niedziela, 10 lipca 2016

Epizod 197



"Rozprawa 
- nietypowe hobby sołtysa..."


Na schodach jednego z wielu korytarzy prowadzących do wielkiej sali, siedzi zalana łzami Rysia, która nerwowo przegląda zdjęcia oraz jej ruda lisia siostra.
- Posłuchaj wiem, że to trudne ale ja Ci muszę jeszcze coś powiedzieć. Irbis chciał mnie pocałować... żeby nie było przywaliłam mu tak, że na pewno jeszcze ma ślad... początkowo uznałam, że za dużo wypił czy coś ... - stwierdziła Lisia, a po chwili dodała: - Jednak coś nie dawało mi spokoju poszłam za nim i wtedy zobaczyłam to, co zresztą sama widziałaś ... tyle że w tedy był z jakimś króliko-podobnym stworzeniem ... tylko nie usuwaj żadnych zdjęć... tam może być coś ważnego ...
- Wiem .... wiem ... nie usuwam ... tylko przeglądam wszystkie zdjęcia ...
- Chcesz się dołować? - spytała Lisia, zasiadając koło siostry i tuląc ją jednocześnie przeglądając wraz z nią zdjęcia. A po dłuższej chwili powiedziała: - Będzie dobrze, zapłaci za to zobaczysz ...
- Yhy ...
- Wiem, że to boli ale podniesiesz się zobaczysz ...
- Nie ... raczej nie ...
- Czekaj to Twoje zdjęcie z nim jak tańczycie...?
- Ta...tak ... - stwierdziła zalana łzami Rysia.
- Czemu tak dziwnie błyszczy?
- Hmmm... skupiło się tam światło ... zazwyczaj tak się dzieje kiedy robi się mu zdjęcie z nieodpowiedniego kąta ... zdjęcie robił Ota... Łasica ... - odparła Rysia, a po dłuższej chwili z olśnieniem dodała: - Czekaj ... to ... nie on ...
- Jak to nie on? Przecież widzę, że z nim tańczysz...
- Tak i to jest Kurai ... - odparła Rysia a następnie przesuwając zdjęcia dodała: - Ale to już nie on...
- Oj przestań ... przecież widzisz ...
- Kiazu zobacz proszę ... przyjrzyj się zdjęciu które zdobiłaś ...
- No dobra ... i co? - odparła Lisia przeglądając kilka zdjęć jakie zrobiła i nagle z wielkim olśnieniem stwierdziła: - A wiesz, że możesz mieć racje, chodź rozwiążemy tą sprawę.

************

Tym czasem w ogromnej sali spotkań jest wielkie zamieszanie, większość wioski stoi w koło sali. Panuje niesamowity harmider i zamieszanie.
- Rany co się tu dzieje? ... spytała Lisica, ciągnąca za rękę siostrę.
- To Wy nic nie wiecie? Ten Wasz kolega nieźle narozrabiał. - odparła Sowa.
- Jak to? - spytała Lisica.
- Tak w skrócie dobierał się do Biedronki, która jest żoną Myszołowa, który jest wnukiem samego sołtysa, z resztą to właśnie sołtys ich przyłapał. - odpowiedziała Sowa.
- No świetnie ... - stwierdziła Lisica.
- Ale to nie on ... - wtrąciła nieśmiało Rysia robiąc zdjęcie.
- Kochane, ja wiem, że to jeden z Was, ale dowody świadczą przeciwko niemu. - odparła Sowa.
- Tak i nie ... - stwierdziła Lisica.
- Co masz na myśli? - spytała Sowa.
- Oj bo to skomplikowane .... ale nie wiemy kim jest ten kolo ale jesteśmy wstanie udowodnić, że to nie jest nasz przyjaciel. - odparła Lisica.
- Hamine proszę pomóż nam ... - wtrąciła Rysia.
- Jestem Sową, dobra mniejsza ... zobaczymy, pokarzecie mi co tam macie a potem zadecyduje czy wam pomogę .. - odparła Sowa.

