niedziela, 29 maja 2016

Epizod 194

".... Wioska Anerwalkan ..."

Wczesnym wieczorem neczanie dotarli do zaśnieżonego iglastego lasu, pełnego szarych kamieni, skał oraz krystalicznego lodu, w którym z każdą chwilą robi się coraz ciemniej i chłodnej. Jednak mundury i wspaniały ciepły, ognisty wiatr nadal bez trudu dają radę utrzymać neczan w błogim cieple.
- No przyznam, że dajecie rade. - stwierdziła Diuna z uśmiechem idąc po kostki w śniegu.
- Proste! - odparli jednym zgodnym głosem Otachi i Kiazu, przybijając sobie radosnego żółwika.
- Kto jak kto ale oni zawsze dają radę. - dodał Hachi z uśmiechem przeglądając mapę.
- Ale śniegu nie przewidzieliście ... - odparła Diuna.
- Śnieg przyjdzie, ten wiatr zwiastuje tylko zmianę pogody. - stwierdził Otachi napajając się wiatrem.
- Ja tam wierze przeczuciom Otachiego. - wtrąciła delikatnie Rina z uśmiechem i idąc za rękę z ukochanym.
- Ja też i jestem pewien, że jak chodzi o pogodę to Otachi nie myli się. - dodał Hachi, szczerząc kły.
- Niech Wam będzie, ale i tak śniegu nadal nie widać. - stwierdziła Diuna.
W tym momencie po środku kamiennej drogi pokrytej śniegiem, Kurai nagle zatrzymał się, a wraz z nim zatrzymała się Rina. Wkrótce reszta neczan również się zatrzymała.
- Co tam knujecie moje gołąbki? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Heh ... Kiazu daj spokój przecież On jest tak chłodny, że ta lodówka na dworze jest cieplejsza od niego ... - odparła Diuna.
- Diuna siedź cicho ... - stwierdził Hachi.
- Oj nie broń go .... przecież jest ...
- Bądź w końcu cicho ... - wtrącił chłodno i twardo Kurai, przerywając tym samym wypowiedź psychicznej neczanki.
W ten pośród przenikliwej ciszy, dało się usłyszeć delikatne, wręcz prawie nie słyszalne szmery.
- Co to? - spytała niepewnie Diuna, nie dowierzając, że coś jednak słychać.

************
Głucha cisza ... nieprzenikniona cisza ... klująca i niczym nie skażona pusta cisza .... ta niespokojna cisza wręcz rozchodzi się po zaśnieżonym lesie, w którym nic już nie słychać ... Po chwili zaczął wiać delikatny, chłodny i przenikliwy wiatr, który stara się dotrzeć w najskrytsze zakamarki zaniepokojonych neczańskich ciał jak i w najdalsze zakamarki zimnego wieczornego iglastego lasu.
Nagle coś niespodziewanego poruszyło krzakami, strącając z nich śnieg i z impetem udało się w kierunku neczan, czujnie obserwujących teren.
- Uważajcie! - padło stanowcze i chaotyczne stwierdzenie, które ciężko było przypisać do kogoś konkretnego.
W ten to co zaatakowało naszych bohaterów z impetem uderzyło w błękitną wodną barierę, która szczelnie otaczała neczan. W tym momencie okazało się, że w koło przezroczystej tarczy chodzą dwa duże psowate stworzenia, o masywnych i długich łapach oraz nie dużych zaokrąglonych uszach. Jeden zwierzak ma lśniąca kremowo-białą sierść o przyjemnym delikatnie szarym odcieniu, natomiast drugi jest w czarny z grafitowymi refleksami. Oba duże psowate mają cudowne oczy w kolorze zielonego szkła i powarkując, szczerząc kły, obserwują swoje, gotowe do walki, ofiary.
- Dzikie psy? Wilki? - spytała Diuna obserwując stworzenia.
- To Nuilup - odparł chłodno Kurai.
- Czy ty mnie obrażasz? - spytała Diuna.
- Nuilup to górskie wilki z Angelis... - odparła Rina oglądając stworzenia, jednocześnie dotykając swojej bariery na wysokości nosów bestii, a po chwili z fascynacją dodała: - Są przepiękne...
- Hmm... chyba są rzadkie skoro nie widzieliśmy ich na Jushifulu ... - stwierdził Otachi.
- Owszem są .... dodatkowo żyją jedynie w śnieżnych iglastych lasach wysoko w górach na Angelis ... - odparła Rina, robiąc zdjęcia bestiom.
- Dobra my tu gadu gadu, a walka czeka. - wtrąciła niecierpliwie Kiazu.
- Nie możemy im zrobić krzywdy... - odparł chłodno Kurai.
- Niby czemu Ziom? Przecież spokojnie damy im rade. - stwierdził Hachi.
- Są pod ochroną, a ceną za ich zgładzenie jest nawet głowa. - odparł chłodno Kurai.
- Świetnie i szlag jasny trafił zabawę... - stwierdziła rozczarowana Kiazu.
- Czyli co mamy czekać jak sobie pójdą? - spytała Diuna.
- Ziom, to nie jest dobry pomysł ta burza śnieżna niebawem przyjdzie. - stwierdził Otachi.
- Nie będziemy czekać. - odparł Kurai.
- To co walka? - spytała entuzjastycznie Kiazu.
- Może szybka przebieżka sprintem do wioski? - zaproponował Hachi.
- A może jednak czekamy? - dodała Diuna.
- Spróbujemy czegoś innego... - odpowiedział twardo Kurai.

