niedziela, 5 lutego 2017

Epizod 214




"Małe i duże rozmowy
w obozie maszyn "


Obóz maszyn bo ciężkich bojach i po długiej nocy pomału dochodzi do sienie. Ponownie udało się obronić obóz, jednak tym razem nie obyło się bez straty w ludziach. Hetto zarządził pochowanie poległych, a następnie po oddaniu im honorów, zarządził sprzątanie obozu do końca. Żołnierze sprzątają obóz, gaszą do końca ledwo tlące się zarzewia ognia i chociaż wszyscy mają jeszcze ogrom pracy nikt nie śmie narzekać.
- Ale to była noc ... - stwierdziła Diuna, nosząc wiadra z wodą i zalewając popiół.
- A Kurai nadal Walczy... - stwierdziła Kiazu Patrząc w niebo.
- Zazdrościsz? - spytała Diuna.
- Trochę tak i zastanawia mnie ten sojusznik... - odparła Kiazu.
- Może to Kronos? - stwierdziła Diuna.
- A wiesz, że to może być dobry strzał. - odparła Kiazu.
- Dobra siory lepiej sprzątajmy bo oficerowie dadzą nam popalić. - stwierdził Otachi.
Pełne sprzątanie obozu maszyn skończyło się koło południa. Wszyscy wojskowi są pieruńsko zmęczeni, ale jednocześnie są szczęśliwi, że to już po wszystkim. Teraz wszyscy pomału wracają już do swoich obowiązków. W tym momencie do obozu wszedł Kurai idący koło Riny. Wraz z nimi do obozu wchodzi wielki czerwony smok z czarnymi wstawkami, który ma pozbawione blasku łuski i spojrzenie pełne pogardy. Już na pierwszy rzut oka widać, że smok ma ranne skrzydło. Jednak za równo smok jak i neczanin doskonale ukrywają to, że coś im sprawia ból.
Nagle Kurai osunął się na ziemię, Rina w ostatniej chwili oparła go na swoich ramionach. Chwilę po nim na ziemię runął również wielki smok. Całe to zdarzenie nie uszło uwadze wojskowych którzy niezwłocznie powiadomili Hetto.

