niedziela, 8 listopada 2015

Epizod 179



"Przygoda w strugach deszczu"


Deszczowy, ponury, bardzo wczesny ranek, w którym to ciemna noc jeszcze gości na niebie, a słońce jeszcze smacznie śpi. Prócz tej wczesnej pory, szumiący wiatr i nierytmiczne krople deszczu,sprawiają, że nikomu nie chciałoby się wychodzić z ciepłego przyjemnego łóżka. Jednak nasi bohaterowie są już nogach, a nawet zebrali już całe obozowisko i są gotowi do drogi. W ten do obóz powrócił spokojny jak zawsze Kurai, spokojna Rina idąca obok ukochanego, oraz ciekawska Kiazu skacząca koło elektrycznego neczanina, która dociekliwie wypytywała o nową misję.
- O już jesteście. - stwierdził zaskoczony Hachi.
- Ziom obóz zebrany a my gotowi do drogi. - dodał entuzjastycznie Otachi, a następnie dociekliwie dodał: - Powiesz nam co to za misja?
- I dlaczego o tej godzinie? - dodała Diuna.
- Po kolei... - stwierdził chłodno Kurai, a następnie dodał: - Dostaliśmy misję od samego strażnika biblioteki ksiąg zakazanych ....
- Od Tirhugentoshokan'a? - spytała z niedowierzaniem zaspana Diuna.
- Owszem, właśnie od niego. - odparł chłodno Kurai.
- Mamy zdobyć dla niego jakąś książkę czy co? - spytała delikatnie rozczarowana Kiazu.
- Nie, na Twoje szczęście coś bardziej ciekawego. - odparł elektryczny neczanin.
- No dalej Ziom, nie trzymaj nas w tej niepewności! - wtrącił niecierpliwie Hachi.
- Nasza misją, będzie odnalezienie pewnego stworzenia zwanego Kylan - odparł chłodno Kurai.
- Mamy znaleźć jakiegoś psa czy kota? Tirhugentoshokan nie może go szukać sam? - stwierdziła niezadowolona Diuna.
- Zawiodłam się. - dała rozczarowana Kiazu.
- Ziom naprawdę? - dopowiedział z niedowierzaniem Hachi.
- Kylan to chyba nazwa mistycznego stworzenia ... który, jest symbolem łaski, harmonii, wiedzy i umysłu ... - wtrąciła nieśmiało Rina.
- Dokładnie... widzicie Tirhugentoshokan, miał jedno takie stworzenie w domu, jednak któregoś dnia ono znikło i według strażnika znajduje się ono nie daleko w "pustynnym lesie". - odparł Kurai.
W tym momencie Hachi wyjął swoją mapę i z uwagą, zaczął szukać miejsce wskazanego przez przyjaciela. Natomiast Diuna spytała:
- Ponawiam pytanie, to dlaczego sam po niego nie pójdzie?
- Ponieważ jego Kylan nie odpowiada na wezwania, a to oznacza, że albo coś sobie zrobił i po prostu utknął ...
- Albo ktoś go uprowadził! - wtrąciła z nadzieją Kiazu, przerywając Kurai'owi wypowiedź.
- Owszem ... - potwierdził elektryczny neczanin.
- Ziom rzeczywiście ten las mamy po drodze i to nawet nie daleko. - wtrącił Hachi.
- To na co czekamy? RUSZAJMY! - Stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- Chwila, a czemu to stworzenie jest takie ważne? - spytała Diuna.
- W niepowołanych rękach stworzenie to może stać się symbolem zagłady. - odparł Kurai.
- No dobra, a jak je rozpoznamy? - kontynuowała Diuna.
- Bez trudy. - stwierdził chłodno Kurai odchodząc, a następnie twardo dodał: - Hachi prowadź...
- Jasne Ziom! To dla mnie przyjemność. - odparł ochoczo Hachi.
- Rina a Ty co mi powiesz? - spytała Diuna.
- Niewiele ... tylko o nich czytałam w książkach Hetto ... ale niestety nie widziałam żadnego zdjęcia tej bestii ... - odparła speszona Rina.
- Świetnie ...- odparła Diuna przewracając oczami.
- Oj nie marudź! Czeka nas fajna zabawa! - stwierdziła energicznie Kiazu.