************

Rina kuca przy granicy swojej wodnej tarczy i trzymając aparat na kolanach, prawą ręka opiera się o barierę i swoimi wspaniałymi oczami patrzy na górskich przybyszów. W tym czasie reszta neczan stoi rozmawiając i obserwując.
- A może jednak czekamy? - dodała Diuna.
- Spróbujemy czegoś innego... - odpowiedział twardo Kurai, podchodząc do Riny, a następnie ukucnął koło niej i spytał: - Dasz redę się z nimi dogadać?
- Hmm... no nie wiem ... - odpowiedziała niepewnie Rina.
- Wiem, że tu nie ma alfy, wystarczy, że odnajdziesz betę. - kontynuował Kurai.
- Hmm... mogę spróbować... - stwierdziła z uśmiechem Rina, oddając aparat i torbę.
Elektryczny neczanin wziął od ukochanej jej rzeczy a następnie wrócił do reszty oddziału.
- Dobra panie mądralo, jak tu nie ma tego całego alfy to gdzie jest? - spytała Diuna.
- Zapewne w pobliżu, ale nie tutaj. - odparł chłodno Kurai.
- Też mi odpowiedź ... - odparła Diuna przewracając oczami.
- Rina dasz rade! - wrzucili entuzjastycznie Hachi i Otachi.
Na te słowa wodna neczanka wstała, wzięła głęboki oddech i obydwoma dłońmi dotknięcia swojej tarczy. Na ten gest czarna psowata bestia zainteresowała się dziewczyną i mocno powarkując uważnie ją obserwowała. Po dłuższej i napiętej chwili Rina zmniejszyła swoją tarczę, tak,że ona sama znalazła się poza nią. Duże nozdrza wilka znajdują się na wysokości rąk neczanki, dokładnie w po środku nich. Czarna bestia przenikliwym i wrogim spojrzeniem mierzy zaniepokojoną, a jednocześnie opanowaną dziewczynę, która spokojnym i przyjaznym tonem szepcze do stworzenia.
- Zaraz ją pożre. - stwierdziła Diuna.
- Nie, nic jej nie będzie ... - odparła Kiazu, przygotowana do nagłej reakcji.
- Uspokój się. - stwierdził chłodno Kurai.
Na te słowa Kiazu stosunkowo nie chętnie przestała emanować swoją ognistą mocą. W tym samym czasie Rina nadal zajmuje się groźnym zwierzęciem. Nagle bestia ruszyła się i potrąciła głową dłoń wodnej neczanki. zachęcając ją do pogłaskania. Na ten gest dziewczyna radośnie zaczęła głaskać dużego wilka, a po paru chwilach Rina głaskała już obie bestie, niwelując przy tym swoją barierę.
- Dobra robota! - stwierdził entuzjastycznie Otachi.
- Prościzna. - stwierdziła Diuna, a po chwili, patrząc wymownie na elektrycznego neczanina, dodała: - Tylko czemu Ty tego nie robisz?
- Wole smoki i ich pochodne, niż futerkowe stworzenia. - odparł chłodno Kurai, a następnie w miarę ciepło (jak na niego) dodał: - Dobrze się spisałaś.
- Dzięki. - odparła Rina z uśmiechem, głaszcząc puszyste i czujne, chociaż spokojne wilki.
- Idzie "alfa". - stwierdził chłodno i twardo Kurai, odwracając się w kierunku lasu, a następnie głośno dodał: - Wyjdź wiem, że tam jesteś.
Na te słowa zaintrygowani neczanie spojrzeli w tym samym kierunku co ich przywódca. W tym momencie zza krzaków wyszedł wysoki, przystojny i olśniewający mężczyzna. który jest widocznie starszy od naszych bohaterów, lecz nie jest starcem. Na oko ma około 35-40 lat, zielono-żółte długie włosy, piwne oczy, delikatną bliznę na nosie, niebieski szal oraz długi czarny płaszcz i strzelbę zawieszoną na lewym ramieniu.
- Grix, Lalin do nogi! - odezwał się głośno i twardo przybysz.
Na te słowa oba wilki odeszły od neczan i merdając ogonami przybiegły do przybysza, który jak bestie tylko przybiegły pogłaskał je.
- WOW! Ale ciacho! - zachwyciła się Kiazu, która automatem stała się uwodzicielska i kokieteryjna. - Hej przybyszu kim jesteś?
- Neczańscy żołnierze, na moim terenie to niecodzienny widok. - stwierdził przybysz a następnie stosunkowo szarmancko, a zarazem oschło dodał: - Moja Pani jestem Esiad Ode, a to Grix i Lalin.
Na te słowa najpierw odezwał się czarny wilki, a następnie biały, natomiast ich pan nadal kontynuował:
- A Wy kim jesteście i co Was tu sprowadza?
- Ja jestem Kiazu, to Rina, Diuna, Hachi, Otachi i Kurai. - odparła ognista neczanka z promiennym uśmiechem.
- Chcemy dostać się do wioski Anerwalkan. - dodał Hachi.
W tym momencie zaczął padać drobny puszysty śnieg i zaczął wiać mroźny wiatr. a przybysz powiedział:
- To dobrze się składa, to moja ojczysta wioska ... zaprowadzą Was tam. - odparł przyjaźnie przybysz, uważnie obserwując neczan, a po chwili dodał: - Jednak musimy się śpieszyć, gdyż idzie śnieżyca, a jej nie przetrwacie w tym miejscu.
- To prowadź Ziom. - stwierdził Hachi.