************

Skromny pokój, w którym znajduje się jedynie niski, drewniany biały stolik oraz niebieska wersalka, przykryta białą pościelą. Wszystko to idealnie pasuje do błękitnego dywanu praz zielonych metalowych ścian. W tym łóżku znajduje się elektryczny neczanin. W tym pokoju znajduje się również reszta neczan, którzy ewidentnie czekają na to aż Kurai się obudzi.
W końcu elektryczny neczanin z trudem otworzył oczy i powoli usiadł na łóżku. Kiedy tylko kołdra delikatnie się z niego zsunęła, oczom wszystkich ukazał się jego nagi, wyrzeźbiony tors oraz złoty wisiorek z piorunem.
- Kurai! - stwierdziła uradowana Rina przytulając się do ukochanego.
- Dzień dobry Ziom. - stwierdził Hachi.
- Wreszcie raczyłeś wstać. - dodała Diuna.
- Długo spałem? - spytał chłodno Kurai.
- Dwa dni Ziom. - odparł Otachi.
- Ta jaszczurka podniosła się parę godzin temu. - dopowiedziała Diuna.
- Rozumiem... - stwierdził chłodno Kurai, a następnie stanowczo powiedział: - Zobaczcie czy nie ma Was gdzie indziej...
- Spoko Ziom. - odparł Otachi.
- No dobra. - stwierdziła Kiazu.
Po tych słowach wszyscy zebrali się do wyjścia, w tym momencie elektryczny neczanin powiedział:
- Rina zostań...
- Uuuuu... - stwierdziła Diuna.
- Cicho siedź! - zganił ją Hachi.
Następnie wszyscy ci, co mieli wyjść wyszli z skromnego pokoju.
- Nie posłuchałaś mnie ... - stwierdził chłodno Kurai.
- Przepraszam ... chciałam dobrze ... - odparła pokornie Rina chowając twarz.
- Jak trafiłaś na Mishela? - spytał Kurai wstając.
W tym momencie okazało się, że elektryczny neczanin ma na na sobie jedynie spodnie od munduru, oraz stał się widoczny wielki siniak rozciągający się aż od prawych żeber, do pępka i znika pod linią spodni. Jest on fioletowy i intensywny oraz bardzo widoczny.
- Em ... kiedy kazałeś mi odejść odeszłam ... i .. i zadzwoniłam do Volaure ... i to on zaprowadził mnie do najbliższego smoka ...
- To było bardzo nie odpowiedzialne
- Przepraszam, ja naprawdę chciałam dobrze ...
- Jak przekonałaś Mishela, aby w ogóle się do Ciebie odezwał?
- Sa... sama nie wiem ... zaatakował mnie ... ale potem odpuścił ... i tak jakoś odezwał się do mnie ... a potem kazał mi się wynosić ...
- Jak z nim rozmawiałaś?
- Tak samo jak z Sachinerem ... szczerze ...
- Rozumiem... - odparł chłodno Kurai, a po chwili dodał: - Zdajesz sobie sprawę, że mogłaś zginąć?
- Wiem... ale ... ale to wtedy nie było ... ważne ... chciałam pomóc ... i uznałam to za dobry pomysł ...
- Hmmm... to był dobry pomysł ... - stwierdził chłodno Kurai, kładąc prawą rękę na ramieniu neczanki, a następnie dodał: - Co prawda nieodpowiedzialny i ryzykowny, ale dobry.
- Naprawdę? - odparła Rina z szklistymi oczami i podnosząc głowę.
- Tak, ale to nie oznacza, że masz nie słuchać moich rozkazów...
- Wiem...
- Hmmm... to na czym skończyliśmy? - spytał chłodno Kurai, a następnie położył lewą rękę na prawym policzku dziewczyny i namiętnie, pieszczotliwie pocałował prosto w delikatnie trzęsące się usta.
W tym momencie, rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę... - stwierdził Kurai, odklejając się od ukochanej.
- Ptaszki śpiewały, że się obudziłeś. - stwierdził Hetto wchodząc.
- Jak widać. - odparł Kurai.
- Opowiadaj co z tym całym Darkarilem? - spytał Hetto.
- Został pokonany i uciekł z podkulonym ogonem. - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał : - A teraz wybaczcie idę zmyć z siebie ostatnie wydarzenia.
Po tych słowach neczanin udał się do łazienki i kiedy tylko otworzył drzwi zobaczył w lustrze wielkiego siniaka.
- Z organami wewnętrznymi jest porządku, zostały szybko i sprawnie uleczone. - stwierdził Hetto zaglądając do łazienki, a po chwili dodał: - Uleczyliśmy jedynie ograny abyś mógł normalnie funkcjonować. Dwa dni temu było tylu rannych, że siniaki nie kwalifikowały się do leczenia.
- Rozumiem, nie przeszkadza mi to. - odparł chłodno Kurai zamykając za sobą drzwi.

************

- Ej... zamówiliście to? - spytała nagle Kiazu idąca przez obóz maszyn.
- Pewnie! Ma dojść za dwa dni. - odparł Hachi idący obok siostry.
- Czyli dojdzie idealnie na ten dzień. - dodał Otachi.
- Oby bo będzie straszna lipa jak nie dojdzie... - odparła Kiazu.
- Musi dojść, kazałem wysłać to expresem. - dodał Hachi.
- Nie wiem czy te nasze starania są warte zachodu... - dopowiedziała Diuna.
- Warte, warte. - odparł Hachi.
- Pewnie, że warte i myślę, że mu się spodoba. - dodała Kiazu z uśmiechem.
- Mam taką nadzieje... chociaż i tak pewnie dostaniemy zjebkę ...- odparła Diuna.
- E tam przesadzasz. - stwierdził Otachi.
- Hetto wie, że ma nic nie mówić Kurai'owi? - spytał Hachi.
- Tak, mówiłam mu to. - stwierdziła Kiazu

