niedziela, 1 listopada 2015

Epizod 178


"Ponura pogoda i łzy"


Deszczowa pogoda w obozie naszych bohaterów, wcale się nie poprawia, a wręcz z każdą kolejną chwilą się pogarsza. Dudniące wodne krople chaotycznie opijają się o ziemię, skały i taflę rzeki, wystukując niepokojące,straszliwe melodie. Jednak spokojny i opanowany Kurai, ma właśnie jedna z ostatnich wart, tego wieczora. Elektryczny neczanin luźno zasiada przy hipnotyzującym ognisku. Jest on oparty o ścianę oraz o swoje zgięte, prawe kolano. Po dłuższej chwili kamiennymi schodami zeszła zaspana Rina, przecierająca oczy i ubrana w swój mundur.
- Nie możesz spać? - spytał chłodno Kurai.
- Taaak... Zieeew ... ten dziwny deszcz nie daje mi spać .. zieeeeew ... - odparła Rina ziewając i siadając koło ukochanego, a następnie dodała: - Coś mnie w nim niepokoi ... zupełnie jakby ktoś krzyczał o pomoc ...
- Jest duża szansa, że możesz mieć racje ... - odparł chłodno i tajemniczo Kurai.
Jednak nie rozbudzona jeszcze neczanka nie skomentowała wypowiedzi przyjaciela, jedyne co powiedziała:
- Mam nadzieje, że wkrótce się wypogodzi ...
- Nie wypogodzi się, ten intrygujący deszcz nie skończy się na samo życzenie ...
- Niestety pewnie masz racje ... chociaż brzmi to bardzo paraliżująco ...
Chłodny Kurai nic jej już nie odpowiedział, tylko patrzył daleko przez ognisko, w krystaliczne krople, ulotnego deszczu. Wodna neczanka po dłuższej chwili uważnego obserwowania deszczu, ognia i ukochanego przysunęła się do niego, po czym opierając się o ramie partnera wyszeptała:
- Kurai ...
W tym momencie neczanin odwrócił się w kierunku dziewczyny, a ich usta zaczęły się do siebie mimochodem zlizać i zbliżać. Z każdą sekundą nocny pocałunek był coraz bliżej. Nagle Kurai, nieznacznie odsunął się od dziewczyny, spojrzał w kierunku ognia i twardo powiedział:
- Wynoś się.
Zaskoczona i niedowierzająca, czerwona jak burak Rina spuściła głowę, a w jej wspaniałych złocisto-żółtych oczach, pojawiły się łzy, tak duże, że mogły dorównywać kroplom szalonego deszczu. Zapłakana dziewczyna, nie wiele myśląc gwałtownie podniosła się. W tym momencie Kurai złapał ją za prawą dłoń, mocno przyciągnął do siebie i przytulając powiedział:
- Nie Ty ... On ...
Na te słowa zdezorientowana neczanka, z niedowierzaniem spojrzała w stronę ognia. Tam ujrzała niskiego mężczyznę, o białej brodzie do piersi i starczych rysach. Z pewnością przybysz ma już swoje lata, a zielona szata z kapturem, która skutecznie zasłania resztę jego twarzy, dodaje mu tylko elegancji i tajemniczości.
- Nie przeszkadzajcie sobie, moje stare oczy chętnie popatrzą. - stwierdził przybysz.
- Tirhugentoshokan nie pozwalaj sobie - stwierdził chłodno Kurai obejmujący zalaną łzami ukochaną.
- Tak wiem młody Panie ... cóż poradzę, że mam już swoje lata i tylko patrzenie mi pozostało, ale taki młodzieniec jak Ty nie zrozumie tego ... - odparł przybysz.
- To ... strażnik biblioteki ... ksiąg zakazanych ... - stwierdziła cicho Rina, jeszcze z łzami oczach.
- Czego chcesz? - spytał twardo i chłodno Kurai.
- Porozmawiać Młody i niewychowany Panie ... - odparł spokojnie Tirhugentoshokan.
- Wyjdź, porozmawiamy na zewnątrz ... - odpowiedział przenikliwie Kurai.
- Zero szacunku dla starszych, zamiast wyrzucić tą młodą siksę to mnie starszego człowieka wyrzuca na deszcz. - odpowiedział bibliotekarz.
- Już powiedziałem co myślę, a Ty chyba ponownie zapominasz z kim rozmawiasz, więc albo wychodzisz i czekasz na zewnątrz albo wracaj do biblioteki. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Zależy mi na rozmowie Młody Panie więc poczekam na dworze. - stwierdził Tirhugentoshokan, z niechęcią, a następnie posłusznie wyszedł z jaskini. Natomiast elektryczny neczanin, swoimi dłońmi otarł łzy ukochanej, wyszeptał jej coś do ucha, po czym podniósł się i wyszedł z jaskini.


