niedziela, 1 lutego 2015

Epizod 160


".... Amorti Silaha ..."

Koło popołudnia mieszany oddział pod dowództwem bromiańskiego kapitana doszedł do wielkiego placu, przypominającego centrum miasta. W przeróżnych kawiarniach, knajpach i barach, zasiadają Pisaca, którzy bawią się w najlepsze niczym zwyczajni ludzi. Tą przyjemną i sielską atmosferę dopełnia przyjemna, chociaż starodawna muzyka oraz przeróżni kuglarze, cyrkowcy czy inni artyści oraz oświetlone kolorowe lampiony, stare zadbane kamienice i brukowane ulice.
- ŁAŁ! Aż chce się przyłączyć do zabawy. - stwierdziła Kiazu z podziwem.
- To miejsce jest tak wspaniałe, że nawet mnie przyciąga. - dodała Diuna.
- CICHO TAM! - wtrącił stanowczo kapitan, a następnie dodał: - Aby dotrzeć do szpitala musimy przejść przez to chaotyczne miejsce. Najlepiej będzie przejść środkiem, w mieszać się w tłum i tyle.
Neczanie z dezaprobatą przewrócili oczami, jednak nie kwestionowali tego pomysłu na głos.
- Panie Kapitanie, za pozwoleniem tam w kamienicy jest chyba przejście podziemne. - wtrącił Vaatleja, trzymając się za głowę i pokazując na delikatnie skrytą w mroku kamienicę, po lewej stronie wojskowych.
- Właśnie zauważyłem coś, co otworzyło mi drogę do jeszcze lepszego rozwiązania. Idziemy tym przejściem podziemnym w kamienicy. - kontynuował Uamuzi, udając się w kierunku kamienicy.
- Kapitanie ... To nie jest dobry pomysł. - wtrąciła Diuna.
- Oba pomysły są do bani ... - dodała Kiazu.
- Nie obchodzi mnie to, jestem waszym przełożonym i rozkazuje Wam WEJŚĆ DO PODZIEMI! - odparł głośno i stanowczo Kapitan, a następnie dodał: - Moje rozkazy zawsze są trafne! A terasz ruszać dupy i do podziemi!
W tym momencie bromiański odział ruszył za swoim kapitanem. Kriger ruszył dziarskim i stanowczym krokiem, tuz za nim szedł trzymający się za głowę Vaatleja, a na samym końcu niepewnym krokiem ruszył Skauti.
- Uamuzi, co tam się dzieje?- wtrącił generalski głos w słuchawkach.
- Kapitan, ma wyjęte słuchawki. - odparł chłodno Kurai.
- Świetnie ... eh ... słuchajcie nawet jeśli decyzja kapitana jest nie za ciekawa to nie możecie się rozdzielać. To najgorsze co można w tej chwili zrobić. Jak wiecie w pojedynkę nie macie szans na przetrwanie. Idźcie za nimi. - Odparł mało chętnie Generał.
- No weź i Ty oszalałeś? - spytała Kiazu.
-Ekh ...- chrząknął generał.
- Przepraszam Generale ... - odparła Kiazu.
W ten po raz kolejny rozległ się przenikliwy huk, dobiegający z tunelu, który dogłębnie przeszył wszystkie zmysły neczan oraz rozszedł się po okolicy, chwilowo zwracając uwagę Pisaca. Wojownicy, nie wiele myśląc wbiegli do tunelu. A tam tuż po zejściu z kamiennych schodów, oświetlonych delikatnym żółto-pomarańczowym światłem, zobaczyli skąpane w błękitnej mgle skulone ciało Vaatleja trzymającego się za głowę. W koło bromiańczyka iskrzyła się purpurowa krew, rozlewająca się dosłownie wszędzie.
- O rany ... - stwierdziła Diuna.
- O kurka ... on nie żyje ... - dodał Otachi, podchodząc do ciała towarzysza.
- Szybko, zaraz będziemy tu mieli towarzystwo - stwierdził Twardo Kurai, a następnie dodał: - Nie wdepnijcie w krew i biegiem ruszajcie do przodu.
- Nie śmiem protestować Ziom. - Stwierdził Hachi.
- Do tunelu? o nie ja idę górą! - dodała Diuna.
- Nie mamy drogi odwrotu, a lada chwilA Pisaca tu przyjdą i chętnie zjedzą i nas. - odparł Kurai.
- Pokonamy ich! - odparła entuzjastycznie Kiazu.
- To proszę bardzo, ale skończycie tak jak on. - odpowiedział Kurai.
Łapczywy, niewiarygodnie głośny skowyt, wywołujący zimne ciarki na ciele, zwiastował nadejście wygłodniałych Pisaca.
- Yyyy... dobra niech będzie to do tunelu ... - odparła Diuna.


