niedziela, 11 czerwca 2017

Epizod 224







"Nocne sparingi w obozie maszyn"


Marsui idzie uliczkami obozu maszyn. Jest przyjemny, delikatnie chłodny i orzeźwiający wieczór, który niesie wspaniałe ukojenie po całodniowym treningu. Dziewczyna jest spocona i zmęczona, jednak porusza się bez najmniejszego problemu. Jest już taka pora, że w obozie kręci się bardzo mało ludzi. Po dłuższej chwili Marsui, natchnęła się na jednego z oficerów, który ma niesymetryczną fryzurę. Widzicie wojskowy po prawej stronie ma krótkie postrzępione włosy, o czarnych końcówkach, a po lewej stronie ma krótkie centymetrowe włosy w pomarańczowym kolorze. Dodatkowo ma poważne turkusowe oczy i czarne gogle, które służą mu jako opaska.
- Tajhal jak miło Cię widzieć. - stwierdziła Marsui z uśmiechem podchodząc do oficera.
- Marsui już po treningu? - spytał Tajhal.
- Tak, ale potrzebuję pomocy.
- Jak musisz ukryć jakieś zwłoki to idź do Kashai, ja nie mam to tego głowy.
- Szkoda, bo dzisiaj mam bardzo seksowne zwłoki … no nic poszukam innego chętnego do pomocy...
- Marsui, czekaj...
- Tajhal nie mam czasu na zabawy …
- Tak, tak … dzisiaj ćwiczyłaś z neczankami?
- Owszem...
- Która padła?
- Wszystkie padły, a „zgon” zaliczyła Kiazu... - stwierdziła z niecierpliwiona Marsui.
- Hmm... dobra to mam chwilę... prowadź … - odpowiedział Tajhal po chwili namysłu.
- O zaczynasz gadać z sensem – odparła z uśmiechem Marsui, a po chwili dodała: - To idziemy...

************

Dobrze oświetlone ruiny, gdzie pracuje ogrom ekip ratunkowych ubranych w odblaskowe kolory. Wszyscy bardzo ciężko pracują aby uratować kogokolwiek z zawalonych budynków. Jednak to wcale łatwe nie jest ponieważ dla bezpieczeństwa muszą odkopywać budynki cegła po cegle i nie mogą wprowadzić ani ciężkich maszyn ani ludzi władających ziemią czy powietrzem. Spowodowane to jest troską o zawalonych mieszkańców. Być może są w jakiś szczelinach, które mogą zostać zawalone przez nagłe odkopywanie.
Ratownicy mają i tak ułatwione zadanie gdyż jeśli ktoś jest przytomny to bez trudy mogą wyczuć jego energię i łatwo wyznaczyć ścieżkę do odkopania poszkodowanego.
Mimo wszystko czeka ich wiele godzin ciężkiej i mozolnej pracy, której efekt może być różny i niestety nie do przewidzenia.

************

Nie duży gabinet o lśniący białych ścianach, w którym panuje intensywny zapach środków dezynfekujących. Kurai stoi oparty o metalowe łóżko, a przed nim stoi sam Aluf.
- Już Ci mówiłem, że nic mi nie jest. - powiedział chłodno neczanin.
- Tak, tak … oceni to lekarz... - odpowiedział twardo Hetto, a następnie dodał: - Po pierwsze silna eksplozja, po drugie upadek w którym przygwoździła Cię maszyna, po trzecie z czoła leciała Ci krew, oraz po czwarte upadek z znacznej wysokości to nie są przelewki.
- Nie takie rzeczy miałem okazję robić. - odparł Kurai.
- W to nie wątpię jednak Ruln mówi, że wypadek wyglądał naprawdę bardzo groźne i to, że od tak sobie wstałeś i otrzepałeś się o niczym nie świadczy.
- Przesadzasz i traktujesz mnie jak dziecko...
- Posłuchaj doskonale zdaję sobie sprawę, że jesteś tu tylko dlatego, że Cię zmusiłem bo potrzebujesz mojej zgody na swoje wieczorne plany. - stwierdził Hetto, a następnie dodał: - Jednak póki lekarz nie określi Twojego stanu zdrowia to ja nie puszczę Cię ani na warte ani na nocną wizytę u Kashai i dobrze o tym wiesz.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę...