************

Czas płynie i nie chce się zatrzymać. Pusta cisza rozrywana jedynie przez dudniące krople szalonego deszczu.
- Dobra Kurai, potowarzyszę Ci ... - stwierdził nagle przeciągający się Otachi schodząc z kamiennych schodów.
- Ne ma go tutaj. - odparła Rina ze szklanymi jeszcze oczami.
- O też nie śpisz? ... - spytał wietrzny neczanin, podchodząc do siostry.
- Tak ... ten deszcz nie daje mi spać ...
- Rozumiem, doskonale. - stwierdził Otachi szczerząc kły i siadając koło siostry, a następnie patrząc w jej szklane oczy spytał: - Stało się coś?
- Nie...
- Siostra przecież widzę, Kurai'a nie ma, a Ty masz szklane oczy i jestem pewien, że nie dawno płakałaś... więc powiesz mi co się dzieje?
- Nic ... - odparła niepewnie Rina z uśmiechem.
- Dobra nie drążę tematu ... - stwierdził Otachi przytulając siostrę, a następnie dodał: - Gdzie Kurai?
- Na dworze ... rozmawia z Tirhugentoshokan ...
- Hmm... Z gościem od biblioteki?
- Tak ....
- Spoko .. - odparł Otachi wstając i kierując się do wyjścia.
- Gdzie idziesz? - spytała dociekliwie Rina.
- Na dwór ... idę zobaczyć co się dzieje... - stwierdził Otachi, otaczając się wietrzną barierą i wychodząc.


************

Kurai stoi oparty o gęste drzewo, gdzie niedocieraną mokre i zimne krople deszczu i spokojnie rozmawia z strażnikiem biblioteki ksiąg zakazanych.
- Tak to się przedstawia Młody Panie .... - stwierdził spokojnie Tirhugentoshokan, a następnie z odrobina pokory dodał: - Moje starcze ja chyba nigdy nie przywyknie, że taki gówniarz ma tak potężną przepustkę do biblioteki i przepraszam, za swoje zachowanie.
- Przywykłem. - odparł chłodno Kurai.
- Co bym nie mówił, jedno muszę przyznać czuć od Ciebie twardą szkołę Sumi i nie tylko. - stwierdził z podziwem bibliotekarz.
- Ja nie powinienem Ciebie interesować, nie to Cię sprowadza. - odparł chłodno Kurai.
- Nie, ale ktoś do nas idzie ...
- Wiem to ...
- Witam czcigodny ... hej Ziom ... - stwierdził pokornie Otachi podchodząc, do rozmawiających mężczyzn.
- Witaj. - odpowiedział Tirhugentoshokan, a następnie spoglądając na elektrycznego neczanina dodał: - I to się nazywa szacunek dla starszych.
- Irytujesz mnie ... - odpal chłodno Kurai.
- Rozumiem, Młody Panie i lepiej będzie jak już sobie pójdę. - stwierdził pokornie Tirhugentoshokan znikając.
- Dziwny typ ... jak on się teleportuje oraz dlaczego ja w ogóle nie czułem jego obecności, a wiatr jakby przez niego przechodził?... - spytał dociekliwie Otachi podchodząc jeszcze bliżej do elektrycznego neczanina.
- Tirhugentoshokan siedzi w swoje bibliotece, a to było tylko jego ciało astralne. - odpowiedział chłodno Kurai z rękami w kieszeniach.
- Hmm... to podobny system komunikacji jak w tej grze "Duchy z ksiąg" ... mniejsza ... co chciał?
- Ma dla Nas zadanie.
- Super. - odparł Otachi z uśmiechem, po czym spytał: - Nie koliguje to nam z misią?
- Nie mamy po drodze ....
- Ekstra! To bardzo dobre wieści Ziom. - odparł entuzjastycznie Otachi, a po dłuższej chwili radości zmierzając już do obozu spytał: - Dobra Ziom a powiesz mi czemu Rina płakała?
- Nie Twoja sprawa ... - odparł chłodno Kurai.
- Spoko Ziom, pokłóciliście się ... luuz .... ale z całym szacunkiem Ziom, to moja siostra i skoro płacze to jest moja sprawa ...