************
- Uamuzi coraz bardziej mnie denerwuje... chyba nadchodzi czas aby wprowadzić mój plan w życie, bo jak tak dalej pójdzie to nikt nie przetrwa wizyty w tym okropnym miejscu...
W ten w generalskim namiocie rozległ się głośny dźwięk dzwonka, który wyrwał Rudego z głębokiego zamyślenia.
- Rudy Biryu słucham? - odparł generał do słuchawki.
- Drogi generale z tej strony Ambasador Ankara ...
- Słucham Panie?
- Mam dla Ciebie, dwie informacje, które postanowiłem Ci przekazać osobiście ... - odpowiedział przyjazny głos w słuchawce, a następnie Ankara dodał: - Pierwsza brzmi tak: Znaleźliśmy Czcigodnego Dae Cheetah, który co prawda nie przyjedzie na pole bitwy, ale wraz ze swoją uczennicą wykona rytuał pieczęci na odległość i ponownie zamknie Pisaca.
- Świetnie!
- Jednak mam nadzieje, że zdajesz sobie sprawę, że to może potrwać nawet kilka dni...
- Oczywiście Panie Ambasadorze ... a jaka jest druga nowina?
- Czcigodny Dae Cheetah prosił aby przekazać, aby oddział omijał z daleka podziemne przejścia, gdyż tam mieszkają najstarsi z rasy Pisaca, którzy polują cierpliwie i skutecznie.
- Ambasadorze ... Ale co to oznacza?
- Poszperałem w księgach i natrafiłem na informację która mówi o polowaniu Pisaca, polegającym na tym że Pisaca stoi nieruchomo niczym pomnik, który ożywa dopiero w momencie pokazania się ofiary. Jednak taki Pisaca rusza się z zawrotną szybkością tylko w tefy kiedy postać nie patrzy.
- O nie ...
- Generale według opisów, one poruszają się tylko kiedy ofiara znajduje się w tym samym pomieszczeniu. A co za tym idzie kiedy ofiara jest na przykład w pokoju obok to taki Pisaca nie ruszy się nawet o milimetr.
- Rozumiem Ambasadorze i dziękuję, a teraz muszę to jak najszybciej przekazać oddziałowi.


************
Długi oświetlony korytarz, o ciemnych ścianach, skąpany w szaro-niebieskiej mgle, pełen przeróżnych drzwi. Neczanie szybkim krokiem dogonili bromiański oddział uszczuplony o kolejną osobę. Mocno przerażony Skauti w milczeniu podążał tuż za neczanami. Z jednej strony zwiadowca trzyma się na uboczu a z drugiej strony widać, że bardzo pragnie towarzystwa neczan. Przodem idzie Uamuzi oraz Kriger. Natomiast neczański generał poinformował już oddział o doniesieniach od samego Ambasadora Ankary.
- Robi się coraz straszniej... - stwierdziła Diuna.
- E tam ... zapowiada nam się przemiły i wspaniały wieczór ... - odparła ironicznie Kiazu, a następnie dodała: - Kurai, a Ciebie nasz kapitan nie wkurza?
Elektryczny neczanin nic jej nie odpowiedział, natomiast odezwał się Hachi:
- Siostra zostaw go, jego dłonie od jakiegoś czasu delikatnie iskrzą....
- Lepiej nie wkurzaj go ... - dodał Otachi.
Nagle rozległ się znajomy stresujący skowyt, a tuż po nim dało się usłyszeć zbliżający się głośny, tupot stóp.
- Idą tu. - stwierdził chłodno Kurai.
W ten wszyscy wojskowi zaczęli biec przed siebie, nie zwracając zbytnio uwagi na to co dzieje się za ich plecami. Podczas szybkiego biegu, pełnego strachu potęgowanego przez straszliwie piszczenie, nasi bohaterowie nie znacznie się rozdzielili.