************

- Panie... - stwierdził pokornie Damu, podchodząc do władcy.
- Oby to było ważne... - odparł spokojnie Chifuin zażywający leczniczej kąpieli w gorącym źródle, znajdującym się w masywnej kamiennej komnacie.
- Panie nasz zwiad doniósł, ze na chwilę obecną w Ineeveńkim obozie nie ma maszyn bojowych.
- JAK TO NIE MA? Jak to w fabryce maszyn nie ma maszyn?
- Spokojnie Panie, możliwe, że jeszcze ich nie wyprodukowali, albo zostały nie dawno odebrane....
- Jak śmiesz przynosić mi takie złe wieści!? - odparł twardo Chifuin, a następnie dodał: - Trudno, w takim układzie zatrzymaj Darkarila w pałacu, gdyż atak jego szaleńczego oddziału nie ma zupełnie sensu, niech zgromadzą materiały na nowe maszyny, a wtedy przeprowadzimy atak i zabierzemy wszystko.
- Z całym szacunkiem Panie .... Tyle można zrobić teraz.
- Damu, przecież jak ten nieokrzesaniec wpadnie teraz do obozu to nie będziemy mieli ani maszyn ani mechaników. - odparł spokojnie Ambasador, a potem szybko dodał: - Darkaril jest świetną bronią, ale źle prowadzony wyrządzi więcej szkód niż pożytku, a jego wściekłość będzie dla nas niezwykle szkodliwa i nie opłacalna.
- W takim układzie jakie są dla mnie rozkazy?
- Monitoruj obozowisko maszyn i w odpowiednim momencie wyślij tam Darkarila i jego ludzi, a póki co załatw mu godną rozrywkę, bo jeszcze rozniesie mi pałac.
- Tak Panie, Jak sobie życzysz. - odparł pokornie generał delikatnie się kłaniając.

************

Piaszczysta, pomarańczowo-brązowa pustynia, z nielicznymi samotnymi drzewami. Cześć z tych drzew jest sucha, wyschnięta i zupełnie bez życia, a pozostała część ma jeszcze rzadkie zielone korony. Neczanie stoją na skraju tej niezwykłej pustyni i gęstego zielonego lasu i pijąc wodę, rozmawiają.
- Hmmm... ni jak nie przypomina to lasu ... - stwierdziła z pogardą Diuna.
- Być może, ale to miejsce nazywa się "pustynnym lasem" - odparł dumnie Hachi.
-Dobra niech będzie ... - odparła Diuna przewracając oczami, a następnie dodała: - Dobra to może w końcu dowiem się czego szukamy?
- Kylan - odparła Kiazu z promiennym uśmiechem.
- Ej ... bycie złośliwą to moja działka. - stwierdziła Diuna.
- Kylan to najczęściej stworzenie z głową smoka, rogami jelenia, których w sumie może mieć od jednego aż do czterech, kopytami i uszami sarny, oraz ogonem lisa. - wtrącił chłodno Kurai.
- To raczej spory zwierzak., więc nie będzie problemu - stwierdził radośnie Hachi.
- Super ... dobrze, że to nie jakaś mrówka by by nam chyba życia zabrakło na szukanie go ... - narzekała Diuna.
- Spokojnie z pewnością go dostrzeżesz ... - stwierdził Kurai.
- Taaa... z pewnością ... - odparła Diuna przewracając oczami, a następnie dodała: - No to ruszajmy ...
- Nie tak szybko ... - odparł chłodno Kurai.
- Ej ... Diuna dobrze mówi czas ruszać. - wtrąciła Kiazu.
- Mi pachnie to pułapką ... - dodał Hachi.
- Dokładnie. - stwierdził Kurai.
- Ziom, zakładam, że masz dobry plan. - odparł Otachi z uśmiechem.
- Oj nie przesadzacie Wy trochę? - stwierdziła Kiazu.
- Popieram, to stworzenie pewnie tylko uciekło i zgubiło się w tym szalonym świecie...- dodała Diuna.
- To prawdopodobne, ale chyba lepiej się przygotować na wszystko. - odparł Hachi.
- Przezorny zawsze ubezpieczony czy coś takiego... - dopowiedział Otachi z uśmiechem.
- Mniejsza o większość. - stwierdził chłodno Kurai.
-Ale ... - protestowała Kiazu.
- Nie ma "Ale" czas zacząć działać. - powiedział twardo Kurai, a następnie dodał: - Hachi, pokaż mapę.
- Jasne Ziom. - stwierdził radośnie Hachi, rozkładając mapę, a po chwili powiedział: - Zobaczcie, ta leśna pustynia jest całkiem spora ... w sumie według mapy nie ma tu żadnych jaskiń ani gęstych drzew ani gór ani skał ...
- Jak przystało na pustynie, jest jałowo ... i zero miejsca na pułapki i strategie - dodała Diuna.
- Oj nie marudź, bo jak to robisz to coraz bardziej leje .. - odparł Hachi.
- Wydaje Ci się, nie mam z nim nic wspólnego ... - stwierdziła Diuna.