************

Wyprostowany i bardzo spokojny Tajhal niesie półprzytomną Kiazu, która wtula się w jego ramiona, jedynie od czasu do czasu otwierając zamglone oczy. Obok nich idzie Marsui, która prowadzi pozostałe neczanki. Diuna i Rina ledwo idą, lecz w przeciwieństwie do siostry, spokojnie dają radę się poruszać.
- Marsui widzę, że tym razem mocno przesadziłaś... - stwierdził Tajhal.
- Może trochę, ale ona tak strasznie chciała mi dotrzymać kroku i tempa … Tajhal gdybyś tylko widział ten jej blask w oku i ten płomień … ja nie mogłam od tak skończyć tego treningu. - odparła Marsui, zafascynowana spojrzeniem Kiazu.
- Hmm... przyjdź później do mojego gabinetu … - odpowiedział Saren.
- Nie, teraz muszę się zająć dziewczynami i wziąć odpowiedzialność za swoje czyny... - stwierdziła Marsui, a po chwili dodała: - Dobrze wiesz, że tej nocy ja należę do nich, a nie do pogaduszek...
- Tak wiem, dlatego mówię później. - odparł Saren.
- Chyba masz przerąbane … - wtrąciła Diuna.
- Nie nie mam … spokojnie … - odparła Marsui z uśmiechem, otwierając drzwi do pokoju neczanek, a po chwili spytała: - Dobra dziewczyny które łózko należy do Kiazu?
- To po prawo. - odpowiedziała spokojnie Rina.
- Dziękuję. - odparł Tajhal, kładąc ognistą neczankę na jej łóżku.
W międzyczasie pozostałe neczanki usiadły na swoich łózkach, a Marsui podała im wodę.
- Potrzebujecie mnie jeszcze? - spytał Tajhal.
- Możesz już lecieć, poradzę sobie... - odpowiedziała Marsui, a po chwili dodała: - Dzięki.
- Proszę. - odparł Tajhal, a następnie wychodząc dopowiedział: - To była przyjemność, a teraz opuszczę Was i wrócę do swoich obowiązków.
- Na razie … - stwierdziła Marsui.
- Marsui, przepraszamy, że sprawiłyśmy kłopot... - wtrąciła Rina, leżąca na łóżku.
- Nie masz za co przepraszać, no chyba, że żałujesz, tego jak dobrze się bawiłyście … - odparła Marsui.
- Nie żałuję … - odpowiedziała Rina.
- Marsui, ona tak ma … jakby mogła to by przeprosiła za to, że żyje … - wtrąciła Diuna.
- Posłuchaj, gdyby miało mi być przykro, bo mam się Wami zająć to nie zaprosiła bym Was na trening. - stwierdziła Marsui, a po chwili dodała: - Rozumiem, co Tobą kieruje, jednak mnie przepraszanie za wszystko irytuje i to bardzo, więc dopóki nie masz powodu aby przepraszać to tego nie rób...
- Dobrze … - odparła pokornie Rina.
- No wreszcie ktoś gada z sensem. - wtrąciła Diuna, a po chwili dodała: - Dalej powiedz jej coś więcej może w końcu to do niej dotrze.
- Nie będę strzępić języka. - odparła Marsui.
- No ja wiem, że do niej jak grochem o ścianę … ale …
- Diuna, ona usnęła, więc nie dotrze do niej nic z tego co mówię. - wtrąciła Marsui, przerywając wypowiedź psychicznej neczanki, a po chwili dodała: - Nie dokuczaj jej gdyż to nie pomaga, a wręcz jeszcze bardziej sprawia, że chce za wszystko przepraszać.
- Phi .. Kurai kazał Ci to powiedzieć?
- Nie. To wniosek z mojej obserwacji. - stwierdziła Marsui, a po chwili dodała: - A skoro nie tylko ja to widzę to może jednak coś w tym jest?
Na te słowa Diuna nabrała wody w usta i zamilkła. Za to Marsui po chwili ciszy powiedziała:
- Dobrze wiesz, że zarówno ja jak i Wasz kapitan, mamy racje.
- Szukacie kozła ofiarnego, a ją bronicie... - odparła w końcu Diuna.
- To nie tak, widzisz to takie zamknięte koło, Ona przeprasza bo uważa, że zawiodła, a Ty dokuczając jej udowadniasz jej, że rzeczywiście zawiodła …
- W tedy ona przeprasza, ja się wkurzam i znowu mówię jej coś szorstkiego …
- Dokładnie tak jest... Słuchaj obie się nakręcacie, więc powstrzymaj trochę swojego jadu.
- Ej dlaczego tylko ja mam co zrobić?
- Ponieważ teraz rozmawiam z Tobą. Z Riną też porozmawiam, ale nie teraz...
- Dobra rozumiem...
- Posłuchaj nie chce Cię zmieniać chcę tylko abyś przemyślała sprawę i nauczyła się kontrolować, dzięki temu rozwiniesz się na lepsze.
- Taa …
- Posłuchaj, kiedy byłam młodsza byłam taka jak Kiazu, albo jeszcze bardziej szalona …
- Teraz jesteś zupełnie inna...
- Nie jestem inna, jedynie nauczyłam kontrolować się i teraz inaczej patrzę na niektóre sprawy.
- Rozumiem … heh … Ty to umiesz jakoś po ludzku powiedzieć …
- Wiesz w końcu mówię, z własnego doświadczenia... więc potrafię powiedzieć co mi w sercu gra. Zresztą nie mam problemów z wyrażaniem siebie.
- Niech będzie … ale i tak przyznaj, że jestem najlepsza z nich gdyż jako jedyna jeszcze się trzymam. - oparła pewnie Diuna.
W tym momencie Marsui delikatnie przewróciła Diunę na łóżko. Dzięki temu psychiczna neczanka praktycznie automatycznie usnęła z wycieńczenia.
- Bo nie dotknęłaś poduszki. - stwierdziła Marsui z uśmiechem.