************
W tajemniczym, ciemnym, półmrocznym pokoju w którym dominuje czerń oraz pomarańcz, jedynym oświetleniem są niewielkie lampki o szczelnych pomarańczowych ażurach. Wszystkie meble w tym strasznym i mrocznym pomieszczeniu zdają się być czarne, wszystko dzięki intensywnie pomarańczowemu światłu, które jest wspaniałą, hipnotyzującą, swoistą maską tego niewielkiego pomieszczenia. Nagle do tego niezwykłego i dziwnego pomieszczenia wpadła zdyszana i mocno przerażona Kiazu, która z ogromną szybkością zatrzasnęła za sobą drzwi i z ulgą się o nie oparła. W ten za drzwiami dało się słyszeć głośne kroki, które przeszły tuż koło drzwi za którymi ukrywała się dziewczyna i poszły dalej oraz bardzo głośny i przenikliwy huk. Tym czasem ciężko oddychająca neczanka, otworzyła oczy i wśród czarnych mebli spostrzegła wysoką rzeźbę, o ludzkim wyglądzie i przerażającym wyglądzie. Kiazu zbladła, a jej przerażone, piękne czerwone oczy, które w panującym świetle mają uroczy płomienny odcień, zrobiły się ogromne, a samą dziewczynę sparaliżował strach. Ognista neczanka bała się nawet mrugnąć, kiedy te wszystkie przeraźliwe posągi patrzyły na nią swym pustym wzrokiem. Bezdźwięczny, głuchy pokój, sam w sobie sprawia, że po całym ciele, przechodzą chłodne ciarki a każdy kto przebywa w tym miejscu zalewa się zimnym potem. Po paru pełnych napięcia i strachu chwilach, oczy Kiazu zaczęły łzawić i domagać się zamknięcia, jednak neczanka uparcie walczyła ze sobą aby pod żadnym pozorem nie zamknąć oczu. Mimo wszystko, przerażona dziewczyna w końcu szybko mrugnęła. W tym momencie okazało się, że posąg, z wyciągniętymi pazurami, wręcz gotowy do ataku, znajduje się tuż przy płaczącej z przerażenia neczance i wygląda jakby chciała ją pożreć. Puste, chłodne wnętrze różowych oczu rzeźby, dostarczało kolejnej straszliwej dawki przerażenia. W ten Kiazu walcząc ze sobą i widząc w koło śladowe ilości niebieskiej mgły, przywołała ogromną czerwono-pomarańczowo-żółtą falę płomieni która spowiła całe pomieszczenie, paląc wszystko co wpadło w jej zasięg.
- Nie ... to nie możliwe ... normalnie jak sen Diuny, po dyniowej zupie ... - stwierdziła Kiazu z łzami w oczach, a następnie zamyśliła się: - Głupia co Ty wyprawiasz!? ... Heh ... czemu te durne oczy jak długo nie mrugają to łzawią? ... przez to wychodzę na potulną owieczkę a nie na wojownika! ... Weź się w garść dziewczyno i olej sobie tą głupią mgłę ... czas być sobą!
Nagle Kiazu spojrzała zdeterminowanym spojrzeniem i otaczając się ogromną ognistą kulą, mrugnęła. W tym momencie zapanowała mroczna, nieprzenikniona, upiorna ciemność, a całe pomieszczenie wybuchło. Neczanka z hukiem wyleciała na korytarz, zawalając przy tym przejście, i otaczając się ogniem szybko uciekła przed siebie. Po paru chwilach ognista neczanka, zalana łzami, które powstały głownie z długiego nie mrugania, dobiegła do Otachiego, Riny i Kurai'a.
- O Kiazu ...Ty nie z przodu? - stwierdził zaskoczony Otachi.
- No Hej ... wiązałam buty - odparła Kiazu.
- Ej ... Ty ryczysz? - spytał Otachi.
- Nigdy ... jestem wojownikiem! - odparła stanowczo Kiazu.
- Pisaca? - spytała niepewnie Rina.
- Taaa ... nie chce o tym rozmawiać ... - odparła Kiazu, przyśpieszając.
W tym momencie oczom biegnących neczan ukazało się zakrwawione smukłe ciało mężczyzny, o mocnych rysach twarzy, długich, rozpuszczonych, lekko zmrożonych cynamonowych włosach oraz ostrych, przenikliwych cynobrowych oczach., którymi patrzył przeszywającym stanowczym spojrzeniem.
- O rany to Kriger! - stwierdziła z przerażaniem Kiazu zwalniając.
- O kurcze, te bestie dopadły nawet jego ... - dodał niedowierzający Otachi.
W między czasie Kurai podszedł do ciała bromiańczyka i prawą, lekko elektryzującą się ręką zamknął mu oczy, a zatroskana Rina powiedziała:
- Kurai ...

- Chodźmy! - odparł twardo elektryczny neczanin odchodząc.


