niedziela, 22 listopada 2015

Epizod 180


"... Najemnicy cechu Algorni ..."


Rina otoczyła wodną, błękitną barierą zarówno siebie jak i mistyczne stworzenie. W tym samym czasie reszta jej rodzeństwa uważnie obserwuje tajemniczych, zakapturzonych przybyszy. Nagle jeden z nich z impetem ruszył w kierunku ognistej neczanki. Kiazu, nie wiele myśląc płynnymi ruchami, płomiennymi falami zaatakowała przeciwnika z półobrotu. Ktoś inny, ktoś kto stoczył znacznie mniej walk. ktoś gorzej wyszkolony pewnie by chybił, gdyż jej zakapturzony przeciwnik przysiadł. Tu zadziałało jego instynktowne zareagowanie na atak, jednak ognista neczanka nie dała się tak łatwo podejść i również w intuicyjnym odruchu, jej płomienna fala popłynęła lekkim łukiem i już po chwili podpalony przeciwnik upadł na kolana. Następnie oponent wręcz rozpłynął się, bez krzyku zeżarły go promienie, nie pozostawiając po nim zupełnie nic.
- Yyyy... ok ... to było dziwne.... - powiedziała Kiazu, pod nosem.
- Ej ... Kiazu nie musiałaś odsyłać kolesia w nicość. - stwierdziła Diuna.
- To nie mój ogień ... to z nimi jest coś nie tak... - odparła Kiazu otaczając się płomieniami.
W tym momencie kolejny oponent zaatakował tylko tym razem, celem jego ataku była Diuna. Psychiczna neczanka bez trudy jednym szybkim ruchem otoczyła przeciwnika swoją mocą i uniosła go do góry. W tym momencie jej oponent również znikł, wręcz rozpłynął się w powietrzu.
- Widzisz? - spytała Kiazu.
- No widzę i normalnie nie wierze. - stwierdziła z niedowierzaniem Diuna.
Nie było jednak czasu na dalsze rozmowy, gdyż kolejni napastnicy z impetem i niesamowitą siłą ruszyli w kierunku neczanek.
- Uważaj nadchodzą! - stwierdziła stanowczo Kiazu.
Wojowniczki połączyły swoje siły aby wspólnie odeprzeć atak nadciągających przeciwników. Hipnotyzujące i obłędne czerwono-pomarańczowo-żółte płomienie, agresywnie otulają znikających i rozpływających się oponentów. Tymczasem Diuna bez skutecznie próbuje łapać w swoją fioletowo-różową parapsychiczną mocą zakapturzonych przeciwników. Dziwni oponenci bezinwazyjnie znikali w momencie zetknięcia się z mocą, a neczanki z każdą sekundą były coraz bardziej zdezorientowane i zdeterminowane do dalszej walki.