************

W innej części Sekai Dagaal, w jednym z nocnych lasów, daleko od wszystkiego i głęboko na terytorium niczyim, znajduje się samotny obóz tymczasowy, składający się jedynie z kilku dobrze ukrytych namiotów. W ich pobliżu co prawda pali się nie duże, jaskrawe ognisko, ale same namioty są poza jego zasięgiem i tym samym pozostają w mrocznym cieniu jeszcze trwającej nocy. W tym spokojnym miejscu przy palenisku zasiada nieznajomy młodzieniec, skąpany w blasku ognia, o prawdopodobnie ciemnych włosach, ubrany w klasyczny neczański mundur. Delikatnie szumiący wiatr, łamie ciszę w tym nienaturalnie cichym, mrocznym lesie. W ten niczego nie świadoma głowa młodzieńca upadła na ziemię i potoczyła się w kierunku ognia, a zakrwawione ciało bezwładnie upadło na ziemie. Nie minęła nawet chwila a cały obóz stał już w płomieniach, a oprawcy zniknęli, zanim blask ognia mógłby ich zdradzić. Wkrótce rozległy się przeraźliwe, głośne i niekontrolowane krzyki kilku płonących żywcem osób. Jednak wrzaski przebadały gdzieś w głuchej i nieznanej ciszy, a co za tym idzie nikt ich nie usłyszał....


************

Kiazu, Diuna, Hachi, Otachi i Rina, skąpani w strugach deszczu, powoli podążają, spokojnym spacerowym krokiem przez niezwykłą pomarańczowo-brązowa, piaszczysta pustynia, usianą nielicznymi samotnymi drzewami.
- Myślałam, że chociaż tutaj nie będzie padał... - narzekała Diuna.
- Stwierdziłbym nie narzekaj ... ale tym razem ... o dziwo zgadzam się z Tobą ... mogłoby przestać w końcu lać... - Odparł Hachi.
- A to nowość ... - stwierdziła zaskoczona Diuna.
- Ja bym chciała znaleźć już tego zwierzaka! - wtrąciła niecierpliwie i energicznie Kiazu.
- E tam jego chyba tu nie ma a strażnik biblioteki chyba nas oszukał. - stwierdziła Diuna.
- Tylko jaki miałby w tym cel? - spytał Hachi.
- Może ukrywa przed nami prawdziwy cel misji bo w rzeczywistości jest znacznie bardziej ekscytująca! - nakręcała się Kiazu.
- Może ... - odparła Diuna.
- I do tego to jakaś mroczna strona zadania o której nie chce nam powiedzieć! - dodał entuzjastycznie Hachi.
W tym samym czasie Otachi obejmuje, wodną neczankę za ramiona i idąc po cichu z nią rozmawia.
- I jak siostra? - spytał Otachi szczerząc kły.
- Z czym? - odparła Rina.
- Oj, no no wiesz ... to, że rano płakałaś ... - odparł Otachi.
- Eh... od samego początku mówiłam że nic się nie stało ...
- No ja wiem wiem ... ale już jest?
- Tak ... już wszystko jest w porządku ... - odparła Rina z uśmiechem.
- No teraz jak się uśmiechasz to jestem wstanie w to uwierzyć. - Odparł Otachi radośnie szczerząc kły, a następnie dodał: - Dobra nie rozmawiajmy już o tym, ale pamiętaj czasem lepiej działać na chłodno...
- Postaram się ...
- Wiesz Twoja uczuciowość jest przesłodka, ale nic chciał bym abyś płakała kiedy łzy są zupełnie nie potrzebne ...
- Rozumiem ...
- Ty przynajmniej milej to przyjęłaś niż Kurai....
- Niech zgadnę powiedział Ci abyś się nie wtrącał? ...
- Łagodnie mówiąc tak. - odparł Otachi z uśmiechem, a następnie dodał: - No ale sam się prosiłem.
- Heh ... - westchnęła Rina.
- Dobra mniejsza ... ważne że przepraszam, że namieszałem...
- Spokojnie ... nie szkodzi ... - odparła przyjaźnie Rina, a następnie dodała: - To miłe, że o mnie dbasz ...
- Siostra Kocham Cię to o Ciebie dbam ... a teraz Kochana uśmiechnij się proszę, bo uwielbiam Twój uśmiech. - stwierdził radośnie Otachi.
Rina nic mu już nie odpowiedziała jedynie promiennie się uśmiechnęła.
- Co knujecie? - zainteresowała się nagle Diuna.
- Nic takiego ... - odpowiedziała spokojnie i przyjaźnie Rina.
- Próbuję wyłudzić telefon Riny aby sobie pograć w "Wybrańcy gwiazd - walka i magia" - Wtrącił radośnie Otachi.
- W co? - spytała Diuna.
- To ta karcianka osadzona w świecie "Wybrańców Wielkiej Niedźwiedzicy" - wtrąciła spokojnie Rina
- A tak ... to Ty w nią jeszcze grasz? - spytała Diuna.
- Owszem. - odpowiedział radośnie Otachi z uśmiechem, a następnie szybko i entuzjastycznie dodał: - Do jak siostra dasz mi proszę swój telefon?
- Tak, jasne ... - odpowiedziała Rina z uśmiechem, wręczając bratu swoją komórkę.
- Eeeee... a już myślałam, że coś ciekawego planujecie ... - dodała Diuna.
- Och jej co za rozczarowanie. - wtrącił Hachi, z wrednym uśmiechem.
- A Ty siedź cicho. - odparła Diuna
- Hehehehehe ... - zaśmiali się radośnie bracia.


