czwartek, 14 maja 2015

Epizod 165


"Arkana ... 
a może tajemnica pewnej daty?"

Obudziłam się we we własnym łóżku w małym pokoiku z wąskim przejściem. Leżąc w łóżku doskonale widziałam futrynę w której brakowało drzwi, dalej był wąski przedpokój i drzwi wejściowe znajdujące się idealnie na wprost futryny. Nagle zobaczyłam ślady moczu, które mogły być zwykła wodą prowadzące przez przez przedpokój do innego pomieszczenia. Nie pamiętam jakimi słowami, lecz siedząc w łóżku, przykryta kocem poprosiłam kogoś o wytarcie tego. Kiedy tylko osoba wycierająca znikła zza w niewidzianej prze ze mnie części korytarza drzwi otworzyły się same. Ciemne, chłodne i niezachęcające odmęty klatki schodowej sprawiły, że jeszcze bardziej wtuliłam się w swój kocyk. Nikogo tam nie było ... drzwi otworzyły się same ... Po chwili ktoś zamknął drzwi.
- Też to widziałeś? - spytałam przerażona.
- Tak ... - odpowiedział ktoś, zupełnie jakby zaistniała sytuacja była normalna.
Jednak ja, przerażona i niespokojna położyłam się z powrotem na łóżku. Kiedy tylko zamknęłam oczy widziałam dobrze znana mi sylwetkę, jednak nie byłam wstanie przypomnieć sobie kto to był. Po chwili poczułam głęboką i mocną więź, jaka łączy na przykład córkę i ojca. Mężczyzna przeszedł koło mnie bez słowa... a ja zbladłam ... kiedy spojrzał mi w oczy uświadomiłam sobie, że jego już niema ... zupełnie jakby już nie żył ... z dezorientowana i przestraszona patrzyłam na mężczyznę i nie mogłam się ruszyć ... Mrugnęłam oczami i znowu znalazłam się w domu, w swoim łóżku. Nie podnosząc się zobaczyłam za oknem wśród bezkresnej czarnej nocy, jakieś dziwne jasne, białe, symetryczne budowle pod baldachimem i ludzi ubranych w zimowe ubrania, którzy się kręcili w koło... Przez chwilę obserwowałam ich z uśmiechem, jednak po chwili dotarło do mnie, że leżąc w swoim łóżku... nie byłam wstanie dotrzeć ani okna ... ani tym bardziej tego co się znajdowało za nim. Ponownie się obudziłam.. wystraszone serce biło jak oszalałe ... szybkie rozpoznanie tak jestem w swoim łóżku ... słyszę czyjąś rozmowę w przed pokoju o kluczykach ... nic nadzwyczajnego... z ulgą pomyślałam że jestem w domu ... ponownie zasnęłam ... Kiedy dosłownie po chwili otworzyłam oczy zdałam sobie sprawę, że opatulona w kocyk siedzę na swoim łóżku i widzę futrynę ... wąski przed pokój i drzwi wejściowe ... nagle spostrzegłam że tam w przedpokoju spostrzegłam tego samego mężczyznę z którym połączyła mnie więź .... oraz że koło mnie leży szczupły, bury kot ... który nie był Neko ...
- Larka? - wypaliłam bez namysłu ... - co Ty tutaj robisz?
W tym momencie sen się pospiesznie urwał. Otworzyłam oczy i leże w swoim łóżku ... jednak zaczyna mnie ogarniać wrażenie, że to wcale nie jest moje łóżko ... że to nadal nie jest mój świat ... czuję lęk i nie pokój ... i nie odparte wrażenie że wszystko co mnie otacza to ułuda ... Próbuję wstać jednak sen ponownie się urywa... tym razem budzę się w zupełnie obcym miejscu ... jedyne co widzę to skąpany w ciemności wielki biały statek pasażerski... a przed nim stroi on... czuję jak łzy mi się kręcą w oczach...
- Bądźcie spakowani, na którąś sobotę czerwca ... - stwierdził nagle mężczyzna.
Osłupiałam ... z przerażeniem pytałam i oczekiwałam jakiejkolwiek odpowiedzi:
- Ale jak to? ... Coś nam grozi? ... mamy przyjść do Ciebie?
Jednak nie otrzymałam już odpowiedzi ... mężczyzna odwrócił się i bez słowa wsiadł na statek ...
- TAAATOOOOO! - krzyknęłam zdezorientowana.