************

Spora i bardzo przestronna sala gimnastyczna o betonowych surowych ścianach. W której znajduje się kilka ławek oraz kilkunastu podekscytowanych mężczyzn w różnym wieku. Wszyscy to wojskowi, którzy tej nocy planują dobrze się zabawić na przyjacielskich sparingach. Pomimo późnej pory widać, że wszyscy dobrze się bawią i nie mają ochoty już kończyć. Po dłuższej chwili do pomieszczenia wszedł spokojnie elektryczny neczanin, który zręcznie wyminął wszystkich obecnych i podszedł do Kashai stojącego z boku i obserwującego starcie jakiś dwóch kolesi.
- Wreszcie jesteś. - stwierdził Kashai z wrednym uśmiechem, a po chwili dodał: - Spóźniłeś się … Hmm... Będziesz brał udział?
- Miałem wartę i dobrze o tym wiesz. - odparł chłodno Kurai, a po chwili dodał: - Będę brał udział.
- Świetnie! - odparł Kashai a następnie dopowiedział: - To musisz wiedzieć, że dzięki temu że to pomieszczenie jest wyciszone na moc to możemy używać mocy, jednak nie musimy. To czy walka toczy się na moc czy nie to indywidualna sprawa walczących.
- Rozumiem. - odparł neczanin, a następnie dodał: - Chciałbym zawalczyć w następnej rundzie...
- Spoko, idź tam … - odparł Kashai pokazując prawą ręką na zamknięte drzwi, a po chwili powiedział: - Tam jest szatnia i możesz się tam przygotować i dogadać z chłopakami.
- Dzięki. - odparł chłodno Kurai udając się w wskazane miejsce.
************