************

Późnym ponurym rankiem, aa tajemniczej brązowo-pomarańczowo- czarnej piaszczystej pustyni, pod wysokim drzewem o ciemnozielonych liściach pasie się niezwykłe stworzenie. Ma ono podłużną głowę smoka, kopyta i uszy sarny, oraz długi ogon lisa. Dodatkowo ozdabia go jeden róg jelenia, znajdujący się po środku czoła stworzenia, wystające kły oraz przeszywające błękitne oczy. To magiczne stworzenie ma przyjemne umaszczenie w czerwono-pomarańczowo-żółtym kolorze, które idealnie pasują to zielonej szyi i puszystego ogona. Po chwili na horyzoncie pojawili się nasi bohaterowie, jednak spokojne zwierzę zdawało się tym zupełnie nie przejmować, podobnie jak padającymi, drobnymi kroplami deszczu. Rozbawienie neczanie z każdą chwilą są coraz bliżej mistycznego stworzenia.
- Patrzcie tam przed nami! - stwierdziła entuzjastycznie Kiazu.
- No jest i nasza zguba! - dodał uradowany Hachi.
- Heh... i stoi sobie jak gdyby nigdy nic ... nawet nie ucieka ... i ten cały strażnik nie mógł po niego sam się ruszyć? - narzekała Diuna, poirytowana deszczem i tą całą misją.
- Jak widać z jakiegoś powodu nie mógł ... - stwierdził Otachi.
- E tam jak dla mnie i tak jest super! - wtrąciła entuzjastycznie Kiazu, a następnie radośnie podbiegła do zwierzęcia.
- Ej... czekaj! - krzyknęli zgodnie bracia i niewiele myśląc udali się za siostrą.
Wkrótce pozostałe dwie neczanki, zgodnie ruszyły za rodzeństwem i niebawem wszyscy znaleźli się już przy majestatycznym Kylan. Rina odruchowo spokojnie podeszła do zwierzaka, który definitywnie ucieszył się na jej widok i radośnie zaczął się do niej łasić.
- Dobra to zwierzak ma już opiekuna ... wracamy czy jak? - spytała Diuna.
- Chyba tak ... chociaż przyznaję, że jak dla mnie to poszło za łatwo ... - odparła delikatnie rozczarowana Kiazu.
Nagle drobny deszcz przestał padać, a po nie długiej chwili pustynia była już zupełnie sucha. W ten rozległ się gwałtowny szmer piasku, który wywołał natychmiastową reakcję neczan oraz tajemniczego zwierzęcia, które schowało się za wodną neczanką w momencie kiedy, gotowa na wszystko reszta otoczyła stworzenie. Szybko się okazało, że nasi bohaterowie zostali otoczeni, przez tajemniczą, zakapturzoną grupkę bliżej nie określonych istot.
- No na reszcie coś się dzieje! - stwierdziła radośnie Kiazu.
- Ty już lepiej milcz ... odparła Diuna, przewracając oczami.