Jednak coś lub ktoś mnie trzymało i nie mogłam za nim pobiec ... Nagle ktoś dał mi zastrzyk z żółtego świecącego płynu ... i obudziłam się ... tym razem naprawdę.... - opowiedziała drżącym, łamiącym się głosem Rina wtulająca się w Kurai'a.
- Spokojnie to tylko zły sen ... - stwierdziła Kiazu wtulając się do siostry.
- Strasznie przerażający, ale pewnie to zwykły sen. Obawiałbym się gdyby to był sen Diuny. - dodał Hachi.
- Właśnie, po za tym tak na dobrą sprawę to nie pamiętamy swoich rodziców ... w sumie nic nie pamiętamy przed naszym obudzeniem się na ziemi. - dodała Diuna.
- Racja, ale zastanawiają mnie jedyne słowa tej postaci ... zupełnie jak ktoś by chciał nam coś przekazać ... - dopowiedział Otachi.
- E tam ... jesteśmy w takim a nie innym miejscu... ukrywamy się na terenie wampirów ... to miejsce aż sprzyja aby śnić koszmary - stwierdziła Diuna wzruszając ramionami.
- A to całe imię? ... Larka? Nie znam żadnej Larki ... - zauważył Hachi.
- Hmmm... któregoś dnia w klinice zajmowałam się wysmukłą burą kotka o lekko pogardliwym spojrzeniu ... miała na imię właśnie Larka ... może stąd wzięłam to imię we śnie ... - stwierdziła blada i trzęsąca się Rina.
- Może, to całkiem prawdopodobne ... w końcu sny kreuje nasza podświadomość ... a ona ma dostęp do takich rzeczy ... - odparła Diuna.
- Przepraszam , ale uważam, że czas się zbierać ... myślę, że nadużywanie gościnności nie jest dobrym pomysłem. - wtrącił Skauti.
- Masz racje ziom. - stwierdził Otachi.
W tym momencie nasi bohaterowie udali się do ciemnego tunelu ukrytego za szafą.
- Ej gdzie mnie prowadzicie!? - zaprotestował Uamuzi.
- Na ścięcie ... - odparła Diuna
- Uamuzi, właź tam i nie marudzić ... - dodała twardo Kiazu, jednocześnie pchając kapitana.
- Idziecie? - spytał się Hachi.
- Za chwilę ... - odpowiedział chłodno Kurai trzymający Rinę w swoich ramionach.
- Spoko Ziom, jakby co jesteśmy w pobliżu... - stwierdził Hachi znikając w cieniu tunelu.
W ten elektryczny neczanin mocno przytulił swoją ukochaną i wyszeptał jej do ucha:
- Rina ... posłuchaj ... nie ważne czy ten sen coś oznacza czy nie ... czy to przesłanie czy zwykły koszmar ... nie zadręczaj się tym snem ... masz nas ... a my nie pozwolimy aby przydarzyło się coś złego ... a prawda o większości snach jest taka, że jeśli będziesz przypisywać mu znaczenie to w końcu w niego uwierzysz... posłuchaj sny w dużej mierze nic nie odznaczają i nie przewidują przyszłości ani nic w tym stylu...
- A co jeśli on coś oznacza?
- Jeśli wmówisz sobie, że to coś znaczy to właśnie tak będzie... posłuchaj ... niech się dzieje co chce... ja i tak Cię nie opuszczę, a sen? W ostateczności może być jakaś mieszanką Twoich wspomnień z młodzieńczych lat, które o dziwo zachowały się ... jednak to mało prawdopodobne i nie ma co się nim zadręczać bo nic dobrego z tego nie wyniknie ...
- Zapewne masz racje ...- odpowiedziała spokojniejszym głosem Rina.
- Rina, jeśli chcesz to po wojnie możemy zając się poszukiwaniem Waszej przeszłości...
- Naprawdę? - spytała neczanka z nadzieją.
- Tak, lecz dopiero po wojnie, bo teraz mamy inne zadanie ... aha i do tego czasu proszę nie zadręczaj się tym snem... dobrze?
- Dobrze ... - odparła Rina z uśmiechem.
- A teraz chodźmy ... zaraz może się tu zrobić gorąco ... - odpowiedział chłodno Kurai, słysząc pukanie do drzwi i zaspane kroki.
Następnie oboje, trzymając się za ręce weszli do mrocznego tunelu, po czym zastawili wejście masywną szafą i udali się za resztą oddziału.