************

Droga przez las, w kierunku wioski, mimo padającego śniegu mija stosunkowo spokojnie i w przyjaznej atmosferze. Dwa wilki radośnie biegają w koło neczan i przybysza, co i rusz radośnie zaczepiając Rinę.
- Ziom, czym zajmujesz się na co dzień? - spytał Hachi.
- Jestem myśliwym. - odpadł spokojnie Esiad, spoglądając ukradkiem na dziewczyny.
- Esiad, chyba jesteś kobieciarzem ... - stwierdziła Diuna.
- Moja Pani, oczywiście, że jestem. - odpowiedział myśliwy z subtelnym uśmiechem, a następnie zwrócony w kierunku Riny, dodał: - Moje wilki z reguły nikogo nie lubię, a z nią bawią się w najlepsze.
- Ziom, Rina ma dar do zwierząt, więc mnie to nie dziwi. - odparł Otachi szczerząc kły.
- Hmm... całkiem ładna i do tego z darem ... - stwierdził pod nosem Esiad.
- Esiad, a czy polujesz tylko na zwierzynę łowną? - spytała kokieteryjne Kiazu.
- Mniej więcej tak. - odparł Esiad.
- Mniej więcej? Cóż się za tym kryje? - odpowiedziała uwodzicielko ognista neczanka.
W tym momencie myśliwy objął Kiazu, a następnie twardo, a zarazem szarmancko wyszeptał jej na ucho:
- Kochana, wiem jak zadowolić damę,i zrobił bym to bardzo chętnie i jestem gotów tu i teraz, z tym, że wiesz dobrze by było aby burza śnieżna nas tu nie zastała, wiec bądź łaska ogarnąć się i zaczekać, aż dojdziemy do wioski, tam obiecuję, że spełnię Twoje marzenia.
- Mrrrrrr....chętnie ... czekaj ... Hmm... jesteś inkubem? - spytała nagle Kiazu
- Tak jestem, tak jak przynajmniej połowa wioski do której zmierzamy. - odpowiedział spokojnie Esiad.
- To wiele tłumaczy... - stwierdziła pod nosem Diuna przewracając oczami.
- Mam nadzieję, że to nie problem? - spytał myśliwy.
- Nie nie ... spoko Ziom My z Kubami za pan brat. - odpowiedział Hachi z uśmiechem.
- Miło to słyszeć. - odparł Esiad z wymownym uśmiechem.
- Esiad masz rodzinę? - spytała nagle Diuna.
- Diuna przestań ... - stwierdził karcąco Hachi.
- Spokojnie, szanuję ciekawość. - odparł Esiad, a następnie dodał: - Mam kobietę i z nią dwójkę dzieci, a ogólnie mam dziesięcioro dzieciaków.
- Wooow chłopie zaszalałeś. - stwierdziła Diuna.
- E tam, ja mam piętnaścioro rodzeństwa w tym ośmioro przyrodnich. - odparł otwarcie myśliwy.
- O Stary ... - stwierdził Hachi.
- Słuchajcie ja rozumiem, że wśród innych nacji to mało popularne, jednak wśród kubów duża liczba rodzeństwa to norma. - stwierdził myśliwy, a następnie podchodząc dodał: - Srebro włosy masz coś do mnie, że milczysz?
- Milczę z natury i jeszcze nic do Ciebie nie mam. - odparł chłodno Kurai.
- Aha... - myśliwy przyjął do wiadomości wypowiedź elektrycznego neczanina.