************

W stosunkowo nie dużej, lecz bardzo jasnej komnacie, w której świetliste promienie słońca dodają jej blasku. Przy dużym, brązowym, drewnianym stole zasiada siedmiu wspaniałych władców. Na szczycie stołu tuż przy lśniąco-białej ścianie zasiada sam Ambasador Akara. Po jego prawej stronie kolejno zasiadają ambasador Kana, król Ashga oraz Królowa Sansha. Natomiast po lewej stronie zasiada książę Volaure, Król Eta oraz Ambasador Elinar. Ankara usadził na tym spotkaniu władców, tak aby Ci co nie przepadają za sobą to zasiadali w miarę daleko od siebie.
- Za przeproszeniem Ambasadorze, czemu nasze wieczorne zaplanowane spotkanie tak nagle przeniosło się na ranek? - spytała dociekliwie Sansha.
- Dobre pytanie, my też jesteśmy zaskoczeni. - dodał Ashga, który wygląda zupełnie jakby doskonale znał temat zebrania, a zaskoczenie dotyczyło jedynie jego godziny.
- Szanowni władcy, zgromadziłem Was tutaj tak wcześnie, gdyż w nocy doszło do kolejnego brutalnego zamachu. - wtrącił spokojnie Ankara.
- Kolejny? - z niedowierzaniem zapytał Eta.
- Owszem kolejny, jak do tej pory mieliśmy już ich kilka, a każdy z nich był przemyślany i bardzo dobrze zorganizowany. - kontynuował Ankara.
- My sądzimy, że to sprawka tych samych istot. - wtrącił twardo Ashga.
- To nie możliwe, nie da się przeprowadzić takiego ataku. - dodała Sansha.
- Możliwe, wystarczy, że w naszych szeregach ... oczywiście chodzi mi o nasze armie ... znajdują się zdrajcy albo szpiedzy... ewentualnie mogą to być najemnicy ...- odparł Volaure.
- Potwierdzamy słowa księcia, takie działanie jest w pełni możliwe, a my wojskowi zwykliśmy mówić na takie działanie "Rajd" ... - dopowiedział Ashga.
- Rajd? Pierwsze słyszę. - odparł Eta.
- Od razu widać, że nie nadajecie się na dowodzenie i że nie jesteście wojskowymi. - stwierdził Ashga.
- To takie działanie w taktyce wojennej, które ma na celu wzbudzić panikę i strach, oraz rozszerzyć bezlitosną rzeź, która wbrew pozorom jest dobrze zorganizowana i przemyślana, a sprawcy całego zdarzenia szybko i sprawnie rozpływają się jak kamfora... - dodał mimochodem Volaure, a następnie spytał - Czy może zapalić papierosa? A kiedy pozostali władcy się zgodzili, to przypalił papierosa i mocno się zaciągną.
- Jesteśmy pod wrażeniem. - pochwalił, pełen podziwu Ashga, a następnie dodał: - Młody książę, bardzo prosto to wyjaśniłeś, może nawet za prosto, ale my jesteśmy pod wielkim wrażeniem!
- A czy ten cały rajd nie dotyczy tylko obiektów? - spytała dociekliwie Sansha.
- Dokładnie i przecież obozy wojskowe są obiektami. - dodał Volaure.
- Volaure, masz u nas wielkiego plusa!- nadal fascynował się Ashga
W tym momencie władca Zekeren zakrztusił się, zaciąganym dymem, a ambasador Elinar powiedział:
- Młokos udaje dorosłego i zajmuje się bezsensownymi używkami, wstyd!
- Elinar zostaw go, dzieciak jest w porządku! - stwierdził twardo Ashga, a następie spytał: - Volaure, skąd u Ciebie wiedza wojskowa? Jesteśmy tego bardzo ciekawi.
- Widzisz Panie .... - zaczął spokojnie Volaure.
- Żadne "Panie" jesteśmy Ashga! - odparł twardo władca.