************

W tym samym czasie, kiedy dziewczyny rozmawiały ze sobą, Dostojny Lew o bujnej czarnej grzywie i beżowo-brązowym stroju, stoi obok czarnego Irbisa. W koło nich znajduje się większość wioski.
- Posłuchaj młody człowieku, złamałeś wszystkie wartości moralne, nadużyłeś naszej gościnności i nie masz nic na swoją obronę. - stwierdził stary Lew, nie pozostaje mi nic innego niż porozumieć się z Twoim bezpośrednim przełożonym.
- Proszę bardzo... - odparł spokojnie Irbis.
- Nie czekaj! ... - wtrącił twardo łasica wbiegający w krąg zainteresowanych.
- To miłe, że chcesz mu pomóc ale dowody mówią same za siebie. - odparł Lew.
Nagle jakiś dwóch drabów przebranych za szakala i likaona, wparowało na środek sali mówiąc:
- Sołtysie mamy skubańca!
W tym momencie obok sołtysa stanął drugi czarny Irbis, o lśniących srebrzysto-białych włosach.
- O shit! Za dużo miodu, albo widzę podwójnie. - stwierdził z niedowierzaniem Łasica.
Po chwili pierwszy czarny kot podszedł do drugiego Irbisa, a następnie stając koło sołtysa powiedział:
- To on podszywa się pode mnie i psuje mi opinię.
- Widzę, że mamy tu głębszą sprawę. Zapraszam oba koty do mojego gabinetu. - odparł Lew.
- Sołtysie, czy ja i Rysia też możemy iść? - spytała Sowa, a następnie dodała: - Mamy pewne dowody.
- Tak możecie, reszta zostaje tutaj i czeka na wezwania, sprawa zaraz się zacznie. - odparł Lew, a następnie w obecności Likaona, Szakala, dwóch czarnych Irbisów, Rysi i Sowy udał się w kierunku swojego domu.

************

Na sali zostało zmieszane i zaniepokojone neczańskie rodzeństwo, które wśród poddenerwowanych spojrzeń czuło się bardzo nieswojo.
- Spokojnie sprawa się wyjaśni. - stwierdziła Lisia.
- Istne szaleństwo, teraz niech mi ktoś powie który z nich jest prawdziwy? - spytała Popielica.
- Nie mam pojęcia są identyczni. - stwierdził Borsuk.
- Lisia, dlaczego Ty nie poszłaś? Przecież oni tam ją zjedzą... - dodał Łasica.
- Niech ona to załatwi, spokojnie nic jej nie będzie.... chyba ... - odparła Lisica.
- Też mi pocieszenie. - narzekała Popielica.
- Spokojnie Sołtys dojdzie prawdy. - wtrącił Kruk.
- Właśnie, winny poniesie kare i tyle. - dodała Ćma.

