pięścią, który elektryczny neczanin zablokował równie silnym ciosem, wyprowadzonym prawą pięścią. Obie pięści zderzyły się w silnym uderzeniu, jednak panowie zamiast zaprzestać starcia wyprowadzili kolejne ciosy, które jak lustrzane odbicia zostały blokowane, a z każdym kolejnym uderzeniem siła ataków rośnie. Zresztą tak samo jak zawrotność tego nadal przyjaznego starcia.
************

Neczanie idą wąskim korytarzem, prowadzeni przez energiczne odgłosy trwającego starcia.
- Ale głęboko w obozie się zaszyli. - stwierdziła Diuna.
- Przynajmniej mają spokój ... - odparł Otachi.
- Jak sądzicie wreszcie zobaczymy jaką mocą włada Volaure? - spytała entuzjastycznie Kiazu.
- Hetto mówił, że nie mogą używać mocy. - stwierdziła Diuna.
- A może się nie posłuchali? Areny są wygłuszone na moc. - dodał Hachi, z nutą nadziei w głosie.
- Dobra to przekonajmy się. - stwierdził energicznie i entuzjastycznie Otachi, jednocześnie szybko otwierając drzwi do sali treningowej.
w tym momencie oczom neczan ukazał się Volaure wyskakujący w górę i uderzający pięściami w powietrze. Szybko okazało się, że jego Ataki w powietrze, nie są bezcelowe. Każdy cios w powietrze generował kule powietrza, wielkości dłoni, które szybko leciały w kierunku elektrycznego neczanina. Tym czasem Kurai biega po sali, unikając części ciosów, a nie które po prostu odbijając.
- WOW POWIETRZE! - stwierdził uradowany Otachi.
Jednak walczący przyjaciele nawet na sekundę nie zaprzestali swoich działań. Książę nadal "strzelał" kulami powietrza, a elektryczny neczanin zwinnie skacząc unika ciosów. Nagle Kurai zatrzymał się i złapał ostatnią kulę w rękę i od niechcenia rzucił ją na ziemię. W tym samym czasie Volaure opadł na ziemię mówiąc z uśmiechem:
- Tak, tak rozproszyłem się, a to oznacza przerwę.
- Władasz powietrzem! - stwierdził radośnie Otachi podbiegając do stojącego władcy.
- Nie, nie władam powietrzem. - odparł Volaure szczerząc kły, a po chwili dodał: - To była tylko aura i nic więcej.
- Szkoda ... - stwierdził Otachi.
- Dobra to co wybawiliście się? - spytała Diuna.
- Hmm... nie, to była jedynie dobra rozgrzewka. - stwierdził radośnie Volaure, który jednocześnie popijał wodę którą, podobnie jak Kurai, dostał od Riny.
- Jak dla mnie możemy kontynuować. - stwierdził chłodno Kurai, popijając wodę.
- Hehehe ... można by, jednak niedługo moje sprawy mnie wezwą więc może pójdziemy gdzieś i spędzimy razem ten czas? - zaproponował książę.
- To może do nas! - stwierdził energicznie Hachi.
- Proszę cię ... nie wejdę do tego syfu .. - odparła Diuna.
- I tak pójdziemy do nas ... bo tam będzie najswobodniej. - dodała Kiazu.
- U dziewczyn będzie najlepiej. - stwierdził chłodno Kurai.
- Mi to obojętne, prowadźcie a ja chętnie pójdę wszędzie gdzie mnie zaprowadzicie. - odparł Volaure.
- To chodźcie. - zaprosiła radośnie Diuna z uśmiechem.
- A ja chce sobie popatrzeć! - stwierdziła rozczarowana Kiazu.
- To patrz tego nikt Ci nie zabroni ... - odparł chłodno Kurai.
- Wiesz Moja piękna ja tam chętnie mogę się jeszcze poruszać, ale mój przeciwnik ma już chyba dość. - dodał Volaure szczerząc kły.
- Tego nie powiedziałem, a dość to chyba masz Ty, te ostatnie ataki cienkie były i powiało od nich amatorszczyzną ... - odparł chłodno Kurai.
- O rzesz Ty... zaraz Ci pokarzę kto tu jest amatorem. - odparł Książę poprawiając rękawiczki.
- Huuuuraa! - wykrzyknęła entuzjastycznie Kiazu.
- Super! - dodali radośnie neczańscy Bracia.