- Widzisz Ashga. - poprawił się książę, zaciągając papierosa, a następnie dodał: - Jak wszyscy wiecie zanim zostałem księciem byłem kapitanem, a wcześniej przeszedłem przez wszystkie możliwe awanse ... zaczynając swoją karierę od zwykłego szeregowca ... - w tym momencie książę ponowie się zaciągną, a następnie kontynuował: - Dossak jaki był wszyscy wiemy, ale mimo wszystko miał wyszkolonych wojskowych, którzy znali zarówno masę teorii jak i praktykę, w końcu turnieje smoków do najbezpieczniejszych nie należą, a dobra armia zwłaszcza w tamtych czasach, była podstawą.
- Musimy przyznać, że od tej strony Dossaka nie znaliśmy, chociaż jak teraz tak myślimy to rzeczywiście miał wyszkoloną armię, którą nie raz widzieliśmy w boju. - odparł dumnie Ashga.
- Szanowni Państwo, wracając do tematu naszego spotkania, musimy pilnie zająć się tymi atakami i jak najszybciej odkryć kto za tym stoi. - wtrącił Ankara.
- Masz rację, jednak to nie będzie takie łatwe, te ataki były w różnych miejscach i na jednostkach należących do różnych armii ... - odparła Kana.
- Jedyne co je łączy to to, że dotyczą naszej zjednoczonej armii ... bo nawet pory dnia zawsze były różne. - dodała Sansha.
- Hmmm... wszystkie dotyczą również małych i samotnych oddziałów, które w większości nie przekroczyły jeszcze kanionu ... - dodał Volaure.
- Masz racje, dobra uwaga... wszystkie zaatakowane oddziały miały zawsze mniej niż 5 istot i były oddziałami zwiadowczymi. - stwierdził spokojnie Eta.
- Tylko nadal nie wiemy, kto stoi za tymi zamachami? - spytała retorycznie Kana.
- Moi ...
- Ja wiem kto za tym wszystkim stoi ... - wtrąciła stanowczo Królowa Sansha wchodząc w słoło samemu Ankarze, a następnie dodała: - Książe Volaure już raz zdradziłeś swojego władce, jaką mamy pewność, że nie zrobisz tego po raz kolejny!
- To tylko puste oskarżenia. - odparł Volaure.
- Tak? Jako pierwszy wiesz gdzie znajduje się każdy oddział, a Twój statek posiada system teleportacji, który umożliwia przetransporowanie jednostki pod odział, aby wykonała swoją robotę, a następnie jakgdyby nigdy rozpłynęła się za nim kto kolwiek tam dotrze! - oskarżała Sansha.
- Z całym szacunkiem Królowo, system teleportacji jeszcze w pełni nie działa, co prawda przeprowadzamy już testy i aby mieć możliwość teleportacji rannych do kliniki na Zekeren i z powrotem na pole bitwy. - odparł Volaure, a następnie szybko dodał: - Jednak do tego potrzebujemy jeszcze dużej ilości prób oraz DNA każdego żołnierza, aby nikt niepożądany nie mógł korzystać z tego systemu.
- Wszystko ładnie pięknie, ale jako jedyny władca nie mieszkasz z nami w pałacu i te Wasze barbarzyńskie turnieje nadal trwają! - odparła Królowa.
- Królowo, musiałbym być przynajmniej głupi, aby prowadzić takie działa i tuż pod Waszym nosem, wiedząc, że pierwsze podejrzenia i tak padną na mnie. - odpowiedział książę, zaciągając się.
- Moi drodzy, uważam, że nikt z nas nie ma z tym nic wspólnego, zwłaszcza, że walczymy w tej samej sprawie i każdy z nas ma wgląd do wszystkich rozkazów. - stwierdził w końcu Ankara, a następnie dodał: - Królowo, póki co Twoje bezpodstawne podejrzenia równie dobrze mogły paść na każdego z nas, łącznie ze mną.
- Ależ Panie, oskarżanie Ciebie to bluźnierstwo! - stwierdził Elinar.