************

Nie duży, jasny drewniany gabinet w którym stoi ciemne, masywne biurko oraz czarno-czerwony fotel utrzymany w klimacie biurka. Sołtys w przebraniu lwa, zasiadł na fotelu i spokojnie powiedział:
- Spotkaliśmy się tutaj aby w spokoju dowiedzieć się, który z Was jest prawdziwy oraz co ważniejsze który z Was dopuścił się tego przestępstwa.
- To oczywiste, że to on. - stwierdził twardo czarny Irbis stojący po prawej stronie sołtysa.
W ten Irbis stojący po lewej stronie, wyjmując z pod bluzy symbol pioruna powiedział:
- Sołtysie przeczytaj informacje z mojego symbolu, a będziesz wiedział, że jestem prawdziwy.
- Przykro mi, ale nikt z nas nie jest stanie tego zrobić, a ten drugi również go ma, więc nie mam pewności czy to Ty jesteś prawdziwy, w końcu to może być fortel. - odparł Lew, a po chwili dodał: - Od tej chwili macie zakaz odzywania się, nie chce słuchać Waszych kłótni, które do niczego nie prowadzą.
- Panie Lwie ... wtrąciła Sowa.
- Hamine, daj spokój dziecko, imiona z naszego święta tutaj nie obowiązują. - odparł Sołtys.
- Rozumiem, Sołtysie jesteśmy wstanie szybko udowodnić, który z nich jest prawdziwy. - odparła koordynatorka.
- Zatem proszę, mówcie. - odparł sołtys.
- No idź... - stwierdziła Hamine.
Na te słowa Rina podeszła do Irbisa stojącego po prawej stronie sołtysa i odsłoniła kotu lewe ucho.
- No i? Co to ma do rzeczy? - spytał Zoteh.
- Ten nie ma kolczyka ... a nasz przyjaciel nosi na lewym uchu kolczyk... - odparła nieśmiało neczanka.
W ten do gabinetu wpadł rozwścieczony Myszołów, który pięściami okładał wszystko co mu wpadło pod ręce. Demolujące harce, nie trwały jednak z byt długo. Likaon i Szakal szybko obezwładnili przybysza.
- Natychmiast go wyprowadzić! - stwierdził twardo sołtys.
Na te słowa muskularni faceci wyprowadzili nieproszonego gościa i wraz z nim zostali już za drzwiami gabinetu.
- Co za noc, dobrze na czym stanęliśmy? A tak, dziecko czyli Irbis po lewej stronie jest prawdziwy? Nie sądzę bo już obaj mają złote kolczyki i nadal stoimy w punkcie wyjścia. - odparł sołtys, uważnie obserwując oba czarne koty. - A po chwili dodał: - Idzie teraz do pokoju obok wszyscy, jest tam monitoring i inne zabezpieczenia, wiec nie próbujcie uciekać. A ja w tym czasie przesłucham innych świadków.

************

Prawie bladym świtem zmęczeni neczanie i spora część wioski nadal znajdują się w dużej sali spotkań. Pomimo, nadal trwającej rozprawy uroczystości toczyły się nadal.
- Strasznie długo trwa ta rozprawa. - narzekała Popielica.
- Weź przesłuchaj całą wioskę. - odparła Ćma.
- Sołtys da rade i pewnie niedługo publicznie ogłosi wyrok. - dodał ziewający Kruk.
- W sumie to nadal nie rozumiemy, czemu Ty nie poszłaś? Oni ją tam zjedzą. - odparł Borsuk.
- Borsuczku, to była najlepsza możliwa decyzja i wkrótce się o tym przekonasz. - odparła dumnie Lisica.