************

Przejście podziemne prowadziło do jeszcze starszej dzielnicy, która wygląda na opustoszałą i jest wolna od szaro-niebieskiej mgły. Po prawej stronie od wyjścia z podziemi w oddali widać zapalone światła i palące się latarnie, natomiast po lewo są ciemne mroczne uliczki. Hachi i Diuna stoją lekko z boku i obserwując palącego i wyluzowanego kapitana. Obok neczan stoi poddenerwowany Skauti który nerwowo pali papierosa. Po dłuższej chwili z podziemi wyszła pozostała czwórka neczan. Rina była smutna, Otachi zmieszany, Kiazu podminowana, natomiast Kurai wydawał się być spokojny, chociaż jego ręce iskrzyły.
- No nareszcie! Ile można czekać a teraz marsz za mną! - stwierdził stanowczo kapitan, ruszając w prawo w kierunku świateł i nie czekając na swój oddział.
- Zostańcie - stwierdził chłodno Kurai, a następnie podszedł do bromiańskiego zwiadowcy i powiedział: - Poczęstujesz szlugiem?
- Tak jasne ... - stwierdził Skauti wyjmując papierosy z kieszeni a następnie częstując kolegę papierosem powiedział: - Przepraszam, czasem się zapominam....
- Oj ... to będzie grubo ... - stwierdził Hachi.
- Ktoś tu chyba się zdenerwował ... - dodała Diuna.
W międzyczasie Kurai podpalił papierosa, zaciągnął się, oddał bromiańskiemu zwiadowcy zapalniczkę i bez słowa paląc papierosa skrył się w mroku uliczki.
- No to nasz kapitan ma przerąbane ... - stwierdziła Diuna.
- Kapitan jest silny i mściwy ... - odparł nerwowo Skauti.
- Nie chce nic mówić ale mieliśmy się nie rozdzielać ... - powiedziała Diuna.
- Chyba bezpieczniej dla nas będzie jak on wypali tego papierosa ... - stwierdził Otachi.
- A kapitana tak czy siak dogonimy ... - dodał Hachi.
- Ja na pewno ... ale Ty ślimaku no nie wiem. - odparła Diuna.
- Mówisz o sobie ślamazaro? - odpowiedział Hachi.
- Tak... jasne ... skończ ... nie chce się zniżać do Twojego poziomu, bo nie lubię ziemi ... - odparła Diuna.
- Phi ... Proszę Cię ... jeżeli to ja miałabym się zniżyć do Twojego poziomu, musiałabym odbyć podróż do jądra Ziemi - odpowiedział Hachi.


************
Ciemna uliczka gdzie jedynym źródłem światła jest czerwona, żarząca się końcówka papierosa. Intensywne czerwone światło nieznacznie oświetla twarz palącego Kurai'a i tak naprawdę nie daje za wiele blasku. Wąski, szarawy dym unosi się ku sklepieniu. Elektryczny neczanin spokojnie i powoli zaciąga się papierosem, zupełnie jakby delektował się nim. Po dłuższych paru chwilach do Kurai'a podeszła lekko spłoszona Rina oświetlona jedynie przez jednego jasnego świetlika.
- Kurai .... - wyszeptała Rina.
- Hmm? ... - odparł neczanin zaciągając się.
- W porządku?
- Tak .. - odpowiedział Kurai wypuszczając dym.
- Hmmm... Kapitan gdzieś sobie poszedł ...
- Wiem ... wracaj do reszty ... ja zaraz przyjdę ...
- Na pewno?
- Tak ... poczekaj na mnie z resztą ...
- yhm ... dobrze ...


************
- ... i tak to wygląda Generale ... - stwierdziła Diuna.
- Rozumiem .... - odpowiedział neczański generał siedzący w swoim namiocie i uderzający pięścią w stół, a następnie dodał: - Dajcie mi chwilę ...
- Dobra ... - odparł Hachi.
W tym momencie Rudy odłożył słuchawki i widocznie zdenerwowany wstał z krzesła i starał się poskromić swoją impulsywność.
- Nie to zaszło za daleko ... stanowczo za daleko ... czterech żołnierzy nie żyje, a Uamuzi wydaje się tym nie przejmować ... a na domiar złego zostawia swój oddział ... jak tylko ochłonę to muszę wprowadzić swój plan w życie.... i to szybko ... bo inaczej wszyscy zginą ...


