czwartek, 12 października 2017

Epizod 234



"T
wierdza Nuuvan"



Oddział ChiZ02 od dłuższej chwili podąża przez wietrzne bezdroża, skąpane w klimatycznym blasku, gwieździstego nieba. Rina, Kurai, Arishi oraz Hashi jadą tym samym tytanem, z tego dwójka ostatnich śpi w najlepsze.
- Kurai, uleczyć Cię? - spytała w końcu niepewnie Rina.
- Nie. - odpowiedział krótko i twardo Kurai.
- To może dasz jej chociaż poprowadzić? Wiesz trucizna Eish to nie przelewki, powinieneś odpocząć. - wtrąciła Yorokobi.
- Dojadę, spokojnie. Za dwie, trzy godziny powinniśmy być już w twierdzy. - odpowiedział chłodno Kurai.
W tym momencie wodna neczanka nie pewnie i bardzo delikatnie złapała, ukochanego za prawą rękę, którą ten nadal trzymał kierownicę. Wkrótce elektryczny neczanin zdjął rękę z kierownicy i położył dłoń na kolanie wodnej neczanki, która bez zawahania wykorzystała tę chwilę aby chociaż trochę uleczyć złamany, ale nastawiony nadgarstek.
- Ładnie tak prowadzić jedną ręką po ciemku? - wtrąciła Yorokobi.
Na te słowa Rina speszyła się, i dość mocno się zaczerwieniła.
- Nie wtrącaj się, a jak Ci to przeszkadza to możesz sama prowadzić. - odpowiedział chłodno Kurai doskonale prowadząc jedną ręką.
- Hmmm... to dziwne … Twoje kości w nadgarstku są miękkie... - wtrąciła pokornie Rina.
- To przez truciznę Eish, ona niszczy tkanki oraz kości i sprawia, że raz są normalne a raz „miękkie i zniszczone” taki stan może utrzymać się nawet do jutra.
- To boli? - spytała Rina.
- Nie. - odparł chłodno Kurai.
- Ja słyszałam, że boli jak jasny gwint i jest nie bezpieczne gdyż podobnież podczas tego stanu kości wiecznie łamią się na nowo i tak dopóki trucizna działa. - dodała Yorokobi.
- Jest na nią antidotum? - spytała zaniepokojona Rina.
- Nie ma, ale ona mija samoistnie w ciągu maksymalnie 20 godzin. - odpowiedziała Yorokobi.
- Rozumiem... - stwierdziła pokornie Rina.
- Jednak uleczenie, może skrócić działanie trucizny i jej intensywność. - dodała lodowa neczanka.
- To dobrze. - odpowiedziała Rina z uśmiechem i dalej lecząc oraz pieszczotliwie miziając dłoń ukochanego.
- Cokolwiek. - odparł bez emocjonalnie Kurai.
- Ej! - stwierdziła Yorokobi kopiąc w siedzenie kierowcy, a następnie dodała: - Szanuj moją Bratową i jej pracę!
- Szanuję. Jednak nie nazywaj jej tak. - odpowiedział chłodno Kurai.
- A co masz zamiar ją zostawić? - spytała dociekliwie Yorokobi.
- Nie mam. - odparł elektryczny neczanin.
- To w takim układzie, mogę do niej mówić bratowa, nawet jak nie jesteście po słowie. - powiedziała nonszalancko Yorokobi.
- Rób co chcesz. - odpowiedział bez emocjonalnie Kurai.
- Proszę, skończyłam, na tyle ile mogłam. - wtrąciła Zarumieniona Rina.
- Dzięki. - odpowiedział twardo Kurai, ruszając delikatnie nadgarstkiem, tak aby go rozruszać.
- Mówiłeś, że nie chcesz leczenia. - stwierdziła Yorokobi.
- Bo nie chciałem i nie chcę. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Chyba nigdy Cię nie zrozumiem. - powiedziała Yorokobi.
- Nie musisz. - odparł Kurai, a po chwili dodał: - I dobrze Ci radzę, jak nie skończysz paplać to resztę trasy do twierdzy pokonujesz na piechotę.
- Em … to ja sobie pomilczę... - odpowiedziała Yorokobi.
************