************
Malowniczo położona wioska idealnie w komponowana w szczyt ogromnej szarej góry. Wszystkie budynki są o kamiennych parterach i drewnianych piętrach, które w większości wchodzą w górski szczyt, są zaśnieżone co sprawia, że mimo późnej pory, padającego śniegu i nie wielkiej ilości latarni w całej wiosce jest jasno i uroczo. W tym wspaniałym miejscu przed jednym z domów, w blasku sztucznego światła stoi starszy, szpakowaty mężczyzna, o krótkich granatowo-siwych, delikatnie przerzedzonych włosach i o mądrych,bystrych, nieznacznie zmęczonych, złocistych oczach. Mężczyzna, ubrany jedynie w elegancką koszulę i czarne spodnie na szelkach, wyprasowane w kant, chodzi o lasce, i nerwowo stara się kogoś wypatrzeć. Zupełnie jakby na kogoś czekał i marudząc, na głos pod nosem stawał się coraz bardziej nerwowy.
- No gdzie on jest? Gdzie ten jełop się podziewa?
W ten rozległo się wycie wilków, a oczom szpakowatego mężczyzny ukazało się siedem osób i dwa psowate stworzenia.
- No nie! - stwierdził oburzony mężczyzna, ruszając stanowczym i kuśtykającym krokiem do przodu, wychodząc na przeciw przybyszom, a po krótkiej chwili marszu zobaczył myśliwego w towarzystwie wojskowych i głośno z oburzeniem stwierdził: - Esiad Atcer Ode nie wiem co tym razem zrobiłeś, ale marsz do siebie i nie chce Cię już dzisiaj widzieć! - a następnie pokornie dodał: - Państwo wojskowi wybaczą, już ja się nim zajmę...
Na te słowa myśliwy w geście załamania, zakrył ręką oczy i z niedowierzaniem kręcił przecząco głową, mówiąc:
- On naprawdę to zrobił...
- Kto to jest? - spytała dociekliwie Diuna.
- Zoteh to nie tak jak myślisz. - kontynuował Esiad, zdający się nie słyszeć psychicznej neczanki.
- Cicho siedź! Ty niewdzięczny skurczybyku, powiedziałem wynocha do siebie! - odparł twardo starszy mężczyzna.
- Przepraszam Pana, ale jest Pan w błędzie. - stwierdził Otachi.
- Proszę Pana, Esiad przyprowadził nas jedynie do wioski. - stwierdziła Kiazu.
- Jesteśmy wojskowym, którzy zmierzają dalej jednak zbliża się burza śnieżna i szukamy miejsca na nocleg a nie na awantury... - dodała Diuna.
- Czyli ten nicpoń nic nie nabroił? - spytał Zoteh.
- Owszem. - odparł chłodno Kurai.
- W takim układzie witam Was serdecznie w mojej wiosce, jestem sołtys Zoteh Weleru i zapraszam Was do mojego domu. - odpowiedział spokojnie sołtys zapraszając przybyszów do swojego domu.
- Zoteh, też mogę iść? - spytał z Esiad
- Tak też możesz, ale masz być grzeczny i te Twoje wilki też mogą.... - odparł Zoteh, a po chwili dodał: - Mimo, że one nikogo nie lubią to mniej z nimi problemów niż z Tobą ...
- E tam, to tylko dlatego, że się czepiasz. - odparł pewnie Esiad, a po chwili dodał: - Umiem być grzeczny dobrze wiesz.
- Tak, tak ... na pewno .. Esiad masz wybujałą fantazję. - stwierdził twardo Zoteh, a po chwili, zapraszając przybyszów do swojego dodał: - Chodźcie, chodźcie zaraz będzie burza śnieżna.