************
Władcy nadal dyskutują na temat serii tajemniczych i brutalnych morderstw, kiedy nagle w pomieszczeniu rozległo się głośnie pukanie do drzwi. W tym momencie władcy ucichli, a Ankara spokojnie powiedział:
- Proszę.
W ten do komnaty wszedł młody chłopaczek, który na oko ma maksymalnie szesnaście lat. Jego rubinowoczerwone włosy sięgające do połowy karku, są stojące i w lekkim nie ładzie, a na nich spoczywają czarne okulary przeciw słoneczne. Ma on niebieskie oczy, które stanowczo przykuwają uwagę. Przybysz ubrany jest w dość obcisłą, czerwoną koszulkę na krótki rękaw, przylegające do ciała czarne spodnie oraz czerwone rękawiczki, które przypominają skórzane rękawice motocyklistów. Dodatkowo ma lekko spiczaste uszy i całkiem opaloną karnację.
- Przepraszam, że przeszkadzam.... - stwierdził spokojnie przybysz.
- Arika? Co Ty tu robisz? - spytał nagle Volaure.
- Witam książę, pracuję jako posłaniec, dla bogatych rodów. - odparł pewnie przybysz.
- Dobrze, masz jakieś wieści dla mnie? - spytał Ankara.
- Tak Panie, mam ważny list od Głowy rodu Oskran - odpowiedział spokojnie młodzieniec wręczając Ambasadorowi kopertę z pieczęcią rodu.
- Dziękuję, możesz odejść. - odpowiedział władca otwierając list.
- Przepraszam, Panie jednak mam poczekać na odpowiedź. - odparł Arika.
- Rozumiem, w takim układzie poczekaj proszę, na zewnątrz. - rozkazał spokojnym tonem Ankara.
- Tak Panie. - odparł stanowczo młodzieniec, a następnie pośpiesznie wyszedł.
- Oskran? Co oni chcą? - spytał zaciekawiony Eta.
- Pewnie znowu skarżą się, że rodzinie Cusan powodzi się lepiej niż im... - odparła Kana przewracając oczami.
- Nie tym razem, moja droga. - odpowiedział Ankara, a następnie dodał: - Tym razem senior rodziny Oskran, prosi nas o zapewnienie ochrony, gdyż kilku członków rodziny, na przejażdżce zostało brutalnie zamordowanych i oskarża za ten haniebny czyn rodzinę Cusan.
- Byłam blisko ... - stwierdziła Kana.
- Czyżby nasi oprawcy przerzucili się na bogate rody? - spytała Sansha.
- Możliwe, jednak opis i zdjęcia zamordowanych stanowczo różnią się od tego co mamy do tej pory. Rzućcie proszę okiem szanowni władcy. - odpowiedział spokojnie Ankara przekazując list i brutalne zdjęcia w obieg.
W ten władcy mniej lub bardziej chętnie zaczęli obserwować zdjęcia i raport o zamordowanych. Obrzydliwe i przerażające zdjęcia, pełne zmasakrowanych zakotwionych ciał, u bladych jak ściana, dam wywołały wręcz odruch wymiotny.
- Przepraszam, czy mogę wyjść na chwilę? - spytała z trudem Sansha.
- Oczywiście, obie możecie wyjść. - stwierdził spokojnie Ankara, spoglądając na neczańską królowa i oniemiałą ambasadorkę.
W tym momencie obie Panie w bardzo szybkim tempie opuściły pomieszczenie i udały się na jeden z pobliskich balkonów aby ochłonąć.