Tym czasem Diuna siedzi na fotelu dla pasażera i trzyma nogi na kokpicie, a Otachi prowadzi tytana.
- Jak sądzisz jest do tego zdolny? - spytała Diuna.
- Oczywiście, że jest. - odpowiedział Otachi.
W tym momencie Diuna włączyła mikrofon przy łączności i powiedziała:
- Yorokobi spokojnie, weź go tam zatemperuj, a w razie co my chętnie Cię tu przygarniemy.
-
Dzięki, ale to chyba nie będzie konieczne. - odpowiedziała Yorokobi.
- Phi... boisz się go? No weź go jeszcze poirytuj. - odpowiedziała Diuna.
-
A może ja mam poirytować Ciebie? - wtrącił Hachi.
- Nie, to nie będzie konieczne. - odpowiedziała Diuna.
- Siora weź jej nie prowokuj … ja bym dzisiaj nie chciał, aby Ziom się wkurzył... - wtrącił Otachi.
- Wielkie mi co … Otachi, słuchaj jego nie da się od tak wkurzyć … a jeśli nawet to pójdzie na stronę zapali i wróci, ale będzie od niego spokój... - odparła Diuna.
-
E tam czepiasz się... - powiedział Hachi.
-
Heheheh... jak Kurai załatwi jej musztrę z rana to się opamięta. - dopowiedziała Yorokobi.
- Ej i Ty przeciwko mnie? - narzekała Diuna.
-
Ja? Skądże, ja Ci tylko wróżę wczesną pobudkę. - odpowiedziała Yorokobi.
- Taaa.... jasne … - wymamrotała Diuna.
************

Po pewnym czasie pod cudownym wiecznym niebie, skąpana w blasku srebrzyste księżyca na wysokim szczycie ukazał się okrągła twierdza. Jest ona wysoka, kamienna i otoczona wieżami. Jednak o tej porze nie widać jej szczegółów, ani pełnej potęgi. Gdzieniegdzie widać zapalone światła, które zdobią półokrągłe smukłe okna i sugerują, że w twierdzy jednak ktoś jest. Pod tą wspaniałą twierdzę, prowadzi tylko jedna droga. Otoczona przez zasieki, strome zbocza i ostre jak brzytwa kamienie.
- Ciekawe miejsce. - stwierdziła Kiazu, prowadząca auto.
-
Piękny widok. - dodała Rina, przez łączność.
-
Zrób jej zdjęcie. - dopowiedział Otachi.
-
Zrobię. - odparła Rina.
-
Taaa... wspaniałe miejsce … brakuje tylko burzy i można tu horror kręcić. - wtrąciła Diuna.
- E tam zaraz horror, wtedy już by było mega klimatycznie. - odpowiedziała Kiazu.
- O tak to by było ekstra! - dodał Hachi, a po chwili dodał:- Ziom co powiesz na małą burzę?
-
Prognoza pogody nie przewiduje burz. - odpowiedział chłodno Kurai.
- Szkoda. - stwierdziła Kiazu.
Wkrótce neczanie, mijając trzy może cztery strażnice, krętą drogą dotarli na sam szczyt wysokiej góry, tam okazało się, że dwanaście maszyn bojowych bez trudu, mieści się na tamtejszym parkingu. Na podwórku wielkiej twierdzi czeka już rudowłosy generał.
- No nareszcie jesteście! - powiedział radośnie Rudy.
- Lepiej późno niż wcale. - odparła Diuna.
W tym samy czasie Yorokobi, wraz z śpiącym synem na rękach podeszła do swojego męża i przywitała się z nim. Ich spotkanie przepełnione było wylewającą się tęsknotą, miłością i namiętnością. Nawet Arishi się obudził i mocno przytulił się do ojca.
-... jakie to słodkie … - stwierdziła Kiazu.
- Taaa... normalnie cukrzycy można dostać. - dodała Diuna.
- Rudy jest Amis? - spytała entuzjastycznie Kiazu.
- Nie. - odparł generał odklejając się od żony, a następnie dodał: - Przyjechałem tu sam.
- Szkoda. - odpowiedziała Kiazu.
- Dobrze, jest już późno, zatem proponuje abyście tu przenocowali - zarządził Rudy.
- Świetny pomysł Ziom. - dodał Hachi.
Następnie wszyscy neczanie przywitali się z swoim generałem, jak z starym, dobrym znajomym, poprzez podanie dłoni czy buziaka w policzek.
- Właśnie, kto z Was walczył bezpośrednio z tym kretynem? - zapytał twardo Rudy.
- Ja i Kurai, a co? - odpowiedziała Kiazu.
- To wy dwoje idźcie za mną, a reszta idzie do pokojów. - powiedział twardo Rudy.
- Ej … zajmij się żoną co? A my pogadamy rano … - powiedziała Kiazu.
- Żoną zdążę się zająć a teraz muszę Wam poświęcić chwilę. - odparł Rudy, a po chwili dopowiedział: - Jagolden, zaprowadź moich gości do pokoi.
- Tak Panie. - powiedział pokornie wojskowy ubrany w klasyczny, czarny garnitur i mający ciemno granatowe, długie włosy, spięte w samurajskiego koka.
- Przepraszam, co mam zrobić z Hashikitą? - spytała pokornie Rina trzymając kotkę na rękach.
- Daj mi ją, pójdzie z nami. - odpowiedział Rudy przejmując szwagierkę.
- A teraz zapraszam państwa za sobą. - odpowiedział pokornie kamerdyner.
- Dobra. - odparł Hachi, który wraz zresztą swojego rodzeństwa oraz żoną generała udali się za służącym.
- A co z nami? - spytała dociekliwie Kiazu.
- Zaraz się tego dowiecie. - odpowiedział tajemniczo Rudy, zapraszając swoich gości to środka twierdzy.
************