Marsui w pokoju dziewczyn przyszykowała im dużo wody, oraz zostawiła jakieś drobne przekąski aby jej koleżanki po przebudzeniu mogły nabrać sił. Kiedy wszystko przygotowała. Łącznie z przebraniem dziewczyn w piżamy, to z spokojnym sumieniem wyszła i przez chłodne wieczorne uliczki udała się prosto przed siebie.
- Odprowadzić Cie? - odezwał się nagle znajomy głos.
- Tajhal to nie jest później i to nie jest Twoje biuro … - odparła zniesmaczona Marsui.
- Ja nie o tym...
- A o czym?
- Chodzi o Ulme …
- Tajhal proszę, jestem niesamowicie zmęczona, więc przejdź do rzeczy …
- Właśnie wydobyli ciała jej rodziców z kamienicy zniszczonej przez Elficki odział... myślę, że powinnaś być teraz przy niej.
Na te szokujące słowa Marsui nic już nie powiedziała jedynie zaczęła biec w głąb obozu.
- JEST U OJCA! - krzyknął Tajhal na odchodne.
- DZIĘKI! - odkrzyknęła Marsui znikając w mroku obozu.
************

W stosunkowo niewielkiej metalowej szatni, znajduje się kilka czerwonych metalowych szafek, parę ławek oraz kilkoro mężczyzn. Wśród nich znajdują się rozmawiający ze sobą neczanie.
- Kurai co robisz? - spytał nagle Otachi, spoglądając na przyjaciela.
- Przygotowuje się do starcia. - odparł chłodno Kurai, owijając prawą dłoń jakąś czarną taśmą, która swym wyglądem i rozciągliwością przypomina bandaż.
- A tak konkretniej? - dopytał Hachi.
- Bandażuje dłonie i pace … nie widać? - odparł chłodno Kurai, który dalej w specyficzny sposób owija prawą dłoń.
- Ziom, dobrze wiesz o co nam chodzi … - dodał Otachi.
- Używam owijki bokserskiej, aby ochronić ręce przed
zranieniami, osłonić ścięgna i kości moich dłoni, jak również aby dodać dobrą osłonę dla nadgarstków i palców. - odparł w końcu Kurai, kończąc owijać prawą dłoń.
- Dobra, a czemu dopiero teraz? Wcześniej tak nigdy nie robiłeś... - Stwierdził Hachi.
- Pokażesz mi jak to się robi? - wtrącił Otachi.
- Robiłem, na turnieju walk smoków również miałem tak owinięte ręce, a na to miałem założone rękawiczki … - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - Tak naprawdę za każdym razem jak zakładam rękawiczki to ochraniam ręce również w ten sposób.
- Nauka z Zekeren? - Spytał Hachi.
- Tak, można tak powiedzieć. - stwierdził elektryczny neczanin, a po chwili dopowiedział: - Otachi za Tobą jest szafka gdzie wiszą takie owijki, weź jedną to pokaże Ci jak ją zawinąć.
- O dzięki Ziom. - odparł radośnie Otachi, który bez zawahania sięgnął do szafki po owijkę.
- Też chcę. - dodał Hachi również sięgając po owijkę.