************

Po długiej i ciężkiej nocy sołtys wreszcie ponownie zaprosił do siebie dwa czarne koty, koordynatorkę oraz wodna neczankę. Obie dziewczyny mają na sobie czarne kocie bluzy, a Irbisy mają czarne T-shirty.
- Dobrze dzieci, co prawda nie przesłuchałem jeszcze całej wioski, lecz powiem jedno... jestem już pewien, że czynu dopuścił się fałszywy Irbis, wszystkie zeznania świadków oraz zdjęcia wskazują na Irbisa który chodził bez kolczyka. A jak dobrze wiemy, bez kolczyka chodził fałszywy Irbis. - stwierdził nagle Zoteh, a po chwili dodał: - Teraz musimy jedynie dojść do tego który z Was jest prawdziwy.
- Panie Sołtysie wpadłam na pomysł, że jak bransoletki, przestaną działać to można rozpoznać ich po mocy. - stwierdziła nieśmiało Rina.
-Masz racje drogie dziecko, jednak do ósmej pozostały nam jeszcze cztery godziny, a to stanowczo za długo aby czekać na rozwiązanie tej sprawy. - odparł spokojnie Zoteh.
- Hmm... Sołtysie mogę wyjść na chwilę? - spytała nagle Hamine.
- Skoro musisz drogie dziecko. - odparł spokojnie Sołtys.
Na te słowa koordynatorka szybko i stanowczo wyszła z pokoju, do którego wparowały wilki radośnie merdając ogonami. Rina radośnie się z nimi przywitała.
- Niech one wyjdą. - odparł spokojnie Zoteh.
Na te słowa neczanka przyjaźnie wyprosiła zwierzaki i szybko zamknęła za nimi drzwi.
- Dobrze, zatem zapraszam Panów do pokoju obok i przesłucham teraz Ciebie. - stwierdził Sołtys trzymając się za głowę i przecierając oczy.
Dwa czarne koty opuściły pomieszczenie i weszły do pokoju obok. To spowodowało, że w monitorowanym pokoju atmosfera była bardzo ciężka i napięta.
- Widzę, że nie przepadają za sobą. - stwierdził spokojnie Zoteh, a następnie szybko dodał: - Wiem, że już rozmawialiśmy, ale dziecko powiedz mi cały czas kręcisz się przy jednym z nich, dlaczego?
- Przebywam z Kurai'em ... - odparła nieśmiało neczanka.
- Dobrze a skąd wiesz, że przebywasz właśnie z nim a nie z oszustem?
- Nie ...nie umiem tego wytłumaczyć ... ja ... ja po prostu wiem, że to on .. ale wiem również, że moje słowo nic nie znaczy ...
- Samo słowo rzeczywiście nic nie znaczy.
W ten do gabinetu sołtysa powróciła Hamine, która zaraz po wejściu powiedziała:
- Sołtysie możemy porozmawiać sami?
- Tak oczywiście, Rina dołącz proszę do czarnych kotów. - odparł spokojnie Zoteh.
- Dobrze - odparła pokornie neczanka i udała się tam, gdzie ją poproszono.

************

W niedużym pokoju znajduje się drewniana ława, która rozpościera się na długość całej, krótszej ściany. Speszona Rina siedzi właśnie na tym ogromnym siedzisku, natomiast jeden z czarnych kotów, opierając się o ścianę. stoi nieopodal wejścia, a drugi kot chodzi po całym szarawym pokoju.
Nagle do pokoju weszła Hamine mówiąc:
- Czarny kocie przy drzwiach zapraszam do nas.
Na te słowa wskazany Irbis, bez słowa wyszedł z pomieszczenia.

************

Zmęczeni neczanie wraz z przyjaciółmi z wioski, siedzą u siebie w pokoju i przysypiając rozmawiają. Wszyscy nadal są w swoich przebraniach, jednak już wszyscy już mówią do siebie po prawdziwych imionach. Kiazu, Aliove i Diuna lezą na ogromnym łóżku, natomiast Cloem, Hachi i Otachi siedzą na górnym łóżku antresoli.
- Mogli by już wrócić. - stwierdziła Diuna.
- Ano ... - odparł Otachi.
- A tak pomijając ten incydent to jak się bawiliście? - spytał Cloem.
- Fajna impreza i macie ciekawe zwyczaje. - odpowiedziała radośnie Kiazu.
- Naprawdę dobrze się bawiliśmy. - dodał entuzjastycznie Hachi.
- Cieszy nas to. - odparła z uśmiechem Aliove.
- Kiazu obiecałaś mi coś. - wtrącił Cloem.
- Kochany, rano jak się prześpię. - odparła Kiazu z uśmiechem i mrugając okiem.
- Dobra. - odparł mechanik
- Spokojnie Aliove, dla Ciebie też coś będę miała. - dodała Kiazu.
- Super! - stwierdziła entuzjastycznie Aliove.
- No proszę, jakie tajemnice o tej nieludzkiej godzinie. - dodała Diuna.
- Dobra tajemnica jest dobra o każdej porze. - stwierdził Hachi.
- Skoro tak mówisz ... ech czemu to tak długo trwa? - spytała narzekająca Diuna.
- Nasz sołtys uwielbia prowadzić rozprawy, a im dłuższe tym lepsze. - odparł Cloem.
- Powiedziałabym, że to nawet jego hobby. - dodała Aliove.
- I co gorsza ta rozprawa trwa tak długo, nie z powodu swojej "trudności", ale dlatego, że Sołtys uwielbia długie i ciągnące się rozprawy. - dodał Cloem.
- A co za tym idzie rozprawa będzie trwałą tak długo póki jemu się nie znudzi, albo bransolety przestaną działać. - dopowiedziała Aliove, a następnie dodała: - Niestety ciężko stwierdzić, co nastąpi prędzej ...
- Świetnie ... po prostu świetnie ... - odparła Diuna, a po chwili dodała: - Tym bardziej po kiego tam Rina?
- Ojej, po to aby była była... tyle wystarczy.. - odparła Kiazu.
- Swoją drogą mam nadzieję, że ten Wasz kolega jest cierpliwy? - spytał Cloem.
- Kurai? Ziom, Kurai to ma najwięcej cierpliwości z nas wszystkich. - stwierdził Hachi.
- To dobrze. - odparł Cloem.

