niedziela, 18 stycznia 2015

Epizod 158


"Zapomniana rasa"

Późna noc, granicząca z bladym świtem. Mimo tak wczesnej pory na Zekeren trwa właśnie wideo konferencja poddenerwowanego Księcia Volaure z ambasadorem Ankarą i neczańskim Generałem.
Odbywa się ona w jednym prywatnych gabinetów władcy Zekeren.
- Książę, domniemam, że masz jakieś ważne wieści. - stwierdził Ankara, skrywający swoją twarz za maską.
- Bardzo ważne, neczańsko-bromiański oddział jest w wielkim niebezpieczeństwie! - odparł Książę.
- Jak wielkim? - spytał zaniepokojony Rudy.
- Przepraszam, Panie generale ... - wtrącił nerwowo Amis szybko wchodzący do namiotu generała.
- Nie teraz ... - odparł generał.
- To ważne, podsłuchiwany oddział został przez coś zaatakowany. - kontynuował kapitan.
- Cholera, co ich zaatakowało? - spytał twardo generał.
- Tego nieniemy ... - odparł kapitan.
- Czy oni jeszcze żyją? - strącił Ankara.
- Tak drogi Ambasadorze, według raportu z przyczyn wyższych chwilowo zostali rozdzieleni na dwie grupy, ale już pracują nad tym aby się połączyć. Kiedy to uczynią to mają ponownie się odezwać. - odpowiedział pokornie Amis.
- Dobrze, dziękuje ... wracaj do nasłuchu. - odparł twardo generał.
- Zaczekaj! - rozkazał Volaure, a następnie szybko dodał: - Generale, proszę natychmiast poinformować ich, że mają znaleźć budynek, czy też skrzydło szpitalne. Tam mają poszukać chłodni, a w niej niebiesko-czerwonych surowic. Niech sobie wstrzykną do krwiobiegu co najmniej połowę fiolki na łepka i najlepiej jak najszybciej się da! To bardzo ważne!
- Kapitanie słyszałeś? - spytał generał.
- Tak jest Panie generale. - odparł kapitan.
- To co tak stoisz, już Cię tu nie ma! - odpowiedział twardo Rudy.
- Rozkaz Panie!- odpowiedział Amis, pośpiesznie wychodząc z namiotu.
- Zakładam drogi książę, że Ty jesteś nam wstanie odpowiedzieć na kilka nurtujących nas pytań.. i że zrobisz to właśnie teraz - wtrącił spokojnie Ankara.
- Oczywiście Ambasadorze.. - odparł Książę, a następnie dodał: - Panowie pozwolą, że zapalę?
- Nie mam nic przeciwko. - odparł Ambasador.
- Oczywiście książę, nie krępuj się. - dodał generał.
W tym momencie władca Zekeren przypalił papierosa, głęboko się zaciągną, a następnie spokojnie wypuścił szary dym z ust i powiedział:
- Mają do czynienia z istotami, o których dawno zapomnieliśmy. Długo zajęło mi odkrycie naszego przeciwnika, jednak dzisiaj, chociaż nawet mi trudno w to uwierzyć, jestem pewny z kim mają do czynienia...