************
Diuna siedzi sobie wygodnie na ziemi, opiera się o ścianę, tuz obok niej siedzi Hachi, dalej jest Rina, która stoi oparta o budynek. Otachi i Skauti nieopodal siedzą na ziemi, natomiast Kiazu stoi i żongluje ognistymi kulkami. Wszyscy wojskowi z jednej strony zajmują się sobą i starają się zabić nudę, która mimo wszystko wkrada się, podasz nerwowego oczekiwania na ich dalsze losy i jednocześnie rozmawiają ze sobą.
- Kurcze siedzenie tu mnie dobija ... - stwierdziła Diuna.
- No ... mam nadzieje, że nic nas nie zaatakuje lada chwila - dodał Hachi.
- E tam ... jak dla mnie może wydarzyć się wszystko byle aby te dziady szybsze od mrugnięcia się nie przypałętały ... - dopowiedziała Kiazu.
- Masz jakieś złe wspomnienia? - spytał Skauti.
- Hmm... Nie ... wiesz nie chciałabym mieć z nimi do czynienia ... zwłaszcza w obliczu ten niebieskiej mgły, która ogranicza nam działania - odpowiedziała Kiazu, a następnie entuzjastycznie dodała: - Chociaż w sumie tu już jej nie ma, wiec skopanie paru tyłków byłoby dobre.
- Hehehe ... ktoś tu się napala na starcie ... - odparł Hachi.
- Ba! ... ktoś musi ... - odpowiedziała Kiazu z uśmiechem i mrugając okiem.
- Nie wiem jak wy ale ja się zrobiłem głodny i zmęczony ... - Stwierdził Skauti.
- Heh ... tej nocy prawie nie spaliśmy i teraz od tylu godzin nie mieliśmy odpoczynku ... - dodał Otachi.
- Ale jest dopiero 17 ... to za wcześnie na obóz ... - dodał Hachi.
W ten do neczan i Skautiego przyszedł Kurai, idący spokojnie z rękami w kieszeniach.
- No Ziom, i co teraz? - spytał Otachi.
- Wy idziecie ciemną stroną, miasta i kierujecie się na szpital ... - odparł spokojnie i chłodno Kurai.
- Luz Ziom ... - stwierdził Otachi.
- Zaraz Ziom a Ty? - dodał Hachi.
- Ja idę za kapitanem ... - odpowiedział Kurai.
- Oszalałeś? - spytał Skauti.
- Kurai ... ale .... - wtrąciła niepewnie Rina.
W tym momencie Kurai, oparł się lewą ręką o ścianę tuż obok wodnej neczanki, prawą dłoń położył na jej lewym policzku, a następnie nie zważając na nic namiętnie oraz pieszczotliwie pocałował swoją ukochaną w delikatnie zaskoczone i spłoszone usta. Tym samym przerywał jej wypowiedź.
- WOW szybki jest ... - stwierdził zdziwiony i zaskoczony Skauti.
- Szybki? Phi .... Uganiał się za nią cały pierwszy sezon... a razem są już dwa może trzy sezony ... straciłam już rachubę ... - odpowiedziała Diuna.
- Przepraszam ... Słucham? - spytał Skauti
- On był szybki dawno temu ... gdyż oni są już parą od bardzo dawna. - stwierdza Kiazu.
- Rozumiem... i wstyd mi, że tego nie zauważyłem ... - odpowiedział Skauti.
- Luz Ziom, na swój sposób to dobrze ... - dodał Hachi.
W tym samym czasie po chwili gorącego i głębokiego pocałunku, rozpalone usta kochanków rozdzieliły się, a Kurai powiedział:
- Wrócę ... obiecuję ...
- Dobra dzieciaki, podjąłem decyzję ... - wtrącił neczański generał, a następnie dodał: - Kurai....
Na te słowa elektryczny neczanin wyjął swoją słuchawkę z ucha, położył ją na dłoni wodnej neczanki i odchodząc chłodno powiedział:
- Idźcie już ..
- Luz Ziom ... - stwierdził Hachi.
- Ej ... jeszcze dzisiaj mamy dotrzeć do szpitala? - spytała dociekliwie Diuna.
Jednak Kurai nic jej już nie odpowiedział. Po chwili wszyscy, którzy zostali ruszyli w ciemne zaułki podziemnego miasta.
- Ej ... czy Kurai, się nie odzywa bo ma tak w zwyczaju czy co? - wtrącił Generał.
- Jakby to powiedzieć ... - stwierdził Otachi.
- Wyjął słuchawkę i poszedł po kapitana ... - dodała Diuna.
- Mam wrażenie, że wie o czymś o czym my nie wiemy... - stwierdziła Kiazu.
- Co macie na myśli? - spytał Rudy.
- Hmm... do tej pory był całkiem spokojny ... jak to on ... ale po wyjściu z podziemi się elektryzował i poszedł zapalić ... - odpowiedział Hachi.
- A on pali tylko jak się nieźle wkurzy ... - dodał Otachi.
- Jak widzę robi się coraz ciekawiej, ale w sumie dobrze się składa... - stwierdził generał, a następnie dodał: - Od tej chwili waszym bezpośrednim przełożonym mianuję Kurai'a .. który chyba sam wziął sprawy w swoje ręce... mam dosyć jego decyzji Uamuzi. Reasumując od teraz Waszym oddziałem dowodzi Kurai.
- Tak jest! - odparli zgodnie wszyscy.
- Przepraszam generale ... ale myślę, że Pan Generał powinien o czymś wiedzieć. - wtrącił wyraźnie zaniepokojony Skauti.
- Tak? - odparł Rudy.
- Nie wiem od czego zacząć ... jednak ... Pan Kapitan ma przy sobie Amorti Silaha ... i ... - jąkał się bromiański zwiadowca.
- Zaraz co to jest Amorti Silaha? - spytała dociekliwie Diuna.
- To broń palna taka, jak pistolety, karabiny, strzelby i tak dalej zasilane energią. Bardzo skuteczne, gdyż zwiększają moc posiadacza i zadają bardzo bolesne rozległe rany... - odpowiedział Generał, a następnie dodał: - Skauti i co w związku z tym?
- Yhm ... to może ... ja zacznę ... od początku ... - stwierdził nerwowo Skauti, przypalając papierosa.