************

Rina, nie pewnie stoi i ochrania mistyczne zwierzę, gdyż mimo fantomowych i tajemniczych ataków na jej siostry to jej wodna tarcza jest bombardowana przez prawdziwe ataki. W tym czasie Kiazu i Diuna za wszelką cenę niepozwalaną aby zakapturzeni oponenci dostali się bliżej zwierzęcia. Nagle wszyscy przeciwnicy znikli jak kamfora, a na ich miejscu nie pojawili się nowi wojownicy oraz ustały ataki na zwierzaka.. Zdezorientowane wojowniczki nerwowo rozejrzały się po okolicy, szukając wytłumaczenia "co się stało?". Po chwili Diuna spostrzegła Otachiego, który trzyma ostrze swojego sejmitar'a przy gardle jednego z zakapturzonych typów. Tuż za wietrznym neczaninem stoi kolejny zakapturzony typ, który przykłada do jego pleców, gotowy do wbicia sztylet. Natomiast zanim stoi Hachi z przygotowaną włócznia do przebicia tajemniczego przeciwnika.
- Dziewczyny patrzcie! - stwierdziła Diuna.
- Świetna robota! - dodała entuzjastycznie Kiazu.
W ten Rina zniwelowała ochronę i podeszła do sióstr, mówiąc:
- Wow jak tego dokonaliście?
- O Tym później ... - odparł Otachi, a Hachi, dźgając przeciwnika twardo powiedział:
- Dobra a teraz gadać, kim jesteście?
Nagle wszyscy zostali otoczeni ogromną, przejrzystą a zarazem oszronioną i szczelną lodową barierą.
- To może lepiej to Wy mi powiecie kim jesteście i co tu robicie? - spytał nieznajomy męski głos.
- O nie przyszedł ... - stwierdził pod nosem jeden z zakapturzonych przeciwników.
- Świetnie i co teraz? - narzekała Diuna.
- Dobra zabawa! - odparła Kiazu uśmiechając się pod nosem, a następnie neczanka cała zapłonęła czerwono-pomarańczowo-żółtym płomieniem i jednym szybkim ciosem, bez trudu rozbiła lodowe więzienie.
W ten kiedy ostatni krystaliczny lodowy kawek, z impetem uderzył o ziemię, oczom wszystkich ukazał się średniego wzrostu mężczyzna o długich blond włosach spiętych w wysokiego, sztywnego kucyka. Dodatkowo, ma on bystre lekko pogardliwe zielone oczy oraz duże szpiczaste uszy. Tajemniczy przybysz ubrany jest na czarno, w spodnie oraz bluzę z kapturem.
- Nieźle, cukierku. - stwierdził przybysz z wrednym uśmiechem, a następnie jednym szybkim ruchem bezlitośnie zamroził całą Kiazu, gasząc przy tym jej płomienie. Po czym dodał: - Jednak na moje chłody to stanowczo za mało.
- Ty! Zostaw ją. - stwierdziła stanowczo Diuna.
Przybysz jednak tylko tupnął w ziemię, a psychiczna neczanka odruchowo otoczyła się psychiczną barierą, która w zetknięciu z lodową mocą pękła jak mydlana bańka, a Diuna w mik stała się chłodną bryłą lodu, a następnie jak gdyby nigdy nic powiedział:
- A teraz wy dwaj zostawcie moich ludzi.
- Dobra, ale Ty wypuść te dwie dziewczyny. - odparł stanowczo Hachi.
- O nie! To ja tu stawiam warunki a nie Ty. - odpowiedział spokojnie przybysz, szykując kolejny lodowy atak. Jednak nieznajomy nagle zaniechał ataku, gdyż ostre srebrzyste ostrze niespodziewanie znalazło się tuż przy smukłej szyi przybysza.
- Phi to na mnie nie działa, poderżniesz mi gardło i co? One i tak zostaną zamrożone.
W ten ostrze otoczyły liczne wyładowania elektryczne. Tajemniczy szpiczasto-uszy oponent z trudem przełknął ślinę i powiedział:
- Skoro tak sprawiasz sprawę ...
Nagle lodowe więzienie Kiazu roztrzaskało się w drobny mak, a sama ognista neczanka, otoczona swoim płomieniem stała jak gdyby nigdy nic.
- Jak to zrobiłaś? - stwierdził nieznajomy.
- Normalnie. - odparła Kiazu z dumą i determinacją w głosie.
- A teraz uwolnisz drugą Panią. - wtrącił chłodno Kurai strojący za nieznajomym i przykładając mu ostrze swojej katany do gardła.
- Jak chcesz. - odparł nieznajomy likwidując lodowy atak.
Kiedy tylko Diuna była wolna, to Hachi i Otachi uwolnili zamaskowanych oponentów. Elektryczny neczanin również odsunął ostrze od swojego przeciwnika i stanowczo spytał:
- Kim jesteście?
- Ja jestem Elfem nie widać? A moi koledzy są bromiańczykami. - odparł nieznajomy.
- Nie o to pytam. - odparł chłodno Kurai.
- Ziom dobrze Ci radzę odpowiadaj grzecznie na pytania. - wtrącił Otachi niwelując swoje ostrze.
- Nie wiem skąd on się tu wziął, ale wpadłem w pułapkę i teraz już muszę być grzeczny. - zamyślił się tajemniczy przybysz a następnie powiedział: - Jestem Inci Muttu i jestem szefem najemników cechu Algorni.
- Kłamiesz, Inci Muttu jest kobietą i myślę, że nie znosi kiedy ktoś ją udaje. - stwierdził chłodno Kurai, a następnie twardo dodał, mierząc przeciwnika lodowym spojrzeniem : - A ja nie lubię kłamców.
- Oj Ziom masz przesrane! - wtrącił Hachi.
- Znasz Inci? - spytał z przerażeniem nieznajomy.
- Owszem, a teraz gadaj kim jesteś? - odparł chłodno Kurai.
- Dobrze, ja jestem ....