************
Wysokie kamienice skąpane w szarobłękitnej mgle z jednej strony wyglądają straszliwie, mrocznie i złowrogo, a z drugiej strony nie różnią się niczym od domów i ulic w zamieszkanym mieście. Neczanie oraz bromiański zwiadowca po cichu skradają się tymi półmrocznymi uliczkami podziemnego miasta szukając reszty oddziału.
- Jak sądzicie co to było? - spytała dociekliwie Diuna.
- Nie mam pojęcia, ale co by to nie było to sprawiało wrażenie głodnego. - odparła Kiazu.
- Normalnie to coś rzuciło się jak wygłodniały na pizze ... - dodał Hachi.
- Słuchajcie, mam dla Was wieści - wtrącił Amis.
- Czyżbyś wiedział co nas zaatakowało? - spytał Otachi.
- Tego jeszcze nie wiemy, lecz książę Volaure, nakazuje abyście natychmiast znaleźli jakiś szpital czy coś w tym stylu i tam w lodówce poszukali niebiesko-czerwonych surowic, które macie sobie wstrzyknąć dożylnie .... - odpowiedział Amis.
- Surowic? - spytała Diuna z niedowierzaniem.
- Hmmm... Coś przed nami ukrywacie? - dodała Kiazu.
- Nic nie ukrywamy.. Generał jest teraz na wideokonferencji z księciem Zekeren i Ambasadorem Ankarą ... Kiedy przeszkodziłem im, przekazując informację, że zostaliście przez coś zaatakowani, dostałem rozkaz od Księcia aby przekazać Wam tę informację ... - odparł neczański kapitan, a następnie dodał: - Jak tylko skończy się zebranie i będziemy wiedzieć coś więcej to pierwsi się o tym dowiecie ...
- No mam taką nadzieje .... - odparła Kiazu.
- Swoją drogą pozostali nadal nie odpowiadają na wezwania? - sypał Amis.
- Nie, ale bardzo możliwe, że w tym zamieszaniu zgubili sprzęt, albo jeszcze go nie założyli. - stwierdziła Diuna.
Nagle przenikliwy huk dogłębnie przeszył wszystkie zmysły niewyspanych wojowników.
- Znowu ten straszliwy dźwięk ... - stwierdziła Diuna przysłaniając uszy.

- Jak tak dalej pójdzie, to oszaleje... - dodała Kiazu.


************
- Drogi Książę, z całym szacunkiem czy to nie była bajka dla niegrzecznych dzieci? - spytał Generał.
- Generale ta zapomniana rasa, żyła naprawdę ... jednak była z byt niebezpieczna dla świata i za zgodą ówczesnej rady władców została zapieczętowana w podziemiach jednej z planet - odpowiedział spokojnie Ambasador
- Rozumiem ... - odparł Rudy z pokorą.
- Uważam, że pieczęć została zerwana albo przez połączenie światów albo, ktoś ją złamał osłabioną pieczęć przy pomocy magii. - stwierdził palący Volaure.
- To bardzo prawdopodobne... - stwierdził Ankara.
- W takim układzie wychodzi na to, że moi podwładni są w ogromnym niebezpieczeństwie ... - stwierdził Generał.
- Jeśli tylko wyjdą na powierzchnię to będziemy wstanie im pomóc. Właśnie wysyłam kapsułę z oddziałem medycznym uzbrojonym w surowicę, na zdolności tych istot. - odparł Volaure.
- Dodatkowo, myślę że Dae Cheetah będzie bardzo pomocny przy ponownym zapieczętowaniu tych straszliwych istot. - dodał Ankara.
- Z całym szacunkiem Panie, nakazałem już odnaleźć Dae Cheetah lecz jeszcze nie natrafiliśmy na jego ślad. Jednak robimy co w naszej mocy. - odpowiedział generał.
- W takim układzie generale uruchomię swoje kontakty i pomogę w poszukiwaniach Dae Cheetah. W końcu od tego zależy bezpieczeństwo nas wszystkich. - dodał Ambasador.
- Dziękuję Ambasadorze. - odpowiedział Generał.
- Panowie, trzeba zadbać o bezpieczeństwo nas wszystkich trzymając te istoty nadal są pod ziemią i niech lepiej tam zostaną. Generale, zabezpiecz ten teren i zadbaj o to aby nikt zbędny się tam nie kręcił. Nie możemy sobie pozwolić zniszczenie całego świata, przed siedlisko tych straszliwych i nieobliczalnych istot. - dodał Książę.