************
Wczesnym wieczorem czarne, burzowe chmury przetaczają się przez wysokie, szare góry. Intensywne opady białego śniegu, znacząco ograniczają widoczność. Dodatkowo towarzyszą im niewiarygodne, intensywne wyładowania atmosferyczne, które co i rusz pokazują swoją nieokiełznaną siłę. Górskie szczyty, a nawet domostwa w wiosce Anerwalkan, trzęsą się w posadach, jednak nie mają zamiaru runąć z hukiem, a jedynie górować nad siłami nieokiełznanej i nieobliczalnej natury.
Neczanie po kolacji wraz z gospodarzem, myśliwym i jego wilkami zasiadają w ogromnym salonie o wspaniałych drewnianych ścianach o mocnym ciemnym kolorze, na pograniczu czerni i szarości, suficie z białego drewna oraz brązowej drewnianej podłodze. Na lewo od wejścia tuż pod jedną, ze ścian stoi ogromna beżowo-szara kanapa z poduszkami i skórami różnych zwierząt, przed nią stoi masywna jasnobrązowa, drewniana ława w koło której znajdują się fotele utrzymane w stylu kanapy, natomiast nieopodal stoją dwie wysokie lampy, o brzozowych nogach. Na prost kanapy znajduje się duży kominek z białego kamienia, w którym płonie przyjemny czerwono-pomarańczowo-żółty, tańczący ogień. Dodatkowo nad kominkiem wiszą głowy różnych zwierząt łownych oraz inne trofea łowieckie, takie jak poroża czy kły oraz dwie dubeltówki, natomiast pod nim leży ogromna biało-brązowa skóra górskiego jelenia.
Dziewczyny oraz Hachi i myśliwy zasiadają na kanapie, natomiast Otachi, gospodarz i Kurai zasiadają na wspaniałych, stylizowanych fotelach, za to wilki leżą pod kominkiem i uważnie obserwują delikatnie niespokojną wodna neczankę.
- Zoteh też jesteś myśliwym? - spytała dociekliwie Diuna.
- Owszem, ale dawno temu w lepszych czasach. - odparł spokojnie gospodarz siedząc na fotelu i dzierżąc swoją laskę w dłoni.
- Te trofea są Twoje? - spytał Hachi.
- Nie tylko moje, ale wszystkich innych myśliwych z mojej wsi. - odparł sołtys, a następnie ozięble dodał: - Potrawy z dzisiejszej kolacji były z tego co oferuje nam las.
- I były bardzo smaczne. - odparł Otachi.
- Jedno z Was jest bardzo spięte, dziecko czyżbyś była obrońcą praw zwierząt i niezręcznie się czuła w myśliwskim domu z tradycjami? - spytał Zoteh
- Ja? - spytała niepewnie Rina, a po chwili delikatnie dodała: - Nie jestem obrońcą praw zwierząt ... czuje się dobrze...
- Ona jest nieśmiała i zawsze jest speszona w towarzystwie obcych. - dodał szybko Otachi.
- Spokojnie, nic złego się nie dzieje. - dodała Kiazu.
- Przepraszam, jeśli pana uraziłam. - wtrąciła speszona Rina.
- Nie szkodzi dziecko, nie szkodzi jednak moja starość mówi mi, że jest coś nie tak ... - odparł sołtys.
- Gash, bo zaraz będziemy musieli spać na dworze. - wtrąciła Diuna przewracając oczami, a następnie szybko dodała: - Rina boi się burzy, a skoro za oknem szaleje burza z piorunami to ma stracha.
- HAHAHA! Jak można być takim cieniasem i bać się burzy? - szydził Esiad.
- Normalnie Ziom. - stwierdził Hachi.
- Esiad, uspokój się. - wtrącił sołtys.
- Skoro mamy takich wojskowych to możemy się już poddać zamiast walczyć. - myśliwy kontynuował naśmiewanie się.
- Ziom ona jest medykiem i dobrze Ci radze, skończ. - odparł twardo Otachi.
- HAHA ...
- Esiad skończ wreszcie! - wtrącił twardo i stanowczo Zoteh, uderzając laską o drewnianą podłogę.
Na te słowa myśliwy w miarę potulnie zamilkł, natomiast jego biało-kremowy wilki podszedł do smutnej i wystraszonej wodnej neczanki, a następnie położył swoją masywną głowę na jej kolanach, domagając się głaskania. Po chwili wielkie zwierze zaczęło wpychać się na kolana zdezorientowanej dziewczyny.
- Lalin! - odezwał się karcącym głosem myśliwy. Na te słowa wielki zwierzak z powrotem stanął na ziemi, jednak nadal domagał się głaskania.
- Zaskakujące, Ty kogoś ewidentnie nie lubisz, za to Twoje wilki ja uwielbiają, to bardzo miła odmiana - stwierdził Zoteh.
- Daj mi już spokój! - odparł twardo Esiad.
- Przepraszam, nie będę już przeszkadzać. - odparła niepewnie Rina, a następnie wstała i wybiegła z pokoju, tuż za nią wybiegły obydwa wilki, nie reagując na wołania swojego Pana.
- Rina czekaj! - stwierdził Otachi, podnosząc się.
- Młodzieńcze dobrze Ci radze zostań, jak podejdziesz do niej w takich nerwach to gwarantuję Ci, że te dwa wilki zrobią sobie z Ciebie kolacje. - stwierdził Zoteh popijając herbatę, a następnie dodał: - Esiad Ty i ten Twój niewyparzony język! Przesadziłeś Ty hultaju jeden!
- Zoteh, nie przesadzaj po pierwsze jest przyjemniej, po drugie mogę zając się wspanialszymi paniami, a po trzecie nie zrobiłem nic złego... - odparł spokojnie Esiad rozsiadając się między Diuną a Kiazu.
- Esiad nigdy się nie nauczysz. -skarcił myśliwego sołtys a następnie dodał: - Musicie mu wybaczyć, ta pierdoła lubi niszczyć słabszych od siebie i jeszcze nie nauczył się trzymać języka za zębami.
- Będzie miał okazję. - wtrącił ozięble Kurai podnosząc się i udając się do wyjścia.
- Nie słyszałeś, nerwusie! Moje wilki Cię zjedzą! - stwierdził Esiad.
- Zaryzykuję ... - odparł chłodno Kurai wychodząc.
- Jaki zadufany w sobie nerwus... - stwierdził myśliwy.
- Dla Twojej informacji Ziom, on jeszcze jest spokojny i to bardzo. - odparł Hachi.
- Zlewa Cie od góry do dołu... - dopowiedziała Diuna, przesiadając się na fotel.
- Po za tym Ziom dla Twojego dobra lepiej aby wyszedł. - dodał Otachi.
- Facet weź się ogarnij, nie można tak traktować innych. - dopowiedziała Kiazu, z delikatnym obrażeniem,a po chwili dodała: - Nie znoszę takich gburów.
- Tak Tak no pewnie, heh ... - westchnął Esiad, a następnie wychodząc dodał: - Zrozumiałem, jak chce spędzić miło noc lepiej abym się ruszył.
Po chwili myśliwy spokojnie opuścił pokój.