Kiedy neczańscy bracia byli już gotowi, to elektryczny neczanin wziął swoją owijkę i mówiąc od razu pokazywał co robi.
- Wkładamy palec wskazujący do pętli owijki, a następnie rozchylamy palce jak najszerzej się da i owijamy je zaczynając od góry. - stwierdził chłodno Kurai.
- Raz wystarczy? - spytał Hachi.
- Nie, trzeba owinąć ją wokół palców trzy razy … - dodał Kurai.
- Dobra co dalej? - spytał Otachi.
- Otachi trochę szerzej palce... - odparł Kurai, a po chwili dodał: - Teraz wykorzystując kciuk i palec skazujący drugiej ręki przytrzymujemy owijkę.
- O tak? - spytał Hachi.
- Tak dokładnie. - stwierdził Kurai, a następnie ściągając owijkę z palców dodał: - To pozwoliło nam utworzyć warstwę ochronną na kostki.
- Dobra co dalej? - spytał Otachi.
- Hachi warstwa Ci się rozpadła, więc zacznij od początku. - stwierdził spokojnie Kurai, a następnie dodał: - Poczekamy na Hachiego.
- Luz Ziom. - odparł Otachi.
- Teraz lepiej? - spytał Hachi po dłuższej chwili.
- Tak, teraz dobrze. - stwierdził Kurai, a po chwili dodał: - Następnie chwytamy złożoną część owijki pomiędzy kciuk a palec wskazujący, bandażowanej ręki i zawijamy go wokół kostek.
- Dobra. - stwierdził Hachi.
- Teraz zawijamy owijkę trzy razy, idąc w kierunku nadgarstka. - kontynuował Kurai. - W momencie gdy miniemy nadgarstek zawijamy owijkę trzy razy wkoło niego.
- O tak? - spytał Otachi.
- Tak. - odparł Kurai i mówił dalej: - Następnie owijamy kciuk i konturujemy w kierunku nadgarstka. Potem owijamy raz wkoło nadgarstka, rozszerzamy palce i przekładamy owijkę pomiędzy palcem małym a serdecznym.
- Ile Ci zajmuje takie owijanie? - spytał Hachi.
- Mniej niż półtorej minuty. - odparł Kurai, a po chwili pokazując dalej dodał: - Upewnijcie się, że wiązanie jest komfortowe i mocne. Zaciśnijcie kilka razy pięść aby sprawdzić czy Was nic nie uwiera. A następnie zawiązując bandaż zaśnijcie pięść i owińcie jeszcze raz nadgarstek.
- Spoko Ziom. - odparł Otachi.
- Dalej owijamy dłoń prowadząc owijkę pomiędzy palcem środkowym i wskazującym. Potem pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem i dalej w kierunku nadgarstka. - kontynuował elektryczny neczanin. - A na koniec owijamy przestrzeń pomiędzy palcem środkowym a serdecznym, zaciskamy owijkę i pięść, Następnie owijamy jeszcze raz pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem i wracamy w kierunku nadgarstka.
- Spoko Ziom, a co robimy z pozostałą długością owijki? - spytał Hachi.
- Owijamy ją kilkakrotnie wokół nadgarstka i wykorzystujemy do tego całą pozostałą długość. - odparł Kurai, a na koniec dodał: - Zawiązana owijka powinna być wygodna i nie może być zaciśnięta tak mocno by odcinać dopływ krwi. To ma być wygodne i zapewniać ochronę a nie robić krzywdę.
- Fajna sprawa Ziom! - stwierdzili radośnie neczańscy bracia.
- Taaa … - odparł chłodno Kurai zakładając bezpalcowe rękawiczki motocyklowe na zabandażowane dłonie, dzięki temu w ogóle nie widać, że ma owijkę na dłoniach.


************

W metalowej, całkiem skromnej komnacie o wspaniałych żółtych ścianach, za czarnym masywnym biurkiem, zawalonym stosem papierów, siedzi zapracowany Aluf. Natomiast na wprost niego siedzi zapłakana Ulme. Nagle do pomieszczenia wparowała Marsui, która od razu podeszła do przyjaciółki i przytulając ją powiedziała:
- Jestem przy Tobie.
- Marsui … - wtrącił Hetto.
- Tak, wiem puka się nie jestem u siebie … i tak dalej …bla bla bla... wiem...możesz nawet dać mi karę … - odparła Marsui a po chwili dodała: - Ojciec bądź człowiekiem … dobrze wiesz jak jest...
- Wiem i tym razem, ze względu na okoliczności przymknę na to oko … - odparł Hetto.
- Domyślam się, że kara mnie nie ominie ale teraz to nie jest ważne … - stwierdziła Marsui tuląc przyjaciółkę.
- Tak, a wracając do tematu... Ulme z samego rana możesz wyruszyć do rodzinnego miasta. Oficerowie ekip ratunkowych zostali już po informowani o Twoim przybyciu. - stwierdził Aluf.
- Tak jest... - odparła Ulme, która nawet nie próbuje powstrzymać łez.
- Ojciec mogę jechać z nią? - spytała automatycznie Marsui.
- Proszę Aluf'ie zgódź się... - dodała Ulme.
- Dobrze zgadzam się, a teraz idźcie odpocząć i nabrać sił przed podróżą. - stwierdził spokojnie Hetto, a następnie po głębokim wdechu dodał: - Marsui zaopiekuj się nią i w miarę możliwości spróbujcie się przespać.
- Tak jest. - odparła Marsui wychodząc z przyjaciółką.