************

Masakryczne zdjęcia, wywołały mocną i zażartą dyskusję wśród władców. Jednak jeden spośród nich praktycznie się nie odzywał, jedynie czujnym wzrokiem oglądał zdjęcia i palił papierosa. Volaure coś definitywnie nie pasowało w tych zdjęciach.
- Czyżby kolejna grupa napastników? - spytała Sansha, unikając patrzenia na zdjęcia.
- Szanowni władcy to nie wygląda na sprawkę człowieka, lecz jakieś bestii. - stwierdził Ankara.
- Panie mamy ogrom psychopatów zdolnych do takiego działania - stwierdził Elinar.
W ten władca Zekeren wstał mówiąc:
- Przepraszam Panie .. - A następnie szybko podszedł do drzwi, otworzył je i stanowczo powiedział: - Arika, przynieś mi "Daarn Ze De"
- Tak Panie! - stwierdził pokornie młodzieniec stojący za drzwiami i szybko gdzieś pobiegł.
- "Daarn Ze De" co to jest? - spytał Eta.
- Książę podał Zekereński tytuł pewnej książki. - stwierdził spokojnie Ankara.
- Co urywasz książę? Nie mogłeś powiedzieć tego w zrozumiałym języku? - spytała Sansha.
- Nic nie ukrywam, intuicja mi mówi, że mam coś sprawdzić. - odpowiedział spokojnie Volaure, a następnie dodał: - Podałem ...
W ten do pomieszczenia wparował zdyszany Arika i wręczając czarną książkę księciu powiedział:
- Ehe ... proszę książę o to ona ...
- Dzięki. Super młody szybko się uwinąłeś! Brawo! - pochwalił Volaure, odpierając książkę, po czym szybko wrócił na swoje miejsce, wziął butelkę wody i rzucając ją powiedział: - Łap Młody!
Na te słowa Arika czujnie spojrzał przed siebie i bez trudu złapał butelkę, a książę kontynuował: - A teraz wyjdź my musimy porozmawiać.
- Tak Panie. - stwierdził pokornie młodzieniec wychodząc i zamykając za sobą drzwi.
- Po co to całe przedstawienie? - spytał Elinar, a następnie dodał: - Ewidentnie coś knujesz.
- Elinar, dajmy mu szansę. My wiemy, że książę, nie robi tego bez celu. - wtrącił Ashga.
- Panie, Władcy za pozwoleniem, proszę dajcie mi chwilę, a zaraz wszystko wyjaśnię. - odparł Volaure.
- Dobrze książę. - przyzwolił spokojnie Ankara.
Władcy zamilkli i niecierpliwie czekali na wyjaśnienia. W tym samym czasie władca Zekeren, uważnie wertował stronice, grubej książki.
- MAM! - stwierdził po dłuższej chwili książę, i położył otwartą księgę, na środku stołu.
W tym momencie oczom pozostałych władców ukazały się równie makabryczne i ociekające krwią zdjęcia.
- O feee.... - stwierdziła Kana.
- I co w związku z tym? - spytał Eta.
- Co powoduje takie obrażenia? - spytał Elinar.
- Erdansza, takie krwiożercze połączenie smoka, wilka grzywiastego, orła i wiwerny, ale to nie istotne. - odpowiedział książę.
- Jak to nie istotne? - spytała Sansha.
- Volaure właśnie znalazłeś sprawcę morderstwa na rodzinie Oskran i próbujesz nam wmówić, że to nie istotne? - dodała Kana.
- My widzimy! Odpowiedź tkwi w zdjęciach! - wtrącił Ashga.
- Dokładnie! - odpowiedział radośnie Volaure, a następnie kontynuował: - Te zdjęcia są dokładnie takie same jak zdjęcia, które dostaliśmy... to to samo miejsce, ten sam kąt, ta sama pora dnia i te same ofiary.
- Brawo książę. - Pochwalił z uśmiechem Ankara, skrywający (od samego początku rozmowy) twarz za swoją maską, a następnie dodał: - Volaure ma racje, a te zdjęcia z bestiariusza to jest niezbity dowód na to, że senior rodu Oskran, próbował nas okłamać.
- A ja mam wrażenie Anki, przepraszam, Panie, że Ty o tym wiedziałeś, lecz z jakiegoś powodu nie powiedziałeś nam o tym. - stwierdziła spokojnie Kana patrząc Ankarze w oczy.
- Nie do końca. Szanowni władcy podejrzewałem coś wcześniej, jednak rozszyfrowałem jedynie stworzenie... - odpowiedział spokojnie Ankra, a następnie dodał: - A kiedy miałem Wam już zdradzić nazwę stworzenia spojrzałem na Volaure i zboczyłem to jego zamyślone spojrzenie pełnie zaangażowania i fascynacji... wiedziałem, że jest na tropie i pozwoliłem mu się wykazać, aby w końcu mógł zabłysnąć w Waszych oczach i aby stał się z Wami równy.
- Tu mnie masz Ambasadorze, a Volaure jestem pod wrażeniem, że mimo młodego wieku posiadasz ogromną wiedzę. - stwierdził z szacunkiem Elinar.
- Nie sądziłem, że to powiem ale Volaure, należy się szacunek. - dodał Eta.
- A ja myślę, że on to specjalnie uknuł ... nie dość, że list przyniósł jego znajomy to jeszcze dzieciak szybko przyniósł co chciał. - wtrąciła Sansha.
- My uważamy, że to przypadek, że posłaniec i Volaure się znają. - stwierdził Ashga.
- Tak oczywiście, zboczeniec za nieletnich się bierze! - odparła z oburzeniem Sansha.
- Wypraszam sobie, nie zabawiam się z nieletnimi. - odparł Volaure, a następnie dodał: - Arika znam z Turnieju walk smoków, jest on zawodnikiem ligi młodzików.
- My w to wierzymy, Sansha a Ty przyznaj, że nie lubisz Volaure i dlatego rzucasz w jego kierunku te wszystkie bezpodstawne oskarżenia. Jesteśmy bardzo zawiedzeni Twoim zachowaniem. Na tyle ile znamy Volaure jesteśmy wstanie stwierdzić, że książę jest szczery, otwarty i nie ma powodu aby nas okłamywać. - odparł Ashga.
- Dobrze mu z oczu patrzy i też mu wierzę. - dodała Kana z uśmiechem.
- Szanowni władcy, Volaure jest najmłodszy z nas, jednak już nie raz udowodnił, że można mu ufać i jest dobrym władcą. Natomiast zabawa w bezpodstawne oskarżenia nie jest tematem naszego zebrania. -stwierdził spokojnie Ankara, a następnie dodał: - A z Tobą zacna królowo i drogi książę chciałbym porozmawiać po zebraniu.
- Jak sobie życzysz. - odparł Volaure
- Tak, Panie. - odparła niechętnie Sansha.
- A teraz jeśli pozwolicie, wracamy do tematu naszego zebrania. - stwierdził spokojnie Ankara.