************

Drewnianym, delikatnie oświetlonym korytarzem podąża spokojnie Kurai, z rękami w kieszeniach. Nagle podbiegł do niego myśliwy mówiąc:
- Poczekaj no! ... proszę.
Na te słowa elektryczny neczanin zatrzymał się, jednak nic nie powiedział.
- Odpowiesz mi na kilka pytań ...
- Nie... - odparł Kurai odwracając się, a następnie mierząc myśliwego przeszywającym spojrzeniem dodał: - To Ty mi odpowiesz na kilka pytań.
- Phi niby jakich? - odparł delikatnie szydząc Esiad.
- Co łączy Cię z rodziną Cusan?
- Nic, gdzie mi do takich arystokratów...
- Przy szalu nosisz, broszkę z herbem rodowym rodziny Cusan, a oni nie dają jej od tak. - odparł twardo Kurai, a następnie dodał: - Jestem pewien, że jej nie znalazłeś, gdyż na na szyi nosisz sygnet z identycznym herbem, a Twoje wilki mają ten herb na obrożach.
- Spostrzegawczy jesteś i widzę, że tak łatwo Cie nie oszukam. - odparł Esiad, a następnie spokojnie dodał: - No dobrze ... jestem myśliwym i poluję na przeróżną zwierzynę, w tym szukam niezwykłych kobiet które były by dawcami energii.
- Z tak nie wyparzonym językiem chyba się nie spisywałeś.
- Spisywałem, byłem jednym z najlepszych, jednak znudziło mnie to i wróciłem do rodzinnej wioski, aby odpocząć.
- Oczywiście, a jak było naprawdę?
- Heh, dobra. - odparł Esiad wywracając oczami, a następnie dodał: - Jestem kobieciarzem, kilka panien, które miało być dawcami energii zaciążyło, a jeszcze kila miało niedobrą energię. Tak, dodatkowo nie raz nawaliłem i rodzina Cusan zesłała mnie tutaj, abym polował jedynie na zwierzynę łowną, bo w tym jestem dobry.
- Teraz lepiej. - odparł twardo Kurai.
- Heh to ja miałem Cię przepytywać, a nie Ty mnie... - odparł Esiad.
- Co nabroiłeś?
- Przespałem się z Amelią Cusan.
- Oboje jesteście Kubami, w waszym świecie to nic złego.
- Tak pozornie tak, powiedz mi wiesz kim ona jest?
- Owszem wiem, to kuzynka Pana Siwentei Cusan.
- Dokładnie, jest panna i była we mnie zakochana, dla mnie była jedynie przelotnym romansem i mam z nią córkę, a głowa rodu wściekł się i zesłał mnie tutaj.
- Rozumiem, to wiele tłumaczy. Dobra jedziemy dalej, po co za mną idziesz?
- Liczę na miła noc, wiec muszę naprawić moje zachowanie.
- Nie liczyłbym, że to pomoże. Kiazu nie lubi jak ktoś od tak dokucza słabszym.
- Świetnie to się wkopałem, ale musisz wiedzieć że nie z takimi sobie radziłem.
- W to nie wątpię...
- Dobra koniec tego przesłuchania, idę aby udobruchać pewną pannę, kto wie jak dobrze pójdzie to może będę miał podwójną, a może potrójną noc
W tym momencie Kurai uderzył naelektryzowaną pięścią o ścianę tuż koło głowy wysokiego mężczyzny, który mimo swej twardości z trudem przełknął ślinę.
- Tknij którąkolwiek z nich, a obetnę Ci to co masz najcenniejsze. - stwierdził twardo i stanowczo Kurai, patrząc na myśliwego przeszywającym straszliwym wzrokiem. A po chwili elektryczny neczanin odszedł od niego, natomiast przerażony Esiad stał jak wryty.
- Ojej jaki cienias, boi się małego wyładowania. - stwierdził wrednie Kurai, odchodząc na dobre.