************
Chłodny skryty w półmroku uliczny zaułek. Blade oświetlenie latarni nieśmiało wkracza w ciemność uliczki i tym samym sprawia, że stare mury, pozornie opustoszałych budynków nabierają tajemniczego uroku. Tymi zakamarkami przenikają Kurai, idący nieco z tyłu, oraz Bromiański Kapitan, który rozbieganym wzrokiem rozgląda się po okolicy i szybkim krokiem nerwowo idzie przed siebie. Nagle Uamuzi, uśmiechnął się wrednie pod nosem i jednym, bardzo szybkim ruchem wyciągnął z pod marynarki czarny pistolet, a następnie gwałtownie odwrócił się i wystrzelił z tej broni, w kierunku neczanina. Rozległ się przenikliwy i przeszywający huk, a jasno niebieska kula przeleciała tuż koło głowy Kurai'a, który w ostatniej chwili zdążył się delikatnie przesunąć.
- Ty gnoju jak śmiałeś?! ... - stwierdził stanowczo kapitan, a następnie z szaleńczym uśmiechem dodał: - Skoro nie chcesz być moim ordynansem to czas byś zginął szmato!
W tym momencie bromiańczyk ponownie wystrzelił z pistoletu. Tym czasem Kurai ponownie się przesunął i w mgnieniu oka pojawił się za kapitanem, po czym prawą ręką, złapał za broń przeciwnika i wycelował ją w ziemię. W ten pistolet ponownie wypalił, a neczanin drugą ręką, z dużą siłą uderzył bromiańczyka, w klatkę piersiową,c o spowodowało, że Uamuzi gwałtownie wypuścił broń i upadł na ziemię. Cała ta sytuacja trwała zaledwie ułamki sekund. Zdezorientowany kapitan leży na plecach i próbuje przeanalizować zaistniałą sytuację.
- Proste Amorti Silaha nie jest wstanie mnie przestraszyć ... - stwierdził chłodno Kurai, jednocześnie wyrzucając pistolet.
- To ciekawe co ... - odparł twardo Uamuzi szykując się do lodowego ataku. Jednak w tym momencie tuż przy gardle kapitana pojawiła się iskrząca elektryczna katana. Przerażony bromiawiańczyk z trudem przełknął ślinę i przerwał swoją wypowiedź.
- Tylko spróbuj, a poderżnę Ci gardło. - powiedział lodowatym tonem Kurai.
- Jestem szybszy od Ciebie!
- Tak? To może się przekonamy? - odparł neczanin, patrząc przenikliwym spojrzeniem w oczy kapitana i jednocześnie nieznacznie przesuwając swoją katanę bliżej skóry rywala.
Po dłuższej i niezręcznej chwili milczenia kapitan swobodnie położył ręce na ziemie, zaprzestając tym samym gromadzenia energii do ataku.
- Od teraz ja tu dowodzę zrozumiano? - stwierdził twardo i chłodno Kurai, trzymając ostrze tuż przy szyi przeciwnika.
- Ty psie! - stwierdził Uamuzi.
- Nie pozwolę aby ktoś jeszcze zginął przez Twoje niedorzeczne decyzje i zabawę w zabijanie.
- Jak śmiesz! Staniesz przed sądem.
- Nie podoba mi się twój ton ... - odparł Kurai prawie przecinając skórę, na szyi przeciwnika i cały iskrząc.
- Dobra ... dobra ... po co to nerwy ...zrozumiałem.- stwierdził pokornie, wystraszony kapitan.
Po chwili elektryczny neczanin zniwelował swoją broń, a następnie chłodno powiedział:
- Ruszaj się, musimy dogonić resztę.
- Tak tak ... - odpowiedział spokojnie kapitan z niezadowoleniem, a następnie kiedy neczanin się tylko odwrócił, Uamuzi wystrzelił wielką niebiesko-błękitno-białą lodową kulę, która lecia prosto na plecy przeciwnika. W ten Kurai odwrócił się i w ostatniej chwili odbił energię. Lodowa moc kapitana doszczętnie zamroziła sporą część kamienicy, o którą rozbił się przebiegły atak, a Uamuzi z niewiarygodną szybkością ruszył do kolejnego szalonego i niespodziewanego ataku.