************

Duży metalowy hangar, w którym na wypalonym posłaniu leży wielki wybredny smok, który swoim zachowaniem domaga się bardzo luksusowego traktowania. Jest już wieczór, ale bestia ma pełną miskę jedzenia oraz miskę wody. Dodatkowo w pomieszczeniu unosi się aksamitny i przyjemny zapach aromatycznych olejków, a ogromne lampy na dachu prócz światła, również grzeją.
- Ładnie tu masz... - stwierdził chłodno Kurai,ubrany w pełny mundur bez turbanu, wchodząc do hangaru.
Smok jednak nic się nie odezwał jedynie głośno wypuścił powietrze.
- Jak się czujesz? - spytał Kurai.
- Dobrze, chociaż męczy mnie nieprofesjonalizm będących tu ludzi... - odparł Mishel.
- Słyszałem, że już kilku wojskowych pogoniłeś ... i masz swoje zachcianki
- Mam swoje standardy ...
- Tak, wpuszczasz tutaj dwie może trzy osoby .. i zachowujesz się jak primadonna z łuskami...
- No co? Należy mi się królewskie traktowanie... a oni... Niech się cieszą, że w ogóle kogoś wpuszczam, bo inaczej musieli by sprowadzać do mnie odpowiednich ludzi ... - odparł Mishel wstając i dumnie trzepocząc skrzydłami.
- Widzę, że jesteś już w formie.
- Taaaa ... dobra powiem to jesteś dobrym jeźdźcem i dobrze mi się z Tobą pracowało...
- Ty też jesteś dobrze zaprawiony i również dobrze mi się z Tobą współpracowało. - odparł chłodno Kurai, a następnie wyjmując telefon z kieszeni powiedział: - Czas zadzwonić do Sachinera.
Po chwili neczanin włączył komórkę, na system głośno mówiący i nawiązał połączenie.
- Sachiner Cusan słucham?
- Witaj Panie ... - stwierdził Mishel.
- Znalazłem Twoją zgubę... - wtrącił Kurai.
- Rozumiem. Oddzwonię później. - stwierdził Sachiner, a po chwili rozłączył się.
- Pewnie ma ważne spotkanie... - stwierdził Mishel.
- Nie zdziwiłbym się... - odparł Kurai.
- Swoją drogą już rozumiem czemu mój Pan tak uwielbia tę małą wodę ...
- Ona ma na imię Rina, w pewnych rzeczach Ty i Sachiner jesteście podobni.
- Na jej szczęście tak ... - stwierdził smok, a po chwili spytał: - Nie ma tu Kronosa, czyżby się zapodział jak ja?
- Mniej więcej ... ukrywa się gdzieś z naszym stadem... i nikt nie może go znaleźć, nawet ten system dzięki, któremu Rina znalazła Ciebie ...
- To dlatego nie miałeś wtedy wsparcia...
- Owszem ...
- W świecie ogarniętym wojną, jeździec bez smoka nic nie znaczy, powinieneś szybko odnaleźć Kronosa...
- Robię co w mojej mocy ...
- Hmmm ... Pachniesz nią ... Sachiner też nią czasem pachnie ... i początkowo drażnił mnie zapach wody ...
- A teraz?
- A teraz mi nie przeszkadza, inaczej nie rozmawiałbym z Tobą ... Hmm... my smoki mamy takie powiedzenie " odważny człowiek nie zabija smoków, odważny człowiek jeździ na nich"
- Wiem, myślisz, że dlaczego zostałem jeźdźcem? - odparł spokojnie Kurai, siadając koło smoka i opierając się o niego.
- Tak właśnie myślałem. - odparł smok szczerząc kły, a następnie dodał: - Normalnie odgryzłbym Ci głowę, ale dzisiaj pozwalam Ci tak siedzieć.
- Szanuje to ...
- Wrrr.... jesteś bardziej spoko niż myślałem przez te wszystkie lata... w związku z tym pozwolę Ci się jeszcze raz dosiąść kiedy to będziemy lecieć do mojego domu.
- To bardzo szlachetne, powiedź mi dlaczego Twój atak wypalił oczy Marada? Przecież ognisty atak nie powinien wywołać u niego takiej reakcji...
- Zanim powstał Sekai Dagaal Sachiner próbował mnie nauczyć nowego ataku, który połączył by mój ogień i jego truciznę. W ramach treningu połknąłem 5 fiolek z jego trucizną... dwie zostały strawione, jedną się podtrułem ... i jedną strzeliłem Marada w oczy.
- Sprytne i zaskakujące ... hmm... to oznacza, że w żołądku masz jeszcze jedną..
- Tak, jeszcze tam jest ...
W tym momencie telefon neczanina zaczął wibrować, a po chwili Kurai wyjął telefon i kiedy zobaczył kto dzwonił, powiedział:
- Wyjdę na chwilę.
- Spokojnie możesz zostać, nie przeszkadza mi Twoja obecność, nawet jeśli będziesz rozmawiał przez telefon. - odparł smok odwracając głowę i położył ja na ziemi, tak, że neczanin mógł swobodnie położyć na niej lewą dłoń.
Po szybkiej chwili namysłu Kurai położył swoja lewą dłoń na smoku i delikatnie go głaszcząc odebrał telefon mówiąc:
- Tak słucham?
- Widzę, że się już obudziłeś. - odezwał się głos w słuchawce.
- Ta ...
- Widziałem Waszą walkę, dałeś czadu i to bez siodła! A Sam Darkaril uciekał z podkulonym ogonem aż się za nim kurzyło. Pokazałeś mu gdzie jego miejsce!
- Ta ...
- Ale jesteś rozmowny. Stary przecież wszystko się dobrze skończyło.
- Tak, ale to było bardzo ryzykowne.
- Może, ale Ona dała rade i powinieneś być z niej dumny, że poradziła sobie w "kryzysowej" sytuacji. A jak już masz się na kogoś boczyć to bocz się na mnie. W końcu nie musiałem jej tam prowadzić.
- Volaure, na nikogo się nie "boczę", ale zdania nie zmienię. To było ryzykowne...
- Dobra, dobra było tu się zgadzam, ale przyznaj, że możesz być z niej dumny...
- Przyznaje, jestem ...
- A właśnie będziesz pojutrze w obozie maszyn?
- Trudno powiedzieć.
- Niech zgadnę Sachiner zażyczył sobie abyś Ty odstawił jego smoka do domu?
- Tak.
- To będę się dowiadywać ...
- Jak chcesz ...