************

W salonie neczańskie rodzeństwo nadal rozmawia z sołtysem.
- Esiad, tak samo traktuje nawet swoją kobietę. To niereformowany gówniarz, za którego nie chce już świecić oczami. - stwierdził Zoteh.
- To czemu tak dbasz o niego? Przecież typ na to nie zasługuje. - odparła Diuna.
- Esiad jest myśliwym, należy do naszej myśliwskiej rodziny i czuję się za niego wpełni odpowiedzialny. - odparł Zoteh.
- Rozumiemy. - stwierdził Hachi.
- Co za typ. - skwitowała naburmuszona Kiazu.
- Oby nie zalazł Kurai'owi za skórę. - stwierdził Otachi.
- To będzie nie miłe, ale uważam, że powinien mu znaleźć za skórę. - odparł sołtys, a następnie dodał: - Może wtedy by się w końcu nauczył, chociaż jednocześnie uważam, że jest niereformowany.
- Phi bo jeszcze nie spotkał mnie, jak nie zalezie Kurai'owi za skórę to normalnie dam mu taką lekcje, że do końca życia odechce mu się kobiet. - odparła stanowczo i z determinacją Kiazu.
- Dziecko, podoba mi się Twój płomień w oczach. - odparł z podziwem Sołtys, a następnie zmienił temat mówiąc: - Burza śnieżna na pewno potrwa dwa może trzy dni.
- No to jesteśmy tu uziemieni. - narzekała Diuna,a po chwili dodała: - Czy jest tu coś do roboty?
- Jutro mamy święto nocy, jak chcecie możecie pomóc w przygotowaniach oraz uczestniczyć w naszym święcie. - stwierdził Zoteh.
- Święto w taką pogodę? - dalej narzekała Diuna.
- Dzieci, jak Wy mało wiecie o tej wiosce. - stwierdził gospodarz, a po chwili dodał: - Burze śnieżne to u nas codzienność, wiec mamy pod wioską system korytarzy prowadzący do naszej sali spotkań, gdzie zwykle spotykamy się całą społecznością i świętujemy.
- Fajna sprawa na czym polega to święto? - zaciekawiła się Kiazu.
- Czad! - dodał Otachi.
- Tym świętem czcimy noc, miłość i księżyc, a w tajniki święta wprowadzą Was jutro mieszkańcy mojej wioski, dzięki temu będziecie mieć milszą niespodziankę. - odparł Zoteh.
- Super! - stwierdził radośnie Hachi.
- Zapowiada się fajny dzień! - dodał entuzjastycznie Otachi.
- Lubie tajemnice. - dodała Kiazu z uśmiechem.
- Czyżbyśmy, aż tak mieli się rozczarować? - spytała obrażona Diuna.
- Sądzę, że się nie rozczarujecie. - odparł Zoteh.

************

Półmroczny spory przedsionek, w którym jedynym źródłem światła, jest blask wpadający przez delikatnie uchylone drzwi. To ponure i mroczne miejsce jest przedsionkiem miedzy domem sołtysa a piwnicą, a znajduje się w nim skulona Rina oraz dwa wilki które dają jej ogrom swojego ciepła. Neczanka cała się trzęsie, a jej wspaniałe żółte oczy toną w łzach. Nagle uchylone drzwi, otworzyły się, a dziewczyna usłyszała znajomy głos.
- Hmm... To tu się skryłaś...
- Ta...tak ... - odparła niepewnie Rina.
W tym momencie oba wilki delikatnie warknęły, a następnie wyszły z przedsionka i położy się pod drzwiami, nadal powarkując.
- Już lepiej? - spytał przybysz kucając koło neczanki.
- Nie...nie wiem ...
- Hmmm.... przejmujesz się zdaniem wielkiego pana myśliwego?
Na te słowa neczanka pokiwała potakująco głową i schowała ją w swoje ramiona.
- Esiad ma niewyparzony język i specyficzny styl bycia, nie przejmuj się nim.
- Kurai, ale ... ale on prze zemnie ma cała naszą drużynę za dno ... i za nic ...
- Hmmm... owszem ma, jednak dobrze wiesz, że tacy nie jesteśmy i ten kto nas nie docenia szybko przekonuje się, że popełnił błąd. - odparł spokojnie Kurai, a po chwili dodał: - Każdy z nas jest inny, lecz jesteśmy drużyną, zgraną dobrze uzupełniającą się drużyną.
- Skoro tak mówisz ...
- Przecież wiesz, że to co mówię jest prawdą. Tak samo dobrze wiesz, że nam nie przeszkadzasz i my doceniamy to, że z nami jesteś.
- W sumie to ... to ... wiem ... ale ...
- Posłuchaj masz wspaniały dar i to nie jeden, a to doskonale uzupełnia zdolności naszej drużyny, którą doceniają Volaure, Król Ashga jak i sam Ambasador Ankara. A Ty dobrze wiesz, że my nigdy się nie poddajemy i z każdym dniem rozwijamy się i stajemy się mocniejsi. - odparł spokojnie Kurai a po chwili dodał: - Pamiętaj nawet w najgorszą burzę, jesteśmy przy Tobie i z nami przetrwasz wszystko. Tak jak my przetrwamy dzięki Tobie.
Na te słowa neczanka uniosła głowę, spojrzała na elektrycznego neczanina, a następnie uklękła i mocno przytuliła się do swojego, kucającego ukochanego. Natomiast wilki z zainteresowaniem uniosły swoje masywne głowy i zaczęły patrzeć w dal.
- Kim Ty jesteś? - spytał naglą Esiad stojący za rogiem.
- Aniołem stróżem. - odparł spokojnie Kurai, podnosząc się.
- No tak neczanie nazywani są "Aniołami" widzę, że Ty to bierzesz bardzo na serio. - odparł Esiad.
- A teraz jeśli pozwolisz my wracamy do reszty oddziału. - odparł chłodno Kurai, podając dłoń wodnej neczance i odchodząc. Tym czasem wilki podeszły do swojego pana i merdając ogonami radośnie domagały się pieszczot.
- Teraz sobie o mnie przypomniałyście - stwierdził Esiad przyjaźnie tarmosząc swoje zwierzaki, a po chwili dodał: - Co jest w niej takiego, że aż tak ją lubicie?