************

W nie dużym, jasnym drewniany gabinecie, nadal trwa rozprawa prowadzona przez Zoteh. Oskarżeni stoją przed sołtysem, natomiast dziewczyny stoją z delikatnie z boku.
- Po rozmowie z Wami, mam już pewne podejrzenia który z Was jest prawdziwy. - stwierdził spokojnie Zoteh.
Nagle rozległo się głośnie pukanie do drzwi.
- Proszę. - odezwał się Sołtys.
Po tych słowach wszedł wysoki czarnowłosy chłopak przebrany za niezwykłe zwierze. Ma on długi ryjek, oraz zaokrąglone uszy i ogon które nie są pokryte futerkiem. Natomiast jego bluza oraz spodnie są pokryte jasnobrązowym, szczeciniastym włosiem.
- Łał jaki wspaniały Almik. - stwierdziła z podziwem Rina.
- Sołtysie mam sprawę do Riny, mogę z nią szybko zamienić słowo? - spytał przybysz.
- To mów. - odparł Zoteh.
- Sołtysie wolałbym na osobności. - kontynuował przybysz.
- To porozmawiacie później, teraz chciałbym zakończyć już sprawę oraz udać się na spoczynek. - odparł Sołtys.
W tym momencie Almik bez słowa wyszedł z pokoju, a po dłuższej chwili sołtys powiedział:
- Przysporzyliście mi trochę kłopotów, no ale cóż.
- Sołtysie mówiłeś, że wiesz który z nich jest prawdziwy. - wtrąciła Hamine.
- A tak ... jak już mówiłem ... Po rozmowie z Wami, mam już pewne podejrzenia który z Was jest prawdziwy, a który jest oszustem. - odparł Zoteh.
- Tak więc słuchamy, już wystarczająco czasu zajął nam ten oszust. - odparł czarny kot stojący po lewej stronie.
- Masz racje oszuście, gdyż to Ty nim jesteś, a czarny kot stojący po prawej stronie jest prawdziwy, więc skończ już ta maskaradę i ujawnij się. - odparł spokojnie sołtys.
- Bo Ty tak mówisz? Zoteh to loteria i żądam argumentów. - odparł ten sam czarny kot.
- Dobrze zatem tak, ten drugi pokazał mi swój dowód osobisty oraz nieśmiertelnik. - odparł Zoteh.
- To jeszcze nie dowód, zawsze mógł mi go ukraść. - odpowiedział po raz kolejny ten sam irbis.
- I tu mamy kolejny dowód, widzicie pewna miła dama, jak i jej przyjaciele opowiedzieli mi dużo o prawdziwym Irbisie, oraz ich wersję potwierdza chociażby neczański generał do którego postanowiłem się zadzwonić. - odparł Zoteh, a następnie dodał: - A Ty dziecko jesteś zupełnie inny i im dłużej przebywam z Tobą, to tym bardziej wiem kim jesteś.
- Skończ tą maskaradę, już wszyscy wiedzą, że to Twoja sprawka. - wtrącił twardo czarny Irbis stojący po prawej stronie.