************

W sporej, bardzo przestronnej sali gimnastycznej o betonowych surowych i masywnych ścianach. Po środku znajduje się dwóch mężczyzn, który najwidoczniej są gotowi do kolejnego starcia. Obaj ubrani są w obozowe mundury, które są standardowe dla Ineeven. Jeden z nich ma biało-srebrne, krótkie włosy, głębokie fioletowo-granatowo-różowe oczy oraz błyszczący kolczyk w lewym uchu. Drugi natomiast ma niebieskiego, sterczącego irokeza, oraz bystre czerwone oczy.
- Kurai, Jarnele będziecie używać mocy? - spytał nagle Kashai.
- Tak. - odparł pewnie Jarnele, z ekscytacją w głosie.
- Wszystko jedno. - odparł chłodno Kurai.
- Dobra to niech będzie zabawa z mocami, tylko nie przesadźcie bo ojciec urwie mi głowę. - stwierdził Kashai.
- No to będzie się działo. - stwierdził Otachi.
- To będzie mega ciekawe. - dodał Hachi.
- ZIOM DAWAJ! DAJ CZADU! - wykrzyknęli zgodnie neczańscy bracia.

************

Bardzo późnym wieczorem, o zacnej godzinie, Aluf nadal jest w swoim gabinecie. Jednak najwidoczniej na dzisiaj kończy już swoją służbę, gdyż zbiera już część swoich rzeczy, wyłącza laptopa i już miał udać się do drzwi kiedy nagle do gabinetu rozległo się pukanie do drzwi. W ten Hetto otworzył drzwi powiedział:
- Dzisiaj potrzebuję już odpoczynku, przyjdź jutro.
- Dobry wieczór Panie Aluf'ie, niestety nie mogę. - odezwał się młody, delikatnie zdyszany głos.
W tym momencie oczom oficera ukazał się młodzieniec, który wygląda maksymalnie na
szesnaście lat, o rubinowoczerwonych włosach sięgających do połowy karku, są one stojące i w lekkim nie ładzie, a na nich spoczywają czarne okulary przeciw słoneczne. Chłopak ma niebieskie oczy, które stanowczo przykuwają uwagę. Dodatkowo przybysz ubrany jest w dość obcisłą, czerwoną koszulkę na krótki rękaw, przylegające do ciała czarne spodnie oraz czerwone rękawiczki, które przypominają skórzane rękawice motocyklistów. Dodatkowo ma lekko spiczaste uszy i całkiem opaloną karnację.
- Kim jesteś? - spytał zaciekawiony Aluf.
- Panie Alucie mam na imię Arika i jestem posłańcem, mam tu pilną wiadomość. - odparł przybysz, wręczając oficerowi dość sporą kopertę.
- Świetnie. - stwierdził Aluf delikatnie przewracając oczami.
Następnie oficer przejął kopertę i spytał:
- Skąd te wieści?
- Z pałacu sojuszu...
- Jeszcze lepiej … niech zgadnę czekasz na odpowiedź?
- Nie, miałem jedynie dostarczyć ten list i wrócić.
- Tak więc, nie zatrzymuję, leć młody człowieku.
- Tak jest. - odparł młodzieniec.

************

W sporej, bardzo przestronnej sali gimnastycznej o betonowych surowych i masywnych ścianach, toczą się przyjacielskie sparingi. W tej chwili po środku pomieszczenia leży zadyszany mężczyzna, który ma niebieskiego, sterczącego irokeza, oraz bystre a jednocześnie przemęczone czerwone oczy. Nad nim stoi chłopak o biało-srebrnych, krótkich włosach, oraz głębokich fioletowo-granatowo-różowych oczach i z błyszczącym kolczykiem w lewym uchu.
- Ehuuuuu..... poddaje się … eeehuuuuu …. - wydyszał ledwo Jarnele.
- No to Kurai, wygrana Twoja. - stwierdził Kashai, a po chwili dodał: - Dobra to teraz następni!

************

Przyjazne starcia trwały do późnych godzin nocnych, a właściwie wieczorno-porannych godzin. Panowie z obozu maszyn świetnie się wybawili i wymęczyli się, dzięki temu nie będą mieli głupich pomysłów, a w samym obozie zapanował spokój.