************

- Owszem, a teraz gadaj kim jesteś? - odparł chłodno Kurai.
- Dobrze, jestem Selur Kaer, i jestem jednym z głównodowodzących najemników cechu Algorni, a nade mną jest już tylko sama przywódczyni. - oparł pokornie tajemniczy lodowy przybysz. A następnie dodał: - A tam Ci dwaj to moi ludzie, z którymi porozmawiam później.
- Dobra a czemu nas zakatowaliście? - spytała dociekliwie Diuna.
- Moi ludzie, zapewne z nudów, a ja bo zaatakowaliście moich ludzi. - odparł Selur.
- Aha, uwaga bo uwierzę. Kłamiesz jak z nut. - odparła Kiazu.
- Eh, mieli chronić tego bezpańskiego prezentu dla naszej przywódczyni i chronili. - stwierdził Selur przewracając oczami.
- Problem w tym, ze ten zwierzak nie jest bezpański. - stwierdziła Diuna.
- Ma on właściciela a my mamy go oddać. - dodała Kiazu.
- I nasz zleceniodawca nie odda go. - dopowiedział Hachi.
- To akurat Wasz problem a nie mój. - odparł lodowy elf.
- Może ... zaprowadź nas proszę do Pani Inci ... i daj nam z nią porozmawiać i niech to ona zadecyduje. - wtrąciła nieśmiało Rina.
- To nie jest dobry pomysł. - stwierdził chłodno Kurai.
- Niby czemu? - spytała Diuna.
- Powiedźmy, że jeśli zależy jej na tym Kylan to nigdy go nie odzyskamy. - stwierdził chłodno Kurai.
- Przesadzasz, pewnie jest fajna babką i się z nią bez trudu dogadamy. Chętnie bym ją poznała, zwłaszcza, że mamy tajną broń przeciwko niej. - wtrąciła radośnie Kiazu.
- Chyba żartujesz. Po moim trupie. - odparł Selur.
- Hmm... to da się załatwić. - stwierdziła Kiazu z determinacją w głosie i delikatnie się podpalając.
- To najgorsza rzecz jaką możesz zrobić, nie zabieraj nas do niej. - wtrącił Kurai.
- Eh, dobra zaprowadzę Was do niej. W końcu jak się mnie okłamaliście z tym, ze ją znacie to wszystko wyjdzie w praniu a sama Inci was załatwi. - stwierdził spokojnie elf, a następnie dodał: - Wy tam zawiązać im oczy.
- Ej ... żartujesz? - spytała oburzona Diuna.
- Chyba nie myślałaś, że od tak pokażemy Wam naszą kryjówkę.- stwierdził z wrednym uśmiechem Selur.
- Aha, a Ty myślisz Ziom, że Ci zaufamy? - stwierdził Otachi.
- Nie macie wyjścia. - stwierdził lodowy elf zasłaniając oczy Otachiemu, a nastepnie dodał: - Aha nie próbujcie ich zdjąć gdyż są trujące pułapki.
- Aha bo Ci wierze ... - stwierdziła Kiazu.
- Tym razem nie kłamie, one definitywnie są nasączone trucizną. - stwierdził spokojnie Kurai.
Wkrótce wszyscy mieli już zasłonięte oczy i nie widzieli dosłownie nic. Pusta ciemność panująca przed oczami neczan była czymś nie naturalnym i mało komfortowym. Jednak nasi przyjaciele póki co nie sprawiali problemów. A kiedy wszyscy mieli już zasłonięte oczy, a Kylan miał już założona smycz, Selur wręcz bezszelestnie podszedł do Kurai'a i z delikatnością wiatru, spod koszuli wyjął jego złocisty symbol pioruna.
- Zostaw go, albo przestanę być miły. - stwierdził nagle Kurai.
Zaskoczony Elf odskoczył od neczanina i z naiwnością małego dziecka, które nabroiło powiedział:
- Ale ja nic nie robię ...
- Tak ... to tak samo jak ja Ci ufam ... - odparł spokojnie Kurai.
- Yyyy.... chodźmy ... - stwierdził zmieszany Selur.