Białe pomieszczenie z dużym pół okrągłym oknem, które już na pierwszy rzut oka wygląda na pomieszczenie czysto medyczne. Na białym łóżku leży Hashikita, która nadal jest pod postacią kota, jednak monitorujące ją maszyny mówią, że wszystko z nią w porządku. W tym samym pomieszczeniu jest jeszcze Kiazu, Kurai i Rudy.
- Widzę, że jej aż tak nie poturbował i straciła jednie moc. - stwierdził Rudy, obserwując wyniki.
- Z tego co wiem od Yorokobi, to ona była prawie martwa. - odpowiedziała Kiazu.
- Tak? Nie widać tego po niej. Jest w bardzo dobrym stanie. - odparł Rudy.
- Rina, ja uleczyła, tak samo jak Yorokobi i mnie. - kontynuowała Kiazu.
- No to widzę, że ten gnojek zaszalał. - powiedział wyraźnie poirytowany Rudy, a następnie dodał: - I pomyśleć że typ jest dwa lata starszy od Hashi, że też jeszcze nie trafił na kogoś kto pokazał mu gdzie jego miejsce.
- Dokopałam mu tak, że może zacznie szanować kobiety. - odpowiedziała dumnie Kiazu.
- Dobrze, tego od nas chciałeś i to właśnie nie mogło poczekać do rana? - wtrącił chłodno Kurai.
- Nie, oczywiście że nie. - odpowiedział Rudy, po czym dodał: - Eish włada trucizną i to dość specyficzną, czy któreś z Was zostało nią otrute?
- Ja bankowo nie. - odpowiedziała automatycznie i pewnie Kiazu.
- A Ty? - spytał Rudy, patrząc na elektrycznego neczanina.
Jednak Kurai nic nie odpowiedział, jedynie oparł się o jedną ze ścian i schował ręce do kieszeni.
- Kiazu, możesz iść do pokoju. Za drzwiami czeka pewnie Jagolden, który Cię zaprowadzi do Twojego pokoju. - powiedział twardo Rudy.
- Spoko, wreszcie sobie odpocznę. - odpowiedziała radośnie Kiazu wychodząc z pomieszczenia.
- A teraz gadaj. - powiedział Generał.
- Nic mi nie jest, zakaził mi jedynie rękę... zresztą została już ogarnięta. - odpowiedział w końcu Kurai.
Na te słowa dowodzący podszedł do biurka, wyjął z niego jakąś prostokątną maszynkę, podszedł do elektrycznego neczanina i twardo powiedział:
- Pokaż mi tą rękę.
Kurai nic mu nie odpowiedział, jedynie pokazał prawy nadgarstek. Rudy przyłożył do niego maszynkę i po dłuższej chwili powiedział:
- Dobra, mówiłeś prawdę. Jednak nie nadwyrężaj tego nadgarstka co najmniej do południa.
- Tak … tak …
- Założę się, że to boli jak jasna cholera...
- Przesadzasz...
- Ale ręka Ci się trzęsie i jestem pewien że boli... i to tak po całości...
- E tam … - odpowiedział chłodno Kurai, zabierając szybko prawą rękę i chowając ją do kieszeni.
- Hmm... Słyszałem, że Yorokobi, pokazała dzisiaj rogi...
- Tak? Nie zauważyłem.
- Taaa, mam utonąć w tym sarkazmie czy wziąć jedynie prysznic?
- Słuchaj wszyscy mamy już dosyć i chciałbym udać się na spoczynek...
- Dobra, chodź zaprowadzę Cię do pokoju.
- Co za łaskawość … - odpowiedział chłodno Kurai.
************