************
- Nie no Ziom żartujesz? - stwierdził niedowierzający Hachi.
- Nie nie żartuję ... widziałem na własne oczy jak kapitan Uamuzi zastrzelił Vaatleja mówiąc "Zhańbiłeś armię, więc teraz śmieciu stań się pożywką dla Pisaca" ... - odpowiedział przerażony Skauti, a następnie dodał: - A Kriger zginął zamiast mnie ... osłonił mnie ...
- O chudy byk ... - przeklął neczański generał.
- Panie generale .... ja wiem, że niebawem zginę... ale proszę ... aby kapitana spotkała kara....- stwierdził bromiański zwiadowca.
- Spoko Ziom nie damy Cie skrzywdzić. - stwierdził Hachi.
- Prędzej ja go dopadnę niż on Ciebie. - dopowiedziała Kiazu.
- Czekaj, czy jak to całe Amorti Silaha strzela to wydaje taki okropny, przeszywający dźwięk? - wtrąciła Diuna.
- Tak ... - odpowiedział Skauti.
- To wszyscy czterej bromiańczycy z ginęli z ręki kapitana ... - odparła Diuna.
- Skauti spokojnie nic się nie stanie, Wasz nowy dowódca nie pozwoli aby ktoś jeszcze zginął z rąk kapitana,a potem wezmę Cie pod swoje skrzydła i zapewnię ochronę... - wtrącił stanowczo generał, a następnie dodał: - Założę się, że Kurai odkrył to wcześniej i upewnił się w podziemiach i spowodowało, że mu się ulało ...Eh ... a sprawą kapitana za chwilę się zajmę i pamiętajcie nie słuchajcie jego rozkazów i nie dajcie mu się zastraszyć. Jak tylko włoży słuchawki osobiście poinformuję go o zmianie dowodzącego.
- Tak jest! - odparli zgodnie wszyscy.