************

Nasi bohaterowie nadal nic nie widzą, jednak doskonale słyszą i czuja co się dzieje. Po dłuższym czasie marszu, gdzieś w nieznanym miejscu kazano im się zatrzymać, jednak nikt nie raczył rozwiązać im jeszcze oczu, natomiast ich czułe uszy usłyszały następującą rozmowę.
- No na reszcie jesteście ... co tam dla mnie macie? - spytał dociekliwie delikatnie rozbawiony i ciekawski kobiecy głos.
- O to to mistyczne stworzenie ... - odparł Selur.
- Oj nie o to pytam. - W tym momencie dało się usłyszeć skok, jakby z wysoka, a następnie tajemnicza posta kontynuowała: - Selur co to za istoty? Dobrze wiesz, że nie lubię obcych w swoim domu! I jeszcze marnujesz opaski z trucizną.
- Ten jeden koleś mówi, że Cię zna. - stwierdził Elf.
W ten dało usłyszeć się, tupiące charakterystyczne kroki, które sugerowały, że to kobieta na obcasie chodzi i uważnie ogląda neczan.
- Hmm... nie nie kojarzę ich ...- stwierdziła nagle delikatnie znudzona już kobieta.
- My się znamy ... - wtrącił szorstko Kurai.
Na te słowa kobieta podeszła do niego i zastanawiając się powiedziała:
- Ten głos ... ten zapach ... hmm... już wiem impreza na Zekeren u kapitana Volaure ... i ta noc ... mrrr ... - dziewczyna wręcz zamruczała, a następnie radośnie dodała: - Ty jesteś Kurai! No nie wierze, Selur zdejmij im opaski, tylko szybko... albo nie czekaj ...
Odgłosy delikatnego biegu, skoków oraz masa bliżej nieokreślonych dźwięków, przeszyły otoczenie. Jednak neczanie nie zwracali zbytnio na to uwagi tylko coś szeptali między sobą.
- Dobra Selur, teraz możesz. - odezwał się nagle radosny kobiecy głos.
W tym momencie opaski zostały zdjęte a oczom neczan ukazała się wielka jaskinia czerwono-pomarańczowych ścianach i bardzo wysokim przeźroczystym sufitem, oraz ona, we własnej osobie.