************

Nie duży drewniany pokój, o wspaniałych ścianach z widocznymi słojami i pachnącymi świerkiem deskami, oraz o ciemnej podłodze. Na prawo od wejścia stoi oraz duża jasnobrązowa szafa, wyglądająca na bardzo starą. Za to po prawej stronie tuż pod oknem stroi biały stół z drewna oraz cztery krzesła, oba te meble swoją stylizacją przypominają szafę. Natomiast na wprost wejścia znajdują, się drzwi, oraz kolorowa, wisząca tkanina, a między nimi jest stoi ciemne, pojedyncze łóżko zaścielone puszystą białą pościelą. W drzwiach wejściowych tego pokoju stoi sołtys oraz neczanie.
- Dzieci to jest Wasz pokój, tu za drzwiami znajduje się łazienka a za kotarą znajduje się drugi pokój.- stwierdził spokojnie Zoteh, zapraszając neczan głębiej do pomieszczenia.
Po tych słowach zaciekawieni wojskowi zajrzeli za kotarę, a tam ich oczom ukazała się kolejna sypialnia, utrzymana w drewnie. A tam na ścianie wejściowej znajduje się antresola z dwoma łóżkami, a na wprost wejścia znajduje się duże łoże, które zajmuje przestrzeń prawie od ściany do ściany. Każde łóżko jest pościelone białą puszystą pościelą. Dodatkowo na podłodze leży zielony dywan, oraz przy oknach wiszą jasno zielone zasłony. Całościowo oba pokoje przypominają spokojny, wiosenny las.
- Łał! - stwierdzili neczanie.
- Dziękujemy, za możliwość noclegu. - stwierdziła pokornie Rina delikatnie kłaniając się przed gospodarzem.
- Dziecko cała przyjemność po mojej stronie. - odparł Zoteh, a następnie marudząc wymamrotał pod nosem: - Tu przynajmniej ta łajza nie zrobi sobie z Was obiadu.
- Bardzo klimatyczne miejsce. - dodała entuzjastycznie Kiazu.
- Dziękuję dziecko, a teraz rozgośćcie się i zobaczymy się rano. - odparł Zoteh wychodząc i zostawiając otwarte drzwi.
- Dobranoc! - odparli neczanie, jednak nie otrzymali już odpowiedzi.
- Przyjemne miejsce. - stwierdziła z podziwem Diuna.
- Ja zajmuję górne łóżko! - stwierdził ochoczo Otachi wskakując na górne łóżko.
- Mi tam pasi bro, zajmuje dół. - dodał Hachi, zajmując dolne łózko.
- Ej ... ja chciałam spać na górze... - stwierdziła rozczarowana Diuna.
- Heheheh kto pierwszy ten lepszy. - odparł Otachi śmiejąc się.
- Diuna, tu masz fajne łózko. - stwierdziła Kiazu.
- No tak, ale ja bym chciała spać na górze. - odparła obrażona Diuna.
- To co Diuna na pojedynce a Rina, ja i Kurai na tym ogromnym wyrku? - stwierdziła ochoczo Kiazu.
W tym momencie do pokoju wpadły radosne wilki, które od razu przyszły do wodnej neczanki, a tuż za nimi do sypialni wszedł Esiad mówiąc:
- To, żadna z pań nie chciała by spać ze mną?
- Nie ... - odparła Diuna.
- Hmm... nie mamy lepszą propozycję na miły wieczór. - odparła Kiazu.
- Rozumiem, w takim układzie do zobaczenia rano moje miłe panie. - odparł Esiad wychodząc, jednak jego wilki za nim nie poszły. Na ten gest myśliwy jedynie trzasnął drzwiami i udał się na dół, a neczanie rozmieścili się na łóżkach i tak Hachi i Otachi zajęli piętrowe łóżko, Kurai pojedyncze łóżko, a duże łoże dostało się dziewczynom oraz wilkom, jednak mimo to wszyscy mieli bardzo wygodnie oraz sporą przestrzeń.
W tym samym czasie Esiad, schodząc po schodach zamyślił się:
- Oswoiła moje bestie a one z jakiegoś powodu bardzo ja lubią ... hmm... co o niej wiem? hmm... jest wodą, to rzadka energia, która może pomogłaby mi ponownie wkupić się w łaski rodziny Cusan, jednak ... jej uroda pozostawia wiele do życzenia ... Kiazu, bardzo kuszący ideał, władający moją ulubioną mocą ..... hmm... a właśnie Ognisty seksowny płomyczek sypia z tym wymoczkiem, a to ciekawa informacja... bardzo ciekawa...i warta wykorzystania...