************
Zacięta i nieustępliwa walka toczy się już długo, jednak żaden z wojskowych nie ma zamiaru ustąpić. Kapitan o lodowych dłoniach co i rusz wyprowadza kolejne szybkie ataki, natomiast Kurai bez większego trudu unika ciosów przeciwnika i kontruje jego ataki. Brukowana uliczka przypomina już bardziej lodową krainę niżeli podziemne miasto, a odgłosy walki niosły się daleko. W ten neczanin wywołał niewielkie napięcie elektryczne, które rozbiło się o lodową barierę przeciwnika i wywołało eklezję, która sprawiła, że ściany budynków popękały, a brukowana ulica przestała być brukowana.
- Nieźle ... - z plugawym uśmieszkiem, pochwalił kapitan, a następnie szykując się do kolejnego lodowego ataku dodał: - Ze mną nie wygrasz!
Nagle walczący usłyszeli zbliżające się pośpieszne kroki. Dudniące, odgłosy z każdą sekundą były coraz bliżej i bliżej. Aż tu nagle tuż za wojownikami pojawiło się kilka widocznie starszych postaci, o głębokich czerwonych oczach i wystających kłach. Kapitan Uamuzi pobladł, doskonale wiedział kim byli przybysze.
- ROZKAZUJĘ CI MNIE BRONIĆ! - stwierdził stanowczo kapitan delikatnie chowając się za plecami rywala.
- Już nie słucham twoich rozkazów. - odparł chłodno Kurai.
- I ty psie chciałeś mną rządzić, a paru Pisaca nie potrafisz pokonać? - stwierdził Uamuzi, zamrażając kilku łapczywych krwi przybyszy.
Obaj wojskowi dość dobrze sobie radzą z Pisaca, łapczywymi na szkarłatną krew płynąca w żyłach wojowników. Jednak odgłosy walki sprawiają, że krwiopijców, mimo elektrycznolodowych ataków, z każdą sekundą przybywa, a sytuacja powoli staje się beznadziejna.
- No frajerze, czas abyś przestał mi bruździć. - stwierdził pogardliwie kapitan, a następnie jednym szybkim ruchem i śmiejąc się złośliwie, stworzył ogromną lodową wierzę zwieńczona ciekną kulą, z której bez trudu mógł oglądać zmagania neczanina z wygłodniałymi Pisaca. Kurai został sam na sam z chmarą niezaspokojonych i nie nasyconych krwiożerców, mających chrapkę na każdą kroplę krwi, jaką mogliby wyssać z ciała neczanina. Nagle Kurai, w koło siebie oraz lodowej wierzy, przywołał lśniącą żółto-białą barierę, która skutecznie powstrzymywała drapieżne Pisaca. Krwiopijcy nachalnie i zaciekle dobijali się, i próbowali przebić się przez elektryczna tarczę.
- Nie możesz wiecznie się bronić, te plugawe bestie tak łatwo nie odpuszczą. - stwierdził pogardliwie kapitan, siedzący wygodnie w swojej krystalicznej, lodowej wierzy.
Elektryczny neczanin nie przejął się słowami Uamuzi, jedynie stanął w lekkim rozkroku i zaciskając pięści zamknął oczy. Wkrótce Kurai zaczął się elektryzować, a nieznaczne wyładowania otoczyły całe jego ciało. W ten włosy neczanina nieznacznie zaczęły falować, zupełnie jakby były targane przez wiatr, a elektryczne wyładowania nabrały na sile.
- Hmmm... co ten gnojek kombinuje ... przecież nie ma najmniejszych szans ... - zamyślił się Uamuzi, jednocześnie uważnie obserwując całe zdarzenie z bezpiecznej odległości.
Nagle bariera znikła, a ogromna żółto-biała, elektryczna fala uderzeniowa rozeszła się po okolicy. Wszystkie Pisaca w sporej odległości, od miejsca zdarzenia zostały porażone potężnym wyładowaniem, wszelkie latarnie w okolicy wybuchły z nadmiaru elektryczności, a lodowa wieża kapitana rozpadła się w drobny mak. W ten, nieprzytomni krwiopijcy padli na brukowaną, pokrytą szkłem ulicę, kapitan z hukiem uderzył o ziemię, a jedynym źródłem światła jest iskrzący się Kurai.
Po chwili elektryczny neczanin twardym i stanowczym krokiem podszedł do siedzącego na ziemi kapitana, złapał go za mundur, podniósł do góry i uderzył nim o ścianę, następnie patrząc przenikliwym i przeszywającym wzrokiem. chłodno powiedział:
- Od teraz, ja tu dowodzę.. rozumiesz?!
- NIE PSIE! - odparł kapitan mrożąc dłonie neczanina, a następnie dodał: - Na pewno nie masz mocy!
W tym momencie Kurai wywołał silne wyładowanie elektryczne, które bez większego trudu rozbiły iskrzący się lód na dłoniach neczanina i dotkliwie poraził bromiańskiego kapitana, który z każdą sekundą coraz bardziej sztywniał i głośniej krzyczał. Następnie wyładowywania zaczęły rzucać Bromiańczykiem.
- Dobra Ty ... Ty ... tu rządzisz .... - odparł rozpaczliwie Uamuzi, drżącym głosem i krztusząc się.
Na te słowa Kurai puścił swojego przełożonego, przestał się elektryzować i twardo powiedział:
- Idziemy!
- Tak, tak ... - odparł kapitan podnosząc się, a następnie dopowiedział w myślach. - Jeszcze tego pożałujesz, sąd wojenny bardzo chętnie się tobą zajmie ... co z tego, że Twoja moc jest niesamowita ... sponiewierałeś mną jak psem, a ja się tak łatwo nie dam ... doniosę na ciebie a wtedy chłystku twoja wojskowa kariera się skończy. A ja wszystko co się tu wydarzyło zrzucę na Ciebie... zobaczymy komu uwierzy sad mi czy tej łachudrze ?... niech się panoszy ... udam pokornego, a jak przyjdzie co do czego to wszystkie moje zbrodnie zrzucę na niego ... i zgnije w więzieniu albo innym równie przyjemnym miejscu ... mam takie plecy, że nie może się na mnie zemścić, ani nic zrobić ... nie wiem kogo by musiał mieć po swojej stronie aby mi dokopać ... heh ... mi się nie da dokopać ... jedno co muszę o nim przyznać to ma szczeniak charyzmę ... jakby go rzucić smokom na pożarcie to on wróciłby jako ich przywódca ...