************

Późnym wieczorem, w nie dużej, metalowej sali do ćwiczeń o przyjemnych beżowych ścianach i licznych urządzeniach. Kiazu ubrana jedynie w krótkie żółte spodenki oraz czerwony, obcisły top, stoi oparta o jedną z bieżni i niecierpliwie czeka. Oprócz niej w pomieszczeniu jest również Otachi, Hachi, Rina i Diuna, którzy są równie mocno zniecierpliwieni. Wkrótce do pomierzenia wszedł Gamb z Murlane.
- No na reszcie, czyżbyś się mnie bał? - stwierdziła głośno Kiazu.
- Ciebie? Phi nie pokonasz mnie! - Murlane.
- Zobaczymy! - odparł Kiazu z mocną determinacją w głosie.
- Jestem pewny, że po tych kilku dniach nic się nie zmieniło. - odparł Murlane wchodząc na bieżnię.
- Hehehe ... skoro tak uważasz.. - odparła Kiazu wchodząc na druga bieżnię.
- Zasady takie jak ostatnio!- stwierdził Gamb.
W tym momencie rozległa się przyjemna głośna muzyka. Po chwili okazało się, że to dzwoni komórka wodnej neczanki.
- Kiazu przepraszam ... zaraz wrócę. - stwierdziła pokornie Rina.
- Spoko, trzymaj kciuki i wróć jak skończysz. - odparła Kiazu z uśmiechem i mrugając okiem.
Na te słowa wodna neczanka przyjaźnie się uśmiechnęła, a następnie wyszła z pomieszczenia i stanęła w wąskim szarym korytarzu i spokojnie i przyjaźnie odebrała telefon:
- Hej Sachiner.
- Witaj Moja droga, miło Cię słyszeć. - odparł szarmancko głos w słuchawce.
- Ciebie również miło słyszeć. - odparła radośnie Rina.
- Moja Droga, mam nadzieje, że przyjedziesz z Twoim lubym?
- Nie wiem .. Jesteśmy teraz w obozie maszyn i chyba Kurai będzie sam leciał...
- O nie Moja Droga nie zgadzam się... Życzę sobie abyś przyleciała, w końcu Moje wspaniałe "ja" pragnie twojej obecności.
Rina zarumieniła się, i pokornie powiedziała:
- Taki wspaniały i dobrze doinformowany mężczyzna jak Ty, doskonale wie, że w obozie podlegam oficerom i to nie ja decyduję o moich losach ...a moje chce nie ma niestety żadnego znaczenia
- Wiem moja droga, jednak ja w swojej nieocenionej łaskawości jestem wstanie nazwijmy to załatwić Tobie i jednej z Twoich sióstr, która ucieszyła my moja szanowną małżonkę, 3 dniowy pobyt u nas w wilii.
- Było by bardzo miło ale ...
- Moja droga, powiedz tylko słowo, a ja będę rad spełniając Twoją prośbę. - odparł szarmancko Sachiner a po chwili dodał: - Moja droga, dobrze wierz, że ja zawsze dostaję to czego chcę.
- Wiem ... ale ... - odparła zaczerwieniona Rina.
- Moja droga, uznaję Twoje wątpliwości, za fakt że się zgadzasz i w takim układzie Moja Droga, będzie mi niezmiernie miło Cię ..znaczy się Was gościć, a teraz wybacz obowiązki wzywają.
- Rozumiem... do usłyszenia. - odparła pokornie Rina.
- Do zobaczenia Moja Droga, do zobaczenia! Nie odpuszczę spotkania z Tobą.- odparł spokojnie i dumnie inkub.
Zarumieniona Rina odłożyła telefon i oparła się o ścianę.
- Jak widzę już zadzwonił do Ciebie. - stwierdził nagle znajomy głos.
W tym momencie wodna neczanka zobaczyła, że koło niej stoi Kurai.
- Kurai ... - odparła dziewczyna z pytającym spojrzeniem.
- Przed chwilą z nim rozmawiałem i zanim przyszedłem do Was, zadzwonił już do Ciebie. Hmm.. powiedział Ci chociaż czego chce? - odparł Kurai opierając się o ścianę koło neczanki.
- W sumie nie ... stwierdził że "życzy sobie abym przyjechała" ... a potem wspomniał o Kiazu ... i ...
- Zorganizował pokaz mody w Wilii.. potrzebuje fotografa i modelki, których zażądał Uso "Anyo" Utahime.... - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - Jednak jestem przekonany, że zorganizował go nie tylko po to aby zaplusować w pewnych środowiskach, ale głównie po to aby ściągnąć Ciebie do Wilii.
- Jak to?
- Oboje wiemy, że masz coś w sobie co sprawia, że ten zadufany w sobie inkub tęskni za Tobą i łaknie Twojego towarzystwa, ale nie przyzna się do tego. Co za tym idzie, widział, że Utahime będzie chciał Ciebie, więc upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu...
- Rozumiem ... - odparła Rina rumieniąc się, a po chwili dodała: - a co z Hetto?
- Jutro rano z nim porozmawiamy, a teraz chodź pokibicujemy Kiazu.
- Dobrze. - odparła Rina z uśmiechem.
************