************
- Wybaczcie muszę zapalić. - stwierdził delikatnie roztrzęsiony Skauti przypalając papierosa i idąc brukowanymi uliczkami podziemnego miasta.
- Luz nie krępuj się... - odparł Hachi.
- Jaka jest szansa, że w tym wielkim mieście, znajdziemy kapitana i resztę? - spytała dociekliwie Diuna.
- Większa niż myślisz.... - odparł chłodno Kurai.
W tym momencie Kiazu i Otachi z czymś się zderzyli i zdezorientowani upadli na ziemię. Po chwili okazało się, że neczanie wpadli na Krigera i Vaatleja, którzy po zderzeniu również upadli na ziemie.
- O to wy, a gdzie reszta? - spytał Hachi.
- To już wszyscy. - odparł Kriger.
- Te krwiożercze bestie, bez zawahania pożarły już dwójkę moich ludzi. - stwierdził chłodno Kapitan, stojący za swoimi ludźmi.
- Pożarły? - spytał palący Skauti.
- Głuchy jesteś? Tak pożarły. - odparł Kapitan.
- Macie słuchawki? - spytała dociekliwie Diuna.
- Tak, ale nie było czasu ich włożyć. - odpowiedział Vaatleja.
W ten cała trójka bromiańskich wojskowych włożyła słuchawki i zaczęła mniej nerwowo oddychać.
- Mamy udać się do punktu medycznego, aby znaleźć surowice. - wtrącił chłodno Kurai.
- Bo co Ty tak mówisz? - odparł Kapitan.
- To odgórny rozkaz.. - odparł Amis, a następnie dodał: - Kapitanie, jak byś miał łączność to byś o tym wiedział.
- Surowice? No niech będzie, rozkaz to rozkaz.... - odpowiedział niezadowolony bromiański kapitan.
- Z całym szacunkiem Panie Kapitanie, wchodząc do tego miasta widziałem duży szpital na obrzeżach miasta. - wtrącił pokornie Vaatleja przypalając papierosa.
- Świetnie zatem tam idziemy! - odparł stanowczo Uamuzi.


************

Dziesięcioosobowy oddział nerwowym krokiem przemierza tajemnicze uliczki, starając nie rzucać się w oczy. Wszyscy starają się dotrzeć do wielkiego budynku szpitalnego, wyglądającego ponad dachami kamienic.
- Swoją drogą co Was zaatakowało? - spytała dociekliwie Diuna.
- Słuchaj nie wiem co mam ci powiedzieć. - stwierdził Kriger.
- Istoty te wyglądały jak ludzie, lecz zachowywały się jak dzikie, rozszalałe bestie, które dorwały się do jedzenia. - dodał Vaatleja.
- Niektóre miały żółte, puste ślepia. - dopowiedział Kriger.
- CISZA! - rozkazał Uamuzi.
- Tak jest .... panie kapitanie... - odparli zgodnie a zarazem nie chętnie wojskowi.
W tym momencie pośród chłodnego półmroku neczanie dostrzegli szkarłatną i błyszczącą krew kapiącą z prawej ręki jednego z bromiańskich wojskowych.
- Vaatleja Ty jesteś ranny ... - stwierdziła nagle Kiazu.
- Spoko nic mi nie będzie ... - odparł bromiański obserwator.
- Jasne ... nie zgrywaj tu twardziela bo ta kapiąca krew nie wygląda za dobrze ... więc daj się wyleczyć ... myślę, że Rina bardzo chętnie to zrobi... - wtrąciła Diuna.
W ten kapitan Uamuzi odwrócił się na pięcie i stanowczym krokiem podszedł do bromiańskiego obserwatora, naprężył się i z góry twardo powiedział:
- Chcesz powiedzieć, że zhańbiłeś naszą armię i dałeś się zranić aby stać się niezdolnym do walki?
- Ależ skąd, panie Kapitanie ...
- No ja myślę. - odparł twardo kapitan, a następnie odwracając się i odchodząc dodał: - Skoro jesteś wstanie chodzić to rana jest powierzchowną błahostką, która nie zasługuje a chwile uwagi.
- Oszalałeś? Każdemu rannemu należy się pomoc. - stwierdziła Diuna.
- I Ty śmiesz się nazywać dowódcą?! - wtrąciła poirytowana Kiazu, zaciskając płonące pieści.
- Kiazu zostaw go ... - stwierdził chłodno Kurai.
- Ale Kurai ... - protestowała Kiazu.
- Zostaw go ... już wystarczająco u szczerbił się nasz oddział ... - odparł stanowczo i chłodno Kurai.
- DOBRA! - odparła z niechęcią Kiazu, a następnie cicho dodała: - Dobrze wierz, że mi się przelało ... ale niech będzie tym razem jeszcze mu odpuszczę ... ale którymś razem już na pewno nie ...
- Cisza lenie! Ruszać się nie mamy całe dnia. - Wtrącił stanowczo kapitan.
- Ziom, dlaczego go bronisz? - spytał Hachi zasłaniając mikrofon.
- Nazywaj to jak chcesz, jednak ja uważam, że na dzisiaj już dosyć krwi zostało przelane, a same awantury z kapitanem są zbyteczne jeśli chcemy aby w najbliższym czasie już nikt nie zginął ... - odpowiedział spokojnie i chłodno Kurai, a następnie dodał: - Po za tym dobrze by było pozostać w ukryciu i nie zwracać na siebie uwagi tych grasujących tu istot.
- Dobra, masz racje ... - odparł Hachi.
- Ale jemu się należy! - dodała Kiazu.
- Nie mówię, że nie ... jednak bądź mądrzejsza od niego i nie daj się sprowokować. - odpowiedział elektryczny neczanin.
- Aha ... bo Tobie się nie przelewa ... - stwierdziła Diuna.
Kurai nic jej nie odpowiedział i zapanowała długa i niezręczna cisza, którą nagle przerwał Otachi, mówiąc:
- I po co go szukaliśmy? ...
- Jak na złość trzeba dbać o każdego członka zespołu ... - odparła niezadowolona i poirytowana Kiazu.
- Rina ... - stwierdził nagle Kurai.
- Tak? - odparła wodna neczanka.
- Ulecz proszę Vaatleja, jednak tak aby kapitan tego nie widział. - odpowiedział elektryczny neczanin.
- Dobrze ... - odparła wodna neczanka.
- A reszta siedzieć cicho, nie potrzeba nam kolejnego popisu inteligencji kapitana. - dodał chłodno Kurai.