************

Rina siedzi przy ognisku i przy pomocy patyka bawi się płomieniami, jednocześnie je podsycając. Reszta jej rodzeństwa jeszcze śpi. Jej oczy są już normalne, ale ona sama nadal pozostaje delikatnie zdezorientowana. W ten do jaskini powrócił Kurai oraz Otachi.
- Kurai, Otachi... - stwierdziła uradowana Rina z uśmiechem.
- Hej Siostra stęskniłaś się? - odparł z uśmiechem Otachi.
- Rina idziesz ze mną ... - stwierdził chłodno Kurai, a następnie dodał: - Otachi, obudź resztę i jak wrócimy obóz ma być zebrany a Wy macie być gotowi do wymarszu.
- Jasna sprawa Ziom. - odparł energicznie Otachi udając się na górę obozu.
W tym samym czasie niepewna Rina wraz z elektrycznym neczaninem opuściła bezpieczną jaskinie i wyszła na mokry, zimny dudniący deszcz. Kiedy oboje byli już wystarczająco daleko od jaskini, wodna neczanka przerwała przenikliwą ciszę mówiąc:
- Kurai, ja ... ja nic nie powiedziałam Otachiemu ...
- Wiem ... - odparł chłodno neczanin.
- I ... i już jest ok ...
- Wiem ...
- Przepraszam, że tak zareagowałam ... ale ... ale ... ale myślałam,że to do mnie ... i ... i ... to mnie zabolało ... - wydukała speszona Rina zatrzymując się.
- Domyślam się. - odparł Kurai zatrzymując i odwracając się do dziewczyny, a następnie po długiej ciszy powiedział: - Dobrze wiesz, że do Ciebie nigdy bym tak nie powiedział ...
- Wiem ... musiałbyś nie być sobą ... ale ... ale wtedy moje emocje wzięły górę ...
- I poczułaś jakby Twój cały świat miał się zawalić ...
- Tak ... - odparła Rina, czerwieniąc się, a po dłuższej chwili spytała: - Swoją drogą ... czemu zarządziłeś pobudkę?
- Dostaliśmy pewne zadanie ... lecz o tym potem ... - odparł spokojnie chłodny Kurai, patrząc swojej ukochanej głęboko w jej wspaniałe, powalające i błyszczące oczy, a następnie bez słowa namiętnie ją pocałował, dopieszczając jej spragnione i wystraszone usta.
- Kurai! ... KURAI! - rozległo się głośne i szukające nawoływanie.
W tym momencie usta kochanków rozdzieliły się, Kurai z rękami w kieszeniach, spokojnie odwrócił się w kierunku z którego nadchodziło nawoływanie. Tymczasem Rina lekko się zaczerwieniła i nieśmiało schowała się za ukochanym.
- KURAI! Tu jesteś! ... budzisz mnie bez żadnych wyjaśnień i co?myślisz, że Ci się upiecze? - odezwała się nerwowo przybyszka.
- Kiazu, widocznie miałem powody. - odparł stanowczo i chłodno Kurai.
- Ale tak się nie robi! Leje jak nie wiem a Ty zrywasz mnie z łózka bo masz taki kaprys? - kontynuowała nerwowo Kiazu.
- Obóz sprzątnięty? - spytał twardo Kurai.
- Tak ...nie ... nie wiem ... - odparła wytrącona Kiazu, a następnie dostała: - Zaraz a co to ma do rzeczy? Nie odpowiedziałeś na moje pytanie!
- Dużo ma do rzeczy, ruszamy na misję i obóz ma zniknąć. - odparł chłodno Kurai.
- Tak, tak ... mamy dotrzeć do obozu maszyn wojskowych ... ale to nie powód aby zrywać nas o tak nie ludzkiej godzinie! - stwierdziła Kiazu, przewracając oczami.
- Nie ta misja, inna ... - stwierdził chłodno Kurai, odchodząc w kierunku obozu.
- Inna misja? ...Ej czekaj ... - odpowiedziała zaskoczona i zainteresowana Kiazu.
- Wszystkiego dowiecie się w obozie. - stwierdził elektryczny neczanin nie odwracając się i moknąc na deszczu.
- No weź, jaka misja? - dopytywała się entuzjastycznie Kiazu, podążając za przywódcą.