Spory pokój z dużym podwójnym łóżkiem, które ma pościel w moro. Kiazu radośnie skacze po łóżku i wyprowadza ciosy. Nagle ognista neczanka wyskoczyła wysoko w górę, a następnie opadła na plecy, jednocześnie odbijając się kilku krotne.
- Nie ma to jak wygodne łóżko! - powiedziała radośnie Kiazu rozkoszując się wielkim łożem.
Wkrótce, kiedy jej ciało przestało podskakiwać na miękkim łóżku, dziewczyna migiem usnęła.
************

Rudy i Kurai idą białymi krętymi schodami na górę. Wąska, wręcz klaustrofobiczna klatka schodowa, jest tak mała, że nie możliwe jest aby wyminąć się na schodach. Panowie prawie wcale, ze sobą nie rozmawiają, tylko idą.
- Powiedz mi Eish, za Wami nie ruszył w pościg? - spytał Rudy.
- Nie miał prawa, ma złamaną nogę i popłochu ewakuował się z wioski. - odparł chłodno Kurai.
- A to ciekawe. - odpowiedział zaciekawiony Rudy, a po chwili dodał: - Wiesz, Eish otruł mnie przy którymś z naszych spotkać. Hashi tego nie widziała i sądziła, że ściemniam, była tak ślepo w nim zakochana. Może teraz oprzytomnieje. No nic, w każdym bądź razie doskonale wiem jak to cholernie boli. Widziałem nawet kolesia który mięczakiem na pewno nie był, a błagał nas abyśmy go zabili bo to tak boli.
- I co z tego?
- A Ty zdajesz sobie nic z tego nie robić, że Cię otruł …. no nic... - odparł Generał, podchodząc do drzwi zaraz przy schodach, a następnie dodał: - Dobra dzisiaj już nie męczę, ale jutro oczekuje pełnego raportu.
- Tak, tak …
- To Twój pokój i postaraj się szybko usnąć, bo tu wstaje się wcześnie.
Kurai nic mu już nie odpowiedział, jedynie wszedł do wyznaczonego pokoju i bez słowa zamknął za sobą drzwi.
************

Nie duża komnata, o białych, chłodnych ścianach, w której znajduje się jedynie fotel w zielone moro, biała kołyska, oraz duże podwójne łożę o pościeli w szaro-czarne moro, przypominające kolorystyką neczański mundur. Na łóżku siedzi Yorokobi ubrana w jedwabną, różową piżamkę, natomiast przed nią stoi neczański generał, który rozbiera się z swojego mundury w celu przebrania się do snu.
- Czy my jesteśmy w tej twierdzy co jakiś tam generał czy ktoś tam spędzał wakacje?
- Tak, to dokładnie ta twierdza, jednak mimo że znajdują się tutaj pokoje gościnne to jedna z lepszych twierdz jakie posiadamy. - odpowiedział spokojnie Rudy.
- Hmm... powiedz mi co z moim bratem?
- Przyjemny jak zawsze, i jest już u siebie.
- Cały on... hmm... powiedział Ci, że został otruty?
- Mniej więcej … może Ty wiesz coś więcej?
- Hmm... wiem, że został otruty i miał złamany nadgarstek, który od tak sobie nastawił … potem w samochodzie Rina go trochę uleczyła …
- To dobrze, jednak mam wrażenie, że na tym to się nie skończy.
- Myślisz, że nie otruł mu tylko kości, ale również krew?
- O tym przekonamy się rano, ewentualnie w ciągu kilku najbliższych dni.
- Myślisz, że by to ukrywał?
- Oczywiście, że tak … jeśli tylko będzie się wstanie ruszać to o zatruciu krwi możemy dowiedzieć się nawet za kilka dni.
- Masz racje to by było w stylu mojego brata.
- Oczywiście zakładając, że ma trutą również krew, bo w sumie mogło to się skończyć jedynie na kościach....
- Myślę że chyba ma zatrute tylko kości … inaczej ból nie dałby mu żyć … Heh … trzeba coś zrobić z tym całym Eish, on stanowi realne niebezpieczeństwo...
- Wiem, jednak teraz nie jestem już generałem i czas na moje życie prywatne.
- Dobrze, to w życiu prywatnym też musisz zając się Eish.
- Zajmę się rano. - odpowiedział Rudy kładąc się na łóżku i dotykając żonę po jej lewym ręku.
- Dobrze. - odpowiedziała Yorokobi, kładąc się na klatce piersiowej męża i wtulając się w jego ciepłe ciało.