W tym momencie, po głębokim westchnięciu oszust zmienił swój wygląd, wracając tym samym do swojej prawdziwej postaci. Teraz nadal jest ubrany w strój czarnego Irbisa, lecz jest już przystojny, olśniewający mężczyzna o zielono-żółtych długich włosach, piwnych oczach. Dodatkowo ma delikatną bliznę na nosie i nie dowierzający, wredny uśmiech.
- Esiad taki wstyd! Ty durny niewdzięczny skurczybyku! Co Ci strzeliło do łba?! - stwierdził Zoteh.
- Oj daj spokój, przyznaj, że świetnie się ubawiłeś prowadząc rozprawę. - odparł Esiad.
- Tak, ale to niczego nie zmienia. - odparł sołtys.
- Myślałam, że już niczym mnie nie zaskoczysz. - stwierdziła Hamine, a po chwili dodała: - Kolega powinien obić Ci buźkę, ale tak zdrowo, abyś w końcu miał za swoje.
- E tam ... - odparł myśliwy.
- W tym momencie powinien przywalić Ci z piąchy, szkoda, że tego nie zdobił. - odparła Hamine.
- Dobrze dzieci przestańcie siła nie rozwiązuje konfliktów, i powinieneś się cieszyć, że kolega jest opanowany. No dobra Esiad po kiego odwaliłeś ten cały cyrk? - spytał sołtys.
- Dobra w sumie i tak już nic nie tracę. - odparł Esiad, a następnie dodał: - Chciałem spędzić upojną noc z pewną ognistą laską.
- Jednak ta dała Ci niezłego kosza ... co to ma do rzeczy? - stwierdziła Hamine.
- W między czasie powiedzmy, że nie polubiliśmy się z kolegą neczaninem i usłyszałem jak Kiazu mówiła, że z nim sypia, stąd cała ta intryga. - odpowiedział na luzie Esiad.
- Nawet podsłuchiwać nie potrafisz. - wtrącił chłodno Kurai.
- Słuchaj wiem co słyszałem i na pewno nie przesłyszało mi się. - odparł myśliwy.
- Po pierwsze Kiazu zaproponowała spanie z Riną i ze mną, a po drugie masz bardzo słabe rozeznanie w terenie - stwierdził Kurai.
- Tak, tak oczywiście przecież dobrze wiem, że jesteś z tą super ognistą laską. - stwierdził Esiad.
- Mylisz się, ale moje życie nie powinno Ciebie obchodzić. - odparł chłodno Kurai, a następnie dodał: - A teraz skoro to już koniec, my udamy się na spoczynek.
- Ja jeszcze nie skończyłem. - odparł sołtys.
- A my tak, już dość czasu spędziliśmy tutaj grzecznie znosząc całe to przedstawienie. Proszę wybaczyć, jednak spoczynek należy się każdemu. - stwierdził chłodno Kurai kładąc prawą dłoń na ramionach ukochanej, jednocześnie ją obejmując i kierując się z nią wychodząc.
- Esiad wiesz, że wymyślę Ci karę? - stwierdził Zoteh nieprzejmujący się wyjściem neczan.
- Tak, tak przechodziliśmy przez to milion razy ... - odparł zniesmaczony myśliwy.
- Tym razem przegiąłeś i wymyślę Ci coś gorszego! - stwierdził twardo sołtys
- Oczywiście, jak za każdym razem. - odparł Esiad.