- Dlaczego? Przecież jestem władcą jak każdy z Was i mam dostęp do ogromnej ilości informacji i szczerze, jakbym miał już kogoś podejrzewać to podejrzewał bym siebie, a nie kogoś kto może mniej niż ja. W końcu działania tego typu, wykonują co prawda płotki, lecz za nimi stoją potęgi, o których nikt nie słyszy, gdyż działają w tajemnicy. - odparł spokojnie Ankara, a następnie dodał: - Szanowni władcy, wzajemne oskarżenia tylko nas zniszczą i doprowadzą no naszego upadku.
Po tych słowach ambasadora, zapanowała niezręczna cisza, którą przerwała królowa Sansha, pokornie i spokojnie mówiąc:
- Masz rację, Ambasadorze...
- Tam bez walki giną nasze oddziały! To jest w tej chwili ważniejsze, niż nasze wzajemne bezpodstawne nieporozumienia! - wtrącił twardo Ashga.
- Póki co rozwiązanie naszego problemu wydaje się być proste, wystarczy jedynie zwiększyć liczbę osób w oddziałach. - stwierdziła Sansha.
- Dobry pomysł. - dodała Kana.
- Owszem, moje miłe Panie to dobry pomysł. - pochwalił Ankara, a następnie dodał: - Jednak, ja wybiegam myślami dalej, ponieważ większe oddziały niosą ze sobą pewne konsekwencje.
-Większe koszty utrzymania oddziałów. - wtrącił Elinar.
- Przyjacielu, koszty utrzymania to nie problem... - odpowiedział spokojnie Ankara, a po chwili kiedy wszystkie oczy zwróciły się na niego, kontynuował: - Już nawet 5-6 osobowe oddziały, są dużo bardziej widoczne, a i ze współpracą bywa w nich różnie. Już pomijając fakt, że w takich oddziałach występują już podziały na grupy, które mogą być niebezpieczne.
- Tu się zgodzimy. W małych oddziałach nie ma podziału na grupy i te oddziały znacznie lepiej działają. My proponujemy dodatkowe szkolenia dla oddziałów. - odparł Ashga.
- To może być dobre, oddziały wzbogacone o nowe umiejętności mogą stać się wyzwaniem dla oprawców. - dodał Elinar.
- Czyli czeka nas długi dzień zanim dojdziemy do jakiegoś konkretnego porozumienia. - odparła Kana.
- Randka Ci ucieknie? No ja nie wiem Kub powinien przychodzić na spotkania biznesowe najedzony, lecz co ja wymagam od takiego młokosa jak Ty... - wtrącił Elinar.
- Jestem dobrze wychowana, Ty dziadzie jeden i doskonale wiem o tym! - odparła Kana, a następnie dodała: - Nie lubię długich zebrań w Twoim towarzystwie.
- Rozumiem dzieciaku, za dużo kultury i dobrego wychowania w jednym miejscu przytłacza Cie. Dzieci nie powinny rządzić. - odparł Elinar.
- Tak tak ... dla Ciebie tylko Ashga i TY macie słuszny wiek ... aby władać ... - stwierdziła Kana.
- Proponuję przerwę, aby Ambasador Kana poszła wyssać z kogoś energie, abyśmy my czuli się bezpieczni, a Ambasador Elinar mógł ochłonąć. - wtrącił Eta.
- To zbyteczne, nie jestem głodna, a nawet jeśli bym była to mam kogoś na oku, kto z chęcią zaspokoiłby mój głód. - odparła spokojnie Kana, patrząc kocim spojrzeniem na księcia i mrugając do niego okiem, a następnie dodała: - Więc Ty drogi królu możesz "spać" spokojnie ...
Palący Volaure odwdzięczył subtelnie spojrzenie delikatnie kłaniając się w podziękowaniu za uznanie, a następnie powiedział:
- Słuchacie im szybciej zajmiemy się tymi brutalnymi atakami tym szybciej skończymy i będziemy mogli zająć się swoimi sprawami.
- Volaure, ma racje. My popieramy wniosek. - odparł Ashga.