************
W generalskim namiocie, przy radiostacji zasiada jeden z neczańskich kapitanów i uważnie nasłuchuje znikomych rozmów neczańsko-bromiańskiego oddziału, na misji specjalnej.
- Kapitanowi Uamuzi coraz bardziej odbija ... chociaż nie ... z tego co wiem od zawsze był taki ... mając mocne plecy panoszy się i uważa się za najmądrzejszego na świecie ... trzeba będzie pogadać z Rudym na temat szanownego kapitana ... heh ... ja rozumiem, że drobne rany są normalne ale z tego co mówiła Diuna to z rany kapie krew i jest ona widoczna przy znikomej ilości światła ... więc zakładam, że już taka mała nie była ... - zamyślił się Amis. - Hmm...mniejsza o tego durnego Uamuzi ... ciekawe co ich tam atakuje? ...i ciekawe czemu Rudy tak długo nie wraca z zebrania ...pewnie mają w huk spraw do obgadania ... ale fajnie by było wiedzieć coś więcej ....
W tym momencie do da miotu wszedł poddenerwowany neczański generał, mówiąc:
- Dobra czas aby nasz oddział dowiedział się tego i owego .... Coś mnie ominęło?
- Tak w skrócie to Bromiański lekarz Daktari oraz Gynimas tarczowniki nie żyją, a obserwator imieniem Vaatleja jest ranny ... Uamuzi, jakoś tym wszystkim się nie przejmuje... A Kiazu niebawem wybuchnie ...- odparł spokojnie Amis.
- Świetnie, normalnie świetnie ... - stwierdził załamany generał.
- Na pocieszenie, powiem że na chwile obecną Kiazu jeszcze ... chociaż ledwo ... słucha rozkazów Kurai'a ...
- Chociaż tyle dobrze ... - odparł generał, zasiadając do stanowiska radiowego i zakładając słuchawki.
- A właśnie, mamy pewne namiary na czcigodnego Dae Cheetah i chodzą słuchy, że jest osiągalny w tamtym miejscu ...
- Dobra jeśli tam jest to załatw mi z nim rozmowę ...

- Tak jest!