************

W pokoju neczan panuje cisza, mącona jedynie przez ogrom nocnych oddechów pogrążonych we śnie istot. Kiazu, Aliove i Diuna śpią w poprzek ogromnego łózka, Cloem zasnął na dolnym łózko antresoli, natomiast Hachi i Otachi zasnęli na siedząco na górnym łóżku antresoli. Wkrótce do tego sennego weszła pozostała dwójka neczan, która mimo wszystko również zasłużyła na odpoczynek.
- Hej już jesteśmy. - stwierdziła radośnie, spokojnie i stosunkowo cicho Rina.
Wodna neczanka jednak nie dostała odpowiedzi, więc udała się do drugiego pokoju, a tam ujrzała słodko śpiących towarzyszy, którzy w wspaniałych kreacjach w końcu padli.
- Rozkoszni są jak śpią. - dodała z uśmiechem Rina, wyciągając koce z pod dużego łózka.
- Daj pomogę Ci. - stwierdził chłodno Kurai, biorąc część koców.
Dzięki temu wkrótce wszyscy obecni zostali przykryci kolorowymi kocami, a zakochani wyszli z tej części pokoju.
- Hmm... to był ciężki dzień .. - stwierdziła Rina siadając na krześle.
- Owszem. - odparł chłodno Kurai, a następnie, spokojnie podszedł do wodnej neczanki i powiedział: - Dziękuję, że przy mnie jesteś.
W tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się, a do pomieszczenia z hukiem wparował myśliwy.
- Czego chcesz? - spytał chłodno Kurai.
- Jeszcze z Tobą nie skończyłem! - odparł nerwowo Esiad.
- Po pierwsze bądź łaskaw nie wrzeszczeć, bo moi ludzie już śpią, a po drugie nie mam Ci nic więcej do powiedzenia. - odparł chłodno Kurai, przebierając się jak gdyby nigdy nic.
- Wrrr... Z szacunku dla pewnego płomyczka, u którego chce zapunktować z ciszę ton, ale nie pozbędziesz się mnie tak łatwo. - odparł myśliwy, a następnie długiej i nurtującej chwili ciszy kontynuował: - Jak nie chcesz ze mną rozmawiać tutaj, to zapraszam na zewnątrz.
- Ta ...tam trwa jeszcze zamieć. - wtrąciła niepewnie Rina.
- Moja Pani nie wtrącaj się, bo z Tobą nie rozmawiam. - odparł karcąco myśliwy.
- Już? Skończyłeś? To teraz wyjdź. - stwierdził twardo i chłodno elektryczny neczanin stając na wprost myśliwego.
- Tpu ... dobra ale wiedz, ze to jeszcze nie koniec. - odparł Esiad, gwałtownie wychodząc.


************

Późnym popołudniem śnieżna zamieć praktycznie ustała, jednak mimo to neczanie pozostaną w wiosce do kolejnego ranka, aby do dalszej drogi wyruszyć za dnia. Cały oddział miło i owocnie wykorzystał cały czas spędzony w górskiej wiosce. Kiazu miała sesje zdjęciową z dwójką projektantów, Hachi i Otachi nasycili swoje brzuchy wspaniałym wiejskim jedzeniem,oraz spędzali czas z różnymi ludźmi. Diuna spędziła cały ten czas z Hamine, z którą okazało się, że mają ogrom wspólnych tematów. Rina kręciła się po całej wiosce robiąc zdjęcia. Tymczasem Kurai wraz z sołtysem pilnowali Esiada, podczas odbywania części jego kary.
W końcu śnieg przestał, zupełnie padać, więc wczesnym rankiem, dnia kolejnego, neczanie są w końcu gotowi aby wyruszyć do obozu maszyn. Praktycznie cała wioska przyszła pożegnać naszych bohaterów i życzyć im udanej podróży, tuż po przyjaznym pożegnaniu do neczan podszedł sołtys mówiąc:
- Mam tu coś dla Was. - następnie starszy mężczyzna, wręczył Kurai'owi lekko pożółkły zwój.
- Co to takiego? - spytał chłodno Kurai.
- To dokładna mapa naszych gór i okolic. Zdaję sobie sprawę, że przez wojnę straciła na wartości, ale jestem pewien, że bezpiecznie przeprowadzi Was przez góry. - odpowiedział Zoteh.
- Dziękujemy. - stwierdził elektryczny neczanin, a następnie bez słowa wręczył mapę Hachiemu.
- Do zobaczenia dzieciaki. - stwierdził nagle sołtys.
- Do miłego. - odparli neczańscy bracia.
- Na razie. - odparła Kiazu.
Następnie neczanie ruszyli w dalszą podróż, przez zaśnieżone góry.