************
- Okropne, i to ma być przywódca? Kto to widział aby obejmować swojego podwładnego! - irytował się Uamuzi.
- Rany co za poranek ... eh ... To skuteczne podejście ... - stwierdziła Diuna.
- A co coś Ci się nie podoba? - dodała stanowczo Kiazu.
- W wojsku nie ma miejsca na słabości i przyjaźnie! - odparł niezadowolony Uamuzi.
- Kapitanie, a pamiętasz przysięgę, jaką składa każdy żołnierz? - wtrącił generał.
- Oczywiście, przysięga się bronić dobra swojej ojczyzny. - odparł Dumnie kapitan.
- Nie tylko... - odparł Generał.
- Hmm..."Ja, żołnierz Zjednoczonego wojska rady siedmiu, przysięgam służyć wiernie zjednoczonym planetom, bronić ich niepodległości i granic. Stać na straży prawa, strzec honoru żołnierza neczańskiego, sztandaru wojskowego bronić. Za sprawę mojej Ojczyzny w potrzebie, krwi własnej ani życia nie szczędzić. Bratniego żołnierza w potrzebie nie opuszczać. Tak mi dopomóż Panie." - wtrącił mimochodem Otachi.
- Brawo, dodatkowo oficerowie tak w skrócie przysięgają dbać o dobro swoich podopiecznych i dbać o ich morale. - dodał Rudy.
- No, pamiętam w końcu sam też to przysięgałem, ale co to ma do rzeczy? - wtrącił kapitan.
- To, że do każdego żołnierza trzeba mieć inne podejście. Jedni potrzebują krzyku i stanowczości aby się otrząsnąć a inni odrobinę ciepła i wsparcia. - stwierdził Rudy, a następnie dodał: - Dobre relacje z dowódcą to podstawa dobrego oddziału...
- Szanowny generale ... To są jakieś niepotrzebne bzdety, krzyk zastraszanie i zero przyjaźni to podstawa dobrego oddziału! - odparł twardo kapitan, a następnie dodał: - Coś takiego jak przyjaźń, to tylko niepotrzebna strata czasu która zaciera relacje i prowadzi to ślepego upadku oddziału.
- Heh ... Nie jestem dzisiaj w nastroju do kłótni, myśl sobie co chcesz ... ale któregoś dnia wydarzy coś co Tobą wstrząśnie ... - odparł generał.


************
Leżący na plecach Sian, pogrążony w odmęcie swojego umysłu odpoczywa w swoim pokoju i pustym wzrokiem patrzy w sufit.
-O rany ale Kiazu zajebiście całuje ... normalnie samym pocałunkiem uwiodła by nawet bogów ... mrrrr.... heh ... takie przyjemne myśli ciągle ustępują miejsca ... wyrzutom sumienia? ... Czemu ja wtedy nie byłem wstanie powiedzieć Matce, że oni są u nas? ... zadzwoniłem i co? ... usłyszałem rozmowę zakochanych ... nie wiem dlaczego wybrała takiego hipokrytę ... pewnie ją zastraszył mniejsza ... ale potem te jej słowa ... zaraz po tym jak odezwała się matka ... kurna nie wiem dlaczego ale chyba to one sprawiły, że ich nie wydałem ... do diabła ... powinienem trzymać się rodziny a nie tych durni ... ale ... no kurna ...
Nagle Wampir wyjął z kieszeni komórkę oraz karteczkę złożoną na pół, w bił zapisany na niej numer do pamięci telefonu, a następnie po bardzo długiej chwili zastanowienia szybko napisał, po czym wysłał esemesa o następującej treści:
"ZA ŻADNE SKARBY NIE IDŹCIE W KIERUNKU NAGRANIA! ZABIERZCIE SUROWICE I SPADAJCIE STAMTĄD JAK NAJSZYBCIEJ! WOŁANIE O POMOC TO LIPA! UCIEKAJCIE!"