Kiazu wraz z Murlane biegnie na dwóch osobnych bieżniach o tych samych ustawieniach. Oboje są spoceni, ale mężczyzna wydaje się być znacznie bardziej zmęczony niż ognista neczanka, która tym razem prezentuje się znacznie lepszej formie.
- KIAZU! KIAZU! - rozlegały się radosne wiwaty rodzeństwa.
Tym czasem Gamb jedynie z niedowierzaniem patrzy na przebieg wyścigu.
Nagle okazało się, że ognista neczanka jako pierwsza dobiegła do mety i jest dużo mniej zmęczona od swojego przeciwnika.
- WYGRAŁAM! - stwierdziła radośnie Kiazu w biegając w objęcia rodzeństwa.
- HURA! - odparli radośnie neczanie.
W tym momencie Kiazu dała Kurai'owi buziaka w policzek, na który neczanin jej pozwolił.
- Dzięki! - stwierdziła Kiazu z uśmiechem.
- ZARAZ! - wrzasnął zdyszany Murlane, a po chwili dodał: - TO NIE MOŻLIWE!
- Możliwe. - odparła dumnie Kiazu, a potem dodała:- A teraz Ci łyso i nie uwierz się pogodzić.
- Ziom, Kiazu po przegranej wzięła się w garść.- stwierdził Hachi.
- A co za tym idzie Ziom, rozwinęła się i pokonała swoje słabości. - dodał Otachi.
- W tak krótkim czasie! Nie możliwe.- odparł Murlane.
- Słuchaj Ty uważasz się za mistrza i nie doskonalisz się. W momencie kiedy ona trenowała Ty zbijałeś bąki, sądząc że i tak ją pokonasz. - stwierdziła Diuna.
- Spoczywasz na laurach i myślisz, że Twoja chwała będzie trwać wiecznie. - stwierdził chłodno Kurai, a po chwili dodał: - Masz zadatki na dobrego biegacza, jednak zabrakło Ci rozwoju. Pamiętaj zawsze możesz trafić na kogoś silniejszego od siebie.